Nizina Arkadyjska[Rododendronia i okolice] Żelazo i pióro

Niewielka, żyzna nizina, ciągnąca się od Północnej Bramy, przez tereny Rododendronii, Renidii, Rapsodii, aż za rzekę Nefarii i łącząca się ze Wschodnimi Pustkowiami. Niektórzy badacze uważają, że "podkowia nizina" sięga, aż do podnóży Gór Fellarionu. Uznaje się bowiem, że tereny należące do poszczególnych państw należą do niziny, te zaś, które są nie zamieszkałe to Wschodnie Pustkowia.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros nawet dla samego siebie zachowywał się dziwnie. Nigdy nie miał gości. Nigdy, w sensie naprawdę NIGDY. Nie liczył tych z dzieciństwa, wtedy był tylko dzieckiem i było to bardzo dawno temu. Czuł się nieswojo. Nie z powodu Many, raczej dlatego, że sam dobrze nie znał własnego domu. Nie czuł się w nim jeszcze jak domownik, raczej jak intruz. Choć w tych czterech ścianach od dawna nikt nie mieszkał, to miał wrażenie, jakby chodził po obcym miejscu. Brakowało tutaj "domowej" atmosfery. Wielkolud sam nie wiedział jak powinien ugościć swoją nową przyjaciółkę. Starał się jak mógł, chciał jak najlepiej i dla siebie, i dla Many. Może właśnie dlatego jego zachowanie było tak nienaturalne.
- Skoro lubisz warzywa, to możemy coś ugotować - oznajmił.
- Pójdę na targ, kupię coś, zrobimy zupę, bez mięsa, bo mówiłaś, że nie możesz go jeść. - Z jej wywodu zrozumiał, że po mięsie wymiotuje i jest jej niedobrze. Nie chciał by miała jakieś rewelacje pod jego opieką. On sam żarł mięso w wielkich ilościach. W końcu był wielkim chłopem to i żreć musiał dużo. Zwłaszcza, że jego przemiana materii była bardzo szybka. Dla niego taka zupka z warzywek to było za mało. Planował więc pójść na targ i kupić znacznie więcej niż tylko kilka warzyw na jarzynową. W domu miał jeszcze ser, mleko i jajka. Ale on zjadał tuzin jaj na śniadanie. Wypadało więc i tak uzupełnić zapasy. Podejrzewał jednak, że jego gość nie będzie go obżerał. Mana była drobną istotką, która z pewnością nie jadła za dwóch.
- Och... Przepraszam - wydusił z siebie, kiedy dziewczyna powiedziała mu, że nie jest głupia - nie to miałem na myśli. Chodziło mi tylko o to, że daję ci wodę, a nie na przykład zioła. Chciałem tylko... - Nie dokończył, bo jego nowa znajoma zaczęła się rozbierać.
- Nosz ja cie... - Odwrócił się mimowolnie.
- Mana, co Lili mówiła o tym, że jesteś nago? - odezwał się, ale Mana już go nie słuchała. Zerknął przez ramię, choć z jednej strony chciał jej dać prywatność, a z drugiej chciał wiedzieć co ona tam wyprawia. Nogi i wszystko aż do brzucha miała teraz porośnięte piórami, więc to pół biedy. Ale jej piersi zakrywały tylko jakieś amulety i kawałek skóry. No nic... Tauros przemógł się i odwrócił w stronę dziewczyny, chcąc zobaczyć co robi. Smarowała się zieloną maścią, obkładała jakimiś liśćmi. Wyglądało na to, że zna się na leczeniu. W końcu dała mu do obandażowania skrzydło. Już bez większego spinania się opatrzył jej rękę.
- Wiesz, myślę, że skoro już tu jesteś i trochę pobędziesz, to może powinnaś mieć jakieś ubrania - zaproponował.
- Mogę ci coś załatwić, coś co nie będzie cię krępowało a zasłoni to co powinno być zasłonięte. No wiesz, chodzi o to, że się różnimy - plątał się jak małe dziecko.
- No nie możesz mi tu latać na golasa. Musisz być zasłonięta. Bo ja jestem mężczyzną, a ty kobietą. I ja nie mogę cię oglądać nago. Bo tak się po prostu nie godzi - mruczał pod nosem, bo nie miał pojęcia jak ma z tej sytuacji wybrnąć.
- Dobra - westchnął. - Chodź, pokaże ci co jest na górze - ale Mana zdawała się go zupełnie nie słuchać. Z maską na twarzy pomrukiwała coś, może śpiewała, może recytowała jakąś modlitwę. Nie wiedział. Cały czas mówił do niej tak jakby go słuchała, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że ona jest kompletnie w innym świecie. Spojrzał na lisa siedzącego nieopodal.
- I co ja mam teraz zrobić? - powiedział do niego, choć nie oczekiwał odpowiedzi.
- Mana? - zapytał.
- Słyszysz co mówię? - pytał, a z każdą sekundą czuł się coraz dziwniej.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        - Mana pomoże - uśmiechnęła się pogodnie, gdy wspomniał o przygotowaniu zupy i pójściu na targ, cokolwiek to było. Zastanawiało ją tylko czy tutejsze kupić jest tym samym co u niej zebrać albo upolować. Acz i o tym nie miała pojęcia, gdyż zazwyczaj stołowała się u innych harpii albo zupełnie innych plemionach okolicznych naturian.

        - Tauros przepraszać nie musi - zaśmiała się z rozbawieniem i go przytuliła, by się tym nie przejmował, bo nie chciała go urazić ani nie miała nic złego na myśli. Po prostu chciała zaznaczyć, że wie do czego służy woda i to w naczyniu, choć może faktycznie wina leżała po jej stronie i źle sformułowanej uwadze. Czasu niestety nie cofnie, a na błędach się każdy uczy, postanowiła więc nie próbować tego okręcić, bo mogło być po tym jeszcze gorzej, więc zajęła się swoim bolącym skrzydłem. Zaczęła przygotowania do odprawienia rytuału i zapadnięcia w trans.

        Po kilku uderzeniach serca, gdy Tauros skończył owijać jej skrzydło bandażem, Mana przestała widzieć jego kuchnię i znalazła się w jakimś ponurym, granatowo czarnym miejscu z ciemnymi zarysami martwych kształtów, białymi zjawami wędrującymi w tylko sobie znanym kierunku i delikatną jasno błękitną ścieżką zostawioną przez nie. Zaraz też przy dziewczynie pojawił się żółty zarys lisa i podążyła jedną ze ścieżek. Ja jej końcu spotkała ducha staruszki, dawnej, dawnej, bardzo dawnej szamanki, która od narodzin Many pomaga jej i służy radą, a także uczyła ją szamańskiej profesji, co prawda teoretycznie, ale gdyby nie ona naturianka nie byłaby tym kim była obecnie. Starsza kobieta zatrwożyła się, gdy zobaczyła w jakim stanie jest dziewczyna, ale harpia szybko ją uspokoiła i poprosiła jedynie o pomoc w zaleczeniu złamania. Niestety odpowiedź jaką otrzymała w tej kwestii nie była tą, której się spodziewała, gdyż Babcia Una nie była w stanie nic zrobić.
        - Przodkowie się na tobie zawiedli moje dziecko... Nie wiem czym mogłaś ich aż tak rozgniewać, ale niestety nie mogę ci w tej chwili pomóc. Nie martw się jednak, twoje skrzydło z czasem wyzdrowieje i to bez użyczania ci naszej mocy. Masz przez to czas na przemyślenie swoich działań i naprawienie błędów. Zastanów się kochanie czym mogłaś ich tak zdenerwować, znieś cierpliwie i dumnie ich gniew, może po prostu chcą cię poddać kolejnej próbie. A przede wszystkim uważaj na siebie - powiedziała ze smutkiem Babunia znów zawieszając wzrok na bezkresnych zaświatach, obserwując tułaczą wędrówkę tutejszych mieszkańców.

        Dziewczyna nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji i szczerze była bliska płaczu, gdy położenie przez Røda łapki na jej nodze, wyrwało ją z tego transu. Zaniepokojona najpierw poderwała się gwałtownie na równe nogi i rozejrzała nerwowo po pomieszczeniu, a dopiero gdy sobie wszystko przypomniała przytuliła się całą sobą do Taurosa wypłakując się w niego cicho. Nie przez to, że skrzydło będzie ją bolało dłużej niż myślała i nie będzie mogła latać, ale przez to, że nie wiedziała czym aż tak rozgniewała przodków i będzie wielkim, pierzastym kłopotem dla Taurosa.
        - Mana się boi przodków. Przodkowie na Manę źli, Mana nie chce złych przodków - szlochała jak dziecko i jeszcze bardziej się rozwyła, kiedy Rød ugryzł ją w nogę, żeby się opanowała. Niestety marny to przyniosło skutek.

        Niezadowolony lis, starał się łapkami zgiąć sobie uszy by tylko nie słyszeć rozpaczy dziewczyny, gdy warczenie na nią nie podziałało, aż ostatecznie wyszedł z pomieszczenia zwanego kuchnią i na własną łapę postanowił zwiedzić domostwo. Albo raczej poszukać sobie cichego i spokojnego miejsca, do których te jęki harpii nie dotrą by katować dalej jego uszy.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Dom Taurosa był naprawdę duży, nawet jak dla niego trochę za duży. Ale kupno tego domu było dobrą decyzją. No i dostał go za naprawdę niską cenę. Właściciele chcieli szybko pozbyć się nieruchomości. Z tego co wiedział chcieli wyjechać z Rododendronii do Rapsodii, ponieważ ich dorastająca córka miała zdolności magiczne i uznali, że lepiej poradzi sobie w mieście pełnym magii niż w takim, gdzie każda zdolność jest rejestrowana. W Rapsodii było dużo, dużo łatwiej. Tamto miasto aż kipiało od uzdolnionych magicznie osób. Tak czy inaczej Tauros był zadowolony z domostwa. Na dole były trzy pomieszczenia, na górze także. Jemu starczyłby jeden pokój na górze, ale planował w jednym urządzić coś na kształt salonu, w drugim sypialnię, a w trzecim... jeszcze nie wiedział, ale coś na pewno się znajdzie.

Nie miał pojęcia co robi Mana. Nigdy nie widział człowieka, który wpada w taki trans. Domyślał się, że Mana robi coś na kształt medytacji, ale kompletnie nie ogarniał do czego to służy. Stał jak słup soli, nie mając pojęcia co robić. Patrzył na maskę, którą założyła na siebie. Była bardzo ciekawa, nigdy wcześniej nie widział takiej. Musiała być cenna, była zdobiona kamieniami i piórami. Poza tym Mana się z nią nie rozstawała, więc musiała być dla niej ważna.

Kiedy kobieta wstała na równe nogi Tauros spojrzał na nią pytająco. Patrzyła tak, jakby nie wiedziała gdzie jest. Tauros nadal nie wiedział co zrobić. Nagle ciemnowłosa objęła go w pasie i przytuliła się szlochając. Odruchowo objął ją mocno. Bo co innego miał zrobić.
- Mana, co ci się stało? - zapytał, delikatnie głaszcząc kobietę po plecach. Nie miał pojęcia co oznaczają jej słowa. O jakich przodkach mówiła? I dlaczego mieli być na nią źli? Tauros nie znał się na duchach i innych takich. Z resztą on i magia to były dwa różne światy.
- No już, już, spokojnie. Na pewno nic złego nie zrobiłaś. Jesteś dobra. To oni ciebie zaatakowali. - Nord myślał, że to co mówi kobieta może mieć związek z tym co się stało niedawno, z jej pobiciem, ale pewności nie miał.

- Chodź - rzekł miękkim tonem, choć jego niski głos nadal był dość chrapliwy. Wziął Manę na ręce i ruszył do schodów. Wszedł z kobietą na rękach na górę i otworzył drzwi do sporego pomieszczenia. Stały tutaj różne przedmioty, zupełnie do siebie nie pasujące. Jakieś krzesła, stara sofa, komoda, wielka, rzeźbiona skrzynia i dwa, duże fotele. Wszystko to było pozostałością po poprzednich właścicielach. Tauros podszedł do fotela i usiadł na nim, a Manę posadził sobie bokiem na kolanach i przytulił ją mocno, tak by mogła wtulić głowę w jego tors. Tak było dużo łatwiej, nie musiał się do niej schylać. Chciał pozwolić jej się wypłakać.

- No już, popłacz sobie, płacz nie zawsze jest zły, może tak będzie lepiej. - Nie wiedział co innego może zrobić. Zajął się nią jak zranionym dzieckiem, bo tak ją traktował. Choć nie wiedział co doprowadziło ją do łez, to rozumiał, że musiało to być coś złego. Pomyślał, że może w ten sposób choć trochę ukoi jej ból.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Długo wypłakiwała sobie oczy w pierś olbrzyma, a przez to nawet nie zwróciła większej uwagi na to, że została przeniesiona do innego miejsca. Z resztą nie miało to większego znaczenia, szczególnie, że Tauros był cały czas przy niej. Choć był wciąż obcy, dawał jej niezwykłe poczucie bezpieczeństwa i sama jego bliskość, wraz z łagodnym tonem głosu, zaczęły na nią kojąco działać, przyczyniając się do stopniowego uspokajania się dziewczyny.

        - Duchy nie chcą Manie pomóc skrzydła wyleczyć. Źli na Manę, Mana nic nie zrobiła. Mana się boi i boli Manę. - Pociągała smętnie nosem niemal po każdym wypowiedzianym słowie.
        Była całkowicie zdezorientowana i przerażona tą sytuacją, ale dzięki temu jeszcze bardziej się cieszyła i była wdzięczna za towarzystwo oraz pomoc Taurosa, do którego wtuliła się ponownie, acz tym razem nieco zsunęła z twarzy swoją maskę na czubek głowy. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego przodkowie byli na nią źli. Czyżby to przez to, że nie była w stanie pomóc tamtemu kotu, a później sobie samej? Czy to przez to, że zawsze musiała liczyć na dobroć i łaskę innych, gdy była w niebezpieczeństwie? Ale jak inaczej miałaby postępować w sytuacji zagrożenia życia? Przecież szamani byli dobrzy i powinni pomagać wszelakiemu stworzeniu bez względu na okoliczności, nie myśląc przy tym w ogóle o sobie czy o jakimś zysku dla siebie. To wojownicy zajmowali się walką, nie szamani...

        - Mana przeprasza, że Mana jest kłopotem Taurosa. A-ale... Mana nie może się wyleczyć i odlecieć - wyjąkała i zaraz znów się rozpłakała jak dziecko, któremu łakoć spadł na ziemię i ubabrał się w błocie. Lubiła Taurosa i dlatego nie chciała być dla niego ciężarem, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi jasno pokazywały, że tym właśnie dla niego będzie i to dłużej niż przypuszczała.
        - Mana znajdzie sobie jakąś kryjówkę, nie będzie kłopotem Taurosa, Mana nie chce być kłopotem Taurosa, znajdzie kryjówkę - szlochała tuląc się do niego zrozpaczona.
        Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej trwoga zaczęła z każdą chwilą słabnąć, aż harpia zupełnie się nie uspokoiła. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że szamanka została zmożona zmęczeniem i odpływała właśnie coraz dalej do krainy snów, jednakże otwarte oczy, spuchnięte oczy i co jakiś czas odgłos podciąganego nosa jasno temu przeczył.
        Intensywnie myślała o obecnej sytuacji i szukała jakiś rozwiązań, lecz nic nie była w stanie wymyślić. Nie mogła wyjść na ulicę, bo od razu by ją zabito, ale pozostać też nie mogła, Tauros zdawał się mieć dość swoich zmartwień, by przejmować się jeszcze nią. Okropnie się z tym czuła. Nie zamierzała jednak się poddawać tak szybko i chciała chociaż się jakoś odwdzięczyć albo przydać nowemu przyjacielowi. Chwilę jeszcze siedziała mu na kolanach aż zupełnie się nie uspokoiła, otarła oczy i spojrzała na mężczyznę, z którego kolan zaraz się zsunęła i stanęła przed nim. Chciała przykleić na twarz delikatny uśmiech, ale nie była w stanie na sobie czegoś takiego wymusić.
        - Mana przeprasza... - mruknęła jedynie skruszona, spuszczając głowę i wzrok.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros nie wiedział już jak pocieszać biedną dziewczynę. Wszystko robił na wyczucie, bo nigdy nie był w takiej sytuacji. W życiu najemnika raczej nie było płaczących kobiet. Nie do końca wiedział jak się zachowywać, mógł działać jedynie instynktownie i to właśnie robił. To, że zabrał ją do innego pokoju, to, że posadził ją sobie na kolanach, to wszystko zrobił, bo czuł, że tak trzeba. Nie miał dzieci, ani żony, ani nawet kobiety, więc nie do końca wiedział jak postępować.

- Mana, ja nie wiem co to znaczy, że duchy nie chcą ci pomóc. Ja... nie znam się na tej całej magii. - Próbował jej wytłumaczyć. Tauros i magia to były dwa różne światy. No wiedział, że jest jakaś magia ducha, życia, istnienia, ale nie umiał się nią posługiwać i niewiele wiedział na jej temat. Zdawał sobie sprawę, że mnóstwo ludzi posługuje się czarami, ale on miał nikłą wiedzę na ich temat. Dlatego też nie wiedział o co chodzi z duchami i przodkami. Mana jednak nic mu nie wytłumaczyła, dlatego czuł się całkowicie zdezorientowany. No ale cóż...

- Posłuchaj mnie - zaczął poważnie. - Nie jesteś żadnym kłopotem. Owszem, mam swoje życie, plany i zmartwienia, ale uratowałem cię, więc teraz jestem za ciebie odpowiedzialny. - Nie wiedział, czy tak jest, ale tak się czuł. Musiał się zająć tą istotą, inaczej ona zginie ukamienowana przez gawiedź. U niego była bezpieczna, na ulicy nie.

- Nie będziesz szukać żadnej kryjówki. Jesteś chora. Poobijana, masz złamane skrzydło, nie możesz wrócić na ulicę. Nie masz dokąd iść, ja to wiem. Jesteś w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Wiem, że ja też jestem obcy, ale chcę ci pomóc. Nie możesz teraz uciec, bo dokąd pójdziesz, skoro nie możesz latać? Zostaniesz tutaj tak długo jak to będzie potrzebne. Musisz zaczekać aż skrzydło się zrośnie i będziesz mogła latać. Ja wiem, że to miasto nie jest najlepszym miejscem na lizanie ran, ale jesteśmy tutaj i już. Chcę ci pomóc Mana. Rozumiesz? Nie myśl, że jesteś kłopotem. Ja się tobą zaopiekuję. - Nigdy nie był w takiej sytuacji, nigdy nie sądził, że ma w swoim sercu takie pokłady dobra? Nie wiedział, czy tak powinien to nazwać. Nie miał też pojęcia czy zrobiłby podobnie wobec innej istoty. Ale Mana była tak bezradna i tak bezbronna, że musiał coś zrobić, tak kazało mu serce. Może właśnie się zmieniał? Z nieczułego najemnika, w kogoś zupełnie innego.

- Nie przepraszaj. Nie masz za co. Wszystko będzie dobrze. Zostaniesz ze mną, aż skrzydło się nie zrośnie, tak będzie najlepiej. To zły pomysł byś teraz gdziekolwiek szła. I nie ma dyskusji, zostajesz tutaj. Musisz coś zjeść, odpocząć, wyspać się w spokoju, a nie w jakiejś stodole z końmi, czy na ulicy. Potrzebujesz miejsca na odpoczynek, a ja ci je daje. Mam duży dom, starczy tu miejsca dla ciebie i dla mnie. Rozumiesz? - Często pytał, czy Mana go rozumie, dlatego, że dziewczyna słabo mówiła we wspólnej mowie.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Siedząc wtulona na jego kolanach i wsłuchując się w jego głos, zaczynała się powili uspokajać. Wciąż nie była przekonana do tego co mówił, ale wydawał się jakby naprawdę większym problemem byłoby dla niego pozwolenie jej odejść w takim stanie. Odpuściła więc i postanowiła, przynajmniej póki co, się poddać w tej kwestii i go posłuchać. Wiedziała przy tym, że on tak łatwo tym razem nie odwiedzie harpii od jej planów, a dokładniej chęci pomocy mu, albo przydania się w jakiś inny sposób. Może na ten krótki okres znalazłaby coś co nazywa się pracą i przynosiłaby wielkoludowi pożądanych chyba przez wszystkich ruenów. Nie zrozumiałym dla niej było czemu mieszkańcy tej części Łuski tak bardzo je gromadzili, skoro samemu można było zdobyć to co na targu trzeba było kupić: jedzenie można było upolować w pobliskim lesie, a ze skóry zrobić sobie spodnie albo buty, błyskotki nie były nikomu potrzebne, chyba że się było szamanem, ale nawet jeśli to należało je zrobić samemu, a cała reszta tego co udało jej się zauważyć, że także sprzedawano, były dla niej po prostu bezwartościowe i niepotrzebne. Bo po co komu rysunek wodospadu, albo coś podobnego do płachty zwane szalem.

        - Mana posłucha Taurosa. Mana przeprasza upartość - powiedziała już dużo spokojniejsza i opanowana, choć wciąż było widać na jej licu oznaki tego, że przed chwilą płakała, ale zniknięcie tego było kwestią czasu. Ześlizgnęła się z kolan mężczyzny i usiadła po turecku na podłodze przed nim wpatrując się w niego psim spojrzeniem. Chwilę się nad czymś zastanawiała aż w końcu się odezwała. - Przodkowie to duchy przed Maną - zaczęła tłumaczyć. - Stworzyły krainę i założyły klan Many. Przodków już nie ma, duchy przodków pomagają Manie leczyć. Zapobiegać kłótniom. Radzić co zrobić, co dobre a co złe. Mana pomaga duchom odejść do ich krainy, albo się odrodzić w tej krainie. Duchy mówią Manie: "Mana idzie" to Mana idzie, gdzie duchy mówią. Duchy zrobiły Manę Maną. Mana kocha duchy, ale... duchy nie lubią Many - zasmuciła się i zaraz pokręciła energicznie głową jakby chciała odgonić od siebie kolejny przypływ rozpaczy.
        - Mana zobaczy z radością dom Taurosa i pomoże Taurosowi z jedzenie. - Uśmiechnęła się ciepło do niego. Po chwili wstała i przeobraziła ptasie części swojego ciała w typowo ludzkie. - Co Mana ma upolować? - zapytała patrząc na niego wyczekująco i lekko przekrzywiając na bok głowę z pytającym wyrazem.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Wiedział, że mieszkanie z Maną to nie będzie łatwa sprawa, ale jakoś w głębi duszy się nie bał. Miał wrażenie, że jakoś sobie poradzi, po prostu. Mimo braku doświadczenia z ludźmi i nieludźmi. Starał się jak mógł zrozumieć co Mana do niego mówi. Chyba po części udało mu się ogarnąć sprawy z przodkami. Wiedział, że niektórzy kontaktują się ze światem ducha, najwyraźniej harpia była jedną z tych magiń, które to potrafiły. On się nie znał, nigdy nie miał kontaktu z żadnym innym światem, niż ten, który go otaczał. Wychował się w miejscu, gdzie magii było niewiele. Potem miał z nią do czynienia, kiedy został porwany, ale to nie była nauka, to były tortury. Może dlatego wybrał miasto, które miało rejestrację wszelkich magicznych przejawów. To nie była Rapsodia, gdzie praktycznie każdy chadzał ulicami z magią w rękach. Miał swoje topory, które musiał zarejestrować i to by było na tyle jeśli chodzi o czary.
- Nie musisz na nic polować. W mieście jedzenie się kupuje. Musimy iść do sklepu, albo na targ - wyjaśnił wstając powoli z krzesła. Objął Manę wzrokiem i skrzywił się lekko.
- Ale będziesz musiała założyć moją koszulę. Tak, jak mówiłem, po mieście nie można chodzić bez ubrania. Pójdziemy do takiego miejsca, gdzie znajdziemy coś dla kobiet, żebyś nie musiała hasać w moich ubraniach. Sklep to takie miejsce, gdzie można kupić różne rzeczy. Wrócimy, zrobimy jakieś jedzenie i cię ubierzemy. Długo możesz być taka? - Wskazał na jej ręce i nagie ciało.
- No wiesz, w ludzkiej postaci? - spytał.
- Wtedy jest cię łatwiej ubrać, ale nawet jeśli nie możesz być ciągle taka, to też coś znajdziemy. Obiecuję. - Może za wiele razy to powtarzał, ale wiedział, że jej nie okłamuje.
- Wyjdziemy z domu, kiedy się ubierzesz, z resztą... ja też muszę coś na siebie założyć - wspomniał o sobie, bo przecież sam był teraz półnagi.
- Ale nie bój się. Nikt nie zrobi ci krzywdy, ja cię obronię.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Słuchała go uważnie, a z każdym kolejnym słowem jej oczy coraz to szerzej się otwierały i intensywniej skrzyły się dziecięcą ciekawością oraz entuzjazmem. Nigdy nie była w sklepie, acz pamiętała, że jej elfi przyjaciel też coś takiego jej tłumaczył, ale najwidoczniej musiało wypaść harpii z głowy od nadmiaru emocji i wrażeń. A zapowiadało się, że ten dzień będzie ich pełen. Zastanawiała się też czy będzie jakoś w stanie Taurosowi pomóc i odwdzięczyć się mu za okazaną pomoc. Ale...tutejsi mieszkańcy nie za specjalnie ją lubili przez jej skrzydła. Nie, nie mogła tak myśleć, bo nic nigdy nie osiągnie, a szczególnie nie wynagrodzi mężczyźnie jego opieki nad nią. Jeśli tylko pokaże tym ludziom, że nie jest taka zła jak myślą, jeśli się nie podda i nie ucieknie na pewno jej się uda coś znaleźć! I to był dobry plan.

        - Mana lubi ubrania Taurosa, ale Tauros mówi, że Mana ma nosić inne ubrania, to Mana będzie nosić - uśmiechnęła się ciepło do niego i skierowała się w stronę wyjścia z pokoju by pójść po koszulę mężczyzny i poczekać na niego, a po tym razem udać się do sklepu. Przystanęła jednak przy drzwiach i spojrzała na niego z zamyśleniem. Czy w ogóle wiedziała jak długo umiała przypominać zwykłego człowieka? Nigdy się nad tym nie zastanawiała i nie zwracała na to uwagi, bo przeważnie zbyt często nie upodabniała się całkowicie do ludzi. - Mana myśli...pół świeczki? - spytała niepewnie, wpatrując się w norda, jakby on miał potwierdzić bądź zaprzeczyć jej słowom. - Mana nie wie, Mana nigdy o tym nie myślała, Mana nie potrzebowała. - Posmutniała i spuściła wzrok, nie mogąc mu udzielić zadowalającej odpowiedzi. - Mana Taurosowi pokaże, jak Mana i Tauros się ubiorą. Mana wie, że Tauros Manę obroni. Mana się cieszy, że poznała Taurosa, Mana dziękuje. - Rozpogodziła się, a po ostatnich słowach podeszła do niego i przytuliła mocno ze szczęściem.

        Po niedługiej chwili puściła go i wyszła z pokoju. Ostrożnie, by niczego w gnieździe, to znaczy domu Taurosa, nie zepsuć, zeszła do kuchni, gdzie leżała porzucona przez nią koszula i zaraz ją na siebie założyła. Zaciekawiony obrotem sytuacji, jak także tym co znowu szamanka kombinuje, lis podreptał za nią. Przysiadł przed drzwiami do domu i obserwował, co odziana w samą koszulę dziewczyna robi na podwórku bez swojego ochroniarza. Czegoś na początku szukała, po tym rozglądała się po niebie, aż w końcu zaczęła rysować na piasku coś co po wbiciu w środek patyka przypominało zegar słoneczny. Co prawda nie wiedziała ile już czasu minęło odkąd chodziła z ludzkimi kończynami, ale w sumie chciała mu tylko pokazać jak długo, jak jej się wydawało, mogła tak wyglądać. Choć obecnie nie miało to większego znaczenia. W końcu dziewczyna była głodna i zmęczona, z nadwątlonymi siłami magicznymi, ale nie za specjalnie zwracała na to uwagę. Nie wiedziała natomiast, że im częściej z tego korzystała tym bardziej rozwijała tę sztuczkę i minimalnie wydłużała czas swojej zmiany.
        - Tauros spojrzy - zawołała i podbiegła do niego jak wyszedł. Złapała go za rękę i zaciągnęła do swojego tworu. - Mana myśli, że tyle może tak wyglądać. - Zaznaczyła grubą kreską jedną z innych mniejszych, które miały symbolizować godziny, a po tym kamykiem zaznaczyła odcinek pomiędzy tą a następną kreską. Spojrzała wyczekująco na towarzysza, mając nadzieję, że spodoba mu się taka odpowiedź i będą mogli pójść do tajemniczego sklepu. Ciekawiło ją jak wyglądał, czy jak gniazdo Taurosa, a może jak u Lili?
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Kiedy Mana przytuliła się do niego ponownie, objął ją swoimi wielkimi ramionami. Nie lubi tego jak wyglądał. Żyły wyraźnie widoczne pod skórą. Zarysowane tak ostro, jakby chciały wyskoczyć. Ramiona nazbyt szerokie i mała głowa, do tego siwizna. Chociaż do białych włosów i zarostu jakoś się przyzwyczaił. Może nie zaraz lubił, ale to mu tak nie przeszkadzało jak przerost mięśni. Oczywiście były też plusy takiego wyglądu i siły jaką reprezentował. Nikt nie śmiał go zaatakować, radził sobie praktycznie z każdym. Wiadomo, nie miał tu na myśli smoka, czy innego gada, ale z ludźmi nie miał problemów, bo każdy kto go widział - bał się. Zastanawiał się czasem jakby to było z minotaurem, ale jak na razie żadnego nie spotkał.

Mana była dla niego bardzo kruchą istotą. Tym bardziej czuł, że powinien ją bronić. Kiedy wyszła z pokoju przeszedł do drugiej izby, by wyciągnąć z kufra świeżą koszulę. Wielka, lniana tunika w szarym kolorze leżała na samym wierzchu i nordowi nie chciało się szukać niczego innego. Założył ją przez głowę i zawiązał tasiemkę przy szyi. Te chwilę spędzone samemu dały mu czas na myślenie. Czy aby na pewno dobrze zajmie się Maną? Czy nie rzucił się na głęboką wodę? Ale kto jeśli nie on? Komu miał oddać opiekę nad nią? Przecież nie miała tu nikogo. Nie mógł podrzucić jej Lili, przecież to tak nie działało. Westchnął ciężko, ale zaraz potem wyprostował się, przygładził tunikę i ruszył na dół. Da sobie radę, da. Musi.

Many nie było w kuchni, ale drzwi na podwórze były otwarte, a ona była tuż za nimi. Wyszedł na zewnątrz. Mana dopadła do niego i chwyciła go za rękę. Bez oporów poszedł za nią. Spojrzał na narysowany na ziemi zegar słoneczny. Szybko pojął co chce mu powiedzieć dziewczyna. Uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Rozumiem. Tyle czasu możesz mieć ludzką postać. Powinno wystarczyć - odparł.
- Chodź, pójdziemy kupić ci coś do ubrania, coś co będzie pasowało. - Chwycił ją za rękę, niczym małą dziewczynkę i ruszył do wyjścia. Mogli wyjść podwórzem, ale Tauros chciał pozamykać drzwi do swojego przybytku. Przeszli więc przez kuchnię, potem przez inne pomieszczenia i wyszli na zewnątrz, na ulicę.

Niektórzy przechodnie patrzyli na Manę ze zdziwieniem, nie chodziło o skrzydła, bo przecież teraz ich nie miała, a raczej o ubiór, w końcu miała na sobie jedynie "worek" w postaci taurosowej koszuli. Na zabandażowaną rękę nikt specjalnie nie zwracał uwagi. Przeszli kilka ulic. Tauros najchętniej zabrałby Manę na targ, tam mieli wszystko, ale uznał, że to nie jest dobry pomysł. Za dużo ludzi, tłok, krzyki, hałasy, przekupy wrzeszczące do ucha, smród ryb i mięsa. Nie. to zdecydowanie nie było dobre miejsce dla kogoś, kto dopiero poznawał miasto.

W końcu dotarli do niewielkiego sklepiku o wdzięcznej nazwie "Szaty Prymulki". Tauros nigdy nie był w tym sklepie, ale poznał na tyle miasto by wiedzieć, gdzie jest taki przybytek. Był trochę niepewny, bo jakoś nieszczególnie znał się na tych całych szmatkach, które nosiły kobiety, ale przecież nie był głupi, widział co nosiły damy i mieszczanki. Był pewien, że coś tutaj znajdą. Weszli do środka, mały dzwoneczek zawieszony nad drzwiami zadzwonił cichutko. Nord przytrzymał drzwi i pozwolił wejść do środka Manie.

Izba nie była duża, ale też nie należała do najmniejszych. Ze wszystkich stron otaczały ich drewniane regały, na których leżały poskładane ubrania dla kobiet, we wszelakich kolorach. Tauros rozejrzał się dookoła. W głębi pomieszczenia stała drewniana lada, a za nią siedziała młoda kobieta o jasnych włosach. Uśmiechnęła się do nich szeroko i wstała z małego stołka, na którym siedziała. Wyszła zza lady i podeszła do swoich gości.
- Dzień dobry - przywitała się pogodnie.
- Dzień dobry - odparł Tauros, chciał jeszcze coś dodać, ale nie zdążył, bo dziewczyna mu przerwała.
- Widzę, że potrzebujemy czegoś dla młodej damy - odezwała się spoglądając na Manę. W jej wzroku nie było pogardy, ani zdziwienia, mimo tego co Mana miała na sobie.
- Proszę, proszę. Można się rozejrzeć. A może od razu pomóc? - Kobieta wydawała się bardzo miła i wzbudziła zaufanie norda.
- Właściwie potrzebujemy... No, czegoś co miałoby dół i górę. - Taurosowi mocno nie wyszło to wyjaśnienie. Sklepikarka zaśmiała się cichutko.
- Chodzi panu o to, by góra i dół były osobno - stwierdziła bardziej niż zapytała. Tauros kiwnął głową.
- I widzi pani, nie może być rękawów, bo moja przyjaciółka ma złamaną rękę, ale może coś takiego co się narzuca na ramiona, żeby nie było jej zimno? Pani wie? Żeby nie marzła. - Nord ewidentnie nie znał się na ubraniach, ale bardzo się starał, choć wychodziło to raczej komicznie.
- To może młoda dama powie nam co by ją interesowało? - zapytała kierując słowa wprost do Many.
- No spódnica jakaś i coś na wierzch? A może suknia? Nie wiem, czym to się różni za bardzo, ale na dół, ale coś takiego co nie krępuje ruchów - wtrącił, ale zaraz potem słysząc swoje kolejne słowa uznał, że może lepiej zrobi jak się zamknie i da pracować jasnowłosej. Sklepikarka podeszła do Many.
- Chce panienka jakiś konkretny kolor? Może krótsza spódnica i jakaś bluzeczka. A może gorset? Chociaż pani mąż mówił, że to ma być coś swobodnego. To może tunika? Czarowny kolor? Ładnie kontrastował by z pani włosami? Hm?
Tauros chciał się wtrącić i powiedzieć, że Mana nie jest jego żoną, ale zaraz potem usłyszał słowo "gorset".
- Nie, nie. Nie, gorset nie. Coś luźnego, normalnego, żadnych tam wymyślnych szmat... Ubrań znaczy, ubrań - poprawił się.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Szczęściu dziewczyny nie było końca. Nie dość, że Taurosowi spodobał się jej wskazywacz wędrówki słońca po niebie, to jeszcze zaraz po chwili chciał z nią iść na spacer i do enigmatycznego sklepu. Do tego chwycił ją za skrzydło...to znaczy rękę. Był taki ogromny i jednocześnie taki delikatny, prawie jak niedźwiedź, choć misio miał jeszcze miłe futerko. Zastanowiła się przez moment nad tym. Tauros przypominał jej rogacza bez rogów i kopyt, ogona i futra, albo dziwnego niedźwiedzia bez pazurów, futra i ogonka. W sumie ogonek mógł mieć schowany... A może Tauros był tak naprawdę niedźwiedzio-ludziem? Kiedy przelatywała nad bardzo zimnym i pokrytym białym czymś terenem widziała całe plemiona niedźwiedzio-ludzi i niedźwiedzi i ludzi w jednym klanie. Mogłaby dać się z piór oskubać, że kilku tamtejszych mieszkańców było tak wielkich i silnych jak Tauros. Nie było więc wątpliwości, że jej nowy przyjaciel był jednym z nich!
        - Tauros ma futro? I ogonek? Tauros jest niedźwiedzio-ludziem, prawda? Mana widziała niedźwiedzio-ludzi, Tauros wygląda jak niedźwiedzio-ludź, albo niedźwiedź bez futerka i ogona, albo rogacz bez rogów i kopyt i futerka. Rogacze nie mają tak miłego futerka jak niedźwiedzie. Tauros na pewno jest niedźwiedzio-ludziem. Tauros jest bardzo miły i Tauros musi mieć miłe futerko, Tauros jest niedźwiedzio-ludziem, Mana to wie! - Zaczęła świergotać z entuzjazmem, podskakując przy nim jakby kłębiące się w tym małym ciałku emocje nie mogły znaleźć ujścia. Była przeogromnie szczęśliwa, że rozwikłała zagadkę czym jest jej towarzysz i to jeszcze zanim sam jej o tym powiedział.

        Jej radość jednak szybko minęła jak tylko wyszli na częściej uczęszczane ulice i z niewielkich grupek sporadycznie przechodzących ludzi, zrobił się według niej ogromny tłok. Co prawda przez ulicę przechodziło może około dwóch tuzinów mieszkańców, ale jej to wystarczyło by przypomnieć sobie jaki tłok się wokół niej zrobił, po tym jak chciała uratować kotka przed tamtymi ludzkimi pisklętami. Nie skakała już i przytuliła się kurczowo do ramienia Taurosa, nawet nieco się za jego potężną ręką chowając. Rød dreptał za nimi od niechcenia, a gdy harpia zaczęła odczuwać strach syczał, prychał i warczał na każdego kto na nią spojrzał, z początku podbiegając do takich osób i strasząc, że chce ich dziabnąć w kostkę, lecz po tym z rozbiegu wskoczył na barki na olbrzyma i siedząc tam niczym władca na wzbudzającym strach, piekielnym ogierze, posyłał wrogie spojrzenie każdemu obserwującemu ich mieszkańcu.

        Przechodząc może ze dwie uliczki od targu, zeskoczył z norda i wiedziony zalatującym z tamtej strony zapachem pyszności, zniknął zaraz za rogiem w wiadomym celu. Z resztą jego ochrona nie była już potrzebna, bo zaraz para weszła do sklepu, w którym Mana się rozluźniła, a dźwięk dzwoneczka nad drzwiami na nowo ją rozweselił. Puściła wielkiego przyjaciela i gdy on wszedł głębiej do przybytku z ubraniami i się rozglądał, ona stała przy drzwiach i je otwierała i zamykała, otwierała i zamykała, nie spuszczając zafascynowanych oczu z radośnie brzęczącego dzwoneczka, przez którego dźwięk co chwila chichotała radośnie jak dziecko. Nie miała najmniejszego pojęcia na jakiej zasadzie działa to śmieszne cudactwo, ale chciała mieć coś takiego w swoim gnieździe. Co prawda nie miała drzwi, ale może od powiewu wiatru też by to działało.
        - Dzyń, dzyń, dzy, dzy, dzy, dzyń! - powtarzała ze śmiechem. Była tym wynalazkiem tak pochłonięta, że w ogóle nie docierało do niej o czym rozmawiał jej przyjaciel z tutejszą właścicielką. A przynajmniej dopóki nie doszły jej słowa skierowane wprost do niej. Wyrwana ze swoich kontemplacji odnośnie małego, błyszczącego dzyń dzynia, w pierwszej kolejności popatrzyła na kobietę z przestrachem, ale zaraz przypomniała jej się Lili i odwzajemniła sklepikarce szeroki uśmiech.

        - Dzyń dzyń i kolorowe pióra! Mana zawsze chciała kolorowe pióra. Mana nieraz maluje sobie kolorowe pióra, ale nie są tak ładne jak prawdziwe... - odpowiedziała z radością nie za specjalnie zdając sobie sprawę z tego co powiedziała. Nie wiedziała, że ludzie faktycznie mogą obdzierać ptaki z piór i robić sobie z nich stroje, a harpii bardziej chodziło o to by jej własne pióra zmieniły się na kolorowe co raczej nie było możliwe, a przynajmniej nie na zawsze. Poza tym szybko by zatęskniła za swoimi czarnymi piórami.
        - Gorset? - zapytała zaciekawiona, przechylając głowę na bok w niezrozumieniu. - Mąż? - zastanowiła się przez moment i spojrzała na Taurosa, po tym na kobietę i znów na Taurosa. Zaśmiała się wesoło jakby właśnie usłyszała zabawny żart. - Tauros nie wąż, Tauros jest ludziem - powiedziała z rozbawieniem, bo myślała, że sklepikarka nazwała wielkoluda wężem, a przecież on ani trochę nie był podobny do węża. One gryzły, syczały były zimne i obślizgłe. A Tauros był miły, ciepły i nie gryzł.

        Słysząc jednak tłumaczenia towarzysza jej rozbawienie się jeszcze bardziej wzmagało, a biedna sklepikarka była jeszcze bardziej zdezorientowana i nie do końca wiedziała co to wszystko ma znaczyć. Nie chciała jednak wyjść na nieuprzejmą, dlatego cierpliwie czekała, w końcu póki co nie miała innych klientów niż niecodzienna para. Jasnowłosej udało się też po chwili namówić dziewczynę by sama się rozejrzała po sklepie za interesującymi ją ubraniami, podczas gdy ona ustalała z bardziej rozgarniętym z tej dwójki mężczyzną na temat tego czego szukać dla jego towarzyszki.

        Trochę czasu im zeszło, tym bardziej, że Mana co chwila przychodziła do Taurosa czy to z biustonoszem, czy majtkami pytając się go co to i po co to oraz gdzie to się zakłada. Raz nawet przyniosła mu prześwitującą parę bielizny z czerwonej koronki, której grubsze hafty przypominały róże. Taka jej się one spodobały, bo wyglądały jak prawdziwe i chciała je sobie wziąć, ostatecznie jednak zakupiona została długa spódnica niemal do kostek, bluzeczka bez rękawów wiązana na szyi, zapinana na broszkę w kształcie liścia długa do pośladków, ciepła peleryna i sięgająca kolan sukienka również bez rękawów. Bielizna wydała się Manie dziwacznym wymysłem podobnie jak buty, dlatego tych kategorycznie nie chciała, acz mogła nie zauważyć jak Tauros je kupował.

        - Teraz warzywka? - zapytała radośnie bardzo ciekawa jak ten następny sklep będzie wyglądał. - Tamta pani miała bardzo ładne gniazdo i Mana słyszała pisklęta bawiące się z psem nad głową - podzieliła się z towarzyszem tą informacją.
        Uwielbiała gadać, choćby i o takich pierdołach. Nieco pewniej się już czuła idąc ulicami miasta skoro ostatnim razem oprócz dziwnych spojrzeń nic złego ją nie spotkało, ale mimo to, wciąż nie puszczała ręki Taurosa. Przy nim czuła się bezpiecznie jak jeszcze nigdy w życiu.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros nie zdążył wytłumaczyć Manie, że nie jest niedźwiedzio-ludziem, czyli niedźwiedziołakiem, jak się domyślał, bo weszli do sklepu. Uznał, że wyjaśni jej to później. W samym sklepie tylko ukradkiem patrzył jak jego towarzyszka bawi się dzwoneczkiem. Była urocza, niczym dziecko, które dopiero wszystko poznaje. Jej śmiech był zaraźliwy. Tauros co prawda nie chichotał, ale uśmiechał się miło i często. Jakoś do tej pory mu się to nie zdarzało. Uświadomił sobie boleśnie, że jego życie było strasznie nudne, monotonne i pozbawione radości. Nie miał jednak czasu by się w tym zagłębiać, bo na głowie miał inne rzeczy.

- Wie pani, bo ona... Ona jest z daleka i nie za bardzo mówi we Wspólnej Mowie. U niej panują trochę inne zwyczaje. Rozumie pani... - próbował delikatnie wyjaśnić sklepikarce zachowanie swojej podopieczne. Dziewczyna robiła dobrą minę do złej gry, pierwszy raz w życiu spotkała taką osobę jak Mana. Starała się jednak pomóc jak umiała i uśmiechała się przy tym szczerze. W końcu nie był to pierwszy problematyczny klient. Skoro radziła sobie z rozkapryszonymi dziewczętami to poradzi też sobie z kimś kto jest jakby troszeczkę... dziki. Dziewczyna próbowała sprzedać Manie bieliznę, ale harpia nie miała pojęcia do czego ona służy. Jakby tego było mało zaczęła przynosić całe te damskie fatałaszki Taurosowi przed nos.

Biedny nord nie wiedział jak się zachować. Nie znał się na tych wszystkich szmatkach, fifi-rifi, koronkach, haftach, wstążeczkach, kokardkach, czy co tam jeszcze było. Uśmiechał się głupkowato, kiedy harpia podstawiała mu pod twarz kolejne majtki. Nie czerwienił się, co to to nie, ale nie miał pojęcia jak wyjaśnić jej, że takie damskie, skąpe ubranka nie są jego domeną, bo był mężczyzną. Na szczęście w najgorszych momentach ratowała go sklepikarka, która zauważyła, że Tauros czuje się nie zbyt komfortowo w tej sytuacji.

Co zaś się tyczy rozmowy o mężu-wężu. Tauros nie chciał wyjaśniać Manie co znaczy mąż, to byłaby znów przeprawa jak przez góry, dlatego puścił to mimo uszu. Sklepikarka nie dopytywała, nie próbowała też tłumaczyć - i bardzo dobrze.

- Tak, teraz warzywa - odparł, kiedy wychodzili ze sklepu, a Mana go zapytała. Uśmiechnął się na wiadomość o dzieciach i psie, on nie zauważał takich rzeczy.
- Widzisz, nie jestem niedźwiedzio-ludziem - wrócił do tematu sprzed wizyty w sklepie.
- Nie mam futerka, ani ogonka, nie zamieniam się w niedźwiedzia. Jestem Nordyjczykiem, pochodzę z dalekiej północy. Tam wszyscy jesteśmy wyżsi i silniejsi niż ludzie stąd - mówiąc, szli powoli w stronę targowiska. Nie chciał jej tam zabierać, ale najlepsze warzywa można było kupić właśnie na targu. Na szczęście większość przekupek z tym towarem stała bardziej z boku, przy wyjściach z palcu, nie w jego centrum. Nord trzymał mocno za rękę swoją nową przyjaciółkę, zwłaszcza kiedy tłum zaczął gęstnieć. Mana znów przytuliła się do jego ramienia jak dziecko. On jednak zabrał na sekundę rękę, by objąć ją za plecy i opleść ramieniem. Musiał przyznać, że z pewnością wyglądali teraz jak para, ale niewiele obchodziło go co ludzie pomyślą o takich dziwakach jak oni. On wielki jak tur, ona drobna jak ptaszek.

Tauros chciał jak najszybciej załatwić sprawę kupna jedzenia. Dlatego podeszli do pierwszego straganu stojącego na brzegu targowiska. Nord pod jedną pachą trzymał pakunek z częścią ubrań, które kupili w sklepie, pod drugą Manę. Nie przebierał w produktach. Poprosił o marchew, pietruszkę, seler, pora i parę innych dodatkowych warzywek. Staruszka, która była sprzedawczynią uśmiechnęła się miło i do Many i do Taurosa.
- Taka ładna z państwa para - powiedziała uprzejmie.
- Nie, my nie... - przerwał jej Tauros.
- Och, niech pan nie mówi. Mój syn też tak opowiadał i opowiadał, a potem, po pół roku brał ślub, bo dziecko w drodze.
- Ale my naprawdę, nie...
- I urodziły się bliźniaki, oba z czuprynami po mamusi, blond loczki, po prostu przeurocze maluchy. A mój drugi syn, to ożenił się jak miał osiemnaście lat, ale dzieci nie ma. Biedactwo. - Przekupka zaczęła nawijać, jak to mają w zwyczaju kobiety na targu. A Tauros wiedział, że Mana mu nie odpuści i będzie musiał jej wytłumaczyć wszystko co kobieta wygadywała.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Wizyta w sklepie z ubraniami była dla Many prawdziwie niezwykłą przygodą. Pośmiała się, poznała kolejną miłą osobę w tym mieście, znów się czegoś dowiedziała i nauczyła, ale przede wszystkim miło spędziła czas ze swoim przyjacielem. No, przynajmniej dla niej był to miło spędzony czas, bo Tauros przez większą część pobytu w sklepie był albo zakłopotany, albo zagubiony. Harpia miała świadomość, że to po części jej wina, dlatego postanowiła następnym razem samej tu przyjść, a wielkoludowi jakoś wynagrodzić jego męki. Tylko... czym, albo jak mogłaby mu się odwdzięczyć. Praktycznie ledwo go znała i nie wiedziała co tak naprawdę lubił. Lubił ją, ale nie było dwóch takich harpii, a ona nie wiedziała jak miałaby się podzielić. Do tego jeszcze dochodził problem czy faktycznie byłby wtedy szczęśliwy mając druga ją jeszcze dla siebie, w końcu to były by dwie Many, a to byłoby dwa razy więcej problemów i zakłopotania u Taurosa, a do tego ona byłaby mu podwójnie dłużna... a może poczwórnie? Powoli zaczynała ją od tego boleć głowa, więc przestała o tym myśleć i postanowiła później porozmawiać z przyjacielem na ten temat. Akurat też ich przygoda w sklepie dobiegała końca, więc Mana podziękowała radośnie sklepikarce i się z nią pożegnała wychodząc z mężczyzną na ulice miasta.

        - Oh - mruknęła i się wyraźnie zasmuciła. Dlaczego? Bo błędnie oceniła jakiej Tauros jest rasy, a życie ją zdążyło nauczyć, że takie pomyłki mogły być fatalne w skutkach dla bezbronnej ptaszyny. W obecnej sytuacji także uziemionej. Długo jednak nie trzeba było czekać by harpia na powrót odzyskała dobry humor.
        - Mana się cieszy, że Tauros nie niedźwiedź. Tauros nie zje Many - zachichotała z rozbawieniem, ale zaraz do niej dotarł bardzo ważny szczegół, którego nie wzięła pod uwagę. Spojrzała na towarzysza z ukosa. - Tauros Nordyjczykiem nie zje Many? - spytała dla pewności z delikatnym przestrachem w czerwonych oczach.

        Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie musiała go o to pytać, bo gdyby chciał ją zjeść to już by zjadł. Nie zaopiekowałby się nią, nie chronił i nie pozwalałby jej się własnie do siebie tulić, gdyby zamierzał ją połknąć razem z piórkami i dziobem. Dzięki temu łatwiej zrozumiała kim byli Nordyjczycy i jak wyglądali. A mianowicie jak ludzie stąd tylko wyżsi i silniejsi i podobni do Taurosa... "Czyli nie jak ludzie stąd..." - zmarszczyła swój drobny nosek przez tę myśl i postanowiła ją dokładniej zgłębić. Bo otóż gdyby Nordyjczycy byli jak ludzie stąd to najpewniej gdyby ją zobaczyli też chcieliby ją pobić i rzucaliby w nią kamieniami, a Tauros tego nie robił, więc nie mógł być uważany za zwykłego ludzia stąd. Czyli, w jej rozumowaniu, Nordyjczycy są mili, pomocni i lubią Manę. W ostatecznym rozrachunku wyszło jej, że Tauros i Nordyjczycy to nie ludzie i bardzo się z tego cieszyła. Mocniej się wtuliła do boku swojego przyjaciela i reprezentanta innych jej nordyjskich przyjaciół, gdy ją objął.
        - Mana szczęśliwa, że Tauros jest Nordyjczykiem, a nie ludziem - zaszczebiotała z ogromnym szczęściem w głosie, przez co nawet narastający zgiełk już jej tak nie przeszkadzał.

        Kupowanie warzywek było dla niej kolejną przygodą, choć już nie taką miłą, gdyż już na samym początku została wystraszona i okłamana.
        - Mana para? Ale Mana się nie pali! Mana się pali?! Mana nie chce się palić, Mana nie chce parować! - wystraszyła się i rozhisteryzowała jeszcze bardziej wtulając w Taurosa, płacząc przy tym. - Mana nie chce być para, Mana chce być Mana! - zaszlochała.
        To wystarczyło, żeby harpia nie polubiła, a wręcz zaczęła się bać sympatycznej staruszki, którą uznała za okrutną wiedźmę, chcącą zrobić z niej zupę. Bo czym innym mogła być sprzedawczyni skoro umiała podpalać i wyparowywać innych? A później było jeszcze gorzej bo jej mały ptasi móżdżek przeinterpretowywał to co mówiła wiedźma.
        O ile to, że miała dwóch synów było aż nazbyt jasne, zupełnie nie rozumiała jakim trzeba być potworem by wysłać własne pisklę w daleką drogę, przecież mogło mu się coś stać, a to wszystko przez to, że syn tej czarownicy zachorował po pół roku i musiał brać jakiś tajemniczy ślub. Harpia nigdy o czymś takim nie słyszała, ale musiało być to naprawdę paskudne lekarstwo skoro pisklęta wynosiły się od rodziców. Do tego nie urodziły się pisklęta, a jakieś bliźniaki! Pewnie całe w bliznach, albo jakiś zabliźniony demon! Mana była bardziej niż pewna, że winna temu nie była choroba jednego z synów wiedźmy, a zapewne ugotowany przez nią ślub, żeby wyzdrowiał. Drugi nie miał tak źle skoro się oźrebił... Chociaż czy jest możliwe żeby samiec mógł się oźrebić? I czy oni nie byli czasem wiedźmo-ludźmi stąd? Z centaurem się związał, z jakimś wyjątkowym ogierem, że się w ogóle oźrebił? I czemu wiedźma powiedziała, że mimo, iż się oźrebił to nie miał potomstwa? Przecież źrebaki i centaurzątka to też dzieci... A może ona je zjada jeśli się są zabliźnionymi demonami, albo zwykłymi pisklętami ludzi stąd?!!!

        Wybałuszyła z niedowierzaniem oczy na wiedźmę i gdy pochwycony został kontakt wzrokowy, z przerażeniem schowała się za Taurosem i zaczęła go ciągnąc z całych sił za koszulę by jak najszybciej uciekać do jego gniazda.
        - Tauros ucieka szybko z Maną! Tauros się nie oźrebi! Wiedźma nie zje źrebiąt Taurosa! Mana nie pozwoli!!! - bełkotała w panice starając się jak tylko mogła ruszyć tą wielką górę mięśni, będącą jej przyjacielem albo w jedną albo w drugą stronę, byle by tylko uciekać jak najdalej.
        Póki co nie przyszło jej jeszcze do głowy, że warzywa, które kupił mogą być zarażone tamtą chorobą, by wiedźma za pół roku im sprzedała ślub żeby się wyleczyli i mieli bliznowe potwory. Na zakupione właśnie produkty nie zwróciła uwagi tylko dlatego, że była w ciężkim szoku i zbyt przerażona, że coś takiego w ogóle może być możliwe.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Wizyta w sklepie zakończyła się dość pogodnie. Mimo całego skrępowania Tauros jakoś to zniósł. Nie były to może najmilsze na świecie zakupy, ale też nie mógł powiedzieć, że było tak strasznie. Podstawianie mu pod nos majtek próbował po prostu jakoś zapomnieć. Natomiast wizyta przy straganie z warzywami...

- Nie, Tauros nie zje Many - powiedział, gdy zapytała go o to i pokręcił głową na znak, że na pewno tego nie zrobi. Ale może czas przejść do tego, co działo się na straganie...
Białowłosy kompletnie nie wiedział co robić, gdy Mana wpadła mu w panikę.
- Nie, Mana, nikt cię nie wyparuje, spokojnie - próbował, ale jego ptaszyna była tylko coraz bardziej przerażona.
- Ona nie chce cię spalić - tłumaczył. Tymczasem przekupa wybałuszała oczy i chyba nie bardzo wiedziała czy się śmiać, czy płakać. Miała minę krzywą, jakby przed chwilą połknęła cytrynę, albo starego śledzia. Tauros patrzył raz na nią raz na Manę i kompletnie nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Postanowił więc szybko zgarnąć zakupy, zapłacić za nie i zwiewać. Mana była jak dziecko, które całe życie wychowywało się w domu, a teraz wypuszczono je na zewnątrz i to na bosaka. Kompletnie nie ogarniała otaczającej ją rzeczywistości. Nordyjczyk w sumie też w tej chwili nie bardzo ogarniał, tylko, że w jego przypadku dotyczyło to tego, czego tak bardzo przeraziła się jego nowa przyjaciółka. Owszem, mogła coś źle zrozumieć, ale bez przesady... Bardzo, bardzo zależało my, żeby ją uspokoić, ale ona już ciągnęła go w stronę jego gniazda. No cóż, może tak było lepiej, otoczyć ją opieką w domu, niż targać po mieście i narażać ją na stres. Z drugiej strony nie mógł jej zatrzymywać w czterech ścianach, jakakolwiek by nie była jej przyszłość, musiała poznać świat wokół. No ale może nie w tym momencie.

- Dobrze, dobrze. Już, idziemy. - Rzucił przekupie pieniądze, zgarnął zakup pod pachę i dał się pociągnąć Manie w stronę ulicy. Pod jedną pachą piętrzyły mu się w tej chwili pakunki, pod drugą znów trzymał harpię.
- Nikt ci nie zrobi krzywdy - mówił - już wracamy. Ona też nie chciała ci nic zrobić, tylko myślała, że... No że ty i ja, jesteśmy razem. Ze sobą, że Mana kocha Taurosa, a Tauros Manę - powiedział najbardziej łopatologicznie jak tylko potrafił i w tym momencie uświadomił sobie, że być może właśnie wlazł swoim wielkim cielskiem na bardzo kruchy lód.
- Para nie oznacza takiej pary jak w kociołku, tylko dwoje ludzi, razem - czuł, że z każdym słowem pakuje się w coraz większe bagno.
- O, zobacz, już idziemy do domu - zmienił temat, jak przestraszona dziewuszka, która powiedziała coś, co bardzo chciałaby cofnąć. Tym razem to on pociągnął ją w stronę jego domu.
- Zrobimy obiad, zjesz coś, a potem odpoczniesz. - Usilnie próbował zmienić temat, ale już wiedział, że za kilka sekund zostanie zbombardowany gradem strzał niczym od elfiej armii z Adrionu.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Takiej traumy jeszcze w życiu nie przeżyła, nawet gdy po raz pierwszy miała kontakt z duchami lub poddana została szamańskiej inicjacji. Nie do pojęcia było dla niej jak ludź samiec może mieć z ogierem centaura źrebie, które zjedzone zostaje przez swoją babkę. I jeszcze ten cały ślub... musiał być gorszy od postępującego obumierania i czarnienia całego ciała, rozkładającego się i gnijącego jeszcze jak się żyje. Z taką przypadłością harpia spotkała się dwa razy. Za pierwszym był to ludź, pewnie zagubiony wędrowiec i ledwo dychał, Mana widziała, że czego by nie robiła, nie udałoby jej się sprowadzić jego ducha z powrotem do ciała z Krainy Zmarłych, ale to dzięki jego duchowi, mogła udzielić szybkiej pomocy dzikowi, któremu zdarzyło się to samo. Wciąż nie wiedziała co to za choroba i co ją powodowało, ale była straszna. A skoro przez ślub potomstwo opuszcza swoje rodzinne gniazdo i rodzinę, to musiał być jeszcze gorszą przypadłością niż tamto. Na samą myśl dziewczyna zadrżała. Nie mogła się poddać, nie mogła pozwolić by wiedźma zaraziła tym Maną, albo co gorsza Taurosa.

        - Tauros ucieka. Mana przyniesie jedzenie z lasu! - obiecała wysilając się z całych sił by choćby samą jego rękę pociągnąć w jego stronę, ale proporcja była taka jakby polna mysz próbowała ruszyć nosorożca. Całkowicie niewykonalne! Niemniej harpia była aż nazbyt spanikowana i zdesperowana by uratować swojego przyjaciela, że siliła się aż cała jej jasna twarzyczka całkiem nie poczerwieniała.

        Upadła na tyłek po utracie równowagi, gdy nagle Tauros "uległ" jej sile. Była tym zszokowana i patrzyła z niedowierzaniem na swoją rękę, myśląc, że faktycznie udało jej się go pociągnąć. Wcześniejsza panika jakby została zepchnięta na boczne tory, bo rozanielona harpia z dziecięcym zachwytem wystrzeliła z ziemi i wyskoczyła radośnie w górę. Cieszyła się na całe gardło nie tylko z faktu, że wracają już do domu, ale przez to, że owej polnej myszce udało się dźwignąć nosorożca! Teraz rogacze nie będą mogli się z niej śmiać, że jest słabiutka i delikatna jak pyłek dmuchawca. Teraz będzie mogła brać udział w ich zawodach i zabawach, będzie mogła im udowodnić w siłowaniu się na ręce, że to, że ona jest ptakiem a oni bykami wcale nie znaczy, że jest od nich słabsza! I nagle oczy Many zrobiły się wielkie jak u szczeniaka. "Mana będzie mogła sama zbudować gniazdo Many!" - pomyślała, a rozpierające ją emocje, nie mogąc znaleźć ujścia, zmusiły ją do kręcenia się wokół Taurosa, skakania, robienia piruetów, pokazywania wszem i wobec jak wielka rozpiera ją teraz radość. Nie było to bezpieczne, bo niedługo po opuszczeniu zatłoczonych ulic ludzkie nogi zamieniły się w ptasie szpony a z rękawów koszuli Taurosa zostały strzępy, gdy materiał nie wytrzymał jak zamiast rąk powróciły potężne ptasie skrzydła. Szczęściem w nieszczęściu było to, że dochodzili już do Taurosowego gniazda i chyba nikt nie zauważył, że dziewczyna olbrzyma ma pierze i szpony zamiast dłoni. Była po prostu tak szczęśliwa, że chciało jej się latać, niestety przez złamane skrzydło trochę będzie musiała na to poczekać. W swoim entuzjazmie nie zapomniała jednak o towarzyszu, który właśnie tłumaczył jej, że źle zrozumiała przekupę, to ją sprowadziło na ziemię i nieco ostudziło jej radość, z udanego pociągnięcia olbrzyma.

        - Stara wiedźma nie była wiedźmą? - zapytała, patrząc pytająco na Taurosa, nie zdając sobie sprawy z tego, że przez swój entuzjazm wcale już nie przypomina człowieka.
        - Razem? Mana i Tauros są razem - przekrzywiła głowę, nie bardzo rozumiejąc. Przecież ona była obok niego, a on obok niej i jeszcze był jej przyjacielem. Według niej nie można było być czyimś przyjacielem nie będąc przy tym kimś, a więc nie będąc razem z nim. - Ale Mana kocha Taurosa - powiedziała lekko wpatrując się w niego i jeszcze bardziej nie kumając o co mu chodzi. W końcu on był istotą stworzoną przez Wielką Matkę, a kochając Wielką Matkę kocha się wszystko to co stworzyła: ludzi, zwierzęta, rośliny, żywioły, pogodę... WSZYSTKO! Poza tym był również jej przyjacielem, a przyjaciół nie da się nie kochać. - I Mana wie, że Tauros kocha Manę. Tauros nie bije Many, więc Tauros kocha Manę - wyjaśniła by łatwiej mu było zrozumieć i była z tego powodu bardzo szczęśliwa i dumna z siebie.
        - Mana i Tauros to nie ludzie, Mana i Tauros to nie para. Mana i Tauros dlatego parą nie mogą być - podsumowała podążając za jego wyjaśnieniami. Uśmiechnęła się szeroko myśląc, że zaraz zostanie przez niego pochwalona za to, że dobrze i szybko zrozumiała.

        - Dom Taurosa! - wykrzyknęła rozentuzjazmowana skupiając całą swoją uwagę na znajomym gnieździe, które właśnie zaczęło przed nimi rosnąć. - Tak! Mana pomoże zrobić obiad Taurosowi. Mana zje i pójdzie przeprosić wiedźmę. Mana powie, że wiedźma się pomyliła, że Tauros i Mana to nie ludzie i nie para.
        Popatrzyła na niego i się uśmiechnęła ciepło. Nagle go objęła pierzastymi kończynami w przypływie radości i się do niego przytuliła mocno, po czym przyśpiewując sobie i na wpół tańcując pobiegła do drzwi jego domu by mu je otworzyć, ale... Odbiła się od nich i ponownie dzisiejszego dnia upadła na zadek.
        - Auć... - jęknęła i popatrzyła zasmucona na drzwi.
        Szybko jednak odgoniła od siebie napływające do oczu łzy i nadęła buntowniczo policzki w wielkim niezadowoleniu. Wstała i raz jeszcze spróbowała je otworzyć, nie wiedząc, że każdy normalny człowiek i nieczłowiek, mieszkający w mieście zamyka cały swój dom na klucz w trosce o znajdującą się wewnątrz własność.
        Po którejś próbie z rzędu zdenerwowała się nie na żarty i podbiegła do Taurosa. Nie słuchała go jednak. Ściągnęła na twarz ptasią maskę jakby to miało coś zmienić i zaczęła szarżować z imitacją okrzyku bojowego znajomego plemienia minotaurów. Z całej siły przydzwoniła w drzwi, a one ani drgnęły choć dziewczyna skończyła cala potłuczona i to jeszcze z dziobem maski wbitym w drewno.
        - Puszczaj mnie! - zaskrzeczała szamocząc się i wyrywając nie mogąc wyciągnąć założonej na twarz maski z drzwi, a im bardziej nie mogła się uwolnić tym bardziej zaczęła panikować. Zdjęcie maski z głowy w ogóle nie wchodziło w grę. Odkąd ją otrzymała od przodków (znalazła) nigdy jej nie zdejmowała czy to w czasie kąpieli, czy też snu. Absolutnie nigdy, przez co już dawno uznała ją za nieodłączną część swojego ciała, której nie da się odczepić tak jak choćby ręki.
        - Mana już nie będzie bić! Puśćcie Manę! - zaczęła szlochać rozpaczliwie już się nie szamocząc a jedynie bezradnie stojąc przy drzwiach i gładząc je dłonią, jakby przepraszała je za to wszystko. W jej rozumowaniu duchy mieszkające w drzwiach postanowiły ukarać ją za to jak je potraktowała i że naruszyła ich spokój.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Mana miała swój świat, a w nim swoje poglądy i trudno jej było cokolwiek wyjaśnić. Tauros nie wiedział skąd pochodzi, ale był tego ciekaw. Z jednej strony była dzika jak zwierzątko, z drugiej jej rozumowanie i naiwność były znacznie lepsze od hipokryzji tak zwanych cywilizowanych ludzi. Kiedy dziewczyna wywaliła się i upadła na tyłek Tauros chciał ją podnieść, ale harpia wyskoczyła w górę jak zajączek. Nord nie miał bladego pojęcia z czego dziewczyna się tak cieszy, ale nie dopytywał. Uśmiechał się tylko od czasu do czasu. Lepiej żeby była radosna i zadowolona, niż miałby ją widzieć przerażoną, jak przed chwilą. Z radości nie musiał jej wyciągać, ze strachu owszem. Tak, czy inaczej zmierzali w stronę jego domu. I choć ludzie gapili się na nich Tauros nie zamierzał uspokajać dziewczyny, po prostu mierzył srogim wzrokiem każdego, kto choćby przez chwilę patrzył na Manę tak, jakby chciał ją skrzywdzić. Nagle zauważył, że kończyny ciemnowłosej przybierają znów ptasi kształt, chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie nie zdążył, bo Mana zagadnęła go pierwsza.

- Nie, nie była wiedźmą, była tylko sprzedawczynią, sprzedawała warzywa, nie miała magicznych mocy - próbował wyjaśnić, ale wtedy ptaszyna nagle wyznała mu miłość. Tauros zrobił wielkie oczy, a jego mina była... Dziwna, tak, dziwna to dobre słowo. Przełknął ślinę. Ale po tym jak powiedziała, że musi ją kochać skoro jej nie bije, zrozumiał, że Mana chyba nie do końca rozumie czym jest miłość dwojga ludzi. Może bardziej chodziło jej o miłość bliźniego. Tak sobie to tłumaczył, przynajmniej na razie. Na wywód o ludziach i parach tylko pokiwał głową. No bo co innego miał zrobić? Miał jej to wytłumaczyć? Tylko jak? Może... Może powinien to jakoś bardziej przemyśleć. Ale on nie był filozofem, tylko najemnikiem i kowalem, nie znał tych wszystkich ładnych słów, kwiecistych opowiastek. Był prostym mężczyzną, a nie jakimś tam zniewieściałym, oczytanym elfem.

W końcu dotarli do domu. Mana wybiegła na przód, nord jej nie zatrzymywał. Nie widział takiego powodu. Był wystarczająco blisko by w razie czego ją obronić, jeśli ktokolwiek próbowałby jej coś zrobić. Nie spodziewał się jednak, że harpia będzie próbowała wejść do środka przez zamknięte drzwi. Krzyknął kiedy zobaczył co robi, ale nim zdążył do niej dobiec ona tkwiła wbita maską w drzwi.
- Hej, hej, już dobrze - próbował ją uspokoić. Chwycił za maskę i pociągnął uwalniając jej dziób z objęć drewna.
- Żeby wejść trzeba mieć klucz - wyjaśnił. Wyciągnął z kieszeni portek duży, metalowy klucz i pokazał jej, potem wcisnął klucz do zamka i przekręcił, a następnie otworzył drzwi wpuszczając Manę do środka.
- Widzisz, teraz możesz wejść - rzekł spokojnie. Przeprowadził ptaszynkę przez dom, aż znów znaleźli się w kuchni. Położył zakupy na stole i spojrzał na swoją nową podopieczną. Uśmiechnął się krzywo. Nie wiedział co powiedzieć. Mana była jak jedna wielka niewiadoma, w dodatku nie miał zielonego pojęcia co też kłębi jej się pod tą czarną czupryną. Właściwie to nawet nie patrzył na jej twarz tylko na maskę. Miał ochotę zapytać po co jej ona i czemu w ogóle chodzi w niej po domu, ale się nie odważył. Jeszcze znów doprowadziłby ją do łez i co wtedy. Przez chwilę stał tak dumając, aż w końcu dotarło do niego, że ptaszyna powinna przebrać się w kupione przed chwilą odzienie, bo w tej wersji... Cóż... Podarta koszula, która zakrywała może to co trzeba, ale zdecydowanie nie była szczególnie urodziwa.
- Może powinnaś się przebrać? - zapytał.
- Chcesz się przebrać? - zmienił taktykę - W nowe rzeczy? W innym pokoju? - celowo powiedział to ostatnie, bo podejrzewał, że Mana zaraz rozbierze się tu i teraz bez żadnego skrępowania. Może nie znał jej za dobrze, ale pewnych zachowań powinien się spodziewać po tym co już wcześniej widział.
- A ja zrobię obiad, tak? - czuł się trochę głupio, bo nigdy nie był w takiej sytuacji. Jakoś miał wrażenie, że robi się strasznie miękki, no ale jak miał być twardym nordem, kiedy opiekował się kimś o niezwykle prostej i dobrodusznej naturze. Miał kląć, jak to zwykle miał w zwyczaju? Burczeć i marudzić? To by tylko ja spłoszyło, mimo to czuł się jakoś nieswojo. Nie zamierzał jednak zmieniać się teraz w marudnego chłopa.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Przygoda z drzwiami również dzisiejszego dnia zaliczała się raczej do tych przykrych i przerażających, a wystarczyłoby posłuchać Taurosa. Bezradna harpia miała nauczkę, by nigdy więcej nie oddalać się od mężczyzny i to nawet kiedy widziała jego gniazdo na horyzoncie. Najwidoczniej jego schronienie nie życzyło sobie gościć wewnątrz opierzonej dziewczyny, a przynajmniej nie wtedy gdy właściciela nie było razem z nią. Jej teoria zaraz została potwierdzona jak tylko olbrzym się zbliżył. Nie dość, że z łatwością uwolnił naturiankę z okrutnych szponów duchów mieszkających w drzwiach, to jeszcze metalowym patykiem, tak zwanym kluczem zmusił kapryśnych współlokatorów do posłuszeństwa i odblokowania im wejścia. Mana była zdumiona z jaką łatwością przychodziło Taurosowi zaklinanie duchów jego gniazda i przez moment patrzyła na niego podejrzliwie.
        - Tauros zna się na duchach. Tauros pewny, że Tauros to nie Mana? - spytała naburmuszona zerkając to na niego to na otwarte na oścież bez najmniejszego problemu drzwi, w końcu westchnęła i weszła do środka.

        Uśmiechnęła się przyjaźnie do olbrzyma czego nie mógł zauważyć przez maskę i poszła z nim do kuchni. Całkiem wypadło jej z głowy, że u Taurosa nie musi mieć założonej maski i że w ogóle ma ją dalej założoną. Myślała teraz obecnie tylko o tym co dobrego będą jedli i jak mogła przyjacielowi pomóc z obiadem. Za długo się zastanawiała nad tym co by zjadła i czy takie wielkoludy jak on umieją gotować. Olbrzymy nie zjadały czasem ludzi pieczonych w ognisku? Czy można ludzi kupić na targu jak warzywka? W sumie z tego co zauważyła, co poniektórzy mijani mieszkańcy tej osady się bo bali, ale... czy Tauros czasem nie mówił, że jest zwykłym ludziem tylko takim wyższym i silniejszym. W sumie... olbrzymy też byli jak ludzie tylko większe i silniejsze i zjadały mniejszych ludzi. Czyli, że Tauros też zjadał?!
        - Oh... - niemalże podskoczyła nagle wystraszona gdy się odezwał i wyrwał ją z tych dociekań. Spojrzała na niego i przekrzywiła głowę. - Mana powinna? - zapytała nie wiedząc czy powinna czy nie i dlaczego. Popatrzyła na siebie i skrzydła, ale nie dało jej to żadnej odpowiedzi. Natomiast na drugie podejście rozpromieniła się i aż kipiała enuzjazmem.
        - Tak, tak! Mana chce, Mana chce! - zaczęła krzyczeć i podskakiwać. Ze śmiechem zabrała torbę z ubraniami i wybiegła z nią z kuchni.
        Trochę się tłukła przy rozbieraniu i przebieraniu, ale ostatecznie udało jej się przebrać z koszuli Taurosa i pasów skóry robiących za jej bieliznę. O dziwo dobrze założyła spódnicę i bluzkę, ale nie zdołała dołączyć do przyjaciela w kuchni, gdyż dopadło ją zmęczenie i zmorzył ją sen. Zasnęła skulona na fotelu okrywając się zdrowym skrzydłem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nizina Arkadyjska”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość