Szczyty Fellarionu[Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks oparł się o ścianę domostwa, o której można było powiedzieć głównie, że jest solidna; pył, który przyległ do tyłu jego płaszcza, niedługo bez wątpienia stanie się powodem niezręcznej, jakże wstydliwej dla smoka sytuacji – niewidzialnym siłom obserwującym żywoty śmiertelnych pozostawało mieć nadzieję, że nie zwróci mu na to uwagi żaden wieśniak. Mogłoby się to doprawdy źle skończyć dla wszystkiego, co chłopskie. Jednakże teraz nieświadomy tego Ognaruks przyglądał się temu, jak wilkołak starał się przekonać zgromadzony tłum do ich dobrych intencji; było to w sumie całkiem zabawne, choć wątpił, aby Bjornolf bawił się równie dobrze. Ostatecznie jednak udało mu się zaskakująco sprawnie poradzić sobie z najtrudniejszym; przekonaniem wściekłego tłumu o tym, że nie jest żądną mięsa ludzkiego i kociego bestią. W końcu jednak pojawił się temat dowodów, toteż wilkołak udał się do wnętrza chatki.

        Smok spojrzał na tłum ludzi, którzy wpatrywali się teraz w niego z wyraźną nieufnością, ale i oczekiwaniem; odrzucał od siebie jakże zabawną myśl, aby machnąć dłonią i wywołać falę ognia, przepływającą nad głowami wieśniaków niczym morski przypływ, wdzierający się na plażę. Efekt co prawda byłby bardzo zabawny, ale po chwili... z pewnością zaczęliby się go panicznie bać, a to mogło doprowadzić albo do tego, że nie odważaliby się kwestionować jego woli, albo do rzucenia się na niego z widłami. Przez wzgląd na Bjornolfa wolał raczej nie ryzykować.

        Ruszył do wnętrza chaty, wywołując tym poruszenie wśród tłumu oraz zdziwiony wzrok ich gospodarzy, jednak przyszło mu coś do głowy. Wszedł do środka w odpowiednim momencie, aby niemal wpaść na kierującą się do zmierzenia ze swym losem elfkę; ta spojrzała na niego, obawa przed tym, co ją czeka, była aż nadto wymalowana na jej twarzy. Ognaruks postanowił załatwić tę sprawę delikatnie; przycisnął ją do ściany, po czym chwycił nadgarstki i zaczął związywać dobrze jej już znaną liną – tym razem jej dłonie pozostały z przodu jej ciała, co było znacznie wygodniejsze niż jej wcześniejsze więzy. Co nie oznaczało, że kobieta nie obdarzyła go pełnym wściekłości spojrzeniem.
        - Ja też cię kocham – odpowiedział na nie smok, po czym przeniósł wzrok na wilkołaka. - Jeżeli naprawdę mają powstrzymać się od prób spalenia nas żywcem, nabicia na widły czy innych, tradycyjnych chłopich zabaw, elfka powinna wyglądać jak prawdziwy jeniec. Lepiej nie zaryzykować, że inaczej zinterpretują ją towarzystwo.
        - Zaczynam mieć wrażenie, że po prostu uwielbiasz widok związanych kobiet – syknęła elfka.
        - Cóż poradzić, że z liną tak bardzo ci do twarzy? – prychnął Ognaruks w odpowiedzi, po czym puścił kobietę, oddając ją w ręce wilkołaka. W jego łapach będzie sprawiać o wiele lepsze wrażenie.

        Kiedy ich trójka pojawiła się na zewnątrz, wieśniacy przez chwilę zamilkli, przyglądając się nowej towarzyszce owych podejrzanych indywiduów. Ta natomiast spoglądała hardo ponad ich głowy, zbyt dumna na to, aby okazać strach, choć tak naprawdę najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Ognaruks już miał coś powiedzieć, aby przerwać tę jakże niezręczną ciszę, jednak wtedy z tłumu dobiegł kobiecy krzyk:
        - Poznaję ją! To ta dziwka, która kazała powiesić Parnama!
        - Tak! I Farnusa! I Eldana! - dodał męski głos.
        - Bo nie podobało jej się, że nie chcą pozwolić zabierać jedzenie swoim rodzinom! - stwierdził z przekąsem wąsaty wójt. - Miało to nam pokazać „gdzie nasze miejsce”.
        - Pamiętacie, ludzie?! Staliśmy tak jak teraz, ale otoczeni przez jej bandę, a ona spoglądała na nas z pogardą!
        - Dobrze, że ta jej banda została wyrżnięta! I ją przydałoby się!

        Pewne były dwie rzeczy. Tą miłą było to, że chłopi (oraz chłopki) zdecydowanie pozbyli się wcześniejszej nieufności w stosunku do Ognaruksa oraz Bjornolfa; wilkołak pewnie musiał przyjąć z ulgą ten fakt. Ale, jak to z reguły było, stało się to w dużej mierze dlatego, że łatka złego została przyczepiona komuś innemu, niekoniecznie bez przyczyny. Z początku Ognaruks z cichą satysfakcją przysłuchiwał się reakcji tłumu, orientując się, że bardzo chętnie przyjrzałby się scenie zorganizowanej niegdyś przez elfkę. Sianie grozy było sztuką, którą demoniczny smok zawsze doceniał; choć z otaczającymi ich ludźmi mogło być wprost przeciwnie. Ich gospodarze spoglądali ze zdumieniu oraz niedowierzaniu na skrępowaną kobietę, nie wierząc w to, co słyszą; w dniu, w którym bandyci przybyli do wioski, cała ich rodzina wyjątkowo przebywała w Rododendronii, także nie byli w stanie wcześniej rozpoznać przywódczyni bandytów, o której tyle słyszeli. To ogólne znienawidzenie szybko jednak weszło na niebezpieczne tory, co już bardzo, bardzo nie podobało się Ognaruksowi.
        - Zasłużyła, aby skończyć jak mój mąż! - krzyknęła jedna z wdów.
        - To byłoby dla niej za dobre!
        - Hanko był kiedyś katem, on potrafiłby się zająć taką wiedźmą! - Spojrzenia wszystkich powędrowały na barczystego mężczyznę, który stał mniej więcej pośrodku tłumu. Widząc oczekujące spojrzenia sąsiadów, przybrał strapiony wyraz twarzy.
        - Hanko już się tym nie zajmuje. - Kobieta stojąca przy nim, bez wątpienia żona, najwidoczniej postanowiła wyręczyć go w odpowiedzi; temat musiał być dla niego trudny.
        - Ale to sytuacja wyjątkowa! Naprawdę nie chce się zemścić za swoich przyjaciół?
        - Sami w sumie moglibyśmy urządzić widowisko!
        - Na pal z tą wiedźmą!
        - Spalić żywcem!
        - Utopić!
        - Nikt jej nie tknie. - Wieśniacy umilkli, gdy rozległ się głos Ognaruksa, w którym brzmiała część jego smoczej natury. Spowodowała to jego wściekłość, której nawet wilkołak jeszcze nie słyszał. - Jeśli ktoś chociażby spróbuje, to zapewniam, że straci coś więcej, niż tylko dłoń. Cały obóz spłonął, wszyscy bandyci zginęli i żadne z was nie kiwnęło palcem, aby się do tego przyczynić. Nie ważcie się żądać praw do tej elfki. - Po tych słowach uspokoił się, a jego głos powrócił do zwyczajowych tonów. - Oprócz tego trafi w ręce księcia. Doprawdy uważam, że ten będzie w stanie zapewnić jej o wiele lepszą karę.
        - To prawda – odezwał się Hanko po chwili, przerywając chwilę milczenia. Spoglądał w oczy Ognaruksa, zdecydowanie nie po przyjacielsku. - Zamkowy kat zdecydowanie będzie w stanie zapewnić jej bolesny koniec.

        Wieśniacy spoglądali na siebie niepewnie. Żaden z nich nie miał zamiaru się sprzeciwiać – może poza niezadowolonymi wdowami i kilkoma najbliższymi przyjaciółmi powieszonych, ale ci teraz milczeli. Ognaruks stwierdził z zadowoleniem, że zarówno sprawa ich dwójki, jak i elfki została załatwiona. Teraz zaś pozostała tylko jeszcze jedna... najpewniej o wiele milsza dla zgromadzonego tłumu. Smok spojrzał na wilkołaka, po czym powiedział na tyle cicho, aby tylko oni, obdarzeni wyczulonymi zmysłami, byli w stanie to usłyszeć.
        - Teraz czas na te wampiry.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Charyzma, z jaką Ognaruks uciszył tłum, zwróciła uwagę Bjornolfa. Ten mężczyzna miał w sobie pokłady tajemnic, które tylko od czasu do czasu ukazywały się spod oszpeconej blizną twarzy. Wilkołak przypomniał sobie podejrzenia, które wysnuł na początku ich znajomości. Czy łowca może być demonem? W ferworze wydarzeń przestał się nad tym zastanawiać, a i teraz zamierzał uszanować jego prywatność. Przekonał się już nieraz, że w tym dziwnym kraju, tak odmiennym od jego rodzimej północy, wiele rzeczy nie jest tym, na co wygląda. Być może tutaj demony chodziły wśród ludzi i z sobie tylko znanych powodów pomagały uciśnionym? Jeśli Ognaruks będzie chciał mu coś powiedzieć, sam to z czasem zrobi.
         Kiwnął głową na znak, że usłyszał jego słowa i zwrócił się do tłumu.
        - Wiecie, gdzie znajduje się leże wampirów? - skierował pytanie do wygadanego wąsacza, który dotychczas miał najwięcej do powiedzenia. Pewnie przewodził tym ludziom.
        - Nie wim panie. Przed świtem umykają do lasu, sucze syny!
        Nord nie spodziewał się innej odpowiedzi. Cóż, będzie je trzeba wytropić.
        - Są dwa czy jest ich więcej?
        - Dwa! Bracia przeklęci!
        Kilka osób splunęło na ziemię, parę ścisnęło wiszące na szyi amulety. Kiwając głową, Bjornolf odwrócił się do towarzysza.
        - Spotkajmy się na głównym placu gdy będziesz gotowy. Tam zapach wampirów będzie dobrze wyczuwalny.

        Nie mylił się. Gdy dotarł na miejsce, natychmiast uderzył go w nozdrza obezwładniający, słodkawy smród. Skrzywił się, czując jak sierść na grzbiecie staje mu dęba. Położył na ziemi torbę z prowiantem, który zapakowała mu Faera, i spojrzał jeszcze raz na tablicę ogłoszeń. Stwory musiały nękać wioskę od dawna, bo kartki były pożółkłe, a pismo wyblakłe. Spalle siedział na płocie nieopodal i uważnie przyglądał się skaczącym po ziemi wronom. Czarne ptaszyska robiły przy tym dużo hałasu, przepędzając się z miejsca na miejsce i trzepocząc skrzydłami. Kruk pokręcił głową z niezadowoleniem i dwoma machnięciami skrzydeł znalazł się na ramieniu norda.
        - Plugawe bestie! Niszczą dobre imię kruków! Powinno się je wszystkie wystrzelać, ot co! - rozdarł się z naganą. - Żałosne! - dodał, kierując swój krzyk do ptaków, które poderwały się w górę i odleciały czarną chmarą.
        - Musi być ciężko zabić te wampiry, skoro wieśniacy nie poradzili sobie z nimi przez tak długi czas - powiedział wilk, ignorując jego słowa. Zamierzał wypytać towarzysza o szczegóły walki z potworami. Z tego, co zrozumiał, najlepiej byłoby pozbawić je głowy albo potraktować srebrem. Jako że na to drugie nie było co liczyć, będzie musiał zadowolić się pierwszym rozwiązaniem. “Kruut był wykonany ze srebra” pomyślał, przypominając sobie natychmiast, po co w ogóle przybył do Alaranii. Nie było czasu do stracenia!
        - Z tego co zrozumiałem, wampiry nie mogą wychodzić na słońce. Teraz zapewne siedzą w jakiejś jaskini albo norze - powiedział do kruka, podając mu kawałeczek suszonego mięsa z torby. Wieśniaczka zaopatrzyła ich uczciwie mimo nieskrywanej niechęci.
        Jeszcze raz zaciągnął się mdlącym, piżmowym zapachem krwiopijców. Trop prowadził wyraźnie na zachód. Szczęśliwym trafem tam również ostatni raz widziano Cienia. Możliwość przybliżenia się do złodzieja ucieszyła norda. Chciał rozprawić się z nim jak najszybciej. Powoli zaczął oswajać się z myślą, że zostanie w tym ciele na zawsze. Wcale nie brakowało mu ludzkiej skóry ani zwierzęcej formy. Bycie hybrydą łączyło to, co najlepsze w obu gatunkach. Zdawał sobie jednak sprawę, że z bransoletą był dużo efektywniejszym obrońcą. Poza tym mogłaby się przydać Anke. Gdyby od początku nie mógł kontrolować swoich przemian, na pewno byłoby mu o wiele trudniej. Zastanawiając się nad tym, jak dziewczyna sobie radzi, skupił wilkołacze zmysły na zapachu braci. Ich woń była niemal identyczna, choć jedna zdawała się silniejsza niż druga. Obie krętą ścieżką prowadziły z powrotem w las i to właśnie tam musieli się udać.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks skinął głową, gdy jego towarzysz postanowił się na jakiś czas rozdzielić; w sumie było to mu nawet wygodniej, mógł zająć się własnymi problemami. Podczas gdy tłum rozstępował się przed przechodzącym wilkołakiem, smok przyglądał się elfce, zastanawiając się, co tak właściwie ma z nią zrobić. Zostawienie jej tutaj równałoby się pozwoleniu jej uciec bądź też zajęciu się nią przez wieśniaków, którzy – nie wątpił – od razu wykorzystaliby sytuację. Zabieranie jej ze sobą... Ognaruks nie wątpił, że potrafiłaby sobie poradzić z wampirami, jednak obdarzenie jej bronią sprawiałoby, że oni sami znaleźliby się w niebezpieczeństwie; smok nie wątpił, że jemu samemu nie byłaby w stanie zagrozić, ale wilkołak... choć w sumie...
        - Gdzie są jej rzeczy? - spytał Ognaruks ich gospodarzy, a gdy usłyszał odpowiedź, kazał je przynieść.
        Wkrótce – z workiem zawierającym zbroję elfki w jednej dłoni i jej ramieniem w drugiej, ruszył poprzez tłum, który początkowo chciał chyba przyjrzeć się kobiecie, jednak jedno spojrzenie smoka wystarczyło, aby zaczął się przerzedzać. ”Banda półgłówków, żyjących w swoim małym, nędznym światku, jak muchy zlatujących się do wszystkiego, co tylko ukaże się w zasięgu ich wzroku.”
        - Więc... co teraz? - zapytała elfka głosem, który świadczył o tym, że doskonale zdawała sobie sprawę z dylematu, który stanął przed smokiem; była sprytna, tego nie potrafił jej odmówić.
        W tej sytuacji, nieważne co by nie zrobił, obdarzał ją wielką szansą do wykorzystania – niemal mógł wyczuć napięcie jej mięśni, świadomych zbliżającej się okazji. Wygrywała w tej sytuacji, a Ognaruks nie potrafił odnaleźć żadnego sposobu aby to zmienić. Dlatego postanowił pogodzić się z porażką, jednak nieco sobie ją posłodzić; zaciągnął elfkę na tyły jakiejś stodoły, po czym rzucił na ziemię worek, z którego wysypały się kawałki jej zbroi, i wyciągnął swoje czarne ostrze. Kobieta otworzyła szerzej oczy, kiedy się zbliżył, ale zamiast niej, mordercze cięcie padło na krępujące ją liny. Szybko się otrząsnęła z chwilowego przerażenia.
        - Jeśli ta tendencja się utrzyma, twórcy lin niedługo zaczną cię kochać – rzuciła hardo elfka.
        Ognaruks jedynie spojrzał na nią zmrużonymi w gniewnym wyrazie oczami, po czym wskazał na upuszczony u jej stóp worek i powiedział:
        - Przebieraj się.
        Na jego usta wpełzł paskudny uśmiech, gdy elfa przez chwilę tylko spoglądała na niego, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszała, po czym zaczęła przenosić spojrzenie to na zbroję, to na niego; jej twarz wyrażała skupienie, ale i zmieszanie, gdy próbowała dotrzeć do jego umysłu oraz zrozumieć krążące po nim myśli.
        - Mówisz poważnie?
        - Powinnaś się cieszyć, że nie kazałem ci tego zrobić przed tymi wieśniakami – warknął tylko. - No, już, chyba że chcesz, abym ci pomógł.
        Lepszej zachęty zdecydowanie nie mógł wymyślić; elfka natychmiast przystąpiła do ściągania z siebie zadziwiająco praktycznego jak na chłopskie standardy stroju, choć powiedzenie, że robiła to ochoczo, byłoby zdecydowanym przesadzeniem. Ognaruks oparł się o ścianę budynku i uważnie obserwował poczynania kobiety; na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy elfka pozbyła się już wszystkiego; jej kształtów mogła pozazdrościć niejedna ludzka kobieta, a przy tym miała w sobie coś... pierwotnego. A sposób, w jaki starała się choć odrobinę zasłonić, naprawdę urzekał smoka, co najprawdopodobniej niezbyt dobrze świadczyło o jego zdolności do empatii.
        - Jestem pewien, że Bjornolf wiele by dał, aby być teraz na moim miejscu – mruknął na tyle głośno, aby mogła to doskonale usłyszeć. Na chwilę zamarła, pochylona nad swoim starym ubraniem; w jej głowie błyskawicznie krążyły myśli. Nagle wyprostowała się i spojrzała hardo na Ognaruksa, zbliżając się.
        - Z pewnością. Może nawet więcej niż ci się wydaje – powiedziała, spoglądając wyzywająco w jego oczy. - To naprawdę urocza bestyjka. Silna, szybka, a przy tym jak honorowa... Tak bardzo naiwnie honorowa...
        Smok nie potrafił stwierdzić, czy mówi poważnie, czy jest to jedynie gra; teraz to ona sprawiła, że zaczął wątpić w to, jakie karty tkwią w dłoni przeciwnika. Dlatego też postanowił wykorzystać z tej jednej przewagi, jaką obecnie posiadał; obniżył wzrok, taksując elfkę spojrzeniem, co skutkowało natychmiastowym zaróżowieniem jej policzków. Ognaruks jednak musiał przyznać, że w tej chwili wyglądała po prostu niesamowicie: pięknie, groźnie, dumnie, nieco dziko. Smoka naszła pokusa, aby chwycić ją za te jej kształtne ramiona, pchnąć na ścianę, po czym wziąć tu i teraz, prymitywnie, dziko, jak drapieżnik drapieżnika... odrzucił od siebie tę myśl, jakby kuszącą nie była. Zamiast tego podniósł dłoń, w której po chwili pojawiła się tunika elfki. Ta spojrzała na nią, po czym wyszarpnęła mu z rąk. Ognaruks bardzo żałował, że pod zbroję trzeba jednak coś zakładać; zmagania kobiety z kolejnymi jej segmentami, gdyby nie zasłaniał jej żadne strój, byłby naprawdę smakowitym widokiem. Po chwili jednak była przywódczyni bandytów stanęła przed nim w pełnym pancerzu; nieco nadwyrężonym przez walkę ze smokiem, jednakże wciąż prezentującym się imponująco.
        - Jeżeli cokolwiek spróbujesz – powiedział smok, wkładając w jej dłoń – ku jej wielkiemu zaskoczeniu – dosyć długi sztylet, który zawsze nosił przy sobie na wszelki wypadek – to zapewniam cię, że wyciągnięcie cię z tej zbroi będzie tylko wstępem do tego, co cię spotka. A uwierz mi, jedno dźgnięcie nie wystarczy, aby mnie położyć. Agnir?
        Zza jego pleców wyszedł miniaturowy smok, pojawiając się jakby znikąd – w istocie jego energia opuściła Lirę, zawieszoną na barkach Ognaruksa, formując się w jakże uroczy kształt.
        - Będziesz jej pilnować. Jeżeli uznasz, że jej intencje są brudne jak moje myśli teraz, to nie wahaj się odpowiednio zareagować. Myślę, że za jedną z kończyn nie będzie nazbyt tęsknić.

        Ktoś inny może starałby się kierować na miejsce spotkania ścieżkami, na których można się było spodziewać, że nie zastanie się zbyt wielu osób – w końcu irytowanie ich widokiem w pełni opancerzonej elfki, którą jeszcze nie tak dawno chcieli zabić w brutalny sposób, mogło nie być najtaktowniejszym posunięciem; a nuż zaczną się zastanawiać, czy czasami nie współpracuje z owymi przybyszami. Na całe jednak szczęście Ognaruks nie zastał na swojej drodze zbyt wiele chłopów, gdy ciągnął niebezpieczną kobietę za ramię; za jej plecami dziarsko dreptał Agnir, w skupieniu obserwując jej ruchy. Niedługo dotarli do miejsca, w którym oczekiwał ich Bjornolf wraz ze swoim jakże gadatliwym towarzyszem.
        - Wygląda na to, że będziemy pracować wspólnie, przystojniaku – powiedziała, zanim jeszcze Ognaruks zdołał jakkolwiek zareagować.
        - Spokojnie, Agnir będzie jej pilnował. - Jakby na potwierdzenie tych słów, mały smok wydał z siebie ostrzegawczy warkot. - Może i jest niewielki, ale szybki i zaskakująco silny. Powiedziałbym, że możesz coś o tym wiedziesz, ale to było wtedy, kiedy ktoś chciał cię bliżej zapoznać z płomieniami.
        Elfka na chwilę zdawała się zmieszana, bo rzeczywiście przeszłość malowała ją w niezbyt dobrych barwach, ale szybko na jej usta powrócił zadziorny uśmiech.
        - Chętnie zadbałabym, aby pewna przeurocza para wampirków spotkała się z podobnymi płomieniami. Lepiej skupić się na eksterminacji pijawek, czyż nie?
        Ognaruks westchnął, po czym uniósł głowę, wciągając drażniący zapach; odnalezienie tropu zajęło mu nieco dłużej niż wilkołakowi, jednak naprawdę jedynie bardzo, bardzo pokrzywdzony przez naturę smok byłby w stanie go przegapić.
        - Zachód? - Spytał - dla upewnienia - towarzysza. - Zapowiadają się ciekawe łowy.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Elfka podeszła do niego w pełnej zbroi, prowadzona uważnym spojrzeniem Ognaruksa. Bjornolf skomentował jej słowa krótkim “Mhm”, poświęcając całą swoją uwagę Agnirowi. Tłumaczenia łowcy go uspokoiły - jeśli to coś było w stanie zatrzymać jego (a dobrze pamiętał stanowczy chwyt zaciśnięty na swojej łapie), na pewno utrzyma kobietę w ryzach. Co nie znaczy, że nie będą musieli na nią uważać.
        Z zaintrygowaniem przyglądał się stworzonku, podziwiając jego czerwone skrzydła i pokryty łuskami, giętki grzbiet. Nigdy jeszcze nie widział smoka z tak bliska, choć ten egzemplarz był wyjątkowo mały (a tak naprawdę wcale nie był smokiem, ale tego biedny wilk w ogóle już nie mógł wiedzieć).
        - Zachód - potwierdził słowa towarzysza i szybkim krokiem ruszył w las. Jego łapy zostawiały ślady w miękkim mchu, co jakiś czas strzeliła gałązka. Nie starał się skradać - podejrzewał, że leże wampirów nie mieści się tuż pod samą wsią. Widział za to wyraźne ślady ich bosych stóp, tak jakby stworzenia w ogóle nie przejmowały się tym, czy ktoś może je odnaleźć. Cóż, tyle lat nie miały żadnego zagrożenia, że ciężko było się dziwić. Poza tym wyglądały, jakby ich mózgi uległy częściowej degeneracji lub szaleństwu, a tacy rzadko kiedy myśleli logicznie.
        Nieobliczalni przeciwnicy są trudni do pokonania. Nord przypomniał sobie Thorna syna Alrika, zwanego Ostrozębym, z którym zdarzyło mu się kiedyś walczyć. Jego ludzie najechali Igaluk, a Bjornolf musiał zmobilizować wszystkich wojowników, żeby odeprzeć ten atak. Thorn był znany z tego, że spiłował sobie wszystkie zęby, więc jego widok - brudnego od krwi, z szaleństwem w oczach i paszczą niczym rekin - robił piorunujące wrażenie. Można było się po nim spodziewać wszystkiego. W pewnej chwili, na fali morderczego szału, rozłupał czaszkę swojemu własnemu wojownikowi tylko po to by wysmarować się jego krwią. Przykra, bezsensowna śmierć. Ten nord, choć umarł w boju, na pewno nie okrył się chwałą, a wszystko to dzięki własnemu dowódcy. Ale czego się spodziewać jeśli przystaje się z wariatami?
        Wilk chciał podzielić się tą myślą z towarzyszem, jednak dotarło do niego, że szaleństwo jest chorobą, która rozszerzyła się na cały świat, więc nie było sensu o tym rozmawiać. Ognaruks zachowywał się jak doświadczony wojownik i na pewno nie raz zdarzyło mu się już zmierzyć z przeciwnikiem nieobliczalnym. Zamiast tego postanowił zapytać jeszcze raz o cel ich wyprawy.
        - Wampiry to częsty problem w Alaranii? Nie zetknąłem się z nimi na swoich terenach, choć nie wykluczam że mogły gdzieś tam istnieć. Może po prostu miały wystarczająco oleju w głowie żeby się do nas nie zbliżać. Te raczej nie wyglądają na pełne władz umysłowych. Szaleństwo i wampiryzm zawsze idą w parze?
        - Muszę na coś jeszcze uważać w trakcie walki z nimi? - dodał. Chociaż w wiosce lubił uchodzić za nieomylnego, wiedział, że tutaj będzie mu ciężko bez wiedzy na temat okolicznych potworów. Wypytywanie kompana traktował więc raczej jako inwestycję w przyszłość niż popis swojej niewiedzy.
        W oddali przemknął spłoszony jeleń, wyczuwszy natychmiast zbliżające się drapieżniki. Elfka szła obok nich bez słowa, co zupełnie do niej nie pasowało. Może przyczyną był smok wlepiający w nią świdrujące spojrzenie? Było coś w tym małym stworzonku, co sprawiało, że mimo mikrych rozmiarów wydawało się dosyć niebezpieczne. Bjornolf nie umiał tego nazwać, jednak zdecydowanie to czuł.
        Spalle również się nie odzywał, szybując nad czubkami drzew i chwilowo korzystając z ciepłych promieni słońca, które ogrzewały jego lśniące, czarne pióra. Wydawał się zadowolony z obecnej sytuacji - wyruszyli z tej śmierdzącej dziury, w której zatrzymali się na sen, i szykował się ciąg dalszy widowiska, które rozpoczęło się w nocy. Czego więcej można chcieć od życia?

        Po mniej więcej czterdziestu minutach marszu dotarli do mocno nadkruszonych przez czas, częściowo zarośniętych ruin. Być może kiedyś znajdowała się tu jakaś warownia, ale teraz pozostały po niej jedynie białe gruzy poprzetykane plamami mchu. Odór wampirzych ciał stał się tak intensywny, że wilkołak odruchowo skrzywił nos. Natychmiast poczuł wszechogarniające zmęczenie wywołane wonią piżma. Nie zamierzał jednak pozwolić, żeby dziwne działanie żywych trupów pozbawiło go trzeźwości umysłu. Założył na nos mały zacisk, który w chacie podarowała mu Faera. Jej służył prawdopodobnie do wieszanie bielizny, więc zdziwiła się, gdy wyraził swoje życzenie. Tak czy siak miała ich za potwory, więc mimo wszystko przyniosła mu klamerkę. Teraz jednak doskonale pełniła swoją funkcję - odcięty od aromatów wilk natychmiast poczuł jak ustępuje uporczywy ból głowy.
        - Dak bedzie mi batwiej wytrzybać z nibi na bałej powierzchni - wyjaśnił przez nos, zwracając się do towarzysza. Elfka prychnęła wdzięcznym śmiechem
        - Do twarzy ci, wilczku - powiedziała. - No, to jaki jest plan? Wyciągamy je na słońce, czy zabijamy w czasie snu… o ile zdążymy?
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Szli w milczeniu, ale smokowi to jak najbardziej nie przeszkadzało – elfka co prawa co chwilę zerkała na wilkołaka, gdy tylko dostrzegała odwzajemniony wzrok, jej twarz przybierała prowokacyjną, ale też pokrętnie przyjazną minę. Może i więcej niż przyjazną. Ten niezręczny stan został jednak przerwany przez pytanie wilkołaka; wtedy to spojrzenia elfki oraz smoka spotkały się na krótką chwilę, a następnie obydwoje wybuchnęli śmiechem, choć nie takim, który powala na brzuch i wpycha powietrze z powrotem do płuc, nie pozwalając swemu zakładnikowi opuścić ciała. Choć zdecydowanie nie był to także cichy chichot.
        - Powiedzmy, że tak jest – wykrztusiła w końcu z siebie elfka.
        - Częstym, zdecydowanie – dodał Ognaruks, rozbawiony jak od długiego czasu mu się nie przydarzyło. - Doskonałe pytanie!
        - Wampiry posiadają właściwie dwa państwa. - Elfka, która widocznie zaczęła mu jednak współczuć, postanowiła objaśnić mu, dlaczego właściwie tak zareagowali. - Choć pierwsze to nie do końca ich własność. Raczej kraj umarłych w ogólnym rozrachunku. Choć wampirów tam nie brakuje. Za to drugi... wiesz, teoretycznie żyją tam ludzie, ale władca jest wampirem, wampiry są celem każdej mody, tak naprawdę panuje tam właściwie ich kult, także zdecydowanie należy do nich.
        - Ale każde są szurnięte – mruknął smok.
        - Gdyby to była prawda... - Elfka westchnęła, zupełnie jakby ujrzała przed oczami bardzo przyjemny obraz rzeczywistości. - Choć rzeczywiście bywają specyficzne, to ta dwójka zdecydowanie należy do skrajnych ich przedstawicieli. W sumie nawet nie jestem pewna, czego się po nich spodziewać, dlatego...
        - Spokojnie, chaos to moja broń. - Ognaruks, jak zazwyczaj, nieszczególnie przejmował się tym, z jakimi problemami inni mogą się zmagać. Elfka tylko prychnęła, ale po chwili uniosła wzrok, słysząc kolejne pytanie wilkołaka; oczy jej się zaświeciły.
        - Są szybkie, choć z tego, co zauważyłam, powinieneś nie mieć z tym aż tak wielkiego problemu, jaki miałby człowiek, nawet dobrze wytrenowany. Oprócz tego nie wystarczy ich pokroić, aby zabić – te cholerstwa nadzwyczaj dobrze się regenerują. Czasem aż kusi, aby nie dać się jakiemuś przemienić; zdrowy rozsądek hamuje tę chęć. Jak widzę, ty sobie także z tym nieźle radzisz, ale wątpię, abyś mógł im dorównać. Co do zabijania; srebro, słońce, czosnek, palik. No i odcięcie głowy – tutaj nie trzeba aż tak się z tym wszystkim cackać; ale pamiętaj, że choć w ten sposób je zabijesz, to nie wahaj się też wykorzystać innych sytuacji; jeżeli odrąbiesz im obie ręce, to przynajmniej przez kilkadziesiąt minut ich nie zregenerują. Czyste cięcie w szyję o wiele łatwiejsze wtedy, niż gdy są w pełni sił. Chyba że... no tak, są na głodzie przez ostatnią noc, pewnie będą próbowały Cię pokąsać. Nie daj się, bardzo szybko będziesz tracić siły. A jeśli dorwą tętnicę... cóż...
        - Zdechł pies – mruknął pod nosem Ognaruks.
        Elfka spojrzała na niego ze złością, choć zupełnie inną niż w chwilach, gdy ją upokarzał. Spojrzenie przeniosło się na Bjornolfa i złagodniało. Niespodziewanie chwyciła go za nadgarstek – delikatnie. Agnir naprężył mięśnie, ale ostatecznie nie zaatakował, widząc, że nic szczególnego się nie dzieje.
        - Uważaj na siebie – szepnęła tak cicho, że nawet smok nie mógł tego dosłyszeć – jedynie czułe uszy wilkołaka. Następnie szybko puściła go i odwróciła od niego wzrok, zmieniając ton na bardziej zaczepny, zupełnie jakby chciała zmazać uprzednie wrażenie. - Ma rację, twoją posokę strasznie trudno byłoby wyczyścić ze zbroi.
        - Zakrwawiona robiłabyś znacznie lepsze wrażenie. Może nawet trafiłaby się jakaś dopłata... - rzucił złośliwie Ognaruks.

        Smok nie skomentował ekstrawagancji wilkołaka – rzeczywiście było to coś przydatnego, jednak wyglądał przy tym wprost śmiesznie. Smok nigdy by... ”Nieprawda”, odezwał się w jego wnętrzu jakiś głos. Przed oczami stanął mu znajomy widok – twarz pokryta bandażami, fioletowe oczy, burza czarnych włosów, no i ten uśmiech... Ongaruks zacisnął pięści, gdy niespodziewanie uderzyła w niego burza emocji – zdecydowanie złych w zdecydowanie złym miejscu i czasie. Poczuł wściekłość. Wielką. Wypełniająca go jak naczynie, które powoli zaczynało się przelewać. Kto by się spodziewał, że jedna myśl obudzi w nim tak bolesne wspomnienia? Teraz naprawdę potrzebował je wyładować. A doskonały cel znajdował się tak bardzo blisko...
        - Po prostu urządźmy im rzeź – warknął, a dało się w nim słyszeć ów smoczy element, którym wcześniej uraczył wieśniaków. Teraz jednak pobrzmiewał tylko przez chwilę, choć powietrze mocno od niego drgało. Minął elfkę, oburzoną tak prostackim podejściem do walki, oraz wilkołaka, po czym wkroczył do środka ruin.
        - Emm, to my może... - zaczęła nieśmiało elfka, ale uciszyło ją warknięcie Agnira. - Dobra, dobra, ja już nic nie mówię. Chodź, wilczku, bo skończymy jako pokarm dla smoka.
        W środku Ongaruks już zdążył odnaleźć źródło zapachu; były to osłonięte już teraz schody do podziemi, którymi smok pośpiesznie ruszył, po chwili znikając pod powierzchnią ziemi. Jego nietypowym towarzyszom nie pozostało nic innego, jak podążać za nim; mały smok, któremu udzielało się nastawienie jego pana, mierzył ich podejrzliwym spojrzeniem, w którym kryła się groźba. Tak też wkrótce cała ich trójka skończyła w podziemiach.
        Sala, w której się znaleźli, prezentowała się doprawdy imponująco; była nadzwyczaj długa; tak że jej koniec ginął w panującym tu mroku. Ponad ich głowami widoczne było zaskakująco misternie wykonane, krzyżowe sklepienie – czarne, powoli zginające się filary zaginały się pod sufitem, tworząc wrażenie miejsca nadzwyczaj zgrabnego – szczególnie w porównaniu do zwykłych, topornie wykonanych podziemi. Ognaruks wyciągnął dłoń, a na jej wierzchu pojawił się ogień, którzy rzucił światło na ściany, ukazując rząd wiszących na nich portretów; zaskakująco zwyczajnych portretów, których znacznie bardziej można by spodziewać się na szlacheckich dworach niż w takim, zapomnianym przez bogów miejscu. Posadzka zaś wykonana była po części z dużych, czarnych płyt, a po części z misternej mozaiki, przedstawiającej dwa splatające się nawzajem węże, wijące się przez całą długość pomieszczenia – przybysze mogli widzieć ich ogony; łby najpewniej znajdowały się na drugim jego krańcu. Jeśli jednak przyjrzeć się wielokolorowemu wzorowi dokładniej, można dostrzec, iż łuski nie układają się na beznogich zwierzętach przypadkowo – maleńkie elementy subtelnie tworzyły obrazy, zdające się przedstawiać jakąś historię; jeżeli jeszcze dokładniej prześledzić ich kształty, można by zauważyć, że na jednym z wężów dominuje obecność wojowników, potworów oraz zamków, na drugim zaś magów, gwiazd oraz wysokich, strzelistych wież.
        Ognaruks jednak nie zamierzał obdarzać je nawet najmniejszym skrawkiem uwagi; maszerował przed siebie, wpatrzony w blade, błękitne światło, migoczące w oddali.
        Gdy ich trójka się od niego odpowiednio zbliżyła, dostrzegła nietypowy widok; spotkane wcześniej wampiry leżały na podłodze, tuż przed wielkimi drzwiami wieńczącymi zakończenie sali. Stos ubrań i szmat zasłaniał głowy mozaikowych węży, a na nich para krwiopijców spała, przytulając się do siebie; nie było w tym nic zdrożnego, co mogłoby wywołać odrażające myśli wobec relacji, która ich łączyła – widok przywodził raczej na myśl dwójkę kociąt, które razem zażywały tak bliskiego kociemu gatunkowi snu. Ta dwójka wyglądała teraz doprawdy niewinnie...
Ostatnio edytowane przez Ognaruks 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Wnętrze ruin okazało się zatrważająco przepiękne. Kolorowa mozaika nie przypominała niczego, co Bjornolf kiedykolwiek widział. Wilkołak wpatrywał się z zachwytem w fantazyjnie skręcone węże i drobne ikony, które składały się na gadzie łuski. Ogrom pomieszczenia przywoływał na myśl wielką świątynię w Olgerstadtt, jednak jej surowe wnętrze blakło w porównaniu z misternym sklepieniem ciągnącym się nad ich głowami. Jedynym zgrzytem w tym wszystkim były dwie blade, nagie sylwetki majaczące w ciemnościach. Zatknięte na ścianach pochodnie emitowały dziwne, niebieskawe światło. “Sprawka magii?” zastanawiał się nord, stawiając ostrożnie łapy.
        Spalle szybował cicho, trzymając się stosunkowo blisko uzbrojonej grupki, i z zachwytem podziwiał zawieszone na ścianach obrazy. W innej sytuacji rzuciłby kąśliwą uwagę na temat wąsów czy nosa którejś z postaci, bo tak właśnie wyrażał swój podziw, jednak nawet on zdawał sobie sprawę, że byłoby to niebezpieczne. Wampiry wydawały się bezbronne i ciche, ale gdy tylko stukot kroków zatrzymał się niedaleko ich głów, jeden z braci otworzył oczy i zasyczał głośno. Drugi natychmiast obudził się i ziewnął szeroko, najwyraźniej przekonany o własnej nietykalności.
        - Ooch, zobacz Albercie. Mamy gości - powiedział, wstając i przeciągając swoje chude, nagie ciało. Wilk skrzywił się z niesmakiem. Nie tak wyobrażał sobie widoki tego poranka
        - Jamesss, czy to nie sssłodka elfka i jej zbędni kompani? - zapytał drugi, ciemnowłosy, również wstając i odsłaniając długie kły. To tyle by było z napadnięcia potworów znienacka.
        Bjornolf obracał w myślach informacje, którymi uraczyła go bandytka przed wejściem. Uszkodzić kończyny. Urwać łeb. A przede wszystkim nie dać się ugryźć. Skoro ma trzymać te stwory na dystans, lepiej będzie zdać się na topór. Chwycił pewniej w łapach trzonek, nie odrywając wzroku od krwiopijców.         Wyższy z braci, o długich, jasnych włosach opadających cienkimi strąkami na twarz — ten, który nazywał się James — wykonał chwiejnie coś na kształt dworskiego ukłonu. Wyglądało to bardzo groteskowo z jego chudymi kończynami i wystającymi żebrami. Wilk nie wiedział, czy tak wyglądają wszystkie wampiry, jednak podejrzewał, że skoro mają swoje miasta, ci dwaj osobnicy muszą być wyjątkowo zdegenerowani. Nie zdążył w żaden sposób rozwinąć tej tezy, kiedy drugi stwór rzucił się do przodu i błyskawicznym skokiem znalazł za plecami elfki

        - Ssssatańczymy? - wysyczał, próbując chwycić ją za nadgarstki. Kobieta, opanowując pierwszy strach, odepchnęła jego ręce i cofnęła się gwałtownie, przybliżając do Ognaruksa. Miała na sobie co prawda pancerz, ale bez broni mogła służyć co najwyżej za przynętę. Tak przynajmniej myślał Bjornolf, jednak wojowniczka zaskoczyła go (nie po raz pierwszy z resztą podczas tej wyprawy). Chwyciła za zdobiony w roślinny motyw fragment karwasza i szarpnęła mocno, wysuwając z niego cienkie, stosunkowo długie ostrze.
        - Podejdź bliżej, a wyłupię ci oko, pijawko! - warknęła. Wilkołak nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Co za kobieta!
        Odwrócił się plecami do towarzyszy, nie spuszczając drugiego wampira z oka. Ten natomiast okręcił się wokół własnej osi, jakby dworskie piruety wyjątkowo go bawiły. Nord postanowił wykorzystać ten moment i zaatakować. Skoczył do przodu, biorąc potężny zamach, i jednym susem dopadł przeciwnika. Jak na tak ospałe stworzenie James uniknął jego ciosu z zaskakującą prędkością, układając ramiona w taneczną ramę. Wilk warknął ze złością i ruszył za nim, oddalając się nieco od grupy. Chciał upolować tego szkodnika za wszelką cenę! Nie zastanawiał się nad tym, że być może odciągnięcie go w ciemność jest częścią planu. O to nie posądziłby żadnego z wariatów. Zanim się spostrzegł, blade światło błękitnych pochodni znalazło się za jego plecami, a przed nim roztoczyła się czerń korytarza, w której zniknął wampir.
        Z prawej strony odezwał się piskliwy chichot. Bjornolf zamachnął się i ciął toporem w miejscu w którym — był przekonany! - stał napastnik. Okazało się jednak, że doskonały w ciemność wzrok się mylił, a ostrze przecięło pustkę. Zirytowany rozejrzał się dookoła. Gdzie jest ten przeklęty pasożyt?! Nagle potężne uderzenie w plecy pchnęło go na ziemię, a ostre pazury wbiły się w pokryte futrem plecy. Zawył głośno i chwytając w żelaznym uścisku bladą dłoń, przerzucił wampira nad sobą, ciskając nim o ścianę. Ten jednak w ułamku sekundy się podniósł i chichocząc jeszcze głośniej, ponownie zniknął w ciemnościach.
        Rana pleców pulsowała nieznośnym bólem, utrudniając każdy ruch. Stało się także coś gorszego. Klamerka, która musiała być prawdziwym celem wampira, znajdowała się teraz strzaskana na podłodze, a do nosa wilkołaka wpychał się uporczywie słodki, oszałamiający smród. Bjornolf zgrzytnął ze złości zębami i powoli zaczął się cofać z powrotem w stronę światła. Jeśli chciał wygrać tę walkę, musiał zmienić taktykę.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Mięśnie smoka napięły się, kiedy wampiry zbudziły się ze swojego jakże przesłodkiego snu; na żywo przestały wyglądać tak nieszkodliwie oraz rozbrajająco, w zamian przybrały prezencję panów świata. Ognaruksa straszliwie irytowało okazywanie mocy czy władzy przez inne istoty; szczególnie jeżeli działo się to w odniesieniu do jego własnej osoby. Narzucanie swojej wyższości bezimiennemu tłumowi było jednym; demon, tak czy owak, uważał, że stoi znacznie, znacznie ponad nim, dlatego wywyższanie się ponad tak niskie progi nie było jeszcze niczym, co mogłoby go zdenerwować. Wywyższanie się ponad niego – uuuu, tutaj zaczynało się prawdziwe pogrywanie z ogniem; wampiry, które przez ostatnie lata swojego życia najpewniej miały do czynienia jedynie z chłopami oraz pechowymi poszukiwaczami przygód, których akurat coś skłoniło do wybrania się w te okolice, zdecydowanie przeceniały swoje siły. Choć o tym miały się dopiero dowiedzieć.
        Stał nieruchomo, wpatrzony w blade sylwetki z żądzą mordu, kiedy prezentowali się w pełnej okazałości – oni oraz tak irytujące lekceważenie. W tej chwili niezbyt przejmował się losem zarówno elfki, jak i swojego nowego, wilkołaczego towarzysza; te jawiły się jedynie jako zamazane sylwetki, nieemanujące jednak wściekłą czerwienią, a neutralną szarością, niezasługującego na ani odrobinę uwagi, nieistotne w obliczu głodu krwi, tak różnego jednak od owego wampirzego. Dlatego też nie obronił swojej cennej, elfiej zdobyczy, ani nie zareagował na jej wściekłe odwarknięcie, które normalnie widziałby jako bardzo intrygujące.
        Podczas gdy Bjornolf odłączył się od nich, by samodzielnie zająć się drugim wampirem, ich trójka została z jego bratem; Ognaruks oraz James wymieniali drapieżne spojrzenia; wzrok elfki przeskakiwał pomiędzy twarzą nieumarłego, a mężczyzny, który wziął ją jako jeńca.
        - Jaki jest plan? - wyszeptała, niepewna tego, jakie myśli mogą kryć się w głowie porywczego „towarzysza”.
        - Po prostu nie wchodź mi w drogę – odwarknął Ognaruks, po czym odepchnął na bok kobietę, która o mało nie przewróciła się pod wpływem smoczego uderzenia i spoglądała na obu oponentów z konsternacją wymalowaną na twarzy. Spojrzała za plecy, ale niewielki smok wciąż tam był, ze wzrokiem utkwionym prosto w niej, czekając tylko na jeden, fałszywy ruch – a tych elfka miała ochotę wykonać całkiem sporo; oto nadarzała jej się doskonała wprost okazja do ucieczki i uratowania swojego życia oraz wolności przed zakusami rozwścieczonego mężczyzny. Gdyby nie Agnir, bez wątpienia teraz by to zrobiła, a tak pozostawało jej jedynie wpatrywanie się w potyczkę pomiędzy Ognaruksem a Jamesem. Szczerze kibicowała wampirowi; nie dość, że znaczny ciężar spadłby z jej barków, to wtedy wilkołak zostawał cały dla niej – była to nad wyraz kusząca myśl.
        Ognaruks jednak nie zamierzał rozwiązywać wszystkich problemów elfki w jednej, szybkiej chwili — pozwalając zabić się przez wampira. Choć tak naprawdę mogło to sprawiać takie wrażenie; szedł w jego kierunku, bez broni, jedynie z niewielkim płomieniem na powierzchni lewej dłoni – James obserwował go pewnie, choć jego powolny, zdecydowany krok oraz brak oręża w ręce wywołało u wampira nieco niepokoju. Jego szalony umysł nie był jednak w stanie dostatecznie przeanalizować zagrożenia i dostrzec drapieżnika ukrytego pod maską człowieka. Wampir rzucił się w jego kierunku, chcąc zapewnić sobie zwycięstwo zawrotną prędkością. Smok machnął dłonią, a z tej wystrzelił jaskrawy jęzor płomieni; nieumarły jedynie cudem zdołał go uniknąć, choć przypalił mu dosyć boleśnie bok. James zawył we wściekłości i ruszył do ponownego ataku, pragnąc za wszelką cenę dobrać się do napastnika.
        Elfka cofnęła się z przerażeniem, gdy Ognaruks zaczął machać rękami, co chwila posyłając w powietrze kolejne fale niszczejącego ognia, które – latając we wszystkie możliwe strony – pożerały wszelką materię stającą im na drodze; pierwsze przekonały się o tym obrazy w okolicy rozszalałego smoka, które szybko zamieniły się w proch, smagany w powietrzu przez kolejne bicze ciepła. Jednakże magiczny płomień nie ograniczał się jedynie do materiałów, które każdy rozsądny człowiek wrzuciłby do pieca, aby ogrzać swoje domostwo; ogniste jęzory zalewały także kamienne ściany, które – ku największemu zdumieniu elfki – zaczęły powoli się topić; powstawały w nich kolejne rysy ukradzionego przez szaleństwo budulca. W takim tempie...
        - Durniu, pogrzebiesz tu nas wszystkich – wrzasnęła elfka, jednak nie była w stanie zbliżyć się do mężczyzny, gdyż sama znalazłaby się w zasięgu jego chaotycznych ataków – wywnioskowanie, że jej ciało okaże się niezbyt ognioodporne, nie zajęło jej zbyt wiele czasu. - Przestań!
        Ognaruks jednak nie dosłyszał rozpaczliwych okrzyków kobiety, przekonanej o tym, iż z jego winy przyjdzie im tutaj umrzeć; sam smok niezbyt się teraz zresztą przejmował sprawą tak przyziemną jak spójność sklepienia, powstrzymującego tony ziemi i gruzu przed zawaleniem się na ich głowy. W pełni skupiony był na bladoskórym przeciwniku, który sprawnie – wykonując akrobacje, których nie powstydziłby się prawdziwy mistrz cyrkowych sztuczek – unikał kolejnych ataków, z wściekłością powoli, lecz pewnie zbliżając się do napastnika, który dewastował to miejsce. Im bliżej się znajdował, tym z coraz większym trudem przychodziło mu niepozwolenie magicznemu płomieniowi obrócić go w pył; zdobył kilka oparzeń – mniejszych lub większych, jednak możliwości regeneracyjne jego organizmu sprawnie sobie z nimi radziły. Bardziej go to irytowało, niźli prawdziwie osłabiało. W końcu przemienił się kota, w której to formie znacznie łatwiej przychodziło mu omijanie ataków szalejącego żywiołu. Aż w końcu zdołał skoczyć i wylądować tuż przed napastnikiem, natychmiast przybierając humanoidalną postać i wbijając swoje białe kły prosto w szyję Ognaruksa.
        Elfka szeroko otworzyła oczy, a na jej ustach pojawił się niepewny uśmiech, który jednak szybko zbladł, gdy jej uszy zaatakował nieludzki krzyk bólu; kobieta słyszała w życiu naprawdę wiele i tylko dlatego nie zatkała uszu, przyciskając z całych sił dłonie do skroni. Skowyt wampira, który oderwał się od ciała przeciwnika i złapał za usta, wrzeszcząc wniebogłosy, sprawiał, że bolały zarówno bębenki w uszach, jak i ta bliższa niebu część duszy. W powietrzu rozniósł się zapach spalenizny; szkarłatna krew wypływała z szyi Ognaruksa, spływając po jego ramieniu oraz boku; strój mężczyzny, przy kontakcie z cieczą, zaczynał się spalać, wydając charakterystyczny dźwięk płomieni. Przemieniony, jakby zupełnie się tym nie przejmował, chwycił w dłoń bok głowy wampira i wgniótł w ścianę, jednocześnie przywołując na wierzchu ręki płomienie.
        James, przyciśnięty bokiem do kamiennego muru, miotał się szaleńczo, podczas gdy ogień Ognaruksa spalał mu skórę. Smok wyszczerzył zęby, po czym rozszerzył szczęki i uderzył nimi do przodu, zaciskając zęby na skórze szyi wampira – zupełnie tak, jak ten zrobił to przed chwilą z nim samym. Spomiędzy jego ust wystrzeliła fala płomieni, zalewając mięśnie Jamesa oraz wdzierając się do jego żył i tętnic. Trwało to chwilę, podczas której powietrze przecinały kolejne wrzaski oraz krzyki, od których elfka się mocno skrzywiła. W końcu jednak Ognaruks jednym szarpnięciem szczęki oderwał spory płat mięsa z ciała wampira i wypluł na podłogę. James miotał się rozpaczliwie, w ostatnich próbach walki o życie, ale nie był w stanie oprzeć się sile smoka, którego dłonie zdawały się wykonane z żelaza. Zaciskając palce na jego szczęce, demon oderwał w połowie zwęgloną głowę od ściany, po czym uderzył nią w kamienny mur, jednocześnie zalewając ją kolejną falą płomieni. I kolejną. I kolejną. Kontynuował, nawet gdy agonalne wrzaski wampira ucichły; przerwał, dopiero gdy rozległ się głośny, charakterystyczny trzask.
        Smok odsunął się, pozwalając ciału upaść na ziemię; blady, chudy tułów upadł bezwładnie na podłogę. Od szyi w górę nie został ani kawałek mięsa, odsłaniając pękniętą na dwie części, zwęgloną czaszkę; w miejscu, gdzie Ognaruks uderzał nią o ścianę, jawiła się sporych rozmiarów, popękana dziura. Zapach spalenizny obecny w powietrzu jeszcze bardziej się nasilił, gdyż blade ciało upadło w sporych rozmiarów kałużę smoczej krwi, która natychmiast zaczęła spalać wampirzą tkankę. Dopiero teraz demon zwrócił uwagę na swoją ranę; uniósł dłoń i dotknął szyi, po czym pozwolił działać magii chaosu; nie wiedział, jakie będą tego rezultaty, ale coś musiał zrobić – gdy oderwał zakrwawioną dłoń, krwotok został zatamowany przez kilka czerwonych kryształów, powstałych z jego posoki. Znaczyło to jedno; były ogniem uwięzionym w stałej formie – skarbem, który zdobyłoby chętnie wielu magów.
        Powoli obrócił się w stronę elfki, która spoglądała na niego z przerażeniem; krzyknęła, gdy niespodziewanie pojawił się tuż przed nią i próbowała się odsunąć, lecz nim zdołała to zrobić, zakrwawiona dłoń Ognaruksa zacisnęła się na jej szyi – na szczęście była to wampirza posoka, po w przeciwnym razie elfkę czekałyby naprawdę bolesne chwile. Smok spojrzał prosto w jej oczy wzrokiem, w którym malowała się żądza mordu, jakiej kobieta jeszcze nie widziała – połączenie smoczych instynktów, demonicznego spaczenia oraz dawnych ran było naprawdę przerażającą rzeczą. Przemieniony trzymał ją tak przez chwilę, aż w końcu, przybliżył swoją twarz do jej.
        - Leć pomóc swojemu kochasiowi – powiedział, po czym puścił ją. Elfka przez chwilę łapała oddech, ale czym prędzej popędziła w stronę, z której dobiegały okrzyki walki – Agnir rzecz jasna za nią podążał. Kobieta zaczęła się zastanawiać, jakby to wyglądało, gdyby i ją Ognaruks zdecydował się zabić – zdecydowanie nie była to śmierć, jakiej by pragnęła. To, że teraz żyła i wciąż miała szansę na ucieczkę... pomimo wszystko... dawało jej nadzieję.
        - Wilku. - Wstrząśnięta elfka powstrzymała się od swojej normalnej złośliwości; kiedy tylko ujrzała walczącą dwójkę, zatrzymała się. - Drugi wampir nie żyje!
        - Cooo?! - Ten z braci, który dotychczas walczył z wilkołakiem, spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym przemienił się w kota i czym prędzej pognał w kierunku, skąd przybiegła elfka, zręcznie unikając jej cięcia. Kiedy ujrzał to, co pozostało z jego brata, z furią rzucił się na przypatrującego się trupowi Ognaruksa. Smok jednak dostrzegł go odpowiednio szybko; machnął ręką, a brzuch kota nabrał ciekawej, czarniawej barwy. Wampir przybrał ludzką postać, po czym z przerażeniem umknął za drzwi, które znajdowały się na końcu korytarza, znikając z jego wzroku. Demon tymczasem zdjął z siebie płaszcz, który nie nadawał się już praktycznie do niczego i rzucił go w kałużę krwi, pozwalając zająć się nim płomieniom; pozostał jedynie w spodniach oraz koszuli. Oparł się o ścianę i głęboko oddychał, starając się uspokoić – jego żądza krwi w znacznym stopniu została zaspokojona, jednak jego pobudzenie wciąż trwało. Gdy jego towarzysze pojawili się w polu widzenia, burkną jedynie: „jest w środku”, po czym zamilkł, koncentrując się na swoim wnętrzu.
        Za drzwiami zaś kryło się duże pomieszczenie, o jeszcze wyższym sklepieniu niż w hali, jednak znacznie szersze oraz o wiele, wiele krótsze. W panującym tutaj mroku dało się dostrzec setki ludzkich sylwetek, obecnych w niemal każdym zakamarku pomieszczenia; mnóstwo kamiennych posągów, wykonanych z nadzwyczajną dbałością o detale i ustawionych w takich pozach, że niemal potrafiło się uwierzyć, iż naprawdę żyją. Pomiędzy nimi przebiegał pozbawiony brata wampir – z jego oczu leciały łzy, kiedy co chwila opadał na któryś z posągów, po czym z wściekłością się o niego odbijał, przewracając na ziemię. Dążył do tego, co znajdowało się w samym centrum pomieszczenia; nieumarły przewrócił się kilka razy, wchodząc po wielkich stopniach, aż w końcu upadł przed tronem; u stóp rzeźby zasiadającego na nim człowieka, który z zamyśleniem oraz dumą spoglądał na zgromadzonych w dole. Na czworaka doczołgał się do pomnika i przylgnął do jego nóg, zalewając się łzami. W powietrzu dało się dosłyszeć ciche, zrozpaczone jęki:
        - Ojcze, ojcze...
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf zamarł, słysząc agonalny krzyk wampira. Początkowo niepewny czy to Ognaruks, czy jego przeciwnik, zastygł uważnie uszami, jednak wrzask nie przypominał głosu demona. Dźwięk był tak przejmujący, że po jego plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Cóż, przynajmniej łowca dobrze sobie radził. Zabójczo.
        Drugi wampir, Albert, do którego dobiegł ryk umierającego brata, zawył boleśnie, jakby odczuł jego śmierć na własnej skórze. Na słowa elfki, która wyłoniła się z półmroku, odepchnął wilkołaka i przemieniony w kota kilkoma susami zniknął w głębi następnego pomieszczenia.
Ognaruks oddychał ciężko, choć nie odniósł żadnych większych obrażeń. Wyglądał na całkowicie skupionego, tak jakby starał się uspokoić szalejące w środku emocje. Kiedy Bjornolf podchwycił jego wzrok, dojrzał niepokojący błysk. Zniknął natychmiast pod osłoną powiek. Szaleństwo. Wilkołak zadrżał i ruszył za elfką we wskazanym przez łowcę kierunku. Ten mężczyzna skrywał w sobie znacznie więcej niż tylko mroczne pochodzenie. Nord miał nadzieję, że nigdy nie będzie miał okazji poznać reszty jego osobowości.
        Pomieszczenie, w którym się znaleźli, było znacznie większe, choć nie aż tak długie jak to, z którego przyszli. Wypełniały je nieliczne kolumny, niknące w ciemnościach niewidocznego sklepienia. Wszystkie były pokryte misternymi, roślinnymi zdobieniami. “Kto wykuł te podziemia?” zastanawiał się wilk, patrząc jak zahipnotyzowany. “Po co komuś piwnice wypełnione takim splendorem?”
        Rzędy figur o ludzkich kształtach, rozrzucone w nieładzie, zjeżyły sierść norda. Przerażała go doskonałość, z jaką zostały oddane detale, martwe, kamienne oczy i wykrzywione w najróżniejszych grymasach twarze. Były ich dziesiątki, jeśli nie setki. Po co ktoś miałby wypełniać podziemia rzeźbami doskonałymi i to w takich ilościach? Pełen najgorszych przeczuć, na przygiętych łapach ruszył przez kamienny tłum.
- Bądź czujna — szepnął do elfki, która skradała się za jego plecami.

- Zawsze, wilczku — odpowiedziała butnie, choć wyczuł w jej słowach nutę niepewności.
Rana na plecach bolała, jednak bardziej niż ona dawała się we znaki przewiercająca uszy cisza. Cisza martwa, a jednak pełna wyczekiwania. Przerywało ją jedynie łkanie wampira, który wbiegł na ustawione pośrodku sali podium i padł na kolana u stóp największej z rzeźb. Bjornolf z przerażeniem wpatrywał się w monumentalny tron, ozdobiony ostro zakończonymi grotami. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to co widzi, to wystające ponad krawędź oparcia, szaleńczo wygięte ręce. Wiele dziesiątek rąk. Na jednej z nich zastygł kruk, który w połowie poderwał się do lotu. Jego rozpostarte skrzydła wyglądały niczym ponury zwiastun śmierci, tak jakby próbował przed czymś uciec, ale nie zdążył.
        Nord przeniósł wzrok na zastygłego na tronie mężczyznę. Miał surowe rysy i ostry, drapieżny nos. Kąciki jego ust były wykrzywione w lekko pogardliwym uśmiechu, tak jakby coś go rozbawiło. Opierał się wygodnie o tron w dumnej pozycji prawdziwego króla. Skulony u jego stóp wampir kiwał się lekko i szlochał głośno, a jego słowa odbijały się echem po wnętrzu podziemi.

- Obudź ssssię ojcze, błagam! Zabili Jamesa! Obudź sssssię! Mussssimy go pomścić! Błagam, pomóż mi! Nie chceeeę umierać!
- Ta kamienna rzeźba ci nie pomoże — warknął Bjornolf, wykonując szybki obrót toporem. Albert odwrócił się w jego stronę i wykrzywił wychudzoną twarz w paskudnym grymasie
- Jessscze zobaczyssssz! Sasshari hakhateri seshhhen… - zaczął powtarzać słowa w niezrozumiałym dla wilkołaka języku. Cofnął się bliżej tronu, układając dłonie w skomplikowane symbole i wyciągając je przed siebie, tak jakby coś z nich wyrzucał. Nord zmrużył żółte oczy. Nie zwiastowało to niczego dobrego.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Gesty wykonywane przez wampira rzeczywiście potrafiły wzbudzić niepokój – choć z pozoru chaotyczne i przypadkowe, układały się jednak w pewne wzorce; ramiona wędrowały łamanymi w tempie oraz harmonii, która potrafiła hipnotyzować. Głos wampira, z początku przeszyty gniewem, nabierał głębi i zdawał się przeszywać zarówno ciała obecnej w pomieszczeniu dwójki intruzów, jak i skałę, z której powstały pomniki – te drżały teraz, rezonując z niezwykłym dźwiękiem. Postać siedząca na tronie drgnęła, a w powietrzu zaczęły pojawiać się niewielkie plamki jaskrawego światła, osiadające na rzeźbie – w przeciągu krótkiej chwili pojawiło się ich tyle, iż zdawało się, że to setki białoskrzydłych motyli przysiadło na owym kawałku skały, zasłaniając go całkowicie i przepychając się pomiędzy sobą; pulsujące ogniki naprawdę sprawiały wrażenie żyjących istot. Po chwili jednak wszystko to zniknęło, a zarówno wyczulone zmysły wilkołaka, jak i elfia świadomość świata, nie były w stanie wyczuć żadnej zmiany, która mogła zajść w pomieszczeniu – szczególnie w rzeźbie mężczyzny. Podobnego zdania jednak najwidoczniej nie był wampir, który przypadł do jej ramienia i wtulił głowę w zimny głaz.
        - Taak! Nareszcie! Jesteś tu, naprawdę! Teraz wszystko będzie dobrze, prawda? Teraz już wszystko będzie tak, jak być powinno... ojcze, tylko wypędź stąd tych morderców...
        Elfka spojrzała na wilkołaka ze zdziwieniem oraz zmieszaniem malującym się na jej twarzy; z jednej strony czułaby się bardzo niezręcznie, gdyby tak po prostu zabiła wampira – nawet pomimo wszystkiego, co przeszła w życiu, teraz widziała w nim biedne, porzucone dziecko. Nie była dzieciobójczynią. Z drugiej jednak strony... ów „dzieciak” właśnie wybłagiwał u kamiennego posągu, aby ten zabił ich dwójkę na naprawdę imponującą ilość bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnych sposobów. Spoglądała więc na swojego „towarzysza”, szukając w jego oczach odpowiedzi na męczące ją wątpliwości, lecz nagle jej własne rozszerzyły się, a całe jej ciało drgnęło, gdy jej wzrok powędrował na coś znajdującego się za plecami Bjornofla.
        - Wilku!
        Zanim ten zdołał cokolwiek zrobić, poczuł na swoim ramieniu coś, czego podobnego nigdy nie przydarzyło mu się uświadczyć – mrożący krew w żyłach, zdający się przenikać przez skórę oraz spajać mięso z lodowatym zimnem dotyk, który na dobrą chwilę całkowicie odebrał mu możliwość jakiegokolwiek ruchu. Elfka wpatrywała się w sylwetkę istoty za plecami wilkołaka – nie było nawet pewności, czy można to coś tak nazwać; zdawało się mrokiem zbitym w ludzki kształt z dwoma punktami świecącymi mętnym, fioletowym blaskiem, które bez wątpienia były oczami tego czegoś, utkwionymi w Bjornolfie. Zanim zdołała cokolwiek zrobić, zjawa odezwała się kobiecym głosem, zdającym się odbijać po wielokroć w jej nieistniejącym już gardle przed wydostaniem się na zewnątrz.
        - Proszę, nie rób tego – powiedziała smętnym tonem, przenosząc wzrok na wampira tulącego się bezradnie do posągu. Elfka stała zamurowana, niepewna, co ma teraz zrobić; w ciągu swoje dosyć długiego życia napotykała się na zjawy kilkakroć, jednak za każdym razem były kłopotliwym przeciwnikiem – niemożliwe do zabicia jak istoty z krwi i kości, zmuszały do rozpatrzenia ich przypadku i pomocy umęczonej duszy osiągnięcia zaświatów. Gdyby stworzenie dotykające Bjornolfa miało zwykłe ciało, nie wahałaby się przed rozpołowieniem go na pół; entuzjazm do tego zadziwił ją nieco.
        - Posłuchaj mnie, Bjornolfie – odezwała się zjawa, pochylając głowę i niemal dotykając „ustami” wilczych uszu. - Zaklinam cię na wszystko, co dla ciebie ważne, żebyś nie odbierał życia ostatniemu z moich synów.
        Zjawa puściła wilkołaka, przesuwając się przed niego i stając w niewielkiej odległości, która jednak zdecydowanie nie naruszała tak jego prywatności, jak robiła to przed chwilą; no i rzecz jasna zmiennokształtny nie musiał już „delektować się” dotykiem istoty wyciągniętej z zaświatów; muśnięciem samej śmierci.
        - Wiem, że twoje serce rwie się ku pomocy nękanym. Lecz wiedz, że i ci, których tak łatwo oblec w skórę bestii, także mają swoje męki do przecierpienia. Przez całe życie mogłam jedynie patrzeć. Gdy ojciec wydawał mnie za mąż, nie miałam prawa głosu. Gdy to... stworzenie przybyło do nas, mogłam jedynie obserwować, jak powoli oplata swoje macki wokół wszystkiego, co mi bliskie. Gdy przyszedł ten nieszczęsny dzień, mogłam jedynie tkwić nieruchoma i patrzeć w ślepia śmierci... Nawet ta jednak nie oszczędziła mi cierpienia. Nie byłam w stanie odratować własne dzieci w chwili, gdy najbardziej mnie potrzebowały. A teraz Jamesa odebrała mi istota narodzona z ognia i nic nie mogłam zrobić. Posłuchaj... Ten jeden raz chcę zrobić coś. - Ciemność zgęstniała, a po chwili rozjarzyła się delikatnym, purpurowym blaskiem; ciało kobiety zdawało się teraz zbudowane jakby z fioletowego szkła – widoczne były o wiele lepiej zarysy jej pięknej twarzy oraz burza włosów spadająca na ramiona. Odziana była w prostą, ale nadzwyczaj urodziwą suknię, rozdartą przy klatce piersiowej, ukazując ogromną ranę w jej ciele. Z oczu zjawy popłynęły łzy. - Wiem, czego szukasz. Skarbu, który zabrał ci intruz, którego nazywasz Cieniem. Mogę ci wskazać drogę. Wiem, gdzie był, jest i będzie. I wiem, gdzie mogą przeciąć się wasze szlaki. Jeżeli pozostawisz mojego syna przy życiu, powiem ci, dokąd masz się udać.
        - Nie wiem, czy możemy jej zaufać – wtrąciła się elfka. - Skąd w ogóle miałaby wie...
        - Oshalio... - Twarz zjawy zwróciła się w kierunku kobiety. - Nigdy nie dawałaś się oswoić czy spętać. Ty kierowałaś swoim życiem, a nie ono tobą. Rzadko kiedy jednak miałaś czas przystać i spojrzeć. Ja cały swój żywot mogłam jedynie patrzeć. I po śmierci jedynie patrzę, lecz widzę znacznie więcej. Jesteśmy sobie tak bardzo różne... nawet pod względem... - Jej wzrok przesunął się na wampira, który zdawał się nieświadomy całego świata; wciąż tulił się do pomnika.
        Elfka, która na początku zaniemówiła, gdy zjawa wypowiedziała jej imię, trzęsła się z gniewu – w jej oczach dostrzegalny był błysk, którym nie obdarzała nawet Ognaruksa. Jednak zacisnęła tylko zęby i milczała, spoglądając znacząco na Bjornolfa. Zjawa przysunęła się do niego jeszcze raz, kładąc dłonie na jego ramionach i przybliżając twarz do jego twarzy; tym razem dotyk już nie przypominał noża powoli wchodzącego między kości, a delikatne muśnięcie tkaniny. Wypełnione fioletem oczy spoglądały w jego wilcze ze smutkiem i oczekiwaniem.
        - To moja propozycja. Oddaj mu życie, a ja sprawię, że nie będziesz zależny od tego... - Spojrzała na drzwi do sali – czegoś. Będziesz mógł pójść prosto do celu i odzyskać swój artefakt, tak ważny nie tylko dla ciebie. Możesz udać się tam nie tylko ty... myślisz, że on zdoła teraz was zatrzymać, jeżeli będzie chciał odejść? Możecie odejść razem... Proszę...
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Zapatrzony w świetlisty spektakl, Bjornolf poczuł jak jeży mu się sierść na karku, kiedy za jego plecami pojawiła się cienista zjawa. Nigdy nie wierzył w bogów, a życie pozagrobowe rzadko zaprzątało jego myśli - był przekonany, że jako dziecię księżyca czeka go wieczna chwała, bez względu na to, w jaki sposób umrze i gdzie trafi. Teraz jednak obudziła się w nim zabobonna natura prostych ludów północy, więc czując lodowaty dotyk niematerialnej istoty, obnażył kły i skulił się, gotowy do ucieczki. Dopiero kiedy kobieta przemówiła, uniósł nieco położone uszy i z zainteresowaniem (choć nadal przeplatanym paskudnymi spazmami strachu) wsłuchał się w jej słowa.
        W jakiś magiczny, niewytłumaczalny sposób znała jego imię. Gdy znalazła się przed jego pyskiem, dostrzegł, że jest stworzona z gęstej mgły, pulsującej ciemnofioletowym światłem. Jej głos był przerażający - jednocześnie ludzki i zawodzący, tak jakby składały się na niego dziesiątki potępionych dusz. Po chwili przybrała bardziej wyrazisty kształt, dzięki czemu mógł rozróżnić suknię, włosy i zmęczony wyraz twarzy. “Musi być tu uwięziona od bardzo dawna” przemknęło mu przez myśl. Przysuwała się do niego i oddalała, a on stał cały czas w napięciu, nie wiedząc jak zareagować na to dziwne zjawisko.
        Domyślał się, że dusza tej kobiety nie mogła zaznać spokoju. Czy dlatego, że została przeklęta? A może z powodu synów, którzy co noc napadali niewinnych? Nie wierzył w to, że szalone pokraki miały w sobie teraz choć krztę przyzwoitości. Może i były nieszczęśliwe, na swój dziwny, demoniczny sposób, ale bezlitośnie (i potencjalnie aż po kres świata) mordowały ludzi. Już zamierzał odrzucić jej prośbę, jednak propozycja, która po niej nadeszła sprawiła, że zamarł bez tchu. Skąd mogła wiedzieć o Cieniu i Kruucie? Czy potwór, który ukradł jego bransoletę faktycznie kontaktował się z zaświatami? A może jej wiedza pochodziła od czegoś dużo starszego i potężniejszego? Nord spojrzał na zjawę ze strachem w oczach i nieukrywanym zainteresowaniem. Elfka dostrzegła to i postanowiła wtrącić swoje zdanie. Nie zdążył zareagować na jej uwagę, ani nawet skomentować pięknie brzmiącego imienia (Oshalia… wiedział, że długo go nie zapomni), bo zjawa znów znalazła się tuż przed jego nosem, kładąc dłonie na pokrytych futrem ramionach. Wzdrygnął się, choć tym razem dotyk nie był aż tak nieprzyjemny, a głos kobiety stał się cichszy i łagodniejszy. “Być może będąc martwym nie da się aż tak dobrze kontrolować swoich emocji? Ciekawe czy wpływa to na całą formę takiego ducha?” zastanawiał się wilk. Wtedy w jego głowie zaświtała kolejna myśl. Skoro pod wpływem chwilowego porywu istota była tak przerażająca, co się stanie jeśli odrzuci jej propozycję? Twierdziła, że mogła tylko obserwować, jednak kto wie, czy mówiła prawdę? W co zmieniłaby się, gdyby postanowił zaatakować jej syna?
- Nie wiem skąd wiesz to wszystko, jednak w swoich słowach nie pomyliłaś się ani razu - zerknął pytająco na elfkę, a ona skinęła lekko głową, choć jej policzki płonęły rumieńcami złości. Zjawa musiała trafić w czuły punkt, którego niestety nie zauważył
- Być może mógłbym się zgodzić na twoją propozycję…
Oshalia już chciała zaprotestować, jednak powstrzymał ją gestem łapy
- Ale musiałabyś mi obiecać, że zabierzesz syna daleko stąd. Ja też chcę uchronić kogoś przed śmiercią i dałem swoje słowo, że wampiry nie powrócą do Wron. Czy byłabyś w stanie to zrobić? - zapytał z nadzieją w głosie. Całym sercem chciał dowiedzieć się gdzie jest Cień, jednak najpierw musiał spełnić swoją obietnicę. Jeżeli kobieta odmówi, będzie nadal zdany na pomoc Ognaruksa. Łowca był dobrym kompanem, i choć czasem jego decyzje utrudniały im życie, wiedział, że dotrzyma danego mu słowa. Nie zamierzał uciekać z podkulonym ogonem, bez słowa wyjaśnienia. Zdawał sobie jednocześnie sprawę, że zabicie wampirów było jego pomysłem i demon wyrażał do tego bardzo obojętny stosunek. Nie sądził, żeby zrobiło mu różnicę, czy zostawią jednego przy życiu czy też nie. Spojrzał pytająco na fioletową zjawę, próbując odczytać rodzące się intencje w jej dużych, smutnych oczach.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks powoli zaczynał się niecierpliwić; jego zdaniem dobicie ostatniego wampira, zwłaszcza we dwójkę, nie powinno być doprawdy większym problemem, a brak odgłosów walki jedynie jeszcze bardziej pogłębiał u niego podejrzliwość. Nagle dostrzegł Agnira u swojego boku; no tak, sługa doskonały sam potrafił odczytywać, co teraz jego panu jest najbardziej potrzebne i czego ten od niego oczekuje - pilnowanie elfki w takiej sytuacji schodziło na dalszy plan i niewielki smok zostawił ją w chwili, gdy zniknęła za wielkimi wrotami. Ognaruks bardzo wątpił, aby znajdowało się gdzieś tu alternatywne wyjście, albowiem prowadziłyby tam wtedy jakiekolwiek ślady wampirów, które powinny znać to miejsce całkiem dobrze. Tak czy owak, Ognaruks przysiadł, a Agnir zaczął zlizywać ognistą krew z jego ciała.

        Tymczasem zjawa szeroko rozszerzyła swoje i tak już niemałe źrenice, gdy posłyszała odpowiedź wilkołaka; jej spojrzenie błądziło pomiędzy nim, a jej wampirzym synem, wciąż tulącym się do ojcowskiego pomnika.
        - Ja... - wyjąkała w końcu swym zawodzącym głosem. - Ja... Nie wiem, czy to możliwe... Ja... Ja nawet nie mogę wyjść poza te wrota. A miałabym zostawić swojego małego...
        Przez długą chwilę tkwiła w bezruchu, wpatrując się jedynie beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń ponad głową wilkołaka. Tymczasem elfka, która od jakiegoś czasu wpatrywała się w zjawę z intensywnością, zbliżyła się do Bjornolfa, licząc na to, że będzie miała okazję zamienić z nim kilka słów; sposobność ta pojawiła się, gdy nagle upiór drgnął, po czym odsunął się i zaczął sunąć w stronę kamiennego tronu. Wtedy kobieta Oshalia chwyciła ramię wilkołaka i pochyliła się nad nim; jej usta znalazły się tuż przy jego wilczych uszach.
        - Zjawy zawsze pozostają w naszym świecie z jakichś powodów - powiedziała szeptem. - Zwykle dotyczy to jakiejś tragedii. Aby ją wygnać, trzeba zdjąć z niej klątwę. Może to uczynić fakt, że ocali syna spod twoich łap i pierwszy raz w życiu coś zmieni. Ale może to właśnie jej synowie trzymają ją na tym świecie...
        Elfka przełknęła ślinę, zdziwiona tym, z jakim trudem przychodzą jej kolejne słowa; była wszak przyzwyczajona do czynów dalece niemoralnych, jednakże teraz złożenie Bjornolfowi owej propozycji sprawiało jej nadzwyczajny problem - przekonała się wcześniej, że wilkołak nie jest skory do zrywania umów i "praktycznego myślenia", ale dlaczego miałoby ją to obchodzić?
        - Możesz jej przysiąc, że nie zabijesz jej syna. Może ją to nawet uwolnić od cierpienia i sprawić, że uda się do zaświatów. Wtedy pewnie go nie tkniesz, ale... - Elfka znacząco trąciła go naramiennikiem, w którym ukryte było ostrze. Ją żadna przysięga by nie wiązała....
         Tymczasem zjawa przybliżyła się do wampira, który leżał na piersi rzeźby, przyciskając się do zimnego głazu i kołysząc się w rytm melodii, która była dosłyszalna jedynie dla jego uszu. Jego matka zbliżyła się i położyła mu dłoń na ramieniu, wołając go po imieniu. Nie zdołało to jednak wybudzić z transu wampira, na którym lodowaty dotyk śmierci nie był w stanie zrobić większego wrażenia; nie reagował także na rozpaczliwe słowa potrzebie ucieczki, o jego bracie oraz szeptane zawstydzonym głosem wspomnienia z jego niewinnej młodości. Po kilku minutach zjawa westchnęła i odsunęła się, zmierzając na powrót w stronę wilkołaka, przy którym ramieniu wciąż tkwiła elfka.
        - Zresztą, ten wampir doszczętnie już oszalał, pozbawiony bliźniaka. W tym stanie prędzej zginie z głodu krwi niż zrobi komuś krzywdę. Jeżeli postanowisz go oszczędzić, śmierć będzie dla niego jedynie aktem łaski.
        Odsunęła się, gdy zjawa kobiety zbliżyła się ponownie na Bjornolfa; spoglądała na wilkołaka z bezgranicznym smutkiem w oczach - zdawało się, że po jej policzkach spływają eteryczne łzy. Nie odezwała się, ale w jej spojrzeniu skierowanym na wilkołaka dało się dostrzec taką niepewność i lękliwe wyczekiwanie, że żadne słowa nie były potrzebne. Wyczekiwała wyroku. Po boku Bjornolfa stała zaś elfka, która obdarzała go znaczącym spojrzeniem, licząc, że wybierze - jej zdaniem - najlepsze wyjście z sytuacji.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

         Bjornolf przeklął się w duchu za swoją słabość i ledwie dostrzegalnie skinął głową na propozycję elfki. Takie zachowanie napawało go odrazą, jednak w tej sytuacji bez wyjścia było jedynym sposobem, żeby odpędzić ducha i dotrzymać przysięgi danej wieśniakom. Przynajmniej taką miał nadzieję.
- Mogę ci obiecać, że nie zabiję twojego syna. Troska o niego nie będzie cię już trzymać na tej ziemi. Możesz uwolnić się spod jej jarzma i odejść w spokoju - ostatnie słowa wyszeptał, tak jakby kłamstwo pozbawiło go tchu. Zachował jednak neutralny wyraz pyska i spojrzał z mocą w wypełnione łzami oczy. Jeżeli plan miał zadziałać, kobieta musiała uwierzyć, że mówi prawdę. Wiedział, że ta chwila będzie go nawiedzać w snach jeszcze przez długi czas. ”Wszystko dla mojego plemienia” powtarzał w duchu, oddychając powoli. Czekał na werdykt zjawy, licząc, że zaufa jego obietnicy i uwolni się w końcu od swojego bolesnego żywota. Chciał wierzyć, że wybrał najlepsze rozwiązanie.
        Uchylił powieki i zerknął na Oshalię. Zaufał jej, wierząc że zachowa się rozważnie i nie zniweczy całego planu. Miał nadzieję, że odczeka aż zjawa zniknie, zanim postanowi rozprawić się z wampirem. Ostatecznie była bardzo zrównoważoną i inteligentną kobietą.
        Przeniósł wzrok na wampira, który oklapł na podłodze, tak jakby stracił resztki sił. Po jego brudnej od kurzu twarzy spływały łzy i smarki, które roztarł bezwiednie po brodzie. Kiwał się w przód i w tył, jakby smutek do końca pozbawił go zmysłów. Po krótkim spektaklu świetlnym, który zaprezentował, porzucił dalsze próby czarowania. Być może zaklęcie, które usiłował rzucić nie było niczym innym jak kolorową iluzją. Być może. Wilkołak poczuł niepokój na myśl, co by się stało gdyby udało mu się jednak wykonać inkantację. Lepiej niech te stworzenia pozostaną zamienione w kamień.
        Wtedy w jego głowie zaświtała pewna myśl. Kiedy już stąd wyjdą poprosi Ognaruksa o zawalenie całych tych podziemi. Demon władał ogniem i magią, więc pewnie będzie w stanie bez trudu sobie z tym poradzić. Lepiej żeby żaden z tych wampirów nie wydostał się nigdy na ziemię.
        Myśli dotyczące Ognaruksa przywołały natychmiast wspomnienie lasu i śpiewu ptaków. Nord zatęsknił do otwartej przestrzeni, której nie widział już zdecydowanie zbyt długo jak na swój gust. Oby ta zabawa w chowanego jak najszybciej się skończyła. Rozejrzał się po sali, próbując odszukać wzrokiem towarzysza, jednak łowca najprawdopodobniej został w drugim pomieszczeniu. Wrócił spojrzeniem do zjawy, która wyglądała, jakby podjęła decyzję.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Zjawa wpatrywała się w Bjornolfa z szeroko otwartymi oczami, gdy ten wypowiadał swoje słowa; wilkołak mógł także poczuć spojrzenie elfki, która przyglądała mu się z niepokojem, widząc, że nie przychodzi mi to nazbyt łatwo; bardziej istotna jednak była zmarła, która, gdy zapanowała cisza, stała nieruchomo i tylko jej eteryczne ciało poruszało się, niczym dym uwięziony w kolbie w kształcie człowieka. Oshalia kiwnęła głową, gdy Bjornolf na nią spojrzał, dając mu do zrozumienia, że dobrze się spisał.
        - N-naprawdę? - wyszeptała w końcu zjawa. - Ja... ja naprawdę go ocaliłam? Ohhh...
        Kształt ducha ponownie się zmienił – barwa przeszła w bladą biel, a jej twarz nabrała ostrzejszych rysów, w oczach pojawiły się wyblakłe tęczówki oraz źrenice; wyglądała teraz znacznie, znacznie bardziej ludzko. Z jej oczu pociekły łzy, twarz ozdobił drżący uśmiech – były to łzy szczęścia. Przez dłuższą chwilę nie była w stanie zrobić nic innego niż radować się falą ulgi, która ją zalała; dopiero potem przypomniała sobie, jakie były warunki umowy.
        - Intruz w tym świecie, którego ścigasz, wkroczy na ziemię skrytą pod mokradłami i mgłą w ciągu jednego tygodnia; będzie przeć prosto do miasta, w którym króluje śmierć, przekonany, iż na bagnach zdoła zgubić twój pościg. Jedyne, co pozostaje, to ruszyć za nim. Prosto, jak kreska narysowana na mapie; jak lot smoka...
        Kiedy skończyła mówić, otworzyła szerzej oczy, po czym uniosła ramię, spoglądając na to, jak zaczyna zanikać; jej plecy, tył nóg, głowy oraz ramion zdawały się przypominać dym szarpany wiatrem; jakby ta szklana forma człowieka, w której był uwięziony, nagle pękła w połowie. Zjawa uśmiechnęła się szerzej, po czym – powoli się rozpadając – podeszła do wilkołaka i położyła obie dłonie na jego ramionach; zbliżyła twarz do jego głowy, stając na palcach i wyszeptując mu do ucha: „dziękuję”, po czym zniżyła się i pocałowała go w bok pyska. Dotyk nieumarłej nie był już tak przerażający – przenikliwy chłód zastąpiło nieśmiałe, delikatne ciepło, zaś paraliżujące uczucie – tak odprężające poczucie bliskości. Zanim wilkołak zdołał cokolwiek zrobić, zjawa zniknęła całkowicie, niemal wtulona w jego futro.
        Oshalia spoglądała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy – kiedy jednak tylko zorientowała się, że wilkołak na nią patrzy, szybko przegoniła go, nieco się rumieniąc. Przez chwilę milczała, wyraźnie zakłopotana, ale w końcu odnalazła temat, na który mogła się wypowiedzieć.
        - Mówiła pewnie o Mglistych Bagnach. - Elfka wcześniej już dostrzegła, że słowa zjawy niewiele mu mówią; dla niej jednak były dosyć oczywiste, więc postanowiła wyjaśnić mu to wszystko. - Co zaś do miasta nieumarłych... pewnie chodzi o Maurię. Jedyne, do którego można dojść przez te przeklęte przez bogów moczary. Jeżeli naprawdę chcesz tam za nim podążać... to niebezpieczne miejsce.
        Rozchyliła usta, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale po chwili je zamknęła i potrząsnęła lekko głową; przeniosła spojrzenie na wampira, który był już w doprawdy opłakanym stanie – nawet nie zdołał zarejestrować, że właśnie jego matka „ocaliła” mu życie. Oshalia ruszyła w jego stronę, pewniej chwytając ostrze w dłoni, po czym zamachnęła się, ciskając nim w skurczoną sylwetkę; ostrze trafiło prosto w klatkę piersiową, wchodząc głęboko i przebijając na wylot serce. Wampir nie zdążył nawet zareagować, gdy elfka chwyciła go za włosy, gwałtownym szarpnięciem podciągając, po czym wbiła kolejne ostrze w czubek jego głowy. Wolną ręką chwyciła podbródek wampira i szarpiąc nim oraz rękojeścią utkwionej w czaszce broni, złamała nieumarłemu kark. Wszystko to stało się w czasie krótszym niż długość pojedynczego oddechu.
        Oshalia wyciągnęła ostrza z ciała wampira, wzdrygając się przy tym; przez chwilę jej oczy otworzyły się szerzej, ale elfka tylko potrząsnęła głową wraz z całym ciałem oraz wróciła do przerwanego zajęcia; podniosła truchło do pozycji półsiedzącej, po czym przyłożyła do jego szyi swoją broń; ucięcie jego głowy nie zajęło jej krótko. Chwyciła ją za kłaki, chowając ostrza z powrotem do naramienników, po czym powróciła do wilkołaka i mruknęła tylko: „na dowód”. Chciała go minąć i ruszyć do wyjścia, ale wtedy zatrzymała się, dostrzegając zarysowaną pomiędzy uchylonymi wrotami sylwetkę.
        - Ładne przedstawienie – mruknął Ognaruks, który stał w wyjściu z założonymi na piersi rękami. - Aż ciśnie się na usta „wilk syty i owca cała”. Mgliste Bagna, co? Ten cały Cień ma niezłe jaja, aby się tam zapuszczać. Możliwe, że idąc przez nie, trafimy na jego trupa i będzie po zabawie. Ale teraz wynośmy się już stąd. Jestem głodny, a to miejsce już mnie nuży.
        Cofnął się, przepuszczając elfkę – której posłał zagadkowe spojrzenie – oraz wilkołaka. Ruszyli wielkim holem, na chwilę zatrzymując się przy trupie drugiego z wampirów; elfka wręczyła głowę Bjornolfowi, po czym sama pochyliła się nad zwęglonym ciałem, wyjmując ostrza i z łatwością przecinając zczarniały krąg. Skrzywiła się, ukryła ponownie ostrza i wróciła do grupy, niosąc zdewastowaną czaszkę.
        - Dobrze, że wampiry mają te swoje zęby – mruknęła. - W przeciwnym wypadku wieśniacy mogliby marudzić i nie dowierzać.
        Ognaruks tylko uśmiechnął się pod nosem; to, co zrobił z wampiremm mogło irytować elfkę, ale jego samego wprawiało w dobry nastrój. Na tyle dobry, że nawet nie postanowił spętać na powrót Oshalii – nigdzie nie było także widać Agnira, który znajdował się bezpiecznie wewnątrz Liry, przewieszonej przez plecy smoka, który w najbliższym czasie powinien kupić nowe ubrania; ostały się głównie spodnie, a te nie były już w najlepszym stanie. Tym jednak na razie się nie przejmował, rozbawiony wizją, która już od rana gościła w jego umyśle; świadomość tego, co się wkrótce stała sprawiała, że był w stanie znieść pewne niedogodności. Wkrótce znaleźli się przy wyjściu z lochów, gdzie znowu mogli uraczyć promieni słonecznych.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

- Nie mam wyboru — odpowiedział na słowa elfki, pocierając łapą policzek — Nawet gdyby Cień zawędrował do samej Otchłani, muszę go stamtąd wyciągnąć i odebrać to, co moje.
Patrzył bez ruchu, jak kobieta podchodzi do wampira i wykańcza go, szybko i profesjonalnie. To bolesnym ukłuciem w sercu przypomniało mu, że ma do czynienia z banitką, która bez litości zabijała, a najpewniej również torturowała ludzi. Przez całą tę intrygę z wampirami i (co tu dużo kryć) urok Oshalii poczuł się, jakby była jego towarzyszką. Nie powinien sobie na to pozwalać. To zapewne był jej cel — zmanipulować jego uczucia i wykorzystać go przeciwko Ognaruksowi. Nastroszył się lekko i powoli ruszył w jej stronę.
        Burza w jego sercu trwała nadal, a niewiele było zawieruch, które potrafiły zburzyć ignorancki spokój jego uczuć. Czuł się podle po tym, co zrobił, choć wiedział, że dzięki niemu zjawa wreszcie zaznała spokoju. Miał tylko nadzieję, że jeśli umrze, nie spotka jej i nie będzie mu dane powiedzieć prawdy. Przypomniał sobie wypełnione łzami, fioletowe oczy i znów nerwowo potarł policzek.
        Słysząc słowa Ognaruksa, zmrużył gniewnie oczy. Łowca ewidentnie był w złym nastroju — choć zachowywał się już kpiarsko, nigdy jego słowa nie były aż tak uszczypliwe. Nord zdecydował się jednak zignorować przytyk, zrzucając go na karb dziwnego stanu, w jakim demon znalazł się chwilę temu.
        Ujął podaną mu głowę, czując, jak wybałuszone oczy patrzą na niego z wyrzutem. Na ziemi dostrzegł nadgryziony przez czas jutowy worek i szybko zapakował do niego trofeum. Materiał momentalnie przesiąkł gęstą, ciemnoczerwoną krwią. Wydzielała intensywny, mdły smród piżma. Po chwili elfka dorzuciła do niego drugą czaszkę, choć podejrzewał, że wieśniacy i tak uwierzyliby im na słowo. Zwłaszcza kiedy w nocy nic by ich nie napadło. Ani następnej, ani następnej. Potem jednak przypomniał sobie ich nieprzyjazną reakcję o poranku i odrzucił dobre zdanie, jakie miał na ich temat.
”Ludzie to zwykłe bestie, gorsze niż większość z nas. Zwłaszcza tacy prości. Im prostsi, tym mroczniejsze sekrety mogą chować pod swoją powłoką.” Zaskoczyła go ta konkluzja — na północy, jeśli ktoś chciał kogoś zabić, chwytał za miecz i atakował. Tam życie było o wiele prostsze. Z nutką nostalgii zarzucił sobie pakunek na ramię i razem z elfką zawrócił w stronę wyjścia.
        Pokonał zaledwie kilka stopni, kiedy coś ciężkiego wylądowało na jego ramieniu. Po skrzekliwym “Ufff! Puff!” rozpoznał, że to Spalle, zasapany po szybkim locie. Kilka czarnych piór obsypało mu się z jednego skrzydła na kolorową mozaikę.
- Szybko! Wynośmy się w diałby, zanim te potwory znowu mnie zlokalizują! - zawołał, wbijając mu pazury w kark. Bjornolf próbował strzepnąć go z ramienia, jednak kruk zwinnie uniknął jego ręki i przeskoczył na drugą stronę.
- Spokojnie, już zabiliśmy wampiry.
- Jakie tam wampiry! One! - odwrócił spanikowany dziub w stronę sklepienia, pod którym kłębiła się chmara czarnych i brązowych nietoperzy. Najwyraźniej cwaniaczek, chcąc obserwować walkę z wysoka, wepchnął się do ich legowiska i obudził cały rój. Nord pokręcił ze śmiechem głową — to dlatego nigdzie nie widział dopingującego mu kruka! W czasie ich pojedynku uciekał przed krwiożerczymi istotkami, których było zdecydowanie za dużo jak na jego siły.
- Ominęła cię ciekawa walka — powiedział pod nosem, próbując uspokoić rozdygotane zwierzę.
- Gówno, nie walka! Chodźmy już stąd!

        Wilkołak odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się na powierzchni ziemi. Zaczerpnął głęboko pachnące mchem i grzybami, leśne powietrze i wsłuchał się w śpiew ptaków. Pozwolił sobie tylko na sekundę wytchnienia — po chwili otworzył oczy i odwrócił się z powrotem w stronę łowcy.
- Mógłbyś obrócić w gruz te podziemia? Myślę, że tak będzie lepiej dla wszystkich — powiedział, zerkając pytająco na Ognaruksa. Domyślał się, że demon posiada wystarczająco dużo siły, jednak nie był pewien, czy zdoła jej teraz użyć. Jeśli nie to zejdzie tam jeszcze raz i własnoręcznie wytłucze wszystkie posągi. Wolałaby jednak tego nie robić, jeśli nie będzie musiał.
Na pysk cisnęło mu się jeszcze pytanie o świnię, której Ognaruks zażądał jako nagrody. Uznał jednak, że daruje sobie wścibstwo — nawet jeśli mężczyzna zamierzał złożyć ją w jakiejś szalonej ofierze albo zwyczajnie zjeść, wkrótce sam się o tym przekona. Pozostało tylko wrócić do wioski po nagrodę, zostawić elfkę w rękach straży miejskiej i ruszyć dalej tropem Cienia. Jego serce przeszył cień niepokoju. Kobieta stała w plamie światła, łapiąc promienie na wyciągnięte dłonie o jasnej, mlecznej skórze. Otrząsnął się i wrócił do rzeczywistości. Najwyższa pora załatwić to, po co przyszedł do tej dziwnej, pokręconej krainy.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks spojrzał na wilkołaka z zainteresowaniem, kiedy ten poprosił go o zniszczenie tego miejsca; pytanie o destrukcję było czymś zupełnie nowym, a na tyle ciekawym, że smok zwykł robić takie rzeczy z przyjemności i rozkoszować się nimi. A szczerze powiedziawszy, był już zmęczony tą grą w człowieka oraz kontrolowaniem swoich zachowań w stopniu, w którym wymagały to od niego okoliczności – zarówno te, o które sam się prosił, jak i te zrzucone na niego przez los. Dlatego też tylko obrzucił ruiny spojrzeniem, dostrzegając, jak łatwe do zrównania z ziemią są; trochę go zasmuciło, że nie będzie mógł dać upuść swojej potędze w większym stopniu, jednak wcześniejsze wyżycie się na wampirze sprawiło, że był w stanie to znieść. Przeniósł wzrok na wilkołaka, a w jego oczach pojawił się jakiś błysk – nie do końca drapieżny, gdyż kryły się za nim emocje, jakie zwykłe zwierzęta po prostu nie odczuwały, nie czując do tego potrzeby oraz nie posiadając tak wielkiej głębi umysłu, co smoki.
        - Bez problemu – mruknął, a jego cichy głos nabrał drżenia, który był podobny do tego, któremu dał upust podczas przemawiania do wieśniaków, teraz jednak był to płomień, a tlący się żar, który jednak lada chwila ma wybuchnąć wielkim ogniem. Po dwóch słowach jednak powrócił do bardziej ludzkich zakresów. - Zrobię to, ale przez ten czas ty pójdziesz do wioski, pokażesz im te odcięte głowy, po czym zabierzesz nagrodę. Chcę w końcu tego całego świniaka, oby tylko był pokaźny... Tylko uwiń się w miarę szybko, bo jak zaczynam siać zniszczenie, to cierpliwość mi się osłabia...
        Wkrótce pozostał w okolicach ruin tylko z elfką, która pewnie spodziewała się, że pozostanie z nią przez ten czas, mając na nią oko, bądź też od razu przystąpi do pracy, jednak Ognaruks miał już zupełnie inne plany. Spojrzał na nią i mruknął tylko: „Nie uciekaj, bo wtedy dopiero zobaczysz, jak wyglądam, kiedy jestem wściekły”, po czym zniknął. Pojawił się znacznie dalej, w miejscu całkiem dobrze poznanym. Proch zachrzęścił pod jego butami, gdy stanął na zgliszczach tego, co jeszcze niedawno było całkiem sprawnym obozem bandytów, a teraz prezentowało się jako sterta poczerniałych pozostałości po budowlach, topornie wzniesionych ludzką ręką, a tak łatwo pochłonięte przez szalejący żywioł. Smok wybrał to miejsce, gdyż wiedział, że będzie tutaj dużo wolnej przestrzeni, a przy okazji zrówna z ziemią i tę okolicę. Czemu to miało służyć? Ognaruks w tym przypadku nie kierował się jakimiś wyższym celem, od taki miał kaprys.
        Zrzucił z siebie ubrania, kładąc miecz w bezpiecznej odległości oraz przywołując Agnira, który zajął się nim oraz Lirą, zostawiając jednak strój; ten był już na tyle zniszczony, że demon tak czy siak potrzebowałby kupić nowy, co pewnie bez wątpienia zrobi, gdy już dotrą na miejsce. Teraz zaś.. transformacja była gwałtowna, gdyż w okolicy nie było niczego, na co musiałby szczególnie uważać. Wkrótce gigantyczny smok wyprostował się, zamiatając swoim ogonem oraz uderzając nim o to, co zostało z głównego budynku obozu, obracając go w kompletny gruz. Uniósł łeb, pozwalając irytacji z ostatnich dni wydobyć się z niego w postaci ryku, który poniósł się na mile oraz wypłoszył wszystkie ptaki z okolicy; drzewa zatrzęsły się, gdy wielka ich fala wystrzeliła w niebo, a masywne klucze rozpierzchły się na wszystkie strony, byle dalej od smoka.
        Ten zaś ponownie machnął ogonem, tym razem obracając w perzynę to, co pozostało z palisady; zadowolony z powrotu do swojego ciała rozpostarł skrzydła, po czym wybił się w powietrze, ich uderzeniem sprawiając, że w pył obróciło się wszystko, co jeszcze stało. Smok szybko nabrał wysokości, wspomagając się przy tym magią przestrzeni; wkrótce szybował już ponad chmurami, na wysokości, na której z ziemi wyglądał tylko jako bardzo odległy ptak, nie wzbudzając zbytnio podejrzeń maleńkich, mrówczych istnień, których tok życia biegł tam w dole. Był już przyzwyczajony do takiego poziomu, gdyż choć w tej formie nie lubił się od czegokolwiek powstrzymywać, to zwracanie na siebie uwagi tak częste, jak gdy przelatywał na tyle nisko, by można go było rozpoznać, było nadzwyczaj irytujące. Szczególnie w przypadku, gdy trafiali się jacyś szurnięci bohaterowie. Ani tu takich zjeść, bo cali w niesmacznych zbrojach, ani...
        Smok swoim nadzwyczajnym wzrokiem wypatrzył elfkę, która nie ruszyła się zbytnio z miejsca, najpewniej przekonana, że to jedynie jest jakiś sprawdzian, a błąd może się skończyć dla niej wyjątkowo boleśnie; zwłaszcza, że nie było z nią Bjornolfa. Smok nie mógł się powstrzymać i zanurkował, skacząc znacznie w dół magią przestrzeni, pojawiając się tuż nad ruinami; łapą chwycił elfkę, która zdołała z siebie wydać tylko krzyk, nim powrócił na wcześniejsza wysokość, a szalejący tu wiatr sprawił, że powietrze zostało wepchane jej głęboko do krtani. Spoglądała nad siebie z czystym przerażeniem, rejestrując tylko kawałek wielkiej bestii, która obróciła łeb w jej stronę, wyszczerzając się przy tym swoim olbrzymim uśmiechem.
        - Teraz już nie jesteś taka harda, co? - spytał, a przerażenie w oczach kobiety jeszcze bardziej się powiększyło, gdy zorientowała się, kto taki ją porwał.
        Smok wyprostował ponownie łeb, śmiejąc się swoim gardłowym, potężnym głosem; był teraz więcej niż usatysfakcjonowany, trzymając elfkę w swojej wielkiej łapie i mając możliwość w każdej chwili wypuszczenia jej. Kobieta nawet bez tego jednak była przerażona, ściskając jego kły z całej siły oraz drżąc, gdy została zmuszona do zmierzenia się z zupełnie nową dla niej sytuacją. Ognaruks jednak oprócz rozkoszowania się chwilą skupił się na czymś, co mogło przynieść mu jeszcze więcej radochy; jego nadzwyczaj wyostrzony wzrok spoglądał na ruiny, wypatrując pomiędzy drzewami mrówki, która byłaby wilkołakiem. On sam zataczał wielkie kręgi nad swoim celem, wznosząc się na takiej wysokości, że Bjornolf nie miał prawa zwrócić na niego uwagę, będąc gotowym do gwałtownego zanurkowania.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Coś w tonie i spojrzeniu Ognaruksa zaniepokoiło wilkołaka. Przez chwilę zastanawiał się czy dobrze zrobił, prosząc demona żeby uwolnił swoją niszczycielską siłę. Wzruszył jednak ramionami i spokojnym kiwnięciem głowy dał łowcy znak, że zgadza się na jego warunek. Nigdy nie należał do osób wścibskich, i o ile nie było to związane z bezpieczeństwem jego lub ludzi których chronił, nie zamierzał mieszać się w sprawy innych.
        Ruszył przez las, a Spalle, zmęczony emocjami podziemi i paniczną ucieczką przed nietoperzami, przysiadł na jego ramieniu dysząc ciężko. Kiedy trochę się uspokoił, zaczął z godnością czyścić piórka, świadom, że nie może pokazać się w tym niegodnym stanie przedstawicielom niższych gatunków, jakim w oczywisty sposób były zamieszkujące wioskę wrony i kawki. Potrząsnął głową i zabrał się za odziobywanie skrzydła, kiedy potężny ryk przeszył powietrze. Nord zamarł bez ruchu i zastrzygł uszami, węsząc niebezpieczeństwo. Gardłowy odgłos z pewnością należał do wielkiego stwora, najpewniej smoka albo chimery. Dobiegał zza jego pleców, czyli dokładnie z miejsca, w którym stali Ognaruks i Oshalia. Zawrócił bezszelestnie i ostrożnie ruszył w stronę podziemi, pragnąc pomóc towarzyszowi. Nie znał dobrze alarańskiej flory, ale cokolwiek wydało z siebie taki dźwięk, nie mogło być ani małe, ani przyjazne.
        W miarę ostrożnego przekradania się przez krzaki pewna myśl zalęgła mu się w głowie, choć nie bardzo wiedział, skąd się wzięła. Zawsze przyjmował istotę rzeczy taką, jaka jawiła się przed jego oczami. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że demony mogą przyjmować różne formy, jednak nigdy nie zakładał, że łowca może wyglądać inaczej niż dotychczas. Być może pokrętna i zaskakująca kraina wpłynęła też na niego i powoli zaczęła zmieniać jego światopogląd, uświadamiając mu, że istnieją rzeczy wykraczające poza prosty, północny umysł. Zastanawiał się bowiem czy przerażający ryk nie należał do samego łowcy. Myśl była dziwna i obca, ale pozwolił jej tętnić w swoim umyśle, dopóki nie dotarł do miejsca, z którego dobiegały hałasy. Jego uszu dobiegł krzyk elfki i z dodatkową determinacją zaczął przedzierać się przez gęstwinę. Kiedy udało mu się ukryć na skraju polany, jego oczom ukazał się przerażający widok.
        Wielka, czarna bestia była w trakcie demolowania pozostałości obozowiska bandytów, które okazało się znajdować zaskakująco blisko nich. Jednym machnięciem ogona powaliła resztki wieży, a nadpalone deski kruszyły się jak zapałki. Pod jego łapą chrupnął zwęglony kręgosłup, ale najprawdopodobniej nawet tego nie zauważył, pochłonięty morderczym szałem.
- O kurna! - zaskrzeczał Spalle, wpatrując się z niedowierzaniem w roztaczający się przed nimi widok. Po chwili stwór porwał Oshalię w uwieńczoną ostrymi szponami łapę i potężnym machnięciem skrzydeł wzbił się w górę. Na tle nieba zdawał się tylko nieco większym ptakiem, ale nawet stamtąd do Bjornolfa dobiegł jego niski, nieco zniekształcony głos:
- Teraz już nie jesteś taka harda, co?
Z całą pewnością był to głos Ognaruksa, choć wypełniał go jad i niewypowiedziana złość. A może raczej zło? Nord wzdrygnął się i zważył w dłoni ciężki trzonek topora. Normalny wojownik miałby dużo problemów z udźwignięciem go, jednak z tężyzną wilka nie było z tym żadnego problemu. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że nawet najlepiej wykonana broń nie będzie zbyt skuteczna wobec siły, jaką dysponował smok. Nie mówiąc już o ogniu, pazurach i całej reszcie smoczych przyjemności.
        W górze rozbrzmiał gardłowy śmiech, który zaległ nad koronami drzew niczym ponura przepowiednia. Zaniepokojony nord ponownie poderwał łeb - mimo wszystko nie chciał, żeby coś złego przydarzyło się elfce. Zdążył polubić tę przebiegłą, nieco szaloną kobietę i teraz musiał sam przed sobą to przyznać. Chciałby spróbować porozmawiać z demonem i jakoś przemówić mu do rozumu, jednak nie wiedział na ile w tej smoczej postaci potrafił myśleć racjonalnie. Dochodził też problem wysokości - wisząc wysoko na niebie nie usłyszałby ani słowa wypowiedzianego przez wilka. Mężczyzna wyszedł na środek polany, zastanawiając się co zrobić. Nie wiedział na ile demon stanowił dla niego zagrożenie. Łączyła ich umowa, a towarzysz dotąd nie dał mu podstaw, by wątpić w dane przez niego słowo. Znowu powróciło jednak pytanie, na ile będzie rozsądny w swojej (prawdziwej?) gadziej postaci. Smok zaczął krążyć tak jakby czegoś szukał i Bjornolf postanowił poczekać, aż ten sam go zauważy.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości