Szczyty Fellarionu[Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Coś w tonie i spojrzeniu Ognaruksa zaniepokoiło wilkołaka. Przez chwilę zastanawiał się czy dobrze zrobił, prosząc demona żeby uwolnił swoją niszczycielską siłę. Wzruszył jednak ramionami i spokojnym kiwnięciem głowy dał łowcy znak, że zgadza się na jego warunek. Nigdy nie należał do osób wścibskich, i o ile nie było to związane z bezpieczeństwem jego lub ludzi których chronił, nie zamierzał mieszać się w sprawy innych.
        Ruszył przez las, a Spalle, zmęczony emocjami podziemi i paniczną ucieczką przed nietoperzami, przysiadł na jego ramieniu dysząc ciężko. Kiedy trochę się uspokoił, zaczął z godnością czyścić piórka, świadom, że nie może pokazać się w tym niegodnym stanie przedstawicielom niższych gatunków, jakim w oczywisty sposób były zamieszkujące wioskę wrony i kawki. Potrząsnął głową i zabrał się za odziobywanie skrzydła, kiedy potężny ryk przeszył powietrze. Nord zamarł bez ruchu i zastrzygł uszami, węsząc niebezpieczeństwo. Gardłowy odgłos z pewnością należał do wielkiego stwora, najpewniej smoka albo chimery. Dobiegał zza jego pleców, czyli dokładnie z miejsca, w którym stali Ognaruks i Oshalia. Zawrócił bezszelestnie i ostrożnie ruszył w stronę podziemi, pragnąc pomóc towarzyszowi. Nie znał dobrze alarańskiej flory, ale cokolwiek wydało z siebie taki dźwięk, nie mogło być ani małe, ani przyjazne.
        W miarę ostrożnego przekradania się przez krzaki pewna myśl zalęgła mu się w głowie, choć nie bardzo wiedział, skąd się wzięła. Zawsze przyjmował istotę rzeczy taką, jaka jawiła się przed jego oczami. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że demony mogą przyjmować różne formy, jednak nigdy nie zakładał, że łowca może wyglądać inaczej niż dotychczas. Być może pokrętna i zaskakująca kraina wpłynęła też na niego i powoli zaczęła zmieniać jego światopogląd, uświadamiając mu, że istnieją rzeczy wykraczające poza prosty, północny umysł. Zastanawiał się bowiem czy przerażający ryk nie należał do samego łowcy. Myśl była dziwna i obca, ale pozwolił jej tętnić w swoim umyśle, dopóki nie dotarł do miejsca, z którego dobiegały hałasy. Jego uszu dobiegł krzyk elfki i z dodatkową determinacją zaczął przedzierać się przez gęstwinę. Kiedy udało mu się ukryć na skraju polany, jego oczom ukazał się przerażający widok.
        Wielka, czarna bestia była w trakcie demolowania pozostałości obozowiska bandytów, które okazało się znajdować zaskakująco blisko nich. Jednym machnięciem ogona powaliła resztki wieży, a nadpalone deski kruszyły się jak zapałki. Pod jego łapą chrupnął zwęglony kręgosłup, ale najprawdopodobniej nawet tego nie zauważył, pochłonięty morderczym szałem.
- O kurna! - zaskrzeczał Spalle, wpatrując się z niedowierzaniem w roztaczający się przed nimi widok. Po chwili stwór porwał Oshalię w uwieńczoną ostrymi szponami łapę i potężnym machnięciem skrzydeł wzbił się w górę. Na tle nieba zdawał się tylko nieco większym ptakiem, ale nawet stamtąd do Bjornolfa dobiegł jego niski, nieco zniekształcony głos:
- Teraz już nie jesteś taka harda, co?
Z całą pewnością był to głos Ognaruksa, choć wypełniał go jad i niewypowiedziana złość. A może raczej zło? Nord wzdrygnął się i zważył w dłoni ciężki trzonek topora. Normalny wojownik miałby dużo problemów z udźwignięciem go, jednak z tężyzną wilka nie było z tym żadnego problemu. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że nawet najlepiej wykonana broń nie będzie zbyt skuteczna wobec siły, jaką dysponował smok. Nie mówiąc już o ogniu, pazurach i całej reszcie smoczych przyjemności.
        W górze rozbrzmiał gardłowy śmiech, który zaległ nad koronami drzew niczym ponura przepowiednia. Zaniepokojony nord ponownie poderwał łeb - mimo wszystko nie chciał, żeby coś złego przydarzyło się elfce. Zdążył polubić tę przebiegłą, nieco szaloną kobietę i teraz musiał sam przed sobą to przyznać. Chciałby spróbować porozmawiać z demonem i jakoś przemówić mu do rozumu, jednak nie wiedział na ile w tej smoczej postaci potrafił myśleć racjonalnie. Dochodził też problem wysokości - wisząc wysoko na niebie nie usłyszałby ani słowa wypowiedzianego przez wilka. Mężczyzna wyszedł na środek polany, zastanawiając się co zrobić. Nie wiedział na ile demon stanowił dla niego zagrożenie. Łączyła ich umowa, a towarzysz dotąd nie dał mu podstaw, by wątpić w dane przez niego słowo. Znowu powróciło jednak pytanie, na ile będzie rozsądny w swojej (prawdziwej?) gadziej postaci. Smok zaczął krążyć tak jakby czegoś szukał i Bjornolf postanowił poczekać, aż ten sam go zauważy.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        - Zastanawia mnie twoje milczenie – mruczał nadzwyczaj zadowolony z siebie smok, przyglądając się niewielkiej istocie tkwiącej w jego łapie; ludzie z reguły reagowali niezbyt entuzjastycznie na podobny rodzaj atrakcji, jednak biorąc pod uwagę temperament elfki oraz fakt, że trochę już po niebie krążyli, powinna już móc coś z siebie wyrzucić, a zamiast tego tkwiła sparaliżowana. - Czyżbyś miała lęk wysokości?
        Zarechotał ponownie, gdy spojrzenie kobiety całkowicie potwierdziło jego przypuszczenia. Czuł się wybornie, mogąc nareszcie złamać tę hardą istotę, odkrywając jej słabość – tym bardziej satysfakcjonującą, że idealnie dopasowywała się do jego naturalnych możliwości. Dobry humor dodatkowo polepszyła myśl, że elfka będzie musiała odbyć całkiem długi lot, czy tego będzie chciała, czy też nie. Ogółem demon czuł się teraz doskonale – powrót do swej prawdziwej postaci zadziałał na niego niczym zrzucenie niewygodnego, przepoconego, wychodzonego ubrania po pracowitym dniu. Oshalia nie mogła zdawać sobie z tego sprawę, ale jej życiu kompletnie nic nie zagrażało. To, co się teraz działo, Ognaruks traktował niemalże jak zabawę z elfką. Niemalże, gdyż ta niezbyt dobrze się bawiła.
        Wkrótce jednak jego wzrok dostrzegł Bjornolfa; bez świni, co nieco zepsuło nastrój smoka, a w dodatku z wyciągniętą bronią, zupełnie jakby chciał się zmierzyć z olbrzymem. Wilkołak powinien się cieszyć, że zawarł z nim umowę, a także z faktu, że był teraz całkiem zadowolony z siebie. Ten drobny smak żółci, który spowodowany był postawą wilkołaka sprawił tylko, że z tym większa ochotą przystąpił do realizacji swego zamiaru; runął w dół, czemu towarzyszył rozpaczliwy okrzyk Oshalii. Ziemia mknęła w ich kierunku z zatrważającą prędkością, a w powietrzu rozbrzmiewał donośny, raniący uszy świst. Smok rozpostarł skrzydła całkiem blisko powierzchni; opór powietrza gwałtownie nim szarpnął, od czego elfka dostała strasznych mdłości. Ognaruks przeleciał kilkadziesiąt metrów nad koronami drzew, które uginały się pod masami powietrza, poruszanymi przez jego lot. Gdy znalazł się nad ruinami, otworzył paszczę, z której wystrzeliła ognista kula; uderzyła w mur, eksplodując płomieniami oraz na miejscu powodując stopnienie się części kamiennych cegieł oraz natychmiastową śmierć pobliskich roślin. Płomienie rozlały się po murze, powodując jego pękanie i zawalenie się niemałej jego długości.
        Smok wznosił się i nurkował w ten sposób kilka razy, za każdym wystrzeliwując ognistą kulę. Kolejna uderzyła w podstawę wieży, która natychmiast przekrzywiła się i runęła, upadając na wejście do podziemi i pękając na pół. Niedługo potem dołączyły do niej kolejne, wraz z murami oraz pozostałościami wszystkich budynków, które były na tyle wytrzymałe, aby stać tak dziesięciolecia, smagane biczami czasu; wystarczyła jednak tylko chwila działania smoczego ognia, aby obróciły się w perzynę. W ciągu kilku minut, wypełnionych kolejnymi rozdzierającymi powietrze eksplozjami, ogłuszającym świstem gigantycznych skrzydeł i hukiem kamiennej masy, zapadającej się pod mocą smoka, ruiny zasłużyły jeszcze bardziej na swoją nazwę; w miejscu zamku znajdował się teraz stos z popękanych kamiennych wież, sznurów murów oraz kopców z tego, co zostało z budowli. Ognaruks jednak jeszcze nie skończył demonstrować swojej siły.
        Przy następnym podejściu wygiął się, nachylając swoje skrzydła w stosunku do powierzchni o niemal sześćdziesiąt stopni, co w połączeniu z pracą ogona sprawiło, że ogromna bestia była w stanie zataczać kręgi o stosunkowo niewielkim i regularnym promieniu, których środkiem było to, co pozostało z ruin. To skrzydło smoka, które znajdowało się bliżej ziemi, niemal dotykało końcówką koron drzew, jednak ten problem szybko się rozwiązał – olbrzymi pęd demona sprawił, że drzewa zaczęły się wyginać, a niektóre nawet łamać lub wyskakiwać z ziemi. Ognaruks rozwarł paszczę, z której wydobył się olśniewająco jasny płomień, zalewając ruiny. Krążył tak minutę, skupiając ogień na kamiennych pozostałościach, aż w końcu zamknął pysk i postarał się wyrównać lot. Chwilę potem wylądował z hukiem na tym, co się ostało z zamku – stosie stopionych kamiennych zabudowań, przypominających teraz zastygłą, stopioną gumę ułożoną w wymyślne kształty.
        Ognaruks postawił elfkę na ziemi, niezbyt delikatnie, a ta zachwiała się i upadła na ziemię, spoglądając na niego rozszerzonymi oczami, w których można było dostrzec najczystszy szok. Drżała, nie będąc w stanie się podnieść. Jeżeli chodziło o samego smoka... stał na swoim dziele, a spod jego łap wydobywały się kłęby pary, którym towarzyszył syczący dźwięk, typowy dla rozżarzonej stali wsadzonej do zimnej wody. Demon jednak nie zdawał się odczuwać żadnych oparzeń, spoglądając swoim olbrzymim łbem prosto na Bjornolfa; oczy Ognaruksa zdawały się wręcz jarzyć czerwienią, płonąc zadowoleniem, pychą, ale i oczekiwaniem. Smok był nadzwyczaj ciekaw reakcji zmiennokształtnego na ujrzenie jego prawdziwej postaci – ta elfki już zapewniła mu bardzo wiele przyjemności, jednak jak zachowa się wojownik? Zwłaszcza po tym, co ujrzał przed chwilą.
        - Nie widzę nigdzie świni – mruknął Ognaruks głosem, od którego drżało powietrze; wyciągnął szyję, zbliżając pysk wielokrotnie większy od Bjornofla na odległość kilku metrów od niego, wciąż jednak znacznie górując nad zmiennokształtnym. - Jestem baaaardzo głodny.
        Zawsze był po przemianie, w trakcie której zmuszony był przybrać na masie; ta z człowieka w smoka łączyła się z największym jej przyrostem, dlatego też kosztowała go najwięcej energii, którą potrzebował natychmiast uzupełnić. Oczywiście jedna świnia nie była w stanie go nakarmić, jednak dawała odpowiedni zastrzyk energii, aby był w stanie zapomnieć o głodzie, a także przemienić się ponownie.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Wilkołak obserwował powietrzne akrobacje smoka bez ruchu, wciąż trzymając broń w pogotowiu. Olbrzymi gad rozpostarł skrzydła na całą szerokość, a ich machnięcie powaliło co delikatniejsze drzewka. Krążył nad ruinami, posyłając w ich stronę kule płonące tak intensywnie, że wyglądały jak miniaturowe słońca. Resztki kamiennych budowli - niegdyś pięknych, dzisiaj porośniętych mchem i krzewami, zaczęły się kruszyć i topić na skutek uderzeń i gorąca. Nord miał nadzieję, że ciągnące się pod nimi korytarze czeka taki sam los, a ustawione w szeregi rzeźby popękają jedna po drugiej, przywalone gruzami i zniszczone wysoką temperaturą.
        Kiedy dzieło zniszczenia zostało dokonane, Ognaruks przysiadł na zgliszczach z bardzo zadowolonym wyrazem pyska. Ludzki uśmiech wyglądał upiornie przy ostrych zębach i niepokojących, białych oczach. Odstawił elfkę, która zachwiała się i upadła na ziemię. Jej długie, potargane wiatrem włosy opadły na twarz, zasłaniając łzy toczące się po jej policzkach i rumieniec wstydu, jaki na nich wykwitł.
”Gdyby był pod ręką jakiś poeta, mógłby napisać teraz balladę.” pomyślał Bjornolf, patrząc na demona w ciele smoka, który górował nad nim w kłębach pary. ”O smoku co z dziwnym rycerzem się układał i nie aż tak bardzo cnotliwej księżniczce."
Uśmiechnął się lekko na tę myśl, a zjeżone futro delikatnie opadło. Nie zamierzał okazywać strachu. Łowca był znacznie potężniejszy niż on, ale mimo wszystko łączyła ich umowa. Poza tym każdy wojownik musi kiedyś zginąć. Wolałby jednak, żeby nie stało się to teraz.
- Więc to tak wyglądasz w swojej prawdziwej formie. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się skrzydeł. - powiedział, chowając topór. Teraz, kiedy Oshalia była bezpieczna, nie miał powodu, żeby go używać. Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać, a ona natychmiast ukryła się za jego plecami. Posłał jej lekko zdegustowane spojrzenie, ale zignorowała je, wbijając wzrok w ziemię. Zawsze gardził tchórzostwem. Widać konfrontacja ze swoim najgorszym lękiem potrafi złamać jednak największych nawet degeneratów. Tak czy inaczej, cieszył się, że kobieta jest bezpieczna.
        Kiedy w powietrzu zagrzmiało pytanie o świnię, wskazał łapą leżący nieopodal worek z dwiema głowami. Jego szorstki materiał niemal całkowicie nasiąkł już krwią.
- Nie zdążyłem dotrzeć do wioski. Zaalarmowała mnie obecność wielkiego gada tam, gdzie zostawiłem swoich towarzyszy. Jak się pewnie domyślasz, musiałem zawrócić, żeby wam pomóc.
Uśmiechnął się kątem pyska, a w jego żółtych oczach pojawiła się kpiąca nuta. Czy wyśmiewał siebie czy subtelność demona, ciężko było powiedzieć.
- Taka przemiana jest zapewne wściekle energochłonna. Nie dziwię się, że potrzebowałeś czegoś dużego. Weź na razie nasze zapasy - rzucił w jego stronę worek z jedzeniem, które dostali od wieśniaków na drogę - A ja w tym czasie przebiegnę się do wioski.
Mówił ze spokojem, który dobrze maskował kotłujące się w nim uczucia. Był wilkołakiem na tyle długo, że w razie konieczności potrafił wyciszyć pchający się na pierwszy plan instynkt. Dzięki temu nie obnażał kłów i nie kładł po sobie uszu na widok silniejszego osobnika. Nadal jednak jego ogon poruszał się miarowo - póki Ognaruks znajdował się w tej formie, nie zamierzał tracić czujności.
        Odwrócił się i przysiadł na łapach gotowy do biegu, kiedy elfka silnie chwyciła go za ramię.
- Nie każ mi z nim zostawać samej! - wyszeptała spękanymi wargami, patrząc na niego błagalnie. W jej oczach malowało się prawdziwe przerażenie. Nord westchnął i wyprostował się, kiwając głową.
- Możesz ze mną iść, jeśli nie będziesz za bardzo mnie spowalniać. Przy okazji opatrzą w wiosce twoje rany.
Kobieta spojrzała zdumiona na ramiona i ręce, na których widniały ciemne siniaki i obtarcia. Stalowy chwyt, w jakim zamknął ją Ognaruks, odbił się wyraźnie na delikatnej skórze.
- Zgoda.
Wilk popędził przez las, szybko, ale tylko na tyle, żeby Oshalia była w stanie go dogonić. Nie chciał zostawiać jej samej z łowcą po przejażdżce, jaką jej zafundował. Poza tym kobieta była ewidentnie przerażona. Przemykał między drzewami, pozwalając by mocno bijące serce stopniowo nabrało równego rytmu i się uspokoiło. Elfka, napędzana strachem, dzielnie dotrzymywała mu kroku.
        Kiedy dotarli na skraj wioski, norda uderzyło to, jak spokojna atmosfera tam panowała. Ludzie pracowali tak jak zawsze, zupełnie nieświadomi niszczycielskiej siły, która znajdowała się tak blisko nich. Spalle, który przysiadł na płocie, kłócił się z kilkoma wrona (a może udawał przed nimi smoka? Ciężko powiedzieć), ale poza tym nie działo się nic niezwykłego.
Bjornolf odwrócił się do elfki i położył dłoń na jej ramieniu
- Nie mów wieśniakom o Ognaruksie. Tak będzie dla nas lepiej - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. Kiwnęła z powagą głową, po czym zrobiła coś, co kompletnie go zaskoczyło. Padła w jego ramiona i mocno go objęła, tuląc twarz do jego piersi. Zamarł w bezruchu, nie będąc pewnym jak zareagować. Jej zachowanie wywołało falę ciepła w podbrzuszu, jednak w obecnej sytuacji lepiej byłoby, gdyby nie robiła takich rzeczy.
- Dziękuję, że mnie z nim nie zostawiłeś - wyszeptała, cofając się lekko. Otarła brudną od pyłu twarz, którą rozjaśnił piękny, delikatny uśmiech. Wilk przekrzywił głowę. Po raz pierwszy od ich spotkania zachowała się naprawdę szczerze.
- Hm… nie ma za co. A teraz postaraj się ze mną za bardzo nie spoufalać. W końcu jesteś poszukiwaną banitką.
Kiwnęła głową i razem z nim ruszyła w stronę gospody. Rzucił worek z głowami u stóp wójta, który spojrzał na niego bez cienia sympatii.
- Wampiry. Już nie będą was nękać - oznajmił beznamiętnie, wskazując zarys pod szarym materiałem.
Wieśniak otworzył wór i cofnął się z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Pospiesznie go zamknął i przeżegnał się, zamykając oczy.
- Dziękuję panie, w imieniu swoim i całej wsi. Oto obiecana dla was nagroda - powiedział, wyciągając w stronę norda mieszek i torbę z żywnością. W jego oczach nadal malowała się taka sama mieszanka niechęci jak na widok wampirów, jednak starał się jej nie okazywać.
- Dla mojego kompana miała być jeszcze świnia - oznajmił Bjornolf, czując, że kroi się coś niedobrego.
- No właśnie w sprawie tej świni… To nie mamy świni. A krowy nie możemy wam oddać panie! Jedyna w całej wsi się ostała!
Nord westchnął ciężko i spojrzał na wieśniaka spode łba. Nie chciał zabierać im jedynej krowy, ale rozumiał, że Ognaruks potrzebuje energii. Poza tym zawsze zostawała możliwość, że mężczyzna kłamał. Co prawda musiałby być skrajnie głupi, żeby próbować ich oszukać, ale kto wie?
- W takim razie możesz oddać mi swojego konia. Umowa to umowa - warknął, odsłaniając kły - Uwierz mi, nie chcesz mnie zdenerwować.
Mężczyzna pobladł, a na jego skroniach pojawiły się tłuste krople potu. Wyciągnął uspokajająco ręce.
- Dobrze panie, już dobrze. Znajdzie się chyba jedna świnia, taka zapasowa, he, he…
Pstryknął palcami, a dwóch parobków wyszło, kierując się w stronę ukrytej za jednym z domów zagrody.
Nord kiwnął głową i ruszył za nimi. Elfka trzymała się jego ramienia jak cień.
        Prosiak, stosunkowo młody, był już na tyle duży, żeby sięgać wilkowi do kolana. Ujął w łapę zaczepiony do jego szyi powrózek i pociągnął go za sobą. Stworzenie popatrzyło na niego z przestrachem, wyczuwając drapieżnika. Posłusznie jednak potruchtało w narzuconym kierunku.
Wieśniacy patrzyli na niego spode łba, kiedy znikał między drzewami.
- Ludzie są niewdzięczni, co? - zakrakał Spalle, unosząc się na wysokości jego głowy - Ratujesz ich tyłki, a oni tylko patrzą, jak ci za to nie zapłacić.
Bjornolf westchnął ciężko i zatrzymał się. Byli tylko we dwójkę (no dobrze, z krukiem i świnią we czwórkę, choć tylko kruk potrafił mówić nieproszony) pośrodku lasu. Czuł na plecach palące spojrzenie elfki i doskonale wiedział o co jej chodzi.
- Dlaczego miałbym pozwolić ci odejść? - zapytał, zanim jeszcze zdążyła otworzyć usta. Uśmiechnęła się lekko, a jej piękne oczy wpatrywały się w niego uważnie.
- Ten psychopata mnie zabije.
- Nie zabije. Chce zgarnąć za ciebie nagrodę.
Odgarnęła włosy z czoła i skrzywiła się lekko.
- Nawet jeśli mnie nie zabije, to zrobią to ci, w ręce których chcecie mnie oddać. Wiem, że skrzywdziłam całe mnóstwo ludzi - dodała, zakładając ręce na piersi - Ale nie zasługuję na śmierć. Nie taką. Poza tym wiesz, że mogłabym się zmienić.
Jej głos dobiegał z coraz większej dali, a nord zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie próbuje zahipnotyzować go jakąś elfią magią.
- Moglibyśmy uciec razem, ale jesteście związani umową. Za to gdy już odnajdziesz swojego złodzieja… Mogłabym na ciebie czekać.
Propozycja rozpłynęła się w ciszy, a nad ich głowami nieśmiało zaczęły śpiewać ptaki. Otaczała ich piękna zieleń drzew, tak spokojna, że Bjornolf niemal był w stanie wyobrazić sobie szczęśliwą przyszłość. Potrząsnął jednak głową, a nierzeczywista atmosfera pękła jak bańka mydlana. Tylko Oshalia pozostała równie piękna jak dotychczas.
- Nie porzucę Ognaruksa teraz, kiedy jesteśmy coraz bliżej. Być może w innej przyszłości moglibyśmy być razem.
Zadarł głowę, a w jego oczach zabłysła determinacja. Podjął decyzję. Weźmie na siebie konsekwencje. Nie mógł tak po prostu skazać jej na śmierć.
- Uciekaj. Ja nie będę cię gonił. Jednak jeśli łowca cię odnajdzie, nie przeszkodę mu w oddaniu cię w ręce sprawiedliwości.
Kobieta kiwnęła z powagą głową i momentalnie, bezszelestnie zniknęła między krzewami. Wilkołak westchnął cicho i ciągnąc za sobą świniaka, ruszył z powrotem w stronę demona. Chciał, żeby Oshalia była bezpieczna. Żeby zaczęła nowe życie. Nie był naiwny i nie wierzył, że ludzie (i nieludzie) tak szybko się zmieniają. Miał jednak nadzieję, że będzie wiodła lepsze życie niż dotychczas i że będzie gdzieś szczęśliwa.
”A co jeśli po tym wszystkim faktycznie ją odnajdziesz?” rozbrzmiało w jego umyśle pytanie, które spowodowało dziwne ciepło w żołądku. Potrząsnął jednak głową, odganiając od siebie te zupełnie niepotrzebne myśli. Na razie musiał się skupić na odnalezieniu Cienia. Jeśli to przeżyje, będzie martwił się dalej.
- Ciekawe jak wytłumaczysz to tej wielkiej, dymiącej bestii - zapytał kruk, siadając na jego ramieniu.
- Powiem mu prawdę. Złaź! - warknął na niego nord, spychając go z powrotem na ziemię. Urażony ptak wylądował niezgrabnie na grzbiecie prosiaka i rozsiadł się na nim wygodnie.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks zmrużył oczy, obserwując reakcję wilkołaka; przywykł, że w tej postaci przeraża innych w stopniu, w jakim nic innego wcześniej nie miało okazji. Wszak czyż nie był chodzącą, olbrzymią destrukcją, gotową jednym, nieopatrznym ruchem zmiażdżyć kogoś oraz wycisnąć z niego całe życie? Był zagrożeniem, drapieżnikiem zupełnie innego poziomu; gdyby był zwykłym zwierzęciem, ludzie nie musieliby się go obawiać przez wzgląd na to, iż byli istotami zupełnie nie w jego lidze. Sami mieszkańcy zadaszonych domów nie polowali wszak na szczury, uznając je tylko za szkodniki. Demon jednak był czymś więcej niż tylko olbrzymim gadem; złożoną umysłowo istotą, która doskonale zdawała sobie sprawę z egzystencji oraz znaczenia tak mizernych bytów. I nie wahała się nimi zabawić; nieważne czy przynosiło to jakieś korzyści, czy tylko dziką satysfakcję.
        Wilkołak zaś... jego spokój oraz zachowywanie się tak, jakby to, co ujrzał, było najzwyklejszą rzeczą w świecie, nadzwyczaj zirytowało Ognaruksa. Pod jego łapą trzasnęła skała, gdy mocniej zacisnął pazury na kawałku swojego własnego dzieła, rozkruszając go na kawałki, które bez wątpienia wbiłyby się w jego skórę, gdyby ta nie posiadała wytrzymałości stali. Słowa Bjonrolfa także nie pomogły smokowi w zachowaniu spokoju; nie dość, że pozwolił sobie na dosyć luźne skrytykowanie jego prawdziwej formy, to w dodatku schował broń! To już dla drapieżnika była czysta obraza; jego nozdrza rozszerzały się, gdy wydobywało się z nich powietrze gotowe bez trudu przypalić sierść zmiennokształtnego. Trochę więcej wysiłku i skupienia, a... odepchnął od siebie tę myśl, jakkolwiek wizja zaskoczonego i pożeranego płomieniami wilkołaka nie byłaby kusząca.
        Jego spojrzenie potoczyło się za workiem z pożywieniem, które upadło pod jego uniesionym wysoko łbem. Zdecydowanie nie miał zamiaru chwytać jedzenia w locie, choć dosyć łatwo mógłby to zrobić; czułby się niczym pies karmiony przez litościwego człowieka. Gadzie oczy Ognaruksa uniosły się ponownie, spoglądając na swojego towarzysza ostrzegawczo. Ten jednak zbyt zajęty był dbaniem o elfkę, aby to zauważyć i wkrótce nawet postanowił zabrać ją ze sobą, byle jak najdalej od niego. Smok nie żywił do niej pogardy; wiedział, że w takich sytuacjach działał mechanizm „walcz albo uciekaj” - zmierzenie się z nim było pomysłem, który trafiał jedynie w wyjątkowych optymistów oraz rycerzyków upojonych baśniami o ubijaniu smoków oraz ratowaniu księżniczek. Na jego widok czymś naturalnym była ucieczka. Rozumiały to zwierzęta z lasu, które teraz zaszyły się w swoich norach, byle tylko uniknąć szału olbrzymia. Rozumiała to elfka, w której bestia wywołała czyste przerażenie. Wilkołak jednak... zdaniem demona zdecydowanie popełniał teraz wielki błąd. Łatwo potrafił sobie wyobrazić sytuację, w której taka pewność siebie uderza z oszałamiającą siłą. Prawda była taka, że demon w tej chwili nawet nie mógł mówić, aby ta sytuacja była bezpieczna dla zmiennokształtnego...
        Prychnął, podpalając korony kilku drzew, po czym pochylił się i zawiesił torbę na zębie, po czym wyrzucił ją w powietrze i połknął jednym chapnięciem szczęk, mogących bez problemu miażdżyc najtwardsze spośród pni. Uniósł łeb, przekrzywiając go, wpatrując się w horyzont. ”W tym czasie... do wioski... na tyle odważny, aby kazać mi czekać... albo naiwny... Aż się wierzyć nie chce, że kierują nim ponoć zwierzęce instynkty. Mógłby zawstydzić niejednego rycerza.” Demon rozejrzał się, szukając sposobu na zabicie czasu. Odnalazł je w drzewach, które stanęły teraz w płomieniach za jego przyczyną. Stwierdził, że trzeba to jakoś rozwiązać – w końcu pożar lasu jednak był tu kompletnie niepotrzebny. Jednym uderzeniem ogona powalił płonące drzewa na ziemię, po czym łapami połamał na kawałki, dopóki nie pozostał z ognia jedynie gasnący żar. Jego paszcza rozszerzyła się, gdy ziewał. Ułożył się wygodnie na „legowisku” ze stopionego zamku, opierając łeb skrzyżowanych ramionach i kładąc po sobie skrzydła. Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę, jaka zapanowała powszechnie. Rozkoszował się strachem wiszącym w powietrzu oraz wyobrażał sobie, jak to małe stworzonka nasłuchują, czy aby zagrożenie nie zniknęło. W końcu jednak dosłyszał nadchodzącego Bjornofla.
        Otworzył szybko oczy i uniósł swoje cielsko, ponownie górując nad okolicznymi drzewami oraz rzucając cień na przybyszy... których okazało się znowu nie być tak wielu, jak oczekiwał. Paszcza Ognaruksa rozszerzyła się i wydał się z nich warkot, który sprawił, że świnia, która jak dotąd tkwiła sparaliżowana, zaczęła rzucać się, próbując zerwać powróz. Co w sumie mu się po chwili udało. Zwierzę z kwikiem rozpaczy rzuciło się do ucieczki, ale wtedy wystrzelił ogon demona, omijając Bjornolfa o dobre kilka metrów, jednak pęd, jaki ogon przeniósł na powietrze, sprawił, że w zmiennokształtnego uderzyła silna fala powietrza. Świniak zakwiczał przeraźliwie, gdy w jego ciele zagłębił się jeden z kolców Ognaruksa, bez problemów przebijając je na wylot. Smok powoli uniósł wciąż żyjące, szarpiące się w konwulsjach zwierzę, które oddalało się coraz bardziej od ziemi, aby w końcu zawisnąć nad paszczą demona – kolec skierowany teraz był węższą stroną ku dołowi, dlatego świniak powoli zaczął się z niego zsuwać, aby w końcu spaść w otchłań zębów, która trzasnęła z przerażającą mocą, w jednej chwili pozbawiając go życia.
        Ognaruks przełknął go, po czym ponownie się wyprostował, wbijając spojrzenie w Bjornolfa. Taka przekąska wystarczała, aby mógł się ponownie przemienić, ale zdecydowanie było to za mało, aby poprawić humor smoka. Ten ruszył naprzód, a jego powolne kroki dudniły w powietrzu, gdy obchodził wilkołaka od boku, po czym zatoczył wokół niego krąg – jego wielki, nabity kolcami ogon znajdował się po stronie ruin, masywny tułów zaś po tej, z której przyszedł nord. Demon schylił łeb, niemal dotykając nosem klatki piersiowej Bjornolfa oraz wpatrując się w niego oczami, które zdawały się płonąć. Zmiennokształtny mógł poczuć na ciele falę gorąca, gdy szczęka smoka poruszyła się, wyrzucając z siebie ciepłe opary oraz niskie słowa, od których zdawało się drgać powietrze oraz skóra.
        - Gdzie. Jest. Elfka?
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Prosiak szedł między drzewami, nasłuchując z niepokojem. Nie miał zbyt dobrego słuchu - ot, wystarczający, żeby rozróżnić świergot ptaków od syczenia węża. Wychowany we wsi nigdy nie był zmuszony nadmiernie używać swoich zmysłów. Dwunogi przychodziły codziennie i przynosiły mu jedzenie, a te mniejsze głaskały go kiedy był prosiaczkiem. Teraz, sam w lesie, czuł się bardzo zaniepokojony i trzymał się blisko przerażającego wilka na dwóch nogach, który go prowadził. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że ten dziwny drapieżnik nie jest najgorszym, co może go dzisiaj spotkać.
        Myśli Bjornolfa krążyły wokół Oshalii. Był pewien, że to, co sobie powiedzieli nie było obietnicą - na ten luksus żadne z nich nie mogło sobie pozwolić. Dawało jednak cień nadziei, a to więcej niż dotychczas miał. Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę ruin, gdzie pozostawił... towarzysza, demona, przyszłego przeciwnika? Jak zwał tak zwał, nadal był to ten sam Łowca co przed chwilą. Odepchnął od siebie melancholię i tęsknotę, na nie nie było czasu. Jeśli chciał dorwać Cienia musiał był całkowicie skupiony. Gdzieś na dnie serca pozostał jednak słodko-gorzki cień rzucany przez pewną siebie elfkę.
        Ognaruks, nadal w formie smoka, wpatrywał się w niego ewidentnie nie w humorze, a nastrój ten miał się za chwilę jeszcze pogorszyć. Wilkołak odetchnął cicho i poszedł do niego. Miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli ze sobą walczyć.
        Przez chwilę obserwował smutny koniec prosiaka - stworzenie nie zasługiwało na taki los, ale komuś musiał on przypaść w udziale. Nie skomentował tego ani słowem. Skoro zdecydował się współpracować z demonem, musiał liczyć się z tym, że ma on swoją mroczną stronę. Potężne szczęki zatrzasnęły się, a pełne jadu oczy ponownie skierowały na wilkołaka. Olbrzym otoczył go ze wszystkich stron i buchnął w jego stronę gorącym powietrzem, od którego nord paskudnie się skrzywił. Jak on nie cierpi gorąca! Czemu ze wszystkich alarańskich istot musiał trafić akurat na ziejącego ogniem smoka?
- Gdzie. Jest. Elfka?
Wściekłość demona była przerażająca. Nie zamierzał udawać, że nie czuje strachu - jedynie ostateczny głupiec albo bardzo krótko żyjący optymista mógłby nie bać się takiej bestii. Nie zamierzał jednak pozwolić, żeby strach go obezwładnił. Skoro postanowił wypuścić Oshalię, teraz weźmie na siebie konsekwencje.
- Wypuściłem ją. Jest już pewnie daleko stąd. Nie mogłem skazać jej na śmierć - powiedział poważnie, patrząc w wielkie, gadzie ślepia. Zastanawiał się jak łowca przyjmie tę wiadomość. Byłby to bardzo przykry koniec jego poszukiwań - tu, pośrodku lasu, zabity z powodu uczucia, które nigdy nie miało okazji zaistnieć. Na myśl o plemieniu ogarnął go smutek. Nie wątpił, że Anke poradzi sobie jeszcze przez jakiś czas. Była dobrym wojownikiem i z całą pewnością równie dobrym wilkołakiem. Podejrzewał jednak, że jeśli Kruut nie wróci do jego wioski, ludzi z Igaluk prędzej czy później czeka zagłada.
- Jeśli chcesz przerwać naszą wędrówkę, zrozumiem to.
Nagle, wbrew (jakby nie patrzeć baaaardzo głęboko zakorzenionemu) instynktowi samozachowawczemu, obok głowy smoka pojawił się Spalle. Nord przekrzywił łeb i przyjrzał mu się zdumiony. Normalnie ptaszysko siedziałoby na najwyższej gałęzi i spod skrzydła oglądało jak pożerają jego kompana. Tym razem jednak bez strachu wpatrywało się w Ognaruksa. Z jego otwartego dzioba dobył się niski, zachrypnięty głos:
- Witaj Ognaruksie, który ma tysiąc lat, mieszkańcu Otchłani, związany z demoniczną lirą - jego słowom towarzyszył głuchy pogłos, tak jakby dobiegały z dużej dali. Oczy stworzonka zasnuły się mgłą a nord momentalnie zorientował się co się dzieje. Szaman wyczuł wiszące nad nim kłopoty i wprowadził kruka w trans.
        Wilk wyciągnął łapy i chwycił go, zanim ten bezwładnie opadł na ziemi. Wiotkie ciałko leżało na jego dłoniach jak czarny, uschnięty kwiat i tylko błyszczący, twardy dziób nadal się poruszał.
- Przemawiam w imieniu ludu całego Igaluk. Choć nie mam prawa cię o nic prosić, korzę się przed tobą i proszę o wybaczenie. Duchy przodków opowiedziały mi twoją historię. Bjornolf nie mógł trafił na lepszego sojusznika, a jego zachowanie było bardzo lekkomyślne. Oszczędź go, bowiem ma przed sobą ważne zadanie, a jego przeznaczeniem nie jest zginąć w tym lesie.
Głuchy pogłos urwał się tak gwałtownie jak się zaczął, a Spalle nieprzytomnie potrząsnął głową. Kiedy zogniskował wzrok i dojrzał przed sobą wielką, smoczą paszczę, wydał z siebie głośny kwik i z panicznym trzepotem skrzydeł poderwał się w górę. W ułamku sekundy znalazł się za plecami norda i dysząc ciężko przysiadł na gałęzi.
- Nigdy więcej… połamię wszystkie kosteczki… przeklęty szaman… - mamrotał pod nosem, nadal trzęsąc się z przerażenia.
Tysiąc lat? Demoniczna lira? Otchłań? Wyglądało na to, że mężczyzna ma dużo bardziej skomplikowaną historię niż sądził. Bjornolf spojrzał na łowcę, obserwując uważnie jego reakcję na słowa szamana.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Oczy smoka zwęziły się jeszcze bardziej, gdy wilkołak powiedział, co takiego zrobił. Jego pysk wykrzywił się w wyrazie bezgranicznego gniewu, a spomiędzy zębów buchnął ogień – szalejący płomień, który jednak wciąż jeszcze Ognaruks powstrzymywał w ryzach. Skała zatrzeszczała pod jego szponami, gdy całe jego ciało drżało, napełniane furią, która szukała ujścia. Wciąż jednak smok się hamował w swoich zapędach, choć po jego łuskach zaczęły spływać ogniste strumienie, podnosząc temperaturę wokół i sprawiając, że skały pod łapami potężnego demona roztapiały się na nowo.
        - Nie mogłeś – warknął smok głosem, który wielokroć odbił się w jego wnętrzu, przez co miało się wrażenie, jakby słowa te wypowiadał cały tłum. Bardzo wściekły tłum. - Jakże wygodnie.
        Smok mówiłby dalej, ale w tym momencie zdarzyło się coś, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi. Otóż owa żałosna kreatura, która towarzyszyła wilkołakowi, ośmieliła się nie dość, że nie chować się przed nim gdzie tylko może, to w dodatku podlecieć wprost do jego pyska i tam – niczym niesforna mucha – wpatrywać się wprost w zaczerwienione od emocji oko drapieżnika. Po chwili jednak powiedział coś, na co Ognaruks zastygł, a jego źrenica zwęziła się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe – teraz prezentowała się jako cieniutka kreska pośród morza żółci i czerwieni. Z paszczy smoka dobyło się warczenie, przypominające uderzenie odległego grzmotu. Budząca się burza, która miała niedługo nadejść.
        - Duchy przodków... - powiedział powoli, po czym parsknął śmiechem, w którym słychać było cień szaleństwa. - A to ponoć ja jestem elementem, który nie zna swojego miejsca. - Szybkim, zdecydowanym ruchem Ognaruks podniósł swoją łapę, po czym uderzył w wilkołaka, przyciskając go do ziemi z niesamowitą siłą, której zmiennokstałtny nie miał jak się opierać. Jego tułów wystawał spomiędzy wielki pazurów, kiedy smok zbliżał łeb w jego kierunku. Nie naciskał z całą swoją mocą, nawet nie dostatecznie silnie, aby połamać kości Bjornolfa czy też dosłownie wbić go w ziemię. Jednakże nie mogło obyć się bez bólu. - Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Każdy z nas kształtuje swoją własną historię. A ta należy do mnie. DO MNIE!
        Kiedy wrzasnął, strużki płomieni wyleciały z jego paszczy, na podobieństwo śliny, po czym opadły na ziemi wokół Bjornolfa, wypalając ją do czerni.
        - Odbiorę, to co moje – powiedział Ognaruks, a w jego oczach pojawił się mrok. - A ciebie... twoja wioska chcę, abym ją oszczędził. W porządku. Oszczędzę cię od świadomości tego, co mam zamiar zrobić. Choć jeżeli te duchy tak bardzo się o ciebie troszczą, to gdy się z nimi spotkasz, może zdecydują się obdarzyć cię tą „łaską” i powiedzieć o wszystkim. Głupi szczeniaku... nie masz pojęcia, na co...
        Nagle ciało smoka zadrżało, a jego oczy gwałtownie się poszerzyły. Ogień w jego paszczy zgasł, a on sam zastygł, wpatrując się pustym wzrokiem w przyciśniętego do ziemi wilkołaka, ale tak naprawdę oglądając coś, co działo się znacznie dalej, poza granicami rzeczywistości, w innym czasie i w innym miejscu. W jego własnym tu i teraz.

        Kości zgrzytnęły, gdy łapa spadła na niego, wciskając w ciemny, twardy kamień; z gardła wydał się ryk bólu, gdy pojedyncza skała przebiła się przez jego czerwone łuski niczym włócznia i dotarła aż do płuc, niemal przechodząc przez całą ich szerokość. Napięte mięśnie trzeszczały niczym skała, w którą były rozmiażdżane, w walce, co okaże się silniejsze w tak brutalnym starciu – głaz czy mięso? Rwał się na wszystkie strony, starając się wydostać z uścisku silniejszego niźli stal, gdy smocza łapa zaciskała się na jego ciele niczym na porcelanowej lalce, którą może w każdej chwili połamać na kawałki. Skrzydła emanowały bólem niczym słońce światłem, gdy były miażdżone przez plecy Ognaruksa i tak wytrzymałe podłoże.
        - Głupi szczeniaku – rozległ się głos, od którego trzęsła się ziemia. - Nie masz pojęcia, na co się zamachnąłeś.
        Jego oczy wypełniała krwawa mgła, przez którą dostrzegł może czerni oraz wielką, czerwoną górę sięgającą aż pod niebo. Po chwili dostrzegł, że czerń to skały, które wznosiły się w górę, otaczając to miejsce. A wielka góra... okazała się posiadać skrzydła, dwie łapy oraz wielki, gadzi pysk, w którym osadzone było dwoje oczu, płonących ogniem, przy których piekło zdawało się lodową pustynią. Wielki smok zdawał się ciągnąć w nieskończoność, lecz po chwili dało się dostrzec, że tak naprawdę część jego „ciała” to morze magmy, z którego wynurzał się jego tułów. Przyciskał Ognaruksa do ściany wulkanu, w którym się znajdowali.
        Z tego krajobrazu wyróżniały się dwie plamy barw – zieleni oraz błękitu. Były to dwa smoki, które siedziały na skalnych półkach, wpatrując się w Ognaruksa. Każdy z nich był wielki, ale w porównaniu do czerwonego smoka wypadały niczym wróble przy orle. Czerwona paszcza rozwarła się, a w niej szalały płomienie.
        - Jesteś słaby, głupi i pyszny. I zawsze już taki będziesz. Nie da się z ciebie nic zrobić. To, co się teraz stanie, to będzie akt łaski dla ciebie.
        Paszcza otworzyła się jeszcze szerzej, a ogień o nieziemskich rozmiarach jeszcze bardziej się wzmógł, kumulując się, aby jednym uderzeniem spalić każdą cząsteczkę w ciele przyciśniętego do ściany smoka. Ognaruks zamknął oczy.


        Zamrugał, ponownie widząc las oraz wilkołaka przyciśniętego do ziemi. W jego oczach nie było teraz jednak możliwe dostrzec gniewu, a coś... innego. Coś, co nie gościło w nich od setek lat. Cofnął się, skołowany, uwalniając spod swojej łapy zmiennokształtnego. Poczuł, jak drżą mu nogi. Rozejrzał się nieprzytomnie, próbując dojść do tego, co się właśnie stało. W jego myślach nie było teraz już miejsca na żadne z jego wcześniejszych zamierzeń. Zapomniał o Bjornolfie, duchach oraz całym świecie. Liczyło się teraz tylko jedno. Coś, czego kompletnie nie potrafił zrozumieć.
        Zamachnął potężnie skrzydłami, wzbijając się w powietrze oraz wywołując potężną falę powietrza. Nie leciał na północ, jak to miał w zamiarze wcześniej. Kierował się gdziekolwiek, nie mając pojęcia, dokąd leci. Po chwili powietrze rozdarł jego ryk, w którym mieszała się wściekłość, strach oraz zagubienie.

Ciąg dalszy: Ognaruks
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf nigdy nie spodziewał się, że tak będzie wyglądał dzień, w którym umrze. Niebo było jasne, a zieleń drzew napełniała spokojem. Kontrast między ognistym piekłem szalejącym w oczach demona, a łagodnością przeświecającego przez liście słońca był porażający. Nord westchnął ciężko w duchu, przepraszając wszystkich tych, których zawiódł. Ponownie spojrzał na smoka, pragnąc patrzeć śmierci w oczy, kiedy będzie odchodził.
        Niespodziewanie Ognaruks zatrzymał się w swojej furii. Wyglądało to tak, jakby ktoś przestawił przełącznik - olbrzym zamarł, wpatrując się w coś, co działo się głęboko w nim. Na zewnątrz pozostała jedynie pusta skorupa. Po chwili w jego oczach pojawiła się dezorientacja. Cofnął się, unosząc lekko łapę i uwalniając tors wilka z nieznośnego ucisku. Nord ciężko wciągnął powietrze i przeturlał się na bok po spopielonej ziemi. Miał szczęście, że jego nie spotkał taki sam los.
        Bez słowa wyjaśnienia łowca machnął olbrzymimi skrzydłami i poderwał się do lotu. Wilkołak przez chwilę siedział w milczeniu, stabilizując oddech i wpatrując się tępo w niebo. Spalle cichutko wylądował u jego stóp i szturchnął go dziobem.
- Mieliśmy cholerne szczęście, co? Dobrze, że temu jaszczurowi odbiło.
Taak, odbiło.” pomyślał Bjornolf, zastanawiając się nad tym, co tak naprawdę spowodowało tak szybką ucieczkę demona. Powoli podniósł się, rozprostowując obolałe kości. Siniaki i oparzenia na skórze pulsowały bólem, ale było to nic w porównaniu z uciążliwym łupaniem w skroniach.
- Jak ja nie cierpię gorąca! - mruknął pod nosem do siebie i ruszył dalej drogą przez las. Przepowiednia zjawy mówiła o mokradłach i mgle od których dzielił go tydzień marszu, wspominała też o mieście umarłych pośrodku bagien. Opis brzmiał niezwykle sympatycznie i nord miał nadzieję, że zdoła dogonić Cienia, zanim ten opuści ruiny klasztoru. Ostatnim czego chciał było poznawanie najbardziej splugawionych zakątków Alaranii.
Poprawił topór, sakwę u pasa i z krukiem na ramieniu zniknął pomiędzy drzewami.

Dalsza wędrówka Bjornolfa
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości