Szczyty Fellarionu[Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks zmrużył oczy, obserwując reakcję wilkołaka; przywykł, że w tej postaci przeraża innych w stopniu, w jakim nic innego wcześniej nie miało okazji. Wszak czyż nie był chodzącą, olbrzymią destrukcją, gotową jednym, nieopatrznym ruchem zmiażdżyć kogoś oraz wycisnąć z niego całe życie? Był zagrożeniem, drapieżnikiem zupełnie innego poziomu; gdyby był zwykłym zwierzęciem, ludzie nie musieliby się go obawiać przez wzgląd na to, iż byli istotami zupełnie nie w jego lidze. Sami mieszkańcy zadaszonych domów nie polowali wszak na szczury, uznając je tylko za szkodniki. Demon jednak był czymś więcej niż tylko olbrzymim gadem; złożoną umysłowo istotą, która doskonale zdawała sobie sprawę z egzystencji oraz znaczenia tak mizernych bytów. I nie wahała się nimi zabawić; nieważne czy przynosiło to jakieś korzyści, czy tylko dziką satysfakcję.
        Wilkołak zaś... jego spokój oraz zachowywanie się tak, jakby to, co ujrzał, było najzwyklejszą rzeczą w świecie, nadzwyczaj zirytowało Ognaruksa. Pod jego łapą trzasnęła skała, gdy mocniej zacisnął pazury na kawałku swojego własnego dzieła, rozkruszając go na kawałki, które bez wątpienia wbiłyby się w jego skórę, gdyby ta nie posiadała wytrzymałości stali. Słowa Bjonrolfa także nie pomogły smokowi w zachowaniu spokoju; nie dość, że pozwolił sobie na dosyć luźne skrytykowanie jego prawdziwej formy, to w dodatku schował broń! To już dla drapieżnika była czysta obraza; jego nozdrza rozszerzały się, gdy wydobywało się z nich powietrze gotowe bez trudu przypalić sierść zmiennokształtnego. Trochę więcej wysiłku i skupienia, a... odepchnął od siebie tę myśl, jakkolwiek wizja zaskoczonego i pożeranego płomieniami wilkołaka nie byłaby kusząca.
        Jego spojrzenie potoczyło się za workiem z pożywieniem, które upadło pod jego uniesionym wysoko łbem. Zdecydowanie nie miał zamiaru chwytać jedzenia w locie, choć dosyć łatwo mógłby to zrobić; czułby się niczym pies karmiony przez litościwego człowieka. Gadzie oczy Ognaruksa uniosły się ponownie, spoglądając na swojego towarzysza ostrzegawczo. Ten jednak zbyt zajęty był dbaniem o elfkę, aby to zauważyć i wkrótce nawet postanowił zabrać ją ze sobą, byle jak najdalej od niego. Smok nie żywił do niej pogardy; wiedział, że w takich sytuacjach działał mechanizm „walcz albo uciekaj” - zmierzenie się z nim było pomysłem, który trafiał jedynie w wyjątkowych optymistów oraz rycerzyków upojonych baśniami o ubijaniu smoków oraz ratowaniu księżniczek. Na jego widok czymś naturalnym była ucieczka. Rozumiały to zwierzęta z lasu, które teraz zaszyły się w swoich norach, byle tylko uniknąć szału olbrzymia. Rozumiała to elfka, w której bestia wywołała czyste przerażenie. Wilkołak jednak... zdaniem demona zdecydowanie popełniał teraz wielki błąd. Łatwo potrafił sobie wyobrazić sytuację, w której taka pewność siebie uderza z oszałamiającą siłą. Prawda była taka, że demon w tej chwili nawet nie mógł mówić, aby ta sytuacja była bezpieczna dla zmiennokształtnego...
        Prychnął, podpalając korony kilku drzew, po czym pochylił się i zawiesił torbę na zębie, po czym wyrzucił ją w powietrze i połknął jednym chapnięciem szczęk, mogących bez problemu miażdżyc najtwardsze spośród pni. Uniósł łeb, przekrzywiając go, wpatrując się w horyzont. ”W tym czasie... do wioski... na tyle odważny, aby kazać mi czekać... albo naiwny... Aż się wierzyć nie chce, że kierują nim ponoć zwierzęce instynkty. Mógłby zawstydzić niejednego rycerza.” Demon rozejrzał się, szukając sposobu na zabicie czasu. Odnalazł je w drzewach, które stanęły teraz w płomieniach za jego przyczyną. Stwierdził, że trzeba to jakoś rozwiązać – w końcu pożar lasu jednak był tu kompletnie niepotrzebny. Jednym uderzeniem ogona powalił płonące drzewa na ziemię, po czym łapami połamał na kawałki, dopóki nie pozostał z ognia jedynie gasnący żar. Jego paszcza rozszerzyła się, gdy ziewał. Ułożył się wygodnie na „legowisku” ze stopionego zamku, opierając łeb skrzyżowanych ramionach i kładąc po sobie skrzydła. Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę, jaka zapanowała powszechnie. Rozkoszował się strachem wiszącym w powietrzu oraz wyobrażał sobie, jak to małe stworzonka nasłuchują, czy aby zagrożenie nie zniknęło. W końcu jednak dosłyszał nadchodzącego Bjornofla.
        Otworzył szybko oczy i uniósł swoje cielsko, ponownie górując nad okolicznymi drzewami oraz rzucając cień na przybyszy... których okazało się znowu nie być tak wielu, jak oczekiwał. Paszcza Ognaruksa rozszerzyła się i wydał się z nich warkot, który sprawił, że świnia, która jak dotąd tkwiła sparaliżowana, zaczęła rzucać się, próbując zerwać powróz. Co w sumie mu się po chwili udało. Zwierzę z kwikiem rozpaczy rzuciło się do ucieczki, ale wtedy wystrzelił ogon demona, omijając Bjornolfa o dobre kilka metrów, jednak pęd, jaki ogon przeniósł na powietrze, sprawił, że w zmiennokształtnego uderzyła silna fala powietrza. Świniak zakwiczał przeraźliwie, gdy w jego ciele zagłębił się jeden z kolców Ognaruksa, bez problemów przebijając je na wylot. Smok powoli uniósł wciąż żyjące, szarpiące się w konwulsjach zwierzę, które oddalało się coraz bardziej od ziemi, aby w końcu zawisnąć nad paszczą demona – kolec skierowany teraz był węższą stroną ku dołowi, dlatego świniak powoli zaczął się z niego zsuwać, aby w końcu spaść w otchłań zębów, która trzasnęła z przerażającą mocą, w jednej chwili pozbawiając go życia.
        Ognaruks przełknął go, po czym ponownie się wyprostował, wbijając spojrzenie w Bjornolfa. Taka przekąska wystarczała, aby mógł się ponownie przemienić, ale zdecydowanie było to za mało, aby poprawić humor smoka. Ten ruszył naprzód, a jego powolne kroki dudniły w powietrzu, gdy obchodził wilkołaka od boku, po czym zatoczył wokół niego krąg – jego wielki, nabity kolcami ogon znajdował się po stronie ruin, masywny tułów zaś po tej, z której przyszedł nord. Demon schylił łeb, niemal dotykając nosem klatki piersiowej Bjornolfa oraz wpatrując się w niego oczami, które zdawały się płonąć. Zmiennokształtny mógł poczuć na ciele falę gorąca, gdy szczęka smoka poruszyła się, wyrzucając z siebie ciepłe opary oraz niskie słowa, od których zdawało się drgać powietrze oraz skóra.
        - Gdzie. Jest. Elfka?
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Prosiak szedł między drzewami, nasłuchując z niepokojem. Nie miał zbyt dobrego słuchu - ot, wystarczający, żeby rozróżnić świergot ptaków od syczenia węża. Wychowany we wsi nigdy nie był zmuszony nadmiernie używać swoich zmysłów. Dwunogi przychodziły codziennie i przynosiły mu jedzenie, a te mniejsze głaskały go kiedy był prosiaczkiem. Teraz, sam w lesie, czuł się bardzo zaniepokojony i trzymał się blisko przerażającego wilka na dwóch nogach, który go prowadził. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że ten dziwny drapieżnik nie jest najgorszym, co może go dzisiaj spotkać.
        Myśli Bjornolfa krążyły wokół Oshalii. Był pewien, że to, co sobie powiedzieli nie było obietnicą - na ten luksus żadne z nich nie mogło sobie pozwolić. Dawało jednak cień nadziei, a to więcej niż dotychczas miał. Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę ruin, gdzie pozostawił... towarzysza, demona, przyszłego przeciwnika? Jak zwał tak zwał, nadal był to ten sam Łowca co przed chwilą. Odepchnął od siebie melancholię i tęsknotę, na nie nie było czasu. Jeśli chciał dorwać Cienia musiał był całkowicie skupiony. Gdzieś na dnie serca pozostał jednak słodko-gorzki cień rzucany przez pewną siebie elfkę.
        Ognaruks, nadal w formie smoka, wpatrywał się w niego ewidentnie nie w humorze, a nastrój ten miał się za chwilę jeszcze pogorszyć. Wilkołak odetchnął cicho i poszedł do niego. Miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli ze sobą walczyć.
        Przez chwilę obserwował smutny koniec prosiaka - stworzenie nie zasługiwało na taki los, ale komuś musiał on przypaść w udziale. Nie skomentował tego ani słowem. Skoro zdecydował się współpracować z demonem, musiał liczyć się z tym, że ma on swoją mroczną stronę. Potężne szczęki zatrzasnęły się, a pełne jadu oczy ponownie skierowały na wilkołaka. Olbrzym otoczył go ze wszystkich stron i buchnął w jego stronę gorącym powietrzem, od którego nord paskudnie się skrzywił. Jak on nie cierpi gorąca! Czemu ze wszystkich alarańskich istot musiał trafić akurat na ziejącego ogniem smoka?
- Gdzie. Jest. Elfka?
Wściekłość demona była przerażająca. Nie zamierzał udawać, że nie czuje strachu - jedynie ostateczny głupiec albo bardzo krótko żyjący optymista mógłby nie bać się takiej bestii. Nie zamierzał jednak pozwolić, żeby strach go obezwładnił. Skoro postanowił wypuścić Oshalię, teraz weźmie na siebie konsekwencje.
- Wypuściłem ją. Jest już pewnie daleko stąd. Nie mogłem skazać jej na śmierć - powiedział poważnie, patrząc w wielkie, gadzie ślepia. Zastanawiał się jak łowca przyjmie tę wiadomość. Byłby to bardzo przykry koniec jego poszukiwań - tu, pośrodku lasu, zabity z powodu uczucia, które nigdy nie miało okazji zaistnieć. Na myśl o plemieniu ogarnął go smutek. Nie wątpił, że Anke poradzi sobie jeszcze przez jakiś czas. Była dobrym wojownikiem i z całą pewnością równie dobrym wilkołakiem. Podejrzewał jednak, że jeśli Kruut nie wróci do jego wioski, ludzi z Igaluk prędzej czy później czeka zagłada.
- Jeśli chcesz przerwać naszą wędrówkę, zrozumiem to.
Nagle, wbrew (jakby nie patrzeć baaaardzo głęboko zakorzenionemu) instynktowi samozachowawczemu, obok głowy smoka pojawił się Spalle. Nord przekrzywił łeb i przyjrzał mu się zdumiony. Normalnie ptaszysko siedziałoby na najwyższej gałęzi i spod skrzydła oglądało jak pożerają jego kompana. Tym razem jednak bez strachu wpatrywało się w Ognaruksa. Z jego otwartego dzioba dobył się niski, zachrypnięty głos:
- Witaj Ognaruksie, który ma tysiąc lat, mieszkańcu Otchłani, związany z demoniczną lirą - jego słowom towarzyszył głuchy pogłos, tak jakby dobiegały z dużej dali. Oczy stworzonka zasnuły się mgłą a nord momentalnie zorientował się co się dzieje. Szaman wyczuł wiszące nad nim kłopoty i wprowadził kruka w trans.
        Wilk wyciągnął łapy i chwycił go, zanim ten bezwładnie opadł na ziemi. Wiotkie ciałko leżało na jego dłoniach jak czarny, uschnięty kwiat i tylko błyszczący, twardy dziób nadal się poruszał.
- Przemawiam w imieniu ludu całego Igaluk. Choć nie mam prawa cię o nic prosić, korzę się przed tobą i proszę o wybaczenie. Duchy przodków opowiedziały mi twoją historię. Bjornolf nie mógł trafił na lepszego sojusznika, a jego zachowanie było bardzo lekkomyślne. Oszczędź go, bowiem ma przed sobą ważne zadanie, a jego przeznaczeniem nie jest zginąć w tym lesie.
Głuchy pogłos urwał się tak gwałtownie jak się zaczął, a Spalle nieprzytomnie potrząsnął głową. Kiedy zogniskował wzrok i dojrzał przed sobą wielką, smoczą paszczę, wydał z siebie głośny kwik i z panicznym trzepotem skrzydeł poderwał się w górę. W ułamku sekundy znalazł się za plecami norda i dysząc ciężko przysiadł na gałęzi.
- Nigdy więcej… połamię wszystkie kosteczki… przeklęty szaman… - mamrotał pod nosem, nadal trzęsąc się z przerażenia.
Tysiąc lat? Demoniczna lira? Otchłań? Wyglądało na to, że mężczyzna ma dużo bardziej skomplikowaną historię niż sądził. Bjornolf spojrzał na łowcę, obserwując uważnie jego reakcję na słowa szamana.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Oczy smoka zwęziły się jeszcze bardziej, gdy wilkołak powiedział, co takiego zrobił. Jego pysk wykrzywił się w wyrazie bezgranicznego gniewu, a spomiędzy zębów buchnął ogień – szalejący płomień, który jednak wciąż jeszcze Ognaruks powstrzymywał w ryzach. Skała zatrzeszczała pod jego szponami, gdy całe jego ciało drżało, napełniane furią, która szukała ujścia. Wciąż jednak smok się hamował w swoich zapędach, choć po jego łuskach zaczęły spływać ogniste strumienie, podnosząc temperaturę wokół i sprawiając, że skały pod łapami potężnego demona roztapiały się na nowo.
        - Nie mogłeś – warknął smok głosem, który wielokroć odbił się w jego wnętrzu, przez co miało się wrażenie, jakby słowa te wypowiadał cały tłum. Bardzo wściekły tłum. - Jakże wygodnie.
        Smok mówiłby dalej, ale w tym momencie zdarzyło się coś, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi. Otóż owa żałosna kreatura, która towarzyszyła wilkołakowi, ośmieliła się nie dość, że nie chować się przed nim gdzie tylko może, to w dodatku podlecieć wprost do jego pyska i tam – niczym niesforna mucha – wpatrywać się wprost w zaczerwienione od emocji oko drapieżnika. Po chwili jednak powiedział coś, na co Ognaruks zastygł, a jego źrenica zwęziła się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe – teraz prezentowała się jako cieniutka kreska pośród morza żółci i czerwieni. Z paszczy smoka dobyło się warczenie, przypominające uderzenie odległego grzmotu. Budząca się burza, która miała niedługo nadejść.
        - Duchy przodków... - powiedział powoli, po czym parsknął śmiechem, w którym słychać było cień szaleństwa. - A to ponoć ja jestem elementem, który nie zna swojego miejsca. - Szybkim, zdecydowanym ruchem Ognaruks podniósł swoją łapę, po czym uderzył w wilkołaka, przyciskając go do ziemi z niesamowitą siłą, której zmiennokstałtny nie miał jak się opierać. Jego tułów wystawał spomiędzy wielki pazurów, kiedy smok zbliżał łeb w jego kierunku. Nie naciskał z całą swoją mocą, nawet nie dostatecznie silnie, aby połamać kości Bjornolfa czy też dosłownie wbić go w ziemię. Jednakże nie mogło obyć się bez bólu. - Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Każdy z nas kształtuje swoją własną historię. A ta należy do mnie. DO MNIE!
        Kiedy wrzasnął, strużki płomieni wyleciały z jego paszczy, na podobieństwo śliny, po czym opadły na ziemi wokół Bjornolfa, wypalając ją do czerni.
        - Odbiorę, to co moje – powiedział Ognaruks, a w jego oczach pojawił się mrok. - A ciebie... twoja wioska chcę, abym ją oszczędził. W porządku. Oszczędzę cię od świadomości tego, co mam zamiar zrobić. Choć jeżeli te duchy tak bardzo się o ciebie troszczą, to gdy się z nimi spotkasz, może zdecydują się obdarzyć cię tą „łaską” i powiedzieć o wszystkim. Głupi szczeniaku... nie masz pojęcia, na co...
        Nagle ciało smoka zadrżało, a jego oczy gwałtownie się poszerzyły. Ogień w jego paszczy zgasł, a on sam zastygł, wpatrując się pustym wzrokiem w przyciśniętego do ziemi wilkołaka, ale tak naprawdę oglądając coś, co działo się znacznie dalej, poza granicami rzeczywistości, w innym czasie i w innym miejscu. W jego własnym tu i teraz.

        Kości zgrzytnęły, gdy łapa spadła na niego, wciskając w ciemny, twardy kamień; z gardła wydał się ryk bólu, gdy pojedyncza skała przebiła się przez jego czerwone łuski niczym włócznia i dotarła aż do płuc, niemal przechodząc przez całą ich szerokość. Napięte mięśnie trzeszczały niczym skała, w którą były rozmiażdżane, w walce, co okaże się silniejsze w tak brutalnym starciu – głaz czy mięso? Rwał się na wszystkie strony, starając się wydostać z uścisku silniejszego niźli stal, gdy smocza łapa zaciskała się na jego ciele niczym na porcelanowej lalce, którą może w każdej chwili połamać na kawałki. Skrzydła emanowały bólem niczym słońce światłem, gdy były miażdżone przez plecy Ognaruksa i tak wytrzymałe podłoże.
        - Głupi szczeniaku – rozległ się głos, od którego trzęsła się ziemia. - Nie masz pojęcia, na co się zamachnąłeś.
        Jego oczy wypełniała krwawa mgła, przez którą dostrzegł może czerni oraz wielką, czerwoną górę sięgającą aż pod niebo. Po chwili dostrzegł, że czerń to skały, które wznosiły się w górę, otaczając to miejsce. A wielka góra... okazała się posiadać skrzydła, dwie łapy oraz wielki, gadzi pysk, w którym osadzone było dwoje oczu, płonących ogniem, przy których piekło zdawało się lodową pustynią. Wielki smok zdawał się ciągnąć w nieskończoność, lecz po chwili dało się dostrzec, że tak naprawdę część jego „ciała” to morze magmy, z którego wynurzał się jego tułów. Przyciskał Ognaruksa do ściany wulkanu, w którym się znajdowali.
        Z tego krajobrazu wyróżniały się dwie plamy barw – zieleni oraz błękitu. Były to dwa smoki, które siedziały na skalnych półkach, wpatrując się w Ognaruksa. Każdy z nich był wielki, ale w porównaniu do czerwonego smoka wypadały niczym wróble przy orle. Czerwona paszcza rozwarła się, a w niej szalały płomienie.
        - Jesteś słaby, głupi i pyszny. I zawsze już taki będziesz. Nie da się z ciebie nic zrobić. To, co się teraz stanie, to będzie akt łaski dla ciebie.
        Paszcza otworzyła się jeszcze szerzej, a ogień o nieziemskich rozmiarach jeszcze bardziej się wzmógł, kumulując się, aby jednym uderzeniem spalić każdą cząsteczkę w ciele przyciśniętego do ściany smoka. Ognaruks zamknął oczy.


        Zamrugał, ponownie widząc las oraz wilkołaka przyciśniętego do ziemi. W jego oczach nie było teraz jednak możliwe dostrzec gniewu, a coś... innego. Coś, co nie gościło w nich od setek lat. Cofnął się, skołowany, uwalniając spod swojej łapy zmiennokształtnego. Poczuł, jak drżą mu nogi. Rozejrzał się nieprzytomnie, próbując dojść do tego, co się właśnie stało. W jego myślach nie było teraz już miejsca na żadne z jego wcześniejszych zamierzeń. Zapomniał o Bjornolfie, duchach oraz całym świecie. Liczyło się teraz tylko jedno. Coś, czego kompletnie nie potrafił zrozumieć.
        Zamachnął potężnie skrzydłami, wzbijając się w powietrze oraz wywołując potężną falę powietrza. Nie leciał na północ, jak to miał w zamiarze wcześniej. Kierował się gdziekolwiek, nie mając pojęcia, dokąd leci. Po chwili powietrze rozdarł jego ryk, w którym mieszała się wściekłość, strach oraz zagubienie.

Ciąg dalszy: Ognaruks
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf nigdy nie spodziewał się, że tak będzie wyglądał dzień, w którym umrze. Niebo było jasne, a zieleń drzew napełniała spokojem. Kontrast między ognistym piekłem szalejącym w oczach demona, a łagodnością przeświecającego przez liście słońca był porażający. Nord westchnął ciężko w duchu, przepraszając wszystkich tych, których zawiódł. Ponownie spojrzał na smoka, pragnąc patrzeć śmierci w oczy, kiedy będzie odchodził.
        Niespodziewanie Ognaruks zatrzymał się w swojej furii. Wyglądało to tak, jakby ktoś przestawił przełącznik - olbrzym zamarł, wpatrując się w coś, co działo się głęboko w nim. Na zewnątrz pozostała jedynie pusta skorupa. Po chwili w jego oczach pojawiła się dezorientacja. Cofnął się, unosząc lekko łapę i uwalniając tors wilka z nieznośnego ucisku. Nord ciężko wciągnął powietrze i przeturlał się na bok po spopielonej ziemi. Miał szczęście, że jego nie spotkał taki sam los.
        Bez słowa wyjaśnienia łowca machnął olbrzymimi skrzydłami i poderwał się do lotu. Wilkołak przez chwilę siedział w milczeniu, stabilizując oddech i wpatrując się tępo w niebo. Spalle cichutko wylądował u jego stóp i szturchnął go dziobem.
- Mieliśmy cholerne szczęście, co? Dobrze, że temu jaszczurowi odbiło.
Taak, odbiło.” pomyślał Bjornolf, zastanawiając się nad tym, co tak naprawdę spowodowało tak szybką ucieczkę demona. Powoli podniósł się, rozprostowując obolałe kości. Siniaki i oparzenia na skórze pulsowały bólem, ale było to nic w porównaniu z uciążliwym łupaniem w skroniach.
- Jak ja nie cierpię gorąca! - mruknął pod nosem do siebie i ruszył dalej drogą przez las. Przepowiednia zjawy mówiła o mokradłach i mgle od których dzielił go tydzień marszu, wspominała też o mieście umarłych pośrodku bagien. Opis brzmiał niezwykle sympatycznie i nord miał nadzieję, że zdoła dogonić Cienia, zanim ten opuści ruiny klasztoru. Ostatnim czego chciał było poznawanie najbardziej splugawionych zakątków Alaranii.
Poprawił topór, sakwę u pasa i z krukiem na ramieniu zniknął pomiędzy drzewami.

Dalsza wędrówka Bjornolfa
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości