Szczyty Fellarionu[Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

[Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy

Post autor: Salazar »

Minęła już, prawie, doba odkąd, jeszcze w mieście, uświadomił sobie, że jego tropem podąża łowczyni nagród. Zaczął podróżować lasem w pełni świadomie, bo, według niego, było to najlepsze rozwiązanie i miał największe szanse na to, żeby ją zgubić. Tak mu się przynajmniej wydawało. Dziewczyna nie była kimś znanym w środowisku osób o jej profesji, inaczej by o niej słyszał. W dodatku nic o niej nie wiedział, a to, że wyglądał jak człowiek, nie musiało od razu oznaczać, że należy do tej rasy. Z drugiej strony, ona wiedziała o nim, mniej więcej, tyle samo, co on o niej, więc działało to w obie strony, a nie tylko w jedną. Na szczęście.
Cały czas miał wrażenie, że dziewczyna podąża za nim i, tak naprawdę, nie do końca ją zgubił, gdy szybko opuścił miasto. Oczywiście, to zawsze mogło być to, co nazywał wrodzoną ostrożnością, a inni często mówili na to paranoja, jednak coś jeszcze podpowiadało mu, że gdzieś tam z tyłu nadal podąża za nim łowczyni nagród. Miał ze sobą jedzenie, więc nie musiał zajmować się próbami upolowania czegoś albo szukania owoców lasu, które nadawałyby się do zjedzenia. Elf nie zatrzymywał się nawet, gdy chciał coś zjeść. Wtedy, po prostu, zwalniał i ograniczał się do szybkiego marszu. Powoli zaczynał odczuwać zmęczenie, ale nie robił się śpiący i nie przeszkadzało mu ono na tyle, żeby zacząć szukać jakiegoś ukrytego miejsca, gdzie schowa się i będzie mógł spędzić trochę czasu na odpoczynku.

Co jakiś czas oglądał się za siebie, jednak za każdym razem nikogo tam nie widział. Dla niego nie oznaczało to tego, że nikt go nie śledzi. Stanie się spokojniejszy dopiero wtedy, gdy będzie miał pewność, że nie podąża za nim ktoś, kogo skusiła nagroda oferowana przez kapitana straży w Trytonii. Najpewniej żaden z zainteresowanych nie wiedział, że człowiek ten ściga go nie tylko dlatego, iż udało mu się uciec z więzienia. Ma także pobudki osobiste, związane z historiami, których Salazar mu nie opowiedział. I ich nie opowie. Nie chciał tego robić, więc Artem Tekin nie wyciągnie tego z niego nawet torturami. Prędzej Sal ucieknie jeszcze raz, nim opowie mu więcej o sobie. Gdy pomyślał o ucieczce, na myśl przyszło mu to, że nawet, jeśli ktoś go złapie, i tak nie będzie wiedział, że zna się na magii, więc będzie mógł ją wykorzystać, żeby uciec. Właściwie, mógłby ją wykorzystać nawet teraz i pojawić się gdzieś na drugim końcu Alaranii albo nawet przy jednej z jej granic, aby później wyruszyć na tereny poza Alaranią. Owszem, mógłby zrobić to teraz, nawet pewna część jego umysłu podpowiadała mu to, ale on… nie chciał tego zrobić.
Ucieczka przed łowcą nagród, który przyjął na ciebie zlecenie, wyzwala w tobie różne emocje, a niektóre z nich są na swój sposób unikatowe właśnie dla takich zdarzeń. Ostatnio, gdy był ścigany, uciekł właśnie tak, jak podpowiadała mu teraz część umysłu, ta najbardziej logiczna i tak dalej. Wtedy nawet nie miał okazji, żeby poczuć emocje związane z ucieczką, z tym że w każdej chwili ktoś może wyskoczyć za tobą, obok ciebie lub przed tobą, czy tego, że możesz biec w stronę pułapki, o której nie wiesz. Teraz czuł to wszystko. Zawsze mógł dać się złapać, dowiedzieć się czegoś na temat osoby, które podąża jego tropem i później uwolnić się z więzów, aby znowu zacząć uciekać. Może wtedy zrobiłby pożytek z magii, którą potrafi władać i rzeczywiście przeniósłby się w inny rejon Alaranii. Łowczyni nagród nie mogłaby go wytropić, chyba że sama miałaby zdolności magiczne. Nawet wtedy, musiałaby umieć otwierać portale i przenosić się w inne miejsca. Salazar potrząsnął głową, wyrywając się z myśli związanych z pozwoleniem jej na to, żeby go złapała i ruszył dalej, przed siebie. Nie miał zamiaru niczego ułatwiać komuś, kto go goni.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Początek przygody

Przemierzała las wolnym, równym galopem co chwila stając w strzemionach, rozglądając się wokół i węsząc. Nie miała nawet najmniejszej wskazówki co do strony w którą udał się Salazar, dlatego gdy tylko dostrzegła wąską ścieżynkę wydeptaną przez zwierzęta, skierowała konia w tamtą stronę. Jedyną szansą na złapanie wiatru z zapachem uciekiniera, było przeczesywać bór nieregularnie, możliwie jak najwięcej klucząc. Dukty wydeptane przez leśnych mieszkańców nadawały się do tego idealnie. Gorzej, że wielki koń już mniej. Co chwila obrywała gałęziami po twarzy i głowie. Schować się za końską szyją nie mogła, bo zapach wierzchowca przytłumił by wszystkie inne. Tak więc uparcie galopowała wąskimi drożynami, starając się w miarę możliwości osłaniać ręką, rozbijając się strzemionami o pnie drzew i łamiąc sobą gałęzie. Co jakiś czas zmieniała kierunek, tak jak czyniły to myśliwskie psy czy drapieżniki.
Zachód słońca szybko zmienił się w noc, spowalniając łowczynię. Jak przystało na kota, Rani widziała doskonale, koń już nie.
Nie mając innego wyjścia zsiadła i nie zmieniając taktyki, ale niestety wolniej, wędrowała ścieżkami, prowadząc zwierze za sobą.

Całe godziny spędziła na przeszukiwaniu lasu, powoli tracąc pewność, czy wybrała właściwy kierunek. Jeżeli się pomyliła, postanowiła przenocować w lesie i udać się w zwykłą drogę, rozważając odpuszczenie pościgu. Była upartym łowcą ale, jeśli nie miała punktu zaczepienia, przerywała bezsensowne wysiłki. Nie miała zamiaru marnotrawić życia na bezowocnych poszukiwaniach, skoro w tym czasie mogła wykonać kilka innych zleceń.
Wewnątrz czuła by swojego rodzaju zawód, jednak z tak błahego powodu nie zamierzała latać jak kot z pęcherzem po całej Alarni szukając jednego mrocznego elfa, który mógłby być wszędzie.
Powoli zbliżał się świt, gdy rześkie nocne powietrze przyniosło ze sobą znaną, ulotną nutę. Tygrysica zatrzymała się gwałtownie, intensywnie wciągając powietrze by ustalić kierunek z którego napłynęła woń.
Zapach był słaby, ledwie wyczuwalny. Elf musiał przechodzić gdzieś w okolicy ładnych pare godzin temu. Nie miała więcej czasu do stracenia. Salazar miał przewagę , a ona wciąż jeszcze musiała nadłożyć drogi, szukając właściwego tropu. Jeśli chciała dogonić złodzieja, pozostała jej tylko jedna opcja.
Ruszyła raźnym marszem przed siebie, by po kilkunastu minutach wędrówki znaleźć miejsce, które jej odpowiadało. Niewielka polanka, gdzieś w środku lasu. Tu mogła swobodnie zostawić konia.
- Kto będzie grzecznym konikiem - zagadała do zwierzaka, na co szary ogier zastrzygł uszami. Zdążył przyzwyczaić się, że taka gadka oznaczała swobodę i nagrodę w postaci ulubionego cukierka. Nie było inaczej. Dziewczyna poluzowała popręg i zawiązała wodze, by nie plątały się wierzchowcowi w nogi, na koniec rękawiczki i bandaże wrzuciła do sakw przy siodle. W tym czasie wierzchowiec niecierpliwie zaczął trącać rękę łowczyni, dopominając się przysmaku.
- Już mały - wyciągnęła miętusa z niewielkiej sakiewki - A teraz grzecznie poczekasz na panią.
Koń oczywiście nie odpowiedział, nie rozumiał też słów wypowiadanych przez właścicielkę, nauczył się jednak czego od niego oczekiwano. Zostanie w tym miejscu, ewentualnie powoli podąży jej tropem, aż dziewczyna wróci po niego.
Bestia łapczywie pożarła miętusa, równie chętnie zabierając się za okoliczne gałązki. Zerknęła kątem oka na żarłocznego zwierzaka, po czym przeszła do właściwej części planu.
Nie znosiła tego robić. Wolała normalny pościg i zawsze starała się unikać tego jak ognia. Jednak to właśnie była ta jedyna opcja. Mroczny był równie zwinny jak ona. Mogła liczyć, że konieczność odpoczynku zmusił go do postoju, nie mniej, niezmiennie miał przewagę i jeśli chciała go dogonić musiała przemieszczać się nie tylko równie szybko, ale sprawniej i szybciej niż on. Na dwóch nogach było to nie wykonalne. Zdjęła ubrania, które zwinęła w kostkę, układając równo na butach razem z mieczem. Gdy tylko skończyła, miejsce dziewczyny zajął tygrys. Przemiana trwała szybciej niż uderzenie serca i nie sposób było dostrzec stan przejściowy. Niestety była też potwornie bolesna. Przez kilka pierwszych minut drapieżnik stał nieruchomo, ciężko oddychając i warcząc. Nie zależnie ile razy by nie przechodziła transformacji, ta była zawsze tak samo okropna. Sherani czuła się tak, jakby mięśnie, kości i nerwy były rozrywane w strzępy. Po latach przyzwyczaiła się do tego uczucia, ale tygrysiej formy starała się używać tylko z konieczności. Po za tym przebieranie się było wyjątkowo upierdliwe.
Gdy tylko ból ustąpił, tygrysica wzięła ubranie w pysk i jednym susem zniknęła w mrokach lasu.

Gnała przed siebie, tnąc las szerokim zygzakiem do momentu aż ponownie odnalazła zapach Salazara. Następnych kilkadziesiąt minut zajęło jej odnalezienie właściwego tropu. Świt powoli przechodził w poranek, gdy wreszcie jej się to udało. Na zwierzęcym pysku, zagościło coś imitującego uśmiech.
- W lesie ukryjesz się przed wszystkimi, ale nie przede mną kruszynko - odezwała się sama do siebie.
Z uznaniem obejrzała trasę, którą podążał Salazar. Złodziej był zwinny i nie zostawiał śladów, będąc nie do odnalezienia dla zwykłego tropiciela. Zapachu jednak nie był w stanie ukryć.
Zerwała się biegiem, trzymając się nowego szlaku. Pomykała cały ranek, zwalniając dopiero gdy musiała odpocząć. Jak do tej pory nie trafiła na ślady obozowiska. Elf robił wszystko by pokonać jak najdłuższą drogę w jednym rzucie. Pytanie tylko jak długo będzie wstanie uciekać bez odpoczynku i przerwy na sen, nie tracąc swojej wydolności i czujności i czy ma szanse z tygrysem.
Sherani była względnie najedzona i po tygodniach wypoczynku na statku. W takim stanie, bez jakichkolwiek skutków ubocznych mogła polować przez kilka dni, bez przerw. Dodatkowo ekscytacja spowodowanego ciekawymi łowami po długiej bezczynności, huczała adrenaliną w żyłach, tylko zwiększając wydolność tygrysołaczki.
W kilka minut wyrównała oddech i ponowiła bieg. Jeśli dobrze pójdzie, oceniając świeżość tropu, powinna dopaść elfa do wieczora.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Szedł… a właściwie, niemalże biegł dalej. Coś mówiło mu, że dzieli go spora odległość od łowczyni głów, jednak ona nadal podąża jego tropem. Nie musiał cały czas poruszać się biegiem, więc ograniczył się do lekkiego truchtu, który był szybszy od marszu i jednocześnie nie był tak męczący, jak pełny bieg. Z drugiej strony, biegnąć szybciej pokonywałby odległość przed sobą, ale także zmęczyłby się szybciej. Zmęczenie dopadłoby go wcześniej, niż by tego oczekiwał i, powoli, zmuszałoby go do tego, żeby poszukał sobie jakiegoś bezpiecznego miejsca, gdzie będzie mógł się ukryć i chwilę odpocząć. Nie miał na to czasu. Nie mógł sobie pozwolić, na dłuższe pozostanie w jednym miejscu, aż nie będzie miał pewności, że nie jest śledzony. Aktualnie odczuwał coś całkowicie odwrotnego, dlatego też ograniczał pewne rzeczy, jego zmysły były cały czas wyostrzone, a umysł ciągle kreował jakieś plany ucieczki.
Wrodzona ostrożność nie dość, że cały czas podnosiła alarm przez nawet najcichszy szelest liści, to, dodatkowo, wręcz zrzucała na niego plany ucieczki, gdzie najbezpieczniejszym wyjściem byłoby wykorzystanie magii przez elfa i zniknięcie z lasu, aby pojawić się gdzieś indziej. Gdzieś daleko.

Zdążył już zjeść kolejny posiłek. Nie zatrzymał się, żeby to zrobić, po prostu zwolnił nieco i w tamtym momencie poruszał się czymś, co można było nazwać szybkim marszem. Biegnąc, nawet truchtem, dość trudno byłoby mu zjeść pewną część pożywienia, które miał w torbie. Na początku postanowił, że nie będzie zahaczał o rynek i nie kupi jedzenia na drogę. Dobrze, że zmienił zdanie, bo inaczej teraz na pewno byłby głodny. Miał dziwne wrażenie, że tym, co mógłby znaleźć w lesie, niezbyt by się najadł.
Tak naprawdę, nie wiedział, gdzie jest. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę i, nie zwalniając, zaczął grzebać w torbie podróżnej. Udało mu się odszukać zwiniętą mapę Alaranii. Zwolnił nieco, żeby móc skupić więcej uwagi na pergaminie i na tym, co jest na nim zaznaczone. Skierował się w stronę lasu znajdującego się na prawo od Trytonii i teraz nim podążał. Wiedział teraz, że to skupisko drzew po jednej stronie spotyka się z morzem i można nim przejść na obszar Szczytów Fellarionu. Salazar nie mógł ustalić więcej, bo nie był pewien, w którą stronę się kieruje. Cóż… nie czuł charakterystycznego zapachu morskiego powietrza, więc odrzucił możliwość marszu w stronę wody. Schował mapę i zwiększył tempo do tego, którym poruszał się wcześniej.

Usłyszał szelest niedaleko siebie. Zmysły zaalarmowały go o tym, a on czujnie rozejrzał się wokół. Nic nie zauważył. Może to leśne zwierzę przemykało wśród zarośli. Jego umysł odbierał każde takie zdarzenia jako zagrożenia dla złodzieja. Odwrócił się w stronę, w którą cały czas szedł. Udało mu się przejść kilka kroków, a później zarejestrował czarny kształt wyskakujący z zarośli. Nie mógł przyjrzeć się napastnikowi, bo został powalony, a ciemność objęła go niczym mroczna i tajemnicza kochanka. Ostatnią myślą Salazara było to, że łowczyni była bliżej niż przypuszczał i właśnie został złapany...
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Matka natura chyba nie stworzyła doskonalszych drapieżników niż dzikie koty. Początkowo z całego serca nienawidziła przemiany, szczególnie gdy jeszcze nie panowała nad przeobrażeniem. Z czasem się z nią pogodziła, akceptując płynące z lykantropi korzyści. Kilka razy w życiu tygrysia natura cieszyła Sherani. Tak było tym razem. Jako doskonale wyszkolony tropiciel, mogła by co najwyżej pomarzyć o odnalezieniu Salazara, nawet stojąc na w miejscu, którym przechodził. Teraz podążała jego tropem, jakby rozciągnął za sobą czerwony sznur.
Biegła sprężystymi, wyciągniętymi susami. Miękkie kocie łapy tłumiły tupot, niosąc tygrysicę bezszelestnie. Po intensywności zostawianego zapachu, wiedziała kiedy mroczny zwalniał, kiedy przyspieszał. Czując okruszki jedzenia, wiedziała nawet kiedy się posilał.
Jedyne co przeszkadzało łowczyni, to tłumok z ciuchów, który musiała targać w pysku. Przez pakunek oddychało jej się trudniej i po kilku godzinach biegu męczyła się szybciej niż przemieszczając się z pustą paszczą.

W końcu, po godzinach pościgu, wysiłek Rani się opłacił. Do nozdrzy polującego tygrysa dotarł świeży zapach złodzieja. Nie trop, nie woń niesiona wiatrem, ale informacja, że jej cel znajduje się nie dalej niż dziesięć sznurów. Spokojnie rozejrzała się po lesie i na moment zboczyła z trasy. W momencie znalazła satysfakcjonującą, niewielką polankę, nadającą się na tymczasowe obozowisko.
Zostawiła ubrania, które utrudniały by finał polowania, po czym z zapałem wróciła na trop.
Sprintem nadrobiła stracony czas, bez trudu odnajdując Salazara. Kryjąc się w cieniu, wśród gałęzi i zarośli, przez chwilę obserwowała poczynania elfa. Kolejny plus tygrysiego ciała. Ofiara zwykle zdawała sobie sprawę z obecności drapieżcy, dopiero w ostatniej chwili, gdy było już za późno. Pręgowane futro wtapiało się w las, niknąc wśród gry światła i cieni pośród liści. Silne mięśnie utrzymywały drapieżnika w bezszelestnym bezruchu, aż do chwili ataku.
Zielonymi ślepiami uważnie wyszukiwała ewentualnych słabych punktów ściganego, ale po za ostrożnością nie znalazła żadnych cech rzucających się w oczy. Przez kilka chwil zastanawiała się nad właściwą taktyką, ostatecznie decydując się na dość banalny plan. Zaczęła bezgłośnie okrążać złodzieja, by w połowie pętli celowo trącić ogonem kilka gałązek. Tak jak liczyła elf zbystrzał i odwrócił się gwałtownie, szukając zagrożenia. To był jej moment. Ustawiła się pod światło, przeświecające przez korony drzew, by dodatkowo utrudnić Salazarowi dostrzeżenie czegoś po za ciemnym cieniem i wyskoczyła z krzaków. W trakcie lotu jeden maleńki problem dotarł do głowy łowczyni - Co dalej ?
Jeżeli atakowała na czterech łapach, to z założeniem, że ofiara ma nie przeżyć. Teraz ścigany miał pozostać jak najbardziej żywy. Nie mając lepszego pomysłu, bez atakowania zębami czy pazurami, wylądowała na mężczyźnie pełnym pędem, przewracając go na ziemię.
Los najwyraźniej uśmiechnął się do niej. Mroczny niefortunnie czy może właśnie fartownie uderzył głową o ziemię, odpływając w niebyt.
Zamrugała kilkukrotnie oczyma, zdziwiona jak szybko poszło. Zapewne nie był w pełnej formie. W końcu od prawie dwóch dni był ciągle na nogach. Niezmiennie w najwyższej gotowości, wyraźnie spodziewając się łowczyni. To wszystko wyczerpywało siły znacznie szybciej niż w normalnych komfortowych warunkach, a przynajmniej tak gdybała sobie łowczyni.
Nosem dotknęła szyi nieprzytomnego, sprawdzając puls. Czując krew, delikatnie liznęła ranę na skroni, oceniając obrażenia. Złodziej uderzył głową o wystający korzeń, ale nie dolegało mu nic poważnego.
Zadowolona z pomyślnego polowania, złapała pojmanego za kaptur i sprawnie, niby upolowaną sarnę, zaciągnęła w uprzednio upatrzone miejsce.

Po raz pierwszy w życiu tyle razy podczas jednego pościgu, doceniła pasiastą postać. Na dwóch nogach, z wysiłkiem wlokła by Salazara, jako kot zajęło jej to kilka minut i nawet nie zmęczyła się jakoś szczególnie.
Korzystając z nieprzytomności złapanego, przybrała normalną postać i szybko ubrała się w nieco wygniecione i uślinione ubrania. Potem dopełniła resztę formalności.
Zabrała Salazarowi płaszcz i dostrzeżony pas z nożami, układając je po za jego zasięgiem. Z dalszego przeszukania zrezygnowała z prostej przyczyny. Obawiała się ewentualnej magii. Znając swoją szablę i jej "nastawienie" do obcych, wolała nie podłożyć się pod jakieś paskudne zaklęcie. Z tych samych powodów nie wzięła do ręki żadnego z noży, chociaż miała wielką ochotę.
Na koniec pozostało więźnia związać.
- Tylko, że kuźwa sznur został w jukach - warknęła niezadowolona - Jak zawsze z żywymi więcej kłopotu niż zysków - marudząc na głos, odwiązała z bioder pas i za jego pomocą spętała złodziejowi ręce na plecach.
Jedwabne więzy trąciły lekko lupanarem, ale ich solidne wykonanie nie miało już nic wspólnego z igraszkami. Pozostało czekać na przebudzenie śpiącej królewny i „namówienie” jej by ruszyła grzecznie do Trytoniii. Mając konia wrzuciła by długouchy pakunek na siodło i niezwłocznie ruszyła by do miasta. Bez wierzchowca nie miała innego wyjścia jak czekać.

Nie pomyliła się w kwestii czasu. Mistrz złodziei leżał pojmany, gdy właśnie zaczynało się ściemniać. W ciszy rozpaliła niewielkie ognisko, co jakiś czas zerkając na broń Salazara. Noże do rzucania. Dobra broń. Groźniejsza niż można by przypuszczać. Chętnie oceniła by ostrza, zważyła w ręce, nie mniej ostrożność skutecznie powstrzymywała ciekawość tygrysicy.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Ostatnim, co zobaczył, zanim stracił przytomność, był cień, który wyglądał jak kształt ciała jakiegoś zwierzęcia, najpewniej drapieżnika. Tak mu się przynajmniej wydawało. Nie dane mu było dłuższe zastanawianie się nad tym, gdyż pochłonęła go ciemność, zupełnie jak woda zabiera na dno towary ze zniszczonego statku, marynarzy, którzy nie mogli już walczyć o życie i utonęli, aż w końcu sam statek także wędrował na dno, aby na nim osiąść. Właśnie tak poczuł się elf. Był tonącą osobą, a jego dnem był moment, w którym nie mógł myśleć i świadomie panować nad swoim ciałem. Później już nie czuł nic, utrata przytomności nie pozwalała mu na to.

Nie wiedział, jak długo nie był przytomny. Nie przypomniał sobie, żeby otwierał oczy, chociaż na krótką chwilę w czasie, który wyznaczony był między tym, jak coś lub ktoś na niego skoczył, a zorientowaniem się, że mógłby otworzyć oczy, gdyby chciał. Żył, więc nie mogło napaść go zwierzę. Złapała go osoba, a on nie chciał dać jej znać, że już się obudzić. Dlatego też nie otworzył oczu i skupił się na wyostrzeniu innych zmysłów, czyli słuchu i węchu. Właściwie, bardziej na tym pierwszym, bo był on rozwinięty lepiej niż węch.
Usłyszał trzask ognia. Dopiero teraz poczuł, że leży, a jego ręce są czymś związane. W tej właśnie chwili połączył fakty i zrozumiał, że łowczyni nagród udało się go dogonić i złapać, w dodatku podeszła go tak, że nawet nie miał szansy się obronić. Chociaż… gdyby nie to, że uderzył się w głowę i stracił przytomność, nie poddałby się bez walki. Odruchowo chciał pomacać się po głowie i sprawdzić, czy rana nie jest poważna, jednak zrezygnował z tego. Szybko przypomniał sobie, iż przecież ma związane ręce, więc ostatecznie skończyło się na tym, że nawet nimi nie poruszył. Powstrzymał ten odruch w odpowiednim momencie. Bolała go głowa, co było typowe dla kogoś w jego sytuacji. Postanowił, że w końcu otworzy oczy i zobaczy, gdzie się znajduje, kto go złapał i jak źle to wszystko wygląda. Źle było dla niego, bo wiedział, że osoba siedząca przy ognisku na pewno cieszy się z tego, iż udało jej się złapać zbiega i będzie mogła odebrać za niego nagrodę. Chciał też upewnić się, czy jego przypuszczenia są prawdziwe i, czy naprzeciw niego siedzi dziewczyna, z którą wcześniej zderzył się w mieście.

Wiedział, że leżał na ziemi, po prostu czuł to swoim ciałem. Poza tym, dość wysoka trawa łaskotała go w policzek. Poczuł też, że nie ma na głowie kaptura. W ogóle nie czuł na sobie płaszcza, zniknął także znajomy ciężar przy pasie, który stanowiły noże do rzucania. Dobrze, że łowczyni nie zdecydowała się na dokładnie przeszukanie go, bo znalazłaby wszystkie jego ostrza. Nadal miał te w butach, wyczuwał je jakoś podświadomie.
W końcu, otworzył oczy. Miał ograniczone pole widzenia i niezbyt mógł się rozejrzeć. Nie mylił się co do ogniska, bo widział je dość wyraźnie. Widział też drzewa, więc najpewniej nadal znajdował się w lesie, konkretniej na jakiejś niewielkiej polanie. Dopiero teraz spojrzał na osobę siedzącą przy ognisku. Tutaj także się nie mylił, bo rozpoznał w niej łowczynię nagród. Tę konkretną, o której wiedział, że go ściga.
         – Brawo. Złapałaś mnie. Zaklaskałbym, ale nie mogę, bo ktoś związał mi ręce – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Widział, jak odbija się w nich blask ognia.
Spróbował się podnieść, co bez pomocy rąk mogłoby być dość problematyczne, jednak elf był zwinny, silny i tak dalej, więc nie sprawiło mu to problemu. Oparł się o kamień, przy którym leżał, jednak zrobił to pod kąt, tak, że tylko górna część pleców go dotykała. Jeszcze raz spojrzał dziewczynie w oczy, przy okazji przyjrzał jej się, chociaż blask ognia utrudniał mu to.
         – Zapłacę ci więcej niż nagroda od kapitana straży. Przyjmij propozycję i rozejdźmy się bez walki – powiedział do niej głosem bez emocji, mimo iż była to propozycja. Właściwie, teraz przypomniał sobie o wcześniejszym planie i o tym, że może uciec jej w każdej chwili. Jednak… postanowił, że jeszcze tego nie zrobi. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tej ambitnej osobie, która swego czasu może nie być już tak nieznana, jak jest teraz.
         – Jeżeli nie chcesz, zawsze możemy negocjować… albo porozmawiać. Możesz mi o sobie coś powiedzieć, bo aktualnie jesteś jedną, wielką niewiadomą. Nie jesteś kimś znanym, inaczej wiedziałbym o tobie i rozpoznałbym cię już w Trytonii – odparł, mówiąc z dziwną pewnością siebie w głosie. Cóż… już tak miał, że jego słowa brzmiały tak, a nie inaczej, dodatkowo wiele osób utożsamiało sposób jego mówienia z tym, którym daje się rozmówcy do zrozumienia, że nie traktuje się go poważnie.
         – I tak już się ściemniło, nie musimy przesiedzieć całej nocy w ciszy przerywanej jedynie przez ogień – dodał na sam koniec. Teraz przyglądał się dziewczynie i czekał na to, co mu odpowie.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Zmrok nadchodził szybko, zatapiając las w kojącej ciemności. Dzienne stworzenia skryły się w swoich legowiskach, ustępując miejsca nocnym mieszkańcom. Las niezmiennie tętnił życiem, zmienili się jedynie bywalcy, jednak w okolicy polany panowała cisza. Zwierzęta niezależnie od wielkości i gatunku trzymały się na dystans. Miały znacznie lepszy instynkt niż ludzie i bezbłędnie wyczuwały drapieżnika, przezornie unikając spotkania. Jedynie jakaś sowa przeleciała w pobliżu, pohukując, będąc w trakcie polowania jak łowczyni chwilę temu.
Chociaż ognia nie potrzebowała by się ogrzać, a jego światło, nie było jej niezbędne, nawet mięsa nie musiała już piec, żywiąc się równie dobrze surową zdobyczą jak przyrządzoną, Sherani i tak rozpaliła ognisko.
Nie zastanawiała się nigdy nad mechanizmem skłaniającym ja do tworzenia paleniska gdy rozbijała obóz. Czy to z przyzwyczajenia po życiu sprzed przemiany, czy kojący wpływ trzaskających płomieni i ich ciepłego, delikatnego światła. Poznanie przyczyny było jej zbędne. Ograniczała się do świadomości, że lubiła płomienie, więc gdy mogła, korzystała z możliwości odpoczynku przy jego przyjemnym cieple.
Mniej obeznani uznali by, że tylko siedziała, chłonąc uspokajającą atmosferę, bardziej uważny dostrzegł by, że tygrysica, choć nieruchomo, uważnie obserwowała otoczenie, w każdej chwili będąc gotowa do reakcji.

Zorientowała się, że złodziej odzyskał przytomność, po jego oddechu. Tchnienie śpiących i nieprzytomnych było inne. Dało się wtedy usłyszeć głębokie, powolne wdechy, jakby beztroskie i nieświadome przytłaczającej codzienności. Oczywiście jeśli ktoś śnił koszmary, sprawa wyglądała inaczej. Nie mniej tygrysica była wstanie usłyszeć różnicę. Teraz Salazar zaczął oddychać ciszej, kontrolując przepływ powietrza, tak by nie zdradzać swojej obecności, jak przystało na dobrego złodzieja, tym samym ujawniając swój stan.
Tak jak długouchy, tak i kobieta grała chwilowo w swoiste podchody, obserwując złapanego w milczeniu i czekając jak zachowa się schwytany złodziej.
W końcu mroczny postanowił się odezwać. Zignorowała gratulację, nie drgnąwszy nawet o milimetr. Zamiast tego w całkowitym spokoju patrzyła jak elf płynnym ruchem ułożył się wygodniej na pobliskim kamieniu, zastanawiając się, kiedy pojmany zacznie sprawiać problemy. W to, że tak sobie będzie grzecznie leżał przez całą noc, szczerze wątpiła. Co prawda zawsze mogła by go palnąć w głowę, zanim złodziej zacznie fikać, ale co wtedy z zabawą. Nie była by sobą, wybierając najłatwiejsze i najbezpieczniejsze wyjścia. Ciekawość wręcz zmuszała tygrysicę do przetestowania tego Mistrza złodziei. Wystarczająco się hamowała, nie dotykając broni, by jeszcze odmówić sobie ewentualnego wyzwania. Mędrcy powiadają, że "ciekawość zabiła kota" ale jak na razie Rani czuła się doskonale i mimo zyskiwania nowych blizn nie uważała, by stała szczególnie blisko grobu, czemu więc miała by zmieniać sposób działania.

Oczywiście elf nie mógł sobie odpuścić próby przekupstwa. Gdyby nie znała świata, potraktowała by propozycję jak obelgę, ale że łowcy i kodeks honorowy niestety rzadko chodzili w parze, uznała to za standardowe postępowanie - a nuż z tym się uda. W zasadzie słyszała tego typu propozycje prawie zawsze, zaraz przed przekleństwami albo błaganiami o litość i zaczynała się chyba przyzwyczajać.
- Och, naprawdę ? - zaczęła dźwięcznym głosem, składając ręce w kobiecą imitację pięści i przysuwając je do twarzy w dziewczęcym wyrazie radości - Mogła bym wtedy zakończyć tą straszą pracę i spełnić swoje marzenia - zatrzepotała rzęsami w nieco przesadzonej parodii, by parsknąć śmiechem, gdy wypowiadała ostatnie słowa, jakby usłyszała doskonały dowcip.
- To spodziewałeś się usłyszeć ? - zapytała wciąż rozbawiona. Rani nie potrafiła darować sobie drwiny, tym bardziej, że była w wyjątkowo dobrym jak na nią humorze. Wyrwała się z miasta, miała za sobą całkiem ambitny pościg, który się powiódł. Nie była przecież zrzędą i wbrew pozorom potrafiła się cieszyć. Kwestia tylko jak to robiła i co powodowało radość tygrysicy, bo zwykle te dwie rzeczy odbiegały od ogólnie przyjętych standardów.
Złodziej utrzymywał kontakt wzrokowy i dziewczyna nie uciekała wzrokiem. Domyślała się, że przypatrując się próbuje jak najwięcej wyczytać, poznać jej słabe punkty. To samo robiła i ona, starała się rozpracować przeciwnika.
- Nie to byś był w pozycji do negocjacji, jak już błyskotliwie zauważyłeś, masz związane ręce i to nie metaforycznie - zaśmiała się ponownie. Śmiech kobiety był całkiem przyjemny dla ucha, tak samo jak i głos, oczywiście jeśli tylko Rani nie wściekała się i nie wyklinała świata od jego fundamentów i powałów, bo wtedy czar pryskał. Zaś złość łowczyni, mimo łagodnej aparycji choćby wielu chciało inaczej, wcale nie była zabawna, z dwóch powodów. Z pod ludzkiego warkotu przebijała się zwierzęca nuta, wszystkim rozsądnym napędzając stracha i skłaniając do odwrotu, oraz obficie lała się krew tych z mniej rozwiniętym instynktem samozachowawczym.
- Nie możesz mnie znać. Ostatni raz byłam w Alarni jako dziecko - podchwyciła zabawę złodzieja. Ułożyła się wygodnie na boku, ręką podpierając głowę. Przy większym ruchu, źrenice złapały światło ogniska pod zupełnie innym kątem, przez co dało się dostrzec świecące odbitym blaskiem oczy drapieżnika.
Nie miała nic do stracenia, nie były to ściśle tajne informacje. Ważkich tematów i tak nie miała zamiaru ujawniać.
- Spotkaliśmy się mojego pierwszego dnia w Trytonii - dodała lekkim i przyjaznym tonem.
Nonszalancka maniera złodzieja chwilowo nie zraziła ani nie zirytowała dziewczyny. Potrafiła rozpoznać pozera w kilka sekund. Slazar w jej oczach, miał pełne prawo do pewnego siebie zachowania. Inna rzecz, że i sposób bycia łowczyni daleki był od skromnego i aż ociekał zawadiacką pewnością siebie. - Daj mi kilka miesięcy, a twoja wiedza zostanie uzupełniona.
- A ty coś przeskrobał, że tak bardzo chcą cię żywcem. Jakiś urzędnik liczy wyciągnąć od ciebie lokalizację skarbów ? - zapytała swobodnie.
Zmrok co prawda jej nie przeszkadzał i jakoś szczególnie odpoczynku nie potrzebowała, ale kilka godzin oddechu przed drogą powrotną też nie zawadzi. Zamiast ślęczeć i wgapiać się w siebie, równie dobrze mogli porozmawiać.
Nawet postronny wędrowiec dostrzegł by, że spotkało się dwóch profesjonalistów w swoim fachu.
Slazar nie sprawiał wrażenia ani szczególnie zaskoczonego, ani też wystraszonego jak przystało by na schwytanego przestępcę. Sherani nie reagowała na ruchy mrocznego, zachowując się odmiennie od wielu łowców. Agresję i przemoc dobra była dla tych, co się bali i musieli co chwila podkreślać swoją przewagę nad schwytanym. Tygrysołaczka tego nie potrzebowała.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Zmiana pozycji na nieco bardziej wygodną, nie sprawiła mu problemu. Podobnie byłoby też wtedy, gdyby chciał przenieść związane dłonie z pleców na przód, ten sam zestaw cech fizycznych ciała pomógłby mu także w takiej sytuacji. Jak na razie, nie planował tego robić, nie chciał pokazywać jej za dużo z wachlarza swoich umiejętności i możliwości. Jeszcze pomyślałaby, że tak samo łatwo wydostałby ręce z więzów i poczyniłaby, niekoniecznie pomocne dla niego, kroki w stronę uniemożliwienia mu tego. Zresztą… nawet wtedy mógłby się wydostać, wystarczyłoby, żeby użył swych zdolności magicznych, o których prawie nikt nie wie. Oczywiście, dla niego lepiej jest, gdy mało osób wie o tym, że Salazar może używać magii do przenoszenia się w inne miejsca.
Naprawdę zacząłby bić jej brawo, gdyby miał taką możliwość. Mówił to szczerze i dlatego nie wiedział, dlaczego nie odpowiedziała mu nawet jednym słowem. Miał nawet wrażenie, że jego słowa spotkały się z dezaprobatą. Trudno, może dalsza rozmowa będzie przebiegać lepiej.

W końcu dziewczyna odezwała się, jednak najpierw wysłuchała jego propozycji. Miał to dziwne przeczucie, które podpowiadało mu, że jego oferta zostanie odrzucona, ale on i tak wolał spróbować i usłyszeć na własne uszy, iż łowczyni odrzuca jego pieniądze.
Jej słowa i śmiech wyraźnie dały mu do zrozumienia, że jego wewnętrzny głos nie mylił się i dziewczyna naprawdę nie przyjęła jego oferty. Przynajmniej skończył z osobą mającą ładny głos i śmiech, a nie z kimś, kto wygląda jak kobieta, ale głos ma bardziej męski niż on. Wtedy plany ucieczki wcieliłby w życie o wiele szybciej i najpewniej przeniósłby się kawałek dalej już po krótkiej rozmowie z taką osobą. Dlaczego nadal zostałby w lesie? Bo chciałby odzyskać Rzutki i pelerynę, przy okazji pozbawiając życia to dziwne stworzenie o wyglądzie kobiety, ale o głosie i sile mężczyzny. Właściwie… kiedyś już był w takiej sytuacji, tylko że wtedy albo pozwoliłby takiemu „stworzeniu” obmacywać i dobierać się do siebie, albo spróbowałby ucieczki. Wybrał to drugie wyjście i wyglądało to podobnie, jak sytuacja, o której pomyślał przed chwilą – przeniósł się w inną część lasu, odnalazł obozowisko „łowczyni” nagród i zabił ją, odbierając od niej swoje noże.
         – Prawdę mówiąc, spodziewał się, że odmówisz – odpowiedział, myślami wracając do sytuacji, w której aktualnie się znajdował.
         – Ale i tak wolałem zapytać – dodał i wzruszył ramionami na tyle, na ile pozwalały mu więzy pętające jego ręce.

Chwilę ciszy, która zapanowała między nimi, wykorzystał na to, żeby móc się jej lepiej przyjrzeć. Ogień mu tego nie ułatwiał, bo cień przezeń rzucany, ukrywał część twarzy dziewczyny. Lepiej byłoby, gdyby nie oddzielał ich płonący
         – Związane ręce to problem, który da się rozwiązać – odpowiedział, stosując grę słów. Ona mogła o tym nie wiedzieć, ale Salazar naprawdę nie widział problemu w więzach na kostkach i mógłby wydostać się z nich w każdej chwili. Cóż, był też świadom tego, że sposób, w jaki wypowiedział te słowa, mógłby przynieść łowczyni na myśl, iż on nie żartuje i naprawdę będzie w stanie zmienić swoją sytuację na korzystniejszą dla niego.
         – To wiele wyjaśnia, łowczyni – odpowiedział po chwili. Wydawało mu się, że wcześniej zakładał taką możliwość.
         – I jakieś kilka godzin po mojej ucieczce z więzienia w Trytonii – dopowiedział. Właściwie, nie do końca wiedział, ile czasu minęło od momentu, w którym uciekł kapitanowi straży, do zderzenia się z tą dziewczyną.
         – Trzymam za słowo – odparł, na jego twarzy nawet pojawił się ledwo dostrzegalny cień uśmiechu, ale zniknął stamtąd tak szybko, że nie mogło się mieć pewności, czy znajdował się on tam naprawdę, czy może rozmówca tylko sobie to wyobraził.
         – Kapitan straży. Chce usłyszeć więcej opowieści ode mnie i pewnie, przy okazji, wyciągnąć ze mnie lokalizację jakichś skarbów. Nie był zadowolony z tego, jak łatwo uciekłem z jego więzienia – odpowiedział po chwili. Może się nieco przechwalał, może był szczery z osobą, która goniła go po lesie i złapała. W każdym razie, cały czas emanował swoistą pewnością siebie.

         – Wiesz, nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś wyszła zza tego ognia. Mógłbym lepiej przyjrzeć się komuś, komu udało się mnie złapać – kolejna propozycja padła z jego ust, jednak ta nie miała dużych wymagań. Może ona także mogłaby mu się lepiej przyjrzeć, gdyby nie oddzielał ich od siebie ogień.
         – Nie jesteś człowiekiem, prawda? Zwykły człowiek nie umie zmieniać swojego ciała w zwierzęce. Jesteś zmiennokształtną, tylko nie mam pewności, jaką konkretnie. Panterołak lub tygrysołak, najbardziej pasują – odezwał się, przedtem milcząc przez chwilę. Pytanie, którym zaczął wypowiedź, było retoryczne i jednocześnie stwierdzało fakt. Elf był złodziejem, ale nie był głupim złodziejem. Poza tym, żył już długo i widział naprawdę dużo rzeczy, a gdyby nie to, że uderzył się w głowę, mógłby przyjrzeć się zwierzęciu, które na niego skoczyło. Wtedy wiedziałby, z kim ma do czynienia.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Wbrew pozorom Sherani nie obraziła się za komplement. Zwyczajnie nie przywiązała do niego większej wagi. Pochwała od jednego z jej dawnych nauczycieli była cenniejsza niż skarb. Rzadka i magiczna jak spotkanie jednorożca, warta każdego trudu. Do komplementów wypowiadanych przez obcych szybko nauczyła się mieć dystans. Nawet jeśli kiedyś cieszyła się słysząc miłe słowa, teraz zwykle spływały one po Rani jak po kaczce. Od dawna nie wierzyła w czystość intencji innych. Komplemenciarz zwykle najpierw starał się urobić rozmówce, tylko potem by chcieć coś w zamian, a to miał maleńką prośbę, a to prosił o przysługę, lub zwyczajnie odwracał uwagę. Pochlebstwa były zazwyczaj nieszczere, wymyślone i miały zmiękczyć ofiarę.
Złodziej miał dość szczęścia czy wyczucia, że zakwalifikował się na pierwszą z możliwych reakcji. Były też takie komplementy, które dziewczyna faktycznie uznawała za obelgę.
- To dobrze - odpowiedziała lakonicznie, ale dało się słyszeć, że faktycznie tak myśli. Kto nie próbuje, nie wygrywa, jak więc mogła by mieć za złe Salazarowi, że próbuje się wydostać w najprostszy sposób. Co innego gdyby się nabrał na małe i przerysowane przedstawienie, a zdarzali się tacy. Wtedy mroczny mocno by stracił w oczach łowczyni.

Nie opowiedziała nic na kontynuację słownej gry, choć może nie do końca nic. W leśnej ciszy przerywanej jedynie ich rozmową i trzaskiem płomieni, dał się słyszeć pomruk przypominający aprobatę, a kącik dziewczyny powędrował w górę w lekko rozbawionym grymasie. Czyli ona zdążyła opuścić pokład w podobnym czasie, co złodziej uciekł. Jak nieprzewidywanie los się plecie. Kto mógłby przypuszczać, że zupełnie przypadkiem wpadnie na ściganego, którego znalezienie graniczyło by z cudem w innych okolicznościach.
Mruknęła po raz kolejny, by po chwili odpowiedzieć Salazarowi - Niestety wątpliwe by było nam dane zweryfikować sytuację za jakiś czas - już miała skończyć, ale po namyśle dodała - Chociaż kto wie ... - skoro wpadli na siebie w tak absurdalny sposób, to chyba nie powinna wykluczać żadnej ze ścieżek losu.
Chwilę później po raz kolejny twarz Rani lekko się rozpogodziła, przyjmując minę bliską rzadkiemu u tygrysicy uśmiechowi.
- Czyli złapałam barda nie złodzieja - zażartowała lekko, po czym pokręciła głową z politowaniem - Ścigać kogoś dla historii. Znam kilka równie durnych powodów, ale ten będzie pewnie w czołówce. Urzędnicy miejscy - kontynuowała wypowiedź, wypluwając ostatnie słowa, jakby wypowiadała obelgę - Dać im trochę władzy i myślą, że wszystko im wolno.

Propozycja uszatego nie była zła. Tygrysołaczka, również nie miała nic przeciw skróceniu dystansu. Elf ciekawił Sherani, co rzadko się zdarzało. Po za tym krótszy dystans ułatwiał szybszą reakcję, gdy złapany zacznie coś kombinować.
Wstała płynnym ruchem i swobodnym krokiem okrążyła ognisko, po drodze zabierając ze sobą skonfiskowane noże. Pelerynę, zostawiła tam gdzie leżała. Odzienia nie uznawała za groźną broń, ale Rzutki wolała mieć przy sobie. Zdecydowanie nie miała ochoty na wyścig z elfem, kto pierwszy dopadnie noży. Bezpieczniej było je mieć pod ręką. Nie to by naiwnie wierzyła, że nic mu nie zostało w zanadrzu, ale zawsze lepiej zmniejszyć potencjalny arsenał przeciwnika.
- Skoro już raz uciekłeś, to jak ten geniusz chce cię tam zatrzymać ? - zapytała idąc.
Zaraz potem usiadła naprzeciw Slazara, na tyle blisko by móc komfortowo rozmawiać i tak by oboje ogień mieli z boku, by faktycznie przestał oślepiać złodzieja. Jedną nogę ułożyła na trawie jak w siadzie tureckim, na udzie położyła elfie Rzutki. Drugą opartą na stopie, przysunęła do klatki piersiowej, na jej kolanie luźno opierając przedramię.
Przechyliła lekko głowę, w bardziej zwierzęcym niż ludzkim geście, gdy usłyszała stwierdzenie Salazara dotyczące jej natury.
Zanim odpowiedziała, zastanawiała się chwilę, czy ujawnienie swojej alternatywnej postaci może przynieść jej jakieś kłopoty i odsłonić słabości. Uznała, że omyłkowe wzięcie jej za panterołaka mogło przynieść znacznie więcej złego. Co najwyżej mogło się roznieść, że jest zmiennokształtną, co zwykle starała się trzymać w tajemnicy jako asa, który czekał w rękawie. Właśnie wypłynął kolejny minus pracy z żywymi. Mogli oni opowiadać historie.
- Sherani, do usług - odparła jakby imię wyjaśniało wszystko. Skłoniła lekko głowę, prawą rękę układając w pasie, w oszczędnej namiastce ukłonu. Przy okazji mieli z głowy formalności. Podstawy dobrego zachowania wymagały, by się przedstawiła, skoro sama znała imię złodzieja, a nie posłała go do piachu. Jednak ledwie zdążyła skończyć ostatnie słowa, a zorientowała się, że imię nieznajomemu nic nie powie.
- Wybacz, cały czas przestawiam się na inny kraj - sukcesem było, że nie myliła języków. Prawdopodobnie tylko dlatego, że wspólny był jej rodzimym sposobem komunikacji, a wschodnie języki chociaż opanowała w przyzwoitym stopniu nigdy nie były dla niej naturalną drogą porozumiewania się.
- Tygrys. Sherani tłumaczy się jako tygrysica - wyjaśniła swój tok rozumowania.
Wiele z wyglądu złodzieja nie wywnioskowała. Wiek jak to z elfami bywa, był trudny do ustalenia, po za tym ciemna karnacja, jasne włosy nic wyjątkowego dla mrocznego. Zamiast więc skupiania się na wyglądzie Salazara, czujnie obserwowała jego ruchy zastanawiając się co złodziej planuje, chwilę później wypowiedziała część swoich myśli.
- Puki nie zrobisz nic głupiego, nie skrzywdzę cię - zaczęła niezmiennie łagodnym tonem - Chociaż mam dziwne wrażenie, że mimo ostrzeżenia nie pójdziesz po dobroci, co kruszynko ? - dopowiedziała z niewielkim uśmiechem.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Był złodziejem, a pewną częścią jego profesji było okłamywanie innych. Dzięki temu, że wiedział, jak to robić, jemu samemu trudniej było wcisnąć nieprawdę i sprawić, żeby w nią uwierzył i uważał za coś prawdziwego. Dlatego też nie nabrał się na krótkie przedstawienie łowczyni nagród i wiedział, że odkrywa je przed nim już po tym, jak wypowiedziała pierwsze słowa, będące odpowiedzią na jego propozycję.
         – Mógłbym ci pokazać, że związane naprawdę nie są dla mnie problemem, ale gdybym to zrobił, na pewno nie zareagowałabyś pozytywnie – odpowiedział, znowu bez emocji w głosie. Wyglądało to tak, jakby nie obchodziło go to, jak zareagowałaby na to dziewczyna. Brzmiał, jakby jedynie stwierdzał fakt.
         – Mam kolejną propozycję. Zademonstruję ci, że moje wcześniejsze słowa nie są jedynie przechwałkami i naprawdę uwolnię ręce z więzów. Pokażę ci, że nie są już uwięzione i zwiążesz mi je ponownie, jeżeli masz zapasową linę lub coś innego, czym mogłabyś to zrobić – odparł, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek cwaniaka. Spojrzał prosto na nią, oczekując odpowiedzi, chociaż wydawało mu się, że większa szansa byłaby na to, iż łowczyni nie zgodzi się na coś takiego. Salazar miał już plan. Wcześniej, po zmianie pozycji, wyczuł pod opuszkami palców ostrzejszy fragment kamienia i wiedział, że dzięki niemu będzie mógł rozciąć więzy. Nie miał pary noży, które zawsze trzymał na plecach, prawie zawsze ukryte pod peleryną. Gdyby je miał, najpewniej użyłby jednego z nich, aby przeciąć to, co krępuje jego ręce.
         – Złodzieja? Tak. Barda? Nie. Nigdy nie miałem wiele wspólnego z tymi grajkami – odparł. W jego głosie nie było jawnej nienawiści lub innego, negatywnego uczucia, którym mógłby obdarzyć wymienionych „grajków”, ale rozmówca i tak mógł odnieść wrażenie, iż elf za nimi nie przepada.
         – A ten kapitan straży zaczął mieć na moim punkcie jakąś obsesję, gdy opowiedziałem mu o jednym ze swoich… osiągnięć w dziedzinie złodziejstwa – powiedział po chwili. Taka była naprawdę i on to wiedział, jednak Sherani niekoniecznie musiała w to wierzyć. W końcu mogła zakładać, że długouchy jest w stanie powiedzieć wszystko, żeby w jakiś sposób na nią wpłynąć, a także na jej decyzję z nim związaną. Oczywiście, możliwe było to, iż kapitan naprawdę chciał wyciągnąć z niego lokalizację jakichś skarbów w celu wzbogacenia się, jednak Salazar nie przypomniał sobie, żeby wspomniał coś o jakichś ukrytych kosztownościach i łupach. Właściwie… przeważnie działał na czyjeś zlecenie, więc nie miał dużo rzeczy, które ukradł z własnej inicjatywny. Jakby nie było, nie chciał pozwolić na to, żeby jego osoba ponownie znalazła się w Trytonii i to w tamtejszym więzieniu lub sali „przesłuchań”. Oczywiście, że planował ucieczkę, nawet teraz. Z tego, co mu się wydawało, łowczyni głów nie miała umiejętności czytania w myślach. Zresztą… Bariera Psychiczna skutecznie uniemożliwia przeglądanie jego myśli, chyba że ktoś jest prawdziwym ekspertem w robieniu tego.

Cień uśmiechu ponownie zagościł na jego twarzy, znów wyłącznie na krótką chwilę. Przyjęła jego propozycję i mógł jej się lepiej przyjrzeć, gdy podeszła bliżej. Ogień już ich nie rozdzielał i, mimo że było ciemno, mroczny elf nie miał problemów z dostrzeżeniem każdego szczegółu jej twarzy i reszty. Widzenie w ciemności różniło się od zwykłego wzroku. Jedyną i najważniejszą różnicą było to, że jedyne kolory, jakie widział, były czarnym, białym, szarym i ich różnorakimi odcieniami. Podejrzewał, że każdy, kogo oczy mają taką zdolność, widzi to wszystko podobnie jak on. Dlatego też „kolorowe” widzenie w ciemności było dla niego dość dziwne, gdy o tym pomyślał.
         – Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Może tym razem będzie chciał użyć magii lub coś – odpowiedział. W jego głosie czaiła się niepewność, ale rzucenie na niego zaklęcia lub nałożenie odpowiednich, magicznych kajdan na kostki i nadgarstki, wydawało mu się najbardziej rozsądnym rozwiązaniem w przypadku kogoś takiego jak on.
Kiwnął w jej stronę głową, gdy się przedstawiła. On nie musiał tego robić, w końcu dziewczyna znała jego imię z listu gończego, bo zostało tam wymienione. Dobrze, że nie podał im swojego nazwiska.
         – Czyli należysz do rasy tygrysołaków – stwierdził po chwili. Tym samym uzyskał odpowiedź na, minimum, jedno pytanie. Teraz wiedział też, co wyskoczyło na niego z zarośli. Była to Sherani zmieniona w tygrysa.
         – Nie zamierzam wracać do Trytonii w najbliższym czasie, więc się nie mylisz… - przyznał jej rację. Nadal trzymał ręce za plecami, chociaż przez całą rozmowę wykonywał nimi powolne ruchy w górę i w dół, ocierając więzami o ostry fragment głazu, który wyczuł wcześniej.
         – Popatrz tylko na to. Mówiłem, że rozwiążę problem spętanych rąk – dodał po chwili i wyciągnął przed siebie ręce, które nie były już skrępowane.
         – Nie ucieknę ci, jak już mówiłem wcześniej – powiedział do niej, a na potwierdzenie swych słów nie zrobił nic, co świadczyłoby o tym, że zacznie uciekać lub zaatakuje ją. Nie chciał też, żeby zadziałała pochopnie i zaczęła z nim walczyć. Wtedy musiałby ją zabić albo poważnie ranić. Nie wyglądała na starszą od niego, więc nawet nie myślał o tym, że ma większe doświadczenie w walce niż on, i nie chodziło tu wyłącznie o poziom umiejętności odpowiedzialnych za władanie bronią.
         – Po prostu przeszkadzało mi to ciągłe trzymanie rąk za plecami i brak możliwości swobodnego poruszania nimi – wytłumaczył swoje działania. Z drugiej strony, był gotowy na to, żeby z nią walczyć, o czym świadczyło napięcie mięśni, które odczuwał, a także wyostrzenie zmysłów. Jego zmysły zawsze pozostawały czujne, jednak na czas walk lub innych czynności wymagających skupienia, ich czujność była jeszcze większa.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Słuchała przechwałek Salazara z mieszaniną rozbawienia, ciekawości i wszczynającego alarmy rozsądku. Nie była pewna czy faktycznie tak szybko się uwolni, nie wątpiła też jakoś specjalnie w taką możliwość. Każdy postój zawsze niósł ze sobą ryzyko, że coś pójdzie nie tak i schwytany wyrwie się na wolność. Ryzyko zaś rosło wraz z umiejętnościami przestępcy.
To, że Salazar był dobry w swoim fachu już ustaliła, ale nie uznawała za konieczne mu tego mówić. Tak samo nakręcanie złodzieja na rywalizację i demonstrację swoich umiejętności nie mogło przynieść nic dobrego. Prowokacja nie tylko obudziła by ego złodzieja zawodowca, który był kim był pewnie częściowo właśnie z uwagi na wyzwania, jakie taka profesja stawiała. Zapewne trąciła by też męskie poczucie własnej wartości i potrzebę udowodnienia swoich możliwości. To właśnie rozsądek zwyciężył i tygrysica nie dała się podpuścić - Ścigam cię dwa dni, a ty chcesz się ulotnić. Ciekawe dlaczego mogła bym nieprzyjemnie zareagować - odpowiedziała bez emocji, tak jak i uszaty.
- Nie szczerz się tak. Zupełnie nie podoba mi się twoja propozycja, ciekawa też nie jestem, jak dla mnie możesz sobie grzecznie leżeć i nie mam najmniejszego zamiaru wiązać cię jeszcze raz - odparła chłodno, by stopniowo przybrać trochę zadziorniejszy ton - Przy przytomnym złodzieju, zbyt to grozi nożem w śledzionie - błysnęła zębami i przekrzywiła głowę raz w lewo, raz w prawo, trzaskając karkiem.
To, że się sprzeciwiła uciekinierskiemu popisowi, nie znaczyło, że uwierzyła, iż Salazar pyta o jej zgodę. Była wręcz pewna, że tylko bada grunt i bardziej ją informuje o swoich zamiarach niż czeka na pozwolenie. Nie wiedziała tylko po co. Skoro był pewny, że jest wstanie uciec, co prowokowało go do jej uprzedzenia, Rani nie miała pojęcia.

- Masz w takim razie zagorzałego fana i aż żal go zawieść, bo gotów się biedaczek zapłakać z tęsknoty.
Przez chwilę pomyślała, że ona pewnie też ma fanów, ale za morzem i oby tam pozostali, bo ich pojawienie się nie przyniosło by nic dobrego. Mimo jednak pewnych podobieństw sytuacji, nie utożsamiała się ze ściganym, ani go nie żałowała. Mógł nie kraść i nie łamać prawa. Co prawda ona mogła nie zabijać tej bandy idiotów, pomijając oczywiście fakt, ze to oni zaczęli. Niestety jakby się nie zastanawiać i jakby nie próbować argumentować swojej racji, to z każdej strony patrząc wychodziło na to, że od przestępców nie tylko zakapiorów, ale i ją różniła jedynie nazwa. Oczywiście objawiona po raz kolejny prawda nijak nie zmieniła stanowiska tygrysicy.

Spokojnie siedzący mroczny nie uśpił czujności Rani. Nawet gdyby ten nie wspomniał o możliwej demonstracji, najprościej było powiedzieć, że czuła w kościach iż Salazar coś kombinował. Docierający do jej czułych uszu niewielki szmer, nieprzyjemnie podobny do pocierania materiału o coś twardego, tylko utwierdził ja w tym przekonaniu. W zasadzie powinna zareagować od razu. Tak mówił rozsądek. Nauczyciele nie raz zarzucali jej, że zamiast grać asekuracyjnie i bezpiecznie. Inwestować w obronę i zasłonę, ona pakowała się pod ostrze, prawie zawsze stąpając po krawędzi. Czy i tym razem ? Pewnie tak, na samym początku powinna złodzieja znieczulić na dłużej, zamiast czekać aż ten się obudzi. Potrafiła to zrobić, bez znacznego uszkodzenia obiektu zlecenia. Dlaczego więc oczekiwała, szykując się w każdej chwili na atak, zamiast uprzedzić działania mrocznego. Mistrz powiedział by, że z głupoty. Może tak, nie mniej Sherani czekała, nieznacznie poruszając palcami opartej na nodze ręki, tak jak kot kiwa ogonem przed skokiem. Chwilę później Salazar był wolny, prezentując oswobodzone ręce.
- I czego się cieszysz, zniszczyłeś mi pasek - warknęła, odsłaniając zęby, ale znowu grymas bardziej przypominał uśmiech drapieżnika niż prawdziwą złość. Nieznacznie tak jak i Salazar napięła mięśnie będąc gotową do skoku, ale widząc, że ten chwilowo nie atakuje, rozluźniła się.
- Teraz mamy przez ciebie mały problem. Mówisz, że nie uciekniesz, ale do Trytonii też nie pójdziesz, więc nie wiem czy sobie wyobrażasz, że poplotkujemy a potem pozwolę ci odejść ? Jeśli tak to masz więcej wspólnego z bardem snującym bajki niż ci się wydaje, bo ja mam zamiar zaprowadzić cię do durnego kapitana po dobroci lub na siłę - kolejny raz tego wieczoru, wyszczerzyła zęby w drapieżnym grymasie. Nie atakowała, a przynajmniej jeszcze nie. - Powiedziałam, że nie będę cię wiązać. Nie zdarza mi się zmieniać zdania - głos dziewczyny z każdym słowem zaczynał przybierać coraz niższe tony, ale o dziwo nie upodabniały się one do warkotu a bardziej do mruczenia.

- Dobra broń - trąciła palcem rękojeść jednej z rzutek. Potem leniwym ruchem zaczęła mocować skonfiskowane noże na własnym pasie, trzymając kontakt wzrokowy z mrocznym elfem. Mogła je zostawić na trawie, ale znów pojawił się problem w postaci ewentualnego wyścigu. Uznała więc, że trudniej będzie odebrać jej broń, niż ją podnieść z ziemi. Na chowanie jej w konarach drzew, czasu nie miała, nie miała też pewności co do ewentualnej skuteczności tego manewru.

Kilka sekund później nie tylko była na nogach. Jeszcze dobrze nie stanęła, a już zaatakowała złodzieja. Najpierw na wyczucie przeciwnika wyprowadziła cios łokciem na klatkę piersiową, w ułamkach sekund później atakując kolanem poniżej pasa. Jedno i drugie częściowo było testem i zmyłką. Czekała aż Salazar osłoni się przed nadchodzącym kopnięciem by mogła nogą zahaczyć od tyłu przynajmniej jedno z jego kolan. Nie broniąc się ryzykował nieprzyjemne uderzenie, blokując ją wystawiał się na hak. Przede wszystkim jednak Rani chciała zobaczyć jak szybki był elf.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Uśmieszek nie zszedł z jego twarzy, zwłaszcza gdy Sherani wspomniała o nożu w śledzionie. Musiał zadać jej pewne pytanie z tym związane, bo gdyby tego nie zrobił, mógłby stwierdzić, że nie byłby do końca sobą.
         – W czyjej śledzionie? Mojej czy twojej? - zapytał i dopiero po tym pozwolił, aby miejsce na twarzy zajął ten wyraz, który widoczny jest tam najczęściej. Wydawać by się mogło, że Salazar specjalnie zatrzymał uśmieszek na twarzy, aby nadał on jego pytaniu nieco żartobliwy wydźwięk.
Na początku naprawdę chciał wiedzieć, co sądzi na temat tego, żeby zaprezentował jej swe złodziejskie zdolności, do czego także należały te dotyczące ucieczki z więzów albo z zamkniętego pomieszczenia, bez okien oczywiście. Istniała niewielka szansa na to, że ciekawość łowczyni głów zwyciężyłaby z rozsądkiem i pokierowałaby ją do tego, żeby zgodziła się na jego propozycję. Tym bardziej, że powiedział jej o tym, iż nie ucieknie, gdy się uwolni.

         – Nie nazwałbym go kimś takim… Jak dla mnie, bardziej prawidłowe byłoby określenie go prześladowcą. Jestem niemalże pewien, że ten człowiek większość nagrody wypłaca z własnej kieszeni… albo nawet całość. Kierują nim pobudki osobiste, a nie tylko to, że zbieg mu uciekł, więc musi go złapać i posadzić w więzieniu – odparł po chwili. Możliwe, że już nie pierwszy raz wspomina o tym, co kieruje kapitanem Tekinem.
A jeśli chodzi o „fanów”, Salazar miałby kilka… organizacji, które można by było tak nazwać. Dlaczego? Bo to, co robi, podoba im się na tyle, że za każdym razem, gdy spotyka jednego z ich członków, ten próbuje namówić go do tego, żeby dołączył do jego ugrupowania. Mroczny elf zawsze odmawia, bo najlepiej pracuje mu się w pojedynkę. Na szczęście, dla tych organizacji oczywiście, ci, którzy atakowali go po tym, jak im odmawiał, znajdowali się w zdecydowanej mniejszości. Z drugiej strony, takie incydenty zdarzały się coraz rzadziej, więc może ci ludzie i nieludzie w końcu zrozumieli, że mogą podziwiać jego pracę, zachwycać się nad nią i traktować go tak, jakby był dla nich wzorem do naśladowania, ale i tak nie uda im się go zwerbować. Oczywiście, Salazar darzył jakąś dozą szacunku osoby tej samej profesji, co on, dzięki nim zyskał też tytuł Mistrza Złodziei, jednak najlepiej działało mu się samotnie. Gdyby było inaczej, już dawno dołączyłby do jednej z grup złodziejskich.

Udało mu się przerwać więzy, które okazały się paskiem Sherani. Trudno, najwyżej kupi sobie nowy, albo on sam jej go zakupi, ewentualnie odda jej pieniądze, które na niego przeznaczyła.
         – Mogłaś związać mnie liną, a nie paskiem. Oddam ci za niego czy coś, będziesz mogła kupić sobie drugi – odparł po chwili. Jego mięśnie cały czas były napięte, a to, że Sherani rozluźniła się, nie oznaczało dla niego, że go nie zaatakuje.
         – Możesz spróbować, ale i tak ci się to nie uda – odpowiedział na słowa dziewczyny. W jego głosie znowu brzmiała pewność siebie, tym razem nawet nie musiał jej tam specjalnie dodawać, bo naprawdę był pewien, że ucieknie i miał zamiar zastosować sztuczki, o których Sherani nie mogła wiedzieć. Tak, jeśli nie uda mu się uciec „tradycyjnymi” sposobami, użyje magii.
         – W takim razie mamy coś wspólnego, bo też nie zdarza mi się zmieniać zdania – dodał, tym razem na jego twarzy nie pojawił się ten uśmieszek, chociaż mogłoby wydawać się, iż właśnie tak będzie.
         – Nawet tępy miecz może być dobrą bronią, wystarczy, że trafi do ręki osoby, która potrafi go użyć – powiedział do niej, a raczej zacytował to, o czym kiedyś powiedział mu ojciec. Najprościej mówiąc, chodziło o to, iż w walce bardziej chodzi o umiejętności walczących, a nie o broń, którą się posługują.

W duchu podziękował wrodzonej ostrożności za to, że jego zmysły cały czas pozostawały wyostrzone, a mięśnie napięte i gotowe do walki. Inaczej mógłby zareagować za późno i walka skończyłaby się naprawdę szybko.
Teraz elf odchylił się w tył, a później odskoczył w bok, tym samym unikając ciosów Sherani. Od razu odskoczył dalej, pozostawiając więcej przestrzeni między nią a nim. Przez to uniknął kolejnego ciosu, chociaż mógł nie wiedzieć, czy zostanie on wyprowadzony. To wszystko nie sprawiło mu żadnego problemu, bo nadzwyczajna szybkość i zręczność, a także naprawdę duża wiedza na temat uników, sprawiała, że był on niemalże nie do trafienia. Czuł chęć wyciągnięcia jednego z noży, które ukryte miał w butach, jednak dziewczyna nie dobyła swej broni, więc on też nie chciał tego zrobić. Zresztą, walkę wręcz opanował tak samo, jak walkę z bronią.
Chciała walki, więc ją dostanie. Elf odwrócił się w jej stronę i od razu zaatakował szybką serią kopnięć, które wycelowane były w lewy bok zmiennokształtnej. Obrócił się wokół własnej osi, odskakując przy tym do tyłu i unikając ewentualnych ataków. Następnie błyskawicznie wyskoczył do przodu z pięścią wycelowaną między piersi przeciwniczki, dokładnie w miejsce, gdzie znajdował się splot słoneczny. Dziwne… nie włożył w to tyle siły, ile potrzebował, żeby ją tym zabić, bo nie chciał tego zrobić. Jeśli trafi, siła uderzenia powinna odepchnąć ją w tył i spowodować chwilowe problemy z oddychaniem, a jeżeli dziewczyna to zablokuje… tylko odepchnie ją w tył. W tym samym czasie wykonał niskie kopnięcie, które miało dosięgnąć jej łydek i wywrócić ją.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Pytanie wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny. Zdecydowanie zbyt dobrze bawiła się z tym bandytą. Wręcz słyszała w głowie wrzaski karcącego ją nauczyciela, że prosi się o kłopoty. Była jednak niesamowicie znudzona ostatnimi latami monotonnych zadań, nie dostarczających już dreszczyku emocji, który towarzyszył jej na początku. Wszystkie polowania sprowadzały się do szybkiego pościgu i ścięcia poszukiwanego. Dziś wreszcie czuła, że coś się dzieje i miała zamiar dobrze się bawić, niezależnie od nauk mistrza i tego po jak kruchym lodzie przyjdzie jej stąpać.
- O swoją śledzionę się martwię - odpowiedziała z niegasnącym rozbawieniem, chociaż normalny na próżno by szukał zabawnych aspektów w wykrwawianiu się po pchnięciu nożem. - Twoją bym się wcale nie przejmowała. Zanim byś wybrał się na drugą stronę, zdążyła bym cię dostarczyć na miejsce.

- Przyznaję, że to dziwne i nawet prawie ci współczuję. Z drugiej jednak strony tym bardziej szkoda go zawieść. Facet gotów zbankrutować by cię znowu zobaczyć, nie można lekceważyć takiego zaangażowania - zadrwiła lekko, ciężko tylko było poznać czy obiektem żartów był złodziej czy właściwie kapitan poszukujący Salazara.

- Niekonwencjonalne zadania wymagają improwizacji - odparła lekko, nie wdrażając uszatego w szczegóły jak uciążliwe było ściganie kogokolwiek jako zwierzak. Jakby miała jeszcze targać ze sobą linę czy inny ekwipunek, nie dość, że wyglądała by kretyńsko, to jeszcze znacznie utrudniało by to wydajne działanie. Gdyby nie trudności w tropieniu długoucha, Rani goniła by go konno.
- Obejdzie się - machnęła pobłażliwie ręką. Biedna nie była, by martwić się zakupem paska. Po za tym nie przyjmowała podarków od obcych, a przyjaciół czy znajomych nie miała, czyli można uznać, że prezentów nie przyjmowała wcale. Może nie cieszyła jej utrata części garderoby, ale ważne, że jedwabny pas był bardziej elementem ozdobnym, a nie przykładowo trzymającym spodnie na miejscu. Wtedy faktycznie zaczęły by się kłopoty.
- Skromność jest chyba jedną z wielu twoich cnót - zaczepnie podsumowała wywód o mieczu. Była w tym jakaś racja, ale nie do końca zgadzała się z takim rozumowaniem - W moich stronach zwykło się mawiać, że dobry jeździec wyszkoli najbardziej upartego muła, ale pustynnego wyścigu na nim nie wygra. Zgadzam się, że tępym mieczem można dobrze walczyć, ale by zostać prawdziwym wirtuozem, trzeba polegać na orężu jak na własnej dłoni. W innym wypadku, broń nie przystająca do umiejętności wojownika, zacznie mu utrudniać życie, zamiast pomagać - mówiła bez większych emocji, a na twarzy gościła maska trochę podobna do tej prezentowanej przez Salazara. Czy słowa wypowiadane przez tygrysicę, były komplementem, skoro wcześniej pochwaliła noże, czy zwykłym przedstawieniem punktu widzenia, złodziej jedynie mógł się domyślać.

Nie zupełnie takiego efektu spodziewała się Sherani. Każdy cios napotkał powietrze. Prychnęła cicho. Miała co chciała, Salazar pokazał jak szybki był i nie wróżyło to łatwego starcia. Czy to zniechęciło łowczynię, wręcz przeciwnie. Właśnie niebezpieczeństwo prowokowało Rani. Teoretycznie wydarzenia, które zmusiły ją do ucieczki przez morze, powinny wyczerpać zapotrzebowanie na ryzyko. W praktyce, walka była jej życiem i żywiołem, ewentualna przegrana nie zajmowała myśli tygrysołaczki. Ona sama funkcjonowała na zasadzie tu i teraz.
W najbliższych planach, nie miała zabijania złodzieja, więc nie dobywała szabli. Ciężko walczyć na poważnie bronią, jednocześnie starając się nie zadać obrażeń. Albo sparing albo prawdziwa walka, pozostało jej więc walczyć wręcz.
Elf na chwilę zwiększył dystans, zanim zdążyła ponownie się do niego zbliżyć, by zaraz potem przejść do ataku. Teraz miała okazję lepiej poznać jego styl walki. To, że stosował błyskawiczne uniki, już zobaczyła. Należało więc przyjrzeć się sposobom ataków. Nie unikała zadanych ciosów. Po pierwsze mimo drobnej postury, która raczej powinna nakłaniać do walki partyzanckiej niż w bezpośrednim zwarciu, to nie był jej styl. Nauczyciel nazywał to głupotą, za co nie raz zbierała bury. Zaś Rani mimo lat szkolenia, niezmiernie pchała się pod topór, jak to zwykł określać.
Po drugie, nawet jeśli by chciała, to raczej by nie zdążyła. Zamiast tego napięła mięśnie i wyprostowała lewą rękę, układając ją wzdłuż tułowia. To ona zebrała kopnięcia, osłaniając żebra. Zajęta osłoną wstrzymała się z kontrą, analizując elfie kroki. Zaraz potem nastąpił kolejny atak. To była jej szansa. Znów nie miała zamiaru unikać ciosu. Jeśli elf wyprowadzał uderzenie, nie mógł w tym samym momencie uciekać. Zamiast blokować, lewą ręką zepchnęła rozpędzoną pięść na bok, która zamiast w przeponę trafiła w bark. W jednym momencie prawa dłoń przesunęła się pod atakującą ręką Salazara, chwytając ją gdzieś w okolicy łokcia. W tym samym momencie poczuła podcinające ją kopnięcie. Nie chciała wypuścić złodzieja z uchwytu, chyba, że ten znów zademonstruje jakąś sztuczkę, której nie przewidziała. Jeśli nie, miała zamiar pociągnąć go za sobą. Potem zaś wystarczyło wymierzonym w trakcie lotu kopnięciem w brzuch, przerzucić go przez siebie, posyłając na murawę.
Nie zależnie od rozwoju sytuacji, wykorzystując rozpęd upadku zwinna tygrysica mogła wstać, robiąc przewrót w tył. Wylądowała, podpierając się na rękach i jednym kolanie, drugie podkurczając pod brzuch. Była to dobra pozycja do kolejnej obrony i ataku.
Na moment zamarła w bezruchu, obserwując dalsze poczynania przeciwnika. Na razie starała się wyciągnąć jak najwięcej wniosków, by ograniczyć zbieranie obrażeń, dopiero po chwili przechodząc do bardziej agresywnej ofensywy.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Uśmieszek, tak bardzo typowy dla kogoś, kto ma asa w rękawie, i to może nawet więcej niż jednego, przebiegł właśnie po twarzy Salazara, gdy dostrzegł determinację dziewczyny.
         – Nikt cię nie ukarze za to, że spróbowałaś to zrobić – odpowiedział jej po chwili. Sherani już, chyba, powinna zacząć się domyślać, że jej „zdobycz” ma plan na ucieczkę i to taki, którego jest pewien, że się powiedzie. Eh, a mogła po prostu przyjąć od niego większą zapłatę od tej, która widniała w liście gończym opatrzonym, nie najlepiej narysowanym, portretem elfa. Ludzie tego typu byli też trudniejsi do przekupienia lub zmiany zdania, więc, w sumie, nie miał co się dziwić, że wcześniejsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Oczywiście, nie miał zamiaru powiedzieć jej o tym, że zna kilka zaklęć magii przestrzeni, co także pozwala mu na coś, co potocznie nazywane jest teleportacją.
         – Cóż… na pewno nie dopuszczę do tego, żeby zobaczył mnie ponownie. Prędzej zabiję go osobiście, niż z własnej woli powiem mu coś jeszcze – powiedział to z taką determinacją i pewnością siebie, że miało się wrażenie, iż takie zdarzenie jest nieuniknione, jeśli Salazar znowu „spotka się” z kapitanem Tekinem.
         – Pozwoliłem im na to, żeby mnie znaleźli i złapali, powiedziałem mu tyle, ile chciałem. Jest idiotą, jeśli myśli, że zmusi mnie do mówienia – dodał, a w jego głosie dało się wyczuć jedynie spokój i opanowanie.
Wzruszył ramionami, gdy Sherani zbyła sprawę paska. Skoro nie chciała jego pieniędzy na zakup nowego, nie będzie jej namawiał do wzięcia ich.
         – No tak, liczą się zarówno umiejętności, jak i broń, jednak umiejętności często mogą okazać się czynnikiem, który bardziej decyduje o wygranej – odpowiedział jej. Jeśli tak dalej pójdzie, zaczną wkraczać w tematy filozoficzne i rozwodzić się nad nimi, aby później wysunąć jakieś wnioski.

Na szczęście, Sherani to przerwała, chociaż tym samym rozpoczęła starcie między nim a sobą. Może myślała, że uda jej się wygrać, jednak mroczny elf wiedział, że to on wyjdzie z tego zwycięsko. Pierwsze chwile walki jeszcze bardziej przekonały go do tego, żeby tak myśleć. Był za szybki na to, żeby łowczyni głów trafiła go bez stosowania sztuczek.
Styl walki Salazara… ciężko było go jakoś nazwać, bo wyglądał jak mieszanka wszystkich tych, których można było się nauczyć. Elf stosował uniki i polegał na swej szybkości i zwinność, ale przy ataku starał się trafiać w konkretne punkty na ciele przeciwnika, przy czym w trakcie ofensywy także potrafił skutecznie wykorzystać zdolności fizyczne swego ciała. Kopnięcie trafiły, jednak tygrysołaczka wszystkie przyjęła na wyprostowaną rękę, którą osłoniła bok tułowia. Wydawało mu się, że kolejny cios także zostanie zablokowany przez dziewczynę, jednak ta zepchnęła jego pięść na bok i złapała go pod łokciem. Było już za późno na to, aby zatrzymał nogę, która ją podcięła, więc teraz oboje polecieli na ziemię.
Złożył w pięść dłoń w ręce, której nie trzymała Sherani. Zgięty palec wskazujący wysunął do przodu i podparł go kciukiem. Było to dość ryzykowne, bo skuteczność tego ciosu zależała od precyzji zadającej go osoby. I tak chciał spróbować, więc uderzył w mięsień łączący bark z ramieniem. Celne trafienie spowodowało poluzowanie uścisku, a Salazar szybko wykorzystał okazję i wyrwał rękę z uścisku łowczyni. Później odskoczył w tył, przy okazji robiąc salto i lądując na nogach. Stało się to, mniej więcej, w tym samym czasie, w którym ona także odskoczyła od miejsca, w którym upadli.

Właściwie, nawet się nie zmęczył. Z drugiej strony, ich walka dopiero się rozpoczęła i może trwać do momentu, w którym jedno z nich padnie nieprzytomne na ziemię. Noże w butach cały czas kusiły go, aby wyciągnąć je i natychmiast rzucić w stronę Sherani.
         – Nieźle walczysz – powiedział do niej, korzystając z chwili, w której stali naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. Spodziewał się, że znowu to ona zaatakuje pierwsza, jednak chyba to on musiał czynić honory.
Ruszył do przodu, z pięścią przygotowaną do zadania ciosu. Celował w żołądek, więc cios na pewno nie padnie z góry. Uderzył, jednak nawet nie sprawdzić, czy trafił, czy może dziewczyna znowu to zablokowała lub może, tym razem, uniknęła. Zamiast tego, od razu wyprowadził kolejne uderzenie pięścią, które wycelował bok jej ciała. Zrobił to drugą pięścią, a nie tą, której użył przy pierwszym ciosie, inaczej zmylenie przeciwniczki mogłoby się nie powieść. Następna była seria kopnięć, niskich na tyle, że powinny trafić w jej udo. Cały czas też obserwował zmiennokształtną. Był gotowy do błyskawicznego uniku, gdyby zdecydowała się zaatakować. Wolał unikać obrażeń, zamiast przyjmować je na inne części ciała.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Nikt jej nie ukarze ? To dopiero złodziej miał tupet. Jakby właśnie stwierdził, że nie ma ona najmniejszych szans. Bezczelny arogant, którego uśmieszek wywołał podobny grymas u łowczyni. Arogant ale i ignorant. Może przez te swoje wszystkie lata nie doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu i nie zdarzyło mu się przegrać, ale każdy dobry wojownik kroczący po krawędzi życia i śmierci liczył się z możliwością swojej przegranej. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności, jeżeli nie lepszy przeciwnik mógł być tego przyczyną, chociaż czasem idiotyczną to równie nieuchronną.
- To może ja cię tam zabiorę, a ty go sobie ubijesz co ty na to - zażartowała. Teraz była jej kolej przetestowania złodzieja. Czy się zgodzi, wątpliwe. Prawdopodobnie było by to równie nudne rozwiązanie dla niego co i dla niej. W końcu mógł z nią pójść po dobroci nie rozpoczynając całego przedstawienia z uwalnianiem się, zabić kapitana i odejść z miasta raz jeszcze. Nie mniej chciała usłyszeć jego odpowiedź. Skoro ostatnim razem tak wspaniałomyślnym by dać się złapać, to jaki powód dzisiejszej rezygnacji z wycieczki do więzienia poda.

Tak jak przypuszczała pojawiła się i kolejna sztuczka elfa. Było niestety za późno by zareagować. Zacisnęła zęby czując uderzenie w splot ramienny. Delikatnie mówiąc nic przyjemnego. Bolesny prąd rozszedł się po całej ręce. Tygrysica mimowolnie poluźniła chwyt, co elf od razu wykorzystał i wylądował na trawie na własnych zasadach.
Salazar mógł nie używać żadnego stylu walki, ale każdy ruszał się specyficznie. Do rozpracowania ruchów przeciwnika potrzeba było trochę więcej czasu niż kilka sekwencji uderzeń, ale do wstępnego zaplanowania swojego postępowania już nie. Wprawne ślepia zaczynały poznawać jego sposób poruszania się utwierdzając tygrysicę w jednym przekonaniu. Przeciwstawiając swoją szybkość do elfiej nie miała szans. Była jednak jeszcze jedna ważna składowa sukcesu. Pojedynek nie zawsze wygrywał ten zadający więcej ciosów, a ten kto był wstanie znieść ich więcej. Dopaść mrocznego mogła jedynie atakując w tym samym momencie gdy atakował on, inaczej nie tylko zbierze mniejsze lub większe obrażenia, a Salazar i tak jak pchła uskoczy nim ona zdąży coś zrobić.
Strzepnęła odrętwiałą kończyną i poruszyła barkiem, rozluźniając mięśnie i pobudzając krążenie, by ból ustąpił jak najszybciej. Był to jedyny ruch jaki wykonała podczas gdy przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Moment później, mroczny zaatakował.

- W końcu mimo jakichś dziesięciu lat pracy, wciąż żyję - odpowiedziała uszczypliwie na komplement. Nie czuła się specjalnie pochwalona, a bardziej jak dziecko które narysowało ludzika z kresek, a ktoś mówił, że świetnie się spisało. Przez chwilę brała elfa na wyczucie, nie dała z siebie wszystkiego a i bez szabli nie była w pełni sobą, ten zaś protekcjonalnie uznał, że jest niezła, jakby mówił, że już może dać sobie spokój. Może pewność siebie Salazara początkowo nie irytowała tygrysołaczki, ale aktualnie skutecznie motywowała ją do walki.
Pierwsze uderzenie było proste, dawało jej kilka możliwości bloku i zbicia. Wybrała najbardziej ryzykowny i jednocześnie najmniej narażający na następne ataki elfa. Złapała pięść w dłoń, na rękę przyjmując impet uderzenia, zaraz potem przyszedł cios na bok. Zrobiła półkroku w tył lekko skręcając tułów, przyciągając do niego zgiętą w łokciu i cofniętą rękę. W momencie gdy pięść trafiała w żebra, uderzyła przedramieniem w dół trafiając w atakującą rękę złodzieja. Zbiciem zmniejszyła nieco siłę z jaką Slazar trafił celu. Poczuła promieniujący z boku ból, ale przynajmniej żadne z żeber nie pękło, była więc wciąż w pełni zdolna do walki.
Z całkowitym zaangażowaniem odpowiedziała dopiero na kopnięcia, uniosła nogę jak do wysokiego wykroku rozkładając siłę kopnięć na mniej wrażliwą część uda i łydkę, jednocześnie szybko prostując kończynę, podkładając ją pod tył kolana złodzieja. Nie liczyła go podciąć, ale chociaż odrobinę zaburzyć jego równowagę i wybić go z rytmu. Nie spowalniając ruchu, by nie przebywać zbyt długo w niestabilnej pozycji, postawiła stopę na ziemi, tam gdzie teoretycznie elf powinien stawiać swoją i nie czekając kontynuowała skracanie dystansu.
Zamiast zwykłego wykroku obróciła się bokiem w stronę przeciwnika, jakby przymierzając się do szerokiego kopnięcia z pół obrotu. Jednak okazało się ono jedynie przedłużonym wykrokiem, którym chciała maksymalnie zbliżyć się do przeciwnika. Zamiast niego, gdy tylko dziewczyna skończyła nietypowy obrót, zaatakowała wściekłą kombinacją uderzeń łokciami i pięściami. Założyła, że uszaty będzie umykał przed walką w kontakcie i tak starała się rozegrać swoją ofensywę.
Zaraz potem, nastąpił kolejny krok, będący jakby wstępem do rozbiegu. W ten sposób dziewczyna rozpoczęła i wykonała wysoki skok w bok lądując na pniu drzewa, którego użyła jak trampoliny by błyskawicznie znaleźć się za Salazarem.
Dopiero wtedy kopnęła z pół obrotu dla odpowiedniej siły i prędkości uderzenia, gdzieś na wysokość elfich barków, a kończąc ruch wyprowadziła kilka prostych uderzeń pięściami na tułów. Manewr miał jednak znacznie ważniejszy cel niż tylko atak na plecy. Slazar musiał się obrócić, a przez to znalazł się frontem do ogniska, rażącego zaadaptowane do mroku oczy.
Liczyła, że w ten sposób zyska chwilową przewagę. Przypadła nisko do ziemi, starając się podciąć mrocznego, a przynajmniej zmusić go do podskoku a prostując się wyprowadziła brutalne uderzenie od dołu, wymierzone w szczękę elfa. Rękawice zostały z koniem, więc zamiast nich, do pomocy użyła rękojeści szabli, którą wysunęła zza trzymającego ją paska, jednocześnie nie wyciągając ostrza z pochwy.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Kolejne wzruszenie ramionami, tak bardzo lekceważące, jeśli brać pod uwagę to, o co został zapytany.
         – Gdybym chciał go zabić, ot tak, zrobiłbym to za pierwszym razem. Jeśli trafiłbym na niego drugi raz, zaatakowanie go byłoby nauczką dla niego, a wbicie mu ostrza w pierś, byłoby nauczką dla innych – odparł, jak najbardziej poważnie. Ton jego głosu ani trochę nie sugerował, że w tym, co powiedział, ukrywa się jakiś żart. Nawet w jego spojrzeniu dało się dostrzec wyłącznie powagę i oczywiście spokój połączony z panowaniem nad sobą. Wyglądało na to, że naprawdę byłby zdolny to zrobić… On o tym wiedział, ale Sherani nie. Cóż, teraz uświadomił ją, do czego mógłby się posunąć. Później rozpoczęła się walka i nie mogli poświęcić czasu na rozmowę, w końcu żadne z nich nie chciało przegrać.

Aktualnie, walka, w większej części, szła po jego myśli. Wyprowadzone przez Salazara ciosy, przeważnie, trafiały w miejsca, w które zostały przez niego wycelowane i z reguły nie były blokowane przez łowczynie głów, gdyż były zadane za szybko. Dlatego też udało mu się wyrwać rękę z uścisku Sherani i odskoczyć w tył. Nie zaatakował od razu. Nie odpoczywał, bo jeszcze się nie zmęczył. Po prostu spodziewał się, że tygrysołaczka ruszy w jego stronę jako pierwsza.
         – Tylko zdziwiłem się nieco tym, że nie sięgnęłaś po broń. Mogłabyś łatwiej wygrać to starcie – odpowiedział po chwili. On sam nie dobył sztyletów wyłącznie dlatego, że dziewczyna nie sięgnęła po swoją broń. Jej oczywiście pewnie wydawało się, iż pas z nożami i ta para na plecach były jedynymi ostrzami, które miał przy sobie mroczny elf. Była to pomyłka, bo gdyby ona złapała za rękojeść miecza i wyciągnęła go z pochwy, tym samym włączając broń do walki, w jego dłoniach od razu pojawiłyby się dwa noże. Jednak nie wyglądało na to, żeby tak się stało, więc cały czas walczyli wręcz.

Już wcześniej zauważył, że dziewczyna nie lubi stosować uników, a zamiast tego układa swe ciało tak, żeby przyjąć ciosy w sposób, w który będzie mniej szkodliwy, niż miał być na początku. Co prawda, zablokowała pierwszą pięść, jednak druga dotarła do celu, chociaż i tak trafiła nie tam, gdzie pokierował ją Salazar.
Chyba zaczynała rozumieć sposób, w jaki z nią walczy, a to oznaczało, że długouchy powinien zmienić taktykę. Przez krótką chwilę stracił rytm i równowagę, ale nie wywrócił się i znowu odskoczył w tył, zwiększając nieco zasięg między nimi. Teraz powinien być dobry moment na zmianę stylu ataku, może zacznie robić to bardziej agresywnie lub skupi się na wykorzystywaniu swej szybkości. Tym razem to ona zaatakowała pierwsza. Elf udowodnił, że potrafi też blokować uderzenia. Pierwszą część serii ciosów, które padły w jego stronę, zablokował je przedramionami i nawet nie skrzywił się z bólu. Później zaczął wykonywać uniki, nie wiedząc, że tym samym wpadł w „pułapkę”.
Cały czas ją obserwował, podążając wzrokiem za przeciwniczką. Bez problemu uchylił się przed kopnięciem w barki, co zrobił przez, niemalże, kucnięcie. Przez to przyjął uderzenia pięściami na klatkę piersiową, a nie niżej. Nie mógł powiedzieć, że nie bolało, jednak nie czuł, żeby miał coś złamanego. Odruchowo, ponownie odskoczył w tył, znowu zwiększając przestrzeń między nimi. To i tak nie spowodowało, że spoglądał w innym kierunku, dlatego też, gdy Sherani, schyliła się, on spojrzał prosto w ognisko, którego blask oślepił go na chwilę.
Salazar zatoczył się w tył i tylko to ochroniło go przed ciosami wymierzonymi w jego ciało. Zamrugał i pozbierał się najszybciej, jak mógł. Nie chciał, żeby dziewczyna wykorzystała jego sytuację i zaatakowała go, gdy nie mógł jej obserwować.
Ruszył na nią od razu, ponownie uderzył pięścią prosto w splot słoneczny. Błyskawicznie jak wcześniej. Drugą pięść skierował niżej, prosto w brzuch. Nie wycofał się, co robił wcześniej. Cofnął dłoń, wyprostował ją i uniósł wyżej, celując nią, pod kątem, prosto w szyję Sherani. Drugą, także otwartą, wyrzucił przed siebie, chcąc trafić w środek jej klatki piersiowej.

Nagle odskoczył w tył, chociaż wydawało się, że chciał zaatakować raz jeszcze. Dziewczynie, gdyby teraz na niego spoglądała, mogłoby wydawać się, iż nawet zastrzygł lekko uszami.
         – Ktoś się zbliża. Z lewej. Na pewno więcej niż jedna osoba – powiedział nagle. Nie wyglądał, jakby próbował ją oszukać.
         – Czyżbyś nie była sama w tym lesie? - zapytał, z czającą się złością w głosie, cały czas ją obserwując. Musiał to robić, bo nie był pewien, czy łowczyni nie wykorzysta tej chwili na to, żeby przepuścić na niego szarżę.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

Tak jak przypuszczała Salazar nie przystał na propozycję współpracy, a do tego nie omieszkał zaznaczyć, że gdyby tylko chciał, to dawno zabił by kapitana. Męskie ego straszna rzecz. Jakby to miało jakieś znaczenie. Jakby musiał udowodnić jak świetnym był, mimo tego, że dał się złapać. Nie kontynuowała dyskusji. Sprawy z gadki przybrały znacznie ciekawszy obrót.
Może pojedynek nie przebiegał idealnie jakby chciała, ale na nudę na pewno nie mogła narzekać.

- Broni używam, jak chcę zabić - odparła wcale nie skromniej niż zrobił by to Salazar - Ciebie muszę wziąć żywcem. Jeśli nie jest wyszczególnione inaczej, to za martwych nie tylko nie płacą, ale potrafią też nałożyć karę. Jeden dostał kilka lat odsiadki. Za przestępcę, wyobrażasz to sobie ?! Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie - wyjaśniła jakby opowiadała jedną z bardziej bulwersujących prawd tego świata.
- Nie mam zamiaru siedzieć w pierdlu tylko dlatego, że zdejmę ten twój śliczny łepek, a kapitan takim głębokim uczuciem zapałał, że mi tego nie daruje - wyszczerzyła się zaczepnie, ale nie był to uśmiech.
Rani domyślała się, że złodziej krył kolejne ostrza. Nie przeszukała go dokładnie, będąc całkiem świadoma ryzyka, a nie z naiwnego poczucia, że Salazar trzyma cały arsenał na widoku.
Całe szczęście dziewczyna nie potrafiła czytać w myślach. Po podejrzeniu o taką niekompetencję, mało co było by wstanie ugłaskać tygrysicę.

Pojedynek bardziej przypominał agresywny sparing niż walkę na serio. Chociaż niektóre uderzenia obu stron trafiały celu, to większość z nich była blokowana.
Mimo zajadłego ataku, nie była w stanie przejść przez pierwszą osłonę mrocznego, trafiając w przedramiona i nie zadając żadnych obrażeń. Do tego długouchy, balans miał lepszy od niejednego tancerza i chociaż celne, to próby wytrącenia go z równowagi nie przyniosły dziewczynie wymiernych korzyści w walce.
Wymieniali uderzenia jak w zaplanowanym wcześniej układzie i trafiła dopiero w klatkę piersiową. Niestety też nie przyniosło to większego skutku. Ciężko było znaleźć miejsce lepiej umięśnione i chronione u wojownika. Bardziej żenujący efekt, dałby chyba tylko klaps. Co najwyżej skutek emocjonalny byłby inny. Z drugiej jednak strony, skoro konwencjonalne sposoby wytrącenia go z równowagi nie działały, może wywołane w ten sposób zaskoczenie lub złość, okazało by się dobrym sposobem. Może powinna spróbować przy następnej okazji.
Najgroźniejszego uderzenie Salazar uniknął dość dramatycznie, ale wcale nie mniej skutecznie.
- Szybki suczystyn - warknęła przez zęby, gdy uzbrojona ręka ze świstem przecięła powietrze, tam gdzie jeszcze chwilę temu była twarz przeciwnika. Chybiony atak okazał się dość tragiczny w skutkach i przyniósł zmiennokształtnej straty nie do odrobienia. Dodatkowo do jej uszu i nosa dotarły niepokojące informacje, o tym, że mają towarzystwo.
Odsłoniła się na atak. Postawiła wszystko na jedną kartę i na moment się rozproszyła. Teraz na ustawienie gardy potrzebowała czasu. Cennych ułamków sekund, ale było to to, czego zdecydowanie nie miała. Elf był szybszy i taki kardynalny błąd będzie ją drogo kosztował tego była pewna już w tym momencie, gdy nie napotkała oporu ciemnoskórego ciała.
Mroczny oczywiście nie czekał, nie miał na co. Zaatakował błyskawicznie. Starała się ratować sytuację, tak jak była wstanie. Wolną ręką wyprowadziła kontrę, trafiając pięścią w pięść elfa. Goła dłoń kontra okuta rękawica nie była najlepszym pomysłem w życiu Rani, ale trzeba przyznać, że miewała też gorsze koncepty. Zaklęła by, ale drugie uderzenie, które w tym samym momencie trafiło gdzieś w okolice żołądka, skutecznie zabrało jej dech. Było to lepsze rozwiązanie niż cios w splot słoneczny, który miałby znacznie bardziej piorunujące skutki, z utratą przytomności włącznie, gdyby miała dość pecha. Nie mniej, lepiej było by nie obrywać w tak newralgiczne punkty.
Zgięła się w pół, na pięści przeciwnika. Jeszcze nie zdążyła zaczerpnąć tchu, a ten znów uderzył obiema rękoma. Dodatkowo spowolniona bólem, zasłoniła jedynie szyję. Dłonie Salazara uderzyły w rękę trzymającą skrytą w pochwie szablę, którą się osłoniła i niebronioną klatkę piersiową dziewczyny. Impet posyłał ją kilka kroków w tył.
Wyhamowała podpierając się krwawiącą pięścią i kolanem, krztusząc się przy tym boleśnie. Uniosła głowę, patrząc na mrocznego spode łba i czekając kolejnego druzgoczącego ataku, ale ku jej zdziwieniu złodziej wycofał się szybkim skokiem w tył.
Wykorzystała ten czas, żeby pozbierać się do kupy. Ostrożnie poruszyła palcami lewej ręki. Bolała jak sto diabłów i podobnie krwawiła, ale goiła się z gorszych obrażeń. Strzepnęła dłonią kilka razy, tak jak oczyszcza się z krwi miecz, rozchlapując po trawie szkarłatne krople. Na koniec zlizała resztę posoki z poszarpanej skóry i już szykowała się do kontynuacji walki, gdy w półkroku zatrzymały ją słowa złodzieja.

Popatrzyła na elfa z politowaniem. Tłumaczenie jej, że ktoś idzie było zupełnie zbędne. To tak jakby dziecko odkrywczo powiedziało rodzicowi, że niebo jest błękitne. Tygrysica słyszała ich znacznie wcześniej. Nie miała za specjalnie czasu na rozglądanie się po lesie, więc nie reagowała na coś co jeszcze nie było zagrożeniem, gdy przed sobą miała znacznie pilniejszy problem. Nie odpuściła sobie jednak złośliwości.
- Geniusz … - odpowiedziała sarkastycznie, unosząc kącik ust w pogardliwym uśmieszku - Na mój gust dwunastu, przy tak dużej i hałaśliwej grupie plus minus jeden czy dwóch.
Szybko jednak uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny, której mina po raz pierwszy tego wieczoru wyrażała czystą chęć mordu. Nie podniosła co prawda głosu, by zbyt wcześnie nie informować obcych o ich położeniu, chociaż palące się ognisko i ślady ciągnięcia prawie zwłok, były wystarczająco dobitnym tropem i ciężko by o wyraźniejszy.
- Nie obrażaj mnie - wywarczała - Poluję sama, a jeśli miałabym mieć kompanów, to na pewno nie taką bandę tępych warchołów.
Odgłosy kroków nasilały się, wyraźnie dając do zrozumienia, że dzisiejszej nocy będzie miała okazję do jeszcze jednej walki.
Postanowiła raz jeszcze dzisiejszego dnia zaryzykować. Lewą ręką zdjęła z bioder zabrane noże, podczas gdy prawą wyciągała szablę z nieprzyjemnym brzękiem uwalnianych, żelaznych pierścieni. Ruch był szybki i tylko uważne oko dostrzegło by, że dziewczyna wplotła weń muśnięcie klingi kciukiem, zostawiając na ostrzu niewielką kroplę krwi.
- Dokończymy kiedy indziej - rzuciła noże w kierunku elfa, już nawet nie patrząc w jego stronę - Spadaj i nie plącz mi się pod nogami.
Nie miała pewności, czy nie zostanie w tym momencie zaatakowana. Jednak walka z taką ilością przeciwników sama w sobie była niebezpieczna, jeśli zaś elf postanowił by się z nimi sprzymierzyć, na pewno śmiertelna. Nie miała więc wiele do stracenia, chyba że jednego, do tego najgroźniejszego przeciwnika.
Nie interesując się dalszymi poczynaniami złodzieja zaczęła powoli iść w kierunku ogniska, co jakiś czas obracając szablą. W duchu zaś liczyła, że ucieknie, odpuszczając sobie jej zabicie. Nie liczyła na jakiekolwiek dobre intencje Salazara, ale wiara była ostatnim co w tym momencie jej pozostało, więc cicho wierzyła, że chociaż to pójdzie po jej myśli, bez większych komplikacji.

Kilkoma szybkimi kopniakami rozrzuciła drwa i zadusiła mały obozowy płomyk, pogrążając las w ciemności. Teraz miała przewagę. W nocy wśród drzew powinna wyrżnąć tałatajstwo nim ci poorientują się kto dobrał się do ich tyłków. Dodatkowo co najmniej dwa odory, bo zapachem by tego nie nazwała, rozpoznawała z pierwszego dnia w mieście. Może wieczór okaże się naprawdę przyjemny, nawet jeśli straci ściganego z takim zapałem zbiega.
Na pytania, jakim cudem trafili na jej trop, czas przyjdzie później. Śladów pościgu nie było, zostawiła trochę tropów po upolowaniu elfa, ale znajdowali w samym środku lasu. Nie wierzyła w przypadek i ich szczęśliwy zbieg okoliczności, że akurat wylądowali na wytyczonej w ściółce, za pomocą włóczonego Salazara ścieżce i tak znaleźli się tutaj.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości