Szczyty Fellarionu[Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Spodziewał się, że Sherani pozostawi broń, którą wzięła wcześniej, zanim jeszcze on odnalazł ukryte pomieszczenie i ich oręż, jednak tak się nie stało i dziewczyna była uzbrojona teraz zarówno w swój miecz, jak i w broń drzewcową.
         – Sukienka ci nie pasuje – odparł po chwili. Już nawet nie chodziło mu o to, że połączenie takiego ubioru i niebezpiecznej broni samo w sobie nie jest często spotykanym połączeniem. Po prostu nie zawsze było tak, że kobiecie pasowała ta konkretna odzież. Właśnie tak było w przypadku tygrysicy, bo ona lepiej wyglądała w stroju sprzed zmiany formy, i nawet nie chodziło tu o to, że taki strój odsłaniał trochę więcej, niż to, co miała na sobie aktualnie. Dobrze, że nie powiedział tego na głos, bo pewnie musiałby jej to wszystko tłumaczyć tak, żeby dobrze się zrozumieli.
Zmiennokształtna mogła spodziewać się, że mroczny odskoczy w tył albo kucnie, aby uniknąć jej zamachu, jednak on wygiął się do tyłu, a ostrze i drzewce glewii świsnęły niecały palec nad jego klatką piersiową i twarzą. Butelkę z winem cały czas trzymał w dłoni, jednak nie przy ustach. Zresztą, po chwili już jej tam nie było, bo przeleciała tuż obok głowy Sherani. Dziewczyna mogła być pewna, że Salazar celował właśnie tam, bo gdyby celem jego rzutu była jej głowa, na pewno trafiłby prosto w nią, a nie obok. Gdy elf już się wyprostował, w jednej z jego dłoni widoczne było ostrze noża, a cała ręka przyjęła pozycję gotową do rzutu nim. Sam złodziej patrzył na łowczynię przymrużonymi oczami. Mimo tego, co wydawało mu się na samym początku, ona chyba nie chciała zainicjować walki. Rzutka z powrotem wylądowała w pochwie.
Na temat kiepskich żartów i przykładu, który podała, nie powiedział już nic. Właściwie, od kiedy pamięta, żadne dowcipy go nie śmieszyły, bez różnicy, jaką tematykę poruszały, jak długie były i tak dalej. Po prostu wyszedł z magazynu, skoro i tak nie mieli tu już nic do załatwienia. Teraz musieli odnaleźć komnaty maga i zabić go.

Nie szli długo, gdy natknęli się na pierwszy patrol. Byli oni uzbrojeni podobnie, jak „posiłki”, które przybył na pomoc grupie grającej w kości, gdy zostali oni zaatakowani przez duet złożony z mrocznego elfa i tygrysołaczki. Zaatakowali ich pierwsi, bo przecież mieli przewagę liczebną. Chociaż na początku byli zaskoczeni tym, że korytarzami podróżuje ktoś jeszcze, a nie wyłącznie strażnicy.
Mroczny przemknął obok tygrysicy, gdy ta szykowała się do kolejnego zamachu glewią, przy okazji wyrzucając przed siebie jeden z noży, który trafił prosto w głowę jednego ze strażników. Udało mu się to tylko raz, gdyż aktualnie walczyli w zwarciu, więc on też musiał walczyć właśnie w ten sposób. Jego cięcia i rany, które zadawał, były precyzyjne i śmiertelne, o ile chciał od razu zabić przeciwnika. W sytuacji, w której był teraz, chciał to zrobić, więc wyglądało to tak, że jeden lub dwa ciosy były równoznaczne z jednym trupem. Okazja do rzucania nożami trafiła się na samym końcu starcia, gdyż jeden ze strażników postanowił być tchórzem i spróbował ucieczki. Ostrze wbiło się w jego plecy i zabiło go niemalże od razu. Moment ten zakończył też walkę.
         – Mimo, że te potyczki są łatwe, na pewno nie są zabawą – odparł, całkiem poważnie. On nigdy nie traktował zabijania w ten sposób, zresztą zdarzało się, że nie zawsze się do tego uciekał. Co prawda, zabijał bez zawahania i skrzywienia się, jednak nie zdarzało mu się bawić z ofiarą, specjalnie raniąc ją tak, żeby cierpiała i odczuwała niemały ból, ale przy tym cały czas została żywa, co dało się osiągnąć przez zadawanie ran w odpowiednich miejscach i mających określoną głębokość. W czasie różnorakich napadów zabijał tylko wtedy, gdy ktoś go zauważył… a przynajmniej starał się ograniczać tylko do takich sytuacji, osiągając przy tym różnoraki skutek, bo czasem nie udawało mu się powstrzymywać. O tym też nie miał zamiaru rozmawiać, więc już bez słowa pozbierał noże, którymi rzucał, wycierając je przy tym o materiał ubrań swoich ofiar i ruszył dalej. Tak naprawdę, chciał już znaleźć miejsce, w którym natknął się na tego maga, zabić go i opuścić ten budynek.

Co dziwne, nie natknęli się już na żadne patrole, jednak to nie oznaczało, że pozbyli się wszystkich strażników. Po prostu mieli trochę szczęścia. No… może istniała możliwość, że ci wszyscy, których zabili, mieli za zadanie pilnować części budynku, w której aktualnie znajdowali się on i Sherani.
W końcu dotarli do podwójnych drzwi, które zobaczyli za zakrętem. Pilnowane były one przez dwóch strażników, którymi od razu zajął się Salazar, posyłając w ich stronę dwie Rzutki. Te drzwi były inne od tych, które mijali wcześniej, bo nie dość, że były od nich większe, to także lepiej zrobione i ozdobione sceną, na której smok walczył z grupą rycerzy. Uwieczniony na nich moment przedstawiał bestię w powietrzu, która ziała ogniem. Natomiast wojownicy osłaniali się przed nim tarczami. Ciężko było stwierdzić, kto wygrywa, a kto przegrywa. Mroczny zabrał swoje noże z ciał przeciwników i dopiero po tym popchnął drzwi do przodu. W środku natknęli się na grupę jeszcze lepiej uzbrojoną niż wcześniejsi strażnicy i od razu dało się zauważyć, że ósemka mężczyzn, bo właśnie z tylu składała się grupa, czeka właśnie na nich. No tak, przecież mag mógł obserwować ich, gdy poruszali się po labiryncie, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby dalej ich śledził, gdy już z niego wyszli.
Strażnicy wyraźnie byli kimś, kogo można było nazwać elitą wśród wojowników, którym mag płacił za ochronę. Ci, gdy tylko zobaczyli zabójczy duet, od razu ustawili się tak, że czterech skupiało się na Salazarze, a pozostała czwórka na Sherani. Jedna grupka, która liczyła czterech, miała to samo uzbrojenie – dwóch miało miecze i tarcze, jeden miał halabardę, a ostatni wyposażony był w miecz i sztylet.
         – Tym razem nie będzie tak łatwo – powiedział do siebie, jednak tygrysołaczka też mogła to usłyszeć. Chwilę później odskoczył w tył, wyrzucając z dłoni dwa noże – pierwszy został zablokowany niewielką tarczą, czego spodziewał się mroczny elf, drugi natomiast trafił w prosto w kolano mężczyzny, a ten od razu upadł na podłogę. Złodziej wyciągnął kolejne ostrze i rzucił nim w leżącego przeciwnika. Ten próbował osłonić się tarczą, jednak Rzutka leciała zbyt szybko i wbiła się prosto w czoło strażnika. Trwało to krótką chwilę, jednak wystarczyło, żeby drugi tarczownik, a także ten z mieczem i sztyletem, podeszli do niego i przygotowali się do wyprowadzenia ciosów. Gość z halabardą stał z tyłu, jednak trzymał swą broń w gotowości. W dłoniach Salazara spoczywały już kolejne noże, którymi elf miał zamiar walczyć tak, jak sztyletami. Pierwszy zaatakował ten bez tarczy, a mroczny dopiero teraz spostrzegł u niego szpiczaste uszy, które jednoznacznie wskazywały na to, iż jest on elfem. To oznaczało, że był szybszy i zwinniejszy od zwykłego człowieka, czyli walka z nim zajmie mu więcej czasu. Mistrz Złodziei nawet nie brał pod uwagę faktu, że długouchy wróg jest szybszy od niego, bo na pewno tak nie było. Mimo wszystko i tak zmusił się na uważniejsze przyglądanie się sytuacji, w końcu nie chciał, żeby zaszedł go od tyłu i wbił mu ostrze w plecy. Mroczny zablokował ostrze miecza skrzyżowanymi nożami i kopnął przeciwnika w nogę, później w bok i na sam koniec od razu przeszedł do ofensywy, nacierając na niego z jednym sztyletem gotowym do górnego ciosu i z drugim przygotowanym do wbicia ostrza prosto w brzuch. Pierwsze, to górne, zostało zablokowane, jednak drugie trafiło w cel i wbiło się w brzuch elfa, który chroniony był tylko przez lekką zbroję. Tarczownik natarł na złodzieja i uderzył go tarczą, odsyłając w bok i stając na drodze między nim a rannym towarzyszem. Salazar zauważył to, jednak trochę za późno i, nawet ze swoją szybkością, nie miał szans na uniknięcie tego, więc napiął mięśnie w miejscu, w którym uderzy tarcza i przyjął na nie uderzenie, które i tak go odrzuciło. Najpierw musiał zająć się mężczyzną z tarczą, a później resztą. Kątem oka zauważył też, że gość z halabardą odciągnął rannego elfa na bok i stanął przed nim, wyraźnie osłaniając go i zagradzając do niego drogę. Obaj mieli na sobie ciężkie zbroje, więc najszybciej będzie, jeśli mroczny za cel obierze sobie złączenia w pancerzach i ich słabe punkty. Wojownik z tarczą poruszał się wolniej od elfa, więc Salazar bez problemu uniknął jego cięcia, zarówno pierwszego, jak i drugiego. Sam natarł na niego krótko po tym, wykonując krótki rozbieg z zamiarem zaatakowania go. Przeciwnik uniósł tarczę do osłonięcia się, a Salazar wykorzystał ją, żeby wybić się z niej i przeskoczyć nad nim, a także wylądować za jego plecami. Od razu rzucił nożem nieco poniżej szyi, oddzielając rdzeń kręgowy od mózgu i zabijając go od razu. Wykorzystał chwilę zaskoczenia u halabardnika, żeby szybko pozbierać użyte już Rzutki i pochować je – dwie ostatnie, które i tak były już pokryte krwią, zostawił w swoich dłoniach. Obdarzył halabardnika złowrogim spojrzeniem i ruszył w jego stronę – chciał już mieć z głowy tę potyczkę i zająć się magiem. Przeciwnik chciał nadziać go na swoją broń, jednak elf zrobił krok w bok i podniósł rękę, a halabarda przeszła pod nią. Salazar zablokował ją między ramieniem i ciałem, a później uderzył kolanem, łamiąc ją w pół. Natarł na przeciwnika, który próbował obronić się kijem. Mroczny kopnął go w dłoń, wytrącając mu z niej „broń” i, tym razem, wbił ostrze Rzutki prosto w gardło, aby po chwili wyszarpać je stamtąd. Odrzucił ciało na bok i zaczął iść w stronę elfa, który powoli czołgał się w tył. On był ranny, czego nie można było powiedzieć o złodzieju, więc ten dogonił go i dobił.


Dopiero teraz, gdy wszyscy jego przeciwnicy nie żyli, spojrzał w stronę Sherani. Wyglądało na to, że dziewczyna także poradziła sobie z grupą, która zdecydowała się z nią walczyć.
         – To teraz zajmijmy się magiem – odparł i uśmiechnął się lekko, wykorzystując do tego wyłącznie usta. Elf dopiero teraz zauważył, że znajdowali się w niedużej sali, która kończyła się kolejnymi drzwiami o wyglądzie podobnym do tych, którymi tu weszli. Gdy oboje podeszli pod drzwi, zobaczyli na nich kontynuację „opowieści” z poprzednich drzwi – smok z włócznią wbitą w brzuch triumfował nad ciałami rycerzy.
         – Za nimi musimy natknąć się na tego maga – powiedział, może nawet z nutą determinacji w głosie. Po chwili pchnął drzwi, a wejście do następnej sali stanęło otworem.
Pomieszczenie to było o wiele większe niż to, z którego przyszli. Na początku nie zauważyli tego, kogo szukali, jednak siedział on na jednym końcu sali, a przed nim stało lustro, w którym mógł oglądać ich poczynania.
         – Widzę, że dotarliście, aż tutaj. Wcześniej nikomu się to nie udało – powiedział po tym, jak przestał się śmiać. Cóż, niedługo nie będzie mu do śmiechu, gdy w trakcie walki z nimi zorientuje się, że przegrywa.
Salazar od razu rzucił w niego obiema Rzutkami, które miał w dłoniach. Obie odbiły się od magicznej tarczy. To samo stało się z następną parą, chociaż ostatnia z nich wywołała niewielki wybuch, który oznaczał, iż tarcza już dłużej nie chroni maga. Ten zdenerwował się i machnął ręką w bok, posyłając Salazara na półkę z książkami, która złapała się i zasypała elfa tym, co na niej stało.
         – Wygląda na to, że zostaliśmy sami – mag odezwał się do Sherani i rzucił w nią kulą ognia, która po chwili, będąc w powietrzu, rozdzieliła się na kilka mniejszych. Cała szóstka, bo właśnie tyle ich było, cały czas leciała w stronę tygrysicy.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Nie nowiną było, że elf inaczej patrzył na świat. Również zaskoczeniem nie było, iż nie podzielał on humoru łowczyni. Na dobrą sprawę mało kto śmiał się z tych samych rzeczy co Sherani. W efekcie więc, musiała ratować butelkę alkoholu przed rozbiciem, która ostrzegawczo poszybowała koło jej głowy. Wino może było marne, ale i tak szkoda było rozgrzewającego napoju. Że elfisko nie znało się na żartach, w pewnym sensie rozumiała, ale, że sądził iż zaatakowałaby w tak nieskuteczny sposób, tego już pojąć nie mogła. Powinien już zauważyć, że gdyby chciała go zdjąć zaskoczeniem miała milion lepszych okazji lub wyczekałaby takowej, a i regularny pojedynek prowokowałaby inaczej.
Na reakcję Salazara odpowiedziała jedynie swoim zwykłym prychnięciem. Dźwięk lepszy niż tysiąc słów. Mógł oznaczać pogardę, złość czy rozbawienie. Za jego pomocą można było wyrazić wszystko, nie uciekając się do wymyślnej i żmudnej werbalizacji. Tak samo zareagowała na poważny komentarz złodzieja, mianowicie prychnęła.
Jeżeli polowanie nie było zabawą, to co nią było. Oczywiście, że ściganie przestępców było przednią rozrywką. Stanowiło wyzwanie, kolejną próbę, a te zawsze były zabawne. Żadna frajda ze sparingów, to stawka decydowała o wartości wyzwania, a czy stawka mogła być wyższa niż własne życie. To właśnie ten dreszczyk emocji, brak miejsca na błędy, gdyż każdy mógł zakończyć się śmiertelnie. Ta niepewność, czy tym razem okaże się wygranym. Wtedy właśnie czuła, że żyje. Reszta przypominała wegetację.
Między kolejnymi zadaniami odpoczywała tylko tyle, by zregenerować rany do stopnia umożliwiającego walkę. Zaraz potem ruszała w trasę, nie mogąc znaleźć sobie miejsca podczas odpoczynku.
W pewnym sensie cały pobyt w labiryncie był niezłą analogią życia jakie Rani prowadziła. Na dobrą sprawę, gdyby nie fakt, że tu rządził mag, gdyby zaproponowano jej dobrowolny udział, mogłaby się zgodzić na taki eksperyment. Oczywiście za odpowiednią opłatą jako wygraną, będącą wisienką na torcie wywalczenia swojego życia.

        Widząc nowych oponentów i słysząc słowa złodzieja, że "Teraz będzie trudniej", wzruszyła ramionami. Będzie normalnie. Walka z poprzednimi strażnikami przypominała zarzynanie bezbronnych owiec. Przewaga liczebna żołnierzy oczywiście działała na ich korzyść, ale nie przejęła się tym jakoś szczególnie. Czwórka byłą rozsądną liczbą.
Dopiła wino jednym haustem i rzuciła się w kierunku przegrupowującego się tercetu. Wpadła między nich, siekąc glewią najpierw wysoko, zaraz potem po nogach, obracając się razem z bronią, oboma atakami zmuszając przeciwników do uników. Strażnicy powoli okrążyli dziewczynę. Jako pierwsi, krąg zaczęli zacieśniać ci chronieni tarczami. Glewia załomotała o tarcze, trzymając mężczyzn na dystans. Do kompletu wkroczył halabardnik i gość ze sztyletem, kompletując czwórkę. Tarczownicy blokowali ataki dziewczyny, jednocześnie atakując mieczami. Halabardnik nacierał po swojemu. Szermierz ze sztyletem próbował skrócić dystans. W tym czasie Sherani intensywnie pilnowała, by żadne z nich nie przebiło się przez obronę glewii. Po chwili wpadli w pewien rytm, a walka jawiła się patowo. Gdy wydawałoby się, że tygrysica utknęła w sytuacji bez wyjścia, ta zaatakowała. Rani wyczekała chwilowej luki w atakach, chwyciła drzewce glewii poziomo i w ten sposób natarła na jednego z dzierżących tarczę, rozbijając otaczający ją krąg. Przyblokowała miecz i przeszła do właściwego choć niezbyt ładnego ataku. Kopnęła pod tarczą, trafiając w kolano żołnierza, wybijając go z równowagi. Mężczyzna zgiął się nad tarczą i na tym zakończył swoją walkę. Wyciągnięte w międzyczasie Pierścienie zdjęły jego głowę, przemykając tuż pod brodą. Wszystko to zajęło sekundy nim pozostała trójka dołączyła do dziewczyny i towarzysza.
Nogą poderwała upuszczoną na ziemię glewię i rzuciła się na strażników. Kilka kroków przed agresorami, oparła ostrze o ziemię używając go jak skoczek tyczki. Zamiast jednak skakać, kopnęła obiema nogami w tarczę, posyłając wojownika na ziemię. Lądując przykucnęła i zaatakowała cięciem znad głowy, które rozłupało czaszkę leżącego. Zaraz potem cięła bronią nisko po kolanach atakujących ją dwóch niedobitków. Halabardnik zablokował ostrze swoją bronią. Niestety zrobił to dopiero po tym jak dążący do zwarcia szermierz nie zdążył umknąć przez glewią. Mężczyzna upadł z jękiem, ale Rani skupiona na walce, nie słyszała krzyków. Podczas gdy on się wykrwawiał, łowczyni i halabardnik kończyli pojedynek jeden na jednego. Wymiana ciosów chwilę trwała. Walka zakończyła się, gdy zaklinowali nawzajem swoją broń. Rani nie siłowała się ze strażnikiem. Wykorzystała możliwy element zaskoczenia, dobyła szabli i przeszła do zwarcia, zanim żołnierz zdążył zasłonić się halabardą. Kolejna głowa poleciała na ziemię i zapadła błoga cisza, bez szczęku oręża i krwi huczącej w uszach. Spokój i kolejna wygrana.
Zerknęła na Salazara, który również uporał się ze swoimi oponentami. Skinęła mu głową, jednocześnie znów używając sukienki jako ścierki do broni. Tak, najwyższa pora była uporać się z głównym mącicielem.

        Przeszli przez ostatnie wrota, gdzie zastali stanowczo zbyt mało zestresowanego maga. Podczas gdy Salazar rzucał swoimi Rzutkami, Rani poczęła okrążać czarownika, by uwięzić go w atakach z dwóch stron. Nie zdążyła dokończyć manewru. Elf poszybował przez pomieszczenie, lądując w biblioteczce. Spojrzenie maga odnalazło oczy tygrysicy, podczas gdy ten przemówił i skupił pełnię swojej uwagi na zmiennokształtnej. Porzuciła glewię i uśmiechnęła się złowrogo, słysząc pobłażliwy głos magicznego. Gnojek był przekonany, że tu ich droga się skończyła. Miała zamiar zmienić jego opinię.
Mag okazał się być kreatywny. Zamiast atakować w ten sam sposób, posłał na dziewczynę ogniste kule. Postawiła wszystko na jedną kartę. Zwinnie uniknęła czterech płomiennych pocisków, dwa pozostałe chwyciła na dłonie i odbiła w kierunku zaskoczonego magicznego. Stworzyć kuli ognia nie umiała, ale właśnie się przekonała, że posłać gotową w lot, już tak. Korzystając z doskonałej okazji, gdy złoczyńca w zielonej szacie bronił się przed własnym ogniem, zaatakowała, znajdując się tuż przy oprawcy.
Rani nacierała zawzięcie, tnąc Pierścieniami. Mag odbijał ostrze za pomocą gestów dłoni. Nie zyskiwała nic, poza ufiksowaniem czarownika na obronie. Ciągłymi i nieustępliwymi atakami nie dawała mu czasu na bardziej złożone zaklęcie, trzymając jego ręce wciąż zajęte.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Co prawda, Salazar został rzucony na półkę z książkami ze znaczącą i magiczną siłą, jednak nie utracił przytomności. Głową uderzył w miękką okładkę książki, jednak plecy zderzyły się z drewnianą częścią regału. Mrocznemu, na chwilę, zabrakło tchu, jednak cały czas był przytomny. Bolały go plecy, ale od razu zaczął wygrzebywać się spod książek, przez które został przysypany. Słyszał odgłosy walki, jednak nie mógł jej zlokalizować, wykorzystując wyłącznie zmysł słuchu, bo jego oczy zasłonięte były przez rozłożoną księgę. Pech chciał, że elf został rzucony na mebel, który przechowywał najwięcej ksiąg i pergaminów w tym pomieszczeniu, więc wygrzebanie się spod tego wszystkiego i przejście do pozycji stojącej, a także gotowość do dalszej walki, zajęła mu dłuższą chwilę.
         – O! Elf znowu dołącza do zabawy! - krzyknął mag, gdy tylko ujrzał stojącego Salazara, a także noże znajdujące się w jego dłoniach. W międzyczasie, cały czas odbijał ataki Sherani, jednak widocznie złościło go to, gdyż musiał skupić się na obronie i nie miał czasu na przejście w ofensywę. Długouchy warknął coś tylko, czego tygrysica nie usłyszała, a co naprawdę mogło być zwykłym warknięciem, które naprawdę przypomniało zwierzęce. Po chwili złodziej rozpłynął się w powietrzu i pojawił tuż za magiem.

Czarodziej wydawał się na tyle zajęty odpieraniem ataków tygrysołaczki, że nie zauważył, jak Salazar zniknął i pojawił się tuż za nim. Elf nie miał zamiaru się obijać i od razu ciął krzyżowo przeciwnika po plecach – rana zadana za pomocą dwóch ostrzy, stworzył na ubraniu i ciele maga „X”, który szybko stał się czerwony, pod kolor krwi wyciekającej z ran. Jego zielona szata także przesiąkła posoką, chociaż on zdawał się tym nie przejmować. Nie wyglądało to tak, jakby jego rany zaczęły się goić, więc najpewniej takiemu zachowaniu była winna adrenalina w ciele tego mężczyzny. Nagle mag odskoczył w bok, unikając cięć wyprowadzanych przez tygrysicę, przez co Salazar także musiał odskoczyć, tylko że on zrobił do tyłu, bo inaczej mógłby nadziać się na ostrze Sherani. Właśnie przez tę chwilę, która przerwała cały rytm walki, czarownik miał szansę na złożenie zaklęcia i wykorzystał ją, posyłając w stronę zabójczego duetu falę energii, która odrzuciła ich w tył. Tym razem to zmiennokształtna wpadła na regał z książkami, jednak to mroczny elf ucierpiał mocniej, gdyż całą powierzchnią pleców uderzył w litą ścianę.
Plecy zabolały go raz jeszcze, jednak tym razem mocniej. Czuł to doskonale, jednak w takiej sytuacji musiał odłożyć ból na bok i zabić tego gościa, zanim on zabije jego. Na krótką chwilę spojrzał w stronę kolejnego zniszczonego regału, w którego szczątkach i księgach na nim stojących, leżała Sherani. Nie zauważył jej ruchu, więc może była chwilowo oszołomiona lub naprawdę straciła przytomność. Salazar odwrócił wzrok i zauważył, jak w jego kierunku lecą dwie kule ognia. Uniknął ich obu, chociaż musiał wykorzystać magiczne przenoszenie się, żeby ta druga go nie trafiła. Tym samym znowu znalazł się za plecami przeciwnika.
         – Zdenerwowałeś mnie. Nie powinieneś tego robić – mroczny elf powiedział to przez zaciśnięte zęby. W okamgnieniu jego ręka powędrowała w górę, a on spróbował wbić ostrze Rzutki w kark maga. Gdyby mu się to udało, zabiłby go na miejscu… No właśnie, gdyby taka akcja zakończyła się sukcesem. Tymczasem tak się nie stało, a broń Mistrza Złodziei zostawiła ranę na łopatce, i to dość głęboką ranę. Mężczyzna w zielonej szacie, chyba, to poczuł, bo zgiął się i krzyknął, a w odgłosie tym dało się wyczuć ból. Mroczny doskoczył do przeciwnika i ponowił próbę. Tym razem, na szczęście, udało mu się, a ciało maga padło na podłogę. Wstrząsnęły nim jeszcze, dwa lub trzy razy, pośmiertne drgawki i oficjalnie można było uznać, że osobnik w zielonej szacie umarł.

Salazar chciał się upewnić, że przeciwnik nie żyje, więc kucnął przy nim i, oprócz wytarcia noży w czystą część jego szaty i zostawienie tam krwawych śladów, sprawdził też jego tętno. Nie wyczuł go, a to oznaczało, że naprawdę zabił tego, który porwał go i umieścił w labiryncie, a później obserwował jego zmagania i cieszył się oglądaniem tego. Wstał i pozbierał Rzutki, które na początku starcia odbiły się od magicznej tarczy przeciwnika. Dopiero teraz spojrzał w stronę miejsca, w którym ostatnio widział Sherani. Podejrzewał, że dziewczyna podniosła się już do tego czasu i widziała, jak wykańczał ich przeciwnika.
         – Może przeszukamy jego komnaty? Na pewno w jednej z nich znajdziemy coś mocniejszego, niż zwykłe, czerwone wino – zaproponował. Właściwie, on i tak miał zamiar to zrobić, a także zwędzić kilka błyskotek, które później będzie mógł sprzedać. W końcu, jakby nie było, on cały czas był złodziejem, w dodatku takim, którego tytułowany Mistrzem, więc zawsze musiał wyczuwać okazję do wykorzystana swej profesji w odpowiedni sposób.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Sherani nacierała, mag się bronił. Świat tygrysicy skurczył się do zadawania cięć. Monotonii ataków nie urozmaicała nawet konieczność obrony. Czarownik może znał się na magii, ale chwilowo w walce radził sobie trochę gorzej. Skupiał się na obronie, nie mając okazji do zaatakowania zmiennokształtnej.
Gdy Salazar wrócił do gry wydawałoby się, że pojedynek zbliża się do końca. Jednak w najmniej oczekiwanym momencie mag wymsknął się z oblężenia. Rani wstrzymała ataki, elf uskoczył, a wszystko by nie skrzywdzić się nawzajem. Zaraz potem, korzystając z zamieszania mag posłał łowczynię i złodzieja w lot.

        Poszybowała przez całą szerokość pokoju, w międzyczasie żałując iż odrzuciła glewię. Teraz długa broń byłaby jak znalazł. Doskonale mogłaby posłużyć jako kotwica. Cóż teraz było zbyt późno by zmienić cokolwiek. Pozostało ratować sytuację tak jak się dało. Silniej zacisnęła rękojeść szabli w dłoni, by nie wypuścić jej podczas uderzenia. Drugą ręką, jeszcze w locie osłoniła głowę przed uderzeniem. Moment później z impetem wpadła w regał z książkami. Książki posypały się lawiną, wraz z hukiem i trzaskiem łamanej i przewracanej szafy. Uderzenie było silne ale nie dość by wykluczyć tygrysicę z pojedynku. Chociaż jednak upadek nie wystarczył by znokautować zmiennokształtną, nie znaczy to, że Rani od razu wróciła do walki. Pokonała ją szafa wraz z kobiecymi fatałaszkami. Podczas gdy Salazar zdążył się pozbierać, dziewczyna walczyła z kiecką zaplątaną w potrzaskaną szafę i łokciem uwięzionym między połamanymi deskami. Szarpała się dłuższą chwilę, co jakiś czas widząc urywki pojedynku podczas gdy mroczny walczył. Gdy wreszcie ostatecznie się uwolniła, było posprzątane.
        Wstała z pobojowiska i podeszła do zwłok. Salazar sprawdzał czy delikwent żył na swój sposób, mianowicie szukając tętna. Rani miała swoje sposoby. Kopnęła nieboszczyka kilka razy i nie widząc ani nie słysząc odzewu, uznała, że faktycznie jest martwy. Widząc zaś, że elfa zupełnie nie interesują zwłoki, postanowiła sama dopełnić formalności. Ze zgrzytem stali na kamiennej posadzce, pozbawiła truchło głowy. Pogwizdując wesoło chwyciła zdobycz za kudły i dołączyła do elfa, w międzyczasie czyszcząc ostrze.
- Nie mam nic przeciw - odparła dość optymistycznie - I tak musimy poszukać wyjścia, a jeśli przy okazji znajdzie się coś do picia, będzie miło.

        Skierowała się do pary niewielkich drzwi znajdujących się po przeciwnych stronach sali, zupełnie innych od wrót, którymi weszli do komnat maga. Po drodze Rani rozbiła lampę naftową wiszącą na jednej ze ścian. Szła niespiesznie, cienką strużką lejąc paliwo z uszkodzonej lampy. Pierwsze drzwi prowadziły do prywatnej części gabinetu nieboszczyka. Pośrodku stało biurko, otoczone ścianami książek. Zajrzała tylko do środka i nie widząc nic interesującego zawróciła, po drodze rozbijając kolejną lampę, którą tym razem znalazła w na blacie biurka.
Drugie drzwi okazały się wejściem dla służby. Prowadziły do wąskiego korytarza, w którym krył się szpaler nieregularnie rozmieszczonych kolejnych drzwi. Tu już sprawa zapowiadała się ciekawiej.
Najbliższe po lewej okazały się kryć pokój pełen skrzyń. Nawet nie zawracała sobie głowy sprawdzaniem kufrów. Zwyczajnie przeszła dalej. Później trafiła na pralnię, która chyba nie należała do zbyt często używanych. Zaglądała do różnych pomieszczeń, nie znajdując ani wyjścia, ani nic interesującego. No może poza lampami z naftą, które z pewna satysfakcją rozbijała po drodze, zostawiając w korytarzach łatwopalne cieki.
Dopiero po dłuższym zwiedzaniu trafiła na pomieszczenie warte uwagi. Niewielka piwniczka z beczkami pod jedną ścianą i bogato wyposażonym barkiem po drugiej. Raźnym krokiem podeszła do potencjalnej skarbnicy alkoholi. Nie zawiodła się. Z niekrytą radością zagłębiła się pomiędzy bogactwo butelek. Odkręciła pierwszą z nich, wąchając ostrożnie.
- No proszę, anyżówka. Oryginalna z dużą zawartością piołunu - mruknęła wyrzucając nieinteresująca ją butelkę na ścianę. Zawsze zastanawiało ją czy to po takich używkach ludziom wpadały równie idiotyczne pomysły jak labirynty i obrzydliwe kreatury będące hybrydami różnych stworzeń. Czy zwyczajnie świry i bez wspomagaczy miały nierówno pod kopułami, a upodobanie do takich napojów było jedynie częścią ich obłędu. Sama tygrysica lubiła alkohol, im mocniejszy, tym lepiej, ale nigdy nie miała słabości do urozmaiceń rzucających się na umysł i zmysły. Znalazła jeszcze kilka karafek z intensywnie zielonym trunkiem, które podzieliły los pierwszej flaszki.
Potem musiała się przedrzeć przez zbiory czerwonego wina. Szczędziła mu rozbijania o ścianę, ale zawartością butelek nie była zainteresowana. Wreszcie gdy prawie była przekonana o klęsce, wieńczącej pierwotne nadzieje, udało jej się znaleźć dwie butelki whisky z Andurii i jedną rumu z południowego wybrzeża. Nie byle jakie trunki. Szkoda tylko, że tak mało. Ukontentowana wyszła z alkoholowej spiżarni, popijając z gwinta jednej butelki, dwie następne trzymając za szyjki w ręce, podczas gdy głowa maga siedziała smętnie pod pachą dziewczyny, łypiąc martwymi oczyma w kierunku jej wędrówki.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Mag nie żył, to było pewne. Pozbyli się jednego problemu z tego świata. Co prawda, prawie na pewno pojawią się osoby o podobnych planach, co ten koleś, jednak ich życie nie będzie obchodzić Salazara, dopóki on sam ponownie nie zostanie porwany przez jednego z nich. Wtedy to będzie wyglądać podobnie, jak to, co działo się ostatnio. Elf nawet samotnie odnalazłby wyjście z miejsca, w którym byłby przetrzymywany, a przy okazji pozabijałby też strażników i innych przeciwników, kończąc na osobie, które go tam wpakowała.
         – Wątpię, żeby wyjście znajdowało się gdzieś w tych komnatach… Pewnie będziemy musieli ponownie wyjść na korytarz i właśnie tam poszukać wyjścia – odpowiedział. Chyba że się mylił i czarodziej miał gdzieś tu inne, może nawet tajne, wyjście. Takie… wyjście awaryjne, gdyby sytuacja była naprawdę zła, a on musiałby się ewakuować. Nie zaszkodzi sprawdzić komnat właśnie pod tym względem.
Mroczny skierował się w stronę drzwi, które znajdowały się naprzeciw tych, do których podeszła Sherani. On przeszuka tę część komnat maga, a ona przeciwną. Tak będzie szybciej. Poza tym, coś podpowiadało mu, że właśnie po tej stronie znajduje się sypialna maga i może też trafić na jego laboratorium, gdzie tworzył swoje stwory. Może nie tylko je tam tworzył, może znajdzie tam też jakieś tajemnicze substancje i tak dalej. Jeśli przeczucie go nie myli, niedługo będzie mógł się o tym przekonać na własne oczy.

Salazar trawił do niewielkiego korytarza, w którym mieściło się kilka przejść, oczywiście odgrodzonych od niego drzwiami, jednak te nie były zamknięte na klucz.
Postanowił sprawdzać je po kolei, skoro i tak nie musiał się spieszyć i obawiać, że coś nagle go zaatakuje. Za pierwszymi drzwiami trafił na coś w rodzaju magazynu, w którym czarownik musiał przechowywać wszystkie składniki. W jednej z jego ścian znajdowały się pojedyncze drzwi, które na pewno prowadziły do laboratorium, w końcu połączenie tych dwóch pomieszczeń było naprawdę dobrym pomysłem. Jeśli zabrakłoby jakiegoś składnika, wystarczyło udać się do magazynu znajdującego się za drzwiami. Elf podszedł do drzwi i otworzył je. Znalazł tam to, czego się spodziewał. Chociaż… myślał, że znajdzie tu jakieś rozwijające się mutanty w szklanych i dużych pojemnikach wypełnionych dziwną substancją i tak dalej, jednak niczego takiego tu nie było. Na jednym ze stołów znajdowała się aparatura do tworzenia mikstur – Salazar rozpoznał ją, bo widział takie rzeczy już wiele razy. Oprócz niej, na blacie stała buteleczka wypełniona cieczą w kolorze piasku. Obok niej leżała karta, najpewniej zapisana przez osobę, która teraz jest martwa i leży w „głównej” komnacie.
Na kartce tej był napisany następujący tekst:
”Nie chciałem jej stworzyć… Jest ona efektem ubocznym tworzenia jednej z mikstur rozrostu. Wystarczy kropla tej cieczy, żeby zmienić martwy przedmiot w piasek. Myślałem, że podobnie dzieje się z żywymi stworzeniami, jednak, dzięki pomocy jednego z moich strażników, dowiedział się, że zmienia ona kolor skóry na żółty u osoby, na którą spadnie kropla”
Mroczny elf przez chwilę zastanawiał się nad tym, do czego mógłby użyć czegoś takiego. Po chwili uśmiechnął się i wrzucił buteleczkę do torby, razem z jej opisem. Tak, wpadł na kilka pomysłów i w najbliższym czasie chciałby je sprawdzić… Może jeden z eksperymentów przeprowadzi nawet w tym budynku. Zwyczajnie chciał sprawdzić, czy wystarczy kropla tej mikstury, żeby stworzyć w ścianie otwór, przez który bez problemu by przeszedł, albo nawet zamienić całą ścianę w piasek. To drugie byłoby lepsze i ciekawsze. Tym samym, złodziejski fach Salazara stałby się dla niego jeszcze łatwiejszy.

Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu czegoś niezwykłego i czegoś, co mógłby zabrać, jednak niczego nie dostrzegł, więc wyszedł na korytarz i skierował się do następnych, a zarazem ostatnich drzwi, które tu były.
Jego oczom ukazała się sporych rozmiarów komnata z wielkim łożem stojącym przy jednej ze ścian. Poza tym, znajdowała się tu tak samo wielka szafa, stojak na ubrania, dwie komody, stół z czterema krzesłami, biurko, przy którym także stało krzesło, a także szafka nocna stojąca po jednej stronie łoża i niewielki stolik znajdujący się po drugiej. Były tu też kufry, w którym raczej nie było ubrań. Poczuł się dziwnie, bo zaczęło wydawać mu się, że Sherani też powinna mieć jakieś zyski z tego wszystkiego. Tak, zyski pieniężne. Postanowił wrócić w miejsce, w którym się rozdzielili i zaproponować jej coś.
         – Znalazłem jego pokój, tam pewnie są też kosztowności i pieniądze, więc… Chcesz iść ze mną i go okraść? Dzielimy się po połowie. W jakimś dziwnym odruchu pomyślałem, że też powinnaś mieć z tego jakiś zysk – powiedział do tygrysołaczki, gdy ją spotkał. Jego uwadze nie uszło to, że niesie ze sobą alkohol i to pewnie coś mocniejszego niż wino, którym prawie dostała od niego w głowę.
         – A to będziemy mogli wypić przy okazji – dodał, wskazując na butelki z trunkiem, który trzymała za szyjki. Po chwili odwrócił się plecami do niej i ruszył w stronę, z której przyszedł. Tym samym dał jej jasno do zrozumienia, że jeśli nie chce, niech nie dołącza – on i tak planuje okraść te komnaty, a później sprzedać to, co znalazł. A ona? Ona może poczekać na niego albo poszukać wyjścia na własną rękę. Chyba że zdecyduje się dołączyć do elfa i razem z nim przeszukać komnatę czarownika.

Gdy tylko znalazł się z powrotem w pomieszczeniu, z którego wyszedł, od razu zaczął poszukiwania. Najpierw miał zamiar sprawdzić oczywiste miejsca, czyli komody, szafki nocne, dużą szafę i tak dalej. W szafie znalazł jedynie ubrania, nawet w ich kieszeniach nic nie było. Szafka nocna była pusta. Pierwsza i druga komoda także zapełnione były ubraniami, jednak w jednej z nich mroczny znalazł ładny naszyjnik i trzy złote pierścienie – dwa z szafirem, a jeden ze szmaragdem. Przyszedł czas, żeby przejrzeć kufry, w których mogą kryć się ciekawsze rzeczy.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Zdążyła wyjść na korytarz i od razu wpadła na Salazara. Mroczny wyraźnie jej szukał. Liczyła, że znalazł coś obiecującego, jednak rewelacje złodzieja znacznie odbiegały od oczekiwań Rani. Łowczyni prawie zachłysnęła się alkoholem, a zaraz potem parsknęła śmiechem.
- Właśnie zaproponowałeś rabunek łowcy nagród - pokręciła głową tłumiąc śmiech - W najbliższym czasie nie zmieniam branży - dokończyła rozbawiona.
Mimo to poszła za elfem. Nie raz odbierała zabitym sakiewki, w końcu im nie mogły się już przydać, a nie widziała powodów dla których miałyby się marnować. Jednak myszkowanie po cudzych komnatach to nie był jej fach. Niby dobra zgromadzone w posiadłości, też nie mogły przydać się umarłemu magowi, ale i tak postrzegała to jako przekroczenie pewnych granic. Prawo naginała nie raz, często balansowała blisko niebezpiecznej granicy przestępstwa. Nie raz upodabniała się do mordercy. Miała jednak swoje zasady, których starała się trzymać. Jeśli pozwoliłaby sobie na złamanie własnego kodeksu, niczym nie różniłaby się od przestępców, a przynajmniej nie w swoich oczach. Chociaż wziąć sobie wynagrodzenie za zepsute polowanie, to wydawało się być w porządku. Odstawiła dwie nieotwarte butelki na jakąś szafkę, zaraz obok usadowiła głowę martwego porywacza i wzięła się za buszowanie po sypialni maga.
Popijała co jakiś czas alkohol i niespiesznie przeglądała rzeczy zgromadzone w pokoju. Gdy łowczyni wreszcie znalazła mieszek, razem z butelką, która była chwilowo była chyba najcenniejszym znaleziskiem i sakiewką usadowiła się na łóżku, które zajmowało całkiem sporą część pokoju.
        Wysypała zawartość mieszka obok siebie i na przemian z popijaniem whisky odliczyła osiem Gryfów. To nie kradzież, a jedynie zadość uczynienie. Ekwiwalent wypłaty za złodzieja, którego miała zamiar odtransportować do Trytonii, za przerwane łowy i zmarnowanie czasu. Jednocześnie należne za uwięzienie w labiryncie i narażanie życia w durnych testach.
Resztę kosztowności schowała na powrót do sakiewki. Zabrane monety ścisnęła w dłoni i wtedy zawahała się chwilę. Kiecki miały same minusy, jeśli chodziło o kwestie praktyczne. Brak kieszeni również do nich należał. Ponownie sięgnęła po woreczek. Raz jeszcze wysypała jego zawartość na łóżko, ale tym razem do swoich złotych Gryfów zagarnęła również mieszek. Teraz byli kwita. Mag był martwy i jeszcze spłacił swój dług, a Rani miała gdzie schować zainkasowaną opłatę. Nowo zyskany portfel przywiązała do pasa zaraz obok Pierścieni i pociągnęła kolejny łyk z butelki, tym samym ostatecznie ją opróżniając.

        Wstała po pozostawione flaszki i wróciła na wygodne łóżko.
- Radzę się pospieszyć - uniosła promilowy napój, proponując go Salazarowi. Sherani nie wylewała za kołnierz, co szybko dawało się zauważyć. Podczas gdy mroczny przetrząsał zawartość pokoju, ona w pojedynkę, jakby od niechcenia opróżniła niemałą butelkę. Jeszcze jedna rzecz dawała się łatwo zauważyć. Każdy normalny po takiej ilości chodziłby lekko niepewnie, a przynajmniej zyskałby na humorze. Sherani nawet oczy nie lśniły w najmniejszej choćby sugestii zapowiadającej upojenie. Zmiennokształtna była trzeźwa, jakby piła czystą wodę.
        Chwila odpoczynku nie była złym pomysłem. Po walce odrobinę oddechu wraz z przerwą na uzupełnienie płynów jawiło się wręcz bardzo dobrą opcją. Tym bardziej, że plecy bolały od zdemolowania swoją powierzchnią biblioteczki, a i tak nie były jedyną obolałą częścią ciała. Jak zawsze w międzyczasie zebrała trochę "zadrapań". Do tego była jeszcze głodna, co potęgowało zmęczenie. Z drugiej strony dobrze byłoby wrócić do szukania wyjścia. Im szybciej znajdą się poza posiadłością, tym lepiej. Będzie mogła spalić całą tę budę w diabły, wraz z zapiskami, osiągnięciami i inną spuścizną szaleńca. W końcu po to właśnie rozlewała naftę, gdzie tylko natchnęła się na lampy. Paliwo wraz z alchemicznymi odczynnikami, które oczywiście tak jak mogłaby przypuszczać były zgromadzone w pracowni, stanowiło zabójcze połączenie. Tunelami zaś, ogień powinien się roznieść doskonale korzystając z ciągów powietrznych i siejąc niezłe spustoszenie. Może nawet całość wybuchnie. Tak to byłby piękny obrazek.
Potem wreszcie będzie mogła ruszyć w swoją drogę. Najpierw odnaleźć Dzwonka. Za upartym bydlakiem nie tęskniła jakoś specjalnie, ale za dobytkiem, choćby w postaci zapasowych ciuchów już jak najbardziej. Normalnie na pewno nie miałaby do czego wracać, ale krnąbrny kopytny towarzysz dość skutecznie pilnował jej rzeczy, jeśli tylko były przytwierdzone do jego grzbietu. O ile go coś nie zjadło, co było raczej mało prawdopodobnym scenariuszem.
Tak więc musiała odnaleźć wierzchowca, który niestety znajdował się nie wiadomo jak daleko. Póki zaś nie wyjdą z domostwa nieboszczyka, nie dowie się jak daleko. Tak więc chociaż postój był przyjemny i Rani potrzebowała go równie mocno jak pragnęła, chciała też jak najszybciej wrócić do działania.
- Jakieś przypuszczenia co do kierunku w którym znajduje się wyjście? - zagaiła rozmowę. Podczas swoich poszukiwań nie znalazła drogi prowadzącej do wyjścia.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Przechodząc obok szafki, na której Sherani zostawiła dwie butelki i głowę maga, swoją drogą Salazar nie wiedział, dlaczego mu ją ucięła i teraz nosiła ze sobą, sięgnął po jedną z nich i odkorkował, a później wypił nieco zawartości. O tak, alkohol był mocniejszy od wina, które znaleźli wcześniej, jednak mroczny elf nie wykrzywił się, chociaż w tym momencie był niemalże pewien, że tygrysica ma mocniejszą głowę od niego. Mogłoby wydawać się, że złodziej zacznie nosić flaszkę ze sobą, ale on nie miał zamiaru tego robić. Po prostu odstawił ją z powrotem na szafkę i, gdy będzie przechodził obok niej ponownie, napije się raz jeszcze. Taki alkohol wolał spożywać wolniej, bo, tak naprawdę, nie chciał się upić. Zabraniała mu tego wrodzona ostrożność. Alkohol przytępiał zmysły i sprawiał, że nie miało się pełnej kontroli nad ciałem. Salazar nie chciał dopuścić do tego, żeby on sam znalazł się w takim stanie. Chciał panować nad swoim ciałem w każdej chwili, bez względu na sytuację i to, co zje lub wypije.

Cóż, następnym razem, jeśli już chciał się napić, musiał podejść do łoża, bo Sherani zabrała wszystkie flaszki właśnie tam. Przynajmniej jemu, w tym czasie, udało się znaleźć parę błyskotek, które na pewno uda mu się sprzedać u odpowiedniego sprzedawcy, i to niekoniecznie takiego, który skupuje rzeczy od złodziei. Salazar mógł po prostu pójść do sklepu z biżuterią i zapytać sprzedawcy, czy chciałby od niego odkupić rodzinną biżuterię, dla której on sam nie ma innego przeznaczenia. Poza tym, mroczny podejrzewał, że w sklepie z pierścionkami, naszyjnikami i innymi, podobnymi rzeczami dostałby więcej pieniędzy za to wszystko. Na pewno to sprawdzi i, jeśli nie uda mu się namówić handlarza na to, żeby kupił od niego biżuterię… wtedy uda się do kogoś, kto odkupi to od niego chętniej.
Skierował się w stronę kufrów, a gdy przechodził obok łóżka, sięgnął po butelkę, którą wcześniej otworzył i znowu wypił z niej trochę alkoholu. Jeszcze nie odczuwał skutków spożycia trunku, nawet tych najmniejszych, więc mógł sobie jeszcze pozwalać na picie. Spodziewał się, iż skrzynie będą zamknięta tak, że będzie on musiał użyć swojego wytrycha i nie zawiódł się, o czym dowiedział się, gdy pociągnął za wieko, a ono pozostało na swoim miejscu. Uśmiechnął się lekko, czując kolejne wyzwanie, z którym pewnie i tak poradzi sobie dość szybko. Właśnie tak było, chociaż musiał poświęcić dłuższą chwilę na to, żeby rozpracować zamek. Salazar mógłby założyć się, że drugi kufer ma taki sam układ zapadek i, najpewniej, wygrałby ten zakład, bo było tak, jak przypuszczał. Mroczny najpierw rozprawił się z blokadą wieka każdego z kufrów i dopiero po tym miał zamiar je otworzyć. Jednak zanim to zrobił, usłyszał pytanie Sherani.
         – Przeciwny do tego, z którego przyszliśmy. Wydaje mi się, że jest to czymś oczywistym – odparł, specjalnie wybierając taką odpowiedź, która może być trochę złośliwa. Z drugiej strony, i tak miał trochę racji, bo w części korytarzy, które już mieli za sobą, nie było niczego, co mogłoby wskazywać na wyjście z tego budynku.
         – Podejrzewam też, że czeka nas jeszcze kilka walk z częścią strażników z korytarzy, które dopiero będziemy sprawdzać – dopowiedział i kucnął przy pierwszym kufrze, a później podniósł wieko.

Oczom mrocznego elfa ukazała się zawartość skrzyni. Kolejny raz na twarzy złodzieja pojawił się uśmiech, jednak tym razem był bardziej widoczny, chociaż Sherani i tak go nie widziała, bo aktualnie odwrócony był do niego plecami.
         – I nastąpił strzał w dziesiątkę – odparł, niby sam do siebie, jednak tygrysołaczka i tak mogła usłyszeć to bez problemu. Może zmusi ją to nawet do wstania z łóżka i sprawdzenia, co też znalazł jej tymczasowy towarzysz. Pierwszym, co wyciągnął z kufra, był pękaty mieszek, który okazał się wypełniony srebrnymi orłami. Salazar nie miał zamiaru wyciągać ich wszystkich i przeliczać, bo już po wyglądzie i wadze sakwy wiedział, że jest ich tam naprawdę dużo. Następnie także wyciągnął sakiewkę, jednak była ona wyraźnie lżejsza i mniej wypełniona niż poprzednia.
         – Tutaj mamy kamienie szlachetne… Chyba nawet już oszlifowane – powiedział do zmiennokształtnej i nawet pokazał jej sakiewkę, w którą zresztą włożył dłoń i wyciągnął z niej szmaragd wielkości podobnej do ludzkiego oka, a po chwili rzucił go do Sherani. Obie sakiewki, tą ze srebrnymi monetami i z klejnotami, schował do torby. Wzbogaci się na tym bardziej, niż przypuszczał na początku.
         – Hmm… Nie wiem dlaczego, ale ten koleś ma w skrzyni ubranie podobne do tego, które nosiłaś wcześniej… Dziwny koleś – powiedział to wyraźnie zdziwiony tym, co widzi. Dla potwierdzenia swych słów zaczął rzucać do tygrysicy częściami ubioru, o których mówił.
         – Sprawdź, może będą pasować. Zawsze lepsze to, niż chodzenie w sukience – dodał, wstając i podchodząc do drugiego kufra.

Zawartość skrzyni numer dwa stanowiły już wyłącznie ubrania. Salazar przegrzebał się przez nie, licząc na to, że na samym dnie znajdzie coś wartego uwagi, jednak tak nie było.
         – Z kolei tutaj widzę ubiór podobny do mojego… Kopiował jakoś ubrania ofiar i zbierał je jako pamiątki, czy co? - odparł, zauważając pelerynę, a także resztę ubioru, który mógłby należeć do niego, gdyby nie to, że swój właśnie miał na sobie.
Mroczny wstał i skierował się na łóżko, na którym usiadł. Po chwili chwycił butelkę, którą otworzył jakiś czas temu i pociągnął z niej kolejny łyk.
         – Chyba nie znajdziemy tu już niczego więcej… Zbieramy się? - zapytał. Właściwie, siedząc na tym naprawdę wygodnym łożu, zaczął odczuwać zmęczenie i nie miałby nic przeciwko zostaniu tu i ucięciu sobie niedługiej drzemki. Wcześniej, oczywiście, musiałby upewnić się, że drzwi są zablokowane i nikt go nie zaskoczy.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Wróciwszy z alkoholem usadowiła się na łóżku, krzyżując nogi w kostkach. Stojące na szafie makabryczne trofeum zupełnie nie przeszkadzało Rani w delektowaniu się napojem i odpoczynkiem, czy w odliczaniu należnej jej zapłaty. Przyzwyczaiła się do zwłok i ich transportowania. Zabranie głowy nie było jednak objawem przyzwyczajenia czy okrutnych praktyk łowczyni. Salazar miał swoją wrodzoną ostrożność, Rani też cechował pewien rodzaj paranoi. Dotyczył on dokładnego sprzątania swoich śladów jeśli mogły sprowadzić nieproszonych tropicieli. W końcu coś niecoś o tropieniu wiedziała. Nawet płynąc do Alarnii kilkukrotnie przesiadała się zmieniając statek, by utrudnić podróż ewentualnemu pościgowi. Utrudnić, bo uniemożliwienie znalezienia drobnej specyficznie ubranej niewiasty z bliznami na twarzy i plecach oraz z koniem wielkości tura, było praktycznie niemożliwe.
Podobną dokładność dziewczyna wykazywała jeśli chodziło o ostateczne unicestwianie zwłok. Niektórym mogło wydać się to śmieszne, ale Sherani nie chciała by ścigały ją ofiary polowań. Niby bez głowy mogło to być trudne, ale skoro dla nekromancji nie istniała bariera śmierci, to przy tym brak głowy wydawał się nieznacznym utrudnieniem. Zaczęła palić zwłoki w dniu, w którym zyskała bliznę na twarzy. Jej twórcy nie chciała spotkać nigdy więcej. Od tamtej pory w miarę możliwości starała się trzymać tego rytuału. Magowi jeszcze nie zafundowała pogrzebowego stosu, planowała uczynić nim całą posiadłość, jak dobrze pójdzie wraz z labiryntem. Do tego czasu zwłoki leżały sobie w spokoju. Jednocześnie zostawili je bez obserwacji. Pokaz ożywieńców już mieli i Rani nie miała najmniejszej ochoty przekonać się po fakcie, że martwy czarownik przestał być aż tak bardzo umarły i się ulotnił. Ścigać trupa by ten się nie zemścił, ani być ściganym przez niego, zupełnie nie chciała. Oczywiście nie wierzyła by brak głowy mógł go skutecznie powstrzymać od zmartwychwstania, ale liczyła, że wtedy od razu dowiedzą się iż mag nie powiedział ostatniego słowa i właśnie zbiera się z podłogi, jednocześnie dając im czas na reakcję, a nie zostawiając ich dwójkę przed faktem dokonanym.

- Mówił ci już ktoś, że jesteś nad wyraz błyskotliwy - wyszczerzyła zęby słysząc drwinę Salazara - A myślałam, że w ramach treningu i rozrywki wrócimy przez labirynt - mruknęła popijając 'życiodajny płyn'. Potem już tylko mruknięciem potwierdziła bardziej poważną część wypowiedzi. Może nie lubiła opcji wymordowania wszystkich mieszkańców posiadłości, ale rozsądek nakazywał zabić świadków. Brutalna i przykra życiowa prawda. Brak świadków oznaczał brak potencjalnych mścicieli. Można było zgrywać miłosiernego i liczyć na litość innych, można było darować życie i na każdym kroku obawiać się o swoją głowę. Ostatnią opcją było niepozostawianie świadomych rozegranych wydarzeń. Zwykle Sherani nie zabijała bezbronnych czy postronnych. Gdy jednak sytuacja tego wymagała, tygrysica nie miała skrupułów. Dawno temu pozbyła się obiekcji, kierując się zasadą zabij lub giń. Według łowczyni tylko idealiści, którzy nie musieli walczyć o swoje życie uważali, że jest inaczej. Tym razem również nie będzie miała wątpliwości, ani hamulców. Chciała wyjść cało z przygody w labiryncie niezależnie od ceny i zamierzała zrobić wszystko w tym celu. Kilka trupów więcej, nie sprawi, że dopadną ją wyrzuty sumienia.
        Nie ruszyła się z komfortowej lokacji, z łóżka obserwując poczynania mrocznego. Chwilę później ułożyła się jeszcze wygodniej. Podparła się na łokciach i półleżąc powoli dopijała alkohol z drugiej butelki.
Gdy w jej stronę poszybował szmaragd, złapała go wolną ręką opierając się na tej z flaszką.
Uniosła klejnot do góry i przyjrzała mu się pod światło. Nie znała się na kosztownościach. Rani mogła ocenić jakość broni. Potrafiła wycenić konia. Po ruchach umiała wyczuć wojownika, ale biżuteria czy kamienie szlachetne, nie były z jej bajki. Dziewczyna mogła co najwyżej powiedzieć, że kamień był duży, zielony i ładny. Rzuciła go z powrotem w stronę Salazara, wiedząc, że ten go złapie.
Ciekawe ile z tych błyskotek było odebranych zabitym w labiryncie, a ile było prawowita własnością maga. Może to i dobrze, że idiota wykazał się nadmiarem wiary w siebie i wybrał niewłaściwych przeciwników, kręcąc dla siebie stryczek. Dzięki temu świat nosił jednego świra mniej.
- To akurat jest bardzo dziwne… - mruknęła wskazując ciuchy butelką. Wyciągnęła szablę i za jej pomocą podniosła rzuconą przez Salazara bluzkę, jakby ta była czymś paskudnym albo niebezpiecznym.
Przysunęła materiał do twarzy i powąchała ostrożnie. Nie czuła nic, zupełnie nic. Nawet specyficzna woń materiału długo leżącego w skrzyni nie istniała na ubraniach z kufra maga.
- Dzięki za troskę, ale zostanę w kiecce - odpowiedziała, zbierając ciuchy Pierścieniami i zrzucając je na kupkę na ziemi.
Słysząc, że i ubrania mrocznego leżały skopiowane, utwierdziła się tylko w przekonaniu, że mag był psycholem i to większym niż myślała chwilę temu.
Sukienka nie była szczytem pragnień ni wygody, ale była zwykłym ubraniem. Nie stanowiła zagrożenia. Co mógł wymyślić wariat, który wykreował labirynt i jego zawartość, odpowiedz nasuwała się sama - wszystko. Rani wolała nie sprawdzać czy kopie ubrań były zwykłym odzieniem czy też wymyślną pułapką. Poza tym do trzeciej przebieranki przy złodzieju bynajmniej się nie paliła.
- Jak dla mnie możemy tu chwilę odpocząć - wymruczała zamykając oczy. Śpiąca co prawda nie była. W pewien pokrętny sposób spała walcząc z trucizną, przez co zmysły odpoczęły. Umysł w jakimś sensie również, chociaż przez cały sen dręczyły ją koszmary. Ciało też odetchnęło choć w osobliwy sposób. Mięśnie miały przerwę w wysiłku, ale w tym samym czasie organizm walczył z trucizną i obrażeniami więc był jak najdalszy od pełni sił.
Tak też aktualnie stanowiła dziwną mieszankę zmęczenia i wypoczęcia. Była również obolała i poobijana. Do tego doskwierał jej głód i chyba aktualnie to było najgorsze. Regeneracja zużywała znaczne pokłady energii. Nieuzupełnianie zapasów zmuszało organizm do korzystania z własnych zasobów, stanowiąc dodatkowe obciążenie. Sumując wszystko do kupy, chwila odpoczynku wydawała się rozsądnym posunięciem.
Do tego po opróżnieniu drugiej butelki czuła przyjemne ciepło ogarniające ciało. Pijana nie była, nie była nawet specjalnie podchmielona. Otoczenie postrzegała bez otumanienia, które każdego normalnego dopadło by już dawno. Nie mniej czuła jak dostarczone do krwiobiegu procenty trochę łagodzą napięcie powodowane ciągłymi wyzwaniami. Jak nieustannie forsowane ciało rozluźnia się lekko i było to miłe uczucie. Grzech byłoby nie skorzystać z momentu relaksu.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Wzruszył ramionami, jak to miał w zwyczaju, gdy Sherani powiedziała, że woli zostać w sukience.
         – Jak tam chcesz… Chociaż czułem materiał, więc nie wydaje mi się, żeby ubrania były iluzją – odparł, nie odwracając się do niej. Nie wiedział, o czym pomyślała tygrysołaczka, gdy odmówiła zmiany ubioru, jednak pierwszym, co przyszłoby do jego głowy, byłoby właśnie to, że odzież może być kolejną iluzją. Oczywiście, wtedy na pewno by jej nie założył i wolałby zostać w tym, co ma na sobie, nawet jeśli byłoby to gorszej jakości niż odzież znaleziona w kufrze. Tylko, że nim często kierowała wrodzona ostrożność, która często podpowiadała mu lepszy wybór i przez to udawało mu się wyjść z czegoś całkowicie bez obrażeń lub z takimi, które można nazwać niepoważnymi. Co prawda, aktywuje się ona także w zwykłych sytuacjach, w których nie ma zagrożenia dla jego życia i przez to jego decyzje mogą być dziwne dla innych ludzi, jednak dla niego są jak najbardziej poprawne i uargumentowane.
         – Tak… Może odpoczynek przyda się naszym ciałom – odpowiedział chwilę po tym, jak zajął miejsce niedaleko tego, w którym siedziała zmiennokształtna. Sięgnął też po butelkę, z której upił niewielki łyk, cały czas przypominając sobie, że powinien przestać w momencie, w którym zacznie odczuwać skutki spożycia zbyt dużej ilości trunku.

Zaczął rozmyślać dość intensywnie nad pewną rzeczą, musiał też zdecydować, czy chce powiedzieć o tym tygrysicy. Westchnął cicho i podjął decyzję.
         – Wcześniej trafiłem na laboratorium tego maga i znalazłem tam ciekawą rzecz – odparł i spostrzegł, że mówienie o tym nie przychodzi mu tak trudno, jak przypuszczał. Na potwierdzenie swych słów wyciągnął z torby buteleczkę, która w środku miała ciecz o kolorze piasku.
         – Wiem, że kropla tej substancji wystarczy, żeby zmienić jakąś rzecz w piasek, jednak nie wiem, jakie jest ograniczenie wielkości tej rzeczy… O ile ono istnieje. Co do stworzeń żywych… kropla tej substancji zmienia im kolor skóry na żółty, a efekt ten utrzymuje się kilka dni – wyjaśnił zmiennokształtnej. Następnie podszedł do stolika nocnego, na którym nic już nie stało i ostrożnie odkorkował fiolkę. Jeszcze ostrożniej przechylił ją w bok tak, żeby wyciekła z niej wyłącznie kropla. Piaskowa łza spadła prosto na blat stolika, a ten nagle stał się żółtawy, a później zmienił się w kupkę piasku o tym samym kolorze.
         – O… Czyli ta substancja naprawdę działa tak, jak było to napisane na kartce – powiedział, bardziej do siebie niż do Sherani. Zatkał buteleczkę i schował ją do torby. Nawet uśmiechnął się lekko, gdy zauważył, że mebel naprawdę zmienił się w sypkie ziarna, które zgromadzone w wielkich ilościach tworzyły pustynie… albo plaże. Salazar nawet kucnął przy piaskowej kupce i wziął garść w rękę, a później przesypał ją z dłoni na podłogę.
Wrócił na łóżko i usiadł w tym samym miejscu, co wcześniej. Sięgnął nawet po otworzoną butelkę i wypił z niej alkohol, jednak zaczął czuć to, o czym tak sobie przypomniał, więc w myślach powiedział sobie, że był to jego ostatni łyk. Co prawda, nie był to jego limit, jednak upicie się byłoby złym pomysłem. W dodatku miejsce do tego także nie było najlepsze, a jemu mogłoby być ciężko walczyć, gdyby nie mógł nawet utrzymać równowagi.
         – Tak sobie myślę, że może wypróbuję to na ścianie. Chcę zobaczyć, jak dużą jej część może usunąć jedna kropla. Poza tym, nie musielibyśmy szukać wyjścia, bo mógłbym nas zwyczajnie przenieść poza teren tej twierdzy – odparł po chwili, tym razem spoglądając w stronę tygrysicy. Chciał zobaczyć, jakie emocje wywoła w niej jego plan. Był też ciekaw jej odpowiedzi, bo to także może ujawnić mu, co też dziewczyna myśli na ten temat. Już samo to, że elf to zaproponował, jasno mogło wskazywać, iż jest on za przekształceniem planu w czyny i naprawdę chce zrobić to, o czym powiedział przed chwilą.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Popatrzyła w stronę złodzieja, przez chwilę skupiając się tylko na nim i jego słowach.
- To nie iluzji się boję, byłoby to głupie i żenujące, ale nie szkodliwe... - zawiesiła na moment głos, zastanawiając się jak wytłumaczyć Salazarowi to co czuła. Wyzwanie przypominało wyjaśnienie ślepemu jak wyglądają kolory. Mimo to postanowiła spróbować.
- Prawie wszystko ma swój unikalny zapach - zaczęła cicho.
- Ty w pierwszej kolejności pachniesz mrocznym elfem, dopiero potem sobą - wymruczała, można by powiedzieć, że zaczepnie - Bawełna zawsze będzie pachnieć bawełną. Coś leżącego w kufrze, łapie woń desek, innych leżących tam przedmiotów, zatęchłego powietrza, wszystkiego z czym ma kontakt - kontynuowała między zdaniami popijając alkohol - Wszystko zostawia swój ślad - starała się mówić możliwie obrazowo, co jakiś czas robiąc pauzę - Te ciuchy nie pachną wcale. To tak jakbym zakryła ci oczy albo uszy. Nagle trafiasz na nicość, zupełny brak bodźców tam gdzie powinny one być. Nie wiedząc co dzieje się wokół, zaczynasz się niepokoić i szukać przyczyny - tłumaczyła ze zmrużonymi oczyma teraz już nie patrząc na elfa, a gdzieś w przestrzeń - To co bezwonne, zwykle nie wróży nic dobrego. Na przykład jest kilka trucizn, zupełnie nie posiadających zapachu. Można magicznie usunąć woń, ale takie działania też zwykle nie niosą ze sobą nic dobrego. Tak więc pozorny komfort przyniósłby mi tylko niepokój. Czy słuszny czy nie, wolę się nie przekonywać - zakończyła zerkając na Salazara i uśmiechając się kątem ust.
Rozumiała jak dziwnie musiało brzmieć to co właśnie mówiła. Nie oczekiwała też, że mroczny dokładnie zrozumie jej punkt widzenia. Jak wiele plusów zmiennokształtna natura nie miała, zwykle budziła niezrozumienie otoczenia. W praktyce jednak myliła się rzadko, a niektóre błędy można było popełnić tylko raz w życiu. Niezależnie więc jak dziwnie by się nie zachowywała, wolała postępować zgodnie z instynktem.
Gdy tylko skończyła, znów zamknęła oczy, korzystając z możliwości odpoczynku na wygodnym łóżku. Jak się stąd wydostaną, pierwsze co zrobi, to zapoluje. Nie miała zamiaru czekać aż dotrze do gospody. Poza tym tygrys wolał surową zdobycz. To był jeden z minusów. Świeżo upolowane zwierze znacznie lepiej zaspokajało głód i regenerowało siły niż pieczyste. Do tego nic nie kosztowało, z wyjątkiem niewielkiego wysiłku, który należało włożyć w polowanie. W karczmie zostawiłaby niezłą sumkę, jeśli chciałaby się porządnie najeść.

        Otworzyła najpierw jedno oko, zerkając na Salazara. Gdy zaś temat wydał się interesujący, przekręciła się na bok podpierając głowę ręką i słuchając uważnie.
- To lepiej byś się tym nie zachlapał - zaśmiała się tygrysica, obserwując jak mroczny testuje miksturę na stoliku. Gdy ten się rozsypał dziewczyna zmarszczyła brwi w mieszaninie zainteresowania i niepewności. Ciekawość zwyciężyła.
- Zamiast myśleć, wypróbuj - odezwała się siadając energicznie - Co będziemy ganiać po korytarzach, jak możemy wyjść przez ścianę. Mam już serdecznie dość zamkniętych pomieszczeń.
Niby ściana mogła znajdować się nad przepaścią, jeśli byli w górach, tak jak przypuszczała. Jednak póki nie spróbują, nie dowiedzą się. Domyślała się co prawda dlaczego elf chce przetestować działanie mikstury. Jeżeli mógłby przechodzić przez ściany, żadna kradzież nie byłaby niemożliwą. Nawet magicznie chronione przed teleportacją twierdze czy skarbce, stałyby się łatwym celem dla uszatego. Nie miała jednak korzyści w powstrzymaniu Salazara. Nie była stróżem prawa. Była tylko łowcą. Nie zapobiegała przestępstwom, a ścigała ich sprawców, jeśli zlecenie przypadło jej do gustu. Tak więc tygrysica usiadła, czekając z nieskrywaną niecierpliwością jak intensywne działanie będzie miał magiczny płyn i co też kryje się za ścianą.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

         – Rozumiem – odparł krótko, jednak to jedno słowo wypowiedział tak, że rozmówca nie mógł mieć wątpliwości co do tego, że mroczny powiedział to tylko, żeby nie wyjść na głupka czy coś, a wiedział, że elf naprawdę zrozumiał to, co usłyszał. Nie byłoby to kłamstwem, bo Sherani opowiedziała mu o tym w taki sposób, że nie miał problemów z przyswojeniem sobie tej wiedzy.
         – Powiem ci, że gdybym miał założyć rzeczy znalezione w tym kufrze, to też bym ich nie założył. Tylko, że u mnie zadziałałoby coś innego, niż zapach… w końcu nie mam tak dobrego węchu, jak ty – dopowiedział po chwili. Nie miał zamiaru otwarcie wspominać o tym, że często kieruje nim wrodzona ostrożność, którą posiada, odkąd pamięta. Prawdopodobnie ma ją od urodzenia, jednak świadomość jej posiadania pojawiła się u niego znacznie później. Wydostali się z labiryntu i zabili osobę odpowiedzialną za uwięzienie ich, a moment opuszczenia tego budynku będzie równał się z tym, że ich drogi ponownie się rozdzielą, więc nie było potrzeby, żeby mówił jej o takich rzeczach. On uważał je za podchodzące pod płaszczyznę czegoś osobistego, więc nie widział sensu w mówieniu o tym komuś, kto i tak niedługo ruszy w swoją stronę.

Prezentacja i, przy okazji, doświadczalne sprawdzenie piaskowej cieczy, którą mroczny znalazł w laboratorium maga, wypadło dość dobrze. Okazało się, że substancja ta działa tak, jak było to opisane na kawałku pergaminu, który także znajdował się w tym samym pomieszczeniu.
         – Nawet, jeśli cała ściana nagle nie zamieni się w piasek, to jeśli dobrze rozumiem to wszystko, powinien w niej powstać otwór, przez który będziemy mogli zobaczyć, gdzie się znajdujemy – odparł i podszedł do ściany, przy której stało łoże. Była ona najbliżej to prawda, jednak najprawdopodobniej to właśnie ona oddzielała ich od świata zewnętrznego.
         – Też mam dość zamkniętych pomieszczeń, chociaż może to brzmieć trochę dziwnie z ust mrocznego elfa, który jest złodziejem – przyznał po chwili, jeszcze zanim zabrał się za próbę zmiany kamiennej ściany w piasek.
         - Czas sprawdzić możliwości tej mikstury… - powiedział do siebie, stojąc już przy ścianie i przyglądając się jej. Mogłoby wydawać się, że szukał tam czegoś, co widziały wyłącznie jego elfie oczy, jednak on po prostu oceniał jej wielkość, a nawet spróbował policzyć ją „na oko”. Poza tym, szukał też środka ściany, aby właśnie tam zrzucić kroplę z myślą, że piaskowy efekt rozejdzie się równomiernie i pokryje całość.
         – Muszę przesunąć łóżko – odparł i zaczął przesuwać je na środek komnaty, w ogóle nie przejmując się tym, że Sherani w dalszym ciągu odpoczywa sobie na nim i przygląda się jego pracy. Łoże nie stawiało oporu podczas zmiany miejsca, a tygrysica nie okazała się takim ciężarem, jakim przypuszczał, że będzie. Gdy środek ściany nie był już blokowany przez niepotrzebne w tym miejscu meble, Salazar znowu wyciągnął buteleczkę z płynem, odkorkował ją i przechylił, aby jedna kropla spadła na ścianę. Następnie zatkał ją i schował do torby.

Ściana najpierw stała się żółta, a później zaczęła zmieniać się w piasek od miejsca, w którym upadła kropla. Efekt ten rozchodził się w każdą stronę i robił to równomiernie, odsłaniając górski krajobraz. Znaczy… dokładnie pod nimi znajdowała się przepaść, a sama twierdza wydawała się wyrastać z góry. Widać było też kilka drzew iglastych, które porastały górzysty teren przed ich oczami. Okazało się, że jedna kropla wystarczy, aby cała ściana obróciła się w piasek. Mimo, że zajęło jej to chwilę. Możliwe, że im wytrzymalszy był materiał, tym więcej czasu było potrzebne, aby zmienił się on w piasek. Gdy już po ścianie pozostał wyłącznie piach, górski wiatr wpadł do pomieszczenia i zaczął wydmuchiwać na zewnątrz sypkie i żółte ziarenka.
         – Wygląda na to, że miałaś rację co do tego, że labirynt znajduje się w środku góry – powiedział mroczny podniesionym głosem. Wiatr i wydawane przez niego odgłosy wymagały tego, żeby mówić właśnie w ten sposób, bo inaczej druga osoba mogłaby nie usłyszeć tego, co ma się jej do powiedzenia.
         – Widzę stąd dół… Mogę nas tam przenieść od razu – odparł po chwili, przedtem wychylając się w przód, co było dość… niebezpieczne. Chociaż osobie pokroju Salazara i z jego umiejętnościami nie groziła przypadkowa utrata równowagi i upadek w dół. Zresztą… nawet, gdyby przypadkowo zaczął spadać w przepaść, na pewno udałoby mu się użyć magii, żeby przenieść się z powrotem na górę albo bezpiecznie wylądować na dole.
         – To… Gotowa na opuszczenie tego budynku? - zapytał, odchodząc od przepaści, którą sam stworzył, i podchodząc bliżej tygrysicy. Niby mogliby dalej odpoczywać, jednak mogłoby okazać się to trochę trudniejsze i mniej przyjemne z wiatrem cały czas będącym w pokoju.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Siedziała w ciszy słuchając wypowiedzi Salazara, niemo przytakując tam gdzie uznawała to za konieczne, tym samym zmieniając ją w monolog mrocznego. Nawet jeśli faktycznie w ścianie powstałby jedynie otwór, to nie tylko można było zobaczyć co się kryło za ścianą, ale spróbować przez niego wyjść. Skoro złodziej również miał po dziurki w nosie labiryntu i jego korytarzy, to powinien przystać na taki plan. Jeśli nie, cóż zawsze mogła pójść sama. Jedynie planowe podpalenie całego przybytku byłoby lekko dyskusyjne. Tym jednak postanowiła się martwić, jeśli problem się pojawi.
Nie zareagowała też na elfie oznajmienie o zamiarach re-aranżacji pokoju, a w zasadzie nie zdążyła. Złodziej poinformował, że przesunie łóżko i zaczął je przemieszczać, nie czekając czy Rani zejdzie czy też nie. Dziewczyna uznała, że skoro jemu samemu nie zależy, by pofatygowała się ruszyć siedzenie i odciążyć mebel, to jej nie zależy tym bardziej i dalej odpoczywała na materacu, przyglądając się poczynaniom mrocznego na dziwnie kocią modłę.
Potem ściana padła ofiarą piaskowej mikstury i zmiennokształtna zmieniła obiekt obserwacji z elfa na żółknący kamień. Widząc jak w maleńkim otworze pojawia się niebo, tygrysica zerwała się z łoża i stanęła w pewnej odległości na przeciw powiększającego się krajobrazu.
        Wiatr brutalnym i lodowatym podmuchem wdarł się do pomieszczenia, rozwiewając wokół piasek, w który przeistaczała się ściana. To jednak jakby nie miało znaczenia. Podczas gdy jego podmuchy szarpały ubraniem i włosami, uprzykrzając życie drobinami pyłu wdzierającymi się do oczu, Sherani stała nieruchomo, zapatrzona w przestrzeń.
Przez krótki moment, gdy przed oczyma pojawiło się błękitne niebo i ostre górskie szczyty, na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech. Nie był to jednak złośliwy czy arogancki grymas, który zazwyczaj prezentowała, a prawdziwy wyraz szczęścia. Przez kilka sekund, można było zobaczyć, jak bardzo zmiennokształtna cieszyła się z opuszczenia lochów. Było to jednak mgnienie. Zaraz potem błogostan ulotnił się tak jakby nigdy go tam nie było, a łowczyni odsłoniła zęby w jego zaczepnej imitacji.
- Rzadko kiedy się mylę.

        Oczywiście, że była gotowa do opuszczenia posiadłości denata, należało tylko dopełnić ostatniej formalności. Zanim więc odpowiedziała, podczas gdy wiatr gwizdał i hulał niemiłosiernie w komnacie, Rani rozejrzała się po niej ostatni raz. Chociaż raz wszystko szło po jej myśli, bez większych utrudnień i kłód pod nogami. W tym pomieszczeniu również stała niewielka lampka oliwna. Jakby tego było mało, a los nagle miast komplikować wszystko, postanowił dopomóc, sam wiatr strącił lampion, rozchlapując paliwo po pokoju.
Podeszła do głowy maga, nachyliła się nieznacznie jakby miała zamiar nieżyjącemu zdradzić sekret i wywarczała drapieżnie szczerząc zęby - Jak już wcześniej życzyłam, niech cię wszystkie czarty wychędożą - kończąc ostatnie zdanie pstryknęła palcami i komoda, na której stało trofeum zajęła się płomieniami. Początkowo niewielkimi, jednak drewno okazało się być suche i płonęło jak najlepszy chrust, sypiąc wokół iskrami. Silny wiatr zamiast zgasić ogień, zaczęł go tylko rozdmuchiwać po całym pomieszczeniu. Iskry momentalnie dosięgnęły nafty i płomienie buchnęły mocniej, szybko przenosząc się na ubrania leżące na podłodze, łóżko czy stojące w kącie kufry, których drewno okazało się niegorszym paliwem niż szafa.
- Teraz tak - odpowiedziała na pytanie Salazara. Jako, że ognisko zaczęło nabierać rozmachu, stając się już pełnoprawnym pożarem, a i tygrysica chciała jak najszybciej znaleźć się na wolności, stanęła obok mrocznego i nie czekając na jego ruch, ręką objęła go w pasie.

        Pod nogami poczuła porośnięte mchem skały. Na horyzoncie gorzała ognista łuna, informując uciekinierów, że pożar ma się coraz lepiej. Osunęła się od elfa i odetchnęła głęboko rześkim, górskim powietrzem. Tak prosta rzecz, wolność, a jak potrafiła cieszyć. Uwięzienie było doskonałym przypomnieniem, jak łatwo można było zapomnieć o czymś tak ważnym.
Spojrzała w stronę Salazara, nie mając pewności co mroczny zrobi teraz gdy wspólny cel - przeżyć i uwolnić się, przestał istnieć. W razie potrzeby była gotowa do walki, jak zawsze. Sama jednak atakować by schwytać złodzieja, nie chciała. Kończyć pojedynku również. Wiele razem przeszli i nagła zmiana frontu nie leżała w naturze Sherani. Nie traktowała mrocznego jak przyjaciela, ale wydawało się to zwyczajnie niewłaściwe, przynajmniej nie w tym momencie.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Pamiątką po tym, że byli więźniami i udało im się wydostać, były ciała stworzeń spotkanych w labiryncie, a także trupy strażników i, oczywiście, bezgłowe ciało maga stojącego za tym wszystkim. Sherani dodała do tego ogień, który szybko rozprzestrzenił się po komnatach wcześniej służących temu czarodziejowi za dom, a także obserwatorium, gdyż właśnie stamtąd mógł on oglądać zmagania swoich więźniów. Wszystko zajęło się dość szybko, więc tygrysica już wcześniej musiała wpaść na taki pomysł i, w trakcie przeszukiwania komnat, musiała rozlać coś, co było łatwopalne.
Ważniejsze było to, że jedna kropla piaskowej mikstury wystarczyła na to, żeby cała ściana została zmieniona w piach, który i tak został albo wywiany na zewnątrz, albo do środka, gdzie osiadł w różnych miejscach, jednak większość latała razem z powietrzem i przez to oboje musieli mrużyć o czy i uważać na to, żeby piasek nie dostał się do nich.
         – To idziemy – odparł. Niby zdziwił się trochę, gdy dziewczyna objęła go ręką w pasie, bo zrobiła to przed tym, jak sam chciał jej to polecić, jednak nie okazał tego po sobie. Uśmiechnął się jedynie samymi ustami. Na początku chciał wyskoczyć w przepaść i od razu przenieść się w dół. Byłby to dość ciekawy sposób na opuszczenie tego budynku, jednak jego wrodzona ostrożność odezwała się w odpowiednim momencie, alarmując go tym, że coś może pójść nie tak i lepiej będzie zrobić to bezpieczniej. Salazar posłuchał tego głosu i wychylił się, aby móc ujrzeć ziemię pod nimi. Po chwili oboje zniknęli, a płomienie buchnęły przez otwór, który wcześniej stworzył mroczny elf.

Wylądowali na trawie… nie, na mchu. Ciekawe. W razie, gdyby coś nie do końca poszło po jego myśli, a oni nie wylądowaliby na nogach… mech mógłby zapewnić im dość miękkie lądowanie. Już chciał powiedzieć coś w stylu „Jesteśmy na dole, możesz mnie już puścić”, jednak Sherani popsuła nieco jego plan, bo sama przestała go obejmować. Właśnie zrealizowali wszystkie cele, które tworzyły między nimi coś na wzór współpracy. Salazar nie miał zamiaru atakować tygrysołaczki, bo wydawało mu się, że nie stanowi dla niego zagrożenia. Nie po tym, co przeżyli w swoim towarzystwie.
         – Wygląda na to, że to ten moment, w którym żegnamy się i życzymy sobie… - nie zdążył dokończyć, bo nagle skoczył w stronę Sherani, a przez to oboje znaleźli się na ziemi. Mroczny był inicjatorem tego wszystkiego, więc to on znalazł się na górze, a plecy tygrysicy weszły w bezpośredni kontakt z podłożem pokrytym mchem. W tym samym czasie, w ich stronę została wypuszczona salwa bełtów, które poszybowały teraz na wysokości, na której znajdowałyby się ich głowy i klatki piersiowe, gdyby nadal znajdowali się w pozycji stojącej. Elf uśmiechnął się lekko.
         – No tak… Przecież musiał mieć kogoś, kto będzie patrolował te okolice i pewnie wszyscy zlecieli się tutaj, bo zobaczyli dym – powiedział, cały czas leżąc nad nią, z twarzą dość niebezpiecznie blisko twarzy tygrysicy.
         – Wiem, skąd wyleciały bełty. Druga salwa pewnie pójdzie w miejsce, w którym leżymy… Przygotuj się do ataku i daj mi znać, gdy będziesz gotowa. Poderwę cię w górę razem ze sobą i od razu przeniesiemy się na ich pozycje, a to na pewno zaskoczy strzelców – szybko wyjaśnił jej plan, który wymyślił właśnie teraz, wykorzystując czas między jedną salwą a drugą, w tym czasie kusznicy ładowali swoją broń, więc on i Sherani byli względnie bezpieczni. Jednak nie mogli tak cały czas leżeć, musieli działać, bo następnym razem ich ciała będą naszpikowane bełtami. Spojrzał pytająco na dziewczynę, chciał wiedzieć, czy zrozumiała sposób działania. Później dalej na nią patrzył, oczekując sygnału gotowości.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Przygotowała się na pożegnanie, ale nie na atak. W zasadzie szykowała się właśnie do zwrotu na pięcie i odejścia w swoją stronę, gdy Salazar skoczył w jej kierunku. Poleciała w tył impetem nie jednego a dwóch ciał. Mech częściowo zamortyzował uderzenie, jednak lądowanie i tak nie należało do przyjemnych. Gdy plecy Rani dotknęły ziemi, z jej gardła wydobyło się wściekłe warknięcie, spowodowane zarówno upadkiem jak i zaskoczeniem łowczyni. Podczas gdy elf wylądował w zasadzie na zmiennokształtnej, jej ręce spoczęły na rękojeściach dwóch Rzutek, które były najbliżej, gdyż na dobycie Pierścieni nie było ani czasu ani chwilowo miejsca. Od wyciągnięcia ich i zatopienia ostrz w ciele złodzieja, powstrzymał ją świst strzał, które przecięły powietrze, wbijając się nieopodal.
Złość która wypełniała oczy dziewczyny, ustąpiła miejsca zdziwieniu i swoistemu rozbawieniu. Współpracowali, w pewnym sensie chronili wzajemnie swoje plecy podczas kolejnych niebezpieczeństw, ale mimo to, nigdy nie oczekiwałaby ratunku. Patrzyła w bladoczerwone oczy i na uśmiech tańczący na ustach mrocznego. Gdyby czas ich nie naglił, nie omieszkałaby trochę podroczyć się ze złodziejem. Sytuacja była wręcz wymarzona do wytknięcia uszatemu kolejnych przejawów troski. Niestety czasu nie mieli.
- Zawsze jestem gotowa - odpowiedziała z zawadiackim wyrazem twarzy. Powoli i ostrożnie zabrała ręce z broni mrocznego, by teraz on nie poczytał tego za atak. Zamiast tego łożyła je na plecach Salazara.
- Zabawmy się więc - mruknęła, szykując się do kolejnej walki.

        Moment później znaleźli się dokładnie za plecami strzelców. Odrobina dezorientacji w szeregach wroga była wystarczająca. Sherani ruszyła do ataku, gdy tylko poczuła grunt pod stopami. Przeciw pierwszemu z kuszników nawet nie wyciągała broni. Kopnęła go w tył kolana, nim strażnik zdążył się odwrócić. Gdy ten zgiął się boleśnie, łowczyni skręciła mu kark. Płynnym ruchem zasłoniła się ciałem zabitego, przed bełtem. Broń ponownie była naładowana i brzęk kilku cięciw wybrzmiał złowrogo. Strzał padł z bliska i Rani musiała odskoczyć od trupa, by przechodząc przez ciało bełt jej nie zranił. Przeskoczyła nad zwłokami i przewrotem pokonała odległość dzielącą ją od chwilowo bezbronnego kusznika. Wykończyła go jednym cięciem. Kolejne zwolnione bełty przeszyły powietrze, zmuszając zmiennokształtną do biegu.
Ruszyła zygzakiem, starając się uniknąć strzał i dopaść kuszników. Ci jednak otrzeźwieli po pierwszym zaskoczeniu i teraz strzelali na zmianę. Unikając tworzenia przerw, podczas których nie strzelał nikt. Dopadła dwóch kolejnych zabijając ich bez większych problemów, mimo iż po oddaniu strzałów próbowali walczyć krótkimi mieczami.
Pozostali strażnicy nie patrzyli bezczynnie na śmierć towarzyszy. Dwie strzały udało jej się zbić, jedna w tym czasie drasnęła bok tygrysicy, ostatnia trafiła w bark. Sherani wolała nie sterczeć dłużej na otwartej przestrzeni. Uskoczyła w tył, znajdując schronienie za jakimś głazem, podczas, gdy strzały poleciały jej śladem. Ułamała bełt, jego wyjęcie zostawiając na później, gdy rana będzie mogła w spokoju przestać krwawić. Teraz jeszcze nie przyszłą pora na odpoczynek. Wsłuchała się w odgłosy walki. Wybrała dogodny moment i opuszczając chwilową kryjówkę zaatakowała dwóch żołnierzy będących w pobliżu.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

No… może nie do końca był pewien, gdzie dokładnie znajdują się kusznicy, jednak nie powiedział tego tygrysicy. Na pewno wiedział, w którym kierunku powinien ich przenieść, aby mogli pojawić się za plecami strzelców, jednak nie znał dokładnego miejsca. To wszystko wyszło mu lepiej, niż przypuszczał, bo miejsce, w którym się teraz stali zlokalizowane było właśnie za plecami przeciwników.

Salazar od razu wyrzucił dwie Rzutki, trafiając nimi w głowy najbliższych kuszników, którzy do niego mierzyli. Właściwie, było ich więcej, niż przypuszczał na początku. Z drugiej strony, nie liczył tego, ile bełtów wyleciało w trakcie pierwszej salwy, w której na pewno strzelali wszyscy i to z myślą, że na pewno trafią elfa i zmiennokształtną. Wracając do liczby mężczyzn… było ich dwunastu. Dla niektórych mogłoby być to „tylko”, a dla innych „aż”. Mroczny szybko poddał analizie zdolności swoje i Sherani, a po chwili stwierdził, że oboje znaleźliby się w grupie, która stwierdziłaby, iż kuszników jest tylko dwunastu i nie jest to liczba, z którą by sobie nie poradzili. Mogą odnieść jakieś rany, to prawda, jednak ostatecznie to oni zwyciężą w tym starciu.
Jakby na zawołanie, gdy złodziej pomyślał o ranach wynikających z tej walki, w bark tygrysołaczki wbił się jeden z bełtów. Chwilę później, połowa tego „oddziału” leżała już na ziemi i nie mogła wziąć udziału w walce z prostej przyczyny – byli martwi. Sherani schowała się za kamieniem, więc pozostali przy życiu strzelcy skupili się na elfie, który patrzył na nich tak złowrogim spojrzeniem, że gdyby mógł miotać energią magiczną z oczu, to na pewno zginęliby teraz na miejscu. Salazar rzucił w nich czymś innym – dwa noże ponownie znalazły się w powietrzu i trafiły w dwóch przeciwników. Dokładnie tam, gdzie wycelował je mroczny elf. Odskoczył w bok, unikając dwóch bełtów, a dwa kolejne odbił ostrzami noży, którymi wyprowadził cięcia w powietrzu. Dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk metalu uderzającego o metal. Cechy fizyczne jego ciała i umiejętności przez niego posiadane pozwalały mu na takie, niewiarygodne dla przeciętnej osoby, czynności. Pociski miotane z kuszy były szybsze, przez to trudniej było ich uniknąć, odbić, a czasem nawet dostrzec je lecące prosto w ciebie lub w kogoś, w kogo zostały wymierzone. Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna opuściła kryjówkę i ruszył na grupę, która pozostała przy życiu. Chwilę później nie żyła już połowa tego zgromadzenia, a Salazar biegł już w stronę pozostałej dwójki. Jeden z nich poczuł nagły przypływ odwagi i siły, a następne wycelował prosto w mrocznego. Ten, oczywiście, uniknął, jednak chyba źle ocenił odległość lub prędkość lecącego pocisku, bo ten wbił się prosto w ramię złodzieja. To i tak nie spowolniło elfa, co więcej, wyglądało na to, że ten w ogóle nie przejął się czymś, co teraz wystaje mu z prawego ramienia. Będąc przed pierwszym z dwóch przeciwników, Salazar wybił się w górę i uderzył kolanem prosto w twarz strzelca, przy okazji dobijając go nożem wbitym w szyję. Przeskoczył nad upadającym ciałem i przeturlał się po ziemi. Wyskoczył w górę, aby znaleźć się w pozycji stojącej i rzucił nożem w ostatniego przeciwnika. Oczywiście trafił w miejsce, w które chciał i zabił go od razu.

Rozejrzał się po okolicy, wyglądało na to, że pozbyli się wszystkich, którzy ich zaatakowali. Tylko dwie osoby stały na nogach, a byli to on i Sherani. Rzutki zaczęły dematerializować się i pojawiać w miejscach na ciele Salazara, z których je powyciągał. Lubił to w swoich nożach, bo nie musiał chodzić po polu bitwy i zbierać ich – wystarczyło, że poczekałby chwilę, a ostrza same wróciłyby na miejsca.
         – Nawet w spokoju nie można się pożegnać i odejść w swoją stronę – skomentował całe zajście elf. Następnie uderzył lekko w bełt tkwiący w jego ramieniu tak, żeby wyszedł drugą stroną i dopiero wtedy ułamał górną jego część, odrzucił ją i pociągnął za dolną, wyciągając ją z ramienia. Kiedyś takiej metody nauczył go ojciec, zapewniając go przy tym, że w ten sposób zawsze będzie miał pewność, iż wyciągnął całe obce ciało z rany. Następnie usiadł na ziemi i zdjął kurtkę, nie przejmując się tym, że Sherani może mu się przyglądać. Z torby podróżnej wyciągnął bandaż i owinął nim ranę na ramieniu. Zrobił to dość sprawnie i nie zajęło mu to dużo czasu, a gdy skończył, z powrotem założył kurtkę, a także płaszcz, który także musiał zdjąć. Dopiero teraz spojrzał na tygrysicę.
         – Teraz, chyba, będziemy mogli w spokoju życzyć sobie powodzenia i rozejść się w swoje strony – odparł i podszedł bliżej. Oboje byli ranni, jednak nie było to nic poważnego.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Wykończenie ostatnich dwóch, znajdujących się w zasięgu tygrysicy i biorących ją na cel, okazało się czystą formalnością. Bez większych komplikacji doskoczyła do strażników i klasycznie pozbawiła ich głów, wcześniej unikając trafienia strzałem z kuszy. Stojąc nad zabitymi, strzepnęła ostrze z krwi, resztę wytarła sukienką, która w myślach łowczyni do tego nadawała się najlepiej, bo jako ubiór była zdecydowanie do kitu. Rozejrzała się po placu boju, upewniając się, czy na pewno nikt więcej nie czai się w okolicy. Wokół panowała cisza i spokój. Wiatr szumiał łagodnie wśród gór i okolicznych drzew, wieczorne ptaki śpiewały wesoło. Nie wyczuwała zagrożenia, las najwyraźniej również nie, chociaż ostatnio strzały ją zaskoczyły. Cóż, percepcja miała swoje ograniczenia, szczególnie związane z odległością. Jednak sterczenie i wgapianie się w niebo, czy horyzont w poszukiwaniu zagrożenia zakrawałoby na paranoję. Do tego stanowiłoby marnotrawstwo czasu. Jeśli znów jakiś upośledzony idiota zaatakuje, wtedy będzie walczyć, teraz była pora na złapanie oddechu po ciągłych potyczkach.
- By się chociaż postarali, a nie tylko człowiekowi dupę zawracali, by zaraz zdechnąć - odpowiedziała tonem który plasował się gdzieś między żartem a powagą, utrudniając jednoznaczne zakwalifikowanie wypowiedzi jako drwiny lub prawdziwej opinii. Jedyną trudnością tej walki była broń miotająca pociski na odległość. Uciążliwe, ale nie stanowiące większego wyzwania poza pewną upierdliwością formy ataku. Wyraźnie taka walka nie przyniosła zmiennokształtnej satysfakcji.

        Chyba tym razem faktycznie było po wszystkim. Szybko i sprawnie, jak zawsze.
Teraz w spokoju, Sherani zajęła się swoimi obrażeniami, a dokładniej strzałą wciąż tkwiącą w barku. Nie praktykowała szeroko przyjętego sposobu przepychania bełtu. Wielu uznawało taki sposób za bezpieczniejszy i mniej ryzykowny. Faktycznie szanse na złamanie grotu przy takim postępowaniu spadały prawie do zera. Jednak mając pecha można było uszkodzić jakąś ważniejszą arterię, albo nerw, które w innym wypadku pozostałyby nienaruszone. Sama wolała zwyczajnie wyrwać bełt. Zwykłe groty nie stawiały większego oporu. To bardziej podstępne strzały o hakowatych czy ząbkowanych grotach szarpały ranę, klinując się w niej, ale na to też miała swój sposób. Nacinała ciało wzdłuż drzewca i dopiero wtedy wyjmowała strzałę i w takich przypadkach unikając wypychania bełtu.
        Połowicznie zajęta procedurami leczniczymi, nie omieszkała przyjrzeć się porzucającemu wierzchnią odzież mrocznemu. Rani miał już niezbyt przyjemną okazję przebierać się przed publicznością, więc może nie wyczekiwała rewanżu jakoś szczególnie, ale z pewną dozą zainteresowania spoglądała na złodzieja. Ten jednak zakończył zostając w koszuli, gdyż do opatrzenia ramienia wystarczyło mu podwinięcie rękawa. Jakby nie patrzeć, zdejmowanie jej w takim przypadku byłoby bardziej prowokacją niż koniecznością. Zerknąć jednak mogła, choćby z samej ciekawości jak mroczny postąpi. Poza tym nie miała nic lepszego do roboty, poza zabiegami medycznymi, czy właściwie ich namiastką, bo te na wyszarpnięciu lotki się zakończyły. W międzyczasie nie umknął jej również fakt rzutek wracających do właściciela.

        Pozbywszy się irytującego kawałka drewna i metalu, zajęła się porządkami. To już z pewnością nie było nowością dla Salazara. Miał okazję widzieć tygrysicę ściągającą zwłoki na jeden stos. Teraz właśnie otrzymał powtórkę z rozrywki. Razem ze zwłokami, Rani pozbierała kusze i porozrzucane po polanie bełty, które spoczęły na szczycie stosu. Potem już było tylko pstryknięcie palcami i płomienie wesoło zajęły najpierw broń, później z wspieraną magią lekkością, przeszły na ciała żołnierzy.
- Aż żal się żegnać - zażartowała Sherani, ręką pokazując płonący stos trucheł. Logika podpowiadała, że powinni zupełnie się nie dogadywać, współpraca powinna być mordęgą, a wspólna walka torturą. Chociaż jednak mieli różne spojrzenie na wiele spraw, stanowili bardziej zgrany zespół niż niektóre drużyny współpracujące ze sobą miesiącami. Patrząc na efekty wspólnych działań, jako płatni zabójcy mogliby zbić fortunę.
- Szerokiej drogi i byśmy się nigdy więcej nie spotkali - dodała podchodząc do Salazara z ręką wyciągniętą do pożegnania.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości