Szczyty Fellarionu[Trakt do miasta i główna brama] Na wozie i pod wozem

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Uważnie wysłuchiwał tego, co mówiła Jyneth, chociaż najpierw zaczęła krążyć wokół pytania, które jej zadał i nie odpowiedziała na nie, jednak nie miał jej tego za złe, bo domyślał się, że większość napotkanych osób, jeśli nie wszyscy, po jakimś czasie pytają ją o to, co stało się z jej nogami, dlaczego jest kaleką i tak dalej, więc, mimo że mówiła o tym wiele razy, to tego typu rozmowy pewnie i tak były dla niej trudne. Dlatego też pomyślał sobie, że jeśli panterołaczka nie odpowie na pytanie o jej historię, a dokładniej to o część związaną z utratą możliwości chodzenia, to nie będzie pytał o to ponownie. Akurat on należał do osób, które bardzo dobrze rozumieją to, że ktoś ma tajemnice, o których woli nie mówić, a nawet jeśli, to prawdę o nich dowiedzą się tylko osoby, którym dany osobnik na pewno może zaufać. Rozumiał to... dlatego, że sam był taką osobą, jednak w jego przypadku w większej części wiązało się to z profesją skrytobójcy. Po prostu im mniej osób ufało mu i im mniejszej liczbie osób ufał on sam, tak jest najlepiej, bo dzięki temu nie musi martwić się o to, że naraża kogoś na niebezpieczeństwo lub śmierć wyłącznie przez to, że ufa danej osobie i może ją nazwać przyjacielem... lub partnerką. Niebezpieczeństwo z tym związane wynikało nie tylko z samego bycia skrytobójcą, lecz także z tego, że był jednym z najlepszych zabójców, którzy należą do Zjednoczonych z Cieniem, a to wiąże się z tym, że na jego tropie są Szkarłatne Lilie, które mogę spróbować ściągnąć go w pułapkę właśnie przez to, że będą grozić komuś, na kim mu zależy. Dlatego Kelsier stara się nie przywiązywać do ludzi. Mimo własnych rozmyślań cały czas słuchał tego, o czym mówi Jyneth.
Wyłapał moment, w którym skończyła mówić, jednak kotołak nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Milczenie samo w sobie też było odpowiedzią i, czasem, lepiej było milczeć niżeli odpowiedzieć słowami, jednak zdarzały się też sytuacje, w których o wiele lepszą odpowiedzią był właśnie brak słów.
        - Wydaje mi się, że mimo tego, co cię spotkało, to i tak dostrzegasz w tym pozytywy. Myślę, że wielu ludzi, w pewnym stopniu, poddałoby się, gdyby nagle stracili możliwość chodzenia, jednak u ciebie zaszło coś zupełnie odwrotnego... - powiedział po chwili. Tylko tyle był w stanie powiedzieć. Zresztą, z tej dwójki to właśnie Jyneth była osobą, która dużo mówi, a on był jej przeciwieństwem, jeśli chodzi o tę konkretną cechę.

Przez dłuższą chwilę milczeli oboje, jednak nie było to nic złego, w końcu nie mogli cały czas prowadzić ze sobą rozmowy, zwłaszcza że sam Kelsier nie było rozmowną osobą. Był małomównym samotnikiem, który specjalizuje się w zabijaniu i żyje z zabijania innych. Skrytobójca, wojownik cienia, który uważa noc i ciemność za swój drugi dom. Co prawda, nie każdy ma zdolność widzenia w ciemności, jednak jeśli już jest tym obdarzony, wtedy mrok naprawdę jest jego drugim domem. Osobnik o profesji kotołaka atakuje znienacka, w momencie, w którym jego cel najmniej się tego spodziewa, a nawet jeśli przypuszcza, że jest celem zabójcy, to zaskoczenie i tak pojawia się na jego twarzy, gdy osoba, którą miała zatrzymać obstawa, bez problemu eliminuje kilka strażników celu i następnie eliminuje sam cel. Ostatecznie zostawia za sobą ciała i zabiera trupowi coś, co będzie dowodem na wykonane zabójstwo. Zmiennokształtny przyzwyczaił się już do takiego życia, mimo że zabójcą został, częściowo, nie z własnej woli. Można nawet powiedzieć, że docenił to wszystko, co zrobił dla niego przywódca Zjednoczonych z Cieniem, bo dzięki temu nie musi martwić się o to, że jego sakiewka jest pusta albo o to, że padnie ofiarą jakichś rzezimieszków, ponieważ potrafi się obronić, a to, że jest skrytobójcą, nie oznacza od razu tego, że nie da sobie rady z kilkoma przeciwnikami, z którymi będzie walczył jednocześnie.
Panterołaczka ponownie zaczęła mówić, a on spojrzał na nią i tym samym przestał rozmyślać nad sprawami związanymi z własną profesją. Musiałby skłamać, gdyby przyznał, że nie lubi słuchać głosu czarnowłosej.
        - Chciałbym usłyszeć prawdę o tym wydarzeniu, a nie jedną z opowieści, które przytaczasz, gdy ktoś pyta cię o to, co stało się z twoimi nogami... A skoro wolisz mi o tym nie mówić, to ja nie będę nalegał na to, żebyś zmieniła zdanie — powiedział, gdy ona sama skończyła mówić.
        - Aż za dobrze rozumiem ukrywanie prawdy przed innymi, mimo że o to pytają, a jakaś część ciebie chciałaby o tym powiedzieć... - dodał po chwili. Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z siostrą, już po tym, jak wstąpił w szeregi Zjednoczonych z Cieniem. Chciał jej powiedzieć tyle rzeczy, jednak nie powiedział niczego, bo wiedział, że wiedza ta może być dla niej niebezpieczna. Wtedy mogła taka nie być, jednak gdyby teraz Farah dysponowała wiedzą o organizacji, dla której pracuje Kelsier i o nim samym, to na pewno byłaby w niebezpieczeństwie, bo Szkarłatne Lilie na pewno dowiedziałyby się o tym i groziły kotołakowi, wykorzystując do tego właśnie jego siostrę.
        - Może teraz ty chcesz mnie o coś zapytać? - pytanie padło z jego ust po dłuższej chwili milczenia. Nie określił konkretnie, o co może go zapytać, więc mogło to być wszystko, co przyjdzie jej do głowy. Inną kwestią pozostawało to, czy udzieli jej odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Jyneth
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtna - Panteroła(cz)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jyneth »

Milczeli. Prosta czynność, jakże wymowna w swej cichej naturze i tym razem wręcz oczyszczająca atmosferę po jej długiej wypowiedzi. Choć Jyneth nie szczędziła wcześniej słów, teraz zamknęła usta, dając sobie i kotołakowi chwilę czasu, na przyjęcie tego co powiedziała. Czuła się trochę skrępowana swoją wylewnością oraz chęcią filozofowania. Nie powiedziała nic ważnego, pokazała tylko talent do wodolejstwa... Acz jednocześnie dając znać, jak wiele może zrobić by ominąć dany temat. Gdyby jednak Kelsier bardziej naciskał, ucięłaby krótkim "nie powiem"... Zamiast tego wyraził tylko nadzieje, że usłyszy kiedyś prawdę z jej ust. Intrygujące. Najpierw chciał zaspokoić własną ciekawość, lecz czując grząski grunt, wycofał się. Respektował jej prywatność, to w tych czasach ostatnio rzadka sztuka. Cóż, jeśli faktycznie kiedyś mu to powie, kotołakowi dane będzie wysłuchać nudnej i smutnej historii, o dziewczynce okaleczonej przez kilku rasistów. Naprawdę bezbarwna i pozbawiona polotu opowieść. Gorzko i krytycznym okiem zerkała na własną przeszłość. Warsztat słowem, dobieranie ich w odpowiedni szyk oraz przekazywanie odpowiedniego ich znaczenia, ot, tym się zajmowała. Ludzie nawet nie wiedzieli, jak łatwo dodając albo odejmując jeden wyraz, można zmienić sens całego zdania. W ten sam sposób tworzyła swoje historie. Wkreślała z nich coś, na przykład prawdziwe zdarzenie, zostawiając końcowy efekt, choćby i to nieszczęsne kalectwo. Potem dodawała szczyptę magii i dwa zbiegi okoliczności, ważne zdarzenie, ale nie zbyt ważne, by nikt nie pomyślał, że przesadza. O dziwo, słuchacze lubili, gdy w opowieściach pojawiało się coś niewiarygodnego, ale nie "nazbyt" niesamowitego. Spotkanie wróżki w lesie jest możliwe, ale walka z hordą dzikich smoków? Nie, w to by nikt nie uwierzył. Dobry gawędziarz idealnie balansuje między prawdą a fikcją. Co dość krępujące, robi to samo wielu kłamców i oszustów...
Lewe ucho pod włosami zastrzygło słysząc głos Kelsiera. Jyneth westchnęła w duchu, wbijając wzrok w swoje dłonie, dla kontrastu milcząc. Trafny osąd uderzył w czulszą strunę i dźwięk rozszedł się echem wewnątrz ciała. Czy chciałaby komu coś powiedzieć... Oczy skupiły się na rękach. Paznokcie, choć w dużej mierze ludzkie, były zaostrzone i dłuższe niż u zwykłego zjadacza chleba - zdradzały, że ma w sobie dziką naturę. Ciemniejszy, niby opalony koloryt mówił, że nie jest stąd. Długie, smukłe palce wyróżniały się kobiecą budową. Szorstka skóra na opuszkach oraz zgięciach zdradzała, że długi czas coś dźwigała albo nosiła w rękach. Tyle można było powiedzieć po jednym spojrzeniu na jej dłonie... Zabawne, przerażające i jednocześnie przynoszące ulgę. Dłonie to nie dusza, nikt nie wyczyta z nich tego, co panterołaczka chciała ukryć. Niemniej, Kelsier miał... Rację. Wolno zacisnęła dłonie w pięści i rozluźniła je.
- Nie zaprzeczę. - powiedziała cicho. - Noszę w sobie setki historii i tylko jedna jest moją własną. Opowiadać jej jednak nie zamierzam, choć myśl, że przyniesie to ulgę, kusi. Zdradzając się z tym co kogoś dręczy, albo ze swoją przeszłością, najczęściej chcemy usłyszeć, nie pocieszenie, nie krytykę, ale słowa zrozumienia. O to w tym chodzi... Potrzebujemy wiedzieć, że ktoś rozumie nasze motywy, myśli, musimy się utwierdzać w swoich racjach i przekonaniach. Jednak nie mamy pewności, że tak będzie, prawda..? Dlatego milczenie jest jedyną odpowiedzią. Nikt nie chce zostać wyśmiany ani wydrwiony, zdradzając się z czymś ważną, drogim albo dla siebie bolesnym. Zwłaszcza w tych czasach, gdy jest taki rozłam pomiędzy ludźmi a innymi rasami. Dlatego, nawet jeśli wiem, że nie okażesz złej woli Kelsierze, wolę się wstrzymać ze słowami. - miała pewne poczucie, że szorstko go potraktowała, choć ani razu nie podniosła głosu ani nie uniosła się gniewem. Nie, wiedziała dobrze, że jasnowłosy chłopak to zrozumie... Tym bardziej nie powinna czuć oporów przed opowiedzeniem tej, jak sama mówi, banalnej historyjki. A czuła jednak wewnętrzną barierę, która nie chciała do tego dopuścić. Słysząc jego propozycję, delikatnie pokręciła głową. - Mogę zapytać, ale czy odpowiesz szczerze? Możesz skłamać, tak jak ja bym mogła, zdradzając moją przeszłość. Możesz milczeć. Pomiędzy tym co możemy powiedzieć, co chcemy powiedzieć a co powinniśmy jest różnica, dlatego... Słowa, wbrew pozorom, są bardzo niebezpieczne.
Urwała raptownie. Z lekkiej atmosfery przeplatanej jej niepewnością co do wyjawienia swojego kalectwa, nastrój przeszedł w poważniejszy i ciężki. Jyneth nie chciała tego, lecz jej myśli skierowały się bezwiednie w nieodpowiednim kierunku a słowa podążyły za nimi. Temat nie pasował do słonecznego, leniwego popołudnia, dziewczyna niemal zapomniała, że dalej są na wozie, beztrosko zmierzając w kierunku miasta. Kelsier miał rację. Jej kalectwo sprawiło, że otworzyła oczy na wiele spraw i łatwiej było się jej dostosować do życia, widząc jego jaśniejsze strony, lecz nie dając się zatruć mrocznym. Mówił prawdę również, gdy chodziło o to co każde z nich chce wyjawić... Mogła tylko domyślać się, że nieraz był w podobnej sytuacji gdy chciał, ale naprawdę nie potrafił, z sobie tylko znanych powodów powiedzieć tego, co leżało mu na sercu. Nie chciała pytać go o nic. Również przez to, że gdy... Czy też "jeśli" odpowie szczerze, będzie czuła zobowiązanie odwdzięczyć się tym samym. Był to przebiegły, choć być może nieświadomie sprytny ruch. Gdyby nawet miała zapytać Kelsiera, to o co? Jyneth może i lubiła rozmawiać, jednak wiedziała, że niektórych tematów nie warto poruszać. O przeszłość? Czym się zajmuje? Nigdy nie ma pewności, że ktoś mówi prawdę, chyba, że widzi się po oczach albo mowie ciała. Do tego, przyglądając się wcześniej kotołakowi wysnuła pewne podejrzenia... Takie sprawy jak polityka i religia zawsze były kłopotliwymi tematami, bo budziły kłótnie oraz spory. Neutralne tematy jak pogoda były nudne i oklepane.
- Mam propozycję, czy też raczej prośbę... - zaczęła spokojnie Jyneth. - Nie jestem magiem ani wróżbitką, nie potrafię czytać umysłów ani serc. Za to bacznie obserwuję innych i mogę często zgadnąć kim są, przyglądając się temu jak mówią, jak chodzą, jak się noszą. - ich spojrzenia się spotkały. - Jeśli pozwolisz, opowiem kim jesteś, według tego co widziałam odkąd wsiadłeś na ten wóz. Nie mam złych intencji, nie chcę Ci grozić ani przestraszyć. Może wyda Ci się to dziwne, ale niektórzy widzą więcej niż inni. Być może, to Ci pomoże, albo niczego nie wniesie w Twoje życie, kto wie. Czy trafię w prawdę czy opowiem bzdurę, nie musisz się do tego odnosić. Jedyna opowieść o Tobie jaką kiedykolwiek ktoś usłyszy, to o jasnowłosym kotołaku, który odgonił stado złośliwych chochlików.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Już wcześniej wspomniał, że jest małomówną istotą, a z tym szło w parze także to, że rzadko zdarzały się sytuacje, gdy to on odzywał się jako pierwszy, aby przerwać ciszę, która pojawiła się między rozmówcami. To wszystko łączyło się też z tym, że nie był dobrym kompanem do rozmów, jednak był bardzo dobrym słuchaczem. Wydawało mu się, że kolejną cechą, która miała coś wspólnego z małomównością i skrytością, było też to, że rzadko naciskał na rozmówcę w celu zdobycia konkretnych informacji, bo myślał, że jeśli osoba nie chce mu o tym powiedzieć, to oznacza, że i tak nie uda mu się wyciągnąć z niej odpowiedzi, nawet jeśli cały czas będzie o to pytał. Co prawda, ciekawość namawiała do tego, aby pytać dalej i mieć nadzieję na to, że rozmówca odpowie zgodnie z prawdą, ale, w przypadku kotołaka, naprawdę nieczęsto jej się to udawało.
Mimowolnie podążył za wzrokiem Jyneth, gdy spojrzała na swoje dłonie i znowu im się przyjrzał. Paznokcie przypomniały ludzkie, a różnicę, to, że są ostrzejsze i minimalnie dłuższe, można było zauważyć dopiero po dłuższym patrzeniu na nie. Kelsier nie był w stanie, na podstawie koloru skóry, stwierdzić, z jakiego obszaru pochodzi dana osoba, bo kolor skóry i jej opalenizna nie były uzależnione od tego, gdzie urodziła się konkretna persona, jednak coś mówiło mu, że panterołaczka nie jest stąd. Palce- smukłe i kobiece, nawet jeśli kobieta na co dzień walczy mieczem czy inną bronią i często trzyma w dłoni rękojeść tego, czym walczy, to jej dłoń i tak będzie wyglądać kobieco, jedynie faktura skóra na palcach zmieni się na bardziej szorstką, przyzwyczajoną do trzymania broni. Na dłoniach Jyneth, co prawda, pozostały ślady po użytkowaniu drewnianych kul, jednak były one widoczne jedynie na opuszkach palców i na ich zgięciach. Sprawa miała się inaczej do jego dłoni, bo po nich od razu było widać, że są już przyzwyczajone do tego, że muszą trzymać broń.

Nagle zmiennokształtna odezwała się, a uszy kotołaka poruszyły się pod kapturem. On sam ponownie spojrzał jej w oczy.
        - Milczenie, czasami, jest o wiele lepszą odpowiedzią niż jakiekolwiek słowa — powiedział po tym, jak ona skończyła mówić.
        - A, żeby opowiedzieć komuś swoją prawdziwą historię, musimy mieć pewność, że ufamy osobie, której chcemy opowiedzieć swoją historię... - dodał po chwili. Cóż, ona sam, z racji swojego charakteru, miał trudności ze znalezieniem takiej osoby, dlatego, tak naprawdę, jeszcze nikt nie poznał historii, w której opowiedziałby o całym swoim życiu. Jedynie on znał całą prawdę, bo przecież sam to przeżył i zapamiętał. Jego siostra, znała tylko część, bo przecież była tego uczestnikiem w tym samym stopniu co on.
        - To, czy odpowiedziałbym szczerze, zależałoby od pytania... - odezwał się, słysząc kolejne słowa, które padły z ust Jyneth. Na odpowiedź na dane i konkretne pytanie duży wpływ miała znajomość z pytającym, a także zaufanie, którym obdarza go osoba zapytana. W ich przypadku wyglądało to tak, że poznali się dopiero dzisiaj, a, z racji tego, że Kelsierowi niełatwo przychodzi zaufanie innej osobie, to można pokusić się o stwierdzenie, że jeszcze nie ufa panterołaczce, chociaż nić zaufania może już między nimi powstawać.
Wydawało mu się, że jego towarzyszka w podróży, bo chyba mógł ją już tak nazwać, ponownie zamyśliła się, a między nimi znowu pojawi się cisza. Postanowił zmienić nieco swoją pozycję, więc snop siana, o który się opierał, przesunął na bok, tak, aby znajdował się on po jego lewej stronie. Następnie położył nogi na wozie i oparł się plecami o siano, przy okazji krzyżując nogi w siadzie skrzyżnym. W pozycji, w której siedział teraz, nie musiał odwracać głowy w bok, aby móc spojrzeć na zmiennokształtną, bo miał ją naprzeciw linii swojego wzroku.

Usłyszał propozycję, nad którą musiał się chwilę zastanowić.
        - Śmiało, to może być ciekawe, zwłaszcza że pierwszy raz ktoś złożył mi taką "propozycję" - odpowiedź padła z jego ust, a słowa te także mogły działać zachęcająco na panetrołaczkę. Naprawdę był ciekawy tego, co powie na jego temat.
        - Ja, raczej, nie mam takich zdolności, więc podejrzewam, że nie będę mógł odwdzięczyć ci się tym samym — dodał szybko i oparł się wygodniej o siano, czekając na to, aż Jyneth zacznie mówić, a raczej opisywać to, co zaobserwowała.
Awatar użytkownika
Jyneth
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtna - Panteroła(cz)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jyneth »

Zaufanie... Najwrażliwszy element jestestwa każdego bytu mającego samoświadomość. Szklany kręgosłup wszelakiej istoty, będący podporą dla całej osobowości. Bo czyż to, jaki mamy stosunek do innych nie definiuje nas? Podejście do tajemnic, drażliwych tematów i nieprzyjemnych sekretów. Zaufanie jest tego ważną częścią, podporą relacji nie tylko z jedną osobą, ale i wszystkimi innymi. Wystarczy kilka rys na szklanej powierzchni, by zacząć się dystansować, parę pęknięć, by być ostrożnym i milczeć... A gdy zaufanie zostanie pogniecione i zdeptane, kręgosłup rozpadnie się, okruchy szkła posypią. Już więcej nie wyciągniesz dłoni jako pierwszy, ludzie Twoim okiem będą podejrzani i źli. Każdy uśmiech będzie szyderczy, każda uwaga sarkastyczna i prowokująca. Coś się załamie... A zaufanie nie tak łatwo odbudować. Trzeba krok po kroku, zebrać te odłamki szkła, skleić kręgosłup odpowiednim cementem, naprawić. Jednak trzeba pamiętać, że nigdy, ale to nigdy nie odzyska pierwotnej postaci... Dlatego, gdy już pęknie, gdy ma się w dłoni garść odłamków zaufania... Czy Jyneth śmiałaby podać jeden z nich innej osobie? Patrząc na całą historię, to naprawdę było niewiele. Okruch szkła. Nigdy nie śmiałaby sądzić, że jej zaufanie zostało zaniedbane do tego stopnia... Jedynie nadwyrężone i nieco obolałe, ale i tak natura panterołaczki cechowała ją tajemniczością. Pewne rzeczy powinny po prostu pozostać sekretem, zwłaszcza przy przypadkowo spotkanych osobach. A kwestia zachowania... Jest kotem. Samowystarczalną, cichą istotą, która nie lubi być zmuszana do czegokolwiek.
Patrzyła milcząc jak Kelsier układa się wygodnie na sianie i zastrzygła uchem. Na przodzie wozu chłop wraz z dziećmi zajęty był cichą, spokojną rozmową. Musieli bacznie przyglądać się otoczeniu, może w obawie, że kolejne stado chochlików wyskoczy zza drzew... Bądź chcieli pozostać chwilę w swoim własnym towarzystwie. Jyneth strzepnęła płaszcz podróżny, złożyła ciemny materiał i położyła sobie pod plecy, przeciągając się po kociemu. Promienie grzały przyjemnie skórę, sprawiając, że może nie senność tańczyła pod powiekami, ale wyciszenie, doprawione miarowym stukotem drewnianych kół. Słońce wznosiło się wyżej i wyżej, a przejażdżka trwała dłużej niż dziewczyna myślała, że będzie. Nic tylko pola, las, łąki... W oddali nie było widać nawet murów miasta, tylko szum rzeki nieopodal utwierdzał, że nie zboczyli w żaden sposób z drogi.
- Zgodziłeś się szybciej, niż podejrzewałam Kelsierze. - powiedziała łagodnie, uśmiech rozjaśnił lekko twarz Jyneth, gdy zwróciła spojrzenie w jego stronę. - Miej w pamięci to, co wcześniej powiedziałam. To nie groźba ani pochlebstwo, tylko to co widzę. A czasem zdarza mi się widzieć trochę więcej niż innym...
Bez ostrzeżenia ani złej woli wyciągnęła dłonie, by ująć w nie jego rękę. Prosty gest, którym miała nadzieję w żaden sposób nie zrazić kotołaka. Musnęła opuszkami miejsca, gdzie skóra była szorstka od wielu lat trzymania oręża albo gładka od jasnych blizn. Dłoń Kelsiera była większa, o grubszych, choć dalej szczupłych palcach, wolno ułożyła ją wewnątrz swojej. Przyjrzała się zaostrzonym paznokciom, czubkami palca wskazującego i serdecznego dotknęła stwardniałą skórę na boku dłoni, pod małym palcem. Przesunęła opuszki delikatnie na kłąb kciuka, badając fakturę ciała, aż dotknęła wewnętrzną część zgięcia palców.
- Wiele lat ćwiczyłeś się z bronią, te ślady mi o tym mówią. - zaczęła powoli Jyneth, ostrożnie dobierając słowa. - Skóra stała się szorstka od metalu, uchwyt musisz mieć pewny. Przetarty obszar jest większy niż u kogoś, kto tylko trzyma miecz w dłoni, manewrujesz ostrzem, trzymając mocno rękojeść. Dłonie jednak nie stwardniały Ci tak bardzo od żelaza, dlatego, że nie używasz ciężkiej broni, tylko lekkiej. - dotknęła odpowiednich śladów. - Rycerze i wojownicy choćby i nosili rękawice, skórę mają szarą i twardą jak niewyprawioną. Nie jesteś jednak rycerzem. Oni trzymają się prosto, chodzą sztywno i szybko, lata noszenia zbroi odbiły się na ich postawie. Jesteś kotołakiem, wiem, widzę po oczach, ale też po tym jak się poruszasz. Miękko, lekko i bezszelestnie. Jak cień... Pomimo swej wyćwiczonej postury jesteś giętki i zdolny do tego by nagle poderwać się do biegu albo by uskoczyć przed ciosem. Niemniej, to nie tylko zasługa natury. Widać, że ciało masz wprawione dzięki długim treningom. Nie są to mięśnie rozwinięte przez ciężką pracę na roli, szkoliłeś się w określonym celu. Całe dnie machania łopatą dają odmienny efekt niż ćwiczenie się z szermierką, co łatwo rozróżnić. Dla przykładu, Pan Travis całe życie spędził na polu i jest mocny, żylasty, ma szerokie ramiona i barki od noszenia siana i bogowie wiedzą jeszcze. Ty, Kelsierze ćwiczyłeś inaczej, by być silnym i zwinnym. Gdybyście zmierzyli się na rękę, Travis by wygrał, lecz gdyby doszło do pojedynku, fortuna będzie po Twojej stronie. Gibkość i szybkość pomagają Ci w walce, nie mówiąc o tym, że wiesz pewnie jak walczyć i gdzie trzeba uderzyć... - zamilkła na moment. Nie chciała poruszyć czegoś, czego nie powinna, ale przecież powiedziała, że to tylko przypuszczenia.
- Twoje atuty to cisza. Jesteś cichy i zwinny, to przymioty osoby, która nie szuka poklasku i pracuje na uboczu, w cieniu. Gdy Cię zobaczyłam, przeszło mi przez głowę kilka myśli. Możesz być złodziejem, skrytobójcą, szpiegiem, informatorem, łowcą albo i najemnikiem. Każdy z tych zawodów potrzebuje sprytu i wyćwiczonego ciała, oraz posługiwania się bronią lekką, którą można zabrać ze sobą wszędzie. Nie kryjesz przed nikim tego, że masz sztyletu u pasa. To od razu zawiadamia każdego, że potrafisz się nimi posługiwać i może to być różnie odebrane. Dla jednego może być to sygnałem, że gdyby spróbował Cię napaść, będziesz się bronił, dla drugiego zaś to groźba, że to Ty możesz zaatakować. Blizny na ramionach to ślady po walkach, potyczkach albo ćwiczeniach. Każda z nich to swego rodzaju pamiątka po tym, co się kiedyś zdarzyło. I choć trudno spotkać kogoś, kto nie miałby ani jednego takiego znaku na ciele, to Twoje stanowczo przyciągają wzrok. Ubierasz się tak, by mieć swobodę ruchów. Zastanawiał mnie kaptur, czemu go nosisz, skoro w jakimś stopniu ogranicza widoczność oraz dźwięki. Jednak jesteś zmiennokształtnym, pewnie masz wyczulone zmysły i materiał nie przeszkadza. Masz przystojną twarz, nie powiem, kto wie, może kilku kobietom zawróciłeś już w głowie. Nie potrafię zgadnąć Twojego wieku, nigdy nie byłam w tym dobra. Masz szare oczy, jak niebo przed burzą i kocie źrenice. Ogona ani uszu nie widzę, możesz je kryć albo równie dobrze ich nie mieć.
Zamilkła na dłuższy moment, pozwalając sobie i mu przyswoić to co powiedziała. Obserwacja była mocną stroną Jyneth i lubiła przyglądać się innym, ich reakcją na określone zdarzenia i słowa. Drobne rzeczy, które określały wiele, więcej, niż ktokolwiek mógł pomyśleć.
- To wszystko przypuszczam, bazując tylko na tym jak wyglądasz albo się poruszasz. Wysławiasz się spokojnie i ładnie, nie słychać żadnego określonego akcentu w Twojej wymowie, tym samym, nie można zgadnąć skąd jesteś. Jasna skóra i włosy też niewiele mówią, ubiór i sztylety również. Nie mówisz wiele, praktycznie nic o sobie nie powiedziałeś. Jesteś skryty i cichy z natury, czy też może z doświadczeń, kto wie. Na pewno jesteś dobrym słuchaczem, obserwujesz otoczenie a powstrzymujesz się przed komentarzem bądź też uważasz za zbędne mówić za wiele. W każdym razie... To co teraz wysnułam nie musi zgadzać się z prawdą i nie musisz nic sprostowywać. To tylko domniemania gawędziarki.
Skończyła mówić i dopiero wtedy dotarło do czarnowłosej, że wciąż trzyma w dłoniach rękę Kelsiera. "Odłożyła" ją na jego udo i cofnęła odrobinę stropiona dłonie. Tak się zamyśliła w swoim snuciu i opowiadaniu, że nie była świadoma, że ich palce dalej się stykają. Oparła swoje ramiona luźno o pachnące słońcem siano, zamknęła powieki i uniosła twarz w stronę ciepłych promieni. Wolno, głęboko odetchnęła.
- Mówi się, że czyta się z niektórych jak książki. Nie jest to jednak prawda. Każdy jest zagadką, wydaje się, że widzimy sens po paru słowach, ale odpowiedź i jej głębia, może być poza naszym zasięgiem.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Wyglądało na to, że ona również postanowiła ułożyć się nieco wygodniej, a rodzina podróżująca wozem skupiła się teraz w swoim towarzystwie i rozmawiała o czymś. Wóz, na którym jechali, stanowił teraz miejsce podróży dla dwóch, różnych ras, które podzieliły się na dwie grupy- zmiennokształtni siedzieli w swoim towarzystwie i ich rozmowa, a także jej tematy często miały na celu lepsze poznanie drugiej osoby, natomiast ludzie, połączeni więzami rodzinnymi, siedzieli z przodu wozu i też rozmawiali, jednak Kelsier nie wiedział o czym. Zauważył też, że, co jakiś czas, Travis albo jego najstarszy syn rozglądają się wokół i patrzą na zarośla porastające boki drogi, zupełnie jakby spodziewali się, że w pewnym momencie wyskoczy stamtąd kolejna banda chochlików albo coś gorszego.
        - Po prostu ciekaw jestem tego, co możesz o mnie powiedzieć na podstawie samej obserwacji — odparł, gdy Jyneth powiedziała, że zgodził się na to, szybciej niż przypuszczała. Nie kłamał, bo naprawdę ciekawiło go to, co powie panterołaczka i to, ile z tego, co powie, będzie zgadzało się z tym, jak jest naprawdę. Na zapewnienie czarnowłosej kiwną głową, co oznaczało, że będzie o tym pamiętał.
Nie spodziewał się, że do tego wszystkiego będzie jej potrzebny kontakt fizyczny z częścią jego ciała, dlatego, w pierwszym odruchu, chciał cofnąć swoją dłoń i nie pozwolić na to, żeby zmiennokształtna jej dotykała, jednak udało mu się powstrzymać od tego i, ostatecznie, nawet nie poruszył dłonią. Spojrzał oczekująco na Jyneth, czekał na moment, w którym zacznie mówić.

Najpierw na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, jednak im dłużej mówiła o nim, tym bardziej uśmiech ten ustępował miejsca zaskoczeniu, które było wynikiem tego, że kotołak zdał sobie sprawę z tego, że zdecydowana większość tego, co powiedziała czarnowłosa, była jak najbardziej trafna. Kilkukrotnie do zaskoczonego wyrazu twarzy dołączała też brew uniesiona w górę, akurat wtedy, gdy Jyneth wyjątkowo dobrze określiła coś, co zaobserwowała. Przez to, o czym mówiła, przypomniał sobie także lata treningów, które odbył w siedzibie Zjednoczonych z Cieniem, nieraz pod okiem samego przywódcy, który, chyba, od samego początku widział w nim potencjał. Kelsier, mimowolnie, nie zawiódł prognoz swojego przełożonego, bo przecież aktualnie jest jednym z najlepszych zabójców, którzy należą do organizacji, o ile nie najlepszym. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że cały czas trzymała jego dłoń i puściła ją dopiero wtedy, gdy przestała mówić.
        - Z rzeczywistością zgadza się zdecydowana większość, nie spodziewałem się, że będzie tego aż tyle — powiedział dopiero wtedy, jak dziewczyna skończyła mówić. Z jego twarzy znikło już zaskoczenie, jednak teraz dało się je wyczuć w głosie zmiennokształtnego, a przynajmniej wtedy, gdy wypowiadał to zdanie.
        - Wierz lub nie, ale mam trzydzieści osiem lat... Zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam na mniej — odparł, gdy przypomniał sobie, że Jyneth miała problemy z odgadnięciem jego wieku. Ta informacja nie należała do tych, które powinien ukrywać, więc nie miał większego problemu z tym, żeby jej o tym powiedzieć.
Postanowił też, że zdejmie kaptur, co mógłby już zrobić wcześniej, jednak jego głowę zajęło co innego i zapomniał o tym. Ręką, której dłoń nadal stykała się opuszkami palców z dłonią panterołaczki, sięgnął do brzegu kaptura i odchylił go w tył. Biała czupryna od razu przysłoniła mu jedno oko, a Jyneth mogła zauważyć kocie uszy ukryte wśród włosów i mające ten sam kolor co one. Kelsier przeczesał włosy palcami tak, żeby jego uszy zostały przez nie zakryte.
        - Ogon też mam tylko, że ukryty — odparł i zaczął zastanawiać się nad jedną rzeczą.

        - Może teraz ja zrobię podobnie jak ty i powiem ci o tym, co zaobserwowałem u ciebie? Od razu mówię, że pewnie podam mniej informacji i nie będą tak dokładne, bo zapewne jesteś lepsza w obserwowaniu ludzi niż ja — zapytał i przy okazji uprzedził. Ona wiedziała tyle, że większość z tego, co powiedziała, było prawdą, jednak nie wiedziała co dokładnie i, na razie, najlepiej będzie, jeśli tak pozostanie. On też ujął jej dłoń, a opuszkami drugiej zaczął ją badać. Dłonie Jyneth były mniejsze niż jego, miały też inną fakturę i bardziej zaostrzone paznokcie.
        - Masz kobiece dłonie ze smukłymi palcami i przyjemną w dotyku skórą, mimo że można na niej wyczuć to, że przyzwyczajone są do trzymania drewnianych kul, które pomagają ci w chodzeniu i pewnie, przynajmniej kilkukrotnie, musiałaś wyciągnąć z nich drzazgi. Palce zakończone masz paznokciami podobnymi do ludzkich, jednak są one ostrzej zakończone. Dbasz o swoje dłonie, jednak nie tylko o nie, bo o resztę ciała również. Jak już wcześniej wspomniałem, kalectwo nie odebrało ci chęci do życia. Włosy układają ci się tak, że zasłaniają kocie oczy o barwie ciemnego złota... albo jest to naturalne, albo sama zadbałaś o to, żeby układały się właśnie tak. Masz ładne ciało i twarz, jestem pewien, że mimo niepełnej sprawności fizycznej, i tak przyciągasz spojrzenia mężczyzn, bo moje przyciągnęłaś na pewno... - była to dopiero część tego, co miał powiedzieć, jednak zatrzymał się momentalnie w chwili, gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
        - Przepraszam, nie powinienem mówić tego, co powiedziałem na samym końcu — odparł i spuścił wzrok, a tym samym zdał sobie sprawę, że nadal trzyma dłoń Jyneth i wodzi po niej palcem, mimo że już nic o niej nie mówił. Przestał to robić i w tym samym momencie puścił jej dłoń, zabierając swoje.
        - Wracając... Podejrzewam, że spotykasz się z różnymi reakcjami na swoje kalectwo i znasz już je wszystkie. Lubisz opowiadać historie innym ludziom i pewnie zarabiasz tak na życie, jednak robisz to także z samej przyjemności. Twój głos ci to tylko ułatwia, bo potrafisz sprawić nim, że każdy, bez względu na to, jak jest do ciebie nastwiony, w jakim jest wieku, jakiej płci i jaką profesją się para, chce cię słuchać i tego, o czym opowiadasz. Nie widziałem, jak wygląda twoje poruszanie się przy pomocy kul, więc nie będę mówił na ten temat. Czasami twoja kocia natura daje o sobie znać w czynnościach, które wykonujesz, na przykład, niedawno przeciągałaś się po kociemu, a jeszcze wcześniej raz albo dwa razy wydałaś z siebie odgłos podobny do mruczenia. Masz uszy i mają one taki sam albo bardzo zbliżony kolor do twoich włosów, w dodatku nie są duże, więc łatwo jest ci je ukryć. Ogon pewnie też masz, jednak ukrywasz go podobnie jak ja. Ubierasz się w strój, który najlepiej można określić jako podróżny, wytrzymały i niekrępujący ruchów. Nie nosisz ozdób, co robi dość dużo kobiet, może nie możesz ich nosić albo, po prostu, nie lubisz ich nosić. Jesteś przyjaźnie nastawiona do innych, a, w moim przypadku, roztaczasz wokół siebie jakąś dziwną aurę, która sprawia, że robię się mniej małomówny — ponownie przerwał, bo tym razem znowu wcisnął tu coś o sobie, a, według niego, raczej nie powinien tego robić. Poza tym powoli dochodził do końca opowiadania o tym, co zaobserwował on sam.
        - Podejrzewam, że w zwierzęciej postaci nie jesteś kaleką, dlatego pewnie lubisz przebywać w postaci pantery. Czarnej pantery, sądząc po kolorze futra, które pokrywa twoje uszy. Mogłabyś przebywać w formie pantery cały czas, jednak tego nie robisz. Jednym z powodów może być to, że niektórych spraw nie da się załatwić jako wielki kot. Drugim... nie wiem, może to, że nie chcesz zatracić się w zwierzęcej i dzikiej naturze swojej zwierzęcej formy, bo gdyby to się stało, to mogłabyś już nie wrócić do ludzkiej formy. Nie wiem dużo o twojej rasie, bo panterołaki są dość rzadkie, więc nie wiem, czy to, co mówię, jest prawdą... - skończył mówić i opowiadać o tym, co udało mu się zaobserwować u zmiennokształtnej. Nie wiedział, ile z tego jest prawdą i nawet nie miał zamiaru o to pytać. Podejrzewał, że Jyneth podzieli się z nim jakąś opinią na temat tego, co powiedział. Wcześniej zajęty był mówieniem i dopiero teraz poczuł, że dłoń spoczywa na dłoni panterołaczki. Od razu ją zabrał i spojrzał w bok.
        - Znowu muszę cię przeprosić... gdy mówiłem, nie zwróciłem uwagi na ułożenie naszych dłoni... - odparł po chwili. Nie spojrzał ponownie w oczy zmiennokształtnej.
Awatar użytkownika
Jyneth
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtna - Panteroła(cz)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jyneth »

Skąpy wachlarz emocji znaczył bladą twarz Kelsiera, przelewając się to pomiędzy subtelnym uśmiechem, zdumieniem czy zamyśleniem nad jej słowami. Milczał, rozważając je w ciszy. Widząc zadumę w szarych oczach, zadumała się i nad tym sama Jyneth. Jasnowłosy chłopak nie spodziewał się tylu słów ocierających się o prawdę - czy też poczuł niechęć, gdy za bardzo się do faktycznego stanu rzeczy zbliżyła czy to był cień podziwu, mogła tylko podejrzewać. Różnie reagowano na jej słowa. Każde ma w sobie potęgę... Może leczyć, podnieść na duchu albo ranić nie gorzej od miecza. Największą zagwozdką tego świata było to, że nie zawsze dają taki efekt jaki się im przypisuje. Skutkiem czego dobre słowo bywa sarkastyczne, a obelga może być przyjacielską radą. Powoduje to wiele niejasności, ewoluujących w konflikty. Niemniej, Kelsier nie odczytał jej wypowiedzi jako wrogą, nie przerwał jej ani razu, a dziewczyna nie wpatrywała się w niego nachalnie podczas swojej przemowy. Wszystko przebiegało w niemalże neutralnej atmosferze, podszytej zapachem siana oraz ciekawością i swego rodzaju zrozumieniem.
- Trzydzieści osiem... Nie powiedziałabym. - przekrzywiła delikatnie głowę przyglądając się rozmówcy, ciemne włosy opadły jej na policzki. Był młody, ale nie wyglądał jak młodzik, ot, po prostu młody mężczyzna w sile wieku. Odgarnęła kosmyki odruchowo dłonią. - To ja mam dwadzieścia siedem lat i też wyglądam młodziej, jednak tak dużej rozbieżności między wiekiem a aparycją u mnie nie ma. Los dla zmiennokształtnych był łaskawy, dając im długie życie i młodość... Choć z drugiej strony, równie dobrze mógł z nas tym zakpić. - umilkła.
Takie było prawo natury, zwierzołaki są na tym świecie dłużej... Dłużej rozkoszują się tym co daje im wszechświat, ale i więcej lat znoszą kaprysy niesprawiedliwego losu. Z tego krótkiego zamyślenia wyrwał ją Kelsier, uniosła wzrok czując jak zabiera dłoń i zdejmuje z głowy ciemny kaptur, który lekko opadł na plecy. Przyjrzała się teraz jego twarzy w pełnym słońcu. Był gładko ogolony, kilka promieni zagrało na prostym nosie i ładnie zarysowanych łukach brwiowych. Brwi były jasne, praktycznie niewidoczne na bladej skórze. Nierówno przycięta, długa grzywka zasłoniła prawe oko. Włosy były białe jak mleko - nie było w nich jaśniejszych czy o ton ciemniejszych, szarych pasm. Miały jednolitą, śnieżną barwę, a wśród nich kryła się para kocich uszu. Jyneth uśmiechnęła się lekko na ten widok, wiedząc, że w dokładnie ten sam sposób kryje swój narząd słuchu pomiędzy czarnymi pasmami - choć jej małżowiny są okrągłe i drobne. Te kotołaka nie były zbyt duże, po prostu kocie, nieco spiczaste, wprost proporcjonalne do wielkości i budowy głowy. Kosmyki miał na tyle długie, że jednym gestem mógł zmierzwić czuprynę i skryć uszy je między nimi. Zawsze jednak łatwiej było je czymś dla pewności zasłonić, choćby i tym kapturem, z którym najwidoczniej się nie rozstawał. Ba, krył też i ogon jak Jyneth... Wrodzona ostrożność i zachowawczość odradzała im zdradzanie z miejsca swoich korzeni i gatunku.
Zamyśliła się znów na ulotną chwilę, słysząc tę samą propozycję z ust chłopaka. Wolno przytaknęła, zgadzając się. Wiedziała o sobie dużo, wiedziała jak inni reagują na jej obecność, zachowanie i wygląd, acz przecież... Byłaby głupcem, gdyby stwierdziła, że wie wszystko. Ile osób, tyle opinii, a nuż... Dowie się czegoś? To byłoby ciekawe doświadczenie, a jej bardzo podobają się zdania typu "Wszystkiego trzeba w życiu spróbować", choćby takiej błahostki. Nie odsunęła dłoni gdy poczuła jak ją unosi i kładzie w swojej, w końcu przed chwilą zrobiła to samo... Kontakt fizyczny miał tu raczej podłoże dyplomatyczne. Raczej... Wolną ręką odsunęła włosy z twarzy, sprawiając, że słońce zamigotało złotymi refleksami w kocich tęczówkach.
Jej dłoń była mniejsza od dłoni Kelsiera, gdyby zacisnęła pięść mogłaby się w niej skryć całkowicie. Różniły się odcieniem skóry, jej fakturą, budową... Przytaknęła bezwiednie słysząc słowa kotołaka. Oj tak, ile razy opuszki jej spuchły od drzazg, nim nauczyła się nosić rękawiczki albo obwiązywać uchwyty kul rzemieniami. Sprawiło to, że dłonie, choć szczupłe i kobiece były gdzieniegdzie szorstkie. Dba o swoje ciało... Nie było w tym dwuznaczności, ale poczuła się miło połechtana, że ktoś to zauważył. W końcu obieżyświatów i wędrowców bierze się za włóczykijów, którzy nie przywiązują wagi do swojego wyglądu - chodzą w obdartych łachmanach, zarośnięci i niechlujni. Ile razy też sama napotkała umorusanego tułacza... Z kalekami była jeszcze gorsza sprawa. Ci mieli smutne życie, nie tylko brudni, ale i biedni, skazani na łaskę innych. Siedzieli pod murami miast z nędzarską miseczką do zbierania tego, co im kto rzuci w odruchu serca. Do nich dochodził też smutek oraz utrata chęci do życia... Bo co to za życie, jeśli nie potrafisz chodzić? Jeśli jesteś ślepy? Brak Ci ręki, niedosłyszysz, los Twój przesądzony. Jyneth stanowiła tego żywe zaprzeczenie, ale też nie bez wysiłku utrzymywała się w dobrym stanie. Dbała o higienę osobistą i choć nie bała się ubrudzić, to nie unikała kąpieli czy to w rzece czy w misce z wodą, w pokoju wynajętym w karczmie. Jej ubrania, torba, ekwipunek, choć znoszony i połatany, był czysty. Może i dzięki temu zdradzała się ze swoją płcią, widać było w tym kobiecą rękę... Mężczyzn raczej mało obchodzi czystość, na pierwszym miejscu stoi funkcjonalność. Być może była to też kwestia jej natury - jako kot dbała o siebie, czyszcząc regularnie futro i to zachowanie przełożyła na swoją ludzką postać. Jednak musiała się z tym kryć, tak samo jak włosy opadały jej swobodnie na twarz, zasłaniając oczy, tak samo chowała czarny ogon pod tuniką. Zachowawczo uważała by się nie zdradzić - kotołaki są powszechne, zaś panterołaki nie, do tego nie pałają miłością ludu. Jeśli złote oczy jej nie zdradzą, to ogon na pewno. Ostrożności nigdy za wiele...
Jyneth zamrugała nagle w przypływie zdziwienia, słysząc wyraźny komplement, choć nie było to zamierzone pochlebstwo. Przez policzki dziewczyny przemknął łagodny odcień czerwieni i spuściła wzrok nieco speszona. Jak na zawołanie przypomniała sobie czasy, gdy uważała, że każdy widzi w niej tylko i wyłącznie kalekę. Wtedy lubiła zawstydzać mężczyzn (i czasem kobiety) uśmiechem, subtelną grą słów, flirtem, chcąc udowodnić im... A najbardziej sobie, że nie jest tylko kaleką, a młodą kobietą, gawędziarką, daje sobie radę... Cóż, od lat nie miała żadnej z takich rzeczy w zamyśle, a podczas rozmów nie było to jej celem. Pięknością klasyczną nie jest, zaś urodziwa może i tak... Zabawne, jak kobieta ocenia swoją aparycję, albo skrajnie źle, albo za dobrze. Panterołaczka była świadoma swoich atutów, jednakże komplement znikąd zwyczajnie ją zawstydził. Kelsiera najwyraźniej też, bo puścił jej rękę, wzięła tędy źdźbło siana i obracała w palcach chcąc czymś zająć dłonie. Z twarzy z wolna uciekał rumieniec.
Zasłuchała się, ponownie przytakując bezwiednie, ilekroć jego słowa trafiały w samo sedno. Poza tym, przyjemnie było słuchać czegoś miłego i pozbawionego złośliwości o sobie...
- Nie panuję nad tym... - mruknęła cicho Jyneth, słysząc, że zauważył jej mruczenie. Na policzkach ponownie zawitał zawstydzony, subtelny pąs. - Czasem zdarza mi się nawet miauczeć i prychać... Raz czy dwa nawet ryknęłam jak pantera. - zamilkła na dłuższy moment, odetchnęła cicho i odłożyła słomę na wiązkę siana obok. - Wiesz, być może to klucz do mojego nastawienia i spokoju. Byłam pewna, że będą kaleką panterą... A czy byłoby coś bardziej godnego pożałowania niż dziki drapieżca nie mogący zrobić kroku..? Gdy odkryłam, że w tej postaci mogę chodzić, byłam szczerze uradowana. To jest moje wytchnienie, daje mi to świadomość, że nie jestem kaleką cały czas. Mogę biegać, skakać, robić wszystko to, czego teraz nie potrafię. Obronię się, upoluję , jestem w stanie przetrwać będąc cały czas panterą... A choć ciągnie mnie do lasów, do gęstwiny, coś też ciągnie mnie do ludzi. Jak zauważyłeś, lubię rozmawiać, kocham opowiadać... Dlatego potrafię się wmieszać w tłum, wędrować długie miesiące, choć los kaleki nie jest łatwy. Zaś gdy poczuje przesyt... Gdy jest tu za głośno, za duszno, drażni mnie małostkowość ludzka a las woła, otwierając ramiona... Odpoczywam jako pantera przemykając po dżungli. Z czasem, gdy odetchnę, zbrzydnie mi samotność wracam do ludzi. I tak w kółko. Część mnie jest dzika, część tylko w pewnym stopniu oswojona. Spokojnie, nie gryzę. Panterołaki, choć mają leczniczą krew i nie szukają zwady wśród innych ras, mają to do siebie, że często wciąga je dzicz. Cisza lasu nęci do tego stopnia, że wyrzekają się tej części ludzkości w sobie... Spotkałam kiedyś takiego jednego. Nie szło nawet zamienić słowa, chciał tylko bym opuściła jego terytorium. Przyznaję... - westchnęła cicho. - To przerażające, wiedzieć, jak bardzo można się w tym zatracić. Mi jednak to nie grozi, zbyt upodobałam sobie gościniec i rozmowy w czasie podróży.
Uśmiechnęła się szczerze, choć z pewnym speszeniem, gdy ich dłonie dzieliły się nieświadomie ciepłem przez dobry moment. Oparła obie na swoim brzuchu, przeplatając między palcami rzemień, jakby chcąc uniknąć kolejnego, przypadkowego dotyku.
- Lwia część tego, jeśli nie całość jest prawdziwa, nie mam nawet jak zaprzeczyć. Też mam talent, albo powołanie do obserwacji i dedukcji... A mówiąc o obserwacji... - Jyneth uniosła wzrok na niebo, gdzie na horyzoncie pokazały się szare jak oczy Kelsiera chmury. Wzięła głęboki oddech, smakując ciepłego powietrza. - Nie wydaje Ci się, że zmierza ku nam deszcz..?
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Zaskoczenie było przeważającą emocją w jego przypadku, zwłaszcza gdy już zdał sobie sprawę, że zdecydowana większość tego, co powiedziała Jyneth była prawdą. Musiał zgodzić się z tym, że panterołaczka potrafiła wysunąć bardzo dobrze wnioski na podstawie samej obserwacji danej osoby. Wcześniej zapewnił ją, że żadna z części jej wypowiedzi nie będzie przez niego zrozumiana jako wroga lub taka, która miałaby wywołać w nim negatywne emocji, czy dać do zrozumienia, że sama zmiennokształtna chce go rozzłościć tym, co powiedziała lub zmienić tym jego nastrój na gorszy. Nie przerywał jej, bo był ciekaw jej obserwacji, a poza tym nie robił tego, ponieważ byłoby to niegrzeczne, a sama Jyneth mogłaby uznać, właśnie przez to, że by jej przerwał, iż on sam nie chce już tego słuchać, a nie byłoby to zgodne z prawdą.
        - Myślę, że pewien udział w tym miały też... treningi, którym byłem poddawany — odparł. Mógłby też powiedzieć, że jego zdaniem rytuał Wkroczenia w Cienie też mógłby mieć znaczny wpływ na proces starzenia się jego ciała, jednak nie chciał o tym wspominać, bo, jakby nie było, to wciąż za mało jej ufał, a poza tym naraziłby się na nowe pytania związane z tematyką samego rytuału, a także organizacji, do której należy... dlatego najlepszym wyjściem, w tym i najbliższym czasie, było proste ominięcie tematu.
        - Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę wyglądać kilka lat młodziej. Tobie dałbym dwa lub trzy lata mniej niż twój rzeczywisty wiek — powiedział całkiem szczerze, tym samym zgodził się z tym, co powiedziała zmiennokształtna, konkretniej z tym, co powiedziała na temat różnicy ich wieku i ich wyglądu.

W końcu postanowił zdjąć kaptur z głowy, tym samym pokazując całą swoją twarz towarzyszce podróży, a także włosy i kocie uszy, które były znajdowały się na jego głowie i dość szybko zostały ukryte wśród włosów o tym samym kolorze co sierść porastają narządy słuchu kotołaka. Dopiero po chwili zaproponował Jyneth, że teraz to on opowie jej o wynikach swojej obserwacji, której celem była ona sama. Krótki okres, który poprzedził jego propozycję, spędzili w ciszy i mogło wydawać się, że Kelsier specjalnie się nie odzywa, jakby chciał pozwolić czarnowłosej na to, żeby lepiej przyjrzała się jego twarzy. Dobrze, że zgodziła się na propozycję, bo nawet on sam był ciekaw tego, co też uda mu się o niej powiedzieć i w jakim stopniu będzie się to zgadzać z tym, jak jest naprawdę.
Przez krótką chwilę, zanim zaczął przesuwać palce po dłoni Jyneth, spoglądał jej w oczy, więc bez problemu dostrzegł, jak promienie słoneczne odbijają się w jej złotych tęczówkach. Zaczął opowiadać, jednak nie patrzył na jej dłoń lub miejsce, o którym opowiadał, cały czas spoglądał na jej twarz, aby dostrzec zmiany lub emocje, które się na niej pojawią. Z łatwością zauważał, gdy panterołaczka kiwa twierdząco głową, jeśli zgadza się z czymś, co mówi i możliwe, że czasem robiła to mimowolnie. Tak samo łatwo przyszło mu zauważenie łagodnego rumieńca, który pojawił się na jej policzkach i tym samym spowodował, że kotołak uśmiechnął się, mimo że cały czas coś mówił. Zdał sobie też świadomość z tego, co powiedział i raptownie puścił jej dłoń, a także odwrócił wzrok, na chwilę, bo po tym czasie ponownie spojrzał na dziewczynę i wznowił mówienie, które szybko spowodowało, że na jej twarzy znowu zagościła lekka czerwień
        - Dziękuję ci za to, że opowiedziałaś mi o tym dokładniej, naprawdę. Wiesz... nie miałem pewności co do tego, czy uraz nóg dotyczy także twojej zwierzęcej formy, jednak coś podpowiadało mi, że tak nie jest, więc postanowiłem powiedzieć to na głos i nie był to błędne założenie — przyznał po chwili. Wcześniej nie zdał sobie sprawy z tego, że ich dłonie nadal są ze sobą połączone, a gdy sobie to uświadomił, to postanowił przeprosić, mimo że Jyneth nie wyglądała na przejętą tym, za co przepraszał.

        - Naprawdę? - powiedział, lekko zaskoczony tym, że aż tyle rzeczy, z tych, co zaobserwował, zgadza się z rzeczywistością.
        - Może być tak, że źle oceniłem swoje zdolności obserwacji i może, jednak są lepsze niż przypuszczałem — dodał, a zaskoczenie, które nadal pozostało w jego głosie, sprawiło że brzmiało to tak, jakby sam lekko nie dowierzał temu, co powiedział i był tym zdumiony.
Spojrzał w górę, chcąc przyjrzeć się niebo nad nimi, gdy panterołaczka wspomniała o zmianie pogodowej, która miałaby niedługo zajść w tym rejonie. Chmury były szare, kolorem na myśl przywodziły to, że rzeczywiście niosą w sobie wodę i jest jej w nich tyle, że wypełnia je w całości i nadaje konkretny kolor.
        - Niestety, wydaje mi się, że właśnie tak jest... - odparł, w dalszym ciągu obserwując chmury sunące w ich stronę po niebie.
        - Myślisz, że pan Travis jest przygotowany na takie ewentualności i ma na wozie jakąś płachtę, którą przykryłby swoje towary? - zapytał, chociaż po chwili stwierdził, że lepiej było zapytać o to właściciela wozu, którym podróżują.
        - Gdyby rzeczywiście spadł deszcz, to myślę, że moglibyśmy schronić się przed pod taką płachtą, która, rozłożona nad snopami z sianem, utworzyłaby coś w rodzaju dachu nad naszymi głowami, jedynie musielibyśmy wejść bardziej do środka i usiąść między sianem, a nie siedzieć tu, gdzie siedzimy teraz — podzielił się z nią swoim pomysłem. Nie miałby problemu z tym, żeby przejść przez całą długość wozu i poinformować pana Travisa o tym, że zbliża się deszcz. Mógłby też pomóc z rozłożeniem kawałka materiału, o ile znajduje się on na wyposażeniu wozu, a Kelsier, szczerze mówiąc, miał nadzieję na to, że otrzyma odpowiedź twierdzącą, gdy zapyta o to, czy są w staniu ukryć towary przed nadciągającym deszczem.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Dzień zdawał się być przyjemny od samego ranka. Na niebie nie było wtedy nawet najmniejszej chmurki. Dlatego też, rodzina pana Travisa nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, żeby przygotować sobie jakąś osłonę przed deszczem podczas podróży. Wydawałoby się, że nie będzie to mieć żadnych konsekwencji, a przynajmniej do momentu, gdy na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Pan Travis jednak nie zawracał wozu, gdyż zależało mu na tym, żeby dostarczyć na miejsce ładunek jeszcze tego samego dnia. Miał nadzieję, że zdążą dojechać przed deszczem. Pogonił konie, lecz mimo tego obydwa jechali niemal z identyczną prędkością, lekko tylko przyspieszając.
Nadzieje jednak okazały się płonne. Niebo momentalnie poszarzało od chmur, a na ziemię spadły pierwsze krople. Pan Travis znów pogonił konie, jednak tym razem wierzchowce parsknęły niezadowolone i wydawałoby się, że nawet zwolniły. Chłop mruknął coś, lecz na głos nic nie powiedział. Jechali tak chwilę w milczeniu, pośród spadających kropli.
- Tato? - zapytał starszy syn, zagadując ojca. - Nie zdążymy przed ulewą...
- A co mamy zrobić? Na zawracanie już nie ma czasu. - Odpowiedział chłop.
- A może pani Angela mogłaby nam użyczyć izby? Ma koło chałupy przybudówkę, możnaby wóz przed deszczem ukryć.
- Dobra myśl! A gdzie ten skręt był, co do domu pani Angeli prowadził?
- Tam zaraz o, za tą brzozą będzie. - powiedział chłopak, wskazując na drzewo rosnące przy drodze przed nimi.
- W porządku. - powiedział pan Travis, po czym skierował konie by odbić od drogi na polną dróżkę.

Chata pani Angeli miała swój urok. Ulokowana w odosobnieniu drewniana chałupa wyglądała tak, jakby cała obrosła różnokolorowymi kwiatami. Na ganku i przybudówce pełno było zarówno grządek jak i doniczek wypełnionych przeróżnymi kwiatami, a czasem nawet krzewami owocowymi. Lekka mżawka, jaka na razie panowała, tylko podlewała te wszystkie rośliny. Chata miała nawet szklane okna, które na wsi bywały czasem trudno dostępne. Przed domem siedziała natomiast starsza kobieta, która na ławeczce patrzyła na dróżkę i nie zwracała uwagi na deszcz. Zupełnie tak, jakby na kogoś czekała. Zresztą może i rzeczywiście tak było. Nie wiadomo. Młodzi chłopcy z wioski opowiadali sobie, że jest wiedźmą, ale nikt tego nie wiedział na pewno. Tak czy siak, Angela budziła szacunek, mimo że wyglądała na zwyczajną, wioskową starowinkę.

Gdy zjawił się wóz, kobieta wstała powoli z ławeczki, bez słowa wskazując im ręką przybudówkę, jakby zapraszając do pozostawienia tam wozu. Pan Travis przywitał się, podziękował, po czym skierował konie w wyznaczone miejsce. Potem cała rodzina zajęła się końmi, gdyż każdy koń to dla chłopa majątek. W tym czasie Kelsier pomagał Jyneth zejść z wozu i podał jej kule. Następnie pomógł jej dojść do drzwi, które starowinka dla nich otworzyła. Kotołak pozwolił jej wejść pierwszej, stosując się do ogólnych zasad kultury. Zaraz potem, przepychając się między sobą, wepchnęły się do środka bliźniaki, a zaraz po nich pan Travis z synem.

Kelsier też chciał wejść do środka, aby przeczekać deszcz. Jednak na drodze stanęła mu staruszka, która, teraz wcale już nie wyglądała tak przyjaźnie jak na początku. W dłoni trzymała lagę, którą się podpierała, lecz wydawało się, że mogłaby równie dobrze użyć jej do okładania potencjalnego napastnika.
- Jesteś mordercą. - bardziej stwierdziła, niż zapytała Angela.
- Zaraz, co? - spytał Kelsier, dość zaskoczony nagłym oskarżeniem.
- Słyszałeś. Odejdź stąd. Mordercy nie będą kryć się pod moim dachem. - powiedziała staruszka nieugiętym tonem. Potem stuknęła lagą o ziemię, żeby podkreślić swoje słowa.

Kelsier odwrócił się i odszedł w deszcz. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz mu się coś takiego zdarzyło. To przecież w końcu nic dziwnego, powinien był zostawić broń na wozie. Staruszka po prostu się go bała i tyle. Nie znała go też i nie mogła mieć pewności co zrobi. Z wpuszczeniem niepełnosprawnej nie miała oporów, bo przecież ona była kobietą i nie wyglądała na groźną.
Kotołak odszedł. Może nawet nie dlatego, że mu kazano. Odszedł, bo nauczył się nie przywiązywać do ludzi. Do nieludzi również. Gdyby został, rzeczywiście mógłby im tylko zaszkodzić. Rzecz jasna mógłby poczekać na nich na zewnątrz, ale nie zanosiło się na szybkie rozpogodzenie. Wolał dalszą drogę przebyć pieszo. Poza tym, wszystkie koty chodzą własnymi drogami...
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości