Szczyty FellarionuMiędzy Bogiem a miastem.

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Między Bogiem a miastem.

Post autor: Kavika »

Uzdrowicielka właśnie ślęczała nad jednym z drzew wygrzebując z niego ukryte, oczywiście w jej mniemaniu, skarby. Niewielki nożyk co chwila utykał w twardej i nierównej korze starego drzewa. Biedny Buk kilka godzin już cierpiał na nadmierną uwagę blond dziewoi. Cóż jednak mógł poradzić na chorobliwą ciekawość, jak i zażarcie uczonej. W zanadrzu już czekała szklana probówka, a wraz z nią w komplecie równie przejrzysta bagietka. Nie miał z nią żadnych szans.
I tak też czas jej zleciał aż do zachodu słońca. Zawiedziona, że nic nie znalazła westchnęła odsuwając się do tyłu, siadając na kościstych pośladkach. Była trochę zła, ale bardziej zawiedziona. Jeszcze bardziej, gdy dojrzała żółknące niebo. Niedługo schowa się w czerwieni, rożu i fiolecie, aż w końcu niebo zgaśnie pod granatową płachtą nocy. Z drugiej strony jakoś nie było jej śpiesznie wracać do Rododendronii. Chodząc tak z resztą kilka godzin, a wyruszyła jeszcze przed wschodem, mogła spodziewać się, że nie aż tak daleko znajduję się wodospad Rapsodii. Ooo! Z jaką wielką chęcią by tam wróciła!
Wstała więc jeszcze raz wpatrując się w drzewo. Teraz z wielkim zażaleniem i pretensją, że nie dostała tego co chciała prychnęła obrażona na Buk. Lekkie, podróżnicze buty zakołysały się na ciele kobiety. Przymocowane były sznurówkami do czarnego sznura przepasającego wąską talię Kavki. Sięgnęła jeszcze po luźną torbę obszytą dookoła kolorowymi nitkami, które, mimo wszystko, niezbyt rzucały się w oczy. Drewniany guziczek nadawał przedmiotowi odrobinę naturalności. Otuliła szklany komplet szmatkami i schowała. Widać torba była ciężka, bo ciało Kavki wyraźnie przechyliło się na bok dźwigając i walcząc o odpowiedni środek ciężkości. Oczywiście zawsze w podróżach towarzyszył jej cud miód ukochany badyl. Ujęła go w rękę, ale jeszcze przez chwilę stała w zamyśleniu wciąż uparcie zawieszając wzrok na drzewie.
- Ech, po co mi wracać do miasta – wzdychała z żalem. – Ale zostały tam moje rzeczy… i suknia…i trzewiki… Kto wie, może udałoby mi się złapać uczonego Högweg jeszcze przed wyjazdem… Tak, tak muszę wrócić – stwierdziła niemalże salutując na własne postanowienie. Ruszyła więc w stronę Rododendronii ciesząc się chociaż tym, że jej stopy mogą poczuć delikatność mchu i ziarnistość ziemi. Musiała przyspieszyć kroku by nie załapać się na bandytów. Już teraz pora była nie za ciekawa na tak samotne schadzki.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre ostatnio miał szczęście. Spał teraz na gałęzi rozłożystej lipy, najedzony, zadowolony, z porządnymi butami na nogach i nawet z niewielkim dobytkiem, na który już musiał skołować sobie jakiś tobołek, bo po kieszeniach wszystkiego by nie poupychał - takie bogactwo! Wcześniej jednak bywało różnie. Na Równinach Andurii co rusz tracił wszystko, co zdążył zgromadzić - a to strażnicy go gonili i musiał wiać, a to innym razem upił się i zapomniał, gdzie zostawił swoje rzeczy, a to raz ograbiła go i stłukła banda, na której terenie łupił podróżnych. Wtedy to panterołak stwierdził, że okolice Rzeki Motyli są dla niego po prostu pechowe i się stamtąd wyniósł. A że nigdy nie kontrolował gdzie, jak długo i jak daleko idzie, dotarł w swej wędrówce aż w okolice gór Fellarionu. Nawet się z tego cieszył - w tym miejscu jeszcze (jeszcze!) nie dorobił się listu gończego, nie za dobrze też jeszcze znał okoliczne lasy, więc mógł zobaczyć coś nowego. Może akurat szczęście mu dopisze i nie będzie rabował a znajdzie sobie jakieś ruiny do splądrowania? Zdecydowanie wolał takie zajęcie, okradanie zmarłych mniej ruszało jego sumienie niż okradanie żywych - w końcu trup już niczego nie potrzebuje, może się więc podzielić!
        Swoje aktualne ubrania Yastre zawdzięczał podróżnemu, którego ograbił na trakcie. Chodziło mu co prawda tylko o sakiewkę, ale bogaty bufon za bardzo się stawiał i wygrażał panterołakowi, dlatego stawka gwałtownie wzrosła - zmiennokształtny zamiast robić mu krzywdę wolał zabrać głupkowi wszystko, co ten posiadał, kazał mu więc rozebrać się do bielizny. Ubranie chętnie wykorzystał, gdyż wszystko było wykonane z dobrego, grubego materiału i miało bardzo ładny zielony kolor. Spodnie były trochę za szerokie w pasie, więc Yastre mocno ściągnął je paskiem, a z kubraka oberżnął oba rękawy. Jeden rozpruł i wyciął sobie z niego dwie chusty - jedną na głowę, a drugą na twarz, do napadów. W ten oto sposób panterołak zyskał nowe, gustowne odzienie pasujące do bandyty i jeszcze zostało mu kilka błyskotek, którymi tamten podróżny był obwieszony - same plusy. Cały czas miał miecz, który ukradł pewnemu valladońskiemu strażnikowi, więc prezentował się naprawdę groźnie.
        Ten dzień Yastre poświęcił na leniuchowanie - najadł się upolowanymi w ciągu dnia królikami i trawił podczas miłej drzemki w koronie drzew. Trwając w półśnie usłyszał gdzieś niedaleko kobiety głos - zaraz się obudził i zastrzygł uszami, by odnaleźć zasłyszaną osobę. Gdzieś w oddali między drzewami mignęły mu złociste pasma włosów - to na pewno była ona. Panterołak zeskoczył z drzewa i cicho zaczął skradać się do dziewczyny, zaciekawiony, co też mogła ona robić w tej okolicy. Zawiązał na głowie obie chustki i wyciągnął miecz, chociaż był doskonale świadomy, że nie dałby rady napaść kobiety, zwłaszcza jeśli była ona ładna albo chociaż młoda. Najwyraźniej instynkt podpowiadał mu, że będą kłopoty.

        Krzaki przy gościńcu to jedno z najbardziej oczywistych miejsc, by przyczaić się na jakiegoś beztroskiego wędrowca, Kavika nie powinna być więc jakoś bardzo zdziwiona, że to stamtąd wyskoczył na nią zamaskowany typ.
        - Dawaj forsę! - krzyknął zakapior, grożąc blondynce nożem. Był wielki, odziany w skóry, a w ręce trzymał długi myśliwski nóż. Chciwie wyciągał rękę w kierunku swej ofiary i gdy ona robiła krok, on podążał za nią i widać było, że trudno byłoby mu umknąć.
        Yastre widział tę scenę ze swojego miejsca między drzewami i chociaż zawodowa solidarność powinna umiejscowić go po stronie bandyty, on zdecydowanie bardziej wolał poprzeć złotowłose dziewczę - na dziewczyny się nie napada! Jak to z reguły z nim bywa, nie zastanawiał się ani chwili co ze sobą począć - z wrzaskiem wyskoczył spomiędzy drzew i zaatakował bandytę. Mieczem uderzył jak pałką i trafił swego przeciwnika płazem w nos, ale to wystarczyło, by zakapior się zdekoncentrował i by zyskać kilka cennych sekund.
        - Wiejemy! - zawołał zmiennokształtny do swojej damy w opresji, łapiąc ją za rękę i ciągnąc ją z dala od przeklinającego zbira. Biegł tak szybko jak tylko mógł, byle jej nie zgubić.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

To był półmetek drogi, a jakiś zbir musiał wyskoczyć jej na trakt! Gdyby przeszła gościniec to praktycznie byłaby już w domu, ale szczęście dziś najwidoczniej nie sprzyjało Kavice. Chociaż nie była zaskoczona sytuacją, to nie mogła ukryć swojego strachu. Nie odezwała się do napastnika. Oddalała się krokami w tył, ale i on nie miał zamiaru dać za wygraną. Dłoń dziewczyny zawisła wzdłuż paska torby, który mocno ścisnęła w palcach. Zimny pot kilkoma kroplami zlał się na czole dziewczyny. W głowie już szukała jakiejkolwiek drogi ucieczki, gdy nagle ucieczka przybyła do niej sama.
- Oh… - wydusiła z siebie, jakby porwana z wiatrem gdzieś w odległą podróż po światach. Akcja działa się tak szybko, że nie zdołała zarejestrować jakichkolwiek zdarzeń. Wszystko wręcz mignęło jej w oczach i potrzebowała czasu do przeanalizowania tego co przed chwilą się stało.
Kavika nie widziała twarzy swojego zbawiciela. Długo też spoglądała do tyłu wypatrując zbira, przy czym po prostu biegła goniona słowami „Wiejemy!”. Zwinność dziewczyny wymagała zdecydowanego doszlifowania, nie wspominając już o kondycji. Buty ciężko obiły jej biodra, a nogi, choć długie, nie potrafiły w prosty sposób przeskoczyć pewnych przeszkód. Czuła się jak wór ziemniaków ciągnięty po brukowanej uliczce, który zaraz się rozerwie i rozsypie ze swoją zawartością. Dyszała ciężko, wciąż nie mogą wyrzucić z siebie żadnego słowa. W końcu jedynie świst powietrza drgał w jej krtani wydobywając się na zewnątrz. Dojrzała skrawek jego twarzy gdy zakręcali. Przeraziła się. Zbir! Kolejny zbir!
Oooo… Gorące potok zalał myśli Kaviki. Miała tysiące wyobrażeń, jak to niby zbawiciel zaciąga ją do zgrai gwałcicieli, wykorzystuje lub porzuca w burdelu jako zwyczajną dziwkę. A kto wie czy nie lubią innych, jeszcze dziwniejszych zabaw!
Wnet, jak na zawołanie, chuda i cienka ręka dziewczyny wysunęła się z uchwytu porywacza, o ile tak go mogła nazwać. Szczęście w nieszczęściu i refleks pozwoliły na dokonanie aktu wyzwolenia. Przerażona dziewczyna chwyciła kija i zamachnęła się nim w stronę mężczyzny. Nie uderzyła mocno, ale skutecznie. Trafiła w głowę, w okolice części skroniowej i ciemieniowej. Chłopak zatoczył się na bok, a ta dobiła go kolejnym uderzeniem. Padł na ziemię. Kavika opuściła kij tkwiąc w kompletnym szoku.
- Ooooo… - Spociła się nie na żarty. - Na Matkę i Panią, co ja zrobiłam?…
Szmer. Rozejrzała się dookoła. A jeśli tylko jego banda czeka gdzieś w krzakach by upolować biedne pisklę? W lesie robiło się już zdecydowanie ciemno, więc to jedynie mogło ją uratować. Z drugiej strony może wcale nie był złym gościem skoro wyrwał ją z rąk zbira? Kavika nie wiedziała co robić więc posłużyła się instynktem.
„Przeżyć…Musze to po prostu przeżyć.” Postanowiła w myślach.
Chciała odejść od leżącego ciała, ale… Nie potrafiła. Nie należała do tych osób, które nie odpłacają za dobre uczynki. Pytanie czy on w ogóle był dobry!
Wątpiła by był to spisek. Na jedną dziewczynę takie plany? Zresztą ona nic ze sobą nie ma! Prócz notatek, kilku laboratoryjnych gadżetów i… i pierścionka! Odniosła wrażenie, że spociła się jeszcze bardziej. Rozejrzała się po raz kolejny i dostrzegła niewielkie wzniesienie, które z jednej strony obdarte było z mchu i zieleniny przez wybijające się na wierzch korzeniami sporego drzewca. Teraz Kaviki nie interesowało jaki jest jego gatunek. Musiała się gdzieś schować. To ciało zresztą też…
Czy on żyje??!!
Dziewczyna przetarła czoło. Szturchnęła mężczyznę nogą, ale nie zareagował. Chwyciła go więc za fraki po czym zaczęła ciągnąć. Już pierwszy ruch wymusił na niej spore wykorzystanie sił, a jeszcze tyle drogi przed nią! Kilka razy nawet upadła, spłoszyła jakieś nocne zwierzę bojąc się, że zdradziła swoje miejsce położenia. Nieprzytomne (bądź martwe) ciało ważyło o wiele więcej niż takie przytomne! Pomyślała nerwowo aż wzdychając z ostatnim pociągnięciem. Złapała kolejną wywrotkę, tym razem na chwilę pozostając w pozycji leżącej. Dawno już nie była tak zmęczona. Wędrówka z rana, próby złapania grzyba, ucieczka, taszczenie cielska, a teraz czeka ją przetrwać tak całą noc! Gorzej jak zbir się obudzi! A jeśli go tu zostawi… to mogą go zabić! Albo ją… ją oskarżyć o zabicie! Kompletnie nie przemyślała swojego działania, ale czy gdzieś teraz mogła czuć się bezpiecznie?
Uniosła się na łokciach spoglądając na swoją „zdobycz”. Wróciła się szybko po kij sprawdzając jeszcze czy po drodze czegoś nie zgubiła. Hah! Znalazła jeszcze jedną zabawkę! Miecz, który należał do tego leżącego pod drzewem.
Założyła niechętnie buty i opatuliła jak najszczelniej swoim roboczym ubiorem przykrywając pukle orzechowych włosów kapturem. Musiała teraz niezbyt dobrze wyglądać umorusana ziemią, ale mało ją to obchodziło. Odłożyła swoje rzeczy tuż przy nodze by w razie konieczności sięgnięcia po pomoc jeszcze raz. Spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę. Miał zakrytą twarz i włosy jakimś drogim materiałem, na pewno przyjemnym w dotyku! Więc musiało trochę kosztować! Czuła się nieswojo musząc obmacać i zbadać nieznajomego, ale… bezpieczeństwo w takiej sytuacji nie znało granic przyzwoitości. Zrobiła to dosyć niezdarnie, szybko, pod wpływem stresu. Na palcach miał kilka pierścieni, gdzieś coś jeszcze zagrzechotało zlotem.
- Złodziej… - szepnęła odkrywając jedną z zagadek. Teraz poczuła kompletną rezygnację. Zamkną ją razem z nim, uznają za wspólniczkę, bo rzadko kiedy wynagradzają za ubicie zbója. Zresztą kto by uwierzył, że była do tego zdolna? Kupa kości bez siły! A jednak to rzeczywiście była ona.
Nie chciała już dłużej czekać. Przewiązała badyla sznurem i zarzuciła na plecy. Torba skrzyżnie powędrowała na drugie ramię, a na koniec chwyciła miecz. Miała już odejść, gdy nienaganna ciekawość naukowa kazała się cofnąć i chociaż spojrzeć na twarz złodzieja.
- Nie rób tego, Kavka… - szeptała do siebie. - Nie możesz… ale chcesz… a jak się obudzi? Przecież masz miecz, możesz mu trzasnąć jeszcze raz. Okradnie cię… O! Luan! Jak mnie okradnie to już głowa ścięta! Tatulek to mnie chyba na lodowe krainy ześle! Albo nie pozwoli wrócić do Rapsodii… Cofnij, cofnij! - już niemalże piszczała obracając się plecami do zwłok. - Ale…- Zacisnęła zęby. - On mnie uratował… -i obejrzała się za siebie.
Uklęknęła przy złodzieju. Stres sięgał szczytów wytrzymałości, ale szybko zgasł, gdy tylko dotknęła chusty na głowie. Delikatnie ją uniosła spoglądając ciekawskim okiem. Nie mogła za dużo ocenić więc palcem sięgnęła dolnej części zamaskowania. Były to sekundy, jakby zatrzymała się w czasie. Serce łomotało jej coraz mocniej. Za chwilę ujrzy twarz nietuzinkowego, niedoszłego wybawcy, a potem…Potem ucieknie. Teraz każdy najmniejszy skrawek powoli odkrywał jego twarz.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre wiał ciągnąc za sobą filigranową blondynkę. Nie biegli jakoś bardzo szybko, a już na pewno panterołak nie dawał z siebie wszystkiego - był o wiele wyższy niż jego dama w opresji i miał silniejsze nogi, nawykłe do całych godzin pościgu, więc nawet się nie zziajał. Tak jednak zaaferowała go ta sytuacja i ucieczka, że jakoś zapomniał, że nie jest sam, tylko szarpnięcie towarzyszące co jakiś czas zwiększaniu się dystansu między nim a nią stawiało go do pionu. Między prawdą a bogiem to wcale nie miało tak wyglądać. Yastre miał w głowie wizję, w której mieczem wytrąca tamtemu bandycie nóż z ręki i później ogłusza go ciosem głowni, ale wyszło jak wyszło - zamachnął się jak wieśniak cepem, ostrze poszło za wysoko i na dodatek bokiem, a panterołak zrozumiał swój błąd zbyt późno, by cokolwiek zmienić. Spanikował, bo bał się, że coś się stanie tej ślicznej dziewczynie albo że uzna go za kolejnego napastnika. O tym, że została mu przypięta znacznie gorsza łatka, jeszcze nie wiedział.
        Yastre trochę za mocno wyskoczył do przodu, a jego dama została z tyłu. Przez to, że zmiennokształtny nie chciał wyrwać jej ręki z barku, nie trzymał jej mocno i teraz wysmyknęła mu się z uchwytu. Panterołak gwałtownie zahamował z zamiarem odwrócenia się do niej i sprawdzenia sytuacji, nie zdążył jednak zwrócić na nią wzroku, gdy oberwał. Nawet nie bolało, Yastre zobaczył raczej gwałtowny rozbłysk światła przed oczami, miliony gwiazd oraz ćwierkające ptaszki i dopiero osuwając się na ziemię poczuł, że naprawdę zabolało! Rąbnął o ziemię jak kłoda, wypuszczając miecz z ręki i przez długi czas był zdany na łaskę i niełaskę dziewczyny, którą przecież chciał uratować i robił to naprawdę z dobroci serca.

        Yastre długo odzyskiwał przytomność. Pierwszym bodźcem, jaki do niego dotarł, to fakt iż przysiadł sobie jakimś cudem ogon i strasznie go to gniotło, nie był jednak świadomy na tyle, by podnieść się i wyeliminować tę niedogodność. Później poczuł, że w ogóle jest w jakiejś dziwnej pozycji, jak szmaciana lalka oparta o ścianę. A reszta przyszła już łatwo - rześkie powietrze wieczoru w lesie, zapach runa i poruszonej ziemi, woń kobiecego ciała. Panterołak poczuł, że jego chustka zsuwa się z twarzy, chwilę później był już przytomny na tyle, by coś zdziałać. Rozchylił powieki, najpierw ostrożnie, a później otworzył szeroko oczy. Instynktownie złapał klęczącą przy nim dziewczynę za obie ręce, ale o dziwo nie zrobił tego mocno - nie chciał zrobić jej krzywdy, chodziło mu tylko o jego własne bezpieczeństwo, mocno związane z zachowaniem anonimowości. Spojrzał na nią najpierw ostro, jak osaczony drapieżnik, później jednak jego źrenice rozszerzy się, a rysy złagodniały. Jego chusta nadal zasłaniała usta.
        - To ty - zauważył z ulgą w głosie. - Nic ci nie jest, jesteś cała? Ja cię kręcę, ale się porobiło... To ty mnie tak strzeliłaś? Za co? - zapytał urażony, rozcierając sobie jedną ręką tył głowy.
        Bandyta usadził Kavikę koło siebie na ziemi i szybko przyjrzał się, czy nie jest ranna. Widać było, jak na moment zawiesił wzrok na zgrabnych nogach dziewczyny i ledwo dał radę przezwyciężyć nastrój na amory, który chciał go w jednej chwili owładnąć. Płynnym ruchem jedną ręką zsunął sobie chustkę z twarzy, a drugą zdjął tą z głowy - przy niej nie musiał się bać pokazywania twarzy. Poczochrał sobie włosy i zatrzepotał uszami, po czym spojrzał dziewczynie w oczy. To nie był wzrok drapieżnika, raczej kanapowego kota, takiego który wzbudza sympatię i chęć do pogłaskania go.
        - Ale miałaś pomysł, no. Nie chodź sama tak po nocy, ktoś mógłby ci zrobić krzywdę! - powiedział z prawdziwą troską w głosie. - Ale się porobiło... Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię do domu.
        Oczywiście dla panterołaka było logiczne, że jego dama w opresji będzie współpracować - uratował ją wcześniej i tym samym udowodnił swoje dobre intencje, mogła mu zaufać. Wstał i podał jej rękę, by pomóc jej się podnieść. Widać było, że ma radochę, jakby zaproponował jej spacer po parku a nie odprowadzenie ją po zmroku, przez las, w którym nie wiadomo kto lub co się czaiło.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Wszystko trwało dosłownie moment. Dostrzegła jak powieki mężczyzny dyskretnie się unoszą by po chwili rozwarły się i uderzyły na wylot niczym jaskółki. Odruchowo wymachnęłaby rękoma w tył, zakręciła się i uciekła, ale kolejny uścisk złodzieja, choć niemocny, skutecznie zatrzymał ją w miejscu. Początkowo zacisnęła powieki, jakby szykowała się na łomot lub niezły opierdziel. Ciało spięła na miarę swoich wymęczonych możliwości, ale… tylko usłyszała jego głos. Spojrzała na złodzieja zmieszana. W głębi duszy wciąż planowała ucieczkę, najszybsza i najdalszą jaką się da.
- Ttttak… To… To, to, to…To ja… - odpowiedziała drżącym głosem chcąc zapewnić… że Kavika to rzeczywiście Kavika. - Ja… - Chyba nie było sensu kłamać w takiej sytuacji, zresztą uzdrowicielce kłamstwa szły… średnio na jeża. Zależało oczywiście od sytuacji, bo w handlu nie zawsze trzeba być szczerym.
- Ja uderzyłam cię bo… mnie porwałeś? – Wciąż była przestraszona, zmieszana, ale zaczepności nie potrafiła przygasić nawet teraz, w tak stresującej sytuacji.
„Umpf…” wydusiła z siebie krótki wydech, gdy została usadzona na ziemi. „Eee?...” kolejne nieme zmieszanie podczas oględzin nieznajomego. Kavika tkwiła w tak głębokiej panice, że początkowo była święcie przekonana o wstępnej fazie wydania jej za dziwkę. Szczególnie, gdy spojrzał na jej nogi i zawiesił na nich wzrok. W myślach już wyrzucała sobie boski dar. Naprawdę poświęciłaby piękny atut w zamian za wolność i życie bez burdelu. Chciała by ta chwila minęła jak najszybciej, chociaż kolejne historie, które ją czekały (w wyobraźni) były o wiele gorsze. W dodatku te jego oczy. Błyszczały w mroku nocy. Idealnie wykreślone blaszki niczym latarnie odbijały swój blask pod odpowiednim kątem niemalże oślepiając rozmówcę. Było w nich coś… dziwnego, nietutejszego. Tajemnicze, otwarte, pewne siebie… kocie. Kavika przełknęła ślinę. Wtedy pokazał swoją twarz.
Co prawda, nie mogła ocenić jej perfekcyjne o tej porze nocy, gdy księżyc jeszcze nie lśnił idealnym kołem, ale była dosyć… przystojna. Niestety. Złodzieje i źli goście zawsze musieli być przystojni! Nawet krzywy nos dodawał mu uroku.
Uniosła wzrok nieco wyżej i… chyba nie widziała zbyt dobrze. Zmrużyła bezczelnie oczy, wykrzywiła mimikę. Miała wrażenie, że wśród tej burzy włosów odstają uszy. Małe i zaokrąglone uszka. Wówczas znów spojrzał na dziewczynę zbijając ją z tropu. Te oczy…
Kavika rozwarła delikatnie usta, zupełnie jakby spotkała jakiegoś mutanta. Istotę nie z tego świata. Albo dostała w głowę, albo ten gość naprawdę jest jakiś… koci.
Bez słowa przyjęła jego pomoc. Wstała wciąż wpatrując się w nieznajomego, aż w pewnym momencie zarejestrowała tę ciszę ze swojej strony.
- Oo… Och! Tak, tak… Po prostu zatrzymał mnie grzyb –odpowiedziała, ale dopiero po usłyszeniu swoich słów zrozumiała jak idiotycznie brzmiały. – Znaczy się… ehm… - Podrapała się przez kaptur po głowie, nieco głupkowato się przy tym uśmiechając. - Nie… nieważne. Szukałam tutaj takiego… Ojej! – uniosła głos. - Dom... Znaczy, prawie dom… Miałam wracać do Rododendronii, ale się tak sytuacja rozwinęła… Teraz to chyba bliżej jesteśmy Rapsodii… Zresztą… To też już jako tako nie ma znaczenia. Ignorując tę kieckę i trzewiki, ale uczonego Högweg będę musiała złapać później… A właściwie… Ech… - westchnęła delikatnie garbiąc swoją sylwetkę. - Kij z nim.
„I tak by mnie nie wysłuchał…” dodała z pretensją i żalem w myślach. Gadając tak pół do siebie, pół do świata zboczyła wzrokiem, ale teraz przywołała siebie do porządku. Wyprostowała się i ponownie utrzymała spojrzenie na nieznajomym.
- Nie… nie chcesz mnie okraść? – niepewnie spytała krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Ani nie masz tu gdzieś swojej bandy?... Wyglądałeś tak groźnie z tą maską, że myślałam, że jesteś jednym z tych… Wiesz… łapaczy do dziwek w burdelach. Wywozicie je gdzieś, nie wiadomo gdzie i sprzedajecie na czarnym rynku jako niewolnice… A tyle złota przy sobie masz, że ojeju. Właściwie to ty nie masz mnie z czego za bardzo okradać… A te szaty, takie przyjemne w dotyku, że właściwie… To mógłbyś mnie tylko zgwałcić, bo resztę to już chyba masz… Nie brakuje ci na pewno na chleb ani… AAAA! - przerwała swój monolog, gdy dojrzała to coś. Czarne, wijące się. Odepchnęła go delikatnie na bok, ale to nadal za nim szło.
– Uważaj! - I chwyciła „przeciwnika” w dłoń, pociągnęła, a tym samym szarpnęła złodziejem. Nie był to wąż. Miękkie, delikatnie, gładkie chodź trochę jakby roztargane. Wtedy Kavika zrozumiała. Puściła ogon i odskoczyła do tyłu. Czemu wcześniej tego nie zauważyła?!
– Och… Ja… Ja nie chciałam… - tłumaczyła się panicznie plącząc dłonie do piersi. - Czym… czym ty jesteś? – spytała nie owijając w bawełnę i już bardziej spoglądając na niego, jak na… nieokreślony i nieopisany obiekt.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        - Ej no! - burknął panterołak, gdy został oskarżony o porwane. Wydął usta i ściągnął brwi w jasnej manifestacji focha. On był honorowym bandytą, nie porywał nikogo. Zresztą, porwania były kłopotliwe: cały czas trzeba pilnować takiej porwanej osoby, dawać jej jeść, prowadzać z miejsca na miejsce, ale nadal zachowywać się groźnie, żeby sobie nie myślała... Nie, za dużo zachodu. Yastre wystarczyło, że raz na jakiś czas obrobił jakiegoś beztroskiego bufona na drodze, takim to wręcz należało się małe utarcie nosa!
        Yastre nie widział przestrachu w oczach pięknej blondynki, zbyt zaaferowany tym, czy na pewno nic się jej nie stało. Gdy w końcu jednak podniósł na nią wzrok, dostrzegł jej nietęgą minę. Zaintrygowany zamrugał dwukrotnie, śmiesznie przechylając przy tym głowę na bok i stawiając uszy na baczność - jak bardzo mądry pies. Uśmiechnął się sympatycznie, gdyż był przekonany, że dama w opresji jest zwyczajnie nieśmiała i może troszkę przestraszona, chciał ją do siebie zachęcić.
        - Grzyb? - zainteresował się jej słowami. Nie stał ani przez moment bezczynnie, gdy ona mówiła, on kilkoma szybki ruchami zdjął z jej odzienia suche listki, które się do niego poprzyczepiały. Nie był to pretekst do obmacywania, jak pewnie w duchu interpretowałoby to większość dziewczyn, ależ nie - Yastre był miły i chciał pomóc, jego ruchy były szybkie i ani razu nie dotknął przy tym swej damy, samymi opuszkami palców sprawnie łapał wysuszone źdźbła i odrzucał je gdzieś na bok. Później sam się otrzepał, tym razem jak typowy wieśniak, całymi dłońmi, zamaszyście.
        - Tu niedaleko rosną takie grzyby, takie na cienkich nóżkach i z małymi kapelusikami - powiedział, bo on nie umiał niczego zachować dla siebie, a bardzo lubił się przy tym chwalić, że jest mądry. - Jak się ich zje małą ilość, to serce spokojniej bije, ale w głowie się miesza. Nie no, głównie to w głowie się miesza, w każdym razie głównie po to ludzie je jedzą. Bez sensu - orzekł na koniec, wzruszając ramionami.
        Na twarzy Yastre najpierw pojawiło się lekkie zmieszanie, gdy został posądzony o próbę kradzieży, a później święte oburzenie wynikające z nazwania go "łapaczem dziwek". Aż się zapowietrzył i nadął policzki, po chwili jednak zeszło z niego powietrze i znowu dobrotliwie się uśmiechał. Już chciał jej wszystko wytłumaczyć i zapewnić, że nie ma czego się obawiać, gdy nagle okazało się, że jednak jest czego się bać - blondynka wrzasnęła przerażona. Panterołak gwałtownie rozejrzał się wkoło, ale nic nie widział, a przecież jemu nie robiło różnicy czy jest jasno czy ciemno. Nie czuł też żadnego obcego zapachu ani nie słyszał szelestu zbliżającego się stworzenia. Odpowiedź nadeszła chwilę później, wraz z bólem dochodzącym z okolic kości krzyżowej.
        - Ała! - wydarł się pociągnięty za ogon Yastre. Odskoczył w przeciwnym kierunku niż blondynka. Biodra wypinał do przodu jakby bał się powtórnego ataku i rozmasowywał bolące miejsce burcząc z niezadowoleniem pod nosem.
        - To mój ogon był - powiedział z wyrzutem, po chwili jednak ból minął, a na jego miejsce wrócił dobry humor. Panterołaka na swój sposób rozczuliła niewiedza dziewczyny, zaśmiał się nawet nim cokolwiek powiedział.
        - Jestem panterołakiem. O, patrz, patrz - powiedział, pokazując jej ogon, po czym rozgarnął włosy, by lepiej było widać uszy, a na koniec palcami rozchylił szeroko powieki, prezentując oczy z kocimi źrenicami. - Zmieniam się w panterę, nie? Nie spotkałaś nigdy takich jak ja? Cha, cha, cha, ale numer!
        Panterołak zaklaskał w dłonie, po czym odchrząknął i trochę się zmieszał. Z zakłopotaniem podrapał się po karku i spuścił na moment wzrok.
        - Nie no, spokojnie, nie mam bandy żadnej, sam jestem - powiedział. - I ja nikogo nie porywam! Ani nie gwałcę! Znaczy, nie żebyś mi się nie podobała i ten, no... Ale hej, nie na siłę, tak? Z miłości! Ja jestem porządnym facetem! - oświadczył, bijąc się dumnie w pierś. Nawet w ciemności widać było jakie ma czerwone policzki od rozmów na takie tematy, chociaż na dobrą sprawę sam drążył.
        - Ja jestem miły dla dziewczyn, spokojnie. I nie porwałem cię. Chciałem w sumie dać tamtemu gościowi w dziób, by ci dał spokój, ale nie wyszło. Aaa, nie umiem z tym żelastwem, poważnie, same kłopoty z nim są. No i jak nie wyszło, to po prostu mnie poniosło troszkę. Ale odprowadzę cię bezpiecznie do domu, słowo, gdzie tylko chcesz! Rapsodia, mówisz? To chodźmy. A nie bolą cię stopy, jak tak na boso jesteś? Mogę cię ponieść - zaoferował się, chętnie wyciągając ręce. Po chwili jednak jedną schował.
        - A tak w ogóle, mówią na mnie Wei - przedstawił się, jak zawsze fałszywym imieniem. Ta jedna ręka, którą pozostawił wyciągniętą, aż prosiła się o uścisk, jeśli tylko jednak Kavika odważyła się na ten gest, Yastre skłonił się w pas i pocałował ją w dłoń - parę razy widział, że mężczyźni tak robią i kobietom się to bardzo podoba.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika uśmiechała się za każdym razem, gdy mężczyzna ją dźgał, coś wyjmował. Uśmiech nie należał do szczerych. Był raczej… arogancki. Starała się być miła dla nieznajomego, ale mimo wszystko nadal pozostawał złodziejem. Jej entuzjazm wzrósł, gdy chłopak rzucił hasło „grzyb”. Momentalnie narosła w niej nadzieja na… cokolwiek! Wspólnie zainteresowania, pasje, nauka… Oczy dziewczyny zaokrągliły się i błyszczały zachwytem, który zgasł równie szybko co się pojawił.
- Ojej - podsumowała wypowiedź bruneta. – No tak… Chodziło mi o trochę… inny rodzaj grzybów, ale… dziękuję za podzielenie się tymi informacjami – dodała szeptem.
Później akcja potoczyła się swoim torem. Uzdrowicielka nigdy nie spodziewałaby się ogona u człowieka. Jego śmiech wcale nie przyprawił ją o rozum, wręcz przeciwnie. Czuła się jeszcze bardziej ogłupiała niż kiedykolwiek. Może sam zapach grzybów powoduje u niej jakieś halucynacje?
- Pantero… co? - spytała cicho. Złodziej już chwalił się na prawo i lewo swoimi zwierzęcymi dodatkami. Wszystko wydawało się takie absurdalne. Złodziej, który pomaga i człowiek, który jest w połowie panterą. Ba! Twierdzi nawet, że może się przemienić w pełni w wymienione zwierzę. Tak po prostu! Hah! Kavika śmiało wątpiła w taką przemianę bez użycia czarów. Mimika jej twarzy zmieniała się z każdą nadchodzącą w głowie myślą. Raz zachwyt, później intryga, zwątpienie, arogancja… cała mieszanka pięknie odwzorowywała emocje na twarzy blondynki. Skończyło się jednak na uśmiechu, który powoli wkradał się przy tematach nieco bardziej tabu.
- Hihihi – zachichotała zakrywając usta. – Jesteś zabawny – stwierdziła powstrzymując się od parsknięcia głośnym śmiechem. Porządny facet, profesja złodziej. To ci dopiero bohater z krwi i kości! Zupełnie jak z opowieści! Kavika tylko czekała aż zacznie grzebać nogą w ziemi. Czuła tę gromadzącą się w nim słodycz.
- Och, nie musisz mi niczego jaśnić. Grunt, że wyszliśmy z tego cało. Czasem nie liczy się sposób a efekt, prawda? – pocieszyła panterołaka. – Bardzo ci dziękuję za udzielenie pomocy. – Ukłoniła się nieznacznie, bo taki zwyczaj sobie przyswoiła z rozmów z uczonymi.
– A co do moich stóp to… nienawidzę butów. Zabierają one przyjemność czerpaną z czucia mchu czy piachu, a także zrywają kontakt z ziemią, Matką Naturą. A powinniśmy tworzyć jedną, spójną całość… - zachłysnęła się wygłaszaną teorią swojego kręgu. Był to pstryczek do rozpoczęcia gadulstwa Kavki, ale na całe szczęście mężczyzna powstrzymał ją.
-Bardzo mi miło. Jestem Kavika z Rapsodii. – Nie miała serca odmówić podania dłoni i była szczerze zaskoczona gestem Weia. Zmieszała się momentalnie i odruchowo odsunęła dłoń. Poczuła jeszcze większe zażenowanie ze swojej strony. Wbrew pozorom nieczęsto miała do czynienia z odrobiną odpowiedniej kultury ze strony mężczyzn. Owszem, wśród uczonych etykieta panowała na porządku dziennym. Jednakże Kavika nie brano za damę tylko za kobietę, która chce za wszelką cenę udowodnić coś, co niekoniecznie istnieje. Często spotykała się z pogardą, była traktowana z góry, a nawet, gdy powoli zdobyła szacunek, to mężczyźni byli dla niej zimni i odlegli. Tylko damy całuje się w dłonie, a takie kobiety jak ona, na uczelni, na zjazdach profesorów… im się tylko kłania. Nie oznaczało to, że kiedyś sytuacja się nie zmieni! Kavika była zdeterminowana do tego by całowaną ją po rękach… i po stopach!
- Ehm… a… Wybacz – dodała nawet delikatnie się rumieniąc. – Mogę zobaczyć twoje uszy? – spytała zmieniając temat. Zbliżyła się odważnie do Weia i stanęła na palcach by sięgnąć kociego atutu. Była prawdziwe! Najprawdziwiej prawdziwe! Najprawdziwsza najprawdziwiej prawda! Oczy miała rozwarte z niedowierzania. Jak to mogło funkcjonować?! Grzebała mu po czuprynie, obmacywała jego głowę, którą, chcąc nie chcąc, obniżyła do swojego poziomu. Nie dawała po prostu za wygraną. Mógł odczuwać dyskomfort podczas niewielkiej szarpaniny, aż do momentu, gdy dziewczyna zjechała dłonią wzdłuż jego twarzy i spróbowała podrapać go po brodzie. Kociak przymilił się do niej mrucząc. Nawet wyrwany włos podczas badania nie miał już znaczenia. Wolną ręką pogłaskała go za uszkiem by zyskać nieuwagę panterołaka. Wtedy na nowo rozpoczęła badawczy atak kładąc dłonie na jego twarzy i rozwierając mu szeroko powiekę. Upewniła się, że rzeczywiście są kocie.
- Ty naprawdę jesteś… zmutowany – stwierdziła z fascynacją puszczając go wolno. Spoglądała na niego jeszcze przez chwilę. Nagle dziewczyna wybuchła ekscytacją. – Jaki słoooodkiii! – pisnęła przytulając go do siebie. – Taki uroczy! Jak to możliwe?! Jesteś… w połowie panterą?! Wow… WOW, WOW, WOW!!! NIESAMOWITE!- krzyczała puszczając Weia i zaciskając dłonie w piąstki.
„To kot, to kot, to kot, to kot” powtarzała, a emocje narastały w niej coraz mocniej. Tak się cieszyła z nowego odkrycia, że zaczęła przeskakiwać z nóżki na nóżkę. Teraz wyobraźnia uzdrowicielki popłynęła daleko w przyszłość. Wyobrażała sobie te nagrody naukowe, te sławę, luksus… tą… wiedzę! Rozpływała się w utworzonych przez siebie obrazach by po raz kolejny, gwałtownym ruchem rozbudzić panterołaka.
- Powiedz mi… jak to działa?! Widzisz lepiej w nocy, prawda? Masz lepszy słuch? Musisz je często czyścić? Umiesz się ich pozbyć, schować? Jesteś dzieckiem jakiegoś nieudanego eksperymentu? Czytałam kiedyś o takich istotach, ale myślałam, że to robią tylko na lisach! Rano będziesz taki sam?! Czy on wyrasta ci prosto z kręgosłupa?! JAKA JEST JEGO ANATOMIA?! - pytała ujmując w dłonie ogon i otarła go delikatnie kilka razy o policzek. - MOGĘ ZERKNĄĆ?! – spytała przytulając do siebie ogon Weia, olśniewając go błagalnym wzrokiem.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre był przekonany, że zrobił na Kavice wrażenie, bo i śmiała się, i mówiła mu komplementy (tak, stwierdzenie "jesteś zabawny" liczyło się dla panterołaka komplement), i przede wszystkim jeszcze nie uciekła ani nie zaczęła krzyczeć. Jego zadowolenie było widoczne jak na dłoni, wystarczyło obserwować jego uniesiony ku górze ogon i trochę znać się na mowie kociego ciała.
        - A, nie no, to było oczywiste, że bym cię nie zostawił, nie? - zauważył, śmiejąc się przy tym z samego siebie. Widać było, że to dzikus, bo chociaż się uśmiechał, ani razu nie pokazał zębów, jak to zwykli czynić ludzie.
        - Uszy? - Te jak na zawołanie zaraz stanęły na baczność w oznace zainteresowania. - Jasne, czemu nie.
        Panterołak pochylił się lekko, by Kavika mogła sobie obejrzeć jego uszy. Nie rozumiał przeznaczenia tych oględzin, ale co tam, krzywda mu się nie działa, a na dodatek zawsze trudno było mu odmówić kobiecie. W tym momencie wystarczyło, że Kavka zanurzyła palce w jego włosy, by uszy zmiennokształtnego rozjechały się na boki, a powieki przymknęły w wyrazie ukontentowania - poczuł się głaskany. Później bywało różnie, blondwłosej piękności zdarzało się szarpać go za czuprynę - wtedy marszczył nos, ale dzielnie trwał pochylony - czasami zaś znowu go miziała, czemu towarzyszyły pomruki zadowolenia. A gdy Kavika podrapała go po brodzie, o matko i córko, jakie szczęście odmalowało się na jego twarzy! Aż nie mógł się oprzeć, by się do niej nie przymilić - chciał ją przytulić, już nawet wyciągał ręce i nachylał głowę, by oprzeć ją na jej ramieniu, ale ona uparcie kontynuowała swoje oględziny. Mimo to Yastre jeszcze chwilę mruczał, przestał, gdy został szarpnięty za włosy, ale drapanie za uchem znowu wprawiło go w stan błogości. Został z niego wyrwany, gdy Kavika przemocą rozwarła mu powieki - źrenice oczu momentalnie się zwęziły, a jego wzrok zogniskował się na obliczu dziewczyny. Przez moment zastanawiał się, czy słowo "zmutowany" nie jest obelgą, nim jednak doszedł do jakiś wniosków, padło słowo "słodki". Wielu mężczyzn by się obraziło, ale nie Yastre - on dla dziewczyn mógł być nawet "uroczy", jeśli to oznaczało, że będą go lubić. I przytulać! O na Matkę Naturę, Kavika go przytuliła! Panterołak w mgnieniu oka skorzystał z okazji, objął ją i otarł się policzkiem o jej szyję i twarz, znacząc ją jako swoją dziewczynę. Ciekawe, czy ona była tego świadoma? Niestety, chwila intymności nie trwała długo - w oczach zmiennokształtnego odmalował się wyraźny żal, gdy badaczka wysmyknęła się z jego ramion, ale czy mógł się długo gniewać, gdy widział jej niekłamany zachwyt? Nie wiedział jeszcze, że powodem zainteresowania jego osobą nie jest wcale to, jakim jest dorodnym samcem i dobrym materiałem na partnera.
        - Nie no, nie w połowie panterą... Nie do końca - odpowiedział jej. - Panterołakiem.
        Yastre przysiadł sobie na jakiejś wyjątkowo niskiej gałęzi i przygarnął Kavikę, by posadzić ją sobie na kolanach i trochę się poprzytulać, ale ona była tak podekscytowana, że trudno ją było złapać, dlatego odpuścił sobie, lecz czynił to niechętnie. Nie gonił za nią, tylko poczekał aż blondynka troszeczkę się uspokoi. Wtedy dostało mu się lawiną pytań, która była tak przeogromna, iż na twarzy zmiennokształtnego odmalował się szok, jego szczęka opadła trochę niżej, a oczy zrobiły wielkie jak spodki. Zaraz jednak kłapnął szczęką i z uśmiechem zaczął odpowiadać.
        - No, lepiej widzę - odpowiedział z dumą. - Czy dzień czy noc, mnie wsio, a jak szybko zmienia się oświetlenie, to też mnie nie razi. I węch też mam dobry, czuję jak gdzieś coś się czai i tego jeszcze nie widać. A słuch też mam dobry, bardzo dobry! Nie wiem, o co ci chodzi z czyszczeniem, normalnie, jak się wylizuję, to przeciągnę też łapą po uszach i starczy. Ja wiem, ludzie wsadzają sobie czasami patyki, by wyciągnąć wosk z ucha, ale to jest,... brrr. - Panterołak aż się wzdrygnął na samą myśl, że miałby sobie tak dłubać w kanałach słuchowych. - Nie mogę się ich pozbyć, bo mam tylko jedne! Cały czas takie same, czy zmieniam się w kota czy w człowieka. Ja wiem, że są zmiennokształtni, co zmieniają się w zwierzaka, człowieka i takie pół na pół, ale ja nie umiem, jestem albo taki, albo koci. O ja...
        Yastre jęknął, gdy Kavika zaczęła miziać jego ogon. Głupio było przyznać, ale to było jedno z czulszych miejsc na ciele panterołaka i trochę go w tym momencie poniosło. Aż potrzebował chwili, by na nowo pozbierać myśli i trochę uspokoić bijące jak młot serce.
        - To ten... - bąknął na "dobry początek". - No ogon jak u kota, nie? Z kręgosłupa. Ponoć ludzie też mają takie drobne kosteczki na końcu, pozostałość po ogonie. Czekaj, czekaj, to się nazywa... Chyba nawet kość ogonowa, nie? No, to ja nie mam kości, tylko prawdziwy ogon. Chcesz to go obejrzyj, tylko delikatnie, dobra? Zdejmę spodnie, co?
        Kavka mogła w tym momencie nawet zacząć histerycznie wrzeszczeć, aby Yastre się nie rozbierał, ale było już za późno - on zdecydował. Wstał ze swojego miejsca, rozpiął pasek i opuścił sobie spodnie do samych kostek, by druidka mogła zobaczyć skąd i jak wyrasta mu ogon, a to, że świecił gołym tyłkiem przy kobiecie, to go nie obchodziło - natura poskąpiła mu typowego dla ludzi wstydu. Szczęściem w nieszczęściu było to, że tunika bandyty była na tyle długa, iż zasłaniała mu krocze, gdyby jednak Kavika krępowała się oglądać gołego obcego mężczyznę.
        - Ponoć to, że się urodziłem, to klątwa, wiesz? - zagaił, stojąc cierpliwie, gdy blondynka poznawała jego budowę. - Że tacy jak ja rodzą się albo jak się dwa panterołaki parzą, albo jak na niebie świeci taka jedna gwiazda, która pojawia się i znika, wtedy ludzka kobieta może urodzić panterołaka. No to ja jestem to drugie - moi rodzice byli ludźmi. A jak na przykład panterołak i człowiek będą mieli dzieci, to to będą ludzie. Hej, a wiedziałaś, że nasza krew jest lecznicza? Powaga, jak ktoś jest zatruty albo chory, to może napić się mojej krwi i wyzdrowieje. A jak ranny, to rany szybciej się zrastają, serio!
        Yastre beztrosko zdradzał Kavice wszystko, co wiedział o swojej rasie, byle tylko zrobić na niej wrażenie. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.
        - Ej, chcesz zobaczysz, jak się przemieniam?
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika słuchała go z największym zachwytem z jakim chyba tylko potrafiła. Nigdy nie widziała na oczy zmiennokształtnego, nie mówiąc już o tym, że istnieją jakieś ich typy! Nie wiedziała, że mogą być pół na pół, jakieś hybrydy z tego czegoś. W ogóle nie wierzyła w opowiastki o ich istnieniu! A teraz? Teraz stoi obok niego, jednego z nich. Z dziwactw, które tak podziwiała. Przynajmniej póki co. Tkwiła w wysokim stadium ekscytacji i miała zamiar się tym nacieszyć, szczególnie po ciężkim, bezowocnym dniu, gdzie na dodatek napadł ją złoczyńca.
Gdy Wei ogłosił opuszczanie spodni trzeba było przyznać, że dziewczyna była „odrobinę” zaskoczona. Uniosła brew i wykrzywiła dziwacznie minę. Odsunęła się od panterołaka na bezpieczną odległość, tak by mógł swobodnie wydostać się z uścisku odzienia. Dla niektórych mogłoby to wydawać się krępujące. Dla osoby patrzącej z boku i niesłyszącej rozmowy wyglądało to dwuznacznie, ale to w żaden sposób nie łączyło się z nietuzinkową Kaviką. Była wręcz wniebowzięta! Oczy blondynki wypełniła niewyobrażalna radość! Nikt jak ona nie mógł się cieszyć na widok gołych pośladów, które może przebadać.
Faktycznie, ludzie nie mają ogonów, ale kości ogonowe. Aż sama odruchowo dotknęła się w wiadomych miejscach by przypomnieć sobie skrupulatnie tę wiadomość. Palce aż świerzbiły ją do wymacania połączenia ogona z kręgosłupem, ale o nie, nie! Nie rzuciła się jak głupie zwierzę! Była bardzo profesjonalna. Podeszła na tyle spokojnie, na ile pozwalały jej emocje i dotknęła. Na początku ostrożnie, tak by sprawdzić poziom krępacji „pacjenta”. On jednak zdawał się na to nie zważać. Palce docisnęły się mocniej do jego skóry i gęstniejącego futra. Kavika zastanawiała się czy takie istoty muszą mieć o kilka kręgów więcej w „człowieczej” części kręgosłupa, czy kość krzyżowa jest zrośnięta tak jak u ludzi i na ile zróżnicowana jest u niego kość ogonowa. Sama śmiało podniosła jego tunikę do góry by móc znaleźć punkty charakterystyczne dla danego odcinka i macała go od lędźwiowej części aż po sam początek ogona. Ach! Chciałaby to wszystko zapisać w swoim kajeciku, ale było za ciemno by cokolwiek widziała… Gdyby go miała na dłużej… Chwila, chwila…
A gdyby go tak sobie na dłużej zatrzymać...? Sprowadzić go do swojej małej siedziby nad wodospadem Rapsodia i badać?! Rozpieściłaby go trochę, tak by nie czuł zagrożenia. Nie miał się w sumie czego bać, w końcu to on był złodziejem w tym towarzystwie! A ona… ona jest tylko Enthe. Potrzebowała nowych odkryć, bo każde nowe odkrycie prowadziło do kolejnych… i kolejnych, i kolejnych! Wzdrygnęła się delikatnie by opanować swoje myśli.
Ale czar niemalże od razu prysł, gdy usłyszała historię Weia. Właściwie czy przeprowadzanie badań na zaczarowanych istotach jest jakkolwiek adekwatne i dozwolone w Kręgu Vicallia? I czy przeprowadzanie badań na zaklętym człowieku albo zwierzaku ma jakikolwiek sens? Szczególnie, że jego krew jest lecznicza…
W głowie Kaviki zabrzmiał jęk rezygnacji i smutku. Cała ekscytacja poszła w kąt. Zagryzła wargę. Naprawdę w środku serca odczuła zawód, ale jeszcze nie wszystko stracone! Takie spotkania nie mają miejsca od tak!
Chwila, chwila… Skoro powstał z klątwy i ma leczniczą krew to jest jednym z dzieci Luaneliny? Coś tu się nie zgadza! Blondynka popadała w coraz to większe roztargnienie. Jeżeli to klątwa, to wykorzystuje energię świata, ale jeżeli to nie klątwa tylko dziecię Luan? Mogłaby sobie wyrwać wszystkie kudły ze stresu, a i tak by to nic nie dało! Dziewczyna zacisnęła powieki by odgonić od wątpliwości.
Jeszcze raz skupiła się na badaniu palpacyjnym, bo odniosła wrażenie, że znalazła coś nowego, a raczej coś rozbudowanego. Chyba to jeszcze kość ogonowa, a nie sam ogon…W ogóle nie była pewna gdzie jest ta kość ogonowa w końcu! Za bardzo była podekscytowana, musiała się uspokoić! Zbliżyła nieco twarz do owego miejsca i nagle usłyszała świst.
- Hmm...? - Podniosła głowę, ale nim zdołała o cokolwiek zapytać, z krzaków wyłoniła się banda. Wyłoniła?! Ona wręcz wyskoczyła! Jakiś sztylet przemknął tuż przed twarzą Kavki niemalże doprowadzając ją do omdlenia. Dziewczyna odbiła się rękoma od tyłka Yastre i upadła. Spojrzała w bok, ale już ktoś do niej doskoczył. Jasnowłosa zwinęła się w bezbronną kulkę, ale nic to oczywiście nie pomogło.
- Mówiłeś… - wyszeptała do panterołaka, chociaż wlepiała wzrok w oczy jednego z bandy. Nie zdołała przełknąć śliny, gdy zamaskowany mężczyzna ja pochwycił.
Wszyscy wokół (z wyjątkiem półgołego Yastre) byli szczelnie obładowani materiałem. Był on postrzępiony, mimo nocy widać było stonowane, raczej pastelowe kolory ubrań. Nawet kosmyk włosów nie buntował się spod uścisku masek, a uszy były również minimalnie okryte, jakby chcieli ukryć wszelkie szczególne znaki. W końcu każdy osobnik ma swój charakterystyczny kształt.
Mężczyzna z początku uścisnął blondynkę za ramię, by ją unieść, później w pasie, by móc odskoczyć wraz z nią. Znów świat pędził tak szybko.
- Na… na… na pomoc!!! – krzyczała biedna blondynka, chociaż wątpiła by ratunek przybył od tak, nie wiadomo skąd. Jak mogła wierzyć temu łajdakowi?!? Poczuła się jak skończona idiotka. Obok ujawniła się jeszcze jedna osoba. Zarzuciła knebel na biedną Kavikę. Ta zaś zaczęła przebierać nogami by spowolnić swojego porywacza, ale za którymś razem, zirytowany, przerzucił ją sobie przez ramię. Zmienili gwałtownie kierunek. Uzdrowicielka ujrzała jeszcze jedną osobę obok. Drzewa i noc przysłoniły wszystko, a gromadzące się łzy w oczach uzdrowicielki rozmazały całkowicie obraz. Teraz wyląduje w burdelu!!! Pewnie po prostu zwlekał z czasem, by banda po nią przybyła! Trzeba było zostać w domu, na dupie! Na cholerę jej ten grzyb?! Tylko… jak ma teraz uciec...?
Tymczasem u Yastre sytuacja ani trochę nie przypominała tej widzianej przez Kavikę...
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Czy jakiś mężczyzna nie byłby zadowolony, gdyby ładna dziewczyna drapała go po plecach? No właśnie. Nikogo więc nie powinno dziwić, że Yastre zdarzało się mruczeć, gdy Kavika dotykała jego kręgosłupa i ogona. Samo stanie w miejscu wymagało od niego jednak wiele skupienia - raz, że generalnie nie był cierpliwym typem, a dwa: wzbierała w nim chęć na amory. Nic nie mógł poradzić na to, że jego uczucia działały trochę inaczej niż u zwykłego człowieka i tak naprawdę bliżej mu było do zwierzęcia. Może, gdyby nie jego koraliki ochronne, już dawno zatraciły się w swojej kociej formie i nigdy nie wrócił do bycia człowiekiem.
        - Mrrrr... - zamruczał po raz kolejny, po czym odchrząknął i syknął. - Ej, nie pod włos! - burknął z niezadowoleniem, ale nie uciekał, dzielnie pozwalał się badać. Z powodu bezczynności w końcu panterołak ziewnął i mlasnął, wyciągnął ręce wysoko nad siebie i przeciągnął się na tyle na ile mógł, by nie przeszkadzać Kavice. Wtedy do jego nozdrzy dotarł zapach. Ale jaki, to już było mu trudno określić. Na pewno nie była to typowa woń, którą można poczuć w lesie, nie był to ani aromat ściółki, ani piżma, ani jakiejkolwiek zwierzyny. Z drugiej strony nie był to też zapach człowieka. Chociaż może...
        - O żesz! - krzyknął, gdy dostrzegł ruch stanowczo zbyt blisko siebie. Ludzie, jednak ludzie! Czemu ich nie poczuł, czemu ich nie usłyszał? No może był troszeczkę rozproszony przez Kavikę, ale nie aż tak... Yastre na mgnienie oka zmroziło - jak jego zmysły mogły go tak zawieść? Że ich nie widział, to było oczywiste - mieli przebrania maskujące, a on wcale nie skupiał się na obserwacji. Jeśli dobrze się skradali, mógł ich również nie usłyszeć, tym bardziej, że razem z piękną towarzyszką nieustannie rozmawiali, a ona wręcz czasami krzyczała i piszczała. Ale czemu ich nie czuł? Musieli pewnie używać tych zabójczo drogich specyfików alchemicznych, które maskowały zapach. Tylko po co? Spodziewali się, że mogą zostać zdemaskowani, czy też może używali tego "na zaś"? "Och, teraz to już nieważne!", skarcił się panterołak w myślach. W mgnieniu oka obrócił się, by osłonić Kavikę, ale ona już się od niego odepchnęła i odsunęła. Yastre rozejrzał się pośpiesznie. Bandytów było czterech, nadal miał przeciwko nim szanse, musiał tylko działać bardzo szybko.
        - Wy gnojki... - warknął. Błyskawicznie pochylił się, by wciągnąć na tyłek spodnie - z dwojga łatwiej w tę stronę, bo nie przeciągnąłby ich przez buty, a z gaciami spuszczonymi do kostek źle się walczy i kropka. Nie zdołał ich jednak nawet zapiąć, gdy dopadł do niego pierwszy bandyta. Mężczyzna był pewnie przekonany, że ma do czynienia z nieuzbrojonym i przez to niespecjalnie groźnym przeciwnikiem, dlatego nie kłopotał się sięgać po broń, chciał wszystko załatwić na pięści. I to był jego błąd. Yastre za wiele się nie zastanawiał, złapał rękę, którą miał oberwać w nos i założył na nią dźwignię, kładąc sobie przeciwnika pod nogi. Uderzył go raz, stuloną dłonią w nasadę czaszki, i to wystarczyło, by wyeliminować go z gry. Wtedy Kavika zaczęła wzywać pomocy.
        - Zostaw ją! - ryknął panterołak. Jego głos był tak odmienny od tego, jak zachowywał się w stosunku do Kavki, jakby były to dwie inne osoby. Ten krzyk był groźny, czaiła się w nim groźba, już nawet nie ostrzeżenie, a obietnica szybkiej i krwawej śmierci. Yastre podciągnął spodnie i ruszył za tamtymi bandytami, jednak drogę zastąpił mu trzeci z nich, ten, którego zmiennokształtny w tym całym zamieszaniu zignorował. Ta nieuwaga kosztowała go dość brzydką szramę na policzku - jego przeciwnik miał nóż i tylko refleks panterołaka sprawił, że skończyło się na powierzchownej ranie, a nie na poderżniętym gardle. Yastre odskoczył, zmarszczył nos i ustawił się w pozycji do ataku. Ryknął drapieżnie, nim rzucił się na przeciwnika. Ten nie pozostawał dłużny. Miał grację tancerza i doświadczenie nożownika, który całe życie walczył w ciemnych zaułkach portowego miasta. Nożem operował, jakby było to przedłużenie jego ręki, płynnie zmieniał kierunek ataku, raz ciął a raz dźgał. Był dobry, to Yastre musiał mu przyznać. Zbił kilka ataków, próbując złapać napastnika za nadgarstek i wybić mu ostrze z ręki, ale ten był sprytniejszy, nie pozwalał się rozbroić, nie dopuszczał do tego, by zmiennokształtny go złapał. I tak skakali wokół siebie, jeden atakował, drugi się cofał, jeden miał nóż, a drugi pazury. W końcu szczęście uśmiechnęło się do panterołaka, zdołał uderzyć przeciwnika w rękę i go w ten sposób rozbroić. Zaraz chciał zakończyć walkę, lecz nożownik pozostawał czujny, ledwo stracił broń, zaraz złapał Yastre za ubranie. Zmiennokształtny jakby tylko na to czekał: jedną z podstaw teoretycznych walki wręcz było, aby ciągnąć gdy pchają, dlatego on właśnie tak postąpił - pociągnął bandytę na siebie i przewrócił się razem z nim. Przerzucił go na plecy i sam przekoziołkował, siadając na przeciwniku. Chwilę się mocowali, Yastre był jednak na wygranej pozycji i kwestią czasu było, gdy zakończy starcie. Decydujący był cios w krtań.
        - Kavika! - zawołał, gdy było już po wszystkim. Zerwał się z ziemi i pobiegł w stronę, gdzie zniknęli pozostali dwaj bandyci z uprowadzoną blondynką. Tym razem mógł polegać na swoich zmysłach: słyszał ich, czuł zapach Kavki, widział połamane gałązki i ślady w ściółce tam, gdzie przedzierały się te zbiry. Już miał pewność, że ich dopadnie.

        Bandyci razem z Kaviką dotarli do prześwitu między drzewami, gdzie stały przywiązane dwa konie. Obaj bez słowa zajęli się wierzchowcami, jeden z nich wsiadł, a drugi właśnie zamierzał podać mu szamoczącą się porwaną dziewczynę, by ten mógł ją sobie przewiesić przez siodło, gdy nagle dało się słyszeć głośny gniewny ryk dzikiego kota. Yastre wypadł spomiędzy drzew jak błyskawica, wyskoczył wysoko w górę i okręcił się wokół własnej osi. Dzięki temu jego kopniak wymierzony w głowę bandyty miał taką siłę, że ofiara padła bez życia na ziemię z przerwanym rdzeniem kręgowym. Jednocześnie oba wierzchowce się spłoszyły, jeździec nie zdołał nad nimi zapanować. Poniosły gdzieś w las, a panterołak nie zamierzał za nimi gonić. Ryknął jeszcze raz, po czym syknął jak to zły kot. Chwilę później był już spokojny, chociaż nadal głęboko oddychał. Podbiegł do uratowanej towarzyszki, a w jego oczach malowała się wielka troska.
        - Kavika, Kavika, nic ci nie jest? - zapytał z przejęciem. - Nic ci nie zrobili, jesteś cała, nic cię nie boli?
        Yastre oglądał blondynkę w poszukiwaniu ran, aż nagle przytulił ją do siebie w bardzo opiekuńczym geście. Takiej troski nie można było udawać.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Ryknięcie w oddali nie kryło w sobie nawet odrobiny człowieczeństwa. Było tak dzikie, zwierzęce… wręcz mrożące krew w żyłach. Przez ciało dziewczyny przeszedł zimny dreszcz, ale bandyci nawet nie drgnęli zdjęci przerażeniem. Raczej zmartwił ich uciekający czas i jego napięciem nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, na które się narazili.
Kavika niemalże na własnym ciele poczuła te pociągnięcie w kręgosłupie powalonego bandyty. Drgnęła na samą myśl, ale jeszcze bardziej przestraszyła się zerwanych koni. Nie chciałaby nigdy poczuć kopnięcia kopyta na własnym ciele. W swoim życiu widziała już takie przypadki. Na szczęście nic się nie stało. Odliczona odległość i sekundy, które tak wyczuł panterołak, pozwoliły na jej ratunek. Nim jeszcze zmiennokształtny podbiegł, zdołała zerwać knebel ze swoich ust i nabrać porządnie powietrza, oglądając się za uciekinierem.
Wtedy usłyszała głos złodzieja.
- Wei… - wyszeptała patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Jeszcze dochodziła do siebie po tak szybkiej i gwałtownej akcji. W gardle gromadziła się jej gula, nie potrafiła odpowiedzieć. Była głęboko zszokowana i nie za bardzo rozumiała co się znowu stało, ani dlaczego. Nawet nie nadążała wzrokiem za jego spojrzeniami w poszukiwaniu ran, gdy nagle ją przytulił. To uczucie mogła porównać śmiało do zdjęcia z kogoś kilkusetnej klątwy. Jej ciało momentalnie rozpłynęło się w ramionach panterołaka. Poczuła błogi spokój. Powieki delikatnie opadły w dół przymykając oczy dziewczyny. Przez dłuższą chwilę dała mu się tylko obejmować, aż wreszcie sama uniosła rękę na jego bok. Dłoń jasnowłosej w niebiańsko łagodny sposób spoczęła na mężczyźnie. Słyszała szum lasu, jego oddech, czuła jego zwierzęcość. Melodyjne głosy ptaków rozniosły się po okolicy. Brzmiały bardzo znajomo, jak śpiew Kawek.
„Kawki…”, pomyślała wolno.
- Kawki… - uniosła głos i zerwała się na kolana. – Uważaj! - krzyknęła nieznacznie odpychając panterołaka. Pochyliła się, gdy ujrzała złoczyńcę. Myślała, że uniknie ataku zeskakującego z drzewa napastnika, ale ten kopniakiem wyrżnął się o odstający kij, który Kavika wcześniej przerzuciła sobie przez plecy. Pociągnął więc dziewczynę, a ta zaś za sobą zmiennokształtnego. Bandyta mimo bólu szybko dobył sztyletu i już miał się zamachnąć, ni to w ataku, ni to w samoobronie, gdy ptak począł go dziobać po czole i masce. Bandyta puścił broń próbując ochronić się przed zwierzęciem i chroniąc przede wszystkim oczy, a Kavika chwyciła za ostrze. Syknęła i zbierając się na czworaka, niechcący przy tym kopiąc Weia, przerzuciła się na rękojeść. Kawka zerwała się i odleciała w górę, a dziewczyna z zamachem rzucił się na bandytę. Wbiła sztylet, najmocniej jak potrafiła, w stronę napastnika i drzewa.
Krew spłynęła po jej dłoni. Odsunęła się od gościa i spojrzała na siebie.
- Kretynka… - wyszeptała zaciskając palce na swojej ranie, po stronie dłoniowej drugiej ręki. Złoczyńca otworzył oczy. Na początku niepewnie. Sztylet tkwił dosłownie milimetr od jego głowy. Zimne żelazo stykało się z częściowo odkrytą skórą złoczyńcy i przebijał materiał tworzący jego maskę.
Dziewczyna odsunęła się od nieznajomego. Wyostrzony zmysł zmiennokształtnego pozwolił Yastre na wyczucie krwi, ale nim jego wściekłość narosła, dziewczyna wcisnęła mu do rąk torbę. Piekło ją strasznie, bała się też puścić miejsca uciskania, bo nie chciała doprowadzić do ewentualnego krwotoku.
- Wei, w torbie jest bandaż z wodorośli… Mógłbyś…
- Nie zabijesz mnie?
- Kto...? Ja?! – spytała zaskoczona uzdrowicielka, ale jej głos zdecydowanie drżał ze zdenerwowania.
- Nie… Ciebie się nie boję. Pytam jego – odpowiedział wciąż cichym głosem.
Kavika ułożyła dłoń na klatce piersiowej panterołaka, tak by go uspokoić. Przeczuwała, że jeśli dyskusja ta się nie zakończy w porę to gość zaraz będzie poharatany na strzępy.
- On...? No coś ty… - zaczęła zbliżając się do panterołaka. Niemalże do niego przylgnęła, czuła się w ten sposób jakoś zdecydowanie bezpieczniej. – Chyba, że masz zamiar mi coś zrobić… - dodała nieco sobie dolewając, ale skoro uratował ją dwa razy w przeciągu kilku godzin to chyba naprawdę zdanie to nie brzmiało ani trochę narcystycznie.
Złoczyńca zmrużył oczy, bardzo badawczo i niemalże przebijając dwójkę na wylot. Dziewczyna wymusiła na sobie uśmiech, chociaż brwi zdecydowanie wyrażały zmartwienie sytuacją. Uzdrowicielka raczej stroniła od zabijania, chociaż jeszcze jakiś czas temu powaliło do nieprzytomności swojego nowego towarzysza.
- To… to mój przyjaciel – zapewniła Kavika. – On chciał mi uratować życie… w przeciwieństwie do ciebie… - Wówczas dziewczyna dojrzała odrobinę zaskoczenia w oczach bandyty.
- Przyjaciel… Było widać waszą „przyjaźń”… - dodał wciąż swym cichym, ale przeszywająco spokojnym głosem. Blondynka aż na moment zesztywniała zalewając się rumieńcem.
- Em… Ahm… E… - odpowiedziała uzdrowicielka nieco zbita z tropu. – Ja… ja… ja… ja tylko badałam jego ogon, bo… bo go przydepnęłam i pociągnęłam. Bałam się, że go uszkodziłam…
- Ach tak… I miał cię bezpiecznie przeprowadzić przez las? – nie odpuszczał wywiadu. Kavice aż drgnęła powieka ze złości. Ściągnęła brwi do środka. Co to za gierki?
- Tak - odpowiedziała jakby to była oczywista oczywistość. - W końcu posłałam po niego aż do Adrionu by zechciał mi towarzyszyć podczas podróży do Rapsodii, gdzie prowadzę szczegółowe badania na temat leczenia panterołaków – skłamała i chociaż w kłamstwach Kavika nie była dobra, to wczuła się w rolę handlarza. Wciśnie każde słowo byleby sprzedać dobry towar, w tym wypadku jakąkolwiek bajkę. Szczególnie, gdy złodziej stał się obiektem badań. Teraz zdecydowanie łatwiej było kłamać myśląc o Yastre jak o towarze. - Nie mogłam uszkodzić mojego obiektu badań, a Wei zgodził się, jako jeden z nielicznych, na badania. Prawda, Wei? – rzuciła mimochodem nie czekając nawet na odpowiedź. - Więc wypraszam sobie takie traktowanie! – Ostatnie słowa powiedziała wyjątkowo niezdarnie, a rumieniec wciąż trudno schodził jej z policzków. „Urażona” odwróciła wzrok oddając dłoń w ręce panterołaka by owinął ją specjalnym bandażem.
Była mu coś winna. A skoro ten nowy bandyta miałby się obawiać Weia, a także rzucał dziwne podejrzenia w jego stronę to chyba musieli mieć coś na pieńku. Kavika niekoniecznie chciała wnikać w problemy złodzieja, ale uratował ją już dwa razy! Może immunitet badawczy zdoła ochronić tyłek panterołaka przed wymierzeniem sprawiedliwości ze strony innych. Może kiedyś nawet to właśnie ich okradł?
Nieznajomy przymknął oczy wypuszczając głęboko powietrze. Po chwili je otworzył i wyjął sztylet z drzewa uwalniając się z niewielkiego unieruchomienia. Wbił broń w ziemię. Następnie wstał unosząc ręce na boki by pokazać, że nie ma zamiaru nic zrobić przeciw dwójce. Układ maski został zaburzony przecięciem, ale nieznajomy niezbyt się tym przejmował. Sam sięgnął tyłu głowy i rozplótł węzełek. Rozpuścił czarne włosy sięgające daleko za linią łopatek. Elfie uszy sterczały swobodą na boki. Dopiero teraz Kavika dojrzała piwny kolor oczu bandyty. Jasnowłosa przyjrzała się dokładnie okrągłej twarzy, kształtowi ucha, aż wreszcie zaczęła się skrupulatniej przyglądać samej sylwetce.
- Elfka… Ty jesteś kobietą?! – uniosła głos zaskoczona, a ta w odpowiedzi posłała jej rozdrażnione spojrzenie.
- Tak… - powiedziała wciąż cichym i spokojnym tonem.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Opiekuńczy Yastre czuł, jak Kavika rozluźnia się w jego ramionach. Mruczał, jednak nie z zadowolenia, tylko jak kot, który chce uzdrowić swojego człowieka, “wymruczeć” z niego chorobę, uspokoić go. Musiał jednak przyznać, że gdy poczuł na swoich plecach dłonie dziewczyny, zrobiło mu się bardzo przyjemnie - lubił, wręcz uwielbiał być przytulany. Kto by pomyślał, że ten mrożący krew w żyłach ryk sprzed chwili wydał z siebie taki pieszczoch?
        - E?! - jęknął elokwentnie, gdy nagle Kavika zawołała “uważaj” i znowu się od niego odepchnęła. Szybko zorientował się jednak w sytuacji. Dostrzegł zeskakującego z drzewa napastnika i już uniósł rękę do ataku, gdy jego piękna towarzyszka szarpnęła go za ubranie. Poleciał jak długi, a czasu starczyło mu tylko na to, by się asekurować i nie upaść na Kavikę i nie zrobić jej krzywdy. Dziewczyna zaraz sama się od niego odsunęła, kopiąc go boleśnie w goleń. Yastre wydał z siebie żałosne “ała” i złapał się za bolące miejsce, gdyż instynkt podpowiadał mu, że może sobie na to pozwolić, bo ma sojusznika - agresywne i wściekłe pół funta czarnego pierza w postaci ptasiego towarzysza Kaviki. Panterołak sam przed sobą musiał przyznać, że to maleństwo było przerażające - kto by pomyślał, że w ptaszku może drzemać taka bestia?! Yastre jednak zaraz chciał wrócić do akcji - właśnie usłyszał syknięcie bólu i chciał bronić damę swojego serca, ale został przez nią brutalnie skopany - jeden z kopniaków dosięgnął jego podbrzusza, przez co zmiennokształny zwinął się w kłębek i podkulił ogon pod siebie jęcząc przy tym żałośnie. Został znokautowany przez osobę, którą chciał bronić, co za porażka. Całe szczęście szybko doszedł do siebie - w końcu musiał stanąć w obronie swojej dziewczyny, ból był więc nieważny! Wstał z ziemi i na jeszcze trochę miękkich nogach udało mu się ustać. Syknął jak wściekły kot i już ruszył do ataku, okazało się jednak, że był już niepotrzebny. A przynajmniej jako narzędzie terroru, gdyż Kavika potrzebowała go do znacznie bardziej delikatnych zadań. Nim zdążył rozszarpać bandytę, w jego rękach pojawiła się torba blondynki i otrzymał rozkaz, by znaleźć w środku bandaże, co zaraz z entuzjazmem uczynił. Przeszukiwał torbę szybko, ale ostrożnie, by niczego nie zepsuć, bo w środku były same skarby.
        Wystarczyło, by panterołak usłyszał głos bandyty i zaraz wróciła jego złość. Podniósł na niego wzrok, zmarszczył nos, pokazał zęby i syknął, lecz znowu okiełznała go Kavika - gdy tylko dotknęła jego torsu, on spuścił wzrok na jej dłoń i znów był spokojny, mlasnął tylko i już wrócił do szukania bandaży. Jego uszy nieustannie się poruszały, gdy słuchał o czym rozmawia ta dwójka. Znowu przerwał szukanie, gdy poczuł przy sobie ciało blondynki - zaraz objął ją zaborczo i spojrzał na bandytę morderczym wzrokiem - “dotknij jej, a wypatroszę cię jak łososia!” mówiły te oczy. W głębi ducha piał z radości, gdyż właśnie został przez Kavkę nazwany przyjacielem - czy mógł liczyć na coś więcej? Oczywiście, gdyby zyskał miano ukochanego byłby jeszcze szczęśliwszy, ale i to było dobre na początek.
        - No właśnie, nie podoba się coś?! - burknął niezadowolony, gdy pod ich adresem zaczęły padać jakieś insynuacje, które wyraźnie peszył jego dziewczynę. - Badała mi ogon, dokładnie tak było! I tak, odprowadzałem ją do domu. Problem?
        Yastre wściekle zmarszczył brwi i nos, warknął krótko, ale głos Kaviki szybko go uspokoił. Na dodatek zaraz poprawił mu się humor: znalazł bandaż! Wyciągnął go z dumą z torby i czekał, aż będzie mógł opatrzyć druidkę. Spojrzał na jej ranę i pociągnął nosem - poczuł krew. Wtedy zadziałały jego instynkty - ujął swoją dziewczynę za ranną dłoń, obrócił ją wnętrzem do góry i zaczął wylizywać ranę, bo w końcu to był najlepszy sposób na dezynfekcję. Nie zważał przy tym na kpiące spojrzenia i komentarze, bo doskonale wiedział co robi! Dopiero gdy rana była czysta założył na nią bandaż, a opatrunek okazał się być nadzwyczaj fachowy. Po wszystkim Yastre przygarnął do siebie Kavikę i zaczął głaskać ją po głowie, cały czas łypiąc podejrzliwie na bandytę.
        - Prawda! - poparł wersję z badaniami nad swoją rasą bez cienia wahania. Co prawda nie pamiętał, by cokolwiek takiego ustalali, ale przecież jego dziewczyna na pewno nie miała nic złego na myśli, może po prostu nie miała czasu mu tego powiedzieć, a wiedziała, że się zgodzi.
        Yastre wyraźnie się spiął - jego rywal uwolnił się z unieruchomienia i teraz nie było wcale pewne jak postąpi, więc panterołak wolał być gotowy do walki. Puścił Kavikę, postąpił pół kroku do przodu i widać było, jak bardzo napina mięśnie, a jego ogon bije na boki w wyrazie irytacji. Później jednak ogon nagle opadł, a ze zmiennokształtnego jakby uszło powietrze. Szczęka i ręce opadły mu bezradnie.
        - Ale jak to kobieta?! - jęknął, gdyż nie mieściło się to w granicach jego pojmowania. Miał taki dobry węch i nie poczuł, że to samiczka?! Podszedł do niej ostrożnie, intensywnie przy tym węsząc i nie zważał, że kobieta jest spięta do granic możliwości. A Yastre bardzo skrupulatnie ją obwąchał, po czym przyjrzał się jej obliczu i sylwetce. Na jego twarzy widać było w jak wielkiej był rozterce, bo otrzymywał tak różne bodźce. W końcu nagle, bez żadnego ostrzeżenia, złapał bandytkę za piersi. Gdy przekonał się, że są prawdziwe, zabrał dłonie jak oparzony i odskoczył w tył nim zaskoczona elfka zdążyła zareagować.
        - Ty naprawdę jesteś kobietą! - zawołał tryumfalnie, po czym nagle jak na dłoni było widać, jak dociera do niego co właśnie zrobił. Mina mu zrzedła, a oblicze pokryło się karminowym rumieńcem, uszy oklapły.
        - O ja cię… - jęknął, po czym złapał się za głowę i przykucnął pod ciężarem własnej głupoty. Wtedy dopiero elfka zdołała otrząsnąć się z szoku. Najpierw prychnęła ze wzgardą, a później jakby ją olśniło. Schyliła się odrobinę, by przyjrzeć się zmiennokształtnemu.
        - Słyszałam tylko o jednym panterołaku, który zachowuje się w ten sposób - powiedziała. - I na pewno nie miał na imię Wei…
        - Kavika, idziemy! - Yastre nagle zerwał się na równe nogi i złapał blondynkę za rękę, a później objął ją w pasie. Prawie ciągnął ją za sobą, byle tylko jak najdalej odejść od elfki, która chyba wiedziała stanowczo za dużo.
        - Lepiej siedź cicho, bo cię ugryzę! - odgrażał się zmiennokształtny. - I tak ci się należy, zrobiłaś Kavice krzywdę! Masz szczęście, że ona jest miła, bo gdyby mnie nie powstrzymała, to bym zeżarł!
        - Zeżarł czy wychędożył?! - zakpiła elfka z bezpiecznej odległości. Panterołak syknął na nią gniewnie.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Kavika niemalże zdradziła swoje zaskoczenie, gdy panterołak lizał jej ranę. Wciąż na nowo uczyła się go, jego zachowania, działania czy też rozumienia świata. W końcu spotkała Weia zaledwie po zachodzie słońca i posiadała kompletny brak wiedzy na temat swojego nowego towarzysza. Szorstki język w giętki sposób posuwał się po liniach papilarnych kobiety. Kavkę najchętniej przeszedłby dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Nie wiadomo czy bardziej z dziwacznej przyjemności czy może bardziej z braku doświadczenia w tak zwierzęcych sprawach, jak oczyszczanie ran. W końcu psy podobno posiadały uzdrowicielską ślinę – tak przynajmniej mówiono, chociaż sama uzdrowicielka średnio wierzyła w te słowa.
Kolejny ciąg wydarzeń wprowadzał jasnowłosą w coraz to większe osłupienie.
- Ehm… - chciała coś zauważyć unosząc dłoń ku górze, jakby zgłaszając się do odpowiedzi, ale czuła, że jej głos ani trochę nie wzruszył zdezorientowanego panterołaka.
Obserwowała tylko w jaki sposób napięcie wzrasta. Ukradkiem sięgnęła po kij w razie ewentualnej potrzeby rozładowania atmosfery, a prościej mówiąc, Kavka czekała aż zabójczyni sięgnie po sztylet by zaszlachtować Weia jednym ciosem. Była zaskakująco cierpliwa dając mu możliwość się tak zapoznawać, ale chyba zmiennokształtny nadal miał problem z ustaleniem zapachu. Uzdrowicielka powoli wstała czując na sobie spojrzenie elfki, chociaż miała wypełniony nienawiścią wzrok skierowany w stronę złodzieja. Twardy charakter kobiety zdawał się pochłaniać całą okolicę, ale wciąż tylko stała.
Uzdrowicielkę zamurowało, gdy ten wymacał piersi nieznajomej. Przełykana ślina utknęła w gardle Kavki. Wokół zapanowała bezpretensjonalna cisza. Nawet ptaki nie śmiały się odezwać. Wszystko czekało na rozpoczęcie kolejnych zdarzeń. Elfka, na całe szczęście, była zszokowana zachowaniem swojego głównego wroga, a Kavika jakoś nie była tym faktem wielce zaskoczona. Sama stała niczym pal wbity w ziemię. Wypuściła powietrze najciszej, jak tylko potrafiła spoglądając na dwójkę całkiem z boku. Aż przyłożyła dłoń do serca z wylewającej się ulgi.
Ciśnienie w ciele Enthe wzrosło na nowo, gdy elfka zbliżyła się do panterołaka.
- Nie, nie, nie!... - Machała przecząco rękoma stając odruchowo w obronie złodzieja, ale mina Kaviki zrzedła słysząc rozpoczynające słowa w zdaniu bandytki. – Co?... - wyszeptała do siebie i jeszcze zdążyła posłać Weiowi wzrok torturowanego i zbitego zwierzęcia. Czyżby ją okłamał?
- Aj! - zaplątała się w nogach, gdy ten pociągnął ją za sobą. Ta chwila, próba ucieczki, wystarczyła by przez myśli Kaviki przebiegło miliony teorii.
Początkowo była zawiedziona, że złodziej naprawdę jest nieuczciwy do szpiku kości. Co z tego, że ją ocalił skoro nawet nie przedstawił się prawdziwym mieniem? Później jednak to wydało się całkiem logiczne. Był złodziejem więc dlaczego miałby zdradzać swoją prawdziwą tożsamość? Lepiej dla niej samej, że nie zna jego właściwego imienia. Z drugiej strony, skoro zapewniła elfkę o ich przyjaźń to musiała go znać, ale… czy i przyjaciele nie kłamią całe życie? Najwyżej powie i uda jeszcze większy zawód niż chwilę temu. Był towarem, któremu nadano złą nazwę. Tak sobie próbowała wmawiać.
Największe jednakże wątpliwości zagościły w głowie uzdrowicielki po ostatniej wymianie zdań między kobietą, a zmiennokształtnym. Wychędożyć? Teraz już naprawdę przestraszyła się być sam na sam z Weiem. O ile rzeczywiście się tak nazywał! Jeżeli kłamie też w innych kwestiach? Jeżeli próbuje ją wodzić za nos? Elfka a'la zabójca nie chciała jej zmieść z tego świata. To on był problemem. A może to właśnie on miał problemy?
Kavika tkwiła między młotem a kowadłem. Naprawdę nie powinna się tak zapuszczać w las. Wypominała sobie to z każdą kolejną następującą sekundą. A'la gwałciciel albo a'la zabójca. Ktoś z nich musiał kłamać i ktoś z nich musiał mieć problem. Najłatwiejszym wyjściem z sytuacji było więc pozostanie razem z dwójką. Tak będzie najbezpieczniej! Może nie dla nich samych, ale dla Kavki jak najbardziej… jeżeli można być bezpiecznym wśród bandytów. Po co ona lazła do tego lasu?... Ale Kavika dokładnie wiedziała, dlaczego szwendała się po lesie i to niekoniecznie z powodu grzyba, ale też niekoniecznie z powodu przygód.
- Wiesz co… - podjęła na nowo dialog z mężczyzną. – Właściwie to… -mówiła uwalniając się z uścisku panterołaka i głaszcząc swój wyściskany do ucieczki nadgarstek. - …nie wiem dlaczego nas Pani Elfka zaatakowała. Chciałabym się dowiedzieć jaki był ku temu powód. W końcu prawie nas… A w sumie ciebie, zabiła – ciągnęła dalej uśmiechając się pociesznie w stronę złodzieja, ale też oddalając na w miarę możliwości na bezpieczną odległość. Nie tylko zachowała ów dystans wobec zmiennokształtnego, ale także wolała nie zbliżać się do zabójczyni. - Mogłabyś nam to wyjaśnić?
Elfka w wolny i godny sposób zwróciła się w stronę dziewczyny. Minę wciąż miała nietęgą, ale za to wykazywała chęć nawiązania rozmowy i zdradzenia wyjaśnień.
- Szukam – odparła krótko obracając łeb i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Kavika uniosła brew i wstrząsnęła głową oczekując dalszej wypowiedzi, której nie uzyskała.
- Szukasz… czego? – spytała w końcu z pretensją. Baby to trzeba wiecznie dopytywać się i prosić o odpowiedzi!
- Bandy szajbusów – dodała z przekąsem elfka. – Jestem najemnikiem. Dołączyłam do tej grupy, bo dali mi zlecenie. Perfekcyjnie znam się na słabych punktach zmiennokształtnych… - ostatnią część zdania zarzuciła nonszalancko zbliżając się do odnalezionej parki, nieco bardziej do Yastre. - …a szczególnie słabych punktach panterołaków – dodała swoim cichym, a teraz i zmysłowym głosem przeszywając mężczyznę wzrokiem. Wysunęła dłoń w jego stronę, ale Kavika bezczelnie trzepnęła ją po palcach.
- Ejej! – rozpoczęła z oburzeniem. – Tego kociaka to zostaw! Spowiadaj się ino, co to za wybryki by napadać przyjaciół czy jak sugerowałaś parę kochanków? – ciągnęła dalej Kavka zupełnie niepodobna do siebie. Jej ton naprawdę nie był ani trochę skłonny do żartów. Z chęcią teraz sama by zasztyletowała zabójczynię.
- Złotko, spokojnie – zakpiła uchata. – Albo żeś dziewka do łoża albo naprawdę nie jesteś świadoma zagrożenia.
Blondynka spojrzała pytająco na kobietę. Naprawdę nie rozumiało co tu się działo!
- Biedna kruszynka, chyba nic nie słyszała o grasującej bandzie, która zbiera dziewki do burdelu. Ach... i taka mała ciekawostka. Składa się wyłącznie ze zmiennokształtnych… - uśmiechnęła się sztucznie w stronę jasnowłosej i oddaliła, a przynajmniej chciała. Enthe chwyciła czarnowłosą za ramię i zwróciła w swoją stronę.
- Znaliście się wcześniej? - spytała wprost. Elfka uniosła wzrok na Yastre, badając sytuację i grunt pod nogami. Jej oczy działały naprawdę hipnotyzująco i z pewnością wzbudzały respekt. Blondynka szybko to odczuła, gdy tylko nieznajoma zwróciła ku niej twarz.
- Tak –odparła spokojnie. - Chciał mnie wychędożyć - odpowiedziała odrzucając od siebie dłoń jasnowłosej, którą pozostawiła w przerażeniu.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre unikał wzroku Kaviki - zamierzał jej wszystko wyjaśnić, ale dopiero, gdy będą sami, na spokojnie, bo ta elfka wszystko na pewno by zepsuła. Ba, już wszystko zepsuła! Po co w ogóle się odzywała, że się znają? Wystraszyła tylko jego dziewczynę. Panterołakowi było strasznie, strasznie głupio - Kavka od samego początku krzywo na niego patrzyła, a gdy już zdołał ją do siebie chociaż odrobinę przekonać, ona znowu nabrała podejrzeń. A on przecież był dobrym facetem, szarmanckim i opiekuńczym, nie zrobił jej krzywdy, cały czas ją ratował. ”Głupia krowa!”, irytował się na elfkę, ”Ma do mnie pretensje o zdarzenia sprzed tylu lat i teraz się mści. Ona mnie nigdy nie lubiła!”.
        Gdy Kavika uwolniła się z objęć zmiennokształtnego, on jej nie powstrzymywał, widać było jednak, że zrobiło mu się przykro - był półdziki, był kotem, mowę ciała interpretował czasami lepiej niż słowa i dostrzegł, że kobieta dystansuje się od niego, jakby się go obawiała. Był przekonany, że gdyby miała ogon, na pewno podkuliłaby go teraz pod siebie. By jeszcze bardziej jej nie wystraszyć, panterołak zdecydował się zostać w miejscu i tylko podejrzliwie łypał na elfkę, która w jego oczach nadal stanowiła zagrożenie. Całe szczęście uśmiech Kavki trochę złagodził jego złe samopoczucie i dzięki temu dało się prowadzić jakąś rozmowę. Jemu jednak nie była potrzebna wiedza na temat tego, co robiła tutaj elfka i czego chciała. Że próbowała go zabić, trudno, nie ona pierwsza i nie ostatnia, przez całe jego życie zawsze znalazł się ktoś, kto chciał go posłać na tamten świat, czasami tylko przez to, że wyglądał trochę inaczej niż inni. A czasami przez to, że Yastre gwizdnął mu sakiewkę. Albo przespał się z jego córką… Ale hej, do niczego jej nie zmuszał! Tylko to tłumaczenie z reguł nie działało, nie wiedzieć czemu, skoro przecież było prawdziwe…
        Bandyta dramatycznie wywrócił oczami, po czym założył ręce na piersi i spuścił wzrok. Butem kopał dołek w ziemi, dając w ten sposób do zrozumienia, że wcale nie chce tu być i chętnie już by sobie poszedł, a na dodatek słowa elfki go denerwowały. Nie rozumiał takiego odpowiadania półsłówkami, skoro o wiele łatwiej było mówić wprost. A przez to wymiana zdań trwała i trwała. Yastre podniósł na zabójczynię gniewny wzrok i syknął ostrzegawczo, gdy tylko się do niego zbliżyła. Już nawet spiął się do ataku, ale Kavika stanęła w jego obronie. Czyżby była zazdrosna? Panterołak bardzo by się cieszył, gdyby była! Co prawda nie miałaby powodu, ale to by oznaczało, że jej na nim zależy. Może wcale nie bała się go aż tak bardzo, jak to wcześniej okazała. I jeszcze użyła słowa “kochankowie”! Zmiennokształtnemu tak się to podobało, że niespecjalnie przejął się kontekstem i tym, że mocno nadinterpretował słowa blondynki. Podszedł nawet do niej, by ją przytulić i trochę się o nią poocierać, lecz w miejscu usadziły go słowa elfki, która tym razem przeciągnęła strunę.
        - Nie nazywaj jej tak! - krzyknął. - Ona nie jest dziewką do łóżka, to dobra dziewczyna! Miła!
        Elfka spojrzała na Yastre z politowaniem i zbyła jego wybuch, najwyraźniej tylko w Kavce upatrując godne towarzystwo do rozmów. Panterołak był zły, aż warczał i mamrotał pod nosem, a jego ogon poruszał się niespokojnie, zdradzając jego złość.
        - Nie strasz jej! - warknął. Pomówienie, jakoby miał polować na ludzi, zabolało go, ale przełknął zniewagę w nadziei, że kobieta wreszcie sobie pójdzie i będzie mógł się na spokojnie wytłumaczyć Kavice. Ta szpiczastoucha krowa zrobiła z niego potwora! Niestety, jego dziewczyna najwyraźniej dalej czuła się niepewnie, bo zatrzymała zabójczynię.
        - Wcale nie! - oburzył się panterołak, gdy został posądzony o dobieranie się do elfki. Jego twarz była czerwona jak dojrzała truskawka, a gesty mocno przesadzone. Widać było, że jest bardzo zdenerwowany.
        - Wcale nie chciałem… Znaczy chciałem...!
        - No, tłumacz się, tłumacz. Yastre - dodała z jadowitą satysfakcją elfka, a w tym momencie z panterołaka jakby zeszło powietrze, ogon i uszy mu oklapły, ręce zwiesił wzdłuż ciała, aż w końcu przykucnął, obejmując głowę ramionami.
        - Och, czyżbym powiedziała coś nie tak? - udawała zaskoczoną elfka, widać było jednak, że doskonale się bawi, dołując zmiennokształtnego. Mężczyzna w końcu podniósł na nią gniewny wzrok i wstał. Wierzchem dłoni wytarł sobie nos, jak szykujący się do walki podrostek.
        - Bo wy wszystkie byłyście złośliwe! - powiedział z wyrzutem. - Głaskanie, mizianie, ale tylko w jedną stronę, a jak ja chciałem, to nie, to fuj. Jakbym był zwierzakiem.
        - A nie jesteś? - długoucha wtrąciła się z kąśliwą uwagą.
        - NIE JESTEM! - krzyknął panterołak, wbrew swym słowom robiąc miny jak wściekły kot i obnażając pazury. - Jestem mężczyzną! Już wtedy byłem, a wy traktowałyście mnie jak zwierzaka! A ty byłaś wredna! Na scenie mizianie pod brodą, głaski i tulaski, a poza jakbym był zapchlonym psem! Nadal jesteś wredna! I gruba! - dodał, co sprawiło, że elfka momentalnie się zapowietrzyła z oburzenia. - Zostaw zabijanie i wróć do woltyżerki, to może znowu będziesz taka… - Yastre nie potrafiąc znaleźć dobrego słowa wykonał bliżej niezidentyfikowany ruch rękami, który miał chyba opisywać kuszącą kobiecą sylwetkę. Elfka tak się wściekła, że rzuciła się w jego stronę, Yastre jednak w mgnieniu oka się wybił i przeskoczył nad nią z wdziękiem rasowego cyrkowca.
        - Widzisz?! - zawołał tryumfalnie. - Nadal potrafię to i tamto! A wtedy, to chciałem, ale jak powiedziałaś, że nie, to cię palcem nie tknąłem! Ja jestem porządnym facetem! I nie jestem w żadnej bandzie, nie porywam dziewczyn! Ja tylko kradnę i to kradnę od bogatych! - dodał, jakby był to powód do dumy.
        - Kavika, chodźmy stąd - poprosił blondynkę, nagle zupełnie zmieniając ton głosu. - Ja ci wszystko wytłumaczę, ta głupia krowa się na mnie uwzięła…
        - Jak mnie nazwałeś?! Ty gnojku niewdzięczny! - Elfka rzuciła się z nożem do panterołaka, on jednak był przygotowany i zrobił elegancki unik, jednocześnie łapiąc przy tym Kavikę, aby ją osłonić. Chwilę później odepchnął ją od siebie i doskoczył do zabójczyni. Już z daleka kopnął ją w rękę, by wybić jej ostrze z dłoni, po czym dopadł ją i bardzo zgrabną kombinacją ruchów sprowadził na ziemię. Po krótkiej szamotaninie elfka leżała na brzuchu z wykręconymi na plecy rękami, a Yastre siedział na niej i ją przytrzymywał. Trzeba było przyznać, że teraz, gdy wiedział już, że ma do czynienia z kobietą, był w stosunku do niej znacznie delikatniejszy, bo tak naprawdę poza tym pierwszym kopniakiem ani razu jej nie uderzył tylko korzystał z dźwigni i oczywistej fizycznej przewagi, którą miał nad drobną kobietą.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

Początek kłótni zdawał się być niewinny. Jeszcze nim sytuacja przemieniła się w kolejne szybkie i chaotyczne akcje Kavika podjęła próbę przerwania owej sprzeczki. Widząc płonącego z zawstydzenia Yastre aż serce krajało się by go obronić. Szczególnie, że elfka nie znała litości. Pod tym względem z pewnością było widać jej predyspozycje do bezlitosnego zabijania. Z drugiej strony Kavka odnosiła wrażenie, że igra ze śmiercią. Sama jednak nie wytrzymała prowokacyjnego pytania elfki „Czyżbym powiedziała coś nie tak?”. To było jak płachta na byka. Kavika wygięła usta w tak niesmacznym grymasie, że z pewnością nie rozpoznałaby się w lustrze, a brwi tylko uwydatniały zmarszczki malującej się wściekłości. Jednak nie wyczuła odpowiedniego momentu by wtrącić się chociażby jednym słowem.
Niestety, szala goryczy została przelana, a wojna słowa rozszalała się na dobre. Jeszcze chwilę temu sam Wei grzebiąc butem w ziemi chciał zniknąć z tego miejsca, teraz zaś to samo można było rzec o Kavice. Dziewczyna słuchając ich prywatnych "wypominajek” najchętniej usunęłaby się z pola bitwy. Dyskretnie przygotowywała się do ucieczki stąpając krok w tył i otaczając swoją klatkę piersiową ramionami. Była tu zbędną osobą trzecią. Zostawiając ich samym sobie mogli rozwiązać swoje problemy, a balast wdzięczności przeco mogła ewidentnie naciągnąć do faktu, że przypadkiem nie udało się jej zabić panterołaka. Poza tym, gdyby jakimś cudem udałoby się im wszystko między sobą wyjaśnić, z pewnością byłby jej wdzięczny.
Gdy jednak usłyszała oskarżenie z poziomu smarkatego dzieciaka upominającego elfkę o tuszę, aż rozwarła oczy w zdziwieniu. Stoicki spokój zastąpiła furia zabójczości, którą nasycała niebywała zwinność zmiennokształtnego. Taki cios, słowny i czynny, z pewnością wyprowadziłby niejedną pannę z równowagi. Nawet jeżeli była profesjonalnym najemnikiem. Ba! To mogło grozić czymś więcej niż odciśniętą dłonią na policzku. Yastre ewidentnie życzył sobie sztyletowej śmierci.
Cofnęła się o kolejny krok widząc, jak panterołak kieruje się w jej stronę. Nie dlatego, że się bała bezpośrednio samego mężczyzny. Wolała raczej uniknąć gniewu zakompleksionej elfiej kobiety, którą podjudzał Yastre. Ona wcale sobie nie życzyła ciętych ran i uszczerbków na zdrowiu. Pomachała przecząco głową oraz rękoma, na znak by się nie zbliżał i jak na życzenie nie zdołał. Rzeczona „Głupia krowa” rzuciła się na złodzieja, a ich szarpanina wzburzyła gniew jasnowłosej. „Normalnie banda kiepów na rynku rozliczająca się o palec, i to nie o ucięty, a taki dotyczący długości zgniłego ogóra” pomyślała wspominając sytuacje mająca rzeczywiste miejsce za czasów pobytu u ojca handlarza.
- PRZESTAŃCE!!! - wrzasnęła płosząc wszelkie ptaki z koron drzew, czerwieniejąc się na policzkach i sztywniejąc ciałem, co do placa, by nie skrzywdzić okolicznościowych drzew rozmachem swoich rąk.
- ZŁAŹ Z NIEJ! – I jednym gwałtownym ruchem, nie wiedząc nawet kiedy zbliżyła się do dwójki, chwyciła Yastre za ucho i zwaliła go ziemię. Tuż obok jego największego wroga, który już miał wykonać kolejny gest, ale Kavika skutecznie przygwoździła elfkę kosturem. Pochyliła się do nich odkrywając swoją, tym razem, groźną twarz.
- W tym towarzystwie to akurat ja jestem tu najbardziej człowiecza… BO JESTEM CZŁOWIEKIEM! – nakrzyczała na nich karcąco i niemal od razu pożałowała swoich słów widząc tlącą się nienawiść w oczach elfki.
- Znaczy się… - na nowo zaczęła Kavika, ale szybko wstrząsnęła głową w niezrozumieniu. Nie miała powodów by się tłumaczyć. – Nie gap się tak na mnie! Taka prawda! Przecież nie kłamię – rzuciła z wyrzutem i oburzeniem. – I wątpię, by któreś z was chciałoby być człowiekiem. Wy. – I tu wskazała na elfkę. - Macie nas z reguły za nadzwyczajne gówna, a ty. – I tu wskazała na Yastre. - Nie przeżyłbyś dnia będąc tak ślepym jak człowiek w ciemności. Więc darujcie sobie targowanie się kto z was jest psem a kto kotem! Znaczy się… Aghrrr!
Rozwścieczona Kavika ujęła głowę w dłoniach potrząsając nią jakby chciała wyrzucić z siebie całą gamę złych emocji. Oddaliła się od dwójki wyzwalając ich tym samym od uścisku swojej zgromadzonej, negatywnej energii. Elfka jeszcze przez chwilę leżała zszokowana tą nagłą odwagą jasnowłosej.
- Idę stąd! – rzuciła Enthe. – Nie potrzebuję waszej pomocy!...- W tym momencie była rozerwana wewnętrznie. Czy warto było coś jeszcze dodać? – Wracam sama. Do mojej chatki nad Wodospadem Rapsodii i niech was szlag jasny trafi!
Zatwierdziła swoją decyzję uzdrowicielka i wraz ze swoim stałym towarzyszem badylem ruszyła do przodu. Ale wtedy zdarzyło się coś jeszcze. Piwne oczy elfki napełniły się kolejną falą zaskoczenia. Na chwilę jakby kompletnie ją zatkało. Widziała tylko, jak smukła postać dziewczyny oddala się.
- Ahm... - Przełknęła ślinę i wybiła się na łokciach wspierając się otwartą dłonią o twarz Yastre, który również patrzył w stronę odchodzącej uzdrowicielki. Odepchnęła się od niego nieznacznie próbując szybko wstać, chociaż wyszło jej to wyjątkowo niezdarnie.
- ZACZEKAJ! – krzyknęła w stronę jasnowłosej. – Kavika?! Jesteś Kavika z Rapsodii?! – Gniewna Enthe ani myślała choćby drgnąć i odpowiedzieć elfce. – Bo to ciebie szukają!
- Cooooooooo? - Dziewczyna przystanęła i z ociąganiem, ale i też zaskoczeniem, zwróciła się w stronę dwójki.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre w tym całym rozemocjonowaniu przeoczył to, że Kavika wcale nie chciała przebywać w jego pobliżu - on chciał być jak najbliżej niej i jak najdalej od uosobienia jego traumatycznych wspomnień z dzieciństwa. Dlatego chciał zabrać swoją blondwłosą piękność i odejść ją stąd, ale po prostu nie było mu to dane.
        - Ja nie jestem zwierzęciem… - zaczął, lecz przerwał mu głośny wrzask Kaviki. Yastre tak się wystraszył, że aż syknął i cały zesztywniał, włącznie z ogonem. Gwałtownie obrócił głowę w stronę dziewczyny i już otwierał usta, by się tłumaczyć (“To ona zaczęła, ja niewinny!”), ale nie zdążył, gdyż jego ukochana zastosowała argument siłowy. Złapała go za ucho, a to strasznie bolało - koty mają wszak bardzo wrażliwe uszy.
        - Aj ajajaj! - zajęczał, gdy został odrzucony na bok. Obiema dłońmi zasłonił uszka i widać było, jak podkula ogon. Przemoc ze strony obiektu swych westchnień boli sto razy bardziej niż ciosy zadane przez wroga.
        - Urwałabyś mi je - burknął z wyrzutem, rozcierając bolące miejsce. Obrócił się na plecy i już chciał wstać podskokiem, gdy Kavika zaczęła swoją tyradę - Yastre zastygł w bezruchu, z wyciągniętymi w górę nogami, szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną paszczą, w której połyskiwały ostre, białe zęby. Pozbierał się dopiero po drugim zdaniu.
        - Ale Kavika, ja wiem, że ty jesteś człowiekiem, pachniesz… - zaczął się tłumaczyć, ale i tym razem nie było mu dane skończyć. Biedny zmiennokształtny, nie wiedział, jak działa kobiecy gniew, gdyż rzadko miał z nim do czynienia. I nie był też specjalnie dobry w łagodzeniu go, chociaż bardzo się starał. Czasami pomogło, gdy się przemienił i położył przy nogach złośnicy brzuchem do góry, lecz panterołak wiedział, że w tym przypadku to nie pomoże, pokornie więc znosił wrzaski wściekłej ukochanej. Swym wyglądem wzbudzał litość, gdyż miał spuszczone uszy i wzrok niesłusznie ukaranego szczeniaka.
        - Kavika, to nie tak… - znowu spróbował się wtrącić. On naprawdę chciałby być człowiekiem. Gdyby nie miał uszu i ogona, nie spotykałby na swej drodze kobiet takich, jak leżąca obok elfka, niemiłych i uprzedzonych, które oceniały go tylko na podstawie wyglądu i nie pozwalały nawet udowodnić, że jest istotą rozumną, choć może niespecjalnie rozgarniętą. On wolałby być ludzkim głupkiem niż mądrym zwierzakiem. No ale nie było mu dane wyrazić własnego zdania, gdyż gniew Kaviki ani odrobinę nie zelżał. Obraziła się na nich i poszła, ledwo jednak odeszła krok, Yastre zaraz wstał, choć nie wyprostował się. Był skulony i posuwał się za nią ostrożnie, jak typowe przepraszające zwierzę.
        - Kavika, nie idź sama - zaczął proszącym tonem. - Daj się odprowadzić, bo znowu cię ktoś napadnie. Odprowadzę cię do domu i ani palcem nie tknę, słowo! - zapewnił, kładąc dłoń na sercu, ale został bardzo skrupulatnie zignorowany. Może za cicho mówił, by przebić się przez opary jej gniewu. Elfka za to nie miała z tym żadnego problemu, ledwo się odezwała, już uzyskała jakąś reakcję.
        - Skąd ty ją znasz? - parsknął tonem tak urażonym, jak właśnie się dowiedział, że jest adoptowany. Ręce mu opadły, a gdy elfka dokończyła wygłaszać swoje rewelacje, Yastre zawtórował Kavice głośny i przeciągłym “oooo”. Zaraz się wyprostował, podciągnął spodnie i stanął w pełnej gotowości bojowej.
        - Kavika, teraz to ja cię na pewno nie zostawię! - oświadczył tak stanowczo, że aż wyglądał przez to śmiesznie. - Nie ma mowy, nie. Jak na ciebie dybią jakieś zbiry, to muszą się przedrzeć przeze mnie, ja cię nie pozwolę skrzywdzić!
        - A od kiedy z ciebie taki rycerz się zrobił? - wymamrotała niezadowolona elfka.
        - Od zawsze był - burknął Yastre. Ostrożnie podszedł do swojej dziewczyny i spróbował ją objąć. - Kavika, weź, uratowałem cię dwa razy, no. Przy mnie nic ci nie grozi. Bo… bo gdybym był taki jak podejrzewasz i chciał ci coś zrobić, to zrobiłbym to już dawno! - wykrzyczał na jednym wdechu, po czym spłonął rumieńcem widocznym nawet w ciemności i zaraz zasłonił głowę ramionami. Przecież Enthe widziała, z jaką łatwością zmiennokształtny rozbroił elfkę, więc jaki problem stanowiłaby dla niego taka drobna dziewczyna? No chyba sama to widziała. I jeszcze to, jak się nią opiekował, przecież tak się nie postępuje z osobą, której chce się zrobić krzywdę. Dwulicowość w ogóle nie występowała w słowniku panterołaka.
        - Bo jak nie, to wiesz, że będę cię śledził? - upewnił się, odsuwając się na wszelki wypadek o krok, gdyby złość jej nadal nie przeszła. Gdyby nie upewnił się, że Kavika jest bezpieczna, zeżarłyby go wyrzuty sumienia.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości