Szczyty Fellarionu[U zbiegu wód rzeki Nefari] Postój

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

[U zbiegu wód rzeki Nefari] Postój

Post autor: Sharvari »

        Za oknem powozu krajobraz przesuwał się niezwykle szybko. Migające drzewa mogły doprowadzić do mdłości, a nie ujmując nic nikomu, towarzysze podróży wcale nie pomagali w obecnej sytuacji. Sharvari zasłoniła widok ciężką, szarą kotarą. Zgryzotek siedział wbity w kanapę ze skrzyżowanymi buńczucznie na piersi kościstymi rękami. Łypał naburmuszony raz po raz w stronę ożywieńca, wygarniając mu w myślach, że przez niego nie przełknie najmniejszego kęsa soczystego gryzonia przez najbliższy miesiąc. Jego pani, coraz bardziej zielona od stęchłej atmosfery, miała jedynie nadzieję, że nie złapie jakiejś grzybicy, łuszczycy czy innego świństwa co nie było jakąś przesadną paranoją zważywszy na jej niezbyt odporne ciało.
        Niekłamanym atutem podróży była nikła rozmowność jej towarzyszy. Liche ciągle czytał wolumin, a jego sługa - cóż... Wydawał z siebie raz na jakiś czas dźwięki przypominające ni to posapywanie, ni to jęczenie, ni to warczenie. Nie wymaga więc to zbędnego komentarza. Od woźnicy dowiedziała się, że rzekę przekroczą przez most zaraz za złączeniem Nefari z jej dopływem. Tam też postanowiła zakończyć podróż. Eliksir działał dzień. W fiolce mieściły się trzy łyki. Co prawda udawanie przed liche wampira nie było konieczne, jednak woźnica i pasażerowie mogliby poczuć się oszukani i rościć sobie prawa do jakiegoś zadośćuczynienia. Marnowanie kolejnej porcji eliksiru mijało się z celem. Ponad to, ciężko byłoby to ukryć. I na bogów! Trzeba stąd wysiąść! Podczas ponad dwudziestu lat tułania się po Alaranii, nigdy czas nie dłużył się tak jak teraz nemoriance. Z nudów i rozpaczy w pamięci wyprowadzała wzory dzięki, którym wyliczała ile jeszcze czasu do wymarzonego celu. W przypływach głębszych, chwilowych załamań, kiedy powóz podskakiwał wraz z jej żołądkiem na większych wybojach, obmyślała nader demoniczny plan pernamentnego pozbawienia siebie zmysłu powonienia w najbliższej przyszłości.
        Było sporo po północy, gdy woźnica zatrzymał się przed wspomnianym mostem. Podejrzliwie przyglądając się kobiecie - rzekomemu wampirowi najwyraźniej z chorobą lokomocyjną - pomógł jej wysiąść i bezceremonialnie wręczył torbę. Powrócił na swoje miejsce, chwycił lejce i nim nimi trzasnął przyjrzał się ostatni raz Sharvari. Całkiem możliwe, że przejrzał cały fortel, lecz pozwolił odejść. Kościste palce uchaka ujęły, z niemalże boskim namaszczeniem, fragment sukni swej pani i delikatnie poprowadziły w górę rzeki. Chora kobieta to zła kobieta, bez względu na rasę czy przekonania.
        W małej główce wiernego sługi, nieproporcjonalnie dużej do reszty ciała, urodził się obraz idealnego miejsca na odpoczynek. Minęli złączenie wód, poszli - nie, wybaczcie tą omyłkę słowną - powlekli się jeszcze z trzydzieści kroków dalej. Uchak szarmanckim gestem wskazał drugi brzeg. Teleportacja nie była dla żadnego z nich większym problemem, zwłaszcza na taką odległość. Jednak, chora kobieta... Kilka dłuższych chwil Zgryzotek stał w półukłonie wskazując cel, gdy wreszcie pozieleniała nemorianka, której spacer pomógł tylko połowicznie, zdecydowała się pojawić tam gdzie miała. Odetchnął mały towarzysz i zaraz stanął u jej boku. Tak. Polana pomiędzy dwoma rzekami złączającymi się w jedną wydała mu się doskonałym miejscem. Na uboczu, bez mostu. Co prawda na widoku, ale też nie na talerzu. Będąc niewielkim specjalistą z magii istnienia na poziomie podstawowy wyczarował swej arystokratycznej właścicielce prostego kunsztu szezląg. Ta, z westchnieniem godnym męczennika, którego obracano na kole przez dwie doby, usiadła.
        Pierwsza niezbędna rzecz - miejsce do odpoczynku natychmiastowego - zrobione! Druga niezbędna rzecz - ognisko - niedługo potem zostało rozpalone. Wygrzebane z torby ziółka na "wszelkie" przypadłości powoli parzyły się w czajniczku. Jeszcze tylko jedna drobnostka. Co prawda sam mógłby zmajstrować małą klitko-chatkę do spania, ale swej pańci by nie przeniósł. Znając więc na pamięć przygotowanie do niektórych rytualnych zaklęć nemorianki porozstawiał w odpowiednim miejscu jakiejś jej magiczne kamyczki, świecuszki i inne pierdułki.
- Będzie pani chciała, to se wyrytuałuje chatkę. Oczywiście kiedy uzna, że już nie musi łapać świeżego powietrza, moja pani. Ale nigdy nie zrozumiem. Po co bawić się w to całe machanie nożami, bawienie się ozdóbkami, gibanie w świetle księżyca czy liczenie gdzie kiedy co się z czym pokrywa? Dużo czasu to tylko zajmuje, rozkazy zabawniejsze - kończąc pstryknął palcami i koc przykrył Sharvari, a ta, tylko jęknęła. Stylem i barwą głosu bliskim dla ożywieńca.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Dzień był naprawdę piękny. Ciepłe promienie słońca ogrzewały ziemię, w pobliżu prawdopodobnie była rzeka, ponieważ w powietrzu można było wyczuć jej niebiański zapach, a liściaste drzewa dawały schronienie w przyjemnym cieniu. Ich gałęzie zaledwie znikomie poruszały się w delikatnym wietrze, który wydawał się powoli spacerować przez świat, podziwiając jego uroki.
        Ukryty pośród pni i krzewów malinowych, rozciągnięty na trawie, leżał Ren. Ręce, okryte podwiniętymi rękawami, wyciągał przed siebie do prowizorycznie zrobionego pola. W czterech rogach, tworząc idealny kwadrat, wbite były cztery gałązki obdarte z liści, a w samym środku figury rosła niewielka roślinka, o fioletowo-zielonym zabarwieniu. Ziemia wokół niej była niemal kompletnie rozkopana. Szczupłe palce mężczyzny co raz odgarniały grudki piasku, czasami pomagając sobie pęsetą, w wyjątkowo trudnych miejscach najbliżej korzeni roślinki. Chłopak oddychał powoli i od czasu do czasu mrugał zawzięcie, gdy jakiś wyjątkowo uparty kosmyk prostych blond włosów opadł mu na oczy.
        Jeszcze tylko chwila. Ostrożnie odłożył pęsetę na kamień i, nie podnosząc się z ziemi, sięgnął do kieszeni nieco wytartych i przybrudzonych trawą spodni. Zabłąkany promień słońca przez moment odbijał się w szklanej fiolce, zanim ta została zaciśnięta w dłoni kopacza.
        Po raz pierwszy od przeszło kwadransa uniósł głowę ponad poziom leśnego runa i wpatrzył się pomiędzy gałęzie rosnących nieopodal krzewów. Do jego nosa dotarł odległy zapach czegoś znajomego. Był to zapach roślin. A konkretnie ziół. Gotujących się na wolnym ogniu, aromatycznych, świeżych ziół. Był pewien, że rozpoznał w nim hemicycliie, roślinę, której nie można było znaleźć w najbliższej okolicy, gdyż rosła tylko w jaskiniach o odpowiednim nasłonecznieniu, wilgoci i doszczętnie spróchniałej glebie. To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo się niechcący teleportował albo w pobliżu był ktoś, kto wyraźnie znał się na zielarstwie i gotowaniu. Nadal wyczuwał przyjemnie chłodną ziemię pod ubraniem, więc pierwsza opcja odpadała. To nawet lepiej. Nieznajomy mógł być druidem albo, w najlepszym wypadku, może nawet alchemikiem! Tak czy inaczej, dobre maniery i wrodzona ciekawość nakazywały mu niezwłocznie ruszyć w kierunku lekko miętowego zapachu i wymienić z przybyszem grzecznościowe "dzień dobry".
        W kilku ruchach, nadal jednak z najwyższą dozą ostrożności, udało mu się wydobyć roślinkę z ziemi. Potrząsnął nią energicznie by obsypać z niej resztki piasku i, zupełnie bezceremonialnie, urwał jej jeden z korzeni. Pieczołowicie zapakował go do fiolki, którą zakorkował, a następnie schował z powrotem do kieszeni, z której ją wyjął. Resztę fotosyntezatora umieścił ponownie w dołku i powoli i dokładnie zasypał. Powyjmował z ziemi patyczki i wstał, jęcząc przy tym, ponieważ jego ciało zdążyło już zdrętwieć z braku ruchu. Dosyć niedbałymi ruchami otrzepał spodnie, co niewiele pomogło ich wyglądowi, a następnie spróbował zlokalizować źródło wcześniejszego zapachu.
        Po kilku chwilach skierował się w tamtą stronę.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Szmer wody był niezwykle kojący. Delikatny wietrzyk szumiał przyjemnie w koronach drzew i źdźbłach trawy, od czasu do czasu targając leniwie włosy i szaty kobiety wypoczywającej na wyczarowanym szezlongu. Zapowiadał się udany dzień. Po nocnej porcji ziółek sen brutalnie porwał nemoriankę w swe objęcia. Kichnięcie. Ot i efekt drzemki pod gołym niebem. Zgryzotek załamał ręce i zabrał się za przygotowywanie kolejnej porcji naparu. Aromacik roztaczał się po okolicy.
        Sharvari kichnęła ponownie i jeszcze raz. Zrezygnowana sięgnęła dłonią do torby, wymacała sporych rozmiarów księgę runiczną okutą w srebrną, bogato zdobioną okładkę. Ciężar tomiska nie był mały. Pomogła sobie drugą ręką przy układaniu go na kolanach. Palcem dotknęła klamry, ot magicznej kłódeczki. Pstryknęły zawiasy. Wertując grube stronice zastanawiała się nad sensem, a dokładniej jego brakiem, podczas podejmowania decyzji kierującej ją do Nemerii. Z Mrocznej Doliny bliżej było do Rododendronii, a stamtąd przyjemny spacer do Rapsodii. Nie dość, że narzuciła sobie spory kawał drogi, to w zrujnowanym mieście nie można było zdobyć nic, a nic co by było przydatne. Po prawdzie miała ochotę pozwiedzać tą słynną z przeszłości budowlę z księżycowego kamienia, czy też jej ruinę, ale to innym razem. Czasu miała dużo.
        Z księgą otwartą na odpowiedniej stronicy i athame w dłoni uniosła się z siedziska wyraźnie ociągając. Znów kichnięcie. Rozsądnym było zostać tu jeszcze trochę. Wypocząć, wygrzać się, przywrócić ciało do formy. A może najwyższa pora nauczyć się zaklęć uzdrawiania, skoro fizyczność nie skora do współpracy? Przy okazji. Do tej pory wystarczające były zdolności zielarskie.
        Ostrze athame kreśliło znaki runiczne w powietrzu, niby na pergaminie.Nadeszła pora dokończenia zaklęcie, które tak pieczołowicie przygotował uchak poprzedniej nocy. Zapłonęły świece. Szlachetne kamienie wyznaczyły granicę, ubrały w ramy przestrzeń kreacji. Runy splotły się we wstęgi, a te w zagęszczającą się sieć. Przy najmniejszym zetknięciu magicznych symboli rozbrzmiewały dźwięki o niezwykle głębokich tonach. Aż wszystko ucichło. Powrócił spokojny szum rzeki i szelest wiatru. Sieć uformowała się w niewielką chatkę. Ot pięć sążni wzdłuż i wszech. Przez środek dachu, świetlikiem, wpadały promienie słońca oświetlając tlące się ognisko. Tą też drogą uchodził dym. Dwa małe okna, drzwi, a podłogi nie było wcale.
        Sharvari spakowała księgę i sztylet. Wyszła z wnętrza chatki skrzypiąc drzwiczkami. Przeciągnęła rozglądając po okolicy i usiadła z czarkę naparu w dłoni.
- Jutro najpóźniej wyruszamy.
- Tak, moja pani.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Odległość była większa, niż się spodziewał. Przy tak delikatnym, wręcz znikomym wietrze zapach nie powinien się nieść na więcej, niż kilkadziesiąt metrów, tymczasem droga wydawała się nie mieć końca. Na całe szczęście dla blondyna, jego stare, znoszone buty doskonale nadawały się do wędrówek. Nie były piękne, ani czyste, ale bardzo wygodne. Wiele już przeszły, przez lasy, puszcze, jaskinie i bagna. Niektóre pozostałości po odległych wyprawach zaschły i przylgnęły do nich tak bardzo, że nie dało się ich już w żaden sposób pozbyć. Nie przeszkadzało to dla Rai'a. Do wyglądu i tak nie przywiązywał zbyt dużej wagi, ale akurat wizerunek jego traperów napawał go niemalże dumą. Był pewien, że każdy, spotkawszy go, od pierwszego wejrzenia ujrzy w nim dzielnego wędrowca, któremu nie straszny ani wiatr, ani deszcz, ani ból. Bez względu na to jak dalekie lub bliskie było to prawdy, Ren zwyczajnie lubił sprawiać takie wrażenie.
        Po kolejnych kilku minutach przedzierania się przez gąszcz zieleni, podczas których aromat zdawał się stawać coraz silniejszy, Arai dotarł do skraju lasu. Widział rozpościerającą się dalej polanę z rzadka rosnącymi drzewami, dumnie reprezentującymi gatunek liściastych. W oddali słychać było szum rzeki. Nie dosłyszał go wcześniej z powodu różnorakich hałasów dobiegających do jego uszu. Rozglądając się, zauważył w końcu niewielki domek, a więc najbardziej prawdopodobne źródło poprzednich zapachów i dźwięków.
        Niewiele wiedział o druidach, jednak zawsze kojarzyli mu się z leśnymi wróżkami, które mieszkają na drzewach albo śpią pod gołym niebem. Jego pojęcie o nich prawdopodobnie było błędne i nawet zdawał sobie z tego sprawę, jednak nigdy nie zadał sobie dość trudu by pozbawić się tego stereotypowego myślenia. Jednakże, co się tyczy alchemistów, byli oni ludźmi z krwi i kości, a jako tacy potrzebowali schronienia od deszczu i zimna. Wizerunek nieznajomego układał się w jego głowie na podstawie nowo pozyskiwanych informacji niczym puzzle. Odgłosy towarzyszące przyrządzaniu eliksirów, bądź badaniu minerałów wpasowywały się w wolne miejsce jak ulał. Był już niemalże pewien, kogo zastanie w środku chatki.
        Zmierzał więc ku niej raźnym krokiem, wyobrażając sobie wszystkie wspaniałe tematy, o których będzie mógł porozmawiać z jej mieszkańcem jak z bratnią duszą, gdy zauważył siedzącą przed domkiem kobietę w długiej sukni. Swoją nienaganną figurą i lśniącymi, kruczoczarnymi włosami doszczętnie burzyła obraz, który wytworzył sobie w głowie. Stanął w miejscu, zbity z tropu i nie wiedząc jak się zachować.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Tak. I o to dziwność nad dziwnościami. Niewiasta popijająca aromatyczne ziółka z czarki. Nie było by to takie zaskakujące, gdyby nie jej ubiór oraz odległość od traktu. Jawiła się białogłowa, której prędzej było do wizyty u cioci na herbatce niż do zahartowanego w trudach podróży wędrowca. Ba, alchemika czy nawet druida. Obrazu dodawała malutka, uboga chatka pośród malowniczego pejzażu drzew. A wisienką na torcie był uchak. Ów stworzenie wystrugało sobie koniec kija w szpic. Maszerował w te i we wte z dumnie wypiętą kościstą klatką piersiową. Mały gwardzista pilnujący cnoty i honoru damy. Raz po raz jego heroiczna poza zmieniała się diametralnie, gdy wśród gęstwiny traw dostrzegał najwyraźniej coś dla niego niezwykle istotnego. Wówczas podskakiwał z prowizoryczną dzidą skierowaną ostrym końcem w ziemie. W locie przygarbiał się pokracznie niby powykręcany stworek łowca. Kolana zadzierał tak wysoko, że były na wysokości uszu. Świst patyka, ciche dudnięcie upadającego stworzenia. Najwyraźniej na coś polował. I to nie na byle co. Ależ skąd! Czaił się na wspaniały okaz gryzonia leśnego. Jak widać, apetyt jednak powrócił.
        Aura przybysza nie przykuła uwagi kobiety. Zerknęła jakby w jego stronę, lecz nie bezpośrednio na niego. Najpewniej go nie zauważyła, a możliwe, że zauważyła dając wybór czy ze chce podejść. Zgryzotek wyprostował się i znów zabawiał w strażnika. Chciał poczuć się potrzebny. Och, cóż za interpretacyjny nonsens. Był pewny, że jest niezbędny swej pani. Święcie przekonany, że zginęła by bez niego. Był jej obrońcą, dzielnym mężem, przyjacielem i powiernikiem sekretów. Łowca bestii! Wielki mag - znający kilka podstawowych, typowo funkcjonalnych zaklęć i kreatywnych psot, ale pomińmy ten szczególik. Oświecony przewodnik, który próbował nawrócić Sharvari z, jego zdaniem, bzdurnej drogi rzucania zaklęć poprzez rytuały na rzecz rozkazów. Właśnie tak. Zapowietrzył się, aż na wspomnienie swej bohaterskiej misji i zadyszał. Wracając do spraw bardziej przyziemnych. Polowanie na gryzonia nie powiodło się, a głód że gorszy od matki oblubienicy, zmusił Zgryzotka do podjadania wygrzebanych z ziemi korzonków.
        A w lesie tak pięknie świergotały małe ptaszyny.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Odchrząknął. Piękna kobieta w długiej sukni wyglądała bardziej na arystokratkę, niż na kogoś, kto miałby ochotę cały dzień babrać się w eliksirach, wrzucając do nich sproszkowanych korzeni piołunu albo świeżych liści egzotycznej escopae i wdychając ich kolorowe opary. Jedynie jej blada twarz sugerowała, że może być osobą, która wolny czas chętniej spędza pod dachem. Jednakże, pomimo, iż Rai był bystrym chłopcem, to gdy uczepił się jakiejś idei to niełatwo dawał za wygraną. Tak i teraz, do obrazu szlachcianki nie pasowała mu okolica składająca się z zamków, gwardzistów, poddanych i złoto wykańczanych pomników w okrągłej liczbie zero. Przekrzywił głowę nieco na prawe ramię. W trawie kręciło się jakieś żyjątko, ale raczej nie można było tego nazwać człowiekiem, a już tym bardziej królewskim orszakiem.         Również chatka nie wyglądała zbyt okazale. Raczej jakby została zbita naprędce, byle przetrwała noc, a później mogła się z czystym sumieniem rozpaść. To prowadziło do tylko jednego wniosku. Nieznajoma musiała być podróżniczką i znajdować się dokładnie w tym miejscu z przypadku lub wyboru. Jeśli z wyboru, to prawdopodobnie czegoś szukała lub gdzieś podążała, a za tym mogła się kryć ciekawa historia obfitująca w niesamowite i trudne do zaakceptowania wydarzenia. A może nawet jakichś spotkanych po drodze alchemików. Cóż, nawet jeśli to nie było wystarczającym pretekstem do przedstawienia się, to pozostawało jeszcze buszujące w krzakach stworzenie, które mogło się okazać ciekawym materiałem do eksperymentów.
        Spróbował poprawić włosy, przesuwając po nich ręką. Nie potrzebowały one jednak takich zabiegów, gdyż zawsze był piękne i ułożone, w przeciwieństwie do jego stroju. Podszedł jeszcze bliżej, tak że teraz na pewno znajdował się w zasięgu wzroku czarnowłosej. Przed otworzeniem ust przełknął głośno ślinę. Nie wiedział dlaczego, ale kobieta wpływała na niego nieco stresująco. To było dla niego nowe uczucie, chociaż możliwe, że towarzyszyło po prostu poznawaniu zupełnie nowej osoby i, jakby na to nie patrzeć, nachodzeniu jej na jej własnym, nawet jeśli tymczasowym, podwórku.
- Witam, nadobną panią - powiedział, skinąwszy przy tym lekko głową.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Usłyszawszy głos gościa odstawiła czarkę na ziemię rozgarniając trawę. Spojrzenie uniosła na chłopca, zaczynając od stóp na głowie kończąc. Ogarnęła jeszcze "łunę" jego sylwetki, iluzyjnie podążając za nią wzrokiem, niby za mgłą wydobywającą się z ciała. Uroczy blondyn o nieprzytłaczającej aurze, nie wydający żadnych niepokojących sygnałów. Przynajmniej w chwili obecnej. Dopiero po tym specyficznym "wybadaniu", uśmiechnęła się ledwie zauważalnie i odpowiedziała do młodzieńca.
- Witaj... - zerknęła na buty chłopca, które mogły by z pewnością opowiedzieć nie jedną historię - ...wędrowcze.
Uchak z pełną uwagi miną spoglądał na plecy nowoprzybyłego, najwyraźniej gotów do reakcji, gdyby ten postanowił uczynić jakiś niepożądany gest. Nie, nie, nie wyglądało to groźnie. Prędzej groteskowo.
- Niestety nie mam zbytnio czym pana ugościć. Ani na czym. Jeśli to nie wadzi to zapraszam. - Zaprosiła gestem dłoni młodzieńca do siebie.
Dojrzawszy reakcję swej pani, Zgryzotek porzucił dzidę przy ścianie chatki, podszedł do młodzieńca i swe wyłupiaste gały skierował na niego. Prawa dłoń pocierała lewą, sylwetka lekko się przygarbiła.
- Szlachetny młodzian pozwoli. - Kiwnął głową w stronę chatki. - Krzeseł nie ma, lecz sądzę, że jakiś konar się znajdzie. Jeśli nie wadzi szlachetny młodzianie, na konarze siadać. Do jedzenia podać mogę sałatkę z owoców leśnych, jeśli szlachetny młodzieniec poczeka troszkę. Proszę się rozgościć... rozgościć... - dłonią zachęcał chłopca.
- Przyniesiesz wody. - kobieta przemówiła do uchaka. - Najpewniej nasz gość czuje się spragniony.
- Oczywiście, ma pani.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Wszystkimi mentalnymi siłami powstrzymał się by nie powiedzieć triumfalnego "Ha!". Miał rację co do butów. Kobieta od razu rozpoznała w nim tajemniczego, przystojnego, odważnego i błyskotliwego wędrowca. Mnóstwo razy, od wielu różnych ludzi słyszał, że powinien się pozbyć starych traperów, ale on wiedział swoje i miał rację zachowując je.
        Ciepłe powitanie nieznajomej odwzajemnił delikatnym uśmiechem bladoróżowych ust. Już miał odpowiadać, gdy jego uwagę przykuł wcześniej zaobserwowany stwór. Stanął przed nim, wlepiając w niego wielkie ślepia i zadzierając przy tym głowę, ze względu na to, iż był znacznie niższy od chłopca. Zacierał ręce, jakby właśnie miał dobić najlepszego targu w całym swoim stworkowym życiu. Jednakże najbardziej zaskoczył go umiejętnością mówienia w ludzkim języku. Wyglądał raczej na istotę, która skrzeczy, warczy i krzyczy, ten jednak wydobywał z siebie całkowicie zrozumiałe dźwięki, a przy tym był niezwykle grzeczny i kulturalny.
- Och, tak, dziękuję bardzo - odpowiedział na propozycję szklanki wody. - Ale z konarem nie musisz się kłopotać. Po prostu przycupnę sobie tutaj, na skrawku zielonej trawki.
        Jak powiedział, tak uczynił i rozgościł się na bujnej zieleni, opierając się plecami o jedną ze ścian małej chatki. Miał niezwykłe szczęście trafić na tak gościnnych ludzi. A raczej człowieka i... coś.
- Właściwie nie jestem jako takim podróżnikiem - zagadnął, przypominają sobie, że został wcześniej nazwany wędrowcem. - Właściwie to jestem alchemikiem, ale tam gdzie mieszkałem wcześniej nie mogłem dostać odpowiednich składników do moich eliksirów. Wyruszyłem by ich poszukiwać. Chociaż to właściwie chyba czyni mnie wędrowcem, prawda? - dodał po chwili, z lekkim zakłopotaniem wyczuwalnym w jego głosie. - Czy ty też podróżujesz? Jeśli mogę spytać.
        Ciągnąc swój monolog ani razu nie spoglądał na kobietę, cały czas obserwując nieznajomy mu gatunek niewysokiego stworzenia. Dopiero po ostatnim zdaniu przeniósł wzrok na kruczowłosą, a w jego oczach dostrzec można było zainteresowanie z lekką dozą ekscytacji.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Alchemik. Z pewnością taka osobowość była godna uwagi. Przeważnie łatwiej spotkać słodkie dziewczęcia specyficznego pochodzenia, narcystycznych wojowników, mających misję nad misjami, magów uznających się za półbogów i tym podobne. Reasumując. Mamy całą paletę mrocznych i złych, lub słodkich i na niczym się nie znających. A tu, no proszę, alchemik. Ktoś kto z pewnością umiał by uwarzyć konkretną miksturę. To nie to co eliksir z szemranego przepisu, który odcinał możliwość użycia większości czarów. To była odmiana. Kobieta skinęła lekko.
- Zapewne wygląda to nietypowo, ale tak. Podróżuję już dłuższy czas. Mam obrotnego sługę więc nie jest to specjalnie uciążliwe. - Uniosła czarkę z resztką naparu i dopiła.
- Czasem robimy sobie dłuższe przerwy, kiedy zdrowie niezbyt dopisuje.
        W tymże czasie uchak przyniósł wodę w glinianym dzbanie. Dzban jak szezlong był wyczarowany, przez nikogo innego jak przez Zgryzotka. Uczynił to na uboczu, i oczywiście nie zapomniał o cynowym kielichu dla gościa. Postawił wszystko przed młodzieńcem. Pochylił uprzejmie i nalał wody do kielicha.
- Proszę się częstować, szacowny młodzieńcze. - Rzekł, dygnął i oddalił się.
Sharvari dostrzegła zainteresowanie Renkina jej sługą.
- Należy do gatunku uchaków. Jego imię to Zgryzotek. Nie widział pan jeszcze takich stworzonek?
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Ren przyglądał się nowo poznanej kobiecie z zainteresowaniem.
- Czy to co teraz pijesz to jakiś wywar leczniczy? Miałem wrażenie, że wyczuwam w nim suszony circumjacentium, roślinę, która po odpowiednim przygotowaniu może zwalczyć katar. Albo halluksy. Nie byłem jednak co do tego pewien, gdyż nie potrafię zidentyfikować tego czegoś, co zostawia w powietrzu cytrynowy... nie, agrestowy posmak. Dziękuję - powiedział, gdyż w tym momencie karzełek podał mu kielich. Blondyn upił łyk chłodnej, krystalicznej wody. - Przypomina mi to trochę acylos, ale to chyba nie to, prawda?
        Tak, był w swoim żywiole. Eliksiry, pieczołowite dobieranie składników, miksowanie ich ze sobą według starych przepisów, a czasem tworząc zupełnie nowe, nieraz niezwykle zaskakujące receptury i efekty gotowych produktów. Ktoś zwyczajny zapewne najpierw zapytałby o cel jej podróży albo chociaż o jej imię, ale dla niego najważniejszym było dowiedzieć się z czego zrobiony jest napar.
        Pokręcił głową przecząco w odpowiedzi na pytanie dziewczyny.
- Nie, nigdy. Czym on właściwie jest?
        Ton jego głosu nadal był konwersacyjny, nie zmienił się ani o oktawę. Nie chodziło jednak o to jak, ale co powiedział. Prawdopodobnie powinien był zadać pytanie "kim" on właściwie jest albo nawet zwrócić się do stworzenia bezpośrednio. Nie uczynił tego jednak. Bynajmniej, nie dlatego, że nie uważał go za godnego rozmowy. W jego głosie nie było pogardy, zarezerwowanej dla niewolników, którzy byli lepszymi robotnikami niż nieruchome, martwe rzeczy, jednak nie zasługiwali na miano istot czujących i myślących. Nie było w nim nawet zwyczajnego lekceważenia, jakie czasem ludzie mają wobec kotów. Nie przynoszą zysków ani strat, więc są zwyczajnie ignorowane. Nie, Ren prawdopodobnie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że użył niewłaściwego słownictwa, którym mógł urazić nie tylko Zgryzotka, ale również jego panią. Przytknął kielich do ust i wypił kolejne kilka łyków wody.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Spojrzała na swoje stopy po wzmiance o działaniu wywaru na katar lub halluksy. Nie była aż tak dużym znawcą zielarstwa by wnikać w jej niuanse z taką pasją. Alchemia zaś to niemal czarna magia. Doceniała jej nieodzowne walory, jak najbardziej, ale zagłębianie się w nią pozostawiała innym.
- Circumjacentium w bardzo niewielkiej ilości. Kilka jagód bzu leśnego i kwiatów suszonej w świetle księżyca jeżówki brunatnej. - zawołała gestem uchaka i nakazała mu przyniesienie znajdującego się w chatce dzbanuszka z resztówką naparu.
- Jeśli pan chciałby rzucić okiem znawcy, to proszę się nie krępować. - Zerknęła na rozmówcę z profilu.
Zgryzotek postawił dzbanuszek nieopodal siedzących, tak by młodzian mógł sobie doń zajrzeć jeśli zechce. Jednak nie na tyle blisko by poczuł się zobowiązany do wydawania opinii. Ponownie dali gościowi pełną swobodę czynu.
        Nawiązując do przedmiotowego określenia uchaka przez młodzieńca, rzec by należało, iż prędzej góry się rozsypią, a morza wyschną niż on i jego pani przejęli by się tym. Ona była jego twórcą, a "ono" znało swoje miejsce.
- Uchaki to twory magiczne. Najwięcej znajdziesz ich w Klasztorze Mrocznych Sekretów. Wybieram się tam w najbliższej przyszłości, więc jeśli chcesz możesz towarzyszyć. Jednak nie będzie to najkrótsza z możliwych tras.
        Właściwie jakby nie patrzeć na tą ekscentryczną dwójkę - kobietę w sukni i stwora - wydawali się odrobinę oderwani od rzeczywistości. Pierwsza prezentowała się na uprzejmą, ale dość obojętna, jakkolwiek skoncentrowaną na obecności towarzystwa. Nie można więc poczuć się przy niej lekceważonym. Etykieta czegoś takiego nie dopuszczała. Drugi - Zgryzotek - był klasycznym przykładem ignorancji i narcyzmu doprawionego jak najwyższym posłuszeństwem, podyktowanym w pewnym stopniu strachem, wobec swej pani. W swym mniemaniu był zbyt idealny, by ktoś mógł go urazić. A jeśli to uczynił po ogromnych staraniach musiał być nikim innym jak głupcem nad głupcami.
- Poszukuje pan jakichś szczególnych okazów ziół? Może minerałów również? - zapytała spoglądając w dno pustej czarki.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        Ren kiwał głową ze zrozumieniem.
- Ah, leśny bez! Jakże mogłem zapomnieć o jego jagodach. Bardzo dawno temu, gdy nie byłem jeszcze zbyt doświadczony ani w zielarstwie ani w tworzeniu eliksirów, eksperymentowałem z pewnym napojem. Miał to być wywar braku snu.
        Mówiąc, chłopak przyglądał się nietypowej kobiecie, poszukując w mimice jej twarzy najdrobniejszych oznak zainteresowania, a najchętniej chorobliwej wręcz fascynacji tym, o czym opowiadał. Gdyby okazała się bratnią duszą to zapewne odłożyłby kontynuację poszukiwań o kilka dni, byle tylko móc z nią trochę dłużej porozmawiać.
- Jak łatwo się domyślić, miał zadziałać na mój organizm tak, że nie potrzebowałbym snu, dzięki czemu jeszcze więcej czasu mógłbym poświęcać nauce. Niestety, jego smak był zupełnie nie do zniesienia. Pozostawiał w ustach uczucie, którego wprost nie potrafię opisać, tak było okropne, a utrzymywało się przez czterdzieści sześć godzin. W tym czasie nie byłem zdolny do niczego, ten smak nie pozwalał mi się na niczym skupić. Potrafił być tak ostry, iż wydawało mi się, że przepali mi język na wylot, ale kiedy próbowałem gasić go wodą, moje usta wysychały tak, że nie mogłem wydać z siebie dźwięku. Po wielu nieudanych próbach zamiast działać na skutki postanowiłem całkowicie je zniwelować poprzez zmodyfikowanie napoju.
        Przechylił kielich i wypił resztę znajdującej się w nim wody. Na krótką chwilę odwrócił wzrok od kobiety i spoglądał w ziemię, a burza blond włosów opadała mu na czoło i oczy. Mogło się wręcz wydawać, że odwleka kontynuowanie swojego monologu.
- Dodałem do niego właśnie owych jagód. Faktycznie, od tego czasu eliksir dało się wypić bez skrzywienia, jednak jego właściwości całkowicie się zmieniły, a po jego wypiciu również mój głos. - Pokręcił głową nostalgicznie. - Wszystkie fiolki mi wtedy popękały.
        W tym momencie uchak przyniósł wywar i na twarzy młodzieńca, jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozkwitł uśmiech. Wziął pucharek do ręki i przysunął do siebie. Najpierw powąchał ciecz, a później obserwował ją pod różnymi kontami, zwracając uwagę na różne szczegóły, na przykład na to, jak się w niej odbijały promienie słońca.
- Naprawdę? - Kątem oka spojrzał na swoją rozmówczynię. - Towarzystwo mi na pewno nie zaszkodzi. W grupie, w podróży zawsze jest raźniej, zwłaszcza w deszczowej porze. Będzie mi bardzo miło.
        Chciał dodać coś o tym, że ona również z tego skorzysta, będąc bezpieczniejsza w towarzystwie mężczyzny, ale szybko się rozmyślił. Mogło to zabrzmieć nieuprzejmie, a poza tym, nie oszukując się, wojak był z niego żaden. Wyszczerzył więc białe zęby w szerokim, miłym uśmiechu, który wyglądał na szczery. Jego wzrok na moment spotkał się ze spojrzeniem Sharvari, ale w następnym momencie znów badał ciecz, w trzymanym w ręku dzbanuszku.
        Pokręcił głową przecząco w odpowiedzi na następne pytanie.
- Poszukuję składników, które pomogą mi utworzyć wywar nieśmiertelności. A ponieważ niestety żadna receptura na takowy nie istnieje, to właściwie nie wiem czego szukam.
        Arai nie wydawał się zmartwiony czy zniechęcony tym faktem. W jego oczach dostrzec można było jedynie zaciekawienie i podekscytowanie myślą o czekającej ich ekspedycji.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        - "... Niestety, jego smak był zupełnie nie do zniesienia. Pozostawiał w ustach uczucie, którego wprost nie potrafię opisać, tak było okropne, a utrzymywało się przez czterdzieści sześć godzin. W tym czasie nie byłem zdolny do niczego, ten smak nie pozwalał mi się na niczym skupić...."
        Ten fragment zwrócił jej uwagę nieco bardziej. Smak? Czym on jest? Przychodziły takie chwile, kiedy powracała do tego typu rozmyśleń. Pojęcie smaku było bowiem dla niej abstrakcyjne. Postrzegała je całkowicie inaczej. Nie posiadała tego zmysłu. Jego znaczenie rozumiała poprzez synonimiczność ze słowami w jej mniemaniu nacechowanymi podobnym sensem. Coś nadaje smaczku, smak życia, smakowity kąsek. Kojarząc dalej nasuwają się takie określenia jak koloryt, apetyt, a apetyt to pragnienie. Możliwa nietypowość, wyjątkowość, wzbudzanie emocji. Ale smak jako smak? Pamięta oczywiście ludzi zachwycających się potrawami, trunkami. W miastach zdarzało się, że podsuwali jej smakowite kąski na skosztowanie, jednak odczuwała je tylko poprzez, ujmijmy to - stany skupienia, strukturę. Chrupkie, miękkie, kremowe, mieszane. Nie zaskakujące jest, że im większa fuzja tym większa aprobata. Mogło być ohydne, nie czyniło to różnicy, ale wędrówka od łamiącej się pod ustami skórki do aksamitnej masy miała swoje intrygujące atuty. Może kiedyś skusi się na jakiś specyfik pozwalający odkryć tajemnice zmysłu smaku. Z logicznego punktu widzenia, jest to zbędne. Wszak używanie mikstur bez katuszy dla języka to z pewnością ogromne udogodnienie.
        Oczekujący młodzieniec na zainteresowanie kobiety alchemią mógł odczuć lekki zawód. Ciężko było dopatrzyć się w niej emocji, bardzo dobrze nad nimi panowała. Nie czuła potrzeby dzieleniem się nimi. Przynajmniej nie w dobrze widoczny sposób. Siedziała w ciszy słuchając chłopca. Dopiero kiedy wspomniał o swoim celu spojrzała w ziemię lekko ściągnąwszy brwi na chwilę.
        "- ...Poszukuję składników, które pomogą mi utworzyć wywar nieśmiertelności. A ponieważ niestety żadna receptura na takowy nie istnieje, to właściwie nie wiem czego szukam.... "
"Wywar nieśmiertelności... nieśmiertelność" W myślach echem odbiły się jego słowa. Jakieś 300 lat temu, podczas pierwszej wyprawy do Alaranii spotkała chłopca. Równie młodego i równie beztroskiego. Pamiętała jego pełną energii postawę, roześmiany głos i pełne młodzieńczego zapału i wigoru pragnienia.
  • - Sharvari, zobaczysz to będzie moje arcydzieło!
    - Cóż takiego?
    - Będę nieśmiertelny!
    - Ale po co?
    - Jak to po co?! - Obruszenie. - Nie możesz żyć dłużej ode mnie!
"Nie, nie czas na takie myśli" Mrugnęła i uniosła spojrzenie odpędzając to co zaprzątnęło jej głowę. Zerknęła na słońce. Minęło zenit już spory czas temu.
        - Jeśli po dodaniu jagód właściwości się zmieniły, to chyba stał się nieprzydatny? W zastosowaniu ziół orientuję się na tyle na ile miałam możliwości. Pochodzę z miejsca, gdzie jest niewiele roślinności. Nazwać to można... pustynno - stepowym klimatem. Brak warunków. W alchemii nie miałam okazji się szkolić. Jeśli pracujesz mówiąc do siebie to istnieje możliwość, że trochę się poduczę. - Cień uśmiechu. Dłonią pogrzebała w kieszeni płaszcza, wydobyła z niej fiolkę.
        - Nie będzie mi to więcej potrzebne. Zmienia aurę na aurę typową dla wampira. Może to pierwszy krok w odkryciu nieśmiertelności. - Ponownie cień uśmiechu. - Obawiam się jednam, że coś źle przeprowadziłam, bo uniemożliwia korzystanie z magii.
Malutka fiolka, w dwóch trzecich zapełniona. Wydaje się, że starczy na dwa łyki. Eliksir miał barwę brązu z wyraźnymi smugami fioletu. Zapach natomiast był koszmarny. Smak musiał być jeszcze gorszy. Mieszanina "aromatu" lekko zleżałych zwłok, palonych ziół, kilka słodko-mdlących akcentów, przyprawione ostrością, którą można by przyrównać do startego i wysuszonego korzenia rośliny o bardzo palącym, ale nie piekącym smaku.
        Tymczasem za chatką Zgryzotek rozpalił ognisko. Rozniosła się woń wędzonej ryby. Pora na jedzenie jak najbardziej wskazana. Ot taka pomiędzy obiadem a wieczerzą. Uchak, z przepaską na czole i prowizorycznym fartuszku, skrzeczał sobie pod nosem jakąś melodię dziabiąc mięso patyczkiem. Szczęśliwie, był na tyle uprzejmy, że oskrobał ryby z łusek i nawet wypatroszył.
        - Zapewne jesteś głodny. Wierzę, że jadasz ryby. - ni to pytanie ni to stwierdzenie.
        - Jutro wyruszamy do Rapsodii, jeśli uczynimy to wcześnie rano powinniśmy zdążyć przed nocą. A potem do Klasztoru Mrocznych Sekretów. Prawdopodobnie znajdziesz tam coś w interesującym temacie. Dobrze by było gdybyś wrócił tu przed świtem. A jeśli nie planujesz wracać na noc do domu lub do kogoś, służę chatą. Zgryzotek przygotuje ci posłanie. Nie jesteśmy dziś przygotowani na gości więc luksusów nie będzie.
Renkin
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek-Fellarian
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Renkin »

        To, że nie okazywała emocji było nieistotne. Rzecz jasna, Ren wolałby, żeby skakała ze szczęścia z powodu poznania alchemika, opowiadała swoje anegdoty powstałe przy tworzeniu eliksirów i z przejęciem słuchała tych jego, ale nie było to obowiązkowe. Sam fakt, że siedziała tutaj z nim, słuchała go, nie przerywając, nie ziewając ani nie przewracając oczami, był wystarczający. Poza tym dziewczyna brała czynny udział w konwersacji, bez względu na to jak dużą zielarską wiedzę posiadała.
- Cóż, dla mnie na pewno nie był przydatny. Rzadko kiedy potrzebuję tłuc szkło.
        Jeszcze nigdy nikt nie uznał tej cechy za choć odrobinę przydatną, ale Rai faktycznie miał zwyczaj od czasu do czasu mówić do siebie, zwłaszcza gdy bardzo wciągnął się w jakiś wyjątkowo interesujący eksperyment. Zaśmiał się więc, nieco zawstydzony, lewą dłonią błądząc po bujnych blond włosach z tyłu głowy.
        Głośne "oooch" wydobyło się z jego ust na widok fiolki. Znajdujący się w niej płyn nie wyglądał apetycznie, jednak w jego oczach zabłysło pożądanie, jakby owa ciecz była tym, o czym od zawsze marzył i śnił, a czego nie mógł zdobyć przez wiele lat, bez względu na to, jak bardzo próbował.
- Ooooch - powtórzył.
        Delikatnie, jakby obchodził się z noworodkiem, wyjął flakonik z palców Sharvari. Skrzyżował nogi, siadając wygodniej. W chwili ciszy, która zapadła, oglądał ją z każdej strony, z nieblednącą fascynacją odbijającą się w błękitnych tęczówkach i lekko rozchylonymi ustami.
- Jesteś pewna, że mogę to wziąć? Nie będzie ci już potrzebne? Co to właściwie robi? Co jest w nim zawarte? Czy próbowałaś to modyfikować? Jeśli znałbym składniki to mógłbym wyprodukować więcej. Testowałaś to na kimś oprócz siebie?
        Obrócił się nieco do dziewczyny i w końcu zamknął usta.
- Przepraszam. To po prostu niesamowicie interesujące! Chciałbym się dowiedzieć wszystkiego o tym magicznym eliksirze! - Uśmiechał się szeroko. - Trochę daleko mi do domu, więc wolałbym zostać tutaj. Jestem przyzwyczajony do polowych warunków. Zazwyczaj sypiam pod gołym niebem albo w jaskiniach, gdy pogoda wyjątkowo nie sprzyja. A ryb niestety nie jadam. Byłabyś skłonna opowiedzieć mi o tym wszystko co wiesz jeszcze przed nocą? - z zadowoleniem potrząsnął buteleczką wypełnioną ciemnym płynem.
Awatar użytkownika
Sharvari
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sharvari »

        Wyciągnęła z sakwy zwój i położyła go na trawie pomiędzy sobą a Renkinem. *Popchnęła palcami od niechcenia w jego stronę, widać nie chciało jej się ruszać.
        - Tu masz przepis. Podano tam składniki i proporcje, jednak jest nieczytelny dość. Ja pomagałam sobie zaklęciami. Z kiepskim skutkiem.
Wiesz czym jest aura? Nazwałabym to naszą energetyczną emanacją. Jeśli ktoś biegły rozpozna kim jesteś obserwując ją. Ten eliksir zadusza twoją aurę i tworzy iluzję aury typowej dla wampira.
Uśmiechała się lekko. Entuzjazm chłopca był uroczy. Do tego ten niewinny, młodzieńczy wygląd. Pasjonaci... Ciekawa była jak dobry w alchemii jest ten młodzian. Ile potrafi, a ile wciąż musi się nauczyć. Eliksir nieśmiertelności. Wyzwanie godne najbardziej zakurzonych czarodziei siedzących całymi dniami w bibliotekach.
        Zza domku wybiegł zrozpaczony uchak. Złapał się za głowę.
- Nie jesz ryb? Nie jesz ryb?! A Zgryzotek ułowił ci dobrą rybę. To co Zgryzotek ma przygotowć. Co młody panicz jeść chce. Co za klęska! Co za nie fart! Co za okropny dzień!
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości