ArturonWarsztat krawiecko-jubilerski "Sikora"

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Zablokowany
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Warsztat krawiecko-jubilerski "Sikora"

Post autor: Klivien »

Podróż z Karnsteinu zabrała jej dwa dni. Granicę przebyła na skrzydłach w obawie, że książe wyda rozkaz by nie wypuszczono jej z kraju. Było to mało prawdopodobne, ale Klivien umiała uczyć się na błędach. Już raz Medard ją zaskoczył postępkiem o jaki go nie podejrzewała.
Dokładnie przed świtem trzeciego dnia zajechała przed drzwi swojej pracowni. Puściła wolno Mergota, pozwalając mu odejść do krainy zawieszonej między życiem a śmiercią. Zebrała karteczki, które klienci powtykali w jej drzwi podczas jej nieobecności. Odrzuciła kaptur i zapaliła kaganek na biurku, by odczytać zostawione wiadomości. W większości były to zamówienia, ale jedna karteczka była zaszyfrowana. Przeciągnęła ją wolno nad płomieniem świecy i wtedy ukazała się właściwa wiadomość.
"Wszystkie transporty do Karnsteinu wstrzymane. Żaden jego człowiek nie wejdzie, ani nie wyjdzie z Arturonu. Pierwszy ptak poleciał. Nie próbuj mnie od tego odwodzić. B."
Opadła na krzesło ze skrzywioną miną. Zdawała sobie sprawę z tego, że wiadomość nie ma charakteru groźby i że wymienione działania już zostały podjęte. Niedługo potem miało się to potwierdzić. Każdy podróżny przybywający z Karnsteinu ginął w tajemniczych okolicznościach, najczęściej w pobliżu dzielnicy portowej. Każda karawana lub kupiec podążający do Karnsteinu zostawali napadnięci i ograbieni. Księstwo, którym władał Medard straciło wszelki kontakt z Arturonem, a jedyne listy jakie docierały stamtąd do księcia zawierały poucinane ludzkie palce.
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Zardzewiała krata skrzypnęła. Klivien zagłębiła się w smrodliwym korytarzu biegnącym pod miastem. Mogłaby iść z zamkniętymi oczami, mimo że inna osoba szybko poplątałaby się w tym istnym labiryncie. Znała ścieżkę, która pozwalała jej nawet nie zabrudzić pantofli. Po kilku chwilach stanęła przed niczym nie wyróżniającą się ścianą i nakreśliła na niej pewien symbol. Kamienny blok się uchylił wpuszczając ją do środka...
Zeszła do Azylu po szerokich schodach do obszernego korytarza. Tam już stąpała po czerwonym dywanie i słyszała szmer krwi, spływającej po dekoracyjnej ścianie do niewielkiej purpurowej sadzawki. Azyl był prawdziwą podziemną willą. W salonie stał fortepian i obite skórą fotele i kanapy, a także... Pik pok, pik pok... "Co to ma znaczyć?" Obok akwarium z rybkami rozstawiono stolik po którym skakała piłeczka. Podeszła i złapała ją w locie, wywołując tym jęk niezadowolenia graczy. Jeden z nich był szczupły ale bardzo szybki i poruszał się z kocią gracją. Miał długie, białe włosy związane w kitę, fiołkowe oczy i cwaniacki uśmieszek. Drugi był bardziej barczysty, nieogolony, ciemnowłosy i w pomiętym ubraniu. Pachniał wódką, a pierwszy ziołem. - To jest miejsce Ciszy - zaakcentowała ostatnie słowo ze śmiertelną powagą wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.
- Nie denerwuj się, Kliv. Potrzeba nam trochę rozrywki. I tak czujemy się tu jak w klasztorze - białowłosy puścił jej oczko. - Źle wam? To możecie wracać do siebie - syknęła cicho. - Daj spokój, Marris - mruknął ten drugi, po czym zwrócił się do kobiety - Jeden z naszych wpadł. Wie niewiele, ale i tak lepiej było się zaszyć. Psy Karnsteinu wszędzie węszą. Wsadziliśmy mu w zadek kija i wyleciało stado os.
- To wasz problem... - odpowiedziała spokojnie i skierowała kroki do komnaty przypominającej wnętrze luksusowej karczmy. Weszła za bar i przygotowała sobie kieliszek z krwią z satysfakcją obserwując jak jej znajomi bledną. Pociągnęła długi łyk maczając wargi z lodowatym uśmiechem. Oblizała wargi i kątem oka złowiła fakt, że szczupły obserwuje jej usta. Poczuła irytację.
- Panowie. Wiem, że nikt nie ma prawa wam podskakiwać tu w porcie, ale to cudzoziemiec i do tego władca... I do tego wampir... I do tego cholernie dobry mag. Radzę wam nie naciągać struny. Lubię was i nie chciałabym przedwcześnie się z wami żegnać. Po co ryzykować to co macie? Dla zawszonego honoru Beneteza? - uniosła pytająco brwi i upiła kolejne kilka łyków.
Usłyszała za sobą donośne chrząknięcie. Skurczybyk był dobry. Wciąż równie dobry jak ona. - Czołem Bene - powiedziała bez przejęcia ledwo zerkając przez ramię - Więcej was tu żywych, niż nas trupów. Chyba dopłacasz do tej twojej wojny, mylę się?
Wiedziała, że się nie myli. Najemnicy dużo brali a łupy nie pokrywały kosztów. Do tego ptaszki musiały się kryć w najlepiej chronionych melinach i straciły smaczek beztroskiego życia i robienia co im się podoba. Miała dość ich brudu w Azylu i męczyło ją poczucie winy, że to ona wprowadziła tu Medarda. Jak mogła być tak głupia i sądzić, że nawiążą współpracę? Książę był chodzącą arogancją i zadufaniem, ale za późno to dostrzegła. Zostawiła chłopaków na dole i weszła na piętro skupić się w podziemnym ogrodzie. Oby udało jej się to jakoś odkręcić.

Ciąg Dalszy
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości