Arturon[Dwór Królewski] Sala Balowa

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Victoria
Rasa:
Profesje:

[Dwór Królewski] Sala Balowa

Post autor: Victoria »

Dziewczyna o długich blond lokach i pochmurnych oczkach stała przy jednym z filarków ogromnej balowej sali. Jej jasnoróżowa sukienka spływała powoli po jej ciele, aż na marmurowa posadzkę. Obok niej przewijali się książęta i hrabiny, a ona stała i jak zaczarowana obserwowała obrazy wiszące w sali balowej. Jak co roku przybyła do Arturonu na wielki bal rozpoczynający sezon, jako delegacja, w imieniu swojego ojca. Możni z Wybrzeża już od dawna wiedzieli że książę Aldur zestarzał się i nie lubi już dworskich przyjęć, a zamiast niego wysyła na nie syna, lub córkę. Soriela była zadowolona z takiego obrotu spraw, przyjęcia, choć przesycone dworską etykietą i pompatycznymi, upudrowanymi damami, miały w sobie coś magicznego. Dziewczyna goszczona w willach swego ojca, na dworach szlacheckich i królewskich, uczyła się co raz więcej. Nie polokowała jedynie z paniami na temat najnowszych romansów, lubiła również słuchać o polityce, państwie, czy handlu. Nie zamierzała w przyszłości służyć jedynie jako ozdoba, czy to na dworze swojego brata, czy męża. Prócz tego jej serce zawsze wyrywało się dalej i dalej, chciała podróżować, marzyc, zdobywać świat, rzecz jasna nie mogła tego robić. Bale na które wysyłał ją ojciec dawały jej choć namiastkę przygód i dalekich podroży. Oczywiście zawsze towarzyszył jej orszak służących i przyzwoitek, ale o ile tylko było można dziewczyna unikała ich jak ognia. Oczywiście lubiła wygody, trudno żeby było inaczej, jednak jej gorąca krew ostatnio co raz częściej dawała o sobie znać. Nie raz zabierała konia i galopowała nim po lasach Felmioru, miała ochotę uciec zdała od pałacu gdzieś w stronę horyzontu. Zawsze jednak posłusznie wracała do pałacu.

Teraz jednak nadszedł sezon dworskich bali i Soriela została wysłana na bal jego otwarcia. Czekały ją, trzy, letnie miesiące królewskiego towarzystwa i wygód. Nie było wątpliwości, że tą drobną, blondynkę lubiła zdecydowana większość towarzystwa. Mimo iż wiele dziewcząt patrzyła z zazdrością na urodę księżniczki, żadna nie odważyła by się jej tego powiedzieć. Soriela była po prostu zbyt miła, by ktokolwiek mógł ją posadzić o uwodzenie, czy inne kobiece sztuczki, przez które mogłaby się stać obiektem, nieprzyjemnych plotek. Starsze damy z radością rozmawiały z młoda kobietą, a ona zawsze była im życzliwa. Rzecz jasna mężczyźni nie pozostawali obojętni na wdzięki Sorieli, a ona, mimo iż jeszcze nie spotkała kogoś kim mogłaby się zainteresować, rumieniła się pod ostrzałem spojrzeń adoratorów. Jak do tej pory mężczyźni, którzy stawali na jej drodze, mimo iż bogaci, szarmanccy i dobrze wychowani mięli jedną, zasadniczą wadę. Traktowali ją, jak ozdobę samych siebie, a tego Soriela znieść nie potrafiła.

Stała teraz przyglądając się jednemu z obrazów wiszących na przeciw niej. Był to portret czarnowłosej kobiety, w długiej granatowej sukni. Prawdopodobnie była to dawna królowa Arturonu. Uwagę przykuwały dwie rzeczy, ciemne, błyszczące oczy kobiety i wisiorek na jej szyi. Było to serce z matowego obsydianu, oprawione w srebro. Soriela, jeszcze nigdy nie widziała tak osobliwej biżuterii. W tle kobieta miała, prawdopodobnie jedną z komnat tutejszego dworu. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk skrzypiec. To orkiestra zaczęła grać, zwołując towarzystwo do tańca. Jakiś młodzieniec prawie natychmiast zjawił się przy księżniczce, zapraszając ja na parkiet. Dziewczyna dygnęła i przyjęła dłoń ofiarowaną przez jej partnera.
Elowen
Rasa:
Profesje:

Post autor: Elowen »

        Elowen nudził się straszliwie. Nie lubił tego rodzaju wydarzeń, choć często zmuszany był do bycia na nich, tak jak teraz. Czekał na odpowiedź tutejszego władcy, a nie mógł mu przecież odmówić zaproszenia. Tak więc stał teraz i przyglądał się zgromadzonym w tej sali ludziom i przedstawicielom innych ras. Początkowo gdy bywał na pierwszych balach te zachwycały go. Teraz jednak? Widział tylko ludzi w maskach przemieszczających się po sali. Kryli się za całą górą konwenansów za wszelką cenę starając się nikogo nie urazić. On oczywiście robił to samo, nie miał innego wyboru, nie znaczyło to wszakże że musiał być z tego zadowolony. Wolałby z kimś porozmawiać otwarcie, ale na to raczej nie mógł liczyć.

        Gdy popłynęła muzyka znalazł sobie jakąś wolną partnerkę i ruszył w tany, które nie byłyby takie złe gdyby nie akt że jego 'wybranka' szczebiotała mu coś cały czas do ucha. Na szczęście taniec nie potrwał długo i mężczyzna uwolnił się od niej i ignorując zalotne spojrzenie jakiejś młodej dwórki, ruszył w stronę gdzie wypatrzył kilku mężczyzn dyskutujących o czymś zawzięcie. Wyglądali na wojskowych, więc miał nadzieję dowiedzieć się czegoś o tutejszych wydarzeniach. Cóż... oprócz przesyłek dostarczał swojemu władcy również i informacje z sąsiednich księstw.
Victoria
Rasa:
Profesje:

Post autor: Victoria »

Partnerem Sorieli w tańcu okazał się być książę Theodor, z Fargoth. Był to przemiły i szarmancki gentleman, jak się okazało kolejny zalotnik pięknej księżniczki. Musiała przyznać, że jest przednim tancerzem, nie mogła również zaprzeczyć jego pociągającemu wyglądowi. Niestety, Theodor nie był ideałem, a w zasadzie daleko mu było do niego. Podczas tańca rozprawiał jedynie o jej pięknie, bogactwie i balach, jednym słowem był to snobistyczny chłopiec nie zwracający uwagi na duszę, a jedynie na ciało i pieniądze. Z jego słów wywnioskowała, że w ciągu tego sezonu Theodor chce się starać o jej rękę, a na jego koniec oficjalnie poprosić o nią jej ojca. Soriela miała więc poważny problem. Dziewczyna obawiała się, że tym razem może nie wywinąć się od małżeństwa. Była pewna, że matka stanie za nią murem. Problem tkwił w woli ojca, tym razem dziewczyna wiedziała, że ten zdecydowanie poprze pomysł księcia Theodora. Uzna zapewne, że jego córka już dość była panną, a taka partia jak Theodor z pewnością już jej się nie trafi. Do tej pory Sorieli udawało się wywinąć z przymusowego małżeństwa, tylko dlatego, że ojciec poświęcał jej zbyt mało uwagi i po prostu nie interesował się losem swój córki. Bardziej zaprzątały mu głowę sprawy syna, a zarazem dziedzica. Tak więc Soriela miała nie lada problem i wiedziała, że musi rozwiązać go zanim Theodor oficjalnie zacznie uderzać w konkury.

Patrzyła na niego uśmiechając się lekko, w duszy jednak krzyczała i próbowała wyrwać się z jego uścisku. Za nic w świecie nie mogła dopuścić do tego by mężczyzna zrealizował choć 1/4 swoich planów. Taniec się skończył, księżniczka została zaprowadzona do małej, ślicznie ozdobionej wnęki, przeznaczonej dla pań. Na elegancko rzeźbionej kanapie, obitej w jasny aksamit siedziały dwie, urocze starsze kobiety. Na przeciwko nich stały dwa równie eleganckie fotele, tuż przy ścianie znajdowała się wysoki stolik na którym postawiono kryształowy wazon z białymi liliami. Po obu jego stronach, wysoko na ścianie zapalone zostały świece, które przyjemnie rozświetlały teraz szarość wieczoru.

Soriela, wraz z Theodorem przeszli pomiędzy szanownym towarzystwem, dziewczyna dygnęła lekko kiedy mijali grupę mężczyzn umiejscowionych tuż przed wnęką. Theodor podprowadził ją do fotela, całując delikatnie w dłoń ukłonił się i odszedł posyłając dziewczynie na pożegnanie, wiele znaczący uśmiech. Dziewczyna przełknęła ślinę. Miała ochotę zakląć w duchu, jednak dobre wychowanie nawet na to jej nie pozwalało. Dopiero teraz zauważyła dwie damy siedzące na kanapie. Wyrwana z zamyślenia, lekko niezdarnie ukoniła się damą. Dwie miłe, kobiety starały się zagadnąć ją, jednak księżniczka odpowiadała jedynie krótkimi zdaniami, na tyle jednak grzecznie, że kobiety nie mogły zauważyć jej duchowej nieobecności.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard jak zwykle zajął miejsce wśród ucztujących gości, wiedział bowiem, że te wszystkie pląsy to tylko nic niewarta gra pozorów. Niby rozweseleni swoją obecnością śmiertelnicy zajęci byli zdobyciem jakichś konkretnych, wymiernych korzyści: a to wśliźnięcia się do rodziny monarchy tudzież jednego z wielmożów, a to powrót do łask władcy, a to pozyskanie nowych dóbr, to znów zaspokojenie chuci. Taa, wszystko kręci się wokół jednego - jakże prosty jest mechanizm działania ludzkości, aż dziwne, że te istoty stały się dominującą rasą w wielu krainach, które odwiedził książę w czasie swoich wypraw. Z oddali obserwował pochłonięte tańcem i umizgami postacie śmiertelnych i wmieszanych w ten cyrk przedstawicieli inszych ras. Nagle z rozmyślania godnego największych filozofów Elfidranii czy magów bitewnych Nandan-Theru wyrwał wąpierza jakże spodziewany okrzyk łyczków, którzy pełnili funkcję stajennych. Wrzask: "- Diaboł, diaboł!!! Ratunku, zabierzcie stąd tego demona! Gorze nam, gorze!" wzbudził w von Karnsteinie ogromną ciekawość. Korzystając z wrodzonej szybkości podbiegł do najbliższego okna, by zobaczyć "piekielnika", który narobił takiego rabanu. Kiedy spojrzał przez brudnawe szyby, nie krył zdziwienia tępotą tutejszych ludzi. Otóż zamieszanie wywołała nie kto inny, jak jego własny wierzchowiec, Trouintaal. Jeden ze sługusów nawet widły jakieś przytaszczył, by "demuna" z powrotem do piekieł odesłać. Takiego traktowania zwierzęcia Medard zwyczajnie nie zdzierżył. Otworzył okno i wrzasnął:
- Zostawcie wielbłąda w spokoju, psy! Lepiej odstawcie te widły tam, gdzie ich miejsce, łyki!
Zaniepokojony Trouintaal międlił w polikach solidną porcję śliny. Gdy dzierżący widły parobek znalazł się w zasięgu wzroku, zwierz łypnął nań złowrogo, po czym splunął prosto w żądne mordu oczy napastnika. Przerażony człowiek rzucił utytłany w końskiej mierzwie sprzęt bojowy i dał drapaka w kierunku zajmowanej kwatery. Pozostali jakby odpuścili dalszych ataków, po czym odeszli do swoich zajęć.
~ Co za ciemnogród! Elfy popadają ze śmiechu, gdy zdam im relację z tego, co tu się wydarzyło. Jak można tak zaniedbać edukację poddanych i to na zamku?! - syknął w myślach Medard. Całe zamieszanie z wielbłądem zapewne postawiło na równe nogi towarzystwo zajęte balem i włażeniem księciu w sam środek rzyci...
Ostatnio edytowane przez Medard 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Victoria
Rasa:
Profesje:

Post autor: Victoria »

Soriela wyrwana została z zamyślenia krzykami z zewnątrz, wszyscy zebrani stanęli dęba nie wiedząc o co chodzi. Dziewczyna wstała pospiesznie i podeszła do okna, widok był szokujący, jacyś mało rozgarnięci parobcy atakowali przepięknego wielbłąda. Soriela mogła jedynie ubolewać nad głupotą tych ludzi. I modlić się by ktoś bardziej rozgarnięty wybił im z głów takie zachowanie i uratował biedne zwierzę. Na szczęście jakiś mężczyzna wyjrzał przez okno i zbeształ parobków, a i sam wielbłąd nie pozostał bezbronny. Księżniczka roześmiała się na widok oślinionych mężczyzn. Zasłużyli sobie na to.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Zdziwiony zachowaniem łyczków Medard postanowił ukoić skołatane nerwy w rozlewanym ochoczo po biesiadnych stołach alkoholu. W wielu krainach, które przyszło mu zwiedzić, związek ów porównywalny jest do czegoś w rodzaju remedium na większość, jeżeli nie większość ze znanych ludzkości utrapień. Delektując się przedniejszym miodem pitnym, kątem oka zauważył księżniczkę wyglądającą przez okno i poruszony tłum gości. Zebrane towarzystwo rozmawiało praktycznie tylko o hecy z "demunem", którego banda kretynów usiłowała ubić za pomocą wideł. Rozbawienie szlachciców i wielmożów było wyraźnie odczuwalne, gdy tylko zdążyli zaznajomić się z tematem i tym, co tak naprawdę spowodowało reakcję stajennych. Może nikt wcześniej nie widział wielbłądów w tych okolicach? Cóż, dobrze, że w ostatniej chwili nie zdecydował się wyruszyć do Arturonu na słoniu.
~To by dopiero był przedni ubaw! Tamte półgłówki chyba by się posrały ze strachu, a i słoń nie mrówka, bezbronny nie jest. Ani chybi obrzuciłby ich łajnem. Co za tępy lud tu mieszka, heh...
Dziewczyna w dalszym ciągu ślęczała przy oknie, więc Medard podszedł do niej, następnie przywitał się, jak na arystokratę przystało:
- Widzę, że owa heca nie tylko mi się spodobała. Waćpanna wygląda na rozpromienioną z radości, czyżby mój jakże odmienny wierzchowiec był jej powodem? Przez tych durnych jak trzewik stajennych moje maniery chyba poszły w ślad za debilizmem tutejszych łyczków.
Następnie skłonił się w pas, po czym kontynuował:
- Medard de Nasfiret pan na Karnsteinie. Władcy Elfidranii pragną nawiązać z Arturonem rozliczne kontakty nie tylko w sferze handlowej. To, czego byliśmy świadkami zaledwie kilka chwil temu, podejrzewam, że zaciekawi ich jeszcze bardziej. Zastanawia mnie jedno: czy te sługusy faktycznie czegoś się obawiają, czy tylko ich głupota dała o sobie znać?
Obserwowanie dworskiego życia. szczególnie podczas tego typu wydarzeń zawsze przynosi coś nowego. Medard cierpliwie nasłuchiwał odpowiedzi stojącej przy oknie dziewczyny. Może dowie się paru informacji interesujących nie tylko dla niego, ale także i dla kraju, który przyszło mu reprezentować.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Artemigor
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Artemigor »

Wieczór okazał swą majestatyczną postać, okalając podróżnych lica, rześkim i świeżym powietrzem, przywdziewając swą podniebną powłokę w niezliczoną masą, lśniących gwiazdek. Spokojną przestrzeń zakłócało stadko ptaszków, które jeszcze nie zdążyły się pochować w swych przytulnych gniazdkach, przed wieczornym chłodem. Oprócz tych drobnych stworzonek i paru nocnych marków, po niebie szybowało stworzenie równie majestatyczne i niezwykłe jak sama matka natura, łopocząc od czasu do czasu swymi ogromnymi skrzydłami, rozglądało się po zasypiającej okolicy. Wszystko szykowało się do snu oprócz jednego miejsca w którym zabawa może potrwać do białego rana. Arturon. Położony nad brzegiem wielkiej wody zdawał się być równie stary co stworzenie lecące na nieboskłonie. Kreatura kierowała swą drogę właśnie tam.
Jego lśniąca czarna łuska niemalże całkowicie ukrywała go przed oczami większości stworzeń, gdy ten powoli sunął wysoko, zlewając się z nocnym niebem. Toteż gdy znalazł się nieopodal miasta, zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie pokazać się strażnikom z daleka żeby ich nie wystraszyć, czy też przemknąć niezauważenie i skierować się wprost na bal. Uznał, że straże i tak nie będą skore go wpuścić do miasta to też leciał wysoko nad chmurami tak długo aż minął mury, dopiero wtedy obniżył nieco lot by zobaczyć gdzie znajduje się Dwór Królewski. Wypatrzył dogodny dla siebie dziedziniec i zgrabnie złożył skrzydła do lotu nurkowego, by po chwili przeciąć powietrze ze świstem i wyhamowując w ostatniej chwili osadzić swe potężne ciało na skrawku zieleni Królewskiej. Rozejrzał się dookoła ale ze smutkiem stwierdził że raczej nie przeciśnie się przez większość drzwi, a na wejście głównym z lekka brakowało mu motywacji. Dawno nie obracał się w śmietance ludzkich możnowładców i czuł się teraz nie pewnie. Rzucił okiem jeszcze raz w okół siebie by ostatecznie nabrać pewności siebie i po raz pierwszy od kilku wieków wkroczyć w życie ludzi. Delikatnie uniósł swe skrzydła, jakby pokazując swoją wyższość, uniósł głowę majestatycznie i korzystając z magii niższego poziomu otworzył wielkie drzwi sali balowej. Odczekał chwilkę, po czym wkroczył powolnym krokiem, patrząc przed siebie w kierunku rodziny królewskiej. Sunął powoli wiedząc jaką sensację musi wzbudzać wśród przedstawicieli innych ras. Czerpał przyjemność z tej chwili i starał się wyglądać majestatycznie acz gustownie.
Wreszcie znalazł się na przeciw tronu, zaczekał chwilę po czym zgiął przednie łapy i opuścił głowę w geście pokłonu. Gdy skończył się kłaniać, wyprostował się i przemówił, czystym ludzkim dialektem szlachetnie urodzonych ludzi.
- Zechciej wybaczyć, jaśnie panie me wtargnięcie, ale żaden mieszkaniec tej krainy nie może sobie odmówić waszej słynnej gościnności. - Smok wiedział że te okolice utrzymują się z handlu morskiego i podróżników znużonych ciężką podróżą. Po krótkiej konwersacji z koroną, smok omiótł salę wzrokiem, na chwilę zatrzymując wzrok na tańczących w środku sali. Delikatne pląsy w rytm klasycznej muzyki, przypominały gadu niezwykły taniec leśnych elfów. Rozglądając się dalej jego wzrok padł na (!), aż ze zdziwienia musiał nabrać więcej powietrza w swe potężne nozdrza. Nie... nie mylił się, wampir na dodatek pan na Karnsteinie. Z zaciekawieniem podszedł do jegomościa i zagadał.
- Salve Nosferatu, el curtis et ma hal von Karnstein. (Witaj, niech pozdrowiona będzie krew von Kersteinów) - ozwał się smok w wampirzym staro narzeczu.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz przetarł oczy ze zdziwienia, albowiem do pałacu zafrunął nie kto inny, a smok. Najprawdziwszy czarny smok, co prawda był to jeszcze młody osobnik, liczący najwyżej jedno milenium. Zaiste dziwny był to widok nawet dla Medarda, który odwiedził wiele nawet dość egzotycznych krain i niejedno w swym bogatym życiu widział. Gad wpierw poczłapał do sali tronowej, gdzie podówczas rezydował monarcha i zapewne wyjaśnił mu cel swej podróży. Niedługo potem przypatrywał się tancerzom, a w jego oczach można było wyszukać coś podobne ognikom, zwanym przez śmiertelnych kurwikami. Gdy gadzina przemówiła czystym nasfitem, językiem Starożytnych, dawno zapomnianym przez większość długokłej rasy zamieszkującej Alaranię, arystokrata prawie zupełnie zbaraniał. Chędożony dinozaur! Sprytny jest, cholerny jaszczur, by wysławiać się językiem zapomnianym przez rasę, która powołała go do jestestwa. Na szczęście kilka ksiąg zostało zapisanych w nasficie, więc Medard rad nierad musiał drzewiej opanować i to narzecze, jednak odpowiedział smokowi we wspólnym, jakim posługiwali się wielmoże:
- Vivat Draconis! Starożytna krew przyjmuje twe pozdrowienia, gadzie. Nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj. Co sprowadza smoka na bal, będący zaczynem polityki śmiertelników, no wiesz, dhynen. Szczerze mówiąc, ostatnie, co spodziewałbym się ujrzeć na takim balu to wlatujący sobie do pałacu jak gdyby nigdy nic przedstawiciel starożytnej rasy gadów. Ludzie nie za bardzo przepadają za smokami, my to co innego... - rzucił wąpierz, po czym oczekiwał rzeczowej odpowiedzi ze strony gadziego rozmówcy.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Artemigor
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Artemigor »

Smok lęgnął nieopodal wampira, spojrzał jeszcze na tańczące pary a szczególną uwagę przywiązał do dziewczyny o długich, czarnych i kręconych włosach. Subtelne połączenie delikatnych ruchów i wdzięku, oraz subtelnej gracji. Smok podziwiał tancerzy przez dłuższą chwilę a potem spojrzał na dziewczynę która wcześniej wpadła mu w oko. W końcu oderwał od niej wzrok i spojrzał na długowiecznego. Przyjrzał mu się dokładniej, w swym długim życiu, z punktu widzenia innych ras, spotkał na swej drodze kilku nieumarłych ale to dopiero drugi wampir czystej krwi.
- Ludzie to fascynujące stworzenia, przybyłem je przestudiować. Pod niektórymi względami, przewyższają i nas... - gad zrobił przerwę. Spojrzał na kupca, któremu sadło przelewało się nadmiernie z ubrań.-Choć nie którzy z nich mają niepojęty pęd za rzeczami materialnymi. -[/b] smok, jako przedstawiciel z gatunku gadów, nie posiadał cech ludzkich i mógł bez żadnych ograniczeń, omijać tematy mu niedogodne a nawet kłamać.
Artemigor , nie mógł powiedzieć że przybył tu ponieważ mu się tak podobało, bądź co bądź nawet smoki obowiązuje jakaś etykieta.
Bestia rozpostarła skrzydła, wbijając wzrok w sufit i głębokim, gardłowym basem wyszeptał.
- El urma Ta Arima -
Jego potężne cielsko pokryło się jasną poświatą by po chwili zacząć kurczyć się. Zmieniała się także sylwetka potwora, zaczynał przybierać kształt humanoida o wyprostowanej posturze. Dopiero teraz widać było niewielki plecak który gadzina zdjęła i wypowiadając kolejną formułkę znikając w kopule z ziemi, gdy ta opadła, pojawił się człowiek w wysublimowanym stroju, godnym królewskiego księcia.
Widać było że smok nie opanował całkowicie tej magii, co przejawiało się, słabo widocznym a jednak nienaturalnie czarnym kolorem włosów i delikatnie prześwitującymi łuskami gdzieniegdzie na ciele.
Artemigor, przywdział pokerową twarz z ustami wygiętymi w delikatnym uśmiechu. Podszedł do stołu i zręcznie nalewając sobie puchar miodem pitnym, spoglądał jeszcze chwilę na tańczących. Chwilkę potem stał u boku wampira, pytając.
-A cóż sprowadza dziecię nocy w siedlisko ludzkie?-
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz z zaciekawieniem przyglądał się nieudolnej transformacji gada w coś, co od biedy i po kilku głębszych można by było nazwać humanoidem, bo człowieka toto ani w ząb nie przypominało. Kto widział bowiem człeka pokrytego z rzadka gadzimi łuskami, a i kolor włosów osobnika wydawał się Medardowi z deczka nienaturalny. Żaden człowiek nie miał aż tak wyrazistego szczątkowego futra w okolicach głowy. Najwidoczniej gad nie zainteresował towarzystwa pochłoniętego elfimi pląsami. Elfowie jednak tańczyli o niebo lepiej od gamoniowatych ludzi, a szczególnie przewyższali opasłego niczym knur kupca. Zwalisty grubas podrygiwał jeno obrośniętymi w tłuszcz kończynami, fałdy sadła na jego mięśniu piwnym radośnie wylewały się na wszystkie strony świata.
- Jesteśmy świadkami odkrycia nowego rodzaju tańca brzucha, heh - opasłego brzucha. - rzucił wampir, po czym kontynuował wypowiedź:
- Co mnie tu sprowadza? Przede wszystkim kontakty polityczno-gospodarcze. No wiesz, Karnstein rośnie w siłę, a Arturon jako bądź co bądź ośrodek handlowy może nam się przydać w roli sojusznika. Poza tym to chyba normalne, że pomiędzy bydłem przemyka sobie drapieżnik nań polujący, czyż nie? Byłeś może świadkiem przezabawnej sceny ataku trzech parobków, którym jak widać natura poskąpiła rozumu na stojącego u żłobu wielbłąda?
Być może lecący smok zauważył co nieco w trakcie podróży.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Artemigor
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Artemigor »

Artemigor pociągnął głęboki łyk napoju po czym zaczął wodzić wzrokiem po zebranych, wdychając ich Aurę i jakby poszukując kogoś rozglądał się dookoła. Gdy w końcu uchwycił swój obiekt "studiów" w swój wzrok, jego źrenice nadal gadzie zwężały się jakby polował na swą ofiarę. Dopiero teraz usłyszał o "nowym tańcu brzucha" na co się serdecznie roześmiał i wsłuchał się w słowa Wąpierza. Wzrokiem nadal błądził za wirującą na parkiecie, czarnowłosą, której kocie ruchy z kuglarską precyzją uwłaszczały sobie deski parkietu. Smok wysilił się bardziej i po raz wtóry pokrył się blaskiem i po zużyciu znacznych pokładów magii zaczął kształtować mężczyznę już wyglądającego na ludzkiego i co więcej pozbawionego gadzich defektów, poza lekko nienaturalną głębią koloru skóry ale ten dodawał uroku "młodzieńcowi". Chłopak wyprostował się odstawiając kielich, poprawił swój strój i zaczął konwersację z umarlakiem.
-A więc, Karnstein się prężnie rozwija? Cóż w takim razie Arturon rzeczywiście jest dobrym rozwiązaniem, a zwłaszcza dzisiejszy bal, na który zjeżdża się nie mal cała śmietanka wszelkiej maści.-
Smok, zaczął się zastanawiać nad możliwościami jakie niesie taka wiadomość. Wiedział gdzie leży Kernstein, a to że rośnie w siłę oznaczało iż będą potrzebować pomocy, dla smoka oznaczało to możliwość dłuższego obcowania wśród człekokształtnych. Zastanawiał się nad materialnymi korzyściami i mentalnymi a także nad możliwością rozwoju w różnych kierunkach. I tak szukał miejsca w którym mógłby zamieszkać na jakiś czas.
- A tak, lecąc w stronę dziedzińca widziałem jak te żałosne sługusy napadają na to niewinne zwierzę, co skłoniło mnie do takiego entre.-na chwilę zapadła cisza po której smok po dłuższym zastanowieniu zaczął przechodzić do sedna sprawy. - Sprawy przybierają dla mnie korzystny obrót, mam nadzieję że dla was panie, również będzie on korzystny. Otóż, szukam miejsca na paręset lat w którym mógłbym się zadomowić. Tu mam na myśli waszą posiadłość. Wiem że to brzmi niedorzecznie, ale pozwólcie mi dokończyć. Szukam miejsca w którym mógłbym się nauczyć zwyczajów, kultury, religii, oraz magii. W zamian mogę zaoferować bezwarunkową obronę przed wszelkimi rodzajami zagrożeniami, oraz zapobieganie pożarom. Ponadto nie potrzebuję nic poza przyzwoitą komnatą. O jedzenie sam zadbam. Proszę przemyśleć moją propozycję, a teraz proszę wybaczyć.- zakończył oddalając się do dawno wypatrzonej dziewczyny.
Podszedł do niej pewnym krokiem, z gracją i opanowaniem pokłonił się ów dziewczynie i zaproponował taniec towarzyski. Nie wiadomo czy smok miał w rękawie jakiś as ale dziewczyna się zgodziła choć do tej pory odprawiała wszystkich z kwitkiem. Z drugiej strony trzeba przyznać że smok wyglądał jak jakiś potężny władca bogatej i ogromnej krainy, a i jego uroda była egzotyczna acz pociągająca.
Gdy tylko grajkowie zaczęli nowy utwór, gad poprowadził dziewczę na środek sali i tam zaczął powoli i delikatnie prowadzić krok taneczny, ucząc się rytmu swojej partnerki by już po chwili, wprawiać w osłupienie ludzi a i nie których elfów. Lata spędzone w młodości (do 130 roku życia) na dworze królewskim Zoubena nigdy nie bledły we wspomnieniach Atiego, który właśnie stamtąd wyniósł maniery i całą swoją wiedzę o ludziach.
Prowadził swą partnerkę, zręcznie i subtelnie obejmując ją w talii i głęboko zaglądając w oczy. Ludzie nie mogąc dorównać kunsztowi gada zeszli nieco dalej od środka sali a elfy na chwilę przystanęły spoglądając na parę pochłoniętą sobą na wzajem i gorącym tańcem.
Gdy muzyka wreszcie ucichła by grajkowie zmienili swój repertuar, smok i dziewczyna stali niemal w uścisku niecierpliwych kochanków, patrząc sobie w oczy. Gad po dłuższej chwili ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek, długi i gorący, po czym oboje rozdzielili się i smok wrócił do wampira. Usiadł nieopodal na krześli i podnosząc swój kielich do ust pociągnął łyk, złotawego napoju.
- Jedna rzecz nie odróżnia mnie od ludzkich mężczyzn... zamiłowanie do pięknych kobiet.-przerwał na chwilę pociągając kolejny łyk z puchara. -powiedz czy już wiesz co zrobić z moją propozycją ? zakończył po czym spojrzał na dziewczynę z którą tańczył. Siedziała wśród swoich przyjaciółek szczebiotając z nimi na jakiś temat. Co chwila któraś z nich spoglądała w jego kierunku, ale żadna nie miała odwagi wymienić z nim spojrzeń, oprócz tej z którą tańczył. Smok był zauroczony jej urodą i tańcem ale wiedział że nie może się z nią związać, chyba że tak jak on była by nie śmiertelna ale niestety nawet elfy nie żyją tak długo. Smok po raz kolejny wymienił ze swoją partnerką pełne pożądania spojrzenie by potem zatopić swe myśli w istocie jego bytu.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- Zaiste, myślisz niemal identyczne, smoku. Potrzebujemy większej ilości śmiertelnego byd.., khhe, nabywców dla naszych towarów, a Arturon jako port i ośrodek handlowy wyśmienicie się do tego celu nadaje. Wspomniałeś coś o tym, że bardzo ciekawi Cię kultura Karnsteinu i chciałbyś u nas zamieszkać. Witaj zatem wśród zacnych mieszkańców naszego kraju. Lokal wybierzesz sobie sam - ziemi mamy pod dostatkiem. - rzucił wampir, zaciekawiony turystycznymi zapędami gada.
Cóż - wiadomą rzeczą jest, że ludzie żyją dość krótko, niektóre ze zwierzęcych gadów dożywają sędziwszego wieku niż te małpiszony, których ewolucja pozbawiła zbędnego owłosienia. Świat, jaki jest, każdy widzi, ale nie należy tolerować tępoty co poniektórych z tutejszych mieszkańców - atakować wielbłąda widłami - barbarzyństwo. Swoją drogą, ciekawe, po jakim czasie od zobaczenia smoka mieliby pełne gacie, oj ciekawe...
Ostatnio edytowane przez Medard 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Artemigor
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Artemigor »

Smok delikatnie skłonił głowę na znak iż przyjął do wiadomości całą wypowiedź, po czym dokończył swój napój i odstawił puchar na jego miejsce. Ruszył dziarskim krokiem przed się, kierując się ku wyjściu nie oglądając się już ani odrobinę. Drzwi jakby wyczuły zbliżającego się mężczyznę i rozwarły się szeroko. Artemigor wyszedł na zewnątrz i po chwili przybrał swoją prawdziwą postać i rozpostarłszy skrzydła, zadarł głowę mocno ku górze i wypluł, kilka ognistych kul które lecąc, szybko wzbijały się w powietrze by na pewnej wysokości zmienić się w pył kolorowy, swobodnie opadający na okolicę. Smok rzucił spojrzenie wampirowi i rzekł.
Po pokazie smok wrócił do postaci człowieka i ponownie napełnił kielich.
Ostatnio edytowane przez Artemigor 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Przebywała na sali prawie od samego początku balu. Przyszła w towarzystwie syna generała. Młodzik przepijał regularnie wszystko co dostawał od rodziców lub przetracał na hazardzie. W ten sposób zjawił się w jej pracowni bez grosza, potrzebując galowego stroju. Klivien chętnie zgodziła się przyjąć jego zaproszenie w ramach zapłaty. Okazja do pojawienia się na balu dawała jej sposobność do nawiązania istotnych kontaktów handlowych. Nie wypadało zaczynać zabawy od wypytywania gości o przedmiot targu, więc z początku starała się sprawiać wrażenie przebywającej tu towarzysko.
Stała z boku, sącząc musujące, białe wino z wysokiego kieliszka. Miała na sobie błękitną, połyskliwą sukienkę na skromnych, wąskich ramiączkach. Jedyną ozdobą tej kreacji były po wszywane koronkowe wstawki. Biżuterię kobiety stanowiły delikatne ozdoby z platyny z wstawionymi szafirami. Kilvien stosowała ten metal w zastępstwie srebra.

Kilka razy ktoś podchodził i zapraszał ją na parkiet. Odmawiała. Uśmiechała się uprzejmie, ale w jej oczach było widać niezmienny smutek i powagę. Spoglądała na bawiących się ludzi i jak zwykle w takich sytuacjach czuła się trochę nieswojo. A jednak nie czuła się z tego powodu niepewnie. Po prostu ten dworski świat nie był jej zupełnie bliski.
Na zamieszanie związane z wielbłądem nie zareagowała zainteresowaniem, ani nie uległa powszechnej wesołości. Sama pochodziła ze środowiska ludzi prostych i niewykształconych, a potem wiele lat pomagała rodzinom najbiedniejszych. Nie bawiło ją to, że ktoś naśmiewał się z ich niewiedzy. Ponad połowa tych wystrojonych książątek zapłakałaby się i prędzej popełniła samobójstwo, niż podjeła się uczciwej, chłopskiej pracy.

Zjawienie się smoka poruszyło ją bardziej. Szarawe oczy jej błysnęły na widok pełnego gracji, majestatycznego gada. Poznała kiedyś jednego z pradawnych. Darzyła wielkim szacunkiem te istoty. Tym większe było jej zdziwienie, gdy ujrzała jak smok pląsa z jakąś gibką damą po parkiecie. Uniosła brwi wysoko i dopiła wino. Ruszyła w stronę smoka, który właśnie powrócił do rozmowy z innym wykwintnym mężczyzną. Po drodze odłożyła pusty kieliszek na tacę, wyrafinowanym, oszczędnym ruchem.
- Panowie wybaczą, że przeszkodzę? Czyżbym dosłyszała nazwę pięknego, odległego miasta Karnstein? Któryś z waszmościów pochodzi może z tamtych okolic?
Jej oczy napotkały wzrok wampira i dopiero wtedy coś w niej drgnęło. Po pierwsze ich wyraz świadczył o tym, że popełniła gafę, a po drugie... Czyżby się myliła? Wyczuła od niego znajomy chłód i zapach krwi, niewyczuwalny dla normalnego powonienia.
Ostatnio edytowane przez Klivien 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz był lekko zdziwiony, że pomniejsza szlachta tudzież burżuazja, a na przedstawicielkę którejś z powyższych grup owa niewiasta wyglądała, wymieniła nazwę jego rosnącego w siłę księstewka, ale by zredukować toto do jeno mieściny, jakich tysiące w okolicy?! Nie, żaden szlachetnie urodzony nie posunąłby się do czegoś tak okropnego. Dziewka musiała trafić na dobrą partię w postaci męża z wyższych sfer lub wpływowego sponsora. Jednak Medard pragnął tym razem wykazać się wspaniałomyślnością i wyrozumiałością, z których to cech słynęli przecież jego antenaci, poprzedni władcy Karnsteinu. Rzekł więc do nieznajomej:
- Panienka wybaczy ton, aczkolwiek muszę sprostować pewne rzeczy. Otóż Karnstein to nie jakaś tam mieścina, a prężnie rozwijające się księstwo w połowie drogi pomiędzy starożytną Elfidranią a warownią Nandan-Ther, strzegącą Therii przed hordami łasych na wszystko barbarzyńców. Niezbadane są wyroki losu, albowiem właśnie rozmawiasz z księciem na Karnsteinie Medardem de Nasfiret. Tak się również złożyło, że mój lud potrzebuje rozwinięcia kontaktów handlowych z regionami zamorskimi, a Arturon jako port wyśmienicie nadaje się na sprzymierzeńca w celu, który zamierzamy osiągnąć.
Wąpierz nabrał potężny haust rześkiego powietrza w swe wrażliwe nozdrza i wtedy poczuł charakterystyczną woń krwi, której żaden śmiertelnik wydobyć nie byłby w stanie. Z ową wonią zmieszane były i inne, świadczące o niegdysiejszej ludzkiej egzystencji rozmówczyni, mimo, iż ukrywała obecny żywot przed postronnymi, jednakże pełnej krwi wąpierz rozpoznałby ją bez trudu. Medard przeszedł tedy na język zwany kindredem, którym zwykły posługiwać się dzieci nocy zamieszkałe w Alaranii. Spytał:
- Lu'oh xunus dos doera uss del udossa, dalharen del lil isto? Usstan inbaln't equi tluin natha rivvil, ji Usstan orn'la saph ulu zhaun lu'oh ol 'udtila lor saph? (Jak zostałaś jednym z Nas, dzieci nocy? Nie było mi dane należeć do ludzkiego rodu, dlatego ciekaw jestem, jak wyglądało twe życie przed Rytuałem Przejścia?)
Zaciekawiony Medard czekał na odpowiedź towarzyszki. Cóż - niezbadane są ścieżki losu, może od tej konwertytki dowie się czegoś ciekawego o zwyczajach ludu zamieszkującego Arturon?
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Artemigor
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Artemigor »

Smok, nie mniej zdziwiony niż wąpierz, widokiem przedstawicielki niższych szczebli, rozbawiony lekko nieumyślną gafą Wać panny, uśmiechnął się serdecznie a jego uśmiech się powiększył gdy wampir z niezwykłą, jak na wampira, delikatnością tłumaczył dziewce zawiłości dotyczące swego księstwa. Dla Artiego to było ciekawe doświadczenie, konwersacja między różnymi sferami go ekscytowała. Mimo tego, na chwilę skupił się na środku sali, gdzie właśnie elfy dawały pokaz swego, pełnej gracji tańca. Smok, z niewiadomych przyczyn po prostu uwielbiał wszystko co jest piękne i ma w sobie wdzięk. Może to być spowodowane tym iż większość jego pobratymców, zbiera niezliczone bogactwa, widząc ich piękno. Gad wpatrywał się w tańczące pary jeszcze przez parę chwil by powrócić do wąpierza w momencie gdy mówił o pochodzeniu dziewczyny. Zdziwił się trochę że Medard bez żadnych ogródek spytał wprost, skoro wiedział iż dziewczyna ukrywa swoją tożsamość. Był to lekki nietakt, który nie przystoi możnowładcom, ale z drugiej strony wolał jak się mówi wprost co komu leży na duszy.
Arti spojrzał teraz na dziewczę i czekając na odpowiedź sączył przepyszny miód pitny, którym rzadko miał okazje uraczyć swoją gardziel.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości