Arturon[Dwór Królewski] Sala Balowa

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wyzwania wampirzej nowicjuszki Medard starał się nie zauważać. Wprowadzenie znającego się na rzeczy polityka i władcy do archiwum to tak, jakby z cygarem do gorzelni wejść. Powietrze momentalnie robi się zawiesiste od mającego nastąpić wybuchu. W większości tego typu przypadków niechybnie doszłoby do eksplozji, lecz tym razem skończyło się na zapowiedzi. Wąpierza za bardzo ciekawiła kryjąca się w wisiorze magiczna moc. Nie była raczej związana z jakimś konkretnym rodzajem sztuk tajemnych, co budziło jeszcze większą chęć przyjrzenia się temu artefaktowi z bliższej odległości.
Na pytanie Klivien odnoszące się do kontaktów na linii półświatek - polityka odpowiedział po dłuższej chwili namysłu, aczkolwiek rzeczowo i konkretnie:
- Może nie tyle dosłownie "wspierają", co oddalają wizję upadku,nieszczęścia tudzież nawet śmierci przychylnego im przedstawiciela wierchuszki. Wiadomym jest, że zorganizowani w takim bądź innym celu przestępcy, by zapewnić sobie spokój i ograniczyć do minimum niepokoje czynione przez straż tudzież prywatne wojsko miejscowych wielmożów, pragną zaskarbić ich przychylność a to złotem, to znowuż informacjami natury wywiadowczo-politycznej, to obietnicą przyjęcia zlecenia z gatunku "śliskich". Osobiście nie liczę na żadne wsparcie, nie mam bowiem najmniejszego zamiaru wsadzać nosa w prywatne sprawy tych złodziei. Wystarczy, że moich kupców zostawią w spokoju, w zamian mogą spodziewać się w porcie zamtuzu z prawdziwego zdarzenia.
Z początku Medard był skłonny pozbyć się kłopotliwego więźnia nawet nie oczekując niczego w zamian, ale skoro sprawy nabrały takiego, a nie innego obrotu, postanowił zastosować starą zasadę, by szanować się wzorem braci, natomiast interesy prowadzić jak krasnoludy. Rzekł zatem:
- Złota ci u nas dostatek, ale i pięć gryfów przyjmiemy, by kraj rósł w siłę. W końcu lepszy wróbel w ręku niż bażant na pieńku, a złota nigdy za wiele.
Gdy Klivien zdjęła swój tajemniczy naszyjnik, a zaraz potem podała go Medardowi, ten nie spodziewając się takiego stanu rzeczy, przetarł oczy, by sprawdzić, czy to aby na pewno dzieje się na jawie. Po wystarczającym upewnieniu się co do realistyczności zdarzenia, wziął magiczny artefakt, który zaczął rytmicznie drgać w dłoni nekromanty. Wydawał też z siebie delikatne, jakby przytłumione dźwięki podobne tym, jakie zwykle wydobywają się z amuletów ochronnych.
~Zaklęty wisior to niby całkiem normalna rzecz, ale.... - zastanawiał się w myśli wąpierz, po czym zobaczył prawdziwy efekt działania naszyjnika. Oto to, co dla niewprawionego oka wydawać by się mogło obrazem pełnego, tryskającego życiem żywego organizmu, w okamgnieniu zmieniło się w wąpierza-adepta o fizjonomii charakterystycznej dla nieumarłych tej rasy.
- Niebywałe. Po prostu fenomenalne, a myślałem, że coś takiego to bajka o spiżowym wilku, tak często opowiadana dzieciakom przez sędziwych dziadków. Co do powielenia tego curiosum, myślę, że znalazłoby się kilku zdolnych magów-rzemieślników, którzy potrafiliby zmajstrować coś podobnego. Nasz gadzi rozmówca zapewne posiadł wrodzone zdolności do kreomagowania, lecz czy podoła stworzeniu tak potężnego artefaktu? Tego wiedzieć nie sposób, należy sprawdzić empirycznie.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Zaniepokoiły ja słowa dotyczące udziału smoka w badaniu i replikowaniu amuletu. Miała ochotę wyciągnąć dłoń i odebrać go księciu, ale powstrzymał ją rozsądek.
- Wolałabym, żeby ten gad nie dotykał owej rzeczy - powiedziała bardzo zdecydowanym tonem.

Nie ufała Artemigorowi. Lubił popisy i rozrywkę. Wydał jej się lekkoduchem, a to pachniało nieodpowiedzialnością.
Popatrzyła w oczy wampierza i znów ogarnęła ją mieszanina uczuć. Z jednej strony był jej obcy, a z drugiej łączyło ich braterstwo krwi. Gdyby mogła sobie czegoś zażyczyć, nie pragnęłaby jego wiedzy ani mocy, tylko tego by mogła na nim polegać i by obchodziły go jej uczucia. Zdała sobie nagle sprawę z tego, że po odejściu Flaeviano i Myzraela jest zupełnie sama...

Odwróciła wzrok i skupiła swoją uwagę na jego wcześniejszej ofercie.
- Jeśli chodzi o moich ptasich przyjaciół to w porcie jest zamtuz, który ma się dobrze i zaspokaja ich apetyty wystarczająco. Obawiam się panie, że nie możesz im dać nic, czego by potrzebowali, lub czego by sobie nie mogli sami wziąć od twoich handlarzy - po chwili zastanowienia dodała jednak - Chyba... że zaoferowałbyś współpracę. Bezpieczeństwo waszych dóbr w naszych granicach w zamian za informację twojego wywiadu.

Uniosła lekko brew. Nadal stała przed nim dość blisko, tak jak wówczas gdy kładła amulet na jego dłoni. Było ciemno i cicho. Pomieszczenie rozświetlało migotanie świecy. Pomyślała, że ich pertraktacje przypominają taniec... taniec, który wykonują za pomocą słów. Tego rodzaju pląsy odpowiadały jej bardziej niż rzeczywiste podrygi na parkiecie. Jej szare oczy znów wpatrywały się w niego. Bez zawstydzenia, bez wrogości czy wyzwania. To co w nich lśniło najprędzej można było uznać za zaintrygowanie.
Odkąd wszedł była przekonana, że jest jej całkiem obojętny, ale teraz wyobraziła sobie, że mężczyzna żegna się i odwraca. Poczuła, że w tym momencie chyba chwyciłaby go za rękę.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard od jakiegoś już czasu zastanawiał się, czy Artemigor podołałby zleceniu duplikacji owego tajemniczego wisiora bądź też, co bardziej prawdopodobnym było, wykonania elementu posiadającego zbliżone właściwości nadnaturalne, maskującego tym sposobem dogłębniej ukryte jestestwo wampirów. Wrodzone zdolności to jedno, a styl życia i preferowany fach - zupełnie odmienny biegun. Wąpierz odpowiedział:
- Niestety muszę przyznać Ci rację, nasz gadzi znajomy nie za bardzo nadawałby się na wykonawcę czegoś tak cennego jak Twój ochronny amulet. Znając tryb życia smoka, jego upodobania do wędrówek i filozoficzne zapędy, śmiem wątpić, czy ewentualne dzieło tego lekkoducha miałoby własności choćby nawet zbliżone do oryginału, a przepiękny to artefakt i jakże ciekawa moc w nim drzemie. Należy powierzyć go rękom odpowiedzialnego mistrza jubilerki tudzież krasnoludzkiego metalurga, wiadomo nie od dziś, że Khazadowie słyną z podobnego typu cacuszek. Byłoby toto co prawda inkrustowane runiczną magią krasnoludów, ale właściwości miałoby raczej te same. Ważne, żeby wykonano kilka egzemplarzy tak cennej rzeczy. Na czymś takim można by zbić niezłą fortunę...
Medard rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak nie zauważył niczego, co by przykuło jego uwagę na dłużej niż kilka chwil. Zaraz potem temat dyskusji zmienił się na bardziej przyziemny, dotyczył bowiem kontaktów portowych złodziei i ewentualnego zawiązania z nimi współpracy. Wapierz odpowiedział prędko:
- Skoro bajzel już stoi, nie potrzeba budować następnego. Wywiad, mówisz? Jestem skłonny przyjąć tę propozycję. Jaki dział z dość szerokich zainteresowań szpiegów kusiłby ptaszęta najbardziej? Zapewne poczynania Trytończyków i konkurentów Arturonu jak mniemam poza sprawami czysto gospodarczymi, rzecz jasna. Sprawę należałoby dokładniej omówić, gdy dotrzemy na miejsce.
Polityka tak wciągnęła Medarda, iż całkowicie zapomniał o trzymanym w ręku wisiorku, przesyconym magiczna energią. Gdy uświadomił sobie o tym, natychmiast zwrócił go Klivien, wyrażając jak najszczersze podziękowania, by następnie obserwować działanie magii zaklętej w przedmiocie.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Jeszcze kiedy mówił o wisiorku i jego możliwej duplikacji odwróciła się i ponownie podeszła do komódki. Otworzyła małą szufladkę i wyjęła przedmiot który wyglądał dokładnie identycznie. Ten nie posiadał żadnych magicznych właściwości. Przyjmując swój amulet położyła ona na dłoni obok siebie.
- W jubilerstwie nikt nie musi mnie wyręczać, ale na magii nie znam się zupełnie…
W tym momencie zgrzytnęła krata w korytarzu. Klivien pospiesznie zapięła sobie medalik na szyi, odzyskując zdrowy wygląd. Z kanałów wyłonił się średniego wzrostu, młody człowiek w znoszonych, skórzanych portkach i rozchełstanej koszuli. Przydługie, czarne włosy miał zmierzwione, brodę porośniętą trzydniowym zarostem. Pod koszulą, za paskiem zarysowywał się kształt noża, a rozchylone poły koszuli, poza owłosieniem torsu ukazywały też, że pod spodem pierś mężczyzny przecina skórzany pas.
- Co to za gamoń? Nie znam go – rzucił do Klivien taksując Medarda zarozumiałym spojrzeniem.
- Książę na Karnsteinie – odpowiedziała ze stoickim spokojem i charakterystyczną dla siebie łagodnością.
- A co on tu robi?
- Rozmawiamy o polityce.
- Niby na jakiej podstawie mu ufasz? To twój kochanek?
Nie dała się sprowokować.
- Wampir
- To niekoniecznie musi znaczyć, że będzie trzymał język za zębami – prychnął przybysz z niezadowoleniem.
Zaczęła tracić cierpliwość.
- Przypominam ci, że to moja piwnica.
- Ale moje kanały… - to powiedziawszy włożył do ust skręta, podpalił go i zaciągnął się mrużąc oczy. Wpatrywał się wampira bezczelnie wydmuchując dymek w górę po skosie.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard nie musiał kryć zdziwienia, gdy Klivien wyjęła z szuflady komódki wisiorek kubek w kubek identyczny z nasyconym magią artefaktem, który nosiła na szyi. Niestety, pozory mylą, a obeznanego w tajnikach magicznych sztuk nekromanty nabić w bambuko nie sposób. Wisior z szuflady co prawda posiadał wygląd pierwowzoru, ale nie było w nim ani krztyny magii. Medard odpowiedział:
- Tego akurat mogłem się spodziewać. Niebywałe, gdybym nie miał obycia magicznego, dałbym się pewnie wystrychnąć na dudka. Nie martw się, znam kilku czarodziejów i alchemików, którzy natchnęliby toto tajemnym życiem.
Gdy tylko dziewczyna zdążyła schować cacuszko z powrotem na zajmowane przezeń miejsce, z kanałów okalających piwnicę pracowni wynurzył się jegomość z fizjonomii przypominający szczurołapa, jednakże nad wyraz spasionego i dobrze przyodzianego jak na swój fach. Do tego zarozumialec na samym wejściu znieważył księcia publicznie określając go gamoniem. Medard odpowiedział na obelgę, pokazując kanalarzowi właściwe miejsce w cywilizowanym społeczeństwie:
- Patrzcie no, gryzoń chędożony z kanałów wypełzł i od razu gamoniami rzuca! Rodowodowy, w herbie dwa szczury w tarczy: jeden sra, drugi nań warczy. A kulturę toś chamie u włazu zostawił czy z ożywieńcem w karty przepuścił? Już my cię nauczymy moresu, bezpański kundlu! Żarty się skończyły.
Wąpierz wykonał gest, którym można było przyrównać do strzepywania kurzu z rękawów płaszcza, jednak to nie o pył chodziło tym razem. Równocześnie obie dłonie schowały się w przepastnych tunelach szaty, a zaraz potem w przestrzeniach pomiędzy palcami innymi niż kciuki widniało po jednym przedmiocie o kształcie zębatej gwiazdki. Medard wykonał ruch rękoma z góry ku dołowi w kierunku chełpiącego się łyka, od którego bił uderzający smród miejskich ścieków płynących kanałami. O ile łachudra podobnej postury i o zbliżonych umiejętnościach byłby w stanie uchylić się przed jednym bądź dwoma shurikenami, to sześciu lecących z przeciwnych kierunków żaden człek ominąć nie zdoła. Gdyby jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wyrzucone gwiazdki nie przyszpiliły delikwenta do ściany pomieszczenia, Medard miał w pogotowiu dmuchawkę, a w niej kilka strzałek nasączonych wyciągiem z kilkorga ziół, które przenoszą trafionego nieszczęśnika do królestwa Morfeusza na jakiś czas.
Widząc, że Klivien zna kanalarza, von Karnstein spytał:
- To twój piesek? Jeśli tak, naucz go kultury, bo następnym razem może być już za późno.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Reakcja von Karnsteina zdumiała ją do tego stopnia, że w pierwszej chwili stała z niemo otwartymi ustami. Zupełnie nie spodziewała się takiego grubiaństwa po nowo poznanym kawalerze. Wydawał się elegancki i godny, a tymczasem rzucił wiązką słów nie lepszych od Beneteza. W chwile później zrozumiała, że dojdzie do konfrontacji nie tylko na słowa.
- Nie! – zdołała krzyknąć.
Skoczyła, by zasłonić przyjaciela, jak tylko shurikeny pojawiły się w dłoniach Medarda. Dwa z nich zdołały ja ominąć. Jedna gwiazdka przecięła mężczyźnie nogawkę i zostawiła krwawą kreskę na udzie. Druga wbiła się mu skórę nad barkiem i przyszpiliła mu koszulę do ściany. Kanałowy szczur wyzwał matkę wampierza od suk, próbując się wyszarpnąć.
Klivien oberwała jednym shurikenem pod żebro, a drugi udało jej się chwycić w locie. Jest wampirem i zdaje mu się, że może robić co chce, ale właśnie zadarł z innym wampirem, który dorównywał mu szybkością i zręcznością. Jej palce spłynęły krwią i trzęsły się. Metal pod żebrem sprawiał ból ale zagłuszyła go wściekłość dziewczyny. Przyskoczyła do niego i przystawiła mu jego własną broń od dołu pod brodę.
- Zachowałeś się jak prostak … - wycedziła patrząc mu w oczy z bardzo bliska - Nie jesteś u siebie mości książę i mamy w rzyci twoje tytuły. Wynoś mi się stąd…
Brunet zdążył się w tym czasie wyszarpnąć z uwięzi i stanął za Klivien z twarzą wykrzywioną w grymasie pogardy.
- Popełniłeś duży błąd – splunął na ziemie, a potem pchnął kratę i zniknął w tunelu.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Istnieją kraje, gdzie za publiczne zwyzywanie szlachcica idzie się pod katowski pieniek, oczywiście całość poprzedza uczciwy proces. Brane są pod uwagę wszelkie okoliczności zaistniałej sytuacji, odurzenia, wpływ elementu magicznego czy istot niematerialnych (ergo opętanie przez ducha). Wyraz "gamoń" jest bowiem w Karnsteinie traktowany prawie na równi z powszechnie używanymi określeniami penisa, a odnoszącymi się do osobników płci męskiej. Medard nie zdążył nawet choć trochę odsapnąć, gdy Klivien zaczęła bronić obdartego łachmaniarza. Widział, jak shurikeny odbijają się od dziewczyny, choć jeden nieźle ją drasnął. Natomiast gburowaty kanałowy pies, trochę poobijany i pocięty przez ukrytą broń jechał równo po przodkach księcia. Mimo przyszpilenia do ściany chłapał jęzorem niczym kameleon. Tego było już za wiele:
- Nie wiesz, człowieku, że na Południu określenie "gamoń" jest równoznaczne z powszechnie używanymi wulgaryzmami najcięższego kalibru? Za coś podobnego poszedłbyś prosto pod murek tudzież katowski topór. Ciesz się zatem, że gnijesz w kanałach Arturonu. A grozić to możesz własnej babce, jeśli naturalnie mogłaby się bać kogoś takiego.
Ledwie wypowiedział ostatnie słowo, a już Klivien trzymała uprzednio złapany shuriken, po czym niezwłocznie przystawiła mu go do gardła.
- Et, te Brute... - wycedził przez zęby, po czym kontynuował:
- Vebimes geshvis chabimes berlis delines cervis keximes...
Metalowa gwiazdka w tajemniczy sposób zaczęła zmieniać kolor. Wpierw stała się szarawa, by później przybrać kolor ciemnego grafitu. Nie tylko barwa niegdysiejszej broni uległa odmianie - otóż przedmiot przybrał fakturę jakby pumeksu, następnie zaś zestalonego popioły, by ostatecznie rozpaść się w proch. Magus był nieugięty, wściekłość wezbrała w nim do granic wytrzymałości, co było można poznać po lśniących, nabiegłych krwią oczach i szybkim, przypominającym niekiedy warczenie głosie. Popatrzył na kopczyk prochu, po czym wycedził:
- Ignimes tennsis lucimes ficnis dieunis...
Proch zaczął tlić się żółtawym, przyjemnym dla oczu światłem płomienia, a gdy kopiec płonął już całkowicie, co nastąpiło praktycznie od razu, ogień zanikł. Jego miejsce zajęła świetlista kula, spowita czymś na obraz światła równego temu, które zazwyczaj obserwujemy w słoneczny dzień. Blask tego, co jeszcze parę chwil temu było shurikenem rozniósł się po całym pomieszczeniu, uciekający zeń kanalarz niechybnie został na krótki czas oślepion. Medard posłał mu stanowcze:
- Rzeczywiście nic tu po mnie. Gnijcie we własnym sosie.
Po czym oddalił się z podziemi.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Poczuła zimny dreszcz, kiedy von Karnstein zaczął inkantować zaklęcie. Nienawidziła magii i unikała jej niemal tak samo jak słońca. Cofnęła rękę jak oparzona, czując w palcach popiół. Od rozbłysku światła osłoniła się uniesionymi ramionami i cofneła trzy kroki odwracając głowę.
Kiedy odważyła się znów spojrzeć w tamtym kierunku, wampierza już nie było w piwnicy.
- Ben! Żyjesz? - zawołała w strone kanałów. Odpowiedziała jej wiązka przekleństw świadcząca o tym, że znajomy ma się dobrze.


Następnego dnia spakowała się i wyszykowała do drogi. Zamierzała złożyć wizytę w Karnsteinie, tak jak zaplanowała i nie zamierzała w tym celu czekać na księcia. Droga była daleka, ale mało skomplikowana. Arturon z Therią łączył jeden z głownych traktów, a Mergot i Klivien mógli jechać bez zmęczenia.
Pod wieczór mijali już graniczne wioski. Klivien miała na sobie bawełniane beżowe spodnie i buty za kolana. Do tego założyła prostą, białą koszulę i skórzaną kamizelkę. Włosy miała związane w kucyk a jedyną ozdobą był złoty medalik na szyi.

Tymczasem z Arturonu zniknęli wszyscy znani portowi rzezimieszkowie. Do końca pobytu von Karnsteina, żadnego z nich nie można było zastać w mieście. Tylko najbliżsi wspólnicy wiedzieli, że ich okręt odpłynął następnej nocy po zdarzeniu w piwnicy.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Tymczasem nietoperz wielkości raczej przeciętnego latającego psa, aniżeli pochłaniającego tony komarów długouchego gacka, przecinał przestworza dzielące Therię od Arturonu. Wydaje się, że o samym królestwie Medard nie zmienił poglądów za bardzo, jednak piwniczny łazęga o mało nie rozpętał pomniejszej wojny. W trakcie lotu nad portem magusa zaniepokoiła podejrzana w tej okolicy cisza. Żaden z tamtejszych łotrzyków i rzezimieszków nie wyściubił nosa z domu, albo zeń nawiał wprost na pokład czekającego na rei żaglowca. Jeśli któryś z uciekających lub stosujących taktyczny odwrót łobuzów by nawet zauważył przypatrującego się ich poczynaniom ssaka, to zrzuciłby ów behawior na karb wrodzonej ciekawości rękoskrzydłych. Po kanalarzu nie było najmniejszego śladu. Wąpierz minął port, kierując się na w stronę ojczyzny. Nie porzucił jednak zamiarów poszerzenia wpływów Karnsteinu o Arturon i okoliczne ziemie.
Po kilku godzinach lotu mijał przygraniczne rubieże ze znajomo wyglądającymi strażnicami. W pobliżu jednej z nich ujrzał osobę łudząco podobną do Klivien, a jej wierzchowiec był kropka w kropkę taki, jak Mergot. Na poły eteryczny przybysz rodem ze świata upiorów, na poły zaś zwyczajny koń jakich niemało w całej Alaranii był nie do pomylenia z niczym.
W trakcie lotu von Karnstein przekazał telepatyczny sygnał swemu wielbłądziemu wierzchowcowi, który podążał w pewnej odległości za nim.
Tuż przed jedną ze strażnic pilnujący pogranicza rycerze i knechci ujrzeli niebywały wręcz widok. Otóż na grzbiecie pasącego się w pobliżu baktriana o dosyć nietypowej maści wylądował sporej wielkości nietoperz. Nie byłoby to dziwne, gdyż oba stworzenia są w Therii całkiem liczne, a stada wielbłądów potrafią składać się z setek osobników. Tego typu obrazki na pobliskich stepach nie należą do rzadkości, oczywiście pomijając zachowanie nietoperza. Nagle rudawkowaty znikł, a na jego miejscu pojawił się dostojnik w ciemnej szacie z nałożoną nań kolczugą. Wielbłąd niemal natychmiast ruszył z kopyta i jął ścigać jeźdźca na upiornym rumaku, który majaczył w oddaleniu o jakieś dwadzieścia sznurów od strażnicy. Z tej odległości dostojnik mógł dostrzec więcej szczegółów fizjonomicznych postaci. Był już niemal pewien tego, kto zmierza do Karnsteinu.
Knechci na strażnicach byli wyraźnie poddenerwowani. Jeden z nich - elf o skórze przypominającej mahoń zarządził rutynowy obchód połączony z ewentualnym pościgiem za dziwnymi gośćmi. Oddział graniczny liczący siedmiu rycerzy ruszył galopem w poszukiwaniu nieproszonego elementu, przemytników, handlarzy żywym towarem i łowców wampirów, których działalność w księstwie nie była tolerowana. Oboje z gości nie należeli jednak żadnej z powyższych grup, nie byli także zbiegami. Dostojnik wyglądał znajomo, ciemnoskóry elf dostrzegł w nim samego władcę tych ziem i zarządził kontynuację pościgu za drugim intruzem, w w razie jakiegoś nieszczęścia przyjść monarsze z pomocą.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości