Strona 1 z 1

[Arturon] Bezwstydna cnota

: Śro Kwi 13, 2016 3:29 pm
autor: Nathan
Nathan wszedł do karczmy. Zamówił wykwintny obiad i coś do picia. Wewnątrz było czysto i elegancko. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa i egzotycznych przypraw. Podłużne, złocone okna wpuszczały promienie słońca, które zatrzymywały się na grubej, wzorzystej kotarze. Nie znosił zgiełku, dlatego spodobało mu się nowe miejsce.
Przez krótki czas mieszkał w Serenaa. Ale, gdy przypadkiem zawitał do Arturonu, postanowił uczynić z niego swoją nową siedzibę. Miasto miało chwalebną historię, kusiło bogactwem i uprzejmością zasobnych mieszkańców. Łatwy dostęp do luksusowych towarów zaspakajał jego wygórowane potrzeby. A że był niesamowicie bogaty, mógł sobie pozwolić praktycznie na wszystko.
Znudzonym wzrokiem spojrzał na nielicznych gości, którzy w dyskretny sposób prowadzili rozmowy. Na zewnątrz panował upał. Wyjątkowo odczuwał pragnienie, toteż poprosił dodatkowo o szklaneczkę firmowego napoju, który nie był na szczęście słodki. Miał pomarańczowy smak. Gospodarz karczmy osobiście dbał o swoich gości i ich obsługiwał. Nathan postanowił skorzystać z jego wiedzy na temat miasta i serdecznym gestem zaprosił go, aby dotrzymał mu towarzystwa. Karczmarz chętnie skorzystał, widząc przed sobą bogatego klienta, i przysiadł się do niego.
- Na pewno orientujesz się w różnych interesach tego miasta i znasz odpowiednich ludzi - powiedział, patrząc mu prosto w brązowe oczy.
- Ano... niby tak - odrzekł gospodarz, wyraźnie zadowolony, doceniony przez gościa.
- Chciałbym kupić piękny, wygodny dom.
- To się da załatwić. Czy cena gra jakąś rolę?
- To nie ma dla mnie znaczenia. Ważne, aby dom posiadał balkon z widokiem na morze - dopowiedział Nathan.
- W takim razie najpóźniej wieczorem albo jutro w południe załatwimy sprawę. Czy chce pan wynająć apartament?
- Oczywiście, że tak - odpowiedział pewnym głosem. - Aż do czasu sfinalizowania kupna domu. - Uśmiechnął się ponownie.
- Rozumie się - podsumował porozumiewawczo gospodarz. - W takim razie, apartament czeka na pana, zapraszam.
Karczmarz skłonił się i odszedł w stronę nowych gości, którzy zajęli miejsce przy stole.
Nathan, zadowolony z przeprowadzonej rozmowy, opuścił karczmę. Poszedł w kierunku parku i usiadł na ławce, obserwując przechadzających się mieszkańców.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Śro Kwi 13, 2016 4:31 pm
autor: Juliana
        Szła wolnym krokiem po mieście, które już budziło w niej nadzieję na lepsze jutro. Opłata za nocleg w karczmie była jak dla niej - za wysoka. Rozmyślała nad ewentualną pracą dla siebie. Spojrzała na swoje delikatne ręce i z politowaniem opuściła je, poprawiając fałdy koronkowej sukni. Podążała bezwiednie za ludźmi, nie mając żadnego celu przed sobą. Zanim się zorientowała, znalazła się wśród pięknych, zadbanych drzew i kwiatów. "Jestem chyba w miejskim parku. Usiądę na chwilę na ławeczce, bo zmęczyłam się. Co za upał... ".

Korony drzew dawały dużo cienia i chroniły nieco od słońca. Juliana była smutna i przygnębiona. Sprawy między rodzicami spadły na nią jak grom z jasnego nieba. "Jak to pozory mylą... Oni już od dawna byli w separacji, tylko odgrywali przede mną rolę rodziców".
Tak naprawdę czuła do nich żal. Nagle usłyszała słodki, delikatny śpiew ptaszka. Skierowała wzrok w jego kierunku. Był malutki i kolorowy. Miał złoty ogonek i blado zielono-błękitne ubarwienie. Mały popisywał się przed nią swoimi trelami, jakby wyczuł wdzięczną słuchaczkę. Juliana mimo woli odpowiedziała mu cicho wysokim głosikiem. Przez chwilę nawiązała się między nimi więź. Nikt ze spacerowiczów nie zwracał na nich najmniejszej uwagi oprócz eleganckiego jegomościa, który wstał i powoli szedł w kierunku ptaszka.

Od razu zwróciła uwagę na jego bardzo jasne włosy w artystycznym nieładzie. Był interesujący i przystojny. Obserwowała, jak przechadzał się dostojnym krokiem. Z powodu upału coraz mniej osób korzystało ze spaceru, znajdując chłód w budynkach. W pewnym momencie zobaczyła przed sobą eleganckiego jegomościa, któremu przypatrywała się przez krótki czas. Zatrzymał się i stanął w małej odległości przed nią. Kobieta popatrzyła na niego i zamilkła, nie odpowiadając głosem na ptasi śpiew.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Śro Kwi 13, 2016 6:54 pm
autor: Sanderena
Długo żegnała się ze swoimi przyjaciółmi elfami. Wsłuchana w zalecenia mądrego czarodzieja, postanowiła na jakiś czas udać się na północ Alaranii. Z opowiadań najbardziej spodobało się jej miasto o nazwie Arturon. Zbyt długie przebywanie w lasach uczyniło z niej pewną dzikuskę. Odwykła od towarzystwa ludzi. Więc chętnie zgodziła się na pobyt w tym nowym mieście.
Pierwsze kroki skierowała do miejsca, w którym mogła znaleźć nocleg. Weszła do napotkanej po drodze karczmy. Gdy znalazła się w środku, uważnie przyjrzała się wnętrzu. Było obszerne i bogate. Od razu przypomniały jej się chwile spędzone w zamku czarodziejów. Podeszła do okna i z pewną nostalgią dotknęła zdobionej tkaniny, służącej za zasłonę. Miała symetrycznie kolorowe wzory. Pierwszy raz widziała taki materiał.
- Witam, panią - usłyszała zza pleców.
Jej oczom ukazał się brodaty mężczyzna w sile wieku z wyraźną łysiną na głowie. Ubrany był gustownie i stosownie do okoliczności. Był gospodarzem, więc przybiegł i ze służalczą uprzejmością zapytał:
- Czym mogę służyć? - Nie czekając na odpowiedź, widząc zainteresowanie dziewczyny tkaniną, wytłumaczył, że pochodzi z egzotycznego kraju. Po wysłuchaniu wyczerpującego opowiadania przeszła do rzeczy.
- Noclegu szukam - rezolutnie odpowiedziała czarodziejka.
- Czy ma pani jakieś szczególne życzenia co do apartamentu? - zapytał.
- Apartamentu...? - powtórzyła za nim jak echo.
Gospodarz skłonił się nisko i oznajmił, że są również pokoje jednoosobowe.
- Dobrze, poproszę zatem jak najwygodniejszy i najtańszy pokój - zaśmiała się chytrze.
Gdy spojrzała na salę, uwagę jej przykuł mężczyzna o jasnych, dłuższych włosach, który z apetytem zajadał obiad.
- Musicie smacznie gotować - rzekła do gospodarza, który szedł przed nią, aby pokazać jej pokój. Kiedy znalazła się w środku, podziękowała gospodarzowi i z impetem rzuciła się na łóżko. Było zbyt gorąco na dworze i wolała upał przeczekać w wynajętym pokoju.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Nie Kwi 17, 2016 9:48 am
autor: Nathan
Zatrzymał się tuż przed "blondwłosą", jak określał ją w swoich myślach. Zwrócił uwagę na jej niepospolity głos i zauważył, że w oczach miała smutek. Obrócił się w stronę ptaszka, który nie ustawał w swoich śpiewaczych popisach. "Jest w tym znakomity. Jeszcze długo musimy obserwować przyrodę, aby przyswoić to, co najlepsze. A ta blondwłosa już to zrobiła. Nawiązała z nim dobry kontakt".
Zaciekawiony przyglądał się, co dalej z tego wyniknie. Nie śmiał przerywać muzycznego dialogu. To wszystko wydało mu się zjawiskowe. Im bardziej ptaszek śpiewał, tym odcień barw jego upierzenia stawał się delikatniejszy. W pewnej chwili ptaszek poleciał wyżej, zaśpiewał jeszcze kilka treli i odleciał, wzbijając się wysoko w górę. "Blondwłosa" jeszcze przez krótką chwilę patrzyła za odlatującym ptaszkiem i zwróciła się w stronę ławki. "Chyba mnie ignoruje. Nawet nie spojrzała na mnie. Kobiety...". Dziewczyna usiadła z gracją. Nathan kątem oka obserwował ją. Jego męskiej uwadze nie uszedł żaden szczegół jej urody.
"A jednak nie ignoruje mnie, tylko chce się zaprezentować jak najlepiej. Zbyt dobrze znam się na psychice kobiet i nie oszukasz mnie, młoda damo. Przypuszczam, że jej osoba ma jakiś związek ze sztuką. Jej sukienka nie jest pospolita. Ma wyszukany krój z nietypowymi ornamentami, jest czysta, ale znoszona...".

Swoim zwyczajem taksował ją wzrokiem. Robił to z przyzwyczajenia wobec każdej przedstawicielki płci pięknej. Naszyjnik, który miała na szyi, również wzbudził jego zainteresowanie. Mimo wszystko zaniepokoiło go przygnębienie w jej oczach. Zdecydował się zagaić rozmowę z dziewczyną.
- Przepraszam, to miejsce chyba jest wolne. - Uśmiechnął się i usiadł, nie czekając na odpowiedź ze strony kobiety. - Jestem pod wrażeniem śpiewu tego niezwykłego ptaszka, ale co tu mówić... i pani pięknego głosu.
Popatrzył na nią, oczekując reakcji.
- Jestem Nathan... Markiz Nathan Donatien de Duron. - Wstał i skłonił głowę. Następnie powoli z powrotem usiadł na ławkę.
Popatrzył na siedząca obok niewiastę.
- Pani głos jest naprawdę piękny. Ale zmartwił mnie smutek, który zagościł na pani twarzy. Jeżeli tylko mógłbym w czymś pomóc... to z największą chęcią uczynię to - powiedział to w sposób niezwykle łagodny. - Obiecuję pełną dyskrecję, proszę mi zaufać... - zapewnił.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Pon Kwi 18, 2016 9:02 am
autor: Yavellion
        Tym razem nie śpieszył się nazbyt. Nawet zatrzymał się na placu, aby popatrzeć na sztuczki z ogniem i występ miejscowego barda. Jednak szybko się znudził i rozczarował. Zatem ruszył przed siebie. Interesy wzywały.
Jak zwykle kupił u kwiaciarki czerwoną różę i delektował się jej zapachem. Potem skręcił w małą uliczkę, która prowadziła wprost na zaplecze karczmy. Był przyzwyczajony wchodzić tylnym wejściem. Zastukał pięć razy w drzwi i gospodarz wpuścił go do środka.
- Co tym razem? - grzecznie zapytał. - Mów krótko, bo jestem umówiony.
- Mam gościa, który chce kupić duży, wygodny dom - odparł szybko karczmarz.
- Może chce go tylko wynająć... kupno domu sporo kosztuje - stwierdził przytomnie Yavellion.
- Nie... Chce go kupić. Ten gościu to jakiś markiz, widać, że zamożny. Chce się tu osiedlić. Zależy mu bardzo na czasie.
- Zgoda. Będę wieczorem. Mam kilka propozycji, ale uprzedzam, że będzie drogo.
- Przekażę mu - odrzekł karczmarz.
Elf wyszedł z karczmy i udał się w stronę parku. Z daleka dostrzegł uroczą dziewczynę, która szybkim krokiem zmierzała w jego kierunku. Elise była jego ostatnią, namiętną miłością. Gdy tylko się czule przywitali, chętnie przyjęła ofiarowaną różę i oboje udali się przed siebie.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Śro Kwi 20, 2016 11:05 am
autor: Juliana
        Słysząc słowa wypowiedziane przez mężczyznę, mimowolnie odsunęła się od niego. Wydał jej się za bardzo nachalny i natarczywy. Wcale nie była zainteresowana rozmową z nim. Jego pewność siebie irytowała ją. Nic nie odpowiedziała. Owszem, spojrzała na niego obojętnie nie podejmując rozmowy. Chciała być sama i odpoczywać.
Ostatnie wydarzenia w jej życiu nie napawały jej optymizmem. Po raz pierwszy musiała zatroszczyć się o samą siebie. A to wcale nie było takie proste. Była rozżalona na cały świat. Gorące promienie słońca przebijające się przez rozłożystą koronę drzew, otulały jej umęczone serce i ciało. Panująca wokół cisza przeżywana odgłosami przyrody, pomagała w odzyskiwaniu utraconych sił witalnych. Mężczyzna przestał być natarczywy i również siedział jak ona, ulegając urokowi ciszy. Trwali tak przez jakiś czas.
Juliana mimochodem spojrzała w dół, zerkając na buty nieznajomego. Wielokrotnie słyszała od matki, że buty świadczą o człowieku. Była ciekawa, czy i w tym momencie dzięki swojej spostrzegawczości otrzyma jakieś dodatkowe informacje o nieznajomym. Nie pomyliła się. Markiz miał buty perfekcyjnie wyczyszczone i stanowiły ostatni krzyk mody. Były robione na zamówienie, ponieważ miały z boku dodatkowo jakieś rodowe znaki. A więc były drogie. Przez chwilę pomyślała, że to może jednak los zsyła osobę, która może okazać się przydatna w obliczu jej nieszczęścia. Dlatego nie odtrącała nieznajomego i postanowiła przedstawić się.

- Przepraszam, że nie odpowiedziałam od razu. Byłam zamyślona. Jestem Juliana... von Vollenhoven - popatrzyła w kierunku rozmówcy.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Nie Kwi 24, 2016 1:55 am
autor: Dantheron
        "Arturon..." - powtórzył ponownie w myślach. "Ciekawa nazwa miasta". Podziwiał kunszt i sztukę tutejszych architektów. Miasto robiło imponujące wrażenie. Okoliczni kupcy aż prosili się, aby kupować ich luksusowe towary. A było w czym przebierać.
Jako znawca tkanin bez większego trudu rozpoznawał delikatne jedwabie, bawełnę, wełnę czy dzianinę. Ale jego uwagę przykuł materiał, który miał splot atłasowy i odcień, którego nie był w stanie określić. Można powiedzieć, że jego kolor był czymś pośrednim pomiędzy błękitem a szmaragdem. Do tego mienił się kolorami tęczy, w zależności od światła, a jednak nie miał w splocie żadnych kryształków.

        Pierwszy raz widział coś takiego. Koniecznie chciał poznać skład materiału, z którego zrobiony był splot. Ale nic z tego. Sprzedawca, który był elfem, tylko tajemniczo się uśmiechał i nie chciał nic więcej powiedzieć. W końcu zdecydował się na kupno małego kawałka materiału, chociaż jego cena wydała mu się zbyt wygórowana. W miarę zadowolony udał się dalej, podziwiając różnorodność i bogactwo sklepików. Całe popołudnie zajęło mu zwiedzanie wielkiego miasta, a szczególnie stoisk z cennymi towarami.

        Pod koniec dnia poczuł zmęczenie, gdyż zrobiło się wystarczająco późno, a organizm domagał się konkretnego posiłku. Rozglądał się uważnie po budynkach, szukając miejsca na posiłek wraz z noclegiem. Zauważył drewnianą tablicę nad drzwiami, oferującą jedno i drugie.
Wszedł do środka. Wypatrzył wolny stolik wśród wielu gości. Zamówił ciepły posiłek. Był tak głodny, że było mu obojętne, co będzie jadł. Byle było dużo i szybko. Karczmarz uwijał się jak w ukropie, aby zadowolić potrzeby gościa. Dantheron co jakiś czas zerkał na gości mimochodem. W pewnym momencie zauważył czarnowłosą piękność, która rozglądała się po sali, aby po chwili zdecydowanym krokiem udać się w stronę jego stolika. Nie znał tej kobiety, ale domyślił się, że na pewno będzie chciała się przysiąść...

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Pon Kwi 25, 2016 10:07 am
autor: Sanderena
Leżała przez jakiś czas, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z ulicy, ponieważ okno było lekko uchylone, ale zasłonięte. Upał wyłączył całkowicie jej myślenie. Zasnęła. Kiedy przebudziła się, ze zdziwieniem zauważyła, że za oknem panował półmrok i wtedy zdała sobie sprawę, że spała dość długo. Wstała. Rozczesała włosy, dzięki wyczarowanym przedmiotom - poprawiła urodę, przebrała się w sukienkę w kolorze jasnego fioletu i zeszła po schodach na główną salę.
Wszystkie stoliki były już zajęte. Wokół panował gwar rozgadanych gości i unosił się zapach pieczonego mięsa z przyprawami. Gospodarz ze smutną miną zjawił się przy Sanderenie, informując o braku wolnych stolików. Ale czarodziejka była uparta i nie dawała za wygraną. Na końcu sali wypatrzyła stolik z kilkoma wolnymi miejscami.
- Przecież widzę kilka wolnych miejsc przy stoliku, mam nadzieję, że nie są zajęte - zauważyła z dumą.
- No, tak, ma pani rację, ale nie wiem, czy osoba siedząca przy nim wyrazi zgodę na pani towarzystwo - powiedział z troską karczmarz. - Dobrze, zapytam go, ale jestem zbyt głodna, abym miała zrezygnować z kolacji - odrzekła z małą pretensją w głosie.
Poszła w kierunku wolnego stolika, nie czekając na zgodę karczmarza. Gdy tylko dotarła na miejsce, ujrzała mężczyznę o niesamowitych oczach, że aż dreszcz przeszedł jej po plecach. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie. Jego czarne włosy i zarost dodawały mu niezwykłego uroku. Szybko oceniła, że jest człowiekiem. Być może bardem, wędrowcem, najemnikiem, kupcem... Próbowała zakwalifikować go do którejś z grup, jakich wiele można było spotkać w mieście. W końcu uśmiechnęła się. I pewnym głosem oznajmiła. - Chciałabym zająć jedno wolne miejsce i mam nadzieję, że jest wolne.
W tym momencie zjawił się karczmarz i z kłopotliwą miną przepraszał za taki stan rzeczy i tłumaczył, że wszystkie miejsca przy stolikach oprócz tego są już zajęte.

Re: [Arturon] Bezwstydna cnota

: Pią Maj 11, 2018 11:04 am
autor: Pani Losu
Dzień był nadzwyczaj spokojny i nawet przyjemny, choć żar lejący się z nieba zmuszał część ludzi do ukrywania się po domach czy znalezionych przypadkiem cieniach. Upał zaczął wdawać się we znaki także zielonookiej kobiecie gawędzącej niemrawo z białowłosym dżentelmenem. Choć oboje byli uprzejmi, rozmowa jakoś się nie kleiła. Więc mimo iż pomysł zapoznania się z kimś bogatym wydawał się blondynce niezgorszy, teraz dochodziła do wniosku, że nie umie się z nim porozumieć, a w jego towarzystwie nie czuje się jednak najlepiej. Spiekota dodatkowo powodowała u niej wyraźny dyskomfort. Miała ochotę oddalić się i zaszyć w jakimś chłodnym i samotnym miejscu. Jeszcze musiała poukładać sobie trochę w głowie.
W końcu uśmiechnęła się koślawo, a przepraszająco, wstała, pożegnała się i odeszła w kierunku, który wydał jej się najlepszy zostawiając bogacza samemu sobie. Po drodze nikt już jej nie zaczepiał, choć zwróciła uwagę na pewnego mroczego elfa i jego towarzyszkę, kiedy mijali się w alejce. Poza nimi nie widziała jednak już nikogo interesującego i tylko ćwierkające wdzięcznie ptaszynki prowadziły ją dalej w głąb miasta.

Mijały godziny i w znanej nam już karczmie, gdzie gospodarz latał jak oszalały zrobił się tłok. Słońce zachodziło, mieszkańcy wylegli na ulice i orientowali się, że chyba jednak zaczyna doskwierać im głód. Rozchodzili się więc po gospodach zajmując stoliki i zamawiając coraz więcej jadła - niektórzy (tacy na przykład, którzy spali) nie załapywali się już na wolne miejsca i musieli opuszczać kolejne lokale szukając miejsca gdzie indziej.
Pewna czarnowłosa czarodziejka postanowiła jednak tego nie robić. Wynajmowała pokój i miała prawo zjeść kolację właśnie tutaj, w tej chwili i przy jakimkolwiek stole. Dosiadła się więc do nieznajomego mężczyzny i choć karczmarz przez chwilę był mocno zestresowany takim obrotem spraw, wszystko skończyło się pomyślnie dla całej trójki. Dantheron wcale nie odpędzał kobiety od stołu, uspokoił gospodarza i zajął się jedzeniem. Dzięki temu właściciel mógł wrócić do pracy, a Sanderena coś zamówić. Zamienili ze sobą parę zdań, a gdy byli już syci ich drogi naturalnie się rozeszły.