ArturonDwa oblicza obowiązku.

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
ODPOWIEDZ
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Dwa oblicza obowiązku.

Post autor: Escrim »

Znalezienie odpowiedniej osoby, do planowanej przez siebie intrygi, od początku stanowiło dla gwardzistki nie lada wyzwanie. Escrim zaczęła od tego, iż wypisała sobie zestaw cech, jakie powinna posiadać kluczowa w jej planie postać. Najważniejsze było zaufanie. Powodzenie, lub klęska akcji miała zadecydować o dalszych losach dziewczyny. Na szali leżała nie tylko jej kariera jako kapitana straży, ale najprawdopodobniej również życie wszystkich biorących udział w spisku. Escrim musiała mieć pewność, iż ten, którego wybierze, zrobi wszystko, by doprowadzić sprawy do końca. Oczywiście, do przydatnych cech przyszłego intryganta należały również brawura, pewność siebie, zdecydowanie, spryt, umiejętność posługiwania się bronią, jak również zdolność do szybkiego reagowania na nieprzewidziane sytuacje.
Niestety dla gwardzistki, wykreowany przez nią obraz idealnego spiskowca nie wytrzymał konfrontacji z rzeczywistością. Escrim zmuszona była kolejno zaniżać postawione zawczasu warunki, by ostatecznie stwierdzić, że nie ma w tym mieście żadnych przyjaciół, za to na każdym kroku spotyka ludzi podejrzliwie patrzących na jej dokonania i czekających na każde jej ewentualne potknięcie, by zająć stanowisko piastowane przez młodą La Tranchte.
Mimo wszystko dziewczyna nie zamierzała się poddawać, decydując się ostatecznie szukać pomocy u osób będących jej winnych przysługę. Peu Frisson był jedną z takich postaci, a przy okazji był również największą zakałą i zagadką wśród królewskich gwardzistów. Wiecznie zdenerwowany, spocony i brudny, o trzęsących się dłoniach, a przy tym bojący się własnego cienia, stanowił niechlubny dowód na to, iż weryfikacja przyszłych gwardzistów wcale nie jest procesem doskonałym. „Miałem szczęście” zwykł odpowiadać każdemu dociekliwemu rozmówcy, usiłującemu rozwiązać zagadkę tego, w jaki sposób Peu przeszedł egzaminacyjne sito. Jako bezpośrednia przełożona Frissona, Escrim już kilkakrotnie miała powód, dla którego powinna była wyrzucić go służby, a fakt, iż jak do tej pory tego nie uczyniła, dawał jej okazję do wyegzekwowania należnych ługów.
Oczywiście Rainie i Dorland nie byli zadowoleni, gdy Escrim przedstawiła im ostatniego członka zespołu. Spojrzeli porozumiewawczo na siebie po czym pod pretekstem przyniesieniem nowych kufli, Rainie odesłał młodziaka do wnętrza gospody.
- Febra? Żartujesz prawda? Może od razu zapakujmy nasze głowy w worki i podeślijmy je katu. Spójrz tylko na niego. Trzęsąca się galareta, z miną zbitego chłopca, który przeprasza, że oddycha twoim powietrzem. Jak ktoś taki miałby się nam przydać? - zaprotestował szermierz, wskazując na młodego Peu, który, przeciskając się w tłumie, nie był w stanie utrzymać kufli wina, nie wylewając na siebie przynajmniej połowy z zawartości.
- Widzę. Ma pewne braki. Ale z drugiej strony, właśnie dlatego jestem pewna, że nikt nie będzie go podejrzewał, nikt mu nie uwierzy, a sam Frisson nie będzie miał odwagi nas wydać - wyjaśniła La Tranchte.
- Litości. Nie będzie miał odwagi zrobić nic więcej, niż zeszczać się gacie - upierał się Rainie.
- Mon Capitaine, a co z tymi... no wiesz, tymi wszystkimi rzeczami, o których mówiłaś nam na początku? - wtrącił się Dorland.
- Kwalifikacje. Powiedzmy, że uległy zmianie. Poza tym, Peu jest jednym z nas. A to chyba wystarczający powód, by pomóc mu przezwyciężyć ... - Escrim przerwała. Obserwująca zza stołu, gdzie siedziała trójka gwardzistów, dziewczyna dostrzegła, jak Frisson wpada z impetem na jakiegoś jegomościa w kapturze, wylewając na obu resztki zdobytego trunku.
- Oj, racz wybaczyć panie, to moja wina, zagapiłem się i ... - zaczął tłumaczyć się młodzieniec, jednak widząc krytyczne spojrzenie Rainie, natychmiast zmienił front. - Znaczy, jak idziesz przygłupie?! Ślepy ośle! Jesteś mu winien cztery piwa i pranie munduru! I przeprosiny! - Peu dobył szpady i zaczął wygrażać nią nieznajomemu. Ręce mu drżały z zdenerwowania, przez co koniec klingi miotał się na wszystkie strony. Ludzie zgromadzeni przed karczma natychmiast odsunęli się od Frissona i nieszczęśnika, który wszedł mu w drogę. Nikt nie zadzierał z strażą królewską. Nawet z kimś takim, jak Peu. Z przekleństwem na ustach, Escrim i jej towarzysze zerwali się z swoich miejsc. Niepisane prawo nakazywało im stanąć po stronie niezdary, nawet jeśli nieznajomy niczemu nie zawinił.
Awatar użytkownika
Siwiec
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siwiec »

Siwiec usiadł w cieniu jakiegoś drzewa i spojrzał na mapę. Wydawałoby się, że jeszcze nie tak dawno spacerował po ulicach Fargoth. A jednak był już pod samym Arturonem. Jeszcze kilka godzin i będzie w mieście. Zwinął mapę i wsunął ją za pas. Wyciągnął zza niego manierkę i na darmo próbował zwilżyć gardło. Była pusta.
- Trzeba będzie ją napełnić w jakiejś karczmie - powiedział na wpół do siebie, na wpół do Hulara. Koń odpowiedział mu łagodnym rżeniem i stuknął niecierpliwie podkową w ziemię. Siwiec wyjął mieszek i przeliczył rueny. Chyba będzie musiał się czymś zająć, bo pieniądze kończą się niewiarygodnie szybko. Ale póki co, jeszcze trochę gotówki się ostało, więc miał z czym ruszać do miasta. Dosiadł swego wierzchowca i kilka godzin później byli już w mieście. Przywiązał swego towarzysza do słupa majowego przy karczmie i wszedł do środka. Nie było zbyt wielu gości, nawet jak na tę porę. Jego uwagę zwróciło troje ludzi, przyodzianych w mundury. Dwóch mężczyzn i kobieta. Mogli to być strażnicy, albo po prostu miejscowi awanturnicy. Zastanawiając się nad tym, Siwiec wydał ostatnie pieniądze na kufel piwa i szedł w stronę wolnego stolika, lecz po drodze czwarty człowiek w mundurze potrącił go, wylewając na jego podróżny płaszcz zawartość swojego kubka. Niezdarny wojownik począł go wpierw przepraszać, a chwilę później rzucając obelgami w stronę łowcy magów, wyjął swój miecz. Pozostali troje, wyciągając broń, stanęli przy swoim towarzyszu. Siwiec był lekko zdziwiony tą agresywną postawą miejscowych. Zachowując spokój i jasny umysł, odezwał się do czterech potencjalnych oponentów:
- Spokojnie przyjaciele, nie chcę z wami walczyć. Napijmy się lepiej i wspólnie wyjaśnijmy sobie tę niezręczną sytuację.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

W zaciemnionym kącie karczmy siedział czarnowłosy, dość wysoki człowiek. Zwykle w takich miejscach w gospodzie siedzą ci, którzy chcą się ukryć przed ludźmi, podejrzane typy i szumowiny. Jednak Gavin nie należał do nich. On po prostu nie lubił zgiełku. Popijał z kufla niedobre, rozwodnione piwo.
W tym mieście nie planował pozostawać długo. To miejsce, jak każde inne, dawało mu szanse na zarobienie paru groszy, żeby móc ruszyć w dalszą drogę. "Być może wypadałoby również zakupić nowy płaszcz..." pomyślał, patrząc na niezdarnie zacerowane rozdarcia na materiale i rozerwane kieszenie. Błąkał się już tak bez większego celu trzy lata. Jednak był przez ludność przyjmowany bardzo serdecznie, ze względu na swoje zdolności alchemiczne. Obrósł "małą sławą" i dzięki temu znajdował zatrudnienie tam, gdzie akurat los go zawiódł. Pomagał też tym biedniejszym, kiedy było to naprawdę konieczne. W odróżnieniu od tej bandy znachorów, wiedział, co zrobić, żeby kogoś wyleczyć. "Jakąś moralność, psiakrew, należy mieć" - zwykł mawiać. Oprócz tego, wykonywał pomniejsze trucizny... choć nigdy nie zgłębiał tego tematu, bo z natury nie czuł potrzebny szkodzić innym istotom. Ale kiedy sakiewka była pusta...
Gavin łyknął potężny łyk piwa. Zanim jeszcze nowy gość wpadł do karczmy, poczuł jego aurę. Nie czuł potrzeby dokładnego jej odczytywania. Nie był to mag, z pewnością. Jakiś podróżny. Silny i wytrzymały człowiek. W dodatku inteligentny.
Mag wrócił do swoich zajęć. Obliczał zapotrzebowanie na odpowiednie składniki ziołowe do realizacji zamówień. W takiej karczmie można było również zaopatrzyć się w jady i kwasy... ale tym razem człowiek zrezygnował z wykonywania trucizn. Miał do zrobienia głównie okłady lecznicze i eliksiry.
Kątem oka zobaczył chłopaczka z gwardii królewskiej, który otrzymał niesamowicie poważne i trudne zadanie doręczenia piwa reszcie straży. Podejrzewał, że on, jak i reszta jego towarzyszy, kojarzy go z wyglądu. Dostarczał im zaopatrzenie w postaci różnych maści i okładów, oczywiście nie mówiąc o tych mocniejszych eliksirach zamawianych w tajemnicy...
Ten mały gwardzista nie doniósł tych kufli.
Obserwował całe zdarzenie, co wywołało u niego złośliwy uśmiech na twarzy. Oczywiście straż naskoczyła na podróżnego, bo "autorytet jakiś muszą mieć". Postanowił, że się wtrąci, jeśli będzie taka potrzeba. Póki co, dopił kufel piwa do końca. Obserwował.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

Postronnemu obserwatorowi ciężko było stwierdzić, czy gwałtowna reakcja trójki gwardzistów wynikała z chęci powstrzymania młodego Peu przed wywołaniem awantury, czy wręcz przeciwnie, kierowała nimi chęć zaognienia nadciągającego konfliktu. Escrim wraz z swoimi kompanami zerwała się z zajmowanego miejsca, po czym zaczęła przeciskać się przez gęstniejących z każdą chwilą tłum gapiów. Widok mężczyzny, na którego wpadł Frisson, nie napawał optymizmem. Sadząc na podstawie potężnej sylwetki oraz ilości noszonego przy sobie uzbrojenia, ów człowiek nie zaliczał się do osób przechodzących obojętnie wobec oszczerstw i bezpodstawnych oskarżeń. Na szczęście reakcja nieznajomego okazała się dużo bardziej opanowana, niż podejrzewała gwardzistka.
Przedarcie się bezpośrednio do miejsca, gdzie stał Peu wraz z nieznajomym wymagało sporo wysiłku i ciężkiej pracy łokciami . Porywcza La Tranchte gotowa była od razu rzucić się w kierunku nieznajomego, jednak powstrzymało ją silne ramię Rainie. Stanowczym gestem szermierz dał do zrozumienia młodej kapitan, że nie powinni wyręczać Peu z podejmowania decyzji i odpowiedzialności za swoje czyny. Jeśli Frisson miał okazać się dobrym wyborem jako kandydat do planowanego spisku, zyskał obecnie idealną okazję, by udowodnić swoją wartość. Nieco zawstydzona Escrim spojrzała w kierunku chłopaka i nieznajomego w kapturze. Póki co, nie miała nic innego do zrobienia, jak obserwować i być gotową do ewentualnej interwencji, gdyby sprawy przybrały naprawdę zły obrót.
Im szybciej rósł tłum ciekawskich zebrany wokół uczestników zajścia, tym szybciej spadała pewność siebie i determinacja Peu, wywołana świadomością, iż obserwuje go kilkadziesiąt par oczu, a jego działania krytycznie oceniane są przez pozostałych gwardzistów. Młodzieniec wyraźnie zbladł, głos zaczął mu się łamać, a trzymanie szpady sprawiało mu coraz to większy problem.
- Skoro tak mówisz… możesz odkupić nam trunek … a potem… o nie – przerwał Frisson osuwając się bezwładnie na ziemię.
Escrim zareagowała instynktownie. Nie miałam pojęcia, czy upadek Peu jest wynikiem zasłabnięcia, czy też wynika bezpośrednio z działań nieznajomego. Wprawdzie nie dostrzegła, by mężczyzna wyprowadził cios, lub użył jakiegokolwiek zaklęcia, jednak niemożliwością wydawało się dziewczynie, by jej towarzysz zwyczajnie omdlał z strachu. Natychmiast krzyknęła do Rainie i Dorlanda, aby ci aresztowali obcego, a sama skierowała się w stronę Frissona.
- Peu! Co ci?! Słyszysz mnie? – Escrim bezskutecznie usiłowała ocucić chłopaka. - Niech ktoś sprowadzi medyka! – krzyknęła, nie przestając potrząsać młodzieńcem. Po chwili ktoś chwycił ją za ramię, usiłując odciągnąć w tył, a La Tranchte uświadomiła sobie, iż siedząc okrakiem na Peu tylko przeszkadza w udzieleniu chłopakowi pomocy.
Poszukała wzrokiem pozostałych gwardzistów chcąc sprawdzić, czy udało się im obezwładnić nieznajomego. Miała nadzieję czym prędzej odprowadzić go do swojej kwatery i poddać przesłuchaniu. Nagle zapragnęła być gdziekolwiek, byle tylko nie tutaj, ale nie mogła oddalić się od karczmy, nie zabierając z sobą głównego świadka zaistniałej sytuacji. Świadka w osobie medyka, udzielającego pomocy Peu.
Ostatnio edytowane przez Escrim 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Gavina irytował tłum, który w błyskawicznym tempie powstał wokół gwardzistów. Pomyślał, że najlepiej byłoby, gdyby nie zwracał uwagi na zajście, a straż spokojnie dogada się z nowym podróżnym. Chciał więc siedzieć przy swoim stoliku i skończyć swoją pracę, jednak pusty kufel i świeca, która prawie całkowicie się wytopiła i nie dawała zbyt wiele światła, dawały o sobie znać. Wstał z cichym westchnieniem z krzesła, które nieznośnie zaskrzypiało, i schował do torby swoje pergaminy. Stanął z boku, obok gapiów, i obserwował zajście z bliska. Zamierzał po bijatyce przecisnąć się do szynkwasu i poprosić o nowy kufel piwa.
Przyjrzał się z bliska małemu gwardziście. Uśmiech zatańczył mu na ustach widząc, jak reszta jego towarzyszy z nietęgimi minami obserwuje jego zmagania. Ładna blondynka - z tego, co kojarzył, kapitan straży - chciała załatwić sprawę za niego, jednak najwidoczniej była to inicjacja szermierza - nowicjusza.
Chłopiec trząsł się jeszcze bardziej i powoli blednął. Gavin szybko analizował jego stan. Podnosiło się jego ciśnienie, nerwowość, brak powietrza, najprawdopodobniej zaraz zemdleje. Na wszelki wypadek więc podszedł bliżej drużyny i włożył rękę do torby, szukając soli trzeźwiących. Przy tym starał się nie uśmiechać tak bezczelnie.
- Skoro tak mówisz… możesz odkupić nam trunek… a potem… o nie. – Młodzieniec padł na ziemię.
Pani kapitan (La Trunge, La Tranchte... tak, jakoś tak się nazywała...) podbiegła do niego i niezdarnie próbowała go ocucić.
- Ja się tym zajmę - powiedział ciepłym, niskim głosem Gavin, stojący tuż za blondynką.
Kiedy ta wreszcie zeszła z biedaka, mag kucnął przy nim i ustawił go w odpowiedniej pozycji tak, że mały gwardzista mógł łatwiej oddychać.
- Trzeba go wyprowadzić z karczmy na świeże powietrze i podać sole trzeźwiące. To nic niepokojącego.
Czarodziej wstał i podniósł małego szermierza za pomocą magii. Tłum stworzył dla nich przejście do wyjścia.
Awatar użytkownika
Siwiec
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siwiec »

Tłum zbierał się wokół Siwca i Peu, bo tak wołali go jego kompani. Siwiec z trudem wytrzymywał kilkudziesięciu patrzących się na niego gapiów. Dla kogoś, kto większość żywota spędził walcząc z czarownikami na bagnach, nie było to łatwe. Peu najwyraźniej także ciężko znosił tłumy, bo zaraz łamiącym głosem odezwał się do łowcy, lecz zanim Siwiec zdążył odpowiedzieć Peu powiedział:
- O nie...- I upadł na ziemię. Kobieta, która, jak się okazało, była ich przywódczynią, rozkazała pozostałym dwóm podkomendnym aresztować Siwca. Gdyby to się stało, kufelek piwa, na który łowca wydał ostatnie grosze, przepadłby zapewne. Siwiec pociągnął z niego łyka i oddał go jednemu z gapiów mówiąc:
- Potrzymaj.
Następnie zdjął z siebie mokry od wina płaszcz i położył na pobliski stolik. Nie zamierzał się poddawać. Na tarczę nie było tu miejsca, więc wyjął sam miecz i natarł nim na bliższego z wrogów. Po kilku sekundach parowania i zadawania ciosów, wykrył we wrogach styl królewski, a to natomiast znaczyło, że nie ma do czynienia ze zwykłymi bandytami, a z kimś ważnym. Na początku zamierzał poranić ich albo nawet zabić, ale jeśli była to straż jakiegoś arystokraty, to postanowił ograniczyć się do odebrania przytomności. Przy pierwszej okazji popchnął jednego z nich na stolik, który pod jego ciężarem połamał się, a sam gwardzista stracił przytomność. Drugi z nich okazał się lepszym szermierzem, ale i u niego zauważył błąd. Przy ataku z góry za bardzo odsłaniał ciało. Korzystając z tego, Siwiec uderzył go tam wolną ręką. Gwardzista z trudem próbował oddychać. Siwiec schował miecz, odebrał swój kufel od gapia, pociągnął z niego kolejny łyk i odezwał się do gwardzistów:
- Przegraliście, przyjaciele. Czy teraz możemy rozwiązać tę sprawę po mojemu?
Łowca nie przestawał zastanawiać się nad powodem zemdlenia chłopca zwanego Peu. Podejrzewał, że w sali znajduje się mag.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

- Co niby znaczy „nic poważnego”? – irytowała się Escrim. Z jej punktu widzenia sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli, a ona sama nie miała pojęcia, co zrobić, nim wszystko się zawali. Jako gwardziści powinni zapobiegać awanturom, a tymczasem sami wywołali burdę, co gorsza; dając się w niej pobić przez jednego człowieka. Głupi Peu, z dziesiątek ludzi, na których mógł wpaść, wybrał sobie największego zabijakę jaki akurat przesiadywał w karczmie, na domiar złego mdlejąc na widok złowrogich spojrzeń. W kilka chwil cała reputacja straży została boleśnie zdeptana. La Tranche miał ochotę komuś przyłożyć, a jako że nie mógł to być młodzieniec usiłujący pomóc Frissonowi, pozostał jej człowiek w kapturze. Dobywając szpadę, dziewczyna zajęła miejsce obok Rainie.
- Jesteś już trupem – zakomunikowała nieznajomemu.
- Nie wtrącaj się, młoda! – wrzasnął szermierz szykujący się do ponowienia ataku. – To nie jest przeciwnik dla ciebie.
- Że co? – protestowała gwardzistka. Teraz jeszcze podważano jej autorytet. Escrim pomyślała, że gorzej już być nie może, dokładnie w tej samej chwili, gdy okazało się, iż jej prawdziwe kłopoty dopiero się zaczynają.
- Ludzie inspektora! – krzyknął ktoś z tłumu, a zgromadzeni wokół walczących, jak na komendę, zaczęli rozchodzić się w różnych kierunkach. Hrabia Devior był ostatnią osobą, jaką chcieliby spotkać w tym miejscu. Jego podopieczni teoretycznie pełnili w mieście podobną rolę, co strażnicy królewscy, jednak w rozumieniu inspektora bezpieczeństwo obywateli oznacza skrupulatne przestrzeganie prawa. A wszelkie odstępstwa od tego, co zapisane w dziennikach ustaw, były tępione z godną podziwu stanowczością. W szczególności zaś hrabia Devior pastwił się nad nieprzestrzegającymi regulaminu królewskimi gwardzistami.
Rainie i Escrim błyskawicznie spojrzeli po sobie, po czym zaczęli działać. Szermierz wywlekł na środek największy z stołów, przykrył go obrusem, po czym posadził przy nim nieprzytomnego Dorlanda, a strażniczka, wrzuciwszy uprzednio Peu pod nakrycie, zebrała kilka kufli i jakiś olbrzymi talerz z ciastem, po czym pociągając za sobą młodego medyka, rozsiadła się z nim przy prowizorycznie zastawionym stole. Zabijaka w kapturze również został posadzony na miejscu, a Rainie nalewał mu piwa, śmiejąc się przy tym donośnie z miną, jakby wspólna biesiada trwała od kilku godzin.
- Dorland, stary capie, ledwo coś skończył wartę, a już zapijasz się do nieprzytomności! – powiedział głośno szermierz, upewniwszy się, iż ludzie inspektora doskonale go zrozumieją - Mówię wam, że może być włochata i gruba! To oczywiste, że nie ma jednego kanonu piękna, a jeśli ta poczwara upatrzy sobie ofiarę, to musi być przygotowana na różne gusta.
Escrim przytuliła się do medyka obejmując go niczym swojego kochanka. Była pewna, że chłopak jest miejscowy, chociaż nie potrafiła powiedzieć o nim niczego konkretnego. Najważniejszym jednak był fakt, iż medyk powinien zdawać sobie sprawę, z kim mają do czynienia i zrozumieć, iż wydając ich, podpisze również wyrok na siebie. Gorzej wyglądała sprawa z obcym zabijaką.
- Doszły mnie słuchy o toczącej się tu bójce – chłodno oznajmił Devior, głaszczący swoją cienką brodę.
- Bójce? – zdziwił się Rainie, dając do zrozumienia, iż dopiero w tej chwili zauważył hrabiego i jego dziesięciu sługusów, którzy ciasnym kręgiem otoczyli biesiadników.
- Źle cię poinformowano, inspektorze. To spokojna dzielnica, w której mieszkańcy szanują prawo – odpowiedziała Escrim, przyciskając jednocześnie obcasem budzącego się Peu. Nie robiąc sobie wiele z całej sytuacji, La Tranchte odkroiła kawałek ciasta i obscenicznym gestem zaczęła karmić nim „obiekt swoich westchnień”.
Chuderlawy hrabia rozejrzał się po karczmie w poszukiwaniu dowodów. Nie wszystkie ślady niedawnego sporu dało się zamaskować. Rozbity stół, porozrzucane rzeczy i stosunkowo mała liczba bywalców, jak na obecną porę dnia, musiały budzić podejrzenia.
- Ladacznica, pijak i kłamca – syknął przez zęby.
- Obrażasz nas, hrabio – wtrącił Rainie. - Wprawdzie ja przyznaję się do stawianego mi zarzutu, a Dorland nie wykpi się z pijaństwa, ale za nazwanie mojej kapitan „kłamcą” gotów jestem wyzwać ciebie i cała twą świtę na ubitą ziemię.
Ludzie inspektora prowokacyjnie sięgnęli po rękojeść swoich mieczy.
- Wy dwaj… - Devior wskazał na Siwca i Gavina – gadać, co tu zaszło! Prawda zagwarantuje wam bezpieczeństwo.
Ostatnio edytowane przez Escrim 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Gavinowi już prawie udało się wyprowadzić omdlałego na świeże powietrze, równocześnie cucąc go solami trzeźwiącymi. Młody lada chwila by się ocknął, gdyby nie nagła wrzawa wywołana rychłym przybyciem inspektora. Mag westchnął. "A chciałem mieć dzisiaj spokojny wieczór..." pomyślał. Jednak uspokoił się, ponieważ z hrabią Deviorem i innymi jego ludźmi załatwiał już pokątne interesy.
Wystarczy o nich wspomnieć, już zrobi się jako-taki porządek. On zajmie się biednym nowicjuszem - gwardzistą, a reszta gwardii będzie miała na głowie podróżnego. Tym razem jednak czarodziej dopilnuje, żeby załatwiali takie sprawy na zewnątrz.
Alchemik miał nadzieję, że wszystko ułoży się zgodnie z jego planem.
Ledwo odwrócił się z powrotem w stronę środka karczmy, kapitan szarpnęła nieprzytomnym, przez co mag stracił koncentrację nad zaklęciem i Peu byłby upadł, gdyby nie refleks rozgniewanej strażniczki. Obcesowo wrzuciła go pod obrus. Gavin patrzył na to z uniesionymi brwiami i uśmiechem tańczącym na ustach. "Jakaż śmieszna jest ta gra pozorów" pomyślał. No ale cóż, sprawując takie profesje trzeba mieć się na baczności. Sam wielokrotnie próbował wielu sztuczek, żeby nie zostać przyłapanym przez swoich nauczycieli za... pewne sprawy. Pomyślał więc, że przynajmniej nie jest nudno. Jest ciekawie.
Kiedy śliczna pani kapitan szarpnęła go za sobą i objęła, pomyślał, że jest nawet bardzo ciekawie.
- Dorland, stary capie, ledwo coś skończył wartę, a już zapijasz się do nieprzytomności! - krzyknął głośno jeden z gwardii, co sprawiło, że mag uśmiechnął się szeroko. Bardzo go bawiło to, co się działo wokół niego.
Kiedy wkroczył hrabia Devior, Gavin uspokoił się. Gdyby przyszli wyłącznie jego ludzie, byłaby możliwość, że nie uda mu się szantaż. Odczekał spokojnie, aż obrzuci wyzwiskami członków gwardii królewskiej i wstał pierwszy. Dłoń trzymał pod stołem i miał się na baczności. Gdyby podróżnemu przyszło do głowy powiedzieć choćby słówko, mógł odciąć mu na jakiś czas dostęp do tlenu.
- Oh, witam, drogi inspektorze... Kiedyśmy się ostatnio widzieli... Chyba przypadkowo za miastem, ostatnim razem, kiedy akurat wracałeś z misji w innym mieście?
Gavin wyprostował się i uniósł głowę tak, żeby hrabia mógł z łatwością go poznać. Uśmiechnął się ni to uprzejmie, ni to wyniośle, i kontynuował:
- Co cię tu sprowadza? Czyżbyś miał ochotę napić się kufla piwa? A może pomogę na twoją niestrawność i dosypię ziół, albo dla twoich ziomków... Oprócz ziół na takie dolegliwości mam też... inne - celowo podkreślił ostatnie słowo, skłaniając się nieco. Kiedy się ponownie wyprostował, zauważył, że inspektor łyknął przynętę. Pobladł nieco i i nerwowo gładził dłonie. Zaśmiał się nerwowo i odrzekł:
- Aaach, witam, panie Grimshaw... Cóż... Otrzymaliśmy doniesienie o bójce tutaj. Nie jestem tu dla żadnych, psia mać, kufli piwa.
Oboje stąpali po kruchym lodzie. Jeśli się wyda, że miłujący prawo inspektor, w dodatku w służbie królewskiej, do wykańczania swoich wrogów używa trucizn i innych niezbyt szlachetnych metod, będzie po nim. Jeśli Gavin źle to rozegra, będzie posądzony o wiele nieprzyjemnych spraw.
- Bójce? W tej dzielnicy? Co najwyżej mogłeś słyszeć o harmidrze, jaki tutaj panował, kiedy upity Dorland wrzeszczał o tym, jakie powinny być dziewki. Albo też o tym, jak mój ukochany znajomy spoza miasta przyniósł mi nowe zaopatrzenie - wskazał na Siwca - dzięki niemu wykonam pańskie zamówienie... - dodał z naciskiem wymawiając końcówkę zdania.
Na wszelki wypadek mag odciął dostęp powietrza podróżnemu, przez co ten zaczął się nieco krztusić.
Hrabia omiótł chłodnym spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Było przeraźliwie cicho. Gavin patrzył mu w oczy bezczelnie.
- No dobrze.
Splunął na odchodne i wrzasnął do towarzyszy, żeby wyszli z nim. Mag pozwolił podróżnemu oddychać. Po chwili, kiedy minęło na tyle czasu, by inspektor i reszta jego załogi nie usłyszała odgłosów bójki, gwałtownie wstał i za pomocą magii uniósł Siwca pod sufit wrzeszcząc:
- KIM TY, DO CHOLERY JASNEJ, JESTEŚ!? CHCIAŁEM SIĘ W SPOKOJU PIWA NAPIĆ, A TERAZ MAM NA GŁOWIE DRUŻYNĘ GWARDII KRÓLEWSKIEJ!
Awatar użytkownika
Siwiec
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siwiec »

Jeden z gwardzistów najwyraźniej nadal miał ochotę walczyć, bo gdy tylko złapał ponownie powietrze, podniósł broń z podłogi i zaczął się zbliżać. Gdy młodym chłopcem zajął się profesjonalista, pani kapitan chciała się rzucić na Siwca, lecz powstrzymał ją przed tym wcześniej wspomniany szermierz. Możliwe, że właśnie uratował życie łowcy, bo nie miał on wyjętej broni, mógł nie przetrwać takiego nagłego ataku.
Tymczasem ktoś z tłumu krzyknął:
- Ludzie inspektora!
Siwiec był w Arturonie po raz pierwszy, ale z tonu krzyczącego i zachowania ludzi, którzy to krzyczenie usłyszeli, wywnioskował, że Inspektor jest jakimś miejscowym watażką. Wszyscy (przytomni) gwardziści i medyk, który udzielał pomocy chłopcu, jak na komendę zaczęli stawiać prowizoryczny stół biesiadniczy. Siwiec zrozumiał, że ludziom, z którymi zadarł, grozi najwyraźniej niebezpieczeństwo, a jeśli im grozi niebezpieczeństwo, to jemu także, bo on też miał udział w bójce. Dlatego też wraz innymi jej uczestnikami zasiadł przy postawionym na szybko stole. Inspektor wszedł wraz z kilkunastoma lekko uzbrojonych mężczyzn. Wszyscy siedzący przy stole (w tym nieprzytomny szermierz) udawali, że od dawna siedzą przy nim, żartując i śmiejąc się. Dla własnego dobra Siwiec także udawał, że jest wielce rozbawiony. Inspektor krzyknął, przerywając tę udawaną ucztę:
- Doszły mnie słuchy o toczącej się tu bójce.
Współbiesiadnicy zaprzeczali, wyrzekając się, jaka to nie jest spokojna dzielnica. Inspektor, podejrzliwy człowiek przerwał im, rzucając w ich stronę obelgi. Zwrócił się do Siwca i medyka:
- Wy dwaj! Gadać, co tu zaszło! Prawda zagwarantuje wam bezpieczeństwo.
Siwiec stał przed z pozoru prostym wyborem. Otóż mógł wydać inspektorowi tych ludzi, lub chronić ich, co było dla niego niebezpieczne i niezgodne z jego przekonaniami. Z niewiadomych, nawet dla siebie, powodów wybrał drugą opcje i milczał. Więc ozwał się medyk:
- Oh, witam, drogi inspektorze... Kiedyśmy się ostatnio widzieli... Chyba przypadkowo za miastem, ostatnim razem, kiedy akurat wracałeś z misji w innym mieście?
Z nieznanych dla łowcy przyczyn inspektor pobladł. Następnie znachor zapytał, z jakiego powodu inspektor tu przyszedł, udając że nie usłyszał, co ów mówił wcześniej. Siwiec wtenczas myślał nad tym, po co w ogóle medyk się w to mieszał. Równie dobrze mógł udawać tak, jak ludzie, którzy patrzyli na bójkę, że nie ma z tym nic wspólnego. Teraz rozmowa między inspektorem, a medykiem toczyła się tak samo, jak wtedy, gdy inspektor rozmawiał z gwardzistami. Łowca wtedy poczuł na sobie magię. Zaczął się dusić... Lecz zanim medalion zdążył go uratować, inspektor wyszedł, a magia ustała sama. Wtedy Siwiec zaczął unosić się w powietrzu. Zorientował się, że zaklęcie rzucił... ten medyk. On właśnie krzyknął wtedy:
- KIM TY, DO CHOLERY JASNEJ, JESTEŚ!? CHCIAŁEM SIĘ W SPOKOJU PIWA NAPIĆ, A TERAZ MAM NA GŁOWIE DRUŻYNĘ GWARDII KRÓLEWSKIEJ!
Medalion, zdejmując zaklęcie, rzucił łowcę na ziemię, ale on wytrzymał ten upadek bez przewrócenia się, bez jakiegokolwiek zachwiania. Siwiec zrzucił kaptur. Twarz jego, budząca normalnie strach, teraz była przerażająca. Wyjął miecz i kroczył w stronę maga krzycząc:
-Ty... Jesteś heretykiem! Poddaj się, a zapewnię ci szybką śmierć!
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

Wydarzenia wokół Escrim z każdą chwilą sprawiały wrażenie coraz to bardziej abstrakcyjnych, zdaniem gwardzistki zdecydowanie przerastając to, co można nazwać zbiegiem okoliczności. Zwykły medyk, z sympatyczną twarzą, ktoś, kogo niby się zna, ale w rzeczywistości niezauważany w gronie liczących się osobistości Arturonu, nagle okazuje się ważna personą, zdolną nie tylko do używania magii, ale również do rozsyłania po kątach tak znaczące postacie jak inspektor Devior. Na domiar złego, gotowy wziąć się za łby z mężczyzną o twarzy zabójcy, zdolnym samemu położyć oddział gwardii, a przy tym z urazem do wszelkiej maści istot pałających się czarami. Co więcej, tym razem nie chodziło o zwyczajowe danie sobie w mordę, a o walkę na śmierć i życie. Wszystko wskazywało na to, że w owym sporze to La Tranche będzie musiała być głosem rozsądku.
- Powariowaliście! Opanujcie się! – krzyknęła Escrim. Gwardzistka usiłowała zaakcentować swoje słowa poprzez gwałtowne podniesienie się z zajmowanego miejsca, jednak gest ten skutecznie uniemożliwił Peu ciągnący ją za rękawy i nogawki. Z miną sugerująca „nie przeszkadzaj mi teraz” spojrzała w kierunku swojego podopiecznego, który niezdarnie usiłował wydostać się spod stołu. Na twarzy Frissona malowało się przerażenie pomieszane z determinacją. Młodzieniec za wszelką cenę usiłował dojść do słowa, jednak blokowały go własne lęki i La Tranchte, usiłująca wepchnąć gwardzistę z powrotem pod obrus.
Escrim nie miała czasu zajmować się problemami Peu. Musiała coś zrobić, by zapobiec eskalacji konfliktu, a jednocześnie uświadomiła sobie, że jeśli właściwie rozegra najbliższe minuty, to być może planowana przez nią intryga zacznie nabierać właściwych kształtów.
- Hrabia i jego kundle wciąż są w pobliżu, a w Arturonie nie brakuje donosicieli. Jeśli koniecznie musicie się pozabijać, to zróbcie to za murami miasta! – zaczęła gwardzistka, mając nadzieję, że tymi słowami przynajmniej na chwilę przykuje uwagę krewkich mężczyzn.
- Poza tym, ty… - Escrim wskazała na Gavina – oczywiście doceniamy i jesteśmy wdzięczni za okazaną pomoc, jednak jeśli tak bardzo zależało ci na spokoju, to trzeba było się nie wtrącać. Sam jesteś sobie winien, jako że sprawa z początku w ogóle cię nie dotyczyła. A po tym, co tu zaszło, mam nadzieję, że sypiasz z otwartymi oczyma. Nie wiem, jakie układy łączą cię z inspektorem, za to doskonalę zdaję sobie sprawę, że nie jesteś jedynym zielarzem w mieście, a hrabia dość szybko znajdzie takiego, który nie będzie mu podskakiwał, groził i wykorzystywał przeciw niemu posiadanych informacji. Oczywiście zrobi to w taki sposób, by nikt nie mógł powiązać go z ewentualną tragedią – przerwała La Tranchte. Jej plan miał jeden słaby punkt. Escrim musiała założyć, iż wpływy medyka nie były aż tak potężne i ewentualna groźba z strony Deviora zrobi na nim wrażenie. – Ale gdybyś był zainteresowany, to jest okazja, by w łatwy sposób zyskać sobie życzliwość i protekcję członka rodziny królewskiej – akończyła gwardzistka swoją ofertę.
- Jeśli zaś chodzi o ciebie … - zwróciła się do Siwca, układając w myślach właściwy dobór słów, gdy nieoczekiwanie przeszkodził jej Peu.
- To on! Człowiek, o którym wspominał komendant! Poznaję po medalionie – drżącym głosem bełkotał Frisson.
- Zamknij się Peu! Przeszkadzasz tylko.
- Mówię ci, że to on! - nie dawał za wygraną chłopak. – Dlatego... no właśnie, dlatego stało się … znaczy się … nieważne. Błagam cię, powiedz, że znasz komandora Melgara i wiesz wszystko o gildii, liście do Firiona, kłopotach straży oraz czekających nas próbach i prośbie o pomoc?
Escrim nie wytrzymała. Chwyciła Peu za szyję i z złością przycisnęła jego twarz do blatu.
- Barani łbie! Jeśli już bawisz się w przesłuchania, to chociaż mógłbyś dopuścić do głosu podejrzanego, zamiast samemu udzielać odpowiedzi – wrzasnęła.
- Kimkolwiek jesteś nieznajomy, dobrałeś się do niewłaściwego maga – wtrącił się Rainie. – Ten, z którym powinieneś się zmierzyć, grasuje w pałacowych murach.
Awatar użytkownika
Siwiec
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siwiec »

Mag nie miał zamiaru się poddać. Łowca był na to przygotowany. Lada moment miała zacząć się walka. Pani kapitan próbowała ją powstrzymać krzycząc:
- Powariowaliście! Opanujcie się!
Obaj popatrzyli na nią. "Kim ona jest, żeby przerywać mi pracę?" - myślał Siwiec. Czarownik także niewiele robił sobie z tych słów. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy gwardzistka przedstawiła mu coś w rodzaju oferty. Dopiero wtedy zwróciła się do łowcy, ale przerwał jej młody gwardzista:
- To on! Człowiek, o którym wspominał komendant! Poznaję po medalionie.
Czyżby go znali? Nie, był tu pierwszy raz, to niemożliwe. Znali medalion... Może członkowie Gildii byli tu poszukiwani, a magia dozwolona... Czy legendy o wybrzeżu cienia były prawdziwe? Pani kapitan jednak nie zwracała na niego uwagi. Ale kolejne słowa Peu wstrząsnęły Siwcem. Wiedzieli, czym jest gildia... Dostali jakiś list od... Firiona. Czy to możliwe, że jego były mentor przed śmiercią miał jeszcze niewykonane zlecenie? Przecież mówił, że wyrównał wszystkie rachunki. Może zapomniał... nie, to do niego niepodobne. Łowca szybko odrzucił tę myśl. A może... Wybrał to zlecenie specjalnie dla "dziecka znalezionego wśród gruzów"? Siwiec spojrzał na wszystkich po kolei. Jeden z szermierzy mówił o innym magu. "Łowca nie najemnik - walczy z każdym wrogiem" - pomyślał Siwiec. Popatrzył na guślarza, ale było już za późno. Zebrał wystarczająco dużo energii i wygenerował wokół siebie błyszczącą otoczkę, przez którą broń łowców się nie przebije. Siwiec zorientował się, że gwardziści czekają na jego odpowiedź.
- Firion nie żyje. Zlecenie nie jest aktualne... ale mógłbym je rozpatrzyć. Tylko, co zrobimy z nim? - Chciał popatrzeć na maga, ale nie było go tu.
- Zaraza, niewidzialność albo teleportacja. No dobrze, pójdę z wami. Powiedzcie mi o tym "zleceniu".
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Mag w momencie, w którym podróżny spokojnie upadł na ziemię, zrozumiał, że ma do czynienia z kimś na kształt Inkwizytora. Dalszy rozwój wypadków i wymiana zdań między gwardią a nim utwierdziła go w tym przekonaniu. W walce wręcz nie miałby żadnych szans, dlatego skarcił się w duchu za wybuch gniewu. Poza tym, wiedział również, że nadużył nieco cierpliwości hrabii. Po wykonaniu reszty zamówienia musi odejść z miasta. Nie zagrażała mu utrata życia, zabijanie go byłoby bezcelowe. Inspektor wiedział, że Gavin jest na tyle inteligentny, że nie powtórzy więcej tej sztuczki. Jednak groźba Escrim wisiała nad nim. Zadecydował, że nad jej propozycją zastanowi się lepiej w późniejszym czasie. Skłonił się więc w jej stronę i próbował przeanalizować bieżącą sytuację. Podrapał po zarośniętej brodzie i omiótł badawczym wzrokiem karczmę. Wiedział, że postąpił nierozważnie. Dlatego teraz chciał naprawić swoją sytuację. Bójka z inkwizytorem odpada. Co do gwardii, to najlepszy pomysł, żeby w tym momencie uzyskać sobie ich przychylność. Może za to zadanie otrzyma dobrą sumę pieniędzy. Kupi sobie nowy płaszcz.
Postanowił więc wrócić do swoich obowiązków. W chwili, w której młody szermierz oprzytomniał i zaczął dyskusję z inkwizytorem, mag założył kaptur, uniósł siebie i nieprzytomnego Dorlanda i wyleciał z karczmy. Ułożył go za karczmą i usiadł przy nim, zajmując się jego ciałem.
Podczas wyjmowania z torby potrzebnych maści i opatrunków, zastanawiał się, co za propozycję może mieć dla niego kapitan straży.
- Może moja bezmyślność jednak się na coś przyda... - mruknął sam do siebie. - Już zaczęło mi się tu nudzić.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

- Stój! Nie wolno ci! Nie możesz ot tak.... - Escrim nie zdążyła zareagować na działania maga, a próba zatrzymania go przy stole zakończyła się niezgrabnym fikołkiem i pochwyceniem powietrza z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał medyk.
- No do licha, co to na wszystkie sztychy i pchnięcia ma znaczyć? Kto widział porywać gwardzistę na służbie? - irytowała się La Tranche. - Nasze prawo nawet nie przewiduje tego typu wykroczeń.
- Myślę, że gdzieś tam znajdziesz odpowiednie zapiski. Może gdzieś obok zakazu latania nad miastem - zaśmiał się Rainie, wstając od stołu. - Ale spokojna głowa pani kapitan, znajdę go i odzyskam Dorlanda. Bardziej przydam się tam, niż przy obecnej rozmowie. Do zobaczenia, nieznajomy. - Szermierz skłonił się przed Siwcem. - Wiedz, że nie żywię urazy za to, co się tu stało. Jako gwardziści potrafimy przyznać się do błędów i docenić kunszt swojego przeciwnika. A pewne sprawy będziemy mogli rozstrzygnąć w innym terminie.
Escrim przez chwilę wpatrywała się w odchodzącego towarzysza. Czuła się niezręcznie i głupio. Propozycja mężczyzny w kapturze oraz wyczekująca, pełna nadziei, entuzjazmu i fascynacji twarz Peu wprawiała gwardzistkę w zakłopotanie. Dziewczyna nie podejrzewała, że tak szybko stanie się ofiarą własnej ambicji i ignorancji. Komandor straży królewskiej, Melgar La Tranche, przebywał obecnie z misją dyplomatyczną poza Arturonem, a swoje główne obowiązki przydzielił podległym mu kapitanom. Była to jedna z tych sytuacji, które pozwalały stwierdzić, który z dowódców cieszy się należytym uznaniem swojego przełożonego. Im wyższa waga powierzonego zadania, tym pewniejsze świadectwo opinii, jaką cieszy się ten, którego obarczono dodatkowymi obowiązkami. Tymczasem Escrim, mimo iż była siostrzenicą Melgara, nie dostała nic, co można było w jej mniemaniu uznać za ważną i odpowiedzialną misję. Polecono jej wypatrywać członka jakiejś gildii i w przypadku jego ewentualnego przybycia, wtajemniczyć gościa w różne istotne rzeczy. Właśnie dlatego w jej oddziale służył ktoś taki, jak Peu i właśnie dlatego ona sama nie chciała słuchać tego, co mówił do niej dowódca. Awanturowała się, iż dostaje oderwane od rzeczywistości zadanie tylko po to, by Melgar miał czyste sumienie przed rodziną. Może gdyby wówczas skupiła się na tym, co ma zrobić, w obecnej sytuacji wiedziałaby, co należy powiedzieć.
Peu z całą pewnością to wiedział i niecierpliwie wyczekiwał na właściwe słowa swojej kapitan. Nawet nieznajomy sprawiał wrażenie, iż wie więcej o całej sytuacji, niż ona.
- Mógłby chociaż zapłacić za to, co wypił - rzekła gwardzistka, spoglądając w kierunku, w którym odleciał Gavin.
Dalsza gra na zwłokę nie miała sensu. Najchętniej Escrim powiedziałaby do nieznajomego, by ten zjawił się w jej kwaterze za kilka dni, gdy wróci komandor, ale wówczas najpewniej zakapturzony zabijaka wyniósłby się z miasta, Peu wypaplałby wszystko, a ona stanęła przed koniecznością składania kłopotliwych wyjaśnień. Jeśli była jedna rzecz, którą na pewno kojarzyła, to fakt, iż musi tego człowieka zatrzymać przy sobie. Nawet jeśli konsekwencją tego będzie włączenie go do jej prywatnej intrygi.
- No dobrze. To co mamy sobie do powiedzenia, na pewno nie jest czymś, o czym można rozmawiać w byle karczmie - zaczęła Escrim, spoglądając w stronę Peu. Z jego miny odczytała, iż póki co udało jej się trafić w sedno sprawy. Postanowiła czym prędzej przesłuchać chłopaka i wycisnąć z niego wszystkie posiadane informację. - Proponuję udać się do strażnicy. Mamy tam kwatery dla gości. Jestem Escrim La Tranchte, kapitan królewskiej straży - przedstawiła się nieznajomemu. - A to jest Peu Fabrin, jeden z moich gwardzistów.
Dokonawszy prezentacji dziewczyna poprowadziła całą trójkę w stronę kwater strażników, układając po drodze stosowny plan. Ugości członka nieznanej sobie gildii, zaproponuje mu, iż o szczegółach zlecenia porozmawiają rano, a w nocy podda Peu przesłuchaniu, tak aby sama była gotowa do czekającej ją rozmowy.
Radość Escrim z opracowanej strategii szybko rozwiała się na widok zamieszania, jakie panowała przed strażnicą. Wokół budynku zgromadziło się pięciu gwardzistów, jak błyskawicznie oceniła kapitan tych, którzy o tej porze powinni być w środku.
- Co to ma być?! Urządzacie tu sobie schadzki zamiast brać się do pracy? - wykrzyknęła Escrim.
- Wyrzuciła nas - odpowiedział chudy oficer odpowiedzialny za urzędowe dokumenty. - Wrzeszczała, biadoliła, wymachiwała miotłą i kazała się wynosić - wytłumaczył podwładny, a widząc zdziwienie na twarzy La Tranchte, szybko dodał - Pani Cadwes.
- Gosposia? Całą piątkę? - Wprawdzie pani Cadwes była tęgą i potężnie zbudowaną kobietą, raz za razem wrzeszcząca na niechlujstwo gwardzistów, jednak jak do tej pory nigdy nie wtrącała się bezpośrednio do ich pracy.
- Ona tam cała zalewa się łzami. Chyba stało się coś naprawdę ważnego.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Gavin umiejętnie zajmował się nieprzytomnym Dorlandem. Ocknął się jakiś czas po tym, jak gwardziści wyszli z karczmy i skierowali się w stronę strażnicy (podsłuchał ich rozmowę w karczmie). Gwardzista jęknął i złapał się za głowę, równocześnie próbując wstać.
- Aaaah, co do...
- Tylko spokojnie - alchemik powiedział to stanowczo, pomógł mu wstać do pozycji siedzącej i wsmarował mu w szyję lepką i zimną maść.
- Bleh, co to?..
- Zaraz ci przejdzie. Nie ruszaj się chwilę.
Zapewne gwardzista szamotałby się, nie chcąc poddawać się woli maga; jednak był bardzo obolały, a opieka czarodzieja uśmierzała ten ból.
- Akurat podczas waszej bijatyki pojawił się hrabia Devis. Odesłałem go stamtąd, a twoja kapitan jeszcze mnie nim postraszyła. Co za ironia, prawda?
Gavin mówił bardzo szybko, nie chcąc dopuścić Dorlanda do głosu. W tym czasie mieszał zioła i inne składniki w moździerzu (co za człowiek, kto to widział, żeby nosić w torbie moździerz?!) i ostrożnie tworzył opatrunki na ciele szermierza. Oczywiście, po tej bójce wcale nie był tak poharatany, żeby zajmować się nim w ten sposób. Jednak na jego ciele znajdowały się ślady innych bitek, w których widocznie brał udział.
- Nie wysypiasz się, co? I masz za wysokie ciśnienie. Uważaj na mięso, bo ci cholesterol skacze.
Mag szybko i zręcznie doprowadził Dorlanda do porządku.
- Reszta twoich towarzyszy poszła w stronę strażnicy. Dołącz do nich.
Kiedy Dorland wstał, Gavin jeszcze szybko rozmasował mu szyję tak, że kości mu strzyknęły. A później tak samo kręgosłup.
-Aaach, nigdy nie czułem się tak luźno... - Szermierz poruszał głową i ramionami czując lekkość.
- Nie ma sprawy. I jeszcze jedno. - Mag spojrzał gwardziście prosto w oczy. - Rozumiem, że twoja kapitan chce mieć posłuch i szacunek. Ale niech mnie nie straszy. To bezcelowe. Wspomniała też o jakimś zleceniu. Jeśli będziecie mnie potrzebować, a być może tak będzie, ja dzisiaj nocuję w tej gospodzie. Na imię mi Gavin.
Te ostatnie zdania, w odróżnieniu do poprzednich, powiedział bardzo poważnie i powoli. Później oddalił się w stronę karczmy, zapłacił za piwo, zamówił następne i wrócił do swojego stolika, realizując zamówienia.
Awatar użytkownika
Siwiec
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Siwiec »

Siwiec czekał na odpowiedź, ale miast tego gwardziści żartowali między sobą. Łowca zaczął się irytować. Dał jednak potencjalnym zleceniodawcom czas, bo sakiewka była pusta i mogła się napełnić dzięki nim. Jeden z nich wyszedł z gospody. Czekał dalej, a oni dalej grali na czas. Gdy już miał usłyszeć odpowiedź, usłyszał tylko:
-No dobrze. To co mamy sobie do powiedzenia, na pewno nie jest czymś, o czym można rozmawiać w byle karczmie.
Siwiec rozejrzał się. "Byle karczma? Nie jest taka zła." Gwardzistka powiedziała, by udać się do strażnicy. Następnie przedstawiła siebie i jej młodego towarzysza.
-Siwiec zwany także inkwizytorem. - odpowiedział skłaniając się, jak należało przed damą. Uścisnął dłoń Pou i poszedł wraz z nimi pod strażnicę. Przed drzwiami stała piątka innych członków gwardii.
-Wyrzuciła nas. - słowa jednego z nich wytrąciły łowcę z zamyślenia. Okazało się że gospodyni gwardzistów wyrzuciła ich z wieży i że zalewa się w niej łzami. Siwiec popatrzył na gwardzistów niemal kpiąco. Pozbywszy się uśmiechu z twarzy zbliżył się do nich pare kroków i powiedział:
-I co, będziecie tu stać? Wejdźmy tam. Mam z waszą panią kapitan sprawę, która nie cierpi zwłoki.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

Propozycja Siwca wywołała konsternację na twarzach całej piątki gwardzistów. W swoim rozumowaniu byli miejskimi urzędnikami, a władza nie płaciła im aż tak dużo, by narażali swe życie w starciu z tak niebezpiecznymi istotami, jak smoki czy roztrzęsione emocjonalnie kobiety. Cała gromada wyczekująco wpatrywała się w Escrim. Funkcja kapitana wiązała się nie tylko z przywilejami ale również z całą rzeszą mniej przyjemnych obowiązków. Poza tym, to La Tranchte była odpowiedzialna za strażnicę i jej rolą było odzyskać posterunek.
- Nienawidzę was za to – syknęła kapitan w kierunku swoich podwładnych, po czym ciągnąc za sobą Peu, ten ostatni akurat w kwestii ewentualnego uczestniczenia w akcji nie miał nic do powiedzenia, ruszyła w kierunku wejścia.
- Pani Cadwes! To ja! Escrim! Jest pani tam? Przyszłam porozmawiać. Cokolwiek pani zamierza, radzę wstrzymać się na chwilę i przemyśleć swoje postępowanie – zapowiedziała La Tranchte, po czym szarpiąc za klamkę, weszła do budynku. Gwardzistka podejrzewała, że widok, jaki zastanie w środku, najprawdopodobniej nie przypadnie jej do gustu, jednak w najgorszych wyobrażeniach nie spodziewała się ujrzeć takiej pożogi. Niegdyś zadbane wnętrze obecnie przypominało pomieszczenie, przez które przeszło niewielkie tornado. Wszystkie sprzęty walał się bezładnie, a między nimi klęczała pulchna kobieta, trzymająca w ręku łopatę, worek i piłę do cięcia drewna.
- Co to ma być? Galopowało tędy stado dzikich koni? Pani Cadwes?
- Zabiłam ją! – Z mokrymi od łez oczyma kobieta spojrzała w stronę gości. – Nie mam pojęcia, jak to się stało. Przecież nie mogłam wiedzieć, że ona tu przyjdzie! Nie powinna tu przychodzić. A ja… ja… wzięłam ją za złodzieja… i… – głos szlochającej kobiety zaczął się łamać – Cooo ja naaarobiłaam?
- O kim pani mówi? – spytała Escrim. Gwardzistka wolała nie dopytywać się, na co Cadwes był trzymany w ręku worek i wielka piła. Mogła tylko dziękować opatrzności że zjawili się tu w samą porę.
- W twojej kwaterze – odpowiedziała kobieta.
- Ale kto?!
- Księżniczka… - Kolejny potok łez odebrał gosposi mowę, a Escrim musiała włożyć wiele wysiłku, by nie zakląć na głos.
- Złodziej? W królewskiej strażnicy? Co za imbecyl miałby się tu włamywać? A nie przyszło pani do głowy, że w budynku pełnym gwardzistów nie ma potrzeby odgrywać przeklętej bohaterki? – Reprymenda Ecrim przyniosła ten skutek, że pani Cadwes zaczęła biadolić jeszcze głośniej.
- Nie stój tak, Peu. Rusz dupsko i przyprowadź tu tego medyka z gospody. I pozbądź się reszty nim sprawa się rozniesie! – Zaczęła działać La Tranchte.
- Ale… ale co mam im powiedzieć?
- Cokolwiek, powiedz, że nasza gosposia rozpacza po nieudanym romansie.
- Romansie? Pani Cadwes? – Z niedowierzaniem młodzieniec wpatrywał się w przysadzistą sylwetkę kobiety.
- Właśnie dlatego mówię, że nieudanym – pogoniła go Escrim. Peu ruszył w stronę wyjścia, gdzie od razu zderzył się z wchodzącym do strażnicy Dorlandem. Gwardzistka westchnęła ciężko. Przynajmniej w dwójkę nie powinni mieć problemów z odnalezieniem i ściągnięciem tu medyka.
- Ale się narobiło – powiedziała do Siwca, gdy dwójka mężczyzn opuściła pomieszczenie. „Przeklęta, zakłamana, wrzeszcząca, dwulicowa żmija miała czekać w swojej komnacie, a nie szwendać się po mieście” dodała w myślach gwardzistka. – Ona nie może tu zostać. Znaczy się, mówię o księżniczce. Ma dość wybuchowy charakter. Jak się ocknie, wszyscy będziemy mieli przesrane, a jedyną randką, jaką będzie miała pani Cadwes, będzie spotkanie z katem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości