Arturon[Arturon] W poszukiwaniu składników

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

[Arturon] W poszukiwaniu składników

Post autor: Alinsa »

        Alinsa siedziała na swoim czarnym, bogato zdobionym tronie, wachlowana przez służące. Obydwie były pokusami i wiedziały, że za najmniejsze nieposłuszeństwo zapłacą ich bliscy. Czuła drżenie ich dłoni, kiedy podawały jej pucharek wina. Dostrzegała niepewny wzrok skierowany w podłogę, chyba, że poleciła inaczej. Oraz usta. Spieczone usta, które, ułożone odpowiednio, trwały w sztucznym uśmiechu. Tak, służące się bały, zarówno o krewnych, jak i o siebie.
- I słusznie – posłała uśmiech do swoich ponurych myśli. Wampirzyca lubiła od czasu do czasu zmienić służbę. Kiedy uznawała, iż któraś z dziewcząt za mało się stara, albo po prostu ją nudzi, starała się wymyślić coś rozkosznie ekscytującego i równie wrednego. A potem dbała, żeby ową karę widziały pozostałe. Nic tak wpływało na służbę, jak strach, a Alinsa lubiła, żeby się jej bano.

        Miała przeszło 58 lat, była młoda z racji swej krwiożerczej i elfiej długowieczności, jednak piekielny klimat działał na jej urodę negatywnie. Nie wiedziała dlaczego. Drobne zabiegi kosmetyczne oraz magia pozwoliły jej zachować piękno młodej kobiety. Jej oczy świeciły blaskiem, który potrafił rozpalić w mężczyźnie żądzę. Jednak swą urodą, wampirzyca nie mogła konkurować z pokusami. Dlatego też czuła się najbrzydszą kobietą w całym swoim piekielnym pałacu. Całą służbę dworu stanowiły pokusy, było tylko dziewięciu Łowców Dusz, jej osobista gwardia. Zazdrość pożerała wampirzycę. Przeczesując księgi alchemiczne, natrafiła na przepis wywaru, który mógłby raz na zawsze skończyć jej problemy. Przekazała władzę w ręce swej rady i jeszcze tej samej nocy udała się do Alaranii. Piekielna twierdza miała w sobie monolit teleportacyjny, który jeszcze nie został wypróbowany przez dziewczynę.

***


        Nocne niebo zachodziło ciemnymi, gęstymi chmurami. Blask księżyca z trudem przebijał się przez mroczną zasłonę, która oplatała go, chcąc przejąć panowanie na niebie. W powietrzu czuć było wilgoć zapowiadającą, wraz z gromadzącymi się chmurami, nadejście burzy. Trawy uginały się coraz niżej pod wpływem wzmagającego się, nieprzejednanego wiatru. Przyroda przygotowywała się na nadejście gwałtowności, w napięciu oczekując tego, co było nieuniknione.
        Podróż do najłatwiejszych nie należała. Była długa i to stanowiło największy problem. Była także dość monotonna, nie licząc momentu, gdy się teleportowała. Miesiące spędzone w pałacu poddały wampirzyce ogromnemu rozleniwieniu. Postanowiła jednak podróżować sama. Zastęp piekielnych z pewnością przyciągnąłby niebian lub inne kłopoty. Pierwszy raz od dłuższego czasu podróżowała sama. Postanowiła zatrzymać się na piaszczystej plaży, w okolicy sporego miasta. Kawałek drogi stąd był bujny las, w którym łatwo mogła przespać dzień i szkodliwe promienie słoneczne. Po długie, męczącej podróży wampirzyca posadziła swój tyłek na piasku. Miała już dość tej krainy. Swego ojczystego domu. Chciała jak najszybciej wrócić do piekła, ale do zdobycia było tylko kilka egzotycznych składników. Miała nadzieję, że zdoła nabyć owe odczynniki w mieście.
W swej twierdzy miała do dyspozycji cały przybytek kąpielowy. Łaźnie gorącej wody, kazała nawet wykonać diabłom wannę, którą wypełniano krwią. Perspektywa zimnej wody nie wydawała się jej przyjemna. Zbyt mocno przywykła do luksusu w ciągu ostatnich miesięcy.
Ostatnio edytowane przez Alinsa 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Nie miała jak wrócić do domu. Próbowała wszystkiego, po prostu wszystkiego! Niestety... zbiornik wodny, przy którym ją wyrzucono nie miał połączenia z tym, gdzie znajdowała się Wyspa Syren. Nie mogła więc przepłynąć, co wydawało się najprostszym rozwiązaniem. Pech jednak chciał, że Jadeitowe Wybrzeże znajdowało się po drugiej stronie Alaranii. Nie było tu jej rodziny, przyjaciół... została sama, nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Kiedy ostatnio wyszła na powierzchnię, rolę opiekuna syreny pełnił w pewnym sensie Puchacz. Działał jej na nerwy, często przesadzał, ale pilnował jej. Teraz musiała sama o siebie zadbać - mogła liczyć tylko na siebie.
        - Dlaczego to spotyka właśnie mnie? Dlaczego? - pytała siebie, kiedy to siedziała na na pomoście. Zmatowiałymi oczami lustrowała swoje odbicie w tafli morza. Minęło tyle czasu... - PIEPRZĘ TO WSZYSTKO! - wrzasnęła i zniknęła w morskiej głębi.

        Kolejny wieczór. Bawiła się naszyjnikiem z muszelek, który dostała podczas ostatniej wyprawy od dziewczynki o imieniu Shy. Gdyby ją teraz spotkała, wszystko mogłoby się ułożyć. Wtedy przecież dostała od niej bukłak magicznej wody, dzięki której mogła przebywać na powierzchni dłużej niż te przeklęte dwanaście godzin. Przecież, mając tą zaczarowaną ciecz, powrót do domu byłby taki prosty! Niestety, życie to nie bajka i tacy jak ona zawsze mają pod górkę.
        Westchnęła ciężko i zeszła z pomostu. Od kilku dni jadła tylko owoce. Musiała zjeść coś porządnego, w sumie... w sumie to napiłaby się też dobrej herbaty eksportowanej z Szepczącego Lasu. Tak, Elfy doskonale się znają na mieszaninie ziół, które mogą uspokoić zszargane nerwy. Ruszyła więc w stronę najbliższego miasta.

        Arturon, to tutaj trafiła - przynajmniej tak sądził jeden z mieszkańców. Kathleen nie miała jednak powodów, aby mu nie wierzyć, no bo jaki miałby interes w okłamywaniu jej? To tylko nazwa miasta, żaden sekret na arenę międzyrasową. Rozglądała się dookoła,podziwiając piękno nowego miejsca. Do tej pory widziała tylko Fargoth i wsie w pobliżu Jadeitowego Wybrzeża. Mogłaby pozwiedzać, przecież miała teraz tyle czasu, w sumie to nawet całą wieczność.
        - Utknęłam tu do usranej śmierci! - wrzasnęła zirytowana. Ta sytuacja była popieprzona. Znowu ona. Znowu.
        Ubrana w zieloną sukienkę weszła do pobliskiej karczmy. Otuliła się jeszcze czarną peleryną i zarzuciła na głowę kaptur. Nie chciała się rzucać w oczy, a jej ogniste włosy przykuwały uwagę wszystkich. Gdy podchodziła do baru, uderzyła nogą o jeden ze stołów, przewracając kości grających tam pijaków. Nie obeszło się bez komentarzy poszkodowanych.
        - Zagramy Panienko? Może o Twoje ubrania? - zawołał jeden z nich i złapał Kathleen za nadgarstek.
        "No nie... znowu to samo? Historia kołem się toczy", jęknęła w myślach zrozpaczona, jednak nie mogła pozwolić, aby coś jej się stało. Tym razem nikt jej przecież nie pomoże. Szybko rozejrzała się po karczmie - nie było Puchacza. Zacisnęła więc wolną dłoń w pięść i uderzyła nią napastnika. Nie był to mocny cios, ale wystarczył na uwolnienie się i zdezorientowanie przeciwnika i pozostałych bywalców. Ponownie naciągnęła kaptur na głowę i wybiegła z budynki, uciekając gdzieś w głąb miasta.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

        Wampirzyca podniosła się i otrzepała z piachu. Do miasta pozostał jeszcze tylko kawałek, bez problemu powinna się wyrobić z czasem, aby znaleźć nocleg przed świtem. Porzuciła pomysł kąpieli w morzu. Perspektywa balii z gorącą wodą była znacznie bardziej przekonywująca. Przyśpieszyła tempo i w przeciągu niespełna godziny znalazła się w Arturonie. Zdążyła idealnie, przed zamknięciem głównej bramy. Nieumarła dyskretnie rzuciła na siebie iluzje, aby nie wyróżniać się z tłumu. Przykrył ją ciemny płaszcz, wraz z kapturem.

"To miasto to syf, idealnie". Taka była jej pierwsza myśl po przybyciu do metropolii. Rzeczywiście było ono doskonałym miejscem na zniknięcie z oczu paru osobom i poukładanie wszystkiego od początku. Wampirzyca oglądała budynki tego miejsca. Brakowało jej trochę piekielnej architektury. Było już dość późno i uliczki pustoszały. Ruszyła prosto przed siebie. Nie patrzyła na żadne kierunkowskazy. Szukała jedynie najbliższego szyldu, aby znaleźć się w karczmie. Kolejny dzień bezproduktywnej podróży nużył jej się i dłużył, ale na szczęście dotarła do miasta.

         Wszelkie sklepy, stragany były już zamknięte. Ostatnie targowiska również opustoszały. Nieumarła musiała szybko znaleźć dach nad głową, aby przeczekać dzień i wraz z zachodem słońca udać się na targ. Po kilkuminutowym spacerze, ujrzała wreszcie szyld karczmy.
Pełnym gracji krokiem skierowała się w stronę głównych drzwi. Niespodziewanie jakaś zakapturzona postać wybiegła gwałtownie z budynku. Nie było niemal czasu na reakcje, wampirzyca odskoczyła pośpiesznie w bok, ale jej mobilność była ograniczona ze względu na zbroję, którą miała na sobie. Zderzenie wytrąciło Alinsę z równowagi i również przerwało iluzję nieumarłej. Poturbowana dziewczyna zaklęła głośno za tajemniczą postacią, która pomknęła wgłąb miasta.

        Wampirzyca ujrzała, że na złotym karwaszu zbroi znajdowała się niewielka ilość krwi. Pędząca dziewczyna musiała najwyraźniej przeciąć sobie lekko skórę, ocierając się o element zbroi. Krwiopijczyni oblizała karwasz, czyszcząc go z posoki. Smak krwi był czymś niezwykłym. Nie ulegało wątpliwości, że biegnąca istota nie była ludzka. Ale czym była? Wampirzyca zerwała się w sprint, aby ruszyć za zakapturzoną.

        Złoty pancerz brzęczał i zwracał uwagę podczas biegu. Gestem dłoni ponownie narzuciła na siebie iluzję, aby się zamaskować. W dodatku zwolniła tempo. Bieg w zbroi był dla niej męczący. Nie miała szans na dogonienie kobiety. Dlatego zaczęła się przemieszczać szybkim krokiem. Nie chciała zwrócić na siebie uwagi. Śledziła zakapturzoną dziewczynę. Starała się utrzymać z nią dystans, aby nie zgubić jej z oczu.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Wpadła na kogoś. Znowu. Była jednak tak wystraszona, że zdobyła się jedynie na pośpieszne, ale i głośne "przepraszam", a następnie pobiegła, ile sił miała w nogach gdzieś przed siebie. Jako drogę nie wybrała piachu tylko trawę. Wieczorna rosa tworzyła przed nią niewidzialny dywan, po którym z gracją stąpała. Mogłoby się wydawać, że syrena tańczy, każdy jej krok był przemyślany, jakby miała na to wystarczająco dużo czasu, a nie jedynie chciała jak najszybciej oddalić się od karczmy.

        Znalazła się w czymś na wzór lasu, był on jednak znacznie mniejszy. Taki ciemny, pusty... głuchy... Usiadła pod płaczącą wierzbą i starała się po prostu uspokoić oddech. To nie było normalne. No bo dlaczego wszystkie nieszczęścia przytrafiały się właśnie jej? Mogła zostać w domu, nie wychodzić nigdzie na miasto. Nie spotkałaby wtedy Upadłego w masce, a co za tym idzie, nie wyruszyłaby z nim na wyprawę, na której z kolei poznałaby Lodowego. Tak, teraz musiała się nad sobą użalać - to był odpowiedni moment. Idioci. Wszędzie idioci.
        Położyła dłonie na głowie i zacisnęła je na włosach. Wtedy też wydała z siebie głuchy pisk.
        - GHAA! - Głuchy i donośny, tak. Chyba jeszcze nigdy nie była tak rozbita. Do tego strasznie burczało jej w brzuchu. - Jeść... - westchnęła ciężko.
        Nagle poczuła jak coś spływała po jej czole, policzku, a następnie kapało na pelerynę. Uniosła zdziwiona głowę, patrząc ślepo przed siebie. Ten zapach... oderwała szybko dłonie od głowy i wtedy uświadomiła sobie przerażającą prawdę.
        - T-to... to krreew...w...? - wyjąkała, a jej źrenice automatycznie zaczęły się zwężać. Kiedy to się stało? Jakim cudem? Od razu zdjęła pelerynę i próbowała opatrzyć rękę, ale szkarłatna ciecz bez żadnych problemów przesiąkała materiał. "Nie, już, przestań lecieć!", krzyczała w myślach. Cała drżała. Cała... Dobrze, że siedziała, bo inaczej z pewnością by się przewróciła - nogi miała jak z waty.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

        Pogoń była naprawdę mecząca. Nieumarła była zmęczona podróżą, musiała dać z siebie wszystko, aby w swoim rynsztunku utrzymać tempo pędzącej osoby. Niemal kilka razy poślizgnęła się na wilgotnej trawie. Kilka razy straciła zakapturzoną postać z oczu. Jednak wtedy zrywała się, aby zmniejszyć dystans. Wampirzyca dostała nawet zadyszki. Musiała przerwać bieg, aby zrobić krótką przerwę.

        Dopiero po kilkuminutowy odpoczynku podjęła się wyzwania, aby kontynuować pościg. Mimo że zguba całkowicie uciekła jej z oczu. Ruszyła jednak w ty samy kierunku, w którym pobiegła zakapturzona postać. Słysząc pisk, przyśpieszyła i po chwili ujrzała ją - siedziała pod wierzbą. Wampirzyca cichym krokiem przybliżyła się do dziewczyny,
- Krew, gdzie? - zapytała, podchodząc do wierzby. Oczy jej zabłysły złowrogo. Krwiopijcze zmysły wyczuły woń posoki. Nieświadomie oblizała usta. Czując ten cudowny aromat zrobiła się głodna. Srebrny medalion aktywował się momentalnie, ukazując czarnego delfina. Alinsa nie zwróciła na to nawet najmniejszej uwagi.
- Uspokój się, kobieto. To tylko powierzchowna rana. Nie drzyj się, bo ktoś nas usłyszy. Za zakłócanie ciszy nocnej grozi grzywna. - Wampirzyca bezceremonialnie zaczęła wspinać się na drzewo i usiadła na gałęzi, która wydała jej się dostatecznie gruba, aby utrzymać jej ciężar. W międzyczasie udało jej się zidentyfikować rudowłosą. Nie ulegało wątpliwości, iż była naturianką. Charakterystyczny posmak krwi zdradzał wszystko. Jednak wampirzyca zbyt mało wiedziała o tej rasie, aby wysnuwać kolejne hipotezy i wnioski.

        Alinsa przeciągnęła się leniwie, układając się na gałęzi.
- Uważam, że powinnaś pójść do cyrulika. Na pewno będzie mieć bandaż, ale nie znam tego miasta, więc nie wskażę ci drogi. Chociaż widzę, że dość słabo się czujesz? W czymś ci pomóc? - Wampirzyca wypowiedziała te słowa lodowatym tonem.
- Nie za późna jest już pora na samotne błąkanie się po uliczkach miasta? - zadała kolejne, retoryczne pytanie. Nieumarła była ciekawa, kim była ta istota i co robiła w tym mieście.
- Hej, wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła trupa. - Wampirzyca wypowiedziała te słowa, chichocząc złośliwie. Miała ochotę na świeżą krew. Ciężko było oprzeć się tej żądzy.
Awatar użytkownika
Kormir
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kormir »

Zamrugał, wybudzając się po usłyszeniu pisku w oddali. Ograniczył się do rozejrzenia po okolicy samymi oczami, by nie zdradzić swojego stanu. Dookoła panowały nieprzebyte ciemności, a jedyny dźwięk, jaki teraz dobiegał jego uszu, był cichym oddechem jego wierzchowca, przywiązanego do drzewa obok. Wątpił, by było to powodem zaalarmowania mężczyzny; zbyt przyzwyczaił się do cichego rżenia.
Upewniwszy się co do swojego bezpieczeństwa, wstał energicznie, naciągając obolałe stawy. Głuche burczenie odezwało się z jego wnętrzności. Tak, od kilku dni jechał o samej wodzie, a i ją zbierając tylko na przydrożnych strumykach. Zastanawiał się, czy przy najbliższej okazji po prostu nie uszczuplić pola jakiegokolwiek wieśniaka o kilka sporych warzyw - i tak ma ich mnóstwo, sześć czy siedem nie zrobi różnicy.
Gdyby mógł, to w tym momencie zastrzygłby uszami, słysząc ponowny świst z oddali. Tym razem jednak potrafił określić jego kierunek. Pociągnięciem splotu uwolnił Morfeusza od drzewa. Koń zarzucił grzywą, dając znak, iż gotów jest do drogi. Kormir uśmiechnął się pod nosem. Zwierzę niezwykle przypadło mu do gustu, wykazując się niebywałą wytrzymałością i lojalnością.
Kilka minut później przemierzał w szybkim tempie zarośla, mając wzrok utkwiony w punkcie, z którego, jak mu się zdawało, dobiegał niepokojący pisk. Zdążył już przyzwyczaić się do myśli, że prawdopodobnie był to głos ludzki, a przynajmniej należący do istot humanoidalnych. Nie był pewien, czy chce się w to mieszać, gdyż doświadczenie nauczyło go, że lepiej trzymać się swoich interesów, a z pomocy innych korzystać tylko w ostateczności. Żołądek jednak głośno dał mu znać, że jest to ostateczność, nie zostało mu więc nic, jak przyspieszyć i zmierzyć się z nieznanym.
Zeskoczył z konia, nie odrywając spojrzenia od dwóch kobiet przed nim. Gdy przyglądał się pierwszej włos zjeżył mu się na głowie. Odczuwał podskórnie bardzo złą energię, wręcz tłukącą po twarzy, bijącą od nieznajomej ułożonej na gałęzi. Nie mógł dostrzec jej ubrania w tych ciemnościach, lecz wyostrzony wzrok pozwolił mu ocenić, iż musi ono składać się z metalu, gdyż bardzo słabo, ale wciąż, odbijało błyski, prawdopodobnie nielicznych gwiazd, które zdołały przebić się przez gęste listowie. I ten okrutny uśmiech na twarzy - zaczynał wątpić, by przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Ale, jak to miał w zwyczaju, nie skomentował nic na głos.
Zauważył długie i gęste włosy koloru szkarłatu, należące do drugiej dziewczyny. Przypomniała mu się pewna anegdota o rudowłosych kobietach, ale zatrzymał ją dla siebie. Bardziej zainteresował się tym, że najwidoczniej krwawiła.
Posyłając obu niepewne spojrzenie, otworzył torbę przy siodle i wyjął z niej rulon bandaży. Szybko nauczył się, że bywają one przydatne w większości sytuacji na szlaku. Postępując ostrożnymi krokami zbliżył się do rudowłosej, wyciągając w jej kierunku bandaże, nie tracąc jednak z oczu tej drugiej. Nie znał jej, owszem, lecz nie przeszkadzało mu to w nieobdarzaniu jej szczególnym zaufaniem. Po chwili namysłu po prostu położył opatrunki na trawie, po czym zrobił kilka solidnych kroków do tyłu.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        "Krawawię... do jasnej cholery, ja krwawię!", krzyczała w myślach, próbując powstrzymać krwotok już czymkolwiek. Smarowała nawet ranę błotem, nie biorąc pod uwagę faktu, że może dojść do zakażenia, a co za tym idzie, bardzo nieprzyjemnych konsekwencji w przyszłości. Kto wie... może nawet straci rękę? To jednak w tym momencie najmniej ją interesowało, nie myślała przecież racjonalnie. Nocne duchy, które potrafiły wyczuć strach ludzi i innych istot, z pewnością zadawały sobie jedno pytanie, a mianowicie "dlaczego ta dziewczyna nie straciła jeszcze przytomności?". Było to ciekawe, a zarazem dziwne. Zazwyczaj wystarczyło kilka kropel tej szkarłatnej cieczy, a ona już leżała nieprzytomna nawet kilka godzin.
        - Krew, gdzie? - Usłyszała nieznajomy, kobiecy głos mający źródło kilka metrów od wierzby. Od razu się wzdrygnęła i rozejrzała dookoła. Swymi niebieskimi oczami rozglądała się dookoła, aż w końcu jej wzrok utkwił na dziwnej postaci, która w tym momencie siedziała już na gałęzi tuż nad rudą główką syreny. To... to było dziwne. Nie widziała w ciemności jakoś bardzo dobrze - chyba, że były to głębie zbiornika wodnego - nie mogła więc ustalić jak ta postać wygląda, ale miała jej zarys. Na szczęście, medalion Kath udzielił jeszcze jednej ważnej informacji: ta kobieta była niebezpieczna i z pewnością jej intencje nie były dobre. Bała się? Ani trochę. Za dużo już przeżyła w ciągu ostatnich tygodni, aby teraz trząść się na widok czegoś, czego nawet dobrze nie mogła zobaczyć.
        - Trudno. Jeśli chcą mi wlepić grzywnę, to najpierw musieliby mnie złapać, a z tym zdecydowana większość ma kłopot. - Wzruszyła obojętnie swoimi drobnymi ramionami i ponownie skupiła się na próbie zatamowania krwotoku. Krew sączyła się delikatnym strumykiem, ale dlaczego było jej aż tyle? Czyżby uszkodziła poważniejszą żyłkę? No cóż, jak pech to pech, a ona ostatnio miała go paskudnie dużo. Zawsze robiła się blada na widok czegoś tak okropnego jak ten czerwony płyn, nic więc dziwnego, że właśnie wyglądała jak po zobaczeniu trupa. Nie, to z pewnością nie była reakcja na widok kobiety, niech sobie nawet nie schlebia.
        - Jestem dużą dziewczynką, ale to miło, że się pani tak o mnie martwi i tak, wszystko ze mną w porządku... chcę tylko, aby ta krew w końcu przestała lecieć. - Ostatnią część zdania wypowiedziała półszeptem. Naprawdę, teraz niczego innego nie pragnęła jak tego, aby mieć na nowo zdrową dłoń.

        Czyżby jej medalion się pomylił? A może po prostu ktoś tu jeszcze był? Ta kobieta nie wydawała się być tak niebezpieczna, jak podejrzewała. Syrena mogłaby nawet zaryzykować określeniem jej "milusińskiej". Ech, uśmiech sam cisnąłby się na usta, gdyby nie ta cholerna krew... "Cholerna krew? Chyba cholerna fobia", warknęła w myślach i w tym momencie ktoś położył niedaleko niej rulon bandażu, a następnie zaczął się oddalać. Syrena od razu zerwała się z miejsca i spojrzała na kolejną nieznajomą postać.
        - Kim jesteś?! Czego chcesz? - pytała, marszcząc czoło.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

        Wampirzyca siedziała na gałęzi tak, jakby nic ciekawego się nie działo. Od czasu do czasu spoglądała z góry na dość komiczne przedstawienie. Nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem widząc dziewczynę, tarzającą rany w błocie. "Marnotrawstwo pożywienia!" Ciężko jej było nie myśleć teraz o jedzeniu, kiedy głód zajrzał jej w oczy. Najchętniej zeskoczyłaby z drzewa, zatapiając kły w karku płaczącej ofiary. Ta była tak zajęta "opatrywaniem" ran, iż niemal nie zwróciła na nieumarłej swej uwagi.
- Trudno? Co może być ciężkiego w złapaniu rannej, majaczącej kobiety? Spokojnie, do wesela się zagoi. - Głos wampirzycy brzmiał szyderczo. Jej oczy skierowane były w dół, przeszywały krwawiącą dziewczynę na wylot. Jednak coś niespodziewanie odwróciło jej uwagę. Elfie uszy zasygnalizowały, iż coś w oddali przemierza zarośla. Coś sporego. Jednak wampirzyca nie mogła dostrzec, kto lub co nadciągało. W międzyczasie wysłuchiwała słów rannej panny. Może i nawet miałaby bandaż, aby pomóc. Jednak nie widziała takiej konieczności. Nikt ją o nic nie poprosił. To nie był jej problem. Nie była żadnym wolontariuszem. Póki co, musiała się pilnować, aby nie ugryźć nikogo. Nadciągało towarzystwo i wolała wstrzymać się z posiłkiem.
         - Pani!? - wampirzyca powtórzyła te słowa, nie dowierzając. Słowa dziewczyny ukuły ją boleśnie w serce. "Tak szybko się starzeję?" - Alinsa zamyśliła się na dłuższą chwilę. Zapomniała nawet o nadciągającym gościu. Chwilowo straciła nawet apetyt na posokę. Nieumarła pogrążyła się w zadumie, kontemplując nad mrocznymi myślami,
- Wypraszam sobie, pięćdziesiąt lat dla elfa jest jak mrugnięcie powieką - wypowiedziała te słowa dość chłodno, aby dziewczyna mogła wyczuć lekką urazę. Następnie wzrok nieumarłej zawiesił się na nowo przybyłym, wysokim mężczyźnie.
"Jakie to piękne, że kolacja dziś sama do mnie przychodzi." Pierwotnie w planach miała skosztować egzotycznej krwi, naturianki. Jednak nie przeszkadzała jej obecność przystawki. Im więcej tym lepiej.
        Idealna okazja nastała, kiedy mężczyzna zaczął wygrzebywać coś z ekwipunku. To wydało się dziwne. Nawet się nie przedstawił.
- Przepraszam, zapomniałeś języka w gębie? - rzuciła z przyjaznym uśmiechem na twarzy, jakby jej mina miała powiedzieć "dobry wieczór". Alinsa przeklęła w duchu los. Miała nadzieję, iż mężczyzna osobiście zabandażuje dziewczynę. W takiej sytuacji miałaby już posiłek na tacy. Ku jej zaskoczeniu, mężczyzna wykazał się roztropnością. Siedzenie na twardej korze było niekomfortowe. Dlatego też wampirzyca zeskoczyła z gałęzi. Wylądowała tuż obok rannej dziewczyny. Metalowe płytki zbroi zabrzęczały dźwięcznie podczas kontaktu nieumarłej z ziemią. Wampirzyca ukłoniła się artystycznie, a następnie wyprostowała.
Awatar użytkownika
Kormir
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kormir »

Rzucił zbolałe spojrzenie obu kobietom. Przez lata nasłuchał się wielu takich przytyków, które musiał, chcąc niechcąc, znosić w ciszy. Ciężko było na migi wypowiedzieć swoje imię, musiał się więc wyręczać czym innym. Wskazał palcem na siebie, następnie zakłapał palcami, naśladując usta, a następnie pokręcił głową. Krótko, zwięźle i na temat, tak jak to lubił.
Cofnął gwałtownie nogę, gdy siedząca dotychczas postać na drzewie zeskoczyła na ziemię. Nie należał do osób strachliwych, ale wobec tej żywił dość duży niepokój. Dopiero teraz, gdy mroczna gęstwina nie skrywała jej postaci, zrozumiał, skąd się brał jego strach.
Wampir. Nawet stąd dostrzegł wąskie kły po obu stronach ust. Prawda, nie wszystkie wampiry były krwiożerczymi bestiami, ale ludzie mieli spory problem w akceptowaniu tej rasy wśród swoich. Ręka jakby sama powędrowała mu po rękojeść noża, którym to teraz się zasłonił, chowając głowę w skulonych ramionach. Stanął centralnie przed swoim wierzchowcem, by chodź na chwilę móc go ochronić; w końcu była to istota, którą śmiało mógł nazwać przyjacielem.
Gdy połączył fakty, zrozumiał, że zainteresowanie wampirzycy rudowłosą nie bierze się znikąd. Szybkim ruchem wycelował palec w krwiopijczynię, a następnie posłał jej gest odpychający od drugiej dziewczyny.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        - Ta ranna i majacząca kobieta biega szybciej niż pływa delfin. Dlatego odpowiedź brzmi: wszystko - mruknęła ironicznie. Nie miała zamiaru udawać grzeczną i bezbronną, bo nie miało to największego sensu. A ta istota wydawała się być zbyt pewna siebie. Ech, Kath takich nienawidziła. Z tego też powodu postawiła sobie za cel życiowy następujące zadanie - utrzeć jej nosa.
        Krew przestała lecieć, a dzięki swej naturze to na ranie powstał skrzep. Teraz należało tylko uważać, aby czasem nie zahaczyć o coś ostrego, bo wtedy ponownie będzie musiała przechodzić przez kolejne etapy histerii. Wyciągnęła ze swojego skórzanego plecaczka bukłak z wodą i przemyła nią dłoń. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że taplanie poranionej skóry w błocie nie było najbłyskotliwszym pomysłem. W sumie, to chyba nic głupszego nie była w stanie wymyślić, a co gorsza, wprowadzić myśli w czyn. Głupia, ruda syrena - to właśnie Kathleen.

        - Przepraszam, zapomniałeś języka w gębie? - Usłyszała głos kobiety i od razu spojrzała w jej stronę. Ona zaś mierzyła spojrzeniem nieznajomego mężczyznę, który cały czas milczał. To właśnie na niego rudowłosa przeniosła swój zmatowiały wzrok. Wskazał on palcem na siebie, następnie zakłapał dłonią, naśladując usta, aby po chwili pokręcić głową. "A więc nie mówi... ciekawe czy wyrwano mu język, czy jest to jakieś zaklęcie", pomyślała, po czym sięgnęła po bandaż, który mężczyzna pozostawił niedaleko niej.
        - Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony - powiedziała z lekkim uśmiechem i ukłoniła się z gracją. Stać ją na dobre zachowanie. Nie spodziewała się, że nieumarła zaraz zrobi to samo. "A ta nagle zaczęła kulturą świecić", wywróciła teatralnie oczyma. Opatrzyła następnie swoją dłoń, co obejmowało jedynie zabandażowanie rany, a gdy nie widziała już skrzepu krwi, a opatrunek pozwalał na swobodne zginanie palców, ponownie spojrzała na ową dwójkę, która towarzyszyła syrenie od kilku minut. Mężczyzna zakrywał swoim ciałem konia i... zaraz, zaraz... koń! Już raz widziała takie zwierzę! Było takie kochane, pocieszne... Kathleen nie mogła się powstrzymać i od razu podbiegła do czworonożnej istoty.
        - Witaj, piękne stworzenie - wymruczała, głaszcząc konia po pysku swoją zdrową dłonią. Jej ruchy były przeciągłe, ale też i delikatne. - Zostaniemy przyjaciółmi, prawda? - Z ust dziewczyny wydobył się dźwięczny śmiech. Ta melodia mogła przypominać dźwięk dzwoneczków poruszanych na wietrze.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

        Wampirzyca z apetytem patrzyła na rudowłosą. Nie odpowiedziała nic, jedynie uśmiechnęła się złowieszczo. Alinsa natomiast nie patrzyła nawet dokładnie na ruchy dłoni mężczyzny, który zapewne chciał przekazać coś na migi albo robił je w konia. Nieumarła wzruszyła bezradnie ramionami. Nie chciało jej się w tych ciemnościach odszyfrowywać tego, co niemowa miała zamiar przekazać.
- Rozumiem, że kąpiele błotne pozytywnie wpływają na zdrowie, ale chyba źle zinterpretowałaś polecenie medyka! - Chłodny, ironiczny ton wampirzycy zabrzmiał donośnie. Zakażenie było niemal gwarantowane. Najwyraźniej naturianka nie grzeszyła roztropnością w sytuacjach kryzysowych. Alinsa przyglądała się opłukiwanej ranie, a chrapka na porządny posiłek była coraz większa.
        Zagapiła się, gdyż nie zauważyła, że mężczyzna wyciągnął nóż. Wzdrygnęła się z obaw i zrobiła klika kroków w tył. Jednak zaraz potem oceniła sytuacje i zaśmiała się szyderczo.
- Schowaj tę cholerną broń! Krzywdę sobie zrobisz, chłopcze - oznajmiła, trzymając usta w złośliwym uśmiechu. Agresor zasygnalizował, aby oddaliła się od rudowłosej, ale nawet nie musiała tego robić. Dziewczyna, która zabandażowała ranę, powstała i przybliżyła się do konia. To było strasznie dziwne. Rozmowa z koniem. "Szaleństwo!" W dodatku głos rudej był strasznie melodyjny.
Wampirzyca nie wiedziała z czym ma do czynienia. Jej dłoń powędrowała również na rękojeść miecza. Natomiast torbę zrzuciła z ramienia i położyła na trawie, aby nie przeszkadzała jej w walce. Nie wyciągnęła jeszcze broni. Nie wiedziała czy mężczyzna zaatakuje, czy też zrobi cokolwiek innego. "Twój ruch, niemowo."
        Nie zrobiła nic, a już atmosfera zrobiła się gorąca. Mężczyzna celował w nią nożem. "Czyżbym była na liście gończym?!"
Alinsa miała na sumieniu sporą liczbę grzeszków, ale nie w tej miejscowości. "Moja sława znów mnie wyprzedza!"
Wampirzyca przyjęła postawę szermierczą. Nie wiedziała jak zachowa się mężczyzna w tej stresującej sytuacji. Jej oczy zabłysły złowrogo, jej wolna ręka zaczęła układać się w skomplikowane gesty. Zaczęła szeptać jakieś bzdury w Czarnej Mowie. Aktorsko wyglądało to, jakby miała rzucić jakąś mroczną klątwę. W rzeczywistości rozbiła sobie żarty z całej dwójki. Jej inkantacja była jedynie wulgarnym wierszykiem, kierowanym do żywych istot. Alinsa nie zamierzała bawić się w czary, jedynie nastraszyć mężczyznę.
Awatar użytkownika
Kormir
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kormir »

" Yhy, po moim trupie ", pomyślał, mrużąc oczy. Może i nie miał umiejętności by mieć przewagę nad wampirem, ale tanio skóry nie zamierzał sprzedać. Uśmiechnął się jednak po chwili. Jeśli jego nazywała chłopcem, rozbawiła go myśl, jak stara ona musi być.
Zluzował lekko swą postawę, gdy rudowłosa ni stąd ni zowąd podbiegła do jego wierzchowca, obrzucając go komplementami.
" To mój koń" zauważył. Oczywiście, jedynie w myślach. Och, jak żałował, że nie może wydusić z siebie ani słowa. Ale, dziesięć lat przeleciało w takim stanie, kolejny dzień nie zrobi większej różnicy.
Wszystko stało się nie do końca jak tego chciał, ale w zasadzie wyszło na jego. Zaniepokoiła go jednak obnażona broń i dziwne inkantacje, które wypluwała z siebie krwiopijczyni. Zaczął odczuwać lęk, zrodzony głównie z tego, że nie rozumiał kompletnie nic z tej mowy. Nie znał się na magii, trzeba było więc działać szybko.
Martwiła go ta sytuacja. Nie miał ochoty krzyżować ostrzy z nieznajomą, chociaż gdyby do tego doszło, walczyłby zaciekle jak przystało na człowieka wychowanego w barbarzyńskim plemieniu. Mógłby też po prostu uciec, jednak kłóciło się to drastycznie z jego stylem bycia. Chociaż...
Od początku nie dał się omamić dobrym manierom i udawaną nonszalancją wampira. Całkiem poważnie spodziewał się, że tylko czeka, by wbić kły w ich tętnice, pozbawiając w oka mgnieniu życia obojga. Chyba nadszedł czas, by przełknąć swoją dumę i w końcu podjąć decyzję. Nawet jeśli oznacza ona porwanie.
Poświęcając jeden ze swoich noży, w zasadzie nie celując rzucił w umrzyka, błyskawicznie wskakując na wierzchowca. Ciężko było znaleźć zwierzę, które uniesie dwumetrową bestię jak on.
Gdy tylko znalazł się w siodle, zagarnął, brutalnie bo brutalnie, rudowłosą w pasie i przesadził przez siodło, po czym wbił pięty w boki zwierzęcia, zmuszając je do gwałtownej ucieczki. Ta noc zdecydowanie nie należała do tych przyjemnych.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        - Śliczny jesteś. Naprawdę! Wiesz, widziałam kiedyś konika. Również był majestatyczny, taki silny, dumny... ale tobie nie dorasta do kopyt! - zawołała, oczywiście cały czas kontynuując rozmowę ze zwierzęciem. Ono odpowiadało jej cichymi prychnięciami, a rudowłosej wydawało się, że naprawdę się rozumieją! O zgrozo... tyle dni bez niczyjego towarzystwa dało się syrenie porządnie we znaki. Dawno z nikim nie rozmawiała, a teraz gadała z koniem, który chyba miał ją w głębokim poważaniu, a te jego odgłosy były bardziej skierowane do pana i znaczyły "proszę, błagam, zabierz ode mnie tą wariatkę!". A ona dalej nawijała. W końcu musiała się komuś wyżalić. I w sumie prawie zaczęła mu się zwierzać z tego, jak bardzo została zraniona i brutalnie potraktowana przez byłych towarzyszy, kiedy to nagle usłyszała dziwne słowa wypowiadane przez kobietę. Od razu spojrzała w jej stronę, ale większą uwagę rudowłosej przykuł mężczyzna z mieczem. "Naprawdę mają zamiar walczyć tutaj? Tak teraz? To szalone!", krzyczała w myślach i ponownie przeniosła wzrok na kobietę. Nie znała się na magii, ale kojarzyła umiejętności aktorskie, a ta tutaj z pewnością mogłaby występować na scenie. Kath oparła dłonie na biodra i już miała zamiar zaczął wytykać ją palcami i wołać, jaki to beznadziejny blef im pokazała, kiedy to nagle nieznajomy złapał ją w pasie i rzucił na konia jakby była workiem ziemniaków. Odjechali.

Cholera jasna! Znowu ją uprowadzono? Co się dzieje z tym światem? Poprawiła się na siodle i objęła chłopaka w pasie, aby czasem nie spaść. Jej nowy "przyjaciel" galopował naprawdę szybko.
- Ona tylko blefowała! Nie bój się! - krzyknęła.
Alinsa
Szukający Snów
Posty: 186
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir (z leśnego elfa)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alinsa »

        Wampirzyca widziała niepokój na twarzy mężczyzny, ale nie spodziewała się tak śmiałego ataku z jego strony. "Cholera" - jedynie to przeszło jej przez myśl. Widząc, iż nożownik robi zamach, osłoniła twarz karwaszami. Zaraz później poczuła ból, ostrze przecięło jej biodro. Nieumarła jęknęła głośno, przykładając dłoń do rany. Nóż trafił ją w część, która nie była w ogóle osłonięta przez zbroje. "Dziadowskie, babskie pancerze, nie nadają się do niczego." Rana nie była głęboka, ale. Uciskała ją, patrząc jak mężczyzna wsiadł na konia, chwycił dziewczynę i pogalopował w siną dal. "Kolacja mi ucieka." Nie było czasu na planowanie następnego ruchu. Musiała ruszyć w pościg za posiłkiem. Wampirzyca wkroczyła w pobliskie zarośla, następnie przetransformowała się w nietoperza. Wyleciała ze swej zbroi, nim ta opadła z brzdękiem do krzaków. Ekwipunek był dostatecznie zamaskowany, aby nikt przypadkowy go nie znalazł.

         Spory nietoperz wzbił się w powietrze. Była pod osłoną nocy, jedyne potencjalne zagrożenie stanowiły dla niej drapieżne ptaki, ale te można było uśmiercić jednym zaklęciem. Leciała dostatecznie szybko, aby dotrzymać tempa rumakowi. Musiała się wysilić, aby nadrobić stracony dystans. "Polowania czas zacząć!" Nieumarła przyśpieszyła, aby znaleźć się nad głowami uciekinierów.
Zamierzała zemścić się za ranę. Wszak nie zrobiła jeszcze nic, a mężczyzna zaatakował ją, bez żadnego słowa.
Mogła rzucić na konia jakąś bolesną klątwę, zapewne upadłby robiąc krzywdę pasażerom. Jednak w tym wypadku, skrzywdziłaby również naturiankę. Rudowłosa mogła być cenna. Nietoperz zanurkował w powietrzu, szybując w dół. Alinsa wylądowała bezpiecznie na ramieniu rudowłosej.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Zwierzę nagle się wstrzymało. Zatańczyło kopytami mocno uderzając o ziemię, zakręciło wokół własnej osi, jakby spłoszone i przerażone. Koń parsknął, wzbił przednie kopyta w górę, a po chwili i tylne. Zakołysał dwojgiem pasażerów na tyle mocno by zrzucić pasażerów z siebie. Szalał w chaotycznym tańcu, parskał na rudowłosą. Mężczyzna starał się uspokoić zwierzę. Zapewniał syrenkę, że zaraz wszystko będzie w porządku. Z trudem dosiadł swojego wierzchowca , ale jego towarzysz nie miał zamiaru słuchać swego pana. Pogalopował co sił w nogach przed siebie porywając ze sobą mężczyznę.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Męzczyzna chyba nie rozumiał, co syrena do niego mówiła. Uciekał tak szybko, jak tylko potrafił jego wierzchowiec. Ona mogła sobie krzyczeć, drzeć się i wykonywac inne czynności polegające na wydobywaniu z siebie odgłosów o wysokich decybelach. To i tak nic nie dawało. Niestety.

        Peleryna zaczynała ją ciążyć, więc po prostu ją zdjęła, jednakże cały czas trzymała w ręce odzienie. Zawsze mogło się przydać, jednak nie spodziewała się, że nadejdzie do tak szybko. Po chwili bowiem na jej ramieniu usiadł niewielki czarny nietoperz. Wiedziała, że owym stworzeniem jest nie kto inny jak tamta przestarzała kobieta. Co więc zrobiła Kathleen? Nic nadzwyczajnego. Przyczaiła się po prostu i jak gdyby nigdy nic, złapała ją w pelerynę, którą szybko zawiązała jak worek.
        - Tak! - zawołała zadowolona. Nie mogła się jednak za długo nacieszyć swoim szczęściem i dumą, ponieważ koń zaczął szaleć. Sekunda. Dwie... i już leżała na ziemi, a niemówiący mężczyzna tuż obok niej. Zwierzę chyba przestało ją lubić, ponieważ zaczęło na nią prychać i wymachiwać kopytami. Zaczęła się bać o swoje życie, kolejny raz w ciągu kilku tygodniu! Nie sądziła, że można zginąć poprzez rozmiażdżenie czaszki. Ale na to się najwyraźniej zapowiadało. Tym razem to ona nie reagowała na gesty chłopaka. Nie potrafiła się uspokoić. Dopiero kiedy ten dosiadł swego towarzysza i odjechał, rudowłosa odetchnęła z ulgą. Jednakże oddech nadal miała przyspieszony. A co ze złapaną wampirzycą? Nieważne... możliwe,że już zdołała się uwolnić. Istniało również prawdopodobieństwo, że nadal była w pelerynie, przypominającej aktualnie worek, próbując się uwolnić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość