Arturon[Dom kupca Andreasa] Nie wszyscy muszą umrzeć...

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
ODPOWIEDZ
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

[Dom kupca Andreasa] Nie wszyscy muszą umrzeć...

Post autor: Gregevius »

Skoczna muzyka wypełniała ciepły pokój, pełen radosnych gości. Kolorowe ściany, ozdobione pięknymi gobelinami, wręcz promieniowały przepychem i bogactwem, co dawało odpowiednie świadectwo o gospodarzu przyjęcia.
Kupiec Andreas zajmował miejsce u szczytu stołu, hojnie nalewając czerwonego, arturońskiego wina znamienitym gościom, którzy zajmowali miejsca po jego obu stronach. Córka kupca, Cassanea, stała w rogu pokoju, uroczo uśmiechając się do co młodszych i bogatszych gości.
Dźwięki lutni i fletu dodawały nawet starszym gościom wigoru, co pozwalało im na spędzanie większości czasu na tańcach, dowcipkowaniu i innych przyziemnych przyjemnościach życia. Przyjęcie z każdą godziną nabierało tempa, a goście całkowicie nie zwracali uwagi na szalejącą na zewnątrz burzę, tak typową dla miast położonych nad Wybrzeżem Cieni.
Kupiec Andreas właśnie chichotał z niechlujnego żartu, opowiedzianego mu przez pana Bumbrina, magnata handlowego, gdy dostrzegł nagle, że w jednym z okien stała jakaś postać. Całą sylwetkę zakrywał mokry od deszczu płaszcz, a spod kaptura wystawały jedynie posklejane włosy, z których również kapała woda. Postać stała w bezruchu, a biały palec wyciągniętej przez nią dłoni wskazywał prosto na pierś hojnego gospodarza domu. Andreas stłumił krzyk i rozejrzał się po gościach. Przełknął ślinę, jednak nikt zdawał się nie zauważać upiornej postaci za oknem. Kupiec ponownie wlepił wzrok w szybę, jednakże ku swojemu zdumieniu nikogo za nią już nie dojrzał. Powoli wstał ze swojego misternie rzeźbionego, drewnianego krzesła i klaśnięciem przywołał sługę.
- Sprawdźcie, czy wokół domu nie ma żadnych włóczęgów. Nie chciałbym, aby ktokolwiek zakłócał moje przyjęcie - wyszeptał w ucho młodego pachołka i włożył mu do ręki srebrną monetę. Chłopak skłonił się i wybiegł z pokoju, porywając ze stojaka na płaszcz mizerny kawałek materiału, który za pelerynę mógłby służyć tylko chłopu.
Przyjęcie trwało dalej w najlepsze, Kupiec wrócił do zabawiania gości. Jego córka z gracją przeszła przez pokój i lekkim ruchem położyła delikatną dłoń na ramieniu ojca, po czym uśmiechnęła się i wyszeptała parę słów do kupieckiego ucha.
Andreas zacisnął wargi i poczerwieniał. Miał już coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się dźwięk potężnego uderzenia o drewno.
Wszyscy zamarli w ciszy. Dźwięk powtórzył się. I jeszcze raz. Goście patrzyli sobie po twarzach, a po chwili wszelkie spojrzenia skierowały się na poczerwieniałą twarz gospodarza domu.
Awatar użytkownika
Hekate
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-Inkub
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hekate »

Na salę wszedł mężczyzna na oko mający około trzydziestu wiosen, choć możliwe, że przez bliznę nad okiem oraz pewne, silne spojrzenie wydał się starszy niż był w rzeczywistości. Nie był specjalnie wysoki ani szeroki, jednak po twarzy i dłoni o długich palcach można było poznać, że jest żylasty i silny. Na dodatek posiadał kontrastujące z bladą skórą kruczoczarne włosy, sięgające niemal do ramion. Dzięki tym wszystkim cechom wyglądu sprawiał wrażenie człowieka, którego lepiej nie denerwować.
Mężczyzna wyróżniał się z tłumu przez swoje ubranie, które wyglądało bardziej na strój podróżny niż balowy. Jednak na płaszczu wyszyty miał herb - miecz nałożony na uskrzydloną kuszę - a na palcu pierścień z tym samym symbolem, co wyraźnie świadczyło o jego szlacheckim pochodzeniu, nikt więc otwarcie nie ośmielił się zwrócić mu uwagi czy tym bardziej wyprosić.
Wygląd, herb i strój sprawiały, że wyglądał on na nieszczególnie zamożnego szlachcica z terenów, gdzie ludzie musieli często walczyć o swoje, dlatego byli twardzi i niebezpieczni. I taką właśnie postać starał się odgrywać przed zebranymi w sali bogaczami. W rzeczywistości nie był on bowiem szlachcicem, ani nawet dorosłym mężczyzną, a już tym bardziej zabijaką na jakiego się kreował. Tak naprawdę był tylko młodym chłopcem, który szczęśliwie dla siebie potrafił zmieniać swój wygląd. Podróżował po Alaranii, aby zdobywać wiedzę magiczną, zwłaszcza tę zakazaną, i z tego właśnie powód przybył na ten bal.
Gdy pojawił się na sali, zebrani ludzie byli przestraszeni lub zdegustowani jego strojem, jednak gdy po dłuższej chwili mężczyzna nie wszczął żadnej burdy lecz po prostu zachwycał się balem, większość szybko o nim zapomniała i traktowała go jak powietrze, co było mu bardzo na rękę. Nieliczni zainteresowani, głównie damy, podeszły, aby z nim porozmawiać. Mężczyzna przedstawiał się jako Reagel, szlachcic z drugiego końca Alaranii, który był w podróży do swego kuzyna, a na bal natrafił przypadkiem, dlatego też nie miał czasu by zmienić swój strój.
A jaka była prawdziwa historia? Hekate szukając ksiąg o nekromancji, trafił na pewną informację, jakoby jeden z tutejszych handlarzy zajmował się potajemnie takimi sprawami. Dlatego też w sąsiednim mieście zamówił płaszcz i pierścień z wymyślonym przez siebie herbem. Aby wyglądać wiarygodniej, wynajął nawet wóz, który podwiózł go na bal. A skąd miał na to wszystko pieniądze? Nie tak dawno temu, wędrując po bezdrożach, trafił na obóz rozbójników, w którym zastał tylko kilka martwych ciał i bardzo pokaźną sumkę pieniędzy. Najwidoczniej zbóje posprzeczali się co do podziału łupu i wyrżnęli nawzajem.
Wracając jednak do teraźniejszości, Hekate kręcił się po sali po kryjomu przyglądając się uczestnikom balu i jednocześnie sondując budynek swym magicznym zmysłem, w poszukiwaniu śladów magii, udając przy tym, że bardzo fascynują go obrazy, rzeźby i jedzenie wystawione na stołach. Choć to ostatnie akurat naprawdę go interesowało. Co prawda przybył tu w innym celu, ale skoro dawali za darmo, to czemu miałby przy okazji nie napełnić brzucha? Zwłaszcza, że rzadko miewał okazje do skosztowania tak wykwintnych dań. Od czasu do czasu, gdy nikogo nie było w pobliżu, wsuwał małe kawałki pokarmu pod płaszcz, gdzie w jednej z wewnętrznych kieszeni siedziała ukryta jego towarzyszka, Mir.
Na chwilę spojrzał w stronę kupca, organizatora balu, akurat w momencie gdy ten przestraszony gapił się za okno. Jednak gdy Hekate spojrzał w tamtą stronę, nic nie ujrzał, wzruszył więc ramionami i nie przywiązał do tego zdarzenia większej uwagi. Miał ważniejsze sprawy na głowie.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

Tesusil wybierał się w długą drogę do swojego rodzinnego domu, więc postanowił najpierw zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy na czas podróży. Miał szczęście, bo w Arturonie mógł znaleźć praktycznie wszystko czego dusza zapragnie. Zmarnował dwa dni na dostanie się do miasta, ale potrzebował też pieniędzy na podróż, a bogaci kupcy zawsze chętnie przyjmowali artystów pod swój dach. Bard uznał również, że należy coś zmienić w swoim wyglądzie, po zdarzeniach w magazynie ciągle bał się o swoje życie, choć strach ten prawdopodobnie był irracjonalny. Jednak najpierw potrzebował pieniędzy, a żeby je zdobyć najpierw trzeba było znaleźć pracodawcę. W każdym mieście zachodzi jedna zależność, praczki wiedziały wszystko. Te kobiety były istną kopalnią wiedzy, jeżeli idzie o wszystkie nowinki i plotki z całego miasta, przewyższały prawdopodobnie nawet niejedną agencję wywiadowczą. Nie tracąc czasu, wierszokleta wybrał się w stronę bogatszych dzielnic i wszedł między zabudowania w poszukiwaniu informacji o jakiejkolwiek możliwości zarobku dla barda. Nie musiał długo czekać, bo wśród dam aż wrzało, wszystkie mówiły o przyjęciu u jakiegoś bogatego kupca. Tesusil popędził do rezydencji pana Andreasa ubiegać się o zarobek. Udało się, miał co prawda grać z jakimś flecistą w duecie, ale to było mało ważne, liczyły się pieniądze.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Przyjęcie trwało w najlepsze, jednak Andreas wyglądał, jakby stracił cały humor. Z niecierpliwością oczekiwał powrotu swego pachołka, coraz zachłanniej opróżniając zawartość jednego ze swych złotych kielichów, zdobionych motywami roślinnymi. Uśmiech znikł również z ust córki gospodarza, która już nie poświęcała uwagi zalotnikom, tylko usiadła samotnie w kącie, kręcą kółka kielichem i obserwując wirujące w nim wino. Reszta gości albo nie zwracała na to uwagi, będąc zbytnio podchmielona, albo po prostu nie chciała sobie psuć nastroju. Większość bawiła się świetnie przy dźwiękach muzyki dwóch utalentowanych bardów zatrudnionych przez Andreasa, a niektórzy zapychali się frykasami podanymi na stole. Nikt nie zwracał też uwagi na kolejnego gościa, który przechadzał się wzdłuż stołów, kosztując potraw. Wystarczył im symbol szlachecki i sygnet, by nie czepiać się nieznajomego.

Był zdziwiony, że zignorowane pukanie do drzwi. Nikt mu nie otworzył. Cóż za brak dobrego wychowania. Trzeba było przyznać Gregeviusowi, że brak kultury i podstawowego wychowania strasznie go drażniły i wprawiały w bardzo zły nastrój. Zamiast uprzejmie wyjść na dwór i samemu go przywitać, wysłano pachoła, którego Anioł, nieco z złośliwości, zwiódł iluzjami i posłał w kałużę. Jednak po chwili objawił się chłopakowi, jako wysoki mężczyzna, o kształtnych rysach twarzy, długich, kruczoczarnych włosach, spiętych rzemykiem w kucyk. Odziany był przemoczony płaszcz, jednak pod nim znajdowała się bufiasta, czarna koszula, okryta bogato wyszywanym cotte, podbitym futrem. Na nogach miał czarne buty z najprzedniejszej skóry. Szlachcic w czerni spojrzał z wyniosłością na pachoła i ruszył do otwartych drzwi rezydencji kupca. Zatrzymał się na chwilę przed nimi, obserwując zbierające się nad framugą kruki z Legionu, jak zwykle ciche i oczekujące.
Powoli wkroczył do kamiennego przedpokoju, zrzucając z siebie przemoczony płaszcz i przez chwilę obserwując kropelki wody skapujące z jego butów. Kruki zbierały się nad domostwem, obsiadając cały dach, a gdy na nim skończyło się miejsce, to i powierzchnię przed domem.
Gregevius powoli wkroczył do sali biesiadnej, uprzejmie kłaniając się stojącemu przy wejściu Heroldowi. Przepych sali mu nie imponował. Zabierał bogatszych ludzi. Z lekkością, godną tancerki, zbliżył się do stołu jadalnego i przejechał palcami po tłustym udku kurczaka. W tym momencie do sali wszedł przemoczony pachoł kupca, z zaczerwienioną twarzą podbiegając do swego pana.
Gregevius obserwował czerwonego z wściekłości kupca, z rozbawieniem.
Gdy smutny sługa, wciąż przemoczony od brudnej wody, oddalił się od swego pana ze spuszczoną głową, kupiec lekko się rozchmurzył, choć wciąż prawie nie odrywał ust od złotego kielicha.
Awatar użytkownika
Hekate
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-Inkub
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hekate »

Bal trwał całymi godzinami, ludzie upijali się coraz bardziej, a tymczasem Reagel, czy raczej Hekate, nadal prowadził poszukiwania. W trakcie balu kilka razy opuszczał salę, aby zbadać resztę domu. Za każdym razem jednak w drogę wchodzili mu służący, przed którymi tłumaczył się olbrzymim zainteresowaniem wiszącymi na ścianach obrazami lub poszukiwaniem wychodka. Dzięki tym przechadzkom w końcu odnalazł to czego szukał - w głębi domu czuł słaby ślad mrocznej magii. Oznaczało to więc, że książki i artefakty, po które przybył naprawdę się tu znajdowały i z pewnością były autentyczne. Na dodatek mag dzięki swym obserwacją zauważył, że liczba uczestników przyjęcia trochę się skurczyła i to nie tylko dlatego, że część bogaczy miała zbyt słabe głowy na długotrwałe biesiadowanie. Hekate obserwując tłum ludzi dostrzegł, iż co pewien czas któryś z gości opuszcza główną salę i już nie wraca. Świadczyło to o tym, że informacje jakie otrzymał były prawdziwe i w tym domu miała się odbyć potajemna aukcja, na której wystawiano nielegalne i mroczne przedmioty. Dodatkowo zauważył, że służący szczególnie strzegli jednego korytarza. Hekate musiał się tam jakoś dostać, nie był jednak pewny co powinien zrobić. Zakładał, że zaproszeni posiadali jakieś hasło lub szczególne oznaczenie, nie mógł więc zwyczajnie do pilnującego sługusa i powiedzieć "cześć, gdzie ta bardzo tajemna aukcja?". Czuł także, że zaczyna gonić go czas. Po dłuższej chwili podjął decyzję. Po raz kolejny opuścił salę i ruszył do korytarza, w którym czekał sługus-wartownik. Hekate zaczaił się za rogiem, schowany za jakimś filarem i po upewnieniu się iż nikt nie nadciąga, wyciągnął z kieszeni średniej wielkości pudełko. W środku znajdowało się kilka sporych szerszeni, które zabił dzisiejszego ranka. Teraz natomiast wyszeptał kilka słów, a z jego palców wyciekła zielona mgiełka, która wniknęła w dwa owady. Już po kilku sekundach zaczęły się one poruszać. Młody mag na początek posłał w stronę sługusa jednego wskrzeszeńca. Wartownik zaczął się odganiać, niezbyt poruszony tym zjawiskiem. Szybko jednak się zdenerwował, gdyż owad ciągle podlatywał i odlatywał. Gdy człowiek kompletnie skupił na nim swą uwagę, drugi szerszeń podleciał od tyłu i dziabnął go prosto w szyje. Sługa padł na ziemię z krzykiem, jednak szalejąca na zewnątrz burza sprawiła iż nikt w domu tego nie usłyszał. Hekate szybko wyszedł zza rogu i podbiegł do leżącego na ziemi mężczyzny, który zwijał się z bólu. Przyłożył mu do twarzy chustę namoczoną w jakimś płynie i przytrzymał siłą. Po chwili człowiek przestał się miotać i nieprzytomny rozłożył się na podłodze. Hekate zaciągnął go do najbliższego pomieszczenia i ukrył pod jakimiś szmatami. Dopiero wtedy ruszył korytarzem, prosto w stronę miejsca z którego wyczuwał magię, nie spodziewając się dalszych komplikacji.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Na zewnątrz szalała burza, skutecznie zagłuszając wrzaski i skomlenie elfa. Leżał w mieszaninie błota, wody i własnej krwi, trzymając się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było ramię. Nad nim stał młody chłopak, mający góra dwadzieścia parę lat. Z jego sejmitarów skapywała na ziemię świeża jucha.
- Proszę...litości.. - jęczał elf.
- Gdzie? - Głos chłopaka był zupełnie wyprany z jakichkolwiek emocji.
- Nie wiem! Nie mam pojęcia!
W powietrzu błysnęła stal i po chwili mokra trawa pokryła się kolejną porcją krwi. Elf krzyknął jak zarzynane prosię.
- Gdzie? - Chłopak ponowił pytanie.
- Nie wiem, ty psychopatyczny psi synu!
Złapał elfa za podarte ubranie i dźwignął go do góry. Używając łańcucha przytroczonego do pasa, przywiązał ofiarę do drzewa w taki sposób, że jego ręka była niczym nie skrępowana. Podniósł następnie niewielki topór, do elfa należący. W oczach ofiary widać było przerażenie. Rozpacz. Chłopak patrzył chwilę na ostrze broni, by w następnej sekundzie machnąć nim z całej siły. Na ziemię upadło drugie ramię. Gdyby nie pioruny i siarczysty deszcz, krzyk elfa słychać było by pewnie w mieście.
- Gdzie on jest?
- Dom...kupiec...Andreas... - Chłopak musiał się nachylić, żeby cokolwiek usłyszeć. - Tam... ma się odbyć... jakaś aukcja...
- I on tam będzie?
- Tak
- Dziękuję. Czy to było takie trudne? Nie musiałbym odrąbywać ci rąk. Teraz zapewne umrzesz śmiercią powolną i bolesną.
- Zabij mnie... proszę - elf łkał, patrząc na twarz chłopaka. SPodziewał się złowieszczego uśmieszku, albo pełnej satysfakcji. Ta jednak pozostawała niewzruszona.
- Żegnam.
Chłopak, noszący imię Deganaan, zawrócił do miasta z zamiarem złożenia wizyty kupcowi Andreasowi.

Nie trzeba być wielkim uczonym, żeby domyślić się, że ot tak go nie wpuszczą. Nie miał czasu na przebieranki, więc obszedł dworek w poszukiwaniu tylnego wejścia. Nie było szczególnie strzeżone. Jeden opasły człowieczek, prawdopodobnie śpiący w najlepsze. Wystarczy po cichu przejść obok. Tak też zrobił. Stał teraz w pięknie ozdobionym korytarzu. Nie starał się nawet skradać; ruszył po prostu przed siebie, wyglądając tylko zza rogu. Słyszał skoczną muzykę, śmiechy i okrzyki, dochodzące z sali biesiadnej. Liczył na to, że nie będzie musiał tam wchodzić, ale wizja kręcenia się wśród gości była coraz bardziej realna. Oczywistym było, że nie wtopi się w tłum zamożnych tłuściochów i świecących od nadmiaru błyskotek dam. Już miał wyjść zza rogu, kiedy w ostatniej chwili zauważył jakiegoś mężczyznę, duszącego strażnika. Deganaan przycisnął się plecami do ściany i powoli wysunął jeden sejmitar z pochwy. Ten człowiek musiał mieć jakiś ważny powód, żeby zabić strażnika kupca, który przyjął go pod swój dach. Jakiś dziwny głos w głowie podpowiadał chłopakowi, żeby iść za tajemniczym mężczyzną.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

Jak to mówią "apetyt rośnie w miarę jedzenia", im dłużej trwał bal, tym więcej alkoholu było spożywane. Gdyby porównać parkiet i gości tańczących na nim, można by to zrównać z pokładem statku podczas burzy. Duża część gości trzymała się ścian, niektórzy wymiotowali, inni pili w najlepsze. Co bardziej ambitni próbowali nawet tańczyć, najczęściej kończyło się widowiskowym upadkiem oraz rozlanym winem, które były kwitowane przekleństwami mężczyzn i głośnymi śmiechami kobiet. Tesusil widząc coraz więcej takich wypadków uznał, iż najwyższy czas również się zabawić. Po raz kolejny rudy flecista spojrzał się z wyższością na lutnistę, bo ten drugi był podobno niżej urodzony. Bard starał się tego nie zauważać, profesjonalizm mu na to nie pozwalał, ale każdy występ ma swoje punkty kulminacyjne i tak było teraz. Potężny sierpowy posłał człowieka z wyższych sfer na "niziny" parkietu, wierszokleta złamał nie tylko nos rudego a dodatkowo jego instrument. Jak zwykle impulsywny poeta zapomniał się w gniewie, i teraz skierował pobladłą ze strachu twarz w stronę gospodarza. Ten jednak wbrew przypuszczeniom wszystkich zarechotał i zaczął bić brawo, nie wiadomo czy za tą reakcją stały jakieś niesnaski między kupcem a flecistą, czy zbyt duża ilość alkoholu. Poeta przeszedł się wzdłuż sali, powitał się z odpowiednimi osobami, według zasady swojego mentora "im bogatsi rozmówcy tym więcej kunsztu okazuj". Bard rozkoszował się przyjęciem, ciągle poruszając się z pełnym kielichem po sali, zdobywając nowe znajomości i szukając co bardziej urodziwszych białogłów.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Poczuł, że przyszedł czas.
Gdy ujrzał, jak flecista zlatuje z podestu, a drugi grajek rusza w tłum, powoli odszedł od stołu, nie śpiesząc się zbytnio. Przechodził obok pijanych gości, a oni, jakby odruchowo, ustępowali mu spod nóg. Jego czarne cotte powiewało za nim, rozprowadzając za nim zapach mirry i lilii. Był prawdopodobnie jedyną osobą na sali, która się nie odzywała. A jego celem był leżący jeszcze na ziemi flecista.
Prawdopodobnie słyszał już cichy śpiew Gregeviusa, którego nie słyszał nikt inny.
Uspokajająca, harmonijna melodia, brzmiąca w uszach śmiertelnych jak łagodny szept setek głosów, które kusiły, wabiły do siebie.
Gdy Anioł stanął nad rudzielcem, oczy młodego mężczyzny powoli się zamykała, ale usta jeszcze poruszały się, połykając niekrzepnącą jeszcze krew, powoli płynącą ze złamanego nosa. Drugi bard nie był przyczyną zgonu flecisty. Chłopak umarłby, tak czy tak. Grajek jedynie przyśpieszył to, co nieuniknione. Gregevius pochylił się nad chłopakiem, powoli zbliżając swą twarz, do jego. Położył bladą dłoń na klatce piersiowej umierającego, wyczuwając słabnące bicie serca. Oblicze Archanioła znajdowało się parę cali od twarzy rudzielca.
Wtedy Czarnoskrzydły lekko musnął usta chłopaka swoimi. Gdyby na sali przebywała silna magicznie istota, lub inny anioł, dojrzeliby oni jak z ust chłopaka powoli wylatuje niebieskawa kulka światła. Nikt prócz Gregeviusa nie słyszał otaczającej jej aury dźwięków fletu i śpiewu. Anioł wstał i chwycił kulkę w swe blade palce, dokładnie ją oglądając. Wyrokiem i epitafium zajmie się po przyjęciu. Były jeszcze inne rzeczy do załatwienia. Gdy schował kulkę światła za pazuchę, doczepiając ją do łańcucha, za oknem rozległo się krakanie Legionu.
Tysiące kruczych głosów ogłosiło światu zgon Barda.
Gdy ucichły, na sali panowało milczenie.
Gregevius wyszeptał głosem, który posłyszeli wszyscy.
- Flecista nie żyje - oznajmił krótko, jakby to było normalne. Obojętnie przeszedł nad pustym już ciałem młodzieńca i ruszył przed siebie, kierując się prawem swego dzisiejszego zadania. Zmierzał do miejsca, gdzie miała zginąć następna osoba.
Przechodząc obok stóp ciała, przypadkowo nastąpił na pęknięty już flet. Z otworów drewnianego instrumentu pociekła gęsta, fioletowa substancja. Nie obchodziło go, czy ludzie zorientują się, że flecista został otruty, czy pomyślą, że drugi grajek go zatłukł. Na razie nie miał im wskazywać drogi. Jego misją było zwalczanie herezji i uwalnianie spod jej wpływu niewinnych dusz.
Dlatego właśnie tu był.
Awatar użytkownika
Hekate
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-Inkub
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hekate »

Po słowach Gregeviusa jeszcze długą chwilę panowała cisza. Ociężałe i otępione przez alkohol umysły biesiadników, niespodziewanie i gwałtownie wyrwane z hulańcy, dopiero po kilku bardzo długich sekundach zrozumiały co właśnie się stało. Kobiety zaczęły krzyczeć i chować się za swymi partnerami, mężczyźni stali osłupieni lub podnosili głosy pełne gniewu, kilku szlachciców zaczęło groźnie wymachiwać mieczami, chcąc poćwiartować tego, kto śmiał dopuścić się haniebnego czynu zabójstwa na tak pięknym przyjęciu. Nagle wśród zebranego tłumu zaczęły się szepty, a wokół żyjącego jeszcze barda zrobiło się dziwnie pusto, jednak wszyscy patrzyli na niego. Wiele osób widziało jak ten uderzył swego towarzysza-grajka. Po chwili szepty przerodziły się w okrzyki, a panowie z szabelkami ruszyli w stronę barda chcąc wymierzyć mu sprawiedliwość.
- Spokój! Spokój mówię! - Potężny ryk rozniósł się po sali. Głos ten należał do nikogo innego, jak do kupca Autorna, ich wielmożnego gospodarza. Wszyscy goście zamarli i ucichli, wpatrzeni w kupca, który podniósł się z krzesła i ciężko oparł o stół. - Jak wiecie, po alkoholu człowiek robi się gwałtowny i pochopny. Wszyscy widzieliśmy jak ten oto bard uderzył naszego przyjaciela Autiliusa, jednak między tym zdarzeniem a jego śmiercią minęło kilka minut. Poza tym, widział kiedyś któryś z was, żeby dorosły chłop zginął od jednego ciosu? I to od barda, co pewnie miecza w dłoni utrzymać nie potrafi? - Kilku mężczyzn na sali uśmiechnęło się słysząc tę obelgę. - Tornilu, proszę. - Kupiec spojrzał w kąt pomieszczenia, z którego wyłonił się majordomus. Podszedł do ciała i obejrzał je dokładnie. Następnie podszedł do złamanego instrumentu. Podniósł go i obejrzał, zakrywając drugą dłonią usta.
- Wygląda na to, że nasz przyjaciel został otruty, panie - stwierdził, po czym dał znak służbie, aby wyniosła ciało i posprzątała. Głos znów zabrał gospodarz.
- Jak widzicie, wina lutniarza nie jest wcale taka pewna. Wręcz przeciwnie, może pomoże on nam wykryć prawdziwego sprawcę. A teraz wybaczcie, ale muszę zabrać go do drugiego pokoju i przesłuchać. Tymczasem proszę, aby nikt nie opuszczał sali. - Wśród gości znów zawrzało, jednak jednocześnie na salę wniesiono nowe potrawy i wino. Goście powoli zasiadali do stołów, a w międzyczasie do Tesusila podszedł wysoki majordomus wraz z barczystym sługusem.
- Proszę za mną - powiedział tylko tyle i wyprowadził barda z sali.

Tymczasem w podziemiach domu Hekate zbliżył się do dębowych drzwi, za którymi słyszał przytłumione głosy oraz wyczuwał silną magię. Był już tak blisko. Została tylko ostatnia przeszkoda - dwaj strażnicy przed drzwiami z włóczniami blokującymi dostęp do drzwi. Hekate podszedł do nich na odległość jakiegoś metra i tam przystanął. Nie mógł zobaczyć ich twarzy, ponieważ nosili maski - jedna przedstawiała małpę a druga psa - ale czuł bijącą od nich konsternację i widział niepewność w spojrzeniach, które wymienili. Coś było nie tak, jednak teraz nie mógł już się wycofać. Postanowił wykorzystać ich niepewność i szybko zadziałać.
- No i czego się tak gapicie? - warknął na nich. - Robić mi tu przejście ale to już! - Strażnicy spojrzeli po sobie jeszcze raz i w końcu odezwał się jeden z nich:
- Ale... panie, gdzie twoja maska? - Młodemu magowi na moment zamarło serce. A więc potrzeba było mu maski. Tego kompletnie nie przewidział. W tej sytuacji miał tylko pomysł który natychmiast wprowadził w życie. Szoku i zaskoczenia na szczęście nie musiał odgrywać gdyż te emocje już były wypisane na jego twarzy. Dotknął swojej twarzy i pomacał ją, jak gdyby chciał się upewnić że faktycznie nie ma na niej maski.
- Cholera, chyba za dużo wypiłem - powiedział tonem osoby besztającej się za własną głupotę, po czym westchnął ciężko. - W takim razie pożycz sobie ją od któregoś z was. No co tak stoicie jak kołki? Dawaj mi te maskę, małpo! - Wyciągnął rękę w stronę sługusa, a ten bezradnie spojrzał na towarzysza po czym oddał magowi swoją maskę i otworzył mu drzwi. Hekate podziękował po czym przeszedł przez drzwi nakładając jednocześnie maskę. Gdy drzwi się za nim zamknęły, strażnik bez maski szybko ruszył korytarzem - tym samym którym przybył tam Hekate - zapewne po to, aby zdobyć nową maskę.
Gdy znalazł się już w środku ujrzał olbrzymią piwnicę, w której ustawiono kilkanaście okrągłych stołów. Ludzie siedzieli w większych lub mniejszych grupkach. Chłopak przystanął nie mając bladego pojęcia co dalej robić. Na szczęście nikt nie zwrócił na niego uwagi - wszyscy byli wpatrzeni w przedstawienie odgrywające się na podeście, który zbudowano pod jedną ze ścian. Dodatkową pomoc stanowiło oświetlenie sali - jedynie scena była dobrze oświetlona, zaś resztę pomieszczenia spowijał półmrok. Szybko usiadł przy jednym z pustych stolików. Przez chwilę siedział jak na szpilkach, oczekując wykrycia, nic się jednak nie wydarzyło. Uspokoił się więc trochę i jak reszta zebranych spojrzał w stronę ka podest gdzie dwóch mężczyzn w czarnych szatach i maskach demonów torturowało młodą kobietę. Wyglądało na to, że publiczność świetnie się przy tym bawi.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Nie był pewien dokąd zmierza. Nie miał nawet pewności, czy ktoś nie ciągnie go w pułapkę. Przystanął na chwilę, słysząc rozmowę. Nie mógł rozróżnić wszystkich słów, jedynie strzępki.
- ...dawaj mi tę maskę, małpo! - A następnie pospieszne kroki. Ktoś był coraz bliżej Deganaana, a ten nie miał gdzie się schować. Wyciągnął więc jeden sejmitar i czekał. Nikt jednak nie wyszedł zza rogu. Zamiast tego usłyszał ciche kliknięcie i szuranie drzwi. Wyjrzał ostrożnie zza rogu. Przed dębowymi wrotami stał strażnik w masce psa. Chłopak powoli wyszedł do niego. Pies od razu nastawił włócznię.
- Stój. Wstęp tylko dla zaproszonych.
- Co tam się dzieje?
- Zawróć, albo przebiję ci serce. - Ostrze włóczni niebezpiecznie zbliżyło się do piersi chłopaka. Nim jednak strażnik zdążył nawet mrugnąć, Deganaan dobył sejmitarów i dwoma sprawnymi ruchami pozbawił go życia. Wtedy jakby zza ściany wyłonił się drugi strażnik. Jak tylko zobaczył martwego kompana od razu chciał krzyknąć, ale głos, tak jak i sejmitar, ugrzązł mu w gardle.
- Pięć minut, dwie ofiary... robi się ciekawie - mruknął chłopak. Zabrał martwemu maskę psa i założywszy ją, pchnął dębowe wrota. Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, wypełnionym ludźmi, elfami, krasnoludami i innymi tworami matki natury. Wszyscy byli bardzo zajęci przedstawieniem, jakie rozgrywało się na scenie, jedynym oświetlonym miejscu. Dziewczyna, skrępowana łańcuchami, była zawzięcie torturowana przez dwójkę mężczyzn. To jednak zupełnie nie obchodziło Deganaana. Jego celem był Duch. Oficjalnie lord Jerhdan. W tym mroku jednak nie mógł dostrzec żadnej twarzy, tylko zarysy sylwetek. Wesołe tortury trwały jeszcze chwilę, a zaraz po nich na scenę wszedł wysoki mężczyzna w długim płaszczu, oraz w złotej masce arlekina.
- Proszę wszystkich o uwagę.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Sytuacja zrobiła się ciekawa, choć Gregevius widywał bardziej dramatyczne i epickie sceny.
Nie miał zamiaru się ujawniać, a tym bardziej celu, dla którego tu jest. Wiedział jednak wszystko, miał dokładnie zaplanowaną każdą śmierć dzisiejszej nocy. Jeśli się nie mylił, za chwilkę powinien ujrzeć dusze dwóch strażników z bocznej komnaty...
W tym właśnie momencie dwie świetliste kule, otoczone aurą bólu i zaskoczenia, oraz nieprzyzwyczajenia do nowej sytuacji, przepłynęły przez pokój, po czym spoczęły na wyciągniętych dłoniach Anioła Śmierci. Gregevius zwinął dłonie w pięści i schował dusze za pazuchę. Były, niestety, potępione, podobnie jak dusza barda, więc nie musiał spisywać im Epitafiów i odprowadzać do Krainy Zmarłych. Na wszystko przyjdzie czas, na każdą zdobytą dziś duszę Gregevius poświęci chwilę.

Goście byli tak wzburzeni i zaaferowani tym co się stało, że nie zwracali uwagi na krakanie Legionu na zewnątrz. Kupiec Andreas starał się załagodzić sytuację, podając nowe potrawy i trunki, co większość gości przyjęła z pijackim uśmiechem. Gregevius poczuł, że na razie jego rola w tym pomieszczeniu jest skończona. Teraz powinien udać się do podziemi, by rozbić plugawy rytuał heretyków i ukarać niewiernych, jednakże...
Anioł nie był zwolennikiem otwartej przemocy. Przez wieki swej "pracy" nauczył się, że lepiej działać po cichu, najlepiej posługując się innymi ludźmi, gdyż ich cecha strachu przed śmiercią była niezwykle silnym bodźcem, który Gregevius z radością wykorzystywał przeciwko nim samym.
Z tymi właśnie myślami, Czarnoskrzydły powoli, nie zwracając niczyjej uwagi, skierował się w kierunku pomieszczenia, w którym zniknęli Ochmistrz oraz niedoszły morderca-bard, Tesusil.

***

- Pytam po raz ostatni, przyjacielu - wycedził sługa Andreasa, plując bardowi w twarz śliną i zionąc przykrym zapachem alkoholu i wszelkiego innego świństwa. - Jakim cudem flecista zginął? Czy to ty go otrułeś? - spytał po chwili, ciszej. Zapadła nieprzerwana cisza, najwyraźniej bard zastanawiał się nad odpowiedzią, lub nie chciał jej po prostu udzielić.
Ciszę przerwało pojawienie się Gregeviusa, co zaskoczyło dość mocno pijanego ochmistrza, gdyż nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi.
- To przesłuchanie nie jest dłużej konieczne. Wracaj na przyjęcie i baw się - wyszeptał Anioł powoli podchodząc do stołu, za którym siedzieli. Ochmistrz zaczerwienił się i oparł dłońmi o blat, a po chwili sięgnął po stojący na nim kielich i wypił potężny łyk, po czym odstawił go i spojrzał na Czarnoskrzydłego.
- A właściwie kim ty jesteś, aby mi dawać polecenia, hę?
- To nieistotne - odparł po chwili Anioł, lekko się uśmiechając swymi wiecznie skrzywionymi wargami. - Właśnie miałem ci powiedzieć, abyś nie pił tego wina, bo jest zatrute.
Ochmistrz oniemiał, a po chwili w akcie desperacji chwycił się za gardło, jakby chciał wyrwać ze swego ciała krążącą w nim już truciznę. Jego twarz spurpurowiała, a po chwili zaczął donośnie kaszleć. Z jego oczu pociekły łzy, a dłonie kurczowo trzymały się jego szyi.
Po momencie tej męczarni, upadł na blat, uderzając o krawędź stołu czołem i znieruchomiał.
Anioł powoli dotknął jego purpurowej skroni białymi palcami i chwilę je tam przytrzymał. Po chwili odjął dłoń, a z lekko rozbitej głowy martwego ochmistrza wyleciała świetlista kula, która po chwili spoczęła w otwartej dłoni Archanioła.
- Wszyscy tak skończą, Tesusilu, jeśli czegoś nie uczynisz. To przyjęcie to jedna wielka pułapka, powstała na skutek intrygi Andreasa i plugawego Nekromanty, Defetrixa. Chcą uśmiercić tych wszystkich gości, jednego po drugim, a potem wykorzystać ich dusze do zasilenia mocy czarnoksiężnika. Córka kupca jest darem dla Nekromanty i jednocześnie kartą przetargową. Wszystko jest zaplanowane, ma swoje miejsce i czas. Ty także byś zginął, gdybyś trafił na odpowiedni dzban z winem. Ale Pan jest łaskawy, Tesusilu. Daje ci szansę na zbawienie i dalsze życie. Lepsze życie. Proponuję ci układ. - Anioł dotknął blatu stołu i zaczął jeździć po nim palcami, jakby coś pisząc. Po chwili, drewno poczerniało, a na jego powierzchni zabłysły czerwone litery. Cyrograf oddzielił się od powierzchni stołu i uniósł w powietrzu, zaś w ręku Gregeviusa pojawiło się długie, brązowo-czarne pióro. - Będziesz tej nocy moimi rękoma, którymi ukarzę heretyków. W zamian ocalisz życie i zyskasz coś cennego - wyszeptał Anioł, podając mu pióro. - Jeśli się zgodzisz, zejdziesz wraz ze mną do podziemi i weźmiesz udział w plugawej aukcji przedmiotów czarnomagicznych, kolejnej intrygi Defetrixa. Nie musisz się lękać, będę cały czas przy tobie. - Gregevius pochylił twarz i po chwili zniknął, w kłębach dymu. Na jego miejscu pojawił się kruk, o czarnych piórach i purpurowych oczach. Ptak usiadł na ramieniu Barda, a w jego uszach zabrzmiał głos Anioła. - To twój wybór, przyjacielu. Równie dobrze, możesz wrócić na przyjęcie. Pamiętaj, nie wszyscy muszą umrzeć.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Bard wbrew swej woli był niemym świadkiem kolejnego zgonu tego wieczoru. Ochmistrz, który wcześniej próbował z niego wycisnąć przyznanie się do popełnienia morderstwa na rudowłosym grajku, teraz w jednej chwili odszedł z tego świata w dość mało chwalebnym stylu. Mężczyzna, który wszedł do pomieszczenia, zdawał się wiedzieć o wszystkim z wyprzedzeniem - jasnowidz czy może morderca? Z jego słów można było wnioskować, że ani jedno ani drugie, niemniej jak to się mówi: "mowa-trawa". Tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przedstawiona przez niego historia brzmiała jak żywcem wyciągnięta z mrocznej historii śpiewanej po karczmach.
        Tesusil nagle przestał rozróżniać wypowiadane do niego słowa. W głowie mu się kręciło, tracił ostrość widzenia, przestał rozróżniać dźwięki. Język odmówił mu posłuszeństwa. Nie zdołał nawet podnieść ręki do skroni, gdy stracił przytomność i osunął się pod stół.
        Bard miał szczęście - przeżył. Może był odporny na truciznę podaną w winie, może nie wypił wystarczająco dużej dawki, a może po prostu jakaś siła wyższa uznała, że nie nadszedł jeszcze jego czas. Ktoś wyrzucił go na dwór, gdy był jeszcze nieprzytomny, przez co Tesusil obudził się zmarznięty i przemoczony do suchej nitki, ale za to przynajmniej żywy. I co lepsze, przez ten czas nikt nie zdążył go okraść, ba, nawet jego instrument był z nim, w jednym kawałku! Niektórzy po prostu mają szczęście...
Awatar użytkownika
Hekate
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół-Inkub
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hekate »

Mężczyzna w masce arlekina zaczął aukcję od przedstawienia przedmiotów. Były wśród nich między innymi trzy księgi, połamany kostur i dziwny, czarny kamień o nietypowym kształcie. Następnie poinformował zebranych, że w celu bezpieczeństwa i wygody, przedmioty zostaną doręczone do wyznaczonego przez nabywców miejsca, bezpośrednio przez pracowników ludzi organizujących tę aukcję. Hekate przeklną w myślach, ponieważ to niszczyło wszelkie jego plany. Chłopak miał nadzieję, iż uda mu po akcji poczeka aż towary zostaną załadowane na wozy bogaczy i wtedy je skradnie, ewentualnie już podczas aukcji zdoła kupić coś czego nikt inny by nie chciał. Jednak w takim wypadku nie mógł zrealizować żadnego ze swych pomysłów, więc po prostu siedział i czekał na możliwość opuszczenia sali. Aby nie wydawać się zbyt podejrzanym, parę razy wziął udział w licytacji, ale tylko gdy wiedział że ktoś go przebije. Po sprzedaniu ostatniego przedmiotu, kupcy kolejno udawali się do osobnego pomieszczenia a dla reszty towarzystwa zorganizowano kolejny pokaz tortur. Poczekał aż pierwsza para opuściła salę i po chwili sam także z niej wyszedł. Następnie skierował się wprost do wyjścia z domu kupca. Udało mu się bez problemu opuścić dom i zniknąć w ciemnościach pogrążonego w ulewie miasta.
[Ciąg dalszy: chwilowo brak]
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Aukcja przebiegała jak wiele innych. Prezentacja towaru, cena wywoławcza i kilka przekrzykujących się głosów. Męskich i damskich. A przedmioty licytacji były różne, choć związane głównie z tą ciemniejszą i mroczniejszą stroną magii. Deganaan przypatrywał się kolejno każdej osobistości, jednak maski skutecznie uniemożliwiały identyfikację. Musiał liczyć na łut szczęścia. A na takowy się nie zapowiadało, więc tylko siedział i słuchał.
- Widzą tu państwo doskonale wykonany kostur, zdobiony klejnotami krwi. Legendy głoszą, że należał do jednego z czarnoksiężników Kręgu Kości. Cena wywoławcza sto tysięcy Ruenów!
I cała salę wypełniły krzyki: sto tysięcy dwieście! Sto tysięcy pięćset!
Aukcja ciągnęła się w nieskończoność, a mimo to Deganaan nie mógł wymyślić, jak rozpoznać swój cel. Mijały godziny, przez salę przewinęło się pełno potężnych przedmiotów. Ostatnim z nich był miecz. Mało kto spodziewał się zobaczyć broń białą na tym spotkaniu. Mistrz Ceremonii zaraz wyjaśnił historię ostrza. Niegdyś żył rycerz. Nie jakiś zwykły siepacz z herbem, a prawdziwie mężny i silny wojownik. Nikt nigdy nie pokonał go w walce. Ciągłe zwycięstwa i napływające dzięki nim bogactwa powoli niszczyły umysł rycerza. Pragnął więcej i więcej. Razu pewnego spotkał na swojej drodze czarodzieja. Ten obiecał mu broń zdolną przeciąć górę na pół. Ceną miała być dusza rycerza. Nietrudno się domyślić, że ów wojownik ochoczo przystał na taką propozycję. Zgodnie z obietnicą, już następnego dnia dzierżył w ręce miecz, wykuty w samych czeluściach piekieł. Kiedy tylko czarodziej dopełnił swojej części umowy upomniał się o zapłatę. Zrzucił maskę, ukazując swe prawdziwe oblicze. Potężny Piekielny - Rahvi - najgorszy z najgorszych. Wbił swą pazurzastą łapę w pierś rycerza i wyrwał z niego duszę, razem z życiem. Legenda głosi, że ktokolwiek posiądzie ową broń, nie robiąc układów z Rahvim, będzie mógł spokojnie nazwać się jednym z najpotężniejszych osób na świecie. Kiedy tylko Mistrz ogłosił cenę wywoławczą na sali zapadła grobowa cisza. Nikt nie chciał ryzykować, każdy obawiał się o swe życie. Wtem jakiś mężczyzna wstał z krzesła.
- Milion Ruenów. Towar odbieram teraz.
Deganaan nie miał wątpliwości. To był Duch, którego szukał. Kto inny, jak nie pozbawieni dusz, bezwzględni wojownicy gotowi byli zaryzykować własnym życiem, by posiąść władzę i moc?
Aukcja dobiegła końca, zebrani powoli zaczęli opuszczać salę. Deganaan podążał za Duchem, aż do wyjścia z rezydencji. Sala balowa też pustoszała, co znaczyło że biesiada również dobiegła końca. Oboje wyszli przed budynek.
- Czemu mnie śledzisz, chłopcze? - Duch nawet się nie obrócił, kiedy z jego ust padło pytanie. Sięgnął dłonią do twarzy i zrzucił maskę kota, oraz długi płaszcz. Miał na sobie skórzaną zbroję, pociętą w wielu miejscach. Dopiero wtedy spojrzał na Deganaana. Jego twarz już dawno straciła swój ludzki wygląd. Zachował tylko jedno oko oraz pół nosa. No i usta. Cała reszta była pocięta, popalona, bądź nie był jej w ogóle.
- Zemsta. Brałeś udział w morderstwie mojej rodziny. Teraz ja zgładzę ciebie. Dobądź broni, Duchu. - Chłopak skrzyżował sejmitary na piersiach.
- Ty chcesz walczyć ze mną? Odejdź lepiej, póki dobry humor mam. Może nie wbiję ci ostrza w plecy.
- Walcz! - Deganaan rzucił się na przeciwnika, tnąc na oślep. Żaden z jego ataków nawet nie otarł się o Ducha. Natarł ponownie, z identycznym skutkiem.
- Teraz moja kolej - Duch tylko uniósł rękę z nożem i w mgnieniu oka znalazł się za plecami chłopaka. Deganaan poczuł zimne ostrze przecinające jego skórę, a następnie powoli wchodzące w jego plecy. Upuścił miecze i padł na kolana.
- Głupcze, nie jestem zwykłym człowiekiem. - Wokół Ducha zaczęły tańczyć płomienie. - Jam jest Rahvi! Najgorszy z najgorszych! Żadne śmiertelnik nie ma ze mną szans! A teraz umrzesz tutaj, w błocie. Żegnaj, głupcze.
Piekielny zniknął, tak samo jak świadomość Deganaana.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Życie śmiertelników bywa przezabawne biorąc pod uwagę skomplikowane układy przyczynowo skutkowe, które mogą wyniknąć na skutek nie mniej planowanych i nieprzewidywalnych okoliczności. Gregevius nie chciał maczać swych boskich dłoni w bezpośrednim ukaraniu heretyków i bluźnierców zebranych na kupieckim przyjęciu. Chciał rozegrać wszystko jako partię szachów. Powoli, figura po figurze dążyć do zwycięstwa, do całkowitej wiktorii w aurze chwały cichej cichej i niepowstrzymanej śmierci. Jednakże usunięcie z budynku barda, który miał posłużyć Archaniołowi za narzędzie tego wieczoru było wysoce niewygodne. Wyglądało więc na to, że wysłannik Pana będzie zmuszony sam rozwiązać problem, ukarać winnych i dalej ruszyć tropem wiecznie ukrywające się nekromanty, okrytego płaszczem trupiego odoru i nieprzeniknionej mgły utkanej z mrocznych zaklęć i rytuałów.
Szlachcic w czerni westchnął cicho stając pośrodku komnaty, w której zebrali się goście, ciągle spętani odurzeniem pijaństwa i obżarstwa. Burza na zewnątrz budynku z każdym momentem przybierała na sile, jakby chciała wyłamać ramy okien, zmiażdżyć dach, wyrwać każdą nieszczęsną duszę z bezpiecznego wnętrza i spopielić ją w ognistych ramionach błyskawic. Anioł powoli rozłożył ramiona, przymykając oczy, jakby w ciszy ekscytował się chwilą, która lada moment miała nadejść, uderzyć, zaskoczyć i uciszyć zebranych, na zawsze.
Głośny trzask przedarł się przez ogólny rumor biesiady. Przezroczyste szkło największego z okien posypało się raniącymi okruchami na bujne dywany, którymi wyłożona była podłoga. Do środka wdarła się Skrzydlata Śmierć.
Setki, tysiące kraczących zjaw lawirowały pomiędzy gośćmi, wirowały po sklepieniu komnaty, ocierając skrzydłami o zimne, kamienne ściany. Archanioł powoli otworzył oczy, z których biła teraz pustka, wymieszanie bieli i purpury, cisza i nadchodząca zagłada zebranych. Ogólna panika, krzyki, wrzaski i rwetes nie przeszkadzały Archaniołowi w dokończeniu zamierzonego przez siebie celu. W rozwartej prawej dłoni wysłannika Boga pojawił się czarny, lekko przezroczysty i migoczący półtorak. Dla każdego śmiertelnika ważyłby setki ton, niemożliwe do udźwignięcia niczym góra miażdżąca łono matki ziemi. Kosidło. Narzędzie kary i przeznaczenia. Gregevius uniósł czarne ostrze wieczności ponad chmarę upiornych ptaków, które powoli kumulowały się na jego grzbiecie, tworząc gamę czarnych piór cmentarnych skrzydeł anioła. Mogilne ostrze zabłysło purpurą, na widok blasku której śmiertelni grzesznicy niemalże bezwładnie upadli na kolana, porażeni przejmujacym chłodem nadchodzącego końca oraz aurą kojącej śmierci.
***
Samotny wędrowiec znikał w mrokach deszczowej zamieci, okryty czarnym płąszczem. Podróżował sam. Mokry materiał sunął zanim niczym makabryczny welon poprzez błotniste odmęty sklepiska pospolitego poruszania się. Za sobą zostawiał pusty i cichy dom, zasłany dziesiątkami zimnych ciał, których twarze były powykrzywiane w nieziemskim bólu i przerażeniu. Wyrok był prosty. Wieczna męka. Archanioł rozbiła ogniwa łańcucha które więziły zabrane dusze i rozsiał je po całym budynku, jednocześnie pieczętując ich los. Wkróce to domostwo popadnie w ruinę, jednakże jego ściany przetrwają by na zawsze już więzić grzeszne dusze.
Tak oto cichy posłaniec odchodził, pragnąc kontynuować swe zadanie.

Ciąg Dalszy Gregeviusa: https://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f= ... 021#p76021
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość