Arturon[Miasto] Z Dawnych Czasów Nowego Początki

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Czuła, że kwiat nadal znajduje się w jej dłoniach, więc otworzyła oczy. Szayel widocznie nie zamierzał przyjąć podarku.
Mogła się tego spodziewać, a jednak czuła zawód. Całe uczucia przelała przecież w ten gest. Miała nadzieję, że mężczyzna nie pogardzi prezentem.
Zbliżył się do niej, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Może w inny sposób zamierza przyjąć jej miłość? Delikatnie odgarnął jej kosmyk włosów i szepnął. A był to szept, od którego dziewczynę przyszedł dreszcz.
- Odszukaj dla mnie Isemalina Pelagiusa. Przyjdź z nim do posiadłości Nerrsosa. Powiedz, że Szayel chce z nim pomówić.
Nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego. Liczyła bardziej na wyznanie. Ale i tak była zadowolona. Ukochany powierzył jej zadanie, zaufał jej.
Szayel uniósł się w powietrzu
- On będzie znał drogę…liczę na ciebie.
I liczył na nią!
Poczuła pełnie szczęścia, popatrzyła tylko jak mężczyzna rozpływa się w obłoku ciemności, i zaraz skoczyła do Keira. Stał odwrócony tyłem do pagórka.
- Keir! Keir! On mnie kocha!
Zatańczyła wkoło i zachichotała wesoło. Brunet odwrócił się powoli w jej stronę. Miał ponurą, lekko zagniewaną minę.
- Tak, gratuluje. - i nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem, odszedł szybkim krokiem. Był zły, bardzo zły. Nie wiedział dlaczego, ale odczuwał wściekłość. I smutek.
Shreya zamrugała zdziwiona. Pewnie by się przejęła dziwnym zachowaniem przyjaciela, lecz teraz myślała wyłącznie o zadaniu powierzonym jej przez Szayela.
Isemalin Pelagius, tak?
Domyślała się, że mężczyzna musi być na placu. Ruszyła w tamtą stronę żwawym krokiem.
Trudno było się przedostać do miejsca, w którym miała nadzieję znaleźć Isemalina. Uroczystości już trwały, na rynku było pełno ludzi. Zauważyła swoją matkę. Podbiegła do niej, szarpnęła ją za rękaw i szepnęła:
- Gdzie jest Isemalin Pelagius?
Pani Vessalius spojrzała na córkę zdziwiona
- Isemalin Pelagius? Powinien być gdzieś tam... - wskazała ręką na miejsce tuż przy wystawionym ciele Mateusa. - A czego od niego potrzebujesz?
Lecz Shreya już nie słuchała. Właśnie szła w kierunku, który poradziła jej matka.
Blisko ciała starego Pelagiusa stała przede wszystkim rodzina, mnóstwo czarodziejów. Dziewczyna podeszła do tego, który stał najbliżej niej.
- Isemalin?
Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy i wskazał palcem na kogoś dalej. Czarnowłosa skoczyła w tamtą stronę i zaczepiła następną osobę
- Isemalin?
Kolejne zaprzeczenie, a przy tym pomruk niezadowolenia.
Poczuła lekkie stuknięcie w ramię, więc spojrzała za siebie.
- Isemalin?
Uśmiechnęła się, gdy mężczyzna skinął głową. Podeszła do niego bliżej i szepnęła
- Szayel chce się z panem spotkać.
Na te słowa, jasnowłosy starszawy mężczyzna pociągnął ją za sobą, oddalając się od ludzi.
- Szayel...?
- Tak, w posiadłości Nerrsosa.
Shreya była zadowolona z siebie. Znalazła czarodzieja, przekazała mu wiadomość, w dodatku nie zapomniała do jakiego miejsca ma się później skierować.
Isemalin rozejrzał się czy nikt nie patrzy i szybko skierował się w stronę jakiejś uliczki. Dziewczyna podążyła jego śladem. Kluczyli między budynkami, aż dotarli do wielkiej rezydencji. Mężczyzna stanął przed drzwiami z numerem 85 i zastukał w nie kołatką.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel pojawiwszy się z powrotem w posiadłości Nerrsosa odpowiedział mu o spotkaniu Czarodziejki, która wyznała mu miłość. Słysząc to mężczyzna zaśmiał się głośno rozbawiony.
- Miłość, oh, na bogów – starzec otarł załzawione oczy – To sobie wybrała obiekt uczuć, nie ma co.
- Hmpf – prychnął, siedząc na marmurowym parapecie i wpatrując się w okno skierowane na ogrody rezydencji – Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, ale wiesz co – zerknął na Nerrsosa – Miłość to potężna broń. I ja ją wykorzystam.
Starzec zachichotał pod nosem, szturchając końcem swej kryształowej laski w kominku.
- Potrzeba nam świeżej krwi. Szczerze powiedziawszy to mało mnie to interesuje, kto jest twoim obiektem uczuć…
- Ona nie jest moim obiektem uczuć! – zaznaczył lodowatym tonem Pradawny, rzucając przyjacielowi mordercze spojrzenie. Na moment zapanowała upiorna cisza, w której rozbrzmiewał jedynie trzask trawionego przez płomienie drewna.
- Oczywiście, wybacz, źle ująłem słowa – odpowiedział Nerrsos ze skruchą - Chcę po prostu powiedzieć, że skoro jest Czarodziejką, to może okazać się przydatna.
- Dlatego zleciłem jej zadanie. Sprowadzi tu Isemalina.
- A jeżeli jest szpiegiem?
Szayel zamyślił się, wodząc palcem wskazującym po dolnej wardze. Brał to pod uwagę już przy pierwszym spotkaniu, lecz nie wyczuł wokół niej żadnych zaklęć, które mogłyby kontrować jej umysł. Naturalnie wcale nie musiała być pod wpływem zaklęcia. Mogła udawać, lecz czy jakakolwiek agenta starałaby się podejść do swego celu wyznając mu miłość? Być może dla niepoznaki, ale coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Kobieta zupełnie nie nadawała się na agentkę czy szpiega. Przynajmniej po tym, co zaprezentowała. W jej oczach natomiast widniało szczere, prawdziwe uczucie. Takie samo, jak dawno temu widział w oczach innej kobiety…
- Nie jest – rzekł, uśmiechając się pod nosem – A jeżeli jest – uniósł prawą dłoń, którą pokryły czarne płomienie – Długo nie pożyje.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- To on – odezwał się Ultralorix swoim dudniącym głosem dobiegającym jakby zza ściany – Jest z nią.
- Szybko się uwinęła – zauważył sarkastycznie Nerrsos, ruszając w stronę wyjścia – Może coś z niej będzie.
Mężczyzna opuścił pomieszczenie i zszedł po kręconych schodach na parter, gdzie otworzył drzwi. Oczom ukazał mu się sędziwy, postawny mężczyzna o szlachetnych rysach twarzy i dość atrakcyjna Czarodziejka. Skłonił się Pelagiusowi, patrząc jednocześnie uważnym wzrokiem na kobietę.
- Witaj Isemalinie, dawno cię nie widziałem – przerwał na moment – I witam ciebie…Czarodziejsko.
Zaprosił ich do środka, a gdy weszli, zamknął za nimi drzwi, nakładając na nie zabezpieczające zaklęcia chroniące.
- Podobno Szayel wrócił – powiedział Isemalin z nutką wyższości w głosie, niby wciąż niedowierzając. Zdjął białe niczym śnieg rękawiczki i odstawił gustowną, diamentową laseczkę na bok.
- A, to prawda – ucieszył się Nerrsos – Proszę za mną, szanowny Panie…i Pani – dodał z uśmiechem.
Weszli po schodach na górę, a następnie pokonali długi korytarz aż dotarli do wielkich, dwuskrzydłowych drzwi. Te nim ktokolwiek zdążył ich dotknąć zajęczały i mozolnie się uchyliły, ukazując wnętrze pomieszczenia. Szayel siedział na jednym z czterech foteli ustawionych naokoło stolika pośrodku.
- Wreszcie – powiedział Isemalin nie kryjąc swojej radości – W końcu się zjawiłeś.
Szayel wstał i ukłonił się z gracją, czekając, aż każdy z gości zajmie miejsce. Jedynie kobieta zdawała się zwlekać, zerkając nieśmiało w jego kierunku. Ujął jej dłoń, składając na niej delikatny pocałunek.
- Od teraz nie ma już ucieczki, moja Pani – szepnął zmysłowo, posyłając jej demoniczny uśmieszek.
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Drzwi otworzył starszy mężczyzna. Skłonił się Pelagiusowi, po czym uważnie przyjrzał Shreyi.
- Witaj Isemalinie dawno cię nie widziałem. I witam ciebie... Czarodziejko.
Dziewczyna dygnęła lekko. Weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Przede wszystkim jednak szukała ukochanego.
Nerrsos poprowadził ich krętymi schodami, a później wzdłuż korytarza aż do wielkich dwuskrzydłowych drzwi, które same się przed nimi otworzyły.
Shreya nie przyjrzała się pokojowi, nie zwróciła uwagi na wystrój. Jej wzrok był utkwiony w Szayelu. Automatycznie przyciągnął całą jej uwagę tak, że była skoncentrowana wyłącznie na nim.
Mężczyzna wstał i przywitał się z Isemalinem. Staruszek i wuj Pelagiusa zajęli miejsca, lecz Shreya nie wiedziała co robić. Już zauważyła, że wokół stolika stoją cztery fotele, ale czy jeden z nich jest przygotowany dla niej? Może przyjdzie ktoś jeszcze? Może powinna wyjść? Pytania kłębiły się w jej głowie, zaburzając procesy myślowe. Spojrzała na Szayela szukając ratunku. Chyba zauważył jej zmieszanie, gdyż podszedł, ujął jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Od teraz nie ma już ucieczki, moja Pani. – szepnął, posyłając niepokojący uśmiech.
Dotyk jego ust na jej skórze zadziałał na nią elektryzująco, czuła dreszcze przechodzące przez całe ciało. Była pobudzona, wszystko odbierała dokładniej i intensywniej.
Wyobraziła sobie jak zadziałałyby na nią pocałunki złożone na jej szyi. Usta mężczyzny mknące po skórze, błądzące po jej ciele dłonie. Błękitne zimne oczy, śledzące każdy jej ruch. Człowiek o tak chłodnym sercu, musiał skrywać w sobie wiele pasji. Być może przekłada się ona na namiętność z jaką się kocha.
Przywołała się do porządku. Nadal jednak nie była pewna czy ma usiąść. Nerwowo obracała łodygę kwiatu między palcami.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

- Proszę, usiądź – rzekł do Czarodziejki łagodnie, zajmując własne miejsce – Nie masz się czego obawiać. Od teraz jesteś jedną z nas.
Isemalin poruszył się nerwowo na swoim miejscu.
- Czemu mnie nie ostrzegłeś? – zapytał nie kryjąc swojej irytacji – Wiesz, co się może stać, gdy dowiedzą się, że z tobą współpracuję?
- Wybacz wuju, ale sam wiesz, że nie mogłem się osobiście pokazać w otoczeniu starszyzny. Dlatego po ciebie posłałem.
Isemalin prychnął, rzucając Czarodziejce spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Następnym razem niech nie pyta się każdego po kolei czy jest Isemalinem…to uwłacza mojej osobie.
- Dobra, dobra – rzucił Nerrsos jakby na rozluźnienie – Lepiej pomówmy o szczegółach całej operacji.
- Tak, w istocie – mruknął Isemalin, ponownie kierując wzrok na Szayela – To prawda co powiedziała twoja matka? Zabiłeś Mateusa?
Szayel kiwnął głową bez cienia wstydu czy wahania.
- I teraz wchodzisz ty ze swoją rolą, wuju – powiedział z uśmiechem, biorąc do reki kryształowy kielich wypełniony czerwoną cieczą.
- Moją rolą? – powtórzył nie kryjąc zaskoczenia, również biorąc kielich z napojem. Spiął brwi nieznacznie – Zechcesz mi ją wytłumaczyć?
- Oh, to bardzo proste – westchnął Szayel, wstając ze swojego siedzenia. Zaczął mówić swobodnym tonem, przechadzając się po pomieszczeniu – Powiedz mi. Kto przejmie władzę nad rodem? Mateus nie żyje. Lolarian jest pozbawiony daru magii, Ja– zaśmiał się tylko – Główna gałąź rodu została ucięta. Przewodnictwo przejmie inna, poboczna.
Zawiesił głos oczekując na odpowiedź.
Isemalin zerknął na Nerssosa, Czarodziejkę, a następnie na Szayela. Uśmiechnął się biorąc łyk napoju.
- Starszyzna wciąż nie zdecydowała.
Szayel uniósł kielich, mieszając jego zawartość okrężnymi ruchami. Spoglądał w półprzezroczysty kryształ i uniósł go na wysokość swych oczu, patrząc przezeń na jeden z obrazów.
- Czemu Ty niemiałbyś zostać nową głową naszego rodu? – spytał uwodzicielskim półszeptem.
Zapadła cisza. Isemalin z początku wydawał się całą sprawą mocno zaskoczony, lecz nagle wybuchnął gromkim śmiechem.
- Myślałem, że straciłeś zainteresowanie naszą rodziną. A tu proszę. Czyżbyś chciał mi w tym pomóc?
Czarnowłosy odwrócił się z uśmiechem na twarzy.
- Mam w tym swój cel. Pomogę tobie, a ty mi.
Isemalin wstał podchodząc do niego.
- Tylko głupiec by odmówił twej pomocy, mój ukochany bratanku – uścisnął go i poklepał po plecach – Teraz jednak nie mogę rozmawiać. Muszę być na pogrzebie, bo wzbudzę podejrzenia. Dziś po północy do was przyjdę.
Skłonił się wszystkim i opuścił pomieszczenie.
Nerrsos odprowadził Isemalina wzrokiem, a gdy ten zniknął, przemówił.
- Nie ufałbym mu do końca, Szayelu.
- Ja nigdy nie ufam nikomu do końca…przyjacielu – odparł chłodno, patrząc przeszywająco na starca.
Nerrsos wstał opierając się o lasce.
- Zostawię was samych.
To powiedziawszy opuścili pokój, zamykając za sobą drzwi.
Szayel spojrzał na Czarodziejkę. Dopiero teraz sobie uświadomił, że nawet mu się nie przedstawiła.
- Jak masz na imię?
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Shreya z chęcią spełniła polecenie i usiadła w wygodnym fotelu. Przez większą część spotkania, wodziła za Szayelem rozmarzonym wzrokiem. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej sny się urzeczywistniły. Była tak blisko mężczyzny, którego kochała. Czy może istnieć większe szczęście?
Była trochę niepewna. Została zaangażowana w tą całą sytuację i wiedziała, że nie ma już odwrotu. Myśl ta ekscytowała ją - jej los został, w pewnym stopniu, związany z Szayelem. Z drugiej strony, zdawała sobie sprawę, że ukochany w każdej chwili może ją zabić. Nie łudziła się. Póki nie jest dla niego kimś ważnym i specjalnym, jej życie niewiele dla niego znaczy. Dlatego musiała go w sobie rozkochać. By mogła zostać z nim już na zawsze.
Nim się spostrzegła, Isemalin opuścił już pokój. Zastanowiła się na czym stanęło. Miała nadzieję, że ukochanemu udało się osiągnąć zamierzony cel. Zaraz też Nerrsos dźwignął się ze swojego miejsca
- Zostawię was samych.
Shreya spojrzała z wdzięcznością za wychodzącym starcem.
Jaki cudowny człowiek!
W pokoju znajdowali się teraz tylko Szayel i ona. Nadarzyła się idealna okazja, by przekonać go do siebie.
- Jak masz na imię?
Pytanie zadał mężczyzna. Niby proste i oczywiste, z racji tego, że jeszcze mu się nie przedstawiła, lecz dziewczyna i tak była bardzo zadowolona. Chciał się do niej czegoś dowiedzieć.
Czarodziejka wstała i dygnęła.
- Shreya Vessalius. - przedstawiła się.
I wtedy wyobraziła sobie siebie przedstawiającą się jako "Shreya Pelagius". Tak jej się spodobało, że zaraz powtórzyła to cicho pod nosem. Nie zdążyła ugryźć się w język. Miała nadzieję, że Szayel tego nie usłyszał.
Miała jednak ochotę zrobić coś, co mogłoby sprowokować mężczyznę do jakiejś wyraźnej reakcji. Zburzyć jego spokój.
Ponownie rozważyła pomysł rzucenia się na niego. Obawiała się jednak, że zanim by doskoczyła do ukochanego, już leżałaby martwa na podłodze. Spróbowała, więc bardziej niewinnie. Znowu wyciągnęła kwiatek przed siebie. Strasznie dziecinny gest, ale Shreyi zależało na tym, by dać coś Szayelowi.
- Bo ja... bardzocięlubię - ostatnie słowa wymówiła tak niewyraźnie i cicho, że nie miała pewności czy mężczyzna ją zrozumiał. - I ja naprawdę... chciałabymspędzićztobąresztężyciaoileniemasznicprzeciwko. - Nerwy sparaliżowały ją do tego stopnia, że najistotniejszych rzeczy nie umiała normalnie powiedzieć.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Spojrzał na kobietę, a następnie na kwiatek. Jej „wyznanie” było dziecinne. Gdyby nie była mu potrzebna, zginęłaby już wtedy pod drzewem. Potrafił jednak perfekcyjne maskować swoje emocje i myśli. Shreya, jak się przedstawiła, miała magiczny potencjał, co oznaczało, że może się przydać w przyszłości. Należy ją jednak oszlifować. Wykuć niczym miecz w rozgrzanej kuźni. Widział mimo to szansę na stworzenie z niej naprawdę godnej jego boku sojuszniczki. Zimnej, wyniosłej i fanatycznie oddanej.
Uśmiechnął się przyjmując jej podarunek. To znaczy ten chwast…kwiatek. Nie widział w nim piękna ani żadnej wartości, lecz by zyskać jej przychylność mógł się poniżyć. Manipulacja wymagała z początku poświęceń.
- Musisz kontrolować swoje emocje – powiedział lodowato, mijając ją niczym cień i przechadzając się po pomieszczeniu – Nie możesz tak ukazywać swoich uczuć względem mojej osoby – zerknął na nią, unosząc kwiatek do swojego nosa – Ciekawi mnie skąd w tobie taka fascynacja mną…
Przerwał na moment, spinając brwi. Jego Szata załopotała nagłym podmuchem podobnie jak i włosy.
- Kłamiesz? Czy mówisz prawdę? Musisz wiedzieć, że przy moim boku będziesz stąpać po najczarniejszych odmętach otchłani. Twoje życie zamieni się w Piekło – zawiesił głos, dodając zmysłowym półszeptem – Ból stanie się twoją rozkoszą. Kim jesteś? Czego pragniesz?
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Nadzieje w niej odżyły, gdy mężczyzna przyjął kwiatek. Radość nie trwała długo. Minął ją, nie zaszczycając spojrzeniem.
- Musisz kontrolować swoje emocje. - jego głos był chłodny. - Nie możesz tak ukazywać swoich uczuć względem mojej osoby. Ciekawi mnie skąd w tobie taka fascynacja mną...
Każde jego słowo raniło ją dotkliwie. Była przygotowana na śmierć, ale nie na to. Wyrzucała sobie głupotę, sądząc, że zaakceptuje ją taką, jaką jest. Mimo wszystko, czy można było przygotować się na coś takiego?
Szayel kontynuował:
- Kłamiesz? Czy mówisz prawdę? Musisz wiedzieć, że przy moim boku będziesz stąpać po najczarniejszych odmętach otchłani. Twoje życie zmieni się w Piekło. Ból stanie się twoją rozkoszą. Kim jesteś? Czego pragniesz?
Coś się zmieniło. Coś pękło. Shreya wiedziała, że nie jest już tą samą osobą, którą była jeszcze przed chwilą. Spojrzała na mężczyznę, a w jej głosie nie słychać było żadnych emocji.
- Pójdę za tobą nawet do piekła.
Po tych słowach, odwróciła się do niego tyłem, by nie widział bólu, jaki malował się na jej twarzy. Popatrzyła na okno. Ostatnie promienie słońca tańczyły na kroplach wolno spływających po szybie.
- Zrobię co zechcesz, będę taka jaką chcesz bym była. Czy to wystarczy?
Skrzyżowała ramiona czując przeraźliwy chłód.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Odwrócona do niego plecami nie mogła zobaczyć uśmiechu, jaki zagościł na jego twarzy. Odłożył kwiatek na stoliczek, podchodząc do niej od tyłu. Położył głowę na jej ramieniu, szepcząc zmysłowo Pradawnej do ucha.
- To będzie początek, ale tak, wystarczy – przejechał palcem po jej policzku, podśmiewając się cicho – Jest w tobie magiczny potencjał. Ja go z ciebie wyciągnę. Przy mnie staniesz się potężna. Ludzie będą drzeć na twe imię…jak na moje podobieństwo.
Złapał ją gwałtownie za szyję, przyciągając jej głowę do siebie.
- Nim zostaniesz moją uczennicą, moim cieniem, musisz zerwać ze swoją przeszłością – rzekł, przygryzając płatek ucha kobiety. Czuł jak cała się trzęsie. Była bezsilna wobec niego. I o to właśnie mu chodziło – Będziesz musiała zabić… - zawiesił głos, liznąwszy jej szyję – zabić swoich rodziców. Wtedy uznam cię godną stania u mego boku. Zostaniesz moją uczennicą, a w przyszłości.
Zaśmiał się pod nosem.
- Kto wie. Zgadasz się?
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Drgnęła, gdy poczuła dotyk mężczyzny. Usłyszała jego szept tuż przy uchu. Była niespokojna. Czuła się, jak gdyby ciemność powoli oblepiała ją i wciągała w jeszcze większy mrok. A przecież powinna być zadowolona.
Wiedziała, że Szayel jedynie się nią bawi. Był jej jedyną słabością i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zacisnęła zęby, by powstrzymać jęk, gdy Czarodziej przygryzł jej płatek ucha. Starała się uspokoić przyspieszony oddech.
Mężczyzna kontynuował:
- Będziesz musiała... – zawiesił głos. – zabić swoich rodziców.
Shreya nie usłyszała już niczego więcej. W piersiach zabrakło jej tchu, a w uszach dudniło. Otworzyła usta, by wziąć wdech, lecz płuca uporczywie nie chciały przyjąć powietrza. Zrobiło jej się niedobrze, a oczy nabiegły łzami.
Spojrzała w jego twarz. Jak to możliwe, żeby człowiek był tak pozbawiony emocji? Złapała go mocno za ramiona, a łzy wreszcie poleciały torując sobie drogę przez blade policzki, aż do brody, z której skapywały.
Nie...
- Nie! Błagam! Proszę cię! Tylko nie to, błagam, nie każ mi tego robić. – głos trząsł się od emocji, wyrwał jej się szloch. – Zrobię wszystko! Upozoruję własną śmierć, zerwę wszelkie kontakty z rodziną! Proszę, nie to!
Nie mogłaby zabić rodziców. Nie byłaby w stanie.
- Jeżeli potrzebujesz ofiary, zabiję Keira!
Shreya natychmiast przycisnęła dłonie do ust, tak jakby chciała powstrzymać słowa, które zostały już wykrzyczane i teraz zawisły w powietrzu.
Keir, przyjaciel z dawnych lat. Osoba tak jej droga jej sercu, niczym rodzony brat. Keir, symbol jej dzieciństwa.
Keir, jej pierwsza młodociana, niepoważna miłość.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

odwracając do niej plecami. Podszedł szybkim krokiem do okna, słysząc cały czas za swoimi plecami cichy szloch. Nie podejrzewał, że Czarodziejka tak zareaguje, a już z całą pewnością nie, że on sam. Coś się w nim obudziło. Co to było? Sam nie wiedział. Współczucie? Litość? Nie, nie, nie. Wyzbył się tych uczuć tak dawno temu. Tak długo je zabił. Powoli, ze łzami i jednocześnie uśmiechem. Potrząsł głową. Może nieco przesadził. Powinien zrobić to stopniowo. Najpierw niech poczuje smak bólu zerwania z przeszłością. Powoli będzie zanurzać się w ciemności, aż ta ją całkowicie pochłonie.
- Mniemam, że to ten chłopak, z którym się pojawiłaś za murami miasta, prawda? – zapytał, zerkając na nią przelotnie – Dobrze, zabij go. Zerwij kontakty z rodziną. Mówiłem, że będziesz kroczyć ścieżką bólu – uśmiechnął się, kierując wzrok w stronę okna naprzeciwko – A ty zdecydowałaś się podążać za mną nawet do Piekła. Jeżeli myślisz, że morderstwo własnych rodziców to najgorsze, co możesz zastać w Piekle, to się grubo mylisz.
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Szayel odwrócił się do niej plecami i podszedł do okna. Zdenerwowała go? Zawiodła? Może, lecz nie mogła powstrzymać płynących z oczu łez. Musiała podjąć decyzję, najtrudniejszą przed jaką kiedykolwiek została postawiona. Czuła, że zatapia się coraz bardziej w bólu. Podniosła wzrok na mężczyznę. Może to dlatego wyzbył się uczuć? Dlatego, że tak jest prościej. Człowieka, który niczego nie czuje nie można zranić.
W pokoju rozległ się głos Czarodzieja, na którego dźwięk Shreya zatrzęsła się w przestrachu.
- Mniemam, że to ten chłopak, z którym pojawiłaś się za murami miasta, prawda? Dobrze, zabij go.
Dziewczyna skrzywiła się. Więc tak to się skończy? Życie przyjaciela za jej szczęście? Ale czy w ogóle można tu było mówić o szczęściu?
Tak.
Shreya wciąż kochała Szayela. Wolałaby go nienawidzić, ale nie potrafiła. Przynajmniej, bez względu do czego zostanie jeszcze zmuszona i jakich grzechów się dopuści, to jedno pozostanie w niej czyste.
Słuchała słów mężczyzny, powoli uspokajając się. Nadal miała problemy ze swobodnym oddychaniem, lecz inne objawy histerii powoli znikały. Otarła twarz z łez.
Była zdeterminowana. Chciał chłodnej kobiety? Będzie ją miał. Od tej chwili Shreya zacznie panować nad emocjami. Miłość schowa głęboko w sercu tak, by Szayel nie zniszczył w niej chociaż tej jednej rzeczy.
W tym momencie była wyprana ze wszelkich emocji. Czy aż taką przyjemność sprawiało mu niszczenie innych?
- Dobrze. Zabiję go. Chcę jednak czegoś w zamian. - Wiedziała, że zadziera z ogniem składając tak odważną propozycję. Pragnęła jednak, w ten dziwny sposób, zemścić się na nim. Być może zdystansuje się od niego w ten sposób? - Chcę dzisiejszą noc spędzić z tobą.
Może uda jej się go nawet znienawidzić. Wie, że potraktowałby ją jak przedmiot.
Pragnęła po prostu ulżyć swojemu cierpieniu.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Chciała z nim spędzić noc? Zaśmiał się cicho pod nosem, odwracając do niej i siadając na parapecie. Musiała być naprawdę w nim zakochana skoro miała odwagę prosić o taką…przysługę. Albo zwyczajnie szalona. Choć czy jedno nie wykluczało drugiego? Przyłożył głowę do szyby zastanawiając się.
W jaki sposób chciała z nim spędzić tę noc? Nie miał żadnych problemów z…tymi sprawami. Był Hedonistą. Przyjmował przyjemność pod każdą postacią. W przeszłości dopuścił się tylu wypaczonych praktyk, że sam Najwyższy w Niebiosach umilkłby ze wstydu. Kontakt fizyczny należał tylko do jednej z form czerpania rozkoszy. Miłość jednak już dawno przestała gościć w jego sercu. Kiedyś owszem. Kochał. Miał nawet wybrankę serca…a raczej wybrańca. Tak, pałał uczuciem do mężczyzny. Prawdziwym uczuciem, lecz koniec końców uczucie to zgasło wraz z życiem jego obiektu westchnień. Nigdy nie zdążył mu powiedzieć ile naprawdę się dla niego liczył.
Spojrzał na Shreyę. Wybrała zły czas na poszukiwanie miłości w jego sercu. Spóźniła się o pięćset lat. Ale cóż…
Uśmiechnął się do niej drapieżnie.
- Zgoda – odpowiedział intymnym półszeptem – jednak…
Wyciągnął prawą rękę. Buchnęły czarne obłoki i w jego dłoni pojawił się rytualny sztylet. Krótki, ale wykonany z wręcz mistrzowską precyzją. Wykonany był z czarnego kryształu. Jego rękojeść przypominała dwa splecione ze sobą węże, których dwie głowy, będące głowicą, stanowiły podłoże dla czarnego smoka trzymającego w szponach krwisty rubin. Jelec przynosił na myśl błoniaste, kościste skrzydła, natomiast ostrze kręcony stożek.
Posłał broń w stronę kobiety. Ostrze zawisło w powietrzu tuż przed nią.
- Przynieś mi jego serce.
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Ostrze zawisło tuż przed jej twarzą. Wyciągnęła niepewnie rękę, zaciskając palce na rękojeści sztyletu. Więc tym będzie musiała zabić Keira? Poczuła suchość w gardle.
Spojrzała na Szayela. Zwlekała z odejściem, mając nadzieję, że mężczyzna zmieni zdanie i w ostateczności nie zażąda od niej tej ofiary. Czekała jednak na próżno. Bez słowa opuściła pokój.
Nie pamiętała później jak pokonała drogę na plac. Miała wrażenie, że znajduje się wewnątrz jakiegoś okropnego koszmaru, z którego nad ranem się wybudzi.
Ceremonia spalenia ciała Mateusa już się zaczęła. Wszystkie twarze, zwrócone były w jednym kierunku. Nikt nie zwrócił uwagi na bladą Czarodziejkę, która z trudem stawiała każdy krok. Ile by dała, by zamienić się miejscem z takim zwykłym człowiekiem. Po pogrzebie wróciłaby do ciepłego domu, przytuliłaby się do męża i pogłaskała po głowie dzieci. Wieczorem poszłaby spać, a następnego dnia po prostu by wstała i żyła. I wszystko toczyło by się dalej. Bez ekscytacji, bez zagrożeń. Cichy, spokojny żywot.
Shreya miała nadzieję, że nie spotka Keira. Modliła się, by ten okazał się być już daleko za Arturonem, daleko od niej. Skryłaby się wtedy w jakimś zaułku i sztyletem wycięłaby swoje własne serce. Przynajmniej wtedy przyjaciel byłby bezpieczny.
Stała z dala od tłumu. Obecność niczego nie świadomych ludzi wokół, tylko pogorszyłaby jej nastrój. Mogłaby tak spędzić wiele godzin, stercząc w miejscu, bez ruchu, wpatrując się w jeden punkt w przestrzeni.
Nie wiedziała ile czasu minęło, kiedy ktoś oplótł ją ramionami.
- Shreyo, przepraszam cię. Zachowałem się jak idiota. Szukałem cię teraz wszędzie, nie powinienem był zostawiać cię tam samej.
Zamknęła oczy. Cichy głos przyjaciela odbijał się echem w jej głowie.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Został sam w pomieszczeniu. Wypuścił głośno powietrze z ust, osuwając się pod ścianą. Czasami, ale tylko czasami, zastanawiał się jakby potoczyło się życie gdyby nie zdecydował się na to, na co się zdecydował. Czy wiódłby spokojne życie ojca, mistrza i szanowanego Czarodzieja? Pewnie tak. Miałby ucznia, wykładał nauki o magii na uniwersytetach, debatował z innymi Czarodziejami…patrzył jak jego dzieci dorastają…
Zacisnął dłonie w pięści, biorąc głęboki wdech. Emocje to słabość. Ograniczenie. Droga do idealności jest ciężka i pełna trudów.
- Ach, miłość – zasyczał cynicznie Ultralorix w jego umyśle – Cóż za wspaniałe uczucie, nieprawdaż? Kto by pomyślał, że mając tysiąc lat wciąż będziesz tak samo rozbudzać serca jak w przeszłości.
- To już nie moje zmartwienie – zaśmiał się, wstając. Odtrącił od siebie słabości ponownie na samo dno podświadomości – Ból ją ukształtuje. Musi zaznać prawdziwego cierpienia straty – Ujął kwiatek, który mu podarowała kobieta – Ale sama musi zadać sobie to cierpienie, świadomie – zmrużył oczy, a roślina w przeciągu jednej sekundy sczerniała i rozsypała się w proch. Otrzepał dłonie.
– Mając świadomość popełnionej przez siebie zbrodni pogrąży się. Stanie się podatna, a wtedy ja ją ukształtuję wedle własnej woli.
- A mnie się wydaje, że i tak przesadziłeś – westchnął od niechcenia smok – Nie wszyscy są tak silni psychicznie jak ty. Powiedziałbym, że nie ma nikogo o tak…skomplikowanej psychice jak ty. Może temu nie podołać.
- Podoła – szepnął z uśmiechem – Zapewniam cię, że podoła. Miłość to potężne uczucie, które potrafi zaślepić wszystkie inne. Żadna magia nie sprawi, że wzbudzisz w drugiej osobie prawdziwą miłość. Mogą to być uroki i klątwy, lecz nigdy nie rozpalisz za pomocą magii serca drugiej osoby prawdziwym płomieniem miłości.
- Znalazł się znawca miłości – prychnął Ultralorix.
- Nie, nie znawca – zachichotał, ujmując amulet w dłoń – Manipulator.
Awatar użytkownika
Shreya
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shreya »

Keir odsunął od siebie dziewczynę, nie wypuszczając jej jednak z objęć. Policzki chłopaka były lekko zaczerwienione, a w oczach widać było ciepło. Shreya popatrzyła na niego. Widać zaniepokoił go tępy wyraz na jej twarzy, bo złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wąskiej uliczki.
Delikatnie oparł dziewczynę o ścianę, lecz nogi się pod nią ugięły, więc objął ją lekko, by nie upadła.
- Shreya? Co się stało?
Czarodziejka wreszcie wyrwała się z otępienia. Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Co miała mu powiedzieć? Jej oczy zaszkliły się od łez. Wszystko byłoby takie proste, gdyby potrafiła powiedzieć Szayelowi „nie”. Natychmiast potem zostałaby zabita, ale zginęłaby z czystym sumieniem.
Ukryła twarz w dłoniach. Tępy ból rozsadzał jej czaszkę od środka. Zacisnęła zęby. Nie mogła sobie pozwolić, by łzy popłynęły po policzkach. Nienawidziła swojej słabości. Nienawidziła siebie. Jak można być tak egoistycznym? Czy rzeczywiście zabije przyjaciela tylko po to, by przypodobać się Szayelowi?
Keir delikatnym ruchem zabrał jej ręce, ujął za podbródek i popatrzył z troską w oczy.
- Jeżeli chcesz płakać, to płacz. Nie można tak dusić w sobie emocji. - zaśmiał się lekko. - Pamiętasz? Jak byliśmy mali to chyba nigdy nie płakałaś. Ja ryczałem przy każdym upadku, a ty, niezależnie jak mocno się potłukłaś, otrzepywałaś się jedynie, wstawałaś i biegłaś dalej.
- Raz płakałam. - dobiegł do jego uszu zduszony głos dziewczyny - Gdy wyjechałeś. Płakałam wtedy przez parę dni.
- Nigdy mi tego nie powiedziałaś. Nawet nie wiesz jak ciężko mi było wtedy cię opuszczać.
Shreya uśmiechnęła się lekko. Keir jedną ręką wciąż ją przytrzymywał, a drugą delikatnie pogładził po policzku. Nagle jego dłoń znieruchomiała. W oczach bruneta pojawiło się pytanie. Przysunął się i pocałował Czarodziejkę.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Do pomieszczenia wszedł Nerrsos stukając miarowo laseczką, o którą się podpierał.
- Powiesz mi, czemu ta dziewczyna wybiegła stąd zapłakana? – spytał swoim typowym tonem pełnym obojętności, siadając na jednym z foteli.
- Wciąż kierują nią emocje – odparł Szayel wzruszając ramionami – Musi się ich wyzbyć. Ból jest tylko jedną z wielu dróg.
Starzec milczał wpatrując się w plecy swojego przyjaciela…a może tak mu się tylko wydawało. Czy mógł nazwać Szayela przyjacielem? W przeszłości owszem, byli sobie bliscy, ale przez ponad czterysta lat ludzie potrafią się zmienić. A Pelagius zmienił się niewątpliwie. Nigdy nie kwestionował jego decyzji. Nawet gdy należeli do organizacji, lecz patrząc na wszystko przez pryzmat czasu…nie wszystkie ich decyzje były słuszne.
- Zmieniłeś się – powiedział cicho, spuszczając wzrok. Uśmiechnął się pod nosem – Nie żebyś wcześniej był aniołkiem, ale to…
- Kwestionujesz moje decyzje? – spytał Szayel z pozoru łagodnie, lecz za t a łagodnością czaiła się groźba, którą nawet głupiec by zauważył.
Nerrsos zacisnął wargi.
- Nic z tych rzeczy – odparł z pokora, na co Szayel jakby się rozluźnił, wracając do wpatrywania się w szybę – Mówię tylko, że niektóre twoje działania mogą nie odnieść…wymiernych korzyści.
- Lepiej powiedz czy udało ci się kogoś zlokalizować z naszych byłych towarzyszy.
- Pracuję nad tym. To nie jest takie proste. Mogą być wszędzie.
- W takim razie nie przerywaj pracy.
Nerrsos chciał już coś odpowiedzieć odnośnie traktowania go jak służalca, ale postanowił, że przemilczy. Znał Szayela wystarczająco, by wiedzieć, kiedy należało się kłócić, a kiedy po prostu wycofać. Wstał w milczeniu i opuścił pomieszczenie wracając do swojej pracowni znajdującej się w podziemiach posiadłości.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości