Nowa AeriaKto dogoni psa? kto dogoni psa?

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Know
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Żebrak , Mędrzec , Włóczęga

Post autor: Know »

        Gdy położyła mu na wyciągniętej dłoni jabłko – nie pogardził. Zacisnął dłoń na podarku i delikatnie podparł się kończyną w taki sposób, by trzymanego w niej owocu nie zmiażdżyć. Widząc wszakże, że stara koleżanka może niezbyt chętnie, ale jednak w zasadzie bez obiekcji jest gotowa oddać mu również to drugie jabłko, od razu wyciągnął przed siebie pustą dłoń w kolejnym żebraczym geście. Szybko zatem oba owoce znalazły się jego rękach. Był z tego faktu więcej niż zadowolony, ale opowiadając te wszystkie zebrane dla czarodziejki informacje potrafił zamataczyć swą opowieść na tyle, by jego własna radość z przejęcia obu przyniesionych przez Kunę jabłek pozostała niezauważona.
        Natomiast, gdy zorientował się, że z nich dwojga to jednak ciągle on bardziej ekscytuje się całą historią dziwnego elfa, to zrobiło mu się głupio. – „Czy mędrzec właśnie zmarnował pół dnia na poszukiwania, żeby w zamian usłyszeć od niej zaledwie głupkowate „aha” ?” - troszeczkę się tym poddenerwował. I gdy miał już zamiar się oficjalnie obrazić i zupełnie zakończyć (przynajmniej na jakiś czas) jakiekolwiek konwersacje z niewdzięczną gałganiarą, to na placu pojawiły się dwie dziewczynki, które z właściwą dzieciom beztroską zupełnie nie zwróciły na mnicha uwagi, a za to z wielką uporczywością zaczęły nagabywać Pradawną na iście młodzieńcze przygody związane z poszukiwaniem aligator-pieska.
        Wilkołak lubił dzieci. - „Ale bez przesady!” – pięćdziesięcioletnich już nie. Lubił tylko takie, dla których mógłby być ojcem, ewentualnie dziadkiem, a nie bratem! Małe dzieci są pocieszne, stare dzieci – żałosne.
        Jednak sam radosny szczebiot Emily i Amy poprawił mu humor na tyle, że zapomniał o tym jak nieelegancko potraktowała go właśnie Kuna. Sama ich obecność była wystarczająco kojąca dla skołatanych nerwów, by żebrak jednak podniósł się z kucek i wyszedł z zaułka na otwartą przestrzeń.
- Piese..K!.. – choć zwierzołak kłapnął wielką paszczą, to jednak słowo zabrzmiało na tyle łagodnie, że dzieci nie przestraszyły się niespodziewanego głosu za plecami. Gwałtownie odwróciły głowy, a gdy rozpoznały bezdomnego dały pokaz dobrego wychowania.
- Dzień dobry panu – dygnęły w stronę włóczęgi nierówno, ale bardzo grzecznie.
- ..Bes..T! frien..T! – dokończył swoją wypowiedź zmiennokształtny. - Łajda..K!.. I’m righ..T!?
Psina biegnąca przy nodze szczeknęła krótko i radośnie, tylko na ten jeden moment przerywając merdanie ogonem i kapanie na bruk śliną z wywalonego na wierzch ozorka.
        Know wręczył dzieciom jabłka, które przed chwilą otrzymał, a gdy ręce miał już wolne po rodzicielsku pogłaskał obie główki.
- Achterpic..K! przytach..auu! dla was zdrowy..K! witamine..K! – rzekł, gdy ząbki dzieci wbiły się w błyszczące, czerwone owoce. Podziękowały skinieniem głowy.
- Ale.. skąd wiedziałeś.. – Amy przerwała na chwilę zawahania, która równie dobrze mogła być uczyniona na połknięcie odgryzionego kęsa. - ..skąd pan wiedział, że tu będziemy?
To pytanie mile połechtało ego włóczęgi. Uśmiechnął się wyraźnie mniej panicznie niż zazwyczaj, po czym rzekł:
- Know… - powiedział o sobie jak zwykle w trzeciej osobie. Wyprostował się przy tym i dumny z siebie i swojej wiedzy, z góry (jak czynił rzadko, ale tym razem bardzo dosłownie) popatrzył na trzy bardzo zdziwione pannice, bowiem te nie spodziewały się nigdy, że ów pokurczony dziadek-garbusek może swoją głową sięgać aż tak wysoko ponad ulicę. Bo teraz, nawet gdyby wszystkie trzy dziewczynki weszły sobie jedna drugiej i trzeciej na barana, to i tak ta na samej górze chyba i tak nie byłaby w stanie dosięgnąć Pankracemu choćby do nosa. Zaiste pokaz fizycznych możliwości mężczyzny zaszokował mało dotychczas dociekliwe w tej akurat kwestii dzieciaki. Sam mnich natomiast po tej ledwie króciutkiej chwili niestosownej wyniosłości zmitygował się i na powrót przybrał pokraczną żebraczą pozę, po czym dla wyjaśnienia dokończył swoją wypowiedź - ..know everythin..K!
A żeby ostatecznie zmienić temat i uciąć wszelkie dziecięce pytania typu „a dlaczego?” i „a jak?” wskazał szponiastym paluchem trakt prowadzący do śródmieścia i rzekł tylko:
- I’m goin..K!.. – znów nastąpiła krótka przerwa – jus..T! alon..K!
Sposób w jaki włóczęga się poruszał, choć dla niego normalny i naturalny, to dla zwykłych ludzi zupełnie nie nadawał się do określania go słowem „just”. Przygięty do ziemi przemykał zygzakami od zaułka do zaułka. Jeśli ktoś go potrzebował (i miał zamiar wysłuchać!) to wystarczyło pójść za nim.
Awatar użytkownika
Kuna
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kuna »

        ON przyniósł!
        Kuna rozbawiona spojrzała na hojnego włóczęgę i pokręciła głową nie dowierzając. Dopiero co bez oporu zabrał od niej co miała (no dała mu, ale bo był głodny!) a teraz rozdawał to radośnie jeszcze przypisując sobie zasługi. Tak naprawdę nie miała nic przeciwko, bo Emily i Amy zasługiwały na trochę łakoci, ale zastanawiała się, czy to aby na pewno było sprytne dawać jedzenie dziewczętom posiadającym wszak domy i własne zasoby. Potem się okaże, że kloszard opadnie z sił i znów od niej będzie żebrać… aczkolwiek miło z jego strony. Amy na pewno szalenie się ucieszyła. W końcu nie codziennie dostawała słodkości, choćby w postaci w miarę świeżych owoców. Emily to co innego… Kuna raczej by jej nie rozpieszczała jeszcze bardziej, ale Know mógł robić co chciał. I jeżeli wolał im oddać jabłka to czemu nie - ale ona następnym razem zostawi chlebowe skórki sobie zamiast dawać rozdającemu je lekką ręką starcowi.
        No, taki przynajmniej miała zamiar.

        Choć gdyby tak popatrzeć na tego starca - czy bez pomocy mógł wyżywić tak wielkie cielsko? Nie, głupie pytanie - oczywiście, że mógł! Co w końcu robił przez tyle lat? Za to ona, ile by mu nie oddała nie zapewniłaby mu pewnie nawet porządnej zakąski. Jeju, ale to musiało być niepraktyczne być takim ogromnym. Nie dość, że mężczyźni jedli więcej z założenia, to ten jeszcze postanowił urosnąć za swoich lepszych lat, a teraz mógł się tylko wyginać - ile by się jednak nie garbił nie sprawiało to, że się skurczy do tak słusznych rozmiarów jak chociażby jej własne. Dla niej pajda chleba to było porządne śniadanie, nie mówiąc o tym, że na pewno łatwiej jej było znaleźć dla siebie ubranie… chociaż może staruszkowi wystarczyło to jedno, które znalazł naście lat temu i do tej pory nie zdjął. Choć nie była jakimś przesadnym czyściochem zastanawiała się czy to rozsądnie brać jabłka z jego rąk…

        Ale dziewczynki były zachwycone. Uśmiechały się i dziwiły jak to ten pan może być taki wysoki! I jaki miły! Od razu bardziej się nim zainteresowały, i chociaż zdawało się, że przyszły do Kuny ze sprawą raczej pilną nagle przestały się spieszyć. Sama czarodziejka zrobiła z resztą podobnie - chociaż była zaintrygowana i psiakiem i elfem, żyła w przekonaniu, że co ciekawsze i tak na nią poczeka, a jeżeli przegapi - to trudno. Trzydzieści lat włóczenia się bez celu po jednym mieście zrobiły swoje z młodzieńczym umysłem - nie dotykał go także czas, który oszczędzał i ciało. Czemu więc gdzieś iść, skoro można oprzeć się o murek i patrzeć jak trójka istot rozmawia ze sobą pokazując swoje najlepsze oblicza?

        Know jednakże musiał mieć inne zapatrywania na temat - i gdy tylko odetchnęła, zerwał się i pobiegł koślawo gdzieś przed siebie, jak magik ciągnąc za sobą dzieciaki. Nim Kuna mrugnęła już biegły za nim. Konkretniej… Emily za nim, Amy za Emily, a ona - za nimi dwiema. Przecież nie mogła ich puścić z tym silnym dziadem w miasto! Ją jeszcze mógł pakować w kłopoty, ale kto wie jak skończą dwie delikatne dziewczyny kiedy zechce mu się kamieniami rzucać, albo szwendać po ciemnych zaułkach!
        Przyspieszyła, i zaraz biegła najbliżej włóczęgi, zerkając kontrolnie za siebie, by sprawdzić czy dziewczyny się nie rozmyśliły. I chociaż Amy kierowana rozsądkiem wyglądała jakby miała zawrócić, żadna z nich nie zostawiłaby najmłodszej - a ta odpuścić przygody nie zamierzała!
Know
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Żebrak , Mędrzec , Włóczęga

Post autor: Know »

        Know swoim pokracznym truchtem przebiegł kilkanaście przecznic. Za każdym razem, gdy zmuszony był przebyć skrzyżowanie dróg chował się wpierw w bramach, w podcieniach, w zaułkach, albo w razie braku poważniejszego schronienia za kupieckimi straganami bądź stosami kufrów, pak, tobołów czy nawet hałdami odpadków i nieraz dość długo obserwował okolicę. Wyczekiwał w ukryciu, aż ulice nie opustoszeją choćby na krótką chwilę wystarczającą, by zmiennokształtny mógł niezauważony przebiec w ich poprzek. Marnował tak kupę czasu, biorąc pod uwagę, że półzwierzęca forma pozwalała włóczykijowi na naprawdę błyskawiczne przemieszczanie się. Przeskoczenie gościńca nie zajmowało mu więcej niż ćwierć mrugnięcia okiem - wystarczająco szybko, by dla postronnego obserwatora bezdomny jawił się najwyżej jako przemykający, rozmazany cień, bez żadnych szczegółów sylwetki. Ale wilkołak nawet tego nie ryzykował niepotrzebnie. Wolał cierpliwie poczekać i ruszał dalej tylko wtedy, gdy był całkowicie pewien, że jest bezpiecznie.
        Włóczęga przez cały czas dygotał, dzwonił zębami, i rzucał nerwowe spojrzenia w każdą możliwą stronę, również za siebie, więc miał pełną świadomość, że trzy dziewczyny podążają za nim. Nie odezwał się do nich jednak ani słowem przez całą drogę, a wręcz uciszał je przenikliwymi syknięciami, gdy znudzone przedłużającymi się postojami przed każdym skrzyżowaniem zaczynały między sobą szczebiotać. Nie był jednak na tyle męczącym przewodnikiem, żeby z braku atrakcji dzieciaki porzuciły jego kudłate towarzystwo, przynajmniej dopóki nie dotarli do celu.
        Znaleźli się za murami, w pośledniej, podmiejskiej dzielnicy miasta, jednej z tych uboższych w na ogół zamożnej metropolii.
- Jes..T! Przytułe..K! – trzasnął zadowolony dziadek. I tak jak dotychczas czaił się i ociągał, tak teraz nagle zerwał się do sprintu i jak włochaty piorun śmignął w uchyloną bramę schroniska dla zwierząt.

        Znalazłszy się w środku podbiegł prosto do czyszczącego klatki wyrostka. Chłopak wzrostu był raczej średniego, ale ręce i nogi miał chude jak każdy ciągle jeszcze rosnący nastolatek, więc można się było spodziewać, że kiedyś będzie wyższy. Śniada cera świadczyła dobitnie, że nawykł spędzać czas na świeżym powietrzu, poharatane kolana i łokcie dawały znać, że przygoda mu nieobca, a zawadiackie spojrzenie błękitnych oczu, że rogata siedzi w nim dusza. Jajowatą głowę zdobiła pyzata buźka i nastroszona na wszystkie strony płowa grzywa przypominająca bez mała prawdziwą lwią koronę.
- Nowy emigran..T! zawit..auu! do Aerii. – Know przeszedł od razu do rzeczy, a żeby zawęzić obszar poszukiwania dodał szybko - Psia..K! Cuda..K! Potwore..K! Mutan..T! Długi pys..K! Zby..T! ciężki ogone..K! Kurdupele..K! – zastanowił się, czy mógłby coś jeszcze dodać do tej charakterystyki, ale na szybko nie znalazł w swoim wokabularzu żadnych innych, wystarczająco łatwych do wyszczekania słów, uznał więc, że taki opis musi młodocianemu hyclowi wystarczyć. - Czy Macie..K! coś słysz..auu!? – zapytał.
- Tak – odpowiedział grzecznie zagadnięty odrywając się od pracy. Wbił swój szpadel w kupę trocin zafajdanych przez podopiecznych azylu, wyprostował się i popatrzył na znerwicowanego pustelnika. – Dzień dobry, panie Pankracy – przywitał się. Tamten zamachał bezładnie rękami zbywając chłopca, jakby się cholernie spieszył i nie było czasu na takie bzdury. Ewidentnie czekał na odpowiedź.
- Zikkurat - młodzieniec nie poddał się panicznej atmosferze unoszącej się wokół kudłatego dziwaka, i z beztroską zupełnie właściwą osobom w jego wieku rzucił potoczną nazwę dzielnicy świątyń, zwykle strzeżonej przed profanacją przez fanatycznych zelotów. – Chciałem go złapać, żeby nic mu się nie stało – mówił dalej, - ale nie wiem jak się tam dostać...
Achterpick jednak nie słuchał.
- Zi..K!..ku..Rrr!..a..T! – powtórzył, ale bardzo powoli, wciskając charakterystyczne dla siebie akcenty nawet do środka wyrazu, co dotychczas mu się nie zdarzało. Pokiwał siwą głową jakby z zastanowieniem, nie zaniedbując oczywiście sposobności podrapania się przy tym po brodzie. Gest ten bowiem jakże dobitnie podkreślał filozoficzną powagę jego prowadzonego właśnie rozmyślania. Patrząc na wilkołaka nie dało się oprzeć wrażeniu, że mędrzec, choć nędzny, pokurczony i okutany w żebracze kaftany, to jednak w tym właśnie momencie mocami swego potężnego umysłu i zrozumienia przenikał na wskroś nie tylko przez ściany i przeszkody, ale jednym błyskiem myśli również przez wszystkie naraz przyczyny i skutki ludzkich postępowań, a w swojej genialności nawet zdawał się ogarniać boskie zamiary, wspomnieniami sięgał chyba nawet aż czasów przed stworzeniem świata i niemal zahaczał o podstawy absolutu.
- Zi..K!..ku..Rrr!..a..T! – rozczochraniec przedrzeźnił starego wagabundę. Zawsze bawił go sposób, w jaki Know wyszczekiwał słowa. A choć zachował się w stosunku do starca dość czupurnie, to jednak zupełnie nie zabrzmiał złośliwie, z tym swoim lekko przekornym uśmiechem na rumianej buźce. Nie miał żadnych skrupułów, by przerwać znajomemu włóczędze natchnione uniesienia i zmusić go do pominięcia scenki rodzajowej. Skoro nestor na przywitanie się nie znalazł pół sekundy, to niech to swoje aktorstwo też już sobie odpuści. Poznał go już bowiem na tyle, iż wiedział, że to wszystko to w pewnym stopniu tylko poza. Stary kloszard nie raz dał mu dowody na to, że umysł miał nad wyraz sprawny, pamięć nieprzeciętną, rozumował wartko, myślał logicznie, łączył fakty szybko i raczej bezbłędnie, a manierę długotrwałego zastanawiania się wyrobił w sobie tylko po to, by postronnym osobom obserwującym go dać obraz siebie nie jako raptusa, ale jako poważnego filozofa, szacownego myśliciela, nobliwego mędrca, który zawsze po głębokiej zadumie wybiera tę najwłaściwszą drogę postępowania.
        Choć zachowanie chłopca zbiło Pankracego z pantałyku, to absolutnie nie zdenerwował się. Lubił dzieci i traktował z dużą wyrozumiałością. Uśmiechnął się, trochę gorączkowo, a trochę pobłażliwie. Skoro jednak zdyszane gonitwą dziewczynki zbliżyły się do nich wreszcie, dziad korzystając z okazji szybko zmienił temat:
- To jest Macie..K! Mój czeladni..K! – przedstawił panienkom roześmianego młokosa, którego mentorem stał się jakiś czas temu i którego kształcił w sumie bezinteresownie, no chyba, że za interes poczytywać wilkołakowi, że młodociany hycel traktował bezpańskie, włóczące się po mieście zwierzaki z pełną delikatnością i pewnym rodzajem uprzejmej życzliwości, która nie tylko ułatwiała wzajemne stosunki, ale też należała się im jako istotom żywym. Uczył chłopca empatii i zrozumienia zwierzęcych emocji, a także innych, dość nieoczywistych dla człowieka, ale ściśle powiązanych z tym fachem umiejętności, jak choćby mowa zwierząt. I choć nie było to wcale takie proste, to jednak chłopiec czynił i w tym aspekcie pewne postępy, ot choćby opanował ten szczekliwy akcent, jakim na co dzień posługiwał się Pankracy, a który miał niby pomagać w porozumiewaniu się z przedstawicielami miejskiej fauny. – Łobuzia..K!, ale bohate..Rrr! – zmiennokształtny mówił (a w zasadzie szczekał) dalej o pogodnym urwisie - Zwierzą..T! bra..T! Psów kamra..T! Kotów kumote..Rrr! Szczurów powierni..K! Myszy miłośni..K! Wróbli strażni..K! i wron rzeczni..K!
Przerwał, ale tylko dla nabrania powietrza.
- To natomiast..T! jes..T!...
- Emily.. – dygnęła wskazana małolata rozchylając delikatnie na boki utytłaną już nieco sukienkę.
- Młodzia..K! Słodzia..K! Cukiere..K! Aniołe..K! Świata kwia..T! Cu..T! bez wa..T! Mały chwa..T! Nudy ka..T! Niebieski pta..K! Dziecia..K! na wiwa..T! – Pankracy perorował zupełnie olewając kwestię płci. Widocznie formę męską łatwiej mu było wypowiedzieć w jego wilkołaczej, kłapliwej składni.
- Amy - druga z dziewcząt również przedstawiła się sama, orientując się w miarę prędko, że teraz o niej będzie mowa.
- Istn sz..auu! Ide..auu! Cnó..T! wzó..Rrr! Perełe..K! sznu..Rrr! Dobry dusze..K! Śmiałe..K! na schw..auu! Ma spry..T!, pomyślune..K! i rozsąde..K! za pan bra..T!...
W kolejnej przerwie poczynionej na nabranie oddechu chłopak wszedł jednak bezdomnemu w słowo.
- A trzecia koleżanka? – dociekliwie zapytał patrząc na ostatnią, niewymienioną jeszcze z imienia panienkę. Choć wcale nie miał zamiaru się wywyższać czy lekceważąco traktować dwóch młodszych dziewczynek, to jednak bardzo dumny był ze swoich szesnastu lat i z widocznym zainteresowaniem spoglądał teraz na pannicę, która przynajmniej z wyglądu sprawiała wrażenie jego rówieśnicy.
- „Pięćdziesią..T! la..T! Stara ja..K! świa..T! Emery..T! Obibo..K! Lese..Rrr! Bumelan..T! Nieu..K! i dyletan..T! Kolekcjone..Rrr! plote..K!, głupo..T! i bzdu..Rrr!” – przez głowę Pankracego wartko płynęła cała tyrada słów nad wyraz trafnie określających czarodziejkę i to nawet w formie gotowej do wypowiedzenia przez jego nie zawsze mu posłuszną paszczękę, zaciskającą się nagle i głośno w wilkołaczym zgryzie. Nie musiał wcale nic przerabiać i szukać słów może nie do końca adekwatnych, ale za to łatwiejszych do wypowiedzenia. Mógł od razu i w miarę płynnie wyrzucić z siebie wszystko, co myślał o koleżance. Know nie miał jednak w zwyczaju nikomu celowo sprawiać przykrości. Milcząc przeczekał cały ten złośliwy potok epitetów, który odnośnie czarodziejki uformował się w jego umyśle, a który (no może oprócz dyletanta) pasował świetnie także do niego.
Co!? Halo! On to przynajmniej wiedział o co tu chodzi! Dostrzegał reguły rządzące światem! Śledził tajne spiski! Miał cel! I widział sens! A swojej plotkarskiej naturze, małostkowości, podejrzliwości i panicznemu usposobieniu nadawał pozór przezorności, nimb roztropności i aurę metafizycznego obeznania z wszystkimi aspektami życia. Przynajmniej tyle wypracował przez te pięćdziesiąt lat! A ona!? Po prostu robiła z siebie głupią. Czy faktycznie była, czy tylko udawała – tego nie dociekał. Nie miał również zamiaru akurat teraz podejmować się dywagacji, który sposób – jej czy jego – był lepszy na radzenie sobie z problemami, jakie nieubłaganie niosła z sobą dorosłość.
- To Kuna - zmiennokształtny stwierdził tylko krótko, nie ozdabiając wypowiedzi żadnym ze swoich trzaskających podkreśleń (choćby nawet wszystkie one były mimowolne), tak, iż na tle niedawnych peanów dla Amy i Emily, imię pradawnej zabrzmiało sucho, cicho, bezbarwnie i nieistotnie. Nie chciał być niemiły, ale.. tak jakoś wyszło. Po krótkiej chwili milczenia zdał sobie sprawę ze swojego nietaktu i zaczerwienił się ze wstydu. Nie bardzo jednak wiedział jak to naprawić, zatem skurczył się tylko i chowając rumieniec w głębi ciemnego kaptura usunął się na bok.
        Inicjatywę natychmiast przejął chłystek. Najbardziej liczył na pomoc kulącego się Achterpicka, ale zamiast zwrócić się do niego zagadnął wszystkie trzy dziewczyny.
- Macie ochotę na przygodę? Trzeba kogoś uratować!
Awatar użytkownika
Kuna
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kuna »

        To było zabawne. Know był zabawny. Albo - w lepszym razie - intrygujący. Tak przynajmniej sądziła dwójka młodszych dziewcząt. Dla Emily było to coś niezwykle ekscytującego biegać po ulicach za starszym panem. I pewnie gdyby nie jej towarzyszki, nie odważyłaby się tego zrobić - była rozsądnym dzieckiem. Amy by tego tak nie określiła, ale była. Dlatego biegła bez najmniejszych oporów tam, gdzie kloszarda nogi poniosły.
        Amy po pewnym czasie z powątpiewaniem i niemymi pytaniami zaczęła patrzeć na Kunę - niepokoiło ją to jak szybko ten zapuszczony starzec potrafił biec, a jeszcze bardziej jakie cyrki urządza, gdy tylko gdzieś zebrało się więcej ludzi, lub trzeba było przekroczyć względnie otwartą przestrzeń. Kuna niestety potrafiła na to odpowiedzieć jedynie uniesieniem ramion, bo przecież ona ani nad starcem nie panowała, ani (na szczęście!) nie czytała mu w myślach. Ale miała na dziewczyny oko i to Amy nieco uspokajało. Gdyby tylko Emily nie wyrywała się tak do przodu!

        Mając problem z doścignięciem bezdomnego na prostych odcinkach, nawet cieszyły się z postojów, kiedy mogły go dogonić, a nawet - trochę odpocząć. Przyglądały mu się wtedy z pełnią niezrozumienia, a potem przechodziły dużo mniej konspiracyjnie niż on, czując, że zakradanie się uczyni je tylko bardziej podejrzanymi. A nie chciały nimi być, skoro nie robiły nic złego.
        Co najwyżej były za mało sceptyczne.

        Kiedy dotarli do dzielnicy biedoty Amy pochwyciła najmłodszą i przycisnęła do siebie. Nie podobało jej się to. W takie miejsca… nie chodziło się. Nie kiedy było się kimś takim jak Emily, z porządnej rodziny i w dobrym ubranku. Gdyby nie obecność Kuny… od razu zwinęłaby małą i pobiegła odstawić ją do domu.
        Ale najstarsza z nich wybitnie dobrze odnajdywała się w takim środowisku. Jeżeli ktoś zechce im coś zrobić… no cóż, będzie gotowa. Wyostrzyła jednakże swą czujność i teraz już nie tylko Know się rozglądał. Robiła to cała ich zgrajka.

        I nagle hycnął.
        Wystrzelił do przodu, a zdziwione podlotki popatrzyły za nim w zdumieniu. Zaraz też pozbierały się i ruszyły za nim, by wbiec do schroniska akurat kiedy ich znajomy dziwak rozmawiał z tamtejszym chłopakiem.
        Teraz musiały przyznać - ,,Pan Pankracy” miał, chociaż skołtunioną, to jednak głowę na karku. Zaprowadził ich we właściwe miejsce! Och, same mogły na to wpaść, ale by pewnie nie wpadły! Nic to - ważne, że odpowiedź jakaś się znalazła. Ustawiwszy się w kupce słuchały ciekawsko wymiany zdań i udawały bystrzejsze niż były. Amy nieśmiało popatrzyła na kudłatego młodzieńca, by zaraz nerwowo rozglądać się po klatkach, a Kuna oceniała w myślach czy do rzeczy byłby z niego kolega. Z jednej strony miał ich kundelka złapać, by mu się ,,nic nie stało”, ale czy w takich ośrodkach nie pozbywano się też zwierząt zbyt dziwnych i takich, po które nikt się nie zgłosi? Ile było w nim dobroci wobec niegadających czworonogów, a na ile po prostu wykonywał swoją robotę? Nie była pewna, ale Know zaraz postanowił rozjaśnić tę kwestię.

        Przedstawił chłopaka, jako kogoś, hmm… pełnego zasług. Względem zwierząt, nie ludzi co prawda, ale tym razem Kunie o to chodziło. Prawie się uśmiechnęła, tak jak prawie uwierzyła na słowo staremu mędrcowi kiedy zaczął przedstawiać jej własne pół-podopieczne.
        Zaśmiała się w duchu ze swej naiwności.
        Aniołek bez wad, cud i niebieski ptak! Cnót wzór, perełek sznur!
        Och Panie!
        Teraz wewnątrz siebie śmiała się już serdecznie i tak śmiały się też jej oczy. Nie, nie odmawiała Emily i Amy podobnych cech, wręcz uważała, że Pan Pankracy wyjątkowo trafnie je ocenił - może tylko zbyt wylewnie i pomijając oczywiste wady. Wiedziała już teraz dwie rzeczy - dosyć szybko i trafnie potrafi ocenić ludzi, ale gada też zdecydowanie więcej niż wie. Skoro więc dwie dziewuszki, które poznał ledwie parę chwil temu były już tym czym wymienił, to i jego ,,wróbli strażnik i wron rzecznik” był pewnie po prostu jakimś w miarę sympatycznym chłopakiem, który mu nie podpadł. Ale dobre i to.

        Dobre i to…

        Kuna w zdziwieniu spojrzała na Knowa, gdy przedstawiając ją podał tylko jej imię. Nie czuła się urażona, ale czy z nim na pewno wszystko było w porządku? Zapomniał słów czy nagle odzyskał kontakt z rzeczywistością? Aż czekała by usłyszeć co może o niej wymyślić, ale uzyskała zaskakująco idealną odpowiedź.
        - Tak jestem Kuna - przytaknęła, gdy Pan Pankracy raczył się skulić. Nie do końca rozumiała dlaczego tak robił, ale już mniejsza… przestała liczyć na to, że kiedykolwiek ogarnie swoim umysłem jego zachowanie. Po prostu nie dało się i trzeba było do tego przywyknąć.
        - Miło poznać. - Podała chłopakowi rękę, ścisnęła ją dziarsko i niejako prezentując się jako dowódczymi grupy nieletnich.
        Na następne słowa odpowiedzieć już miała wymijająco, ale krzyk zachwyconej Emily i nagłe przytaknięcie Amy zagłuszyło nawet jej minę. Westchnęła, namyśliła się i w końcu uśmiechnęła.
        Bo w sumie dlaczego nie? Latanie po mieście z samym bezdomnym wydawało jej się bardzo ryzykowne dla jej przyjaciółek, ale bieganie w mniej doświadczonej zgrai uznała za zdrowy pomysł. A ten psiak ją całkiem ciekawił.
        - Dlaczego nie! - oznajmiła więc dziarsko, a dziewczyny z zachwytem przyjęły jej decyzję.
        - Pójdziesz tam z nami? - Emily bez wstydu zapytała Maćka i wyraźnie liczyła na odpowiedź twierdzącą. Kuna za to podeszła do Pankracego.
        - Muszę przyznać, że przyjście tu to był dobry pomysł - zaczęła wolno. - Nie spodziewałam się… to znaczy, tfu! Ma pan głowę. - Zaśmiała się z własnego nietaktu i nagle pozbyła się wszelkiej niepewności. - Dziękujemy! Chce pan iść z nami dalej czy mamy radzić sobie same? - spytała, ale ciężko stwierdzić co ucieszyłoby ją bardziej - gdyby Know ruszył ochoczo wraz z nimi, czy zostawił je na łasce Maćka, losu i ich własnych talentów.
Know
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Żebrak , Mędrzec , Włóczęga

Post autor: Know »

        Know nie odezwał się. Jakby czarodziejki w ogóle nie zauważył, a słowa puścił mimo uszu. Wilkołak kultury osobistej miał oczywiście bardzo dużo, ale ewidentnie starał się z tym nie obnosić. To, jak od dwóch dni zachowywał się wobec młodocianej pięćdziesięciolatki było tego ewidentnym przykładem. Świadomie traktował ją obcesowo i lekceważąco, żeby nie onieśmielać jej swoim dobrym wychowaniem. Ona przecież takiego nie miała od kogo odebrać. Była sierotą, włóczęgą, do tego opóźnioną rozwojowo. Mogłoby się zrobić jej przykro, a tego na pewno nie chciał. Filozof więc, kierowany taką motywacją wypracował w sobie specjalnie dla Kuny specyficzne podejście i zestaw pasujących zachowań, a świadomość posiadania aż tak dobrego serca kolejny raz mile połechtała jego mniemanie o sobie. Wszystko jednak ma swoje granice. Męczyła go jej dziecinność. A choć wcale nie spodziewał się od niej oznak wdzięczności na miarę okazywanej jej wielkoduszności, to jednak brak jakichkolwiek, nawet drobnych wyrazów podziękowania nieco go przygnębiał. Musiał odpocząć.
        Tak naprawdę jednak nie słyszał jej, bo skupił się na sobie. Myślał jak się tu ulotnić. Za dużo czasu już z nimi zmarnował. A tu kosmos się przecież nie zatrzymał ani na moment. Historia pędziła naprzód, spiski się plotły, koniec świata się zbliżał. Know musiał działać. Śledzić. Sprawdzać. Czuwać. Musiał wiedzieć! A nie bawić się z dziećmi.
        Miał ochotę odejść bez słowa, ale nie chciał też zostawić ich zupełnie bez pomocy. Sięgnął zatem za pazuchę i zaczął grzebać. Grzebał i grzebał - wyglądało jakby się drapał. Ale nie, on szukał czegoś w swych licznych, przepastnych kieszeniach, w których były zmagazynowane niepoliczone ilości i skarbów, i śmieci. A każdy z tych przedmiotów, w jednej sytuacji mógł być śmieciem, a w drugiej skarbem. I tylko Know mógł się w tym połapać. Tylko on wiedział, kiedy i jak należy użyć któregoś z elementów tego bogatego arsenału dinksów, wihajstrów, klamotów i przydasiów. Wręczając swoje prezenty nie załączał jednak instrukcji użycia ani nic nie objaśniał.
        Wpierw podszedł do dziewczynek. Amy wręczył smycz z obróżką, która nawet na Łajdaka była już za mała. Ale po co jej to? – nie wiadomo. Emily wcisnął na głowę wymiętoszony słomkowy kapelusz z oberwanym z tyłu rondem. Po chwili grzebania wepchnął w niego jeszcze pióro z ogona wrony - niestety złamane, ale innego nie miał. Również nie rzekł jak miałoby im to pomóc w schwytaniu dziwacznego psiaka. Maciek dostał żeliwny, pordzewiały klucz od furty na wielkim kółku. Wilkołak pozostawił jego domysłom to, do którego zamka pasuje. Po czym wrócił do Kuny. Dostała kostkę mydła i pstryczka w nos.
        Achterpick odwrócił się w kierunku bramy i - tak jak postanowił – bez słowa wykuśtykał pokracznym biegiem przez główne wejście. Gdy zniknął im z oczu dzieciaki usłyszały tylko jeszcze jak zagwizdał na Łajdaka. Kundelek szczeknął krótko i popędził za swoim przyjacielem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości