Nowa AeriaKlient w parze z kłopotami...

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Klient w parze z kłopotami...

Post autor: Mikao »

        Mimo stosunkowo wczesnej pory w mieście panował nadzwyczajny zgiełk. Po burzowym miesiącu, obfitującym w deszcze i od czasu do czasu straszącym silnymi porywami wiatru, słońce zebrało się w sobie i wychyliło zza szarych chmur, pozwalając, by jego ciepłe promienie osuszyły wilgoć, która zebrała się w szczelinach między deskami budynków Nowej Aerii. Znużeni niepogodą mieszkańcy mogli w końcu wyjść z domów i pozałatwiać wszystkie interesy, jakie nagromadziły się w ciągu minionych dni; oprócz tuzinkowych sprawunków, takich jak zdobycie żywności czy innych zwyczajnych dóbr, trzeba było uporać się ze skutkami nękania przez żywioły natury - bo temu wiatr cisnął w okno gałąź, wybijając szybę, komuś innemu strumień deszczówki podmył fundamenty tu i ówdzie, a jeszcze ktoś skarżył się na powyrywaną strzechę z dachu… - które to zajęcie zazwyczaj pochłania sporą ilość czasu i energii. Tupot wielu par butów nie ustawał od wschodu słońca i zlewał się w jedno z gwarem gorączkowych rozmów oraz dzwonkami okolicznych cechów, których drzwi nie pozostawały zamknięte dłużej niż przez kilka sekund.
        Tak, może i dla zwykłych mieszkańców nie był to najszczęśliwszy okres tego roku, jednak rzemieślnicy i uzdrowiciele nie mogli narzekać na brak popytu na ich usługi. Warsztat Mikao, będącego i jednym, i drugim, bynajmniej nie stanowił wyjątku. Przez “niesprzyjającą aurę” standardowa liczba delikwentów do wyleczenia wzrosła niemal czterokrotnie, zaś dzisiaj tylko, w ciągu kilku godzin, jakie minęły od chwili, gdy pierwszy poranny klient przekroczył progi stolarni, mężczyzna zdążył zebrać tyle zamówień, że nie nadążył spisywać ich w swoim notatniku - a doskonale wiedział, że jeśli tego nie zrobi, prędzej czy później o którymś zapomni. Kąciki jego ust ciągle były lekko uniesione, gdy zapewniał następną osobę o zapale do pracy i tylko głębokie cienie pod oczami zdradzały, jak bardzo jest zmęczony. Mimo to, nie miał serca, by odmawiać ludziom w potrzebie, więc kiedy wysłuchiwał kolejnych próśb, uśmiechał się tylko z zakłopotaniem, drapał po karku w typowym dla niego odruchu i kiwał głową, zgadzając się na przyjęcie zlecenia.
        Do chwili, w której czekająca na odrobinę spokoju Nadye postanowiła wkroczyć do akcji. Gdy tylko trafił się moment, kiedy w warsztacie nie było żadnego klienta, kobieta odłożyła miotłę, z którą kręciła się już od jakiegoś czasu i… zatrzasnęła drzwi.
        O dziwo, to wystarczyło, by Mikao podniósł wzrok znad stosu drewna i kołków, który niebawem miał się zmienić w wymyślne krzesło, i posłał żonie pytające spojrzenie. Nie odpowiedziała, tylko powiesiła na drzwiach drewniany szyld, sam w sobie niewielki, za to wielkie były litery na nim wyryte. Litery, które wszystkim przechodniom jasno oznajmiały “ZAMKNIĘTE”, zaś wyraz twarzy Nadye - sposób, w jaki kobieta wydęła wargi - był prosty do zinterpretowania: rzucała mężowi wyzwanie.
        Mag nie zamierzał wszczynać kłótni, którą zapewne przegrałby z kretesem; potyczki słowne nigdy nie były jego mocną stroną, poza tym wolał raczej unikać sprzeczek z małżonką. Zamiast tego wyprostował ręce, rozruszał stawy i pochyliwszy się nad stertą drewnianych wiór, wymruczał pod nosem kilka dziwnych słów. Wykonał przy tym dłońmi sekwencję gestów, które dla laika mogłyby wydawać się skomplikowane; w rzeczywistości było to jedno z prostszych zaklęć, dzięki któremu wióry na powrót się scaliły, tworząc na stole zbity kawałek drewna. Mikao sięgnął po dłuto i przez chwilę rył w stworzonej przez siebie, prowizorycznej desce - podczas pracy nieustannie czuł na sobie czujny wzrok Nadye - a kiedy skończył, oczyścił dłonią powierzchnię drewna i podszedł do rudowłosej kobiety, wciąż tkwiącej przy drzwiach. Obok jej tabliczki zawiesił swoją własną, o treści następującej:
        “Nie dotyczy nagłych wypadków”.
        - Och, Miki...
        Usłyszał jak jego żona wzdycha głośno - ze złością, rezygnacją, a najpewniej jednym i drugim - przez co w jego umyśle zrodziło się coś na kształt wyrzutów sumienia. Wiedział, że Nadye jest zatroskana. I nie winił jej za to, bo wiedział też, że miała rację. Spodziewał się tego, co usłyszy za chwilę, ale nie potrafił nic na to poradzić. Mógł jedynie uśmiechnąć się przepraszająco, ująć dłonie żony w swoje ręce i wysłuchać tego, co miała mu do powiedzenia.
        - Ciągle robisz to samo - mówiła Nadye surowo, ale spokojnie, a Mikao niemal słyszał jej słowa jeszcze zanim je wypowiedziała. - Bierzesz na barki zbyt wiele trosk, które nie są twoje. Altruizm to piękna rzecz i jestem dumna, że mój mąż posiada tę cechę, ale istnieją granice między pomocą z dobroci serca, a pozwalaniem na to, by wszyscy wokół cię wykorzystywali. Znasz to powiedzenie: “Dwukrotnie zrób coś dobrowolnie - za trzecim razem będą tego od ciebie oczekiwać, a za czwartym wymagać”. Ilu z tych ludzi, którym bezinteresownie pomogłeś, nagle zaczęło uważać to za oczywistą oczywistość?
        - Nadye…
        - Nie Nadye; żadna Nadye, tylko Mikao Tai - przerwała, przesadnie artykułując każdą literę jego imienia i nazwiska. - Dobrze, że przynajmniej masz mnie, bo inaczej twoja praca na utrzymanie rodziny już dawno zmieniłaby się w jałmużnę na rzecz społeczeństwa. - W jej głosie dało się wyczuć nutkę irytacji. Kobieta zmarszczyła brwi i po krótkiej chwili milczenia przytuliła się do pachnącego drewnem maga. - Nie twierdzę, że pomaganie jest złe, Miki, ale gdzie w tym wszystkim są potrzeby twoje i naszej rodziny? Kiedy ostatnio miałeś czas, żeby pomajsterkować dla siebie? Kiedy ostatnio pomagałeś córce w nauce czytania? Kiedy ostatnio… - urwała, rumieniąc się gwałtownie - ... zająłeś się swoją żoną jak należy?
        - Zbyt dawno - mruknął Mikao, po namyśle przyznając jej słuszność.
        Kobieta miała rację. Odkąd niespodziewane burze nawiedziły Nową Aerię, praktycznie nie miał ani chwili wytchnienia; każdego dnia i przez większość nocy był komuś potrzebny. Ale teraz, kiedy pogoda zdawała się wrócić do normy, życie powinno zacząć na nowo biec zwyczajowym trybem, w którym Tai mógł pogodzić pracę, obowiązki głowy rodziny - te bardziej i mniej przyjemne - oraz swoje własne zainteresowania bez najmniejszego problemu.
        A przynajmniej z taką myślą - i taką nadzieją - zasiadał do swojego zakurzonego biurka, kiedy po poważnej, trwającej jeszcze długo rozmowie z żoną obiecał odłożyć część pracy na później i zająć się swoją pasją.
        Chociaż przez jedno popołudnie.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Zdecydował się zahaczyć o Nową Aerię w trakcie podróży powrotnej… chociaż zrobił to niekoniecznie z własnej woli, a z potrzeby naprawienia pancerza. Co prawda, były to wyłącznie niewielkie wgniecenia, jednak Fenrir wolał, żeby zajął się tym ktoś, kto będzie mu się wydawać, że zna się na tym… Ale! Po kolei.
        Przyczyną uszkodzonego pancerza był pewien mężczyzna z buławą z ostrzami. Na początku wydawać by się mogło, że jest to zwyczajna broń, jednak okazało się, że tak nie jest – buława była magiczna, o czym świadczył sam fakt, że udało jej się uszkodzić pancerz smokołaka. Człowiek ten razem ze swoją grupą napadł na niego właśnie niedaleko Nowej Aerii. Może spodziewali się, że samotny wędrowiec – w dodatku wyglądający na najemnika – nie będzie dla nich wyzwaniem i uda im się go obrabować, przedtem zabijając go lub poważnie raniąc. Jednak Fenrir taki nie był i udało mu się pokonać większość przeciwników, czyli po prostu zabił ich swoim mieczem lub w inny sposób, w walce wykorzystując też smoczą łapę i jej pazury. Jedynie walka z ich przywódcą była dla niego czymś, co mógłby nazwać walką wyrównaną lub nawet lekkim wyzwaniem – całe starcie było dość długie, a zmęczenie i uszkodzony pancerz wręcz zmusiły go do tego, żeby spróbować ucieczki. W końcu pokazał im, że tak łatwo sobie z nim nie poradzą. I… udało mu się wycofać, jednak za sobą słyszał głos przywódcy, który dość jasno dał mu do zrozumienia, że będą go tropić i znajdą go, a później dokończą walkę i w końcu go okradną. Smokołak nic nie odpowiedział, jednak wiedział, że będzie na nich czekał… Będzie gotowy na walkę z nimi i może nawet zaprowadzi ich w miejsce, które sam wybierze. Wtedy może nawet wykorzysta pełnię swoich możliwości i przybierze postać hybrydy, w końcu nie zrobił tego wcześniej, a ta grupka bandytów nie wiedziała o tym, że jest smokołakiem, jego „smoczą łapę” biorąc za jakiś dziwny element jego zbroi.

        Po jakimś czasie dotarł do Nowej Aerii. Przekraczając mury miasta, nie myślał nawet o tym, żeby uzupełnić zapasy lub zrobić coś innego – teraz najważniejsze było dla niego znaleźć kogoś, kto będzie wiedział, jak naprawić jego zbroję. Dwa wgniecenia na napierśniku i jedno na prawym naramienniku. Nie były one czymś poważnie zagrażającym stanowi jego zbroi (a przynajmniej tak mu się wydawało), jednak wolał, żeby ktoś to naprawił. Możliwe, że jej naprawione części mogą być trochę słabsze w miejscach, które były wgniecione… ale naprawione będzie wyglądało lepiej, a przeciwnicy w następnych starciach nie będą widzieli tych słabszych punktów i nie będą w nie głównie celować.
        Szedł ulicami miasta, aż w końcu dostrzegł szyld, którego szukał… Jednak, gdy podszedł do drzwi zauważył, że wywieszona jest na nich tabliczka mówiąca „Zamknięte”, dopiero po chwili udało mu się też zauważyć, że niżej wisi kolejna, która informowała potencjalnych klientów, że stan ten nie dotyczy nagłych wypadków. Cóż… Fenrir spędził dobrą chwilę wyłącznie na tym, że stał tak przed drzwiami i zastanawiał się, czy jego przypadkiem jest taki, który można by było nazwać nagłym. Z jednej strony wydawało mu się, że tak jest – nie dość, że zbroja była dla niego dość ważna, to jeszcze możliwe, że za jakiś czas stoczy drugą walkę z osobami, od których udało mu się uciec wcześniej… Z drugiej strony, nie były to krytyczne uszkodzenia, a sama zbroja nie rozpadała się na kawałki i nadal mogła go ochraniać. Tylko, że – no właśnie – on wolałby, żeby jednak była naprawiona… Najwyżej zostanie wyproszony z warsztatu i poszuka innego. Zresztą, nawet nie był pewien, czy w tym konkretnym warsztacie pracuje rzemieślnik, który będzie mógł mu pomóc.
        Westchnął i w końcu zdecydował się i popchnął dłonią drzwi, które jednak okazały się otwarte. Wszedł do środka i zamknął drzwi za sobą, a po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu.
         – Dzień dobry – przywitał się, zwracając na siebie uwagę osoby lub osób, które usłyszałyby go.
         – Chciałbym naprawić zbroję, tylko że nie jest to zwykła zbroja. Jest w niej trochę magii i myślę, że zwykły rzemieślnik mógłby nie poradzić sobie z jej naprawami. Poza tym, wolałbym, żeby została ona naprawiona jak najszybciej, bo… no potrzebuję jej w jak najlepszej formie – dopowiedział. Właściwie, wytłumaczył tym też, dlaczego zdecydował się wejść do środka, mimo że na drzwiach widział informację o zamknięciu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że całkowicie zapomniał o zdjęciu hełmu, więc zrobił to od razu. Po chwili ta część zbroi spoczywała pod pachą ręki pokrytej smoczą łuską.
         – Zapłacę tyle, ile będzie trzeba, a może nawet i więcej – dopowiedział też. Akurat pieniądze nie były dla niego problemem, bo praca najemnika przyniosła mu dość sporo ruenów i to nawet wtedy, gdy zajmował się tym dość nieregularnie. Może nawet dorzuci jakiś napiwek, jeśli okaże się, że znajdzie tu kogoś, kto mu pomoże i osoba ta upora się z jego problemem dość szybko.
         – To… mogę liczyć na pomoc, czy może niekoniecznie i lepiej będzie, jeśli poszukam innego rzemieślnika? - zapytał na koniec. Zrobił to normalnym głosem, nawet nie zamierzał wykorzystywać jakiegoś poczucia winy, które sprawiłoby, że tutaj ktoś zdecydowałby się na to, że mu pomoże. Po prostu, jeśli zostanie wyproszony, to pójdzie poszukać innego warsztatu. Tyle.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Odkąd na drzwiach stolarni zawisła niegościnna tabliczka, w środku panowała cisza, przerywana jedynie rytmicznym szuraniem miotły oraz gardłowym mruczeniem, które co jakiś czas dobiegało z kąta, odizolowanego od reszty pomieszczenia za pomocą zasłonki z drewnianych koralików. Właśnie tam Mikao odbywał swoją banicję, po tym jak jego żona zmusiła go do zaprzestania pracy w warsztacie w ramach dbania o siebie; wygnanie to nie miało nic wspólnego z karą - bo cóż to za kara, która sprawia delikwentowi przyjemność? Był to raczej prezent w postaci wolnego popołudnia, które Tai zamierzał wykorzystać we właściwy sobie sposób. Nikogo chyba nie powinien dziwić fakt, że mag zaszył się w swoim małym, ale dającym nieograniczone możliwości świecie eksperymentów i od kilku godzin starał się znaleźć błąd w swoim rozumowaniu. Jak dotąd bezowocnie.
        Podłoga wokół jego stolika usłana była opiłkami żelaza, tu i ówdzie leżały “pożyczone” z kuchni noże, powyginane w przedziwne kształty - efekty wielu nieudanych prób. Koncept Mikao był prosty: chciał własnoręcznie stworzyć nóż, który zmieniałby kształt w zależności od krojonego tworzywa - wynalazek bardzo przydatny, zwłaszcza dla tych, których nie stać na kupno pięciu rodzajów tego samego narzędzia tylko dlatego, że takim prostym odrobinę łatwiej posiekać warzywa niż ząbkowanym - ale kiedy przyszedł czas realizacji projektu, kwestia doboru odpowiednich magicznych formuł okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Czary, mające na celu zmianę struktury, zmieniały ją zbyt chaotycznie i panowanie nad narzędziem w tym stanie było kłopotliwe - z kolei zaklęcia stabilizujące po pewnym czasie zatrzymywały przemiany w trudnej do przewidzenia chwili i taki nóż nadawał się tylko do ponownego przetopienia. Trudno było zbilansować dwa przeciwstawne zaklęcia tak, by całość działała należycie. Tai nie był zarozumiały i nie śmiał przypuszczać, że był pierwszym, który wpadł na taki pomysł; podejrzewał, że gdzieś na świecie musiała istnieć gotowa formuła, ale nie zamierzał zawracać sobie głowy szukaniem jej. Raz, że nie miał czasu ani pojęcia od czego zacząć. Dwa - samodzielne znalezienie rozwiązania było przecież milion razy bardziej satysfakcjonujące…
        Mikao wiedział, że jego małżonka prawdopodobnie zdzieli go ścierką przez kark za zniszczenie niemal całej stołowej zastawy, ale w imię nauki był gotów na to poświęcenie. Na swoją obronę miał do powiedzenia tylko tyle, że sama kazała mu iść pomajsterkować. Poczucie winy towarzyszyło mu tylko przez krótką chwilę - dopóki nie wmówił swojemu sumieniu, że odpowiednio wyszlifowaną łyżką można kroić mięso tak samo efektywnie jak nożem. Choć, znając życie, Nadye będzie miała na ten temat zgoła inną opinię… Na razie jednak zdawała się niczego nie zauważać, choć co jakiś czas zaglądała do męża i pilnowała, by nikt nie zakłócał mu spokoju. Wysprzątała tę część warsztatu, którą wolno jej było sprzątać i właśnie miała zająć się gotowaniem późnego obiadu, kiedy ze szlaku do kuchni zawrócił ją dźwięk dzwonka wiszącego nad drzwiami wejściowymi.
        Stanęła za ladą i przybrała na twarz uprzejmy uśmiech; jej priorytetem było zapewnienie mężowi warunków do pracy, ale nie chciała znowu wyjść w oczach potencjalnych klientów na jakieś wredne babsko, co to wszystkich przepędza do diabła. To zdecydowanie nie sprzyjałoby rozwojowi interesu.
        - Dzień dobry - kulturalnie odwzajemniła powitanie, choć nie mogła nic poradzić na to, że w jej głosie słychać było delikatną nutę nieufności, zapewne spowodowaną nietypowym wyglądem przybysza. - To jakaś pilna sprawa? Bo jeśli nie, to bardzo mi przykro, ale dzisiaj mamy zamknięte - oznajmiła przepraszającym tonem.
        Nadye wysłuchała prośby nieznajomego i zawahała się. Normalnie odesłałaby go z kwitkiem - bo w końcu każdy jeden przechodzień może użyć argumentu pod tytułem “to dla mnie ważne” - ale wiedziała, że Mikao dąsałby się przez dobry tydzień, gdyby dowiedział się, że żona pozbawiła go zlecenia, w którego treści występowało słowo “magia”.
        No dobrze, obietnica hojnej zapłaty też przemawiała na korzyść klienta, zwłaszcza że Nadye mogła w końcu zobaczyć z kim ma do czynienia i pozbyć się tego dziwnego uczucia niepokoju, które wywołało w niej pojawienie się mężczyzny o zakrytej twarzy.
        - No, zobaczymy - uśmiechnęła się lekko, by następnie odwrócić się przez ramię i zawołać męża po imieniu. Kiedy po trzech sekundach z prywatnego kącika Mikao nie dobiegła jej żadna reakcja, Nadye szybkim gestem poprosiła nieznajomego, by zaczekał chwilę lub dwie i zniknęła za zasłonką. Podeszła do maga, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Miki. Przepraszam, że przeszkadzam, bo obiecałam ci wolne popołudnie, ale chyba znalazłam dla ciebie ciekawsze zajęcie niż… czy to są moje noże kuchenne?
        - Hm? - Mikao podniósł wzrok znad kolejnego noża, który wykonywał jakieś dziwne akrobacje tuż przed jego nosem. Słowa żony dotarły do niego tylko częściowo; był zbyt skupiony nad inkantacją i czuł, że tym razem mógł odnieść sukces, ale wtargnięcie Nadye skutecznie zniweczyło jego plany. Nie miał jej tego za złe, zwłaszcza gdy kobieta powtórzyła mu powód swojej obecności i - dzięki niech będą Prasmokowi - powstrzymała się od komentarzy na temat niszczenia domowego sprzętu.
        "Cóż, przynajmniej na razie."
        - Brzmi interesująco - przyznał Mikao, zgodnie z przewidywaniami żony żywo reagując na dźwięk słowa “magiczny”. Odsunął na bok kolejny zepsuty nóż i po raz pierwszy od kilku godzin wstał z krzesła. Jego kręgosłup zaprotestował boleśnie, przypominając mu, że mimo młodego wyglądu, do dwudziestoletniego kawalera mu daleko i zdecydowanie powinien zacząć dbać o swój organizm…
        Wyszedł ze swojego kąta, w pośpiechu wycierając ręce o skórzany fartuch. Poprawił też okulary; przekrzywiły się już jakiś czasu temu, ale Tai był zbyt zaabsorbowany zmianami strukturalnymi stali, by się tym przejąć. Przybrał na twarz swój firmowy uśmiech - uprzejmy, jak ten, który zaprezentowała Nadye, ale w przeciwieństwie do niej, uśmiech Mikao nie był wymuszony - i nieznacznie skinął głową w geście przywitania, pobieżnie przyglądając się jedynej obcej osobie w pomieszczeniu. Pobieżnie, bo w sytuacji, kiedy nie musiał naprawiać tkanek organizmu, samo zlecenie interesowało go bardziej niż tło historyczne klienta. Owszem, Mikao musiał przyznać, że gość wydawał się ciekawszym indywiduum niż większość odwiedzających ten warsztat istot, ale na myślenie o tym - na ewentualne pytania i rozmowy - przyjdzie czas potem.
        - W czym dokładnie tkwi problem? - zapytał spokojnie, krzyżując ręce na piersi. Tego typu postawa mogłaby być odczytana za nieprzyjazną, lecz cień uśmiechu na poczciwej twarzy maga zazwyczaj natychmiast odsuwał takie podejrzenia. - Potrzebuję konkretów. Chciałbym rzucić okiem na tę zbroję, jeśli mam powiedzieć coś więcej.
        Przez chwilę stał zamyślony, szacując w głowie czas potrzebny na realizację zlecenia.
        - Tak… - odezwał się po chwili i podrapał po brodzie. - Tak, myślę że się tego podejmę. - Oczyma wyobraźni widział jak Nadye wzdycha głęboko, lecz nie było powodu do zmartwień. Praca nad magiczną zbroją może być równie ciekawa co zabawa nożami, która jak dotąd nie przynosiła większych efektów. - Naprawa nie powinna zająć dłużej niż kilka godzin... w porywach do kilku dni, bo niestety w obecnej chwili nie mogę wykluczyć nieprzewidzianych kryzysów, ale sądzę, że wstępnie moglibyśmy się umówić na jutrzejszy wieczór, a jeśli praca opóźni się w czasie, oczywiście odpowiednio obniżę cenę usługi. Czy takie rozwiązanie odpowiada?
        - Radzę się zgodzić - rzuciła Nadye, niby od niechcenia. - Nikt w okolicy panu nie zreperuje magicznych sprzętów tak jak Mikao, choć on sam jest zbyt skromny, żeby powiedzieć to na głos.
        Mężczyzna poczuł się nieco speszony. Zaśmiał się cicho, a jego ręka znów powędrowała do włosów, mierzwiąc je jeszcze bardziej.
        - Cóż, zrobię co w mojej mocy - zapewnił.
        I nie kłamał. Naprawdę zamierzał włożyć w naprawę całe swoje zaangażowanie.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Przywitała go kobieta, jednak Fenrir podejrzewał, że to nie ona jest rzemieślnikiem, który tu pracuje. Znaczy… mógł się zwyczajnie mylić, bo przecież kobiety także spotykało się w takim zawodzie, jednak przeczucie podpowiadało mu, że ktoś inny będzie pracował przy jego zbroi – jeżeli w ogóle ktoś będzie pracował, a on nie zostanie poproszony o opuszczenie budynku i poszukanie sobie innego rzemieślnika.
        Później, gdy mówił kobiecie o swoim problemie, zaczął też myśleć, że może jego przeczucie się myli i to ona jest właścicielką warsztatu, a także w nim pracuje. Pewnie oceniała zarówno jego, jak i problem, z którym tu przyszedł. Wspomniał o zapłacie, bo wiedział, że dzięki temu może mieć większą szansę na to, że jego prośba zostanie wysłuchana i nawet przyjęta, a on sam wyjdzie stąd bez części zbroi, którą zostawi w budynku. Kiwnął tylko głową, gdy w końcu mu odpowiedziała – jej słowa oznaczały, że jest jakaś szansa na to, że nie zostanie wyrzucony za drzwi. Poza tym, sama kobieta zawołała też kogoś po imieniu, a słysząc to imię, można było domyślić się, że zawołana osoba jest mężczyzną.

         – Napierśnik ma na powierzchni dwa wgniecenia po broni obuchowej, a prawy naramiennik ma jedno po tej samej broni. Była to buława z ostrzami, ale nie przebiły one pancerza – odpowiedział, gdy został zapytany o to, w czym tkwił problem. Zaczął też ściągać części zbroi, o których wcześniej wspomniał, gdy usłyszał, że mężczyzna chciałby je obejrzeć. Zdjęty napierśnik i naramiennik położył w miejscu, które wcześniej zostało mu wskazane – w końcu nie był to jego warsztat i budynek, więc nie chciał się jakoś „rządzić”, co mogłoby się stać, gdyby zdecydował się na położenie tych dwóch części zbroi w miejscu, które sam by wybrał.
         – Naprawdę? Cieszy mnie to – odpowiedział, gdy usłyszał, że rzemieślnik zajmie się naprawą jego ekwipunku. Uśmiechnął się też lekko, gdy został poinformowany o tym, że naprawa może zająć tylko kilka godzin. Mina trochę mu zrzedła, gdy usłyszał, że to tak naprawdę może zająć nawet kilka dni, bo przed tym mężczyzna miał też inne, wcześniejsze zlecenia.
         – W miarę możliwości, wolałbym, żeby zbroja była gotowa już na jutro. Mogę zapłacić więcej za to, żeby to przyspieszyć. Pieniądze naprawdę nie grają tu roli – odezwał się smokołak. Wiedział, że tymi słowami może zdradzić się z tym, że ma jakiś problem i to prawdopodobnie wynikający ze starcia, w którym uszkodził zbroję, ale… trudno się mówi. Naprawdę chciałby mieć komplet jak najszybciej, bo wtedy będzie mógł też od razu opuścić miasto i nie narażać przypadkowych mieszkańców na to, że mogą zostać ranni lub nawet zabici w walce, która w ogóle ich nie dotyczy.
         – Oczywiście, zgadzam się na to, żeby Pan zajął się moją zbroją, tym bardziej po zapewnieniu, że jest Pan najlepszy w mieście, jeśli chodzi o taką naprawę – zapewnił zmiennokształtny i nawet uśmiechnął się lekko.
         – Jeżeli teraz trzeba wpłacić jakąś zaliczkę czy coś podobnego, to też nie będzie z tym problemu – dodał. Część rzemieślników właśnie tak robiła, a przynajmniej ta część, z którą miał do czynienia Fenrir. Dzięki temu zawierali „umowę” z klientem i mieli pewność, że zleceniodawca zapłaci resztę i odbierze towar, gdy ten będzie już gotowy… a klient z kolei miał pewność, że dostanie to, co zamawiał albo rzemieślnik upora się z jego problemem – już bez różnicy, czy chodziłoby o naprawę, czy może o coś innego.
         – Przy okazji… Na imię mi Fenrir – dopowiedział na sam koniec i wyciągnął smoczą łapę w stronę mężczyzny. Chyba nie zawsze zdarzało się, że klient był na „ty” z osobą, której coś zleciał, jednak dzięki temu nie było trzeba zwracać się do siebie na „Pan” albo „Pani”. Poza tym… ze smoczą łapą nie chodziło wyłącznie o to, żeby sprawdzić, jaka będzie jego reakcja – po prostu akurat ta ręka była jego prawą, a właśnie tą się przecież wita.
         – Jakby co, to na czas napraw i mojego pobytu w mieście wynajmę pokój w najbliższej karczmie – odezwał się znów, jednak w tym czasie kierował się już w stronę drzwi wyjściowych. Ta informacja może okazać się nieprzydatna, jednak Fenrir i tak nie wykluczał sytuacji, w której jednak może im się przydać to, że będą wiedzieli, gdzie mogą go znaleźć.

        Karczma, o której wcześniej wspomniał Fenrir, nazywała się „Pod Jastrzębim Skrzydłem” i prowadził ją wąsaty jegomość o imieniu Aleksander. Smokołak najpierw zapytał go o wolne pokoje, a później – gdy dowiedział się, że takowe posiada – od razu zakupił tymczasowy dostęp do niego, chociaż i tak zapłacił (na razie) jedynie za dwa dni. Jednak, zanim udał się do miejsca, w którym będzie odpoczywał, najpierw zamówił sobie syty posiłek.
        Cena za pokój była standardowa, więc on także taki był. Miał na wyposażeniu wszystko to, co powinien mieć, a Fenrirowi więcej nie było potrzeba. Pierwszym, co zrobił było ściągnięcie pozostałych części zbroi i pozostawienie ich w pokoju – no, może poza butami, dla których nie miał zamiennej pary. Tyle dobrze, że nie kontrastowały tak mocno, jakby mogło mu się wydawać na początku. Zresztą… po mieście i tak przejdzie się dopiero jutro, bo dziś słońce już prawie zaszło, więc zbliżała się też noc, którą wolał poświęcić na odpoczynek.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Mikao nie lubił, kiedy odrywało się go od zajęcia, któremu poświęcał maksimum swojej uwagi. Ostatnimi czasy zdarzało się to znacznie częściej niż zazwyczaj, lecz mag nie był na tyle nieuprzejmy, by protestować. Miał święty spokój - doskonale. Nie - mówi się trudno. Zawsze będą inne okazje. Fakt, z dnia na dzień tych okazji było coraz mniej, ale cóż innego mógł zrobić, kiedy tego właśnie wymagały okoliczności…?
        Tym razem jednak nie chodziło o naprawę połamanych kości czy innych elementów ciał, a Tai nie rzucił eksperymentów z przymusu. Był autentycznie zainteresowany i aż kusiło go, by zatrzeć ręce z podekscytowania. Klienci z magicznym wyposażeniem nie trafiali się codziennie.
        Słuchał wyjaśnień mężczyzny, choć tak naprawdę była to kwestia czysto grzecznościowa; dowie się znacznie więcej, gdy dostanie szansę, by położyć dłonie na zbroi, ale brak typowego pytania mógłby zostać odebrany za nietakt. Kiwnął głową nieznacznie na znak, że dotarły do niego słowa klienta, a kiedy mężczyzna bez zbędnych ceregieli zdjął wymagające naprawy części zbroi, mag bez słowa wskazał ręką stół, znajdujący się między nimi. Zbroja spoczęła na blacie z miłym dla ucha ciężkim szczękiem, świadczącym o dobrej jakości materiału, z jakiego została wykonana - Mikao nie miał szczególnie czułego słuchu, ale każdy szanujący się kowal potrafi na podstawie dźwięku odróżnić szmelc od metalu dobrego gatunku. Zbroja, która przed nim leżała, zdecydowanie zaliczała się do tej drugiej kategorii. Zanim się nad nią pochylił, Tai rzucił jeszcze kontrolne spojrzenie właścicielowi, jakby ostatecznie pytając o pozwolenie, a otrzymawszy takie, wciągnął powietrze przez nos. Wyciągnął przed siebie ręce i zawiesił je w powietrzu, w odległości kilku palców powyżej zbroi. Pogrążył się w skupieniu i wykonawszy palcami niezwykle szybką sekwencję ruchów - w ruchach tych było widać pewność i wprawę zdobytą przez lata doświadczeń - delikatnie położył dłonie na powierzchni metalu. Czuł magiczną emanację zbroi, która rezonowała z jego własną; szukał zmian w strukturze fizycznej. Zerwanych wiązań, przemieszczonych cząsteczek… I niebawem znał już istotę problemu.
        - Hm… - mruknął do siebie, odsuwając ręce od badanego obiektu. Uszkodzenia nie wyglądały na poważne i w przypadku zwykłej zbroi tego typu naprawa byłaby pestką, ale kiedy w grę wchodziła magia, należało zachować ostrożność. Gdyby podczas reperacji mechanicznej przypadkowo naruszył strukturę któregoś zaklęcia… skutki mogły być najróżniejsze. Szybki wgląd w zbroję nie pozwalał na dokładne ustalenie rodzaju nałożonej na nią magii. To była dłuższa kwestia, którą Mikao zajmie się później, kiedy już weźmie się do pracy.
        Wyraził gotowość do działania, która spotkała się z wyraźnym zadowoleniem mężczyzny. Nic jednak nie mógł poradzić w kwestii możliwych opóźnień. Na wzmiankę o pieniądzach westchnął, pocierając czoło otwartą dłonią. Między jego brwiami pojawiła się bruzda odzwierciedlająca zgryzotę maga.
        - Widzi pan, mimo szczerych chęci, nie mogę tego zagwarantować, choćby pan płacił podwójną stawkę, o co, oczywiście, nie zamierzam prosić. - Uśmiechnął się przepraszająco, po czym oparł dłonie o blat stołu i nieznacznie pochylił się w stronę przybysza, przenosząc cały ciężar ciała na prawą nogę. - Chodzi o to, że… No… Mamy ostatnio trochę niesprzyjające czasy. Burze, wichury… O przykre wypadki nietrudno. I gdyby ktoś, załóżmy, potrzebował pomocy, której w innym miejscu nie byłby w stanie otrzymać… To, rozumie pan, nie mogę kogoś takiego zostawić na pastwę losu, prawda?
        Mówił odrobinę nieskładnie, ale przez cały czas wydawało mu się, że jego słowa brzmią chełpliwie. A gdy Nadye wyskoczyła z tym komentarzem o jego umiejętnościach, zmieszał się jeszcze bardziej.
        - Zaliczkę, hm? - powtórzył w zamyśleniu. - Gdyby chodziło o dłuższe zlecenie, pewnie byłoby to na miejscu, ale skoro w założeniu mam się uporać do jutra, to chyba nie będzie konieczne. Poza tym - dodał, pozwalając sobie na odrobinę humoru - nawet gdyby zwinął się pan i uciekł z miasta, sama możliwość pracy z tak ciekawym przedmiotem jest wystarczającą zapłatą. Chociaż moja żona zapewne nie zgodziłaby się z takim stwierdzeniem. - Odwrócił się w stronę Nadye i puścił do niej oczko; jego uśmiech był przekorny, a równocześnie pełen ciepła i miłości. Kobieta odpowiedziała parsknięciem i z niedowierzaniem zaśmiała się pod nosem, kręcąc rudymi lokami.
        - Tak, a rodzinę wykarmisz satysfakcją - mruknęła, bez cienia złośliwości. - … Albo wymyślisz sprzęt, który magicznie zmienia tę satysfakcję w mąkę lub mleko. W końcu co to dla ciebie?
        Mag roześmiał się i kiedy właściciel zbroi przedstawił swoje imię, podał mu rękę z wesołym uśmiechem na twarzy. Nie zwrócił szczególnej uwagi na łuski i szpony Fenrira, bo choć na pewno była to rzecz odbiegająca od normy - i tym samym interesująca - rzemieślnik miał na dzisiaj wystarczającą zagwozdkę ze zbroją.
        - Mikao - zrewanżował się krótko. - Mikao Tai.
        Na wzmiankę o zakwaterowaniu mężczyzny jedynie lekko przytaknął. Nie był szczególnie wylewnym typem człowieka, zwłaszcza w pierwszych kontaktach, dlatego jasnym było, że nie zamierzał ciągnąć rozmowy, jeśli nie istniał ku temu konkretny powód.
        - Zatem do jutra - rzekł w charakterze zwięzłego pożegnania i chwycił zbroję, by wziąć ją na warsztat.
        Planował zająć się nią od razu, ale kiedy przeciągnął się przed robotą, wykonując kilka obrotów nadgarstkami na rozruszanie stawów, dzwonek do drzwi nie pozwolił mu przystąpić do działania. Tai sądził, że to Fenrir wrócił do warsztatu, widocznie o czymś zapomniawszy, lecz progu nie przestąpił rosły mężczyzna, a drobniutka sylwetka należąca do niespełna dziewięciolatki o cerze koloru kawy z mlekiem. Zanim Mikao zdążył przywitać się z córką, dziewczynka podbiegła do niego i złapała go za kolano, tarmosząc zapamiętale ojcowską nogę.
        - Kim był ten pan, co wyszedł? - zadała pytanie, a za nim posypała się lawina kolejnych. - Czego od ciebie chciał? Będziesz dla niego pracował? Widziałeś jego rękę? To jakaś magia czy co? Ja też mogę taką mieć? Zrobisz mi taką? Jak to się robi? Powiedz!
        - Nie mam pojęcia, szkrabie, dlaczego sama go nie spytałaś? - mruknął bezmyślnie i dosłownie ćwierć sekundy później zdał sobie sprawę, że nie jest to rada, jaką chciałby dać swojej pierworodnej. Już i tak była wystarczająco natrętna, by dodatkowo stymulować rozwój jej umiejętności zaczepiania każdej napotkanej na ulicy istoty.
        - Spytałam! - Sveta wydęła wargi. - No… chciałam zapytać. Ale miałam w buzi kawałek jabłka, a z pełnymi ustami się nie gada, więc stałam tylko i patrzyłam, i on też tylko patrzył, a kiedy już zjadłam i mogłam się odezwać, to sobie poszedł… Ech! - westchnęła z rozczarowaniem.
        Mikao powstrzymał się od uśmiechu - i od poinformowania dziewczynki, iż intrygujący ją jegomość miał zamiar wrócić następnego dnia. Zamiast tego wstał od stołu, wziął córkę na ręce i poczochrał jej loki, rude i kręcone, jak włosy tej, która dała jej życie.
        - A może pomożemy mamie w szykowaniu obiadu, co? - zaproponował i ruszył w stronę kuchni. Nadye ucieszyła się na widok Svety, lecz męża wygoniła z pomieszczenia, twierdząc, że nie zamierza dopuszczać do garnków człowieka, który stanowi potencjalne zagrożenie dla integralności przyrządzanego posiłku. Mikao próbował powiedzieć coś na swoją obronę, lecz uniesiona w górę drewniana chochla skutecznie zamknęła mu usta.
        Poddał się i wrócił do swojego kąta, jednak nie zamierzał kontynuować eksperymentów z nożami. Odsunął je na bok i przyjrzał się zbroi raz jeszcze, nim przystąpił do wnikliwych oględzin.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Fenrir, minął przed budynkiem małą dziewczynkę, która widział, że przyglądała mu się, jednak nic nie powiedziała (może dlatego, że coś jadła), ani nie zrobiła niczego więcej niż właśnie obserwacja. Poza tym… „Mikao Tai”. Nazwisko to sprawiło, że zaczął zastanawiać się nad tym, czy mężczyzna ten jest jakoś powiązany z rodziną Sanayi albo może nawet do niej należy. Chociaż i tak dotarło to do niego dopiero po tym, jak już opuścił warsztat – myślał o tym w trakcie drogi do karczmy. Później myśli te wróciły do niego, gdy już położył się na łóżku w wynajętym pokoju. Chciał zasnąć, ale najpierw musiał uspokoić myśli i właśnie dlatego postanowił też, że przy następnej okazji na pewno zapyta mężczyznę o to, czy zna Sanayę, czy może jego nazwisko przypadkowo jest takie samo, jak jej. Później udało mu się zasnąć.

        Następnego dnia zbudził się późnym rankiem. Przepłukał twarz zimną wodą dla orzeźwienia i otworzył okno w pokoju, aby wpuścić do środka świeże, poranne powietrze. Dopiero po tym ubrał się – nie założył niekompletnej zbroi, jednak miecz w pochwie i tak znalazł się na jego plecach – i zszedł na dół. Zagadał do karczmarza i zamówił śniadanie. Później wyszedł na zewnątrz i zaczął spacerować po mieście, w końcu i tak nie miał innych rzeczy do zrobienia, a nie mógł ruszyć dalej, gdy nie był pewien co do właściwości ochronnych jego pancerza… Dlatego też postanowił rozejrzeć się po Nowej Aerii, mimo że i tak ciągle pamiętał o słowach przywódcy tamtych bandytów i wydawało mu się, że nie była to wyłącznie pogróżka, której tamten mężczyzna nie spełni. Fenrir wręcz spodziewał się, że prędzej czy później trafi na niego i jego ludzi, którzy pozostali przy życiu po ostatnim starciu. Tylko, że to drugie starcie… to ono będzie decydujące – będzie tylko jedna strona, która wygra i będzie to albo on, albo tamci bandyci.
        Oczywiście, smokołak obawiał się też trochę tego, że może nie zdąży opuścić miasta i będzie musiał walczyć z nimi wewnątrz murów, a nie gdzieś, gdzie nie będzie musiał uważać na to, żeby nie ucierpiał ktoś, kogo w ogóle nie dotyczy ta sytuacja. Ci ludzie przecież mogliby nawet teraz znajdować się w mieście i szukać go! A gdy już znajdą… będą obserwować i wyczekiwać odpowiedniego momentu na atak, dokończenie wcześniejszej walki i, może, pomszczenie tych członków grupy, których zabił wcześniej. Nawet obejrzał się za siebie i rozejrzał wokół, jakby upewniając się, że nikt go nie śledzi i ogólnie w jego pobliżu nie kręci się ktoś podejrzany… Później udał się na targ, gdzie postarał się wtopić w otoczenie, a to oznaczało po prostu wejście w tłum i zniknięcie w nim, mimo że dla Fenrira mogłoby to nie być coś łatwego – głównie przez jego rękę pokrytą łuskami, która wyróżniała się na tle zwykłych (i zakrytych rękawami), pokrytych skórą rąk. Poza tym… jego raczej ponadprzeciętny wzrok i broń na plecach także sprawiały, że w tłumie dało się go wypatrzyć łatwiej niż kogoś niższego lub z mieczem przy pasie.
        Sam zmiennokształtny zaczął zachowywać się zupełnie, jakby był częścią targu – to oznaczało, że poruszał się z tłumem ludzi, oglądał wystawione towary i zatrzymywał się przy stoisku, gdy coś przykuło jego uwagę. Zastanawiał się nawet nad tym, czy kupić Sanayi jakiś prezent, ale doszedł do wniosku… że nie był do końca pewien, co mogłoby to być. Podejrzewał, że alchemiczka przyjęłaby od niego nawet taki prezent, który niezbyt by jej się spodobał – tylko, że on chciał, żeby przedmiot ten naprawdę przypadł jej do gustu. Będzie musiał o tym pomyśleć i zastanowić się, co takiego mógłby jej kupić, jeśli naprawdę chciał to zrobić… Zresztą, z tego, co pamiętał, po drodze będzie mijał jeszcze dwa miasta, więc może właśnie w nich poszuka czegoś dla niej – jeśli w trakcie pobytu w Nowej Aerii nie znajdzie niczego, co będzie nadawało się na odpowiedni prezent. Zatrzymał się też przy stoisku z bronią, jednak nic go tam nie zainteresowało… chociaż musiał przyznać, że oręż tam wystawiony był dobrej jakości. W końcu wyszedł z tłumu i zaczął zwyczajnie spacerować po mieście.

        Jeszcze zanim postanowił zajrzeć do warsztatu, najpierw wrócił do karczmy i zjadł tam lekki posiłek. Dopiero po tym udał się do rzemieślnika. Miał dziwne wrażenie, że może okazać się, że będzie musiał poczekać jeszcze jeden dzień, zanim będzie mógł odebrać naprawione części zbroi i zapłacić za nie. Cóż… akurat teraz był w sytuacji, w której wolałby nie czekać dłużej, niż było to konieczne, jednak będzie musiał to zrobić, jeśli naprawa się przedłuży. Miał nadzieję, że jednak tak nie będzie. Naprawdę. Nawet nie zauważył, kiedy dotarł pod drzwi warsztatu. Stał tam krótką chwilą, aż w końcu otworzył drzwi i wszedł do środka.
         – Dobry wieczór – przywitał się, wypowiadając te słowa dość głośno i na pewno wyraźnie.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Mimo ogromnego zapału do pracy, wynikającego z niekłamanego zainteresowania jej przedmiotem, Mikao nie zdołał tego dnia poczynić szczególnie widocznych postępów. Nie była to kwestia braku umiejętności - gdyż takowe mag posiadał - ale obowiązków, które w tamtym momencie były dla jego rodziny priorytetem. Zamiast więc spędzić wieczór nad kawałem żelastwa, Tai niemal w całości poświęcił go swojej córce, ucząc ją strugania w drewnie i opowiadając zasłyszane we własnym dzieciństwie bajki. Ona z kolei dzieliła się z nim przeżyciami minionych godzin i opisywała nowo poznanych przyjaciół z miasta. Mężczyzna był szczęśliwy, mogąc siedzieć spokojnie w blasku kominka, rzeźbić niewielkie, drewniane kukiełki i słuchać radosnego szczebiotu płomiennowłosej istotki, którą kochał bardziej niż kogokolwiek i cokolwiek innego. Była zupełnie jak jej matka…
        Mikao podniósł wzrok znad dłuta. Spojrzał na drzemiącą w fotelu Nadye i uśmiechnął się pod nosem. Kiedy już położy Svetę do łóżka i ogarnie odrobinę bałagan w warsztacie, zamierzał zająć się żoną jak na zdrowego faceta przystało. Musiał przyznać przed samym sobą, że sposób, w jaki Nadye wytknęła mu ostatni brak zainteresowania ich życiem miłosnym, był dość bolesnym ciosem dla jego skrytej męskiej dumy. Kobieta uderzyła podstępnie, ale celnie - i miała rację; przez kilka minionych tygodni głowa rodziny zupełnie zaniedbywała pozostałych jej członków. Cóż, teraz trzeba nadrobić zaległości we wszelkich możliwych aspektach życia codziennego.

        Poranek przebiegał wyjątkowo beztrosko. Mała rodzinka Tai zjadła wspólne śniadanie przy okrągłym stoliku w kuchni, by następnie każdy mógł zająć się swoimi własnymi sprawami. Nadye udała się do miasta po sprawunki, Sveta zniknęła zaraz po niej, zapewne wybiegłszy w poszukiwaniu przygód wśród tłocznych uliczek, pełnych sekretnych zaułków, w których można doskonale się bawić bez obaw o bycie zawadą dla zabieganych dorosłych. Mikao zaś doprowadził do porządku zmaltretowane noże z wczorajszego eksperymentu, przejrzał notesik w poszukiwaniu zaległych zleceń, które powinien był wykonać już dawno temu - zazwyczaj znajdował jedno czy dwa takie zlecenia, lecz tym razem okazał się być z nimi całkiem na bieżąco - i upewniwszy się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by wziąć się za najsmakowitsze z nich, podszedł do głównego stołu, na którym spoczywał napierśnik Fenrira.
        Poprzedniego wieczoru udało mu się przeprowadzić drobiazgowe oględziny uszkodzonego miejsca i wiedział już dokładnie, z jakim rodzajem defektu miał do czynienia, dlatego bez niepotrzebnej zwłoki zabrał się do roboty. Pracował skrupulatnie, podziwiając przy okazji kunszt twórcy magicznej zbroi. Dokonywał poprawek starannie i powoli, milimetr po milimetrze, za cel stawiając sobie doprowadzenie sprzętu do stanu sprzed uderzenia. “Swoją drogą - myślał podczas pracy - ktokolwiek jest odpowiedzialny za te uszkodzenia, nie mógł być pierwszym lepszym rzezimieszkiem. Ten napierśnik ma zbyt solidną strukturę, by można było tak łatwo go wgnieść. Typ musiał mieć siłę co najmniej siedmiu chłopa albo posługiwać się bronią magiczną o przeciętnych atrybutach. Interesujące…”
        Gdyby miał w zwyczaju wypytywać zleceniodawców o ich prywatne sprawy, na pewno nie omieszkałby się podjąć prób wyciągnięcia z Fenrira informacji na temat przeciwnika, który naraził na zniszczenie jego zbroję. Z czystej ciekawości. Jednak wścibstwa Sveta nie odziedziczyła po ojcu, więc w przeciwieństwie do dziewczynki Mikao nie zamierzał wtykać nosa w nieswoje sprawy. Jego zadaniem było doprowadzenie zbroi do idealnego stanu. Kropka.
        Naprawa szła mu dobrze i zdawało się, że ukończy ją przed czasem, jednak złośliwość rzeczy, które nie chcą zostać martwymi, oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze.
        Mag był akurat w trakcie dość skomplikowanego procesu łączenia strukturalnych wiązań zaklęcia, kiedy do warsztatu wpadł chaos. Najpierw zza okien dało się słyszeć niespokojne okrzyki. Potem rozdzwonił się dzwonek i przez drzwi wpadło do środka kilka rozhisteryzowanych osób; ich głosy zlewały się w jeden niezrozumiały ciąg w głowie Mikao, który początkowo nie zwracał na nie większej uwagi, całkowicie pochłonięty naprawami. Jednak gdy Nadye - która znała zasady i nigdy nie przeszkadzała mężowi w pracy bez bardzo ważnej przyczyny - bezpardonowo wtargnęła za koralikową zasłonkę i dotknęła jego ramienia, nie mógł dłużej ignorować świata zewnętrznego. Odwrócił głowę w stronę żony.
        - Nagły wypadek - oznajmiła krótko i natychmiast wycofała się z powrotem do wnętrza warsztatu, tłumacząc coś zgromadzonemu w środku tłumowi.
        Tai nawet nie westchnął. Wyciągnął jedynie ręce i w pośpiechu rzucił zaklęcie blokady, mające na celu zawieszenie naprawy bez konieczności wracania do początku; powinno wytrzymać następne kilka godzin, a w razie czego łatwo było je zdjąć. Odsunął krzesło i podążył w ślad za żoną, by następnie wpaść w wir chaotycznych słów i gestów. W pierwszej chwili miał wrażenie, że jego głowa eksploduje niczym wulkan, lecz w ułamek sekundy umysł Mikao wszedł na najwyższe obroty i z tego wiru wyłowił najważniejsze informacje.
        Pomoc. Dziecko. Szybko.
        Podwinął rękawy koszuli, opłukał ręce ciepłą wodą, którą wcześniej przygotowała Nadye i był gotów do działania. Nie tracił czasu, bo już pierwszy rzut oka wystarczył magowi do upewnienia się, że sprawa była poważna. Kilkunastoletni chłopiec, nieprzytomny od wysokiej gorączki, zranił się paskudnie w nogę i najwyraźniej zataił ten fakt przed rodzicami, gdyż w ranę zdążyło wdać się rozległe zakażenie. Mikao nie pierwszy raz miał styczność z tego typu przypadkiem, jednak musiał działać sprawnie i bez wahania, by pomóc dzieciakowi, któremu groziła utrata kończyny, a jeśli infekcja zdążyła się rozprzestrzenić - nawet i śmierć. Jego ogarnięci paniką rodzice, którzy wraz z płaczącą siostrą nie odstępowali chłopca na krok, nie ułatwiali zadania.
        Zapowiadało się pracowite popołudnie.

        Kiedy wieczorem do warsztatu zawitał Fenrir, sytuacja była opanowana. Chłopiec i jego rodzice odpoczywali w izbie na górze, a krążąca między piętrami Nadye co chwila upewniała się czy nikt niczego nie potrzebuje. Sveta, która zdążyła w międzyczasie wrócić do domu, pomagała matce w sprzątaniu, później zaś w przygotowywaniu posiłku, zaciągnąwszy do pracy jeszcze młodszą siostrę chorego. Mikao ciężko opadł na krzesło, oparł się łokciem o blat stołu i schował twarz w dłonie, wzdychając. Był wykończony. Przez ostatnie kilka godzin robił co mógł, by nie musieć pozbawiać chłopca nogi, lecz gdy sytuacja osiągnęła punkt krytyczny i zdawało się, że mag w ogóle nie zdoła odratować dzieciaka, nie miał wyboru. Życie bez jednej kończyny jest zawsze lepsze, niż leżenie w trumnie z obiema.
        Gdyby tylko przyszli dzień wcześniej lub chociaż kilka godzin…
        Na pozdrowienie klienta odpowiedział z pewnym opóźnieniem. Z wysiłkiem uniósł głowę, a potem z jeszcze większym - całe ciało.
        - Dobry wieczór. - Odruchowo wytarł dłonie w fartuch i westchnął, przez chwilę patrząc w bok. - Ja… Bardzo przepraszam, ale zbroja jeszcze nie jest gotowa. Tak jak mówiłem, wypadki chodzą po ludziach, a ostatnio częściej niż zwykle… - Podrapał się po karku. - Cóż… Jeśli to nie problem, proszę poczekać… hmm, myślę że godzinka lub dwie powinny mi wystarczyć na dokończenie potrzebnych napraw.
        - Może pan zjeść z nami kolację - wtrąciła Nadye, która akurat przechodziła przez warsztat z wiadrem wrzątku. - Mamy też jeszcze trochę herbaty, chyba że preferuje pan mocniejsze trunki… Coś się znajdzie.
        Mikao skinął głową, czekając na odpowiedź Fenrira, ale wtedy poczuł, że ktoś mały ciągnie go za fartuch.
        - O tym właśnie mówiłam, tatku. - Sveta nie spuszczała wzroku ze stojącego przed nią osobliwego mężczyzny. - Jak myślisz, byłoby mi do twarzy z taką? - Wskazała jego smoczą łapę.
        Tai parsknął mimowolnie, klepiąc córkę po głowie.
        - Przepraszam za nią. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Ciekawski charakter odziedziczyła po mnie, ale gadatliwa jest jak matka i ciotka. Zalecam nie przywiązywać do tego zbytniej wagi - dodał, a następnie zwrócił się do dziewczynki. - Nie męcz pana pytaniami. Lepiej pójdź do kuchni i przynieś to, co przyszykuje mama, dobrze?
        Gdy Sveta, tupnąwszy lekko nogą, posłuchała ojcowskiego polecenia, Tai zaśmiał się cicho i ponownie odezwał w stronę mężczyzny.
        - Dzieci… Wielki skarb, ale i wielka niewiadoma. A czasem i wielkie brzemię...
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Na samym początku wydawało mu się, że jego wejście do budynku i późniejsze powitanie, nie zostały nawet zauważone – mimo że Mikao siedział w tym samym pomieszczeniu, do którego smokołak wszedł bezpośrednio z zewnątrz. Odpowiedź przyszła z opóźnieniem, ale jednak sprawiła, że wyrzucił z myśli to, że mógł zostać po prostu niezauważony i musiałby podchodzić bliżej i witać się ponownie albo jakoś inaczej wskazać, że znajduje się w środku i przyszedł dowiedzieć się, co z jego pancerzem i, czy został już naprawiony. Fenrir miał nadzieję usłyszeć, że części jego zbroi są już gotowe i może je odebrać, a później opuścić miasto… chociaż to chyba zrobiłby dopiero rankiem następnego dnia, bo wolał zjeść porządną kolację i przespać się w dość wygodnym łóżku, jeśli akurat miał ku temu okazję. Oczywiście, nie miał zamiaru robić awantury przez to, że Mikao zajął się czymś innym – co możliwe, że było ważniejsze – i przez to nie udało mu się ukończyć naprawy napierśnika i naramiennika. Byłoby mu to nie na rękę, bo im dłużej przebywał w mieście, tym bardziej narażał przypadkowych ludzi – a także rodzinę samego rzemieślnika – na to, że mogą zostać ranni lub nawet stracić życie przez to, że niedobitki grupy bandytów postanowiły wytropić go i zabić, przy okazji okradając jego ciało i mszcząc się za martwych towarzyszy. Smokołak nie miał zamiaru dopuścić do tego, żeby ta grupa z nim wygrała i jego plan zakładał, że nie pozwoli im dopaść się w mieście, wyciągając ich gdzieś w dzicz, a walkę z nimi rozpocząłby dopiero wtedy, gdy uważałby, że teren jest do tego odpowiedni. Możliwe też, że wtedy użyłby też zmiany postaci, przez co stałby się silniejszy i mógłby latać, o czym zresztą tamci mężczyźni nie wiedzieli.
         – Nic się nie stało. Najwyżej wrócę później albo jutro rano – odpowiedział, już po tym, gdy wrócił do rzeczywistości po tym, jak zrozumiał, że może trochę za bardzo pogrążył się wśród myśli. Mówił spokojnie, bo rzeczywiście nie miał z tym problemu — chociaż, jak już wcześniej powiedział sam sobie, nie było mu to na rękę. Nie w sytuacji, w której aktualnie się znajdował.
        Po tej krótkiej wymianie zdań z Mikao, przeniósł zaskoczony wzrok na jego żonę. Nie spodziewał się takiej propozycji, w końcu był dla nich wyłącznie klientem i to praktycznie nieznajomym. Nie wiedzieli o nim nic, no może poza imieniem, wyglądem i jakimiś informacjami na temat tego, dlaczego odwiedził warsztat. Naprawdę go to zaskoczyło, możliwe, że przez to nawet przez chwilę nie wiedział, co ma odpowiedzieć na taką propozycję. Z jednej strony, nie chciał zajmować czasu, miejsca przy stole i tak dalej… ale z drugiej strony, odrzucenie zaproszenia raczej nie świadczyłoby dobrze o nim i o jego wychowaniu. W końcu skończyło się to tak, że Fenrir westchnął cicho i postanowił odpowiedzieć.
         – Dobrze… Nieuprzejmie z mojej strony byłoby odrzucenie zaproszenia – odezwał się, wietrząc też okazję do tego, żeby porozmawiać trochę z samym rzemieślnikiem i zapytać go o to, o czym wczorajszego wieczora myślał dość sporo. Po prostu musiał usłyszeć odpowiedź na pytanie, które znowu pojawiło się w jego głowie i wydawało mu się, że nie wyniesie się stamtąd, aż zmiennokształtny nie wypowie go na głos.
        Fenrir znów przeniósł wzrok, chociaż musiał też skierować go niżej, aby móc spojrzeć na dziewczynkę, która rozmawiała z Mikao. Rozpoznał w niej tą, którą wczoraj mógł zobaczyć przed drzwiami wejściowymi. Po chwili okazało się, że jest to córka mężczyzny.
         – Nic się nie stało. Już chyba zdążyłem przyzwyczaić się do dosłownie każdej reakcji, jaką widzę lub słyszę, gdy ktoś pierwszy raz widzi moją… rękę – odpowiedział. Mówił prawdę, chociaż w ten sposób mógł zdradzić się z tym, że może być starszy, niż wygląda. Był smokołakiem, dla niego normalne było to, że żył dłużej niż przeciętny człowiek. Wiedział też, z czym wiąże się należenie do rasy, która żyje dłużej niż część napotkanych osób, a zwłaszcza takich, które później zostają w twoim życiu na dłużej i są kimś ważniejszym niż zwykły znajomy.
         – Dzieci to chyba nie jest temat, na który można ze mną rozmawiać… Nie miałem, nie mam i raczej nie mogę mieć – dodał, wzruszając lekko ramionami. Nie przeszkadzało mu to, o czym właśnie świadczył ten gest ramionami, który wykonał po wypowiedzeniu tamtych słów.

        Podszedł bliżej miejsca, w którym siedział Mikao i oparł się lekko o stół stojący w pobliżu. Podejrzewał, że zostaną zawołani, jeśli posiłek będzie gotowy do spożycia, a w tym czasie Fenrir miał zamiar zapytać Mikao o coś, co wydawało mu się po prostu dość ważne.
         – Mam pewne wątpliwości co do jednej sprawy i przez to chciałbym cię o coś zapytać – zaczął powoli i może trochę niepewnie. Może wydawało mu się, że mógłby zapytać o to kiedy indziej lub coś, a może wydawało mu się, że pytanie może wydać się głupie… ale i tak chciał znać na nie odpowiedź.
         – Chodzi o to, że znam inną osobę o nazwisku Tai. Sanaya… Jesteście może jakoś ze sobą spokrewnieni czy może to tylko przypadek, że macie takie samo nazwisko? - powiedział w końcu. Zdawał sobie sprawę, że mogą żyć osoby mające identyczne nazwisko i to tylko przez przypadek, a przez to nie są rodziną, ale była też druga strona medalu i jednakowe nazwisko mogło oznaczać, że ktoś jest spokrewniony z tamtą drugą osobą. Po zadaniu tego pytania, Fenrir po prostu spojrzał na Mikao, czekając na jego odpowiedź.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Wyrzuty sumienia dręczyły świadomość maga. Mimo zapewnień Fenrira, Mikao czuł się źle z faktem, iż nie zdołał wywiązać się z zadania w takim stopniu, jak tego od siebie oczekiwał. Oparł ręce na biodrach i westchnął po raz kolejny - i wiedział, że najprawdopodobniej tego wieczoru wzdychać będzie jeszcze wiele razy, ale cóż, taka już dola ludzi ze zbyt dużym poczuciem odpowiedzialności, obarczających się zbyt wieloma problemami naraz.
        - Nie zostało mi już wiele pracy przy zbroi - oznajmił, po części dlatego, że chciał nieco podreperować wrażenie, jakie musiał sprawiać, a po części po prostu dlatego, że była to prawda. - Z jej fizyczną powłoką już wszystko w porządku, ale ze względu na to, że broń uszkodziła także strukturę zaklęcia, trzeba jeszcze je ustabilizować, nim zbroja będzie gotowa do użytku.
        Mógł wdać się w bardziej szczegółowe wyjaśnienia, ale nie sądził, by była taka potrzeba. Tłumaczenie tego typu procesu sprawiłoby tylko, iż niepotrzebnie jawiłby się on jako skomplikowany, podczas gdy w gruncie rzeczy opierał się na dość prostych mechanizmach.
        - To naprawdę nie powinno zająć długo - powtórzył. - O ile kogoś w mieście nagle nie trzaśnie piorun…
        Mag zaśmiał się cicho i pokręcił głową, kiedy jego żona złożyła klientowi propozycję posiłku. To było w bardzo taiowym stylu… Nadye tylko na pierwszy rzut oka mogła sprawiać wrażenie mało wyrozumiałej, ale tak naprawdę miała dobre serce i była skora do pomocy nie mniej niż Mikao. I tak, oferta kolacji była nieunikniona, bo gdyby kobieta nie wyszła z taką inicjatywą, zapewne zrobiłby to mag. Ta scena powtarzała się w ich domu aż nazbyt często - być może ta gościnność częściowo była przyczyną tego, że rodzina Tai, mimo dobrze kręcącego się biznesu, wciąż nie należała do zamożnych - taka już była kolej rzeczy.
        Mikao przemilczał fakt, że w całym domu próżno by szukać czegokolwiek mocniejszego od soku z winogron, a on sam nie mógłby dotrzymać pijącemu towarzystwa. Przyjąwszy do świadomości odpowiedź Fenrira, odebrał od żony wiadro wrzątku i zamoczywszy w nim kawałek szmatki, ponownie przemył ręce, na których znajdowały się jeszcze ślady zaschniętej krwi. Następnie to samo uczynił z plamami na skórzanym fartuchu.
        - Przygotuję kolację jak tylko skończę zajmować się tym nieszczęsnym stadkiem na górze. - Po tym oświadczeniu Nadye zniknęła mężczyznom z oczu.
        - Nie mamy wprawdzie nektaru i ambrozji, ale wiktuały z kuchni Nadye, choć na pozór skromne, są prawdziwą rozkoszą podniebienia. - Mag uśmiechnął się. - A w każdym razie, jak dotąd jeszcze nikt nie został otruty.
        Pojawienie się Svety - a, co za tym idzie, także jej bezpośrednich komentarzy - sprawiło, że Mikao poczuł się niezręcznie. Miał nadzieję, że jego klient nie poczuł się urażony bezczelnością małej dziewczynki. Doprawdy, to dziecko nigdy nie potrafiło utrzymać języka za zębami.
        - Moje ręce nie rzucają się w oczy aż tak, ale też wiem co znaczy nadmierna atencja - Tai zerknął w dół na swoje pokryte tatuażami dłonie. Misterne zdobienia znaczyły je od ponad piętnastu lat i wciąż przypominały o nieszczęsnym wypadku z ogniem i wszystkich plotkach, jakie mężczyzna słyszał potem na swój temat. "Mikao Piroman." Na samo wspomnienie kąciki ust mężczyzny nieznacznie się uniosły. Czasem zastanawiał się czy po tych latach byłby w stanie panować nad magią bez wiążących ją pieczęci. Być może dzięki dojrzałości i zdobytemu doświadczeniu zagrożenie utratą kontroli zmalało lub całkiem znikło, lecz Mikao nie zamierzał tego sprawdzać. Miał zbyt wiele do stracenia, gdyby okazało się, że jednak ta kwestia go przerasta; nie mógł ryzykować, że zrobi krzywdę komuś lub samemu sobie, kiedy miał pod opieką żonę i córkę.
        Przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć na słowa Fenrira o dzieciach. Dla niego samego posiadanie potomstwa przez długi czas było czymś tak abstrakcyjnym jak hodowla jednorożców w ogródku za domem, jednak jego światopogląd zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy los obdarzył go córką. Pojawiło się wówczas mnóstwo decyzji do podjęcia i mnóstwo wyrzeczeń do dokonania, ale Mikao nie mógł powiedzieć, że żałował któregokolwiek z nich. Jednakowoż...
        - Cóż, wszystko ma swoje plusy i minusy. Każdy znajduje szczęście tam, gdzie jest mu to pisane - stwierdził filozoficznie, ucinając tym samym dalsze dyskusje.
        Wymamrotał pod nosem kilka słów przeprosin, tłumacząc coś, że chce brać się do naprawy jak najszybciej, i wrócił do swojego kąta, do stołu, na którym spoczywała zbroja, wciąż w tym samym stanie, w jakim rzemieślnik zostawił ją podczas nalotu kłopotów. Podwinął rękawy, rozruszał palce i za pomocą szybkiego gestu zdjął zaklęcie stabilizujące. Musiał się teraz skupić, gdyż początkowa faza napraw magicznych zazwyczaj ma kluczowe znaczenie dla końcowego efektu. Jedno nieuważne drgnięcie małego palca - jeden drobny błąd powodujący lawinę kolejnych - i całą pracę będzie można wsadzić centaurowi w odbytnicę. Ale Mikao był zbyt doświadczony w swojej robocie, by pozostawiać jakieś niedociągnięcia. Na co dzień jego koordynacji wzrokowo-ruchowej można by sporo zarzucić, jednak podczas pracy wychodziła z niego cała natura perfekcjonisty. Wszystko musiało być wykonane bezbłędnie i z wielką dbałością o szczegóły - i tak też stało się ze zbroją Fenrira, mimo iż zajęło to odrobinę więcej czasu, niż gdyby mag zrobił minimum z minimum, którego się od niego wymagało.
        - Zdaje się, że robota skończona - odezwał się w końcu, nieznacznie odsuwając od siebie zbroję. Oparł o kolana wyprostowane w łokciach ręce i podniósł wzrok na klienta. - Defekt został usunięty, dodatkowo pozwoliłem sobie nałożyć na zbroję zaklęcie wzmacniające jego fizyczną strukturę. Chodzi o to, że po naprawie magicznego przedmiotu zdarza się, że przez krótki czas jego integralność nie jest do końca solidna i łatwo wtedy o odnowienie uszkodzeń - wyjaśnił. - Wprawdzie raczej należy to do rzadkości, ale nie ma co ryzykować, skoro wystarczy jedno proste zaklęcie.
        Nie spodziewał się innych pytań ze strony mężczyzny, ale nie poruszyło go to w większym stopniu. Tak długo, jak długo nie dotyczyły zbyt intymnych sfer jego życia, Tai nie miał nic przeciwko odpowiadaniu na nie. Zdecydowanie wolał to od ich zadawania.
        - Proszę, pytaj. - Oparł się łokciem o stół w pozie wyrażającej częściową swobodę. - Na wszystko odpowiem zgodnie z moją najlepszą wiedzą.
        Słysząc jednak pytanie Fenrira, Mikao zamrugał oczami i ze zdumienia na chwilę zaniemówił. Chwila ta trwała jednak stosunkowo krótko. Mag potarł dłonią brodę i uśmiechnął się z niedowierzaniem.
        - Przypadek? - powtórzył, kręcąc głową. - Chyba nie wierzę w coś takiego. A jeśli dotąd wierzyłem, to w tej chwili definitywnie przestałem. Bo jeżeli obaj myślimy o tej samej kobiecie, to ta kobieta jest moją rodzoną siostrą… Której nie widziałem od tylu lat… - dodał nieco ciszej, w zadumie, by po chwili na powrót wyszczerzyć zęby; tym razem w uśmiechu zupełnie innym od tych zwyczajnych, uprzejmych. - Czyli Sancia jeszcze nie zadarła z kostuchą, co? Zawsze się martwiłem, że któregoś razu wplącze się w jakąś kabałę i ściągnie na siebie zgubę, a nie dostałem o niej żadnej wiadomości od tak dawna…
        Rozmowę przerwała Nadye, wołająca do stołu. Mag, mimo gwałtownych emocji, które rozszalały się w jego wnętrzu, wstał z krzesła niespiesznie i wytarł dłonie w fartuch. Gestem wskazał Fenrirowi drogę do kuchni i puścił gościa przodem. Wszyscy, prócz podającej kolację kobiety, zajęli już miejsca przy niewielkim stole - Sveta, tuż obok niej siostra rannego chłopca, który wciąż odpoczywał w izbie na piętrze, a na kolejnych dwóch krzesłach - jego rodzice. Dodawszy do tego gospodarza i jego gościa, w małej kuchni zapanował lekki ścisk, ale był to ścisk z gatunku tych przyjemnych i przytulnych. Wkrótce talerze wypełniły się aromatycznym gulaszem i nie pozostało nic innego, niż zaspokoić żołądki.
        Podczas kolacji Mikao zwrócił się do Fenrira.
        - Teraz to ja o coś zapytam, jeśli można. - Widelcem nakreślił w powietrzu kilka drobnych kółek i przełknął kęs, który akurat przeżuwał. - Dobrze się znacie z Sanayą? Chciałbym wiedzieć, co słychać u mojej jedynej siostry. Jest chociaż szczęśliwa? Ciekaw jestem, jak bardzo się zmieniła od naszego ostatniego spotkania…
        Czy gdyby spotkali się na ulicy, w ogóle by się poznali? Minęło tyle czasu… Czy San dobrze się wiodło? Założyła własną rodzinę? Pamiętała jeszcze o starej? Może zechciałaby ich kiedyś odwiedzić…? Kim dokładnie był siedzący przy ich stole mężczyzna ze smoczą łapą i jakim zrządzeniem losu doszło do tego dziwnego spotkania?
        Mikao miał tak wiele pytań… I tak mało śmiałości, by zadać je wszystkie.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Fenrir kiwnął tylko głową, dając znać, że zrozumiał, co Mikao mu powiedział i, że nie przeszkadza mu też konieczność poczekania jeszcze chwilę na dokończenie naprawy jego zbroi. Już po samym fakcie uszkodzenia fizycznej struktury zbroi zorientował się, że broń tamtego bandyty nie mogła być zwykła – czyli była w jakimś stopniu wzmocniona magicznie – jednak teraz, gdy usłyszał, że magiczna struktura pancerza została uszkodzona… to tylko upewniło go odnośnie do tego, czego domyślał się wcześniej.
         – Broń, która wyrządziła te szkody, bez wątpienia była magiczna, ale i tak spodziewałem się mniejszych uszkodzeń – odezwał się, odruchowo zerkając w miejsce, w którym wiedział, że leży jego pancerz. Zaczął też zastanawiać się, kiedy wspomnieć Mikao o tym, że osoba odpowiedzialna za te uszkodzenia prawdopodobnie podąża jego tropem i to razem z tymi niedobitkami swojej grupy bandytów, których Fenrir nie zdążył się pozbyć przed tym, jak postanowił, że jednak się wycofa. Poza tym… smokołakowi wydawało się dziwne to, że tamci ścigają go – przeważnie takie sytuacje chyba nie miały miejsca, gdy chodziło wyłącznie o kradzież i sprzedanie dóbr osoby, którą się okradło… Może tutaj chodziło o coś więcej, czego on aktualnie nie dostrzegał? W każdym razie, jego plan niezbyt się zmieniał, bo nadal miał zamiar opuścić miasto jak najszybciej i ponownie walczyć z bandytami już gdzieś poza murami Nowej Aerii i w miejscu, które może uda mu się wybrać tak, żeby środowisko było po jego stronie i zapewniało mu jak największe szanse na wygraną.
         – A ja nie jestem jakimś hrabią czy królem, żeby oczekiwać od was wykwintnych dań i innych tego typu rzeczy – odparł, już po tym, jak zgodził się na zostanie na posiłek. Przez twarz zmiennokształtnego przebiegł lekki uśmiech. Później pojawiła się córka Mikao, której słowami Fenrir naprawdę się nie przejął, o czym zresztą później i tak poinformował ojca dziewczynki.
         – I tatuaże też wyglądają lepiej niż łuski zamiast skóry i szpony tam, gdzie powinny znajdować się zwykłe paznokcie. Twoje ręce po prostu nie wyglądają tak, jakby ktoś je uciął i zamienił miejscem z łapami małego smoka – odparł po chwili. Mimo, że przez jego twarz znów przebiegł uśmiech, to i tak wyglądał on bardziej na taki wymuszony, niż naturalny.
        Smokołak właściwie nie przejął się nawet tym, że Mikao chciał wrócić do pracy. Zrobił też trochę więcej, bo podążył za rzemieślnikiem i zaczął przyglądać się, jak ten pracuje przy zbroi i kończy jej naprawę. Ta zresztą zakończyła się niedługo po tym, jak Mikao do niej przystąpił.
         – W takim razie zabiorę ją później, gdy już będę wychodził… Ile powinienem zapłacić? - zapytał, chociaż wyciągnął już sakiewkę i zaczął w niej grzebać, wyraźnie szukając konkretnych monet i licząc je przy okazji. W końcu wyciągnął złotą i kilka srebrnych, a jeśli jego obliczenia się zgadzały, to było tam siedemset ruenów. Fenrir od razu wręczył wszystkie te monety mężczyźnie.
         – Przeważnie nie korzystam z takich napraw, bo pancerz ich nie potrzebuje i dlatego też nie orientuję się w cenach… Jeśli zapłaciłem za mało, to powiedz, nie będę miał problemu z dopłaceniem do tego, co już ci zapłaciłem – odparł smokołak. Może gdyby to była zwykła naprawa, to ta kwota mogłaby być trochę zbyt duża, jednak tutaj Mikao musiał naprawić fizyczną i magiczną strukturę zbroi, więc musiał też użyć magii. Za tego typu zabiegi na pewno płaciło się więcej, ale Fenrir nie znał cen, dlatego też zachowywał się właśnie w ten sposób. Poza tym… było też widać, że zmiennokształtny na pewno nie narzeka na brak gotówki w sakiewce.

        W końcu zapytał też o to, nad czym zastanawiał się praktycznie od momentu, w którym poznał nazwisko Mikao. Na początku jednak nadal wydawało mu się, że może jest to przypadek nazwisk, ale później – gdy usłyszał zdrobnienie, którym posłużył się mężczyzna – już miał pewność, że on i Sanaya są rodziną.
         – Żyje, żyje i ma się dobrze, a przynajmniej tak było, gdy widzieliśmy się ostatni raz – odezwał się smokołak, przypominając też sobie, że właściwie to tęskni już za nią, tylko że często zajmuje się czymś innym i nie zwraca uwagi na uczucia, jakie się w nim kłębią. Teraz sobie o nich przypomniał… ale wiedział, że udało mu się odzyskać to, co utracił i teraz mógł do niej wrócić. Zresztą, właśnie to przecież robił, chociaż teraz musiał zatrzymać się na chwilę, zadbać o to, żeby jego zbroja była w dobrym stanie i w końcu zająć się całą sprawą tych bandytów. Teraz chyba cały czas będzie wydawało mu się, że chodzi tu o coś więcej.
        Możliwe, że porozmawialiby o tym dalej, jednak żona Mikao przerwała ich rozmowę i zawołała ich też do stołu. Fenrir podążył we wskazanym kierunku i zajął też miejsce przy stole, które było dla niego przeznaczone. Czuł na sobie – a raczej na „smoczej łapie” - wzrok osób, które nie należały do rodziny Mikao. Tyle dobrze, że były to bardziej zaciekawione spojrzenia niż jakieś negatywne. Smokołak naprawdę już przyzwyczaił się do różnych spojrzeń, jednak te negatywne odczuwał jakoś bardziej, mimo że i tak nauczył się już, żeby na nie zwyczajnie nie reagować.
        Co prawda, kolacja mijała raczej w ciszy, ale Fenrir właściwie czekał tylko na to, aż ktoś zapyta go o jakąś rzecz związaną z jego prawą ręką. Ciszę przerwał rzemieślnik, jednak on akurat zapytał o coś innego.
         – Myślę, że tak, chociaż spędzamy ze sobą mniej czasu, niż byśmy chcieli, zwłaszcza ostatnio. Myślę też, że jest szczęśliwa, a przynajmniej była, gdy widzieliśmy się ostatnio. Co do zmian… Wydaje mi się, że to zależy od tego, kiedy widzieliście się ostatnio… Chociaż jestem pewien, że na pewno ma na ciele więcej tatuaży – odparł, gdy już przełknął i się napił. Przy ostatnim zdaniu uśmiechnął się nawet, bo teraz może być tak, że gdy niedługo ją spotka, to okaże się, że znów ma jakiś nowy tatuaż albo może nawet więcej niż jeden.
         – Ma też krótkie włosy, a gdy ostatnio się z nią widziałem, to miały one kolor ciemnego fioletu… Ciężko mi powiedzieć, jak zmienił się jej charakter i zachowanie – dodał i wrócił do posiłku. Ciekawe, czy Mikao domyślił się, co łączy jego i jego siostrę – nie zapytał o to wprost, a Fenrir chyba nie chciał tak sam z siebie o tym mówić. Pewnie odpowie, jeśli zostanie o to zapytany, a jeśli nie… cóż, najwyżej zachowa to dla siebie.
         – Wpadłem na pewien pomysł i chciałbym wiedzieć, co o tym myślisz i, czy w ogóle myślisz, że byłoby to możliwe – zaczął zmiennokształtny, spoglądając w stronę mężczyzny. Chyba dopiero teraz mógł on lepiej przyjrzeć się jego oczom, które miały wąskie źrenice, a ich kolor był mieszanką złotego i pomarańczowego z kilkoma plamkami czerwieni.
         – Teraz i tak planuję spotkać się z Sanayą i wiem, gdzie prawdopodobnie ją znajdziemy, więc… Co myślisz o tym, żeby wybrać się ze mną i spotkać się z siostrą po latach? - zapytał w końcu. Była to dość śmiała propozycja, a przynajmniej tak mu się wydawało. Poza tym, dobrze też, że zadał je w towarzystwie żony Mikao i jego córki, bo przy okazji może uda mu się też dowiedzieć tego, co one sądzą na ten temat.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        W pierwszym odruchu Mikao zamierzał protestować, kiedy przeliczył monety, które mężczyzna wcisnął mu do ręki. Nie przywykł do przyjmowania takich sum naraz, jako że swe usługi najczęściej świadczył mniej zamożnym mieszczanom, dla których liczył się każdy wytargowany ruen. Tai nie należał do tego chciwego typu rzemieślników, co to wydusiliby od potrzebującego ostatniego miedziaka; ceny w jego warsztacie i tak były stosunkowo niskie - przez co cieszył się on dużą popularnością w okolicy - a dodatkowo sam mag dbał o to, by żaden klient opuszczający jego progi, nie czuł się zlekceważony. Zdarzało się, że co biedniejszym kazał pokryć jedynie koszty materiałów, a robotę wykonywał za darmo albo, z tymi bardziej znajomymi, dogadywali się na zasadzie wymiany przysług. Czasem, wzięty na litość, przyjmował wpłaty w ratach - co prawda wiele z tych rat nigdy nie trafiło w jego ręce i na takich naciągaczach Mikao tylko tracił. Ale przynajmniej sumienie miał czyste…
        Teraz także wydawało mu się, że przyjmowanie takiej kwoty za naprawę, która po prawdzie była dla niego czystą przyjemnością, nie było w porządku. I jasne; kowal, którego kuźnia mieściła się trzy przecznice dalej, z pewnością wziąłby za taką naprawę o wiele więcej, ale Tai nigdy nie sugerował się stawkami w innych cechach. Nie miał też stałego cennika. Zawsze powtarzał, że dla niego liczy się nie przedmiot, lecz sytuacja.
        - Myślę, że to będzie w sam raz - stwierdził, wyciągając w kierunku Fenrira garść srebrnych monet, które ten wręczył mu przed chwilą. Zamierzał je zwrócić, dla siebie zostawił jedynie złotą. Na wypadek, gdyby mężczyzna miał wątpliwości co do takiego rozwiązania, dodał szybko: - Potraktuj to jako upust za opóźnienie.
        Dalsza rozmowa potoczyła się w kierunku, o jakim mag nigdy by nawet nie pomyślał. Trudno opisać szok, jakiego doznał, słysząc znajome imię z ust obcego przybysza. Poczuł przenikliwy dreszcz, przebiegający mu po plecach; nie mógł określić czy był to dreszcz z gatunku przyjemnych, czy wręcz przeciwnie, ale w tej chwili nie to się liczyło najbardziej. Najważniejszą rzeczą była informacja o tym, że jego siostra ma się dobrze.
        - I pewnie dalej nie daje sobie w kaszę dmuchać - mruknął na głos, choć bardziej sam do siebie, niż do rozmówcy.

        Podczas kolacji nie mógł skupić się na niczym innym, prócz myśli o Sanayi. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu nie widział się z nią od tylu lat, że nie pamiętał już dokładnie, ile ich minęło. Na pewno więcej niż dziesięć, bo niemal tyle miała Sveta, a przecież z San widział się ostatnio na długo przed tym, jak jego córka przyszła na świat. Mikao kątem oka zerknął na dziewczynkę, szczerzącą zęby do nowej koleżanki. “Ciekawe czy Sancia dorobiła się własnych latorośli” - pomyślał odruchowo, ale nawet nie zamierzał zgadywać. Siostra, jaką pamiętał, była zbyt nieprzewidywalna, by móc wysuwać na jej temat jakiekolwiek teorie i liczyć na ich trafność. Jedyne źródło informacji stanowił mężczyzna ze smoczą łapą, siedzący po lewej stronie maga. Nie wiadomo na ile wiarygodne źródło - ale jedyne, jakie Mikao miał. Nie mógł nie wykorzystać tego choć trochę.
        Kiwał głową, kiedy Fenrir opowiadał o zmianach w wyglądzie Sanayi. Próbował zilustrować to sobie w głowie, ale po chwili odpuścił i uśmiechnął się tylko; znając życie, jego wyobrażenia były dalekie od rzeczywistości. Na wzmiankę o tatuażach zastygł na chwilę w bezruchu, z łyżką gulaszu w ustach, a kiedy już przełknął, zaśmiał się pod nosem.
        - Nigdy jej tego nie powiedziałem wprost, ale kiedyś uważałem te jej tatuaże za ekstrawagancję. - Odłożył widelec i nieznacznie uniósł ręce, prezentując zgromadzonym ich zewnętrzną stronę, pokrytą białymi wzorkami. - Cóż, jak widać niewiele jej ustępuję.
        Po tym poniekąd autoironicznym komentarzu, Mikao nie odezwał się aż do momentu, w którym ponownie zrobił to Fenrir. Na enigmatyczne słowa o pomyśle, mag uniósł lekko brew, poprawił na nosie okulary, które nieznacznie się zsunęły i rozsiadł się wygodniej na krześle, ruchem dłoni zachęcając mężczyznę do kontynuowania.
        Mimowolną reakcją na jego propozycję, było zaskoczenie, jednak Tai nie dał tego po sobie poznać. Jedyną wskazówkę stanowiła zmarszczka, która pojawiła się na jego czole. Zamiast udzielić pozytywnej odpowiedzi, która w pierwszym odruchu cisnęła mu się na usta, mężczyzna zmrużył oczy i podrapał się po brodzie. Milczał przez dłuższą chwilę.
        Czy chciał się spotkać z San? O tak, bardzo. Przez te lata zdawało się, że nie interesował się jej losami, ale nie było to prawdą. Owszem, teraz ważniejsza była jego własna rodzina, lecz to nie znaczy, że kiedykolwiek zapomniał o tych, z którymi łączyły go więzy krwi. Szansa na spotkanie z siostrą właśnie spadła mu jak z nieba i gdyby chodziło tylko o niego, na pewno skorzystałby z niej w ciemno, ale…
        No właśnie: ale.
        Kiedy brało się pod uwagę dobro osób trzecich, sytuacja nieco się komplikowała. Jeśli w grę wchodziła dalsza podróż, Mikao nie chciał opuszczać warsztatu na długi czas; był potrzebny w mieście i dobrze o tym wiedział. No i rodzina… Zostawienie żony z córką samym sobie wywołałoby kolejną porcję wyrzutów sumienia, zaś zabieranie ich ze sobą... Z jednej strony Tai nie chciał obciążać ich trudami podróży, a z drugiej… - zawiesił na smokołaku czujne spojrzenie, które w zamierzaniu miało wyglądać raczej na głębokie zamyślenie - nie był pewny, w jakim stopniu może zaufać obcemu, bądź co bądź, mężczyźnie. Nie posiadał żadnych informacji o nim, poza imieniem i tym, że znał on jego siostrę. Nie miał wprawdzie powodów, by o cokolwiek Fenrira podejrzewać, tym niemniej trudno żeby prawie czterdziestoletni mężczyzna, prowadzący stateczny żywot, nagle rzucił wszystko w diabły i wyjechał nie wiadomo dokąd, bo namówił go do tego przypadkowo poznany zmiennokształtny, który dodatkowo miał na pieńku z bliżej nieokreślonymi zbirami, władającymi magiczną bronią.
        Mikao nie chciał narażać najbliższych na jakiekolwiek ryzyko, mimo to wizja spotkania z siostrą była obiecująca. Czas upływał, odpowiedź nie padała i kiedy wydawało się, że pytanie zostanie zignorowane, córka maga nie wytrzymała.
        - Pojedźmy! - Z wrażenia aż uderzyła w stół otwartymi dłońmi. - Chcę zobaczyć świat poza miastem! Będę potem miała co opowiadać mojej nowej przyjaciółce, Kunie!
        Rzemieślnik nie chciał studzić jej zapału, ale nie mógł dawać obietnic bez pokrycia. Odwrócił się w stronę Nadye, szukając u niej odpowiedzi, jednak najwyraźniej ona również czuła się zagubiona w tej sytuacji.
        - To twoja rodzina, rób co uważasz za słuszne - odezwała się w końcu rzeczowym tonem, lecz intensywne spojrzenie, które posłała mężowi, wyraźnie mówiło “Postępuj odpowiedzialnie.”
        - Nie chciałabyś poznać moich bliskich? - spytał Mikao.
        - Oczywiście, że tak. Przecież od zawsze ci to powtarzałam i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tylko, Miki, wszystko trzeba robić z głową - powiedziała kobieta poważnie, zaraz jednak na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Ale ty przecież o tym wiesz, prawda?
        Mag przytaknął, choć bez przekonania. Westchnął i zwrócił się do Fenrira.
        - Chciałbym móc się zgodzić od ręki, ale nie mogę - rzekł, uśmiechając się przepraszająco. - Potrzebuję czasu do namysłu, bo jednak trzyma mnie tu trochę spraw… Bardzo chętnie zrobiłbym Sanci niespodziankę, ale, tak jak mówię, muszę to przemyśleć.
        - Chcę poznać ciocię Sanayę! - zawołała znowu rudowłosa dziewczynka, tym razem kierując swoje słowa do smokołaka. - Czy ona jest fajna i ją polubię? … A czy ty ją lubisz? Jesteś jej tym, no... kochankiem? … Mogę do ciebie mówić “wujku”?
        Mikao zakrztusił się przełykanym właśnie kompotem i zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, Nadye już udzielała córce reprymendy. Na stojąco. To nie wróżyło nic dobrego biednej dziewczynce.
        - Sveto Oleano Tai, proszę natychmiast przeprosić pana! Kto cię w ogóle nauczył takich słów?
        - Przepraszam - mruknęło rozżalone dziecko. - No ale…
        - Ani słowa więcej. Albo kolację dokończysz w izbie na górze.
        Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Mikao próbował wykrztusić resztki kompotu ze swojej tchawicy, Nadye odeszła od stołu i zaczęła zmywać naczynia, a obrażona Sveta z naburmuszoną miną dłubała widelcem w misce. Rodzina chorego chłopca spożywała kolację w milczeniu, najwyraźniej nie chcąc wtrącać się w sprawy rodzinne. Sam gospodarz był ciekawy odpowiedzi Fenrira - odpowiedzi na pytanie, które nurtowało go od kilku minut, ale za żadne skarby świata nie śmiałby go zadać - więc kiedy już upewnił się, że jego drogom oddechowym nic nie zagraża, po prostu spojrzał na mężczyznę z wyrazem uprzejmego zainteresowania na twarzy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Wydawało mu się, że te kilka informacji zaspokoiło ciekawość Mikao, przynajmniej w pewnym stopniu. Możliwe, że dlatego, iż nadal nie wiedział, kiedy ostatnio ją widział, co zresztą zaznaczył raz lub dwa.
         – Nie znam jej tak długo, jak ty, więc nie wiem, jak wyglądała bez tatuaży. Dlatego też trochę trudno jest mi sobie ją wyobrazić bez nich – odparł smokołak. Była to prawda, bo nawet teraz był w stanie przypomnieć sobie dzień, w którym spotkał ją pierwszy raz. Wtedy nawet nie przypuszczałby, że ich znajomość przeciągnie się i ewoluuje w to, co łączyło ich teraz. Zresztą, nie tylko on, bo San najpewniej także myślała wtedy o tym w podobny sposób.
        Później padła propozycja i pytanie w jednym. Fenrir nie uzyskał na nie szybkiej odpowiedzi i nawet się takiej nie spodziewał, bo zdawał sobie sprawę z tego, że taką decyzję trzeba przemyśleć, skonsultować z pozostałymi członkami rodziny i tak dalej – dlatego też nie miał nic przeciwko tej ciszy, która teraz powstała. Szczerze mówiąc, ciekawiło go też trochę to, co teraz działo się w głowie Mikao, gdy rozważał on wszystkie za i przeciw związane z wyjazdem i spotkaniem się ze swoją siostrą. Dopiero teraz smokołak uświadomił sobie, że mógł inaczej sformułować pytanie albo zadać kolejne i zapytać o to, czy może chciałby zabrać ze sobą także swoją rodzinę. Teraz już było trochę po fakcie, jednak Fenrir miał zamiar zapytać o to, jeśli sam Mikao nic nie wspomni o możliwości podróży razem z rodziną. Wydawało mu się też, że mieszkając i pracując w mieście, trzeba raz na jakiś czas opuścić je i odpocząć gdzieś, gdzie będzie się bliżej natury. On akurat nie miał takiego problemu, bo chyba częściej przebywał poza miastami niż w nich.

        O dziwo, ciszę przerwała córka Mikao, od razu mówiąc też pozostałym co ona sama sądzi na temat możliwości odbycia takiej podróży i spotkania członka rodziny, z którym prawdopodobnie nigdy się nie widziała. Fenrir nie zamierzał odzywać się, chyba że zostanie o coś bezpośrednio zapytany albo rodzina Mikao wspólnie podejmie decyzję związaną z tym, co im zaproponował. Zresztą, on przecież będzie podróżował razem z nimi, co przecież oznaczało też, że będzie ich ochraniał i zadba o to, żeby wędrówka przebiegła bezpiecznie. Miał nadzieję, że to także wzięli pod uwagę – w końcu wyglądał na wojownika, miał broń i pancerz, więc samo to wskazywało przecież, że wie jak walczyć i w razie czego użyje tych umiejętności, aby ochronić siebie i tych, którzy z nim podróżują. Przez krótką chwilę pomyślał nawet o tym, żeby odległość z Nowej Aerii do Sadów przebyli w powietrzu, jednak później pomyślał, że to mogłoby być niebezpieczne. Zwłaszcza, że musiałby uważać na trzy osoby, a nie na jedną albo na żadną. Podróż pieszo, konno lub na wozie może być wolniejsza, jednak także bezpieczniejsza i niegrożąca tym, że spadnie się z grzbietu mniejszej wersji smoka. Na szlaku nadal istniały zagrożenia, jednak żadne nie miały stuprocentowego prawdopodobieństwa na to, że natkną się na jedno z nich.
         – Nie ma problemu, tylko… Chciałbym opuścić miasto w miarę szybko. Na początku planowałem zrobić to od razu po tym, jak odbiorę naprawiony pancerz lub na następny dzień, korzystając z tego, że mogę przespać się w łóżku – odezwał się w końcu.
         – Po prostu… Osobie, która uszkodziła mój pancerz, nie spodobało się to, że postanowiłem wycofać się z walki – dopowiedział. Cóż, nie powiedział bezpośrednio, że osobnik ten i niedobitki jego bandy ścigają go i mogą pojawić się w mieście, ale podejrzewał, że Mikao może się czegoś takiego domyślić.

        Znów odezwała się córka rzemieślnika, chociaż to, co powiedziała, sprawiło, że smokołak przeniósł na nią zaskoczone spojrzenie. Wydawało mu się, że dzieci w jej wieku nie wiedzą o takich sprawach i o nich nie myślą, bo zwyczajnie są na to za młode. Przez chwilę nawet nic nie mówił, a gdy w końcu postanowił to zrobić, odpowiedź ta raczej nie zadowoli dziewczynki.
         – Ja… - zaczął, jednak szybko przerwał, gdy usłyszał żonę Mikao. Chciał powiedzieć, że wydaje mu się, iż nie powinien mówić o takich rzeczach w obecności osób, których nie zna w ogóle lub poznał dzisiaj. Według niego tego typu tematy były raczej sprawami prywatnymi i nie należało rozmawiać o nich z każdym, nawet jeżeli osoby te okazały się rodziną kobiety, którą kochał.
         – Nie gniewam się, naprawdę. Nawet spodziewałem się, że usłyszę takie pytania, chociaż myślałem, że to Mikao będzie tym, który je zada – odparł, uśmiechając się lekko. Spokojny głos, którym wypowiedział te słowa, też miał wskazać im, że rzeczywiście nic się nie stało, a on naprawdę nie gniewa się na dziewczynkę za to, że była ciekawa i zdecydowała się o to zapytać.
         – Ehh… Lubię Sanayę. Bardzo. Właściwie… Kocham ją, a ona to odwzajemnia. Zaakceptowała to jak wyglądam i nie przeszkadza jej to – powiedział w końcu. Widać było, że nie jest łatwo mu o tym mówić w towarzystwie osób, które znał słabo – ale powiedział to, może nawet tylko po to, żeby Mikao lepiej zdawał sobie sprawę z tego, kim Fenrir jest dla jego siostry. Zresztą, nie tylko on, bo teraz jego córka i żona także to wiedziały. Zdawał sobie też sprawę z tego, że takie krótkie wyznanie może również sprawić, iż pojawią się pytania – przeczucie podpowiadało mu, że znowu Sveta zada je jako pierwsza – jednak był na to gotowy.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Jeszcze kilkanaście godzin temu Mikao nigdy by nie przypuszczał, że tak będzie wyglądał koniec tego dnia. Otoczony gromadką obcych ludzi we własnej kuchni, zajadał niemal odświętne danie, a tuż obok niego siedział przypadkowo poznany smokołak, który twierdził, że zna siostrę maga. Mało tego, mógł okazać się czynnikiem, który na nowo zjednoczyłby rodzinę Tai, od dawna niebędącą w szczególnie bliskich relacjach. Mikao, który z większością jej członków nie miał kontaktu od niemal dwóch dekad, wiedział, że nie powinien marnować takiej szansy - zwłaszcza że jego córka powinna w końcu poznać swoich krewnych - ale nie był typem człowieka, który podejmowałby takie decyzje pod wpływem chwili. Spontaniczności zawsze mu w życiu trochę brakowało…
        Przez chwilę zastanawiał się, co powiedziałaby Sanaya, gdyby go teraz zobaczyła. Pochwaliłaby jego troskę o bliskich? A może wyśmiała za nadmierną ostrożność? Pewnie przyzwyczajonej do podróży i przygód kobiecie takie stateczne życie jawiłoby się jako nudne i może odrobinę żałosne… A może nie. Tak naprawdę Mikao nie potrafił przewidzieć reakcji siostry; niewiele o niej wiedział, mimo że była jego najbliższą rodziną. Kiedy jeszcze mieszkali w jednym domu, był wycofanym chłopcem, zamkniętym raczej w swoim własnym świecie i nieszczególnie obchodziły go poczynania ludzi w jego otoczeniu, wliczając w to nawet najbliższych. Po wyjeździe na studia miał za dużo na głowie, by dokładać sobie jeszcze zmartwień myślami o tych, którzy zostali w przeszłości. Potem uciekł z Nadye - co było chyba jedyną impulsywną decyzją w całym jego życiu - i przez pierwsze lata nie chciał ryzykować zostawiania za sobą śladów, po których oprawcy kobiety mogliby ich wytropić. A kiedy nabrał przekonania, że nic już im nie grozi, miał już do zaopiekowania swoją własną rodzinę…
        Nie chciał na razie wychodzić z jakąkolwiek inicjatywą, ale kiedy do akcji wkroczyła rozentuzjazmowana Sveta, Mikao wiedział, że nie będzie miał wyboru. Odezwał się więc najbardziej zachowawczo, jak tylko mógł; nie odmówił, ale też nie dał odpowiedzi jednoznacznie twierdzącej. Mówił możliwie rzeczowym tonem, szukając neutralnych słów, by w jakiś sposób nie urazić Fenrira. Wprawdzie mężczyzna wyglądał na racjonalnego i mag wątpił, żeby miał doszukiwać się w jego wypowiedzi złośliwości czy nieufności, ale nigdy nie wiadomo…
        - Rozumiem - kiwnął głową. - To logiczne, że nikt nie chce siedzieć w jednym miejscu dłużej, niż potrzeba. Chyba że jest mną - dodał z nikłym uśmiechem.
        Uśmiech ten jednak zniknął zupełnie po następnych słowach smokołaka. Tai nie był głupi i umiał czytać między wierszami, a to co kryło się niewypowiedziane w zdaniu mężczyzny, było przenikliwym szeptem: niebezpieczeństwo. I choć Mikao nie miał w sobie nic z wojownika - nigdy nie miał broni w ręce - instynkt opiekuna domu budził w nim czujność. Przyjemna aura zniknęła i mag czuł, jak do początkowo niezobowiązującej rozmowy wkrada się delikatne napięcie. Zmarszczył brwi.
        - To rzeczywiście nie sprzyja dłuższym postojom - zgodził się i tym razem w jego głosie nie było ani grama zwyczajnej, pogodnej lekkości. - Ale czy to nie oznaczałoby ryzyka także i dla nas, gdybyśmy postanowili wyruszyć w podróż z tobą? Nie zrozum mnie źle - dopowiedział szybko. - Nie wątpię w to, że wiesz jak zadbać o bezpieczeństwo, ale czy możesz je zagwarantować? Wprawdzie dość sprawnie posługuję się magią, lecz nie ofensywną i nie mam żadnego doświadczenia w walce, więc nie sądzę, bym potrafił być wsparciem. Czy dałbyś radę obronić nas w pojedynkę? - zadał to pytanie, patrząc na rozmówcę przenikliwym wzrokiem. - Muszę to wiedzieć, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję. Nie pozwolę, by mojej rodzinie cokolwiek się stało.
        - Czy Sanaya przebywa daleko stąd? - zapytał jeszcze, w głowie robiąc już listę wszystkich “za” i “przeciw”. Musiał wiedzieć, na jak długą podróż się zapowiadało i jak wiele czasu musiałby na nią poświęcić; martwił się nie tylko o swoją rodzinę, ale i o mieszkańców miasta, o to, kto będzie na miejscu, by w razie czego nieść pomoc, gdy jego zabraknie.
        Następne wtrącenie Svety, czym się skończyło, już wiadomo. Mimo że mag spodziewał się, że prędzej czy później dziewczynka nie wytrzyma rozsadzającej jej ciekawości, nie przewidział, że rozmowa potoczy się w takim kierunku. I podobnie jak Nadye, mężczyzna zastanawiał się, gdzie jego córka usłyszała takie słowo jak “kochanek” - i w dodatku potrafiła w użyć go we w miarę trafnym kontekście.
        Będzie musiał przyjrzeć się bliżej dzieciakom z otoczenia Svety… Nie należał, broń Prasmoku, do nadgorliwych rodziców, którzy chcą swoje potomstwo kontrolować, ale znowu nie można było zostawić tego, żeby latało samopas i zadawało się z podejrzanymi typami…
        W duchu musiał jednak podziękować córce, gdyż on sam był ciekaw, co też mogło łączyć jego siostrę i Fenrira.
        Zaśmiał się krótko na słowa mężczyzny.
        - Nie miałbym tyle tupetu, by pchać się z buciorami w czyjeś prywatne sprawy. Niestety, moja latorośl z kolei nie ma jeszcze tyle ogłady, by od czasu do czasu trzymać buzię na kłódkę.
        - Sam mnie uczyłeś, że ciekawość pozwala odkrywać, a żeby zdobyć wiedzę, trzeba zadawać pytania! - wtrąciła Sveta, biorąc się pod boki. Pełna wyrzutów mina na tej uroczej twarzyczce wyglądała tak uroczo, że zdołała udobruchać nawet rozgniewaną Nadye; kobieta zaśmiała się i pogłaskała córkę po rudej głowie.
        - No to teraz wyszedłeś na hipokrytę, tatku. - Puściła oczko w stronę męża, który podrapał się tylko po karku z zażenowaniem.
        Jednak kiedy słuchał wyjaśnień Fenrira, na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Nie mógł powiedzieć, że spodziewał się takiego obrotu sprawy, lecz nie był także szczególnie zdziwiony. I, prawdę mówiąc, nieco się odprężył. Do tej pory traktował smokołaka życzliwie, ale z dystansem, jako “obcego, który przypadkowo zna jego siostrę”. Teraz zaś wyszło na to, że mężczyzna nie był tak całkiem obcy; może określenie “członek rodziny” było jeszcze trochę zbyt mocne, lecz Mikao pozwolił sobie na zrzucenie odrobiny formalności, która wciąż była widoczna w jego rozmowach z Fenrirem. Skinął głową w przyjaznym geście i sięgnął po kubek z kompotem.
        - W takich chwilach żałuję, że jestem abstynentem, bo chętnie wzniósłbym toast za wasze zdrowie. - Tai mówił szczerze. Nie był wprawdzie specjalistą w sprawach sercowych, ale intuicja podpowiadała mu, że smokołak naprawdę miał na myśli to, co mówił. Może zdawał sobie z tego sprawę, a może nie, ale szczerość uczucia widać było w drobnych wielokropkach jego wypowiedzi. Mikao uśmiechnął się, a tym razem w jego oczach widać było wesołe iskierki. - Nie znam szczegółów, więc nad braterskim błogosławieństwem jeszcze się zastanowię. Ale cieszę się, że Sancia znalazła kogoś bliskiego sercu. I mam nadzieję, że jedno drugiego nie zawiedzie. A co do akceptacji wyglądu… Moim zdaniem, ale to tylko moje zdanie, twoja ręka nie prezentuje się źle. Widywałem dziwniejsze… ewenementy. Poza tym, niektórzy lubią… oryginalność. - Ruchem głowy wskazał Svetę, która wyraźnie aż paliła się do zasypania gościa kolejną lawiną pytań.
        - Czyli mogę do ciebie mówić wujku czy nie? - wyrwało się jej po chwili. - Czy ty i ciocia będziecie mieli dzieci? One też będą miały takie łapy? … Jak taką stworzyć? - Dziewczynka miała ochotę podejść do mężczyzny, by przyjrzeć mu się z bliska; wierciła się na krześle, jednak mając w pamięci niedawny gniew matki, poprzestała na pytaniu z miejsca. - Czy ona daje ci jakieś magiczne zdolności? Mógłbyś na przykład… zgnieść komuś głowę w dłoni?
        - SVETA! - Nadye była autentycznie przerażona.
        Mag znów mruknął jakieś słowa przeprosin i utwierdził się w przekonaniu, że musi zacząć zwracać większą uwagę na okoliczne dzieciaki, z którymi bawi się jego córka. Bądź co bądź, dziewięciolatka nie powinna snuć takich mrocznych fantazji…
        Po krótkiej rozmowie z Fenrirem Mikao wstał od stołu i poprosił Nadye na stronę. Oczywiście ciekawska Sveta chciała iść za nimi, ale mag zamknął drzwi, w związku z czym dziewczynka ograniczyła się do podsłuchiwania rodziców z uchem przy dziurce od klucza. Rozmawiali kilka minut, po czym wrócili do kuchni i kobieta zajęła się sprzątaniem do kolacji. Mikao natomiast oparł się dłońmi o swoje krzesło i zwiesił głowę, milcząc przez chwilę, po czym zwrócił się w stronę Fenrira.
        - Podjęliśmy z Nadye decyzję - oznajmił powoli. - Bardzo bym chciał, żeby cała moja rodzina poznała Sancię, ale… to byłoby lekkomyślne z trzech powodów. - Uniósł dłoń i zaczął odliczać na palcach, w miarę jak mówił. - Po pierwsze, koszty podróży. Nie śpimy na ruenach, żeby było nas stać na porzucenie interesu i wybranie się w drogę całą trójką. Po drugie, nie chcemy sprawiać ci potrójnego kłopotu. I po trzecie, nie możemy zawieść zaufania ludzi w mieście, którzy nieraz przychodzą po pomoc… Dlatego - przerwał na chwilę, posyłając smokołakowi spojrzenie, w którym kryło się pytanie o aprobatę dla dalszych słów odnośnie podjętej decyzji - postanowiliśmy, że Nadye zostanie w Nowej Aerii i zadba o warsztat, interesy i tak dalej… Natomiast ja wyruszę z tobą na spotkanie Sanayi. I… jeśli to nie jest za duży kłopot... chciałbym zabrać ze sobą Svetę. Żeby zwiedziła kawałek świata, bo nie wiadomo kiedy trafi się następna taka okazja...
        Jeszcze zanim skończył mówić, dziewczynka, usłyszawszy swoje imię i związane z nim rewelacje, rzuciła się ojcu na szyję, piszcząc z entuzjazmem. Wykrzykiwała jakieś słowa podziękowania, ale przez nadmiar emocji nie dało się ich rozszyfrować.
        - Ale tylko jeśli będziesz się zachowywać - zastrzegła Nadye. - A to oznacza zero wścibskich pytań, wtykania nosa w nieswoje sprawy oraz absolutne posłuszeństwo względem ojca i pana Fenrira. Czy to jasne?
        - Jasne jak słońce!
        Mikao zdołał unieść głowę ponad ramiona rozradowanego dziecka i posłał w stronę mężczyzny pytające spojrzenie.

        Późnym wieczorem, kiedy wszyscy goście zbierali się do wyjścia, Mikao zagadnął Fenrira.
        - Nie żebym się cieszył z tego, co spotkało twoją zbroję, ale… widocznie po prostu mieliśmy się spotkać. I cieszę się z tego - uśmiechnął się. - Kiedy mam być gotowy do podróży? I co powinienem wziąć ze sobą? Tak dawno nie opuszczałem miasta, że zapomniałem już, jak się wędruje po świecie… Choć przecież kiedyś to była moja codzienność…
        - Mam jeszcze jedną, wielką prośbę. - Podrapał się po karku, patrząc na smokołaka z pewną dozą skrępowania. Nie lubił o cokolwiek prosić i rzadko robił to dla siebie, ale tym razem chodziło o kogoś innego. - Ta rodzina, która jadła z nami kolację… Mieszkają dwie ulice stąd. Ich syn… dziś stracił nogę. Poskładałem go jak mogłem, ale potrzeba czasu, żeby rana się zagoiła, a ci ludzie muszą wrócić na noc do domu. Czuję się ogromnie niezręcznie, prosząc cię o to, ale… może mógłbyś nam pomóc? Jeśli trzeba, mogę zbić jakieś prowizoryczne nosze, ale w pojedynkę jego ojciec i tak nie da rady ich udźwignąć… Wątpię, żeby mieli ci czym zapłacić za pomoc, ale powiedzmy, że pójdzie to na mój koszt i będę ci winny przysługę.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze zrobił, składając Mikao i jego rodzinie właśnie taką propozycję. Cały czas pamiętał o groźbie, którą wykrzyczał za nim mężczyzna, który uszkodził mu zbroję i tak samo ciągle wiedział, że będzie on podążał jego tropem i naprawdę będzie chciał dokończyć to, co zaczął. Znaczy… jeśli sytuacja będzie tego wymagać, to na pewno ochroni osoby, z którymi podróżuje i nie pozwoli, żeby coś im się stało. Powierzyliby jemu swoje życia, a on złożyłby obietnicę, że ich ochroni – traktując ich życia jak własne. Może nawet udałoby się przenieść starcie z tamtymi przestępcami gdzieś dalej, żeby podróżującym z nim osobom na pewno nic się nie stało i mogłyby uciec, gdy Fenrir walczyłby ze złodziejami i zajmowałby tym ich uwagę.
         – Czasem dobrze jest zostać w jakimś miejscu na dłużej. Poza tym, przecież jest dużo osób, które wolą osiąść w jednym miejscu i spędzić tam resztę życia, bo jest im tak lepiej i wygodniej – odpowiedział po chwili. To, że on wolał podróżować i zwiedzać świat, nie oznaczało przecież, że ma nie rozumieć osób, które robią coś odwrotnego – po prostu jego życie potoczyło się właśnie w ten sposób, a on powoli przyzwyczajał się do tego, aż w końcu podróże, odwiedzanie różnych miejsc i spędzanie czasu w jednym miejscu tylko tak długo, jak wymagało tego od niego zadanie lub zwykły wypoczynek.
        Mimo wszystko, i tak wspomniał o tym, że teraz może przyciągnąć pewne niebezpieczeństwo, jednak nie powiedział tego wprost. Domyślił się, że Mikao i jego żona będą wiedzieli, o co mu chodzi, a on po prostu nie chciał tego przed nimi ukrywać i chciał, żeby wiedzieli, na co się piszą, jeżeli w ogóle zdecydują się na podróżowanie z nim i spotkanie z siostrą mężczyzny. Zresztą, już po samej zmienionej minie rzemieślnika widział, że zrozumiał on to, co Fenrir „przemycił” w swoich słowach. Później mężczyzna odezwał się i powiedział mniej więcej to, co sam smokołak przypuszczał, że usłyszy. Był na to gotowy i dlatego też wiedział, co mu odpowiedzieć, a słowa te praktycznie nie mijały się z prawdą.
         – To nie jest coś, czego mogę być pewien… Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli zdecydujecie się na wspólną podróż, to będę chronił wasze życia tak, jakbym chronił moje własne – odezwał się po krótkiej ciszy, która zapanowała po pytaniach zadanych przez Mikao. Zanim wypowiedział te słowa, musiał ułożyć je sobie tak, żeby zabrzmiały jak najlepiej.
         – Mieszka w niewielkiej wiosce na terenie Równin Andurii – odpowiedział na kolejne pytanie. Nad tym już nie musiał zastanawiać się tak długo, jak nad poprzednimi słowami, bo lokalizację Sadów już znał i wiedział też, jak tam dotrzeć.

        Później wtrąciła się Sveta ze swoimi pytaniami, których… dziecko w jej wieku raczej nie powinno zadawać – przynajmniej tak wydawało się Fenrirowi. Mimo tego, smokołak postanowił odpowiedzieć na część z nich, wybierając te mniej prywatne, przy okazji wyjawił im też, kim tak naprawdę są dla siebie on i Sanaya.
         – Aktualnie i tak staram się powstrzymywać od picia alkoholu, więc najpewniej odmówiłbym – powiedział szczerze. Wolał zachować trzeźwy umysł w sytuacji, w której praktycznie w każdej chwili może spodziewać się ataku i dlatego też musi być gotowy na to, żeby od razu się bronić i pozbyć tego, co mu zagraża.
         – Wydaje mi się, że nie… Jestem w związku z twoją ciocią, jednak nie oznacza to od razu, że należę do waszej rodziny – odpowiedział, przedtem krótką chwilę myśląc nad tym, co może powiedzieć. Wydawało mu się, że musieliby wziąć ślub, żeby mógł należeć do rodziny alchemiczki, a ona do jego, mimo że rodzinę Fenrira tworzyły tylko dwie osoby – on i Voro.
         – Dzieci nie będziemy mieli, bo należę do rasy, która może mieć dzieci tylko wtedy, gdy zwiążą się ze sobą mężczyzna i kobieta należący do tej samej rasy… Co do mojej ręki z łuskami… Chyba mam ją od urodzenia, nie jestem pewien, bo nie pamiętam części mojego życia. Nie wiem, jak taką stworzyć i nie daje ona magicznych właściwości – odpowiadał na kolejne pytania, chyba zaczynając czuć się nieco swobodniej, gdy potwierdziło się to, że oni i Sanaya jednak są rodziną. Podniesiony głos matki dziewczynki sprawił, że Fenrir postanowił nie odpowiadać na ostatnie z jej pytań. W końcu nadszedł też czas na to, żeby rodzina podjęła decyzję na temat podróży, chociaż smokołak spodziewał się, że zrobią to później i usłyszy odpowiedź dopiero jutro, gdyby wpadł do nich po to, żeby się pożegnać. Cóż, zmiennokształtny wykorzystał ten czas na to, żeby w spokoju dokończyć posiłek. Spojrzał na Mikao, gdy ten oznajmił, że podjęli decyzję. Ciekawiło go to, co usłyszy – będą chcieli spotkać się z Sanayą, czy może jednak będą woleli pozostać w mieście i, może, odwiedzić ją później… albo w ogóle tego nie robić.
         – Nie ma problemu. To wasza decyzja, a mnie nie pozostaje nic innego, jak ją uszanować… Chociaż przyznam, że taka decyzja wydaje mi się lepsza. Ciekawi mnie twoje ponownie spotkanie z Sanayą i też to, jak będzie wyglądało to spotkanie twojej córki z nią – odparł w końcu. Mówił prawdę, a pewnie przy okazji może udać mu się usłyszeć jakieś historie z ich życia i dowiedzieć się czegoś więcej na temat rodziny Sanayi.

        W końcu nadszedł czas zakończenia posiłku i pożegnania się.
         – Jutro, myślę, że przed południem… Co powinieneś ze sobą zabrać? Hm, na pewno jakiś prowiant, chociaż sam także będę ze sobą miał coś do jedzenia i wodę. Pieniądze też mogą się przydać… Takie rzeczy jak mapa, krzesiwo i inne, będę miał ze sobą. Na pewno możesz też wziąć jakieś ubrania na zmianę i może śpiwory, chyba, że chcesz spać prosto na ziemi, chociaż do tego trzeba być przyzwyczajonym – odezwał się, próbując przypomnieć sobie, co on sam przeważnie zabiera ze sobą.
         – Jeśli nie będzie im to przeszkadzać, to mogę znieść ich syna prosto tam, gdzie mieszkają – odpowiedział, najpierw namyślając się chwilę. Nie przeszkadzało mu, że nie będą mieli czym zapłacić, bo nawet nie oczekiwał zapłaty za coś takiego. Chciał nawet powiedzieć Mikao, że nie musi być mu nic winien, jednak miał dziwne wrażenie, że mężczyzna i tak będzie się upierał, dlatego też nie poruszał tego tematu.
        Okazało się, że rodzina nie miała z tym problemu, dlatego też Fenrir założył naprawione części zbroi – zdając sobie też sprawę z tego, że może trochę dziwnie wyglądać w niekompletnym pancerzu – i pożegnał się z rodziną Mikao, wychodząc razem z inną rodziną, której miał pomóc, niosąc ich syna. Poszedł za nimi do miejsca, w którym mieszkali i nawet położył chłopca tam, gdzie mu polecili. Później pożegnał się z nimi i ruszył prosto do karczmy. Będąc już w swoim pokoju, ściągnął części zbroi i położył je tam, gdzie resztę, a później poszedł spać.

        Wstał rano, od razu umył się i przygotował do drogi, nakładając niemalże wszystkie fragmenty pancerza – jedynie hełm znajdował się w jego ręce, a później pod pachą, gdy już zszedł na dół. Miecz przypasał, bo lepiej siedziało się z nim przy pasie niż na plecach. Zamówił sobie śniadanie i poprosił też karczmarza o trochę zapasów na drogę, mówiąc mu, żeby doliczył do kosztów śniadania kwotę, którą powinien zapłacić za te zapasy.
        Gdy był już gotowy do drogi, miecz z powrotem znalazł się na jego plecach, a on wyszedł z budynku. Teraz skierował się do warsztatu Mikao, żeby zabrać nowych towarzyszy podróży. Otworzył drzwi warsztatu i wszedł do środka.
         – Dzień dobry – przywitał się, dając im znać, że to właśnie on przyszedł. Raczej powinni go także rozpoznać po głosie.
         – Gotowi do drogi? - zapytał chwilę później.
Awatar użytkownika
Mikao
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Rzemieślnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mikao »

        Wszyscy, którzy znali maga w wystarczającym stopniu, wiedzieli, że w kwestiach zdolności interpersonalnych Mikao nie miał czym się poszczycić. Nie posiadał szczególnej charyzmy, niezbyt dobrze sprawdzał się w roli rozmówcy, a podejmowane przez niego próby oceniania innych rzadko okazywały się trafne. Mimo to rzemieślnik potrafił z pewnym przekonaniem stwierdzić, że siedzący przy ich stole smokołak sprawiał wrażenie porządnego faceta i choć na co dzień w tych sprawach Mikao raczej nie ufał swojej intuicji, teraz wyciągał takie wnioski na podstawie dyskretnych, acz wnikliwych obserwacji. No i była też Nadye.
        Nadye, która musiała posiadać jakiś wrodzony szósty zmysł, za pomocą którego niemal natychmiast potrafiła odróżnić życzliwość od obłudy i fałszu, i która zazwyczaj traktowała wszystkich obcych z dystansem; w towarzystwie Fenrira ów dystans był ledwo dostrzegalny i tylko znający swą żonę na wylot Mikao mógł dostrzec jego resztki, ukryte w drobnych gestach. Kiedy przychodziło do relacji międzyludzkich, mag całkowicie zdawał się na żonę i jej opinie, dlatego też przyglądając się jej przychylnemu nastawieniu względem gościa, nie obawiał się o kwestię zaufania. I kiedy słuchał odpowiedzi smokołaka na pytanie o gwarancję bezpieczeństwa, ani przez chwilę nie wątpił w to, iż była ona szczera. Naiwnie czy nie, nie zamierzał bez powodu poddawać w wątpliwość intencji mężczyzny.
        - Równiny Andurii, hm…? - powtórzył w zamyśleniu, drapiąc się po brodzie. - No, to ten kawałek świata, którego ja sam jak dotąd nie miałem okazji zwiedzić.
        Zaczynał poważnie się wahać. Początkowo perspektywa podróży wydawała się czystą abstrakcją - a sam mag nie czuł szczególnie palącej potrzeby opuszczania swojej skromnej norki, w której czuł się komfortowo - jednak dalsza rozmowa z Fenrirem utwierdziła go w przekonaniu, że zwana Ciekawością iskierka odkrywcy wciąż się w nim tliła, gdzieś pod płaszczem odpowiedzialnej przezorności. Mikao wiedział bardzo dobrze o tym, że podróże kształcą lepiej niż jakiekolwiek książki i opowieści. Nie zależało mu na przygodzie. Ale chciał zaspokoić wciąż nienasycony głód wiedzy; zarówno swój, jak i małej Svety.
        No i, rzecz jasna, zobaczyć się z siostrą po wielu latach rozłąki.
        - Sam jestem tego ciekaw - przyznał. - W młodości nie byłem szczególnie rodzinnym typem człowieka, więc łzawe przywitanie raczej można wykluczyć. Tym niemniej, na pewno będzie to dość wyjątkowa chwila w moim życiu. A co do Svety… - Mikao dał córce pieszczotliwego prztyczka w nos. - Po tym małym dzikusie można spodziewać się absolutnie wszystkiego.
        Córka mężczyzny przez chwilę wyglądała, jakby zastanawiała się nad tym, czy powinna uznać to za komplement, czy wręcz przeciwnie - obrazić się za taki przytyk; ostatecznie wyszczerzyła dumnie zęby, gotowa pochwalić się najbardziej spektakularnymi pomysłami i osiągnięciami. Kiedy jednak otworzyła usta, by wyrzucić z siebie potok słów, Nadye - która najwidoczniej wiedziała, co się święci - od razu pogoniła małą do łóżka, tłumacząc to późną porą i ekscytującą przygodą, która czekała na nią następnego dnia. Mikao zaś odprowadził córkę wzrokiem, po czym zwrócił się w stronę Fenrira.
        - Być może to za wcześnie, ale dziękuję - rzekł. - Jakkolwiek nie potoczą się nasze losy, dałeś nam obojgu po szansie: mnie na zjednoczenie z częścią rodziny, a temu małemu rudzielcowi - na przeżycie przygody życia. Bo nie da się ukryć, że sam pewnie nie umiałbym zapewnić jej czegoś takiego. Przynajmniej nie teraz.

        Pożegnawszy rodzinę chorego chłopca oraz Fenrira - nieśmiało dziękując mu przy tym za pomoc - Mikao udał się do kuchni, gdzie pomógł żonie w sprzątaniu po kolacji. To miał być ich ostatni wspólny wieczór, zanim rozstaną się na czas podróży, która przecież mogła potrwać całkiem długo. Uporawszy się z naczyniami, Nadye postanowiła z kolei wspomóc męża w pakowaniu niezbędnych rzeczy na drogę. Naradzali się przy tym - szeptem, by nie zbudzić śpiącej w izdebce obok dziewięciolatki - i dawali sobie nawzajem wskazówki; Mikao mówił żonie o utrzymaniu warsztatu, a Nadye udzieliła mężczyźnie wielu cennych rad, które w przyszłości mogłyby okazać się kluczowe dla przetrwania ich familii.
        Resztę wieczoru spędzili tak, jak przystało na kochające się małżeństwo. Rankiem zaś byli na nogach już przed świtem, gdyż żadne z nich tej nocy nie zdołało zmrużyć oka. Śniadanie upłynęło w nieco napiętej atmosferze; przyzwyczajony do statecznego życia Mikao odczuwał niepokój, a Sveta - istny wulkan entuzjazmu - co rusz rozlewała mleko. Ciesząc się na wielką wyprawę, nie potrafiła usiedzieć w miejscu i sprawiała, że cały dom wypełnił się chaosem. I nie uległo to zmianie nawet po nadejściu Fenrira. Na jego “dzień dobry” zareagowała jedynie córka maga - rzucając się na smokołaka, by przywitać go w drzwiach - natomiast sam Tai mocował się akurat z rzemykami przy podróżnej torbie.
        - Bardziej gotowi nie będziemy - stwierdził po chwili, podchodząc do mężczyzny, by uścisnąć mu dłoń. - Dobrze byłoby zatem wyruszyć, póki pogoda sprzyja. Ostatnio nas nie rozpieszczała…
        - Dobrze wypocząłeś przed drogą? Okoliczne gospody nie oferują nie wiadomo jakich wygód, ale dla kogoś, kto dużo podróżuje, to chyba nie stanowi większego problemu, mam rację?
        Po chwili przyszedł czas pożegnania. W przypadku Svety trudno było nazwać to pożegnaniem, bo dziewczynka była tak podekscytowana, że nawet nie zauważyła kiedy matka przycisnęła ją do piersi i pewnie nie dotarło do niej żadne z surowych upomnień kobiety. Mikao przeżył rozstanie z żoną bardzo mocno, choć jedynym, co dało się zaobserwować, było krótkie zawahanie, na chwilę przed tym, zanim ostatni raz padli sobie w ramiona; przez ułamek sekundy wyglądał, jakby w ostatnim momencie miał się rozmyślić i zostać w domu. Choć na jego twarzy gościł uśmiech, zmarszczki na czole ujawniały nutę goryczy, którą mag starał się zatuszować.
        - Gdyby coś się stało… Cokolwiek… Pamiętaj, że masz zwrócić się do Rikena - mówił do żony, nie wypuszczając jej z objęć. - Zawarliśmy układ; obiecał, że gdyby mnie zabrakło, zadba o wasze bezpieczeństwo. Pamiętaj.
        - Daj spokój, to ja będę się o was martwić. - Nadye zaśmiała się, ale kąciki jej oczu wyglądały na podejrzanie wilgotne. - Jeszcze Sveta to może jakoś sobie poradzi, bo rezolutna jest po mnie, ale mam pewne wątpliwości co do twojego powrotu w jednym kawałku.
        - Hm, najwyżej nogę przywiozę w osobnej torbie.
        Ucałowawszy żonę na pożegnanie, Mikao stwierdził, że jest względnie gotów do drogi. Nadye jednak zatrzymała na chwilę Fenrira, odciągając go na chwilę na stronę. A wyjawiając tego powód, wyglądała na zdeterminowaną.
        - Dziękuję, że dajesz im obojgu taką możliwość. Proszę, zadbaj o nich. - Ton jej głosu był błagalny, lecz twarz pozostawała pogodna. - Szczególnie o tego fajtłapę. Ochroń go przed niebezpieczeństwem, ale nie daj się zwieść jego przesadnej skromności. Kiedy przyjdzie co do czego, nie wahaj się: zapewniam, że możesz na niego liczyć. To dobry i mądry człowiek - dodała jeszcze.
        - Idziemy czy nie? - Sveta wpadła między nich, najwyraźniej zaczynając się już niecierpliwić.
        - Przepraszam za nią - wtrącił Mikao, łapiąc córkę za rękę. - Niestety, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość, póki entuzjazm tej małej nie opadnie. A obawiam się, że to może trochę potrwać...
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

        Smokołak wzruszył lekko ramionami, gdy usłyszał pytanie mężczyzny.
         – Najważniejsze, że miałem pokój i łóżko, w którym mogłem się przespać. Nie jestem jakimś hrabią czy coś, więc nie oczekuję warunków odpowiednich dla takich osób – odparł, uśmiechając się lekko i krótko. Żył już… jakiś czas i większość tego czasu podróżował – nie licząc pierwszy lat jego życia, których do tej pory nie pamiętał i prawdopodobnie już sobie w ogóle nie przypomni – co często sprowadzało się do tego, że spał w pobliżu szlaku, którym podróżował za dnia. Nie było trudno znaleźć sobie tam miejsca do spania, bo jeśli ktoś jest wyjątkowo zmęczony, to może zasnąć nawet wśród wysokiej trawy.
         – Zatem ruszajmy – odparł krótko, jednak i tak jeszcze nie wyszli i nie skierowali się w stronę bramy wyjściowej z miasta. Fenrir nie miał zamiaru poganiać swoich nowych towarzyszy podróży, chcąc pozwolić im na pożegnanie się i wypowiedzenie do siebie ostatnich słów, nim rozłączą się na jakiś czas. Słowa, które Mikao wypowiedział do swojej żony, brzmiały tak, jakby był żołnierzem opuszczającym dom, aby walczyć w jakiejś wojnie, a nie kimś, kto wyrusza w niezapowiedziane odwiedziny do siostry, z którą nie widział się i nie rozmawiał od jakiegoś czasu.
        Już mieli wychodzić, gdy on sam został jeszcze zatrzymany przez Nadye. Zaskoczyło go to nieco, jednak nie dał po sobie tego poznać. Zmiennokształtny odwrócił się do kobiety i wysłuchał, co miała mu do powiedzenia. Na początku kiwnął twierdząco głową, może z przyzwyczajenia i tego, że nie zawsze się odzywał, ograniczając się wtedy wyłącznie do gestów, ale krótką chwilę po tym uznał, że może jednak powinien coś powiedzieć i słowami – a także tonem głosu – zapewnić ją, że zrobi to, o co go poprosiła.
         – Zadbam o ich bezpieczeństwo w trakcie podróży – odezwał się, trochę cicho, ale w jego głosie było słychać, że miał zamiar zrobić to, o czym mówił. Zresztą, ostatniego wieczoru też powiedział coś podobnego, bodajże mówiąc wtedy także to, że przy nim będą bezpieczni i postara się o to, żeby wyeliminować ewentualne zagrożenie, na które mogliby się natknąć. Nie był jakimś rycerzem czy coś, żeby uznawać coś takiego za punkt honoru, jednak był osobą, która starała się dotrzymać słowa danego jakiejś osobie.
         – Dobrze. Będę o tym pamiętał – odparł, gdy powiedziała mu, że w razie czego będzie mógł liczyć właśnie na Mikao. Co prawda, Fenrir sam już podejrzewał, że jeśli przyjdzie mu z kimś lub czymś walczyć, to najpewniej wszystko weźmie na siebie, a mężczyźnie i jego córce każe uciekać albo ukryć się w jakimś bezpiecznym miejscu w okolicy. Proszenie go o pomoc w walce oznaczałoby jego aktywny w niej udział, a to niekoniecznie było bezpieczne – nawet, jeśli Mikao będzie wiedział, jak ochronić siebie i córkę.
         – Idziemy, idziemy – odezwał się, gdy dziewczynka nagle wpadła między nich. Smokołak na sam koniec pożegnał się krótko z Nadye, także ostatni raz zapewniając ją, że bezpiecznie dotrą do miejsca, w którym mieszka Sanaya i później tak samo bezpiecznie pokonają drogą powrotną z wioski do miasta. On sam miał zamiar o to zadbać, więc najpewniej będzie tak, że do Nowej Aerii wyruszy razem z nimi… I nagle zaczął też być ciekaw tego, czy San także będzie chciała im towarzyszyć. W ogóle, ciekawość pchała go też w stronę samego początku spotkania i tego, jak się ono odbędzie i będzie wyglądało, jakie emocje się pojawią i jak zareaguje sama alchemiczka – w głowie miał różne scenariusze z tym związane, nawet te mniej pozytywne, które i tak wydawało mu się, że się nie spełnią.

        Wyszli z warsztatu i ruszyli w stronę bramy wyjściowej, którą to przejdą prosto na szlak. Ten z kolei zaprowadzi ich na teren Równin Andurii, gdzie Fenrir już sam powinien znaleźć drogę do Sadów – wioski, w której znajduje się dom Sanayi. Nie musieli się nigdzie zatrzymać, bo smokołak już wcześniej zadbał o zapasy pożywienia na drogę, a także o to, żeby dokupić rzeczy, których może nie miał – bo się skończyły – albo miał, ale mało i groziły tym, że może ich zabraknąć już w drodze.
         – Chciałbym powiedzieć, że droga przebiegnie spokojnie… i może przez większość czasu właśnie tak będzie, jednak jestem pewien, że natkniemy się na osoby, które spotkałem wcześniej i, które nie są do mnie przyjacielsko nastawione – odezwał się nagle, przerywając tym samym ciszę. Pomyślał, że powinien być szczery z Mikao, aby ten był gotowy na to, co może ich spotkać w podróży. Pozostałe niebezpieczeństwa były, może, prawdopodobne, ale na pewno nie były pewne – takie było jedynie spotkanie z grupą, której przywódca wcześniej uszkodził zbroję smokołaka.
         – Jeśli dojdzie do tego spotkania, postaram się namówić ich, żeby swoje problemy załatwili wyłącznie ze mną i nie mieszali was w to, bo nie macie z tym nic wspólnego – dopowiedział. Uważał na słowa głównie ze względy na córkę Mikao, bo przecież mógłby zwyczajnie powiedzieć o tym, żeby tamci nie mieszali ich do walki, która przecież nie dotyczy mężczyzny i jego córki, ale mimo tego postarał się, żeby zamienić to na inne słowa. Wspomniał o tym też dlatego, że nie było to coś, co powinien ukrywać i liczyć na to, że może mu odpuścili i nie będą go śledzić. Fenrir wiedział, że tak nie będzie i właśnie dlatego nie chciał zwlekać z opuszczeniem miasta – nie potrzebował dodatkowych ofiar w postaci jego mieszkańców, którzy już w ogóle nie mieli nic wspólnego z nim, bandytami lub konfliktem, który pojawił się między nim a nimi. Co prawda, na początku zakładał, że mury miejskie opuści sam, jednak sytuacja zmieniła się… ale to nie oznaczało, że nie będzie walczył sam – miał taki zamiar, bo nie chciał niepotrzebnie narażać na rany lub nawet śmierć Mikao i jego córki, mimo że żona mężczyzny powiedziała mu, iż Fenrir może na nim polegać.
        Niedługo po tej krótkiej rozmowie dotarli do bramy, przy której stali miejscy strażnicy. Był dzień, więc oczywiście była ona otwarta na oścież, wpuszczając do miasta osoby, które chcą się doń dostać, a także wypuszczając tych, którzy z jakichś powodów opuszczają względnie bezpieczne mury miasta, aby postawić swe stopy na szlaku i wyruszyć w miejsce, które obrali sobie za aktualny cel.
        Gdy już wyszli poza mury miasta i zrobili kilka kroków na ubitej ziemi szlaku, Fenrir głośno wciągnął powietrze i po chwili wypuścił je. Mogło wydawać się, że na jego ustach pojawił się uśmiech, który szybko stamtąd zniknął.
         – Powietrze na szlaku jest całkiem inne niż to w mieście – odparł po chwili, może zachęcając dwójkę towarzyszy do tego, żeby przekonali się na własnej skórze… a raczej na własnych płucach i nosie, bo chodziło o to uczucie świeżości i natury we wdychanym powietrzu. Chociaż teraz może nie da się tego wyczuć tak dobrze, jak w miejscach, które znajdują się dość daleko od najbliższych miast – w końcu teraz nadal byli dość blisko Nowej Aerii i „miejskie powietrze” mogło mieszać się z tym drugim.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości