Nowa AeriaCisza przed burzą? [Obrzeża miasta]

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Jyneth
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtna - Panteroła(cz)
Profesje:
Kontakt:

Cisza przed burzą? [Obrzeża miasta]

Post autor: Jyneth »

        Obrzeża miasta tonęły w słodkiej ciszy. Mrok rzedł, chłodny oddech nocy rześkim powiewem muskał trawę i zbocza, coraz słabiej, wolniej, świadom, że niedługo będzie świtać. Ciemne niebo na wschodzie znaczyła ledwie widoczna, różowa łuna, delikatna linia, za którą chowało się słońce. Zabawne, że rytm życia zdeterminowany jest przez ognistą tarczę na nieboskłonie... Dzień i noc, jawa i sen... A sen nie śpieszył się by zdjąć swą władzę z tej części Alaranii - ciche świergotanie wśród drzew należało do najwcześniej budzących się ptaków, reszta tego małego świata wciąż tkwiła w objęciach marzeń sennych. Nie słychać było pokrzykiwania dzieci, porannego rozgardiaszu i pośpiechu, zwierzęta nie domagały się śniadania, na paleniskach w domach dogasał żar. Jeszcze za wcześnie. Nieliczne budynki i chaty stojące wokół murów miasta otaczały sady owocowe, wypełniając powietrze miodowym, rozkosznym zapachem. Mieszkańcy tego miejsca pewnie mieli równie słodkie sny. Wydeptany trakt, znaczony tysiącami stóp, końskich kopyt oraz kół prowadził prostą linią do głównej bramy... Jednak o tej porze było za wcześnie by zbierać się w drogę. Jeszcze nie, jeszcze nie pora. Brama otworzy się o świcie, a wtedy pękate wozy pełne towarów ruszą kolorowymi szlakami, przed siebie, w świat.
        Mury Nowej Aerii stały dumne, spokojne, wyróżniając się prostą linią szczytu na tle koronkowego pasma gór Dasso. Ciemne i potężne wzniesienia zdawały się górować nie tylko nad miastem, ale i światem, surowym spojrzeniem obserwując losy żywych i umarłych. Jyneth pozwoliła sobie przystanąć na uboczu drogi i dłuższą, zadziwiająco długą chwilę stać z uniesioną wysoko głową. Włosy miała w nieładzie po wędrówce, otuliła się płaszczem, lecz senność nie zmąciła dziś jej myśli. Złotym, szczerym spojrzeniem przyjęła na siebie srogi wzrok gór, nim skłoniła czoło, oddając niemy hołd tym kamiennym obrońcom miasta. To była jedna z tych rzeczy, które robiła instynktownie i nie umiała wytłumaczyć się z powodu swego postępowania. Tak jak zwierzęcy instynkt trzymał ją z dala od pewnych miejsc i osób, tak ludzka wyobraźnia kazała respektować i cieszyć się cudami natury. Chwilowo dość miała biegania jako pantera... Jej siły wyczerpały się po ostatnim nowiu i chęć baraszkowania musi poczekać, nim w Jyneth znów pojawi się ta iskra. Nasyciła się lasem, polowaniem, przybrała sierść i witalność gibkiej, dzikiej łowczyni otulonej barwami nocy... Teraz chciała odpocząć. Usiąść w słońcu na ławce, obserwować ludzi i wszelkie inne stworzenia i dumać. Zjeść miskę gorącej strawy, spróbować lepkiej, śliwkowej nalewki, z której słynie Aeria i zarobić trochę grosza.
        Wspierając się na kulach, młoda kobieta ruszyła przed siebie, w stronę murów miasta. Droga była sucha i wydeptana, szło jej szybciej niż można by przypuszczać, lecz miarowo, statecznie... Jyneth w całym swym kalectwie zachowała pewien powab i wyprostowaną postawę. Nie pozwoliła sobie na zaniedbanie własnego ciała, codziennie, choć nie miała władzy w połowie nóg, rozmasowywała tamte mięśnie i zmuszała je do ruchu. Kroki stawiała jak każdy, lewa, prawa, lewa, prawa, nie bacząc na spojrzenia i szepty wokół siebie... Bezwład dolnych kończyn uniemożliwia utrzymanie pozycji pionowej bez kuli, to było oczywiste. Przy każdym kroku wspierała się na szczudłach, mocnych kijach, na których mogła oprzeć dłonie, ramiona i swój ciężar, by bez przeszkód poruszać się na przód. Małymi krokami, ale o własnych siłach. Jeszcze tę dumę i samozaparcie miała, by nie być czyjąś kulą u nogi... Choć sama, paradoksalnie, kul potrzebowała by być samodzielna i samowystarczalna.
        W miarę, jak w ciszy delikatnie stukała kijami, tym wyraźniej kształtowała się myśl, by poczekać tu na świt. Na skropionej rosą trawie powitać nowy dzień nim wkroczy do Nowej Aerii. Pomysł nie wydawał się zły, lepszy od możliwości stania pod murami miasta nim strażnicy otworzą bramę... Jyneth zwolniła kroku, szukając wzrokiem kamienia albo pniaka, na którym mogłaby przysiąść. Ławy, które widywała w niektórych miastach, gdzie mogli usiąść strudzeni codziennościami mieszkańcy były miłym i przemyślanym dodatkiem, lecz nie spodziewała się ich poza murami, na obrzeżach miejscowości. Zauważyła za to pień, nieco spróchniałą, powykręcaną kłodę na wpół ukrytą pod gęstą trawą i kwitnącymi drzewami. Z przyczyn wiadomych, łatwiej było się kobiecie podnieść z poziomu krzesła niż podłogi, a choć nie bała się ubrudzić i trawa wydawała się bardzo wygodnym siedziskiem, to mozolne powstanie do pozycji stojącej mogło zabrać więcej siły i czasu niż by chciała. Skierowała się w stronę drzewa, drobnym, spokojnym krokiem i w towarzystwie miarowego stukania. Podeszwy butów ślizgały się subtelnie na wilgotnej trawie, lecz bez niechcianego upadku po drodze, usiadła na zwalonym pniu. Wysoką śliwę pokonała starość lub wiatr, losu tego martwego drzewa zmiennokształtna nie odgadnie, ale da jej chwilę na odpoczynek i refleksje.
        Odłożyła kije obok, rozprostowała nogi i zdjęła z ramion płaszcz, strzepując gruby, ciemny materiał. Im dłużej podróżowała, tym bardziej wierne odzienie stawało się znoszone i miejscami przetarte... Czyste, żeby nikt nie podejrzewał braku higieny. Czyste, zadbane, lecz czas nie był łaskawy dla jej butów i płaszcza... Trzeba zarobić w mieście trochę więcej niż początkowo planowała, przed Jyneth pojawiła się wizja wizyty u szewca i krawca. Nie lubiła wydawać pieniędzy, głównie dlatego, że nigdy nie miała ich tyle, by pozwolić sobie na wszystko co chciała... No i, na co panterze buty?
        Nie. Nie powinna tak myśleć. Jyneth potarła energicznie skronie. Łatwo, za łatwo byłoby zostawić wszystko za sobą, cały skąpy dobytek, przyziemne zmartwienia oraz uczucia i przeżyć resztę swych dni jako pantera. Opcja ta kusiła prostotą i obietnicą nieskomplikowanego życia blisko natury, lecz za cenę miała ludzką świadomość oraz możliwość powrotu. Jeśli wyrzeknie się tej postaci, już nigdy nie będzie w stanie jej przybrać. Nigdy więcej na gościńcu ani w karczmie nie zawita kulawa kuglarka, by bawić zebranych opowieścią, już nigdy nie spotka nikogo w drodze... Zostanie jej tylko dzicz i pierwotny instynkt... Podejrzewała, że zew ten jest silniejszy, ponieważ forma kota daje jej więcej swobody, daje jej wolność, której od dekady nie zaznała jako człowiek. Gdyby nie była kulawa, łatwiej byłoby znaleźć balans instynktu zwierzęcia z ludzkim rozsądkiem. Ani jednej, ani drugiej strony nie mogła ani nie potrafiła się wyrzec, lecz pogodzenie obu wymagało natłoku myśli i ogromnej cierpliwości.
        Póki co sobie radziła. Póki co.
        A to najważniejsze.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Światło. Białe, oślepiające. Esme zakryła oczy rękami i dodatkowo skrzydłami, by chronić oczy. Leciała w głuchej pustce bardzo krótko, jednak dla niej te strzępki sekund dłużyły się w nieskończoność. Przez moment nawet miała wielką i bardzo optymistyczną wizję. Może to portal do domu? Do jej ukochanego świata, którym miała się opiekować?
Niestety, jeśli był to zły sen, to jeszcze się nie budziła.
Na obrzeżach Nowej Aerii właśnie nieco ponad ziemią, całkiem spore nieco, otworzył się portal, który z impetem wypluł przemienioną, która wystrzelona niczym z procy nie miała praktycznie żadnych szans, aby pomóc sobie skrzydłami. Dodatkowo dystans był zbyt krótki.
Aczkolwiek ostatecznie czekało ją miękkie lądowanie, nie na trawie, ale na kimś. Kobieta chwilę wcześniej siedziała na pieńku. Teraz jednak leżała na plecach przygnieciona do ziemi przez przemienioną. Kilka czarnych piór zawirowało w powietrzu.
Es ciężko oddychała wykończona tą dziwaczną podróżą. Wcześniej tak nie miała, ten portal był wyjątkowo dziwaczny. Odebrał jej większość sił, a może zwyczajnie była zmęczona po tych wszystkich przygodach no i też trochę głodna. Czuła jak od czasu do czasu burczy jej w brzuchu. Była tak bardzo skupiona na sobie, że przez dłuższy moment po prostu leżała na panterołaczce jak na trawie.

- Oh… - gdy zorientowała się, że leży na czymś, co oddycha, natychmiast wstała. – Wybacz – powiedziała, choć nie miała wyrzutów sumienia, przystąpiła do otrzepywania się z kurzu, gdy doszła do kolan, westchnęła niezadowolona, znowu rozwaliła sobie kolana i teraz miała całe ręce we krwi, no świetnie.

Ira chwilowo nie buszowała jej w głowie, być może ta magiczna podroż wykończyła ją jeszcze bardziej, niż prawowitą właścicielkę ciała. Tak czy siak, dobrze. Esme miała okropny humor, nie wiedziała, gdzie jest i znów sama… A nie, jest ta kobieta, którą przygniotła.
Postanowiła jej się bliżej przyjrzeć. Wyglądała całkiem normalnie na pierwszy rzut oka. Skrzydlata rozejrzała się po okolicy, choć była piękna, nie miała ochoty tego teraz doceniać. Po prostu sprawdzała, czy ktoś jeszcze się tu kręci.
Kątem oka spostrzegła dwa kije, początkowo nie bardzo wiedziała po kiego one tu, ale z czasem zaczęła się domyślać.

- Któż ty? – wyciągnęła rękę do zmiennokształtnej, by pomóc jej wstać i zadała ów pytanie, jakby to dziewczyna na ziemi była dziwnym zjawiskiem, a nie ona sama, która wypadła na nią z portalu znikąd, która ma czarne skrzydła i wygląda praktycznie jak upadły anioł… - Wiesz może, gdzie można coś zjeść? Umieram z głodu – stwierdziła oschle, nie ufała nikomu w tej dziwnej krainie pełnej wampirów, magii i dziwacznych dziwactw, więc wolała traktować wszystko z dystansem i nie liczyć zbytnio na cokolwiek normalnego. Nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio spotkała tu zwykłego człowieka! Czy w ogóle są tutaj jacyś prości ludzie? Dziwny ten świat, oj dziwny…
Awatar użytkownika
Jyneth
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Zmiennokształtna - Panteroła(cz)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jyneth »

        Jeszcze trochę... Jyneth miała całkiem spore pokłady cierpliwości oraz dużo wolnego czasu na kontemplacje otoczenia. Nie doskwierał jej głód, temperatura była optymalna, nie mogła na nic narzekać. Dopóki bramy miasta nie otworzą się na świat, towarzystwa dotrzymywała jej cisza, słodka woń kwiecia oraz własna wyobraźnia. Chłód wyraźnie nikł w powietrzu, świt zbliżał się coraz żwawszym tempem. Prosta czynność jaką był odpoczynek, pozwolił jej na chwilę zamyślenia, gdy wpatrywała się w niebo, na wolno, leczy znacząco rozrastającą się słoneczną łunę świtu. Kolejna noc, kolejny dzień, kolejny raz słońce nie było w stanie dogonić księżyca. Myśli z ziemnych baśni wzbiły się w górę, zmierzając ku innego rodzaju historyjkom. Była nawet taka opowieść, którą kobieta lubiła przytaczać o zmierzchu i świcie swoim towarzyszom podróży... O tym jak srebrna tarcza była kapryśną kochanką ognistej istoty mieszkającej na niebie... Prosiła o coraz to piękniejsze gwiazdy by udekorować nimi niebo, aż słońce odmówiło, nie mając sił na szukanie niebiańskich klejnotów po całym świecie. Obrażona księżyc od tamtej pory ucieka przed kochankiem, a ten próbuje ją dogonić, może przeprosić, może wytłumaczyć, a może i odprawić za jej pyszny charakter... Co jakiś czas srebrna panna daje upust swemu niezadowoleniu, poprzez strącanie gwiazd na ziemie zamieszkałą przez zwykłych ludzi. Kilka razy Jyneth widziała delikatny, lśniący łuk na czarnym niebie, zastanawiając się co by się stało, gdyby to spadła ta tajemnicza gwiazda, dzięki której urodziła się z panterzym ogonem...
        ... Czy to nie była gwiazda?
        Mrugnęła. Błysk srebrzysty, tętniący, jaśniejący jak rozpalone do bieli ciało niebieskie wymalował swym światłem oczy zmiennokształtnej. Przymknęła powieki, niezdolna do mierzenia się spojrzeniem z taką jasnością, jakby patrzyła w oblicze groźnego boga... Mogła już szaloną myślą zastanawiać się, czy to nie księżyc posłał gwiazdę tuż przed jej skromną osobę, lecz myśli te rozwiało nagłe uderzenie. Impet zaskoczył ją bardziej niż ośmieliłaby się przyznać. Coś, a raczej ktoś z niezwykłą siłą i rozmachem wpadł na młodą kobietę, przewracając ją z prowizorycznego siedziska i razem z nią lądując na wilgotnej, gęstej trawie. Przez ułamek sekundy Jyneth napięła mięśnie, gotowa na ucieczkę, instynkt wziął górę... Poczuła woń krwi. Nieznaczny, metaliczny zapach posoki, pierze, kurz, zmęczenie... Rozluźniła się, wiedząc dobrze, że po tym małym upadku może mieć najwyżej kilka siniaków i obite biodro, lecz nic ponad to. Nie zamierzała przecież zrywać się do ucieczki mając przed sobą ewidentnie osłabioną istotę w potrzebie, nie w zgodzie z jej sumieniem była ucieczka czy taktyczny odwrót. Tędy nie drgnęła. Przyjrzała się na tyle na ile mogła, mignęły jej przed oczami czarne włosy, rozłożyste skrzydła, postać na pewno kobieca. W każdym innym przypadku wstałaby i pomogła się jej zebrać, w tym... Jedyne co mogła zrobić to dać jej czas na dojście do siebie. I tak to pewnie ona będzie musiała poprosić ją o pomoc.
        - ... Czy wszystko dobrze..? - odezwała się w końcu, wyczuwając i widząc, jak uskrzydlona postać otrząsnęła się na tyle, by spróbować z niej wstać. Na przeprosiny skinęła głową, nie widząc ku nim większej potrzeby. - Zdarza się, nic mi nie jest. - W końcu to nie jej wina, że nieznana siła wystrzeliła nią jak z procy. Jyneth usiadła na trawie, otrzepując się z kilku źdźbeł oraz kurzu i obserwując nieznajomą. Sprawiała wrażenie zmęczonej i niezadowolonej, w dodatku nastroszonej ostrożnością. Jak jeż, który przedwcześnie obudzony wyszedł z nory, prezentując igły i odradzając bliższego kontaktu... Ale kto by nie był niezadowolony po takiej podróży? Wielkiej styczności z magią kobieta nie miała, ale wiedziała, że teleportacja istnieje, a każda rzecz ma skutki uboczne. Padło na czarnoskrzydłą, choć jej historia pewnie była o wiele ciekawsza i bardziej złożona niż mogła się domyślać. Jej ubrania i skrzydła nie były w najlepszym stanie, zakurzone, wymięte... Przeszło Jyneth przez myśl, że wygląda jakby kilka lat spędziła zapomniana na strychu. Albo miała wątpliwą przyjemność walczyć na zapomnianym strychu. Spokojnie zniosła jej spojrzenie, widząc jak zwraca ku niej nagle wzrok. Nie miała złych intencji, ani nie miała jak jej zagrozić, lecz to jak patrzyła na nią i rozglądała się po okolicy mówiło, że właśnie z tego powodu jest ostrożna. Nie miała zamiaru jej tego wypominać. Tylko głupcy się niczego nie obawiają.
        - Jyneth Nix. - odparła z lekkim uśmiechem, by pokazać, że nie ma jej za złe tego drobnego wypadku. - A z kim mam przyjemność..? - widząc wyciągniętą dłoń nie zawahała się, lecz uniosła swoją rękę, nie łapiąc nią jeszcze za ramię nieznajomej. Spodziewała się pewnie, że pomoże jej się podciągnąć i stanąć na równe nogi, sęk w tym, że w ten sposób równowagi panterołaczka nie złapie i poleciałaby na nią... Przytaknęła, słysząc jej pytanie. - Do otwarcia bram miasta trochę czasu trzeba, jeszcze czekamy na świt. Mam skromny prowiant, ale skąpić niczego Ci nie będę. - Torba, której pas obwiązywał jej biodra, przeważnie znajdowała się z tyłu, skryta pod płaszczem, jednak lądowanie zmieniło jej położenie. Szczęśliwym trafem, inaczej pewne rzeczy nie przetrwałyby awaryjnego lądowania czarnoskrzydłej. Jyneth wskazała dłonią kije opierające się o pień. - Muszę Cię prosić o podanie mi jednej kuli i twego ramienia, będę niezwykle wdzięczna. Los sprawił, że niestety moje nogi nie są do końca sprawne.
        Udało się jej wrócić na poprzednie miejsce na zwalonym pniu. Z pomocą kija i wsparcia czarnowłosej, usiadła na startej korze, jakby całe zajście sprzed kilku minut nigdy nie zmąciło spokoju okolicy miasta... Dziw nad dziwy, lecz Jyneth nie należała do osób, które zaczną zadawać niewygodne pytania. Korciło ją, oczywiście, by poznać historie tej nieco krnąbrnej z postury dziewczyny, zapytać kim jest dokładnie, co tu robi, jakie cuda widziała i jakie rzeczy odkryła... Tak, to było elementarne zaspokoić tak ciekawość i nawiązać nić sympatii, jednak nie zadając bezczelne pytania. W tej chwili jej zainteresowanie nie było priorytetem. Burczenie w brzuchu należało jak najszybciej uspokoić i to niezwłocznie. Jyneth wiedziała czym jest głód, nie ten, z jakim wyczekuje się na pachnący obiad, lecz ten ssący, drażniący żołądek, gdy nie jadło się od tygodnia a każde zeschnięte ziarno pszenicy smakuje jak miód... Z torby wyjęła okrągłą sakwę, rozplotła rzemień, rozkładając na pniu między nimi prosty posiłek. Jej prowiant nie był zbyt bogaty, zwłaszcza, że zawsze mogła pójść i na coś zapolować, nie była ograniczona tylko do ludzkiego sposobu zdobywania pożywienia. Niemniej, wyłożyła to co miała. Znajdował się tu niewielki bochenek chleba z ziołami, owinięte w płótno dwa krążki sera, trochę zimnego, pieczonego mięsa królika z poprzedniego wieczoru, kilka jabłek i garść łuskanych orzechów.
        - Częstuj się. Za niecałą godzinę powinnyśmy móc wejść do Nowej Aerii, wtedy będzie można zjeść coś gorącego. Acz najpierw... - poszperała w torbie, wyciągając glinianą butelkę oraz kawałek płótna. - Nie znam się na magii, nie mam niestety ani maści ani żadnych ziół, jednak trzeba by coś zrobić z Twoimi kolanami. - Podała jej naczynie i materiał, sądząc po oschłym tonie, że sugestia założenia opatrunku może spotkać się z szorstką odmową, lub nawet złością. Zawiązała rzemień torby i ułożyła ją obok siebie, po czym wzięła jedno z jabłek i wgryzła się w chrupiący miąższ, zastanawiając jakie to szalone sploty stworzyły z siebie nici ich losu. To był faktycznie, nietypowy poranek...
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esme trwała jeszcze w poprzednich wydarzeniach albo wciąż siedziała mentalnie w portalu, w każdym razie dopiero po chwili jej wzrok z dziwnie pustego, nieobecnego, skupił się na dziewczynie.

- Tak… Bywało gorzej – powiedziała średnio zadowolona i wstała. Przynajmniej zmiennokształtna nie próbowała jej zabić, za to, że niespodziewanie na nią wpadła. Dobrze, może pozwolić sobie na chwilę odsapnięcia.

Gdy doprowadziła się do jako takiego porządku, wciąż nie była pewna czy ufać istocie, która wyglądała na ludzką, aczkolwiek tu nigdy nic nie wiadomo. Jednakże jej miły uśmiech jakoś koił nerwy przemienionej. To było miłe. Nie wiedziała, kiedy ktoś się do niej uśmiechał inaczej niż złośliwie albo ironicznie.

- Miło cię poznać Jyneth. Esmeralda jestem. – W tym czasie chciała pomóc dźwignąć się dziewczynie, jednak ta na coś czekała… - Ohm… - skrzywiła się nieco, w sumie mogłaby nad bramą przelecieć, ale wtedy wywołałaby zapewne kolejny armagedon. – … Dziękuję… - powiedziała nieco zaskoczona szczodrością nieznajomej.

Pozytywnie zaskoczona zgodnie z prośbą podeszła po kule i podała je dziewczynie. Widziała, jak z ich pomocą wróciła na pieniek. Cudownie, poturbowała niepełnosprawną. Miała ochotę się walnąć w twarz.
Gdy panterołaczka rozłożyła jedzenie, przemieniona uśmiechnęła się i z wielkim smakiem skubnęła wszystkiego po trochu, nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio jadła, może to było niegrzeczne, ale obecnie za sterami nie siedziała ona, nie Ira, tylko głodny żołądek. Im głód słabł, tym bardziej czarnowłosej poprawiał się humor.

- Rety, jestem ci bardzo wdzięczna – powiedziała. – Jakbyś czegoś potrzebowała będę służyć pomocą, bo niestety nie mam żadnych pieniędzy, by ci oddać za to… - Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to nie w stylu Esme, aczkolwiek ona już zauważyła dobry układ. Znalazła osobę, która pomoże się tu odnaleźć i dzięki, której nie padnie z głodu, a w razie ataku będzie mogła się wyżyć na jakichś zbirach. Całkiem dobry układ jak na początek.

Gdy usłyszała o kolanach, zaśmiała się, myślała, że to jakiś żart, ale dziewczyna była o dziwo poważna.

- Z moimi kolanami nic nie jest, to tylko zdarta skóra, nawet nie boli. Ale dzięki, przynajmniej nie będę cała upaćkana niczym jakiś morderca – zachichotała i przemyła rany. Najadła się, to od razu było weselej. – Czy w tym mieście również są wampiry? Straszne z nich sztywniaki…

Wstała z ziemi, na której przycupnęła, by zjeść i się przeciągnęła. Rozprostowała też skrzydła na całą ich szerokość. Miała jeszcze kilka pytań do Jyneth.

- Mam do ciebie jeszcze jedno dość bezpośrednie pytanie. Bo widzisz, na…w… - zastanawiała się jakby to zgrabnie ubrać w słowa, by powiedzieć tylko tyle ile trzeba i nic poza tym. – W miejscu, z którego pochodzę, wszyscy byli ludźmi i teraz jak trafiłam tu, co chwilę spotykam… nietypowe osobniki. Chciałabym wiedzieć, czy jesteś człowiekiem, czy jednym z tych nietypowych osobników, że tak to nazwę – spytała ze spokojem i powagą, bez złośliwości, po prostu chciała wiedzieć, na czym stoi.

Ciąg dalszy (Esmeralda): http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?uid ... 28&start=0
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Tak jak los złączył niespodziewanie ich ścieżki, tak teraz równie gwałtownie postanowił je od siebie oddalić - bo choć okaleczona panterołaczka i przybyszka z innej rzeczywistości stanowiły udany duet, to komuś coś jak zwykle nie pasowało. Była to osóbka równie obca dla Alaranii co Esme, a przy tym posiadająca moc chochliczenia na wszelkie możliwe sposoby. Fioletowa, mała, także uskrzydlona i nie do opanowania, kryjąca się w przestrzeni międzywymiarowej i stamtąd obserwująca swoje nowe ofiary. Uwielbiała, kochała wręcz wtrącanie się w nie swoje sprawy!
Ujrzawszy jak panie się dogadują przewróciła kartki w notatniczku o pożółkłych stronach. ,,Co my tu mamy… wypadanie z portalu, witanie się, częstowanie posiłkiem… o! Miasto! Co wy tam macie robić? Hmmm… Nie, to nudne. Wybaczcie, ale chyba jednak wam przeszkodzę… nie, chwila! Naprawię. Tak, oto przyszłam naprawić waszą przyszłość!”
Nadal ukryta podleciała do czarnowłosych i przekręciła głowę. Przez chwilę spokojnie słuchała ich rozmowy, coraz bardziej przybliżając się do niebieskookiej.
        ,,Ciekawa jesteś,” pomyślała. ,,Mocno nietutejsza. Biedna, chyba w ogóle nie wiesz co się tu wyrabia! Ha! A może wiesz i dlatego jesteś taka czujna? Ale spokojnie! Zobaczysz jeszcze nie jedną pokręconą osobowość i wpadniesz w nie lada kłopoty… ale drobinkę normalności też ci może uszczkniemy. Na początek dostaniesz mnie!” I w wybitnym humorze ujawniła się, zatrzymując dla Jyneth czas.
Esmeralda także nie miała jak się bronić. Nie dość, że już była wyczerpana, to teraz poczuła jak opuszczają ją resztki magii, a ciało niechętnie poddaje się jej woli. Dobrze, że mogła stać.
- To panterołak - odparło uprzejmie fioletowe stworzonko, wskazując zatrzymaną w bezruchu kobietę i uśmiechnęło się rozbrajająco. - Wiesz, takie stworzenia z ogonami, co to odbija im raz na jakiś czas. Jeśli mnie spytasz, powiem ci, że to dziwne. Ale niech sobie będą! - Machnęła na to ręką. - Ta jedna jest o tyle ciekawa, że jako człowiek to kaleka, a jako zwierzę to sobie hasa. Aż szkoda, że dłużej z nią nie porozmawiasz - westchnęła, a widząc minę Esmeraldy, przeszła do rzeczy:
- Przybyłam, aby Cię stąd zabrać. Nie, nie do twojego domu niestety, ale masz, tutaj też może być fajne! - To mówiąc podetknęła jej pod nos mapę Alaranii. Całkiem dokładną, jak na dość dużą skalę. - Proszę. Możesz sobie wybrać. Gdzie chcesz się przenieść? Tu? A może tu? Tutaj jest morze, tutaj kolejne góry, a to wulk…hmmm, tu mi się coś przyczepiło. Paproch. Nie ma wulkanu. Ale jeżeli jakiś bardzo chcesz to na pewno się znajdzie! Popatrzmy… O! A może wolisz pustynię? Las? Wskaż no, a przeniosę cię tam migusiem, bez większych skutków ubocznych! O! Już wybrałaś? Świetnie! A więc zamykaj oczy i pozwól się zabrać tam, dokąd nie dotarła jeszcze żadna przemieniona!
Będzie szalenie zabawnie.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości