Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Przynajmniej jedno było z głowy. Zupełnie nie rentowne, czysto filantropijne przedsięwzięcie, które w sumie nawet nie powinno być określane biznesem z uwagi na brak zysków. Pozbył się figurki i wilka, wreszcie mogąc w pełni poświęcić się własnym sprawom. Jeszcze należało domknąć ostatnie elementy roboty w Trytonii i będzie mógł poświęcić pełnię uwagi nieznajomemu mącicielowi.
        Zadowolony ze zmniejszenia ilości obowiązków przypadających na rogaty łeb, odetchnął głęboko, wypijając kolejny łyk alkoholu. Przez chwilę rozmyślał wpatrując się w dno przykryte resztką whisky, gdy Kimiko przypomniała się o sobie.
Przytaknął dziewczynie swobodnie, przyjmując informacje do wiadomości. Też nie miał ochoty na obiad. Mimo odejścia kilku punktów z listy, wciąż miał zbyt wiele na głowie by mieć apetyt na cokolwiek. Posiłek był bardziej dla złodziejki, dla niego spotkanie z krasnoludem.
        - W takim razie wpadniemy w odwiedziny, Chrys również z pewnością ucieszy się mogąc cię znów zobaczyć - zapewnił rozbawiony. Oczywiście, że był sympatyczny, to właśnie było w nim najbardziej niebezpieczne. Do tego pokurczowatą bestię aż skręcało by lepiej poznać istotkę będącą jego słabością, więc ucieszy się podwójnie, mogąc zobaczyć kota, którego polubił, by dalej drążyć diabli sekret.
        Bajer z uśmieszkiem zerknął na złodziejkę, która postanowiła użyć go jak zwykła traktować oparcia foteli. A czując dotyk na karku, przymrużył ślepia i westchnął gardłowo z zadowoleniem, zupełnie jakby zamruczał. Jednocześnie z automatyczną swobodą oparł rękę ze szklanką na nogach dziewczyny, drugą otaczając jej plecy. Z tym kociakiem przyjemnie robiło się samoistnie.
        Drinka Kimiko musiała odebrać bez zmiany pozycji, gdyż wejść w diable objęcia było znacznie łatwiej niż się z nich wydostać, szczególnie gdy diabłu było wygodnie. Całe szczęście barman z pełnym profesjonalizmem podał jej tequilę, zupełnie nie zwracając uwagi na to jak była wpląta w ramiona szefa. Zresztą, dziewczyny wiszące na Laufeyu nie były znowu aż taką rzadkością, by miał się czemu dziwić, nie umiejąc się zachować.
Korzystając z okazji, diabeł wypił resztę drinka i oddał szklankę kelnerowi, który po odebraniu szkieł, zniknął równie gładko jak się pojawił.
        Chociaż czart przyglądał się złodziejce spod lekko przymrużonych powiek, czynił to uważnie jak zawsze, wyłapując drobiazgi.
        - Kram na Błękitnej? - zapytał swobodnie, jakby zwyczajnie zainteresowany opowiadaniem brunetki. Informacja w formie “kram w Nowej Aerii” nie było szczytem precyzji, tak samo jak stwierdzenie, że można było dostać w nim wszystko. Mimo iż czart zaciekawił się, spokojnie czekał aż dziewczyna rozwinie wypowiedź. Dagon nie wyglądał też na szczególnie poruszonego gdy temat zahaczył o portret. Zamruczał przytakując dziewczynie, leniwym spojrzeniem wędrując w stronę Kimiko.
        - Jeśli jest w temacie, to pewnie się tam znajdzie, jak nie dla portretu to innych ciekawostek - odpowiedział zrelaksowanym głosem, by zaraz szerzej otworzyć ślepia.
        - Smokołak, to nieczęsty widok… Może pokażesz mi ten kram jak będziemy szli do Chrysa? - zagadnął, będąc już w zasadzie gotowym do spaceru.

        Podążali za kocimi wskazówkami, faktycznie docierając do osobliwego sklepiku z zasłoniętymi oknami, który niestety okazał się zamknięty, więc nie mając okazji spotkać jego właściciela, udali się do Chryzantemy. To jednak co zwróciło uwagę diabła, to obojętność z jaką ludzie mijali sklep i cichutkie, ledwie wyczuwalne drżenia magii obecne w powietrzu.
To nie był koniec niespodzianek. Było południe, dla restauracji godziny szczytu, zaś Chryzantema miała opuszczone zasłony, co nie zdarzyło się odkąd znał Chrysa. Bies popchnął drzwi, które otworzyły się z lekkim oporem. W nich zaś od razu pojawił się kelner z oficjalną smutno-przepraszającą miną. Ją szybko zastąpił wyraźny strach. Elf stanął w przejściu tarasując wejście, ledwie wytrzymując pojawiające się niezadowolone spojrzenie Laufeya.
        - Dzisiaj nieczynne, przepraszamy - wyszeptał, przezornie nie informując całego wnętrza o tożsamości gościa, jednocześnie dając diabłu do myślenia. Ten kelner taktem wykazywał się jedynie w oficjalnych sytuacjach. Skoro zaś czart nie przyszedł oficjalnie, przyczyna dziwnego zachowania uszatego musiała być inna.
        - Ja do szefa, nie knajpy - warknął cicho bies.
        - Pan Balboette jest zajęty, proszę przyjść jutro - ponownie wyszeptał kelner, ale znacznie słabszym głosem, patrząc na diabła niepewnie. W tym czasie Dagon zastanawiał się, czy przypadkiem nie wejść do karczmy, by poznać tego nieznanego nikomu jegomościa, który zaczynał się czuć stanowczo zbyt pewnie. Nie wparował jednak do restauracji, a jedynie zmrużył niezadowolone oczy i spokojnym, cichym głosem zapowiedział - "Przyjdę jutro".
Elf wyraźnie odetchnął, a czart zawrócił biorąc Kimiko pod rękę.
        - Zmiana planów - odezwał się do dziewczyny prowadząc ich uliczką.
        - Jak chcesz, możesz wyskoczyć ze mną do Trytonii, na dzisiaj tylko to mi zostało - wytłumaczył bies. - A w międzyczasie może opowiesz mi coś więcej o tym smokołaku?
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się wesoło w odpowiedzi na podjętą decyzję. Widziała rozbawienie Dagona, gdy mówił o swoim przyjacielu, ale nie doszukiwała się w tym drugiego dna. Norda całkiem polubiła; na tyle, na ile mieli z nim styczność, chociaż zapewne wystrzegałaby się go w kontaktach bardziej oficjalnych. Nie przepadała za paserami, bo ci zawsze próbowali ugrać więcej niż im się należało, ale też nie oceniała nigdy nikogo tylko przez pryzmat jego profesji. Poza tym chyba lubiła obserwować Dagona w relacji z kimś mu bliższym, gdy zachowywał się zupełnie inaczej niż przez większość czasu. Jego kurtuazja i uśmiechy tworzyły o wiele lepszą iluzję niż skrywające czarcie atrybuty spinki, a Kimiko z właściwą sobie ciekawością obserwowała każde odstępstwo od diablej normy; w tym przypadku wyjątkową więź diabła z krasnoludem.
        Przyglądała się zrelaksowanemu Dagonowi z zadowoleniem i lekkim rozbawieniem. Nawet drinka musiała wypić niemal u niego na kolanach, bo chociaż sama przerzuciła przez niego nogi dla wygody, mężczyzna z łatwością zamknął ją w objęciu i chyba nie miał zamiaru tak łatwo wypuścić. Nie ustąpiło ono pod lekkim naporem, a bardziej się nie wyrywała, skoro i jej było przyjemnie. Powstrzymując więc śmiech napiła się szybko i oddała szkło. Pokiwała głową na odpowiedź Baja i znów, gdy cichym „uhm” zgodziła się go zaprowadzić i pokazać kram. Nie widziała w tym nic złego.

        Było piękne pogodne popołudnie, gdy spokojnym krokiem przemierzali ulice Nowej Aerii. Kimiko prowadziła jedynie krótkimi wskazówkami przy skrzyżowaniach dróg, idąc koło diabła i bujając z zadowoleniem ogonem. Korzystała nie tylko z przyjemnego spaceru w miłym jej towarzystwie, ale też nie ukrywała przed sobą, że była ciekawa czy Dagon w ogóle zobaczy to, co mu pokaże. Nie uprzedzała go, nie chciała by się sugerował; jedynie obserwowała go uważnie, gdy budynek zamajaczył w ciągu kamienic. Nawet nie wskazała go dłonią, co opisała krótko mówiąc, że to ten, po czym zerkała ukradkiem na Laufeya, który bystrym spojrzeniem bez problemu odnalazł sklep. „Budynek takim, jakim jest, może zobaczyć ktoś, kto był na granicy śmierci” – przypomniała sobie słowa Villaina, przyglądając się Dagonowi, zamiast kramowi, do którego go przyprowadziła. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na fasadę, ze zdziwieniem odkrywając, że jest zamknięty.
        - Hm, może gdzieś wyszedł na chwilę. – Wzruszyła ramionami i wznowiła spacer, tym razem pozwalając Laufeyowi prowadzić ich do Chrysantemy.
        Pieszo była tam bowiem tylko raz, a wtedy nie wiedziała nawet, w jakim jest mieście, wiec nie polegała specjalnie na swojej pamięci, nawet jeśli czasem zdawało jej się, że rozpoznaje drogę. Upewniła się w trasie dopiero, gdy mijali znajomego krawca i panterołaczka uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie swoją pierwszą wizytę tam. Miała wrażenie, że od tamtego czasu minęły całe wieki. Później zatrzymali się już przed znajomym wejściem, jednak dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się zasłoniętym roletom.
        - Zamknięte? – zapytała, zerkając na Dagona, który o dziwo zdawał się być tym faktem równie zaskoczony i mimo wszystko pchnął drzwi.
        Na widok znajomego kelnera dziewczynie wróciła nadzieja, ale jego mina szybko ją znów rozwiała. Jednak o ile złodziejka przyjęła wyjaśnienie gładko i ze wzruszeniem ramion, Laufey nie wyglądał na zadowolonego.
        - Może ma gościa – mruknęła cicho, obejmując zaoferowane ramię, gdy oddalali się już od restauracji. Nie zdawała sobie sprawy, jak blisko jest prawdy, ani że takowa wcale nie poprawiłaby humoru jej znajomego.
        Na zmianę planów uśmiechnęła się już dziarsko i skinęła głową. Przecież i tak żadne z nich nie było głodne, mogli zająć się czymś innym. A chociaż propozycja towarzyszenia czartowi do Trytonii(!) była niemałym zaskoczeniem, Kimiko szybko podłapała ofertę, nawet jeśli wiązała się z nią nieprzyjemna teleportacja – bo jak inaczej?
        - Chętnie. – Uśmiechnęła się, przechylając zaraz głowę w zamyśleniu, gdy poproszono ją o rozwinięcie tematu smokołaka. Nie wiedziała, ile ma czasu, nim Dagon ich „zniknie”, ani co dokładnie chciałby wiedzieć, ale mimo to zaczęła powoli.
        - To może być dziwne pytanie, ale… widziałeś w ogóle ten kram? – Zerknęła na niego z ciekawością. Może i wydawało jej się, że tak, ale wolała się upewnić, nim rozwinie temat. – Pytam, bo nie wszyscy go widzą. Na początku sądziłam, że to tylko moje wrażenie, jakaś paranoja. – Uśmiechnęła się niepewnie. - Ale Reed potwierdził. Ten smokołak – wyjaśniła, patrząc już przed siebie, gdy szli. – Rzucił jakąś iluzję i tylko niektórzy mogą zobaczyć sklep. Reszta widzi tylko spalony budynek. Pytałam o niego Zefir i Rohannę, obie mówiły o jakimś pożarze, ale nie wiem… ja widzę kram – mruknęła, zastanawiając się, jak bardzo rozwinąć temat.
        Nie wspomniała o kryterium, jakie trzeba spełnić, by przebić się przez złudzenie. To dużo mówiło o ludziach, w tym o niej i Laufeyu, poniekąd zdradzając ich tajemnice. Co prawda domyślała się, że Dagon może podejrzewać, w jakich okolicznościach powstała blizna na jej przedramieniu. Wiedział już o jej krwi, więc nietrudno było powiązać fakty. To wystarczyło złodziejce, by usprawiedliwić własne milczenie. Jej ciekawość zaś nie obejmowała aż takiego wtykania nosa w czyjeś prywatne sprawy; nie miała zamiaru próbować dowiedzieć się, co takiego musiał przejść czart, by balansować na tej cienkiej granicy między życiem i śmiercią. Wątpiła, by sam jej powiedział i to praktycznie zamykało temat, który wciąż jednak subtelnie zawisnął między nimi. Zamiast tego więc, mówiła dalej.
        - Jest trochę dziwny. Ale wie dużo o zielarstwie. Właściwie trafiłam tam przez przypadek, kupiłam parę rzeczy i tak wpadam czasem pogadać. – Wzruszyła ramionami, nie bardzo wiedząc, co jeszcze może (powinna) powiedzieć; zwyczajnie nie chciała zanudzać.
        - A ty co masz do załatwienia w Trytonii?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kram zamknięty w ciągu dnia budził niewielkie zdziwienia w związku z bezsensownym ograniczaniem zarobków przez właściciela, ale w żaden inny sposób nie zastanawiał. Dagon więc jedynie powtórzył w ślad za Kimiko - "Może wyszedł" - bez drążenia zgadzając się z dziewczyną.
        Niespiesznie przespacerowali się uliczkami, które wyglądały identycznie, by znaleźć się na alei znanej Kimiko z pierwszego dnia znajomości. Chwilę później byli pod Chryzantemą. Tu jednak znacznie trudniej było wymówić zamknięcie lokalu. Pytające spojrzenie brunetki, napotkało zmrużone oczy biesa, który na wypowiedziane wątpliwości odpowiedział bez zawahania zbliżając się do drzwi.
        - Niespotykany widok - mruknął cicho pod nosem, siląc się na jakąkolwiek odpowiedź jedynie z uwagi na dziewczynę. Kelner już nie miał tyle szczęścia co pantera i miał przyjemność widzieć w pełni niezadowolonego diabła, który nawet nie próbował udawać opanowanego. Elf przez moment szczerze obawiał się burdy i poważnie lękał się o swoje zdrowie, oddech łapiąc dopiero gdy wcale nie grzeczniej, ani nie łagodniej (ale sposób odpowiedzi był mniej istotny jak jej treść), Dagon zapowiedział swój powrót w inny dzień.
Wracając do Kimiko jedynie mruknął cicho, przytakując dziewczynie wraz z zaoferowanym ramieniem, swoich myśli jednak nie ujawniając.
        Gości krasnal mógł mieć, ale nie zamykałby knajpy, kelner spokojnie potrafił się wszystkim zająć. Bajer nigdy wcześniej nie pocałował klamki. Jeśli sama restauracja była nieczynna, zaproszono by ich na zaplecze. Jeżeli zaś sam Chrys faktycznie byłby tak zajęty, że nie mógłby spotkać się z Laufeyem, kazałby albo zaczekać, albo przekazałby informację, że w danej chwili nie może poświęcić mu czasu, ale nie traktowano by go jak całkowicie obcego. Nawet więc zachowanie kelnera było niecodzienne. Wszystkie składowe razem, zachęcały do głębszego zastanowienia się czego świadkami właśnie byli.

        Zamiast zniknąć, oddalali się spacerkiem. Pogoda faktycznie jak na jesień była wyjątkowo łagodna i aż zapraszała do przechadzek, ale nie to decydowało o diablich poczynaniach. Szedł by wstępnie ustalić plan na dzisiejsze popołudnie oraz by znaleźć dobre miejsce do zniknięcia.
        - Widziałem - odparł, a po złości prezentowanej elfowi nie było najmniejszego śladu. Została zepchnięta gdzieś na dno czarcich myśli by być spożytkowanym we właściwym czasie i chociaż rogata głowa cały czas podświadomie szukała możliwych przyczyn oraz prawdopodobnych konsekwencji coraz poważniejszych zawirowań w tak spokojnej wcześniej Aerii, zerkał na złodziejkę z tradycyjną sympatią i zadziornością.
Zamruczał przytakując gdy Kimiko rozwijała swoją wypowiedź i dzieliła się niepewnością związaną ze sklepem.
        - Budynek faktycznie spłonął ładnych parę lat temu. Zginęła cała rodzina pewnego jegomościa bawiącego się w, jak to brzydko się nazywa… przemyt. - Uśmiechnął się bezczelnie. - To był nieciekawy rok dla Aerii, kilka… - Znów zawiesił głos na moment, by użyć lepszego słowa niż gang. - Organizacji starało się uzyskać maksymalne wpływy. To był chyba jeden z efektów ubocznych. Od tamtej pory nikt nie palił się do odbudowy i ponownego zamieszkania kamienicy - wytłumaczył spokojnie.
W okolicy czuć było magią, więc słowa o złudzeniu tylko upewniły Bajera o jej obecności. Co więcej iluzja musiała być silna, skoro nie tylko utrzymywała się całą dobę, dzień po dniu, ale oszukiwała rzesze ludzi, ukazując się jedynie wybranym jednostkom, do tego kryjąc cały budynek. Albo to był bardzo silny artefakt, albo bardzo silne zaklęcie. Podobnej magii nie należało bagatelizować. Tylko jeszcze nie był pewien jak daleko posunąć się z pozostałymi wnioskami. Ukryty sklep, nieznany nikomu przybysz mącący w mniej jawnych interesach, zamknięta Chryzantema gdy zamknięty był również tajemniczy kram. Wiele potencjalnie niepowiązanych niespodzianek, ale miasto było wielkie, chociaż więc w zbiegi okoliczności Laufey nie wierzył, wstrzymał się jeszcze z pochopnymi wnioskami.
        W trakcie opowieści zapamiętał imię, które mogło trochę ułatwić sprawę. Zrobił się też czujniejszy słysząc o wypadach na pogaduszki. To już znacznie mogło namącić. Złodziejka wiedziała sporo i co gorsza coraz więcej, a smokołak znał się na ziołach i miał dostęp do silnej magii albo może nawet jej używał. To stanowiło poważne zagrożenie. Wtedy padło kolejne pytanie. Dagon wymknął ramię spod ręki dziewczyny, zamiennie ciasno obejmując ją w pasie i znikli. Nie chciał tłumaczyć się na ulicach Aerii gdy to już nie były jego ulice. Praktycznie nieprzerwanie wznowił spacer po bruki Trytonii, wciąż trzymając Kimiko blisko siebie, ale pozwalając jej w każdej chwili się wymknąć gdyby zechciała.
        - Pewien handlarz obawiał się problemów z celnikami. Wtedy zgłosił się do mnie, a ja obiecałem zapewnić pozytywny i bezbolesny przebieg kontroli - odpowiedział Dagon.
        - Jeśli zaś coś ma być zrobione dobrze, najlepiej dopilnować tego osobiście. Dzisiaj przypłynie statek, a ja wolę dopilnować by psy niepotrzebnie nie przetrzepały ładunku tegoż jegomościa - wyjaśnił, podczas gdy mijali kilka wozów, wokół których kręciła się grupa zabijaków. Najprawdopodobniej eskorta karawany. Co prawda to już nie była jego broszka, ale zerknął mimochodem na ludzi, oceniając ich bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności.
Potem znaleźli się w dokach, w samą porę by minąć pracujących na pełnych obrotach, wspomnianych wcześniej celników. Jeden z nich schodził właśnie z trapu niosąc plik papierów, odprowadzany skwaszonymi minami kapitana i kupca.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zamknięta restauracja zaprzątała głowę dziewczyny tylko dlatego, że wyraźnie zirytowała Dagona. Samą panterołaczkę zasłonięte rolety Chrysantemy niespecjalnie obeszły i Kimiko spoglądała tylko na Bajera co jakiś czas, uśmiechając się gdy w końcu zgubił tą poważną minę, spoglądając na nią z sympatycznym wyrazem twarzy. Skinęła głową, gdy czart potwierdził, że widział kram i kontynuowała opowiadanie, dopiero później zamieniając się w słuch, gdy tym razem Laufey wiedział nieco więcej.
        - Domyślam się, że pożar nie był wypadkiem – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Mając na względzie profesję mieszkańca kamienicy, pożar budynku i śmierć wszystkich w środku raczej nie stanowiła zwykłych strat w ludności cywilnej podczas zamieszek. Przenikliwość złodziejki wskazywała też na to, że doskonale wie, jakiego rodzaju organizacje Dagon miał na myśli i co najwyżej zastanawia się, jak blisko czart jest z nimi związany.
        - Byłeś tutaj wtedy, w Nowej Aerii? – zapytała lekko, a później widocznie zastanowiła się jeszcze nad czymś, zerkając na diabła. Chciała się odezwać, gdy jej spojrzenie padło na przyglądającego się im przechodnia i ostatecznie kontynuowała spacer, utrzymując milczenie nawet, gdy mężczyzna ich minął. Niektóre pytania wolała zadać, gdy będą sami w mieszkaniu, a przynajmniej nie na uczęszczanej ulicy.
        W międzyczasie temat przeskoczył na Trytonię, a po chwili oni sami również znaleźli się nagle w tym mieście. Nie spodziewająca się teleportacji złodziejka zesztywniała, gubiąc krok i rozejrzała w popłochu. Ogon smagnął niespokojnie powietrze za dziewczyną, gdy ta węszyła w powietrzu, atakowana wonią ryb, na zmianę wzbudzającą apetyt i zdecydowanie go pozbawiającą. Nie opuszczała ciasnego objęcia, na które Laufey zmienił zwykłe kulturalne prowadzenie pod ramię. Tak było jej przyjemniej i wygodniej, a chwilowo też zwyczajnie pomogło utrzymać równowagę.
        - Dagon, weź uprzedzaj… - mruknęła, biorąc głębszy oddech i przejeżdżając ręką po uszach, w sobie tylko znanym celu. Zaraz jednak zastrzygła nimi, gdy czart zaczął tłumaczyć, czego chyba nie chciał robić jeszcze w Aerii.
        - Załatwiasz takie rzeczy, hm? – zapytała, chociaż była to bardziej zaczepka, gdyż panterołaczka nie wyglądała, jakby oczekiwała odpowiedzi, rozglądając się ciekawsko wokoło.
        Nie licząc niewygód związanych z podróżą w przestrzeni, złodziejka nie wyglądała na specjalnie przejętą zmianą lokalizacji, a jeśli już, to pozytywnie podekscytowaną; chociaż na to mógł akurat wpływać zapach ryb, sądząc po nieustannie poruszających się płatkach nosa Kimiko. W każdym razie dziewczyna wędrowała spokojnie w objęciu Dagona, pozwalając się prowadzić i sprawiając wrażenie, jakby jej naprawdę wszędzie było wygodnie. Po części tak było, bo nawykła do włóczenia się po świecie złodziejka nie przywiązywała się specjalnie do żadnego miejsca, każde nowe witając z ciekawością podróżnika i nonszalancką swobodą włóczykija, który wszędzie czuje się jak u siebie.
        W jej głowie coraz bardziej klarowało się to, czym dokładnie zajmował się Laufey. I pewnie nie przesadzał, gdy mówił, że wszystkim. Im dłużej się znali, tym mniej pytań zadawała, a więcej słuchała. Bajer zaś coraz swobodniej dzielił się z nią informacjami, nie widziała więc potrzeby ciągnięcia go za język. Najwięcej dowiedziała się w Demarze, gdy jej odwalało w nów i była zbyt zajęta byciem szurniętą, by wykorzystać okazję i dalej drążyć temat. Pamiętała jednak, o czym Laufey mówił (nawet jeśli większość przypomniała sobie w kolejnych dniach) i teraz każda nowa informacja tylko uzupełniała obrazek.
        - Jak… hm… ważny jesteś? – zapytała nagle, nieco przyciszonym tonem, gdy mijali wozy otoczone grupą najemników.
        Kimiko uśmiechnęła się do siebie w myślach, gdy odruchowo oceniła mężczyzn, dochodząc do wniosku, że na taką karawanę nigdy by się nie porwali z Owenem. Sześciu ochroniarzy, siedmiu, to było najwięcej, na co by się odważyli, chyba że kupiec zwyczajnie próbował przyoszczędzić i zapłacił grupie nierozgarniętych mięśniaków, by po prostu towarzyszyli mu w podróży. Wtedy wystarczyło czasem posłać kilka bełtów w drewniane ściany powozu, by „ochroniarze” sami się rozpierzchli.
        Pytanie do Dagona było zaś dość ogólne, bo Kimiko chyba sama nie wiedziała, jak lepiej ubrać swoje myśli w słowa. Trochę wiedziała, trochę widziała i trochę podejrzewała. To jednak zamiast rezerwy wywoływało jedynie rozbawienie, gdy zastanawiała się, jak by zareagowała, gdyby wiedziała to wszystko, co wie teraz, pierwszego dnia, gdy się poznali i Bajer zaproponował jej biznes. Dobrze, że nie wiedziała.
        Przeszli w stronę doków, po chwili znajdując się niemal przy statku, wokół którego uwijała się grupa urzędników. Kimiko nieznacznie zmarszczyła brwi, wodząc spojrzeniem od kręcących się jak w ukropie celników, do wyraźnie niezadowolonych mężczyzn na statku; jeden wyglądał jak kapitan, drugi był ubrany po cywilnemu, w dość dobre materiały.
        - Ci nie wyglądają, jakby ich kontrola przebiegła bezboleśnie – mruknęła ostrożnie, nie wiedząc, czy to właśnie ludzie, którym Laufey obiecał pomoc, czy inni, którzy tego szczęścia nie mieli.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Spacerowe tempo narzucone przez czarta zupełnie nie sugerowałoby, że właśnie niezadowolony odszedł z kwitkiem z restauracji znajomego, czy też, że miał sprawy do dokończenia jeszcze tego samego dnia. Z boku przypominali parę zwykłych przechodniów rozmawiających o codziennych sprawach.
        Słysząc dziewczęce przypuszczenia Dagon uśmiechnął się półgębkiem i skinął głową. To zdecydowanie nie był wypadek. Nieszczęścia i tragedie chodziły po ludziach, ale temu pożarowi ktoś dopomógł. Zapewne pomocy też nie zabrakło gdy nikt nie opuścił płonącej kamienicy.
Z kolei podobna kryjówka mogła mieć dwa zastosowania, które przy okazji jednocześnie nie wykluczały się nawzajem. Był to jedyny nieużytek w tak ścisłym centrum i umożliwiał ekscentryczne skrycie kramu pod silną iluzją. Dla tych widzących sklep i pamiętających jego przeszłość, mogła też być wymownym komunikatem, zamierzonym lub nie. To zaś dopiero zamierzał zgłębić.
        - Kręciłem się wtedy w okolicy - przytaknął oszczędnie, ciekaw reakcji Kimiko oraz tego jakie wnioski wysnuje złodziejka. W samą zawieruchę nie był zamieszany, jak zwykle trzymając się na uboczu. Robiąc swoje interesy, jednocześnie nie sympatyzując z żadną ze stron i żadnej z nich nie udzielając wsparcia. Unikanie mieszania się w uliczne wojny zwykle było kluczem do przetrwania i prosperity. Tak jak teraz… Zerknął kątem oka na dziwnie zbyt zainteresowanego przechodnia.
        Strategia była dobra, lecz niepokój budziła wciąż nierozwiązana zagadka. Tajemnicza osoba, której tożsamości do tej pory nie poznał, cichutko drażniła diablą podświadomość zasiewając wątpliwości czy aby i teraz uda mu się przetrwać bez strat. Przecież oczy i uszy nigdy wcześniej go nie zawiodły. Czy był to tylko jeden z przypadków, w które nie wierzył, czy pierwszy znak, że po powrocie miał mniejszy wpływ na miasto niż do tej pory sądził. Tym bardziej lepiej by znikli nim ktoś usłyszy o słowo za wiele. Gdy tylko weszli w cień, a w zasięgu wzroku Laufeya nie dawało się nikogo wypatrzeć, przeniósł ich prosto do Trytonii.
        Podtrzymał niespotykanie potykającą się złodziejkę, idąc dalej jak gdyby nigdy nic. Teleportacja nie była przyjemna, ale piekielnik już dawno do niej przywykł, nie stresując się magicznym przenoszeniem bardziej niż przechodzeniem przez drzwi. I chociaż czart spotkał się z dąsem spowodowanym niespodzianką nieprzyjemną dla pantery, Kimiko pozostała przyjemnie zaplątana w jego ramię, już od jakiegoś czasu nie burząc się przed bliskością. Z tego powodu nie tylko dostrzegł, ale i poczuł napięcie złodziejki, jakby zgubiony rytm kroków u stworzenia tak zwinnego i pełnego gracji, nie był wystarczającym dowodem. Zarechotał cicho, na moment wzmacniając żartobliwie uścisk, jakby chciał poderwać brunetkę z ziemi.
        - Dobrze, będę uprzedzać, obiecuję - wymruczał nad panterzymi uszkami, potem przechodząc do zaległej odpowiedzi, szczerząc się szeroko na prowokację zmiennokształtnej.
        - Za właściwą opłatą załatwiam prawie wszystko - odpowiedział z typowa diablą bezczelnością. Podczas rozmowy niemal niezauważalnie rozglądał się po mijanych alejkach i dokach, w ciszy oceniając aktualną sytuację i stan uzgodnionych wcześniej przygotowań.
        - Ja, jak ważny jestem? - dopytał rozbawiony, nim wziął się za odpowiedź. - Wcale nie jestem ważny, ale znam trochę odpowiednich ludzi i umiem znajdować właściwe argumenty i ich używać - wyjaśnił konspiracyjnym szeptem udającym przyciszony koci ton, z nieniknącą nutką wesołości. Zupełnie jakby do dziewczyny dopiero docierało z kim się zadaje i w jakie kłopoty mogła wpaść czy może w jakie wpadła, zależnie z której strony spojrzeć.
        Błękit nieba powoli ogrzewały rdzawe pomarańcze i ulotne fiolety, nadając światłu połyskującemu na wyślizganych brukach barwy płynnego miodu. Złociste smugi pływały po zmurszałych dachówkach i odbijającemu się iskrami w spokojnych falach morza. Dodawały też złoceń skórze Kimiko, która cały czas szła obok i niczym w szlachetnych klejnotach odbijały się w szmaragdowych oczach kocicy, w które zerkał od czasu do czasu.
Szli nabrzeżem, trzymając się bliżej cienia i w wyraźnej odległości od morza. Minęli kilka zacumowanych statków, a przy ostatnim z nich mieli nawet okazję widzieć zakończenie kontroli celnej.
        - Faktycznie raczej nie mieli szczęścia - skomentował, bez większego poruszenia idąc dalej.
        - Trytonia to ciekawe miasto pełne możliwości, jeśli umie się z nich korzystać i przy tym bezpiecznie się po nim poruszać. Inaczej ukazuje się jako zawszona dziura - zakończył całkiem pogodnie, zbliżając się powoli do pustych miejsc oczekujących swoich statków. Na horyzoncie zaś powoli majaczyła fregata.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zdawkowa odpowiedź na niedbale sformułowane pytanie zdawała się panterołaczce wystarczyć, bo Kimiko tylko skinęła głową, zapatrzona gdzieś w uspokajająco jednolite oblicza mijanych kamienic. Jej mimika wcale nie kryła emocji dziewczyny; złodziejka zwyczajnie przyjęła wieści spokojnie, układając je sobie w głowie na swój sposób, wciąż pracując nad pełnym obrazem swojego towarzysza. Miała coraz więcej elementów tej układanki, mogąc obserwować powoli wyłaniający się z niej obraz, który chociaż wciąż miał w sobie sporo luk, raczej nie pozostawiał złudzeń, co do tego, jak zaprezentuje się w pełnej krasie. Chociaż tak naprawdę wątpiła, czy uda jej się go w ogóle ukończyć, dopasowując ostatni fragment. Nie tylko nie wiedziała, czy zabawi tutaj na tyle długo, ale też Laufey nie wyglądał na kogoś, kto zwykł ukazywać swoją ostatnią kartę, prędzej zachowując ją w tajemnicy i tylko podsycając ciekawość.
        Za to w Trytonii miała duży kłopot ze skupieniem. Najpierw zupełne niespodziewane przenosiny i próba rozeznania się w czasie i przestrzeni, później dobiegające zewsząd zapachy dorszów, tuńczyków, łososi, turbotów, makreli… wszystkie pachnące i śmierdzące na przemian, uparcie zmuszając nos złodziejki do marszczenia się, gdy próbowała zlokalizować źródła woni i rozdzielić je na te, które koniecznie musi odwiedzić od tych, od których należy trzymać się z daleka, a najlepiej rozwalić w pył stoisko kupca, który ośmiela się handlować nieświeżymi rybami. Hańba!
        A później mocniejszy chwyt, który na nowo spiął kocie mięśnie. Kimiko mruknęła niezadowolona, przez moment święcie przekonana, że znów znikną, i dała żartownisiowi kuksańca łokciem, rozluźniając się dopiero na mruczenie nad uszkami. Na widok szerokiego uśmiechu Dagona sama uśmiechnęła się pod nosem, prychając jeszcze z rozbawieniem i swobodnie już kontynuując spacer u boku diabła.
        Z lekko pochyloną głową, jakby patrzyła wciąż pod nogi, słuchała jak lekko odpowiadał na jej pytania. Z charakterystyczną dla niego arogancją niemal wprost przyznawał się do wszystkiego, co mu niemo zarzucała, a po niej oczywiście to spływało, bo niby dlaczego miałaby teraz zacząć się lękać bandyty z piekła rodem. Jakby wcześniej się nie domyślała… Zwyczajnie zdrowy rozsądek opuścił ją chyba gdzieś za altaną demarskiego ogrodu przy Jaskini i wciąż się gdzieś szlajał, pozostawiając złodziejkę bezbronną i podatną na pokusy wszechobecnych kłopotów, które aż prosiły się, by się w nie wpakować. Cóż… w porządku.
        Uniosła głowę, mrużąc nieznacznie oczy przed zachodzącym słońcem, które jednak wciąż śledziła zielonymi ślepiami, mrugając tylko leniwie, gdy nawet maksymalnie zwężone kocie źrenice drażnione były jasnym światłem. Ale widok był malowniczy; chyba jeszcze nigdy nie widziała zachodu słońca nad morzem – piękny.
        - Hm, z tego co widziałam to i ciebie znają – mruknęła, zerkając na niego kątem oka, karcącym spojrzeniem komentując drwinę. Całkiem śmieszną nawet, gdy ubraną w jej konspiracyjny szept. Wcale tak nie brzmi!
        - Skoro ludzie zwracają się do ciebie o pomoc, to musisz być ważny. A oni nieco zdesperowani swoją drogą, bez urazy – dodała szybko z psotnym uśmiechem, nim znów odwróciła spojrzenie na bezkresne morze i zmarszczyła lekko brwi. – Czy raczej niewiele osób wie dokładnie, kim jesteś?
        Kimiko nie spojrzała w tym momencie na Laufeya, ale uważnie słuchała, jak zawsze. Sama ciągle się zastanawiała, czy wciąż wie o nim za mało czy już za dużo i nie będzie to powoli stanowić problemu.
        Tylko momentami horyzont przecinały statki zbliżające się do portu i złodziejka nie mogła się temu napatrzeć. Dagon prowadził ich jednak z dala od wody i Kimiko nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu plączącego się po ustach, zupełnie bez powodu. Minęli pechowego handlarza i kapitana, swobodnie omijając zgiełk i kierując się do pustych doków.
        Parsknęła cicho śmiechem na niespodziewany komentarz pod adresem miasta i zatrzymała się z Bajerem, opierając o jego bok i zadzierając głowę, wsparła ją na ramieniu mężczyzny.
        - Co jeszcze może mi pan przewodnik opowiedzieć? – zapytała słodko, starając się zachować powagę i tylko śmiejące się oczy zdradzały rozbawienie dziewczyny. – Jakieś zabytki? Kościoły? Klejnoty koronne? – kpiła w najlepsze, wyraźnie dobrze się bawiąc. - Może jakiś targ? Zjadłabym rybkę – zamruczała, a szorstki język oblizał usta.
        Jak zwykle jednak długo na miejscu nie ustała i w końcu wymknęła się z diablich objęć, rozpoczynając niewinne kręcenie się wokół mężczyzny, wodząc wzrokiem za czymś interesującym. Ostatecznie celem panterołaczki okazał się poler, na który wskoczyła zwinnie, okręcając się na stopie z rozpostartymi ramionami i zadartą głową. Dopiero po chwili zatrzymała się, rozglądając niedbale, czy na pewno nikt nie będzie mógł ich podsłuchać i wznowiła rozmowę.
        - Dagon? Gdzie będzie ten bal z aukcją? Wiesz coś więcej?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon z uśmiechem przyglądał się panterołaczce, gdy ta komentowała jego odpowiedzi i płynęła we własne wnioski, początkowo w jedynej odpowiedzi pomrukując pod nosem. Do czasu aż wreszcie parsknął śmiechem. Dopiero wtedy odezwał się rozbawionym głosem.
        - Raczej niewiele osób wie kim jestem - potwierdził, odpowiadając słowami pytania. - Desperaci nawet nie mają pojęcia gdzie powinni szukać - mówił rozbawiony wyjątkowo trafnie dobranym określeniem, zupełnie nie uważając go za obraźliwe, przynajmniej nie wobec niego. - Ale jeśli jakimś cudem, po omacku trafią na odpowiednią osobę, kogoś bardziej świadomego od nich, on nimi pokieruje. Poleci ich komuś znajdującemu się wyżej na miejskiej drabinie, a on może niektórych z nich skieruje do mnie - rozwinął swoją odpowiedź.
Można by rzec, że w tym momencie Bajer był dość rozmowny, chociaż lubił utrzymywać tajemnice, teraz może wciąż nie udzielając żadnych konkretów tłumaczył sposób działania miasta, prowadząc ich dalej wzdłuż nabrzeża. Powód jak zawsze nie był jednoznaczny i jasny, czy bies mówił dlatego, że taka rozmowa karmiła jego próżność, czy może czart bawił się reakcjami Kimiko nie uważając podobnych odsłon za groźne.
        - Kieszonkowcy na pewno - odpowiedział znowu rozweselony piekielnik, zapytany o okoliczne atrakcje. Trytonia nie była najlepszym miastem na polowania. Bogaci byli tu raczej w mniejszości, nie dając zbyt wielu okazji wygłodniałym łowcom, a i o smakowitsze kąski było raczej ciężko. Typowe miasto tanich burdeli, niebezpiecznych karczm, jeszcze gorszych zaułków oraz rynsztoków i kręcących się między nimi wyrzutków.
        - Targ jest zaraz na górze - wskazał kamienną ścianę piętrzącą się po przeciwnej stronie bruku, jako przeciwne do morza ograniczenie doków. Do niej przytulone były schody pnące się w górę, w jej rogu. - Ale o tej porze już nikogo nie zastaniesz. A żarcie w jakiejkolwiek knajpie na jego obrzeżach i w całym mieście - zaraz uściślił drwiącym głosem. - Nie jest warte ryzyka. W tych tańszych jedyne co serwują świeże, to szczury na pewno nie ryby, a te bardziej luksusowe różnią się jedynie ceną - skomentował miejskie realia z pełnym cynizmem. - Jeżeli jednak pójdziesz wzdłuż nabrzeża, trafisz do biedniejszej i rzadziej uczęszczanej części, przeznaczonej dla znacznie mniejszych statków. Tam rybacy cumują swoje barki - zagaił tonem odpowiednio zmodulowanym dla przewodnika wycieczki. Potem spoważniał.
        - Jeszcze nic nie wiadomo i szybko się to nie zmieni. Ze względów bezpieczeństwa miejsce ogłoszą dopiero tydzień, może dwa przed aukcją - udzielił kolejnej odpowiedzi, tym razem istotnej dla ich wspólnych interesów.
        Zachodzące słońce w pełni skryło się za budynkami Trytonii. Po złotym blasku, dzięki któremu miasto wyglądało nawet malowniczo i w pewien sposób urzekająco, nie pozostał ślad. Cienie wydłużyły się kryjąc znaczną część doków w mrokach zapowiadających rządy chłodnej, jesiennej nocy. Zgasły ciepłe barwy nadające brukom i ścianom łagodności, pozostawiając jedynie lodowate szarości kamienia. Nawet morskie fale zdawały się rozbijać o falochrony z większą złością, tocząc pianę i szumiąc złowrogo, zupełnie jakby nawet morze porzuciło pozory na rzecz prawdziwego nocnego oblicza.
        Wśród rozsnuwających się ciemności powoli budziło się typowo nocne, miejskie życie. Dwunożne odpowiedniki leśnych łasic, lisów i szczurów powoli wypełzały na łowy ze swych nor wprost na uliczki i bruk doków. Na ciemnej i wzburzonej toni coraz lepiej było widać zarysy dwóch nadpływających statków, powodując niewielkie poruszenie wśród oczekujących ich pracowników portowych, które spłoszyło kilka podejrzanych cieni kręcących się w zaułkach.
        W końcu, jeden za drugim, dwa wielkie żaglowce handlowe ukazały się w pełnej krasie księżycowego światła, gdy po słońcu nie został najmniejszy promyk. Rzucono cumy, a dokowe osiłki ruszyły do pracy. Niedługo potem statki stały bezpiecznie na swoich miejscach. Opuszczono trapy, a kapitanowie pojawili się na pokładzie tuż przy nich.
        Dagon wycofał się w cień pod kamienną ścianą zupełnie ginąc w ciemnościach, gdy urzędnicy niczym rekiny wietrzące świeżą krew, ruszyli do swych obowiązków.
Bez wahania weszli na pokład Mizerykordii, gdzie powitał ich kapitan. Wymienili kilka krótkich zdań, przy czym celnicy zadawali pytania, na które oficer odpowiadał, najwyraźniej wyczerpująco, gdyż jego słowa spotykały się z poważnymi skinięciami głów kontrolerów.
Ledwie kontrola się zaczęła, a już było po wszystkim. Główny urzędnik zanotował coś w swoim kajeciku i razem z pomocnikiem opuścił statek. Gdy kapitan rozmawiał o czymś ze swoim bosmanem, a Mizerykordia czekała na rozładunek, rozpoczęła się kontrola drugiego ze statków.
Najwyraźniej szybko psujący się towar, który mógłby nie wytrzymać długotrwałej kontroli, był wystarczająco odporny by przeczekać do czasu aż port opustoszeje.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pozostałe wyjaśnienia przyjmowała już w milczeniu, raz na jakiś czas przytakując skinieniem, by dać znać, że słucha i rozumie. Czasem na jej ustach pojawiał się lekki uśmiech, gdy wyłapywała rozbawienie w głosie czarta i wtedy zerkała na niego ukradkiem, później znów wracając spojrzeniem do otoczenia. Kilka szczebli ponad ludźmi, do których zwracają się inni o pomoc, a ten powie, że nie jest ważny. Ciekawe w takim razie kto jest… Nie drążyła jednak bardziej, przyjmując uzyskane informacje do wiadomości, ciągle ucząc się czegoś nowego.
        Chociażby tego, że Trytonia to podła dziura, niemająca zupełnie nic do zaoferowania. Zielone ślepia błysnęły wesołością, gdy złodziejka usłyszała o kieszonkowcach, a później wspięły się po murze, zamykającym dok i rozpoczynającym nowy poziom miasta. Bluszcz piął się po cegłach, a przyklejone doń schodki wyglądały, jakby trzymały się ich na słowo honoru.
        - Może zwyczajnie jesteś wybredny? – podsumowała diable wywody ze złośliwym uśmieszkiem, zerkając krótko na Bajera. - Ale raczej obejdę się smakiem – westchnęła, w komentarzu dla opowieści zupełnie odbierającej apetyt. Informację o aukcji skwitowała tylko cichym pomrukiem.
        Chociaż z doświadczenia wiedziała, że nawet w najpodlejszych dzielnicach miasta można znaleźć dobre jedzenie, nie dyskutowała. Dagon jadał na tyle rzadko i w takich miejscach, że zwyczajnie mieliby problem znaleźć w tej kwestii wspólny język. Kimiko wiedziała bowiem, że jeść muszą wszyscy (a przynajmniej wszyscy ludzie i podobni), więc wszędzie można znaleźć to jedno miejsce, z którego nie wyjdzie się głodnym ani rozczarowanym. Trzeba tylko umieć je znaleźć. Czasem przy okazji można się naciąć, ale jej się to nie zdarzało - nos jej nigdy nie zawodził i bez problemu potrafiła odnaleźć tę jedną perełkę, nawet w takiej „zawszonej dziurze”. I wcale nie musi być to bogata restauracja w centrum miasta, a właśnie mała knajpka w jakiejś piwnicy czy niepozorna gospoda. To właśnie biedniejsza część wybrzeża i skromni rybacy wróżyli świeży połów, wypływając częściej w morze niż większe jednostki. Jednak nawet panterołaczka zdawała sobie sprawę, że nie jest to czas na polowanie na obiad, zwłaszcza że naprawdę wcale nie była głodna, co zwyczajnie połasiłaby się na rybę z łakomstwa. Z braku laku mogła jednak poczekać do innej okazji. A w przyszłości może odwiedzić inne portowe miasto?
        Kimiko kręciła się na pachole, specjalnie chyba i dla rozrywki, balansując na krawędzi polerowanego metalu, by później musieć łapać równowagę w nieodłącznym towarzystwie tańczącego za nią czarnego ogona. Chociaż złodziejka zdawała się bawić beztrosko, wciąż odruchowo badała wzrokiem okolicę. W ciemności kocie oczy rozbłysły na stałe ostrym blaskiem, odbijając światło księżyca i okolicznych latarni oliwnych, gdy panterołaczka rozglądała się czujnie. Uszy poruszały się widocznie, za każdym razem gdy morska fala rozbijała się o skały lub brzeg, a kolczyki połyskiwały w ciemnej sierści. Dziewczyna widziała kręcących się w okolicy typków, lecz nie wyglądała na specjalnie przejętą, pewna siebie lub zwyczajnie oswojona z szemranym towarzystwem.
        Statki zbliżyły się na tyle, by można było rozróżnić kręcące się po pokładzie cienie członków załogi. Kimiko zerknęła na Dagona, słysząc jego kroki, gdy ten oddalał się w przeciwną stronę i zeskoczyła z poleru, bezgłośnie dołączając do czarta. Oparła się o mur, opuszczając lekko wzrok, świadoma tego, że błyszczące ślepia nocnego drapieżcy momentalnie zdradzą jej obecność każdemu z kim nieopatrznie nawiąże kontakt wzrokowy. Na proces kontroli spoglądała jedynie kątem oka i nasłuchiwała, po krótkim czasie już w znudzeniu bujając ogonem.
        - Co oni właściwie przewożą, że nie chcą, by celnicy włazili im na statek? Nie wystarczyło dać któremuś w łapę? – mruknęła cicho w stronę Laufeya.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Złośliwość Kimiko powitał bezczelnym wyrazem twarzy, zupełnie niewzruszony kocim przytykiem.
        - Oczywiście, że jestem wybredny - odparł czart, jakby to była zupełnie niekwestionowana prawda, przyglądając się uważnie zmiennokształtnej. Szybko jednak stracił z widoku zielone kocie oczyska, które tylko na krótko zerknęły w jego stronę, by wrócić do otoczenia. O dziwo mimo przytyków, pantera zrezygnowała z kolacji w Trytonii, chociaż nie sądził by uczyniła to wiara w jego słowa. Kimiko prędzej wyglądała na stworzenie, które dla zasady postępowało odmiennie niż słuchało czyichkolwiek rad. Mimo to jednak została z nim.
        Wieczór był raczej monotonny. Opierał się głównie na biernym dopilnowaniu finiszu interesów, więc diabeł z przyjemnością korzystał z możliwości ubarwienia mu oczekiwania na zakończenie, które interesowało go jedynie ze względu na umówiony zysk. Samo zobowiązanie ani nie było szczególnie emocjonujące, ani nie stanowiło wielkiego wyzwania, jedyne czego wymagało to skrupulatnego postępowania wedle standardów i ostrożności. Zwykły biznes, jak wiele innych. Gdy więc mógł, umilał sobie go obserwowaniem kotki. Złodziejka właśnie z gracją balansowała na pachole, przecząc wszelkim prawom fizyki. Podziwiałby popis dłużej, gdyby nie zbliżający się żaglowiec. Wycofał się w cień, w pewnym sensie zostawiając dziewczynie wolną rękę, a sobie szansę dłuższego obserwowania jej poczynań. Gdy więc Kimiko zeskoczyła ze słupka, podążał wzrokiem za zgrabną sylwetką do czasu aż ta zatopiła się w ciemnościach w ślad za nim.
        Dagon stał bez ruchu przyzwyczajony do podobnego oczekiwania, ale panterołaczka szybko zaczęła wykazywać oznaki znudzenia. Cóż, ten wieczór naprawdę nie był zbyt emocjonujący, ale rzadko kiedy praca zapierała dech i fascynowała. Zazwyczaj oparta była na mniej lub bardziej nudnych obowiązkach, tak jak dzisiaj. Wyciągnął rękę i odgarnął czarne włosy, jednocześnie głaszcząc kocie uszko, oczywiście, że dla umilenia dziewczynie czasu, nie zabicia własnej nudy.
        - Zazwyczaj wystarcza - odezwał się ochrypłym szeptem, który usłyszeć mogła jedynie znajdująca się blisko pantera, podczas gdy dwa kroki dalej niknął zagłuszany szumem fal.
        - Ale klient nie chciał ryzykować, gdyby zwyciężyła większa pazerność i celnicy postanowiliby złamać niepisaną umowę. Z tego co kupiec mówił, to przewozi ludzi - bez emocji wyjaśnił bies.
        Urzędnicy właśnie zawitali na pokład drugiego ze statków zacumowanych w podobnej chwili. Już przy samym wejściu na pokład powitał ich kapitan, wyraźnie rozpoczynając pertraktacje. Rozmowy trwały sporo dłużej niż w przypadku Mizerykordii, ale celnicy nie zeszli pod pokład. Podczas dyskusji oczywiście intensywnie notowali węgielkami w swoich kajetach sobie tylko znane informacje. Wreszcie skórzane oprawy zostały zamknięte, a ledwie dostrzegalne zawiniątko wielkości sporego mieszka, zgrabnym ruchem znalazło się w dłoni jednego z celników. Zupełnie jakby właśnie zastosowano się do kociej sugestii.
        Tą kontrolą urzędnicy zakończyli pracę na dzisiejszy wieczór i mijając skrytych Kimiko i Dagona, opuścili doki. Oliwne lampy właśnie dogasały jedna po drugiej, z cichutkim sykiem ogłaszając brak paliwa. Port opuszczali też stali pracownicy. Marynarze z sąsiednich statków schodzili z pokładu i powoli, niewielkimi grupkami ruszali na miasto.
Zapanowała cisza, którą przełamywał jedynie szum oceanu, skrzypienie desek i trzeszczenie lin więżących żaglowce. To był moment, w którym ruszyły się osiłki pilnujące przyszłej karawany. Ujawniła się też załoga Mizerykordii.
Niedługo później zaczęli się pojawiać pierwsi niewolnicy. Byli różnych ras i narodowości, różnili się ubiorem, posturą i sposobem poruszania się, ale każdy jak jeden był skuty ze swoim współwięźniem. Prowadzano ich parami i odprowadzano wprost do wozów. Nawet nie było zamieszania, wszystko działo się sprawnie, jakby zostało zaplanowane i zgrane przez jakiegoś nieznanego, głównego reżysera sztuki teatralnej, którą właśnie wystawiano, lub jakby nie działo się pierwszy raz, a załoga była doskonale obeznana z realizowanym zadaniem.
        - Tym samym skończyłem - oznajmił Laufey, spoglądając na Kimiko. - Jakieś życzenia? - zapytał szykując się do powrotu do Aerii lub rozważenia spełnienia kociej zachcianki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Potwierdzenie przez Laufeya, podszytej lekką złośliwością uwagi, panterołaczka skomentowała cichym śmiechem, kręcąc nieznacznie głową. Co za arogant. Oczywiście, że był świadomy wytkniętej cechy, ale też najwyraźniej niemalże z niej dumny. To już któraś z kolei uszczypliwa uwaga pod jego adresem, a on każdą zdawał się traktować jak szczery komplement, co za dziwny facet. Absolutnie nie chciała mu sprawić przykrości, ale ludzie odruchowo chyba zastanawiają się nad zasadnością czyjejś zaczepki, a ten tylko pierś wypina z zadowoleniem. Chociaż tyle razy widziała ten bezczelny uśmiech, wciąż ją zaskakiwał, gdy swoją pewnością siebie mógłby obdarować pół miasta i jeszcze by zostało. W sumie to też był jakiś sposób na radzenie sobie z życiem.
        Podążyła za czartem, skryć się w cieniu muru, by nie zwracać na siebie większej uwagi niż było to konieczne, ostatecznie niemal ginąć w ciemnościach, gdy udało jej się skryć błyszczące ślepia. Do czekania nawykła, musiała mieć w tym jednak jakiś własny interes. Była złodziejem i rabusiem, bezczynne trwanie w kryjówce, czekając na odpowiedni moment było jej aż nadto znajome. Tu jednak nawet nie wiedziała na co czeka, jak długo, ani jakie będą tego konsekwencje, więc zwyczajnie zabijała czas, umiejąc się zająć nawet własnym ogonem. Jego końcówka bujała się teraz sprężyście przy nogach dziewczyny, śledzona bez jednego mrugnięcia kocich ślepi.
        Kimiko drgnęła dopiero czując dotyk na głowie. Zerknęła na Laufeya kątem oka, po chwili przymykając lekko ślepia i uśmiechając się pod nosem, gdy diabeł zaczął głaskać ją po uchu. Dosłownie ugryzła się w język, by nie prychnąć kolejną złośliwością, że jak będzie wyjeżdżała to chyba mu kupi kota. Powstrzymała się jednak, walcząc z cynizmem i podejrzliwością, zwyczajnie przyjmując niewymuszoną pieszczotę. Gest był przecież przyjemny, a poczucie protekcjonalnego traktowania drapieżnika jak domowego zwierzątka świadomie od siebie odsunęła, nie chcąc popadać w paranoję.
        Skupiła się więc na rozmowie, skinąwszy głową raz i drugi. Nie dała po sobie poznać, jakie wrażenie wywoła na niej informacja o handlu ludźmi, chociaż znając Kimiko nawet tylko przez te dwa tygodnie („losie, trzyma się z nim już tyle czasu?!”), Laufey pewnie domyślił się, jakie ma zdanie na ten temat. Wolność była dla niej tak samo ważna jak oddychanie i jeśli ktoś próbowałby ją jej pozbawić… O nic nie walczyłaby zacieklej, to pewne. Poza przypuszczeniami jednak złodziejka nie dała czartowi innych wskazówek, całkiem nieźle pilnując się przed okazaniem pogardy i wstrętu dla podobnych praktyk. Te widoczne były tylko w zielonych oczach, utkwionych teraz na wymalowanej nazwie statku.
        Po chwili jednak obserwowała już uważnie rozmowy celników z kapitanem, uważnym spojrzeniem śledząc przekazywaną sakiewkę, a później pustoszejący powoli dok. Jak można było się domyślać, rozładunek rozpoczął się dopiero, gdy z zasięgu wzroku zniknęli ostatni maruderzy. Diabeł i pantera wciąż pozostawali niewidoczni w mroku i nikt nawet nie spoglądał w ich stronę, a po chwili na pokładzie pojawili się pierwsi niewolnicy. Kimiko nadal pilnowała się, by nie pozwolić ramionom czy uszom opaść, spoglądając, jak kolejne osoby skute ze sobą w pary maszerowały rzędami po trapie na ląd i prosto do podstawionych wozów, tych samych, które mijali w drodze tutaj. Popieprzony świat.
        Oczywiście, że musieli być tam też zmiennokształtni. Mrok mógł sobie skrywać wszystko do woli, panterołaczka doskonale widziała lisie i, o zgrozo, kocie ogony, podkulone, ściśle przylegając do chudych nóg młodych dziewczyn. Gdy poczuła, że serce jej się ściska, a zęby zaciska już tak mocno, że aż bolą, zmusiła się do spokojnego oddechu i rozluźnienia, po czym odwróciła plecami do piekielnego teatru, a prosto w stronę diabła.
        - Tylko takie, które zaciągnęłyby za duże zobowiązanie po mojej stronie. – Uśmiechnęła się nieznacznie, z lekko jeszcze gorzką nutą. Wyraźnie jednak wymuszała u siebie otrząśnięcie się z nieprzyjemnego nastroju. – Wracajmy.
        Musiała się stąd wynieść, a nawet nie mogła zwyczajnie ruszyć biegiem, bo biegłaby do usranej śmierci. Uzależniona więc była od Dagona, jeśli chciała wrócić do Aerii po swoje rzeczy. Co do niewolników... Nie mogła im pomóc, więc zwyczajnie miała zamiar o tym zapomnieć. A dokładniej – upić się dzisiaj, jak tylko skutecznie jej się uda. Co za paskudny dzień. Nawet jeść jej się znów odechciało. Nie polubi Trytonii jednak.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Laufey ani nie był przeciwny handlowi rozumnymi stworzeniami, ani go nie popierał, było mu to zwyczajnie obojętne jak wiele innych kwestii. Najbardziej przeciw zazwyczaj były osoby najbliższe potencjalnym ofiarom. Takie, które nie tylko potrafiły utożsamić się z losem nieszczęśników, współczując im, ale też mogły paść ofiarą tego niecnego procederu. Po przeciwnej stronie zawsze stała szlachta, bogacze i handlarze. Jednym słowem ci, którzy zyskiwali na istnieniu niewolnictwa. Handlarze zarabiali na cudzym nieszczęściu. Burżujstwo wykorzystywało pozbawionych wolności do własnych celów i zachcianek. Jedni i drudzy żyli beztrosko, nigdy nawet w koszmarach nie obawiając się, że los kiedyś może się odwrócić. A mógł, znacznie łatwiej niż można było przypuszczać. Wystarczył jeden dług za dużo, jedna nierozsądna umowa, jeden biznes, który z jakiegoś powodu nie wypalił i przyniósł straty inwestorowi. To wszystko w przypadku kast żyjących ponad stan czy kupców zawsze ponoszących ryzyko podczas inwestycji, mogło odwrócić się błyskawicznie, przez jedno zrządzenie losu. Czart coś o tym wiedział. Bezpośrednio w handlu nie uczestniczył, ale zdarzało mu się spieniężyć osobę dłużnika, gdy ten był niewypłacalny. Nie wzbraniał się też gdy nadarzyła się okazja zarobku i jeśli nie widział racjonalnych przeszkód, wykorzystywał ją bez wyrzutów sumienia.
Czemu jednak zabrał ze sobą Kimiko, domyślając się jakie zdanie na temat niewolnictwa miała zmiennokształtna? Mogła być to zwyczajna gierka, jedna z wielu, w którą Bajer grał dla własnej przyjemności by testować i obserwować reakcje innych. Równie dobrze, może z nieznanych pobudek, bo przecież nie kierowany sumieniem, piekielnik zdecydował się w ramach ostrzeżenia przypomnieć panterze z kim się zadawała.

        Złodziejka dzielnie ukrywała swoje emocje. Po biesie również nie było widać nic ponad wcześniejsze samozadowolenie i aktualne lekkie znudzenie. Wzrok czarta zbystrzał jedynie na moment rozmowy z dziewczyną.
        - Teraz to mnie zaciekawiłaś - odezwał się, podchodząc do brunetki, ale nie drążył skłaniając się ku jej chęci powrotu. Otoczył jej plecy ramieniem i skinął krótko głową.
        - Przygotuj się - szepnął łagodnie, o dziwo bez drwiny i żartów, wręcz troskliwie, nim zniknęli. Zjawili się bezpośrednio w barze, zupełnie jakby Bajer czytał w myślach Kimiko. Po prawdzie sam też chciał się napić. Musiał przemyśleć parę spraw, a najlepiej myślało się nad whisky, paląc dobre cygaro.
        Panował późny wieczór, więc bar był pełen ludzi. Wesoły gwar szumiał we wnętrzu oświetlonym ciepłym, przytłumionym światłem. Kelner uwijał się za ladą serwując drinki siedzącym przy nim gościom, drugi z mężczyzn wędrował z tacą po wnętrzu, roznosząc zamówiony alkohol i zbierając puste szklanki. O dziwo nikt nie grał na fortepianie, który stał osamotniony w półcieniu.
        - To co to za prośba? - zapytał, wypuszczając dziewczynę z objęć. - Może warto najpierw poznać cenę nim zrezygnuje się z przysługi. - Idąc powoli w głąb baru, kontynuował nawet nie tyle drażniąc się z panterą, a bardziej jakby próbował swobodnie zachęcić dziewczynę do rozmowy.
        Zamiast jednak udać się do lady albo stolika, Dagon poprowadził ich do instrumentu. Złapał jedno z wolnych krzeseł stojących nieopodal i postawił obok instrumentu i pufy dla muzyka, chociaż fotel do gry był dość szeroki, by usiadły na nim dwie osoby. Lekkim ruchem rzucił kapelusz na czarne, lakierowane drewno. Przez chwilę rozmowy przy okolicznych stolikach ucichły, a goście spojrzeli zaciekawieni w stronę diabła. Ten jednak potraktował fortepian jak stolik, jedynie rozsiadając się wygodnie. Zawiedzeni brakiem muzycznej rozrywki, wrócili do swoich rozmów.
Zaraz zjawił się kelner pytając Kimiko czego sobie życzy i gdzie będzie chciała usiąść. Potem dopiero podszedł do czarta podając mu popielniczkę i whisky, nawet nie pytając wcześniej czego ten sobie życzył.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się lekko, widząc nagłe zainteresowanie czarta, jednak nie wyjaśniła nic więcej. Zamiast tego podeszła bliżej, przygotowując się do teleportacji, czyli przytulając się do Dagona, skryła twarz w jego marynarce, wsuwając też pod nią dłonie i obejmując biesa w talii. Zacisnęła oczy i wstrzymała oddech, wypuszczając powietrze powoli, dopiero gdy usłyszała wokół gwar rozmów i śmiechów oraz brzęk szkła. Wówczas od razu podniosła głowę i odsunęła się, rozglądając czujnie.
        Byli znowu w kamienicy Laufeya. Ten o dziwo poprowadził ją do baru, przeciwko czemu panterołaczka zupełnie nie protestowała. Musiała się napić, a tutaj przynajmniej dostanie swoją tequilę. Ostatnim razem nie chciano od niej zapłaty za drinka, więc diabla gościnność rozciągała się chyba również na ten lokal, co w sumie miało sens, skoro i tak należał do niego (i raczej nietrudno się domyślić skąd brała się butelka whisky w mieszkaniu). To zaś wciąż przychodziło jej z trudem – pojąć, że można posiadać aż tak wiele. Zazwyczaj okradała takich ludzi, nie towarzyszyła im.
        Uśmiechnęła się znów, tym razem nieco zaczepnie, gdy usłyszała, że Bajer wrócił do tematu przysługi. Gdyby wiedział o co chodzi, raczej by tak nie drążył, ale nie spieszyło jej się do wyjaśnień. Zerknęła na diabła z ukosa, pozwalając prowadzić się przez bar, początkowo w odpowiedzi jedynie wzruszając ramionami.
        - Czasem tak – odparła w końcu, gdy Laufey rozwinął pytanie. – Czasem jednak lepiej nie zdradzać się komuś z własnymi pragnieniami, jeśli i tak nie można ich zrealizować, jak w tym wypadku. Jak mówiłam, wątpię bym chciała płacić tak wysoką cenę, jaka pewnie by mnie za to kosztowała, o ile w ogóle byłoby to wykonalne – uśmiechnęła się, znów zerkając krótko na diabła, nim zastanawiając się nad czymś z łobuzerską miną, spojrzeniem wróciła już do sali.
        Kolejną niespodzianką było to, że Dagon minął kilka wolnych stolików, nie kierując się jednak w stronę baru, a na podest z fortepianem. Złodziejka nie protestowała tylko dlatego, że zwyczajnie chciała uniknąć dyskusji na stopniach, aczkolwiek zasiadanie przy fortepianie było co najmniej dziwne, nie mówiąc już o traktowaniu instrumentu jak stolika. O dziwo przypomniała jej się sytuacja z wizyty w Chrysantemie, gdzie bies mało nie zgasił niedopałka na pięknym lakierowanym blacie stołu, ku przerażeniu Chrysa. Kimiko pozwoliła sobie więc na wnioski, że czart nie tyle rzeczy nie szanuje, co chyba weszło mu w nawyk udowadnianie, że wszystko mu wolno.
        Były to jednak tylko luźne myśli, którymi zajmowała umysł podążając bez protestu za Dagonem. Usiadła na podstawionym krześle, mimo obszerności pufy, na której usadowił się diabeł, zakładając, że gdyby chciał, by do niego dołączyła, nie taszczyłby tu innego mebla. Usiadła oczywiście na swój koci sposób, ogólnie uznając zwykłe krzesła jako diabelnie niewygodne, wiec teraz bezczelnie odwróciła sobie mebel, siadając na nim okrakiem i opierając przedramiona na oparciu, a na nich składając brodę. Ogon bujał się za nią swobodnie, przypadkiem ocierając czasem o polerowane nogi fortepianu czy krzesła. Teraz też przynajmniej lepiej widziała Laufeya, gdy rozpierał się na swoim siedzeniu, rzucając niedbale kapelusz na instrument.
        Kątem oka zerknęła na cichnącą salę i wyczekujące spojrzenia gości, a po chwili przeniosła bystre spojrzenie na Laufeya.
        - Często tu grywasz? – zapytała spokojnie, nawet nie tyle strzelając na ślepo, co zwyczajnie szybko łącząc fakty. Ryzyko pomyłki istniało, ale raczej niewielkie, więc po prostu oszczędziła sobie czas. Zaraz też przeniosła uwagę na kelnera, zamawiając tequilę, którą można również donieść tutaj. Skoro już dostała krzesło to posiedzi.
        - Ale skoro pytałeś o przysługi… - zaczęła niewinnie, spoglądając z uśmiechem na Dagona i przechylając lekko głowę. – Może miałabym inną. Na tym całym balu, na którym będzie aukcja, mam zamiar się dobrze bawić, skoro nie będę w pracy ani nawet na łowach. Moja pierwsza prawdziwa impreza, jako ja, nie pod przykrywką. – Wyszczerzyła kiełki w uśmiechu. – Więc… może nauczyłbyś mnie tańczyć? Jeśli to nie problem.
        Spoglądała na niego ze swojego miejsca, raczej ze spokojem czekając na odpowiedź i nie wyglądając na zawstydzoną swoją prośbą. Ruszać się umiała, ale potrzebowała konkretnych kroków, bo na tej aukcji będą na pewno tylko takie sztywniackie tańce. Oczywiście te też jej się nawet podobały, tylko trudno dobrze się bawić, gdy cały czas pilnuje się stóp, by kogoś nie podeptać. Poza tym nie zawsze musi trafić na dobrego tancerza, a nie chciała też uzależniać swojej dobrej zabawy od odpowiedniego prowadzenia. To, że taka umiejętność może się jeszcze później przydać było osobną sprawą. Łatwiej będzie udawać kogoś dobrze sytuowanego, gdy zna się tańce preferowane na takich balach. I może zacznie częściej zakradać się na takie imprezy? Normalnie przyjemne z pożytecznym, dlaczego by nie skorzystać? Potrzebowała tylko niewielkiej pomocy, a gdzie indziej takowej szukać, jak nie u tego, który pierwszy podstępem wciągnął ją na parkiet?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Biesowi ciężko było przewidzieć czy dziewczyna będzie chciała wrócić do mieszkania, ruszyć na miasto czy może towarzyszyć mu w barze. Mimo spędzonych razem dni, wciąż stanowiła dla niego większą niewiadomą niż ktokolwiek gotów byłby założyć. Pobyt w Demarze opierał się na interesach. Musiała trzymać się przy tym by nie zniszczyli swojej przykrywki, gdyby ktoś rozpoznał kocicę włóczącą się samotnie po ulicach. Zresztą Lufey nie ufał jej na tyle by pozostawić bez kontroli. To znacznie modyfikowało sposób działania obojga.
Teraz sytuacja się trochę odwróciła - to bardziej panterze zależało na pilnowaniu swojej przyszłej wypłaty, a czart się dobrze bawił z towarzystwem, jednocześnie cały czas jeszcze poznając lokatorkę. I chociaż co jakiś czas niepokoił się możliwymi skutkami nietypowej znajomości, wciąż były to jedynie krótkie przebłyski ostrożności a jeszcze nie obaw.
Kimiko jednak zamiast ruszać gdzieś na posiłek czy szukać innej rozrywki, pozostała z nim, mimo z pewnością niezbyt dla niej przyjemnej wyprawy do Trytonii.
        - Też prawda. - Uśmiechnął się szelmowsko słysząc stwierdzenie o nie zdradzaniu swoich pragnień, gdy prowadził ich przez wnętrze baru. Zaraz potem uśmiech czarta poszerzył się bezczelnie, a Dagon zerknął na psotną złodziejkę.
        - Mimo że cały czas się przeciw temu buntujesz, umiesz kusić. Naprawdę musiałaś dodawać, że wątpisz w wykonalność przysługi? - zapytał ochryple, podstawiając dziewczynie krzesło. Nieświadomość nie dręczyła jakoś szczególnie, co zwyczajnie ciekawiła czarta. Mógł mieć swoje przypuszczenia, te jednak pozostawały niesprawdzone póki Kimiko ich nie potwierdziła bądź zanegowała. Ponad to bies brał pod uwagę możliwość planowej manipulacji kotki. Chwilowo więc bardziej droczył się z kotem, niż faktycznie dał się podpuścić, gdy na obecnym etapie znajomości potrafił docenić ewentualne próby i potraktować je żartobliwie, zamiast stanąć okoniem.
        Co prawda bez problemu zmieściliby się oboje na pufie do gry, ale dał zmiennokształtnej trochę swobody, przyglądając się powabnemu stworzeniu. Kimiko zaś chyba cały czas nie do końca pewna gruntu, stąpała wyjątkowo ostrożnie nie szalejąc tak z prośbami jak i z pytaniami. Usiadł, bokiem opierając się na instrumencie i zapatrzył się na sadowiącą się kocicę.
        - Niespecjalnie. Czasami zabijam w ten sposób czas. - Dagon oparł łokieć na lakierowanym drewnie, sięgając po podaną przez kelnera whisky i przechylił głowę niczym lustrzane odbicie gestu Kimiko. Od pierwszego słowa zaciekawił się na nowo, czym teraz dziewczyna go zaskoczy i w co zechce go wmanewrować. Słuchał uważnie, z uśmieszkiem plączącym się gdzieś w kącie ust, gdy ciemne oczy nie tylko przyglądały się twarzy złodziejki, ale błądziły po zwinnej sylwetce i bujającym się powoli ogonie. Oczywiście nie został zawiedziony i takiej prośby zupełnie się nie spodziewał.
        - Ależ ty umiesz tańczyć, tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Ale zaraz przestał bajerować i uśmiechnął się łagodniej. - Żaden problem, mistrzem nie jestem, ale pokażę ci podstawy - odpowiedział swobodnie.
        - Ale nie tutaj, a przynajmniej może poczekajmy z drugą lekcją aż nie będzie tak licznej widowni - zaproponował, biorąc kolejny łyk bursztynowego alkoholu. Wzrok obecnych nie przeszkadzał diabłu w najmniejszym stopniu. Nie było przesadą stwierdzenie, że widownia nigdy nie krępowała czarta. W tym wypadku jednak była zbędna. Taniec mógł być przyjemny i zabawny, a większość kobiet traktowała go jako coś szczególnego, czasem była to wręcz najskuteczniejsza droga do niewieściego serca. Tym bardziej lekcje mogły być miłym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Właśnie dlatego nie chciał psuć intymnych chwile spojrzeniami zgromadzonej hołoty. Do tego jeśli chciał te lekcje potraktować z minimalna powagą, to nie mogły wyglądać jak prosty podryw pierwszego dnia w Jaskini. Kroki walca były proste do bólu. Jeżeli chciał pokazać dziewczynie inne dworskie tańce, powinien się skupić nie tylko na zademonstrowaniu kroków ale i bazowej melodii. Przecież na balu nikt nie będzie wymieniał nazwy tańca, prośbę na parkiet zaczynając od słów "a teraz przygotuj się do tańczenia..." To zaś przeciwnie do pierwszego tańca z dziewczyną, nie pozostawi wątpliwości iż właśnie odbywała się lekcja. Znów więc, widownia byłaby kulą u nogi.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko spojrzała na czarta pytająco, gdy ten uczepił się jej słów. Krótką chwilę milczała, nim prychnęła bezgłośnie w rozbawieniu i skrzywiła lekko usta, nie tracąc z nich zadziornego uśmiechu.
        - Nigdy nie mówiłam, że nie umiem kusić, Dagon, tylko że nie mam tego w zwyczaju – sprostowała mrucząco, jakby samym tonem głosu podkreślając swoje słowa. - Zwyczajnie nie zgadzałam się z twoim określaniem mnie manipulantką, bo nią nie jestem. Może czasem trochę podpuszczam, jeśli już, ale zazwyczaj niegroźnie, a tym razem nieumyślnie – odparła, kontynuując już przyciszonym głosem, z dala od ciekawskich uszu. - Sam powiedziałeś, że za odpowiednią cenę załatwisz prawie wszystko. Przecież to nic dziwnego, że coś może być poza twoim zasięgiem, nie jesteś wszechmocny.
        Teraz już nieco drażniła się z diablim ego, w swoim mniemaniu jednak wciąż zupełnie niegroźnie i wyłącznie dla zabawy. Dziwny był dla niej ten dzień i chyba zwyczajnie łapał ją głupi humor, a jak się jeszcze dzisiaj trochę napije to w ogóle zacznie jej odbijać. Każdy odreagowywał stres i nieprzyjemności na swój sposób. Kimiko wpadała w skrajne nastroje w zależności od tego czy była sama czy z kimś. Gdyby nie towarzystwo Dagona pewnie pobiegłaby do lasu wyżyć się na własnych mięśniach i jakiejś pechowej zwierzynie łownej, ale mając diabła za kompana bardziej prawdopodobne było, że zwyczajnie spije się na wesoło, próbując odegnać złe myśli z głowy.
        Gdy Laufey niedbale potwierdził jej podejrzenia, co do pogrywania na fortepianie, przez moment wyglądała na lekko zdziwioną, mimo że sama zadała pytanie, nawet domyślając się odpowiedzi. Nawet nie chodziło o to, by nie nadawał się do tego zajęcia, wręcz przeciwnie – facet pasował do tego baru niczym, nie przymierzając (i wybacz mi Baju) element wyposażenia, w pakiecie z fortepianem i szklanką whisky. Chyba zwyczajnie nie myślała, że czart może mieć akurat takie zainteresowania.
        - Na tyle często, by goście spodziewali się występu – powiedziała w końcu z uśmiechem, otrząsając się z pierwszego zaskoczenia.
        Tę prośbę, z którą zdecydowała się zdradzić, przyjął całkiem spokojnie i normalnie, jak na niego. Spodziewała się lekkiej, zabarwionej żartobliwym flirtem kpiny, ale o dziwo obeszło się bez szopek, a tylko z minimalnym bajerowaniem.
        - Dzięki. – Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą i zadowoleniem, na moment odwracając od niego spojrzenie, gdy kelner przyniósł jej tequilę z dodatkami na podstawce. Podziękowała uprzejmie i dalszej wypowiedzi Bajera słuchała odprawiając swój mały rytuał, którego nie dokończyła, otwierając nagle szerzej oczy.
        - Nie no, na pewno bez widowni, nie żartuj tak nawet… - zwątpiła, spoglądając na niego z limonką w dłoni. Prosić o pomoc się nie krępowała, lekcje też mogły być nawet zabawne, ale tylko jeśli byliby sami. Z Laufeyem już się w pełni oswoiła i zwyczajnie liczyła, że pokaże jej w mieszkaniu kilka kroków, ale gdy padło w ogóle hasło o widowni i „tutaj”, trochę ją odwaga opuściła i dziewczyna ucichła na moment, w zamyśleniu skubiąc cząstkę cytrusa. Dopiero po krótkiej chwili ciszy, między nimi jedynie, bo bar wciąż rozbrzmiewał właściwym sobie gwarem, Kimiko odłożyła kieliszek z podstawką na instrument i przepłynęła długim spojrzeniem po lakierowanym na czarno drewnie. Oparła brodę na rękach, spoglądając znów na czarta i uśmiechnęła się lekko.
        - Zagrasz coś teraz? – zapytała miękko i raczej prosząco niż tylko chcąc poznać jego plany.
        Bardziej pytania nie ubarwiała, nie mając zamiaru mężczyzny wielce nagabywać, on też wydawał się zmęczony. Zwyczajnie chciała posłuchać jak gra, z ciekawości, dla rozrywki i dla uspokojenia. Muzyka zawsze była dla niej kojąca, a wbrew pozorom było o nią trudno, mogąc cieszyć się żywym graniem tylko w lokalach i czasem na ulicach. Las miał swoją własną melodię i chociaż umiała ją docenić, czasem brakowało jej czegoś, co pozwoliłoby słuchać muzyki w każdej chwili i miejscu. Kiedyś ukradła pozytywkę, ale ta wygrywała jedynie jakąś kiepską kołysankę, a na dodatek szybko się zepsuła. Później nie widziała już niczego interesującego, korzystając z muzyki w barach i szukając tych o charakterystycznym wystroju i klienteli, a tym samym nowych brzmieniach. Na fortepian rzadko miała okazję trafić, a siedzący przy nim diabeł był chyba ewenementem na skalę kontynentu.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        W pierwszej kolejności Dagon uzyskał pytające spojrzenie, gdy jednak do Kimiko dotarło pełne zdanie, podchwyciła słowną przepychankę. Szczerzył się bezczelnie, zupełnie jakby otrzymał dokładnie to czego oczekiwał, chociaż niezupełnie zgadzał się z Kimiko. Ocena czy kuszenie było groźne czy niewinne zależało głównie od punktu widzenia, zazwyczaj mamiony nie spieszyłby się z bagatelizowaniem pokusy.
Tak samo nęcenie nie musiało być świadome, bardziej liczyła się jego skuteczność, a działanie podświadome tym mocniej świadczyło o prawdziwej naturze i talencie. Mimo wszystko zaniechał łapania kota za słówka. Dziewczyna i tak by się nie zgodziła z jego zdaniem, a podobne insynuacje traktowała jakby mówił coś złego. Tak więc Bajer, choć cichy, zdania nie zmienił - nadal uważał dziewczynę za manipulantkę, w końcu co jak co, ale najpierw odwiodła go od pomysłu spieniężenia jej pięknej, czarnej i lśniącej skórki, oczywiście że nieświadomie, tym bardziej więc niebezpiecznie. Później awansowała ze zwykłego narzędzia na wspólniczkę. Teraz zaś całkowicie wkradła się w diable łaski, zamieszkując u niego w domu. Czy znalazłby się ktoś bardziej skuteczny w swoich podstępach niż ten kto zmanipulował urodzonego manipulanta?
Oczywiście, że tego dziewczynie nie powiedział, uśmiechnął się tylko bezczelnie gdy tym razem z premedytacją przypomniała jego własne słowa i ograniczenia możliwości. Uśmiech ten zniknął tylko na moment by znów pojawić się na diabelskiej twarzy ale w jego mniej bezczelnej wersji, gdy ciemne oczy dostrzegły zdziwienie panterołaczki. Nie było ono szokujące, ale zdecydowanie urocze.
        - Niekoniecznie. Prędzej zobaczyli, że ktoś idzie w stronę instrumentu, to wszystko - odpowiedział bagatelizując spojrzenia motłochu. Nie potrzeba było wielkich zdolności do dedukcji by zasiadajacego przy fortepianie wziąć za muzyka. Większość z nich mogła co najwyżej usłyszeć jakąś ploteczkę, nic więcej. Resztę reakcji wywołała zwykła ciekawość.
        - Co do nauki tańca... - Przymknął ciemne ślepia w grzecznej odpowiedzi. - Proszę.
Był naprawdę uczynnym facetem. Czasem wręcz sam siebie zaskakiwał jaki był pomocny. Wystarczyło go poprosić i bez marudzenia czy żądania zapłaty z chęcią pomagał. Ostatnia skłonność Dagona do filantropii, która w niedawnych dniach nabrała niekontrolowanego natężenia, wręcz powoli zaczynała go przerażać. Powinien chyba kiedyś napomknąć niektórym swoje zasługi, by przestali nie doceniać jego dobrych intencje.
Prawie zaśmiał się na własne przemyślenia, a kilka słów później naprawdę parsknął śmiechem, z rozbawieniem zerkając na dziewczynę męczącą limonkę. Zupełnie jakby zastanawiała się, czy za chwilę dla żartu czy ze złośliwości nie wyciągnie jej na parkiet.
Rzeczywiście za pierwszym razem tak uczynił, ale chciał postawić ją w sytuacji, nad którą nie miała żadnej kontroli, by dziewczyna była zdana tylko na niego. Wtedy mógł przetestować jej zdolności do działania w stresie. Nie miał na celu jej ośmieszenia. Tym razem również nie uczynił by nic co mogło dziewczynę upokorzyć czy wystawić na pośmiewisko, nawet z przekory.
        Przyglądał się Kimiko dłuższą, milczącą chwilę, powoli sącząc whisky i śledząc jej ruchy oraz jej wzrok, zarówno gdy trwała w lekkim zamyśleniu, jak później gdy odkładała kieliszek i podziwiała fortepian.
Gdy złodziejka przerwała ciszę, opierając się na dłoniach i wlepiając w niego te swoje kocie oczyska, spojrzał na nią spode łba. Ale nie groźnie czy ze złością, a zaciekawiony, jednocześnie chcąc lepiej widzieć szmaragdowe tęczówki, które nijak nie chciały mu się znudzić.
        - Dla ciebie… - wymruczał cicho zawieszając głos, będąc ledwie słyszalnym wśród barowego gwaru. - Mogę zagrać - dokończył, nie spiesząc się ze zmianą pozycji. Patrzył jeszcze chwilę na dziewczynę o bystrych ślepiach i nastawionych uszkach dopijając alkohol. Dopiero wtedy odstawił pustą szklankę na zamkniętą nakrywę fortepianu i odsłonił klawiaturę. Przechylił głowę przyglądając się klawiszom i delikatnie trącił pierwsze z wybranych. Wybrzmiało kilka prostych nut, kiedy bies przypominał sobie ruchy. Ledwie zaczął utwór, a przerwał grę znienacka, z nieco gwałtowniejszym dźwiękiem jaki wydobył się z instrumentu jak Bajer oparł dłoń na klawiaturze podrywając się z pufy.
        - Ale mam jeden warunek. - Wyszczerzył się bezczelnie, sięgając po rękę Kimiko. Gdy udało mu się złapać dziewczynę pociągnął ją za sobą na siedzenie.
        - Jak mam grać, to chociaż w miłym towarzystwie - wychrypiał cicho jak zwykle zadowolony z siebie, znowu układając dłonie na czarno białych klawiszach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Diable podśmiewanie się pod nosem na zmianę z bezczelnym szczerzeniem kłów było bardziej wymowne, niż jakakolwiek dyskusja z jego strony i mimo że słowem nie skomentował wypowiedzi złodziejki, ta i tak łypnęła na niego podejrzliwie, powstrzymując się od zapobiegawczego kuksańca w bok o wdzięcznym przekazie „już ty wiesz, za co!”. Ostatecznie jednak i tak sama się uśmiechała, widząc jego zadowolenie – to już chyba tak działało, że zwyczajnie lubiła, jak był w dobrym humorze. Ewentualnie naburmuszony, gdy mu coś wywinęła… a może po prostu chodziło o wspólne spędzanie czasu?
        Co z tego, że z diablim bandytą, oszustem, babiarzem, manipulantem i mordercą, gdy dla niej był w porządku? Co z tego, że to brzmiało i wyglądało, jak ostatnia patologia, gdy naprawdę podchodząc do tego zdroworozsądkowo, Dagon nie dał jej ani jednego powodu, by czuła się przy nim źle lub w jakikolwiek sposób zagrożona? Pokazywał, czemu mogłaby być, na każdym kroku udowadniając, z czego jest ulepiony, ona sama wiedziała, że powinna uważać, ale poza tym, że zdecydowanie mógł być jej największym zagrożeniem, zwyczajnie nim w tej chwili nie był. Może była naiwna, zaczynając czuć się przy nim bezpiecznie, ale też nie było sensu udawać, że cały czas trzyma gardę. Gdyby tak było i gdyby faktycznie mu nie ufała, bojąc się, że w końcu skończy się jej dobra passa i czart zwyczajnie ją sprzeda, w ogóle nie zgodziłaby się u niego zatrzymać, nawet na jedną noc, nie mówiąc o tak długim czasie, na jaki zapowiadała się jej wizyta. Ale wiedział o jej krwi. Wiedział jak działa medalion, z łatwością mogąc obejść jego zabezpieczenia. Na pewno wiedział, jaki panterołaczka ma do niego stosunek... chyba. Ona sama do końca nie wiedziała, w co właściwie pakuje się z ogonem i jak to nazwać, ale na pewno przekraczało to zwykłą współpracę przy kradzieży obrazu, jak wmawiała sobie na początku znajomości. Więc naprawdę nie było już nic, co mogłoby mu ułatwić zrobienie jej krzywdy. A skoro wciąż miała wszystkie ręce, nogi, ogon i głowę na karku, można było zaszaleć i powiedzieć, że chwilowo była bezpieczna.
        Zaś co do samej osoby Laufeya, nie czepiała się go w ogóle, z rzadka też oceniając, a na pewno niczego po nim nie oczekując, a jeśli już, to niczego dobrego. Chociaż mało kto nazwałby Kimiko egoistką, nie zależało jej wcale na pokoju na świecie i radości wszelkich istot. Były to idee zbyt abstrakcyjne i bezsensowne, by w ogóle marnować czas na rozmyślaniu o nich. Większość swojego życia spędziła tak, by dożyć do następnego dnia i od zawsze troszczyła się tylko o siebie (ktoś musiał). Nie czuła instynktu pchającego ją do opieki nad innymi i zwyczajnie dbała najpierw o własną skórę, a ewentualnie później zastanawiała się nad pozostałymi. Osobną sprawą było to, że niewiele było w jej życiu osób, o które by się martwiła, zwyczajnie nie zawierając tak bliskich relacji i nie będzie przesadą stwierdzenie, że członków tego zacnego grona można policzyć na palcach jednej ręki. Więc to, co diabeł robił „w swoim wolnym czasie” jej nie interesowało, dopóki nie dotyczyło w mniejszym lub większym stopniu jej osoby. Mogło jej się nie podobać, jak chociażby dzisiejszy nadzór nad bezproblemowym wyładunkiem żywych istot, skazanych na niewolę tylko ze względu na ich rasę lub zwyczajnie – pecha w życiu, ale wiedziała, że świata nie zmieni. Gdyby mogła zrobić wtedy cokolwiek, sprawa wyglądałaby inaczej, jednak w sytuacji, w której się znalazła nie czuła się winna bezczynności. Co ona mogła?
        Mogła odwrócić się plecami i wrócić z biesem do baru, by się napić i zapomnieć, co widziała. Przez chwilę będzie jeszcze się czuła nieswojo, ale przy dobrych prognozach za parę dni powinna nawet nie pamiętać o tym incydencie. Teraz odwracała swoją uwagę, niechcący zaczynając coś interesującego, a mianowicie widok muzykalnego diabła.
        - Może… - przyznała mu po części racji, nie trzymając się kurczowo swojej wersji. Dla niej to wyglądało, jakby goście wiedzieli, czego się spodziewać, ale może rzeczywiście dopowiedziała sobie zbyt wiele. Teraz też skupiła się na ciemnych czarcich ślepiach, które nie opuszczały jej nawet na chwilę.
        - Czemu mi się tak przyglądasz, znowu coś tu mam? – zapytała z lekkim uśmiechem, sięgając językiem do kącika ust.
        Tym żartobliwym nawiązaniem do swoich wygłupów podczas nowiu zwyczajnie ratowała się przed speszeniem, które postępowało tym bardziej, im dłużej Dagon nie spuszczał z niej oczu. Całkiem była do tych czarcich zagrywek przyzwyczajona, ale wciąż nie tak zupełnie na nie odporna, tym bardziej nie w takiej ilości i intensywności. Laufey przeszedł jednak sam siebie kolejnymi słowami i tu już złodziejce zabrakło argumentów, czy słów w ogóle. Jedynym ratunkiem przed zupełną utratą głowy było tylko zwyczajnie niedopuszczenie do siebie słów, które padły (i padały pewnie bardzo często pod wieloma różnymi adresatkami, o czym przypominanie sobie również złodziejce pomagało zachować przytomność i normalny koloryt policzków) i puszczenie ich mimo uszu. Większość przemyśleń jak zawsze odbiła się w kocich oczach, ale buzię złodziejka zasznurowała, tak na wszelki wypadek, bo sama nie wiedziała czy zamruczy z zadowoleniem, czy powie mu, że ma przestać pieprzyć. A po co sprawdzać, gdy bies właśnie siadał do grania.
        Umościła się wygodniej na krześle, już cały bok głowy składając na przedramieniu i obserwując uważnie wyglądające spod czarnej pokrywy białe i czarne klawisze, błyszczące ładnie w świetle świec. Delikatne dźwięki popłynęły przez bar, stopniowo uciszając gwar ludzkich głosów i rozciągając usta panterołaczki w uśmiechu, gdy nagły głośniejszy akcent sprawił, że podniosła głowę, spoglądając zaskoczona na wstającego diabła.
        - Jaki? – zapytała odruchowo, tak samo cofając się nieco przed wyciągniętą w jej stronę ręką, bo co on na los od niej chciał tym razem? Nic nie ukradła!
        Złapanie złodziejki nie było więc trudne, gdyż poza lekkim wychyleniem się w tył była zbyt zaskoczona, by uciekać. W końcu nie wiedziała, po co mu ona do grania i nawet pociągnięta w stronę fortepianu, wciąż nie wyglądała jakby rozumiała coś więcej. A zresztą, Kimiko w ogóle nie przejmowała się innymi gośćmi, ale też nie ganiałaby się bez sensu z diabłem po barze. Opuściła więc grzecznie swoje krzesło, siadając na pufie obok mężczyzny, ale uśmiechnęła się dopiero, gdy padł ten cały warunek diablego grania. Wtedy nachyliła się w stronę Dagona, bez słowa komentarza całując go w policzek. Później już wyciągnęła przed siebie nogi, splatając je w kostkach i śledziła wzrokiem na zmianę klawisze fortepianu i ukradkiem twarz biesa.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości