Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Szczupła dłoń zamknęła się na spince, swobodnie opierając na diablim ramieniu. Druga ozdoba już dawno była w kieszeni dziewczyny, gwizdnięta jeszcze podczas pierwszych obrotów tańca, który Kimiko powoli orzekała najnudniejszym na Łusce. Zwłaszcza, że nie na każdego chciałoby jej się tak patrzeć, jak na Dagona. On był interesujący, a trudno jej było wyobrazić sobie nieustanny kontakt wzrokowy podczas tańca z jakimś nudziarzem albo wciąż aroganckim, ale już nie tak interesującym dupkiem. Ze spojrzenia kocicy potrafiło się wiele przebić i z pewnością nie zawsze chciałoby jej się ukrywać opinię o partnerze, co zaś raczej nie pomagało w przełamywaniu lodów. Zresztą, pal to licho, chodziło o to, by w razie potrzeby umiała zgrywać damę, a jej poza nie rozsypała się przy pierwszym przypadkowym poproszeniu do tańca. Sama w coś takiego z pewnością nie będzie się pakować, umarłaby z nudów, a faceci biżuterii nie noszą, więc i pretekstu do kradzieży by nie było. Jednym słowem nudy. Jakimś jednak dziwnym trafem z Bajerem nawet ten cały menuet nie był taki zupełnie do niczego. No może troszeczkę, ale przy odrobinie wygłupów można było o tym zapomnieć.
        Nagły powrót do walca, zupełnie nieprzepisowego warto dodać, a przy tym dającego okazję do podebrania drugiej spinki, wystarczająco urozmaicił Kimiko wieczór. Diabeł pozornie nie zareagował, ale zmiennokształtna pozwoliła sobie założyć, że to tylko pozory. Na pewno nie poczuł samej kradzieży, dziewczyna naprawdę była w tym dobra, więc jedyne co ją zastanawiało, to czy odczuje brak iluzji. Nie wiedziała dokładnie, jak działa magia jako taka, a co dopiero takie artefakty, jednak nawet jeśli nie to, to rozluźniający się rękaw koszuli, nawet przytrzymany nieco rękawem marynarki, powinien zwrócić czarcią uwagę.
        Poruszenie ust mężczyzny w bezgłośnym szepcie powinno zaś poruszyć jej czujność, jednak tego się nie spodziewała. Rozgrzewający się w okolicach mostka medalion nie parzył, jak przy silnym ataku, ale postawił w stan gotowości panterzy organizm nawet swym nikłym ciepłem. Zaskoczona tylko zacisnęła mocniej palce na dłoni mężczyzny spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami, nim uderzyło drugie zaklęcie, a w jej głowie rozbrzmiała zmysłowa muzyka.
        - Dagon, kuźwa – warknęła zirytowana, ale wciąż nie przestraszona.
        Zdumiona i otumaniona rozlegającą się w jej głowie melodią dała się poprowadzić w obrót, po czym sapnęła zaskoczona, gdy męskie ramię nie dopełniło koła, a objęło ją w pasie, przyciągając mocno do siebie. Szarpnęła się, jakby na lekkim fochu, odwracając głowę, jakby próbowała się odpędzić od rozbrzmiewających się ciągle w niej nut. Muzyka była piękna i… kusząca, ale nie czuła się spokojnie wiedząc, że Dagon wlazł jej do głowy. Bardziej niż zwykle.
        Co do zaś samego magicznego „ataku”… mogłaby wyszarpnąć się, przywalić mu, wyzwać od dupków i zdrajców, czy jakieś inne licho, ale Kimiko była dziewczyną raczej prostą, logiczną i zdecydowanie daleką od dramaturgii. Wiedziała, że diabeł zna już działanie medalionu, sama mu je przedstawiła. Po prawdzie mógł zrobić co chciał, kiedy chciał, a to że wciąż mu towarzyszyła siłą rzeczy świadczyło albo o minimalnej dozie zaufania z jej strony, albo zwyczajnie założeniu zdrowego rozsądku znajomego czarta. Wplecenie jej do głowy muzyki, chociaż irytujące, patrząc pod kątem podejrzanej bliskości jej myśli i najzwyczajniejszego w świecie tupetu, było wcale nie gorszym rewanżem za kradzież spinek. Kimiko zwyczajnie wiedziała, że sama się doigrała, nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie traktowała Laufeya, jako zagrożenie, a tylko dość niebezpiecznego partnera do zaczepiania, wciąż jednak jej przychylnego, nawet jeśli powody były jej zupełnie nieznane. No i buntowanie się utrudnione było zarówno względnym unieruchomieniem we wciąż trwającym tańcu, jak też przyjemnym ocieraniem się diablej brody o kocie uszy i głowę.
        - Przecież tańczę, o co ci chodzi – zamruczała gardłowo, nieco obrażonym tonem, a jednak z przymrużonymi z przyjemnością oczami. Wciąż jednak skupiona, by nie zaprezentować widowiskowego, ale jednak nieplanowanego szpagatu, wsparła się na diablim udzie, dostosowując się do kroków. Manipulator cholerny. Na wszelki wypadek jednak, korzystając z jego zajętych rąk, wsunęła mężczyźnie spinki do kieszeni spodni, dla odmiany (i odwzajemnienia zupełnego pogwałcenia jakichkolwiek pozorów) zupełnie nie dbając o ukradkowość gestu.
        – Całkiem ładnie, powinieneś też powiedzieć. Poza tym jedno życie już poszło się walić, zostało mi osiem, jeszcze trochę mogę porozrabiać – prychnęła, gdy znów się wyprostowali, wracając do standardowych kroków. Nieśmiało powracające rozbawienie Kimiko na moment błysnęło w jej oczach, gdy próbowała zerknąć przez ramię na odgarniającego jej włosy diabła, ale jej uwaga została skutecznie odwrócona. Powieki opadły całkowicie, gdy poczuła jego oddech na szyi.
        - Jestem panterą, nie jakimś dachowcem. Jak nie spadnę na cztery łapy to i tak sobie poradzę – mruczała cicho, nie otwierając oczu i tylko uśmiechając się zaczepnie na kolejne słowa diabła.
        Jak zawsze złośliwy komentarz dziewczyna miała na końcu języka, gdy poczuła jego usta, co zawczasu uciszyło brunetkę. Po chwili jednak gwałtownie otworzyła kocie oczy, czując na skórze zęby, a po chwili skubnięcie w kark. Idealnie przed sobą miała wiszące za barem wielkie lustro (swoją drogą całkiem nieźle powielające rzeczywistą ilość butelek), a w nim odbijała się bezczelna diabla facjata i jej zmrużone złowrogo ślepia. Zwierzęcy instynkt zadziałał zbyt silnie. Bo i co z tego, że był diabłem, i że miał rogi, i ślepia czarne jak otchłań? Co z tego, że czubkiem głowy ledwie sięgała mu do barków, dwa razy węższa od postawnej sylwetki? To nie dawało dupkowi prawa do gryzienia jej w kark!!
        Odwróciła się gwałtownie, nic nie robiąc sobie z silnego objęcia, ani czynionych w międzyczasie szkód i nawet z ograniczonym rozmachem i tak przywaliła pięścią w diablą pierś.
        - Nie gryź mnie tak! – prychnęła i znów pchnęła diabła, który wciąż uparcie ją trzymał. – Nie jestem twoją własnością – syczała niezadowolona, nie wiedząc, czy ma mu wytłumaczyć, jak to działa, bo przecież mógł nie wiedzieć… Jednak chociaż irytowała ją ta zadowolona facjata mówiąca zupełnie co innego, tłumaczenie się mogło ją tylko pogrążyć, zwłaszcza że gest wcale nie był nieprzyjemny, wręcz przeciwnie… po prostu… ugh, po prostu ją zaskoczył, cholernik, a ona zachowała się jak zdominowana dzika pantera, nie bezczelnie zaczepiona dziewczyna. Również nie pierwszy i nie ostatni raz. Uspokoiła się już jednak i spoglądała teraz na rogatego zadzierając głowę.
        – Nic się dobrze nie kończy, Dagon, takie życie. Może i dosłownie igram z diabłem, ale przynajmniej jest ciekawie – uśmiechnęła się niby jeszcze nieśmiało, ale przebiegle, przechylając głowę na bok. – Poza tym nie bocz się, oddałam spinki. I nie właź mi więcej do głowy – prychnęła, ostatni raz dźgając diabła w bok.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Lekcja tańca faktycznie nie rozmijała się aż tak wiele z drwiną panterołaczki twierdzącej, iż tańczyła wedle diablich przykazań, przebiegając zgodnie z prowadzeniem Dagona. Zmiennokształtna szybko złapała ruchy menueta. Dostosowała się też zgrabnie do zmiany kroków i płynęła wdzięcznie po parkiecie baru czyniąc tę pozornie mało wciągającą rozrywkę nieudawaną przyjemnością. Co tam, że przy okazji zwinęła mu spinki. Nawet diabła ten akt złodziejstwa nie rozzłościł.
Od czasów zakazu w Jaskini przeszedł z kociakiem długą i wcale nie taką gładką ani lekką drogę. Upraszczając sporo razem przeżyli w tak krótkim czasie, więc może czart nie ufał złodziejce, ale głównie dlatego iż nie zwykł ufać nikomu, a doza tolerancji na wybryki brunetki była uczuciem wystarczająco bliskim zaufaniu, dodając kolejny punkt do listy anomalii piekielnych przyzwyczajeń, powodowanych przez kocicę. Zamiast się więc złościć, podobna bezczelność rozbawiła Bajera, skłaniając go do odpowiedzi właściwej dla zastosowanej zaczepki.
        Do tej pory pantera znosiła wszystko ze spokojem i bez buntu, co jakiś czas tylko fukając żartobliwie, ale muzyka napotkała sprzeciw właściwy stworzeniu nie lubiącemu magicznych manipulacji ze szczególnym uwzględnieniem gmerania przy nim samym. O dziwo na słownym upomnieniu zakończyła i mimo wszystko zabawa trwała dalej. Dopiero czarcie ugryzienie przerwało rozrywkę, do tego dość gwałtownie.
        Ostro poderwał głowę w górę, aby przynajmniej nie dostać w zęby, gdy pantera obracała się by z oburzeniem uderzyć go w pierś. Jedna zabawa się skończyła, ale chyba niekoniecznie zgodnie z planem dziewczyny, rozpoczęła następną. Uśmieszek wykwitł na diablej facjacie, gdy ten ani myślał wypuścić kotkę z rąk i wciąż trzymał dłonie na jej talii, zamykając dziewczynę w nieustępliwym objęciu.
        - Ał - zarechotał przy drugim uderzeniu, nie wyglądając ani na cierpiącego ani tym bardziej na skruszonego. Mrużące się ciemne oczy i kąt ust wędrujący wyżej niż jego znajdujący się po przeciwnej stronie sobowtór, zamiast ukazywać pokorę, prawie na głos mówiły “spróbuj mi zabronić” albo “czy jesteś tego pewna”. Dagon miał jednak dość przyzwoitości czy umiłowania swojego żywota by pozostawić insynuacje niedopowiedzianymi.
        - Niedobrze… - wychrypiał w zamian. - Skoro nie wierzysz w szczęśliwe zakończenia, to zupełnie brakuje wytłumaczenia dla twojej niepoprawności. Gdybyś chociaż naiwnie ufała, a ty zwyczajnie bezczelnie pogrywasz ze szczęściem. Może byle czego się nie boisz... - drażnił się ze złodziejką, cytując jej własne słowa. - Ale czy jest cokolwiek godnego lęku pantery? - wymruczał, przyciągając dziewczynę krok bliżej, niwecząc przestrzeń, którą wywalczyła uderzeniem.
Do wtóru brunetce, czart również przechylił głowę niczym w lustrzanym odbiciu, spoglądając w zielone, psotne ślepia.
        - Tobie wolno kąsać, a mi nie? Co to za niesprawiedliwość? - zapytał ochrypłym głosem, przysuwając się jeszcze bliżej, tak, że kończył szepcząc wprost do ucha pantery z nieodłącznym, zadowolonym z siebie uśmieszkiem.
        - Zbyt wiele tych zakazów - dodał, ocierając się policzkiem o włosy złodziejki. Podobne pieszczoty zwykle sprawiały panterze przyjemność, co nietrudno było zauważyć, chociażby gdy w chwilach zapomnienia zdarzyło jej się otrzeć uszkami o jego brodę czy marynarkę. By było zabawniej i piekielnik zaczynał lubić podobną formę wyrażania uczuć. Szczególnie jeśli brunetka przy okazji mruczała. Upolowanie takiej ciekawej bestii czy bycie przez nią upolowanym ciągle okazywało się coraz większą przyjemnością.
        - Zresztą nie słyszałaś, że co zakazane, smakuje najlepiej? - chrypiąc zsunął się na szyję Kimiko, ale zamiast bardziej drażnić złodziejkę na co początkowo się zanosiło, z westchnięciem zamknął ślepia i oparł czoło o jej ramię. Nie zastanawiał się nad tym zbyt często, ale jakimś sposobem przy dziewczynie poprawiał mu się humor. Potrafiła odegnać nawet paskudny nastrój, chociaż nie wiedział czy świadomie. Co prawda sama również nie raz go poirytowała ale zaraz z wdziękiem wychodziła z opresji, sprawiając, że czart nie tylko nie potrafił, ale i nie chciał się na nią złościć. A teraz do tego czuł się z przy niej lepiej niż w samotności, która zwykle była najlepszym i jedynym skutecznym ukojeniem.
        - Ale wspaniałomyślnie pozwolę ci wybrać jeden, do którego może się zastosuję - zarechotał, nie otwierając oczu ani nie podnosząc głowy. Był zmęczony. Nie lubił nudy, ale i ciągłych komplikacji również. Od jakiegoś czasu nic nie szło jak powinno, w zasadzie to od początku w Demarze prawie nic nie szło zgodnie z planem. A może czarne koty faktycznie przynosiły pecha... Ledwie uporali się z obrazem, pozbył się wilka wracając do Aerii, a ciągle coś się komplikowało. Do tego ten pieprzony gad, który bezczelnie nawiedził jego bar. Jak tylko świt rozjaśni miasto, znów będzie miał pełne ręce roboty. Wpierw musiał porozmawiać z Chrysem, bo miał dziwne wrażenie, że był jedynym, którego wciąż omijały jakieś ważne detale, jak może na przykład kto mącił w jego mieście.
Skoro też postanowił ignorować zagrożenie jakie wiązało się ze znajomością obojga zmiennokształtnych, mógłby chociaż użyć kocicy jako przynęty na gadzinę by w ten sposób chociaż jedną sprawę naprostować, ale jakoś nawet nie miał chęci o tym myśleć. I wcale nie dlatego, że obiecał złodziejce nie używać jej jako jednego z pionków w swoich gierkach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Co za uparty diabeł, niech go licho porwie! Drugi raz przywaliła mu już za tą kpinę z „ał” w roli głównej. Zadowolony z siebie cwaniak. Jakby nie wiedział, że gdyby chciała zrobić mu krzywdę to nie ręką a łapą by dostał i już by mu tak do śmiechu nie było. Dla zasady dostał! Żeby sobie nie myślał! Ona też swoją drogą mogłaby pomyśleć, zanim zaczęła paplać, ale jak już z koleżanką Tequilą spędzała wieczór to tak wychodziło jakoś, że jej przy diabłu garda opadała i teraz plotła zdecydowanie zbyt szczerze, co jej na sercu leżało. I chociaż z jednej strony ulżyło jej, że Dagon nie pokusił się o komentarz na te rzucone w gniewie słowa, to jednak jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów, a pantera, oczywiście (bo na co komu instynkt samozachowawczy, jak już się wprowadza do diabła), zadarła wyzywająco brodę, spojrzeniem prowokując go do wypowiedzenia mogących ją pogrążyć słów. Upiekło się jednak obojgu, gdy trzeźwiejszy czart postanowił nie doprowadzać do możliwego rozlewu krwi z powodu zwykłej zaczepki i przytrzymywał tylko Kimiko, gdy ta lekko brykała, aż nie uspokoiła się zupełnie.
        Prychnęła na wytknięcie jej bezczelności i kuszenia losu. Też nowina. Nawet gdy przemykała przez życie z podkulonym ogonem potrafiła być bardziej niesforna niż nadpobudliwy kociak, a od momentu, w którym machnęła łapą na ryzyko i postanowiła zmierzyć się z życiem jeden na jeden, jej działania i decyzje można było spokojnie określić samobójczymi, gdy nie znało się pełnego obrazka. Zaś co do możliwych źródeł panterzego lęku, nie odpowiedziała niczym innym poza, a jakże, pewnym siebie spojrzeniem oraz przewróceniem oczami, gdy Dagon po raz kolejny wytknął złodziejce jej własne słowa. Sam Laufey znał co najmniej jedną słabość dziewczyny, bo przecież to u niego na kolanach, chcąc nie chcąc, przeczekała ostatnią burzę. Poza tym Kimiko bała się wielu więcej rzeczy niż czart mógł się domyślać, ale prędzej… nie, nie. W rozgrywkach z tym piekielnikiem już na nic nie postawi własnego ogona. Wciąż jednak nie miała najmniejszego zamiaru przyznawać się sama do własnych słabości, jeszcze czego.
        - Szczęśliwe zakończenia i sprawiedliwość? Nie poznaję cię, Bajer – zakpiła już z uśmiechem po kolejnym diablim przytyku, bez protestów dając się przyciągnąć bliżej. – A bezczelny i niepoprawny jesteś ty, ja co najwyżej zaczepiam i czasem gryzę – zaśmiała się cicho, a dźwięk ten przeszedł w krótki pomruk zadowolenia, gdy diabeł otarł się policzkiem o włosy dziewczyny.
        Powieki opadły jej leniwie i panterołaczka przedłużyła pieszczotę, ocierając się jeszcze o szczękę mężczyzny i dopiero teraz orientując się, że muzyka w jej głowie ucichła, a oni nawet już nie udają, że tańczą. Diabla głowa opadła jeszcze niżej, śledzona kątem zielonego oka, gdy złodziejka pilnowała czy czart aby za szybko nie będzie chciał kusić losu, ale Dagon tylko wsparł czoło o jej ramię. Spojrzenie Kimiko złagodniało i, ignorując zaczepne wciąż docinki, objęła mężczyznę za szyję, a szczupłe palce lewej dłoni popłynęły w stronę czarnych loków, wplątując się w nie w geście kojącej pieszczoty.
        - To ja może lepiej nie będę się pogrążać, a tobie wspaniałomyślnie oszczędzę pokusy – szepnęła rozbawiona, pół żartem, a pół serio, naprawdę jednak nie chcąc wracać do wyrzuconych z siebie ostrzeżeń. Wolała naprawdę nie musieć analizować i wybierać, przed czym najbardziej chciałaby się obronić, bo wątpiła, czy udałoby jej się sformułować taki zakaz, który całą by ją uchronił, a nawet jeśli, to czy w razie czego Laufey, by go respektował. Teraz się tylko wygłupiali, jak zawsze.
        Nie przestała jednak głaskać diabła po głowie. Oczy jej się kleiły po niemal dwóch dobach bez snu i najchętniej zaciągnęłaby już Dagona do łóżka, ale widziała, że coś go męczy, tak samo jak wiedziała, że rano o tym nie porozmawiają. Teraz też nie miała pewności czy ten uparty czart cokolwiek jej powie, nie owijając tego w jakieś bajeranckie zdanie, którego nawet by jej się nie chciało analizować – była wstawiona i zaspana, machnęłaby ręką. Ale taka pora, kilka godzin przed świtem, sprzyjała rozmowom i Kimiko liczyła, że może jednak coś z niego wyciągnie.
        - Co cię tak trapi? – zapytała w końcu, opuszczając lekko głowę i czołem opierając się o swoje przedramię, szeptała do diablego ucha. – Wiem, że mi nie ufasz, ale nie musisz, żeby podzielić się trudnościami – dodała zaraz, jakby zabezpieczając się przed kpiącym śmiechem, który mógłby być jedyną odpowiedzią na jej pytanie. – Nic nikomu nie powiem, powinieneś już to wiedzieć, a może będę mogła jakoś pomóc?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czart przygarbił się i rozluźnił mięśnie wtulając twarz w ramię brunetki. Nie wzbraniał się ani przed oferowaną czułością, ani przed porzucaniem ewentualnych pozorów, poddając się pieszczocie z cichym, zadowolonym pomrukiem. Oczy zamknął pogrążając się w całkowitej, kojącej ciemności, dodatkowo bronionej przez panterę, której nie potrafiło rozjaśnić nikłe światło lampek.
Palce wplątujące się we włosy tylko dodatkowo zachęcały do odpoczynku. “Nikczemni nie mają czasu na wytchnienie” - zwykło się mawiać w brudnym, nocnym świecie, często żartem kończąc spotkanie, ruszając do swoich sprawek. W ulicznej mądrości było nieco prawdy. Swoich interesów należało pilnować prawie bez przerwy. Wbrew pozorom jednak, nawet diabły wymagały chwil oddechu i pauzy dla siebie. Jak Dagon w tej chwili.
Mógł prezentować się jak zwykle, co najwyżej mogło zdawać się, że czarcia cierpliwość jest odrobinę bardziej krucha. Ale tak naprawdę bies był wyczerpany nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Odwykł już od tego uczucia wiodąc względnie wygodne życie, to samemu dostarczając sobie rozrywek i wyzwań, to raczej innych pakując w tarapaty. Zupełnie jakby wrócił na rozgrzane pyliste równiny. Znów zmuszono go do walki o swoje, rozumiejąc przez to wszystko co osiągnął do tej pory i co osiągnąć chciał, ledwie zostawiając czas na oddech. Może jeszcze wciąż subtelnie, ale w tej kwestii nie był optymistą. Ciche lecz wyjątkowo natarczywe skrobanie pazurów, dopominające się wydostania na wolność, nie pomagało.
        Słuchał Kimiko jedynie wzdychając cicho coś przypominającego “yhm”. Nie było w tym drwiny. Znając pokrętną naturę rogatego, można się było co najwyżej doszukiwać rezygnacji, ale też bez wyraźnych pobudek ku temu prędzej czyniąc tak z przyzwyczajenia i na wyrost, zwyczajnie będąc z diabłem obeznanym. Odezwał się dopiero na koniec, wcale nie paląc się do unoszenia powiek, czy opuszczania przytulnej lokalizacji.
        - Kto wie… - wyszeptał w skórę złodziejki. - Może zbytnie przywiązanie do jednego czarnego kota - odparł.
Chociaż burzył się przed własnymi ograniczeniami i zasadami, tłumacząc sobie, że robił to na co miał ochotę, więc skoro miał chęć zadawać się z panterą, to tak czynił, co jakiś czas z tyłu głowy pojawiał się niepokój i pytanie “dlaczego i w jakim celu”, więc nawet ten drobiazg można było podciągnąć pod jego troski.
Trapiło go tak wiele, że nawet jakby chciał opowiedzieć o wszystkich swoich rozterkach, musiałby się dobrze zastanowić od czego zacząć, większość problemów nawet nie miała jeszcze etykietki innej niż "dopiero się okaże", więc i wysłowić się o nich ciężko. Chociaż też nie do końca tak... Wiedziałby od czego zacząć. Od otwarcia kolejnej butelki whisky, więc kot nawet jakby chciał to chyba tym razem nie dotrzymałby mu towarzystwa. A mrowiąca łopatka dalej drażniła. Jeszcze tego, psia mać, brakowało. Dawno się nie przemieniał do jasnej cholery, czy co?
        Zostałby w domu odpoczywając, zbierając siły i myśli. Może pocieszyłby się kojącą obecnością kotki. Ale szarpanie klątwy wszystko zepsuło. Mimo zmęczenia jakoś nie miał nastroju leżeć w ciele kundla.
        - Idź odpocznij, piękna - wymruczał, kończąc pocałunkiem szyi dziewczyny, podczas którego, jakże by inaczej, skubnął skórę zębami i zniknął w tym samym momencie. Kark to nie był. Zaczepka była trochę inna, ale takiej drobnej przyjemności sobie nie odpuścił, nawet jeśli nie zobaczył efektu.

        Zjawił się w jednym z zaułków. Miał jeszcze chwilę by znaleźć spokojne ciche miejsce do przemiany. A ciało sierściucha zawsze mógł wykorzystać do infiltracji miasta z trochę innej perspektywy.
Diablego nastroju nie zamierzano poprawić. Szczur znalazł jednego ze swoich zleceniodawców szybciej niż wydawało się prawdopodobne. W końcu to akurat było jego pracą. Stanął jak zwykle przy ścianie obok, przy sylwetce Laufeya wyglądając znacznie bardziej niepozornie niż Kimiko. Chudy, wątły cień, którego twarzy nie sposób było dostrzec. Przekazując mało pomyślne nowinki, nie wyglądał na zestresowanego, w przeciwieństwie do wielu innych rozmawiających z biesem. Każdy doskonale wiedział, że z żywego Szczura był największy pożytek, więc nie obawiał się on o swój żywot. Dagon też zamiast wyładowywać swoje niezadowolenie na posłańcach wolał zachować je dla jego przyczyny. Skinął więc głową odchodząc w mrok. Szczur dosłownie został pochłonięty przez cień. Stał pod ścianą wyglądając jak ciemność płatająca figle przebudzonemu w środku nocy i tak też zniknął. Zupełnie jakby nigdy go nie było.
        Czart znalazł jeden z najciemniejszych zaułków miasta, zapomniany i opustoszały. Przynajmniej to się jeszcze nie zmieniło. Oparł się o niekoniecznie najczystszą ścianę i zapalił. Tlące się cygaro było samotną oznaką, iż ktoś stał w tym zakamarku i jako jedyne niszczyło nieskażoną czerń, rozświetlając najbliższe smugi dymu. Chwilę potem cygaro upadło na ziemię rozsypując iskierki po ziemi, które gasły szybką śmiercią na zimnym bruku, gdy zlewający się z nocą pies opuszczał zaułek.

        Nad ranem zawsze było najciemniej, zarówno dosłownie jak i metaforycznie. O tej porze ulice też bywały najbardziej opustoszałe. Przynajmniej tyczyło się to dziennych mieszkańców. Dla nocnych marków, kwitło ono w najlepsze. Niby wszystko było po staremu, a jednak Dagon czuł się jakby wędrował po obcym mieście. To nie była ta Aeria, którą opuszczał. Niepokoje w półświatkach, roszady i scysje sprawiły, że nocne aleje przypominały teraz bardziej Trytonię niż miasto kupców. Nie umiał wyjaśnić tego uczucia, więc zadrwił sam z siebie, że nos mu to podpowiadał.
Szedł wolnym krokiem, jak to bezpańskie kundle miały w zwyczaju, klucząc między zaułkami. Dosłyszał czasem urywek rozmów. Padło czasem kilka słów. Każdy był jednak dość czujnym by nie gadać nawet w obecności psa. W końcu przyciągnął go raczej nietypowy jak na te okolice zgiełk.
Wrzaski i warkot przebijały się przez noc prowadząc diabła przez noc, podobnie jak krew, której zapach niedługo później zaczął drażnić jego nos. Wyszedł tuż na skraju kordonu ludzi dopingującego swoich faworytów. Przeciągający się charkot, stłumiony okrzykami radości lub zawodu, zakończył pokaz i rozpoczęła się wymiana pieniędzy z zakładów.
Psie walki. Prychnął pod nosem. Wyjątkowo tania i mało wyrafinowana rozrywka podrzędnych rzezimieszków, mało-znaczących świeżo upieczonych bogaczy i zwykłego plebsu, tego gorszego sortu, nie uczciwie pracujących. Ci nie mieli czasu ani sił na podobne głupoty i marnotrawstwo monet. Tego w Aerii wcześniej nie było, co już samo w sobie świadczyło o upadku standardów miasta. Detronizacje, bezkrólewie, destabilizacja, to wszystko zawsze miało swój skutek, najwyraźniej czasami równie szybki jak teraźniejsze zmiany.
Wtem jednak psie ślepia spotkały się z oczami podpitego draba, który z ukontentowanym i niezupełnie kompletnym uśmiechem zakrzyknął - Mamy ochotnika.
Bies zaczął się wycofywać. To dlatego nienawidził biegać. Bieganie zawsze wiązało się z ucieczką. Może z całym tłumem nie miał wielkich szans nawet będąc sobą, ale gdyby stał tu jak zwykł spacerować po “swoim mieście”, nie zaatakowaliby go, przynajmniej kiedyś. No właśnie, kiedyś… Coraz częściej docierała do niego konkluzja, że zmieniło się więcej niż przypuszczał na starcie.
Wykonał kolejny krok w tył obnażając kły, by trafić na czyjeś ciało. Obrócił się z warkotem, który niestety nikogo nie wystraszył ani nie zszokował.
        - Patrzcie jak się rwie do bójki - zachęcali jeden drugiego, kijami umiejętnie popychając miotającego się brytana, którego zęby trafiały jedynie na drewno. A diabeł wyklinał w myślach, że już by im pokazał jak faktycznie rwie się do walki, gdyby tylko stanął na dwóch nogach. Nie stał.
Wepchnęli go w prowizorycznie ustawiony krąg i wypuścili przeciwnika nim zdążył się dobrze rozejrzeć za wyjściem. Przez lata nauczył się używać czterech łap i kłów zamiast pięści, ale po psiemu nie walczył. Nie dziwne więc, że spotkał się z uwalanym świeżą i zasychającą już krwią brukiem, szybciej niż zdążono skończyć obstawiać zakłady. Gwizdy poleciały w noc, gdy Dagon walczył by wydostać się z uścisku zębatych szczęk psiego zapaśnika. Na jego korzyść działał jedynie jego rozmiar dając mu czas by dołączyła i złość. Minęło początkowe zaskoczenie, zmęczenie zeszło gdzieś na drugi plan, został jedynie wściekły nie na żarty diabelski pomiot. Udało mu się dźwignąć z ziemi, razem z duszącym go mastifem. Potem już nie czuł szarpania ciała, gdy nie zważając na koszty dobijał się do szerokiego karku zwierzęcia.
Przez moment prawie zapadła cisza, gdy piekielny ogar stanął nad zwłokami przeciwnika, wściekłymi oczami wiodąc po tłumie. Potem rozległa się kakofonia radości i niezadowolenia, swoim jazgotem drażniąc czulszy niż na co dzień słuch i irytując Dagona jeszcze bardziej. Zajęci radosnym zbieraniem kasy, lub ubożeniem w związku z porażką, zbyt późno spostrzegli rzucającego się na nich psa, który wypatrzył najsłabszy punkt w kręgu. Podpity i rozemocjonowany tłum zawrzał ponownie, dopiero po chwili orientując się, że to on był obiektem ataku. A bies nie zważając na nic i nikogo, z furią godną diabła, chociaż ograniczoną do zębów i psiego cielska, wydarł sobie drogę na wolność. Dlatego psia mać nienawidził biegać, myślał wciąż jeszcze szczerząc zakrwawione kły i warcząc pod nosem, gdy kończył galopować dopiero kilka przecznic dalej.
        Z planowanego rozpoznania incognito niewiele wyszło. Podpalany pies wielkością zbliżony do kucyka zawsze zwracał uwagę, wielki podpalany pies z sierścią sklejoną krwią nie tylko swoją, tym bardziej. Powłóczył się więc po biedniejszych dzielnicach, strasząc tych uczciwie pracujących, przeczekując świt i ranek. Łapy odmawiały mu posłuszeństwa, ale nie czuł się dość bezpiecznie, aby się położyć i odpocząć.
Było chyba koło południa, gdy poczuł szarpanie w łopatce. Niewiele brakowało a przez poszarpaną skórę przegapiłby charakterystyczny objaw. Chociaż tyle, że tym razem klątwa nie trzymała go zbyt długo, mimo wyczerpania. Znalazł ślepy zaułek bez okien i poczekał aż kundel osypie się na ziemię, potem zniknął.

        Ciężkie kroki zmęczonego diabła wybrzmiały na podłodze apartamentu. Nawet nie kierował się do łazienki, ignorując wcale już nie czystą i nie najświeższą marynarkę czy koszulę, która przesiąkała gdzieniegdzie czerwienią. Mamrocząc pod nosem "Kurwa, sprawię sobie zawszoną budę na dziedzińcu na takie wieczory" - dosłownie rzucił się na kanapę przesuwając ją o dobry cal, najwyraźniej w wielkim poważaniu mając ewentualne zaplamienie tapicerki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Tak jak nie spodziewała się prostej odpowiedzi, tak uśmiechnęła się, gdy jej podejrzenia okazały się słuszne, chociaż też nie do końca i nie tylko dlatego. Słowa, które padły, na moment zbiły ją z tropu, ale bliskość diabła sprawiała, że jej zaskoczenie mogło przejść niezauważone i tylko dlatego minęło tak szybko. Skryta pomiędzy własnym ramieniem a czarcią głową czuła się dość bezkarnie, wiedząc, że mimika i oczy jej nie zdradzą, ale i tak odruchowo zacisnęła wargi, próbując powstrzymać cisnący się na nie uśmiech. Ten jednak mimo to rozciągnął pełne usta, wyginając ich kąciki ku górze, gdy niedbałe słowa Dagona trafiały w czuły punkt dziewczyny. Tak jak wtedy, gdy beztrosko stwierdził, że ją lubi, co było banalne w słowach, złośliwe wówczas w kontekście, ale tak niespotykane w jej życiu, że mimo wszystko ją ujęło. I tak jak teraz, gdy jednocześnie irytowało swoją powtarzalnością, gdy świadoma, że robi dokładnie to, przed czym się wystrzegała, panterołaczka stawiała kolejny krok na kruchym lodzie, i przyspieszało bicie serca, wciągając ją głębiej w tą kabałę. Różnica była tylko jedna, poza wiekiem i doświadczeniem panterołaczki – teraz Kimiko była świadoma swojego zachowania, a przez to czuła się pewniej, bo nie była przedmiotem gry, a jej uczestnikiem. Ot, kocia logika. Ale chociaż złośliwe zaczepki cisnęły się odruchowo na pyskatą buzię, Kimiko tylko przechyliła lekko głowę, układając wygodnie w tym wzajemnym przytulaniu i znów zamruczała diabłu do ucha, usilnie powstrzymując się od karcącego dziabnięcia.
        - Czarnej pantery, jeśli już – poprawiła go szeptem. – Nie zapominaj się – dodała już wyraźnie rozbawiona, cytując samego diabła.
        Kilka „kotków” mogła znieść w ramach pieszczotliwych docinków, ale też nie ma co udawać, że różnica jest bez znaczenia, szczególnie dla niej. Nie wykłócała się jednak dłużej, zbyt wygodnie umoszczona, z przyjemnie zamroczonym tequilą i brakiem snu umysłem i bardzo bliska rozpoczęcia przedsennego kociego ziewania. Na całkiem urocze w brzmieniu polecenie i pocałunek w szyję zamruczała więc układnie nim nagle westchnęła głośniej, czując skubnięcie z zaskoczenia. Kły błysnęły, ale nie zdążyła nawet otworzyć oczu, a była już sama w barze, chwiejąc się na nogach z powodu wypitej butelki tequili, nagłej utraty wsparcia i umysłu, który pobłądził gdzieś puszczony samopas.
        - A to dupek – mruknęła złodziejka, jednak takim tonem głosu, że nie jeden mężczyzna chciałby zostać w ten sposób wyzwany.
        Pozostawiona jednak sama nie zamierzała dłużej odmawiać sobie snu i przeciągnęła się mocno, aż strzeliło jej w kręgosłupie. Ziewając wyszła z baru i tylko pomachała dłonią siedzącemu niezmiennie w przedsionku ochroniarzowi, samej kierując się wolnymi krokami na górę. W mieszkaniu zatrzymała się na moment i rozejrzała, po raz kolejny dając się porwać dziwnemu uczuciu odrealnienia. Ile razy w życiu miała miejsce, do którego wracała na dłużej niż jedną noc? Teraz nic nie zakłócało panującej tu ciszy, ale wciąż czuła znajome zapachy i domyślała się, że wrózia śpi w swoim królestwie. Kimiko uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do swojego pokoju, ignorując wielkie łóżko w głównym pomieszczeniu i leżącą na nim jej/diablą białą koszulę. W prawie swojej sypialni zaś zgarnęła walające się na łóżku fanty i zostawiła je w torbie na podłodze, książkę odkładając na stolik nocny. Nóż odpięła od uda i wsunęła pod poduszkę, a ubrania zrzuciła na podłogę, wsuwając się nago pod kołdrę.
        Już od jakiegoś czasu czuła się tu dość pewnie, jak na swoje standardy, ale teraz po raz pierwszy ogarnęło ją uczucie, które towarzyszy pewnie ludziom mającym swój dom. Jak by to było, gdyby naprawdę była u siebie, a nie w gościnie? Czy dałaby radę w ogóle zatrzymać się dłużej w jednym miejscu? Z drugiej strony przecież jeszcze nigdy nie spędziła nigdzie tyle czasu, więc może była do tego zdolna? Albo właśnie chodziło o to, że nic jej tu nie trzymało i miała poczucie, że może odejść, kiedy zechce i paradoksalnie właśnie dlatego zostawała? Posiadanie własnego domu już tą swobodę wyboru odbierało. Jakkolwiek nie przedstawiałaby się prawda, chwilowo Kimiko była zbyt zmęczona i pijana na takie rozmyślania, i postanowiła po prostu pozwolić sobie na tę chwilę słabości. Zagarniając większość kołdry w objęcia, zanurzyła się w niej, pomrukując z zadowoleniem i wtulając buzię w pachnącą świeżością pościel, zapadła w niemalże spokojny sen.


        Reed Villain siedział w tym czasie na krześle, w piwnicy swojej kamienicy i zniecierpliwiony stukał pazurami w rzeźbiony podłokietnik. Natarczywie przyglądał się kobiecie stojącej przy stole, zastawionym wszelkiej wielkości, kształtu i koloru fiolkami, i innymi szklanymi alchemicznymi przyrządami, z których on sam rozpoznałby, i umiał użyć, zaledwie kilka. Pracująca kobieta początkowo ignorowała irytujący dźwięk, ale w końcu odwróciła się, obrzucając smokołaka karcącym spojrzeniem. Była wysoka niczym elfka, lecz uszy miała idealnie krągłe, co widać było dlatego, że jej głowa była gładko ogolona. Pokrywały ją jedynie misternie wymalowane tatuaże, rozciągając się siecią symboli od szczytu czaszki w dół, aż po granice nad czołem, gdzie zaczynałyby się włosy, z tyłu zaś opadając niżej po karku i ginąc za krawędzią materiału, który miała zawiązany na sobie niczym togę. Zakasane do łokci rękawy odsłaniały szczupłe blade dłonie, które zamarły podczas wykonywanych czynności.
        - Twoja niecierpliwość przynosi skutek odwrotny od tego, który zamierzasz osiągnąć – odezwała się cicho, a głos miała tak przyjemny i melodyjny, że bardziej pasował młodziutkiej i niewinnej solistce niż dojrzałej kobiecie o tak specyficznym wyglądzie.
        - Wszystko się komplikuje – mruknął smokołak, jakby nie słyszał słów alchemiczki, a jednocześnie przestając stukać pazurami, by podrapać się nimi pod brodą. – Ten diabeł mi przeszkadza.
        - To go usuń.
        - A co niby robię? – Reed skrzywił się wyraźnie, co znacząco odbiegało poza nonszalancką mimikę, jaką prezentował zazwyczaj. – Ale na to trzeba czasu. Ile już masz? – zapytał, ponosząc nagle wzrok na towarzyszkę, a ta odwróciła się w jego stronę, unosząc coś w dłoni.
        - Niewiele. Zbyt mało na to, co planowałeś, ale wystarczająco, jako część ogółu – powiedziała mętnie, ale wzrok smokołaka utkwiony był już w niewielkiej fiolce, trzymanej pomiędzy palcami szczupłych bladych dłoni.
        Naczynie miało rozmiar serdecznego palca męskiej dłoni, a w jednej czwartej swej pojemności wypełnione było czymś, co zdawało się być czystą światłością. Villain szybko odwrócił wzrok, rażony szmaragdowym blaskiem, rozbijającym się o ściany pomieszczenia. Esencja życiowa. Źródło jego mocy i cel wszelkich starań. Nie każda była wartościowa, a odnalezienie istoty, stanowiącej tak wartościowe źródło, jak ta panterołaczka było okazją zbyt rzadką, by ją zignorować. Podobnie jednak objęcie miasta w ponowne władanie. Szlag by to jasny trafił, jak wielkiego pecha musi mieć, by akurat dwie osoby stanowiące cel jego knowań nie tylko się znały, ale jeszcze były ze sobą tak blisko!? Los kpił sobie z niego okrutnie. Skala niefortunności stawała się wręcz komiczna.
        - Dziewczyna już coś zauważa? – zapytał, wracając myślami do rozmowy.
        - To zależy. Efekty już na pewno są. Brak apetytu, zmęczenie, osłabienie, obniżona regeneracja. Nawet jeśli chwilowo je bagatelizuje, to z czasem będą nie do przeoczenia. Ale w tej chwili to wciąż zbyt mało, musi tu wracać.
        - No właśnie nie jestem pewien, czy dzisiaj nie przegiąłem. Zobaczymy, czy w ogóle wróci. A zakładając, że nie? – Spojrzał na alchemiczkę, a ta wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.
        - Zostaniemy z tym co mamy, a ona zacznie odzyskiwać siły, teoretycznie wszyscy będą zadowoleni.
        - Nie interesuje mnie częściowe zwycięstwo – prychnął Villain, wstając gwałtownie i kierując się w stronę schodów. Dość miał tej piwnicy.
        - Jak chcesz, Reed. Tylko uważaj, byś próbując upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu nie zostawił nas na koniec z niczym – dobiegło go jeszcze ostrzeżenie i wściekły smokołak zatrzymał się w pół kroku.
        - Jeśli ktokolwiek wejdzie mi w drogę to nie my zostaniemy z niczym, bądź tego pewna.


        Kimiko nie wiedziała, jak długo spała. Nie obudziło jej nawet brzęczenie Zefir, która od rana krzątała się po mieszkaniu, doprowadzając je do porządku według własnego uznania, jak chociażby zabierając ubrania panterołaczki do prania. Gdy dziewczyna się obudziła, słońce musiało być już wysoko na niebie, widziała to po pręgach światła rozciągniętych na deskach pokoju. Nadstawiła jedno ucho, ale wrózia już gdzieś zniknęła, a i Dagona nie słyszała. Przewracała się leniwie w pościeli, z mruczeniem balansując na granicy snu i jawy jeszcze dobre kilka chwil, nim w końcu wstała i przeciągnęła się z zadowoleniem. Wyspany kot to szczęśliwy kot. Z grzeczności rozrzuciła mniej więcej skołtunioną pościel, by nie było, po czym nago zawędrowała do łazienki.
        Usłyszałaby kroki w mieszkaniu nawet gdyby Dagon nie stąpał po jego deskach z gracją ciężko rannego dzika, ale takie ich brzmienie, jak również intensywny zapach krwi, tylko szybciej wyrwały ją z kąpieli. Złodziejka ledwie osuszyła się ręcznikiem i wyszła z łazienki nawet nie kłopocząc się owijaniem w cokolwiek, po drodze zatrzymując się tylko na chwilę, by zarzucić na siebie diablą koszulę, leżącą wciąż na łóżku. Chyba bardziej z przyzwoitości niż wstydu, bo łopoczący w rytm jej kroków materiał ukazywał całkiem sporo. Kimiko zaś, widząc rozwalonego na kanapie, znowu zakrwawionego Laufeya, tylko westchnęła i nadłożyła nieco drogi w jego stronę, by zahaczyć o barek. Nalała whisky do jednej szklanki i przytrzymując poły koszuli drugą dłonią, by się już bardziej zasłonić, podeszła do czarta.
        - Jak widać, to jednak nie ja przyciągam kłopoty – stwierdziła niby karcąco, ale uśmiechnęła się łagodnie, siadając na stoliczku przy kanapie i zakładając nogę na nogę oparła na kolanie wyciągniętą rękę, podając w niej diabłu drinka.
        - Co ci się stało?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Ciężko oczekiwać by mężczyzna pokroju Dagona stąpał z lekkością i gracją baletnicy. Ba! Podobne zachowanie - nawet jeśli było to myślenie stereotypowe - zupełnie mu nie przystało. Pewny siebie gość szedł tak, by było słychać, że idzie. Oczywiście, że nie łomotał buciorami jak stado przepitych wojaków mieszanych ras, ale stukot obcasów niosący się po bruku, szczególnie nocą, dawał jasno znać, że właśnie szedł ktoś, kto nie krył się po kątach. Tak właśnie zwykł chodzić diabeł, wiele można mu było zarzucić, ale z pewnością nie krycie się po wnękach, a przynajmniej nie ze strachu. Jeśli już coś skłaniało czarta do cichego stąpania, to zdecydowanie należało zacząć się bać, zazwyczaj rzeczonego piekielnika właśnie.
Dodając do tego fakt, że bies był u siebie, wracał właśnie po którejś nieprzespanej z rzędu nocy, w zasadzie prosto z roboty, że nic nie szło po jego myślach, a nie lubił gdy świat nie stosował się do jego planów, oraz że był ranny, naiwnym było liczyć by stąpał na paluszkach.
Z podobnym też wdziękiem Bajer opadł na kanapę, zasłużony odpoczynek witając z mrukliwym westchnieniem ulgi.
Ciężkie powieki, do tej pory przymknięte, całkiem opadły na czarne źrenice i już nie chciały się otworzyć, gdy czart odpływał powoli w krainę odpoczynku i błogiej, ograniczonej świadomości, nie wiedząc jakie widoki traci. Nawet nie zwrócił uwagi na dźwięki szkła i chlupot nalewanego alkoholu. Po utracie czułych psich zmysłów wszystko zdawało się bardziej stłumione. Podobnie czuł się człowiek, który opuścił bardzo głośny festyn i popisy grajków. Przez jakiś czas cisza zdawała się wręcz gwizdać w uszach. Tak samo więc jak świeżo po przemianie Laufey był przytłoczony ilością bodźców, tak ich brak wręcz usypiał.
Dopiero głos Kimiko przywołał umęczonego biesa z powrotem do rzeczywistości. Dagon niechętnie uchylił jedną powiekę, dopiero po uzyskaniu ostrości obrazu z chęcią otwierając drugie.
        - Ja jestem kłopotami - odparł pewnym siebie głosem, chociaż bardziej ochrypłym niż zwykle, gdy wydobywał się z suchego gardła. Kły odsłoniły się w uśmieszku piekielnika, chociaż nie wiadomo czy cieszył się bardziej porannym obrazkiem, czy swoimi słowami.
        - Pomyśl sobie jak wygląda ten drugi - dodał jeszcze na podsumowanie, sięgając po przyniesionego drinka, co zresztą było wyjątkowo miłym gestem ze strony kocicy i wywołało szerszy, prawie wdzięczny uśmiech.
        - Jak to co, pogryzł mnie pies - odpowiedział nonszalancko.
Akurat gdy diabeł przekręcał głowę podążając za ręką wyciągniętą w kierunku wody życia, spod kołnierzyka białej koszuli malowniczo nasiąkniętej ciemniejącym już szkarłatem, wychynęło ugryzienie. Może na psiej wersji Bajera obejmowało większą część ciała niż na karku oryginalnego diabła, ale wciąż ślad był całkiem spory i pięknie podkreślał odpowiedź Laufeya, który właśnie doceniał gest dziewczyny, z zadowoleniem biorąc łyk alkoholu.
Whisky przyjemnie paliła gardło, rozbudzała przytępiony zmęczeniem umysł i chociaż Dagon wciąż miał wielką ochotę na drzemkę przytrzymywała go na jawie wraz z brunetką i jej-jego koszulą. Bies dźwignął się na łokciu nachylając do dziewczyny. Kanapa zdecydowanie powinna stać bliżej stolika. Wolną ręką sięgnął do poły z nieużywanymi guzikami i zaczepnie spróbował przyciągnąć Kimiko do siebie.
        - Widzę, że chyba się nie nudziłaś… - zamruczał. - Albo bardzo spodobała ci się koszula - zażartował, chociaż zmęczenie przebijało się nawet w bezczelnych ślepiach diabła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko stąpała bezszelestnie i beztrosko, kątem oka obserwując diabła. Był przytomny, ale już niedługo, więc nie licząc postoju na drinka ruszyła od razu w jego stronę, by ocenić zniszczenia. Wyglądał marnie, ale teraz już wiedziała, z kim ma do czynienia i nie przejmowała się aż tak śladami krwi. Poza tym czuła, że ta ma już kilka godzin, a świeża pojawia się w niewielkich ilościach. To jej nie niepokoiło i jedyną ulgą w cierpieniu, jaką proponowała Dagonowi, była whisky w kryształowej szklance. I niby świeżo palona kawa, opary alkoholu zdawały się docucić mężczyznę, który zaraz spojrzał na nią bystrzej, z równie ciętym komentarzem. Poprawiła materiał koszuli.
        - To by się zgadzało – mruknęła z nieodgadnionym uśmiechem, przyglądając się diabłu, a później już jawnie parsknęła na kolejny przejaw diablej arogancji. No przecież.
        - A zostawiłeś go żywego? – zakpiła, udając pogardę, ale podając diabłu drinka i wolną wówczas ręką również podparła się na udzie. Ramiona splotła pod biustem przytrzymując nimi poły koszuli. Później tylko prychnęła, kątem oka spoglądając na ślad ugryzienia. Walił psem, i to nie jednym. Jego psi zapach też już znała.
        Z lekkim uśmiechem przymrużyła powieki, spoglądając spod nich pobłażliwie na sięgającego w jej stronę diabła. Może i sięgnąłby pewniej, gdyby miał więcej sił w sobie, ale dziewczyna nie miała zamiaru mu nic ułatwiać, siedząc jak wcześniej i tylko stopą odtrącając na moment rękę, która zatoczyła lekki łuk i powróciła w jej stronę.
        - Uhm, tak strasznie tęskniłam i tuliłam się do niej caaałą noc - zamruczała ironicznie, pozwalając, by idealnie gładki materiał kpił z podobnej wizji na równi ze słowami.
        Krawędź koszuli, pociągnięta słabo przez diabła, zbliżyła się do niego na moment, gdy Kimiko wstała, ale dziewczyna objęła zaraz się ciaśniej ramionami, szczelnie domykając może i niezapiętą, ale wciąż na nią za dużą koszulę. Ta też zaraz wymsknęła się z czarcich palców, gdy panterołaczka odwróciła się do diabła plecami i skierowała w stronę garderoby. Puszczone luźno wzdłuż ciała ramiona uwolniły materiał, który znów łopotał swobodnie, ale leżący wciąż na kanapie mężczyzna miał widok i tak tylko na czarne włosy, biel tkaniny i bujający się przy opalonych nogach panterzy ogon.
        Mimo całego tego droczenia się, Kimiko tak naprawdę po prostu nie przyzwyczaiła się jeszcze do mieszkania u Dagona aż tak, jak jej się wydawało. Gdyby nie koszula na jego łóżku prawdopodobnie jeszcze chwilę błąkałaby się po mieszkaniu poszukując swoich ubrań, nim przypomniałaby sobie o istnieniu garderoby. Teraz właśnie tam postawiła bose stopy, odnajdując cały komplet swojej odzieży, w którą szybko i sprawnie się przebrała. To wciąż było dziwne i zajmowało nieco myśli Kimiko, gdy szła do swojego pokoju, by przypasać broń do uda i zabrać parę rzeczy. Później, z nietypowo pochmurnym obliczem wyszperała w jednym z ukrytych zakamarków w torbie felerną bransoletkę. Wciąż nie mogąc znieść bijącej od niej magii, złapała drobiazg przez swoją bandycka chustę, przy okazji zawijając w nią srebrny łańcuszek i tak zostawiając na łóżku. Spoglądała przez chwilę na to niewinnie wyglądające zawiniątko, zastanawiając się czy dobrze robi, ale po chwili wróciła do Dagona, tym razem przysiadając już na brzegu kanapy obok rozwalonego mężczyzny i czekając aż ten podniesie znów na nią oczy.
        - Wychodzę – zaczęła łagodnie i nieco od końca, przyglądając się Laufeyowi. Dopiero uderzenie serca później przeszła do konkretów. – Na łóżku zostawiłam tę cholerną bransoletkę, która blokuje przemianę u zmiennokształtnych. Nie wiem, czy na ciebie zadziała, ale możesz sprawdzić w wolnej chwili. Musiałeś o tym myśleć – dodała, jakby usprawiedliwiając swoje zachowanie.
        Nie była naiwna – jak zawsze ryzykowała świadomie. Dagon chciał sprzedać biżuterię, to fakt, i pokłócili się wtedy ostro, ale niezupełnie o to, a bardziej wskutek nieporozumienia, które powstało po drodze. Ostatecznie jednak oddał jej błyskotkę, nie chcąc niczego w zamian. Może tylko pozornie, by kiedyś zażądać spłaty “długu”. Być może to było bezinteresowne, w końcu na niedobór monet chyba nie narzekał. Może to było przemyślane, by czuła się wobec niego w jakiś sposób zobowiązana, na co swoją drogą lepiej nie liczyć w przypadku złodziei; jeśli dajesz, oni biorą, bez zadawania pytań. Nie wiedziała, więc teoretycznie świadomie podejmowała ryzyko, zostawiając mu bransoletkę, ale z drugiej strony, na los, nie było trudno jej ją zabrać wcześniej. W każdym razie nie analizowała tego bardzie, i tak nie miałaby szans go przechytrzyć. Miała za to okazję pomóc mu, nie krzywdząc przy okazji nikogo innego, więc zaryzykowała.
        - W każdym razie spróbować nie zaszkodzi. Tylko chyba trzeba ją wokół czegoś zapiąć, a ty masz nadgarstek większy niż moja kostka, więc najwyżej pokombinujesz - uśmiechnęła się znów lekko i pochyliła do Laufeya, jakby chcąc go pocałować w policzek. Zaraz jednak cofnęła się marszcząc nieznacznie nos.
        - Uch, śmierdzisz jak cała psiarnia – mruknęła i wyszła, zostawiając diabła na kanapie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon okazywał się być istotą, której nastrój na zaczepki i flirty nigdy nie przechodziły, gdy nawet zmęczony nie odpuszczał droczenia się z panterą. Istotną kwestią, jedyną, która ulegała zmianom, było czy podobne zabawy uskuteczniał tylko dla własnej rozrywki, czy może miał w tym interes oraz czy przypadkiem nie miał większego interesu w swojej rozrywce. Podobnie sprawa jawiła się z czarcią arogancją, która wydawała się nieskończona nawet gdy ten wyglądał raczej jak zaprzeczenie własnych słów i dumy.
        - Niespecjalnie - odparł swobodnie na pytanie dotyczące żywota przeciwnika. Pies był martwy, a na dobrą sprawę pewnie i ktoś z widzów mógł już na stałe zostać w zaułku, gdyż nawet w psiej postaci i próbując się wydostać z wiążącego go kręgu, bies nie patyczkował się ze stojącymi mu na drodze, wyładowując na nich swoją złość.
        Dziewczyna z kolei wykorzystywała swoją chwilową przewagę w postaci wypoczęcia i wyspania, bezczelnie drażniąc się ze zmęczonym diabłem. Przepychanki witał z zadziornym uśmieszkiem, podobnie też żegnał odchodzącą zmiennokształtną.
Powiódł jeszcze oczyma za ogonem unoszącym nieco koszulę podczas ruchu i z trudnym do zinterpretowania uśmiechem dopił drinka. Pustą szklankę postawił na podłodze i tyle by było z diablej obecności w apartamencie. Wystarczyła chwila ciszy i zmęczenie znowu zaciągnęło go w przyjemną ciemność.
        Nie zdążył jednak na dobre zasnąć gdy znów wybudziła go Kimiko, tym razem przysiadając obok na kanapie. Spojrzał na nią uważnie, nie zaczepiając tym razem a w spokoju słuchając co ma do powiedzenia.
Wiedział jak wygląda człowiek mówiący coś istotnego lub trudnego dla niego, umiał czytać ludzi, między innymi przecież dlatego potrafił nieźle oszukiwać grając w karty. Nie od wczoraj też znał brunetkę by nie wiedzieć, że chce coś powiedzieć, zastanawiając się jednocześnie ile na tym straci.
        - Ciekawość granicząca ze wścibstwem, w duecie z wrażliwością, nigdy nie przynoszą nic dobrego, a mimo to wciąż igrasz z ogniem. Ile razy musisz się sparzyć? - zapytał z nieznacznym uśmiechem, ale nie kpiącym ani złośliwym. Więcej, głos diabła brzmiał wręcz czule, gdy ten w swój charakterystyczny sposób odgarnął czarne kosmyki za ramię dziewczyny.
        - Na rogach ją sobie mogę powiesić, to chciałaś powiedzieć? - zadrwił wreszcie, na moment rozluźniając i zmieniając atmosferę.
        - Próbowałem - dodał ponownie poważnym tonem. - Wiele próbowałem, ale doceniam. - Przeczesywanie palcami włosów dziewczyny, zakończył muśnięciem kociego ucha.
Fakt, że dość silny artefakt był w stanie zadziałać na niego i klątwę, zachował dla siebie, a to dlatego, że działanie było zgoła odmienne od oczekiwanego. Przecież klątwy nie rzucał pierwszy lepszy czarownik. Owszem, przedmiot mógł wyhamować przemianę, ale nie tę, którą by chciał. Tak, sprawdzał. O dość nieprzyjemnych skutkach eksperymentu wiedziała jedynie Elleanore. To był właśnie epizod, który miał znaczący wpływ na zawarcie drugiej iście kuriozalnej zażyłości w życiu diabła. Najwyraźniej interpretacją działania podobnych artefaktów było blokowanie przeistoczenia się w tę prawdziwą postać. Wilkołak w duszy był wilkiem, więc nie mógł się zmienić w wilka. On był diabłem, więc przemiana w psa nastąpiła bez utrudnień, ale wrócić na dwie nogi miał niemały problem. Czy wszystkie przedmioty tak działały, nie wiedział i wolał nie sprawdzać. jednak darował sobie tłumaczenie detali Kimiko. Za to wyszczerzył się bezczelnie, gdy twarz musnęły mu czarne włosy, ale brunetka odsunęła się od niego z wyraźnym niesmakiem.
        - Podła kokietka - rzucił jeszcze za nią, rechocząc pod nosem i zamykając ślepia. Myć się będzie jak już się wyśpi.

A że zaległości w odpoczynku miał spore nawet jak na niego, a swoje trzy grosze dorzuciły zarówno kłopoty jak i obrażenia, wracająca Kimiko mogła zastać czarta wciąż rozciągniętego na kanapie tak jak padł przed jej wyjściem.

        Tymczasem Chrysant Balboette miał nie lada zgryz. Jego lokal od zawsze był jednym z tych bardziej luksusowych i szanowanych. Plasował się w czołówce najlepszych restauracji, jak sam zwykł powtarzać, w tej części Alaranii. To nie była melina szemranych typków. Owszem nie wypędzał nikogo, szczególnie gości kulturalnych i mogących solidnie zapłacić, ale wciąż nigdy nie wiązał oberży z żadną konkretną organizacją ani gangiem. Między innymi dzięki temu zawdzięczał prestiż oraz bezpieczeństwo. Był właścicielem nie tylko doskonałej restauracji, gdzie zjeść wyśmienity posiłek mogli zamożni kupcy czy szlachta, ale i neutralnej wyspy dla władców tej mniej oficjalnej Aerii. Miejscem gdzie nikt nie odważyłby się wywołać walki i którego nikt nie obierał za cel. To było całe piękno Chrysantemy. Jak inaczej mógłby w spokoju prowadzić interes? Gastronomiczny jak gastronomiczny, ale paser, który chciał być żywym paserem przez długi czas, unikał politycznych konotacji. Wystarczyły zmiany na stołkach i należało się zwijać lub układać się z innymi, a troska o własną głowę spychałaby inne, istotniejsze kwestie na dalszy plan.
A teraz? Teraz oficjalnie postawiono mu ultimatum - jesteś z nami lub przeciw nam. Coś czego nigdy nikt by nie zaproponował z uwagi na komfort własnych interesów. I nie musiał kryć, że osoba pewnego diabła nie była tutaj bez znaczenia. To właśnie było drugie zmartwienie krasnoluda. Co zrobi właśnie ten rzeczony czart. Czy nie potraktuje podobnej ugody jako zdrady zaufania?
        Nie wątpił by rogacz był w stanie dogadać się Villainem, tylko, że tamten zabrał się za sprawę od dupy strony, szlag by gada trafił! Nie mógł normalnie, kulturalnie pogadać z piekielnym pomiotem? Laufey był biznesmenem i wiedział co mu się najlepiej opłacało, całą resztę mając w głębokim poważaniu. Nie. On musiał zabrać się za miasto, diabła traktując z góry jak wszystkich innych, przymierzając się do zmuszenia piekielnika do przyjęcia zwierzchnictwa smokołaka lub rozpoczęcia walki, jego pakując między młot a kowadło.
Może i bies był jego przyjacielem. Może i Chrys nieraz pogrywał sobie z nim tak jak nikt inny by się nie odważył. Był jednak też cały czas świadom z kim miał do czynienia i teraz poważnie zastanawiał się czy zgoda na układ z Reedem nie była tym drobiazgiem, który mógł pogrzebać wieloletnią znajomość, skłaniając czarta do nabrania chęci by urwać mu warkocz razem z głową, a jego do proszenia gada o ochronę przed dawnym przyjacielem. Jasna cholera trafiłaby obu!
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Skubany wyczuwał pismo nosem, widziała to, ale też oznaczało to z kolei, że i ona się go uczyła. Dobrze, przynajmniej potraktuje jej słowa poważnie, nawet jeśli zorientuje się, jak istotne są dla niej. Zresztą, dawno już przestali udawać, że są wobec siebie podejrzliwi, nie ma co się wygłupiać. Jeśli już odważyła się okazać troskę to powinna też mieć odwagę się do tego przyznać i w razie czego wziąć na klatę konsekwencje. Tak dzielnie sądziła, dopóki Dagon się nie odezwał. Przenikliwie, jak zawsze, ale tym razem to była głównie jej wina – odsłoniła brzuch i poczuła się, jakby diabeł przejrzał ją na wylot. Równie dobrze mógł ją pieszczotliwie podrapać nożem pod brodą. Normalnie idealne zobrazowanie zgrabnego „kuźwa mać, szlag by cię jasny trafił, ty durny kocie”, które tylko wymamrotała do siebie w myślach, bardziej zrezygnowana niż przejęta, uśmiechając się słabo i rumieniąc lekko ze wstydu, który nie miał nic wspólnego z dotychczasowymi zaczepkami diabła.
        - Dobre pytanie – powiedziała jednak, nabierając głębiej powietrza i wydmuchując je w pasmo włosów, odrzucając kosmyk z pola widzenia, podczas gdy diabeł odgarniał inny za jej ramię.
        Sama nie wiedziała, czy ten czuły ton jej pomagał, czy pogrążał, gdy wahała się pomiędzy groźbą a troską („jasne…”) skrytą w tym zdaniu. A może były tam obie? Ważne jednak, że był miły i łagodził nacisk na piersi, więc odpuściła sobie analizy, zwłaszcza że było już po ptakach. Nie zastanawiała się też nad tym bardziej, bo zaraz zaśmiała się krótko w głos i przeniosła rozbawione spojrzenie na Dagona, a później nad jego głowę, gdzie znajdowały się skryte pod iluzją rogi. Dopiero wtedy zielone ślepia znów spojrzały mu w oczy.
        - Dokładnie to chciałam powiedzieć, ale nie chciałam być aż tak złośliwa – mruknęła z powracającym nieśmiało drwiącym uśmieszkiem, nim pokiwała głową, a kącik ust znowu drgnął jej lekko, gdy diable palce zahaczyły o ucho. Uhm. Przynajmniej już była świadoma tego, że wszystko, co robił, robił celowo. Wbrew pozorom ta wiedza jakoś pomagała.
        Pożegnała się na swój sposób, chociaż w planach miała milszy, i uciekła, podśmiewając się pod nosem na kolejny absurdalny zarzut. Ona kokietka, też coś…

        Biegła znów dachami, jako pantera. Nie miała ochoty odwiedzać Reeda, dość tego gada miała po wczoraj. Nigdy nie mówiła nigdy, ale chwilowo zamierzała odłożyć swoje wizyty w intrygującym kramie. Nowa Aeria miała przecież o wiele więcej do zaoferowania, a ona zobaczyła dopiero dwie dzielnice! Jeszcze trochę i naprawdę zasłuży sobie na łatkę domowego kota, jak się odpowiednio nie poszlaja. Na lasy zawsze jest czas, a miasta miały w sobie coś pociągającego i też były swoistą dżunglą, rządzącą się zmienionymi tylko nieco prawami. Przemierzała więc kolejne dzielnice, jednocześnie zaspokajając potrzebę pędu, uczucia zmęczenia w łapach i łapania kolejnych widoków. A z góry było widać wszystko najlepiej, zwłaszcza że była tu… sama…?
        Czarna pantera próbująca zatrzymać się w miejscu z pełnego pędu to zdecydowanie nie jest obraz pełen gracji, ale przynajmniej Kimiko udało się nie spaść z budynku. Pazury zaorały ceglany dach jednej z kamienic, gdy rozszerzone kocie ślepia wypatrywały tego, co mignęło im przed chwilą na sąsiednim dachu – czarnego ogona.
        „Niemożliwe, to nie ma prawa się dziać”, warczała w myślach, zawracając momentalnie i pędząc w upatrzonym kierunku. Opadała miękko na łapach, odbijając się od gzymsów i parapetów, za nic już sobie mając czy zostanie dostrzeżona przez kogoś z mieszkających w środku, czy też nie. Przeskoczyła na następny budynek, zwalniając i zakradając się wokół jednego z potężnych kominów, nietypowo odsłonięta, polując na nietypową ofiarę. Nietypową, bo nie uciekała ani nie kryła się, czekając na nią spokojnie. Stał tam, suczysyn, w swojej ludzkiej postaci, opierając się barkiem o komin. Kimiko warknęła wściekle, sycząc, szczerząc kły i jeżąc się cała, ale Seth tylko się uśmiechnął, ani myśląc się przemienić. Najwyraźniej sądził, że wówczas ona wróci do ludzkiej postaci. Niedoczekanie.
        Zaatakowała z rykiem, z zadowoleniem obserwując zaskoczenie malujące się przez moment na jego twarzy, nim sam opadł na cztery łapy. Za późno. Kocica runęła na niego całym pędem, przewracając się z nim na ziemię i przez moment kotłując wściekle, próbując złapać za gardło. Panterołak jednak znacznie przewyższał ją siłą, zarówno przez wiek, jak i rozmiar, więc szybko znów wylądowała na grzbiecie z kłami na własnej szyi. Dobrą chwilę czekał aż się uspokoi, czyli przemieni, i dopiero wówczas sam wrócił do ludzkiej postaci, przytrzymując jeszcze dziewczynę na plecach.
        - Cześć, Kimi. – Wyszczerzył się, pochylając nad nią i przytrzymując ją za nadgarstki. Bezczelnie na niej usiadł, ale i tak udało jej się kopnąć go w plecy. Niezbyt skutecznie, sapnął tylko, ale jej poprawiło humor. – Uspokoisz się? Wiesz, ja nie narzekam, ale chyba musi być ci cholernie niewygodnie.
        - Pieprz się, wiesz?
        - Tak sam? – zaśmiał się, gdy go znowu kopnęła, ale faktycznie nie wyglądał jakby miał się gdzieś wybierać. – No już, kotek. Ja tak mogę siedzieć do nocy.
        - Złaź ze mnie!
        - Nie rzucisz się na mnie z zębami? – zapytał ze spokojem, który irytował dziewczynę niesłychanie, ale gdy milczała, zaciskając zęby, tylko westchnął ostentacyjnie i oparł się o jej ręce, rozglądając po okolicy. – Ładne widoki stąd, prawda? Ciekawe miasto, różnorodne… Zachód słońca musi całkiem przyzwoicie tu wyglądać, może sobie obejrzymy?
        - Dobra, nie rzucę się, złaź ze mnie do cholery!
        - Ale na pewno? Bo drugi raz…
        - Seth, kuźwa, złaź ze mnie w tej chwili, bo odgryzę ci łeb!
        - Dobra, dobra – zaśmiał się i najpierw wyprostował, zabierając ręce, a gdy złodziejka nie skoczyła na niego od razu, wstał powoli, otrzepując spodnie.
        Kimiko odskoczyła jak oparzona, spozierając na niego wściekle i odruchowo obchodząc lekkim łukiem. Zobaczył to i pogroził jej palcem z uśmiechem, na co znowu pokazała kły. Ależ nie znosiła gnoja! Fuknęła jednak tylko i otrzepała się z brudu, klnąc pod nosem, gdy zobaczyła jak bluzka przesiąka krwią z nielicznych ran. Ciekawe, jak się z tego wytłumaczy… Bajera pogryzł pies, ją podrapała pantera, co za ironia losu.
        - Wybacz, mała.
        - Jasne.
        Łypnęła na niego, sprawdzając czy przynajmniej wygląda gorzej od niej, ale nim zdążyła się ucieszyć na widok jego ran, zdała sobie sprawę, że kocur się hamował. To odebrało zwycięstwu jego słodki smak, a jej energię do walki. Przez chwilę spoglądała jeszcze na Aswada, ale w końcu prychnęła pod nosem i usiadła pod kominem, opierając się o niego plecami i krzyżując nogi. Po chwili panterołak usiadł koło niej, zapierając się nogami i opierając o kolana wyprostowane ręce. Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą przerwała dopiero złodziejka.
        - Co tu robisz?
        - Chowam się przed twoim diabłem. – Seth uśmiechnął się krzywo, najwyraźniej niezbyt zadowolony z tego zdania, ale przynajmniej przykuł pełną uwagę dziewczyny, która spojrzała na niego zaskoczona, zarówno słowami, jak i bezpośredniością pantery. – Mam zlecenie na karku – dodał gwoli wyjaśnienia, a Kimiko znów odwróciła wzrok przed siebie.
        - Zasłużyłeś sobie.
        - Ta, nie pierwszy i nie ostatni raz.
        Zacisnęła usta. Z jednej strony chciała rozszarpać mu gardło. Z drugiej… powoli powody, które nią kierowały, stawały się coraz bardziej odległe, a ona musiała się przed sobą przyznać, że towarzystwo innego panterołaka wywołuje w niej dziwne uczucie, którego nie umiała nazwać, ale które powstrzymywało ją od nieustannej walki.
        - Whitaker – odezwał się znowu Seth, jakby czytał jej w myślach. – To nie było nic osobistego.
        - Mówiłeś już.
        - Ale nie słuchałaś – dodał, spoglądając na nią poważniej. Prychnęła, a on wywrócił oczami. – Nie zrobiłby ci krzywdy.
        - Zrobiłby ze mnie chodzący bukłak z krwią, Seth! Nie wkurzaj mnie na nowo! – warknęła, a gdy kocur się zaśmiał, ze złością kopnęła go w kostkę, aż odjechała mu noga, a ręka opadła, na co znowu parsknął śmiechem. Kimiko odwróciła głowę, by ukryć swój grymas, zdecydowanie zbyt bliski uśmiechowi.
        - Czego chcesz? – zapytała, spoglądając znów na zmiennokształtnego, gdy na nowo spoważniała. Ten uniósł brwi z rozbawieniem udając niezrozumienie, a Kimiko zmrużyła ślepia. – Nie rób ze mnie głupiej. Wiem, że wiesz, że on tu jest. Skoro się przed nim chowasz, to czemu tu?
        Panterołak milczał przez chwilę, przyglądając jej się z takim samym zaciekawieniem, jak ona jemu. Losie, miała do niego milion pytań. To był całkiem niezły powód, by przestać rzucać mu się do gardła.
        - Tu mam za kim, chwilowo – odpowiedział w końcu, siadając znów wygodnie i spoglądając przed siebie. – Chociaż to raczej nie potrwa długo.
        - Reed?
        - Bystrzacha – zamruczał z uśmiechem.
        - Czemu?
        - Czemu co? Czemu on, czemu za nim, czemu chwilowo?
        - Gadaj, bo wcale nie chce mi się z tobą zachodu słońca oglądać.
        - Marzysz o tym.
        - Nie.
        - Podła…
        - No co wy macie wszyscy… - warczała Kimiko pod nosem, na szczęście przeszło to niezauważone, gdy Seth śmiał się głośniej. – No mówże. O co mu chodzi?
        - A nie wiem, czegoś od ciebie chce, więc uważaj na siebie mała.
        - Ta, jasne, dzięki.
        - Poważnie mówię, to nie byle jaszczurka, Kimi. Ma takie plecy, że opryszki twojego chłoptasia się wycofały, a z tego co wiem to nieźle sakiewką podzwonił. W sumie to mi pochlebia.
        - Wszystko ci chyba pochlebia – mruknęła znów pod nosem, ku niezmiennemu zadowoleniu Setha.
        - A ciebie chyba wszystko drażni, co?
        - Tylko ty i to wybitnie.
        - O widzisz, to mi może…
        - Daj sobie spokój – parsknęła w końcu śmiechem i pokręciła głową. – Znowu mącisz, zamiast gadać. Czemu w ogóle mi to mówisz? Pracujesz dla niego czy nie?
        - Tu pojawia się magiczne „chwilowo”. Lubię swoje życie i nie dam się go tak łatwo pozbawić…
        - Zauważyłam.
        - …więc póki co, latam na posyłki gada. Nie wiem, czego od ciebie chce, ale nie podoba mi się to, więc cię uprzedzam. Miał ci też włos z głowy nie spaść, ale to już twoja wina.
        - Jasne. Ale czemu mnie uprzedzasz?
        - Daj spokój, mała. Między nami panterami. – Puścił do niej oko, ale Kimiko tylko przymrużyła znów ślepia, więc spoważniał, odwracając się w jej stronę. – Bo raz już przeze mnie miałaś kłopoty, a cię lubię, więc na kolejną ofiarę wybiorę sobie kogoś innego. Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź?
        - Wcale – stwierdziła i wstała, powoli otrzepując się z ziemi. Żarty żartami, ale nie będzie tu z nim zachodu słońca oglądać.
        - Dobrze, przynajmniej będziesz czujna. Możesz też Laufeya zapytać, co by chciał za zdjęcie mi zlecenia z karku.
        - Obawiam się, że twojej skóry na podłodze przed kominkiem.
        - Ma kominek? Na pewno się tam wygodniej powylegiwać niż na dachu, co? – Wyszczerzył się zaczepnie, w zamian dostając tylko jawnie sztuczny uśmiech.
        - Pa, Seth.
        - Pa, kotku. Do następnego.

        Gdy wróciła do mieszkania, było już ciemno, więc Dagona albo nie było, albo spał, bo wszystkie lampki były pogaszone. Nie żeby robiło jej to jakąkolwiek różnicę poza przekazaniem informacji. Stąpała bezszelestnie jak zawsze, ale tym razem umyślnie skradała się, by nie obudzić śpiącego wciąż na kanapie diabła, którego zobaczyła po chwili. Zatrzymała się na moment na wysokości kanapy, ale dobre kilka kroków od niej, przyglądając się śpiącemu piekielnikowi. Zaraz jednak dostrzegła plamy krwi na jego ubraniu, co przypomniało jej o własnych i pomknęła na palcach do garderoby. Dopiero tam zapaliła jedną lampkę, rzucającą nikłe światło na wiszące równo stroje. Zdjęła bluzkę, rzucając ją pod krzesło i licząc, że nadgorliwa jak zawsze wróżka będzie wiedziała, jak sobie z tymi plamami poradzić. Ręce miała już prawie gładkie, strupy powinny odejść w kąpieli. Złapała więc świeżą koszulkę, zdmuchnęła świeczkę w lampionie i przemknęła się do łazienki. Dopiero tam poruszała się swobodniej, napuszczając wody do wanny i z lekkim samozadowoleniem wrzucając tam kawałek syczącego kamienia. Będzie miała ciepłą kąpiel, a co! Należy jej się za szarpanie z dupkiem. Do balii weszła jednak dopiero, gdy ustrojstwo rozpuściło się już zupełnie, a Kimiko ostrożnie wymieszała ręką resztę piany. Nigdy nie można być zbyt ostrożnym.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gdy tylko zapadła cisza, zmęczony umysł współpracując z ciałem pogrążył czarta w głębokim śnie pozbawionych marzeń sennych. Spokój prywatnego apartamentu sprzyjał wypoczynkowi, więc polegiwał nie budzony przez nikogo. Znajome brzęczenie wróżki puszczał gdzieś mimo uszu. Podobnie kroki i aurę Helen, która sprzątała pokój drepcząc na paluszkach by nie obudzić szefa.
Zmieniła pościel, przyniosła świeże ręczniki, poukładała czyste szklanki, opróżniła popielniczkę. Bezpieczna, przyjemna codzienna rutyna, poza obecnością śpiącego diabła, któremu przyglądała się kątem oka gdy tylko miała okazję. A to, że prezentował się tak a nie inaczej, oczywiście zostało później odpowiednio opowiedziane w prywatnej części pracujących dziewczyn.
        Tak spędził pierwsze godziny. Później sen powoli spłycał się do stanu bliższego letargowi, kiedy bies był ogólnie świadom otoczenia, ale oczy wciąż miał zamknięte, mięśnie rozluźnione, a myśli nawet specjalnie nie płynęły przez rogatą głowę. To był właśnie najlepszy odpoczynek - przerwa od własnych myśli.
Czasami osobiste knowania, ciągłe przestawianie posiadanych klocków i kombinowanie jak i do czego wykorzystać daną informację, potrafiły wykończyć lepiej niż maraton. Ostatnio Dagon nic nie robił tylko myślał, knuł i kombinował jak pies pod górę, jak pozbyć się pojawiających się kłopotów. Każdy miałby już serdecznie dość. A że nie zapowiadało się by problemy szybko ustąpiły, potrzebował jak najwięcej sił i świeżego umysłu, dlatego odłożył mało palące kwestie orientacji politycznej Chrysa na “odrobinę później” maksymalnie wykorzystując moment względnego spokoju. Nawet nie kwapił się by zmieniać pozycję, dopóki coś nie zaczynało go uwierać. Wtedy leniwie przenosił ciężar ciała układając się wygodniej i ponownie dając się opanować ciemności.
        Upływ czasu też przestał mieć znaczenie i wracająca Kimiko zastała diabła wciąż drzemiącego na kanapie.
Nie słyszał lekkiego kociego kroku, ale wyczuł pojawienie się jej obecności. Potem dało się słyszeć ciche szuranie drzwi i dźwięk wody napuszczanej do wanny.
        Dagon ziewnął bezgłośnie, przeciągając się ciężko jak leniwy kocur, powoli wracając do rzeczywistości. Chętnie jeszcze z dzień pobumelowałby mając wszystkich i wszystko w dupie, ale istniało wtedy ryzyko, że i on ocknie się w tym niezbyt ciekawym położeniu. Miasto nie dawało urlopów, zwolnień i wakacji, więc należało wziąć się do kupy, doprowadzić do porządku - no może jeszcze odrobinę zrelaksować w międzyczasie - i w te pędy wracać do roboty.
        Przeciągnął się jeszcze raz, tym razem wstając i powoli, wciąż jeszcze ziewając i rozciągając poszczególne partie mięśni, które zesztywniały podczas wielogodzinnego leżenia na kanapie, poszedł do łazienki. Po drodze spinki wylądowały w opróżnionej rano popielniczce stojącej na komodzie. Marynarka czy buty też zgubiły się gdzieś w ciemności, nim bies dotarł do przesuwnych drzwi.
        - Puk, puk - wychrypiał, wchodząc do łazienki z samo zadowolonym (a jakże inaczej) uśmiechem. Zmrużone ślepia, które dopiero musiały przywyknąć do światła lampki, z jej błyskiem odbijającym się w obsydianowej czerni, odnalazły brunetkę gdy bies przysiadł się na krawędzi wanny, w pobliżu Kimiko.
        - Może się przyłączę, skoro już tak lubisz wrzucać mnie do wody? - Po fakcie, że czart był boso, bez marynarki czy krawata, a i koszulę miał bardziej rozpiętą niż zapiętą co zapewne stało się po drodze, skoro na kanapie był jeszcze w kompletnym odzieniu, łatwo się było domyślić, że była to bardziej sugestia niż pytanie.
        - No i wreszcie jest ciepła - dodał ostrożnie mocząc dłoń w kąpieli. Nabraną dla kontroli wodą chlapnął na panterę, szczerząc się bezczelnie, ale potem czarne ślepia nabrały czujniejszego wyglądu, gdy coś niepokojącego mignęło mu na skórze zmiennokształtnej.
        - To już nie był pies - zagadnął mrucząco, odgarniając mokre włosy, palcem gładząc ślady po kłach. Dopiero wtedy zobaczył też prawie wygojone ślady zadrapań. Wyglądały lepiej niż jego ugryzienie, ale tylko dzięki zdolnościom dziewczyny.

        Dla Chrysa dzień był jak co dzień. Villain tymczasowo rzyci mu nie zawracał. Klientów nie brakowało. Pogoda była ładna więc nie brakowało podróżnych korzystających z zalet i uroków Nowej Aerii, zatrzymujących się na obiad czy podwieczorek podczas swoich wojaży. Chryzantema znajdowała się przy głównym deptaku, wśród renomowanych kramów, więc i klientela była odpowiednia. A mimo to coś niepokoiło krasnoluda. Coś czy może bardziej ktoś. Otóż ten ktoś z całą pewnością już dawno dowiedział się przez kogo karczma była zamknięta. Uszaty kelner doskonale zdał pełną relację swojemu pracodawcy z odwiedzin diabła. Pytanie więc było jedno, dlaczego diabeł JESZCZE się nie zjawił by wyjaśnić to zdarzenie i jak bardzo odroczenie niekoniecznie miłej rozmowy było dobrym a jak mocno złym znakiem. Balboette wiedział, że czart nie należał do typów kąpanych w gorącej wodzie, ale to raczej przynosiło głównie te gorsze myśli.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zanurzyła się w wannie z minimalnym pluskiem wody i przymknęła oczy. Hm, faktycznie, ciepła woda daje zupełnie inne wrażenie… przyjemnie. Ledwie jednak panterołaczka wyciągnęła się w balii, a usłyszała kroki w mieszkaniu i uśmiechnęła się pod nosem, zanurzając nieco bardziej w mętnej od rozpuszczonego kamienia wodzie. Zerknęła nad rantem wanny w momencie, gdy uchyliły się drzwi i uniosła lekko brwi.
        - O, od kiedy pukasz? – zapytała rozbawiona, mierząc diabła spojrzeniem. Jej brwi uniosły się jeszcze wyżej, a uśmiech poszerzył, gdy usłyszała pytanie. Same niespodzianki dzisiaj ją spotykają. Podciągnęła nogi do siebie, szczerząc się wesoło. – Zapraszam – dodała, nieco zaskoczona, ale wyraźnie nie widząc w tym problemu. Nie pilnowała już diabła spojrzeniem, tylko zgarnęła kilka przyborów do mycia, póki jeszcze miała do nich dostęp.
        Kilka razy sięgnęła tylko wzrokiem na czerniejący na piersi piekielnika tatuaż, gdy ten pochylał się nad wodą, ale zaraz prychnęła iście po kociemu, gdy ochlapał ją wodą. Dowcipniś. Uśmiech utrzymał się na jej twarzy, chociaż na siłę, gdy Kimiko zorientowała się, gdzie Dagon spogląda. To znaczy: o szyi w ogóle zapomniała, nie widziała jej, więc siłą rzeczy nawet nie pomyślała o śladach, które zostawiły kły Setha. Próbowała pozbyć się strupów z przedramion, ale cholera coś wolno się goiły i gdy zadarła je paznokciem, krew pociekła na nowo. Zostawiła więc na razie szramy w spokoju, przyzwyczajona do tego, że zagoją się w swoim czasie. Przyłapana jednak, wciąż poraniona, przez moment nie wiedziała, co powinna powiedzieć, przygryzając usta. Chwila milczenia była już jednak za długa, a i ona sama przed sobą stwierdziła, że najlepsza będzie po prostu prawda. Odruchowo wzruszyła ramionami w wizualizacji efektu własnych przemyśleń.
        - To nie był pies – zgodziła się, zadzierając głowę i spoglądając na Dagona. Złapała jego dłoń, którą odgarniał jej włosy i pociągnęła lekko do siebie, niemo poganiając go do wejścia do wanny.
        – To była pantera – zamruczała, przyglądając się mężczyźnie. – Seth jest w mieście, pogadaliśmy sobie – kontynuowała swobodnie, jednocześnie wyraźnie bagatelizując własne obrażenia, ale spoglądając uważnie na Laufeya, ciekawa jego reakcji.
        Wanna była spora, mogli siedzieć w niej oboje i to całkiem wygodnie, ale też była to na tyle ograniczona przestrzeń, że powinna zdążyć zwiać, gdyby zobaczyła, że diabeł zabiera się do uzewnętrznienia na niej swojego niezadowolenia. Kwestia zwinności. A w końcu skoro wystawił za nim zlecenie to mógł nie być zachwycony, że typek pałęta się beztrosko po mieście. Nawet ona wiedziała, że to niezbyt dobrze świadczyło o skuteczności takiego listu gończego, a przecież niby co ona wiedziała? Losowi dziękowała tylko, że za nią jeszcze nigdy żadnego nie było, by na własnej skórze przekonała się, jak upierdliwie musiało się przed czymś takim uciekać. Jakby gonił cię cały świat.
        Poczekała, aż Laufey usadowi się wygodnie i sama zmieniła pozycję, bez pytania pochylając w jego stronę i układając na mężczyźnie, jak ostatnio, gdy wciągnęła go do wanny. Ciepła, lekko mydlana woda wygoniła irytujący ją psi zapach, a panterołaczka mimo wszystko zdążyła się za diabłem stęsknić, czemu dawała wyraz, moszcząc się na nim wygodnie i błądząc palcami po jego szyi i piersi, podczas gdy ogon wychynął ponad wodę i bujał się lekko, chlapiąc kroplami wokoło. Kimiko zaś skupiła się w końcu na intrygującym ją tak długo tatuażu i teraz przyglądała mu się uważnie.
        - To jest ślad klątwy, prawda? – zapytała, nie podnosząc na diabła wzroku, skupiona na wzorze. – Przypomina psa – wyjaśniła, przechylając lekko głowę i palcem dotykając czarnych linii tuszu. – A raczej mało prawdopodobne, byś sam zażyczył sobie takie dzieło, upamiętniające przemiany – mówiła już wolniej, wciąż nie spoglądając na Dagona, a teraz dodatkowo marszcząc lekko brwi i przychylając twarz do jego torsu.
        Palcem znów przesunęła po skórze i kocie źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy zmiennokształtna zdała sobie sprawę, że to, co jej się wydaje od jakiegoś czasu, wcale jej się nie wydaje. To się dzieje. Prawie przytknęła nos do opalonej skóry czarta, śledząc spojrzeniem czarne linie, które zdawały się odsuwać lekko przed jej palcem, jakby wręcz nie mogła w nie trafić, próbując ich dotknąć. Ogon śmignął w powietrzu, gdy zaintrygowana panterołaczka próbowała na własną rękę rozgryźć zagadkę, zamiast głupio się diabła pytać, czemu się tatuaż na nim porusza. Bo niby wyglądał wciąż tak samo, a jednak… a jednak pojedyncze linie, z których się składał, uciekały spod drobnego palca, chociaż coraz wolniej. Zapominając w ogóle, że bawi się czyimś ciałem, Kimiko muskała opuszkami palców czarne pasma, które coraz bardziej zlewały się z kosmykami jej włosów, opadającymi na pierś piekielnika. Roztargniona odrzuciła włosy na bok i znów spróbowała prześledzić dotykiem bieg linii tuszu, a kącik jej ust drgnął nieznacznie, gdy w końcu jej się udało. Dopiero wtedy podniosła oczy na Dagona.
        - On się rusza – powiedziała cicho, jakby „on” miał ją usłyszeć. – Czemu? – zapytała już bardziej swobodnie, opuszczając znów wzrok na tatuaż i przyglądając mu się uważniej.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rozbawionej dziewczynie odpowiedział stłumiony rechot. Od kiedy pukał? W zasadzie to chyba gdy miał taką ochotę, na przykład gdy chciał sobie z kotką pożartować. Nigdy wcześniej nie dzielił z nikim mieszkania czy chociażby pokoju w zajeździe. Pantera była pierwsza, więc takie sytuacje wychodziły na bieżąco w tak zwanym praniu. A przecież też nie zaprzątał sobie głowy podobnymi pytaniami, miał dość innych spraw do zastanawiania się niż co by było gdyby z kimś zamieszkał. W zasadzie, równie abstrakcyjny pomysł nawet jakby chciał rozważyć, uznałby za wystarczająco absurdalny by porzucić go już na starcie. Przysiadł się więc na rancie wanny, zaczepiając dziewczynę, w między czasie pozbywając się reszty zbędnych rzeczy, gdy Kimiko nie zaoponowała.
        Z tak bliska nie sposób było nie zauważyć obrażeń na gładkiej skórze dziewczyny, więc pantera nie miała wiele możliwości do ściemniania. Chociaż pewnie gdyby podrzemał trochę dłużej albo darował sobie nagabywanie brunetki w łazience, nawet nie dowiedziałby się o starciu, chyba że ona sama podzieliłby się wrażeniami. Przypuszczał jednak, że odniesione rany pominęłaby nie wyskakując z opowiadaniem o nich zbyt chętnie.
        Przechylił nieco głowę, przyglądając się Kimiko, która w charakterystyczny sposób przygryzała wargę. Widok był całkiem urokliwy, ale też zdradzał wahanie dziewczyny. Może też dlatego, a może przez to, że pantera ogólnie miała taryfę ulgową, odpowiedzi na pytanie oczekiwał ze spokojem i cierpliwością. Cicho mruknął na potwierdzenie, że nie był to pies, jakby zachęcał do rozwinięcia tematu jednocześnie wpełzając na zwolnione miejsce, ponaglony przez panterołaczkę. Odezwał się po chwili, analizując to co usłyszał pod równie czujnym spojrzeniem kocich ślepi.
        - No proszę, więc tutaj się kocur przyczaił…? - wychrypiał rozkładając się w balii wypełnionej, co ważne, ciepłą wodą.
        - Może to ciebie powinienem poprosić o przysługę, skoro tak szybko go znalazłaś, podczas gdy reszta wołowych dup boi się tknąć go palcem - kończąc, diabeł uśmiechnął się zaczepnie. Z faktem nieuchwytności kotka, chwilowej, prawie się godził. Piekielnika bardziej drażniło to jak ktoś mu nieustannie bruździł. To, że Seth jeszcze żył, było jedynie tymczasowym efektem ubocznym.
        - Teraz tak ciężko o ludzi pracujących z pasją. Wszyscy skupiają się jedynie na zyskach i trzęsą się o własne bezpieczeństwo, grając tak zachowawczo - mówił niepowodzenie przekształcając trochę w drwinę, trochę w żart. - Co za czasy - dokończył, głaszcząc podrapaną skórę dziewczyny, która mościła się jak najprawdziwszy kot.
        Względnie wypoczęty i z Kimiko obok, jeszcze przez chwilę postanowił nie skupiać się na wkurzających go drobiazgach. Tym bardziej głaskany z takim zainteresowaniem. Kocia ciekawość niezmiennie budziła rozbawienie Bajera, ale nie prześmiewcze, a pozytywne i zaintrygowane. Było ono na swój sposób fascynujące i czart z chęcią przyglądał się zajętej panterze, której zaciekawienie nie wyglądało jakby miało mu się kiedykolwiek znudzić. W połączeniu z zadowoleniem wynikającym z tak prostej i niezobowiązującej pieszczoty, wprowadzały diabła w naprawdę wspaniałomyślny jak na niego, nie mataczący nastrój.
        - Niezupełnie - odezwał się, palcami znowu głaszcząc szyję dziewczyny, ale bez groźby, której kiedyś użył.
        - To klątwa sama w sobie, jak pokrętnie to nie brzmi - mruczał zrelaksowanym głosem, gdy dziewczyna bawiła się wzorem. Opowiadał robiąc na moment pauzę, dając Kimiko myśleć na głos, wznawiając dopiero po jej kolejnych słowach.
        - Faktycznie słabo pasowałby do garniturów - zażartował w odpowiedzi na kocie mamrotanie. Mrużąc na moment oczy, jakby się nad czymś jeszcze zastanawiał, po czym kontynuował.
        - Normalnie wcale nie powinienem mieć innej postaci niż pies - ze spokojem tłumaczył dalej. - Ale na moje szczęście przekleństwo dało się częściowo zdjąć, ono zaś jakby zwinęło się w formę znaku i tylko podstępnie czeka by znów się odezwać - przerwał na moment i mało nie dostał mokrymi włosami w pysk, których końce tylko smyrnęły go po twarzy, wywołując śmiech piekielnika. To sobie kociak znalazł zabawę.
        - Mówisz? - nawet sobie z dziewczyny nie żartował, poza podłapaniem i naśladowaniem jej szeptu. Zwyczajnie nie przyglądał się nigdy tatuażowi. Lustra używał głównie do prawidłowego zawiązania krawata a nie oglądania własnej postaci, był arogantem głęboko przeświadczonym o własnej może zawyżonej wartości, ale nie narcyzem.
        - Nie mam pojęcia, klątwa ogólnie żyje własnym życiem - dodał już normalnym głosem.
        - Chociażby kwestia artefaktów. - Zdecydowanie był w wyjątkowo hojnym nastroju. - Nie działa na nią większość z nich, również te przeznaczone na zmiennokształtnych. Chyba że są dość potężne, jak choćby nasza felerna bransoletka... - zawiesił głos przez uderzenie serca patrząc we wpatrujące się w niego zielone ślepia, i chyba jeszcze przez moment rozważając czy dobrze robi.
        - Ale wtedy czekają aż klątwa się odezwie i zatrzymują mnie w psim ciele - wyszeptał nachylając się do kociego ucha, które nie było znowu aż tak daleko. Słabość za słabość, taki miał teraz kaprys, chociaż nie było to najrozsądniejsze rozwiązanie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Jak zwykle twarz Dagona nic jej nie zdradziła. Na dodatek gdy jego oczu nie skrywała iluzja i piekielne czarne ślepia objawiały się w pełni na światło dzienne… lub nocną lampkę, aktualnie, mogła liczyć na jeszcze mniej niż zwykle. Chociaż więc z jakiegoś nieznanego jej powodu ta prawdziwa wersja diabła bardziej jej odpowiadała, wciąż nie umiała rozszyfrować nietypowych czarnych oczu, póki co nieźle rozpracowując tylko to, gdzie czart spogląda. Przyglądała mu się więc zainteresowana, gdy milczał, a gdy w końcu się odezwał, uśmiechnęła nieznacznie.
        - No właśnie coś wspominał, że puściłeś za nim psy gończe – stwierdziła z nutką złośliwości w głosie, skoro Laufey prawie potwierdził to, co usłyszała od Setha. Na okrętkę, jak zawsze, ale nauczyła się już czytać między tymi wierszami. – Chyba byłby skłonny negocjować – dodała już mimochodem, łaskawie podsuwając Dagonowi powoli temat. Właściwie sama była ciekawa, na ile (albo za ile) diabeł skłonny jest odpuścić panterołakowi, więc nie robiła tego tylko dla niego. Dowiedziałaby się też wówczas, co właściwie piekielnik ma na celu.
        - Przede mną się tak nie krył – stwierdziła szczerze, nie dodając sobie niczego i moszcząc tylko wygodniej na czarcie. – Wie, że jest ode mnie silniejszy, więc sobie pozwala – mruknęła już z lekkim niezadowoleniem, ale przecież nic z tym nie mogła zrobić.
        Pod względem siłowym była od panterołaka słabsza na każdy możliwy sposób: budową, wiekiem i doświadczeniem. Ratowała ją tylko zwinność i zaciekłość, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że Seth zarówno wtedy, u Whitakera, jak i teraz, wręcz starał się nie wyrządzić jej większej krzywdy, a i tak dostawała łomot. Strach było pomyśleć (ale jednocześnie bardzo ciekawe), jak bardzo oberwałaby, gdyby naprawdę zalazła kocurowi za skórę.
        Wróciła myślami do diabła słysząc drwinę w jego głosie i uśmiechnęła się, spoglądając w czarne ślepia.
        - A ty? Pracujesz z pasją, Bajer? – zamruczała zaczepnie, odsłaniając kiełki, po czym wróciła do oględzin tatuażu, podśmiewając się już tylko pod nosem, gdy zdała sobie sprawę, że czasem po prostu nie umie odpuścić sobie słownej przepychanki z czartem.
        Zadowolona i wypoczęta korzystała z okazji do spokojnego zapoznania się z tatuażem, który tyle razy przyciągał jej wzrok, a który tyle razy przegrywał z innymi rozproszeniami. Teraz okazję miała idealną. Diabła miała unieruchomionego i zrelaksowanego, więc nie marudził i nie kręcił, chwilowo też nic ich nie ścigało i zwyczajnie mogła dać upust ciekawości, co czyniła z właściwym sobie zaangażowaniem. A Dagon o dziwo opowiadał ze spokojem i całkiem jasno, jak na niego, nie każąc jej zachodzić w głowę nad drugim dnem wypowiadanych przez niego słów.
        - Moim zdaniem wygląda całkiem nieźle – rzuciła tylko z filuternym uśmiechem, na moment podnosząc na niego wzrok, gdy mężczyzna oceniał tatuaż pod względem dopasowania do garnituru. Podobał jej się. Tatuaż oczywiście. Garnitury też były w porządku, chociaż nadal nawet nie próbowała pojąć, dlaczego ktoś z własnej woli chciałby się pakować w tego typu zbroję. Elegant. Budził respekt i wywoływał odpowiednie wrażenie, to fakt. Ale czy było warto? Chociaż z drugiej strony jakoś nie umiała sobie wyobrazić diabła w zwykłych płóciennych spodniach i cienkiej koszuli. Uśmiechnęła się pod nosem na samą tą myśl, nim jej uwagę na nowo pochłonął tatuaż.
        Przyzwyczajona do tego, że doskonale widzi zarówno w dzień, jak i w nocy, mrugała co chwila, próbując zracjonalizować to co jej się wydawało, aż nie pozwoliła sobie samej przyznać, że malowane czarnym tuszem runy, chociaż całościowo niezmienne, gną się lekko pod jej dotykiem. Niby nie pierwszy raz dotykała czarciego torsu, ale wcześniej nie zauważyła tej prawidłowości, co ewidentnie godziło w dumę z własnej spostrzegawczości. Jakby dla sprawdzenia swojej teorii przejechała beztrosko całą dłonią po żebrach mężczyzny i mruknęła pod nosem, gdy nic się nie stało. Dobrze, musiała więc stricte dotykać tatuażu, umyślnie.
        Przez to skupienie prawie umknęły jej słowa Laufeya i teraz podniosła na niego pytające spojrzenie, gryząc się w język, by nie prosić o powtórzenie. Szansa byłaby zmarnowana, była tego pewna, a przecież dobrze słyszała.
        - Musiałeś nieźle komuś zaleźć za skórę – przyznała, tonem nieco poważniejszym, niż zwyczajowe wytykanie diablej upierdliwości. Zdawała sobie sprawę, że czart nie był wzorcowym przykładem konformisty, ale mimo wszystko musiał sobie solidnie nagrabić, by ktoś go poczęstował takim przekleństwem. Na stałe zamienić diabła w psa? Niezaznajomiona z magią panterołaczka nawet nie potrafiła sobie wyobrazić skali energii potrzebnej do rzucenia takiego zaklęcia, ale z pewnością musiał być to jakiś potężny czarnoksiężnik.
        Zmrużyła niebezpiecznie ślepia, gdy Bajer odezwał się, parodiując jej szept. Przyglądała mu się uważnie, szukając dalszych przejawów drwiny, ale po chwili otworzyła normalnie oczy, nieco zaskoczona. Jak to nie wiedział!? Jakby jej się coś na ciele pojawiło to z pewnością zbadałaby to dokładnie, to po pierwsze! Po drugie, już chciała zapytać, czy nikt inny mu nigdy nie powiedział, ale ugryzła się w język, dochodząc do wniosku, że niekoniecznie chce słuchać o tym, ile ktosiów mogło to jeszcze zauważyć. Korzystając więc z okazji, że Dagon zdawał się być wyjątkowo rozmowny przerwała oględziny, wpatrując się uważnie w mężczyznę, który z każdym kolejnym słowem ją zaskakiwał. Przechyliła lekko głowę zaintrygowana, gdy doszedł do bransoletki, a gdy zawiesił głos wyprostowała się na nowo, spokojnie wyczekując kontynuacji, chociaż końcówka ogona podrygiwała za nią, zdradzając zainteresowanie.
        Gdy diabeł nachylił się do niej, pochyliła lekko głowę, odruchowo nadstawiając ucha. Szept, który je musnął, sprawił, że jeszcze chwilę nie podnosiła wzroku, wbijając skołowane spojrzenie w plątaninę symboli na szyi piekielnika. Analizowała zarówno to, co usłyszała, jak również potencjalną prawdę lub fałsz w tych słowach. Mistrzem knowań nigdy nie była, ale chociaż zdawała sobie sprawę, że rozpuszczenie fałszywych plotek o swoich słabościach jest niezłym sposobem na zajęcie wrogów bzdurami, o tyle sytuacja była zbyt konkretna, diabeł wyjątkowo poważny w swoim psikusie nagłej szczerości, a ona zbyt nieistotna, by mu w jakikolwiek sposób zagrażać, by uznać to wszystko za zwykłą ściemę.
        Dopiero wtedy podniosła spojrzenie na Laufeya, przyglądając mu się w milczeniu dłuższą chwilę. Czarne, nieodgadnione ślepia błyszczały tylko fałszywym blaskiem, odbijając po prostu płomień świecy zza niewielkiej szybki lampionu. Rogi zawijały się butnie wokół jego głowy, niemo przecząc jakiekolwiek szczerości mogącej paść z ust piekielnika. Te zaś nawet nie uśmiechały się drwiąco, gdy diabeł chyba wyczekiwał jej reakcji. Czyżby słabość za słabość? Nie. Niemożliwe. Ale mimo wszystko, doceniła to… czymkolwiek by to nie było.
        - Mhm… No tego byśmy nie chcieli – zamruczała, patrząc mu w oczy. – Zdecydowanie trzeba zniszczyć to ustrojstwo, nie podoba mi się ono – stwierdziła butnie, wciąż jednak cicho, jakby za wzorem rozmówcy. Zaraz też objęła diabła za szyję ramionami i podciągnęła się na nim wyżej, przytulając policzkiem do jego twarzy i ocierając się o nią z gardłowym mruczeniem. – Nie lubię jak walisz psem – dodała jeszcze z figlarnym uśmiechem, szepcząc w same diable usta, nim go pocałowała.

        Zefir wróciła do swojego królestwa z poczuciem dobrze spełnionych obowiązków oraz pragnieniem zasłużonego odpoczynku. Jednak z taką łatwością, z jaką wyczuwała nastroje swoich kochanych zwierzaków, tak samo dopadła ją świadomość bałaganu panującego w mieszkaniu. W akompaniamencie dzwoneczków bojowych wypadła ze swojego domku do garderoby i rozejrzała się podejrzliwie, szukając źródła niepokoju. Jej spojrzenie momentalnie wystrzeliło w stronę krzesła, niemal przeszywając je na wylot, a już po chwili wróżka nurkowała w stronę ziemi, lądując przy zakrwawionej koszuli. No co za kot! A ona tak liczyła, że obecność drugiego zwierzaka wyprowadzi na dobre tory jej diabelskie psisko, a tu proszę! Nic! Normalnie na odwrót wręcz! Prychając pod nosem zniknęła koszulę i wypadła do salonu, a tam zaś wywinęła orła, załamując ręce. Przecież jeszcze rano tu było czyściuteńko! Wszystko na błysk! No poza zakrwawionym psiskiem na kanapie, którego znowu poniosło i wrócił taki sponiewierany, biedaczek. Ale zasłużył sobie za niszczenie zupełnie nowego garnituru! Czy on nie może przebrać się w jakieś łachy, jak już koniecznie się musi iść z kimś poszarpać? Nie! On idzie w pełnym garniturze, by jak najwięcej elementów garderoby zachlapać krwią. Wszędzie krew!
        Wróżka utyskiwała, dzwoniąc i piszcząc, podnosząc kolejne elementy odzieży i buty, które diabeł gubił po drodze do łazienki. Unosiła marynarkę tylko po to, by zaraz ją zwinąć, gdy szkarłatne plamy raniły jej drobne serduszko. Szybko znikała kolejne elementy, a gdy skończyła, zatrzymała się na moment, unosząc w powietrzu i rozglądając, czy pozostało coś jeszcze dla niej do zrobienia. Dopiero po chwili zastanowiła się nad czymś innym. Przecież skoro wszystko tutaj zakrwawione, to jak zwierzaki?! Niby nie czuła nic złego, wręcz przeciwnie, ich aury nie były zaniepokojone, ale przecież musiała sprawdzić, czy nic im nie jest. Poza tym, gdy zbliżała się już do łazienki i usłyszała śmiech i plusk wody, postanowiła dołączyć do towarzystwa, bo przecież też się stęskniła i też chce się pośmiać!
        Ledwo jednak wpadła przez drzwi z radosnym dzwonieniem, a zaraz pisnęła, wywijając orła w powietrzu i nakrywając się nogami, gdy drobnymi rączkami próbowała zasłonić sobie oczy i się odwrócić w locie. Na Matkę Naturę! W te pędy wypadła z łazienki, początkowo z cichym piskiem odbijając się od ściany, gdy nie trafiła w drzwi i dopiero po chwili wypadając na zewnątrz z wyjątkowo sugestywnym trzaskiem przesuwnego skrzydła. Co za pies z kotem! Nic tylko krwawią na jej ubrania i się… chlapią no! Ugh! Ależ była roztrzęsiona. Musi coś uprasować!
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gorąca kąpiel idealnie uzupełniała relaksujący sen, wręcz namacalnie przywracając zużyte siły. Z tym większą ochotą rozłożył się w wannie. Do tego do kąpieli miał miłe towarzystwo, którym nigdy nie gardził.
        Nawet jeśli rozmowa nie zaczęła się może zbyt radośnie i jej początki miały potencjał bycia mniej przyjemnymi niż relaks w wodzie, Laufey wydawał się bardziej rozbawionym niż zezłoszczonym nowymi wieściami. Kimiko zaś ostrożnie badała grunt, zupełnie jakby wolała nie podpierać się za mocno na fasadzie dobrego humoru, która mogła być równie fałszywa jak wiele wcześniej prezentowanych przez czarta w towarzystwie. Ale bies wciąż i niezmiennie wyglądał na zadowolonego. Więcej, uśmiechnął się szerzej, słysząc, że Seth przyznał się do statusu ściganego.
        - Wpierw musiałby mieć dość odwagi by się pokazać i spróbować tych negocjacji, bo w podobnych sytuacjach nie używam pośredników - odparł bezczelnie i z niekrytym rozbawieniem, jakby już sama możliwość postawienia kocura przed takim wyborem była całkiem satysfakcjonująca. W tej chwili pozostawił problemy za drzwiami i jedynie zadrapania odrobinę irytowały diabła, gdy mimowolnie trafiał na nie palcami, głaszcząc panterę, która akurat kończyła swoją odpowiedź nie kryjąc nuty niezadowolenia. Jeśli drań chciał przebaczenie, w czarcich myślach powinien się znacznie bardziej postarać i nie podpadać podobnymi drobiazgami. Ale w tym wypadku nie dał po sobie nic poznać, gdy kontynuował drażnienie się z brunetką.
        - Oczywiście, że pracuję z pasją. Wątpisz? - zagadnął, nawijając na palce kosmyk mokrych, dziewczęcych włosów. - A na pewno nie zarzucisz mi, że grywam asekuracyjnie - dodał arogancko. Jednocześnie wygodniej rozparł się w wannie, z wyraźną przyjemnością przyjmując kocie oględziny, bawiąc się obserwowaniem skupionej dziewczyny.
        - Naprawdę? Ale w sumie czy na mnie mógłby wyglądać źle - zarechotał, żartując chociaż słowa podszyte typową rogatą arogancją tylko częściowo brzmiały jak żart.
        W pewnym momencie, gdy nie zapowiadało się by złodziejka szybko skończyła, podparł skroń na pięści by móc wygodniej śledzić jej ruchy. Kimiko skupiła się na zadaniu jakby to było co najmniej polowanie. Co jakiś czas tylko przypominała sobie o obecności posiadacza znaku, łapiąc krótki kontakt wzrokowy i wracając do urywanej dyskusji. Dagon w tym czasie, między zdaniami, pomrukiwał sobie na przemian z zaciekawieniem, ukontentowaniem czy rozbawieniem, a może wszystkim po trochu, gdy palce dziewczyny śledziły przebieg run czy gdy przeciągnęła całą dłonią po jego żebrach by zaraz wrócić do szczegółowych badań.
        - Hazard to niebezpieczny sport, szczególnie gdy wygrywasz z osobami nie nawykłymi do przegranej - odpowiedział żartobliwie podczas jednej z przerw, w których kotka sobie o nim przypominała. Co zrobić, sprawa posrała się dawno temu, jedyne co pozostało to ubrać wszystko w żart, jak bardzo by go ta słabość nie wkurzała. Tym bardziej, że wiedząc co wiedział dziś, postąpiłby tak samo.
Późniejsze zdziwienie Kimiko zaskoczyło i Bajera, ale odebrał je jako równie urzekające co jej wcześniejsze zaciekawienie. Szczególnie, że zrodziło się z ostrzeżenia błyskającego w drapieżnych oczach. Do tego ogon zdradzający oczekiwanie kryjące się pod pozornym spokojem i cierpliwością. Bies uśmiechnął się, gdy na krótką chwilę stał się ciekawszym obiektem niż tatuaż, uzupełniając wyjaśnienia o szczegóły, a zakończył ochrypłym pytaniem:
        - Nie chcielibyśmy?
Kto by pomyślał, że prawda może popłacać. Czart nie byłby w pierwszej linii do obstawiania tego zakładu, ale czemu miałby nie skorzystać z takiego obrotu sprawy. Przechylił głowę na zwierzęcą modłę, odzwierciedlając kocie ocieranie się, gdy Kimiko rozpoczęła pieszczotę. Nawet przez chwilę chciał udzielić jakiejś riposty, ale szybko przeszła mu ochota na gadanie po próżnicy.
Co do propozycji zniszczenia bransoletki... tę kwestię zostawił do wyjaśnienia później. Unicestwienie artefaktu było czasem równie kosztowne jak jego stworzenie. Wymagało sporo umiejętności oraz zdolności magicznych, i tym samym niezbyt się opłacało. Naśmiewać się ze złodziejki nie chciał, skąd dziewczyna mogłaby wiedzieć o takich komplikacjach. Do tego bransoletka mogła się przydać do negocjacji z kocurkiem. Zdecydowanie była to rozmowa na spokojnie i na później.
Nawet nie zwrócił uwagi na brzęczącą Zefir. Takie zdolne stworzenie a jakie niedomyślne, niewarte zaprzątania sobie głowy.

        - Masz ochotę na kolacje? - zapytał przed wyjściem z łazienki, obejmując dziewczynę w pasie i opierając brodę o jej szyję.
        - Muszę wreszcie odwiedzić Chrysa, zanim wyskubie sobie cały warkocz główkując czemu jeszcze mnie tam nie było - dodał znikając za ścianą.
Ubranie garnituru mimo wszystkich jego elementów zajęło przyzwyczajonemu doń diabłu dosłownie chwilę. Na koniec zgarnął spinki z popielniczki i gotów zaoferował Kimiko ramię.
        Chryzantema znajdowała się nieopodal, więc zamiast się przenosić przeszli ten kawałek. Już było po zachodzie słońca. Bruki zamożnych dzielnic wypełniły się barwnym tłumem bogatych przejezdnych i majętnych kupców. Ulice rozświetlały eleganckie lampy, nadając im niepowtarzalnej atmosfery, malując aleje smugami nieoświetlonych cieni.
Szyld samej Chryzantemy również oświetlał niewielki lampion nawiązujący do wystroju całej restauracji, sprawiając, że mimo nocy wejście do lokalu było widoczne z odległości kilku sążni.
W drzwiach powitał ich znajomy kelner, który tym razem odpuścił sobie zaczepki, może z racji sali pełnej gości.
        - Zaprowadzę państwa do stolika - zapewnił elegancko, odbierając od diabła kapelusz i prowadząc Kimiko i Dagona do ustronnej loży w kącie wnętrza.
Pomieszczenie oświetlone było raczej oszczędnie. Każdy stolik miał swój komplet świec, a oliwnych lamp i kinkietów było jedynie tyle, by dało się bezpiecznie spacerować po restauracji jednocześnie nie niszcząc przytulnej i intymnej atmosfery.
Zdążyli usiąść, a elfi kelner ulotnił się wręcz z prędkością błyskawicy. Nie minęło drugie mgnienie, a dołączył do nich nikt inny jak Chrys we własnej osobie.
        - Kimiko… - zaćwierkał poufale, witając panterołaczkę pocałunkiem w rękę, przytrzymując ją w dłoniach trochę dłużej i czulej niż przy zwykłych powitaniach. - Jeszcze cię nie sprzedał, najdroższa?
Potem zwrócił znacznie mniej rozbawione oblicze na diabła. Gdzieś ulotniła się skłonność do drwin i żartów, a w małych oczkach tkwiących w twarzy cherubina odbijał się spryt i ostrożność.
        - Długo się tu wybierałeś - zaczął powoli i z rezerwą, jakby właśnie został wrzucony na środek zamarzniętego jeziora podczas wiosennych roztopów.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko rzeczywiście z trudem dzieliła uwagę pomiędzy diabła, którego raczej ciężko przeoczyć, zwłaszcza gdy się na nim leży, a tatuaż, który chwilowo objął jednak prowadzenie, przykuwając zainteresowanie dziewczyny. Poza tym była na bieżąco, co jakiś czas podnosząc spojrzenie na diabła by pokazać, że go słucha albo samej coś odpyskować, nic nowego.
        - Przekażę, jeśli będę miała okazję – odpowiedziała niewinnie, uznając to za ostatnią przysługę, jaką odda Sethowi.
        Nawet nie wątpiła w to, że brunet może się osobiście pofatygować, ale tym bardziej nie miała zamiaru robić za pośrednika. Jak dupkowi życie niemiłe to niech sam negocjuje, ona tylko uprzejmie podrzuciła diabłu temat. A akurat w tej kwestii mogli okazać się dość podobni, chociaż u jednego była to zuchwała pewność siebie, a u drugiego bezczelność i brawura, ale to ostatnie rozumiała doskonale, sama taka była. Podejrzewała więc, że kocur dla samego wyzwania może się pojawić w okolicy, by Laufeyowi spojrzeć w oczy.
        - A wiesz, że właśnie nie zauważyłam. – Uśmiechnęła się lekko, ciągnąc zaczepkę o pracy z pasją. – W robocie widziałam cię raz i ziało nudą – ciągnęła bezczelnie, a koci uśmiech tylko się poszerzał. Ewidentnie była w nastroju do zaczepek. – A sam mówiłeś, że kradzież obrazu nie była planowana, więc powiedzmy, że tego nie zaliczam do obowiązków, chociaż tam już przejawiałeś większe… zaangażowanie. Ale nie, rzeczywiście nie grasz asekuracyjnie – zamruczała, umyślnie łechcąc diable ego, ale nie widziała w tym nic złego.
        Dokładanie tego okruszka do tak wielkiej puli i tak niewiele zmieniało. Poza tym jeśli akurat o bal u Whitakerów chodzi, to Laufey wykazał się wyjątkowym tupetem, wciągając ją w to samo. Nie żeby protestowała, wszak utarcie im wszystkim nosa okazało się równie satysfakcjonujące, co udany ostatecznie skok, wciąż jednak było czymś zupełnie nowym od ukradkowego umykania po dachach lub jawnej ucieczki w knieje podczas napadów na trakcie.
        Później już tylko prychnęła rozbawiona czarcią arogancją, uwagą powracając do tatuażu i uśmiechając się znów, gdy Dagon powrócił do odpowiadania na okrętkę. Co nieco już sobie jednak poskładała. Przekleństwo było klątwą narzuconą przez kogoś wyjątkowo silnego, kto nie pogodził się z faktem, że Bajer go w jakiś sposób ograł i szczęśliwie chociaż częściowo zdjęte przez kogoś innego… Tylko o co się mogła toczyć stawka, że wyciągnięto taką artylerię - tego już nie potrafiła się domyślić, ale miała swoje podejrzenia, że mogło nie mieć to związku z tym konkretnym kontynentem, a bardziej z głównym miejscem pochodzenia diabła; planem, który jeszcze do niedawna traktowała jedynie jako fantastyczną, acz przerażającą krainę wymyśloną na potrzeby bajań - piekło. Może z czasem jeszcze czegoś się dowie, samej nie powstrzymując się od pytań lub korzystając z czarciego napadu szczerości, jak tym razem. Chwilowo jednak porzuciła już temat tatuażu, pełnię uwagi poświęcając jego właścicielowi i tylko mrucząc przecząco ze śmiechem na zadane ochryple pytanie. Arogant.

        Otulona w puszysty ręcznik złodziejka uśmiechnęła się, czując objęcie i głos w okolicach szyi.
        - Och, tak! Zdecydowanie – westchnęła zadowolona. – Co więcej, ja stawiam, żeby nie było, że zupełnie mnie utrzymujesz. A umieram z głodu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam – mruczała już, kierując się w stronę garderoby, nim potrząsnęła głową, odganiając myśli i zerkając na Laufeya. – Mówisz, że tak cię wyczekuje? Przez tą akcję z zamkniętą knajpą? Boi się? – pytała rozbawiona, ubierając się obok w swoje nowe spodnie i bluzkę. Przy okazji zerknęła ukradkiem pod krzesło, ale koszula zniknęła. Może dlatego Zefir wpadła im do łazienki, zrobić raban o plamy krwi? W każdym razie dobrze, że się szybko ewakuowała...
        Wyszła z garderoby chwilę przed Dagonem i poszła do pokoju – po broń oczywiście. Mogła się nieco rozleniwić ostatnimi czasy i nawet zostawiać kuszę w mieszkaniu, gdy wychodziła, ale nawet towarzystwo diabła nie sprawi, że przestanie chodzić bez sztyletu przy udzie. Gdy wyszła ze swojego pokoju mężczyzna był już gotowy i szarmancko podawał jej ramię. Uśmiechnęła się wdzięcznie i zrobiło jej się naprawdę miło. Wiedział kim jest, zwykłą złodziejką przecież, a i tak czasami traktował ją jak damę, którą przecież nigdy nie będzie, nie naprawdę. Tu nie było przed kim udawać, więc to był naprawdę miły gest i z uśmiechem ujęła zaoferowane ramię. Przez moment pomyślała nawet czy nie powinna była ubrać sukienki, skoro i tak jakieś wisiały w pokoju, dzięki Zefir. Jednak ta myśl szybko przepadła, przegoniona przez butny charakter panterołaczki. Musiała mieć naprawdę dobry powód, by wskakiwać w kieckę, a samo okazjonalne traktowanie jej jak damy nie sprawiało jeszcze, że się w nią zamieniła.
        Z przyjemnością przespacerowała się ulicami miasta, nosem wciągając rześkie nocne powietrze. Kocie oczy odbijały blask okolicznych latarni, przykuwając uwagę co niektórych przechodniów skuteczniej niż kryjący się już w mroku ogon, czy uszy, niemalże niewidoczne spod włosów, które uniosły się lekko, wysychając po kąpieli. Skórę miała już gładką, ostatnie strupki poodpadały, nie pozostawiając po sobie blizn, jak zawsze i Kimiko nie wyglądała, jakby kilka godzin temu tłukła się z inną panterą na dachu. Zerknęła w górę kątem oka, zastanawiając się czy nie mignie jej gdzieś tam właśnie czarny kształt, ale linia kamienic była nienaruszona i złodziejka straciła zainteresowanie.
        W gospodzie powitał ich ten sam elf, co ostatnimi razy, chociaż o wiele bardziej oficjalnie, przykuwając tym samym na dłużej spojrzenie panterołaczki, która przez moment pozazdrościła Bajerowi wrażenia, które czasem potrafił wywrzeć. Jej się cholera nikt nie bał i to wszystko przez niepozorny wygląd, bo przecież gdy już pokazała pazury i kły to uwagę przykuwała na stałe. Jednak przecież i to wykorzystywała na swoją korzyść i brak aury strachu był konieczny, czasem tylko irytując. Dała się więc poprowadzić do stolika, rozglądając z zainteresowaniem po przepełnionym lokalu, a później zajęła swoje miejsce, uśmiechając się lekko na myśl o swojej pierwszej wizycie tutaj. Dobrze, że jednak wtedy nie uciekła.
        - Chrys! – Uśmiechnęła się wesoło i wstała, widząc zbliżającego się do nich krasnoluda. Cierpliwie zniosła czułości względem jej dłoni i mruknęła rozbawiona na retoryczne pytanie.
        – Na pewno dowiedziałbyś się pierwszy – odparła przekornie, siadając na powrót do stolika i zduszając nutkę niepokoju, jaką wywołało pytanie właściciela lokalu. Uczucie pojawiało się coraz rzadziej, ale wątpiła by kiedykolwiek zniknęło całkowicie, nawet gdy drogi jej i Laufeya się rozejdą. Póki co jednak, miała zamiar się najeść, więc u uszatego kelnera zamówiła już pełen zestaw dnia, razy dwa oczywiście.
        - Może się do nas dosiądziesz? – zapytała jeszcze Chrysa z udanie odegranym niewinnym uśmiechem, opierając brodę na dłoni i obserwując nietypowo zachowawczego Norda i Dagona, ciekawa rozwoju zdarzeń.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł doskonale wiedział jakie pytanie zadać. Wystarczyło zaproponować panterze posiłek i stawała się najszczęśliwszą istotą na Łusce. Więcej, pewnie była w stanie darować niejedną zniewagę, grunt by posiłek był odpowiednio smakowity. Taki już urok kociaka.
Nie rozumiał fascynacji jedzeniem. Dobre dania sprawiały mu przyjemność, ale nigdy nie dawało mu ono aż takiej radości. Na dobrą sprawę nic nie poruszało czarta tak jak innych. Jak na przykład paterołaczkę właśnie, znajdującą się od jakiegoś czasu obok niego. Wszystko pozostawiało niedosyt i nieodparte wewnętrzne uczucie żądające więcej. Już dawno nauczył się egzystowania w ten sposób akceptując niezmienny stan rzeczy, zamiast dążyć do niemożliwego, pełnego zaspokojenia pragnień jak czynił na początku wolnego życia. Ale gdy patrzył na panterę, w jakiś pokrętny sposób udzielała mu się jej radość i pasja, bardziej sycił go posiłek złożony z kilku kęsów, przy którym przyglądał się jedzącej zmiennokształtnej, niż pełen, wielodaniowy obiad.

        W garderobie przebierali się bez wygłupów, może dlatego, że myśli Dagona uciekały już w kierunku interesów i zamiast zaczepiać dziewczynę pozwalał jej ubierać się w spokoju, skupiając się na swoim odzieniu.
        - Yhm… - potwierdził chrypiąc. Kotka wyraźnie sobie kpiła, nie doceniając powagi sytuacji. Krasnal wbrew pozorom wykazywał się roztropnością. Diabeł mógł go traktować jak kompana, obdarowywał go swoistym rodzajem lojalności, ale tego samego oczekiwał w zamian. Zawiedzenie czarciego zaufania byłoby znacznie bardziej bolesne w skutkach dla Norda, niż konsekwencje podobnego postępku w wykonaniu kogoś obcego.
        - Pytanie jak wiele ma prawdziwych powodów do lęku. - Mimo żartów złodziejki, postawa Laufeya była całkiem poważna chociaż wciąż zupełnie zrelaksowany zapinał guziki koszuli.
Droga do Chryzantemy upłynęła wręcz sielankowo, zupełnie jakby był to zwykły wolny wieczór a nie wizyta mająca na celu potwierdzenie dalszej solidarności pasera.

        Chryzant oczywiście szybko znalazł się przy ich stoliku. Chociaż zaczął od niewinnych i trochę złośliwych żartów z panterołaczką, Balboette był widocznie spięty, co oczywiście próbował zamaskować właśnie dowcipkowaniem i swobodnie radosnym zachowaniem.
        - Och nie sądzę, miła. Nie robię w żywym towarze, a ten tutaj słówka by nie szepnął co się z tobą stało - zakończył z najszczerszym cherubinkowym uśmiechem na jaki stać było podstępnego pasera, jakby zupełnie nie rozmawiali na temat traktowania ludzi jak zwierząt lub rzeczy.
        - Z przyjemnością - dopowiedział jeszcze, siadając na krześle obok, dopiero przybierając poważniejszy ton by zwrócić się do diabła.
Bies popatrzył na pokurcza i wcale nie zamierzając ułatwiać mu sprawy odezwał się nie mniej oficjalnie.
        - Ostatnio miałem na głowie wiele spraw i nie było mi po drodze - odparł niskim głosem.
        - Mam nadzieję, że wszystko toczy się pomyślnie - Chrysant kontynuował grzecznościową wymianę zdań.
        - Wyjdzie w najbliższym czasie - odparł czart, nie siląc się na nawiązanie do niezręcznej sytuacji z zamkniętą Chryzantemą. Nord zorientował się, że tak łatwo nie pójdzie, a pałeczka poruszenia niewygodnego tematu jest w jego rękach. Westchnął cicho mając nadzieję, że ten raz kozie nie przyjdzie zginąć i pociągnął konwersację dalej.
        - Dagon, słuchaj… - Bies uniósł wymownie brew, dając krasnoludowi do zrozumienia, że przecież słucha, więc niech przestanie owijać w bawełnę.
        - Życie w Aerii się się pokomplikowało… - Chrys nawijał dalej, starając się przygotować grunt.
        - Co ty nie powiesz - burknął piekielnik. Jakby na potwierdzenie tych mało odkrywczych wniosków, do stolika podszedł kelner, by przekazać wiadomość poufnym szeptem, który w zaciszu był dobrze słyszalny również dla Kimiko i Chrysa.
        - Panie Laufey, posłaniec pana szuka.
        - To odbierz od niego wiadomość i niech spieprza - warknął czart, co wywołało na twarzy Norda grymas szybki i łatwy do zinterpretowania. Zły nastrój Dagona mógł wszystko tylko utrudnić, a on chciał by rozmowa przebiegła jak łagodniej.
        - Kiedy on osobiście chce przekazać - znów szepnął elf.
        - To niech ruszy dupę, bo nie chce mi się łazić w tę i z powrotem - bies odpowiedział ochryple i wyciągnął cygaro. Jak nie zapali to za chwilę cały dobry humor, z którym wychodził z mieszkania, naprawdę mu się ulotni. Popielniczka przezornie już czekała na stoliku.
        - Oczywiście. - Elf ukłonił się i zniknął pomiędzy stolikami. Niedługą chwilę później wrócił prowadząc ze sobą dobrze odzianego mężczyznę. Ten ani się nie przywitał z Laufeyem, ani tym bardziej z jego towarzystwem, które jedynie zostało obdarzone niezbyt przychylnym spojrzeniem i bez ceregieli zaczął od interesów.
        - Mam ważną sprawę - odezwał się drugi raz wymownie patrząc na panterołaczkę i krasnoluda, ale Dagon tylko ponaglił go ręką.
        - To delikatna sprawa - zasugerował kolejny raz, z większym naciskiem. Od początku jego głos miał roszczeniowe i niezbyt miłe brzmienie, ale teraz nabierał jeszcze bardziej irytującego zabarwienia.
        - I nic jej tu nie grozi. Szybciej, bo nie mam całego wieczora - Bajer warknął nieprzyjemnie, odnajdując spojrzenie marudnego interesanta, jednocześnie osypując popiół z cygara.
        - Karawana nie dotarła na miejsce - odpowiedział przybysz, wyzbywając się resztek pozornej grzeczności.
        - A czy to mój problem? - odparował piekielnik, a Chrys tylko uniósł oczy w niebo. Naprawdę ten palant musiał przyjść teraz, gdy ważyły się losy jego i jego ukochanej Chrysantemy oraz oczywiście wielu wartościowych przedmiotów i artefaktów, z którymi diabeł nieraz przychodził, będąc jednym z pewniejszych źródeł krasnoludzkiego dochodu?
        - Miałeś zapewnić transport - burknął fircyk, nawet gubiąc gdzieś przyimek “pan”.
        - Miałem zapewnić bezpieczny przeładunek i wyjazd z miasta. Dalsza droga to była wasza działka - odpowiedział diabeł wypuszczając kłąb tytoniowego dymu.
        - Mój szef będzie bardzo niezadowolony.
        - Samopoczucie twojego szefa gówno mnie obchodzi - odparł rogaty, który nie widział potrzeby grzecznego zachowania się wobec ułomnego na umyśle leszcza. Wystarczającą grzecznością był fakt, że idiocie pozwolono wciąż stać i też głównie dlatego, że Dagon był wyjątkowo spokojnym i opanowanym draniem.
        - Żebyś potem nie żałował. - Chrysant śledził wszystko niemal z duszą na ramieniu. Co jak co, ale Laufey dotrzymywał umów i raczej nie lubił gdy ktoś zarzucał mu niewywiązywanie się z nich. Najwyraźniej gość był wyjątkowo niedomyślny i Balboette nie wróżył mu długiego życia w zdrowiu, miał tylko nadzieję, że jednak dobrze zna czarta, i ten powstrzyma się od udzielania lekcji w środku restauracji w pełnym obłożeniu gośćmi.
        - Lepiej niech szef dokładnie i ze zrozumieniem przeczyta umowę, bo inaczej on może żałować. A teraz grzecznie stąd zjeżdżaj, bo przeszkadzasz mi w kolacji - wychrypiał Dagon gasząc niedopałek, by wreszcie z pełną uwagą spojrzeć na posłańca. A Chrysant aż dostał gęsiej skóry. Mógł sobie żartować z piekielnikiem, drwić z niego czy z nim, ale zawsze znał granicę, której wolał nie przekraczać. Mógł znać się z Bajerem wiele lat, przywykł do jego niecodziennego towarzystwa, ale tak naprawdę nigdy nie wyzbył się lęku przed nim, gdzieś głęboko, podświadomie, nigdy nie zaufał mu na tyle by przestać się go bać. W końcu był to diabeł.
Posłaniec chciał pogrążyć się jeszcze bardziej, ale na szczęście dla wszystkich jakby znikąd zjawił się elf i ku namacalnej uldze srebrnowłosego, zabrał mężczyznę nim narobił jeszcze większych zniszczeń.
        - Mówiłeś coś? - czart zwrócił się do norda, wracając do rozmowy którą im przerwano, a krasnolud niemalże podskoczył gdy zupełnie niespodzianie padło na niego ciemne spojrzenie.
        - Miasto stanęło na głowie, Bajer. To nic osobistego, ale ja lubię swoją knajpę i chcę przetrwać nie angażując się w żadne rozpierduchy.
        - A przy tych nie osobistych kwestiach mam uważać na swoje plecy?
        - Tak, do picia dostaniesz wino mszalne, a mięso było duszone w wodzie święconej - nord obruszył się i odpyskował urażony, na chwilę tracąc całą swoją ostrożność. Akurat w tej chwili kelner wniósł komplet talerzy, ale nie dwa, a trzy. Wyraźnie krasnolud zamierzał zjeść kolację z nimi.
        - Biznes jest biznes, Chrys, rób co musisz - zakończył Dagon, ale zdanie zawisło w powietrzu. Reszty łatwo się było domyślić. Krasnolud mógł układać się z kim i jak chciał, w tych faktycznie niespokojnych czasach było to normalne zagranie, ale musiał liczyć się z tym, że bezpośrednia zdrada nigdy nie zostanie wybaczona.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości