Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Idź kocie do diabła

Post autor: Dagon »

Początek opowieści

        Niby wszystkie miasta były podobne do siebie, a jednak każde z nich miało własny unikalny klimat. Bruk Nowej Aerii także był jedyny w swoim rodzaju. Gdy tylko buty Dagona dotknęły charakterystycznych kocich łbów jakimi wyłożone było podwórko na zapleczu Chryzantemy, diabeł poczuł się prawie jak w domu.
Obce mu były uczucia przywiązania czy tęsknoty, szczególnie wobec miejsc tego padołu, ale to co właśnie zagościło w diablim sercu było im najbliższe. Zajęło niewielką cząstkę miejsca, gnieżdżąc się razem z zadowoleniem wywołanym zakończoną kradzieżą i powrotem do dwunożnej wersji.
        Wilk odskoczył gdytylko udało mu się oswobodzić z diablej garści, cofając się energicznie o parę kroków, na tym zakończywszy, gdy zawirował mu cały świat i musiał pilnować, by nie zatoczyć się kończąc tyłkiem na ulicy. Utrzymanie godności dodatkowo utrudniały wnętrzności, które chciały wywrócić się na drugą stronę.
Podczas gdy wilkołak walczył o utrzymanie zawartości żołądka na swoim miejscu, chociaż wcale aż tak wiele jej nie miał, diabeł ani myślał aż tak szybko puszczać uroczo wtuloną złodziejkę. To jak go objęła wsuwając drobne dłonie pod rozpiętą koszulę aż prosiło o odzew, trochę inny niż zaczepka cisnąca się na usta mgnienie temu, z której niestety nie miał czasu skorzystać. Z chęcią podroczyłby się trochę dłużej z panterą, ale obecność wilka komplikowała sprawę. Dodatkowo, by zniknąć, starał się wykorzystać moment, gdy nikt ich nie dostrzegał. Bezpieczny czyli sekretny transport był ważniejszy niż zabawa z kotką.
Teraz mógłby poświęcić chwilkę, szczególnie, że Kimiko przylgnęła do jego piersi jak zwykle podczas przenoszenia, za którym wyraźnie nie przepadała. Czart ograniczył się jednak do krótkich słów.
        - Dzięki - szepcząc to, pocałował złodziejkę w policzek i z powracającym bezczelnym uśmiechem, ociągając się, pozwolił dziewczynie wyplątać się z uchwytu. Ulica, nawet jeśli to było tylne, wewnętrzne podwórko zabudowań, niekoniecznie była najlepszym miejscem na podobne zabawy. Jakby na potwierdzenie tej tezy, zmiennokształtny postanowił przypomnieć o swojej obecności.
        - Darujcie mi podobne obrazki - warknął Arthur, powoli dochodząc do siebie. Jednych mdłości się pozbył, na co były mu kolejne. Diabeł rzucił rozbawione spojrzenie w stronę marudnego wilkołaka, ale nie komentował.
        - Chodźcie - zarządził, podchodząc do solidnych i eleganckich, dębowych drzwi ulokowanych w ścianie kamienicy, przy której się znaleźli. Dagon zapukał, jakby dokładnie wiedział gdzie chciał wejść i długo nie czekali jak wrota rozwarły się, ukazując elfiego kelnera.
        - Pan Bajer? - zdziwił się uszaty, który zaraz uśmiechnął się szeroko, patrząc na czarta uważniej.
        - Dobrze pan wie, że w Chryzantemie obowiązuje strój wizytowy - zawiesił głos na uderzenie serca. - A przynajmniej kompletne odzienie - uszaty kontynuował żart patrząc na koszulę Dagona, będącą w niezmiennym nieładzie.
        - Nie marudź, nie wchodzimy do knajpy...
        - Restauracji - skwapliwie poprawił kelner wchodząc diabłu w słowo. - I to jednej z najlepszych w całej okolicy Gór Dasso, a zapewne i tej połowy alarańskiej ziemi - wyrzucił na jednym oddechu nie dając miejsca na przerwanie monologu sławiącego Chryzantemę.
        - Wchodzimy na zaplecze - dokończył swoje zdanie piekielnik z dominującym uśmiechem, ignorując przechwałki, które znał już chyba na pamięć i ucinając dywagacje. - Zawołaj Chrysa.
Elf skinął głową i popędził po szefa, zostawiając barwną wycieczkę samym sobie. Czart puścił Kimiko w drzwiach i nakazał wejść wilkowi, a sam wszedł jako ostatni, zamykając za sobą drzwi.
        Idąc niepozornym i dość zaciemnionym korytarzem minęli kuchnię oraz spiżarnię trafiając do izby, którą w przeciwieństwie do reszty Chryzantemy charakteryzowała elegancka prostota. Duży stół wraz z kompletem krzeseł stanowił większość wystroju.
        Bajer szarmanckim gestem zaprosił Kimiko do wnętrza, sugerując, że właśnie tu powinni zaczekać, po czym podszedł od tyłu do wchodzącego za nią wilka.
Zmiennokształtny nie spodziewał się żadnych działań piekielnika zakładając, że ten jak poprzednio tylko ich wprowadza. Gdy więc Dagon złapał mężczyznę za związane ręce, wilkołak warknął agresywnie, szarpiąc się z uściskiem. Protesty spętanego nie zrobiły na rogatym większego wrażenia i puścił on szamoczącego się szatyna dopiero, gdy uwolnił go z więzów. Arthur odsunął się od natrętnego draba z ostatnim warknięciem, nerwowo poruszając odrętwiałymi kończynami i patrząc na Laufeya spode łba. Co z tym gościem było nie tak? Coś na stówę, tylko jeszcze nie wiedział co i tak po prawdzie wolał się nie przekonywać.
Tymczasem Laufey zignorował fochy wilczka i rzucając sznur na stół, rozparł się na jednym z krzeseł, gdy do pokoju wchodził widziany już wcześniej kelner.
        - Szef zaraz przyjdzie - uśmiechnął się pogodnie. - Czy w tym czasie coś państwu trzeba?
        - Porządnej kolacji dla tej pani - odpowiedział rozbawiony jak zwykle, gdy chodziło o panterę i jej apetyt.
        - Oraz psiaka. - Wskazał wciąż niezadowolonego Arthura, który trzymał się jak najbliżej ściany, by zabezpieczyć swoje plecy, chroniąc się przed kolejnym pochwyceniem.
        - I napiszcie do Ell, że ma dwa podarki do odbioru.
Kelner skinął głową i zniknął zamykając za sobą drzwi.
        Wilkołak prezentował postawę plasującą się między całkowitym tumiwisizmem a młodzieńczym buntem, chociaż ogółem nie protestował jakoś zapamiętale. Obroża znacznie ograniczała mu pole manewru i przywykł już do traktowania go jak psa. Nie godził się z tym, ale nauczył się, które walki mógł wygrać, a kiedy należało oszczędzać siły. Chwilowo krzywda mu się nie działa, więc wziął na wstrzymanie, zasiadając jak najdalej od drągala. W tej samej chwili w drzwiach ukazał się ogolony krasnolud, nie dając długo na siebie czekać.
Chrys jak zawsze prezentował się pysznie i oryginalnie, jak tylko nord udający elfa potrafił. Jego bystre oczy od razu policzyły wszystkich obecnych, zatrzymując się na dłużej na panterze.
        - Panienka wciąż trzyma z podstępnym diabłem, a o duszyczkę się nie boi? - zagadnął krasnolud, witając się z Kimiko w sposób równie oryginalny jak on sam.
        - A może kociak zmiękczył twoje czarne serce? - Balboette zmienił rozmówcę, kierując następne słowa do czarta. Bies nie podchwycił przedstawienia, ze znudzonym i bezczelnym grymasem przyklejonym do facjaty, czekając by kurdupel skończył szopki, które określał powitaniami i przeszedł do interesów.
        - Co dla mnie macie moje słoneczka? - Chrys usiadł naprzeciwko pantery i diabła, splatając pulchne palce, wcześniej oparłszy łokcie o blat. Dagon skinął głową w stronę Kimiko, by wyciągnęła zwinięte płótno i czekał na reakcje.
        - Nie… - szepnął krasnolud, gdy zwój wylądował tuż przed nim. - To nie może być to… - Skąd krasnolud domyślił się natury przedmiotu, nawet diabeł nie był pewien. Może nie aż tak wiele magicznych obrazów namiętnie poszukiwano, a może wystarczyła emanacja zwiniętego portretu. Podobne rzeczy zawsze były tajemnicą pyskatego pokurcza. Nie było jednak tajemnicą, że Chrysant był zwyczajnie dobry w swoim fachu. Czart tylko się uśmiechnął, gdy krasnal wziął portret w dłonie i aż pisnął przykrywając usta jedną z nich.
        - To aż nie do pojęcia… - wyszeptał podekscytowany.
        - Ale najpierw muszę się upewnić - dodał już całkiem poważnie, obracając się na pięcie zawinąwszy długim warkoczem i zniknął w drzwiach szybciej, niż się pojawił, oczywiście razem z obrazem.

        Tym razem elfi kelner na polecenie przyniesienia kolacji, nie przywędrował z menu, ale od razu z gotowym posiłkiem. Na pierwszy ogień podano duszoną w sosie grzybowym, pikantnie przyprawioną wołowinę z kaszą i wachlarzem blanszowanych warzyw wraz z pękatą karafką wina i trzema kieliszkami. Jeszcze dobrze nie zabrali się za posiłek, a na stole znalazła się ryba w galarecie, chrupiące bułeczki i małe marynowane grzybki - w końcu była jesień - oraz zapiekane z serem, faszerowane papryki, to zaś było jedynie danie główne z przystawkami.
        Posiłek trwał w najlepsze. Wilk nie zastanawiał się dwa razy, wychodząc z założenia by brać jak dają. A dawno nie jadł czegoś co można było nazwać posiłkiem, nie mówiąc o kosztowaniu smacznych potraw, gdy do izby wrócił Chrys z marsową miną.
        - To falsyfikat - powiedział burkliwym głosem, którym wreszcie przypominał krasnoluda. Diabeł popatrzył uważnie znad kieliszka wina prosto w oczy krasnoluda.
        - Nie pieprz głupot - warknął nieprzyjemnie, na co niski elegant prychnął śmiechem tak szczerym, że każdy o zdrowych zmysłach uznałby, iż on wszystkich klepek nie posiadał.
        - Prawdziwy, prawdziwy - zaraz sprostował spolegliwie z rumianymi policzkami i niewinnym uśmieszkiem, przypominając cherubinka, wyjątkowo wyrachowanego, o kaprawych krasnoludzkich oczkach. - Na zakończenie roku będzie właściwy bankiet z licytacją - dokończył.
        - To może znajdziesz miejsce jeszcze dla tego drobiazgu? - W odpowiedzi Bajer wyciągnął z kieszeni złotą bransoletkę i rzucił ja lekkim ruchem na stół, która ślizgiem trafiła prosto pod ręce Chrysa. Krasnolud wziął do ręki biżuterię, marszcząc czoło, gdy przesuwał drobne ogniwka między palcami.
        - Świństwo... - zaczął powoli. - Na coś takiego zawsze znajdzie się chętny - podsumował z profesjonalnym spokojem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie lubiła teleportacji. Był to już kolejny raz, gdy korzystała z takiej formy transportu i tylko za pierwszym ją to zaskoczyło, później zawsze wiedziała dokładnie, czego się spodziewać, ale i tak nie mogła przywyknąć do osobliwego uczucia. Pomijając już fakt nieprzyjemnie ściskających się wnętrzności i zawirowanie w głowie, najgorsze było to, że nie miała pojęcia, gdzie się znajdzie. Kurczowo uczepiona Dagona wiedziała, że nie zrzuci ich z przepaści, czy nad oceanem, ale szepczący uspokajająco głos logiki i zdrowego rozsądku tłamszony był przez spinającą mięśnie niepewność i zapierające dech w piersi uczucie oczekiwania i zagrożenia.
        Pogodziła się za to z czymś innym – bliskość Laufeya jej nie peszyła, a uspokajała. Był (o zgrozo) jedynym pewnym elementem podczas teleportacji i o ile wcześniej złodziejka objęła go już niemal odruchowo, swobodnie zaczepiając jeszcze słowem i uśmiechem, teraz prawie zwinęła się w kłębek, wtulając w męską pierś. Pewnie jęknęłaby nad tym, jak regularnie w tej sytuacji traci twarz, ale no cholera jasna, koty nie latają! Ani tym bardziej nie przenoszą się magicznie w przestrzeni. Nowa Aeria zastała ją więc przytuloną do Dagona, z wtuloną w niego opuszczoną głową, na której układały się płasko położone uszy. Opadające włosy zasłoniły zaciśnięte mocno powieki, ale pełen ulgi wydech zdradził wstrzymywany oddech, a ogon wyglądał jak szczotka do czyszczenia największej na świecie butelki, dopiero teraz otrząsając się łagodnie i układając nastroszoną wcześniej sierść.
        Podniosła głowę już po krótkiej chwili, rozglądając się czujnie, ale wówczas wilkołak łapał równowagę, głupio odskoczywszy od czarta. Nietrudno było się domyśleć, że o ile Kimiko w odruchu przytrzymywała się mężczyzny, by nie stracić równowagi, wojownik wolał odnaleźć ją jak najdalej od Dagona, co niestety zaowocowało jeszcze większym zawirowaniem w skołatanym nietypową podróżą organizmie. No, ale oczywiście, przecież do faceta nie będzie się przytulał. Brunetka nie miała jednak głowy do prychania nad dziwnym zachowaniem mężczyzn i wysunęła ręce obejmujące biesa, opierając je zaraz na nim, gdy Bajer nie wypuścił jej od razu z objęcia, jak Arthura.
        Podniosła na Dagona pytająco-karcące spojrzenie akurat, by otrzymać niespodziewanego całusa w policzek z jeszcze bardziej niespodziewanymi podziękowaniami. Uśmiechnęła się od razu, chociaż nadal zapierała rękami o diabła, usiłując wyłuskać się z tego objęcia.
        - Proszę – odpowiedziała tylko, wciąż z zadowolonym uśmiechem. Drinka miała obiecanego już dawno, kolacja była miłym, ale, co tu dużo mówić, oczekiwanym zakończeniem tej psiej farsy, jednak to właśnie szczere podziękowania praktycznie zamknęły temat i Kimiko więcej nie było trzeba. Ugłaskana, zniosła bezczelny uśmiech Bajera z rozbawieniem i cofnęła się w końcu o krok, dopiero teraz mogąc doprowadzić się do porządku po teleportacji. Przytyk Arthura zignorowała, rzucając tylko szatynowi pobłażliwe spojrzenie, chociaż z zainteresowaniem zaczęła zauważać, że wilcze powarkiwania w niej samej wywołują chęć podobnej odpowiedzi. Jak gdyby drapieżniki wyczuwały się nawzajem, walcząc z ludzką świadomością i opanowaniem.
        Dała się poprowadzić w stronę kamienicy, dopiero teraz uważniej orientując się w otoczeniu. Niemal niezauważalnie zwolniła krok, węsząc w powietrzu i marszcząc nieznacznie brwi, gdy coś znajomego połaskotało ją w umyśle, ale jeszcze nie zlokalizowała źródła tego uczucia. Podwórze, na którym się znaleźli nie wyglądało znajomo, ale kamienica już owszem, chociaż w pierwszej chwili panterołaczka zignorowała to wrażenie, wszak architektura ma to do siebie, że jest powtarzalna. Gdy jednak drzwi otworzył im elf, rozpoznała go w ułamku chwili i uśmiechnęła się zaskoczona. Byli już tutaj! Pierwszego dnia, gdy się poznali, to tu Laufey zabrał ją na obiad. Zawahała się. Przeniósł ich wtedy do Nowej Aerii tylko na posiłek!?
        Wróciła uwagą do rozmowy, gdy biesowi wytknięto brak stroju wizytowego, a właściwie pełni stroju w ogóle i dopiero zdała sobie sprawę, że mężczyzna nawet nie pofatygował się, by zapiąć koszulę. „Pozer”, mruknęła w myślach, odwracając wzrok od opalonej („W piekle, kocie, w piekle!”) skóry i przenosząc uwagę znów na elfa. Może i bardziej przejęłaby się własnym strojem, którego w żadnym razie nie można było uznać za chociażby aspirujący do rangi wizytowego, gdyby nie to, że była już tutaj, podobnie ubrana, też z kuszą na plecach i nikt szumu nie robił. Czy kelner po prostu dramatyzował dla żartu, gdyż widać było jak bawi go słowna przepychanka z gościem, czy po prostu fakt, że była wówczas z Laufeyem sprawił, że nie zwrócono jej wtedy uwagi – nie miało większego znaczenia, bo po chwili zostali wpuszczeni do środka.
        Kimiko ruszyła przodem, całkiem pewnie jak na kogoś kto znajduje się w danym miejscu po raz pierwszy. Przemykanie zapleczem było jej bardziej znajome, niż wchodzenie do takiej restauracji frontowymi drzwiami. Rozglądała się jednak uważnie, dość widocznie też węsząc w powietrzu, gdy mijali kuchnię i spiżarnię, a gdy dotarła do prostego pomieszczenia, ale wyraźnie nieprzeznaczonego dla służby, spojrzała na Dagona pytająco, a ten szarmanckim gestem zaprosił ją do środka. Weszła i zajęła jedno z krzeseł przy stole, obracając się tylko raz, gdy usłyszała szamotaninę. Później już tylko zaskoczonym spojrzeniem odprowadziła lecący na stół sznur, który runął tam niedbale z sugestywnym wydźwiękiem. Kocie ślepia na moment podążyły do wilkołaka, rozcierającego ślady po więzach, by później z nieodgadnionym wyrazem spocząć na diable, nim błysnęły rozbawieniem, gdy zamówiono dla niej kolację. Losie, jaka ona była głodna! Zjadłaby konia z kopytami! Dosłownie.
        Odprowadziła Arthura czujnym spojrzeniem, gdy zajmował miejsce koło niej, takim samym jak ona wzrokiem mierząc z kolei siedzącego koło złodziejki Laufeya. Aurę zupełnego braku zaufania zburzyło wejście znajomego krasnoluda, którego Kimiko powitała lekkim uśmiechem, a wilkołak uniesionymi brwiami i cichym „serio?”. Już wolałby chyba jawne zagrożenie niż takie dziwactwa co chwila, ani to bronić się przed nimi, ani uciekać, a wyluzować się to na pewno nie miał zamiaru! Ogolony krasnolud, no niech go ktoś uszczypnie…
        Złodziejka nietypowe powitanie Chrysa skomentowała tylko uśmiechem i krótkim zerknięciem w stronę Dagona, gdy i wobec niego poczyniono żartobliwe zarzuty. „Nie taki diabeł straszny…”, pomyślała z tajemniczym uśmiechem, ale przezornie milczała, a na skinienie głową w jej stronę sięgnęła do torby. Płótno wyciągnęła powoli, pochylając się na moment, by zwinięte posunąć po blacie stołu, prosto w dłonie krasnoluda, któremu oczy zabłyszczały, jakby wyciągał ręce po kurę znoszącą złote jajka. Już samo to było dobrym znakiem, chociaż panterołaczka nie spodziewała się, że właściciel restauracji (będący owym paserem najwyraźniej) tak szybko zorientuje się, co ma przed oczami. Nie zdziwiła się na konieczność sprawdzenia autentyczności przedmiotu, chociaż zmarszczyła lekko brwi, gdy krasnolud opuścił pokój z ich zdobyczą.
        W drzwiach na szczęście niemal minął się z kelnerem, który niósł ich kolacje i humor złodziejki poprawił się w oka mgnieniu. Do jedzenia zabrała się równo z wilkiem, którego nie stać było nawet na jedno podejrzliwie spojrzenie, gdy do nozdrzy dotarł zapach wołowiny. Oboje więc wcinali równo, dziewczyna nieco wolniej i o dziwo bardziej kulturalnie niż wilkołak, chociaż to porównanie nie działało aż tak na jej korzyść. W każdym razie przez moment panowała cisza absolutna, przerywana jedynie okazjonalnym brzdęknięciem sztućca czy przesunięciem talerza. Popijane winem mięso zniknęło wyjątkowo szybko i Kimiko od razu zamieniła sobie naczynia, przysuwając swoją rybę i spoglądając na nią podejrzliwie. Szturchnęła widelcem dziwne przezroczyste coś, pokrywające smaczny kąsek i w ostatniej chwili powstrzymała pytające zerknięcie w stronę Laufeya. No przecież skoro to podali, to się pewnie je. Arthur się nie certolił tylko od razu zaczął szamać swoją porcję, więc i Kimiko odważyła się spróbować ulubionego dania w nowej formie. Było zimne. I… galaretowate. Ale nawet niezłe. Jak na jej gust zepsuli tą galaretą, byłaby pyszna i smaczna rybka, no ale bez przesady, nie będzie się czepiać, tu się pewnie tak je.
        Arthur zwrócił uwagę na Kimiko dopiero, gdy ta kończyła swoją rybę. Na moment przerwał posiłek, przyglądając się, jak dziewczyna je, po czym odchylił się lekko na krześle, ukradkiem taksując powątpiewającym wzrokiem jej sylwetkę i wrócił spojrzeniem do jej pustych talerzy. Kocica wrąbała całą swoją wołowinę z kaszą i warzywami, do tego porcję ryby i z zadowoleniem zagryzała właśnie bułeczką. Grzybków nie tknęła, ale patrząc po jej apetycie to chyba po prostu za nimi nie przepadała. Gdzie to dziewczę to mieściło? Kimiko dopiero po chwili zorientowała się, że jest obserwowana i z bułką w zębach spojrzała na wilka, który mruknął coś pod nosem i wrócił do jedzenia. Złodziejka jeszcze chwilę zerkała na niego pytającym spojrzeniem, ale po chwili wrócił Chrys i dziewczyna odłożyła na moment jedzenie.
        Na widok marsowego oblicza krasnoluda spojrzenie panterołaczki wyostrzyło się, ale paser po krótkim mruknięciu Dagona wybuchnął śmiechem, a kocie źrenice zwęziły jeszcze bardziej, gdy przymrużyła lekko oczy. Dowcipniś. Oparła się w krześle, robiąc sobie przerwę w jedzeniu, by skupić się na rozmowie (co Arthur błędnie odczytał jako swoją wygraną w nieplanowanym konkursie na to, kto więcej zje). Licytacja na koniec roku brzmiała całkiem nieźle. Dwa miesiące, mogło być lepiej, ale mogło być zdecydowanie gorzej, gdyby mieli samodzielnie poszukiwać kupca. Aukcja zapewniała nie tylko pewną sprzedaż, ale też przyjemne dla ucha podbijanie ceny i Kimiko była skłonna wbić się w kieckę, i na tym całym bankiecie pojawić, chociażby po to, by tego posłuchać.
        Zaraz jednak jej myśli rozproszyły się, gdy coś złotego mignęło jej z boku i dziewczyna podążyła spojrzeniem otwierających się szeroko oczu za znajomą bransoletką, która sunęła ciężko po stole, jakby ważyła o wiele więcej, niż sugerowały drobne ogniwa łańcuszka. Przełknęła ślinę, widząc jak krasnolud obraca biżuterię między palcami, a w jej głowie rozpoczęła się szalona gonitwa myśli. Skąd Laufey miał bransoletkę? Nie widziała, jak zabierał ją z pokoju, cholera jasna! Czy wiedział, czym była? Słowem się teraz nie zdradził, a dziewczyna również nie miała zamiaru się sypnąć, spoglądając na niego z zaskoczeniem. Nie było jednak opcji, by pozwoliła zdarzeniom samoistnie się toczyć, nie tym razem, nie w tym przypadku. „Świństwo” to było zbyt delikatne określenie na to, co drzemało w niepozornej ozdobie.
        - Ale ona nie jest na sprzedaż – powiedziała spokojnie, uśmiechając się do Chrysa, który zerknął na nią, przenosząc zaraz pytające spojrzenie na przyjaciela. Kimiko zaś obdarzyła Dagona niezmiennie miłym uśmiechem z naturalnym tylko zdziwieniem w oczach.
        - Nie wiedziałam, że ją masz, myślałam, że zgubiłam ją u naszego wspólnego znajomego – powiedziała, spoglądając prosto w czarcie ślepia. – Dziękuję, że ją dla mnie przechowałeś, ale nie chcę jej sprzedawać.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Chrysant reagował jak zawsze widowiskowo. Częściowo dla pokazu, w końcu ten krasnolud rozmijał się z niepozornością i skromnością w swej naturze, częściowo pewnie nieplanowanie. Nord miał w sobie nieco przesady, której nie udawał. Taka była jego uroda. Jeśli jednak ktoś zlekceważył śmieszne stworzenie popiskujące jak mała dziewczynka, zakrywające ogoloną twarzyczkę pulchnymi łapkami, mógł się srodze przeliczyć i zostać puszczonym w samych skarpetkach, gdyż Chrys liczył, jak przystało na krasnoluda, kierując się perfidną bezwzględnością. Obserwując go można było dodatkowo odnieść wrażenie, że podobne zachowania miały też uśpić czujność przyszłej ofiary Chrysanta. Może Laufeya nie traktował jak innych, ale podobne szopki, również jak ciężki dowcip, prawdopodobnie weszły Nordowi w krew albo lubił je dość mocno, by stosować je z upodobaniem bez przerw.
        Gdy tylko paser zniknął z portretem, czart wziął się za swoją kolację ze znacznie mniejszym zaangażowaniem niż wiecznie wygłodzeni zmiennokształtni, ale wcale nie bez smaku. Potrawy w Chryzantemie jak zawsze były przepyszne, a menu zmieniało się na bieżąco, dzięki czemu nie nudziło. Znad swojego talerza co jakiś czas zerkał na wcinającą panterę. Patrzenie na jedzącą dziewczynę sprawiało piekielnikowi dziwną radość. Zupełnie jakby obserwowanie jak drobne rzeczy potrafiły cieszyć mogło się udzielać. Była to sympatyczna odmiana od wiecznego nienasycenia jakie odczuwał Dagon ze względu na swoją diabelską naturę. Jak więc Kimiko kończyła porcję wołowiny, diabeł był może w połowie swojej porcji, co jakiś czas uśmiechając się pod nosem. Chrysant wrócił niedługo później.

        Na żart nikt się nie nabrał, a wielka szkoda. Krasnolud miał nadzieję na jakąś ciekawszą minkę, chociaż odrobinę zawiedzionego niedowierzania. Niestety dziewczyna ledwie podniosła głowę znad talerza. Bajer też oczywiście nie współpracował. Może byli zbyt zmęczeni, by przejąć się podobnymi nowinami. Trudno się mówi, ale potencjału żartu wciąż było żal.
Później Dagon rzucił mu błyskotkę, potężny artefakt jak na taki drobiazg, dopiero tym przyciągając pełną uwagę brunetki. Chrysant znał się na magicznych przedmiotach jak mało kto, więc wystarczyła chwila by rozpoznał naturę bransoletki, szybko pojmując powód reakcji dziewczyny. W tym momencie odezwała się Kimiko, zaskakując tak jego jak i diabła, domysły zsuwając na boczny plan. Powiódł wzrokiem od zmiennokształtnej do przyjaciela, zastanawiając się jak podobną nowinę czy w zasadzie sprzeciw, przyjmie rogaty. Sam fakt, że miał kotkę przy sobie tyle czasu i wtajemniczał ją w interesy, był niecodzienny. Choć go to ciekawiło, presję zamierzał zwiększać stopniowo, chwilowo przyglądając się temu co wyniknie w najbliższym momencie.

        Czart spojrzał na "palącą głupa" Kimiko, przez chwilę nie pojmując co właśnie usłyszał. Czy dziewczyna miała go za idiotę, czy była tak naiwna by wierzyć, że uda jej się go nabrać? Wpatrzył się w szmaragdowe ślepia patrzące na niego z beztroską.
        - Doprawdy? - Uśmiechnął się jak zwykle czarująco. Dagon wyciągnął rękę po biżuterię, nie spuszczając oczu z panterołaczki. Krasnolud posłusznie oddał błyskotkę, kryjąc pod dłonią chytry uśmieszek, czekając rozwoju sytuacji.
        - Załóżmy ją więc od razu, by znów nie zginęła. - Bajer nadstawił dłoń po rękę Kimiko, z poszerzającym się bezczelnym uśmiechem. Ten jednak krótko gościł na diablej twarzy, znikając pod poważnym wyrazem. W tym czasie wilkołak zaczął dyskretnie wodzić wzrokiem po zgromadzonych osobach, próbując zrozumieć sytuację i pojąć czy jakoś wpłynie na jego życie, podczas gdy krasnolud przyglądał się tylko tej dwójce. A według niego zaczynało się robić coraz ciekawiej.
        - Nie próbuj mnie urabiać - odezwał się bies po raz kolejny, ale chłodnym głosem bez prowokacji.
        - Lepiej powiedz o co naprawdę ci chodzi albo spróbuj lepiej kłamać, bo nazywanie histerycznego zrywania bransoletki z nogi zgubieniem brzmi słabo - dokończył, bawiąc się złotym kluczykiem i ogniwkami biżuterii. Złoto przemykało między palcami piekielnika, gdy on bez przerw patrzył tylko na panterołaczkę.
        W kulminacyjnym momencie wzrastającego napięcia, zupełnie nieświadom ciężkiej atmosfery, wszedł elfi kelner wraz z pomocnikami niosąc kolejne dania. Tym razem były to aromatyczne szaszłyki z baraniny. Zapach rozszedł się po całym pomieszczeniu, a to nie był koniec. Za nimi podano ciasto z dyni i uzupełniono wino, dopiero wtedy zostawiając gości samym sobie.

        - A ty zamierzasz tak siedzieć, kłując po oczach, czy w końcu się ubierzesz? - prychnął krasnolud zmieniając drażliwy temat.
        - A co ci to przeszkadza, skupić się nie możesz? - Diabeł rozparł się na krześle bezczelnie, nie kwapiąc się zapinać guzików.
        - Bardziej psujesz mi apetyt - odpyskował nord, wywołując diabli rechot.
        - To może opowiecie jakim cudem dostaliście w swoje łapki coś tak cennego? - dalej zagadywał Chrys.
        - Magik nie zdradza swoich sekretów - odparł czart, nalewając wina do kieliszków, nawet nie zaszczycając krasnoluda spojrzeniem.
        - A liczyłem na ciekawą opowieść - obraził się na pokaz właściciel lokalu. Zarówno z powodu odmowy jak i ignorowania, a może zwyczajnie dla lepszego efektu i podtrzymania rozmowy.
        - Zwykle lepiej szło ci liczenie.
        - To może kiedy indziej. - Mimo wszystko, krasnolud nie wydawał się zrezygnowany. Wręcz wyglądał jakby planował ten temat poruszyć ponownie, tylko w bardziej sprzyjających okolicznościach.
        - Może… - odparł bies, zajmując się kieliszkiem. - Teraz mam kilka rzeczy, którymi muszę się zająć.
        - Tak, tak, przychodzisz do mnie tylko w interesach, czuję się odrzucony... - Krasnolud rozpoczął nowe przedstawienie, przerywając je w pół słowa, jakby coś sobie przypomniał.
        - A panienka ma się gdzie zatrzymać? - Bystrymi ślepkami spojrzał na Kimiko, tym razem zagadując ją. Pytanie zadał celowo, by chociaż trochę pofolgować ciekawości, dlaczego Bajer ciągnął brunetkę ze sobą.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Spodziewała się znajomego bystrego spojrzenia Dagona, ale on chyba nie zrozumiał jej intencji. Upewniła się w tym przekonaniu, gdy uśmiechnął się do niej zalotnie i dziewczyna spięła się, dobrze wiedząc, że ten grymas rzadko ma coś wspólnego z prawdziwymi zamysłami mężczyzny. Zaklęła też w myślach widząc, że Bajer nie podchwycił szopki, chociaż jeszcze nie wiedziała, o co mu chodzi. Uśmiech zszedł jej z twarzy, gdy powiodła wzrokiem za gestem diabła, wcale nie ciesząc się na powracającą na ich stronę stołu bransoletkę. Jednak dopiero następne słowa Dagona sprawiły, że w szeroko otwartych oczach Kimiko błysnął czysty, zwierzęcy strach. Nie tylko nie podała posłusznie dłoni (jak gdyby skazany sam miał podłożyć głowę pod katowski topór), ale zabrała je gwałtownie ze stołu, splatając przy sobie. W myślach zaś zdegradowała Laufeya z poziomu czarującego dupka do skończonego gnoja.
        A później strach w oczach dziewczyny zaczął powoli przeradzać się w złość, która rosła stopniowo, mimo absolutnie niekorzystnej sytuacji, w jakiej znajdowała się złodziejka. Była na obcym terenie, wśród silniejszych od siebie, a mimo to ledwie hamowała swój język. Wiele ją to kosztowało, ale podejrzewała, że jeśli pozwoli sobie na zbyt wiele to Bajer zwyczajnie ukręci jej łeb. Po prostu tak cholernie ją wkurzył! Chociaż nawet nie… właściwie to była zła na siebie. Wiedziała z kim ma do czynienia, tylko wybrała ignorowanie tego faktu dla dobrej zabawy. No to masz kocie swoją zabawę.
        Nieznacznie pochyliła się w stronę Dagona, wciąż przytrzymywana na odległość przez drobny magiczny przedmiot w jego dłoni, na który zerkała ukradkiem. Arthur już ostatecznie przerwał jedzenie i wciąż lekko zgarbiony nad talerzem obserwował uważnie całą trójkę.
        - Nie próbuję cię urabiać, Laufey – prychnęła poirytowana, zastanawiając się, kiedy mężczyźnie coś zaskoczy w tym, przeznaczonym chyba tylko do knucia intryg, łbie. – Ta "słaba" szopka nie była przeciwko tobie – dodała ciszej. „Była dla ciebie, rogaty palancie…”, mruknęła już w myślach, po raz pierwszy żałując, że bies nie może ich przeczytać.
        Specjalnie podłożyła mu historyjkę, którą mógłby wykorzystać, jeśli chciałby stanąć po jej stronie, oczywiście naiwnie zakładając, że zechce. Aktorstwo miało być zasłoną przed Chrysem, a nie kłamstwem wobec Dagona. Spodziewała się zdziwienia, ale założyła, że czart popłynie z historią i wątpliwości wyjaśnią później, jak zwykle. Przez lata zaznajomiona z tym, jak kształtuje się męskie ego, nie chciała sprzeciwiać się Dagonowi w obecności jego przyjaciela… Ale oczywiście ona była zbyt naiwna, a cholerny diabeł zbyt przewrażliwiony na własnym punkcie. Za bardzo też przyzwyczaiła się do współpracy z czartem. Znów była wobec kogoś bardziej lojalna, niż ten na to zasługiwał. Rozczarowanie smakuje gorzko, ale jest potrzebne, a zwłaszcza jej i najwyraźniej im częściej tym lepiej. Gdy bies wypomniał jej gwałtowne pozbywanie się biżuterii, panterołaczka tylko westchnęła cicho przez nos, pochylając się w końcu bardziej w stronę Laufeya.
        - Wiesz, co to robi? – zapytała głosem nie tylko chłodniejszym od tonu biesa, ale zupełnie nowym w ustach temperamentnej dziewczyny, podobnie jak lodowate spojrzenie, którym obrzuciła magiczny przedmiot. Jedynie obojętna maska na twarzy Kimiko mogła wyglądać znajomo. - Blokuje przemianę. Prawdopodobnie nie potrafisz sobie nawet wyobrazić, jak paskudne to uczucie, więc uwierz mi na słowo, że kurewsko paskudne.
        - Potwierdzam – odezwał się nagle, z dość beztroską goryczą w głosie swoją drogą, milczący do tej pory Arthur. Na moment zwrócił tym na siebie uwagę Chrysa, który oderwał wzrok od przyjaciela i jego towarzyszki, by rzucić bystrym okiem na obrożę na szyi wilkołaka. Zaraz potem przeniósł uwagę na główne widowisko. Kimiko zaś tylko zerknęła za siebie, nim utkwiła znów pozbawione lęku spojrzenie w oczach Dagona, który sam nie spuszczał z niej wzroku.
        - Nie chcę, by trafiła na rynek, o to mi chodzi, ty nadęty dupku. Nie chcę, by wylądowała na jakimś zmiennokształtnym – mruknęła już ciszej i na powrót oparła się w krześle, wyciągając rękę na stół i bawiąc się widelcem. Nie powiedziała, że na to nie pozwoli, nie była głupia. Nie miała takiej mocy, ani też zamiaru ryzykować życia, by postawić na swoim. Wiedziała, że jest na przegranej pozycji, więc tylko powiedziała, co myśli, a też nie wszystko, bo za to już na pewno urwałby jej głowę. Ale jeśli zagrozi jej tą bransoletką jeszcze jeden raz, to wtedy ona spróbuje urwać mu ten rogaty łeb, nie zważając na konsekwencje.
        Na taką właśnie uroczą niezręczną ciszę trafił elf ze świtą, wnosząc kolejne dania. Na moment rzucił skonsternowanym spojrzeniem po towarzystwie, ale i tak nie miał żadnej możliwości manewru, przecież nie zawróci teraz wszystkich, by odejść tylko dlatego, że atmosferę w pomieszczeniu można by kroić nożem. Też po to właśnie jedzenie, kto to widział, kłócić się przy posiłku! Szybkim gestem nakazał rozstawienie talerzy, po czym wypuścił pozostałych kelnerów i sam wyszedł tyłem, kłaniając się z rozmachem.
        Kimiko z kolei zawzięcie twierdziłaby, że sytuacja doszczętnie pozbawiła ją apetytu, gdyby nie zapach, który rozszedł się po pokoju, gdy tylko otworzyły się drzwi. Później już tylko węszyła ukradkiem, obserwując rozstawiane talerze i zabrała się do jedzenia, zaraz po zniknięciu kelnerów. Rozmowę Chrysa z Dagonem ignorowała z łatwością, zajęta swoją baraniną. Podniosła wzrok znad mięsa dopiero, gdy usłyszała pytanie nawiązujące do bransoletki, ale to była cała jej odpowiedź. Zielone ślepia drapieżnika spoczęły na nordzie, który przez moment nawet spodziewał się uchylenia rąbka tajemnicy chociaż przez dziewczynę, ale i ta po chwili milczenia przeniosła uwagę ponownie na swój talerz, a jemu o dziwo ulżyło, że opuściła wzrok wracając do jedzenia. Tego zaś nie zniósł już wilkołak.
        - Jakim cudem? – zirytował się w końcu, spoglądając na Kimiko. Sam zjadł już tyle co dziewczyna i co prawda dopiero zaczynał odczuwać sytość, ale przecież ona była od niego prawie dwa razy mniejsza, no co jest! Kimiko spojrzała na wilka zdziwiona, a widząc jak bez zrozumienia wodzi oczami od niej do już prawie resztek baraniny oblizała usta w zwierzęcym odruchu i uśmiechnęła się szeroko, ukazując kły.
        - Jakiś problem?
        - Gdzie ty to mieścisz?
        - Też tyle zjadłeś.
        - Ale ja jestem większy – warknął.
        - Tylko teraz. Jako wilk… nieznacznie. Albo wcale.
        - Nieznacznie… – prychnął, ale zawahał się i umilkł nagle, gdy mrużąc ślepia rzucił znów okiem na uszy złodziejki. Nic więcej nie powiedział, tylko powarkując pod nosem wrócił do jedzenia ku jawnemu rozbawieniu panterołaczki.
        Chrys zaś przez ten czas zajęty był dalszym przekomarzaniem się z Laufeyem, ale teraz znów wrócił uwagą do Kimiko, zadając jej bardziej bezpośrednie pytanie, na które wypadało już odpowiedzieć. Złodziejka przyglądała mu się nieco podejrzliwie, przeżuwając ostatni kęs, by po chwili wzruszyć niedbale ramionami i odsunąć od siebie pusty talerz.
        - Coś się znajdzie – stwierdziła wymijająco. Nie myślała o tym wcześniej, bo nigdy nie miała problemu z noclegiem. Jeśli nie znalazła nic na swoją kieszeń, to po prostu spędzała noc pod zwierzęcą postacią. Jako pantera wolała sen na grubych gałęziach rozłożystych drzew, ale gdy musiała coś załatwić w mieście to nie pogardziła nawet dachem, czasem nawet przyjemnie nagrzanym przez słońce w ciągu dnia. Nie zginie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Najpierw spotkał się z niewielkim zagubieniem w spojrzeniu złodziejki, kiedy tylko zorientowała się, że nie podążył za jej kłamstwem. Może powinien tak uczynić, nie doszukując się drugiego dna. Wieloletnie nawyki jednak ciężko było wyplenić. Tym ciężej, że jeszcze sam nie wiedział do jakiej kategorii chciałby kota zaliczyć. Nie ułatwiał tego również wewnętrzny bunt przeciwko nadmiernemu sympatyzowaniu ze złodziejką oraz pracy zespołowej. Nawet jeśli przynosiła ona sukcesy i zabawę, czart wciąż był sobą, szukając dziury w całym, kolejnych podstępów i powodów oraz okazji do własnych kantów.
Dodatkowo, o ile względnie od razu domyślił się powodu niechęci do sprzedaży bransoletki, a gdyby zastanowiłby się uderzenie serca dłużej, pociągnąłby ściemę dziewczyny, o tyle szybciej uderzyły go słowa “to moja bransoletka”, nie zostawiając miejsca na dalsze myślenie, korcąc by odpowiedzieć “w takim razie ją załóż”.
Diabla natura przechery zwyciężyła ostatecznie, wywołując najpierw szok a potem jawny strach u Kimiko zaskoczonej niespodziewanym obrotem spraw. Lęk tym bardziej wymowny, gdy brunetka zabrała ręce jak najdalej od niego, w oczach diabła podkreślając tylko jak głupio się podłożyła. Zresztą rzeczywistość w piorunujący sposób dotarła do dziewczyny tylko chyba w swoim rozumieniu mijała się trochę z czarcim sposobem. Pantera szybko dała mu do zrozumienia, że się "trochę" zagalopował.
Po prawdzie Dagon powinien był wziąć pod rozwagę, skąd złodziejka miała wiedzieć, że w tym momencie nie musiała odstawiać przedstawienia. Może był zmęczony i dlatego zareagował trochę zbyt drażliwie, szukając następnego przekrętu i wroga. Odruchowo jeśli on nie udawał, a pantera zaczęła grać, w pierwszej kolejności pomyślał, że chce ograć właśnie jego, dopiero w trakcie dochodząc do tego, jaki był prawdziwy cel. Za późno było jednak, aby się wycofać. Poza tym czart nadal nie uważał by popełnił błąd, on przynajmniej był ostrożny, nie to co panterołaczka.
        Bez problemu wytrzymał wściekłe spojrzenie dziewczyny, które już dawno wyparło przerażenie. I słuchał gorzkich słów i żali pantery i wilka z poszerzającym się wrednym uśmiechem.
        - Gówno wiesz o tym co mogę, a czego nie mogę sobie wyobrazić - warknął odsłaniając zęby, nic nie tracąc ze złośliwego grymasu. Dla wszystkich zmiennokształtnych przemiana była równie naturalna jak oddychanie, mniej lub bardziej problematyczna, ale stanowiła część ich jestestwa. To zrozumiałe, że odebranie im tej zdolności było jak uderzenie w splot słoneczny, ale pojmował podobne ograniczenia lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Mimo że Kimiko stawała się bardziej bezbronna, wciąż jednak była człowiekiem, tego jej nie pozbawiano, a zresztą nawet gdyby utknęła w zwierzęcej formie, wciąż było to jej własne ciało. Jak paskudnym należało określić uwięzienie w zupełnie obcej, niezrozumiałej postaci. Ciele, z którego nie można się wydostać i to nie z winy artefaktu, spod którego magii można się wyzwolić.
        - Tym bardziej głupio się podłożyłaś - burknął odwracając kota ogonem.
        - Kłamać trzeba z głową, żeby potem nie musieć uciekać, bo ktoś złapie cię za wypowiedziane słowa, każąc założyć bransoletkę - skończył odwracając się od pantery, a skupiając się na kieliszku wina.
        - Nie przejmuj się - nieoczekiwanie odezwał się krasnolud. - Jak warczy jest niegroźny, gorzej jeśli się uśmiecha, wtedy trzeba się mieć na baczności, bo coś knuje - kontynuował z pocieszną miną, ignorując mordercze spojrzenie posłane mu przez Lufeya.
        - Twoja sprawa, Chrys? - prychnął ostrzegawczo.
        - Moja, bo jesteście u mnie. Odpuść już dziewczynie, bo wystarczająco zepsułeś dobry posiłek - odparł z jedną ze swoich najsłodszych min. Nord szybciej pojął pewne kwestie niż sam Dagon, może dlatego, że się przed podobną wiedzą nie bronił, a może, ponieważ sam już przez to przechodził.
        - A ty od kiedy zostałeś adwokatem? - piekielnik powoli zaczynał się naprawdę denerwować. Najpierw próbowano go wyrolować, jednocześnie naprawdę wcale nie próbując. Teraz krasnal prawił mu mądrości, miarka powoli się wypełniała.
        - Odkrywam kolejne swoje talenty, a zresztą co się tak przejmujesz co i jak ona powiedziała?
        - Odpieprz się, dobrze ci radzę - warknął ostatecznie. Może i Chrys nie okazałby dość rozsądku, bo tajemniczy uśmieszek wykwitał właśnie na pulchnej twarzy, nie przejmując się utkwionym na sobie spojrzeniem ciemnych, czarcich oczu, ale w samą porę wszedł kelner, ratując sytuację.
Dagon zajął się winem, bo stracił cały apetyt, podczas gdy rozłożono talerze z kolejnym pachnącym mięsiwem, a kot i wilk znów zabrały się do posiłku jakby ich nie karmiono.

        Na szczęście, dla siebie oczywiście, Chrysant zmienił temat, czepiając się teraz diablej koszuli. Gdyby mu ciągle nie wytykano tych rozpiętych guzików, już dawno by je zapiął. Kuźwa, ledwie zdążył spinki wpiąć! Nie latał tak dla własnej przyjemności. Ale wszyscy zachowywali się jakby mu się nagle na szerzenie nowej mody zebrało, więc diabeł ze zwykłej przekory robił na odwrót. Tak jak w tym momencie, rozsiadając się na krześle i wcale nie zamierzał spieszyć się ze zmianą decyzji.
Ci gadali o swoim, a zmiennokształtni o swoim, czyli oczywiście o jedzeniu, ale nie za długo, gdyż Balboette postanowił znowu włączyć Kimiko do rozmów.
        - A zostajesz, urocza istoto, do aukcji, czy umykasz wcześniej? Jeśli zostajesz to mogłoby to być wielkim utrudnieniem, coś wynajmować. Bajer nie bierze cię do siebie? - zagadnął jak zawsze z niewinnością krwiożerczego cherubinka z piekła rodem.
        - Co za wścibski pokurcz. - Diabeł zamknął ślepia nad kieliszkiem, marszcząc brwi i szepcząc do szkła, dopiero po chwili odzywając się normalnym znudzonym głosem.
        - Najpierw jeszcze wiszę jej drinka, a jak już ją spiję to może pójdzie - prychnął jak to często po kłótni: marudnie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Czy oni kiedykolwiek przestaną się kłócić? Żrą się ciągle, jak pies z kotem, naprawdę. Czy oprócz nieustannego bajerowania i mruczenia do ucha, będzie musiała przyzwyczaić się do regularnych diablich fochów, aż w końcu każde z nich nie odejdzie w swoją stronę? Bo wtedy ten termin staje się nie aż tak odległy. To było zbyt męczące i psuło humor, by użerać się z tym na dłuższą metę.
        Kimiko czartowi przyznała rację tylko raz, ale i to jedynie w myślach, zbyt zagniewana, by powiedzieć to wprost. Wkurzyła go nie na żarty i tego nie żałowała, nie jej wina, że się facet tak na nią wścieka ciągle o wszystko. Trochę tylko przesadziła z pochopną oceną, zakładając, że Bajer nie zdaje sobie sprawy, jakim paskudztwem jest bransoletka. Wiedziała, że nie zrozumie bólu, gdy ciało próbuje pokonać magiczny zakaz i zmienić formę, ale zapomniała, że sam ma na sobie klątwę i u niego może to działać po prostu w drugą stronę, gdy przemiana jest wymuszana. To nieco zbiło ją z pantałyku i złodziejka na moment umilkła, wciąż zaciskając usta w niezadowoleniu, ale spoglądając na mężczyznę nieco łagodniej. Nie była aż tak naiwna by pytać, dlaczego w takim razie w ogóle chciał sprzedać biżuterię. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, jak zawsze.
        Długo też nie wytrzymała i wznowiła pyskówkę, którą po raz kolejny Dagon próbował uciąć, ale teraz już z coraz gorszym skutkiem. Też złote rady dawał, jakby co najmniej trzeba było zaraz coś na siebie zakładać, tylko dlatego że jest się tego właścicielem. Równie dobrze ona mogła jego zapytać, czemu paskudztwa na siebie nie zakłada, skoro niby należy do niego... Spojrzenie dziewczyny zbystrzało nagle, gdy ulotna myśl na moment zajęła jej uwagę, ale to i tak nie był dobry moment na analizowanie tego. Temat poruszy, jak już się wszystko uspokoi, do tego czasu nie ma co siać złudnych nadziei. Poza tym on też na pewno o tym pomyślał, głupi nie jest. Po bransoletkę już jednak dłoni nie wyciągała, postanawiając ustąpić marudzie i interweniować dopiero, gdyby znów próbował przekazać magiczny przedmiot na sprzedaż. Jeśli nie, to porozmawiają o tym na spokojnie później, a nie piorąc brudy przy Chrysie i wilkołaku. Bo o ile ten ostatni, nie licząc krótkiego i zaskakującego wsparcia dziewczyny, nie interesował się już nimi wcale, właściciel restauracji zdawał się chłonąć każde ich słowo, wyraźnie w doskonałym humorze.
        Wtedy też zaczął wtrącać się w rozmowę, wyraźnie drażniąc biesa, a złodziejkę wpędzając w lekką konsternację. Przejmowała się trochę na innym poziomie, niż spodziewał się chyba tego nord, bo warczenie Laufeya nie wywoływało w niej strachu o własną skórę, a co najwyżej tylko prowokowało do pyskówki, ale ona po prostu nie lubiła się z nim kłócić, ot całe nieprzyjemności. Uniosła jednak powątpiewająco brwi, słysząc argumentację i zastanawiając się, czy powinna powiedzieć, że jeśli Dagon na nią nie warczy to właśnie się nieustannie do niej uśmiecha, więc niech się oboje do cholery zdecydują. A poza tym on knuł zawsze, jak widać na załączonym obrazku. Ale i tym razem sprawę przemilczała, powiedziawszy już, co miała do powiedzenia. Poza tym usilnie starała się zachować powagę i nie parsknąć śmiechem, gdy słyszała przyjacielską przepychankę czarta z krasnoludem. Później wjechało jedzenie i większość krzywd odeszła w zapomnienie.
        Okazało się, że krótkie przerwanie jej w posiłku było tylko inicjującą rozmowę zaczepką i gdy Kimiko skończyła jeść, wspaniałomyślnie podsuwając swoje ciasto wilkołakowi, który zagarnął je z usatysfakcjonowanym pomrukiem, Chrys na dobre przeniósł na nią uwagę. Ostrożne spojrzenie zielonych ślepi stało się już jawnie podejrzliwie, gdy do kocich uszu dotarło „urocza istoto”, ale złodziejka powoli zaczęła się rozluźniać, gdy uczyła się nietypowego sposobu wysławiania norda. Jego język musiał być chyba równie kwiecisty, jak szykowna była jego prezencja, więc złodziejka nie łapała za słówka (nie to, co ten diabeł cholerny, dla własnej rozrywki chyba tylko). Na zadane pytanie tylko skinęła głową z uprzejmym uśmiechem i nieopatrznie napiła się wina, by od razu się nim zakrztusić, gdy Chrys skończył zdanie. Odkaszlnęła cicho, w idealnym uzupełnieniu dla niezręcznej chwili, gdy poirytowany bies mamrotał do szkła, a wilk szczerzył się złośliwie do swojego (jej) ciasta, i łypnęła na wybitnie zadowolonego z siebie norda. Nie wiedziała, że Bajer w ogóle tu mieszka, ani że ona się tu na dłużej zatrzyma, więc niech kurdupel nie sieje zamętu. Jakby tego było mało Laufey postanowił dołożyć swoje do tej puli i teraz przymrużone, kocie ślepia skierowały się na niego.
        - Czy ty myślisz, że ja jestem głucha? Czy że w ogóle mnie tu nie ma, skoro mówisz o mnie w trzeciej osobie – prychnęła złośliwie, łypiąc na diabła spode łba. – Po takim tekście to ranny by z tobą do szpitala nie poszedł, choćby się miał na śmierć wykrwawić – parsknęła z powracającym rozbawieniem, bujając się na tylnych nogach krzesła i zapierając o blat kolanem. Chwilę przyglądała się Dagonowi, po czym sięgnęła do torby i wyjęła z niej papierośnicę. Niemal niezauważalnym ruchem otworzyła puzderko, opierając z nim dłoń o udo mężczyzny i częstując go cygarem. Może musi sobie mózg przydymić, by przestać marudzić.
        - Ale skoro musisz mnie spić, bym z tobą do domu poszła… – droczyła się dalej, chowając papierośnicę do torby. Wciąż były to tylko zaczepki, bo Kimiko nie myślała poważnie o rzuconej raczej żartobliwie uwadze o potencjalnym noclegu. Zdążyła jednak poznać Dagona na tyle, by nie zapierać się rękami i nogami przed jakąkolwiek opcją, bo ten tylko dla rozrywki będzie próbował zmienić jej zdanie. Zwłaszcza nie wypierała się możliwości spicia jej, w końcu jeszcze nie tak dawno Bajer niósł ją z baru do ich pokoju. Chociaż więc w ludzkich miarach miała mocną głowę, a decyzję o wynajęciu sobie jakiegoś pokoju praktycznie podjętą, przy czarcie nie kozaczyła, bo tylko sprowokowałaby cholernika do wyprowadzenia jej z błędu.

        Krasnolud obserwował przyjaciela i kocicę z szerokim, niecnym uśmiechem, sprawiając wrażenie, jakby to ich oboje chciał sprzedać na aukcji i już słyszał brzdęk sypiących się monet. Za każdym razem gdy dziewczyna zamiast skulić się pod czarcim spojrzeniem, zadzierała brodę i pyskowała, bystre oczy norda dosłownie wystrzeliwały w kierunku biesa, by wychwycić jego reakcję. Nie trwało jednak długo, nim Chrysowi znowu znudziło się bierne obserwowanie i postanowił znów wzbogacić wydarzenia o swą zupełnie nieskromną osobę.
        - Właśnie zdałem sobie sprawę, że ten niewychowany diabeł nawet nas sobie oficjalnie nie przedstawił, proszę o wybaczenie! – krasnolud podniósł się z siedzenia, co wcale nie przybliżyło go do dziewczyny. Nic sobie jednak z tego nie robił, wyciągając dłonie przez blat i uśmiechając się z zadowoleniem, gdy dziewczyna szybko załapała, o co mu chodzi i również się podniosła, nachylając w jego stronę. – Chrysant Balboette, właściciel tego zacnego przybytku, uniżony sługa – wyszczerzył się zupełnie nie uniżenie, obejmując dwiema dłońmi szczupłe palce złodziejki. – Możesz mówić mi Chrys.
        - Kimiko – przedstawiła się w odpowiedzi złodziejka, uśmiechając się wesoło.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Za dużo myśli i planów kłębiło się w rogatej głowie mieszając się ze zbyt wieloma przypuszczeniami i nieprzewidzianymi zwrotami akcji, sprawiając, że czart sam już zaczynał gubić się w tym czego chciał, co powinien a czego należało się wystrzegać. Zresztą z tym kotem wszystko szło na opak. Dla głupiego widzimisię i rozrywki wplątał się w coś co nie powinno mieć miejsca bo tylko po raz kolejny komplikowało mu życie. Szkoda, ze podobne refleksje przychodziły zawsze po fakcie.
        W trakcie kłótni złoty łańcuszek, którym się bawił, zniknął w garści czarta powoli godzącego się z przegraną. Dagon przesadził zupełnie bez powodu i wszyscy obecni o tym wiedzieli, no może poza wilkołakiem, on nie rozumiał nic, ale miał obiad a to było i tak znacznie więcej niż miewał ostatnimi czasy, więc nie narzekał i poza krótkim wtrąceniem się do dyskusji, czekając rozwoju spraw.
Chrysant jak rekin wyczuwający krew zranionej ofiary zaczął krążyć wokół piekielnika, co powoli zaczynało przypominać znęcanie się nad nie wiedzieć czemu bezsilnym diabłem, który przecież raczej na bezbronnego nie wyglądał.
        - Z tobą nigdy nic nie wiadomo, niby słyszysz ale nie słuchasz. Ostrzega się ciebie, to robisz na opak a potem dziwią cię efekty - mruczał piekielnik prawie pod nosem, do siedzącej obok dziewczyny, wciąż lekko obruszony, ale widać było, że większość emocji opadła, szczególnie gdy kąt diablich ust uniósł się prawie niewinnie i nieśmiało.
Zerknął najpierw na rękę dziewczyny unosząc brew, a potem na nią samą bez dłuższego namysłu częstując się cygarem. Zagadkowa sytuacja nie umknęła czujnemu krasnoludowi, którego uśmiech tylko się poszerzył.
        - A nie muszę? - odbił piłeczkę bies spoglądając krótko w kocie oczy, które już za pierwszym razem tak mu się spodobały. Mówienie, że sprawy szły w złą stronę było znacznym niedopowiedzeniem. One już dawno poszły w niewłaściwym kierunku i było stanowczo za późno by cokolwiek zmienić.
        Cygaro miał, ale krzesiwo znajdowało się w marynarce. Całe szczęście na stole stała oliwna lampka. Ostrożnie zdjął klosz i od jej płomienia zapalił tytoń. Przywrócił lampę do poprzedniego stanu i zaciągnął się dymem, wywołując kwaśną minę na twarzy krasnoluda.
        - Dobrze wiesz, że wszystko zaraz przejdzie dymem, tyle razy mówię byś rzucił palenie - marudził Balboette, ale w pół zdania zmienił temat rozmowy zwalniając diabła z odpowiedzi, która raczej nie byłaby cenzuralna.
Laufey przewrócił ślepiami na “niewychowanego diabła”. Nie widział podobnej potrzeby. Problem w tym, że przy Kimiko nic nie przebiegało zgodnie z założeniami. Poza kradzieżą obrazka niczego nie przewidział i wcześniej nie zaplanował.
        Przerwało im zjawienie się niepozornej kobiety ubranej na szaro. Kobietka zaś zignorowała wszystkich obecnych, a w zasadzie krasnoluda i diabła, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech gdy tylko dostrzegła Kimiko. Ruszyła żwawym krokiem w stronę panterołaczki tuż przy niej zmieniając postać z brzęczeniem dzwoneczków.
Teraz przy twarzy brunetki unosiła się poznana wróżka, która radośnie balansowała utrzymując się względnie na jednym poziomie. W miejscu wytrwała krótko, jak na szybko działające i łatwo nudzące się stworzonka przystało.
Podleciała wyżej, rączkami sięgając do panterzych uszek by je pogłaskać. Bies znowu przewrócił ślepiami widząc podobne objawy afektu, podczas gdy wróżka najpierw się wyprzytulała, a dopiero potem znów przybrała postać kobiety. Pomachała jeszcze Kimiko na pożegnanie i podeszła do wilka.
To dla biednego wilkołaka było zbyt wiele. Jak żył nie doświadczał tylu dziwactw. Czy mu się miało udać czy nie, zamierzał wiać jak najdalej, tyle, że jak tylko podejrzana niewiasta się do niego zbliżyła, poczuł dziwny spokój. Zanim ponownie zdążył pomyśleć o ucieczce, szara postać położyła mu ręce na ramionach i zniknęła.

        Kelnerzy więcej nie nagabywali gości, zwyczajowo dając więcej czasu na spożycie tylu potraw, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo te talerze, które mogły być opróżnione, ziały pustkami od jakiegoś czasu.
Dagon wyciągnął rękę z niedopałkiem nad blatem stołu, bezczelnie patrząc w oczy krasnoluda, ten zaraz podskoczył na stołku.
        - Nawet mi się nie waż! - Szybkim ruchem podsunął pusty talerzyk po cieście.
        - Jesteś niemożliwy - burknął jegomość z warkoczem, marudząc coś jeszcze, że zawsze musi wyjść na jego. Choćby z głupim cygarem, ale musiał dać do zrozumienia, że nikt mu nie wydawał poleceń a on jedynie słuchał z grzeczności. Normalnie gorzej niż z dzieckiem. Te rogi chyba szkodziły na głowę.
Podczas gdy Chrysant cały czas coś burczał pod nosem, Bajer nachylił się do Kimiko, ręce opierając na siedzisku jej krzesła i blacie stołu po obu stronach jej nóg, dociążając odchylony stołek.
        - To jak, masz ochotę na drinka? - zapytał odzyskując rezon, prawie nos w nos z panterą. Jeszcze w trakcie pytania dłoń z krzesła powędrowała na biodro dziewczyny. Patrząc w panterze oczy zastanawiał się na ile udało mu się odwrócić uwagę złodziejki, gdy zręcznie wsunął palce do kieszeni zostawiając w niej złotą bransoletkę z kluczykiem. Wyprostował się dopiero po chwili, by przeciągnąć się z bezczelnym uśmiechem na twarzy. Wreszcie jednak doprowadził koszulę do porządku, kierując się do wyjścia.
Chrysan również wstał podchodząc do dziewczyny by złapać ją pod ramię. Nie byłby sobą gdyby w trakcie nie trajkotał.
        - Trzeba uważać co wsypuje do kieliszków, ale ma do tego dryg i zwykle warto zaryzykować - plótł beztrosko jakby prawił o wiosennym pikniku, z wesołym uśmiechem na pyzatej buzi. Szli w ślad za diabłem, ale krasnolud zdawał się tym nie przejmować, gadając dalej.
        - Wiesz, jak się go już lepiej pozna i przebijesz się przez tą podłą rogatą otoczkę, jak się diabeł oswoi to okaże się, że wcale nie… - na moment przerwał dotykając ust palcem wolnej ręki. Myślał nad czymś dobrą chwilę, gdy idący przed nimi bies westchnął teatralnie znowuż wywracając ślepiami, chociaż tego nie mogli zobaczyć.
        - Po namyśle, nie, wciąż będzie dupkiem, ale można się do tego przyzwyczaić - roześmiał się tak wesoło, że policzki prawie przysłoniły kaprawe ślepka pasera.
        - Paser, który oszwabia klientów mnie dupkiem będzie nazywał - oburknął czart, tak by oboje usłyszeli.
        - Nazywam rzeczy po imieniu - wielce rozbawiony krasnolud odpowiedział diabłu, wprowadzając Kimiko do baru, za który właśnie wchodził czart. Barman się nie sprzeciwiał jakby przyzwyczajony do podobnych zawirowań, obsługując swoich klientów. Jedynie goście ciekawie spoglądali na właściciela restauracji siadającego na wysokim stołku obok jakiejś podróżniczki i mężczyznę, który zniknął za ladą zamiast usiąść razem z nimi.
Bajer rozejrzał się szybko po wyposażeniu sprawdzając czy nic się nie zmieniło i czy bez problemu znajdzie wszystko co potrzebne. Wzrokiem odnalazł dwa wysoki kieliszki i zmyślny szklany pojemnik do mieszania wybranych składników.
        - Mam nadzieję, że nie chrzcisz nam napojów - odezwał się Chrysant, tak by usłyszała go tylko panterołaczka i diabeł.
        - Wiesz, że powtarzany żart przestaje być śmieszny - mruknął Dagon, krzątając się za blatem.
        - Ależ mój drogi ja wcale nie żartuję, to było śmiertelnie poważne pytanie - odparł z wyjątkowo poważną miną.
        - Jedynie twój, strychniną, panterka jest bezpieczna - prychnął czart ale będąc w wyraźnie rozbawionym stanie.
Niedługo potem na blacie wylądowały dwa krwiście czerwone drinki, a po nich diabla ręka ze szklaneczką whisky.
        - Pora chyba opić sukces - odezwał się z wesołym nie udawanym uśmiechem.
Popatrzył na Kimiko i Chrysa, Cholera za długo chyba przebywał na ziemskich planach i pobyt rzucił mu się na charakter. Mógł wściekać się do woli, ale prawdy zmienić się nie dało. Polubił tego kota bardziej niż powinien. I teraz ciężko to było odkręcić, zresztą chyba nie chciał.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechała się lekko, bujając na tylnych nogach krzesła i beztrosko zaczepiając diabła, a słysząc wymruczaną argumentację wyszczerzyła się zadziornie. Oczywiście, że z nią nigdy nic nie wiadomo, była kotem.
        - A nie za to mnie lubisz? – odpowiedziała w podobnym mu tonie, chociaż nieco ciszej.
        Z zadowoleniem obserwowała, jak piekielnik otrząsa się powoli z fochów i zaczyna normalnie zachowywać, a przynajmniej na usta powoli wracał mu uśmiech. Jej zły humor przeszedł w momencie, gdy w pokoju pojawiła się baranina, a gdy ta zniknęła z talerzy, po urazie panterołaczki nie było już śladu. Na cygaro diabeł też się skusił i uspokojona złodziejka schowała swą własność do torby. Słysząc w międzyczasie pytanie uśmiechnęła się tylko tajemniczo i wzruszyła ramionami w niemym „kto to wie”. Nie podniosła już spojrzenia na Dagona, od razu przenosząc je na krasnoluda, który dokonał szybkiej, lecz bardzo artystycznej autoprezentacji, a Kimiko po odwzajemnieniu się tym samym wróciła na swoje miejsce.
        Drzwi otworzyły się po raz kolejny i Kimiko odruchowo zerknęła w tamtą stronę, spodziewając się jednak kelnerów, a nie drobnej, ubranej na szaro kobiety. Zmarszczyła nieznacznie brwi, przypominając sobie, że ta sama osoba pojawiła się pierwszego wieczoru w Demarze, przynosząc szkatułkę z biżuterią. Złodziejka była wtedy w łazience, ale przez uchylone drzwi dostrzegła, jak przybyła zostawia rzeczy, kłaniając się przemienionemu wtedy w psa Dagonowi. Również teraz nie przywiązałaby do obecności kobiety większej uwagi, gdyby ta nie ruszyła żwawo w jej stronę, z szerokim uśmiechem i miną, jakby się co najmniej znały. Czarne brwi zjechały się jeszcze bardziej, gdy skonsternowana złodziejka zastanawiała się, czy będzie zmuszona cofać się przed nachalną osóbką, gdy ta nagle zniknęła, a znajome brzęczenie dzwoneczków momentalnie rozszerzyło panterze źrenice.
        - Wrózia! – szepnęła podekscytowana, fiksując dzikie spojrzenie na latającej jej przed nosem naturiance i łapiąc dłońmi krawędź blatu, by odruchowo nie pacnąć fruwającej istotki. Dla Kimiko byłaby to zabawa, ale skrzydlaty drobiazg mógłby stracić przytomność i zrobiłoby się niezręcznie. Ostrym ruchem zadarła na moment głowę, gdy wróżka podleciała wyżej, ale po chwili zorientowała się w czym rzecz i przestała próbować śledzić ją wzrokiem. Zamiast tego zamruczała krótko z aprobatą, a powieki opadły jej leniwie, gdy przeurocze stworzenie zaczęło głaskać panterołaczkę po uszach.
        Wróżka po chwili odleciała kawałek, przemieniając się na powrót w ludzką, choć wyjątkowo niską kobietę, a Kimiko odprowadziła ją rozczarowanym wzrokiem, uśmiechając się jednak miło, gdy jej pomachano. Wilk natomiast, jakby dla kontrastu, prawie zerwał się z siedzenia zszokowany, nim nagle rozluźnił się widocznie i po chwili zniknął z szarą kobietą, pod dotykiem jej drobnych dłoni.

        Tak jak kocie ślepia przymknęły się nieznacznie podczas muskania po uszach, tak zostały, gdy najedzona i ugłaskana złodziejka odpoczywała błogo po posiłku. Spod przymrużonych powiek obserwowała jedynie z rozbawieniem kolejne przepychanki Dagona i Chrysa, a nord chociaż nie bał się zrugać diabła, wciąż jednak pozostawał na przegranej pozycji w przekomarzaniu się z piekielnikiem. Ewidentnie bardzo łatwo było Bajera rozdrażnić, ale wciąż nie dało się go nakłonić do niczego, na co sam nie miał ochoty.
        A teraz chyba wróciła mu chęć na zaczepianie złodziejki, czyli prawdopodobnie na dobre poprawił mu się humor, co Kimiko powitała z uśmiechem, nawet jeśli miała zapłacić za to swoją przestrzenią osobistą. Jak zwykle czujnym spojrzeniem śledziła gesty mężczyzny, spinając się tylko lekko, gdy oparcie uciekło jej spod pleców, zmuszając do nieznacznej zmiany pozycji dla utrzymania równowagi. Westchnęła cicho przez nos, ale całkiem spokojnie zniosła bliskość Laufeya, do czasu aż nie poczuła jego dłoni na swoim biodrze. A właściwie czarcich palców, które sprawnie, ale nie niezauważalnie dla złodziejki, majstrowały przy jej kieszeni. Zmrużyła podejrzliwie oczy, równie swobodnym gestem sięgając do jego dłoni i pod pretekstem splecenia lekko palców, dyskretnie sprawdziła co jej podrzucono. Panterołaczka zesztywniała lekko, ale nie z winy Dagona, a przez ciężką i odpychającą aurę biżuterii. Utkwione w piekielniku zielone oczy błysnęły zaskoczeniem, gdy wyczuła pod opuszkami palców drobne ogniwa łańcuszka oraz tchnienie silnej magii. Nigdy nie rozgryzie tego faceta.
        - Tak… dziękuję – odpowiedziała w końcu z uśmiechem i przesunęła dłoń na przedramię mężczyzny, głaszcząc go krótko. Nie dziękowała za drinka.
        Na dobre otrząsnęła się dopiero, gdy Laufey się cofnął, a wówczas wstała i nieco zaskoczona ujęła pod ramię Chrysa, który pojawił się zaraz obok. Wyszli za diabłem z pokoju, zmierzając przez zaplecze ku właściwej części restauracji. Nordowi nie zamykała się buzia, niezmiennie wywołując tłumiony chichot u złodziejki. Właściciel Chryzantemy nie miał absolutnie żadnych zahamowani, a Kimiko słuchała go uważnie, jednocześnie zainteresowana i wyraźnie rozbawiona, zwłaszcza gdy słyszała westchnienia Dagona.
        - Jest w porządku – stwierdziła może oszczędnie, ale wystarczająco ciepłym głosem, by nord zerknął na dziewczynę z niecnym uśmiechem, gdy ta spoglądała na plecy piekielnika.
        Właśnie sama powoli utwierdzała się w przekonaniu, że Chrys ma rację i Bajer zawsze będzie dupkiem, ale za to takim, którego da się lubić. Ona przekonała się o tym już jakiś czas temu i nawet, jeśli momentami miała ochotę złapać go za te rogi i rąbnąć nim o ścianę, to nie trwało długo nim Dagon w jakiś sposób zdołał ją udobruchać. Może i dałoby się to nazwać zwodzeniem i manipulowaniem, ale to i tak była jedna z bardziej szczerych relacji, jakie miała złodziejka, trudno więc oczekiwać po dziewczynie odpowiedniej skali porównawczej.
        Ignorując ciekawskie spojrzenia obecnych w barze gości, zajęła swoje miejsce, odwieszając na oparciu torbę, kuszę i przewieszając przez nie płaszcz, który zsunęła z ramion. Czarny ogon mignął na widoku, by po chwili opleść się swobodnie wzdłuż szczebli stołka. Kimiko oparła się na łokciach o blat, wodząc zaciekawionym spojrzeniem za Dagonem, który krzątał się za barem, jakby był u siebie i tylko sprawdzał, czy mu nikt zabawek nie poprzestawiał. Po chwili w ruch ruszyły zarówno słowne przepychanki dwóch panów, jak również kieliszki, jakiś fikuśny szklany pojemnik i więcej butelek niż dziewczyna dała radę zliczyć. Zielone ślepia krążyły za każdym ruchem Laufeya i po chwili Kimi zaglądała za bar, a ogon bujał się za nią zdradzając zaciekawienie. Gdy na ladzie wylądowały dwa kieliszki z krwiście czerwonym płynem w środku, złodziejka otworzyła szeroko oczy.
        - Łał, już rozumiem, co miałeś na myśli mówiąc, że whisky to nie drink – mruknęła ze szczerym podziwem, by zaraz podnieść się na stołku i zajrzeć w swój kieliszek. Nos poruszył jej się lekko, gdy węszyła i zmarszczył zaraz, gdy od ekstrawaganckiego drinka buchnęły ostre opary alkoholu. – Mocne!
        - Miałaś już przyjemność skosztować? – Chrys spojrzał na nią wyraźnie rozczarowany, ale dziewczyna pokręciła przecząco głową, a na jego usta powrócił drapieżny uśmiech. – No to śmiało złociutka – ponaglił ją, machając obwieszoną pierścieniami pulchną dłonią, a Kimiko zmrużyła podejrzliwie oczy, łypiąc to na krasnoluda to na diabła.
        - Czemu mam złe przeczucia? – zapytała pół żartem, pół serio, znacząco zawieszając wzrok na Dagonie, który wcześniej niby powiedział, że jest bezpieczna, a teraz jeszcze uśmiechał się wesoło, ale kto go tam wie.
        - Widać, że dużo czasu z Bajerem spędzasz, podstępy zaczynasz węszyć, spróbuj chociaż, nim wydasz na nas takie niecne osądy! – perorował właściciel Chrysantemy, a Kimiko westchnęła ostentacyjnie i wzięła swój kieliszek, już dla świętego spokoju upijając łyk alkoholu.
        - Słodkie. I mocne. Ale smaczne – podsumowała w końcu z uśmiechem, do wtóru chichoczącego cherubinka, który dopiero teraz z zadowoleniem zaczął sączyć swojego drinka.
        - Diabli Łyk, autorskie dzieło naszego drogiego przyjaciela.
        Chrys ostatecznie przybił gwóźdź, drapieżnie wyszczerzony unosząc kieliszek w toaście i spoglądając wyzywająco na piekielnika, podczas gdy nieświadoma podstępów pantera kontynuowała zapoznawanie się z nowym drinkiem. Smakował jak maliny.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kimiko zdążyła się już na dobre przyzwyczaić do obecności czarta i ku jego zaciekawieniu reagowała coraz spokojniej na jego bliskość. Teraz nawet nie drgnęła westchnąwszy cicho, poza tym nie przejmując się jakoś widocznie zakleszczeniem między ramionami Dagona. Nie uciekała oczami i uśmiechnęła się wesoło, tylko poszerzając bezczelny uśmiech piekielnika.
Tak samo nie udało mu się odwrócić uwagi od potajemnego myszkowania w kieszeni spodni. Na początku znajomości dziewczyna byłaby nieźle zszokowana i w zaskoczeniu mogłaby przeoczyć diable podchody, ale teraz zmrużyła oczy podejrzliwie i delikatnie złapała go za palce. Mimo schwytania na gorącym uczynku nie uciekał z ręką, czekając aż złodziejka zorientuje się co ma w kieszeni. Dopiero wtedy wymknął się spomiędzy jej palców, wracając ręką na krzesło. Podziękowanie padające z ust brunetki i było i jednocześnie nie było zaskoczeniem. Ledwie Dagon je usłyszał, a arogancka facjata nabrała łagodnego wyrazu.
Z całej hecy najbardziej przerażającym było, że gdyby Kimiko zwyczajnie poprosiłaby by nie oddawał bransoletki zamiast starać się zachować pozory, które wprowadziły całe zamieszanie, bies spełniłby prośbę dziewczyny. Sam nie wiedział czemu, ale tak by uczynił i był to stanowczo niepokojący objaw. Pewnie lepiej dla niego samego by było, gdyby złodziejka w tym momencie ze strachu lub złości odeszła. Może trochę nudniej, ale na pewno rozsądniej. Ale z drugiej strony nie respektował niczyich zasad, to czemu nie mógł zrobić jakiegoś przyjemnego wyjątku. Co się tak spinał i przejmował? Odrobina marginesu zaufania wobec złodziejki przecież nie mogła go zabić. A ciągła walka z patologicznym przywiązaniem do kolejnej istoty, które i tak się pojawiało, jedynie psuła zabawę. Co gorsza przypominając sobie roześmiane kocie oczy, tracił pewność czy faktycznie chciałby coś zmieniać. Zamiast więc rozejść się w swoje strony, poszli na drinka...

        Dawno nie stał za barem Chryzantemy, ale wszystko było na swoim miejscu i nie potrzebował wiele czasu by się odnaleźć. Lubił porządek, a zatrudniani przez Chrysa również go szanowali, przyjemnie ułatwiając czartowi zadanie. Szybko znalazł wszystkie potrzebne składniki i niedługo potem pod kontrolą ciekawskich kocich zerkań, które witał widowiskowymi barmańskimi sztuczkami, przygotował i zaserwował swój specjał. Uśmiechnął się wesoło w podziękowaniu za komplement, wzrokiem zachęcając panterę do zmierzenia się z nowym wyzwaniem. Podejrzliwość kotki była dziwnie zabawna, a następująca po niej dyskusja z krasnoludem wywołała cichy rechot czarta.
        - Miło mi. - Skłonił się teatralnie, po chwili kontynuując. - Słodkie, żeby ukryć moc. - Wyszczerzył się bies. - Ale przecież masz mocną głowę więc nie masz się chyba czego obawiać.
        Nachylił szklankę by stuknąć się z kieliszkiem dziewczyny.
        - Poza tym faktycznie mam trochę wolnego miejsca w domu, więc nawet jak się wstawisz, to się tobą zaopiekuję - zapewnił z arogancką pewnością.
Chrysant również cały czas uśmiechał się do siebie, śledząc wzrokiem to dziewczynę to czarta, wyraźnie świetnie się bawiąc. Ledwie opróżnił swój kieliszek zachęcając Kimiko do podobnego postępku, a diabeł uzupełnił szkło nową porcją zabójczej mieszanki, przyrządzając ją wcześniej z pełną gracji wprawą.
        - To opowiedz mi, moja droga, skąd masz papierośnicę naszego znajomego, bo to zdaje się będzie dobra historia - zagadnął krasnolud sięgając po pełen kieliszek by chichocząc stuknąć się z nim z dziewczyną. Nord podśmiewał się prawie cały czas, przerwę robiąc jedynie na wypicie drinka.
Diabeł raz jeszcze uzupełnił alkohol w kieliszku, który Chrys znów opróżnił, ręką dając znać, że ma dość. Limitem krasnoluda były trzy kieliszki. Po czterech zaczynał bełkotać, po piątym padał jak kłoda i następną dobę nie było z niego żadnego pożytku, bo nawet gdy się obudził, miał kaca, którym można by obdzielić kilku mężczyzn. Tak, sprawdzali, gdy Bajer dopiero co wykombinował ten swój diabli trunek. Czart mógł wypić sześć kieliszków, po szóstym chociaż kac rano mu nie groził, to dopadał go stan podobny temu zaliczonemu w Demarze, nie był pijany, ale z trzeźwością też wiele wspólnego nie miał.
Nietrudno się dziwić, że diabeł był wyjątkowo dumny ze swojego dzieła, które kładło pokotem najtwardszych i najpewniejszych siebie. Nie było też zdziwieniem, że drink szybko zyskał na popularności i przyjął się w co bardziej światowych lokalach, chociaż twórca specjału dla większości świata pozostawał anonimowym.
        Godzina powoli robiła się nieprzyzwoicie późna. Gości ubywało z każdą chwilą, a gdy czart napełniał po raz trzeci kieliszek, przy barze nie było już nikogo. Barman w międzyczasie skrzętnie wyczyścił szkła, wytarł blat i skinął szefowi głową, że skończył na ten wieczór.
        - To jak, wystarczy na dziś? - odezwał się z pogodnym uśmiechem wychodząc zza baru.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Złodziejka z zainteresowaniem obserwowała niewielkie zmiany zachodzące w swoim nowym znajomym. Niby wyglądał na tak samo zrelaksowanego jak zawsze, zachowując się z pełnią swobody gdziekolwiek się nie pojawili, a jednak teraz zdawało się to jakieś naturalniejsze, jakby naprawdę był u siebie. Czy chodziło o to, że nie czuł już potrzeby zgrywania się przed kimś obcym, czy może towarzystwo Chrysa sprawiało, że stawał się przystępniejszy, w końcu mówił, jak długo się już znają?
        Kimiko dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że nie spuszcza z Dagona oczu i przeniosła uwagę na trajkoczącego nieustannie krasnoluda, ale wtedy znaleźli się przy barze i nie mogąc powstrzymać ciekawości znów zawiesiła zielone ślepia na Laufeyu, wesołym uśmiechem odpowiadając na każdą widowiskową sztuczkę. Jakimś cudem nawet te popisy wydawały się naturalniejsze, a dziewczynie przez myśl nie przeszło, by chociażby dla żartu nazwać mężczyznę bajerantem. Kimiko nie przeszkadzały też nigdy gadatliwe osoby, więc nawet nieustanne paplanie Chrysa było ciekawym tłem i zapowiadał się naprawdę przyjemny wieczór.
        Niedługo później moczyła usta w krwiście czerwonym drinku, który chociaż pachniał jak czysty spirytus, to smakował przyjemnie słodko, ledwie drażniąc alkoholem język i gardło. Po pierwszych wątpliwościach więc - które Bajer rozwiał miłym uśmiechem, a Chrys jawnym chichotem - trąciła delikatnie rantem kieliszka szklankę diabła i naczynie norda w toaście.
        - Moja mocna głowa mnie nie ratuje, gdy piję z tobą – mruknęła marudnie, ale widać było, że tylko się droczy, gdy po chwili uśmiechnęła się miło na diablą deklarację. – Dzięki – powiedziała, zerkając na niego krótko, a po chwili wahania na stałe spojrzała mężczyźnie w oczy. – Jak się nie wstawię to też? – zapytała z niepewnym uśmiechem. Później właściciel Chrysantemy, chyba jakby chciał się upewnić, że złodziejka na pewno się wstawi, wręcz zmusił ją do wypicia drinka do dna, nakłaniając tym samym Laufeya do dolewki, samą dziewczynę zagadując na amen.
        W którym momencie postanowiła przyjąć Dagona propozycję – nie wiedziała. Nie była nawet pewna czy było jej wszystko jedno i nocleg u czarta wydawał się zwyczajnie korzystniejszy, czy też przyzwyczaiła się do jego towarzystwa na tyle, że po prostu chciała zostać u niego. Rozsądek nie miał tu nic do rzeczy, nie groziło jej z jego strony nic więcej niż do tej pory, a teraz (może przez tego drinka) była skłonna przychylić się do wersji, że nawet jest nieco bezpieczniejsza niż jeszcze kilka dni temu.
        Słysząc pytanie o papierośnicę Kimiko zaśmiała się wesoło i skoczyła spojrzeniem do Dagona, jakby upewniając się, że może odpowiedzieć.
        - Wygrałam – zamruczała zadowolona, a jej pucołowaty rozmówca znów wybuchł wysokim śmiechem, trzęsąc się na stołku.
        - Nie wierzę… założyłaś się z Bajerem i wygrałaś? – Chrysant spojrzał na nią co najmniej tak, jakby chciał dziewczynie zdradzić jakąś nieprzyjemną wieść, która jednak jego samego bardzo bawiła, ale panterołaczka sama sprostowała niedomówienie, nawet nieświadoma powagi tej drobnej różnicy.
        - Nie, to były bardziej takie małe zawody – wzruszyła ramionami, sącząc drugiego drinka i podśmiewając się pod nosem, gdy Balboette po raz kolejny popędził ją brzdąkaniem pierścieni na dłoniach. – Rzucanie nożami do celu – dodała.
        - I nie okantował cię? Na pewno miał w tym jakiś interes – bezczelnie dziwił się jej rozmówca. – Ale i tak zaskakujące. Coś ty tam ugrał Bajer, że papierośnicę poświęciłeś? – Krasnolud łypnął teraz podejrzliwie na przyjaciela za barem, szczerząc się szeroko i żartobliwie grożąc mu drinkiem. Czerwony płyn zachlupotał złowrogo. – No i teraz masz mój przyjacielu doskonałą okazję do odwyku!
        Kimiko zaczepek nie podłapywała, bardzo zadowolona z posiadanego puzderka i spokojnie popijała drinka, nie dając sobie tego małego zwycięstwa zepsuć. Skoro nie poczuła się poszkodowana, to nie przegrała, a cudeńko jest u niej. Osobna sprawa, że powoli klarował jej się pomysł na prezent dla Laufeya, ot drobiazg na pożegnanie i pamiątkę. Chwilowo jednak to rozstanie zdawało się odwlec w czasie, przynajmniej do aukcji, więc miała jeszcze czas na znalezienie tego, czego szukała.
        Z lekko przymrużonymi ślepiami obserwowała swoich dwóch towarzyszy, wzdychając cicho nad szkłem. Drugi drink, a czuje się, jakby od godziny uczciwie wlewała w siebie tequilę. Na dodatek po chwili Chrys znowu przeniósł na nią uwagę, jednocześnie ją zagadując i samemu podśmiewając się ciągle pod nosem, a wyglądał przy tym tak pociesznie, zwłaszcza gdy zwróciło się uwagę na dyndające z wysokiego stołka nogi, że złodziejka sama chichotała pod nosem, a później już jawnie powstrzymywała głośny śmiech, zakrywając usta dłonią. Zauważyła, że ma pusty kieliszek dopiero, gdy chlupot zdradził jego ponowne napełnianie. Przeniosła na Dagona rozbawione spojrzenie, podśmiewając się co chwila, gdy kocie uszy wyłapały absurdalnie wysoki chichot Balboette’a.
        - Dagon, jak wrózia ma na imię?– zapytała nagle, opierając się na łokciach o ladę i składając brodę na dłoniach. - Jest milutka. Jakim cudem zmienia się w taką ludzką kobietę? Wszystkie wróżki tak robią? Myślałam, że one zawsze są takie małe, jak trochę większe owady – zachichotała, unosząc jedną rękę i machając palcami „podleciała” nią do twarzy Chrysa, który znów uderzył w piskliwy chichot, wywołując kolejne prychnięcie śmiechem panterołaczki.
        Po trzecim drinku Kimiko nie była wstawiona. Nie aż tak. Chyba. W sumie ciężko stwierdzić. Ale było jej słodko, wesoło, ciepło i mętnie. Wcale by się też tyle nie śmiała, gdyby nie Balboette, który wyglądał jakby go ktoś nakręcił i tak zostawił, trzęsąc się cały od własnego chichotu, cholera wiedziała z czego właściwie się śmiał, ale to musiało być przezabawne. Gdy zatrudniony w Chrysantemie barman zakończył swoją pracę, złodziejka dopiero rozejrzała się w zdziwieniu, że zostali w barze sami, więc gdy Dagon opuścił swoje stanowisko, skinęła twierdząco głową, ostrożnie schodząc ze stołka. Zarzuciła sobie niedbale na ramię torbę i kuszę, płaszcz przeplatając między licznymi pasami by nie spadł, bo było jej zbyt ciepło, by go zakładać.
        - To gdzie w Nowej Aerii mieszkają diabły? I czy znajdzie się tam miejsce dla jednego kota? – zapytała wesoło, zadzierając głowę, by spojrzeć na Laufeya.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Powierzchownie zajęty barmańskimi czynnościami diabeł przyglądał się Kimiko i krasnoludowi szmerającymi w najlepsze. Chrysant oczywiście był prowodyrem wszelkich zamieszań i dyskusji, ale kot, chociaż przez większość czasu cichy, zdawała się w pełni wsiąknąć w rozmowy. Nord zaś jak to zwykł, udając niegroźnego i przesympatycznego, chyba próbował rozgryźć panterołaczkę i układ jaki łączył ją z piekielnikiem. Wciąż nie odniósł pełnego sukcesu, ale na tyle ile udało mu się poznać Bajera przez lata znajomości i współpracy, wykazywał on nietypową pobłażliwość i zainteresowanie kotką. To tylko potęgowało ciekawość krasnoluda i nawarstwiało jego kolejne pytania. Piekielnikowi nie umykały chytre błyski w ślepkach właściciela restauracji, ale zostawił kurdupla samemu sobie, by się głowił.
        Delikatnie szturchnęli się szkłem z dziewczyną i moment później zaśmiał się pod nosem słysząc wyrzut. Uśmiechnął się szeroko i opierając łokcie na blacie pochylił się do brunetki. Spojrzał z bliska w kocie oczy i nieśmiały uśmiech dziewczyny. Wstrzymał się moment z odpowiedzią, ciesząc się widokiem. Odezwał się dopiero gdy chwila z przyjemnej mogłaby przerodzić się w niezręczną.
        - Też - wyszeptał uśmiechając się jak zwykle czarująco, odgarniając kosmyk czarnych włosów za ramię dziewczyny. Domysłami jakie pozostawiał krasnoludowi się nie przejmował. Niech trochę połamie tę swoją zwarkoczoną główeczkę, a i tak wszystkiego nie pojmie. Skoro sam czart nie rozumiał w pełni swego postępowania, to jakim cudem krasnolud miałby je rozgryźć. Już chwilę temu postanowił nie zastanawiać się nad sensem czy logiką własnych poczynań, skupiając się na tym co zawsze było wystarczającym wyjaśnieniem dla czarcich motywacji: przyjemnością. Czynił wszystko to co dawało mu radość i w jakiś sposób zaspokajało jego zachcianki. Czemu więc w tym wypadku miałby próbować dodawać do całości większą ideologię. A to, że zachowywał się inaczej niż zwykle, bo w tej chwili miał taką chęć i oto było całe tłumaczenie.
Chrys tak jak Dagon przypuszczał, chłonął nowe widoki chętniej niż największe miejskie plotkary. Wyłapywał każdy najdrobniejszy ruch i interpretował po swojemu, chociaż ciągłe podśmiewanie się, żartowanie i powierzchownie niegroźna prezencja zapewniały by o czymś całkiem odmiennym.
        Bies nie miał nic przeciwko ujawnieniu sposobu upolowania papierośnicy, więcej uznał za całkiem zabawne wkręcenie Chrysa jeszcze głębiej. Pokurcz gotów był kombinować tak bardzo, że za moment sam powinien pogmatwać się we własnych intrygach. Słuchał więc jednym uchem, prychając śmiechem na (słuszne co prawda) niedowierzanie norda. Padające pytanie było tylko kwestią czasu. Bajer nonszalancko wzruszył ramionami, zupełnie nie patrząc nawet w kierunku krasnoluda. Ze wzrokiem zatopionym w szklance, uśmiechnął się kątem ust do bursztynowego płynu połyskującego w świetle lamp.
        - Tajemnica - wymruczał, na co Chrys aż zatrząsł się na swoim stołku. Czasami diabeł zastanawiał się, czy te jego śmiechy nie miały poruszyć myśli do intensywniejszego knucia, bo to był dopiero drugi drink, a ten śmiał się bez ustanku. Co więcej zaraził w ten sposób kota, który również chichotał pod nosem, co jakiś czas wybuchając głośniejszymi oznakami radości. Aż pozostali goście przyglądali się ciekawej trójcy, poszukując przyczyn świetnego humoru.
Przechylił głowę przysłuchując się złodziejce, przez moment rozważając, czy głupkowaty nastrój Chrysanta tak się jej udzielił, czy może aż tak zadziałał na nią drink. Uznał, że pewnie niedługo wyjdzie w trakcie.
        - Zefir - pogodnym tonem odpowiedział na pytanie, zaraz wysłuchując następnych.
        - To jakiś wróżkowy rodzaj iluzji, chyba. Reszty nie wiem, nie znam się na wróżkach, ale nie sądzę by była ona typowym przedstawicielem swojego gatunku - rozwinął wypowiedź z rozbawioną nutą przebijającą się w tle. Może na wróżkach się nie znał, ale miał dziwne wrażenie, że zwykle nie miewały one hysia na punkcie cudzych ubrań i dbania o nie. Wątpliwe też by trudniły się praniem, sprzątaniem czy załatwianiem codziennych sprawunków.
        Kończący zmianę barman był dobrym sygnałem do skończenia zabawy. Chrys już miał dość picia, więc teraz należało zostawić go w spokoju by zajął się swoimi nordowymi działaniami jak na przykład snem po drinkach ze znajomymi, czy zastanawianiem się dlaczego wciąż trzymał z kociakiem. To pytanie pewnie jeszcze padnie, znając kurdupla.
Wyszedł zza lady i tym razem to on podszedł do dziewczyny. Zbliżył się o jeszcze jeden krok, gdy spojrzała na niego i zaplótł dłonie na jej plecach, przyglądając się złocistym iskierkom lamp odbijających się w zielonych tęczówkach.
        - Tam gdzie nie chadzają jednorożce - wyszeptał odsłaniając zęby w bezczelnym uśmieszku. Rzucił jeszcze szybkie “na razie” w kierunku przyjaciela i zniknęli, zostawiając Chrysa z jego dywagacjami i pomysłami.

        Znaleźli się w ciemnym wnętrzu, rozjaśnianym jedynie przez wątłe światło lamp ulicznych, wpadające przez kilka wysokich okien. Delikatnie pogłaskał włosy i uszka dziewczyny, która nie wyglądała jakby miała przywyknąć do teleportacji. On dla odmiany mógł przyzwyczaić się do podobnych sytuacji. To było wyjątkowo zabawne. Znalazłby inne sposoby by dziewczyna trafiła mu w ramiona, ale w tym przypadku sama wtulała się jakby poszukując bezpieczeństwa. Podobny pomysł wyjątkowo bawił biesa.
        - Jutro przygotują ci własną sypialnię - zagadnął kończąc zabawę z rozpuszczonymi kosmkami dostającymi się między palce.
        - Ale dzisiaj musisz się przemęczyć w moim łóżku - dodał z zaczepną miną.
        Wnętrze chociaż nie w pełni widoczne, było olbrzymie i zajmowało całe piętro. Znaleźli się w czymś na kształt salonu, który służył zarówno jako pokój jak i hol czy korytarz. W rogu znajdowały się kręcone schody prowadzące w dół. W centrum mieścił się niewielki aneks z dwiema kanapami, fotelami i ławą między nimi, oraz niezbędnym barkiem stojącym pod ścianą i biblioteczką po przeciwnej stronie.
Całość opierała się głównie na otwartych przestrzeniach, z niewieloma zachyłkami i metodycznie rozmieszczonymi krótkimi ceglanymi ścianami i słupkami, będącymi jedyną podporą wysokiego stropu. W taki właśnie sposób salon przechodził w sypialnię, która była bardziej wydzieloną przestrzenią niż oddzielnym pomieszczeniem. W jej centrum stało wielkie łoże, bo już nie łóżko, na którym spokojnie i komfortowo mogły zmieścić się trzy osoby. Dopiero łazienka była zupełnie odrębnym pomieszczeniem, wraz ze znajdując się obok niej garderobą oraz druga sypialnia, częściowo będąca chyba pozostałością po poprzednim stanie piętra. Duże dwuskrzydłowe drzwi oddzielały pokój od reszty pomieszczenia, z niego zaś już w charakterystyczny dla reszty wnętrza, otwarty sposób przechodziło się do docelowej sypialni.
Wróżka również miała swój kąt. Wejście do niego znajdowało się w garderobie. A niewielki pokoik wypełniała mini architektura. Wielopiętrowa, drewniana i skomplikowana struktura pięła się aż do sufitu, a jej piękne rzeźbienia i złożone projekty stanowiły prawdziwe budownicze dzieło sztuki w trochę mniejszym wydaniu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko poddała się przy toaście i pokonując nieśmiałość wykorzystała żarcik Dagona do ustalenia swojej aktualnej sytuacji lokatorskiej. Już nawet nie spodziewała się prostej odpowiedzi, ale i tak prychając rozbawieniem odwróciła na moment spojrzenie, gdy mężczyzna przychylił się w jej stronę. W końcu jednak przyłapano zielone oczy, które zerkały niepewnie na Laufeya. Złodziejka westchnęła cicho przez nos i w udawanej urazie skrzywiła lekko rozciągnięte wciąż w uśmiechu usta, widząc że mężczyzna się zwyczajnie cieszy przewagą. O dziwo ją samą to na równi peszyło, co bawiło, mimo że znajdowała się w niekoniecznie najlepszym położeniu w tej chwili. Bajer w końcu z czarującym uśmiechem wyszeptał swoje potwierdzenie, odgarniając pasmo plączących się po ramionach dziewczyny czarnych włosów.
        - Bajerant – mruknęła rozbawiona brunetka, mrużąc oczy.
        Tak jak Kimiko podejrzewała, wieczór okazał się bardzo przyjemny. Lubiła przesiadywać w barach i knajpach wszelkiego rodzaju, poznawać tam nowych ludzi, rozmawiać, śmiać się i żartować. Wszystkie troski i problemy zostawiało się wtedy za drzwiami, by można było nie tylko spędzić miło czas z kimś zupełnie obcym, ale też nie zalewać go swoimi żalami z dwóch powodów. Po pierwsze mało kto pisał się na spowiedzi przy kieliszku. Takie sytuacje można było zaobserwować dopiero wyjątkowo późno, a właściwie już wcześnie, gdy tylko najwytrwalsi pozostali na posterunkach, wciąż dzielnie okupując zdobyte pozycje przy barze, z głową niemal na poziomie lady. Wtedy zdarzało się wylewanie gorzkich żali jakiemuś chętnemu, lub mniej przytomnemu słuchaczowi, by ulżyć własnej duszy, wyrzucając na kogoś swoje problemy. Po drugie jednak, co zdarzało się częściej, a przynajmniej w przypadku Kimiko, w takich miejscach trzeba było po prostu chociaż minimalnie uważać na to, co się mówi. Lata samotnego życia szybko nauczyły, że nawet niewinne przyznanie się do zgubienia w mieście sugerowało już, że jest się tutaj bez towarzystwa, nie zna się okolicy i właściwie równie dobrze można sobie na czole cel nakleić. Nie w Chrysantemie oczywiście, ale nawyk, który raz wszedł w krew ciężko wyplenić. Złodziejka potrafiła być straszną gadułą, zaśmiewając się do rozpuku i trajkocząc z nowym towarzystwem, a jednocześnie nie zdradzić o sobie niemal nic, a na pewno nic istotnego. Po pewnym czasie nawet przestała to zauważać.
        Chociaż więc Chrysant Balboette wydawał się przesympatyczną osobą i był przyjacielem Dagona, który był już przecież swój, a lokal, w którym się znajdowali nie groził ryzykiem kosy pod żebra zaraz za drzwiami, Kimiko wciąż się pilnowała, nawet jeśli po części nieświadomie. Krasnolud początkowo sądził, że wyciąganie informacji z dziewczyny idzie mu doskonale, dopóki nie zorientował się, że wciąż nic nie wie. Tajemnicze uśmieszki Laufeya były do przewidzenia, ten diabeł drażnił się z nim dla samej zabawy i nie było mowy o tym, by ustąpił, ale nord miał całkiem solidny plan wypytania dziewczyny. Ta jednak odpowiadała na każde jego pytanie, czasem od razu, czasem po krótkiej konsultacji wzrokowej z czartem, ale ani razu nie zacisnęła ust, czy wykpiła się „tajemnicą”. A on nadal nic nie wiedział! Swoje domysły miał, to jasne jak słońce, ale chciał, by brunetka się z czymś sypnęła. Dostałby wówczas nie tylko informację, ale dodatkowo reakcję Bajera. A teraz na dodatek, oprócz zastanawiania się co łączy tą dwójkę i jak na czeluści piekielne do tego doszło, to jeszcze myślał, czy dziewczyna roluje go umyślnie, czy to on się starzeje, a ten fakt byłby już przerażający i absolutnie niedopuszczalny. Chrys popijał więc swoje drinki, podczas gdy jego ponadprzeciętny umysł pracował na najwyższych obrotach. A okazji do knucia miał wiele.
        Później temat zszedł na wróżkę, którą Kimiko interesowała się coraz bardziej, powoli oswajając i z nią. Między innymi dlatego zapytała o imię, bo chociaż w głowie zawsze będzie „wróżką”, to przecież w razie czego nie chciałaby do niej zawołać „ej, ty!”, zwłaszcza że skrzydlata istotka była dla niej taka miła! Co samo w sobie również było zastanawiające, ale na tą chwilę jeszcze nie bardziej niż samo istnienie naturianki. Przychylający się do pytania Bajer był więc dobrym znakiem, że może tym razem normalnie odpowie i nie będzie knuł, ale chociaż odpowiedź w istocie padła prosta, i tak na moment zbiła kota z tropu.
        - Zefir? – powtórzyła zdziwiona, aż jej się chichot urwał. – Ale to męskie imię… chyba – mruczała, teraz już niepewna niczego poza tym, że drink był smaczny, pantery najlepsze na świecie, a diabły cholernie przystojne… zaraz, co? Nieważne. Pozostałe informacje z uwagą przyswoiła, dziwiąc się jednak, że są dość skąpe. Dagon nie wiedział, nie dbał o to, albo po prostu nie chciał powiedzieć, ale nie drążyła, na nowo wciągnięta do rozmowy przez Chrysa, który teraz uczepił się jej kuszy.

        Sygnał do zakończenia wieczornego spotkania dał barman, uświadamiając w ogóle złodziejkę w tym, jak późna jest już pora. Zsunęła się ze stołka niemal prosto w objęcia Dagona, co skomentowała uśmiechem, obejmującym nawet błyszczące lekko od alkoholu ślepia. Kąciki ust opadły lekko dopiero, gdy usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. Na trzeźwo pojęłaby nawiązanie do ich wcześniejszej rozmowy w mig, teraz jednak zajęło jej to chwilę, zbyt długą, by jakoś interweniować.
        - Zaraz… - zaczęła tylko, gdy Bajer żegnał się z krasnoludem, a reszta jej słów rozmyła się gdzieś w przestrzeni, gdy zniknęli.

        Z westchnięciem oparła czoło o pierś czarta, gdy teleportacja po raz kolejny przemeblowała jej wnętrzności i zakręciła w głowie. Dziewczyna ani myślała wyplątywać się z przyjemnego objęcia, a była tak zmęczona, że właściwie mogłaby tak zasnąć na stojąco, było przecież wygodnie. Delikatne głaskanie po głowie spotkało się z pomrukiem aprobaty, a gdy dłoń Dagona zahaczyła o uszy, ludzki dźwięk przeszedł w kocie wibrujące mruczenie, a panterołaczka otarła się buzią o koszulę diabła. Zaraz jednak guzik drapnął ją po policzku i wówczas podniosła głowę, potrząsając nią lekko w kocim odruchu.
        - Dziękuję – odpowiedziała, dopiero teraz rozglądając się nad otulającymi ją ramionami. Nie zobaczyła jednak wiele, poza ogromną przestrzenią, bo zaraz usłyszała jego kolejne słowa i uśmiechnęła się pod nosem, a czujne spojrzenie skoczyło z powrotem do Laufeya.
        - Mówisz, że będę się męczyć? – zapytała, unosząc jedną brew i odwzajemniając zadziorny grymas, jednocześnie cofając o krok, by opuścić diable objęcia. Wbrew swoim słowom stwierdzeniem Laufeya nie przejęła się jednak zbytnio. Może gdyby ostatnich kilku nocy nie spędziła z nim w łóżku to byłaby nieco bardziej skrępowana, ale teraz zastanawiała się tylko czy nie nadużywa jego gościnności.
        Zsunęła ciężko z ramienia torbę z płaszczem i kuszę, zostawiając je na tą chwilę na kanapie, którą minęła, wodząc dłonią po oparciu i kierując się w stronę okna. Kocia ciekawość znów miała ją przewlec po całym mieszkaniu, by dziewczyna mogła zapoznać się z terenem. Kolejny wpojony odruch, którego w mniejszych izbach karczemnych nawet nie zauważała, a jednak teraz czuła ogromną potrzebę zwiedzenia każdego kąta w przestrzennym lokum. Jarzące się w ciemnościach kocie ślepia odbiły się w szybie, gdy Kimiko podziwiała z góry okolicę. Nie znała Nowej Aerii, ale nie musiała, by wiedzieć, że znajdują się w ścisłym centrum. Nawet nie chciała wiedzieć, jaki tutaj jest czynsz.
        - Ogromne masz to mieszkanie – powiedziała, odwracając się w końcu od okna i stawiając bezszelestne kroki ruszyła wzdłuż ścian. Końcówka ogona podrygiwała lekko, gdy złodziejka zwiedzała nie mogąc powstrzymać się przed dotykaniem mebli i ceglanych murów, chociaż ruchy miała ostrożne, jakby zdawała sobie sprawę, że może nie być to mile widziane. Jedynie gigantyczne łóżko obeszła szerokim łukiem i nie zapuszczała się też do zamkniętej części piętra. Laufey bowiem najwyraźniej zajmował całe piętro kamienicy.
        - Mieszkasz z kimś? – zapytała, może dość bezpardonowo, ale nie wydawało jej się, by musiała przy Dagonie zachowywać jakieś pozory, a wolała jednak wiedzieć, czy jeśli się na kogoś natknie w nocy to jest to domownik czy intruz. Odruchowe rzucenie się z pazurami na współlokatora lub współlokatorkę czarta mogłoby znacząco skrócić jej pobyt tutaj. Spojrzała na pozamykane drzwi i obróciła się w stronę gospodarza.
        - Pokażesz mi, gdzie jest łazienka? Zabiłabym za kąpiel po tej podróży.
        Przez przejażdżkę tradycyjną i teleportację miała już problem ze stwierdzeniem ile dni minęło odkąd opuścili pokój w zajeździe, ale kilkunastogodzinne tłuczenie się w powozie z psem na kolanach i wilkołakiem wystarczyło, by Kimiko marzyła o kąpieli. Wciąż jednak poruszała się niepewnie po mieszkaniu, a już na pewno nie chciała na chybił trafił otwierać drzwi w poszukiwaniu łazienki, wolała więc zapytać Dagona.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Po wypiciu trzech drinków, zanim pantera połączyła wszystkie fakty i rozpoczęła nieśmiałe protesty, było posprzątane. Diabeł trzymał ją w ramionach, z których nie tak łatwo pozwoliłby zbiec i już żegnał się z krasnoludem, znikając mgnienie później, nie dając Kimiko czasu nawet na dokończenie myśli.
        Zjawili się od razu w diablim apartamencie, ale ani czart nie palił się do odsuwania złodziejki, ani ona do ucieczki. Głaskał więc czarne włosy z czymś podejrzenie bliskim czułości. Nawet gdy brunetka zamruczała, nie zareagował zwykłym drwiącym i zwycięskim uśmieszkiem, a zsunął dłoń na ramię teraz je muskając palcami. Uśmiechnął się dopiero gdy otrzepała głowę, niczym najprawdziwszy zwierzak, tyle, że na dwóch nogach, powoli rozluźniając objęcia.
        Na zaczepkę dziewczyna odpowiedziała przezornie cofając się poza zasięg piekielnika, a czart wyszczerzył się bezczelnie, co na równi mogło oznaczać potwierdzenie jak i negację. Wszystko zależało kto czego oczekiwał. Swoją drogą w najbliższym czasie chyba należało złodziejkę trochę uświadomić.
        Jednak nie kontynuując droczenia się, gestem zaprosił zmiennokształtną głębiej do pomieszczenia. Mieszkanie znał na pamięć, więc mimo nikłego światła odnajdywał wszystkie przeszkody bez problemów, powoli przemieszczając się w pobliżu dziewczyny. To jak zwiedzała nowe kąty było z jednej strony różne, z drugiej dość podobne do cieszenia się jedzeniem i wywoływało podobne diable zaciekawienie i rozbawienie.
        - Nie lubię się gnieść w ciasnocie - odpowiedział opierając się o ceglaną kolumnę, teraz już tylko wesołym spojrzeniem podążając za panterołaczką, aż padło kolejne pytanie.
        - Nie, chyba nie… - zamyślił się na moment, bawiąc się osobliwą sytuacją. Właśnie sprowadził do domu dziewczynę, którą początkowo zamierzał sprzedać. Potem zwyczajnie powinien jej zapłacić i posłać w swoją drogę, a zaprosił ją do siebie. Nikogo i nigdy nie zabierał do swojej niszy... No może prawie. Chociaż bywał w niej rzadko, to chwile spędzane w apartamencie poświęcał na odpoczynek i relaks, więc wykluczało to jakiekolwiek obce osoby plączące się po mieszkaniu. Nawet podrywanych panienek nie spraszał. Jedynie własne dziewczyny gościły u szefa w celach kontroli jakości oferowanych usług lub dalszego doskonalenia zawodowego. To właśnie był jedyny wyjątek. A teraz doszedł jeszcze czarny bezpański kot.
        - W pewnym sensie z wróżką, ale bardziej odpowiednio zabrzmi u wróżki - dokończył odpowiedź ochrypłym, rozbawionym głosem.
Słysząc o zabójstwie dla kąpieli, uśmiechnął się pod nosem i minął szerokie łóżko, podchodząc do jednych z szerokich przesuwnych drzwi.
        - Tutaj. - Z cichym szelestem zsunął jedno skrzydło, otwierając pomieszczenie.
Łazienka była wielkości całkiem przyzwoitego pokoju. Przy ścianie, naprzeciwko wejścia stała duża metalowa wanna. Obok jej boku znajdowała się szafeczka z asortymentem akcesoriów kąpielowych oraz stolik, na którym stały trzy grube niskie świeczki. Czart wszedł do pomieszczenia kierując się do wanny i zapalił świece ukrytym za nimi krzesiwem. Płomyki odbiły się wesoło w wielkim lustrze wiszącym na przeciwległej ścianie.
        - Tam są świeże ręczniki. - Wskazał wysoką szafę stojącą w dalszym rogu pomieszczenia.
        - Czuj się jak u siebie. - Podszedł do brunetki uśmiechając się z szelmowską nutą. Wydawałoby się, że minie dziewczynę, ale będąc tuż obok, zatrzymał się opierając rękę o futrynę. Przychylił się do policzka złodziejki.
        - Postaram się wrócić przed śniadaniem - zaczął mruczeć. - Musisz przemęczyć się sama - nawiązał do wcześniejszych żartów, wyjaśniając co miał na myśli. Delikatnie pocałował dziewczynę w policzek, dopiero teraz zabierając rękę torującą drzwi i przemykając obok brunetki. Zaszył się w garderobie znajdującej się tuż obok. Zmienił ubrania nie tylko na czyste, ale wreszcie na kompletne i zniknął.

        Zjawił się w jednym z dobrze znanych sobie zaułków. Jakiś cień stojący w kącie rzucił zaskoczonym spojrzeniem, które szybko powędrowało z powrotem w ziemię, dopiero diable plecy odprowadzając z zainteresowaniem. Kryjący się w ciemnościach naturalni bywalcy podobnych miejsc ostrożnie spoglądali na diabła, ale nikt nie odważył się choćby drgnąć, ani tym bardziej zaczepić bogato ubranego jegomościa, podczas gdy Laufey szukał konkretnej osoby.
Znalazł Szczura dyskutującego z dwójką podobnych do siebie zabijaków. Szczupły niski facet, machnął im ręką dając znak by zaczekali i wyszedł czartowi na przeciw. Piekielnik i podejrzany typ skinęli sobie głowami i bez zbędnych powitań czy grzeczności Bajer przeszedł do sedna.
        - Mam zlecenie - zaczął dość cicho, by nikt postronny nie dosłyszał wypowiadanych słów, uzyskując ponowne skinięcie. Po nim, podał niezbędne szczegóły. Ustalenia nie trwały długo. Diabeł znał się na rzeczy, Szczur na swojej robocie, więc rozmowa potoczyła się jak to między dwójką profesjonalistów. Moment później piekielnik wznowił “spacer” niezbyt bezpiecznymi uliczkami, a bandyta wrócił do pozostawionej dwójki.
        - Świetnie się składa, mam dla was robotę. - Bliźniaki uśmiechnęli się drapieżnie.
        - Okolice Demary- sprecyzował Szczur.
        - Dajesz szczegóły… - mruknął jeden z braci, podczas gdy drugi wciąż szczerzył się dziko.

        Zefir obudziła znajoma obecność, którą wyczuwała instynktownie. Tym razem jednak czuła kogoś jeszcze. Ziewnęła, przeciągając swoje drobne zgrabne ciałko, odgarnęła na plecy długie włoski o barwie mieniącej się między srebrem a błękitem i z lekkością sfrunęła w dół. Wciąż lekko zaspana, niespiesznie wleciała do garderoby, gdzie znalazła ubrania leżące na szafce. Westchnęła i kręcąc małą główką zwinęła odzież, która momentalnie zniknęła. Z garderoby przeleciała do mieszkania.
Nawet słysząc cichy chlupot wody, wpierw podfrunęła do zostawionej podróżnej torby. Wyjęła z niej ubrania, które zniknęła tak jak diable i ku swemu przerażeniu znalazła biżuterię. Tę samą, którą zanosiła do zajazdu. Westchnęła znacznie bardziej teatralnie. Co za bałaganiarski kot, zupełnie siebie wart z psem, ale ona zaraz to naprawi, jak zawsze zresztą.
Skrzydlata zniknęła, zjawiając się ze stosem pudełek, które przezornie schowała sprzątając wynajmowany pokój. Popakowała wszystkie świecidełka we właściwe im puzdereczka i dopiero całość poukładała w torbie. Teraz mogła lecieć się przywitać.
        Wpadła do łazienki zupełnie nie widząc nic złego w tym, że Kimiko siedziała właśnie w wannie. Bez wahania podleciała do kociej głowy, radośnie się do niej przytulając. Radości, że psisko zabrał ze sobą kotka, prawie nie było końca. Dopiero gdy uznała, że starczy powitań, usiadła na krawędzi wanny, machając małymi stópkami.
        - Zostajesz z nami? -zapytała cichutkim głosikiem brzmiącym jak dzwoneczki. Odpowiedzi doczekała jednak już w locie. Małe stworzonko miało wybitne problemy z usiedzeniem w miejscu. Teraz jej wzrok przyciągnęły kolejne kocie ubrania, które koniecznie wymagały odświeżenia.
Nie pytając o zgodę wylądowała zaraz obok nich, znikając je w sobie tylko znane miejsce. Przez dwa uderzenia maleńkiego serduszka popatrzyła na Kimiko, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Zaraz potem do małej główki wpadł wspaniały pomysł. Wyleciała z łazienki tak szybko jak tylko zwinne wróżki potrafią i wróciła z zastępczym ubraniem i dzisiejszą piżamą dla swojego kotka. Wielce z siebie zadowolona na stołku położyła jedną z koszul czarta i szczęśliwa znów zasiadła na brzegu wanny.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Od czasu do czasu zastanawiała się, czy Dagon w jakiś sposób nie próbuje uśpić jej czujności i czy nie przydarzy jej się wkrótce coś złego, gdy zapomni się na chwilę. Wciąż jednak nie mogła wymyślić powodu, dla którego miałby tyle zwlekać, jeśli naprawdę chciałby jej zrobić krzywdę. Diabeł przecież. Więc czemu głaskał ją po głowie i uszach, czemu muskał delikatnie ramię, pozwalając się odsunąć, czemu był miły? Kimiko nie urodziła się wczoraj, znalazła by co najmniej jeden dobry powód na zapraszanie jej do siebie, gdyby nie to, że spędzili ostatni tydzień razem w zajeździe. Nie licząc okazjonalnego naruszania jej przestrzeni osobistej, też dla żartu chyba tylko, i pewnego… incydentu, który zakończył się szybciej niż się zaczął, Laufey był wyjątkowo opanowany. Teraz na rzucone żartem pytanie tylko uśmiechnął się bezczelnie, a złodziejka zmrużyła podejrzliwie oczy, chociaż i to było znajome, wywołując jedynie lekki niepokój, zrodzony bardziej z ciekawości niż poczucia zagrożenia.
        Podążyła więc swobodnie za zapraszającym gestem, powoli zwiedzając zakamarki surowego w budownictwie mieszkania, które jednak wyjątkowo ją urzekało. Gołe mury z cegieł były przyjemnie chropowate, gdy muskała je palcami, drewniane meble zaś dla kontrastu idealnie gładkie. Uśmiechnęła się pod nosem, kątem oka rejestrując, że jest śledzona, ale gospodarz nie protestował, więc dziewczyna kontynuowała zwiedzanie. Dopiero po chwili Dagon został gdzieś po drodze, opierając się o kolumnę, a panterołaczka łowiła go spojrzeniem, gdy odpowiadał na pytania. Przed zamkniętą częścią i otwartą sypialnią zawróciła, wracając powoli do diabła. Uśmiechnęła się szerzej na wieść, że wróżka również tu mieszka i zastanawiała się, kiedy znów ją zobaczy.
        Później poszła za mężczyzną, z ciekawością obserwując nietypowe przesuwane drzwi, i zatrzymała się na progu, obejmując wzrokiem łazienkę. Była jeszcze większa, niż ta w zajeździe i też miała taką prawdziwą wannę! Kimiko wsparła się o futrynę, opierając o nią skroń i obserwując, jak Dagon zapala świeczki. Skinęła głową, podążając wzrokiem do stojącej w rogu szafy, a później na powrót do zbliżającego się mężczyzny. Uśmiechnęła się uprzejmie, nie bardzo wiedząc, co zrobić z radą, że „ma się czuć, jak u siebie”, skoro nie miała swojego domu. On jednak nie musiał o tym wiedzieć.
        Wyprostowała się, odsuwając na bok, by przepuścić bokiem czarta i samej wejść do łazienki, ale niemal wpadła na jego ramię, które nagle zatarasowało jej przejście. Miała wrażenie, że atmosfera zgęstniała momentalnie. Na uderzenie serca wstrzymała oddech, nim westchnęła bezgłośnie, przymykając oczy, gdy usłyszała ochrypłe mruczenie i siłą powstrzymała się, by nie położyć na bok głowy.
        - Wychodzisz? – szepnęła, otwierając lekko oczy i z zaskoczeniem wyłapując nutę rozczarowania w swoim głosie. Zaraz też poczuła delikatne muśnięcie ust na policzku i Dagon zabrał rękę, wychodząc z łazienki. Powietrze znów ruszyło swoim tempem, a Kimiko postąpiła krok do przodu, zamykając za sobą drzwi (które swoją drogą nie posiadały zamka, cudownie) i opierając się o nie nasłuchiwała odgłosu oddalających się kroków. Gdy te ucichły, dopiero oparła głowę o przesuwne skrzydło.
        - O rany… - westchnęła. – Masz kocie poważne kłopoty.
        Ale tu ciepło. To na pewno przez te świeczki. Kimiko z ulgą zrzuciła ubrania, odkładając je na stołek i weszła do napełniającej się powoli wanny. Po chwili zakręciła kurek i zanurzyła się głębiej, aż nawet czarne uszka zniknęły na moment pod taflą. Później zaznajomiła się z zawartością pobliskiej szafeczki, z ulgą odnajdując tam normalne mydło, chociaż rozpoznała też syczącą kulę, którą widziała w zajeździe. Kiedyś sprawdzi, co to za cudo. Teraz była w trakcie sumiennego mycia, gdy usłyszała dzwoneczki i chyba to uratowało ją przed zupełnym zawałem, gdy do łazienki bezpardonowo wpadła wróżka.
        - U was to jest chyba rodzinne – mruknęła panterołaczka, może nie przyjmując zupełnie naturalnie tego nagłego wtargnięcia, ale nie robiąc też szumu o byle co. Kobiety rządziły się innymi prawami, a do tych z pewnością zaliczała się naturianka, nawet jeśli w miniaturowej wersji, i złodziejka nawet nie zanurzyła się głębiej w wannie, uśmiechając tylko wesoło, gdy skrzydlata istotka przytuliła się do jej głowy. I jak tu się gniewać na coś takiego? Drobiazg był wielkości dłoni i dosłownie wylądował plackiem na jej włosach, obejmując głowę rękami i nogami, i tuląc buzię do kociego ucha.
        - Cześć, Zefir – przywitała się, chcąc zwrócić się do wróżki po imieniu, a ta zadzwoniła radośnie i przysiadła na krawędzi wanny, beztrosko bujając nóżkami.
        Na zadane pytanie Kimiko na moment zabrakło słów i oprócz krótkiego „emm” i „umm” nie zdążyła wyartykułować nic konkretnego, a mała naturianka znów zerwała się do lotu, krążąc po łazience.
        - Parę dni… może? Nie wiem w sumie – odpowiedziała w końcu dziewczyna, obracając głowę za wróżką, gdy ta lądowała w pobliżu jej ubrań, a później… a później je zabrała.
        - Hej, moje ciuchy! – zawołała, przyłapując wreszcie wróżkę na gorącym uczynku, ale ta poprzyglądała się jej jeszcze chwilę i znów wypadła z łazienki.
        – Zefir! – zawołała za nią panterołaczka, ale tyle było drobiazg widać i dziewczyna oklapła w wannie. No dobra, w sumie nic się nie stało, w torbie ma drugi komplet, a Dagona i tak nie ma, więc może sobie spokojnie po mieszkaniu w ręczniku paradować. W spokoju umyła więc głowę i rozczesywała palcami splątane włosy, gdy wróżka powróciła, niosąc coś białego w rękach. Kimiko ze zdziwieniem spojrzała na koszulę Dagona i przeniosła spojrzenie na lądującą znów na wannie wróżkę, wyraźnie walcząc z nasuwającymi się wnioskami. Ta jakby w odpowiedzi na niezadane pytanie wskazała tkaninę drobną rączką i pokiwała głową z zadowoleniem, a dzwoneczki znów rozdzwoniły się w łazience wieszcząc kocią zgubę.
        - Oszalałaś chyba z tej radości – wydusiła z siebie złodziejka, wychodząc szybko z wanny i ochlapując wróżkę wodą. Drobiazg zerwał się do lotu, wirując wokół kociej głowy, gdy dziewczyna wycierała się szybko i opatuliła w końcu ręcznikiem, próbując zawiesić spojrzenie na naturiance. W końcu zatrzymała ją lekko dłonią, na której drobiazg przysiadł z rozbrzmiewającą dzwoneczkami gracją, zakładając nóżkę na nóżkę i wspierając ręce o palce panterołaczki. Dostojnym, jak na takie małe cośko gestem, wróżka ponownie wskazała kotu koszulę, a Kimiko znów pokręciła głową.
        - Dziękuję, ale w torbie mam jeszcze ubrania – powiedziała delikatnie, ale Zefir pokręciła przecząco głową, wciąż wyraźnie z siebie zadowolona. Kimiko zamarła. – Co to znaczy…? – Pokręciła głową w parodii dzwoneczkowego gestu, a naturianka poderwała się w powietrze zaczynając coś szybko szczebiotać i pokazywać małymi rączkami, a panterce aż uszy oklapły, gdy śledziła ją bezradnym wzrokiem, próbując coś z tego zrozumieć, do czasu aż wysupłała słowo klucz „pranie”. Losie drogi, diabelska wróżka ukradła jej ubrania, no to się po prostu nie dzieje…
        - Kot czysty, ubranie brudne, łóżko czyste – zadzwoniła znów Zefir, która na głos postanowiła wskazać jej błąd w logice, skoro kot taki uparty. I chyba trafiła, bo z taką argumentacją Kimiko nie bardzo mogła dyskutować. Wystarczyło przypomnieć dziewczynie, że jest u kogoś w domu i przecież w brudnych ciuchach nie będzie pakowała się do łóżka.
        - Mogę spać na kanapie… - spróbowała jeszcze, ale wróżka zawisła przed jej oczami, splatając ręce na piersi i czekając na to wywrócenie oczami, do którego przyzwyczaił ją diabeł, po czym uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy je otrzymała. Dla innych była to oznaka irytacji i lekceważenia, ale dla niej był to jawny sygnał kapitulacji. Poklepała grzecznego kotka po głowie, rzuciła dzwoneczkowe „dobranoc” i uciekła drzwiami, pozostawiając Kimiko samą w łazience.
        - Jasna cholera – mruczała złodziejka, zrzucając z siebie ręcznik i wzięła do ręki męską koszulę, przesuwając ją w dłoniach. Gruby bawełniany materiał, gładki w dotyku, gęsty splot, długie włókna. Ktoś znał się na rzeczy i Kimiko coraz bardziej zaczęła podejrzewać wróżkę o pełną kontrolę nad diablą odzieżą, a nie jedynie wsparcie logistyczne.
        Zarzuciła w końcu na siebie pachnący czystością materiał (dobrze, że nie Dagonem, bo to by chyba było ponad jej siły), odruchowo podwinęła rękawy do łokci i wyciągnęła spod kołnierzyka długie włosy, które opadły czarnymi pasmami na białą tkaninę, mocząc ją delikatnie. Kimiko rozwiesiła ręcznik na brzegu opróżnionej już wanny i wyszła z łazienki, zapinając po drodze kolejne guziki sięgającej jej raptem do połowy uda koszuli. Zdecydowanie zbyt duże na nią białe odzienie wisiało na dziewczynie luźno, zatrzymywany jedynie na podwiniętych rękawach, opływając biust i łamiąc się nieco na biodrach, gdy koszula nieprzyzwyczajona do damskiej sylwetki usiłowała znaleźć sobie miejsce. Złodziejka przemykała odruchowo na palcach, rozglądając się jeszcze i upewniając czy na pewno jest sama. Nie czuła się najbardziej komfortowo z faktem, że mieszkanie nie miało drzwi i tylko krótki murek oddzielał ją od schodów, które prowadziły diabli wiedzą gdzie w ogóle.
        Kierowana złymi przeczuciami skierowała się do zostawionej na kanapie torby i westchnęła cicho, zaglądając do środka. Oczywiście, ubrania zniknęły, podobnie jak jej chusta, w którą zawinięta była biżuteria, a która teraz spoczywała grzecznie w kilku puzderkach. Złodziejka przygryzła wnętrze policzka, przymykając oczy i powtarzając sobie, że wróżka chciała dobrze i powinna jej podziękować, a nie robić raban o grzebanie w nieswoich rzeczach. Gdy już to ustaliła sobie w głowie, wyjęła z torby zostawiony tam nóż w pochwie i z nim dopiero poszła do łóżka.

        Poranek zastał Kimiko w rozgrzebanej pościeli, którą obejmowała ramieniem i udem, śpiąc nieruchomo na brzuchu z policzkiem wtulonym w poduszkę. Biały, lekko pomięty przez noc materiał koszuli w przyjemny dla oka sposób kontrastował z jednej strony z kruczoczarnymi włosami rozsypanymi na niej w nieładzie, a z drugiej z gładką, opaloną skórą dziewczyny, spotykając się z nią w połowie uda i przedramienia panterołaczki. Czarny ogon zwisał gdzieś z boku, a jego końcówka, podobnie jak jedno ucho, podrygiwała niespokojnie, chociaż dziewczyna spała, oddychając cicho przez nos, i z jedną dłonią wsuniętą pod poduszką. Tam szczupłe palce zaciskały się pewnie na rękojeści noża, przecząc pozornie beztroskiemu odpoczynkowi dziewczyny.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czart miał trochę zaległych spraw, które powinien poprowadzić w dalsze etapy realizacji, oraz jedną dodatkową i ważną do załatwienia. Chociaż więc chętnie zostałby poobserwować kotka w nowym otoczeniu, co było równie fascynujące jak cała mieszanka składająca się na osobę Kimiko, musiał odłożyć na bok przyjemności - zarówno te drobne jak i myślenie o tych sensowniejszych - na rzecz pracy. Nawet ulotne rozczarowanie pobrzmiewające w głosie brunetki, choć zaskakujące, nie było dość dobrym argumentem by przedłożyć dziewczynę nad interesy. Ulica nie wybaczała rozproszenia ani tym bardziej opieszałości, a kryjące się wśród zaułków cienie tylko czekały by bezwzględnie wykorzystać podobne niedopatrzenia.
        - Bardzo niechętnie - dodał szepcząc w panterzy policzek, zanim się pożegnał zostawiając Kimiko samą.
Zlecenie na jednego bezczelnego panterołaka było najdrobniejszą z powinności tego wieczoru. Nie było go w Aerii dobre dwa tygodnie odkąd wyjechał załatwić interesy w Demarze, potem go spsiło, poznał panterkę i eskapada się trochę przedłużyła. Co niektórzy niecierpliwi gotowi byli pomyśleć, że nie potrafił wywiązać się ze zobowiązań i stąd przyczyna zwłoki. Operacja, owszem, była delikatna i wymagała sporo zachodu oraz kilku podróży, ale znając zależności oparte na właściwym poznaniu łańcucha pokarmowego rządzącego odpowiednimi elitami, nie była niewykonalna. Dlatego jak przystało na poważnego biznesmena należało sprawę potraktować z należnym jej priorytetem.
Obchód włości zakończył trochę przed świtem, ale jeszcze nie wracał do kamienicy. Jak to w mieście nastawionym na handel i podróżników, mimo wczesnej pory kupcy właśnie otwierali swoje kramy i sklepy, a diabeł chciał jeszcze jedną rzecz załatwić. Wszedł do krawca równo z brzęczeniem dzwonka u drzwi.
Sam właściciel powitał Dagona, nie dając zauważyć zdziwienia tak wczesną godziną wizyty. Lafayette w pełni kierował się dewizą “klient nasz pan”, szczególnie w przypadku tego klienta. Co prawda po wysłuchaniu zamówienia zamilkł na moment, szukając właściwych słów by dosadnie nie odesłać klienta do lalkarza. W przypadku kogoś innego, grzecznie, ale pewnie by tak uczynił. Rozmawiając z Laufeyem zaczął od słów “Czy dobrze rozumiem…” by potem doprecyzować wymagania. Dopiero po opuszczeniu krawca, czart mógł spokojnie wrócić do apartamentu.

        Przez wysokie okna wpadały promienie porannego światła rozjaśniając półmrok panujący w apartamencie. Jedne miejsca pomieszczenia oblewały snopy ciepłego złota by zaciemnić inne, cieniami rzucanymi przez kolumny i zakamarki mieszkania.
Bies zjawił się bezpośrednio w salonie i rozejrzał po pokoju. Ten cały czas tonął w spokojnej rannej ciszy. Dagon nie potrzebował wiele czasu by dostrzec wciąż śpiącą brunetkę. Biel koszuli i złocista skóra wyraźnie odcinały się od połaci satyny lśniącej barwami czerwonego wina. Żeby swoimi krokami nie zbudzić dziewczyny, bezgłośnie przeskoczył materializując się tuż obok łóżka i z trudnym do odczytania uśmiechem popatrzył z góry na śpiącą kotkę rozciągniętą na ciemnej pościeli. Drobna ręka i zgrabna noga o gładkiej i opalonej skórze mięły pościel. Czarne włosy połyskiwały na tle bawełny jego koszuli i komponowały się z satyną poduszki, w której ginęła twarz pantery. Kolejny wyjątek od reguł czarciego życia, które kot powoli wywracał do góry nogami. Na swoją zgubę nie mógł powiedzieć by mu się podobne zawirowania nie podobały, z jakiegoś niezrozumiałego powodu odbierał je jako intrygująco przyjemne.
Ostrożnie usiadł na brzegu łóżka, rękę opierając na materacu po drugiej stronie nóg Kimiko, nie zastanawiając się jak zareaguje obudzona zmiennokształtna.

        - Aż tak bardzo tęskniłaś - zażartował z samego rana, z szelmowskim uśmiechem, palcami wolnej ręki trącając kołnierzyk koszuli. Bajer nie wyglądał na poruszonego gwałtowną reakcją Kimiko, ani skruszonego, wręcz przeciwnie. Szczerzył się bezczelnie z czegoś zadowolony jak to miewał w zwyczaju. Jeszcze przez kilka uderzeń serca z przyjemnością przyglądał się dziewczynie. Dopiero potem ociągając się wstał z materaca, kierując się do barku i dając brunetce trochę przestrzeni.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pierwsza noc w nowym miejscu zawsze jest dla niej trudna. W lesie, jako pantera jest niespokojna, krążąc wokół upatrzonego legowiska, wypatrując innych drapieżników, pułapek lub śladów obecności ludzi, nim odważy się ułożyć i przymknąć ślepia. Gdy wynajmuje pokoje w mieście śpi płytko, nawet w zamkniętym na klucz pokoju, gotowa zerwać się na najcichsze skrzypnięcie deski.
Podobnie było w Demarze, gdzie pierwszą noc spędziła zwinięta w kłębek za łóżkiem, nie czując się wystarczająco pewnie, by beztrosko zająć miękkie pościele, a także w Nowej Aerii, gdy odziana w diablą koszulę zanurzyła się w kosztownie wyglądającej pościeli.
        Nie pomagały też dręczące dziewczynę koszmary, które nie odpuszczały od lat i każda przespana bez nich noc była na wagę złota. Strach było dopuścić do siebie tą prawidłowość, ale ostatnie kilka dni spała wręcz błogo, nie budząc się w sennych marach z nożem na gardle. Udawanie, że nie było to zasługą towarzystwa Dagona byłoby naiwnością. Teraz jednak znów spała sama, chociaż tylko palce zaciskające się odruchowo na rękojeści ukrytego pod poduszką noża zdradzały niespokojny sen. Nawet rozbiegane pod powiekami gałki oczne skryte były pod kurtyną czarnych włosów, a podrygujące ucho czy końcówka ogona nie dla każdego były czytelnym znakiem.
        Panterołaczka nie miała szans usłyszeć pojawiającego się bezszelestnie Laufeya, ani za pierwszym razem, gdy zmaterializował się na środku salonu, ani za drugim, gdy magicznie przeskoczył do samego łóżka. Zdradziły go dopiero bijąca od czarta aura i naturalny dla panterołaczki zwierzęcy instynkt wyczuwający czyjąś obecność. Dłoń bezwiednie zacisnęła się na drewnianej rękojeści, owiniętej wytartymi od używania pasmami skóry, ale wciąż to podświadomość kierowała ruchami dziewczyny, ją samą pozostawiając w krainie sennych koszmarów, dopóki złodziejka nie poczuła uginającego się materaca.
        Kimiko otworzyła szeroko oczy, obracając się nagle i podrywając do siadu, w tym samym momencie, w którym Laufey opierał się na ręce za jej nogami. Jedna jej dłoń powędrowała do diablego karku, a druga w ostatniej chwili zatrzymała nóż na jego gardle. Ostrze ledwie musnęło skórę, nie nacinając jej nawet, gdy Dagon w ogóle się nie cofnął. Kocie źrenice zwęziły się na jego oczach z niemalże okrągłych czarnych plam do wąskiej kreski, która ustępowała pod rozlewającą się gwałtownie zieloną tęczówką. Złodziejka oddychała ciężko przez usta, a dzikie spojrzenie strzeliło czujnie na boki, nim wróciło do mężczyzny, a wtedy zamrugała i zamknęła buzię, cofając szybko dłonie.
        - Dagon – mruknęła uspokojona i oparła się na ręce, w której trzymała wciąż nóż o materac, drugą odgarniając długie włosy, opadające jej na twarz.
        - Przepraszam, ja… - Zerknęła na niego krótko, ale w połowie zdania jakby zmieniła zdanie i zmrużyła nieco oczy. Coś ewidentnie miała na końcu języka, ale nic więcej nie powiedziała, zaciskając usta, gdy szybko przypomniało jej się gdzie jest. Nawet cholernika opieprzyć nie mogła, że ma się do niej nie zakradać, bo on był u siebie i to ona była tu intruzem. Szlag by to. Po chwili jednak skutecznie odwrócono jej uwagę i ostatecznie rozbudzono dziewczynę, gdy diable palce musnęły kołnierzyk koszuli. Jego koszuli. Na niej.
        - Cholera – rzuciła odruchowo, poprawiając zsuwającą się z ramienia i niedopiętą o kilka guzików koszulę, nim zerknęła niepewnie na Dagona, a jego bezczelny uśmiech szybko przepłoszył kocie oczy, które na moment ukryły się pod powiekami. Nie no, masakra jakaś. W ramach odwdzięczenia się za nocleg, już pierwszej nocy buchnęła mu koszulę, no przecież nawet ona nie jest taka bezczelna! Żartobliwie otworzyła tylko jedno oko, zerkając czujnie na Laufeya, chociaż z lekko zakłopotanym uśmiechem, nim rozluźniła się trochę.
        – Wybacz, Zefir zabrała moje ubrania i przyniosła mi ją zamiast nich. Nie miałam nic innego – wytłumaczyła się dość niechętnie, widząc wymowne zadowolenie na twarzy Bajera i dla własnego dobra już umilkła, po chwili odprowadzając go wzrokiem. Dopiero za czarcimi plecami skrzywiła się, pozorując walnięcie się pięścią w czoło. Niech no tylko dorwie tą wróżkę…
        Widząc, że Dagon zajął się czymś innym, wstała w końcu z łóżka, zabierając z niego nóż i za diablimi plecami bezszelestnie przeszła na palcach do swojej torby. Z nadzieją zajrzała do środka, ale jej ubrań wciąż nie było. Zostawiła więc tylko broń i powędrowała z powrotem, tym razem zaglądając do łazienki. Pusto. Prawie zgrzytnęła zębami, ale w końcu zabrzęczały dzwoneczki i Kimiko odwinęła się jak na zawołanie, wychodząc wróżce naprzeciw. Ta oczywiście najpierw z czułością przylgnęła do kociej główki.
        - Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, gdzie są moje ubrania? – wyrzuciła na jednym wydechu, a zadowolona naturianka prawie zatrzęsła się z radości, łapiąc kosmyk czarnych włosów i unosząc go w powietrze zaczęła ciągnąć panterołaczkę za sobą. Ta chcąc nie chcąc ruszyła za naturianką, mrucząc wciąż pod nosem, nim stanęła jak wryta na progu garderoby. Zefir właśnie teatralnym gestem prezentowała wiszące na wieszaku uprane i ładnie wygładzone ubrania złodziejki, podczas gdy ta na moment zawiesiła na nich wzrok, tocząc później zielonymi ślepiami po reszcie pomieszczenia.
        - Bajer, czy ty masz pokój na ubrania?
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości