Nowa Aeria[Uliczki miasta] Podróże bawią i uczą

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Mimika towarzysząca Cętce, gdy ta przysłuchiwała się jego wywodom, zdecydowanie nie ułatwiała skupienie się na temacie. Panterołaczka bawiła się ogonem, w dodatku nic sobie nie robiąc z ich bliskości, dotykała jego włosów, ucha, a także twarzy. Malawiasz starał się to ignorować, choć zważając na jego stan, zdecydowanie nie należało to do najłatwiejszych zadań. Zmarszczył brwi, gdy puchaty ogon owinął się wokół jego szyi, a Cętka odpowiedziała. Ze zdziwieniem przyjął jej słowa, gdyż spodziewał się, że okaże się nieco bardziej skłonna do przemyśleń. Zamiast tego... wilkołak wyczuwał, że zmiennokształtna jest jak najbardziej skłonna przyjmować od niego polecenia od „bogów” tej krainy. Wciąż wierzyła, że jest jakimś szamanem... Jakby się nad tym zastanowić... Malawiasz zagryzł wargę. To mogło być jakieś wyjście. Nie doskonałe, ale dzięki temu mógłby mieć znaczący wpływ na panterołaczkę... Na razie postanowił więc nie wyprowadzać jej z błędu. Nie ma co robić rzeczy, których się potem pożałuje. Szczególnie gdy nie ma się klarownych myśli.
        Wzdrygnął się, kiedy Cętka powąchała go po uchu i odwrócił wzrok, spoglądając teraz na jej twarz z niebezpiecznie bliskiej odległości. Zmarszczył brwi. To, co mówiła panterołaczka było logiczne. Na pewno nie prawdziwe, bo przecież nie mogło być, ale było ze sobą wewnętrznie zgodne. Spojrzał w sufit, zastawiając się. Jeżeli Cętka miałaby go nauczyć, jak poradzić sobie jako wilkołak... może jakieś nadzieje wciąż były? Nigdy nie pomyślałby, aby mógł mieć podobne umiejętności do zmiennokształtnej, ale... co właściwie mu pozostawało? Może... może jakoś będzie w stanie funkcjonować?
        - Nauczysz? Naprawdę?
        W jego myślach dało się wyraźnie wyczuć niedowierzanie. Wzdrygnął się, kiedy panterołaczka otarła się o jego szczękę, ale tym razem było to... dziwnie miłe. Może dzięki obietnicy złożonej przez nią? Malawiasz nie oczekiwał, że ta będzie skłonna dać mu coś takiego jak własne umiejętności. A może nie powinien się aż tak dziwić? Sprawiło to jednak, że Cętkę zaczął postrzegać jako istotę nieco bardziej... przyjazną. Głupiutką, ale jednak przyjazną. Teraz zaczął doceniać to wszystko, co dla niego zrobiła – a kolejną szansę miał po chwili, gdy kobieta przyniosła kolejną porcję wody. Pił spokojnie, ale wciąż był spragniony.
        - Wody się nie je, Cętko. Wodę się pije. „PIJ”.
        Wysłuchiwał kolejnych jej słów już ze znacznie mniejszą dozą wrogości. Westchnął, gdyż dla niego wciąż to wszystko nie nabierało żadnego sensu, ale zrozumiał, że na ten moment nie ma szans, aby mógł przekonać panterołaczkę do własnego zdania. Jeżeliby stwierdził, że bogowie mówią co innego, pewnie zaczęłaby coś podejrzewać. Aż tak bardzo nie mógł jeszcze ryzykować. Obserwował ją, gdy sama piła, w dosyć niecodzienny sposób, ale zamarł, gdy niespodziewanie polizała go po nosie. Gdyby była w kociej formie, to by jeszcze mógł zrozumieć, ale na bogów, w których ta wierzyła, dlaczego zachowuje się niemal identycznie jako człowiek? Czy z nim będzie podobnie? Będzie warczał, gdy będzie mu nieprzyjemnie, oblizywał ludzi, gdy będzie zadowolony? Zdecydowanie taka wizja była czymś, co mroziła mu całe ciało.
        Po chwili Cętka ponownie się odezwała. Nie skupiał się już tak bardzo na aspektach związanych z jej plemieniem, choć zerknął na nią na chwilę, po raz kolejny zaskoczony, że pozwala sobie na takie paradowanie, pomimo tego, że nie wolno jej obcować z mężczyznami. Czy ona zdawała sobie w ogóle sprawę, jak na tych musiało to działać? Jeżeli nie, to lepiej będzie, jeżeli wkrótce jej wytłumaczy... Zresztą... zmrużył brwi. Jeżeli chodziło tylko o ciążę, to czy to nie było tak, że wilkołaki z panterołakami... nie wiedział, były rzadką rasą, ale... potrząsnął głową. Dlaczego mu do głowy w ogóle przychodzą takie myśli. W sumie wiedział dlaczego.
        - Nie tak złe rozumowanie. Ale to nie pieniądz. PIENIĄDZ. Pieniądz nie jest cenny dlatego, że możesz go użyć, ale dlatego, że możesz go wymienić na wszystko. Jest umowną wartością. Pieniądz... to jest pieniądz...
        Malawiasz drżącą dłonią sięgnął do pasa i wygrzebał ramię spod futra, wyciągając mieszek, w którym już znajdowały się ostatki pieniędzy. Położył go na ziemi, po czym palcami z trudem go rozwiązał i wyciągnął srebrną monetę.
        - To jest pieniądz. A nawet będziesz mogła się przekonać, jak to działa. Potrzebuję nowego ubrania, to prawda. Weźmiesz cztery te monety. To jest moneta. Srebrne. Te bardziej świecące. Cztery. Znajdziesz jakichś ludzi, takich bardziej pokojowych, może jakichś rolników? Pokażesz im te monety i wskażesz na jakieś ubranie. Powiesz „potrzebuję”. POTRZEBUJĘ. Jeżeli się zgodzą, dadzą ci ubranie, a ty dasz im w zamian te monety. Cztery monety. Tylko lepiej nałóż coś wcześniej na siebie. Jeżeli zobaczą cię nagą, raczej nie będą skłonni do wymiany. Zrobisz to dla mnie, Cętka?
        Ciało Malawiasza rozluźniło się, gdy ten opadł swobodniej na plecy. Był najedzony, napojony, a gorączka dostarczała otępienia, które jednak było dziwnie miłe. Oczy wilkołaka robiły się coraz cięższe, a myśli zwalniały.
        - W nocy będzie trzeba spojrzeć na księżyc. To bardzo ważne. Trzeba dostrzec, w której fazie jest. Jak wiele go widać... Wilkołaki są mocno od niego... kiedy porusza się, to wyją... potem psy... a wtedy robi się ciemno i... bafara... fafa... auuu...
        W końcu potok myśli się urwał, a Malawiasz zapadł w sen, o wiele spokojniejszy od poprzedniego, gdy jego organizmowi dostarczono wszystko, co potrzebował. Spał długo, a gdy się obudził, powoli rozpoczynał się już wieczór. Rozejrzał się, ale o dziwo nigdzie nie dostrzegł Cętki. Czuł pot spływający po jego ciele, lepiący się paskudnie do ubrań. Przede wszystkim musiał pozbyć się grubego futra. Powoli i ostrożnie się odwinął, a następnie wstał. Na początku się przewrócił, ale po chwili udało mu się utrzymać na drżących nogach. Wszystko było tak intensywne.... Będzie potrzebował długiego czasu, aby przyzwyczaić się do pobudek z taką mozaiką zapachów. Ale tym razem było jeszcze gorzej. Słuch. Słyszał ptaki ćwierkające daleko i wydawało mu się, że są blisko. Wiatr świszczał mu w uszach. Musiał... musiał wejść do środka, uciec od tej katatonii w jego głowie. Opierając się o ściany, udało mu się dostać do środka jaskini. Rozejrzał się, wzrokiem szukając panterołaczki.
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Podczas snu Malawiasza Cętka nie próżnowała. Właściwie gdy tylko zasnął, ubrała się, zostawiając w jaskini tylko swoje buty. Naciągnęła nawet wilgotną tunikę, która przyjemnie chłodziła ciało. Upewniła się, że jej podopieczny był względnie bezpieczny i postanowiła nie zanosić go do wnętrza, w końcu świeże powietrze powinno działać znacznie lepiej, niż zaduch groty.
        Najpierw zbiegła zwinnie po skarpie i nazbierała drewna. Z najdłuższych kijów skleciła dwa prowizoryczne trójnogi powiązane ścięgnami, na których ułożyła kolejną żerdź z nabitymi nań paskami koziego mięsa, by wysuszyło się na słońcu. Co chwilkę sprawdzała przy tym stan "Szamana", ale wszystko wskazywało na to, że najgorsze było za nimi. Spał twardo i choć wciąż jego ciało trawiła gorączka, oddech był jej zdaniem dość stabilny, a przede wszystkim serce biło mocno. Ostatecznie do opuszczenia legowiska i zagłębienia się w las zachęcił ją widok podrywającego się do lotu wielkiego, czarnego ptaka, którego skojarzyła z krukiem. Znając ich upodobanie do wszelkiego mięsa, szybko skojarzyła, co też mogło zainteresować te zwierzęta w okolicy. Dla pewności pokręciła się nieco po półce skalnej, ocierając kącikiem ust, plecami czy pachą o właściwie każdą możliwą skałę, by zostawić jak najwięcej własnego zapachu i odstraszyć wszelkich oportunistów. Dopiero po takich przygotowaniach chwyciła włócznię i zeszła w dół, by poszukać zrzuconego ze skał trupa wilkołaka.
        Znalezienie ścierwa wcale nie było takie trudne. Wystarczyło obrać orientacyjny kurs na miejsce, z którego wystartowało ptaszysko, a później zacząć nasłuchiwać, by znaleźć całe niewielkie stadko padlinożerców ucztujących na niefortunnym zmiennokształtnym. Panterołaczka aż oblizała się na myśl o przypieczonym nad ogniskiem białym mięsie, po czym zebrała kilka dużych kamieni i zapolowała w najprostszy możliwy sposób - rzucając w łby oraz grzbiety. Szybko skręciła karki trzem trafionym osobnikom i zaczęła rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu kolejnych ofiar, zachęcona drobnym sukcesem. Niedługo później w głównej części jaskini, w chłodnym, przewiewnym miejscu powstała istna trupiarnia, którą Cętka dumnie nazywała w myślach spiżarką. Na prowizorycznych stojakach, powieszone łbami w dół, kruszały kolejne nieobrobione tuszki, czekając na swoją kolej. Kruki, dziwaczne, rude gronostaje o puchatych kitach, która piekielnie szybko wbiegały na drzewa, grube szare gołębie, zabłąkał się nawet lis (tylko dlaczego był rudy, a nie biały lub szary?), zając o podejrzanie brązowym futrze i dwa małe prosiaki w ciemne paski, które przysporzyły zmiennokształtnej tyle problemów, że obiecała sobie później wytropić ich nadopiekuńczą, kudłatą matkę. Mięsa z niej starczyłoby na długo, a serce tak walecznego zwierzęcia powinno być dobrym darem na duchów.
        Za każdym razem, gdy przynosiła nową ofiarę, zaglądała przy okazji do Malawiasza. Czasem zostawała z nim chwilę dłużej, pilnując jego snu i wykorzystując resztki wody na zimne okłady, odpoczywając przy okazji. Chociaż w porównaniu z jej rodzinnymi górami, w lesie aż roiło się od zwierzyny, wytropienie jej i upolowanie wcale nie było aż takie proste. Cętka była po prostu bardzo zdeterminowana.
        Gdy uznała, że zapasów powinno wystarczyć na jakiś czas, udała się nad rzekę. Wciąż miała w pamięci prośbę o świeże ubrania. Często wsuwała dłoń do sakwy z wyprawionego futra szopa i obracała w palcach metalowe krążki, powtarzając w myślach słowa "pieniądz" oraz "potrzebuję" w tym dziwacznym języku, którego używał wilkołak i tutejsi ludzie. Znała srebro, starsi osady mieli pojedyncze drobne amulety wykonane z tego kruszcu, choć nie błyszczały aż tak ładnie. Nie chciała iść do miasta. Trochę bała się tak ogromnego skupiska ludzi, a dodatkowo przeprawa przez rzekę mogła zająć za dużo czasu. Odkładała więc to jak najdłużej w czasie. Najpierw postanowiła zdobyć więcej wody.
        Gdy dotarła nad brzeg, niosła ze sobą natartą tłuszczem kozią skórę oraz broń. Najpierw skorzystała z okazji, aby wreszcie się wykąpać i przeprać własne odzienie. Bez skrupułów rozebrała się i obmyła ciało w chłodnej wodzie, szczególną uwagę poświęcając długim włosom i puchatemu ogonowi. Niedługo później siedziała na kamieniu, wygrzewając się w popołudniowym słońcu i czekała, aż ubrania przeschną na tyle, by mogła je na siebie założyć. Powoli rozczesywała palcami pasma włosów, patrząc na cztery monety leżące na jej udzie i bijąc się wciąż z myślami. Półgłosem powtarzała pod nosem wszystkie poznane w języku kontynentu słowa, nieszczególnie skupiając się na ich znaczeniu czy poprawnej artykulacji. Przerwała dopiero, gdy usłyszała głośne, jej zdaniem, kroki. Ktoś zbliżał się, łamiąc po drodze leżące na ścieżce drobne gałązki i szeleszcząc opadłymi liśćmi. Sądząc po dźwiękach, były to przynajmniej dwie osoby. W pierwszej chwili spięła się odruchowo, aż włoski na karku stanęły dęba, ale wtedy zorientowała się, że miała szansę spełnić prośbę Malawiasza. Chwyciła w dłonie monety i schowała się za drzewem, na którym suszyły się jej rzeczy, by zaczekać na intruzów. Niedługo potem jej czułego nosa doleciała wyraźna woń kóz, a na brzegu pojawiło się dwóch ludzi z psem. Nie byli na tyle charakterystyczni, by ich poznała, ale zapach podpowiedział jej, że mogli to być pasterze, których stado uszczupliła poprzedniego wieczora. Dla bezpieczeństwa podniosła cichutko leżącą na ziemi włócznię i oparła ją o pień.
        Nie zdążyła zrobić nic więcej, zanim psisko zaczęło warczeć, jeżąc sierść i gapiąc się w kierunku jej kryjówki. Cętka wyszła zza drzewa, mając na sobie tylko pleciony naszyjnik i ściskając a palcach cztery monety. Przez chwilę cała czwórka stała w milczeniu przerywanym tylko głuchym warkotem owczarka.
        - Poszsze... Poszszebuuuuje - wychrypiała jedną ręką wskazując na wiszącą nad jej głową tunikę. Zaraz potem pokazała na jednego z mężczyzn i rozwarła palce drugiej dłoni, ukazując schowane w niej srebro. - Piiieniooooc.
        Kątem oka nieustannie obserwowała psisko, a przez nerwy machnęła nawet ogonem, co okazało się błędem. O ile wcześniej obcy byli wyraźnie zdezorientowani i jakoś nieszczególnie skupiali wzrok na jej twarzy, widok cętkowanej kity natychmiast przywrócił im przytomność umysłu. Jeden przez drugiego zaczęli coś pokrzykiwać agresywnym tonem, na co dziewczyna tylko uniosła jedną brew. Miarka przebrała się, gdy wskazali ją i wydali krótką komendę, po której czworonóg rzucił się na biedaczkę z wyszczerzonymi kłami. Cóż innego mogła zrobić, jak tylko upuścić bezużyteczne krążki i chwycić za włócznię, którą wraziła prosto w gardziel zwierzęcia. Sama warknęła nie gorzej od rasowego brytana, wyrywając ze zdychającego pechowca broń. Na ten widok obaj pasterze podjęli najrozsądniejszą z pozoru decyzję życia i zaczęli uciekać. Panterołaczka podejrzewała, że niedługo później w lesie mogłoby zaroić się od myśliwych poszukujących jej skromnej osoby, gdyby ta dwójka zdołała komuś o niej opowiedzieć. No i była wściekła, że cały plan wziął w łeb.
        Bez dalszej zachęty pognała za uciekinierami ryknąwszy wpierw, by dodać samej sobie animuszu. Pierwszego dopadła z łatwością. Dureń przewrócił się o wystający korzeń i leżał na plecach, próbując zasłonić się kijem. Aby nie ubrudzić jego ubrań krwią, wyrwała mu go z ręki, nie przejmując się dwoma uderzeniami, które przyjęła na udo oraz ramię, po czym skręciła mu kark. Drugi pędził, jakby goniły go wszystkie demony zamieszkujące górskie przepaści, ale wytrenowana łowczyni była jednak ociupinę szybsza. A już zdecydowanie nie miał szans prześcignąć ciśniętej włóczni. Na szczęście przedziurawiła przy tym tylko tył koszuli, więc zdaniem Cętki wciąż nadawała się do użytku.
        Tym prostym sposobem zdobyła dwa komplety ubrań, włącznie z butami i kiepskimi pasami, krótki nóż, solidny kij, dwa duże bukłaki, które napełniła wodą a nawet całkiem solidny koc i długi kawał cienkiego sznura. Musiała tylko najpierw przeprać solidnie całe odzienie, by nie było tak bardzo czuć go kozą i wywabić z jednego czerwone plamy. Po skończonej robocie ubrała się, znalazła oba trupy i na każdym zostawiła po dwie srebrne monety.
        - Pieeeniooooc za ubrania. Kretyński pomysł - mruknęła do siebie, gdy już uiściła "zapłatę" i zaczynała zbierać się do powrotu. Zabitego psa zabrała ze sobą, w końcu porządne futro nie mogło się marnować.

        Do groty panterołaczka wróciła niemal o zmroku, objuczona tak, że wejście na półkę skalną przyszło jej z niemałym trudem, choć wspięła się z uśmiechem na ustach, który zniknął, gdy dojrzała puste wilkołacze futro. Porzuciła swoje zdobycze przy wejściu do jaskini i zaczęła węszyć, zdejmując z ramienia włócznię. Powoli, ostrożnie weszła do jaskini, obawiając się najgorszego. Na widok znajomej sylwetki, głośno odetchnęła z ulgą i podbiegła do niego, by zarzucić sobie jedno z jego ramion na barki.
        - Wystraszyłeś mnie, Malaaaafiijasz. Mam dla ciebie ubrania i nie tylko. Będziesz zadowolony, ale teraz lepiej się jeszcze połóż, odpocznij. Pomogę ci - dziewczyna nawet nie czekała na odpowiedź. Powoli zaprowadziła "szamana" do wnęki, w której spali ostatniej nocy. Tam usadziła go i nakazała zaczekać. Truchtem wybiegła na zewnątrz i zaczęła od schowania suszącego się mięsa, by nie skusiło żadnych padlinożerców w nocy. Później zebrała swoje najnowsze zdobycze, na grzbiet zarzuciła wilkołacze futro i wszystko przytargała do części z legowiskiem, po drodze porzucając tylko zabitego psa, by następnego dnia go oskórować. Resztę nowego dobytku położyła u stóp "szamana", na wierzchu stosiku układając bukłaki i pospiesznie rozłożyła posłanie z grubego futra. Dopiero wtedy usiadła na ziemi, opierając się bokiem o nogi mężczyzny i wyciągając ze swojej sakwy mały, kościany grzebyk. Zaczęła metodycznie rozczesywać wciąż rozpuszczone włosy, mając nadzieję, że towarzysz nie wyczuje na zdobytych ubraniach zapachu krwi, ani śmierci. Miała dziwne wrażenie, że mógłby nie popierać jej metod handlowych. - Malaaaafiijasz? Jak się czujesz? I widziałam księżyc, jak prosiłeś. Jest duży.
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Po Cętce nie było nigdzie ani śladu – Malawiasz nie był w stanie jej nigdzie usłyszeć, dlatego też pociągnął nosem, ku swojemu zdziwieniu próbując odnaleźć jej zapach. Zorientował się już, że teraz – z wyczulonym powonieniem – jest w stanie zaobserwować woń nawet po jakimś czasie od zniknięcia jej źródła. Przycisnął wolną dłoń do ust i powstrzymał odruch wymiotny. W jego nozdrza uderzył zapach krwi, potu, skóry... Tak podobne wonie, a tak różne. Mieszanka, na którą mężczyzna zdecydowanie nie był gotowy. Po chwili zatkał nos i ruszył w stronę źródła tej odurzającej, paskudnej woni. Dotarcie na miejsce nie zajęło mu zbyt długo; po chwili stanął przed trofeami Cętki, ze zdziwieniem przyglądając się takiej ilości zdobyczy zgromadzonej w jaskini. Musiał przyznać, że całkiem imponujące było to, jak dużo zwierzyny udało się Cętce upolować przez czas jego snu – podejrzewał, że ten nieco trwał, ale tak czy owak... Nie spodziewał się ujrzeć czegoś takiego. Dla niego upolowanie jednego z tych stworzeń wydawało się czymś nieosiągalnym, nierzeczywistym osiągnięciem.
        Jego ucho drgnęło, gdy dosłyszał odgłosy zewnątrz. Stukanie ciała o kamień i sapanie z wysiłku. Sapanie Cętki. Wracała, ale... Malawiasz przymknął oczy, skupiając się jedynie na dźwiękach. To było dla niego coś nowego. Mógł niemal ujrzeć to, co się dzieje na zewnątrz. Słyszał, jak panterołaczka chwyta się kolejnych szczelin, słyszał, jak wiatr świszczy, prześlizgując się po jej plecach. W końcu dosłyszał, jak jej ciało ląduje na stabilniejaszej powierzchni. Usłyszał uderzenie jej pakunku o ziemię i czekał – jej węszenie rozniosło się po jaskini, ale wtedy... nic... cisza... Mężczyzna zmarszczył brwi, zastanawiając się, dlaczego Cętka stoi w miejscu, ale wtedy...
        Malawiasz podskoczył, gdy nagle usłyszał oddech Cętki i uderzanie jej szybko poruszających się nóg o podłogę jaskini. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy obrócił się, nieco przestraszony jej biegiem, dlatego też uścisnęła go, gdy znajdował się do niej przodem, o mało go nie przewracając. Jednak jego mięśnie napięły się zaskakująco szybko, dlatego zdołał się utrzymać na nogach, a nawet chwycić Cętkę za biodra.
        - Cętko, spałem długo. Doceniam twoją troskę, ale naprawdę już sporo odpocząłem. Mogę spokojnie chodzić samemu. Ty upolowałaś to wszystko sama? Wygląda... wygląda na kawał naprawdę dobrej roboty. Cętko, nie...
        Westchnął, gdy panterołaczka zmusiła go do tego, aby usiadł w miejscu, w którym spędził ostatnią noc. Postanowił jednak nie narzekać i spróbował usadowić się wygodniej; spoglądał na wyjście do jaskini, aż w końcu nie ukazała się w nim Cętka. Uniósł wysoko brwi, gdy dostrzegł wszystkie rzeczy, które ze sobą przyniosła, po czym rozłożyła tuż przed nim. Rzeczywiście było to o wiele więcej niż tylko ubrania – tych w sumie znalazła aż dwie pary. Pochylił się i wziął jedną z koszul, po czym przybliżył ją do twarzy, przyglądając się jej. Całkiem porządne odzienie, ale... Malawiasz przechylił głowę, po czym zbliżył materiał do twarzy. Powąchał go kilka razy, po czym skrzywił się. Położył sobie koszulę na kolanach, po czym spojrzał na panterołaczkę, która spokojnie rozczesywała włosy. Spytała go o coś... zagryzł wargę, gdy dowiedział się o księżycu; oznaczało to, że czas przemiany miał nastąpić wkrótce. Powinien się może cieszyć, że stanie się to tak szybko, że nie będzie musiał czekać w niepokoju, ale... serce mu przyspieszyło. Mógł wyraźnie usłyszeć jego uderzenia. Tak szybko... Naprawdę to go niepokoiło. Zacisnął mocniej dłoń na materiale koszuli, oddychając głęboko i uspokajając się. Nie ma co się zamartwiać na zapas, prawda? Trzeba się skupic na tym, co tu i teraz. Postanowił najpierw odpowiedzieć na te pytania, zanim zabierze się do kwestii zapachu.
        - Czuję się dobrze, Cętka. Siły mi powoli wracają. Ale... z moimi mięśniami dzieje się coś dziwnego. Czuję... jakby coś je paliło od środka. I mrowi mnie skóra. Tak, jakbym przez długi czas tkwił w bezruchu. I czuję potrzebę. Potrzebę poruszania się. Czuję się, jakby ten ogień wewnątrz mnie miał mnie spalić, jeżeli będę tkwił tutaj nieruchomo. Co to znaczy, Cętko? Wiesz może, co się ze mną dzieje? Przechodziłaś przez coś takiego?
        Jego wzrok spadł na koszulę, którą trzymał w dłoniach. Jedna z nich puściła ją, po czym sięgnęła po sakiewkę z pieniędzmi, przymocowaną do pasa panterołaczki. Bez większych oporów odpiął ją, po czym otworzył i dotykiem zaczął przeliczać pieniądze. O dziwo brakowało dokładnie tyle, ile powinno. Zmarszczył brwi, spoglądając z zastanowieniem na panterołaczkę. Może ją pośpiesznie ocenił? Ale zapach pozostawał. Może koszula po prostu należała do rzeźnika i krew wcale nie należała do człowieka? Swój wyczulony węch posiadał zbyt krótko, aby mógł się pokusić na dostrzeżenie jakiejkolwiek różnicy w zapachu krwi – nie wiedział w sumie, czy krew w ogóle różni się pod tym względem. Krew to nie jest po prostu krew? Tak czy siak... koszula z jakiegoś powodu nosiła tę woń. Podniósł ją, podsuwając ją Cętce tak, że był pewien, że także i ona poczuje ten zapach.
        - Cętko, dlaczego to pachnie krwią? Widziałem, że zapłaciłaś tyle, ile trzeba... a te inne rzeczy? Też je za to dostałaś? Gdzie właściwie znalazłaś ludzi? Kim byli? Mieszkają nieopodal?
        W mentalnym komunikacie Malawiasza dało się wyczuć pewną podejrzliwość, ale głównie przy pierwszym pytaniu. W kolejnych dominowała szczerość – wilkołak chciał się dowiedzieć tego wszystkiego po to, aby zorientować się w sytuacji. Trochę się nieco też obawiał, ze względu na nadchodzącą transformację. Nie chciał, aby w tę noc znajdował się w pobliżu ludzi.
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Dopiero, gdy oboje bezpiecznie siedzieli w jaskini, Cętka była skłonna podjąć rozmowę. Początkowo uparcie milczała, rozczesując długie włosy. Bystre, pełne dumy spojrzenie jakie rzucała w stronę towarzysza świadczyło o tym, że słuchała go, ale przede wszystkim czekała na pochwałę. W końcu nie “kupiła” mu tylko jednego ubrania, a dwa pełne komplety. Choć jej zdaniem były marnej jakości, zbyt cienkie i delikatne. Ba! Zdobyła nawet paski, bukłaki, nóż. Co najważniejsze, mieli zapas jedzenia nawet na kilka dni a zwierzęta można było jeszcze oskórować. Zamiast docenić jej starania, Malawiasz zaczął zadawać pytania. Większość była dość bezpieczna, ale mimo wszystko wyczuł krew. Właściwie dziewczyna nie powinna być zdziwiona. Według niej ubranie było jeszcze przesiąknięte subtelną wonią śmierci. Logiczne było, że wilkołak też mógł ją wyczuć. Osobiście uważała, że nie zrobiła nic złego, ale Szaman kazał wymienić za przedmioty srebrne krążki, a nie życia poprzednich właścicieli. W jednej chwili odwróciła wzrok i zgarbila ramiona, by zaraz potem odchrzaknąć i obrócić się do towarzysza twarzą, chwytając skraj pechowej koszuli. Położyła obie ręce na jego kolanie, krzyżując nadgrastki a na nich oparła brodę, by spojrzeć hardo w oczy mężczyzny.
        - Jeśli przeszkadza ci ten zapach, mogę ją ponosić. Zamiast krwi, będziesz czuł mnie. Blisko jest stado kóz, pilnuje go kilku ludzi i psów. Dwóch przyszło nad rzekę. Powiedziałam to, czego mnie nauczyłeś. Pokazałam im piiiniiiiooc. Nie chcieli rozmawiać, tylko poszczuli mnie psem. Inne łatwo wytropią ich i znajdą - mówiła coraz ciszej, a spojrzeniem uciekała gdzieś na bok. Najbardziej wyraźnym znakiem niechęci do kontynuowania opowieści były jednak uszy, które obrociły się w tył i schowały we włosach oraz nerwowo drgająca końcówka ogona. Cętka absolutnie nie potrafiła kłamać. Mogła za to zataić fakt, że to ona zabiła dwóch pasterzy. - Zostawiłam przy nich piiiiniooc. Cztery krążki. Te błyszczące, jak srebro. Jeśli przeszkadza ci ubranie zdjęte z trupa, możesz założyć moje.
        W półmroku jaskini oczy zmiennokształtnej siedzącej na ziemi błyszczały jak dwa ogromne świetliki. Musiała coś wymyślić, aby zmienić temat na bardziej jej odpowiadający. Bez ostrzeżenia podniosła się ze swojego miejsca i usiadła okrakiem na jednym udzie wilkołaka. Rozpuszczone włosy odgarnęła z twarzy z rozdrażnionym warknięciem. Nie czekała na reakcję Malawiasza, tylko nachyliła się do jego twarzy i otarła kącikiem ust o policzek, od jego własnych warg po samo ucho, by tam już pozostać, szepcząc.
        - To co mówiłeś wcześniej… o mięśniach, skórze. Jakby mrowiły i paliły. Myślę, że to twój wilk. Budzi się, chce biec, polować. Nauczę cię jak żyć w zgodzie z duchem zwierzęcia. Teraz jesteście jednym i musisz zaakceptować jego obecność. Nie walcz z nim, a powinno być ci łatwiej nad nim panować - panterołaczka odsunęła się odrobinę tylko po to, by dotknąć własnym nosem czubka nosa drugiego zmiennokształtnego i spojrzeć mu w oczy. - Gdy tylko uznasz, że masz dość sił, zapolujemy. Widziałeś te dwa śmieszne prosiaki w paski? Ich matka zdołała mnie nieźle przegonić. Jest waleczna. Jej serce będzie idealnym darem dla duchów, jeśli dopadniemy ją razem. Maaaalafiiijasz? Jak oddajesz cześć swoim bogom? Nie chcę, żeby obrazili się, że na ich terenie są pomijani. Wytniesz sobie na plecach wilka? U nas każdy panterołak ma irbisa.
        Cętka coraz śmielej łasiła się do towarzysza. Głaskała go po włosach, karku, policzku. Ocierała się lekko ustami o jego czoło, szyję, ramiona by lepiej poznać jego nowy zapach i pozostawić na nim własny. Po kilku chwilach takiej bezczelności wtuliła się w niego, przykładając ucho do piersi i nasłuchując bicia serca.
        - Malaaafiiijaaasz? Może na razie na mięśnie pomoże ci, jak pomogę ci się obmyć i je wymasuję? Przyniosłam wodę. Czy chcesz spróbować spaceru? A może spróbuj się przemienić? Też może pomóc.
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Malawiasz uniósł brwi, gdy Cętka zrobiła coś, czego mężczyzna się po niej zdecydowanie nie spodziewał – sprawiła wrażenie... zawstydzonej? W sumie nie powinno go tak to dziwić, ale wcześniej nie zwrócił na to uwagi; dopiero teraz, kiedy dostrzegł tę emocję w panterołaczce, zorientował się, jak bardzo nietypowo jej w niej – i jak bardzo wcześniej jej tego brakowało; szczególnie kiedy roznegliżowana przyciskała się do jego boku. Po chwili jednak te myśli uleciały z głowy wilkołaka, gdy jego nietypowa towarzyszka zrobiła coś bardziej typowego dla siebie, ponownie nawiązując z nim fizyczny kontakt. Malawiasz nieco się zarumienił, gdy wspomniała o tym, że nosząc koszulę czułby ją, ale na szczęście gorączka to zamaskowała. Kiedy jednak zaczęła opowiadać, mężczyznę naszedł bardziej poważny nastrój – widział, jak ciężko Cętce przychodzi opowiadanie tego wszystkiego i wyraźnie wstydziła się, do czego takiego doszło. Mógł nawet odczytać to z tej odrobiny myśli, które przeskakiwały do jego umysłu, gdy zyskiwał z nim na tyle podstawowy kontakt, aby móc zrozumieć jej mowę. Był zbyt zmęczony chorobą, aby być w stanie stwierdzić, czy panterołaczka rzeczywiście mówi prawdę – nawet przy pomocy tak przystępnej magii. Analizowanie faktów przychodziło mu z trudnością. Końcówka wywodu sprawiła jednak, że pod rumieńcem gorączki ponownie pojawiło się zawstydzenie. Cętka zdecydowanie nie ułatwiała mu zapoznawanie się z przemianami zachodzącymi w jego ciele.
        - Cętka, ja... przepraszam... Nie chciałem być tak ostry. Miałaś przynieść tylko ubranie, a... a to znacznie więcej. Dużo przydatnych rzeczy. Ty... spisałaś się dobrze. Nie powinienem od razu cię obwiniać. Bez ciebie pewnie bym tutaj nie przetrwał. Nie wiem, co dokładnie się tam stało, ale to raczej nie była twoja wina. Przynajmniej nie w przeważającym stopniu. Mogę być nieco nadwrażliwy, ale to przez to, że ostatnio... no, zdecydowanie nie są to dla mnie łatwe chwile. Ta cała sytuacja...
        Umilkł, kiedy niespodziewanie Cętka podniosła się i usiadła na jego udzie. Skrzywił się lekko, czując obciążenie na swoich nieużywanych ostatnio mięśniach. Przyglądał się jej z niepokojem, który eksplodował, kiedy otarła się kącikiem ust o jego twarz. Czuł ciarki podekscytowania i zdenerwowania na skórze, gdy zaczęła mu szeptać do ucha. Nie rozumiał słów, ale to nie przeszkadzało w tym, że działały na niego jak działały. Ich umysły wciąż były połączone, przesyłając znaczenie w stronę mężczyzny, któremu udawało się nadążać za tematem. Zdecydowanie mu się nie podobał, jednak uwagę od tego odciągało co innego – czując ciepło bijące od kobiety, z trudem przychodziło mu skupienie myśli na temacie. Wilk? Budzi się? Żyć w zgodzie? Malawiaszowi zdawało się, że wie doskonale, czego chce rodząca się w nim bestia. Nie walczyć z nim? Z trudem odrzucał od siebie chęć schwycenia Cętki i przyciśnięcia jej do podłogi. Obawiał się, do czego mogło to doprowadzić, nawet pomijając fakt, że panterołaczka była teraz bez wątpienia znacznie silniejsza od niego – i wiedziała świetnie, jak się bronić. Dla dobra zarówno własnego, jak i wilka, mężczyzna trzymał na wodze żądze jego zmieniającego się ciała. Cętka mu tego nie ułatwiała.
        Po chwili ich spojrzenia się spotkały, a Malawiasz mógł poczuć na skórze oddech panterołaczki. Serce łomotało mu zupełnie jakby biegł przez kilka godzin. Zamknął oczy, bo widok oczu z tak bliska potrafi być przerażający. No i niezręczny. Jeszcze bardziej. Pytanie? Oddawanie czci bogom? Mężczyzna nie był w stanie wymyślić żadnej odpowiedzi, nie wiedział, czy powinien mówić prawdę, czy zmyślać, a nawet jeżeli, to w jaki sposób. Ogień płonął w jego mięśniach zupełnie jakby ktoś bez ustanku wrzucał do środka jego ciała rozpalone węgle. Przełykał ślinę, czując dotyk panterołaczki, kiedy ta się w niego wcierała. W końcu przylgnęła do jego klatki piersiowej, a Malawiasz odniósł wrażenie, że szalone tempo bicia jego serca jeszcze bardziej przyspieszyło.
        - Cętka... mówiłaś, żebym nie walczył z tym, ale... to coś budzi we mnie żądze, które... Cętka, cokolwiek się we mnie budzi, drażnisz to. Wrzucasz drewno do jego ogniska. Robiąc to, co robisz... nęcisz to pragnienie. Ja... – Malawiasz czuł się naprawdę niezręcznie, zmuszony poruszać taki temat, ale czuł, że nie ma wyboru, bo inaczej oszaleje, a panterołaczka nie przestanie, dopóki nie zrozumie sytuacji. - To coś... to coś chce ciebie. Ale tobie nie wolno, no i... no i poza tym... nieważne, ale zachowując się w ten sposób sprawiasz, że to rozrywa mnie od środka. Obmyć mnie i wymasować? Może pomogłoby to w innym przypadku, ale teraz tylko rozjątrzy tę wyrwę wewnątrz mnie. Ja naprawdę doceniam twoją pomoc, ale... nie wiem, do czego wkrótce dotrze. Nie chcę cię skrzywdzić. Nie chcę nikogo skrzywdzić... a czuję, że jeżeli to uwolnię, nie będę mógł nad tym zapanować i ty... nie wiem, czy dla ciebie to bezpieczne w tych okolicznościach. Nie, zdecydowanie nie jestem gotów na przemianę. Ja... nie wiem... co robić...
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Malawiasz spowiadał się z własnych obaw, wątpliwości, słabości. Z pewnością było mu to potrzebne, trafił jednak na niewłaściwą publikę. Wychowana w surowej społeczności zamieszkującej nieprzyjazne góry Cętka nie rozumiała ich. Od pierwszych dni życia uczono ją, jak być zmiennokształtnym. Wpajano, że był to zaszczyt i ogromna odpowiedzialność. Dbano, by przez cały czas służenia barbarzyńskiemu plemieniu nie zdziczała. W efekcie chwilami mogła wydawać się bardziej zwierzęciem niż człowiekiem. Ściśle związana ze swoją zwierzęcą cząstką nigdy z nią nie walczyła, często poddając się podszeptom instynktu, ale też potrafiąc stosunkowo łatwo zapanować nad swoją dziką naturą. Zwykle nie ograniczała jej, więc czający się w jej wnętrzu drapieżnik pozostawał syty, jeśli można to tak ująć.
        Postronny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że na kolanach mężczyzny znalazł się doskonale odwzorowany posąg. Kobieta znieruchomiała, rozważając słowa towarzysza. Jej mięśnie napięły się wyraźnie w odpowiedzi na wytłumaczenie, czego tak naprawdę pragnął wilkołak. Powoli oderwała się od piersi Szamana i wyprostowała, po czym oparła obie ręce po bokach jego głowy.
        - Pozwól mu - rzuciła po kilku sekundach myślenia z pełną powagą. - Gdy odzyskasz siły, pozwól mu. Im dłużej będziesz go powstrzymywać, tym trudniej będzie. A ja skrzywdzić się nie dam. Ciebie też nie poturbuje za mocno, Wilku. Tylko tyle, żeby ten w tobie zrozumiał swoje miejsce. Jeśli będziesz z nim walczył, będzie coraz bardziej zajadły. Nie bój się przemiany. Trochę boli, ale bycie opiekunem jest wspaniałe. Zrozumiesz, gdy pierwszy raz pobiegniesz na czterech łapach po górach. Zaopiekuję się tobą, Malaaaafiijasz. Ja też potrzebuję nowej rodziny.
        Panterołaczka nachyliła się do mężczyzny, jak gdyby znów chciała otrzeć się o jego policzek. Zamiast tego ucałowała go krótko w usta, jak to miała w zwyczaju robić z innymi wcieleniami. Dla niej był to tylko przyjacielski gest świadczący o zażyłości. Ponieważ psychiatrę znała mimo wszystko od niedawna, było to ledwie cmoknięcie. Zaraz po tym wstała z jego kolan i wyszła z wnęki do centralnej części jaskini. Lekko poddenerwowana wyznaniem drugiego zmiennokształtnego szła po kociemu: na palcach, konsekwencją czego było silne kołysanie bioder i ogona, który wysuwał się spod rozpuszczonych, sięgających kolan włosów. W głównej grocie ściągnęła z jednego ze stojaków oba pasiaste prosiaki i wróciła z nimi do towarzysza. Jednego trupa rzuciła mu na kolana, z drugim usiadła na podłodze, opierając się plecami o jego nogi. Wyciągnęła zza pasa toporny, ale ostry nóż i podała go mężczyźnie.
        - Jeśli jesteś głodny. Nie rozumiem, dlaczego chcesz tłumić wilka w sobie, ale skoro się upierasz, daj mu chociaż trochę mięsa. Pewnie wolałby sam zabić swoją kolację, ale na to przyjdzie czas. - Cętka wydawała się przygaszona. Nie zerkała na kompana, pochyliła głowę i zasłaniała twarz białą kurtyną. Martwiła się o wilkołaka, który uparcie próbował odrzucać swoje nowe “ja”. Puchate uszy skierowała w tył, by jak najlepiej słyszeć, co robił. Jednocześnie zastanawiała się, jak pomóc mu w oswojeniu się z nową sytuacją, zaakceptowaniem siebie. W zamyśleniu wgryzła się w małego dziczka, nie zadając sobie nawet trudu oskórowania, czy wypatroszenia tuszki. Rozerwała kłami skórę i zaczęła odrywać kęsy mięsa, przechylając przy tym głowę w bok. Żuła je niespiesznie i przełykała, a gdy obgryzła starannie połowę nieszczęsnego zwierzątka, machnęła kilka razy puchatym ogonem i wstała. Miała chwilę na przemyślenie pewnych spraw i doszła do wniosków, które wybitnie nie przypadły jej do gustu. Malawiasz otrzymał łaskę od przodków, której nie potrafił przyjąć, ani nawet zaakceptować. Wyraźnie łączył zmiennokształtność z czymś złym. Obawiał się zranienia kogoś, skrzywdzenia, jak gdyby przemiana miała uczynić z niego bezrozumną bestię. Panterołaczka zaczęła podejrzewać, że miał identyczne zdanie o niej samej. Zacisnęła pięści, bojąc się, że jeśli nie wykona swojego planu dokładnie w tym momencie, nie zdecyduje się na to już nigdy. Obróciła się do towarzysza, ukazując mu umazaną krwią twarz i dłonie.
        - Teraz pewnie uważasz mnie za obrzydliwą, zbyt bliską zwierzęciu. Ale ja nad swoimi instynktami panuję i nie boję się ich. I dlatego uwierz, nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić - oznajmiła chłodnym tonem, po czym przełknęła ślinę i pozwoliła swojej kolacji upaść na ziemię. Zaraz potem dopadła osłabionego wilkołaka ze wściekłym, gardłowym ryknięciem, jakiego nie mógł wydobyć z siebie żaden człowiek. Jedną ręką zmusiła go do uniesienia brody, a drugą oparła na kamieniu obok jego głowy, zgrzytając pazurami, które pojawiły się przy częściowej przemianie. Odsłoniętą szyję chwyciła zębami, nie zaciskając ich, ale ostrzegając. Groźba trwała raptem kilka gwałtownych uderzeń serca, ale gdy kobieta cofnęła się, jej oczy wciąż lśniły nieludzko w półmroku. - Chcesz przeżyć, to zacznij żyć, zamiast bać się własnego cienia!
        Głos rozdrażnionej Cętki bardziej przypominał warczenie, niż jej zwyczajowy mruczący ton. Obawiając się, że zacznie na wszelkie sposoby prowokować Malawiasza, aż ten się przemieni, chwyciła napoczętego przez siebie warchlaka i pospiesznie wyszła z wnęki. W centralnej grocie zaczęła się rozbierać, rzucając ubrania gdzie popadło. Naga wyszła na półkę skalną i położyła swój posiłek pod jedną ze ścian. Wykorzystała gęstą krew ofiary do wymalowania na ciele kilku symboli. Inne narysowała węglem z wygasłego ogniska, po czym obejrzała się krytycznie w świetle księżyca. Nie do końca zadowolona ugryzła się w palec serdeczny, aż nie poczuła w ustach własnej krwi, która poprawiła niezbędne runy na ciele. Na ślepo przeciągnęła też opuszką po całej długości nosa i ustach. Dopiero wtedy zaintonowała pieśń do przodków oraz sił natury, prosząc o mądrość oraz cierpliwość skały uderzanej ostrym, zimnym wiatrem. Płynnie przeszła do innej modlitwy, bardziej rytmicznej, śpiewanej niższym, ale też bardziej donośnym głosem. Wzywała w niej wichry i duchy samych Opiekunów by obdarzyli siłą ją oraz jej towarzysza. Rytm wybijała uderzając bosymi piętami o skałę oraz klaszcząc w dłonie z braku bębenka. Ba, zaczęła nawet tańczyć, zupełnie nie przejmując się tym, czy ktoś mógł ją zobaczyć, albo czy Malawiasz mógł ją usłyszeć. Wiedziała, że jeśli nie zdarzy się jakiś cud, nie poradzi sobie sama z jego problemami, postanowiła więc zwrócić się o pomoc do wyższych sił.
        Zdecydowanie powinna dla pewności dowiedzieć się, jakie rytuały preferowali lokalni bogowie, by móc zaskarbić sobie również ich przychylność. Nadprzyrodzonego wsparcia w końcu nigdy zbyt wiele.
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Malwiasz znieruchomiał, kiedy Cętka się podniosła i drgnął, gdy jej dłonie znalazły się po bokach jego głowy, skutecznie ją unieruchamiając. Bliskość nie była żadnym nowym doświadczeniem w kontaktach z panterołaczką i mężczyzna powoli chyba zaczynał się do tego – o zgrozo – przyzwyczajać, jednakże ten rodzaj był czymś zupełnie nowym. I niepokojącym. Oczy Malawiasza rozszerzyły się, kiedy usłyszał, co Cętka ma do odpowiedzenia - bez wątpienia Cętka nie pomagała mu porzucić wrażenie, że zmiennokształtni to bardziej dzicy zwierzęcia, niźli świadomi ludzie. Czy ona naprawdę żąda od niego, aby on... on spróbował ją... Wilkołak zagryzł wargę; podejrzewał, że panterołaczka nie będzie miała problemów z pokonaniem go, patrząc na to, jak sobie poradziła wcześniej. Ale... jak długo będzie to tak trwało?
        Kolejne wzdrygnięcie pojawiło się, kiedy Cętka wspomniała o bieganiu na czterech łapach – wzrok Malawiasza powędrował w dół, do jego dłoni, wciąż ludzkich... W jego umyśle pojawił się obraz tego, jak przemieniają się w wilcze, jak pokrywają się sierścią, jak paznokcie przeobrażają się w szpony. Zdecydowanie nie najpiękniejsza wizja, delikatnie mówiąc; mężczyzna poczuł, jak powoli ogarnia go atak paniki, ale wtedy usłyszał coś, co kompletnie go zdziwiło.
        Uniósł ponownie głowę, spoglądając prosto w oczy panterołaczki.
        - Rodziny? - spytał, tym razem w swoim języku; to było coś... nieoczekiwanego. Głowa mężczyzny lekko się cofnęła – na ile pozwalał na to uścisk Cętkowych dłoni – gdy ten oddał się rozmyślaniom. A przynajmniej próbował, bo po chwili znowu coś kompletnie go zszokowało. Z szeroko otwartymi oczami spoglądał na panerołaczkę, która właśnie.... pocałowała go... od razu poczuł, jak robi mu się jeszcze goręcej, a prymitywne instynkty ponownie ryczą o uwolnienie. Zmiennokształtna, zdawałoby się, kompletnie się nie starała, aby w jakikolwiek sposób mu ulżyć.
        Kiedy się oddaliła, Malawiasz zdołał nieco ochłonąć. Spoglądał za oddalającą się panterołaczką ze zdumieniem, zastanawiając się – jego zdaniem kobieta miała wybitny talent do wysyłania sprzecznych sygnałów; ale pewnie to mogły być jedynie względy różnic kulturowych.... cóż, lepiej byłoby ją jak najszybciej uświadamiać, co jak jest tutaj postrzegane. Powrót myśli o jakimś ukulturalnieniu Cętki nieco go pocieszył, bo świadczył, że jednak nie może z nim samym być aż tak źle. Chwilę potem na jego kolanach wylądował martwy prosiak.
        Mężczyzna skrzywił się, ale po chwili dał sobie spokój – w ostatnim czasie obrzydzenie naprawdę nie było czymś, na co mógł sobie pozwolić. A teraz poczuł burczenie w brzuchu... Przyjął nóż, ale patrzył bezradnie na zwierzę, niemrawo pocierał je po sierści. Nie znał się na przyrządzaniu posiłku, a teraz.... to nawet nie było oskórowane, a co dopiero ugotowane. Niepewnie dźgnął mięso kilka razy, próbując nie patrzeć na wytrzeszczone oczy zwierzęcia.
        Wtedy o mało nie podskoczył, gdy Cętka nagle wbiła zęby w swoją porcję – patrzył na nią w zdumieniu, jak odrywa kolejne kawałki skóry i mięsa. Malawiasz powoli odłożył nóż na podłogę, obserwują panerołaczkę z mieszaniną obrzydzenia i dziwnej fascynacji. Powoli obniżył głowę, po czym odrzucił na bok swojego dzika, widząc, że zdecydowanie nie da rady się nim posilić. Obserwował, jak Cętka wstaje, nie mogąc oderwać od niej wzroku – spoglądał na jej zakrwawione usta, nie wiedząc, dlaczego właściwie coś takiego nie wzbudza u niego bezgranicznej odrazy. Słowa, które wypowiadała... były dosyć prawdziwe, chociaż... czuł, że coś się zmieniło... że coś...
        Nie mógł się spodziewać tego, co się stało. Jego oczy rozszerzyły się nadzwyczajnie, jego tęczówka przybrała jaskrawy, żółty kolor, a źrenice zwęziły się, ukazując pionowy kształt. Klatka piersiowa unosiła się i opadała, mięśnie drżały, a wargi rozchyliły się, obrazując wyszczerzone z przerażenia zęby. Czuł, jak adrenalina krąży w jego żyłach, kiedy Cętka zgrzytnęła zwierzęcymi pazurami, a następnie lekko ugryzła go w szyję – spoglądał na nią swoimi nieludzkimi oczami, bojąc się jednak wykonać ruch. Gdy się odsunęła, warcząc na niego, dalej widać było po nim to nadzwyczajne pobudzenie. Trwało nawet po tym, jak ta opuściła jaskinię.
        Malawiasz oddychał głęboko, po raz pierwszy czując, jak do jego ciała powróciła pełnia sił – gorączka zdawała się czymś nieistotnym, łatwym do pokonania przez prymitywne instynkty. Podniósł się powoli, prostując się – zerknął na porzuconego wcześniej dziczka, ale tylko prychnął, wciąż w znacznym stopniu kierując się rozumem i ludzkimi odruchami. Powoli podszedł do wyjścia i zerknął na Cętkę; pomimo ciemności świetnie ją widział i przez chwilę obserwował w milczeniu jej poczynania. W końcu oddalił się, aż nie dotarł z powrotem do futra; chwycił je, po czym odnalazł najwygodniejsze miejsce w jaskini i rozłożył je tam, po czym położył się bokiem i owinął nim, leżąc bardziej po wilczemu niż po ludzku. Zamknął oczy, zmęczony już w tym wszystkim, po czym uciekł w ciemność.

        Kiedy otworzył oczy, pierwszym, co zauważył, był kruk, który przysiadł na porzuconym przez niego wczoraj zwierzęciu i bez większego pośpiechu wyjadał jego wnętrzności. Oczy wilkołaka momentalnie się rozszerzyły, a on sam zrzucił z siebie futro, powoli wstając. Ptak momentalnie zaprzestał posiłku i spojrzał na niego czujnie swoim okiem, w którym błyszczała inteligencja. Malawiasz czuł, jakby jego żołądek był otchłanią. Położył się spać głodny i teraz to przynosiło efekty. Powoli zbliżał się do kruka, który przyglądał mu się badawczo. W końcu rozłożył skrzydła i zakrakał na niego ostrzegawczo, na co mężczyzna warknął i rzucił się w jego stronę. Kruk wzbił się w powietrze, unosząc niewielkie zwierzę, ale Malawiasz zdołał je chwycić i pociągnąć w dół; ptak, szybko dostrzegając, że nie ma szans, puścił zwierzę. Mężczyzna poleciał do tyłu, uderzając plecami o podłogę, ale zwycięsko ściskając zdobycz. Ptak szybko uciekł z jaskini, a wilkołak wbił się zębami w mięso, na podobieństwo Cętki ostatniego wieczora, choć znacznie mniej umiejętnie. Szło mu to mozolnie i nieporadnie, ale w końcu się najadł – odrzucił niemal w pełni oczyszczonego z mięsa dziczka na bok.
        Całe ręce oraz twarz miał we krwi. Wzdrygnął się, uświadamiając sobie, co uczynił, ale nie był tym aż tak obrzydzony, jak być powinien. Usiadł i zamknął oczy, zastanawiając się. Cętki nie było nigdzie widać – pewnie była na polowaniu albo znalazła sobie jakieś inne zajęcie. W końcu ile można było siedzieć w tej jaskini? Wilkołak sam poczuł, że z chęcią by ją opuścił, dlatego wyszedł na półkę skalną, gdzie usiadł na samym skraju, spoglądając w dół – z chęcią by zszedł, ale podejrzewał, że w ten sposób jedynie by się zabił. Spojrzał w górę; słońce było wysoko na niebie, widocznie zbliżało się południe. Wilkołak poczuł, jak bardzo ciąży mu spocone, zakrwawione ubranie, które w dodatku teraz sprawia jeszcze, że mu jeszcze goręcej, niż przez samą gorączkę. Chwycił koszulę, która nie chciała zbytnio zejść. Szarpnął za nią z irytacją, a ta rozdarła się w części, by po chwili wylądować z boku. Mężczyzna pozostał w samych spodniach; uniósł głowę i zamknął oczy, czując, jak górski wiatr gładzi jego skórę, jak promienie słońca tę ogrzewają. Z jego umysłu uciekło większość zmartwień, a on sam cieszył się tą ulotną chwilą, po raz pierwszy od dawna nie czując żadnego ciężaru.
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Ludzie różnie odbierają góry. Dla niektórych wydają się groźne i nieprzyjazne, pełne dzikiej zwierzyny oraz niebezpiecznych ścieżek, na których drobne kamyczki podstępnie osuwają się spod nóg by spaść w pozornie bezdenną przepaść. Inni podziwiają ich masyw z daleka, wyobrażając sobie smocze jaskinie pełne skarbów, ukryte gdzieś między ostrymi zębami szczytów zasłaniających widnokrąg. Kolejni uważają je po prostu za użyteczny punkt odniesienia, daleko na horyzoncie. Zdaniem Cętki żaden z nich nie miał racji.
        Co może być cudowniejszego od chłodnych skał pod bokiem i świszczącego wiatru, który może szczypie lekko mrozem w nos, ale niesie zapach śniegu, żywicy wiecznie zielonych drzew, duszną woń ogrzanej ciałem wełny? Jakie dźwięki bardziej zachęcają do życia niż krzyk przecinającego niebo orła, nawoływanie pasących się kóz, ciche skrzypienie śniegu pod ciężkimi buciorami myśliwych, wysokie wycie polującej watahy? Panterołaczka tęskniła za wysokimi górami w swojej ojczyźnie, choć i te, w których skryła się wraz z wilkołakiem nie były wcale malutkie. Przynajmniej mogła wspiąć się niemal na szczyt skalnego masywu górującego nad pobliskim miastem. Z tamtego miejsca obserwowała wschód słońca i odpoczywała po nocnym tańcu. Kocią pierś przecinał pas skomplikowanej uprzęży, dzięki której nawet w zwierzęcej postaci mogła swobodnie nosić ulubioną włócznię. Prawie do samego rana kręciła się po półce skalnej, wzywając wszelkie znane sobie dobre duchy oraz przodków do pomocy. Krótko przed świtem zebrała część swoich ubrań, doprowadziła się do względnego porządku, częściowo wykorzystując własną ślinę, a częściowo przyniesioną z rzeki wodę. Gotowa do powitania kolejnego dnia, przytroczyła do paska martwego kruka i zaczęła wspinać się jak najwyżej, dopóki nie miała idealnego widoku na okolicę oraz wcale nie tak odległe Góry Dasso, które w myślach nazywała Niskimi. Nie szukała nawet żadnej specjalnej półki skalnej. Usiadła wprost na zboczu, opierając nogi o jakiś większy, lekko wystający kawałek skały. Swojego nowego punktu widokowego nie opuściła ani na chwilę. Jedzenie miała ze sobą, a delikatny wiatr i promienie słońca rozleniwiały za bardzo, by nawet zapolować. Szczególnie, że mogła swobodnie posilić się zdobytym zawczasu ciałem czarnego ptaka.
        Gdy po kilku godzinach zmiennokształtna zaczęła lekko marznąć, zmieniła po prostu postać. W panterzym ciele było jej nawet wygodniej siedzieć na stromym zboczu. Wylegiwała się beztrosko, zachwycając wszelkimi woniami oraz dźwiękami, które docierały do jej malutkiej, prywatnej namiastki raju. Omijała jedynie wzrokiem doskonale widoczne zabudowania miasta. Tak duże skupisko ludzi niepokoiło ją. Powoli zaczynała zastanawiać się, kiedy jakiś myśliwy wpadnie na jej trop i postanowi zapolować na wielkiego kota. W rodzimych górach każdy rozpoznawał z łatwością opiekunów, ale w tej dziwnej krainie ludzie wydawali się nie szanować znanych jej praw. Być może należało przenieść się dalej od miasta? Zaszyć całkiem w dziczy, znaleźć lepszą jaskinię? Może nawet udałoby się znaleźć maleńką osadę, która przypominałaby jej dom?

        Pojawienie się Malawiasza Cętka zaobserwowała z łatwością. Mimo pozornego lenistwa czujnie strzegła wejścia do ich kryjówki. Zastrzygła wesoło uszami, zauważywszy, że mężczyzna szedł całkiem sprawnie. Słabość musiała w dużym stopniu opuścić jego ciało. Panterołaczka podniosła się do pozycji siedzącej, ale nie zaczęła schodzić, aby go powitać, jak pierwotnie planowała. Zamiast tego przyglądała się, jak jej towarzysz rozerwał noszoną koszulę i z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że coś bardzo zaczęło ciążyć jej na sercu.
        - On nie będzie tu szczęśliwy. Nie jest związany z dziczą, ani swoim zwierzęciem. To dla niego brzemię. Zdziczeje w górach, zgubi sam siebie, a nie wiem, czy będę umiała mu pomóc. On potrzebuje ludzi - pomyślała, drobiąc niespokojnie przednimi łapami w miejscu. Niechętnie uniosła wzrok, przemknęła spojrzeniem po lesie, błyszczącej nitce rzeki i zawiesiła go na ledwie kilka uderzeń serca na mieście, po czym zamknęła oczy. - Przodkowie, chrońcie mnie, bo chyba oszalałam. Ale zrobię to! Dam radę! Matko Naturo, tam przecież ta przeklęta wesz dała komuś rzeczy za dostarczenie mnie! Jeśli jest tam więcej takich, jak on? Czy dlatego duchy skrzyżowały drogi moje i Szamana? Żebym udała się w to miejsce i szukała takich gnid?
        Jeszcze chwilę zmiennokształtna rozważała wszelkie za i przeciw, zanim zaczęła ostrożnie schodzić po stromym kamiennym stoku. Spod puchatych łap doświadczonego łowcy nie umknął ani jeden kamyczek, który mógłby zdradzić jej obecność. Dopiero będąc kilka kroków nad wejściem do jaskini otworzyła pysk i zawołała cicho po kociemu Malawiasza. Nie chciała go wystraszyć, gdy siedział na samej krawędzi półki skalnej. Następnie skoczyła, nie czekając ani chwili dłużej. Wylądowała miękko i podbiegła do mężczyzny, unosząc wysoko ogon na powitanie. Otarła się pyskiem o jego pierś, po czym zaczęła przemianę. Już po chwili na miejscu wielkiego drapieżnika siedziała całkiem czysta kobieta z białymi włosami zaplecionymi w długi warkocz, z którego wystawały starannie wplecione czarne, błyszczące pióra, puchatym panterzym ogonem, zwierzęcymi uszami oraz oczami.
        - Jesteś cały we krwi! - oznajmiła, po czym bez ostrzeżenie polizała go lekko szorstkim językiem po policzku, kąciku ust i brodzie, by choć trochę je oczyścić. Nie była w pełni ubrana, miała na sobie tylko kamizelkę i przepaskę na biodrach oraz uprząż z włócznią wystającą zza ramienia. Darowała sobie nawet zakładanie butów, choć jak na jej nawyki chodzenia nago, było całkiem cywilizowanie. Usiadła obok towarzysza i położyła mu głowę na ramieniu, jedną ręką gładząc go po włosach. - Wilku? Widzę, że czujesz się chyba dobrze. Chcesz spróbować zejść i wybrać się nad rzekę? Pomogę ci, będę pilnowała, żebyś nie spadł. A, Wilku? Ja tam myślałam... wiesz... ty chyba nie do końca dobrze czujesz się w jaskini, prawda? Czy... jak już poczujesz się całkiem dobrze, oczywiście! Czy będziesz chciał iść do swojego domu? Masz jakiś, prawda?
        Cętka wyraźnie czuła się coraz bardziej skrępowana. Mówiła niechętnie, cicho, umykając spojrzeniem w bok i kładąc po sobie uszy. W miarę, jak jej głos stawał się bardziej nieśmiały, przysuwała się bliżej i bliżej, by wreszcie zacząć szeptać wprost do ucha mężczyzny. W pewnej chwili odsunęła się na tyle, by spojrzeć mu w oczy i przez chwilę przygryzała wargę, bijąc się z myślami.
        - Malaaafiiijaaasz... będę mogła pójść z tobą, jeśli tak zrobisz? Nie chcę zostawać sama. Chociaż trochę nie chcę się zbliżać do tych budynków. Tam może być więcej takich jak Nirwar, którzy z jakiegoś powodu dają rzeczy za żywe istoty - przerwała nagle, zapatrzywszy się w przestrzeń, jakby dopiero coś do niej dotarło. Przypomniała sobie pospiesznie wszystko, co działo się od momentu przywiezienia jej do pomieszczenia pełnego klatek. Szczególnie wyraźnie nawiedziło ją wspomnienie podwyższenia, ludzi unoszących dłonie i przekrzykujących się, a następnie małej salki, gdzie Malawiasz niemal kłócił się z, pożalcie się przodkowie, jej krajanem. Spojrzała uważnie w oczy towarzysza. Głównie poruszający się gwałtownie ogon zdradzał targające nią emocje. - Wilku? Czy ty dałeś Nirwarowi piiiinioooc za mnie? Czy teraz należę do ciebie?
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Malawiasz zatopił się w widoku i we własnych myślach - a może ich braku, szumie emocji pozbawionych większego znaczenia - w tak dużym stopniu, że nagły dźwięk dochodzący zza jego pleców go przestraszył; powoli zaczynał się przyzwyczajać do swojego wyczulonego słuchu i faktu, że nawet z zamkniętymi oczami doskonale “widzi’ wszystko, co się wokół dzieje, dlatego poczuł się zupełnie, jakby coś pojawiło się niemalże z powietrza. Po chwili zauważył jednak, że to tylko pantera - przez chwilę obdarzał ją czujnym, podejrzliwym wzrokiem, jednak kiedy ta nie okazywała żadnych oznak agresji, uznał, że to po prostu Cętka, która nie jest zła za cokolwiek, co się wcześniej wydarzyło. W bezruchu czekał, aż do niego podejdzie, a gdy zaczęła się o niego ocierać, nie protestował zbytnio - tym razem nie z powodu braku sił na jakiekolwiek zaradzenie na to. Po chwili już przemieniła się w kobietę.
        Skrzywił się lekko, kiedy zaczęła go lizać, ale bardziej z niewygody niż obrzydzenia, jak poprzednio - to, co zrobił przed chwilą udowadniało, że stał się nieco bardziej odporny na uroki prymitywniejszego życia. Przyglądał się jej, kiedy położyła głowę na jego ramieniu, postrzegając ją inaczej niż wcześniej - zaczął dostrzegać, jak wyrobione są mięśnie panterołaczki i jak bardzo korzystnie mówi o niej cała jej prezencja. Wcześniej zdawało mu się, że jest po prostu kompletną dzikuską, która nie wie praktycznie nic o świecie poza zabijaniem, aby przetrwać, jednak teraz postrzegał w tym znacznie więcej.
        Spoglądał na nią w milczeniu, wsłuchując się w jej słowa - wyglądało na to, że i panterołaczka przez noc przeżyła małą zmianę własnego podejścia. Nie wiedział przy tym, jak dokładnie reagować na gładzenie swoich włosów - teraz sprawiało to… inne wrażenie. O wiele dokładniej czuł, jak palce kobiety przesuwają się pomiędzy jego rozczochranymi włosami zabrudzonymi pyłem, krwią i potem. Ze zdziwieniem odkrył, że jest to całkiem przyjemne, przez co w pewnym momencie zaczął nawet przymykać oczy, z mniejszą uwagą obserwując panterołaczkę. Otworzył je jednak i przesunął wzrokiem za nią, gdy zadała pytanie, które najwyraźniej sporo dla niej znaczyło. Malawiasz odetchnął głębiej i przez chwilę tylko spoglądał jej w oczy.
        - A jak ty uważasz? - spytał w końcu. - Czy w twoim plemieniu ktokolwiek posiadał kogoś innego? Mieliście tam niewolnictwo? Niewolnictwo rodzi się wtedy, kiedy ludzie są w stanie zmusić innych, aby przestali być ludźmi i stali się narzędziami. Widzisz we mnie tę siłę? Możesz mnie zrzucić właśnie teraz, jeżeli chcesz, możesz mnie zagryźć pewnie bez problemu, możesz mnie zabić na więcej sposobów, niż pewnie jestem świadom istnienia. Tak, kupiłem cię. Ale czy ten człowiek rzeczywiście cię posiadał? Czy był silny? Czy wykorzystał po prostu innych ku temu? Możesz powiedzieć, że bogowie mogą powierzyć kogoś w czyjeś ręce - jeżeli jednak tak, to czy wierzysz, że chcieli, abyś stała się jego własnością? Jeżeli nie, jak mogliby chcieć, aby był w stanie przekazać tę własność mnie? W świetle prawa należysz do mnie. Ale tutaj jesteśmy tylko we dwoje.
        Malawiasz nagle chwycił panterołaczkę za ramię, po czym pociągnął w swoją stronę, jednocześnie opadając plecami na twardą skałę i przyciągając kobietę do siebie, na tyle stanowczo, aby nie protestowała zbytnio, ale na tyle powoli, aby nie uznała tego za atak. Położył głowę na kamieniu, po czym zamknął oczy, zastanawiając się nad wcześniejszymi słowami zmiennokształtnej. Jego dłoń powędrowała do jej włosów, po których zaczął ją głaskać - był ciekaw, jak z drugiej strony to wygląda.
        - Dom… dom… nie wiem, czy chcę to dłużej nazywać domem. Minęło kilka dni, a mimo to czuję, jakby to wszystko działo się wieki temu. Niespecjalnie chce mi się tam wracać, przynajmniej na razie. Czuję, czuję, że zbudowałem go źle. Hmm… masz rację, tutaj jest… nie tutaj jest moje miejsce. Ale i nie tam. Już nie. Chyba muszę poszukać sobie nowego. Ale wcześniej muszę się nauczyć, czymś się stałem. Pomożesz mi? Dzisiaj pełnia. Dzisiaj się przemienię. Myśl ta sprawia, że krew mi szybciej krąży. Wiesz, w zasadzie czuję się o wiele bardziej żywy, niż wcześniej. Czuję… coś… jakieś ciepło przepełniające żyły, mięśnie… świerzbi mnie to, popycha naprzód. Czuję ekscytację. Chcę krzyczeć. Chcę biegać. Chcę…
        Zawahał się i otworzył oczy, spoglądając na panterołaczkę.
        - Chcę zabijać. Poczuć, jak to jest gasić życie w drugiej istocie. Czuć jej mięśnie kurczące się pod moimi w swoich ostatnich chwilach, walczących rozpaczliwie o przeżycie. Chcę uwolnić to, co dusi się wewnątrz mnie i dać upust temu wszystkiemu. Chcę…
        Malawiasz zamilkł, orientując się, że zaczyna zaciskać palce na czascze panterołaczki, a jego oczy - choć nie mógł tego dostrzec - przybrały żółtą barwę, błyszcząc lekko w świetle słońca. Powrócił do delikatnego głaskania, a po kilku mrugnięciach jego tęczówki powróciły do normy.
        - Nauczysz mnie tego, Cętka? Tego i wielu rzeczy? Wilk chyba coraz bardziej się domaga swego jednak… kiedy czuję, jaką siłę mi daje jego obecność… nie obawiam się go tak bardzo. Będziesz ze mną dzisiaj w nocy? A potem… potem możesz pójść ze mną, jeżeli chcesz. Zbliżymy się do ludzi… chyba… ale nie za bardzo. Zobaczymy. Nie wiem, czego będzie chciała moja krew. Ale póki co…
        Malawiasz podniósł się.
        - Chodźmy nad tę rzekę.
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Dwie istoty, z których każda została mniej lub bardziej brutalnie wyrwana ze znanego sobie świata i wepchnięta siłą w całkiem inny, wydawały się całkiem dobrze pasować do samotnej góry. Nikt nie zakłócał ich spokoju i oboje mieli czas choćby minimalnie oswoić się z nową sytuacją. Z drugiej strony, na dłuższą metę odizolowanie od świata mogło okazać się zgubne, szczególnie dla zmiennokształtnych. Obecność Malawiasza uspokajała panterołaczkę. Ciepło ciała do którego mogła się przytulić było kojące i kojarzyło się przyjemnie z domem. Jednak nawet w rodzinnej wiosce nie spędzała całego czasu na twardych górskich zboczach i wiedziała, że prędzej czy później będą musieli nawiedzić ludzkie siedziby. Lepiej było zrobić to wcześniej i mieć to za sobą, bez względu na to, jak niepokojąca była to wizja.
        Cętka nie spodziewała się nagłej zmiany pozycji i rozłożenia się obojga na chłodnej skale. Nie opierała się jednak, a tylko ułożyła wygodniej i oparła głowę na piersi towarzysza. Gdy ten zaczął ją głaskać, rozluźniła się całkiem, przymykając oczy. Puchate uszy ustawiła w jego kierunku, myśląc o wcześniejszych słowach Szamana. Gdy znów zaczął mówić, uniosła powieki i wbiła w niego pionowe źrenice. Nieco zaniepokoiło ją zaciskanie dłoni na jej własnej czaszce, co uzewnętrzniło się w delikatnych ruchach ogona i wbijaniu opuszek palców w bok mężczyzny. Gdy odpuścił, ona również się uspokoiła, choć zauważyła, że zapach Malawiasza był coraz mniej ludzki. Podejrzewała, że po pierwszej przemianie nie będzie w nim już nic z dawnej woni.
        Po tym jak wstał, dziewczyna klęczała jeszcze chwilę, zanim sama się podniosła.
        - Zanim pójdziemy... w moim domu ludzie nie należą do nikogo. Tutaj jest inaczej. Jeśli może to powstrzymać innych przed próbami polowania na mnie, żeby dostać piiiniiiioooc od kogoś jak Nirwar, zgadzam się należeć do ciebie. Przynajmniej pośród ludzi. Wtedy, gdyby spróbowali mnie zabrać, to byłaby kradzież, prawda? I za kradzież mogłabym ich zabić - w miarę mówienia na twarzy panterołaczki pojawiał się coraz szerszy uśmieszek, który nie zwiastował nic dobrego. Podeszła bliżej do wilkołaka i szturchnęła go nosem w brodę. - Twoje oczy były żółte. Wilk domaga się swojego coraz mocniej. Wiesz, że jeśli będzie próbował mnie atakować, będę się bronić? Zrobię co będę mogła, żeby nie zrobić ci krzywdy, ale jeśli będę musiała, spiorę ci futro nie gorzej, niż robiłam to braciom. A teraz wezmę tylko rzeczy i pójdziemy nad rzekę! Chłodna woda dobrze ci zrobi i zapolujemy!
        Na ostatnią myśl kobieta aż cofnęła się o krok i podskoczyła, klaszcząc w dłonie. Zaraz potem zręcznie pobiegła na samych palcach do jaskini, gdzie pospiesznie zebrała swoje ubranie i wszystko, co mogło okazać się przydatne. Nóż, lina, bukłaki, jeden z płaszczy zamordowanych pasterzy, hubkę oraz krzesiwo. Odzienie wciągała na siebie niemal w marszu, jak zwykle ani trochę nie krępując się faktem, że musiała przy tym pokazać nieco więcej skóry. Koszulę i buty, które Malawiasz miał wcześniej na sobie rzuciła lekko w jego stronę. Gdy była gotowa, upewniła się, że wszystko dobrze leżało i nic nie miało szans wysypać się z sakw robiąc salto na krawędzi półki skalnej. Potem odczekała, aż towarzysz był gotowy i obwiązała go pod pachami jednym końcem liny, drugi zaś owinęła wokół własnego pasa.
        - Nie lubię uprzęży, ale nie chcę ryzykować, że spadniesz. Więc pierwszy raz lepiej się tak zabezpieczyć. A teraz chodź - pociągnęła mężczyznę za rękę i ustawiła tyłem do zbocza, które mieli pokonać. - Nie patrz w dół. Będę szła tuż pod tobą i pokazywała, gdzie masz chwytać i stawiać stopy.
        Cętka nawet nie siliła się na wyjaśnienie, jak miała demonstrować cokolwiek będąc niżej niż mężczyzna, skoro ten miał nie zerkać w tamtym kierunku. Zamiast tego zsunęła się nieco po skale i zaczekała, aż wilkołak zrobi to samo. Wtedy ustawiła się tak, by być właściwie za jego plecami. W efekcie z daleka mogli wyglądać jak wielki, dziwaczny pająk. Sama kobieta chwytała się bez problemu niemal dowolnego fragmentu skały. Nawet, jeśli wydawał się pozornie nienadający do wspinaczki. Gdy tylko stała pewnie, łapała delikatnie dłoń Szamana i przesuwała na wystające, wystarczająco pewne kamienie. Po ustawieniu obu jego rąk, zsuwała się nieco niżej i to samo robiła z jego stopami. Schodzili przez to powoli i niewprawny alpinista mógł gdzieś w połowie drogi poczuć drżenie mięśni, jednak górska "dzikuska" czuwała nad każdym jego krokiem i wydawała się nie odczuwać żadnego zmęczenia.
        Po dłuższej chwili wreszcie oboje stanęli na pewnym gruncie i dopiero wtedy panterołaczka pozwoliła sobie na głębszy oddech przy rozwiązywaniu łączącej ich liny. Zaraz potem rzuciła się na szyję towarzysza i przycisnęła swój nos do jego.
        - Zszedłeś! Wejście na górę będzie łatwiejsze. Ale jeśli będziesz wolał, możemy spędzić noc na dole, przy rzece. Nie tak dobre miejsce jak jaskinia, ale na obóz się nada - poczochrała lekko włosy mężczyzny i odskoczyła z psotnym uśmieszkiem. Kiwnęła ręką, by szedł za nią i zaczęła prowadzić do w stronę źródła wody. Po kilku krokach zwolniła, by iść obok Malawiasza. Jemu zostawiała spacer ledwie widoczną ścieżką wydeptaną przez zwierzęta, a sama bez większych trudności przeskakiwała zwalone pnie, czy przedzierała się przez krzaki. Taka ilość roślin była dla niej nietypowa i wydawało jej się to ciekawą zabawą. Zwolniła jednak wyraźnie, gdy zaczęli zbliżać się do miasta. Dalszą drogą pokonywała na zgiętych w kolanach nogach, nieustannie węsząc lub nasłuchując. Czasem zatrzymała się na kilka uderzeń serca na jakimś głazie i rozglądała czujnie. Gdy ujrzeli wreszcie rzekę, sprawdziła nawet, czy mogła łatwo wysunąć włócznię z uprzęży na plecach.
        - Już tutaj czuć ludzi. Jak wielu mieszka w tych domach? Mam wrażenie, że dwa takie budynki starczyłyby dla całej mojej osady. Czemu żyjecie w takim ścisku, skoro wokół jest tyle miejsca? Ale chyba nie ma w pobliżu nikogo - zmiennokształtna zdjęła swoją broń i oparła o pień drzewa blisko brzegu. - Umyj się, a ja popatrzę za zwierzyną. Spróbuję przynieść coś żywego, żebyś sam mógł spróbować zabić. Jeśli cokolwiek cię zaniepokoi, zawołaj mnie, Szamanie. Będę blisko i przybiegnę natychmiast.
        Zanim Cętka spełniła swoje zamiary, kilkukrotnie przeszła się dookoła, zataczając coraz szersze kręgi. Wtedy skinęła mężczyźnie głową na znak, że jest bezpiecznie i pobiegła lekkim krokiem w las. Miała plan schwytać jakieś niewielkie zwierzę, może nawet dwa. Byle żywcem, aby Malawiasz mógł zabić ofiarę własnoręcznie. Tyle powinno wystarczyć na razie by zaspokoić lub rozbudzić jego wilka.
Awatar użytkownika
Malawiasz
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malawiasz »

        Mężczyzna nie mógł odmówić rozumowaniu Cętki sporo racji, dlatego też kiwał głową, kiedy ta prowadziła wywód o korzyściach należenia do niego. Nie mógł zaprzeczyć, że jest mu to na rękę, w końcu jakoś musiał tę nieszczęsną Cętkę kontrolować, aby kolejne spotkania z cywilizacją nie skończyły się tak, jak to pierwsze. Choć nie mógł powiedzieć, aby mowa ciała panterołaczki mówiła, aby czegoś się nauczyła po nim. Na następne słowa kobiety też tylko potakiwał, zdając sobie świetnie sprawę, że raczej nie miałby zbyt dużych szans przeciwko niej. Choć wciąż nie znał swoich możliwości w chwili, gdy przestanie być człowiekiem.
        Schodzenie na dół było... niezbyt przyjemne, ale zdecydowanie mniej, niż tego Malawiasz oczekiwał. Osłabione ciało mężczyzny co prawda protestowało, jak tylko mogło, kiedy zawisło ponad przepaścią, a on sam poczuł zawroty głowy. Jednak jedno spojrzenie na Cętkę wystarczyło, aby przekonał się, że zmiana planów nie wchodziła w grę. W końcu jakoś, po wielu chwilach stresu i poczuciu, że jego dłonie lada chwila odpadną, mężczyzna zdołał w końcu wylądować na stabilnym gruncie, o którym nigdy jeszcze nie myślał w tak jaskrawszych barwach. W jakiś sposób udało mu się nie wywrócić, kiedy tylko odzwyczajone od stania nogi wylądowały na powierzchni, ale jeszcze bardziej zaskakujące było to, że zdołał się utrzymać gdy kobieta rzuciła się na niego. Po chwili paniki Malawiasz odwzajemnił uścisk, jego o wiele silniejsze nozdrza były atakowane przez multum zapachów pochodzących od Cętki, z których większości nie potrafił nawet zidentyfikować.
        Szedł za nią dosyć niepewnie, niepokojony przez tak ogromną ilość dźwięków, które docierały do jego uszu. Nie miał pojęcia, jak na większość z nich reagować, a zachowanie Cętki niespecjalnie działało dobrze na panikę, która wzrastała w jego umyśle. Tyle dobrego, że miał pewność, iż panterołaczka wyłapie wszystko, co tylko może im zagrażać, ale nic nie mogło to poradzić na fakt, że mężczyzna podskakiwał na każdy dźwięk niewielkiego stworzenia przebiegającego tuż obok, który rozbrzmiewał w jego uszach niczym marsz żołnierza. Tym bardziej wzrosło jego zaniepokojenie, gdy jego przewodniczka zaczęła się zachowywać nadzwyczaj ostrożnie. W końcu jednak dotarli do rzeki, a tutaj najwidoczniej Malawiasz mógł nieco odetchnąć.
        - Kilka tysięcy z pewnością. To przez rozwój. Odnajdywanie lepszych sposób rolnictwa oznacza więcej jedzenia. Więcej jedzenia to więcej ludzi, którzy chcą wymieniać jedzenie na coś innego, kupować je. Żeby zarobić pieniądz, więcej ludzi zaczyna pomagać produkować jedzenie, co sprawia, że więcej jest go na wymianę. I wszyscy potrzebują domów, więc są ludzie, którzy budują domy. I wciąż jest więcej ludzi, którzy wynajdują różne rzeczy sprawiające, że życie jest lepsze i coraz więcej ludzi się zbiera, jest więcej upraw i farm, i więcej ludzi, którzy robią więcej rzeczy dla większej ilości ludzi. Nagle pojawia się biznes, pieniądz, pisma, prawo, władza. Bum, społeczeństwo.
        W trakcie mówienia Malawiasz zaczął się już rozbierać i po chwili wszedł do zimnej wody, oddychając z ulgą. Zdecydowanie potrzebował czegoś takiego. Skinął głową w kierunku oddalającej się Cętki, a on sam zanurzył się jeszcze bardziej, przymykając nieco oczy i pozwalając wartkiemu prądowi obmywać jego obolałe ciało, zmywać cały bród, którego pełno nagromadziło się tam ostatnimi dniami. Co prawda powoli przestawał mu już aż tak bardzo przeszkadzać, jak robił to wcześniej, jednak wciąż było miło być czystym. Mężczyzna opadł na brzeg, leżąc na nim i rozkładając ramiona, aby się utrzymać, nie zajmując się tak naprawdę zbytnio myciem, a bardziej odpoczywając. Potrzebował czegoś takiego bardziej, niż mógł oczekiwać, bo nawet nie spostrzegł, kiedy przysnął.
        Obudził się kilka metrów dalej, gdyż prąd zdołał go znieść na taką odległość. Rozejrzał się niemrawo, zaalarmowany czymś, lecz zanim zdołał zrozumieć, co się dzieje, otrzymał silne uderzenie pałką w głowę, które posłało go ku nieprzytomności. Jego ciało szybko zostało wyciągnięte i zabrane przez osobników odzianych w skórzane zbroje, a związany Malawiasz po chwili już wylądował na niewielkim wozie, ciągnięty w nieznanym kierunku.
Awatar użytkownika
Cętka
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cętka »

        Dobre dwie, może nawet trzy godziny Cętka kręciła się po lesie. Nie chciała odchodzić daleko od miejsca, gdzie zostawiła Malawiasza. Z początku cichutko zawracała co kilkanaście minut nad rzekę by upewnić się, że jej towarzysz był bezpieczny. Po pierwszej godzinie zdała sobie sprawę, że była przez to zbyt rozkojarzona i nie mogła skupić się na szukaniu zwierzyny. Z ciężkim sercem porzuciła najbliższą okolicę prowizorycznego obozu i zagłębiła się w zarośla.
        Pierwszą potencjalną ofiarą było zwierzę, które rozpoznała jako lisa. Po prawdzie mięso drapieżników było twarde i niesmaczne, ale panterołaczka jak najszybciej chciała mieć polowanie za sobą. Zaczaiła się i skoczyła na rudzielca zza głazu, jednak był zbyt czujny. Cętka warknęła wściekle pod nosem i ruszyła dalej, przeklinając wszechobecną zieleń, w której nie potrafiła się skutecznie ukryć. Kolejne dwie próby dopadnięcia żywcem zwierzyny przyniosły podobnie marne rezultaty. Wreszcie wściekła zmiennokształtna ukryła swoją broń i nadmierny ekwipunek w korzeniach dużego drzewa i ruszyła na dalsze łowy na czterech łapach.
        Wreszcie koci upór i bardziej zwinna forma opłaciły się. Dopadła pierwszego królika i przytrzymała mocno łapami. Z trudem powstrzymała się od zabicia futrzaka na miejscu. Przeniosła ofiarę w zębach do miejsca ukrycia swoich rzeczy, gdzie docisnęła zwierzę do ziemi, po czym rozpoczęła przemianę. Chciała pochwycić jeszcze jednego królika, a w tym celu musiała związać łapki pierwszego i dobrze go ukryć. Gdy tylko kości zmiennokształtnej zaczęły się przesuwać, łamać i zrastać w zastraszającym tempie, przeklęty szarak wykorzystał okazję i wyrwał się spod jej kończyn. Wściekła Cętka rzuciła się za nim, ale chwyciła tylko garść zbutwiałych liści. Posłała śladem długouchego kilka przekleństw, otrzepała się, po czym wróciła do zwierzęcej postaci i zawróciła głębiej w las.
        Aby polowanie zakończyło się sukcesem, panterołaczka potrzebowała jeszcze kilku prób. Spocona, ale dumna z siebie zwróciła do prowizorycznego obozu, trzymając za uszy aż dwa żywe zające. Po schwytaniu pierwszego związała go i ukryła, a gdy dopadła drugiego, postanowiła udawać, że wcale nie musiała uciekać się do takich metod. Była pewna, że Malawiasz nie potrafił polować, więc to drobne kłamstewko dla poprawienia własnego ego powinno jej ujść płazem. Z wyszczerzonymi radośnie zębami i włócznią wystającą znad ramienia dotarła nad rzekę, gdzie wciąż leżały porzucone rzeczy jej i wilkołaka. Sęk w tym, że samego Szamana nigdzie nie było widać. Zaniepokojona Cętka zawołała go kilka razy. Szybkim krokiem obeszła okolicę, a gdy nie znalazła towarzysza, wystraszyła się nie na żarty. Upuściła schwytaną zwierzynę, a oba szaraki natychmiast zniknęły w chaszczach. Zmiennokształtna zaczęła pełzać po brzegu rzeki na kolanach, szukając zapachu Malawiasza. Znalazła go po kilku minutach, ale ślad szybko urwał się przy samej wodzie. Zaniepokojona pokręciła się chwilę w miejscu, po czym powolutku ruszyła wzdłuż brzegu. Woń wilkołaka pojawiła się ponownie po kilku metrach. Dziewczyna zastrzygła w zadowoleniu uszami, ale już po chwili warknęła, gdy wyczuła obcy zapach. Nie umiała rozpoznać, ilu było ludzi, ale zdołała znaleźć ślad ciągnięcia czegoś ciężkiego od strony rzeki. Cętka powoli była bliska paniki, a gdy jej nozdrzy dosięgnął wyraźny zapach konia i trafiła na dwie płytkie kolejny po kołach, strach zmienił się we wściekłość. Ktoś porwał jej towarzysza. Panterołaczka odrzuciła głowę do tyłu i wrzasnęła chrapliwie, by dać upust buzującym emocjom. Bez dalszego namysłu rzuciła się do prowizorycznego obozu, zebrała najpotrzebniejsze drobiazgi i rozpoczęła pościg za handlarzami niewolników. Zbyt dobrze pamiętała własną klatkę, by nie postanowić wymierzyć im zasłużonej sprawiedliwości.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości