Strona 1 z 2

Miasto, ach miasto!

: Sob Maj 27, 2017 11:55 am
autor: Mari
Marielka wpatrywała się we wszystkie te nadzwyczajne rasy, wytrzeszczyła oczy, widząc centaura, sama była pół kobietą, pół rybą, ale pól kobiety, pół konia jeszcze w życiu nie widziała, aż rozdziawiła usta ze zdziwienia. Widok licha natomiast ją nieco obrzydził, a właściwie bardziej zirytował.

- Ough… To coś jest martwe? To znaczy, że w razie czego trzeba to zabić jeszcze raz? Chwila… można żyć po śmierci! – syrena dopiero się zorientowała i zaniepokoiła, iż może mieć dodatkową robotę z umarlakami powracającymi do żywych… Aczkolwiek z drugiej strony zamyśliła się nad możliwością przemiany martwych syren i trytonów w żywe martwe pół ryby. Przez moment rozważała możliwość ożywienia jej zamordowanych rodziców, ale stwierdziła, iż być może wyrwałaby ich z jakiegoś raju czy czegoś w tym stylu.

W każdym razie naturianka, póki co porzuciła swe przemyślenia i wróciła do spraw znacznie bardziej przyziemnych, takich jak wybór kierunku, w którym wraz z całą trójką się udadzą. Stała w miejscu i patrzyła na każdy budynek, wyszukując wzrokiem najdrobniejsze szczegóły. Musieli być w dzielnicy zamieszkiwanej głównie przez elfy, ponieważ wszędzie dało się odnaleźć wyrzeźbione z niesamowitą precyzją motywy przedstawiające roślinne wzory czy zwierzęta.
Zauważyła „Dom Pasterza” i wpadła na pomysł, że dobrze by było się gdzieś zakwaterować na czas zwiedzania. Miała tylko drobny problem z pieniędzmi, a dokładniej ich brakiem.

- Drim może się zatrzymamy tam – wskazała na owo miejsce – Czy tam można płacić tylko pieniędzmi? Bo ja ich w sumie nie mam…
- Co się martwisz Marielko – wróżka podleciała nieco bliżej swojej przyjaciółki i wyjaśniła swój pomysł — zara jakiemuś miejscowemu z głową w chmurach podwędzę sakiewkę!
- W sumie… A nie miałaś przypadkiem od naszej ostatniej ofi… Od tamtego mężczyzny jakichś pieniędzy?
- No może miałam…no… - próbowała się wykręcić wróżka.
- Lilian! Źle bym się czuła, okradając niewinnego człowieka, a tamtemu już się to na nic nie przyda, nie bądź zachłanna.
- No dobra – skrzydlata wyjęła ze swej torby drobniutki woreczek z monetami i wręczyła syrence, która z pomocą magii przywróciła to do naturalnych rozmiarów.
- Drim, jednak coś mamy w razie czego, problem zażegnany – powiedziała wesoło białowłosa.

Po chwili, gdy dziewczyna spostrzegła targowisko po prawej stronie, już doskonale wiedziała gdzie pójdą, w jej oczach pojawił się wyraźny błysk ekscytacji i już chciała jak najszybciej załatwić sprawę z zakwaterowaniem, by móc, choć popatrzeć na te wszystkie skarby ciekawe i ciekawsze! Po lewej natomiast wszystko było bardziej masywne, ciężkie z małą ilością zdobień, co należało do cech charakterystycznych dzielnicy ludzkiej, co oznaczało, iż ta oraz elfia muszą się gdzieś tutaj łączyć.
- Już zdecydowałam, najpierw zakwaterowanie, a później muszę zobaczyć to targowisko, po prostu muszę! – podskoczyła z radości, odrobinę za wysoko, bo przypadkowo użyła magii powietrza i o mały włos się nie wywróciła przy spadaniu, ale kompletnie to zignorowała.

– Na pewno tam znajdziemy coś ciekawego dla każdego z nas.

Zanim jednak ruszyła, wysłuchała telepatycznych słów chochlika. Zamyśliła się nieco i nieznacznie skrzywiła. Naturianin ciągle nakręcał tygrysołaka na to odnalezienie sposobu na stanie się człowiekiem, a przecież to nie jest jakaś straszna choroba, Drim może tak żyć, gdyby tylko to zaakceptował może nawet zauważyłby zalety. Ludzie są słabi, żyją krótko, nie mają w sobie nic niezwykłego, Marielka nie rozumiała zmiennokształtnego, przecież gdyby to ją przemieniono z człowieka w tygrysołaczke czy syrenę, czy jakąś inną rasę cieszyłaby się, że jest wyjątkowa. Człowiek nie poradzi sobie z dzikim zwierzęciem bez broni, człowiek nie pozna cudów dna morza bez możliwości oddychania pod taflą wody. Natomiast chęć odzyskania głosu należała już do znacznie bardziej logicznych, dlatego właśnie dziewczynka skinęła głową w stronę chochlika, że się zgadza, aczkolwiek na razie nie mówiła o niechęci co do znalezienia leku na tygrysołactwo. Natomiast na to, co dodał Oko, Mari westchnęła i przewróciła oczami, ah jak ta dwójka się musi uwielbiać.

Cała czwórka weszła do wcześniej wspomnianego Domu Pasterza. W środku panował półmrok, rozpraszany przez światła świec co nadawało temu miejsca czegoś w rodzaju przytulności. Ściany były z kamienia od dołu do połowy, a wyżej już z drewna. Wisiały na nich wyszywane herby prawdopodobnie na pamiątkę przyjazdu tutaj dumnych przedstawicieli szlacheckich rodzin. Z sufitu na nieco zakurzonym, szarym łańcuchu zwisał drewniany żyrandol ze świecami. Jedna z nich zgasła, ale gospodarz już nadchodził z długim patykiem, na którego czubki tańcował ognisty płomyk, który miał za chwile przejść na zgaszony knot. Wokół stało wiele stolików, a przy nich bardzo różne postacie, jedne wyglądały jak zbiry spod ciemnej gwiazdy, inne jak z baśni, najciekawsze, że tych normalnych ludzi czy elfów praktycznie wcale nie było, no może poza gospodarzem, aczkolwiek nawet jego domniemana partnerka miała spiczaste uszy, co wskazywało na jej przynależność do elfiej rasy. W roznoszeniu jadła oprócz właściciela i kobiety pomagał młody chłopak, prawdopodobnie ich syn, półelf o średnio spiczastych uszach. W samym centrum stał kominek, dający przyjemne ciepło a nad nim jakieś bibeloty.
Za ladą zaś postawioną nieco na lewym uboczu krzątała się lekko naburmuszona mroczna elfka i wycierała kieliszki, czekając, aż ktoś odważy się zamówić coś z tej znacznej kolekcji trunków na półkach tuż za nią. Po prawej natomiast widniały drewniane schody na górę, gdzie prawdopodobnie znajdowały się pokoje, w których podróżni mogli odpocząć po męczącej wędrówce.
Wróżka skryła się pod włosami syrenki, gdy tylko odczuła na sobie wzrok podejrzanego mężczyzny, ślepego na jedno oko z rozległą blizną na twarzy, z miną jakby miał ochotę kogoś zamordować. Tupnęła nogą na ramie dziewczyny, by jej go wskazać, ale ona stwierdziła, że nie mają na niego żadnych podstaw do wyeliminowania go ze społeczeństwa, ku niezadowoleniu małej naturianki. Marielka ostrożnie i powoli ruszyła w stronę mrocznej elfki stojącej za ladą.

- Dzień dobry! Ja… My chcielibyśmy pokój…
- Małżeństwo? – spytała z krzywą miną.
- Oh nie, nie, nie – zarumieniła się dziewczyna – My podróżujemy razem wraz z naszymi przyjaciółmi, Lili i Oko – wskazała na skrzydlatą na swym ramieniu i na Oko, chciała coś jeszcze dodać, ale spiczastoucha jej przerwała.
- Na jak długo się zatrzymujecie?
- Ojej… Hmm może spędzimy tu dobę, albo dwie – zastanowiła się.
- To będzie 70 ruenów za dobę, a 140 za dwie – stwierdziła oschle.
- Mhm – białowłosa wygrzebała z sakiewki pieniądze, miała szczęście, tamten morderca musiał być całkiem bogaty. Po zapłaceniu jeszcze sporo zostało.

Następnie spiczastoucha zawołała chłopca, imieniem Konstanty, który pośpiesznie przybył i nakazała mu zaprowadzić całą czwórkę do pokoju. Weszli na górę, było tam wejście na jeszcze jedno piętro, jednak ich pokój najwyraźniej miał być gdzieś tu. Prawie na końcu korytarza po prawej stronie, Konstanty otworzył drzwi kluczem i wręczył go syrenie.

- Oto państwa pokój, życzę miłego pobytu.

W pomieszczeniu była para łóżek, balia za parawanem oraz stara szafa, a tuż przy drzwiach długa komoda z ciemnego drewna. Po chwili przyszła mroczna elfka, trzymając małe łóżeczka niczym dla lalek by chochlik i wróżka również mili gdzie spać, postawiła je na komodzie właśnie i bez słowa wyszła.

- No to co… Odpoczniemy, a później targ? Czy może najpierw coś zjemy? – spytała wskakująca na łóżko Marielka.

Re: Miasto, ah miasto!

: Nie Cze 04, 2017 9:29 pm
autor: Drim
        Tygrysołak tuż po tym, gdy dał Mari wybór, postanowił, że w milczeniu będzie zachwycał się tym miejscem i wszystkim, co się tu znajduje. Oczywiście, w pierwszej kolejności trzeba było zachwycić się syreną, która jak dotąd wiedziała, co chce robić i jak to rozplanować. Z tego też powodu zmiennokształtny kiwał głową na tak, gdy tylko Marielka wypowiadała kolejne mądrze ułożone plany.

        Drobna niby-sprzeczka z wróżką na temat tego, czyje monety wydadzą na nocleg, była nawet zabawna. To znaczy urocza w oczach Drima. Oko w międzyczasie latał tak, by głowa zmiennokształtnego zasłaniała wróżkę, co by świat z jego perspektywy był piękniejszy. I tak też czynił przez najbliższy czas, bo chochlik to z niego wyjątkowo uparty.

        W końcu syrena zakończyła planowanie tego, co zrobią i w jakiej kolejności. Dała przy tym upust emocjom, podskakując jak dziecko. Napędzane magią powietrza. Kilka osób aż spojrzało, co się dzieje, że panienka prawie zaczęła latać, a Drimilianos westchnął.

- Dobrrrze, dobrrrze. Idźmy, póki jeszcze nie odleciałaś w przestworza. - Zaśmiał się pod nosem, gdy tylko skończył wypowiadać to zdanie do swojej rybiej towarzyszki.

“Jak już, to mam nadzieje, że wraz z nią odleci ten skrzat udający wróżkę” - Dodał Oko, który tym razem zachował te telepatyczne słowa dla siebie, gdyż nie miał ochoty na zabawę ze zdenerwowaną skrzydlatą istotką.



        Tygrysołak, choć nie był pewny, czy to miejsce będzie odpowiednie, to jednak po przekroczeniu progu docenił Dom Pasterza. Widoki ładne, towarzystwo różnorodne, a i nikt nie patrzył na nich szczególnie spode łba. Najpiękniejsze było jednak to, że przy obecnej różnorodności, nikt nie zauważył niczego dziwnego w syrenie, Tygrysołaku, chochliku i wróżce wchodzących razem do tego miejsca.

“Możnaby było zamieszkać. Chyba…”

        Drim pozwolił, by towarzyszka załatwiła wszystko z właścicielami tego miejsca. Stał dwa kroki za Mari, spokojnie przysłuchując się temu, jak załatwia im miejsce do odpoczynku. Oko także się rozglądał, tyle że on szukał czegokolwiek, co by było ważne. A że nic nie znalazł, to zaczął z pogardą wpatrywać się, w co niektórych gości tego lokalu, bowiem dyskretnie wyczytywał co niektóre niezabezpieczone myśli.

        Załatwianie pokoju nie trwało długo. Młody chłopak zaprowadził ich na górę i wskazał pomieszczenie. Nim się rozgościli, zostały doniesione miejsca do spania dla mniejszej nie-pary, co wywołało nagły wybuch telepatycznych krzyków Chochlika.

“Czy ja jej wyglądam, jakbym nie miał godności?! Prędzej będę spał obok wróżki niż w tym czymś!” - Wykrzyczał, gdy tylko mroczna elfka była poza zasięgiem.

        Ów wybuch wywołał inny. Zmiennokształtny zaczął się śmiać, przez co aż przewrócił się na łóżko, do którego podszedł sekundy temu. Uśmiał się do łez, a gdy skończył, to aż musiał otrzeć policzki. Oko, do którego dotarł, o co wykrakał, zapobiegawczo użył magii umysłu, by zablokować zdolność mowy wróżki. Ostatnie, czego chciał, to więcej upokorzenia.

- Ja teraz nie wstanę. Głosuje na odpoczynek, a po odpoczynku jedzenie. Choć coś czuje, że wkrótce, będziemy mieli przedstawienie, którego nie wolno przegapić! - Mówił do Mari, wskazując w międzyczasie na wróżkę i chochlika, wiedząc, że będzie wesoło. - Ah, jak ja dawno nie byłem na cywilizowanym, autentycznym łóżku. Dołączysz do mnie, czy tak będziesz torturować swoje nogi? - Spytał, w międzyczasie rozkładając się wygodnie. Z głową opartą o poduszki, zostawił trochę miejsca po swojej prawej, co by syrena nie musiała go przesuwać. Wciąż jednak obserwował bacznie Oko i Liliannę, nie mogąc się doczekać co te dwa, wiecznie kłócące się diabełki wymyślą.

Re: Miasto, ah miasto!

: Pon Cze 05, 2017 10:40 pm
autor: Mari
Podobnie jak tygrysołak Marielka również została zarażona śmiechem. Wkurzenie chochlika było tak wielkie i urocze, że aż absurdalne. Wróżka już szykowała się do jakiegoś sprytnego ataku słownego co by wystawić na poważną próbę cierpliwość Oka. Już otworzyła usta i powiedziała coś naprawdę mocnego, ale… nie wydała żadnego dźwięku. Początkowo próbowała bezskutecznie krzyczeć i latała po całym pokoju przerażona.

- Nie, nie, nie! Nie chce być niemową jak ten idiota! – krzyczała w myślach – Chwila… ten idiota… - spojrzała na niego złowrogo i pytająco podejrzewając, iż maczał w tym palce – To ty! Chce znów mówić! Na pewno słyszysz moje myśli, ich nie zablokujesz! Będę w nich KRZZYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYCZEĆ! KRZYCZEĆ, KRZYCZEĆ I JESZCZE RAZ KRZYCZEĆ! ODDAWAJ MÓJ GŁOS Z POWROTEM TY CIOŁKU MATOŁKU, ZWIĘDŁY FIOŁKU! – oj, gdyby mogła użyć głosu już dawno zdarłaby sobie gardło. W tym jednak momencie jedynie czerwona na buzi niczym dorodny pomidor ostro gestykulowała rękami pokazując w stronę towarzysza Drima niecenzuralne gesty.

Marielka już wiele razy widziała podobne wybuchy furii jej przyjaciółki, ale w niemej wersji było znacznie zabawniej. Oczywiście była gotowa pomóc wróżce, ale wiedziała, że w przypadku nerwów dziewczyna musi po prostu to wykrzyczeć i dopiero wtedy ochłonie. Teraz jednak pozbawiona tej możliwości przypominała bulgoczący eliksir gotowy w każdej chwili wybuchnąć. Syrenka wierzyła, że Lilianna jakoś sobie poradzi z tą całą złością, więc się nie wtrącała.

- W porządku, oh w to przedstawienie nie wątpię, spójrz tylko na nich, są jak woda i ogień a jak się spotkają, będzie dym, oj będzie – zachichotała i nieco nieśmiało weszła ostrożnie na łóżko, kładąc się na nim obok tygrysa – Jakie miękkie… Pod wodą jest w sumie podobnie, a jednak mocno inaczej. U nas łóżka są z wodorostów i przypominają nieco tutejsze legowiska ptaków w powiększonej formie. Takich domów gdzie nocują obcy, też za bardzo nie ma… Przynajmniej nigdy się nie natknęłam. Pewnie myślisz skąd, wiedziałam jak wszystko tu załatwić? Lilka. Dużo rzeczy o tym lądowym świecie wiem od niej. Gdyby nie ta mała nerwuska… Pewnie bym tu przepadła – mówiła do Drima zapominając o sporej sprzeczce między drobnymi naturianinami.

Tymczasem wróżka i chochlik toczyli bój na spojrzenia, aż w końcu zirytowana skrzydlata używając magii powietrza, podniosła łóżko przeznaczone dla Oka i cisnęła nim prosto w niego. Nie dbała o to, że może go zabić takim ciężarem, chciała po prostu przerwać jego zaklęcie, a zabójstwo również wchodziło w grę. Trafiła co prawda w swoją ofiarę, ale tylko na tyle, by powalić go na podłogę. Zdenerwowana śmignęła do niego na dół i usiadła mu na klatce piersiowej. Założyła rękę na rękę i wielce obrażona czekała na zwrócenie jej mowy.

- Chce znów mówić albo cię zabije i to w jak najbardziej upokarzający i niegodny sposób. Zawsze mogę usiąść ci na twarzy, chyba to nie jest za fajny sposób na odejście z tego świata, co? Więc lepiej się słuchaj gamoniu.

Tymczasem syrenka zajęta była wpatrywaniem się w błękitne oczy Drima. Mimowolnie się uśmiechała przy tym. Na jej policzkach widniał różowiutki rumieniec, leżała w jednym łóżku z facetem. Nic nie robili, aczkolwiek to wciąż ją onieśmielało.

- Tak sobie myślę, że jak skończymy tutaj wszystko oglądać i zwiedzać… to ruszamy na głębiny? Oczywiście stworzyłabym ci bańkę z tlenem i bym ci pokazała tyle niesamowitych miejsc i zapomnianych skarbów leżących na dnie… Oh… - Marielka zrozumiała, że bardzo odpływa w przyszłość – To znaczy, jeśli chcesz… bo koty ponoć nie lubią wody…

Re: Miasto, ah miasto!

: Pon Sie 07, 2017 7:44 pm
autor: Drim
        Drimilianos wysłuchał Marielkę dzielnie i uważnie. Jego oczy przy tym nieustannie wpatrywały się w nią. No poza momentem, kiedy mucha usiadła mu na nosie, ale to nie trwało długo. W każdym razie przytakiwał, gdy syrena opowiadała to o łóżkach syren, to o tym, co wróżka dla niej zrobiła. Chciał w końcu, by wiedziała, że ją rozumie, ale nie chciał przerywać jej.

        Gdy zaczęła wybiegać w przyszłość, westchnął, co prawie brzmiało jak mruczenie.

- Nie prrrzeszkadza mi to. Kto wie, może właśnie prrrzewidujesz naszą prrrzyszłość? - Po chwili namysłu, już bez mruczenia, zaczął mówić dalej. - A co do tego, czy chcę, to jak najbardziej. Może jakiś podwodny, zaginiony artefakt pomógłby z moją przypadłością. Żebym chociaż nauczył się zmieniać postać. Wiesz, bycie ogromnym futrzakiem ma swoje wady. - Uśmiechnął się, chcąc usprawiedliwić w ten sposób swoje słowa.

- Póki co jednak musimy oglądać i zwiedzać miasto, w końcu sama tak powiedziałaś. Wyruszymy, gdy tylko tamta dwójka skończy amory?

        Spojrzał w stronę dwójki, która właśnie była na podłodze. Marielka groziła, groziła i groziła, a Oko rozmasowywał, obolałe po zderzeniu z łóżeczkiem dla lalek, czoło.

“Niech ci będzie. Oddam ci głos.”

Pstryknął, a Liliana poczuła, że już nie blokuje nic jej zdolności mowy.

“Nie powiedziałem jednak, że to będzie twój głos” - Zaśmiał się złowieszczo, poprzez telepatię oczywiście. Wtedy też wróżka przemówiła. Tyle że nie mówiła z własnej woli, bowiem kolejny czar chochlika sprawił, iż mówiła wszystko, czego na pewno nie chciałaby powiedzieć.

- Ojej, mój najdroższy! - Uleciało z ust naturianki, która była zdana na łaskę magii umysłu chochlika, któremu nadepnęła na odcisk. - Przepraszam cię za to! To było niechcący! Wejdź w moje objęcia, pocałuję to paskudne bubu i będzie lepiej. - W tym momencie było jasne, że Oku życie niemiłe. Zmusić kogoś takiego jak ona do czegoś takiego to wyrok śmierci. W najlepszym wypadku. Przynajmniej nadal miała pełną władzę nad resztą ciała. Póki co...

Re: Miasto, ah miasto!

: Wto Sie 22, 2017 3:12 pm
autor: Mari
Marielka słysząc hybrydę mruczenia i wzdychania nieco się zawstydziła, może za dużo gadała, za bardzo rozmarzyła się na jawie? W każdym razie to było ciekawe, zazwyczaj jej policzki nie przybierały różanych barw, jedynie przy tym tygrysołaku, cóż takiego w sobie miał, czym ją tak onieśmielał? Nie panował nieco nad swą zwierzęcą częścią, ale był miły. W dodatku nie tylko w sensie charakteru, ale także odnosząc się do jego futerka, które można by głaskać i głaskać, a jeszcze da się pogadać.
Uśmiechnęła się od ucha do ucha na słowa zmiennokształtnego.

- Kto wie! A wiesz, że to – zdjęła bransoletkę – znalazłam właśnie pod wodą? W sensie sama nadałam temu kształt taki jak widzisz, ale naturalnie to nad wodą jest kosą, a pod trójzębem, niesamowite, nie? Mówię ci, tam jest tyle skarbów, byle wiedzieć gdzie szukać, a przy syrence zdobycie bogactwa masz jak w banku – zachichotała. – Rozumiem cię, mi też by było ciężko, gdybym od czasu do czasu nie mogła zmienić ogona na parę nóg, może kiedyś to było mi zbędne, ale teraz… Oj ciężko. Myślę, że znajdziemy coś, co ci pomoże – zamyśliła się moment. – W sumie zamierzam zobaczyć targowisko, jest opcja, że tam też byśmy coś znaleźli – gdy skończyła mówić, zerknęła na wróżkę i chochlika.

To już nie były zaczepki czy nieco wredne droczenie się, oni byli w stanie wojny, gotowi wydrapać sobie oczy. Syrena bała się czy ta karczma w ogóle wytrzyma ich zagrywki. Próbowała ich trochę rozdzielić, ale nie należała do wąskiego grona cudotwórców.
Tymczasem Lili miała na twarzy wypisany triumf nad wstrętnym chochlikiem. Nawet nie podejrzewała, co dla niej szykuje, wyśmiewała się jeszcze z niego, że tak oberwał. Uśmiechała się szeroko odkąd wspomniał, że odda jej głos, jednak to, co dodał skutecznie zmyło jej obecny wyraz twarzy.
Najpierw nastąpił szok i niedowierzanie. Wróżka nie mogła zrozumieć jak dzieje się to, że jej własny głos mówi takie obrzydlistwa wbrew niej. Potem zrozumiała i rzuciła gniewne spojrzenie Oku. Oj, marny jego los. Próbowała najpierw jakoś, jakkolwiek by to brzmiało, zamknąć swoje usta, ale nie bardzo mogła, więc rzuciła się na wstrętnego naturianina. Zaczęła go szarpać i drapać, i bić, i kopać, i wszystko, co przychodziło jej do głowy, a mogło sprawić ból.

- Oj niedobrze - stwierdziła Marielka i złapała wróżkę, próbując odciągnąć. Dopiero teraz przekonała się, ile siły drzemie w tak małej istotce. Miała do wyboru unieść albo ich dwoje w szaleńczej bitwie, albo zrobić przypadkiem krzywdę Lilce od mocniejszego chwytu. Puściła więc, ale nie odpuściła.

Wystarczyło nieco czarów marów i już nad głowami niziołkowatych naturian zjawiła się lewitująca kropla wody, która spadła na skrzydlatą i fioletowego, zostali przemoczeni do suchej nitki, a przynajmniej Lili, bo ona, chociaż miała ubrania. Aczkolwiek w kwestii skrzydeł oboje oberwali po równo, bo z mokrymi raczej ciężko latać, chyba że ktoś zna odpowiednią dziedzinę do tego. Lilianna znała.
Skorzystała z tego i odleciała jak najdalej od jej oprawcy, bo ona przecież tylko się broniła, to nie tak, że rzuciła się na niego ze swoimi pazurami.

- Dosyć tego maluchy – oj tak, Mari specjalnie użyła tego sformułowania, poświęcając się też, by mogli skierować swoją złość na kogoś innego, niż na siebie nawzajem. – Ja chce chwili spokoju, a wy, czy wam się to podoba, czy nie, macie zakopać topór wojenny – podeszła do jednej z szuflad, pogrzebała i znalazła sznurek, chwyciła chochlika i wróżkę za ręce i im je do siebie przywiązała. Wiedziała jednak, że z tym sobie łatwo poradzą, więc wymyśliła nieco ryzykowny sposób. Zmieniła strukturę sznurka tak, że stał się on metalowy i przez to niemożliwy do zdjęcia. Jak to im nie pomoże dojść do zgody, to nic tego nie zrobi. Po tym białowłosa padła na łóżko i dopiero teraz zrozumiała, że… to jest jedno łóżko. Dla niej i Drima. Zbladła, choć równocześnie jej policzki się zaróżowiły.

Re: Miasto, ah miasto!

: Wto Wrz 19, 2017 8:22 pm
autor: Drim
- Kto wie, może ktoś akurat sprzedawał będzie artefakt, który dla niego będzie bezużyteczny, a dla nas zbawczy? - Prorokował Drim po wspomnieniu targu przez Marielkę. Zmiennokształtny już marzył o rzeczach, które zrobi w ludzkiej postaci. Wśród nich było ogolenie się czy inne, ludzkie błahostki, za którymi szczerze tęsknił.

        Chwilę później nastała wojna chochliko-wróżkowa. Zapowiadało się na rzeź, do czasu, gdy syrena użyła magii wody, by ostudzić zapał obydwu. Wróżka niestety wciąż miała chrapkę na krwistą jatkę, zresztą chochlik też. Z tego też powodu Naturianka użyła środków nadzwyczajnych, związując na czas nieokreślony ręce malutkich towarzyszy.

- Jak dla mnie sprawa załatwiona. Świetna rrrobota, rrrybko - Pogłaskał ją po zarumienionym policzku. Trochę przy tym posmyrał ją pazurami, na szczęście delikatnie. - Ale jak dla mnie to starczy lenistwa. Idziemy, póki jeszcze jest dzień i targowisko pełne sprzedawców. - Wstał, po czym ruszył w stronę wyjścia. I dotarło do niego wtedy coś strasznego.

- … Zaraz… Płaszcz! - Dopiero do niego dotarło, że nie miał go przy sobie odkąd wylecieli z portalu, czyli pewnie podczas teleportacji spadł z niego i jest gdzieś w ogrodach. - Zaraz wracam!

        Wybiegł wpierw z pomieszczenia, a później z budynku, na czworaka oczywiście. Dało się słyszeć krzyki zaszokowanych i uciekających z drogi zmiennokształtnego istot zarówno w trakcie drogi do ogrodów, jak i w drodze powrotnej. I choć trwało to chwilę, to nie naczekała się Marielka długo, bowiem w końcu w drzwiach stał, już ubrany i stojący jak człowiek, Drimilianos.

- To… Panie prrrzodem? - uśmiechnął się, uchylając drzwi szerzej dla syrenki.

        Tymczasem na linii Oko-Lilianna trwał spokój. Przynajmniej dla osób postronnych. Bowiem w ich głowach trwały szykowania do krwawej zemsty. Mari bowiem zapobiegła dalszym walkom między chochlikiem i wróżką, ale za cenę tego, że to ona została nowym celem ich gniewu.

“Proponuje układ. Dopóki jesteśmy na łasce tych pseudo kajdan, robimy wszystko, by Mari gorzko pożałowała swojej decyzji. Do tego czasu między nami będzie przyj….przynajmniej brak gniewu. Dobrze?” - Zaproponował chochlik, którego twarz była czerwona od gniewu i niezręczności obecnej sytuacji.

Re: Miasto, ah miasto!

: Nie Wrz 24, 2017 5:40 pm
autor: Mari
Marielka uśmiechnęła się do Drima, uradowana jego pochwałą. Choć było to dość niekonwencjonalne załagodzenie konfliktu. Na dodatek jeszcze delikatnie pogłaskał ją po policzku, to było takie słodkie i urocze…

- W porządku! Hmm? Coś się stało? – spojrzała zdziwiona na zmartwionego nagle tygrysołaka. Nawet nie przypuszczała, że to dla płaszcza wybiegnie z budynku, jakby co najmniej ktoś ważny dla niego umierał. Przy okazji wywołał też trochę krzyków wśród przechodniów. Syrenka doskonale to słyszała i aż zaniemówiła.

Czekała chwilę, niedługą, bo jednak to, że biegł na czterech łapach, znacząco wszystko przyśpieszyło. Wrócił z odzyskanym płaszczem co przypomniało zaś naturiance coś istotnego, futro futrem, ale on był bez niego całkowicie nagi jakby nie patrzeć. Wywołało to kolejny rumieniec. Mimo to przezwycięża zawstydzenie, choć z trudem.

- Dobrze, a wasza dwójka niech tu zostanie i zacznie zakopywać topór wojenny! – pomachała wróżce i chochlikowi, po czym wyszła, a za nią zmiennokształtny.

Gdy tylko drzwi zostały zamknięte para naturian rozpoczęła spiskować. Na początku Lilianna niechętnie spoglądała na chochlika wnerwiona, tym, iż nie może uciec od niego gdzieś daleko.

- Zgoda. Mam tylko jedno wymaganie, bez przesady, Mari to jednak moja przyjaciółka, ma przeżyć. To… jakieś pomysły na początek? – uśmiechnęła się diabelsko.

Tymczasem Drim i Mari przechadzali się już po targowisku, było całkiem blisko ich chwilowej kwatery, więc mieli dużo czasu na przeglądanie różności na tutejszych straganach. Było tu chyba wszystko. Od warzyw i owoców, egzotycznych i typowych, przez ubrania dla pięknych dam i zamożnych mężczyzn, aż do wielu rupieci magicznych, dziwnych, przydatnych lub bezużytecznych, których zadaniem było stać i ładnie wyglądać.
Syrenka nie mogła oderwać oczu od tych wszystkich cudeniek w każdym możliwym kolorze. Uśmiech i zachwyt nie schodził jej z twarzy. Te suknie były piękne, ale jakieś takie sztywne i niepraktyczne, chociaż… Kusiły swym wyglądem. Wtem jej wzrok przykuło stoisko z biżuterią, bo nie tylko smoki kochają świecidełka. Przy nich jej prosta, złota bransoletka była jakaś taka byle jaka. Owszem, cenniejsza na pewno, ale nie pod względem prezencji. No, a gdyby tak dodać jedną, dwie ewentualnie pięć? Musiałoby to wyglądać naprawdę zjawiskowo.

- Whoa! – zakrzyknęła i pobiegła w stronę innego stoiska, prawie lecąc na swych płetwiastych skrzydłach wspomaganych magią. Nawet nie zauważyła, iż tygrys musi za nią biegać, by dziewczyny nie zgubić w tłumie.

Tym razem znalazła sprzedawcę różnych dziwnych rzeczy, być może magicznych, nie miała pojęcia, co do czego służy, bowiem wszystko tu wyglądało naprawdę dziwacznie! Ponadto sprzedawca idealnie wpasowywał się w ten nietypowy klimat. Miał jasnobrązową szatę z kapturem, skrywającym twarz i długą do ziemi czarną brodę.

- W czym mogę służyć pięknej panience? – spytał ochrypłym głosem, nie brzmiał on zbyt przyjaźnie.

Dopiero teraz nieco się opanowała. I postanowiła zachować czujność, bo kto wie jakie zamiary, ma ten podejrzany typ.

- A… Może coś zdejmującego klątwy? Jakby to powiedzieć… by z pół-zwierzaka być znów człowiekiem?
- Widzę panienka ma wysokie wymagania – wydał z siebie pomruk, przypominający chichot. — Tak, być może coś tu mam. Jednakże takie klątwy są niebywale mocne i zależy, w jaki sposób ma działać lekarstwo. Powiedz panienko, kim jest osoba, której chcesz pomóc? Bo nie wydaje mi się, byś to miała być ty…
- No cóż, za chwilę przyjdzie, chyba troszkę nie mógł nadążyć – spojrzała za siebie, na szczęście Drim był już praktycznie tuż obok.

Gdy tylko przyszedł, wyjaśniła mu, że znaleźli kogoś, kto może mu pomóc. Na pewno będzie zachwycony możliwością uzdrowienia jego przypadłości tylko… Mari zastanawiała się, czy to na pewno dobry pomysł. Wszystko jednak miało się dopiero okazać.

Re: Miasto, ah miasto!

: Pią Gru 01, 2017 7:32 pm
autor: Drim
“Tak, jeden pomysł. Ale za to taki najlepszy. Improwizujemy. To znaczy, lećmy, idźmy, czy cokolwiek, byle byśmy nie zabili się nawzajem w trakcie, za naszą dużą parką. A jak będzie okazja, to zadziałamy. Brzmi sensownie? Jak tak, to prowadź. Jak to mówią, panie przodem. A poza tym, łatwiej będzie, gdy będę odczytywał twoje zamiary, niż żebym ja musiał ci ciągle mówić, co zaraz zrobimy.”

        Taką myśl przekazał wróżce chochlik. W głowie Lilianny brzmiało to całkiem sensownie. A może to była jakaś magia, która sprawiała, że brzmiało to sensownie? W końcu jeszcze niedawno chcieli się zatłuc. Ale mniejsza o to, bo póki wróżka się nie zdecyduje, to nic ciekawego nie będzie się działo u skrzydlatych, żądnych zemsty stworzeń.

        Drimilianos tymczasem wypluwał płuca, próbując nadążyć za nieograniczonym przez nic entuzjazmem syreny. Biegł, unikając innych istot na swojej drodze. O ile Mari była raczej wąska i nie miała z tym problemu, o tyle tygrysołak momentami uznawał, że łatwiej będzie kogoś przeskoczyć, niż ominąć ową osobę bokiem.

“Jeszcze chwila i kogoś zabiję przez prrrzypadek, i to tylko dlatego, że biegłem za tym latającym kłębkiem energii!”

        W końcu jednak pościg dobiegł do końca. Naturianka najwyraźniej znalazła coś wartego uwagi. Gdy Drim dotarł na miejsce, zostały wyjawione przed nim szczegóły. Z początku drgnęła mu warga, jakby miał zaraz krzyczeć ze szczęścia. Ale zamiast tego, jego twarz była spokojna, lecz niepokojąco poważna.

- Mówisz spełnienie moich marzeń, tuż przed moim nosem, ot tak? - mówił, patrząc w stronę Marielki, ale ta szybko mogła zauważyć, że słowa były raczej wycelowane w handlarza. Na niego zresztą spojrzał zmiennokształtny, gdy podszedł bliżej. - Aż chce skakać z radości. Ale najpierw, jeśli można… czy pokażesz nam, sprzedawco łaskawy, to coś, co dałoby radę na klątwę tygrysołactwa? O ile to masz i o ile nie wymagasz za to duszy, czy coś.

Re: Miasto, ah miasto!

: Czw Gru 21, 2017 8:16 pm
autor: Mari
Wróżka spojrzała na chochlika nieufnie, ale po chwili zastanowienia skinęła głową i zaakceptowała jego plan.

- Lećmy, będzie szybciej i bezpieczniej – zatrzepotała skrzydłami i zaczęła lecieć, ciągnąc za sobą Oko, któremu odczytywanie zamiarów naturianki nie szło najlepiej. Porwał się z motyką na księżyc. On i odczytywanie kobiecych, nieprzewidywalnych zamiarów? Litości!

Tak więc Lili manewrowała wśród ludu, wykonując nagłe skręty, pikowania, wzloty i uniki, nie przejmując się zbytnio biednym fioletowoskórym, który prawdopodobnie już nabawił się kilku, jak nie kilkunastu siniaków, a nawet jeszcze nie wylecieli z gospody!

- Nie było tak źle, prawda? – spytała dumna z siebie wróżka, gdy tylko przelecieli przez drzwi wyjściowe – Co ci się stało? – spytała przekrzywiając głowę, widząc już ciemniejące ślady na skórze nieszczęśnika i parę szkarłatnych zadrapań – W każdym razie, lepiej będzie szukać z góry, choć – wystartowała niczym magiczny pocisk wystrzelony z rąk maga podczas bójki, nie dając „koledze” ani trochę czasu na odsapnięcie.

Tymczasem do Mari w końcu dotarł zmachany Drim, widać nie tylko jego przyjaciel miał problem, by nadążyć za kobietą. Syrenka miała nadzieję, że za chwilę tygrys będzie ją tulił i ściskał ze szczęścia, ale to szybko minęło. Spojrzała na niego pytająco nieco zawiedziona, że nie otrzymała oczekiwanej reakcji.

- Może…? – powiedziała cicho patrząc to na tygrysołaka, to na handlarza, który uśmiechał się pod nosem w bardzo dziwny i niepokojący sposób, a może to tylko wrażenie?

- Oczywiście, że pokaże, oczywiście! – schylił się i otworzył jakąś masywną skrzynię, w której błyszczała masa różnych świecidełek, medaliki, bransoletki, pierścienie i tak dalej. Wyrzucił parę rzeczy ot, tak na ziemie obok, słychać było brzdęki metalu, jak mężczyzna grzebał w skrzyni z coraz większym uporem. W końcu wyjął medalion ze złota, w którego środku był przepiękny rubin, zawieszony był na solidnie wykonanym łańcuchu. Pomachał on nim przed twarzą mężczyzny – Haaa? Ta da! – zakrzyknął dumny z tego, że znalazł coś, co zafunduje mu potencjalnego klienta.

- Ile to kosztuje? – spytała naturianka nieco zmartwiona, wiedziała, iż kamienie szlachetne są dość cenne.
- Hmm…nooo... W sumie to oddałbym go ot tak, za twoją bransoletkę – chwycił jej dłoń i z chciwym uśmieszkiem spojrzał na biżuterię dziewczyny.
- Arcavir… - wyszeptała i natychmiast cofnęła dłoń zdruzgotana taką propozycją.
- O tak, naprawdę myślisz, że ktoś, kto zajmuję się magicznymi artefaktami, takiego nie rozpozna?
- Ale… Nie istnieję żadna inna możliwość zapłaty? – nie chciała oddawać kosy, nie w ten sposób.
- Wiesz panienko… Bezcenny artefakt za bezcenny artefakt to dobra wymiana – pokiwał głową przekonująco.

Wtem nadleciała Lili wraz z chochlikiem i z impetem uderzyła handlarza w głowę, tak że ten padł na ziemię. Rzuciła złowrogie spojrzenie Oku, bo ją opóźniał, po czym zwróciła się do Mari.

- Słyszałam z góry! Nie pozwolę ci oddać Arcavira! Co tu macie?

Białowłosa zaskoczona wskazała na medalion, a wróżka jak gdyby nigdy nic go chwyciła i schowała do swej torby.

- A teraz zwiewamy, bo narozrabialiśmy… No już! Biegiem! – powiedziała władczo, ale na tyle stanowczo, że poskutkowało.

Ruszyli więc jak najszybciej w stronę gospody, gdzie się zatrzymali, na szczęście strażnicy jeszcze nie wyruszyli, by ich złapać, więc po odpowiednim oddaleniu się można było iść, szybko, ale iść, by aż tak nie wzbudzać podejrzeń.
Do gospody weszli pośpiesznie, ale pozorując spokój, ich stres zdradziło dopiero głośne trzaśnięcie drzwiami przez skrzydlatą.

- Proponuję jak najszybszą ewakuację, jeśli nie chcemy skończyć w lochach! W ogóle co ci odbiło, by paradować z bransoletką na wierzchu? A ten artefakt?! Działa on w ogóle? Czy ryzykowałam naszą wolność za nic? NATYCHMIAST ODPOWIADAJCIE I JAK Z TYM MEDALIKIEM?!
- Lili, spokojnie, przecież zawsze tak chodzę z bransoletką, pierwszy raz ktoś ujrzał w niej coś magicznego… a ten medalion… no w sumie jeszcze nie wiemy.
- … - twarz wróżki przybrala barwy soczystego pomidora – TO SPRAWDŹCIE TU I TERAZ, BO KOMUŚ PRZYŁOŻĘ!

- Jak zwykle robi głupoty, zostawić ją samą na chwilę, przeklęte syreny, czemu one muszą być takie… głupie! A ten tygrys? Naprawdę nie może sobie przybrać ludzkiej postaci? Musi mi Marielkę bajerować i sprowadzać na złą drogę?! I jeszcze on! Grrrr, że też musiałam skończyć z tym chochlikiem! Porażka! - myślała, całkiem zapominając o zdolnościach telepatycznych naturianina.

Re: Miasto, ach miasto!

: Czw Sty 18, 2018 6:57 pm
autor: Drim
        Zarówno Drimilianos, jak i Oko, przeżyli dosyć dramatyczne chwile w momencie, gdy rozmowa z handlarzem przybrała niespodziewany obrót, choć wcześniej chłopacy mieli względny spokój. Chochlik może i ucierpiał na wskutek szaleńczego lotu wróżki, i to bardziej niż zwykle, ale nie licząc obolałego grymasu na twarzy i rozmasowywania, nie wydał z siebie ani jednego, telepatycznego słowa. Może dlatego, że wiedział, że nie zrobiła tego celowo. Owszem, nie dbała o jego osobę, ale też nie celowała nim niczym kulą armatnią w każdą nadchodzącą przeszkodę, co oznaczało, że ich wzajemne stosunki nieco się ociepliły. A ten fakt sprawiał, że jakoś tak znośniej było, nawet jeśli wciąż byli złączeni na dobre i na złe.

        Tygrysołak tymczasem, o ile podszedł nieco sceptycznie z początku, o tyle później uważnie słuchał i obserwował, co się dzieje. Sprzedawca zdawał się umieć rozpoznawać artefakty, a i wątpliwe było, że ryzykowałby oszukania kogoś, kto może mu wydrapać twarz aż do kości. Poza tym, zmiennokształtny był niezwykle zaskoczony tym, jak aktywnie syrena brała udział w próbie zakupu artefaktu, który miał być przeznaczony dla niego. Czyżby aż tak bardzo chciała pomóc? Owszem, zawahała się, gdy sprzedawca zaczął domagać się bransolety, ale Drim nie był urażony tym faktem. Wiedział, że istnieją granicę tego, jak bardzo można się poświęcić dla kogoś, kogo się zna od niedawna. W każdym razie miło było wiedzieć, że Mari była gotowa zrobić co w jej mocy, by pomóc tygrysołakowi powrócić do ludzkiej formy.

        W ten oto sposób zarówno niemowa, jak i przerośnięty niby-kot, siedzieli cicho, pozwalając, by działo się to, co miało się dziać. Nawet kiedy doszło do nagłego spotkania całej grupy, połączonego z nokautem handlarza. Wróżka capnęła artefakt i wydała rozkaz ucieczki, kiedy Oko wciąż odzyskiwał poczucie balansu po tak szybkim locie, a kiedy to Drim wciąż przetwarzał sytuacje.

- Eeee… Rawr? - Tygrysołak momentalnie stracił zdolność mówienia po ludzku. Z szoku i tymczasowo, oczywiście. Nic dziwnego, nie co dzień brał udział w kradzieży, o takiej dziejącej się w miejscu publicznym i w środku dnia nie wspominając.

        Ucieczka do wynajętego pokoju w gospodzie o dziwo poszła całkiem sprawnie. Pomimo tego, że męska część grupy nie do końca rozumiała, jak kobiety, które spotkali, ot, tak mogą to wszystko akceptować. Czyżby kradły także w przeszłości? Najwyraźniej, skoro Lilianna zrobiła to z taką łatwością i skoro Mari nie wyraziła żadnego większego sprzeciwu.

        Gdy znaleźli się już w pomieszczeniu, Drim i Oko patrzyli to na siebie, to na niby-kłócące się naturianki. Chcieli oboje zadać pytania albo chociaż skomentować to, co się stało, ale zabrakło im słów. Gdy samotnie szukali rozwiązań swoich problemów, nie uciekali się do czegoś takiego, chyba że jedyną inną opcją była śmierć.

        Gdy wróżce już totalnie odbiła furia, tygrysołak westchnął. Chwycił medalion, który zaczął ubierać. Powoli, bo niestety, rozmiar był typowo ludzki, przez co miał problemy z przyciśnięciem go bez zahaczania o uszy. Wyglądał jak zirytowany kot, gdy co chwila podnosił lub obniżał łańcuch, próbując bezawaryjnie ubrać magiczną biżuterię.

“Wiesz, że cię słyszę, prawda? I wiesz, że omal NIE UMARŁEM, JAK LATALIŚMY, BO JA SŁUŻYŁEM CI DO BADANIA KAŻDEGO OKOLICZNEGO PRZEDMIOTU SWOJĄ TWARZĄ?!” - Telepatyczne słowa były tak głośne, że natychmiast wróżka dostała migreny w wyniku tychże. Po chwili jednak dodał coś, gdy nerwy mu opadły. - “Wybacz. Nadal mną telepie na myśl, że skończymy za kratkami przez twoją brawurę. Nie wspominając o tym, że twój cios był nieziemski. Wszystkie wróżki mają takie uderzenie?” - Spytał, aby ostudzić atmosferę. Nie tyle, co próbował być miły, co chciał, aby podczas ewentualnej ucieczki przed strażą nie było problematycznych fochów ze strony kogoś, kogo ma przytwierdzonego do ręki.

- Em… Czy ktoś w ogóle wie, jak to działa? Bo magię niby czuję od medalionu, ale taką nieaktywną. To jest, arrrtefakt chyba autentyczny, ale nie działa od razu. Czyli chyba coś go uaktywnia. - Odezwał się nagle tygrysołak, z medalionem zwisającym z jego szyi. - Możliwe, że zrrrypaliśmy sprawę. Nie znam się na artefaktach. - To mówiąc, spojrzał w dół na błyskotkę. Po dłuższej chwili ciszy zaczął trącać medalion prawą ręką, doprowadzając go do kołysania. Po chwili dołączyła lewa dłoń i w ten sposób w Drimilanosa wstąpił istny kot, który miał ochotę na zabawę dyndającym cosiem.

Re: Miasto, ach miasto!

: Pią Lut 16, 2018 10:08 pm
autor: Mari
Wszystko działo się naprawdę szybko, artefakt, kradzież ucieczka, oraz kto wie, czy nie pogoń. Mari będąc w gospodzie, odetchnęła, bo nieco się tym zestresowała. Była jednak przepełniona nadzieją, że wszystko się ułoży. Jednakże wróżka średnio wytrzymywała napiętą sytuację i wybuchła gniewem. Syrena była do tego przyzwyczajona, w końcu ich przyjaźń trwała już lata, dlatego zachowała spokój. Dodatkowo wiedziała, że skrzydlata miała trochę racji, ale w końcu sama była winna tej całej kradzieży, to nie musiało się tak skończyć.
Niestety nie zdążyli wypytać, jak działa to cacko, aczkolwiek też nie wiadomo czy by odpowiedź uzyskali bez wcześniejszej zapłaty, tak czy siak czasu nie cofną.
Lili w końcu ze skrajnej furii przeszła w skrajną śmiechawkę widząc tygrysołaka próbującego nałożyć medalion. Przeszło jej to bardzo szybko przez pewnego naturianina, z którym była chwilowo połączona.

- Może i wiem! Nie zapraszałam cię do głowy, mogę sobie myśleć, co tylko chcę! – krzyknęła w myślach zezłoszczona. – Poza tym nie moja wina, że jesteś takim ślamazarą i za mną nie nadążasz! – wykrzyczała już na głos, nie mogąc się powstrzymać. – I NIE DRZYJ MI SIĘ W GŁOWIE! – w odwecie huknęła mu po prostu do ucha. – NIE SKOŃCZYMY ZA KRATAMI! – dodała, natomiast na pytanie Oka już nie raczyła odpowiedzieć, jedynie jej policzki napuchły i zaczerwieniły się, a wzrok powędrował w przeciwną stronę. Nie chciała teraz z nim gadać.

Marielka spojrzała na wróżkę zaniepokojona. Nic nie powiedziała, mała musiała się uspokoić, a to nieraz bywał bardzo żmudny proces, bo na świecie istniały miliardy rzeczy, które ją mogły zirytować.

- Ja również – podeszła do Drima i zaczęła intensywnie oglądać artefakt. – Niestety raczej już nie wrócimy, dopytać jak działa… - spojrzała w dół nieco przygnębiona i zamyślona, gdy jej spojrzenie wróciło na zmiennokształtnego, ten w najlepsze oddawał się typowo kociej zabawie – Drim! – chwyciła medalik, by przestał się chybotać i kusić wielkiego kota.

Była to akurat ta ręka, na której miała swoją bransoletkę, medalion i Arcavir wykazały wzajemne oddziaływanie, a konkretniej przyciąganie.
Niestety nie mieli zbytnio czasu tego zgłębiać, właśnie z dołu dobiegały jakieś hałasy, ktoś wpadł do karczmy, kilka osób, poważne głosy. Pewnie ich szukali.

- Drim, chyba nas znaleźli, musimy wiać!
- Rozbij okno Mari i wyskakujcie, ale najpierw my wylecimy!
- Dobrze… - zdjęła bransoletkę i przemieniła ją w kosę, wzięła zamach, a szyba z okna roztrzaskała się na kawałki.

Wróżka oczywiście trzepotała skrzydłami z całych sił, a biedny fioletowoskóry znów zaczął haczyć o wszystko, co tylko mógł. Marielka z lekkim rumieńcem złapała tygrysa za łapkę i ruszyła w stronę okna, w drugiej dłoni trzymając kosę. Wyskoczyła.
W ostatniej chwili widząc Lilian, przypomniała sobie, że przecież jej płetwy na plecach i szczypta magii uchronią ją przed bolesnym upadkiem. Zamachnęła nimi i niczym w morskiej toni wzniosła się ku górze. Wciąż trzymała Drima, jego też podniosła nieco z pomocą magii. Jednakże szybko musiała zacząć lądować, trochę ten wielki kocur ważył.

- Co teraz? – spytała, jak tylko postawiła stopy na ciepłych od słońca kamieniach.

Re: Miasto, ach miasto!

: Pią Mar 30, 2018 2:20 pm
autor: Drim
        Cóż powiedzieć, ucieczka była dosyć… nagła. Zarówno Oko, jak i Drim, dowiedzieli się o tym w niezbyt chciany sposób. Oko po raz kolejny posłużył do badania otoczenia twarzą i nie tylko. W każdym razie był zbyt obolały albo zbyt przyzwyczajony, by narzekać. Albo nie chciał wkurzać wróżki drugi raz z rzędu, bo jeszcze by wybuchła jej głowa od ciśnienia krwi i to dosłownie.

        Drim tymczasem został najpierw wyciągnięty za okno, a jego lądowanie było złagodzone przy pomocy magii. Tyle że tygrysołak nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go unosi magią. Niczym kot, którego złapano za kark, a który sobie tego nie życzy, wydał z siebie miauknięcia niezadowolenia, które były podobne do niektórych demonicznych odgłosów, jeśli chodzi o skalę nieludzkości.

        W końcu jednak wszyscy byli na dole, a syrena zadała bardzo ważne pytanie, na które Drim udzielił bardzo ważnej odpowiedzi, gdy tylko uspokoił się po tym, jak został potraktowany magią.

- Biegniemy, byle dalej!

        Co jak co, ale zmiennokształtny chciał uniknąć zarówno konfliktu, jak i trafienia za kraty w ramach zadośćuczynienia za kradzież, tak więc tylko ta opcja im pozostała. Nie myśląc nawet nad kierunkiem, chwycił syrenę za rękę, wróżkę za skrzydełka, po czym pobiegł w pierwszym lepszym kierunku.

        Wybiegli na ulice miasta, a później kierowali się w stronę najbliższego krańca grodu. Gdy tylko Drim zauważył patrol, skręcił. I tak biegał, za każdym razem unikając straży. Aż w końcu skończyli w ślepym zaułku, gdzie znajdowała się… świątynia.

“Ehh. Następnym razem, ja wybieram kierunek...” - Marudził Oko, dla którego była to sytuacja, w której zostaną znalezieni prędzej czy później.

        Drim nic nie powiedział, patrząc na Mari. Najwyraźniej nie wiedział, czy bezpieczniej będzie zawrócić, czy wejść do środka, dlatego też czekał na jej słowa. Nie mówiąc o tym, że szanował takie miejsca, więc nie wiedział, czy wejście do środka nie byłoby zbyt dużym nieuszanowaniem tutejszej świętości.

Re: Miasto, ach miasto!

: Czw Kwi 26, 2018 5:47 pm
autor: Mari
Ucieczka była nagła, wszystko było nagłe te czary, ten rumieniec, gdy Drim chwycił syrenę za dłoń, choć to były ułamki sekund. Tak samo wróżka złapana za skrzydła krzyknęła cicho, bo tygrysołak miał za mocny chwyt, a po części również dlatego, że to było oburzające, by łapać ją w tak… prostacki sposób!
W każdym razie to było szalone, Marielka zaczęła już odczuwać ból nóżek, z ogonem by nie było takich problemów. Ponadto jej bose stopy błagały o pomstę do nieba, nieco pokaleczone i niemal całkiem już czarne pod spodem.
W końcu dobiegli w jakieś dziwne miejsce, świątynię?

- Kto by cię chciał słuchać! – krzyknęła Lilian prosto do ucha biednemu chochlikowi.
- Ojeju… - Naturianka patrzyła na świątynie zaciekawiona.

Nie był to wielki budynek. Aczkolwiek niezwykle ozdobny i biały. Wejście do niego prezentowało się w postaci wysokich złotawych wrót. Ze środka czuć było chłodny powiew charakterystycznych dla starszych i rzadko używanych budowli.
Początkowo dziewczyna spojrzała na zmiennokształtnego, ale napotkała jego spojrzenie, które oczekiwało od niej tego, co ona od niego. Pewnie staliby tak jeszcze jakiś czas, gdyby nie wróżka, która uświadomiła ich o nadchodzących strażnikach.
Weszli więc do środka, na szczęście drzwi były otwarte. Wewnątrz było pusto, jedynie kolumny, kolorowe kafle na podłodze i przed nimi malował się czyjś posąg, przy którym płonęła całkiem zacna gromadka świeczek.

- Ooo! – Mari natychmiast podeszła i przycupnęła przy świeczkach, wpatrując się w ogień niczym dziecko.
- Wiecie, jak się większość życia żyje pod wodą, to ogień jest niczym jakiś cud… - wyjaśniła wróżka Drimowi i przy okazji chochlikowi. – Tylko pamiętaj, by nie dotykać! – zawołała do przyjaciółki, ale nie głośno, zdecydowanym tonem, ale takim by nikt z zewnątrz nie pokusił się sprawdzić, kto przebywa w świątyni.
- Mhm… - odburknęła białowłosa, wgapiając się w płomyk. W końcu wstała, niechętnie odrywając wzrok od źródła ciepła i światła, zamachnęła płetwami na plecach i wraz z użyciem magii wzniosła się nieco nad ziemię. Była teraz niczym wróżka, tylko o ludzkich rozmiarach.
- Latać ci się zachciewa?! – podniosła głos mała naturianka.
- I tak nie wiemy, jak długo tu będziemy siedzieć, co mam robić?
- No…A…! – skrzydlata straciła wątek i po prostu naburmuszona spojrzała w inną stronę, oczywiście taką, która nie zawierała Oka.

Syrenka natomiast coraz lepiej wprawiała się w sztuce latania dzięki magii i swym „skrzydłom”. Podleciała nawet po samo sklepienie, dobrze, że ta świątynia nie miała okien, bo już dawno ktoś by ją wypatrzył.

- Hmm, a cóż to? – szepnęła bardziej do siebie niż do tych w dole. Sięgnęła ręką ku belce podtrzymującej dach, był na niej jakiś stary zwój, całkiem szary od warstwy kurzu. Zakaszlała trochę, gdy go wzięła, to wszystkie drobinki na nim spoczywające nagle się uniosły. Rozwinęła go bardzo ostrożnie, wciąż będąc w powietrzu – Invenire quod occultatum. Ut spiritus ad aetheres. Et ostende mihi viam: quos ego non invenient eam – przeczytała, choć nie znała tego języka.

Najwyraźniej błędem było czytać coś, czego znaczenia się nie rozumie. Dach świątyni zaczął zanikać, a całą czwórkę uniosło w powietrze, jakby grawitacja zaczęła zanikać. Wznieśli się nawet ponad dachy innych budowli, ale to dziwne, bo mieszkańcy i ogólnie każdy, nawet ten, co spoglądał w ich stronę, zdawał się nie widzieć tego zjawiska. Oni za to widzieli wszystkich oraz to, że gdzieś w powietrzu unosi się coś w rodzaju niewielkiej, latającej wyspy. Jednakże na razie widzieli jedynie korzenie, grube i powykręcane, przez co mogli przypuszczać co zastaną u góry.

Re: Miasto, ach miasto!

: Nie Cze 03, 2018 3:19 pm
autor: Drim
        Czy tego chcieli, czy nie, weszli do środka budynku, którego najwyraźniej dawno nie odwiedzała żywa dusza. Było to niezwykle dziwne, co niemal natychmiast zauważył zmiennokształtny. Pochodzi w końcu z miasta i wiedział, że takie pustostany nigdy nie są długo nieużywane. Zazwyczaj w takich miejscach niesforna młodzież często prowadziła spotkania, zdarzało się nawet, że bezdomni dawali radę prześlizgnąć się do nich bez zwracania uwagi strażników czy choćby okolicznych mieszkańców.

- Czuje się, jakbym wszedł do budynku, który tylko my zauważyliśmy. Oszalałem, mam rację, czy jestem po prostu zestresowany i gadam bzdury? - zapytał ni z tego, ni z owego, w międzyczasie przykładając dłoń do jednej z kolumn.

“Nie ważne, która odpowiedź jest prawdziwa. Ważne jest to, że to ty jesteś w tej grupie kupą mięsa, która powinna teraz stać przy drzwiach i trzymać je, na wypadek, gdyby ktoś próbował je otworzyć!” - wrzasnął myślami chochlik, który wciąż był zirytowany zachowaniem, jak i słownictwem wróżki.

        Drimilianos nie chciał się kłócić z kimś o temperamencie Oka, dlatego też jedynie wzruszył ramionami, po czym zrobił to, co zostało mu polecone. Jakby nie patrzeć, było to dosyć mądre - mało podejrzliwa osoba uzna, że w rzeczywistości trzymane przez kogoś drzwi są zamknięte i da sobie spokój. Co jakiś czas zerkał na to, co robi reszta, ale w dużej mierze był skupiony na pilnowaniu drzwi.

“Cóż… To wiele wyjaśnia.” - stwierdził sarkastycznie Oko po krótkiej wzmiance wróżki relacji między ogniem, a syreną. - “A tak w ogóle, to kiedy można się spodziewać, że się uspokoisz? Można już w godzinach liczyć to, jak długo trzyma się ciebie twój temperament.” - Słowa mogły wydawać się niemiłe, ale głos, który rozbrzmiewał w umyśle wróżki, nie wydawał się złośliwy. Raczej dosyć spokojny jak już, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę wcześniejsze rozmowy z Okiem.

        W którymś momencie latająca syrena zaczęła coś czytać. Drimilianos był tego pewien, bo ciężko ukryć fakt, że czyta się coś w nieznanym sobie języku. Rzucił szybko spojrzenie w stronę belki, gdzie Mari się usadowiła. Już miał zadać pytanie, co ona wyprawia, kiedy to najwyraźniej magiczne słowa zaczęły działać. Dach jak nigdy nic zniknął bez śladu, zaś oni sami rozpoczęli wznoszenie się w górę, jakby ziemia przestała ich przyciągać i, zamiast tego, postanowiła odpychać ich spokojnie ku nieboskłonowi.

“Lilianna… Powiedz swojej najlepszej przyjaciółce, że cokolwiek robi, to ma przestać i to w tej chwili. Nie zamawiałem latania bez własnej zgody. I zanim zapytasz… Mówię to do ciebie, bo boje się, że zacznę rzucać słowami na “K”, gdy odniosę się do niej bezpośrednio. A za to pewnie byś mnie spoliczkowała.” - Te oto słowa zmaterializowały się w umyśle wróżki, która mogła zauważyć, że chochlik ma już całkiem powyżej uszu tego wszystkiego. Tyle dobrego, że jego gniew obecnie był skierowany jedynie w stronę syreny.

        Drim tymczasem, po początkowym przerażeniu, podczas którego dzielił go krok od zawału, uspokoił się, gdy tylko zauważył, że ich wznoszących się w powietrze absolutnie nikt nie widzi.

- Jakąkolwiek magię aktywowałaś, wydaje się dosyć silna, czy też zaawansowana… Gadanie o szczegółach magii nigdy nie było moją mocną stroną - stwierdził, po czym szybko dodał kolejne słowa. - Przynajmniej jest swego rodzaju gwarancja, że nie spadniemy nagle na ziemię. Nie byłoby sensu maskować wznoszenia się w górę, gdybyśmy mieli trafić z impetem na ulicę miasta. Nie wspominając o tym, że zbliżamy się do… czegoś.

        Widać było po nim, że jest zaniepokojony, a także, że jego ludzka część jest teraz u kontroli. Natłokiem słów próbował najwyraźniej się uspokoić, co dawało rezultat, bo nie krzyczał wniebogłosy przynajmniej. Z każdą chwilą koił go także fakt, że unoszący się w powietrzu kawałek ziemi zdawał się porośnięty gęsto roślinnością, na co wskazywały korzenie. Nie musiał zresztą długo opierać domysłów na samych korzeniach, już kilka chwil później magia odstawiła ich na trawiastej krawędzi czegoś, co można by było określić magicznym zagajnikiem.

        Gdy się wznosili, ów “wyspa” nie wydawała się duża, teraz jednak nie mieli pewności co do rozmiaru - las liściastych drzew, o owocach wyglądających jak jaskrawo-pomarańczowe jabłka, zasłaniał im widok, zaś między pniami można było dostrzec jedynie dalszą roślinność. Trawiasta niby-polana ciągnęła się wzdłuż krawędzi wyspy, jednak nie licząc miejsca, w którym zostali odstawieni, drzewa zbliżały się coraz bliżej granicy zagajnika, co ani trochę nie zachęcało do przejścia się dookoła.

“Mi to tam zwisa, ale martwię się, że obecne wśród nas nieloty będą miały problem z powrotem na ziemię, jeśli okaże się, że te całe czary-mary były jednokierunkowe.” - Oko stał tuż-tuż przy miejscu, gdzie ziemia i trawa ustępowały chmurom. Z chęcią poleciałby z powrotem w dół, ale miał przy sobie wróżko-kształtną kotwicę, której nie chciał drażnić, dlatego też nawet nie wspomniał o tym. Miał przy tym nadzieję, że nie wpakowali się w nic poważnego.

- Potem się będziemy tym marrrtwić - odezwał się nagle tygrysołak, który najwyraźniej, po kontakcie z trawą, zaczął myśleć w bardziej dziki sposób. Wąchał intensywnie powietrze, co było widać po jego ruchach głowy i nosa. - Jest tu dużo owoców, najwyrrraźniej jadalne. Niestety, ich zapach jest też dosyć mocny, więc nie wiem, czy nie natkniemy się przypadkiem na kogoś.

        Aby upewnić się, że ma rację, podszedł do najbliższego drzewa, którego gałęzie były obciążone dorodnymi owocami, by urwać ten, który zapowiadał się najsmaczniej. Ruchem szczęki odgryzł znaczną połowę owocu, którego środek zajmowała czarna pestka wielkości mysiej głowy. Miąższ był różowo-pomarańczowy i był słodkawy w smaku.

- Dobrrre. Mięso lepsze, ale ujdzie - Przeżuł chwilę zawartość swoich ust, po czym połknął wszystko. Odczekał w ciszy kilka chwil, patrząc na siebie, jakby oczekując, że coś się stanie. - Nie wygląda na trrrującą. A jak już, to efektów nie widać jeszcze. Spróbujesz? - Wyciągnął rękę z nadgryzionym przez niego owocem w stronę syreny. Czemu nie urwał dla niej świeżego? Ciężko było stwierdzić. Może martwił się, że inny mógłby smakować gorzej?

Re: Miasto, ach miasto!

: Śro Lip 18, 2018 8:57 pm
autor: Mari
- Jesteś zestresowany, najwyraźniej mieliśmy po prostu szczęście i strażnicy poszli gdzieś indziej – powiedziała pewna siebie syrenka, uspokajając tygrysołaka.

Tymczasem wróżka westchnęła ciężko, słysząc w swej głowie chochlika i rzuciła mu gniewne spojrzenie.

- Postanowiłam o tym powiedzieć, by ci mniej inteligentni nie musieli się głowić. Chyba nie muszę mówić, o kogo mi chodzi – znacząco spojrzała na fioletowoskórego. — Mogę jeszcze tak bardzo długo. — Zachichotała wróżka, jak coś ją wnerwiało, to w stanie bliskim furii mogła trwać naprawdę długo, co niekiedy również zaskakiwało syrenkę, więc starała się nie denerwować swojej przyjaciółki, choćby dla jej zdrowia.

Następnie zaczęły się dziać dziwne rzeczy, tajemniczy zwój odczytany przez Mari sprawił, że zaczęli się wznosić ku górze. Wróżka przez chwilę próbowała lecieć w dół, ale coś jej na to nie pozwalało. Słyszała kolejne myśli chochlika, mógłby przestać, ciągle marudzi, a teraz to nawet ona nie ma wpływu na to, co się dzieje i co nabroiła jej ogoniasta przyjaciółka.

- Co ja ci do cholery poradzę?!- krzyknęła tylko i zaczęła go ignorować, choć z powodu kajdan był tuż obok.

Tymczasem Marielka jedynie skinęła głową w odpowiedzi na słowa zmiennokształtnego, obawiała się tego, że mocno narozrabiała. Kto wie, co ich czekało tam na górze? W końcu przekonali się, coś w rodzaju dzikiej wyspy skrytej w powietrzu, jakiś zagajnik, mocno okryty obłokami mgły. Po chwili stanęli na tajemniczym lądzie. Syrenka rozglądała się zachwycona, machając rękami jakby chciała dotknąć chmur.

- Jakoś damy radę, najwyżej Mari poćwiczy swoje czary-mary i jakoś zlezą, ale skoro był zwój prowadzący do góry, musi być i prowadzący na dół, nie? – rozważała Lilia.
- JUHUU! Ale miękka trawa! – Syrenka biegała w kółko z rozłożonymi rękami, zafascynowana tym miejscem. W istocie było tu całkiem inaczej niż na dole, czy w każdym innym zagajniku.

Powietrze było czyste, temperatura dość wysoka, ale mgiełka przyjemnie chłodziła. Drzewa owocowe intensywnie pachniały, a na ziemi nie leżał ani jeden zepsuty owoc, choć o tej porze dziwne było, by absolutnie ani jeden jeszcze nie dojrzał.

- Co tam podjadasz? – podbiegła do niego białowłosa i chwyciła go za ramię, stając na paluszkach bosych stóp, by dojrzeć, co trzyma w ręce. Nie była niska, to on był absurdalnie wysoki. Wtem zechciał się podzielić dziwnym owocem, naturianka uśmiechnęła się lekko zawstydzona i pokiwała głową twierdząco, po czym wgryzła się w pozostałą połówkę. – Mmm, smaczne… Bardzo smaczne! Ale teraz przydałoby się chyba… sprawdzić co tu jeszcze ciekawego, nie? Pójdę przodem!
- Mari! – krzyknęła wróżka i podleciała do syrenki, która wybiegła wręcz do przodu podekscytowana, nie zważała na chochlika, zwykła, trochę żywa kula u nogi.

Po dłuższej wędrówce przez niemal identyczny krajobraz, ogoniasta już nie była tak uradowana, a bardziej zmęczona i znudzona. Dla bezpieczeństwa przemieniła swą bransoletkę w kosę, ale teraz szła, podpierając się kijkiem od niej z nudów.

- Szum… - Stanęła gwałtownie. – Słyszę szum wody! – Odzyskała siły i ruszyła biegiem w stronę źródła dźwięku.

Szybko przed jej oczami ukazało się spore jezioro i jaskinia przy nim zabezpieczona jakąś drewnianą konstrukcją udającą drzwi. Niewiele myśląc, stęskniona za pływaniem syrenka wskoczyła do wody, zmieniając swe nogi na ogon.
Pod wodą nie było nic szczególnego, właściwie to nie było nic, żadnych roślin, ryb, pustka. Jedynie piasek na dnie i kamyczki. Korzystając z tego, że była szybka, okiełznała całe dno i nie znalazła nic, więc wypłynęła.

- Tu nic nie żyje, nawet wodorosty! – krzyknęła.

Wtem drzwi od jaskini ktoś pchnął, nie wyszedł jeszcze z jej mroków, ale postanowił sprostować to, co odkryła Marielka.

- Ej! Proszę mnie nie poganiać! Na razie tworzę florę powierzchniową, później zajmę się podwodną!

Teraz się pokazał, mężczyzna w okularach, krótkich, ciemnych włosach w artystycznym nieładzie i przezabawnej, granatowej szacie w złote gwiazdki. W rękach trzymał ze trzy grube księgi i uśmiechał się przyjaźnie.

- Ah, gdzie moje maniery! Witajcie, jestem Antonio, a wy moi drodzy? Oh! I najważniejsze, jak znaleźliście mój mały świat? - Nie wydawał się wystraszony tygrysołakiem, czy też zdziwiony obecnością syreny, wróżki i chochlika.

Re: Miasto, ach miasto!

: Sob Lis 03, 2018 2:39 pm
autor: Drim
        Sytuacja była nienormalna, ale stabilna, i za to Drimilianos dziękował… bogom? Szczerze wątpił, by coś ponad zwykłym przypadkiem sprawowało nad nimi pieczę, jednak miło było czasami założyć, że to coś więcej niż tylko ciąg akcji i reakcji doprowadził ich na tą wyspę. Oko pewnie też miałby swoje własne zdanie na ten temat, ale był zbyt zajęty niemordowaniem wróżki, by zaprzątać sobie głowę byle domysłami.

        Syrena przyjęła bardzo dobrze zmianę otoczenia, wróżka była zaś zbyt przejęta własnymi emocjami, głównie tymi wobec Oka, by w ogóle wyrazić swoje zdanie. Nic więc dziwnego, że gdy Mariela ruszyła między drzewa, wszyscy ruszyli za nią bez większego sprzeciwu. Może to też wina tego, że, nie licząc wejścia w głąb powietrznej wyspy, nie mieli nic innego do roboty?

        Przez dłuższy czas były tylko drzewa, dlatego też jeziorko, jak i również zaopatrzona w drzwi jaskinia były równie miłym dla oczu, co podejrzanym widokiem.

        Drimilianos niemal natychmiast zaczął nasłuchiwać, sprawdzając, czy nie czeka ich przykra niespodzianka. W przeciwieństwie do syreny, która niemal od razu beztrosko wskoczyła do wody, on nie wyobrażał sobie, by ich obecność tutaj była mile widziana. Nic więc dziwnego, że stał jak wryty, gdy okazało się, że podejście Mari było bardziej trafne.

        Oko aż przestał liczyć siniaki, które Lilianna nabiła mu podczas lotu, wpatrując się w kogoś, kto był encyklopedycznym przykładem dobrego czarodzieja. Wydawał się bardzo otwarty, niemal natychmiast wyjaśnił im bowiem, co robi, a przynajmniej część swych planów. Wkrótce po tym przedstawił się nawet, co wymusiło nie jako to samo na przybyłych.

- Em… Drrrim jestem… Panie Antonio? - Widać było, zarówno po tym, jak z trudem zlepiał słowa, jak i po opadzie szczęki, że nie spodziewał się przyjaznego spotkania, nie po ostatnich wydarzeniach.

“Ten głos w twojej głowie to ja, fioletowy chochlik. Oko jestem.” - W przeciwieństwie do zmiennokształtnego, Oko wydawał się nieco bardziej przytomny. Może to wina bólu, ale po chwili okazało się, że chochlik wyczuł po prostu okazję. - “Trafiliśmy tu przez przypadek, Mari, ta w twoim jeziorku, znalazła zwój w budynku przypominającym ruinę, w którym ukryliśmy się przed… powodem naszego uciekania. To w każdym razie niezbyt ważne… Ważniejsze jest to, że wyglądasz na kogoś wszechstronnie uzdolnionego magicznie. Umiesz może usuwać klątwy?” - zapytał prosto z mostu chochlik, nie chcąc odstawiać tego na później.

- Oko, nie pali się, nie trzeba prrrzytłaczać kogoś, kto najwyraźniej zamierza nas ugościć - wtrącił się nagle Drim, najwyraźniej już wybudzony z szoku. Bał się, że pośpiech chochlika wzbudzi brak zaufania albo - co gorsza - gniew osoby, która przed nimi stoi, dlatego też postanowił jak najszybciej zmienić temat. - Stworzył pan to miejsce, tak? Jeśli nasza obecność tutaj panu przeszkadza, jesteśmy gotowi odejść. O ile jest sposób, by zejść w sposób kontrolowany, to znaczy.