Nowa Aeria[posiadłość Finnswordów] Koniec i początek

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

- A więc jesteś wampirem...
Wypowiedziała te słowa w przestrzeń przed sobą, Yao był za nią. Jej półszept zawierał w sobie mnóstwo emocji, pomimo usilnych prób ich stłumienia. Słyszała historie o krwiopijcach, te mniej, lub te bardziej prawdopodobne. Na bankietach zdarzyło jej się już dyskutować z niejednym z przedstawicieli tej rasy. Problem jednak był w jej planie. Skąd mogła wiedzieć, czy ten tajemniczy jegomość jest godny zaufania?
Kobieta wychodziła z założenia, że nikomu nie można teraz ufać. Wśród ludzi, których uważała za sojuszników, musi być kilku zdrajców, skoro tak łatwo uprowadzili jej matkę. Przede wszystkim, ten arystokrata dawno mógł zatłuc Atris i sam poszukać tu księgi. Chyba, że czekał, aż ona mu ją przyniesie... i wtedy...
Przeszły jej po plecach ciarki. Dopiero teraz uświadomiła sobie, w jak wielkim niebezpieczeństwie może się znajdować.
Ale i również znajdowała się w dobrym miejscu. Wiedziała, co robi. Po tym chwilowym uczuciu strachu znowu powróciła do niej pewność siebie. Jeszcze zanim odwróciła się do Shasamo, drzwi do komnaty gwałtownie zatrzasnęły się. Papuga zaczęła przeraźliwie skrzeczeć, jakby spod ziemi pod wampirem pojawiło się metalowe krzesło, które przykuło jego nadgarstki do ramion krzesła. Atris spojrzała na niego piorunującym, choć nieco lękliwym wzrokiem (jak można oczekiwać od nastolatki idealnie władczego wzroku?). Podeszła do niego. Z kąta pomieszczenia wesolutko zbliżył się do nich na własnych nogach magiczny, okrągły stoliczek, zrobiony z mahoniu. Na nim leżała dziwna, galaretowata... rzecz. Trudna do określenia. Miała kształt kapelusza, ale zdaje się, jak gdyby oddychała.
- Nie próbuj używać magii, nie uda ci się to teraz. Nie obawiaj się, zadam ci kilka pytań. Jeśli odpowiesz szczerze, nic ci się nie stanie. W dodatku ja podzielę się z tobą większą ilością informacji. Wiem, że to nieprzyjemne, ale takie są środki ostrożności. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
Starała się brzmieć jak ktoś, kto jest chłodny i uprzejmy zarazem, ale stres zjadał ją od środka. Czuła bolesne ukłucia w brzuchu i strużkę potu na karku. Przymknęła oczy i westchnęła głęboko, żeby przynajmniej minimalnie opanować strach.
Magiczny stolik zatrzymał się przed metalowym krzesłem. Glutowate stworzenie jakby ożyło. Z wyglądu było może nieco podobne do meduzy... Miało trójkątny kształt, jak tiara, a zamiast nóg miało wiele macek. Wyglądały na półprzezroczyste i obślizgłe. Właśnie na tych mackach tajemnicze stworzenie zaczęło wstawać, i jakby dla pobudki przeczołgało się przez okrągły stolik. Nagle na trójkącie, który okazał się być głową, pojawiło się dwoje oczu i szpara, która sobie porządnie ziewnęła. Oczy były dziwne, całe białe. Cała istota pulsowała światłem ze środka, które było tłoczone przez pół- widoczne w niej żyły.
Odezwała się.
- Proszę wybaczyć to małe przedstawienie, ale chyba zaspałem.
Ten głos brzmiał jak głos starego, wąsatego dziadzia. Niesamowicie sympatyczny. Trudno było go nie polubić praktycznie od razu.
- Alfricku, proszę, zróbmy to szybko - wyrzuciła z siebie dziewczyna. Teraz już nie potrafiła ukryć stresu. Bała się, że okaże się, iż Yao nie jest jej sprzymierzeńcem.
- Tak, tak, już rozruszałem stare parzydełka - to mówiąc, zaczął dziwnie skręcać i zwijać swoje macki.
Następnie przeczołgał się przez stolik, na ramię krzesła, a po nim na bark Shasamo, mówiąc tylko co chwilę:
- Przepraszam... przepraszam najmocniej... Oj, uwaga! Może załaskotać... mam nadzieję, że nie ma panicz uczulenia na meduzie gluty... Hi, hi, jaki frykaśny herb...
Następnie umościł się na głowie wampira. Zrobił ze trzy obroty wokół własnej osi, cały czas mrucząc coś do siebie.
- No tak, tak, tak.. tu chyba będzie najwygodniej... mhmmm... niezła głowa... O. - W końcu znalazł odpowiednie miejsce. - Proszę uważać, to może być nieprzyjemne.
Po wypowiedzeniu tego ostrzeżenia, jego macki spłynęły dokoła jego twarzy i za nią ku dołowi, i w jakiś dziwny sposób przyssały się do niego. Można było poczuć jakby zimne strumienie spływały po karku i twarzy, tak powoli, jakby ktoś rozbił jajko na głowie. W dodatku pulsowanie tego stworzenia teraz czuć było i we własnym organizmie. Nie było to bolesne, ale faktycznie... nieprzyjemne. Oprócz tego jakieś dziwne uczucie sugerowało to, żeby nie próbować kłamstwa czy oszustwa.
- Będzie mi bardzo przykro, ale kiedy poczuję jakiś fałsz, będę musiał panicza porazić - trójkątna meduza odrzekła takim głosem, że można byłoby przysiąc, że naprawdę będzie jej baaardzo przykro. - Proszę, więc nie kłamać.
- Kim jesteś i jak się tu znalazłeś? Co wiesz o organizacji Kruków? Czy masz cokolwiek wspólnego z zaginięciem mojej matki? Jakie plany masz wobec mnie? Czy chcesz komukolwiek w tym miejscu, to znaczy w moim pałacu, zrobić krzywdę? Czy będziesz moim lojalnym sojusznikiem, jeśli zgodzisz się ze mną podróżować? Czy dołożysz wszelkich starań do tego, aby pomóc mi odnaleźć matkę?


Po serii pytań, kiedy wszystko i wszyscy powrócili na swoje miejsce, Atris nareszcie mogła poczuć ulgę. Westchnęła kilka razy bardzo głęboko.
- Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytania - odpowiedziała łagodnym, miękkim głosem. W jej oczach widać było ufność, spokój, ale i determinację.
- Ten pałac pozostanie pod opieką mojego kuzyna. Chcę, żeby wszyscy myśleli, że nadal przebywam w zamku, jednak jestem chora. Każdy w to uwierzy. Nieobecność matki też pod dobrym wytłumaczeniem nie powinna nikogo zdziwić, nawet taka, która będzie trwała rok. Mam nadzieję, że odnajdziemy ją jednak wcześniej. A co do wynagrodzenia...
Dziewczyna podeszła bliżej, zaciskając wargi.
- Tam, dokąd zmierzamy, najprawdopodobniej będzie coś dużo cenniejszego od wszystkich, przedmiotów tutaj.
Pan meduza chrząknął znacząco.
- Ale ciebie, Alfricku nic nie zastąpi - powiedziała nieco znudzonym głosem. Widocznie udobruchany Alfrick umościł się wygodnie na swoich mackach.
- Kontynuując... ten przedmiot, kryształ energii, posady świata... Nie jestem pewna, czy należy go zniszczyć, czy schować gdzie indziej... Ale chcę powiedzieć, że jeśli tylko będziesz przy mnie, otrzymasz takie skarby, o których nawet nie masz pojęcia, że istnieją.
- I buziaka od Perełki!
- ALFRICKU!!!
Meduza z cichym "ups!" zasłoniła trójkątny łeb mackami, jakby Atris miała go uderzyć. Potem jednak zrelaksowała się, na powrót kokosząc się na zaczarowanym stoliku.
Zarumieniona Finnsword jednak nie miała teraz nawet odwagi spojrzeć na wampira. Obracała w dłoni medalion od niego, bezwiednie, próbując jakoś zmniejszyć zdenerwowanie sytuacją. Po chwili odzyskała panowanie nad sobą na powrót i powiedziała do Yao:
- Zaczekaj, proszę, przy drzwiach. Ja schowam księgę w bezpiecznym miejscu. Będzie lepiej, jeśli nie będziesz wiedział, gdzie ona się znajduje.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

- Jestem.
Przytaknął jej niemal automatycznie, bez namysłu. Ludzie często mieli tę dziwną tendencję do pytania o tak oczywistą rzecz. W prawdzie każdy mógł raczej bez większych problemów określić, że Shasamo jest krwiopijcą po jego kiełkach, bladej cerze, charakterystycznym sposobie bycia. Jednak każdy i tak wolał zapytać, więc Yao odpowiadał na takie pytania już automatycznie. Szedł za nią wciąż wolnym krokiem, a jego chłodna emanacja była odczuwalna przez ten okres tylko w jego bezpośrednim pobliżu. Nie chciał uprzykrzać nikomu życia, ale czuł się z tym swobodniej, więc Atris mogła odczuć na plecach coś w stylu chłodnego oddechu, bijącego od całokształtu wampirzej postaci.
Nie wątpił w to, że dziewczyna miała już wcześniej kontakt z jego rasą, bo właściwie nie jest jakaś unikatowa, a zamożne rodziny wampirów to już właściwie coś w rodzaju stereotypu. Porównując się do tego i ludzkiej hierarchii Yao i jego... jednoosobowy aktualnie ród był kimś w rodzaju średniozamożnej szlachty. W sumie nie obchodziło go bogactwo, bo i za bankietami tego typu nie przepadał, o czym mógł sobie przypomnieć podczas zamachu na Perłę Aerii. Ludzie z wyższych sfer to straszne potwory, ciągle jedynie walczące o wpływy, środki i uznanie. Wychowani w tym potwornym nurcie konkurencji i wyniszczania wszystkiego, co stoi im na drodze do wielkości. Sławy i chwały, której i tak tymi parszywymi sposobami na długo nie pozyskają, bo najpewniej skończą z nożem w plecach, jak większość takiego społeczeństwa.
Yao odchrząknął cichutko.
- Pewnie zastanawiasz się, czy można zaufać wampirowi? - Mógł zauważyć, że przeszły towarzyszce po plecach ciarki. Sytuacja faktycznie z jej perspektywy mogła wyglądać na niebezpieczną, ale to głównie z powyżej opisanych względów. Ludzie w tych sferach boją się każdego kroku, ruchu, każdej nowej osoby. Wszędzie wyczuwają zdrady, podstępy. Cóż, Shasamo musiał w takim razie jakoś dowieść dobroci swojego lodowatego serduszka. Jakby uratowanie jej życia i podarowanie amuletu było niczym. Ostatnio taki wisiorek dał komuś... W sumie to nieistotne, może kiedyś sam opowie tę historię. Zastanowił się teraz chwilę, czy z jej braku zaufania nie wyniknie coś, co mogłoby być nieprzyjemne...
Obejrzał się przez ramię. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Papuga zaskrzeczała nieprzyjemnie, bardzo. Yao natomiast znalazł się na niewygodnym, dla jego bladego tyłka krzesełku. Akurat moment po tym, jak pomyślał, że jej nieufność może do czegoś doprowadzić, to się nazywa wampirza intuicja. Szybko postarał się skryć zaskoczenie pod bladą maską niewzruszonego niczym wampira. Spojrzał na zatrzaski, które przytwierdziły jego ręce do ramion krzesła i zacisnął nieco wargi.
- Dwimeryt, świetnie. - mruknął sam do siebie pod nosem od razu poznając stop metalu, który całkowicie blokuje zdecydowaną większość magii. Dalej mógł używać jednak telekinezy, wampirzej mocy, ale chyba nie zamierzał. Podniósł natomiast wzrok na Perełkę, która próbowała wyglądać groźniej, niż powinna. Malując tym samym idealnie podsumowujący, wadę swojej pięknej i delikatnej urody, obrazek. Wampir uśmiechnął się mimo wszystko, bardzo delikatnie, jakby nieco ostrożnie. Właściwie tym sprytnym ruchem zyskała sporą przewagę, ciekawe tylko jak ją wykorzysta.
- Po co to przedstawienie, aż tak się obawiasz kogoś, kto już uratował Ci raz życie i zaproponował pomoc? - zapytał zdecydowanie chłodno, jakby z warknięciem, mogła wyraźnie wyczuć, że to był wyrzut. Jego chłodny wzrok utkwił bezpośrednio w jej młodym i niepewnym spojrzeniu, pięści miał zaciśnięte, ale to głównie z tego względu, że dwimeryt dla istot bardzo wyczulonych magicznie to okropne uczucie. Uczucie można przyrównać do okropnego kaca i kilku nieprzespanych ludzkich nocy na raz. Oczywiście wampir był częściowo odporny na te dziwne efekty dodatkowe i głównie "swędział" go brak magii i obiegu jego energii.

Wampir wypuścił z siebie powietrze z cichym westchnięciem, chłodna mgiełka wydobyła się z jego ust dając upust chociaż drobniutkiej części magicznej energii, która była blokowana w bardzo nieuprzejmy, jak na Perełkę, sposób. Przyglądając się galaretkowatemu stworzeniu Yao szybko zdał sobie sprawę, co go czeka.
- Uszanowanie, proszę zróbmy to szybko. Nie wypada kazać naszej damie czekać. - zwrócił się do galaretki, po czym posłał Atris kolejne spojrzenie, ponownie wypuszczając mgiełkę.
- Poza tym wolałbym to mieć już za sobą. - poczciwy Alfrick właśnie wdrapywał się na wampira, by po paru chwilach przycapnąć już na jego głowie komplementując ją przy tym w dość charakterystyczny chyba dla stworzeń jego typu sposób. Wampir nie miał z takimi do czynienia wcześniej, ale nieco słyszał, więc wiedział już czego się spodziewać, jednak na wszystkie te nieprzyjemne uczucia skumulowane na raz nie mógł się od tak przygotować. Pomyślał więc po prostu o czymś, co mogłoby mu zrekompensować wszystkie te... niedogodności. Na chwilę nawet przestał słuchać miłego pana, poprawił się na tym cholernie niewygodnym krześle i nieznacznie rozszerzył nogi. Lekko uniósł kąciki ust, zadowolony tym jak skuteczny sposób na nieczucie Alfricka sobie wymyślił. Przeszła mu przez głowę krótka myśl, idąc mniej więcej tak: "Ciekawe, czy lubi używać podobnych urządzeń do przyjemniejszych celów." - nie roześmiał się jednak na głos.
- Nie zamierzam kłamać, wystarczyło zapytać wczoraj, to wszystko jest zbędne. - Odrzekł i chwilę po tym zaczął odpowiadać na pytania, które Atris wypowiedziała z zawrotną prędkością, jakby nie chciała niczego pominąć, albo po prostu również chciała dać już na luz i pozbyć się całego tego napięcia, które zdawać by się mogło wbrew sobie musiała tworzyć między sobą i wampirem. Fakt, faktem to dość niebezpieczne denerwować krwiopijcę w tak nieprzyjemny sposób i nie rekompensować mu tego...
Mówił chłodno i całkowicie poważnym tonem, głowę miał skierowaną w jej kierunku, choć nie był pewien czy przez Alfricka dobrze się widzą.
- Przedstawiałem Ci się już, Yao Shasamo, pierwszy i jedyny tego rodu, bla bla bla. Przyjechałem z daleka, bo usłyszałem, że będzie tu pokaźny bankiet, a bardzo się nudziłem na swoim dworku. Nie wiem nic, pewnie szajka jakich niemało, uganiająca się za cennymi przedmiotami. Nie, nie mam. Nic poza tym, że znalazłem się tutaj, na tym bankiecie. Aktualnie planowałem Ci pomóc, ale w chwili obecnej nie wiem czy tej pomocy chcesz, skoro tak ją przyjmujesz. Nie, nie zamierzam nikomu tu robić krzywdy, dopóki Ty jesteś bezpieczna. Wymagać lojalności od wampira, który nie może kłamać... Mogę Cię jedynie zapewnić, że nie przekupią mnie żadne ilości złota, a jeżeli obiecuję komuś pomoc to się z tej obietnicy wywiązuje. Poza tym ten medalion... nie dostaje go byle kto, Atris. Zapamiętaj. Zrobię tyle, ile będę mógł, by Ci pomóc. Zawsze łatwiej ufać komuś, kto już raz uratował Twoją piękną osóbkę, co?

Odetchnął zaraz po tym, jak galareta z niego zlazła, a krzesło go puściło. Przeciągnął się.
- Zainwestujcie w wygodniejszy fotel do przesłuchań. - mruknął cicho i wstał stając dość blisko dziewczyny. Jego twarz i część stroju pokryła się cieniutką warstwą lodu, która po chwila roztopiła się, spłynęła po nim i zniknęła. Musiał pozbyć się tego dziwnego uczucia, które pozostawił Pan Alfrick.
Wampir poprawił swoje kruczoczarne włosy przeczesując je bladą dłonią. Wysłuchał do końca co ma do powiedzenie Atris, robiąc wcześniej krok w tył, po tym jak krzesełko zniknęło, dając jej więcej wolnej przestrzeni. Wtrącił się do wymiany zdań.
- Czasem taki buziak może być cenniejszy od najcenniejszych skarbów. - zaśmiał się cicho widząc, jak dziewczyna ewidentnie się rumieni.
Tak jak powiedziała, czekał, odprowadziwszy ją jedynie wzrokiem, kiedy odwróciła się do niego plecami. Ah to całe zachowanie bezpieczeństwa i pół-ufność. Takie typowe i niepozwalające na szczerość w wyższych sferach, czasem nawet przeszkadzało to wampirowi, który zwykle nie miał nic do ukrycia. W międzyczasie postanowił zagadać do Alfricka.
- Każdy przesłuchiwany przy Panie kandydat ma okazję na buziaka, czy trzeba się czymś wykazać? Może mówiła coś o mnie wcześniej? -
W sumie był dość ciekawy, a i tak czekał na jej powrót, więc co mu szkodziło zapytać. Miał jedynie nadzieję, że więcej nieprzyjemnych przejawów braku zaufania dzisiaj nie zazna, a może jakaś rekompensata... Podrapał się po potylicy i zamyślił krótko.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

- Ohohooo, ja po prostu mam intuicję! Tak mi się zdaje, że akurat panienka Atris byłaby skłonna właśnie tak wynagradzać ci twoje dobre serce! No bo czego innego może zamożny już, przystojny mężczyzna, któremu w życiu brakuje tylko takiej właśnie prawdziwej perełki? - rozchocił się Pan Galaretka.
Młoda dziewczyna zasłoniła dłońmi twarz ze wstydu, kręcąc się w kółko po pomieszczeniu. Biedactwo, spanikowało! Od takich i temu podobnych sugestii nie mogła uciec w swoim krótkim arystokratycznym życiu, jednak w otoczeniu służby i innych szlachciców łatwiej jej było zachować odpowiednią postawę. Poza tym, najczęściej byli to ludzie zbyt starzy i niegrzeszący urodą, a raczej grzeszący nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu. A nawet jeśli przystojni młodzieńcy, to głupi.
- Hihihi... - Alfrick skwitował całą sytuację chichotem i umościł się na stoliku po raz ostatni, zasypiając. Magiczny stolik jeszcze poruszał się, jakby go kołysał.
Atris w końcu uspokoiła się, stojąc bokiem do wampira. Uniosła głowę do góry a ręce opuściła, jakby się po prostu poddała. Westchnęła, a potem zaczęła mówić nieco drżącym, ale prawdziwym, szczerym głosem.
- Proszę, zrozum mnie. To nieprawdopodobne, że akurat w tej chwili, kiedy nagle pojawia się tak duże zagrożenie, kiedy nikt już nie jest godzien zaufania, ktoś taki jak TY pojawia się i w dodatku ratuje mnie i moje życie.
Zwróciła się z powrotem ku niemu i spojrzała mu głęboko w oczy, mówiąc:
- Jeśli tylko nam się uda, zobaczysz, zrobię wszystko, żeby podnieść cię do jakiej rangi będziesz chciał, dostaniesz, czego chcesz. To, co muszę odnaleźć i chronić, co moja matka mi powierzyła, jest dużo cenniejsze.
Przyglądała się w jego chłodne, błękitne oczy z determinacją, nadzieją, prośbą.
- Karawana jest już gotowa. Wyjedziemy z miasta jako pomniejsi kupcy.

Następnie Atris zaprowadziła go w ciszy krętymi korytarzami do zachodnich murów pałacu, przy stajni.
Karawana "pomniejszych kupców" jednak nie wyglądała na taką pomniejszą.
Przygotowane były dwie, bardzo duże przyczepy do karocy, w której były jakby dwa pomieszczenia, drogie i wygodne sukna, kolorowe miękkie poduszki, stoliki nocne i do gier. Lampy, lampki i lampiony. Wszędzie piękne, kolorowe wzory. W przyczepach znajdowały się bukłaki z jedzeniem, wodą, kosztownościami (diamentów nie było, praktycznie tylko szafiry!), suknami, lustereczkami, magicznymi przedmiotami. Wygodne rzeczy, w stylu ubrań, pościeli, rzeczy osobiste Atris zostały "sprytnie ukryte" w koszach na przyczepach. Do tego powóz miały ciągnąć cztery piękne rumaki.
- Czy dałbyś radę powozić? - zwróciła się do Yao. - Z tego co wiem, tylko bardzo zamożni kupcy mają własnych stangretów. A nie chcę, jak już mówiłam, rzucać się w oczy z bogactwem.
Jej głos był rozbrajająco niewinny.
Ostatnio edytowane przez Atristan 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Wampir właściwie nie był pewien jak zareagować na uwagę o tym, że rzekomo ma dobre serce. Zawiesił się nawet na chwilkę, myśląc o tym, ale dosłownie po paru sekundach uśmiechnął się jedynie, maskując wszelkie emocje i uprzejmie skinął głową poczciwej galaretce. Dłońmi sprawdził całe swoje wyposażenie czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu łatwo dostępne i uzupełnione, zaraz po tym znów podniósł wzrok na Atristan.
Śmiech Alfricka był przeuroczy, a Yao w międzyczasie podszedł o krok bliżej do dziewczyny. Starał się nie zawstydzać jej bardziej bez problemu zdając już sobie sprawę, że okazała właśnie swego rodzaju nieśmiałość, która nie pozwalała zachować jej tej oficjalnej i poważnej postawy, nawet mimo starań. Shasamo było to właściwie na rękę, przecież nie aspirował na lojalnego rycerza, czy prywatnego ochroniarza. Liczył na coś więcej i sądząc po tym, że oślizgły przyjaciel domu raczej nie skłamałby, wampir był dobrej myśli.

Słuchając co ma do powiedzenia Perełka, patrzył jej w oczy nieco z góry, a chłodne spojrzenie jego ślepi i magia talizmanu emanowały przyjaznym, jakby kojącym uczuciem bezpieczeństwa. Zdecydowanie trzeba przyznać Yao, że jeśli chodzi o kontrolowanie swoich wampirzych mocy i aur to był w tym niemal bezbłędny, więc nawet zimno otaczające jego osóbkę mogło być przyjemne i kojące, jedynie dla wybranych, rzecz jasna. Atris z pewnością to odczuła, gdy mówiła spokojnie, w miarę możliwości starając się wytłumaczyć.

Wyciągnął blade dłonie w jej kierunku, powoli i spokojnie. Jedną z nich złapał ją za rękę, właśnie mówiła o nagrodach, bogactwach, skarbach i rangach. Wampir jedynie uśmiechnął się przyjaźnie i skinął głową, pokazując jej kiełki w uroczym uśmiechu. Drugą dłonią powędrował na jej policzek, muskając go delikatnie kciukiem. Cały czas patrząc prosto w jej oczy, gdy ich twarze znalazły się dość blisko siebie, czas jakby na chwilę zwolnił.
- Zdaję sobie sprawę ze wszystkich bogactw i sławy, które możesz mi zapewnić, ale myślę, że mógłbym otrzymać coś znacznie cenniejszego. - mówił tym swoim przyjemnym, chłodnym i nieco kuszącym tonem, który z pewnością mogła sobie szybko przypomnieć. Zauważył to jak bardzo dziewczyna chce mieć już oficjalną część za sobą. Skinął na jej oznajmienie o gotowości karawany i uśmiechnął się ponownie. Powoli głaszcząc ją ponownie po policzku i podbródku zdjął dłoń z jej buźki, drugą jednak nie puścił jej rączki.
- Na przykład wspomniany przez Alfricka buziak. - rzucił na koniec z uroczym uśmiechem, będąc właściwie ciekawym, czy Atris zawstydzi się po raz kolejny, czy może zareaguje w jakichś inny sposób.

Po paru krótkich chwilach, które jednak zdawały im się trwać nieco dłużej Yao zerknął w kierunku korytarzy.
- Chodźmy już, prowadź proszę. Faktycznie lepiej wyjechać jak najszybciej - ruszył za nią, z jego chłodną dłonią obejmującą jej, jeśli pozwoliła.

Karawana, która była już doskonale przygotowana i wyposażona zrobiła na wampirze dwojakie wrażenie. Wszystko było na miejscu, jak najbardziej w porządku i uzupełnione, oraz gotowe do podróży. Problem w tym, że dwie postaci miały chyba nieco inną definicję sformułowania "pospolici kupcy". Obawiał się, że z tym wszystkim mogą za bardzo na siebie zwracać uwagę.
- Pospolici kupcy, mówisz? - zapytał pół-żartem. Chcąc jakby wybadać, czy Atris zdaje sobie sprawę, że wszystko jest jakby z lekka za bardzo wyszukane. Jakoś mu to nie przeszkadzało, bo wiadomo, że ze zwykłymi szajkami na trakcie da sobie radę nawet w pojedynkę, ale lepiej, by nie zwróciło to uwagi nikogo potężniejszego, lub bardziej wpływowego, mogącego wystawić na nich wojsko w trakcie podróży.
- Jasne, mogę powozić. Zepnę tylko mojego konia między te Twoje i wyruszamy. - Tak jak powiedział, tak zrobił i po paru chwilach byli już gotowi do wyjazdu.
- Jeśli o Ciebie chodzi to zdecydowanie bezpieczniejsza byłabyś w środku... - rzekł niepewnie, jakby sam nie wiedział, czy chce, aby siedziała bliżej, czy była bardziej bezpieczna. Na pewno nie chciał, by stała jej się krzywda, ale wizja powożenie w trakcie tak długiej podróży w samotności też średnio mu się podobała. Karawana jedzie dużo wolniej od pojedynczego jeźdźca i wampirowi średnio ten sposób poruszania się pasował, ale musiał przyjąć stan rzeczy takim, jakim faktycznie był.
Poczekał jedynie na jej znak i ruszyli.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

W Atristan burzyły się emocje. Choć udawała silną, w rzeczywistości była kompletnie rozdarta.
Lęk podróży, troska o matkę, to już było dla niej za dużo. Oprócz tego jeszcze spędzi długi czas w towarzystwie mężczyzny, który budził w niej tyle skrajnych uczuć. Z jednej strony był... po prostu nieziemski. Jak książkę, który w bajkach ratuje księżniczkę, a chwilę później już żyją długo i szczęśliwie. Ale takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach. Atris wierzyła, że to po prostu potężny arystokrata znudzony życiem, który spostrzegł, że może się obłowić. Będzie to dla niego dobra rozrywka i rozdziewiczy śliczną małolatę. Szczerze mówiąc, to jedna z rzeczy, których Perła najbardziej się bała, kiedy podchodził bliżej, mówił uspokajające słowa, obiecywał. Że chce robić to jedynie dlatego, że będzie miał dzięki temu okazję do romansu z nią. Że kiedy będą sami, będzie mógł ją namówić, bezbronną i przestraszoną, albo wykorzystać, opierającą się. Odruchowo złapała się dłonią za dół brzucha, czując wielki, nieprzyjemny uścisk na dole.
W razie czego, ma kilka magicznych przedmiotów w zanadrzu, które od takich rzeczy mogły ją bronić. Zapewnienia jego intencji wobec matki, potwierdzone w czarodziejskiej komnacie wystarczyły jej w zasadzie tylko częściowo, ale nie miała odwagi spytać go na koniec "i czy przypadkiem nie pragniesz mnie uwieść, wykorzystać, kochać się ze mną, uprawiać ze mną seks, petting czy cokolwiek, co się z tym wiąże?". Kiedy jeszcze raz o tym pomyślała, dreszcz przebiegł jej po plecach i bezwiednie obejrzała się za siebie, zerkając z przerażeniem w oczy Yao. Zaraz jednak odwróciła głowę, siląc się na postawę dzielnej kobiety.
"Czy raczej dzielnej dziewczynki", pomyślała. Drżały jej dłonie, a serce biło zbyt szybko. Chciałaby mieć przy sobie kogoś zaufanego, ale nie mogła. Zresztą, oprócz przyjaciółek-służek, kogo naprawdę zaufanego i ukochanego miała? Jej matka została porwana, ojciec nie żył. W dodatku z jej winy.
Odrzuciła te myśli i powróciła do rzeczywistości. Odetchnęła z ulgą, kiedy wampir zgodził się powozić. Zamknięta w karocy, będzie mogła dać upust swoim emocjom sam na sam.
- Nie będę całą drogę zamknięta w powozie. Kiedy będzie to bezpieczne, dołączę do ciebie z przodu powozu - powiedziała pokojowo. Czuć było, że głos jej drży.
W ciszy obserwowała, jak wampir zasiada na przedniej ławce (była ona bardzo wygodna i również posiadała półprzezroczysty daszek, na wypadek deszczu). następnie po krótkim pożegnaniu zgromadzonej tam służby lakonicznym skinięciem głowy, z pomocą stajennego weszła do karocy. Zanim zamknęła drzwiczki, powiedziała do Yao:
- Jedźmy już. Będzie dla nas otwarta zachodnia brama.
Następnie zatrzasnęła drzwiczki, rzuciła się na miękką sofę we wnętrzu powozu, chwyciła poduszkę i przyciskając ją do twarzy, starała się szlochać jak najciszej potrafi.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Wampir cicho westchnął spoglądając w górę i słysząc tylko jak zatrzasnęła za sobą drzwiczki wydając mu polecenie. Usiadł sobie wygodnie na swoim miejscu i złapał za lejce, dając koniom znak do wyjazdu. Miały z nim o tyle dobrze, że pozwalał sobie czasem kierować nimi przez bezpośrednie przesyłanie poleceń do ich umysłów, ot taka wampirza sztuczka, bo po co ciągać i szarpać te biedne zwierzątka. Zwłaszcza, że między nimi zaprzęgnięta była Kisereth, która pomagała zwykłym koniom zrozumieć i dostosować się do poleceń wampira.

Noc była dość gwieździsta, chociaż księżyc pojawił się na niebie jedynie w niewielkiej części. Yao wciąż uważał, że jest trochę za jasno, jak na tę porę, ale póki co się nie przejmował. Przejeżdżając jeszcze wewnątrz dworku rozglądał się jakiś czas i zastanawiał, jak to się stało, że z taką łatwością młoda księżniczka postanowiła go opuścić. Może nie przyszło jej to tak prosto, jak myślał...

Przejechał przez zachodnią bramę, tak jak poleciła i od razu skierował się na trakt. Z powożeniem nie miał żadnych problemów, nawet lubił to czasem robić, gdy swego czasu zajmował się nieco handlem w okolicy swojego wampirzego dworku. Teraz ma już od tego ludzi, całe szczęście zdecydowanie bardziej zaufanych, niż Ci, którzy pracują na dworkach królewskich.

Pod osłoną nocy karawana przemierzała las i przejechała traktem przez okoliczne polany oraz pola należące do wsi. Shasamo obserwując cały czas okolicę starał się unikać miejsc, w których ktoś mógłby w lesie rozbić obozowisko, bądź czaić się na nieroztropnych kupców, których notabene właśnie odgrywał z Atris. Może i nie znał okolicy najlepiej, ale teorię wytyczania tras opanował i w miarę sensownie poprowadził wóz z Perełką i wszelkimi jej kosztownościami. Momentami niestety ścieżyny były dość nierówne, przez co wóz podskakiwał nieco, ale temu już nawet powożący nie mógł zaradzić.

Yao postanowił zrobić krótką przerwę jeszcze przed świtem, na polanie tuż pod ścianą lasu. Zatrzymał konie i zszedł ze swojego miejsca, szybko i sprawnie robiąc obchód po najbliższej okolicy, nasłuchując, sprawdzając czy z całą pewnością są tutaj bezpieczni. Właściwie... czy ona jest. Nie wzywała go z pomocą amuletu całą podróż, więc wampir uznał, że po prostu spała. Całe szczęście jemu obecna pora raczej dodawała energii, niż odwrotnie. Przez chwilę się nad czymś zastanowił, po czym spokojnie podszedł do drzwiczek, a jego blada dłoń zapukała w nie cicho i delikatnie. Mieli jeszcze godzinę do świtu.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

Co ja tu robię? Co ja robię...?
Pozostawiona sobie, przerażona mała monarchini nie wiedziała, co ze sobą począć. Dlaczego wcześniej nie czuła tego, jak wielkie szaleństwo ten plan zakłada? Nie mając już więcej siły na płacz siedziała wpatrzona w powozowe okienko, dopóki nie zasnęła.
Sen ją uspokoił. Pokonywała w nim wiele przeszkód, przeżywała wiele przygód, ale za każdym razem wychodziła z nich zwycięsko. Śnił jej się gigantyczny żuk, którego pokonała strzałem z procy, albo grząskie bagno, nad którym przeleciała z motylkami. Wyjątkowo dziecinne marzenia, jednak dodały jej otuchy i siły. Mimo to, nadal czuła się osamotniona.
Powozem trzęsło, ale poduszki amortyzowały każdy niemiły, grząski ruch. Na nieszczęście pewnej osoby jednak, przyczepka nie była tak miło wyściełana. Gdzieś w okolicach świtu, może jeszcze przed świtem, jedna z beczułek zaczęła się podejrzanie dygotać. Wyboje na drodze, pomyślicie. Jednak w porównaniu do innych ta właśnie beczułka była wyjątkowo uparta w dążeniu do przewrócenia się. Co takiego sobie myśli ta beczułka, spytacie? Czy to jakiś magiczny artefakt postanowił uciec, bo nie spodobał mu się los podróżnika? Dziwne to i podejrzane.
Beczułce nareszcie udało się, po tylu usilnych próbach przewrócić, w dodatku niemalże bezdźwięcznie, ponieważ upadło na kosztowne tkaniny. A potem to, co znajdowało się w środku, uchyliło wieczko. Powoli i w miarę cicho z beczki zaczęła wyłazić jakaś osoba o słabo widocznej sylwetce. Najpierw zaplątała się w tkaniny, zasłony i koce. Poszamotała się jak kot i cicho sklęła. Słychać było, że to kobiecy głos. Przemieszczała się wśród rzeczy porozstawianych na wozie, ale wyjątkowo udawało jej się nie narobić hałasu. Szła do przodu, jakby chcąc wejść do powozu. Niestety, idąc coraz szybciej stawała się mniej ostrożna, więc uderzyła stopą w metalową lampę. Jak najszybciej padła na ziemię, przysłaniając się aeryjskim dywanem w piękne wzory. Powóz się zatrzymał. Sklęła się w duchu za nieostrożność. Już może być po niej, po niej, po niej; jak ona to wszystko potem wytłumaczy? Co jeśli wampir jej nie uwierzy, Atris nie wstawi się za nią bo jeszcze śpi? Wywalą ją, albo i GORZEJ. Zaczęła oddychać cicho, a serce jej biło jak oszalałe.
Na szczęście wampirzy lord odszedł dalej wgłąb okolicznego lasu. Pewnie pomyślał, że źródło tego dźwięku jest gdzieś tam, czy coś. Teraz była jej szansa, teraz albo nigdy!
Wyskoczyła z przyczepy i przez boczne drzwiczki powozu wpadła do środka. Zamknęła za sobą drzwi tak gwałtownie, że szybki mało co nie wypadły.
- Ooooch.. mmm... Sasha?
Atris była mocno zaspana, a widząc swoją służkę nad sobą i baldachimy podobne do pałacowych, pomyślała, że jest w domu.
- Co dzisiaj serwujesz na śniadanie? Tak mocno spałam?
Perła przyzwyczajona była do posiłków na srebrnej tacy codziennie rano i łagodnego wybudzania. Nie miała jednak służce za złe tego, że czasami musiała zrobić to gwałtowniej. Jednak kiedy spostrzegła, że to pomieszczenie jest podejrzanie ciasne, nie ma srebrnej tacy, jedzonka... A Sasha ma podejrzanie przerażony wzrok...
- Och biedactwo że też nie wzięłaś na podróż kucharki to ja nie wiem czemu jak ty sobie teraz ptaszynko ugotujesz jedzonko, przecież ty tu umrzesz z głodu zanim w ogóle... - zaczęła jojczeć.
- SASHA CO TY TU NA PRASMOKA ROBISZ MIAŁAM JECHAĆ TU SAMA! CHOWAJ SIĘ, ALE JUŻ! ZARAZ JEDZIESZ DO DOMU! - nakrzyczała na nią głośnym szeptem, szamocząc się w kołdrach pod którymi spała. Usłyszała kroki. Ktoś szedł w stronę powozu.
Służka wpadła pod łóżko, ale jej głowa zniekształcała nieco materac. Atris usadowiła się na łóżku, a wybrzuszenie na materacu tworzyło między jej nogami ciekawą kompozycję.
Atis odchrząknęła.
- Proszę wejść!
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

W trakcie nocnej podróży udało im się przebyć na prawdę sporą odległość. Yao zaraz po tym jak się zatrzymali sprawdził na mapie, gdzie się znajdują. Określił mniej więcej tym sposobem to, jak sprawnie im idzie droga. Miał nadzieję, że wyboje nie były zbytnią niedogodnością dla jej królewskiej mości, a luksusy pozwoliły jej cieszyć się przyjemnym i miłym snem.

Wampir w sumie lubił poranki, bo to były ostatnie chwile, w których mógł się cieszyć dniem, zanim jeszcze wstało to uprzykrzające mu życie słońce. Już teraz poprawił kaptur robiąc obchód po okolicy, gdy pierwsze promienie jutrzenki zaczynały oświetlać skraj lasu i polanę przed nim. Wracając do powozu zdawało mu się, że coś usłyszał. Natychmiastowo przyśpieszył kroku, zupełnie odruchowo. Lekko ugiął nogi w kolanach wracając szybko, a prawa dłoń sięgnęła do rękojeści miecza, lecz przy karawanie nie było żywej duszy. Mógłby przysiąc, że słyszał, przecież on się nie może mylić. Przygotował nieco magii w lewej dłoni, a prawą odblokował mieczy, by mieć do niego natychmiastowy dostęp.
Mimo wszystko zapukał, nie chcąc przeszkodzić przypadkiem Atris w jakiejś czynności. Zdawało mu się, że słyszał rozmowy... Nie, z kim mogłaby...

Po chwili odezwała się prosząc go do środka, wcześniej odchrząknęła. Wampir uchylił niepewnie drzwi lewą dłonią i zajrzał do środka nad wyraz dokładnie się rozglądając. Coś było nie tak, ale nie chciał jej niepokoić, póki sam nie wiedział co.
- Wszystko w porządku, Atris? Dobrze spałaś? - zapytał troskliwie, wsunął cicho miecz z powrotem i wszedł do środka. -
- Już ranek, będziesz musiała mi opowiedzieć, którą trasą chciałabyś dalej jechać. Moglibyśmy pojechać bardziej bezdrożami, ale byłoby trochę dalej. Lub pomniejszymi traktami, chociaż tam możemy się natknąć na kogoś, komu zbyt spodoba się nasza dość bogata jak na te ścieżyny karawana.
- A, i może jakoś pomogę z przygotowaniem śniadania? - zapytał jeszcze, zanim zdążyła na cokolwiek odpowiedzieć.

Podczas tych rozmów służka chyba nie wytrzymując z nadmiaru konspiracyjnych emocji zachichotała, chwilę po tym, jak zaproponował pomoc przy śniadaniu. Wampir odchrząknął, a po podłodze spod jego stóp w kierunku Sashy utworzyła się drobna ścieżka z lodu, wskazująca jedynie krwiopijcy kierunek.
- Proszę wyjść. - powiedział dość chłodno i stanowczo, od razu spojrzał na Perłę.
- Mamy pasażerkę na gapę, wiesz o tym? To ktoś z Twojej służby?

Yao miał szczerą nadzieję, że to ktoś z ludzi Finnswordów, ponieważ w innym wypadku byłoby to już bezpośrednie zagrożenie dla jego towarzyszki i sam fakt dopuszczenia do tego, iż ktoś znajdował się w karawanie bez jego wiedzy nieco go przejął. Mógł wszystko wcześniej dwa razy sprawdzić, za to teraz ma taką nietypową sytuację. Służka wygrzebała się spod łóżka i stanęła między wampirem, a Atris, przodem do niego. Wyglądała na nieco przestraszoną i zestresowaną, i przede wszystkim zupełnie niegroźną.
- Ja chciałam tylko zadbać o to, by naszej Perełce niczego nie zabrakło, wie pan... Ona ma takie specjalne rytuały, kąpiele, śniadania do łóżka na srebrnej tacy, wszystko musi być na najwyższym poziomie i martwiłam się.. Chciałam pomóc, zrozumie pan...
Wampir uśmiechnął się delikatnie, uprzejmie, właściwie nie wiedząc jak powinien odpowiedzieć.
- Należało nas wcześniej uprzedzić, mogliśmy wziąć Cię za intruza i narobiłby się bałagan. - Powiedział dość chłodno, ale nie chcąc wyjść na nieuprzejmego, zdecydowanie potulnym i delikatnym wampirzym tonem.
- Najlepiej będzie, jak panie to sobie wyjaśnią między sobą, ja przygotuję wóz i konie do dalszej drogi, i zaraz wrócę. - Ukłonił się ładniej i opuścił karawanę. Zaklął cicho sam siebie jeszcze raz, za to, że dopuścił do takiej sytuacji i zajął się faktycznymi przygotowaniami do wznowienia podróży. Nie podsłuchiwał specjalnie rozmowy kobiet, chociaż nieco go ciekawiło, co z tego wyjdzie.

Po paru chwilach wszystko było już gotowe, Yao zapukał ponownie do wewnątrz.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

- Przede wszystkim, panienko Finnsword, niech się pani wstydzi, że w takim negliżu pani pozwala mu wejść!!!
Jak tylko wampir opuścił pomieszczenie, służka postanowiła zająć się wreszcie swoją robotą. Tym, co wychodziło jej najlepiej. Pozwoli to przezwyciężyć lęk, że zrobiła coś tak bardzo źle. Kilkakrotnie taka sytuacja jej się zdarzała, martwiła się, że wyleci z roboty! Raz stłukła super drogi wazon, raz prawie przyłapała pewnego wielmożnego pana na romansie (to się mogło źle skończyć), raz prawie podpaliła włosy Perle. Ale to przy początkach, naprawdę miała mnóstwo szczęścia, że udało jej się dostać na służbę w pałacu. Przede wszystkim, była wierna swojej małej dziewczynce i właśnie z mocą tysiąca słońc trzeba jej było pokazać, jak bardzo! W sposób jaśnie oczywisty, czyli opieprzając ją za rozwiązły strój.
W niesamowicie szybkim tempie poradziła sobie ze strojem, włosami i wyglądem Perełki.
- Po takiej podróży to każda wyglądałaby okropnie, ale ty, kochana, zawsze jaśniejesz i muszę pilnować, żeby tak było nadal!
- Sasha, ja dopiero co opuściłam pałac i po prostu spałam kilka godzin w karocy.

Pięknie upraszając panienkę, aby opuściła główną część powozu i usiadła obok wampira, Sasha zajęła się robieniem jedzenia. To może brzmieć dziwnie, że kuchnia polowa odbywała się we wnętrzu drewnianego luksusowego powozu, jednak dzięki technologii magicznych naczyń nie było trudne stworzenie czegoś pożywnego i pysznego. A z zaangażowaniem służki, to śniadanie mimo warunków będzie taką potrawą, o której wielu mieszczan i średniej arystokracji śni. Zaczęło pachnieć cudownie.
- Oby tylko ten zapach nie przywołał gości - powiedziała Perła do wampira, siedząc obok niego na ławce powozu.
- Przepraszam cię za tę sytuację, nie przypuszczałam, że coś takiego się wydarzy. Naprawdę...
Cicho westchnęła.
- Tak naprawdę, nie wiem, czego się spodziewać. Nigdy nie byłam tak długo poza domem... Nigdy nie spotkałam się z tak dużym zagrożeniem...
Spojrzała mu głęboko w oczy i znowu nie mogła powstrzymać napływających do nich łez. Czuła się opuszczona, samotna i bezradna. Jak zranione zwierzątko, które błaga o pomoc.
- Muszę zrobić to dla matki - powiedziała szeptem, rozedrganym od emocji głosem. Zacięła się i nie wiedziała, czy kontynuować... Nie miała nawet pomysłu na to, jak w elegancki sposób, albo jakikolwiek sposób, mówić o swoich emocjach czy uczuciach. Bała się, że nie przyniesie jej to ulgi, a tylko okaże się, jak bardzo jest słaba.
- Śniadanie gotoweee! Panienko Finnswoooord! Wielmożny paniczuuuu! Czy możemy zroobić pooostóóóój!? - z wnętrza pojazdu ozwał się krzyk Sashy.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

W dość znacznie oddalonej od miejsca postoju części lasu, wampir, podczas wcześniej zrobionego obchodu, dostrzegł jakieś obozowisko. Palił się ogień, więc ktoś prawdopodobnie spędzał tu noc, pod gołym niebem i osłoną drzew, która chroniła przed wiatrem. Nie wiedział kim byli obozujący tam, ale nie chcąc niepotrzebnie denerwować, czy straszyć Atristan nie powiedział jej o tej sytuacji. Nie było nawet szansy, by mogła cokolwiek poznać po jego zachowaniu, gdyż to było dość... wampirze na chwilę obecną. Jego twarz nie wyrażała szczególnych emocji, rysowało się jedynie delikatne skupienie, a chłodne spojrzenie zdawało się być nieco zamyślone. Spoglądając w jej kierunku miał w oczach nutę troski, co u istot jego rasy było, trzeba przyznać, rzadkością. Zazwyczaj krwiopijcy troską, zaufaniem, bądź jakimikolwiek głębszymi emocjami obdarzają tylko i wyłącznie najbliższe osoby ze swojego rodu, ale różne czynniki mogą mieć wpływ na zmianę tego zwyczaju. Yao od bardzo dawna nie miał bliskiej osoby. Ktoś, kto stwierdziłby, że Perła stała się takową ot tak w bardzo krótkim okresie czasu byłby w błędzie. Wprawdzie wampir przy głębszym zastanawianiu się na jej temat sam nie wiedział, co winien o tym myśleć, ale jakiś wewnętrzny instynkt zdawał mu się podpowiadać, że powinien się nią zaopiekować. Właściwie już się tego podjął i zdecydowanie zamierzał doprowadzić sprawę do pozytywnego, jak mniemał, zakończenia. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której zostawiłby swoją Perełkę ot tak, w potrzebie.
Następnym przystanek na ich trasie był dość daleko, musieli jeszcze minąć kilka drobnych mieścinek. Nie chciał przejeżdżać bezpośrednio przez nie z wiadomych względów. Karawana, którą się poruszali mogłaby zwrócić na siebie uwagę i ściągnąć na podróżujących zupełnie niepotrzebne kłopoty. Kto wie, co ludziom wpadłoby do głowy na myśl o wzbogaceniu się. Z pewnością znaleźliby się głupcy, którzy porwaliby się na wampira i jego towarzyszkę... towarzyszki właściwie.
W pobliżu takich miejscowości ruch na traktach robił się nieco większy. Od czasu do czasu mijane przez Yao i Atristan karawany witały się z nimi, gestami dłoni, przyjaznymi okrzykami. Inne zaś obserwowały jedynie i odprowadzały wzrokiem. Milcząc, przy posępnych minach powożących. Krwiopijca przez chwilę pomyślał o dodatkowych sposobach na zabezpieczanie się. Przychodziła mu głównie na myśl magia. Spojrzał na Atristan i zboczył nieco z głównego traktu zjeżdżając na rzadziej wykorzystywaną przez przejezdnych ścieżynę. Las był tutaj nieco gęstszy, a promyki porannego słońca z trudem przebijały się przez zacienioną przez wszelaką leśną roślinność okolicę. Zapach leśnych polan, a nawet porannej rosy był dla wampira odczuwalny. Czy przyjemny? Ciężko stwierdzić, z pewnością świeży, może nieco relaksujący. Chociaż Yao nigdy nie był specjalnie wyczulony na punkcie natury. Atris odezwała się, gdy zaczęły do nich dochodzić zapachy przyrządzanego jedzenia, a ścieżyna, na której obecnie się znajdowali od jakiegoś czasu była pusta.
- Nie przejmuj się niczym, mam nadzieję, że nie znajdą się na tyle głupie zbiry w okolicy, by czegokolwiek próbowali. Jeśli już, obronię Cię - położył dłoń na jej rączce chwilę po tym, gdy zwrócił się do niej z tymi słowami. Spojrzał na nią, być może delikatnie unosząc jeden z kącików ust. Ruchem drugiej ręki zwolnił nieco tempo koniom ciągnącym powóz. Im również należało się nieco wytchnienia, poza tym cichsze dudnienie kopyt umożliwiało bardziej komfortową rozmowę.
Shasamo nie wydawał się poruszony tym, że służka znalazła się z nimi w drodze. Może sam jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że może faktycznie narobić kłopotów... Nie znał jej dobrze, ale to jak przejęta całą podróżą była Perła faktycznie nieco zmartwiło wampira. Zdecydowanie mu się to nie podobało. Wolałby pewnie, gdyby Atris nabrała pewności siebie i wzięła się nieco w garść, ale to było właśnie jednym z jego celów. Tych, które obrał sobie podejmując się tego zadania. Może chciał ją sprawdzić... Czuł, że jest w stanie wykrzesać z tej dziewczyny dużo. Od samego początku jakby wiedział, że ma ona w sobie to coś, jednak jeszcze sam musiał się do końca przekonać, czym to jest.
- Musisz - powtórzył jej.
- A ja wierzę, że jesteś w stanie to zrobić i na pewno sama będziesz z siebie za jakiś czas dumna. Pomogę Ci, możesz na mnie liczyć - jego dłoń pogładziła ją po policzku. Wiedział, jak dziewczyna to lubi, gdy spogląda w jej oczy w ten sposób. Uśmiechnął się nieco cieplej. Przyjemny wiaterek rozwiewał ich włosy, a leśne ptactwo grało w tle swój koncert. Yao objął dziewczynę dłonią i przytulił do siebie delikatnie, tak by mogła oprzeć główkę o jego ramię. W milczeniu obejmując ją gładził po włosach, nie patrząc na to, że nieco je roztrzepuje.
Właśnie wtedy z wnętrza zakrzyknęła Sasha, wyglądając z powozu i widząc parę w takiej sytuacji...
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

Jej prośba o pomoc i wsparcie Yao nie dodało jej otuchy. Poczuła się dziwnie z tym, że okazała słabość i nie potrafiła czegoś unieść. Z reguły nawet względem swojej matki nie okazywała niczego, to jakby przyznała się przed samą sobą o swojej kruchości. W chwilach niepokoju mogła liczyć na rady osób zaufanych, ale nigdy nie na wsparcie emocjonalne. Zdziwił ją dotyk Yao w tej sytuacji. Zmroziły ją jego zimne dłonie. Poczuła dreszcze na ciele. Cicho westchnęła, mimochodem. Przymknęła oczy.
Zaczęła mieć wrażenie, jakby topiła się w jego dłoniach. Poddawała im się w całości, jej ciało dopasowywało się samoistnie do jego palców, miękła pod jego dotykiem. W głowie słyszała jego głos... "Obronię cię, nie musisz się martwić, zostaw to wszystko mi... Powierz siebie mi..."
Była w stanie mu zaufać, powierzyć, może nawet... pokochać?
Pozwalała sobie w myślach na coraz więcej, tak jak Yao pozwalał sobie na czuły dotyk.
Nagle Atris spięła się. "Co, jeśli dla niego to nic nie znaczy? Jeśli jego dłonie czuje wiele kobiet, a zapewnienia o ochronie wielu innych ludzi? Nie jestem jedyną, kiedy mnie obejmuje?"

- A CO TU SIĘ WYPRAWIA?! TY WAMPIRZY PANICZU-ZBOCZEŃCU!
Nagle zaraz za głową Sashy pojawiła się jej ręka dzierżąca wałek. Z impetem machnęła nim w kierunku twarzy nieumarłego, ale chybiła. To rozjuszyło ją jeszcze bardziej, zaczęła wymachiwać tym wałkiem dookoła siebie, jakby odganiała muchy.
- AAA! JAK TY TAK MOŻESZ BEZWSTYDNIE?! BEZ ZAŚLUBIN! BEZ ZALOTÓW! BEZ PRZYZWOITKI!!!!! STARY ZBOK! CO SIĘ ZABAWIA TAKIMI UROCZYMI DZIEWCZĘTAMI! NIE DOSTANIESZ PEREŁKI TAK ŁATWO, NIEEE!!!!
Wałek zaczął niebezpiecznie machać koło głowy Atris. Konie zaczęły tracić orientację.
- Sa.. Sasha... - próbowała ją uspokoić Perła.
- NIE-DO-STA-NIESZ!!!
Wałek uderzył w Atristan.
Nastąpiła chwila ciszy. Następnie rozpoczął się jeszcze większy chaos: pokojówka zaczęła płakać i jęczeć, konie znowu nie mogły zapanować nad karetą, ale za to Atris odzyskała dawną siebie.
- Dość już!
Powiedziała władczo. Wyprostowała się. Była jak dawniej, pewna siebie, królewska, łagodna choć stanowcza. I piękna, i świadoma.
- Zatrzymajmy się tutaj.
Kiedy konie uspokoiły się, kareta zjechała do zagajnika lasu, te wszystkie dźwięki ucichły, Atris zaczęła znowu mówić:
- Nie osądziliśmy ciebie, Sasho, za pojawienie się w takim miejscu, chociaż mogliśmy wyciągnąć złe wnioski. Ty również nie wyciągaj ich pochopnie.
Tak naprawdę, w duszy Atris dziękowała pokojówce za to. Kto wie, co by się stało, gdyby mocniej zapędziła się w myślach. Ostrożniej będzie dla niej trzymać Yao na dystans.
- Jesteście oboje potrzebni. Nie czeka nas prosta podróż, więc powinniśmy jak najlepiej dogadywać się między sobą. Nauczmy się ze sobą rozmawiać i działać jak drużyna. Wszyscy mamy teraz jeden cel.
Po tej przemowie spojrzała po wszystkich, czy nie chcieliby może dodać czegoś do jej kazania.

Potem, już z delikatnym uśmiechem, dodała:
- Zróbmy póki co przerwę na śniadanie.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        - Całkiem ładna parka czyż nie?
- No nie wiem…
- Ładna, ładna. Tym zabawniej będzie ich rozdzielić! - Zaśmiała się zacierając łapki. Jej przyjaciel nie podzielał jednak tego entuzjazmu.
- Nie widzę w tym nic ekscytującego - stwierdził.
- Bo z ciebie to zawsze taka maruda!…. Ale patrz, patrz; zaraz zdzieli go wałkiem!
Radosny pisk wyrwał się z gardła karłowatej, fioletowej istotki. Wraz ze swym kompanem śledzili poczynania Atristan i wampira już od jakiegoś czasu. Może od początku? Kryjąc się w innym wymiarze, mogli podążać za nimi wszędzie, pozostając niewidocznymi i…. niewyczuwalnymi. Sami jednakże odbierali alarański świat wszystkimi zmysłami, chłonęli o nim informacje. Zaglądali nawet głębiej w charaktery swych ‘ofiar’, niż pozwalały na to ich słowa i gesty. Choć niektóre były jak najbardziej szczere i zdradzały fakty oczywiste.
Do tej pory pozostawali jedynie biernymi obserwatorami, widzami, którzy nie ingerowali w bieg wydarzeń.
Zadanie było jednak zadaniem - Fioletowa miała je spisane na karteczce. Znała swoje obowiązki i przygotowywała się powoli do roboty.
- Trochę szkoda, że musimy ich tak potraktować… - Jej kompan miał miękkie serce.
- A mnie nie - zaćwierkała wesoło. - Pomyśl ile ciekawych rzeczy się może stać jak będą osobno!
- Już zaczynali się dogadywać. Potrzebują teraz swojej pomocy…
- Bzdura!
- Atristan nie da sobie sama rady! Nie możemy przynajmniej poczekać aż dotrą do celu?
- Nie. Ale coś na jej problemy poradzimy. Ślicznotka szybko znajdzie kogo innego do pomocy, zobaczysz. Jak chcesz możesz pilnować, by do tego czasu nic jej nie napadło. Bez tego wampira obok nawet większe szanse, że nietknięta wróci do posiadłości.
- Nie zrobiłby tego.
- A skąd wiesz! Widzisz jak już ją maca? Babka już dawno powinna dać mu po łapach!… Szczęście, że Sasha ma więcej oleju w głowie. Rąbać amantów! - Zacisnęła piąstkę i ze szczerą sympatią w oczach wykonała w stronę służki wojowniczy gest solidarności. Niestety miejsce Sashy było zawsze z tyłu i ostatecznie jej opinia niewiele się chyba liczyła. Przez chwilę Fioletowa sama zaczęła się zastanawiać jak można lubić bogaczy, skoro tak łatwo przychodzi im bycie ponad innymi?
Tyle wystarczyło, by rozbudził się z niej chochliczy duch. Za nic miała ten romans, nic nie obchodziły jej uczucia ślicznotki. Jak zostanie sama z wierną Sashą, bez jakiegoś podejrzanego adoratora to może w końcu nauczy się ją traktować jak należy!
,,Bo największą władzę mam teraz ja!” wyszczerzyła kły i wbiła kłujący wzrok w Atristan. Ale nie… jej nie miała zamiaru nic robić. Wręcz przeciwnie - to Yao był jej celem. To on zniknie z karawany, ale też właśnie on otrzyma nieco wyjaśnień. Nieco. Postanowiła mu dać mniej niż zazwyczaj, bo w końcu i tak już za dużo układało się po jego myśli…
Użyła magii.
Niektórzy znają tę sztuczkę. Kiedy czas staje dla wszystkich, poza kilkoma wybranymi osobami. Wampir znalazł się w środku takiej pułapki. Konie zastygły w bezruchu, a liście zamarły na otaczających karawanę drzewach. Powietrze wypełniło się dzwoniącą w uszach ciszą, a zapachy nagle straciły swoją wyrazistość. W półgestu zatrzymały się Atristan i Sasha. A Yao poczuł, że jego magia zostaje ‘uśpiona’.
- To po to, żebyś mnie nie zaatakował - odezwał się wesoły głosik gdzieś z boku.
Na ziemi, blisko jednego z kół stała niska humanoidalna postać. Strzygła wielgachnymi nietoperzowymi uszami i wlepiała w wampira niewiele mniejsze złote oczy, wypełnione spokojem i iskrami zadowolenia. Uniosła czteropalczastą dłoń, jakby tak chciała powstrzymać go od agresji.
- Wybacz, że przerwę sielankę - zerknęła wymownie na znieruchomiałe ciało Atristan,- ale przyszłam cię stąd zabrać.
Mógł pytać, ale ona nie odpowiadała.
- Takie polecenie - wyjaśniła tylko. - A może mam na to ochotę? - Zachichotała podlatując bliżej niego.
- Jeśli mnie spytasz to powiem ci, że z chęcią bym ci w tę buźkę dała! Cwaniak! Obyś w przyszłości trafił na kobietę, która nie lubi wampirów! - fuknęła i gwałtownie użyła kolejnego zaklęcia.

Yao na powrót znalazł się w swoim dworku. Ze swoją broszką, klaczą czekającą pod oknem. Ze wspomnieniami. Ale bez Atristan.

Ta została na szlaku. W jej oczach Yao rozpłynął się niczym mgła, w jednej chwili. Pozostała po nim jedynie kartka zapisana różowym atramentem:
,,Musiałam zabrać Twojego kawalera.
Nie miej mu tego za złe.
Tajemniczy sprzymierzeniec pomoże Ci w zadaniu.
A na przyszłość lepiej słuchaj się Sashy.”


Ciąg Dalszy - Yao
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości