Nowa Aeria[Na trakcie] Słowa i czyny

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

[Na trakcie] Słowa i czyny

Post autor: Drake »

Drzwi otwarły się gwałtownie, uderzając o ścianę. Dwóch mężczyzn ubranych w kaftany, z przytroczonymi buzdyganami do pasów, przyprowadziło go z ulicy aż tutaj. Narobili przy tym sporo hałasu. Jeden z nich, ten bardziej krępy, wepchnął go niedbale do środka. Nie podobało mu się to. Miał ochotę obrócić się i dać mu w pysk, ale powstrzymywał się. To byłoby nierozsądne. Posłusznie ruszył przed siebie i usiadł na wskazanym krześle, po zewnętrznej stronie szerokiego biurka. Przed nim, tyłem do niego, siedział wysoki, trochę przy kości mężczyzna o długich do ramion, lśniących, czarnych włosach. Właśnie nabijał kunsztownie ozdobioną, drewnianą fajkę z metalowym ustnikiem.
- Pan Drake, jak mniemam? - zapytał, zaciągając się dymem tytoniowym. - Czy też raczej pan Huor Ciriatael? Z tego co wiem, jest pan człowiekiem, skąd więc to elfie nazwisko?
- A skąd wie pan, jak się nazywam? - Drake rozejrzał się po pokoju. Było tu przestronnie i ciemno. Jedyne źródło światła stanowiło przysłonięte okno. Za sobą widział tych dwóch, którzy go tu przyprowadzili. Stali teraz po obu stronach drzwi, uniemożliwiając mu ucieczkę.
- Niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie. - wypowiedział te słowa jednocześnie wypuszczając z płuc dym.
- Niegrzecznym jest też porywać ludzi z ulicy i zabierać im ekwipunek.
- Broń zwrócimy ci niebawem. Procedury bezpieczeństwa, sam rozumiesz, nie chcielibyśmy, żeby przyszedł ci do głowy jakiś śmieszny pomysł. Nie jestem bandytą, tylko kupcem, choć moi niektórzy pracownicy są mniej kompetentni ode mnie. Przepraszam za wszelkie niedogodności, ale mam pewien problem i potrzebuję natychmiastowego rozwiązania. - Wreszcie czarnowłosy odwrócił się na fotelu, ujawniając swoją twarz. Nie miał żadnego zarostu ani brody, jego policzki i czoło zdobiły delikatne zmarszczki. Wyraz twarzy wskazywał na wyższość, opanowanie i powagę. Z długimi włosami i dymem wokół mężczyzna sprawiał dość groźne wrażenie. - Słyszałem o tobie wiele, same dobre rzeczy. Podpadłeś w Valladonie, napadałeś na nieludzi. To samo w mieście Menaos. Napaść na karawany kupieckie w Adrionie, liczne rozboje w Leonii... Chyba za bardzo nie lubisz południowców.
- Po prostu dobrze tam płacą. - skwitował sucho Drake. Niepokoił się coraz bardziej. Obawiał się, czy jego rozmówca nie zabrał go po to, aby wymierzyć mu sprawiedliwość za tych, których zabił. - Ciekawi mnie, skąd tak wiele o mnie wiesz? I skoro tak, to czemu ja nie wiem nic o tobie?
- Mam swoje źródła. - Mężczyzna zrobił efektowną przerwę, po raz wtóry zaciągając się fajką. - Nazywam się John Braydel, od tej pory możesz zwać mnie szefem. Widzisz, zaciągnąłem cię tutaj, bo, jak już powiedziałem, mam problem, a jak wiem z twojej przeszłości, jesteś fachowcem w usuwaniu problemów.
- Do rzeczy. - uciął.
- Tak jest, panie Drake. Widzisz, prowadzę w Nowej Aerii wspaniałe interesy. Ludziom podobają się moje produkty, a mi podobają się ich pieniądze. Wszystko było w porządku, do czasu. Do miasta przybył niejaki kapłan Engelier, a wraz z nim - cała armia paladynów. Rozumiesz to? Jakby do wojny się szykowali. Król najwidoczniej przystał na ich przybycie, psia jego mać. Ja natomiast nie przystaję. Odkąd się pojawili, moje wspaniałe interesy przestały przynosić mi wspaniały zysk. Nie zagłębiam się w szczegóły, niech cię to nie obchodzi. Ważne jest, że trzeba to natychmiast skończyć. - Uderzył pięścią w stół, chcąc podkreślić wagę swoich słów. - Trzeba pozbyć się tego Engeliera, raz na zawsze.
- Dlaczego prosisz o to mnie, a nie jednego ze swoich "pracowników"?
- To bardzo delikatna sprawa, Drake. - odchrząknął John. - Moim chłopcom brak finezji. Poza tym, Engelier jest... niezwykły. A na niezwykłych ludzi potrzeba niezwykłych środków. Dlatego zwracam się do specjalisty.
- A co, jeśli odmówię?
- Myślę, że ten ochoczo brzęczący woreczek Złotych Gryfów jest odpowiedzią na twoje pytanie.

***

Szedł lasem, opodal traktu. Zawsze preferował omijać drogi, kiedy był na misji. Wedle wskazówek, jego cel powinien być gdzieś niedaleko. Stanął w miejscu. Przykucnął. Wytężył wzrok i spojrzał w stronę duktu. Nie było na nim nic poza zielenią trawy i dwoma równoległymi koleinami powstałymi od kół wozów. Przeklął. Spojrzał w stronę nieba. Złociste promienie słońca przedzierały się dzielnie przez bujne korony dębów i buków. Było południe. Już od dobrej godziny szuka choćby śladu tego kapłana. Zaczął już tracić nadzieję, że go w ogóle znajdzie. Wątpił w to, żeby jego zleceniodawca wystawił go do wiatru, podejrzewał raczej, że Engelier zrezygnował z ekspedycji. No i co teraz? Mam iść dalej czy może się wrócić? Gdy tak myślał, co zrobić dalej, nagle usłyszał ciche dudnienie. Przysłuchał się. Dudnienie narastało. Ktoś ewidentnie biegł w jego stronę. Dźwięk narastał. Drake ukrył się w leszczynie i z bacznością obserwował drogę. Po chwili w zasięgu wzroku pojawiła się postać tak dziwna, że łowca nie wierzył w to, co widzi. Była to naga kobieta z częściami metalowej zbroi. Miała metalowe skrzydła, a między nimi coś czarnego, co powiewało na wietrze jak peleryna. Potrząsnął głową i znów na nią spojrzał. Zatrzymała się, najwidoczniej próbując złapać oddech. Nie wiedział, co ma zrobić. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, ale gdy próbował znów wsunąć się za krzew, potknął się o wystający korzeń. Jego równowaga zachwiała się i odruchowo złapał za gałąź, robiąc przy tym masę hałasu.
Awatar użytkownika
Darius
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darius »

Środkiem miasta podążała dosyć spora grupa paladynów. Wszyscy bardzo podobni do siebie jeśli chodzi o wygląd ogólny. Postawne sylwetki okute lśniącymi zbrojami, z wielkimi mieczami dwuręcznymi przy pasie. Każdy miał założoną błękitno-białą opończę z jednakowym herbem na środku: czarnym słońcem przeplecionym złotymi gałązkami oliwnymi i laurowymi. Niby wszyscy tacy sami, a jednak był wśród nich osobnik mocno odstający od reszty. Kiedy wszyscy dumnie maszerowali w zwartym szyku, prezentując się gapiom, on starał się raczej iść z tyłu, unikać wzroku ludzi. Mimo to, jak łatwo się domyślić, wzbudził nie mniejsze zainteresowanie niż paladyni. Był od każdego z nich wyższy i lepie zbudowany, chociaż ich zbroje były szersze. Miecz przewieszony miał przez plecy, a nie przytroczony do pasa. Twarz zakrywała mu maska, pokryta jakimiś insygniami, a na głowę zarzucony miał kaptur. Właściwie wszystko, poza maską, było koloru czarnego. Wyróżniał się też przewodnik owej grupy. Miał może czterdzieści lat i wyglądał na doświadczonego w bojach. Jego zbroja lśniła jeszcze bardziej niż u paladynów, a opończa była cała złota z błękitnymi pasami. Oczywistym było, że to jest ich przywódca. Kapłan. Ludzie wyglądali z okien, gromadzili się wzdłuż drogi, żeby tylko popatrzeć na tę dumnie maszerującą kolumnę świętych rycerzy. Właściwie, dokąd szli? Kapłan prowadził ich w stronę lasu. Nikt nie wiedział po co tu przybyli, podobno na wezwanie króla, bądź za jego zgodą. Co poniektórzy obserwujący szeptali nerwowo miedzy sobą. Mężczyzna w czerni wyłapywał strzępki tych szeptów. Sam nie do końca miał pojęcie, po co został wynajęty przez kapłana Engelier'a. Miał pod sobą masę świetnie wyszkolonych paladynów, więc nie do obrony. Przewodnikiem też nie był, a w Nowej Aerii był po raz pierwszy. Cóż, mężczyzna miał wyjątkowe umiejętności, no i jest Sanginerem, co daje mu niejaką przewagę nad tymi paladynami, ale sam całej armii też by nie pokonał. Więc po co? Oddział zbliżał się do drugiej bramy miasta, za którą rozpościerał się gęsty las. Kapłan zatrzymał wszystkich tuż przed.
- Słuchajcie mnie, cni rycerze! Jesteśmy Paladynami, Rycerzami Bogów! Naszą misją jest zwalczanie wszelkiego zła! W tym lesie znajduje się ukryty Ołtarz Diabłów, który trzeba unicestwić, zanim te demony zdążą się sprowadzić do naszego świata! W drogę! Ku chwale i boskości! - krzyczał podniecony kapłan, a rycerze wtórowali mu ochoczo.
Ołtarz Diabłów...Mógł bardziej się postarać. W tę bajeczkę nikt by mu nie uwierzył, ale jak widać ci, tak zwani Rycerze Bogów, mają już na tyle wyprane mózgi, że łykną wszystko, co powie im ten człowiek Oddział ponownie ruszył, zagłębiając się powoli w otchłań lasu. Liście szumiały miarowo na wietrze, a promienie słońca gdzieniegdzie przebijały się przez gęste korony drzew. Mężczyzna w czerni wyprzedził trochę resztę rycerzy i szedł teraz na samym przodzie. W takich miejscach czuł się pewniej. Rozglądał się uważnie dokoła, starając się wyłapać coś ciekawego. Pośród krzaków i drzew dojrzał tylko parę zająców i jelenia. Uaktywnił swój Smoczy Wzrok i popatrzył przed siebie. To co zobaczył wprawiło go w zdumienie. Na środku drogi stała zupełnie naga kobieta, a elementy jej zbroi chyba bardziej robiły za ozdobę niźli ochronę. To może być interesujące...
Awatar użytkownika
Shadei
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniona (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shadei »

        Shadei z trudem łapała oddech, a nogi też powoli odmawiały współpracy. Jej ciało nie nadawało się do choćby kilkuminutowego wysiłku fizycznego, nie mówiąc o piętnastu minutach ciągłego biegu, który sam w sobie i tak był powolny. Jej stopy były okaleczone przez sporą ilość kamieni po jakich przebiegła, co do bezbolesnych doświadczeń nie należało. Końcówki jej włosów w kilku momentach sięgały podłoża, przez co były brudne z kurzu i ziemi. A to były jej najmniejsze problemy.
Nie tak wyobrażała sobie pierwsze spotkanie ze śmiertelnikami. Nawet by nie pomyślała, że potoczy się to w tak hańbiący jej osobę sposób. Wiedziała, że ci “ludzie”, jak to oni się zwą, inteligencją nie grzeszą, a ich czyny nieraz są chaotyczne i niezrozumiałe. Ale nie spodziewała się że uznają boginię, ich zbawicielkę i odpowiedź na wiele zagadek śmiertelnego świata, za piekielny pomiot? “Istoty śmiertelne są kompletnie ślepe, teraz to widzę”. Wraz z tą myślą, w powietrzu wokół niej znikąd pojawiła się lekka mgła. lecz zamiast rozchodzić się, zeszła sie ona, tworząc wyraźny do odczytania napis, uformowany z owej mgły.
- Śmiertelnie ślepi - Treść jej myśli była zniekształcona jak zazwyczaj, ale jak prawdziwa. Napis sam w sobie był charakterystyczny. Litery były chaotycznie i na szybko “napisane”, ale mimo to wyglądały, jakby ktoś na siłę, mimo goniącego czasu starał się być dokładny. Kobieta pokiwała głową, jakby miała przed sobą rozmówce z którym się zgadzała. W tym momencie, mgła rozeszła się i znikła tak szybko jak w ogóle się pojawiła.
Tak czy siak, nie miała czasu na narzekanie na ten przeklęty i niegościnny świat. Wiedziała kto po nią idzie. Paladyni, czy jak to wolała ich nazywać osobiście - niewierni. Wierzyli ślepo w jakiegoś wymyślonego bożka, mówiąc o pokoju i dobroci, a nieraz, z tego co czytała, robiąc kompletnie na odwrót. Tacy niebyli nawet godni by myśleć o jej osobie. Ale widać ich ślepota sprawiła, iż obrali ją sobie na cel. Widać ich przyziemne mózgi nie zobaczyły by istoty boskiej, choćby ta podeszła do nich i zesłała z nieba deszcz złota i magii na cały kontynent. Wszystko, czego nie rozumieli nazywali demonami, piekielnymi, złem. To było jedyne wytłumaczenie.

Już miała spróbować biec dalej, gdy nagły hałas odwrócił jej uwagę jej uwagę. Patrząc w stronę krzaków, ruszyła najszybciej jak mogła wzdłuż drogi. “Nie mam czasu na kolejne problemy”. Tym razem jej myśli nie zmaterializowały się. Była zbyt skupiona na wpatrywaniu się w krzaki, przez co na dodatek nie zauważyła ostrych kamieni, które były przed nią. Już po dwóch krokach nastąpiła na nie, a nagły szok spowodowany bólem sprawił że upadła twarzą do ziemi. Odgłos uderzających o ziemie kawałków metalu spłoszył kilka ptaków z okolicznych drzew, które zaczęły wzbijać się w powietrze i ćwierkać alarmująco.
Shadei zacisnęła zęby na dolnej wardze. Ból nie był przyjemny, na pewno nie w tym natężeniu, jednak jakoś zachowała względny spokój. Gdy pod jej stopami ściekająca krew tworzyła kałuże, ona sama użyła rąk, by choć lekko unieść głowę znad gruntu i spojrzeć w stronę krzaków. Nie wiedziała, czy przyjdzie stamtąd rychła śmierć pod postacią paladyna, czy też powolny koniec w zębach dzikiego zwierza. Była lekko obtłuczona i poobijana, w dodatku cała z kurzu. Gorzej już być nie mogło.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Drake z zażenowaniem oglądał nagą kobietę. Sam nie wiedział co o niej myśleć. Jej wygląd i zachowanie wydawały się być zupełnie surrealne, jakby nie pasujące do tego świata. Przez chwilę myślał, że to tylko wymysł jego wyobraźni spowodowany nadmiernym słońcem i zmęczeniem. Jakkolwiek całe to zjawisko było dziwne, z pewnością było prawdziwe. Kobieto o żelaznych skrzydłach mimo brudu i kurzu, wciąż starała się zachowywać z gracją. Przed kim ona tak gra? Nikogo dookoła nie ma, nie musi udawać szlachcianki. Dłonią starł pot z czoła. Był ciepły dzień, w dodatku ciasno opinający strój i gruby kaftan ochronny wcale nie polepszały sprawy. Stanął równo na nogach. Mimo, że zrobił niezły rumor, kobieta zdawała się go nie zauważyć. W ogóle wydawała się odcięta od świata, pogrążona w swoich myślach. Widział, jak coś przed nią się materializuje, ale nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić co. Przełknął ślinę i zacisnął pięść. Magia. Nienawidzę magów. Znów przypomniał sobie wydarzenia z Rapsodii... Nie chciał przez to przechodzić, ale myśli były natrętne, a wspomnienia takie wyraźne. Dachy budynków, pełnia, wilkołak. Noelia. Westchnął. Tęsknił za Noelią. Chciałby, żeby znalazła się tu razem z nim, a nie musiała uciekać. Wiedział, co by powiedziała w tym momencie. "Co ona sobie wyobraża tak paradując bez ubrań, nienormalna jakaś. Po co jej nielatające skrzydła? A ty na co się gapisz? Przecież ona jest brzydka! Zaraz coś jej zrobię." uśmiechnął się do siebie. Pospiesznie pokręcił głową w prawo i w lewo, jak mokry pies strzepuje z siebie wodę. Uśmiech momentalnie zniknął, a jego twarz znowu przybrała skupiony wyraz. Skoncentruj się, Drake. Masz zadanie do wykonania.

Po raz kolejny usłyszał dudnienie. Tym razem tętent kopyt. Spojrzał w dal szlaku i ujrzał wzbite w powietrze tumany kurzu. Otworzył szerzej oczy i westchnął, oświecony. To mogą być paladyni, znalazł ich, czy też raczej sami się znaleźli. Fakt, że byli konno zmieniał jednak postać rzeczy. Spodziewał się pieszej ekspedycji. Mógłby wtedy z łatwością ustrzelić ich dowódcę z wysokości. Musiał ich jakoś zatrzymać... spojrzał na zamyśloną kobietę. Bingo!

- Hej! - krzyknął do niej, upewniając się, że rycerze są już dostatecznie blisko, żeby ją zauważyć. - Hej, kimkolwiek jesteś! Szybko, kryj się!

W tym samym czasie postanowił wspiąć się na drzewo. Nie było to wcale trudne, dziki dąb był na tyle szeroki i obfity w niskie gałęzie, że niczym po drabinie wdrapał się na jeden z grubszych konarów. Sięgnął do pasa, do którego miał przytroczony mały woreczek z niestabilną substancją. Wystarczyło dobrze nim potrząsnąć, aż się nadyma, a potem rzucić nim w ziemię. Substancja gwałtownie się rozpręży i zmieni w gęstą, szarą chmurę. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, paladyni będą musieli zejść z koni, żeby wejść do lasu. Wtedy wystarczy już tylko dobrze celować.
Awatar użytkownika
Darius
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darius »

O ile przez miasto paradowali pieszo, do samego lasu wjechać mieli konno. Paladyni jadący na przodzie zdążyli już zauważyć nagą kobietę stojącą na samym środku drogi. Kapłan-przywódca zeskoczył z konia i ostrożnie zaczął się do niej zbliżać. Darius, zamykający jak dotąd pochód, podjechał powoli, aż zrównał się z pierwszym rzędem koni. Rycerze patrzyli na niego z pogardą, najchętniej pozbyli by się go od razu, ale Engelier z jakiegoś powodu chciał mieć Sanginera w swojej drużynie. Czy chodziło o Smoczy Wzrok, czy może po prostu słyszał o jego skuteczności w walce? Na razie Darius sam nie wiedział po co właściwie tutaj jest. I chyba nie prędko miał się dowiedzieć. Prawdą było to, że opuściłby oddział od razu, ale obecna sytuacja bardzo go zaciekawiła. To może być pułapka. Darius rozejrzał się dokoła, ale nie zauważył niczego podejrzanego. Również zszedł z konia, poprawił miecz na plecach i zastygł w miejscu. Wyglądał jak wielki posąg. Często tak robił, wtedy uspokajał cały swój umysł, wytężał wszystkie zmysły, a zwłaszcza węch. Coś jest nie tak. Wciągnął powietrze do nosa i powoli je wypuścił. Nie jesteśmy sami. Zastanawiał się, czy ostrzec kapłana. W końcu jednak się zdecydował.
- Ktoś nas obserwuje - powiedział beznamiętnie. Na te słowa Engelier odwrócił się gwałtowni w stronę Dariusa, a potem zaczął machać głową na boki. Boi się kogoś?
- Kto? Gdzie jest? - kapłan stał się na prawdę nerwowy. Nie przypominał tego dumnego wojaka sprzed chwili.
- Tego nie wiem, ale czuję kogoś. I to na pewno nie jest ta dziewczyna przed nami - ręką wskazał na osobę stojącą przed nimi. Nagle z góry spadł mały woreczek, która po chwili zmienił się w kłęby gęstego, szarego dymu. Paladyni jak na komendę zeskoczyli z koni i dobyli broni. Tylko Darius wciąż stał w miejscu.
Awatar użytkownika
Shadei
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniona (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shadei »

Ledwo ujrzała niewiernych, czy też “paladynów” jak to oni się zwą, a już stała na nogach. Nie mogła pozwolić by ci głupcy widzieli ją jak leży na ziemi, jest boginią przecież, a spoczywanie płasko na gruncie tego na pewno nie odzwierciedlało. Właśnie ta wizja urażonej dumy sprawiła iż całkowicie podniosła się z ziemi w dosłownie kilka chwil, co było nie lada wyczynem dla niej. Nadal stała na ostrych kamieniach, które boleśnie wbijały jej się w nogi, przyprawiając ją tylko o kolejne rany. Utworzyła się pod nią już dosyć spora kałuża jej własnej krwi. Jednak mimo tego stała niewzruszona, z postawą godną bogini, nie okazując przy tym choćby krztyny bólu jakiego doświadcza. Jedyne co do tego nie pasowało to fakt, iż swoimi “rękoma”, o ile można tak nazwać te potężne rękawice, zasłaniała się przed ich wzrokiem. Niechęć do oglądania jej ludzkiej powłoki przez śmiertelników była silniejsza niż jakakolwiek ilość boskiej dumy.
W głowie nadal słyszała echo słów, jakie przedtem wypowiedział do niej ktoś chowający się w zieleni. Jakiś śmiertelnik śmiał się przemówić do niej w ten sposób? Nawet jeśli nie wiedział kim jest, to byłoby niewłaściwe dla Shadei zrobić to co głos chciał by uczyniła. Zamiast tego, stała dumnie wyprostowana, a swe metalowe skrzydła rozpięła najszerzej jak mogła. Wiatr delikatnie szarpał za jej włosy. W tym samym czasie patrzyła z pogardą na grupę paladynów. “Nie będę się kryła. Dosyć uciekania przed tymi zwierzętami. Niegodne ścierwa”. O ironio, wbrew tej myśli, nadal zasłaniała bardziej kobiece części swojej cielesnej powłoki przed wzrokiem niewiernych. Kilka chwil po tym, jak ta myśl przeszła przez jej umysł, w powietrzu między nią a paladynami wypełnił ogień, który ucieleśnił drobny skrawek jej myśli pod postacią napisu.
- Niegodne ścierwa - każda litera tworząca te dwa słowa była napisana wyraźnie oraz stanowczo, jednocześnie widać było cudowny charakter pisma, pełen dbałości i wyrafinowania. Płomienie falowały pod wpływem wiatru nieznacznie, co o dziwo nie zniekształcało słów. Kapłan, który był najbliżej czuł bijące od ognia ciepło, odczuwał także potężną magię zmagazynowaną w ciele kobiety, a która ujawniła się wraz z napisem.
W momencie, kiedy niemalże znikąd pojawiła się chmura dymu, ogień zanikł natychmiastowo, a co za tym idzie, napis również. Dymu było na tyle dużo, by otoczył on całkowicie zarówno paladynów, jak i zaskoczoną kobietę. “Co się dzieje, nic nie widzę...Tyle dobrego , że oni pewnie też z tym mają teraz problem”. Opuściła ręce, wiedząc że teraz raczej nie dosięgnie ją wzrok paladynów. Zaczęła energicznie ruszać metalowymi skrzydłami, którymi próbowała odgonić od siebie dym. Tylko tyle mogła zrobić na chwilę obecną, gdyż chodzenie na ślepo mogło marnie się skończyć. Po chwili los, czy też raczej dar jakim los ją obdarował postanowił najwyraźniej zrobić jej na złość, gdyż niektóre słowa, o jakich pomyślała, zmaterializowały się pod postacią czystego światła.
- Masz problem - Treść jej myśli jak zwykle była zniekształcona, ale doskonale dobrana do tego co się działo. Światło było doskonale widoczny i rzucało się w oczy nawet przez tak gęsty dym. O ile kobiecie ani trochę to nie pomagało, to paladyni doskonale widzieli, gdzie ona jest. Shadei pokręciła głową podirytowana. Zapowiadał się okropny, naprawdę okropny dzień dla Zbawicielki.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Gęsta chmura pochłonęła wszystkich zebranych. Rozprężona mieszanka dusiła i drażniła gardło, przyprawiając większość z paladynów o kaszel. Zaczęli panikować, szukać wyjścia. Szczęknęło żelazo, a świętobliwi rycerze wpadali na siebie jak osły. Jeden nawet zaatakował swojego towarzysza, biorąc go za wroga. Drake mimo gorszej widoczności, nie stracił kapitana z oczu. Tam, z góry, dokładnie widział co się dzieje. Jego cel stał na skraju mgły, błyszcząc złotymi wykończeniami bogatej zbroi. Zdjął hełm, próbując złapać oddech. Wciąż szamotał się, machał energicznie rękami, odganiając od siebie dokuczliwy pył. Drake nie mógł dobrze wycelować. Starał się nadążać za jego krokami, ale nie był wprawnym strzelcem. Nagle, jak na zawołanie, stało się coś dziwnego. Pośród dymu rozjaśniało przenikliwe światło w kształcie jakichś liter. Przykuło to uwagę wszystkich wojowników, nawet kapitana. Ten stanął jak wryty, wpatrując się w to przedziwne zjawisko. To jest moja chwila! Napiął łuk z przygotowaną wcześniej strzałą i wstrzymał oddech. Puścił. Zatruty grot z cichym świtem przeleciał między liśćmi i wpił się kapitanowi gdzieś w szyję. Drake przeklął. Strzał był na tyle słaby i źle wycelowany, że gdyby nie trucizna, straciłby tylko okazję. Na szczęście był przygotowany. Odetchnął z ulgą.

"Rzeźnik", jak wśród zabójców zwykło się nazywać truciznę z oleju rycynowego, jest bardzo ekskluzywnym narzędziem mordu. Tylko wtajemniczeni wiedzą gdzie go zdobyć, bardzo mało ludzi stać na jej kupno, a w dziesiątkach liczy się osoby, które potrafią go przyrządzić. Drake co prawda zna się na alchemii, nigdy nie poznał jego receptury. Szkoda, bo mógłby na tym zbić małą fortunę. "Rzeźnik" jest bardzo ceniony przez łowców nagród nie tylko ze względu na swoją efektywność i szybkość działania, ale także na brak sposobów odtrucia. Miejsce, które zostało trafione strzałą posmarowaną tą trucizną w ciągu paru sekund obumiera i czernieje. Substancja szybko trafia do krwioobiegu, powodując stagnację, paraliż, a w końcu śmierć, gdy dotrze do serca.

Kapitan padł z głuchym łoskotem na ziemię, pobrzękując zbroją. Z ust toczyła mu się piana. Drake przyglądał mu się, chcąc mieć pewność, że wykonał zadanie. W razie czego miał jeszcze parę strzał, a w ostateczności - miecz. Gdy stracił w końcu zainteresowanie umierającym człowiekiem, jego wzrok spoczął na wyczołgującej się z zasłony dymnej kobiety. Zaraz po tym, jak wyszła na otwartą przestrzeń, znów przyjęła pełną gracji pozę. Zastanawiał się kim ona jest i co przeskrobała, że goniło ją całe stado paladynów. Szybko przestał o tym myśleć, uświadamiając sobie, że najwyższy czas się ulotnić. Zniknąć gdzieś w buszu, a potem dotrzeć do miasta i odebrać nagrodę. Zeskoczył z drzewa i wylądował na ziemi zwinnym przewrotem. O dziwo, wszystko poszło łatwo. Aż za łatwo. Wydawało się nawet, że nikt go nie zauważył...
Awatar użytkownika
Darius
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darius »

Darius zauważył dziwne światło, układające się w litery. Pierwszy raz coś takiego widział, jednak nie wywołało to na nim żadnego wrażenia. Zwłaszcza, że sekundę później, kapłan leżał na ziemi wijąc się charcząc, a z jego szyi wystawała strzała. Więc zaczyna się zabawa. Broni jednak wciąż nie dobył. Nie widział takiej potrzeby. Spokojnie podszedł do ciała i przyglądał się uważnie grotowi. Zatruty. Szybko przeszukał kapłana. Znalazł trochę pieniędzy, małą fiolkę z wodą święconą i rozkazy od jakiejś paladyńskiej szychy. Czyli polowali na tę dziewczynę. Tylko po co? Za jego plecami, rycerze biegali, dosłownie, jak we mgle, zderzając się ze sobą. Nagle jeden zauważył Dariusa nad ciałem kapłana.
- Zdrajca! Zabił Engeliera! - wrzasnął, a tuż obok niego pojawiło się kilku kolejnych.
- Ty smocza kupo gnoju! Pożałujesz tego! Zabić go! - wszyscy, którzy zdołali dojrzeć Dariusa dobyli broni i rzucili się na niego. On jednak pozostał niewzruszony. Miecz wciąż spoczywał w pochwie na plecach. Pierwszy atak łatwo było odeprzeć. Sanginer miał znacznie lepszą widoczność, dzięki Smoczemu Oku, a do tego potrafił przewidzieć ruchy przeciwnika. Wystarczyło tylko ustąpić trochę w lewo i napastnik potknął się o ciało kapłana. Drugi atak był znacznie szybszy i bardziej precyzyjny, jednak wciąż za słaby dla Dariusa. Uchylił się przed ostrzem miecza i kopnął paladyna w brzuch. Mimo zbroi jaką miał na sobie, rycerz odleciał do tyłu, upadając na ziemię. Wtedy zaatakował kolejny. Szczerze mówiąc, Dariusowi nudziła się taka walka, więc zamierzał ją jak najszybciej zakończyć. Jeszcze przed atakiem trzeciego paladyna, zrobił szybki przewrót w przód, w ruchu dobywając miecza i zaczął zabójczo szybko ciąć nim na boki. Zdołał tak zabić dwóch rycerzy i zranić jednego, który w porę uskoczył. Darius zrobił krok w tył i pchnął mieczem w przód. Wiedział, że jego cel będzie próbował uniknąć tego ciosu, odchylając się w prawo, więc z idealnym wyczuciem, Sanginer odbił ostrzem w bok i bezbłędnie trafił paladyna w odsłoniętą szyję. Zdążył zabić już trzech, ponoć wysoce wyćwiczonych paladynów, gdy usłyszał rozkaz odwrotu. Wszyscy pozostali przy życiu zawrócili w stronę miasta. Dym powoli zdążył już opaść i widoczność znacznie się polepszyła. Dziewczyna wciąż stała w tym samym miejscu, zszokowana chyba tym co widziała. Mimo tego zachowała swoją grację i patrzyła na Dariusa z niejaką wyższością. Uspokoił się, schował miecz i popatrzył w stronę drzew. Nie dał tego po sobie poznać, ale kiedy szedł do ciała kapłana, zobaczył jak jakaś postać zeskakuje z gałęzi i ucieka. Nie rzucił się w pościg, bo po pierwsze, po co, po drugie, ze Smoczym Wzrokiem z łatwością mógł wytropić zabójcę. Mało go to jednak teraz interesowało. Bardziej ciekawiło go, czemu ta dziewczyna stoi nago w środku lasu. Podszedł do niej i patrząc cały czas w oczy zapytał:
- Co tu robisz?
Awatar użytkownika
Shadei
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniona (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shadei »

Choć duszący dym już opadł, świetlisty napis zanikł, a resztki paladynów opuściły to miejsce, zbawicielka nadal stała dosyć zszokowana. Choć nie dawała tego po sobie poznać, wszystko co przed chwilą się wydarzyło było dla niej dosyć zaskakujące. Pierwszy raz w całym swoim śmiertelnym życiu widziała prawdziwą walkę. I nawet najwierniejsze zapiski ze wszelkich bitew czy wojen nie potrafiły by oddać tego czego była świadkiem. Dym zasłonił większość akcji, jednak krzyki bólu oraz krew lejąca się strumieniami były wystarczająco szokujące w rzeczywistości. Jej umysł momentalnie wypełniła pustka. Wiedziała że śmiertelnicy są głupi i brutalni, ale doświadczając tej walki, czy też raczej rzezi, zrozumiała prawdziwy sens tych słów.
Stała niczym posąg przez te kilkanaście sekund, nie reagując nawet na pytanie najemnika. Może jej poza, w której stała przed nim tego nie ukazywała, ale po oczach Shadei doskonale było widać jej lęk. Nawet jeśli była boginią, jakie to miało znaczenie w tej sytuacji? potężny, uzbrojony i w dodatku opancerzony człowiek. Gdyby zaatakował ją, szanse na przeżycie miała by mniejsze niż przy skoczeniu z klifu. A to było dosyć prawdopodobne, skoro wybił większość niewiernych, z którymi tutaj przybył.
W końcu jednak, gdy jej głowa jeszcze była na miejscu, a nieznajomy nadal nie wyciągnął broni ani też nie wyglądał jakby szykował się do ataku, odezwała się duma bogini. “Co ja wyprawiam? Okazuję lęk i strach z powodu śmiertelnika? Weź się w garść!” Karcąc samą siebie w myślach, potrząsnęła lekko głową, by całkiem dość do siebie. Pierwsze co zauważyła, to fakt iż najemnik ośmielił się patrzeć jej prosto w oczy. Gest taki oznaczał dla niej, że stawia ją na równi z sobą, co zbawicielka odebrała za obrazę z jego strony. Niemal natychmiast odwróciła się plecami do niego, kierując wzrok jak najdalej od człowieka. Jej metalowe skrzydła były majestatycznie rozłożone, delikatnie poruszając się co jakiś czas. Niesamowicie gęste włosy zaś niemal kompletnie zasłaniały najemnikowi kobietę. “Nie zbliżaj się do mnie”. Skupiła się na tej myśli, chcąc by uformowała się jako wiadomość dla obcego. Po chwili między nią, a obcym zmaterializowała się połyskująca, jasno szara bryła materii. Był to najwyraźniej metal, prawdopodobnie czyste żelazo. Bryła ta zaczęła się rozciągać i kształtować pod wpływem niewidocznej dla oczu siły.
- Spróbuj zbliżyć się do mnie jeszcze raz, a pożałujesz śmiertelniku. - Negatywne emocje Shadei sprawiły, iż napis przyjął bardziej agresywną treść, niż tą która była zamierzona. Gdy napis całkowicie się utworzył, każda z liter miała około metr wysokości i pół metra szerokości, sprawiając iż całe zdanie tworzyło niejaki mur między demonką a mężczyzną. Pismo miało w sobie pewien rodzaj ładu i staranności, lecz te odczucia zagłuszał szorstki oraz twardy styl, w jakim kolejne litery zostały utworzone.
Kobieta delikatnie obróciła głowę, odsłaniając wyłącznie prawy profil jej twarzy, by móc zobaczyć czy jej myśli pomyślnie się zmaterializowały. Zniekształcone słowa nawet jej nie przeszkadzały, tak długo jak ostateczna treść była podobna. Coś zwróciło jej uwagę, a konkretnie maska najemnika. Była pokryta symbolami. Z tej odległości nie mogła ich przeczytać, jednak rozpoznawała niektóre kształty. “Smocza mowa?”, jej umysł głowił się nad tym, co robił ten język wyryty na masce człowieka. Może to nie był człowiek? Smok w ludzkiej postaci? Smokołak? Albo nawet Sanginer? Postać, która zadała jej pytanie zaciekawiła ją do pewnego stopnia, jednak nada pamiętała, że mimo wszystko to tylko śmiertelnik. Nikt więcej. “Nawet jakbym ci odpowiedziała, nie zrozumiałbyś”. Nad zdaniem z żelaza uformowała się drobna chmura, która uformowała jej myśli w bardziej materialną powłokę
- Nie zrozumiesz - Styl, w jakim utworzyły się te słowa był łagodny. Nadal pełny majestatu oraz staranności, lecz w stosunku do poprzedniego styl pisma był delikatniejszy, tworząc milszą dla oka formę.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Krzyki agonii skutecznie zatrzymały zaciekawionego łowcę. Obrócił się w stronę traktu. Chmura już opadła, odsłaniając masakrę. Poza sczerniałymi od trucizny truchła Engeliera, na udeptanym gruncie leżało jeszcze kilka ciał. Reszta paladynów już zdążyła dosiąść swoich koni i pognać w siną dal. Zdziwił się. Zginęli? Co mogło być przyczyną? Chmura... nie, mimo drażniącego działania na śluzówki nie wywołałaby zgonu, na pewno nie w takich warunkach. Trucizna. Niemożliwe, to musi być coś innego. Zaraz... krew? Rozejrzał się uważnie. Faktycznie, tam, w oddali, stał wysoki mężczyzna. Widział go wcześniej wśród grupy rycerzy, ale nie przywiązywał do niego większej uwagi. Na plecach miał ogromny miecz splamiony posoką. Proszę proszę, zdrajca. Z kim on tam rozmawia? Odwrócona do niego tyłem naga kobieta rozłożyła swoje metalowe skrzydła. To ta, którą gonili. Ten nagły zwrot akcji zadziwił go ponad miarę. Uznał jednak sytuację za względnie bezpieczną, no bo skoro oboje z nich nie mieli się za pan brat z paladynami, nie będą mieli mu za złe zabicie kapitana. Postanowił zatem zaryzykować i dostać się bliżej do ciała Engeliera.

Przedarł się przez las i zakradł do miejsca zbrodni. Najwidoczniej obie osobliwe postacie były zbyt zajęte konwersacją, żeby się nim przejąć. Niczym cień płynnym susem znalazł się przy przełożonym rycerzy. Oczy miał przekrwione i otwarte, sam nie wiedział czy to efekt dymu czy Rzeźnika. Skóra na całej twarzy była ciemna i pomarszczona, wyglądała jak spalona. Zaczął przeszukiwać jego ciało. Znał zbroje tego typu, klamry miały zawsze od boku. Gdy się je otworzyło, napierśnik albo nogawice zwiększały swój obwód, umożliwiając zsunięcie ich z ciała. Kiedyś musiał przebrać się za gwardzistę, do tej pory pamięta jak bardzo było mu gorąco i niewygodnie w metalowym okuciu. Westchnął. Obszukał całe truchło, ale poza nic nie znaczącą dla niego bronią, świętymi znakami i jakimś podrzędnym alkoholem, nie znalazł tego, czego szukał. Spochmurniał. Zaczął rozglądać się dookoła. Nigdzie nie znalazł małego świstka papieru z rozkazami. Potrzebował go, w przeciwnym razie mógłby nie dostać obiecanej zapłaty. Nagle ktoś krzyknął. Spojrzał w kierunku rozmawiającej dwójki i zobaczył, jak wysoki mężczyzna w masce sięga ręką po miecz. Był potężny, jak jego właściciel. Postać robiła wrażenie i wywoływała strach. Intrygujące. Drake szybko podniósł się i zrzucił z głowy ciemny kaptur. Uniósł obie dłonie z wyciągniętym mieczem do góry w uspokajającym, przyjaznym geście.
- Spokojnie, rycerzu. Nie szukam z wami zwady. - odkrzyknął spokojnie i powoli ruszył w ich kierunku. Miecz schował do pochwy. - W porządku tak? Nie chcemy sobie nawzajem zrobić krzywdy. Wręcz przeciwnie... może byłbyś w stanie mi pomóc?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Shadei nie odczuwała potrzeby przebywania w tak nędznym towarzystwie. Nic jej tu nie trzymało. Dokładnie - nie ją. boginię, zbawicielkę. Konstrukcja na wysokości jej pleców złożyła się niemalże mechanicznie, tworząc jedynie rząd metalicznych pasm. Pobiegła w swoją stronę, z daleka od tego miejsca i tych niegodziwców. Nie mają prawa na nią patrzeć, nie w ten sposób. Niedługo i jej kroki ucichły.

Rozpłynęła się na tle lasu.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość