Nowa Aeria[W mieście] Odrobina świeżego powietrza

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

[W mieście] Odrobina świeżego powietrza

Post autor: Teus »

Teus, Alestar i Falkon przybywają z: [Kanały pod miastem] Wpuszczeni w kanał

        Uczucie po opuszczeniu słabo oświetlonych kanałów można było śmiało porównać do odczuć kreta, który właśnie opuścił swe podziemne tunele. Przez pierwsze minuty blask był nie do wytrzymania i uciekinierów naszła chęć, aby z powrotem wrócić do ciemnych korytarzy. Po chwili jednak blask zelżał. Jak się szczęśliwie okazało przyniósł też i korzyści. Falkon do tej pory nieprzytomny, aktualnie wracał do żywych.
        - Chyba nie jest tak źle jak myślałem – rzucił Teus do budzącego się. – Lecz i tak trzeba zdezynfekować Ci rany. Potrzebne nam jakieś spokojne, czyste miejsce i alkohol. Dla mnie. Prawdopodobnie nikt nie będzie nas wypytywał, a będziemy mogli podziękować za to naszemu zapachowi.

        Wyszli w jednym z zaułków, prawdopodobnie niedaleko targu, jeżeli mieliby określać swe położenie na podstawie gwaru. Tousend podniósł się i doszedł do końca uliczki. W końcu mógł odetchnąć świeżym powietrzem, choć nie można było zaprzeczyć temu, że prawdziwego świeżego powietrza zazna dopiero po długiej kąpieli. Słońce powoli chowało się za odległymi górami, a to oznaczało, że niedługo zastanie ich noc. Miało to i swoje plusy. Ulice miasta powoli pustoszały, choć targowisko nadal tętniło życiem. „Wystarczy, że je ominiemy i nie powinno być problemu” – Teus zaczął już układać plan opuszczenia aktualnego miejsca. Nie wiedział tylko gdzie tak w ogóle mieliby się udać. Po poprzednich wydarzeniach lepiej by było aby nie pokazywali się gospodach. Bandyci z kanałów mogli wciąż żywić do nich urazę za poprzednie różnice zdań, a w karczmach najpewniej mieli swoich informatorów. Kompania wobec aktualnej sytuacji postąpiłaby najrozsądniej opuszczając miasto. Jednak nie mogli zrobić tego w takim stanie i dobrze o tym wiedzieli. Teus skończył przeprowadzanie zwiadu i wrócił do towarzyszy.
        - Jeżeli się uprzemy, to możemy jakoś przedrzeć się do stajni. Jeśli nam się poszczęści to nie powinniśmy spotkać na naszej drodze za wiele osób. Wątpię jednak czy Falkon będzie teraz w stanie udać się w podróż, nawet jeżeli mu się polepsza. A w sumie i tak nie wiemy gdzie jechać. Ma ktoś więc jakiś kreatywny pomysł?
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Świeże powietrze, nareszcie. Falkon ocknął się. Odetchnął ciężko i powoli otworzył oczy. Mimo dość późnej pory było jasno, szczególnie dla kogoś, kto spędził tyle czasu w ciemnych tunelach. Ile właściwie mogła trwać ta przeprawa przez cuchnące kanały? Dzień? Czy może dłużej?
        Ból był potworny. Chłopak spojrzał zmęczonym wzrokiem na lewe ramię. Nie czuł całej ręki, za co winę zrzucił na cholernie mocno zaciśnięty opatrunek, zrobiony z jego podartej koszuli. Skrawki materiału były już solidnie przesiąknięte krwią.
        Na ponure słowa Teusa Falkon odpowiedział tylko kiwnięciem głowy. Czuł, że nie ma ani siły, ani ochoty nic mówić. Był zły na siebie, jak zawsze, gdy zostawał ranny. Nigdy jednak nie doznał tak poważnych obrażeń i nie wiedział, jakie mogą być skutki.
        Zamknął oczy, oparł głowę o ścianę, przy której go posadzili. Poczuł głód i pragnienie, nie jadł nic i nie pił od dłuższego czasu.
        — Pić — szepnął do Alestara, gdy Teus się oddalił.
        Towarzysz wyjął butelkę wina i przystawił ją chłopakowi do ust. Ten wypił kilka porządnych łyków i uśmiechnął się delikatnie, znów zamykając oczy. Suchość w ustach wreszcie minęła.
        Po powrocie Teusa Falkon próbował udawać, że wszystko jest w porządku. Wpatrywał się w niego i słuchał uważnie jego słów. Czuł się winny, przez niego opóźni się wyprawa, którą mogliby zacząć jeszcze dziś. Co z tego, że nie wiadomo gdzie iść...
        — Kapitan... — powiedział nagle Falkon. — Handlarz mówił... Wtedy w karczmie dowiedziałem się paru rzeczy — zaczął wyjaśniać, z trudem wypowiadając każde słowo. — Był tu, w mieście... pewnie już zniknął, ale wiem gdzie go szukać. Na południe... moje rodzinne strony. Turmalia, piękne miasto. Wyruszymy, jak tylko... — Spojrzał na lewe ramię i skrzywił się.
        — Pomóżcie mi wstać... — powiedział po chwili do towarzyszy, wyciągając w ich stronę zdrową rękę.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Nareszcie kompania była na powierzchni, żywa, w pełnym składzie, ale niestety nie całkiem pozbawiona ran. Ramię Falkona nosiło ślady pazurów demonicznego stwora i to był główny problem, jaki przed towarzyszami postawił los. Na szczęście pojawiały się promyki nadziei, ranny przyjaciel powoli się cucił. Słowa Teusa jednak nie pozwalały wybiegać zbytnio w przyszłość, należało zając się ranami złodziejaszka i higieną osobistą. Gdy łucznik wspomniał o alkoholu, Alestar miał wyjąć butelkę elfickiego wina, by poprawić wszystkim nastrój, jednak pomoc dla bajarza była ważniejsza. Trzydziestolatek wodę zostawił przy koniu, także musiał wykorzystać wysokoprocentowy trunek, by zaspokoić potrzeby kompana. „Takie dobre rzeczy, a jak łatwo znikają. Nawet go nie spróbowałem… ehh”. Kusznik nie miał czasu jednak na dłuższe przemyślenia, bo z ust Tousenda padło zasadnicze pytanie: Co teraz?

        Zenemar na dłuższą chwilę zamyślił się, by poszukać jakiś konkretów jakie mogą wykorzystać, lecz jedyne co widział to nadchodzący zmierzch i bliskość targowiska. Po paru minutach, jednak zauważył nadzieję i swoimi odkryciami postanowił podzielić się z resztą kompanii:
        - Musimy zaszyć, przypalić, opatrzeć czy co tam, kto woli, rany Falkona. Potrzebujemy jak wiadomo medyka albo kogoś, kto wie, gdzie taki ktoś się znajduję i tu widzę dwie możliwości: chłopak stajenny, który chyba zdążył mnie polubić – tu łowca zrobił znaczącą pauzę - lub możemy skorzystać z twoich znajomości Teus. Mówię tu oczywiście o twojej pięknej znajomej. W każdym razie potrzebujemy też spokoju, a to możemy osiągnąć w stajni. Tam też mam chyba jakieś opatrunki i wodę, więc w sumie możemy ruszać.

        Zaraz po skończeniu krótkiego przemówienia syna Komonasa, Falkon rozjaśnij dodatkowo przyszłość: było wiadomo, gdzie przyjaciele powinni ruszyć, jeśli chcą znaleźć miejsce, gdzie przetrzymywani są niewolnicy, w tym ważna dla Tousenda persona. Dla Alestara wiele spraw było jasnych, więc nie patrząc zbytnio na reakcję Teusa zabrał się za pomoc złodziejowi. Podniósł go, pozwolił mu się oprzeć o swoje ramię, co wiązało się ze schyleniem trzydziestolatka oraz powoli poruszał się naprzód. Pomoc łucznika jednak mogła być potrzebna i dlatego powiedział do niego:
- Idź przodem, prowadź do stajni, tak byśmy nikogo nie spotkali.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Na południe! Świetnie! – Teus zachwycony usłyszaną wiadomością nie zdążył się opamiętać i klepną Falkona w ramię, a ten syknął z bólu. – Oh, wybacz. A poza tym nie martw się, zaraz znajdziemy Ci jakieś wygodne miejsce na odpoczynek.

        Strzelec wypełniony po brzegi optymizmem przestał zawracać sobie głowę poprzednimi przeciwnościami napotkanymi po drodze.
        - Więc za mną drużyna! Z odrobiną szczęścia otrzymamy trochę więcej niż stos siana.

        Ruszył przed siebie rozglądając się za potencjalnymi gapiami. Im mniej byłoby ich po drodze, tym lepiej byłoby dla kompanii. Widok rannego na ulicach tak strzeżonego miasta nie był częstym zjawiskiem, a niektórzy pod wpływem takich wrażeń zbyt chętnie raczyli zawiadamiać miejscową straż. Teus uznał więc, że najkorzystniejszą opcją byłoby udanie się tutejszymi zaułkami. Wolał na razie nie zaprzątać sobie głowy tym, że kompletnie nie zna tutejszych dróg.

        Jak dotąd wszystko szło po myśli, nie licząc tego, że Tousend nie miał pojęcia gdzie się znajduje, lecz starał się cały czas sprawiać wrażenie dokładnie obeznanego z planem miasta. Przynajmniej udawało się im na razie unikać spojrzeń mieszkańców.
        - Szkoda, że nie mam na sobie swojego płaszcza. Czuję się trochę nago – rzucił do towarzyszy człapiących za nim. Zdawało się, że Falkon powoli odzyskuje siły. Najwyraźniej ruch mu sprzyjał. Minęli kolejną uliczkę i znowu ukazała się im jedna z głównych dróg. Teus dał znak do zatrzymania się, gdyż ulicę przemierzał właśnie patrol straży miejskiej. Zdawało się, że jeden ze strażników poczuł nieopuszczający drużynę zapach, ale po chwili na szczęście kompanii zignorował to i ruszył dalej. Strzelec cicho wypuścił powietrze i dał sygnał do dalszej podróży.

        Po drodze Tousend zauważył jedną z karczm, którą mijał podczas wczorajszego pościgu. Pozwoliło mu to mniej więcej zorientować się w terenie i określić swoją pozycję. „W takim razie niedaleko powinna być pierwsza odwiedzona przez nas gospoda, a z nią i stajnia”. Miał już zaciągnąć kaptur na głowę, gdy ze złością zorientował się, że pozbył się go razem z płaszczem. „Spalenie go może nie było zbyt inteligentnym pomysłem”.

        Przysunął się do krawędzi ściany kończącej aktualnie odwiedzany zaułek i wyjrzał na ulicę. Jego oczom ukazała się gospoda „Pod złotym gryfem”. Na szczęście stajnia dalej pozostawała obok, nie zamierzając się nigdzie ruszać.
        - Mamy ładny kawałek do przebiegnięcia – powiedział do towarzyszy. Zamierzał już wyskoczyć zza rogu lecz zauważył znaną mu osobę opuszczającą widziany przybytek. Juliet najwyraźniej skończyła swoja zmianę i udawała się w stronę domu.
        - Poczekajcie tu, zaraz wrócę. – Teus szybko zmienił plan i pobiegł na drugą stronę uliczki, w której się znajdowali. Tak jak myślał, dziewczyna zaraz pojawiła się na obserwowanej ulicy.
        - Juliet! – krzyknął w jej stronę i dał znak aby podeszła.
        - Miło Cię znowu widzieć! – powiedziała z uśmiechem na ustach i zaraz cofnęła się odruchowo, gdy dotarł do niej zapach odwiedzanych wcześniej kanałów.
        - Wybacz. Powiedzmy, że jestem w sytuacji kryzysowej. A raczej my jesteśmy. Mianowicie mój kompan jest ranny, jeden z tych dwóch, którzy pomogli mi w karczmie. Nie mamy gdzie się udać, a muśmy dać mu gdzieś odpocząć.
        - I chciałbyś przechować go u mnie – dokończyła Juliet. – Oczywiście, w końcu im też jestem coś winna. Rozumiem, że nie możecie się tak po prostu za mną udać, więc proponuję skręcić w tamten zaułek – wskazała ręką alternatywną drogę. Następnie przekazała dalsze wskazówki co do proponowanej trasy.
        - Wielkie dzięki, nie wiem co ja bym tu bez Ciebie zrobił – podziękował dziewczynie, na co ona odchodząc uraczyła go szerokim uśmiechem.

        Zadowolony z rozwiązanego problemu Teus wrócił do towarzyszy. Falkon właśnie odpoczywał i zaczął się podnosić na jego widok.
        - Tak jak radziłeś Alestarze skorzystałem ze swoich znajomości i wydaję się, że znalazłem odpowiednie miejsce na odpoczynek. Musimy niestety kawałek zawrócić, ale zapewniam Cię Falkonie, że czekają tam większe wygody od spoczynku w stajni.

        Tak więc drużyna zawróciła i udała się zaplanowaną drogą. Po krótkiej podróży przez ciemne uliczki miasta dotarli pod drzwi ich „wybawicielki”. Zdążyła wrócić do domu przed nimi i przygotowała już miejsce dla rannego Falkona.
        - Wchodźcie prędko, nie długo powinien pojawić się tu patrol straży. Połóżcie go tam – wskazała na przygotowane łóżko. Teus wraz z Alestarem pomogli ułożyć się na nim rannemu. Tousend miał już podziękować za udzieloną pomoc lecz urwał w połowie słowa widząc zakapturzoną postać w rogu pokoju. Odruchowo spojrzał w stronę bajarza i poważnie zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest to złorzecząca wróżba. Ku jego zdziwieniu postać odziana w czerń powoli kiwnęła głową jakby zaprzeczając myślom strzelca. Nie wiedział czy ma z tego powodu się cieszyć, czy zinterpretować to w inny sposób.

        Ocknął się zauważając, że pozostali spoglądają na niego nie wiedząc co się dzieje.
        - Yy… wybaczcie, zamyśliłem się – machnął beztrosko ręką próbując załagodzić sytuację. – Jeszcze raz dziękuje – powiedział do Juliet – Ratujesz już drugiego z naszej ekipy, a już za pierwszym razem się odwdzięczyłaś – spojrzał znowu w kąt pokoju, lecz nikogo już tam nie zobaczył.
        - Oj, nie przesadzaj – odparła rudowłosa rumieniąc się.
        - Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę już przez ten smród wytrzymać. Zaryzykuję może i skorzystam z kąpieli w jakieś gospodzie. Nie chcę nadużywać twojej gościnności – rzucił w stronę Juliet wiedząc, co chce ona zaproponować. – Zresztą będziemy mieli okazję przekonać się, czy wywarliśmy odpowiednie wrażenie na tutejszym półświatku – uśmiechnął się szelmowsko. – Postaram się również załatwić jakąś wodę do umycia i dla naszego zdechlaka. Nie dość, że zajmuje miejsce, to jeszcze zatruwa powietrze. – Teus wyszczerzył się do leżącego Falkona.
        - Tym zajmę się już ja – odparła gospodyni tonem, który dawał do zrozumienia, że nie przyjmie ona sprzeciwu.
        - Dobrze, przynajmniej nie będę musiał targać wiader z wodą z drugiego końca miasta. Tak więc do karczmy Alestarze. Tym razem mogę nawet zapłacić za nas obu.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        "Przyjacielski" gest rozradowanego Teusa nieco otrzeźwił Falkona. Chłopak skrzywił się i z trudem powstrzymał paskudne przekleństwo, którym miał już rzucić w stronę towarzysza.
        Pomoc Alestara okazała się nieco niewygodna - złodziejaszek objął ramieniem szyję dwumetrowego kompana i wisiał na niej jak na wieszaku, nawet gdy ten próbował się schylić. Chłopak postanowił jednak to znieść i z zaciśniętymi zębami stawiał ostrożne kroki, nieustannie zerkając na bezwładną lewą rękę, jakby bał się, że zaraz odpadnie. Czuł się słabo, burczało mu w brzuchu, ramię piekło go niemiłosiernie. Marzył teraz jedynie o wygodnym posłaniu i mocnym alkoholu, na uśmierzenie bólu.

        Droga strasznie dłużyła się Falkonowi. Próbował opanować swoją bezsilność, która dawała o sobie znać z każdym postawionym krokiem. Rozglądał się wokół, z trudem unosząc głowę. Szli bocznymi uliczkami w stronę stajni, mijając kilka znanych im już miejsc. Jednym z nich była opustoszała uliczka, na której znajdował się pewien mały domek - siedziba jednego z handlarzy niewolników, do którego włamali się po dokumenty. W niewielkim okienku widać było rozchybotany płomień świecy, najwyraźniej właściciel był w środku. Po chwili drzwi otworzyły się, wyszło z nich dwóch mężczyzn. Uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się w przeciwne strony. Falkon nie zdążył się im przyjrzeć, jednak był pewien, że jednym z nich był handlarz. Najwyraźniej przebolał już stratę swoich papierów i dalej zajmował się interesem. "Może tym razem mi się poszczęści" — pomyślał chłopak. Już zaczął wyobrażać sobie, jak pokaźny mieszek mógł zostawić klient. Uśmiechnął się lekko, lecz po chwili znów wykrzywił usta i jęknął cicho, spoglądając na zakrwawiony opatrunek.

        Krótki przystanek okazał się dla chłopaka zbawienny. Nie tylko dlatego, że mógł odsapnąć po męczącej wędrówce. Teus przyniósł wspaniałą nowinę, która niezwykle poprawiła humor rannemu. Falkon zawisł znów na szyi Alestara i cała trójka powlekła się powoli w stronę domu znajomej kelnerki.
        Zawroty głowy i dreszcze, które dopadły chłopaka nie wiadomo kiedy i skąd, spowodowały, że nie był w stanie skupić się na tym, co dzieje się wokół. Widział, jakby przez mgłę, piękną, rudowłosą dziewczynę, słyszał krótką rozmowę, lecz niezbyt ją rozumiał. Tępy, piekący ból promieniował na całą klatkę piersiową. Poczuł, jak kładą go na niezbyt wygodnym łóżku. Stracił przytomność.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Rannemu na pewno nie było łatwo, musiał być niesiony przez dwumetrowego, dobrze zbudowanego mężczyznę, ale radość Teusa wyrażona w poklepaniu krwawiącego ramienia, wykluczała zamianę ról między kusznikiem a łucznikiem. Tousend w swojej roli sprawdzał się wyjątkowo dobrze, kompania szła małymi rzadko uczęszczanymi uliczkami. Wszystko szło spokojnie, aż w końcu się zatrzymali, kątem oka Alestar zauważył, że to przez strażników na patrolu. Już dotykał głowni miecza, ale patrol ruszył w swoją stronę, a towarzysze w swoją. Szli dalej, aż było widać znaną im gospodę, jednak tam nie mogli się zatrzymać, ślady po rozróbie pewnie wciąż tam były. Na szczęście Tousend kogoś wypatrzył, a gdy przyjaciel się oddalił, łowca wiedział, że rude włosy w oddali należą do jego dobrej znajomej.

        Tak jak Zenemar sądził, to była ta dziewczyna i miała nieco dobrej woli, by przyjąć złodziejaszka pod swoje skrzydła, los zaczął powoli się do kompanii uśmiechać, była nadzieja na zamknięcie pewnych spraw. Przyjaciele zgodnie ze słowami Teusa zawrócili i skierowali się do domu rudowłosej. Ranny bajarz został ułożony na łożu i było widać, że chwila odpoczynku jest mu potrzebna. Syn Komonasa miał już pytać łucznika co teraz, jednak ten wpatrywał się w róg pokoju, to trochę zmartwiło trzydziestolatka i słowa towarzysza wcale go nie uspokoiły, ale nie można było nic podejrzewać.

        Tousend zaproponował wizytę w karczmie i bez dłuższego zastanowienia Alestar pokiwał głową na znak aprobaty jego pomysłu. Należało oczywiście znaleźć kolejną karczmę w tym mieście, ale jeśli opowieści Falkona o Nowej Aerii jako perle handlu były prawdziwe, to musiało być tu dużo takich przybytków. Kusznik, wtedy właśnie sobie przypomniał kilka słów, które przypadkiem usłyszał w poprzedniej tawernie o innym takim dobytku. Tymi informacjami postanowił podzielić się z towarzyszem:
        - Coś mi się przypomniało, słyszałem tutaj o interesie zwanym „Czarna róża”, jest to porządny zamtuz w piwnicach i podrzędna karczma na parterze. To gdzieś na prawo od nas.

        Kompania skierowała się w tym właśnie kierunku, przeszli kolejne kilkanaście metrów, aż zauważyli kilka latarni, których góra ukształtowana była w nieco rozłożoną róże. Trzydziestolatek wiedział, że zbliżają się do przybytku, a gdy znaleźli się bliżej zauważyli ogród z czarnymi różami i potężny budynek karczmy. Wnętrze jednak nie imponowało, to nie tawerna grała tutaj pierwsze skrzypce, a podziemia. Łowca nagród nie miał czasu na podziwianie piękności jakie przechadzały się po pomieszczeniu, żadna z nich nie zbliżyła by się do niego - zawdzięczał to swojemu zapachowi. By się go pozbyć zamówił tak jak i Teus, porządną kąpiel. Każdy z towarzyszy udał się na górę, skierowali się do odpowiednich pomieszczeń i każdy z osobna zajął się poprawą swojej higieny osobistej. Relaks był tak przyjemny, że nie chciało opuszczać się balii, jednak stukanie do drzwi oznaczało, że należało już wracać.
        Odświeżony i czysty Zenemar ubrał się pośpiesznie, wyszedł, a za drzwiami czekał już Tousend. Przyjaciele zeszli na dół, opuścili lokal i skierowali się do domu rudowłosej piękności – przecież nie można było pozwolić, by Falkon zbytnio się lenił. Do budynku Alestar kierował się jednak sam, zaraz po wyjściu jakiś mężczyzna zaczepił łucznika, a ten stwierdził, że niedługo wróci. Trzydziestolatek nie interesując się tym zbytnio szedł dalej sam.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        „Tak, tego było mi trzeba”. W końcu nadarzyła się okazja na ponowne odwiedziny gospody i skorzystania z wygód kąpieli. Nareszcie mógł pozbyć się odoru, który do tej pory nie odstępował go na krok. Zamówienie bali kosztowało Tousenda 35 ruenów, jednak teraz byłby w stanie zapłacić i całą setkę. Na szczęście nie dał tego po sobie poznać, a karczmarzowi nie udało się skorzystać na jego sytuacji. Wydawało się, że kąpiel trwała zaledwie kilka sekund, a Teusa proszono już o opuszczenie łaźni. Ze złością stwierdził, że nie zdążył nawet wyprać swoich ubrań. Miał nadzieje, że w domu Juliet znajdzie się jakaś kostka mydła.

        Trudno było powstrzymać się od złożenia wizyty w zamtuzie mieszczącym się pod karczmą, lecz Teus wiedział, że aktualnie najważniejszą rzeczą jest sprawdzenie stanu rannego towarzysza. Ubrał się więc, lecz nie założył na siebie całej dostępnej garderoby. Zostawił na sobie buty, spodnie i koszulę, a kolczugę zawinął w skórzaną kurtkę. Nie chciał znowu przesiąknąć smrodem. Opuścił pokój i udał się po Alestara, a następnie razem opuścili karczmę. Na szczęście nie zauważył po drodze jakiś oznak niechęci po zajściu w kanałach lub też obserwatorzy bandytów nie chcieli zwracać na siebie uwagi. Tym razem strzelec z zadowoleniem zauważył, że okoliczne damy chętniej na niego spoglądają po pozbyciu się nieprzyjemnej otoczki. Trudno było mu nie zauważyć kuszących uśmiechów i gestów zapraszających go do podejścia. Obiecał sobie jednak, że nie da ponieść się pokusie i opuścił lokum.

        Zdążył zrobić kilka kroków, gdy zza rogu usłyszał znajomy głos.
        - Idź sam, ja zaraz wrócę – rzekł do Alestara i podszedł do wołającej go osoby.
        - Miałem przeczucie, że jeżeli mam Cię szukać, to najlepiej będzie sprawdzić wszystkie okoliczne burdele – usłyszał.
        - Uważaj, bo jeszcze uznam, że naprawdę sam nie chciałeś skorzystać – odparł Teus. Zaraz po tym obaj rozmówcy wyszczerzyli się i wyściskali się serdecznie.
        - Co ty tutaj robisz Filemonie? – Strzelec zapytał rozradowany.
        - Pragnę zwrócić Ci uwagę na ten mały szczegół, że jestem kupcem. Wiesz, to tacy ludzie którzy czasem podróżują. – Znajomy odparł pouczającym tonem.
        - No dobra, tu masz rację.
        - Nie licząc interesów, przyjechałem tu jeszcze w jednej sprawie. – Filemon rzucił Tousendowi sakiewkę. - Drobne wsparcie finansowe od brata. Twój ojciec pewnie też się dołożył, ale nie chce się przyznać. A poza tym mam Ci przekazać, że lepiej by było abyś nie pokazywał się na razie w granicach Fargoth. Poszukiwania jeszcze nie ustały, a ty wydajesz się jedynym słusznym podejrzanym.
        - Przekaż im moje podziękowania. Zresztą tobie też się należą. – Tousend uścisnął serdecznie dłoń znajomego. – Do domu aktualnie i tak nie zmierzam. Najpierw muszę ją znaleźć.
        - To akurat wiedzą wszyscy. – Filemon uśmiechnął się serdecznie. – Mogę jedynie życzyć Ci powodzenia.
        - Na pewno się przyda. Powiedz jeszcze czy w domu nikomu nic nie grozi ze względu na ten „wypadek”?
        - Twój brat skutecznie temu zaradza, więc nie musisz się niczym martwić. Tak więc żegnaj i jeszcze raz życzę Ci powodzenia.
        - Dzięki i szczęścia w interesach!

        Obaj rozmówcy rozeszli i każdy udał się w swoją stronę. Teus schował otrzymaną sakwę i z uśmiechem na ustach zauważył, że jego znajomy zastanawia się nad skorzystaniem z pobliskiego przybytku, jednak najwyraźniej porzucił ten plan. Rozmowa trwała dłużej niż się spodziewał i Alestar pewnie był już na miejscu. Tousend przyspieszył więc kroku i po krótkim czasie również stanął przed znajomymi drzwiami.

        Po wejściu od razu sprawdził stan Falkona. Pogrążony był w głębokim śnie. Juliet zdjęła z niego część ubrań. Wyprane, były już powieszone na krześle stojącym obok łóżka. Alestar natomiast również zrzucił część garderoby i udał się na spoczynek po zdecydowanie męczącym dniu. Teus również chętnie by tak postąpił, wiedział jednak, że ubrania same się nie wypiorą, a nie zamierzał pozwolić na wykonanie tej czynności przez gospodynię.
        - Masz może kawałek mydła? – zapytał dziewczynę.
        - Kawałek się znajdzie. Daj ubrania, nimi też się zajmę.
        - W żadnym wypadku – odparł stanowczo i wziął podane mydło. – I tak zdecydowanie nadużywamy twojej gościnności.

        Siadł na krześle, przysunął miednicę jeszcze napełnioną wodą i zabrał się do roboty. Choć ciężko było pozbyć się męczącego zapachu to jednak po dłuższym szorowaniu zaczął on ustępować.
        - Szczerzę mówiąc pierwszy raz widzę piorącego mężczyznę. – Rudowłosa usiadła obok i przyglądała się Teusowi.
        - Podziwiaj, póki masz okazję – odparł uśmiechnięty i chlapną wodą w stronę dziewczyny.
        - Hej! Bo to też będziesz musiał uprać – rzuciła z udawaną złością. – Co wy w ogóle robiliście? Ćwiczyliście pływanie w szambie? – spytała rozbawiona.
        - Trenowaliśmy przed tegorocznymi zawodami. Też musisz spróbować. A w między czasie polowaliśmy na kanałowe hydry i chimery. Sam upolowałem trzy. – Teus wypiął się dumny.
        - Nie miałam pojęcia w jakim niebezpiecznym mieście żyję! – zasłoniła usta z udawanym przerażeniem.
        Strzelec uśmiechnął się szeroko i ściągnął koszulę, której również przydałoby się szorowanie. Dalej był poobijany, jednak zauważył, że jeden z porządnych siniaków jakie otrzymał w prezencie od „kanałowego demona” po prostu zniknął. Poczuł ciepło bijące z kieszeni.
        - Widzę, że nie ze wszystkich tarapatów udało Ci się bezpiecznie wymknąć – zadziornie stwierdziła Juliet widząc najróżniejsze rany i siniaki na ciele Teusa.
        - Czego to się nie robi dla dam ratowanych z opresji – puścił oko do dziewczyny.
        - Mogę się tylko cieszyć, że na ciebie trafiłam zacny rycerzu. – Rudowłosa teatralnie zatrzepotała rzęsami.
        Ubrania Tousenda wydawały się już czyste, uznał więc, że może zająć się także ciuchami Alestara.
        - Wydajecie się być zgraną kompanią – stwierdziła Juliet, patrząc na śpiącą część drużyny.
        - Jesteśmy nią aż od jakiś trzech dni – uśmiechając się Teus spojrzał na towarzyszy. – Trzy dni, a oni zdążyli wyratować z opresji mój tyłek już jakieś trzy razy. Raz na każdy dzień.
        - Widzę, że nie zamierzasz pozostawać dłużny. A co zamierzacie zrobić z waszym pokiereszowanym kolegą? Przez cały ten czas gdy was nie było jedynie ciężko oddychał.
        - Jak nie zdąży wyzdrowieć to go dobijemy. Zawsze można to jakoś wykorzystać, jedzenia w drodze nigdy za wiele. – Teus zaniósł się śmiechem widząc przerażoną twarz Juliet.
        - Wariat – odparła uśmiechnięta gdy już się otrząsnęła.
        - Poczekamy, aż wróci do jako takiej sprawności – powiedział już poważniej.
        - W takim razie w moim interesie pozostaje utrzymanie go jak najdłużej niesprawnym – uraczyła Teusa kolejnym uśmiechem.
        - Haha! O tym nie pomyślałem. Cóż, gorzej dla niego – wskazał Falkona czyszczonym butem. – Mam jednak nadzieje, że się z tego wyliże. Zdążyłem już go polubić.
        - Może i znajdzie się pewne rozwiązanie. Mam przyjaciółkę, która pełni rolę uzdrowicielki. Na pewno coś zaradzi.
        - Przyjaciółkę? W takim razie chętnie poznam – wyszczerzył się do rudowłosej, a ta fuknęła na niego i uderzyła go wyczyszczonym butem.
        - Hej uważaj! – odparł próbując uniknąć ataku. – Jeszcze go ubrudzisz! – Rozbawiony otrzymał kolejny zasłużony cios.

        W końcu robotę można było uznać za skończoną. Chyba, że wziąć pod uwagę wodę rozlaną na podłodze przez wcześniejszą potyczkę. Teus deklarując, że i z tym problemem sobie poradzi wyszedł wylać brudną wodę.
        - Chyba zatrudnię Cię w roli sprzątaczki – uznała rudowłosa.
        Tousend zapatrzył się na dziewczynę gdy ta do niego mówiła i chlusnął na zewnątrz zawartością miednicy. Ku jemu zaskoczeniu nagle usłyszał wrzaski i zobaczył oblanego przechodnia. Najszybciej jak mógł zamknął drzwi i wykonując pospieszny odwrót znalazł się z Juliet aż w pokoju obok, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
        - Jeżeli ten pan zamierza tu wpaść to ty tu mieszkasz – odparła nie mogąc powstrzymać śmiechu. Na szczęście obojga skończyło się tylko na krzykach wyrażających oburzenie i jakiś dodatkach o braku wychowania. Gdy dwójce udało się powstrzymać śmiech, Juliet przypomniała sobie o kolacji.
        - Miałam podać ją twojemu koledze, jednak nie miał zamiaru się budzić, a ja już wolałam nie przerywać mu drzemki. Drugi widać również wolał nie ryzykować spróbowaniem mojego dania – odparła smutno.
        - W takim razie ja zjem za nas trzech – rzucił chwacko Teus i zabrał się za pałaszowanie podanej potrawki.

        Przy posiłku strzelec opowiedział dziewczynie o poprzednich przygodach kompanii, unikając tych bardziej krwawych scen. Danie natomiast okazało się pyszne, a kosztujący je nie zamierzał pozostawiać tego bez odpowiedniego komplementu. Po kolacji Teus był zdecydowanie najedzony i uznał, że towarzysze mogą mu pozazdrościć.

        Zanim się spostrzegli za oknem zagościła noc i całe miasto skryło się w ciemności, przeganianej tu i ówdzie przez uliczne lampy. Strzelec ziewnął przeciągle i uznał, że najlepiej byłoby już udać się na spoczynek, choć nie chciał jeszcze zostawiać swej towarzyszki samej. Zajrzał do sąsiedniego pokoju i ujrzał dalej śpiących kompanów.
        - Wydaje mi się, że jakoś ciężej znieśli pobyt w kanałach ode mnie.
        - Po spotkaniu tych tajemniczych stworów i jakiegoś demona z piekła rodem nikt chyba nie byłby obojętny. Ty po prostu jakoś mało wrażliwy jesteś – szturchnęła Teusa w żebra, a ten uśmiechnął się szeroko. Zauważył katem oka, że na twarzy Juliet pojawiło się lekkie zmieszanie.
        - Coś nie tak? – spytał.
        - Wiesz… wy jako tacy twardziele widzicie takie rzeczy jakie mi opisywałeś i śpicie spokojnie. Ja jednak tylko słysząc o czymś takim boję się spać sama – odpowiedziała uśmiechając się zalotnie.
        - Jeżeli tak to ujmujesz. Wolałbym nie spać obok któregoś z tych dwóch – odparł uśmiechnięty.

        Noc minęła dla Teusa spokojnie (nie licząc pewnego incydentu na samej jej początku) i zdecydowanie mógł być zadowolony z odpowiednio zakończonego dnia, który w końcu był naprawdę męczący dla całej drużyny. Uznał, że musi jeszcze kiedyś odwiedzić to miasto po tym jak je opuści, choćby i miał to zrobić tylko dla jednej osoby.
Ostatnio edytowane przez Teus 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Był środek nocy. Księżyc błyszczał srebrzyście daleko nad horyzontem, miękka, mlecznobiała mgła unosiła się nad spokojną taflą wody. Trójmasztowy, czarno-czerwony szkuner dryfował powoli, łapiąc w żagle nikłe podmuchy wiatru.
        — Coś się szykuje, chłopcze — powiedział spokojnie wysoki, charyzmatyczny mężczyzna z długą, siwą brodą i pofalowanymi, sięgającymi ramion włosami.
        Stali na dziobie statku. Młodzieniec wpatrywał się w niebo z lekkim uśmiechem.
        — Jest tak spokojnie... — szepnął, przeczesując palcami włosy.
        — Cisza przed burzą, chłopcze, uwierz mi. Czuję to. Szykuje się coś na prawdę poważnego.
        Starszy mężczyzna obejrzał się do tyłu, jakby bał się, że ktoś to usłyszy. Na pokładzie panował przyjemny gwar, jednak dało się wyczuć stopniowo narastający niepokój.
        — Ta łajba wiele zniosła. Miejmy nadzieję, że i tym razem wytrzyma.
        — Nie ma wiatru — stwierdził chłopak, przenosząc wzrok na starszego.
        Mężczyzna spojrzał na niego, mrużąc nieznacznie oczy.
        — Jeszcze wiele się musisz nauczyć — westchnął po chwili, nadal zachowując niezwykle poważny wyraz twarzy. — Gdy wzejdzie słońce — ciągnął powoli — nic nie będzie takie samo.
        Chłopak omiótł starca przenikliwym spojrzeniem.
        — Chcesz mnie sprawdzić? — zapytał, jakby z lekkim wyrzutem.
        — Nie tym razem, chłopcze.
        Mężczyzna pogładził swój długi, czarny płaszcz z rzędem błyszczących guzików. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni, błyskając krwistoczerwoną podszewką i wyjął małą, fantazyjnie rzeźbioną fajkę. Nabił ją i podpalił. Zaciągnął się spokojnie i podał fajkę chłopakowi.
        — Pamiętasz co ci obiecałem? — zapytał.
        — Tak — potwierdził chłopak, wypuszczając dym nosem.
        — Obietnicy dotrzymam, ale ty też musisz dotrzymać swojej.
        Zapadła cisza. Młodzieniec spuścił głowę, wpatrując się w swoje podniszczone, skórzane buty. Odetchnął cicho, pociągnął raz jeszcze z fajki, po czym oddał ją mężczyźnie.
        — Tak jest, kapitanie — powiedział spokojnie, a w jego głosie słychać było smutek.
        Obrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając mężczyznę samego.

        W kubryku było głośno. Grupa pijanych mężczyzn śpiewała pirackie szanty, lejąc w gardło wszystko, co mieli pod ręką. Na widok wchodzącego chłopaka wszyscy ucichli i spojrzeli w jego stronę. Wstał tęgi łysol i podparł się pięściami na stole.
        — Butelkę rumu dla pana Falkona! — ryknął gromko, zawtórowały mu radosne okrzyki i śmiechy.
        Zerwali się dwaj najbardziej przytomni. Mieli czerwone chusty na głowach i luźne, szare od brudu koszule. Złapali młodzieńca pod ręce i usadowili go na wolnym stołku, wręczając mu pokaźną butlę trunku. Chłopak przełknął kilka dużych łyków, po czym skrzywił się i uśmiechnął szeroko. Znów rozległy się okrzyki i śmiechy. Łysy ponownie wstał, unosząc w górę swój cynowy kubek i potężnym głosem zaczął śpiewać znaną każdemu pieśń. Po chwili wstali wszyscy, którzy byli w stanie utrzymać się na nogach i z nieco udawaną powagą dołączyli do śpiewającego, wznosząc trzymane flaszki i naczynia. Pokrzepiająca, podniosła pieśń huczała głośno, pełna męstwa i odwagi, miażdżąc na proch wszelkie przykre myśli, obawy i lęki.

        Piekący ból brutalnie obudził Falkona. Chłopak zdał sobie sprawę, że śpiewał przez sen. Rozejrzał się po domu w nadziei, że nikt tego nie usłyszał. Zdawało się, że wszyscy głęboko śpią, więc odetchnął z ulgą i ułożył się wygodnie, uważając na obolałe ramię. Przed oczyma miał nadal swój sen, jedno z ukochanych wspomnień, które tak często do niego wracało. Zamknął oczy, chcąc znowu zasnąć, jednak ból na to nie pozwalał. Na szczęście osłabienie nieco minęło, odpoczynek najwidoczniej dużo pomógł. Na dworze robiło się już jasno, wstawał kolejny męczący dzień.
        Na krześle leżał sztylet i pas z przyczepionymi doń przeróżnymi torebeczkami, spodnie wisiały wyprane na oparciu. Falkon z trudem podniósł się i usiadł na łóżku. Odczepił od pasa niewielki woreczek i wyjął z niego małą, rzeźbioną fajkę. Przyjrzał się jej uważnie, czule obracając ją w dłoniach.
        — Zawsze miałeś rację — szepnął cicho, wąchając drobinki wysypanego na rękę starego popiołu.
        Rozległo się jakieś skrzypnięcie, najwyraźniej ktoś się obudził. Chłopak szybko schował fajkę do woreczka i odłożył go na miejsce.
        — Dzień dobry — powiedział zmęczonym głosem, uśmiechając się anemicznie. — Chyba mi lepiej — dodał szybko, starając się nie okazywać bólu.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Dotarcie do domu rudowłosej nie było trudne, więc trzydziestolatek bez problemów dotarł do celu. Nie chcąc nadużywać gościnności gospodyni, nie pytał o dodatkowe łoże tylko od razu zadeklarował się do spania na kanapie, znajoma Teusa na szczęście nie protestowała. W niedługim czasie pojawił się i również sam Tousend, jednak przeczuwając, że łucznika i kobietę łączy również łóżko, Alestar nie przeszkadzając nikomu udał się do pomieszczenia, gdzie przebywał Falkon, kierując się na kanapę. Tuż po zrzuceniu z siebie ubrań i pancerza kusznik zauważył, że brodacz pierze ubrania, na szczęście Zenemar wykorzystał część wody przeznaczonej na kąpiel, właśnie na pranie i nie musiał się martwić odorem stroju. Nie przejmując się więc niczym mężczyzna oddał się błogiemu snu.

        Kanapa jak na standardy Zenemara była jednym z wygodniejszym posłań, na których on spał, niestety cała konstrukcja miała małą, zasadniczą wadę: poręcz. Nie było to nic niezwykłego w takim meblu, niestety pobudka łowcy nagród polegała na uderzeniu głową właśnie w nieszczęsną poręcz. Na szczęście przebudzenie nastąpiło nad ranem, więc nie było najgorzej. Gdy łowca się obudził, ranny bajarz już siedział na swoim łożu i sennym głosem go przywitał. Alestar ucieszył się na myśl, że kompan dobrze wygląda i lepiej się czuje, oczywiście, jeśli niczego nie ukrywał. Dla wszelkiej pewności kusznik zapytał:
        - Jeżeli się dobrze czujesz to już możemy stąd spadać i ruszać na wielkie bitwy? – trzydziestolatek wiedział, że mina bajarza zdradzi odpowiedź – a jeśli nie, to jak dobrze jest z twoim ramieniem i czy potrzebny ci jakiś dobry medyk? Po rozmowie trzydziestolatek ubrał się powoli, zostawiając pancerz przy kanapie – przecież nie będzie jadł śniadania w pełnym rynsztunku.
        Jeżeli chodziło o lekarza, to by takowego znaleźć, należało wypytać rudowłosą kobietę, tym najpewniej powinien się zająć Teus, który jak za pstryknięciem palcami, wychodził właśnie z sąsiedniego pomieszczenia. Syn Komonasa nie czekał na gospodynię i od razu przekazał swoje prośby i przywitał się z towarzyszem broni:
        - Dobry kompanie, nasz ranny złodziejaszek się już obudził i mówi, że mu lepiej. Jeżeli jednak potrzebuje medyka, możesz się dowiedzieć, gdzie takiego znajdziemy. – trzydziestolatek ściszył głos – I mógłbyś załatwić kilka jajek byśmy sobie zrobili i zjedli jakąś jajecznicę?
Posiłek był ważny, bo niewiadomo, kiedy po wyruszeniu z miasta znów przyjaciele zawitają do jakiejś osady, by spróbować jadła z karczmy, a nie zwierzyny upolowanej w lesie.
Ostatnio edytowane przez Alestar 10 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Wybudzenie się ze snu w takich okolicznościach lubił najbardziej. Nie ma to jak pobudka obok pięknej dziewczyny w rześki, słoneczny poranek. Leżąca obok Juliet najwyraźniej nie zamierzała jeszcze wstawać. Przeciągnęła się jedynie i obróciła na drugi bok. Teus postanowił jej nie przeszkadzać i podniósł się z łóżka. Założył na siebie spodnie i koszule, po czym postanowił sprawdzić co słychać u jego towarzyszy.

        Wchodząc do sąsiedniego pomieszczenia nie mógł się opanować i ziewnął przeciągle. W tym samym momencie zauważył wybudzonych ze snu kompanów. Miał tylko nadzieje, że to nie on był powodem ich pobudki, choć miał w planach postawić ich na nogi.
        - Witaj – odpowiedział Alestarowi ledwo powstrzymując się od kolejnego ziewnięcia. – Jeżeli chodzi o medyka to sprawę możecie uznać za załatwioną. Juliet ma pewną znajomą zajmującą się fachem uzdrowiciela. Za to z jajecznicą może być większy problem. Możliwe, że wykorzystałem wczoraj całe zapasy.

        Zaraz po wejściu do pokoju przypomniał sobie o pewnej rzeczy. Wyjął z kieszeni zdobyczny kryształ i podał go rannemu towarzyszowi.
        - To chyba twoje. Wziąłem to po walce z tym stworem w kanałach. Dziwię się trochę, że zabrałeś coś, co o mały włos mnie nie ukatrupiło - rzucił lekko rozdrażniony. - Przynajmniej był z tego pożytek przy walce z tym monstrum. Proponuje wspomnieć o tym klejnocie przy wizycie lekarskiej. Może ta uzdrowicielka będzie wiedziała coś na jego temat.

        Powrót do całkowitej przytomności nastąpił natychmiastowo. Teus zorientował się, że dotknął błyskotki gołymi rękami. Na jego szczęście najwyraźniej straciła ona swoje „obronne” właściwości i nie zamierzała jeszcze raz przypominać Tousendowi o jego nadmiernej ciekawości. Odruchowo potrząsnął ręką i syknął na myśl o pierwszym spotkaniu z kryształem.

        - Dobrze głodomory, może jednak znajdę coś nadającego się na śniadanie. Mam tylko nadzieje, że ta rudowłosa piękność nie zamorduje mnie za gmeranie po jej półkach.
        - Słyszałam to! – rozległ się rozespany głos dochodzący z sypialni.
        - No i efekt zaskoczenia szlag trafił – dodał już ciszej.

        Zabrał się za zbieranie składników. Udało mu się znaleźć woreczek mąki, kilka litrów mleka i wody, trzy jajka, które raczej nie wykarmiłyby czterech osób, oraz kilka kostek masła.
        - Hymm, tak. Prawdziwe wyzwanie dla wytrawnego kucharza w mojej osobie – wyszczerzył się do przyglądających mu się kompanów. – Może nie zjesz na śniadanie jajecznicy Alestarze, ale w zamian będziesz miał okazję skosztować moich naleśników. W ich produkcji jestem istnym mistrzem, a do tej pory zrobiłem ich aż… cztery.

        Z zapałem kucharz amator zebrał potrzebne narzędzia i zabrał się do pracy. Z odrobiną szczęścia nie będą musieli przeżywać porannej głodówki, chyba, że mistrzowi patelni uda się przypalić wodę….
        - A wam jak minęła noc? Ja w sumie nie narzekam. – Tutaj Teus zrobił efektywną pauzę i prawię pozbył się jednego ze smażonych naleśników. – Wydawało mi się, że słyszałem śpiew w nocy, chyba szanty, a oceniając po głosie raczej nie była to jakaś biała dama. O ile białe damy gustują też w marynarskich piosenkach.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Pewnie się przesłyszałeś — powiedział Falkon, uśmiechając się lekko.
        Od dobrych kilku chwil przyglądał się klejnotowi, o którym zdążył zapomnieć, odkąd opuścili kanały. Smętna, czerwonawa poświata nie wydawała się już tak intensywna jak w ciemnych tunelach. Mimo wszystko błyskotka wyglądała magicznie, nieco intrygująco. Z pewnością znajdzie się ktoś, kto rzuci za nią kilka monet...

        — Co z tą uzdrowicielką? — zapytał, udając, że niezbyt go to interesuje.
        Bez uzdrowicielki jednak obyć się nie mogło, Falkon wiedział o tym dobrze. Rana jednocześnie bolała, piekła i swędziała, ogólne samopoczucie nie wskazywało na zwykłe okaleczenie. Zresztą bestia też nie była zwyczajna.
        Chłopak odłożył kryształ na krzesło, obok swojego pasa i zaczął rozmasowywać lewą rękę. Odzyskał w niej czucie, jednak dalej nie była do końca sprawna, a każdy ruch sprawiał ból.

        Zapach teusowych naleśników przypomniał Falkonowi o głodzie, który męczył go już od wczoraj. Począł obserwować, jak kompan radzi sobie ze smażeniem i śmiechem komentował jego wyczyny. Powoli zaczął tracić nadzieję na domowe śniadanie. "Może jednak i tym razem uda nam się skorzystać z dobroci tej dziewczyny. W końcu pracuje w gospodzie."

        Pomimo marnego samopoczucia Falkon miał ogromną ochotę wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza. Przypomniał też sobie widzianego wczoraj handlarza, który prawdopodobnie dokonał transakcji. "Musze się stąd wyrwać" — pomyślał, spoglądając na lewe ramię. "Najpierw jednak trzeba coś zrobić z tym cholerstwem."
        — Skoro nie masz żadnego zajęcia — zwrócił się do Alestara — to mógłbyś mi pomóc. Tą szmatę dałoby się już wyżąć. — Wskazał palcem na mocno przesiąknięty krwią skrawek koszuli, który ściskał jego ranę.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Wieści o lekarzu były bardzo krzepiące, choć i informacje o naleśnikach potrafiły wywołać uśmiech. Popisy Teusa w kuchni wyglądały dość ciekawie, dawno nie widział mężczyzny wędrującego po lasach, a potem smażącego coś na domowej kuchni. Towarzysze zajęli się spożywaniem posiłku: jedzenie nie było najlepszej jakości, ale i tak było wyjątkowo dobre. Zaraz po skończonym posiłku, by nie mówić z pełną buzią, Alestar odpowiedział łucznikowi:
        - Spokojnie było i żadnych szant nie słyszałem. Pobudka tylko była spowodowana uderzeniem w poręcz. A co się ciebie tyczy – tu skierował wzrok na Falkona – to albo znajoma Teusa użyczy nam bandaży, albo kawałka materiału. A ty – znów wzrokiem skręcił na Tousenda – poszukasz tej uzdrowicielki.

        Po skończonej rozmowie kusznik począł szukać materiału na bandaż. Nie minęła jednak dłuższa chwila, a z pomieszczenia obok wyszła gospodyni, którą łowca przywitał i zagadał:
- Witam. Przepraszam panią…
- Juliet. – przerwała rudowłosa
- Alestar – przedstawił się trzydziestolatek – można byłoby znaleźć bandaże i opatrunki dla naszego rannego?
- Taaak, myślę, że tak. – Juliet najwyraźniej była jeszcze nieco zaspana
- To, gdzie są?
- W górnej szafce.
- Dobrze, dziękujemy. – łowca zakończył rozmowę

        Zenemar skierował się do górnej szafki, a zaskoczona widokiem posiłku kobieta zajęła się pałaszowaniem ze smakiem teusowych naleśników. Bandaży było niewiele, jednak powinny wystarczyć do owinięcia ramienia bajarza. Potrzebna jeszcze była woda do obmycia rany. Syn Komonasa widząc wiadro z wodą, zapytał rudowłosej:
        - Można?
Ta tylko kiwnęła głową, Alestar przelał część wody do miski, poprosił złodziejaszka, by się zbliżył, poczym przemył ranę i silnie zacisnął opatrunek, by na końcu mocno zawinąć bandaż. Zadanie kusznika zostało zakończone, teraz należało poczekać na Teusa, który powinien niedługo wyruszać. Trzydziestolatek mając dłuższą chwilę postanowił zapytać towarzyszy o nurtującą go sprawę:
        - Mam pytanie: jak to było z tym, chyba demonem? Ja byłem unieruchomiony, nic nie widziałem, niby wygraliśmy, ale jakim sposobem. Ile trwała walka, czy coś się działo ze mną podczas walki, czy tylko ja miałem dziwne wizje w tym tunelu? – tym zdaniem łowca nagród zakończył tyradę pytań, czekając na ważne odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Mimo paru trudności naleśniki ku zdumieniu ich twórcy były jadalne i szybko znalazły się na stojącym w pokoju stole.
        - Tym razem nawet udało mi się nikogo nie podpalić – powiedział zadowolony. - Swoją drogą to nie wiem o tej uzdrowicielce nic więcej oprócz tego, że jest. – Teus odpowiedział na pytanie Falkona. Nie mógł mu przecież powiedzieć, że miał wtedy ciekawsze zajęcie niż wypytywanie o szczegóły.

        Po prośbie bajarza, która skierowana była do Alestara, Tousend przypomniał sobie co miał wcześniej zrobić. Był raczej zwolennikiem oszczędzania materiału, jednak opatrunek mógłby być zmieniany co jakiś czas. Przynajmniej zostanie wyręczony.

        Rozmyślenia Teusa zostały przerwane przez widok burzy rudych włosów, których właścicielka właśnie wchodziła do pokoju. Juliet uśmiechnęła się do niego rozespana i zajęła miejsce przy stole.
        - Jak się spało? – spytał uśmiechnięty zaraz po jej krótkiej rozmowie z Alestarem.
        - Nie narzekam – odparła zadowolona i zajęła się śniadaniem.
        - Co do demona – odpowiedział pierwszy na pytanie Alestara – to walka nie trwała zbyt długo. Dopadłem do niego i ciąłem kilka razy. Po czymś takim każdy normalny powinien paść, ale oczywiście my nie możemy na takiego trafić – uśmiechnął się pod nosem. – Uderzeniem prawie odciąłem mu rękę, a on tą samą kończyną rzucił mną o ścianę. Jeżeli dostałby trochę więcej czasu, to aktualnie nie miałby kto robić wam tych naleśników. Na ironię uratował mnie kryształ, który chciał mnie wcześniej zabić – spojrzał uśmiechnięty na Falkona. – A jeżeli chodzi o wizje, to chyba tylko wy mieliście jakieś zaburzenia w tych tunelach – posłał kompanom szelmowski uśmiech.

        Z pytaniem o uzdrowicielkę czekał, aż rudowłosa zje śniadanie. Zorientował się, że patrzył się na nią cały ten czas dopiero, gdy ta spojrzała na niego pytająco.
        -Yyy, a tak. Co z twoją przyjaciółką? Wydaje mi się, że nasz poszkodowany chętnie by ją poznał w jak najszybszym tempie.
        - Zaraz po nią pójdę – odparła jeszcze z pełnymi ustami – I dziękuje za pyszne danie. Dajcie mi pięć minut – uśmiechnęła się i wróciła do pokoju obok.

        - Pozwól, że Ci potowarzyszę – powiedział do niej, gdy zobaczył ją ubraną i gotową do drogi po jakiś trzydziestu minutach czekania.
Wstał z krzesła i podszedł do drzwi. Miał już je otworzyć, gdy przez okno zobaczył jego. Stał jakby nigdy nic, opierając się o ścianę domu naprzeciwko. Nie mógł pojawić się tu przypadkiem. Nomadzi z równiny nie przybywali tak po prostu do miasta w takiej odległości od ich domu. Jeżeli teraz opuściłby to mieszkanie, a on by go zobaczył, to skazałby Juliet na śmierć, a na to nie mógł sobie pozwolić.
        - Wyjdź jakby nigdy nic, udając, że nas tu nie ma. Ja wyjdę przez to okno w sypialni i do ciebie dołączę.
        - Ale jak to? – Dziewczyna była zdecydowanie zaskoczona tym co teraz usłyszała.
        - Wyjaśnię Ci w drodze.
        - Dobrze – odparła lekko zmieszana i wyszła na zewnątrz.

        Miał już również opuścić dom, jednak przypomniał sobie o pewnym szczególe. Odwrócił się w stronę towarzyszy.
        - Mam nadzieje, że mogę wam zaufać. A ciebie Falkonie mam szczególnie na myśli – powiedział poważnie i zmierzył ich wzrokiem. Następnie zanim zdążyli odpowiedzieć wszedł do sypialni, otworzył okno i wyskoczył na ulicę.

        Patrząc na rażące w oczy słońce można było uznać, że jest około godziny dziewiątej. Mieszkańcy miasta zdążyli już dawno opuścić swe domy. Na ulicach zaczęło robić się tłoczno, w szczególności dotyczyło to głównych dróg prowadzących przez miasto, a na jednej z takich Teus miał właśnie okazję się znaleźć, zaraz po wyjściu z uliczki prowadzącej spod domu rudowłosej.

        Przepychając się między przechodniami dotarł w końcu pod front mieszkania, w którym spędził noc. Miał nadzieje, że uda mu się jeszcze pochwycić obserwatora. Rozglądał się bacznie ale po nomadzie ślad zaginął. Cmoknął niezadowolony i uznał, że najlepiej będzie teraz dołączyć do Juliet. Trzasnął się w czoło, gdy zorientował się, że nie wie nawet gdzie jej szukać. Zaczął powoli łączyć fakty. Jej już tu nie ma, tak samo jak obserwatora.

        Ruszył biegiem z miejsca, potrącając przy tym paru obywateli. Widział jeszcze przed wyjściem jak dziewczyna udaje się jedną z ulic i tam też się skierował. Nie chcąc tracić czasu na przepychanki z korzystającymi z drogi, Teus korzystając z rozpędu odbił się od jednego ze stojących na uboczu wozów i wskoczył na balkon pobliskiej posesji. Przebiegł po nim i przeskoczył na następny. Usłyszał jakiś kobiecy krzyk, gdy przebiegł obok otwartego okna. „No cóż, tak już działam na kobiety” – przemknęło mu przez myśl. Biegnąc na tej wysokości miał też dobry widok na ludzi podróżujących w dole. Po chwili ujrzał i ją.

        Zwolnił i uspokojony wypuścił nabrane powietrze. Zeskoczył z balkonu i ruszył w jej stronę tym razem korzystając już z brukowanej drogi.
        - Wybacz, mam nadzieje, że nie spóźniłem się za bardzo.
        - No zaczęłam już tęsknić – uraczyła go uśmiechem. – Rozumiem, że nawet wychodząc z domu musisz zrobić to w jakiś efektowny sposób, chyba że miałeś jakiś ważniejszy powód.
        - Widziałem pewnego kretyna spotkanego wczoraj na targu i miałem nadzieje, że go dorwę. No i dostał za swoje – uśmiechnięty chwycił towarzyszkę pod rękę i udał się z nią pod dom uzdrowicielki.

        Dom okazał się mały i schludny, czyli taki jaki Teus lubił najbardziej. Nigdy nie przepadał za wielkimi rezydencjami cechującymi się ogromnym przepychem. Po wystroju mieszkania od razu można było uznać, że tutejszy mieszkaniec miał słabość do kwiatów. Ten ktoś zdecydowanie był związany z naturą, ale w końcu czego można było spodziewać się po przedstawicielce rasy elfów.

        Samą właścicielkę domu można było porównywać do kwiatu. Smukła twarz z makijażem o kolorze fiołków dodanym w odpowiednich miejscach, szmaragdowe oczy oraz delikatna postura pozwalała spokojnie przyrównać elfkę do hodowanych przez nią roślin. Tousend w porę powstrzymał się przed dalszym badaniem wzrokiem nieznajomej i Juliet na szczęście nie zdążyła zwrócić na to uwagi. Po przywitaniu się przyjaciółek Teus ucałował w dłoń nowo poznaną Liois i sam również się przedstawił.

        Rozmowy kobiet mogły potrwać naprawdę długo, a Tousend wiedział, że Falkon może nawet nie dożyć przybycia pomocy. Przypomniał więc uprzejmie po co przybyli i zaproponował, że panie rozmowę dokończą w drodze. Tak też postanawiając udali się w trójkę w stronę miejsca pobytu poszkodowanego.

        Jak się okazało strzelec nie miał za wiele okazji by w ogóle wykazać się w prowadzonej rozmowie. Dotyczyła ona tematów, o których nie miał zielonego pojęcia, a nawet udawanie, że jest w stanie je zrozumieć było piekielnie trudne. Jednak nie omieszkał zauważyć, że prowadzona elfka spogląda od czas do czasu w jego stronę i wygląda na zainteresowaną jego osobą.

        Zanim zdążyli się obejrzeć byli już pod domem Juliet. Po wejściu uzdrowicielka postanowiła od razu zająć się rannym Falkonem i bez ceregieli wygoniła pozostałych z pokoju. Nie mając innego wyboru Teus postanowił wybrać się na targ, a rudowłosa zaproponowała, że mu potowarzyszy.
Ostatnio edytowane przez Teus 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — O co mu chodziło? — Falkon spojrzał z głupkowatą miną na Alestara, gdy ich towarzysz wyskoczył przez okno. — Ee, nieważne — westchnął, nie czekając na odpowiedź i położył się ostrożnie na łóżku.
        — Wiesz, mam dość tego miasta. Szczególnie tych zasranych kanałów. Przyszedłem tu żeby zarobić, a co dostałem? Parę dziur w ramieniu. — Wskazał palcem na świeży opatrunek.

        Czas mijał bardzo powoli, ból znów się nasilał. Burczenie w brzuchu co prawda ustało, ale naleśniki nie zdołały całkowicie zaspokoić głodu chłopaka, najchętniej zjadłby jeszcze kilka. Może nie były wybitnie smaczne, jednak w takim stanie ciężko wybrzydzać.
        — Przydałoby się przejść na targ, kupić coś normalnego do jedzenia, bo Teus nas potruje — zarechotał, nie mogąc powstrzymać się od uszczypliwej uwagi. — No i do wyprawy trzeba się przygotować. Bo chyba z niej nie zrezygnujemy, prawda? Prowiant, woda, ciepłe odzienie i dużo alkoholu. Mi by się przydała jakaś porządna broń. O pieniądze się nie martw, jeśli ta cała uzdrowicielka postawi mnie na nogi, to coś wymyślę. Nawet mam już pewien pomysł — uśmiechnął się znacząco. Wstał powoli i znów usiadł na łóżku. — Jak myślisz, jak ona wygląda? Pewnie to jakaś staruszka, śmierdząca starymi ziołami i dymem, albo...
        Drzwi otworzyły się nagle, a Falkon urwał w połowie zdania, gapiąc się na wchodzącą przodem elfkę. Ta podeszła do niego, obejrzała oględnie jego rękę, po czym zaczęła grzebać za czymś w swojej torbie. Milczała, traktowała go jak jakiś sprzęt, który właśnie przyszła naprawić. Chłopak natomiast wpatrywał się w nią jak w obrazek, pochłonięty jej nieprzeciętną urodą. Widział w życiu wiele elfek, jednak żadna nie wydała mu się tak piękna i delikatna. Jej długie, złote włosy spływały falami po smukłych ramionach, z każdym ruchem roznosząc cudowną woń kwiatów. Białe, szczupłe dłonie dotykały ostrożnie jego ramienia. Uniosła powoli głowę, spojrzała mu w oczy. Przeszywające, szmaragdowe spojrzenie wywołało dreszcze na jego karku. Opuściła wzrok, jej usta drgnęły lekko. Skryła twarz we włosach, chcąc ukryć ledwo widoczny uśmiech.
        — Jestem Falkon — szepnął chłopak. — A ty?
        — Liois — odparła.
        — Piękne imię, Liois. — Dotknął ostrożnie dłoni dziewczyny.
        — Siedź spokojnie — powiedziała po chwili, cofając powoli rękę i znów próbując zakamuflować uśmiech.

        Bez pośpiechu zdjęła opatrunek i uważnie przyjrzała się paskudnej ranie. Krew przestała się już sączyć, ale całe ramię było czerwone, w niektórych miejscach wręcz sine.
        — Trzeba ciąć — powiedziała z poważną miną, a po chwili roześmiała się, widząc przerażenie Falkona.
        — Nie żartuj sobie w ten sposób — jęknął z udawaną złością i uśmiechnął się do dziewczyny.
        Elfka zdjęła swoją torbę i przysunęła do siebie krzesło, na którym leżały rzeczy chłopaka. Ostrożnie podniosła z niego pas i nagle zamarła w bezruchu.
        — Skąd to masz? — zapytała poważnym głosem, biorąc do ręki jarzący się mętnym, czerwonym światłem kryształ.
        — To długa historia — odpowiedział chłopak, nieco zdziwiony jej tonem. — Jest coś wart?
        — Powinieneś się tego jak najszybciej pozbyć, jest niebezpieczne. Chociaż...
        Uniosła błyskotkę na wysokość oczu, przyjrzała się jej dokładnie, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym odłożyła ją z powrotem na krzesło. Wyjęła z torby jakieś flakoniki, z których jeden podała Falkonowi.
        — Pij — poleciła. — Łykaj szybko, jest paskudne.
        Chłopak odkorkował buteleczkę, przysunął ją do nosa. Szarozielona ciecz nie miała żadnego zapachu, w konsystencji przypominała rzadkie błoto.
        — No dalej, nie chcę cię przecież otruć — ponagliła go elfka.
        Falkon przystawił flakonik do ust i wypił na raz całą jego zawartość. Płyn był gorzki do granic możliwości, palił podniebienie i wywoływał odruch wymiotny. Dziewczyna powstrzymywała śmiech, patrząc, jak jej pacjent walczy z ohydną miksturą.
        — Nie jest takie złe — powiedział, bezskutecznie próbując się nie skrzywić.

        Elfka pomogła rannemu ułożyć się na łóżku, po czym znów zaczęła grzebać w torbie. Wyjęła jakiś pognieciony zwitek pergaminu, talerzyk i mały woreczek. Przysunęła drugie krzesło i usiadła na nim, znów biorąc do ręki klejnot. Oparła się i zerkała co chwilę na leżącego, jakby na coś czekała. Falkon patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Poczuł się niezwykle zmęczony, powieki zaczęły mu opadać, przestawał odczuwać ból. Zamknął oczy i zapadł w głęboki sen.


        — Liois? — wyszeptał, otwierając powoli oczy.
        Elfki nie było. Przy stole siedzieli za to Teus, Alestar i Juliet. Przerwali prowadzoną przed chwilą rozmowę i spojrzeli na budzącego się Falkona.
        — Co się stało? — zapytał chłopak, rozglądając się po pomieszczeniu.
        Zaczął powoli wstawać z łóżka, zapierając się z przyzwyczajenia na zdrowej ręce. Ku swemu zdziwieniu zauważył, że ból lewego ramienia znacznie się zmniejszył. Usiadł i podważył palcem nowy, czysty opatrunek. Rany były o wiele mniejsze, jakby po części wygojone, a zaczerwienienie prawie zniknęło. Zaklął po cichu i uśmiechnął się z niedowierzaniem.
        — Jak ona to zrobiła? — wysapał, podnosząc się i stając na podłodze.
        Poza lekkimi nudnościami i zawrotami głowy czuł się o wiele lepiej. Minęło osłabienie, rana piekła tylko trochę. Założył powoli spodnie, zapiął pas i zaczął szukać swojej koszuli, dopiero po chwili przypominając sobie, co się z nią stało.
        — No, to kiedy wyruszamy? — zapytał radośnie, szczerząc się do siedzących przy stole.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         „Wygląda więc na to, że ten stwór nie używał żadnej magii, ja byłem unieruchomiony i oprócz poturbowania Teusa i ran Falkona na szczęście nic się więcej nie stało. Wizje jednak mnie martwią, Tousend coś widział i w tunelu i domu, za długo to trwało jak na zwykłe zamyślenie, coś go martwi albo coś widzi” – po odpowiedzi łucznika w głowie Alestara dość szybko pojawiły się wnioski na temat pojedynku z demonem. Po półgodzinnym odpoczynku po śniadaniu Juliet wraz z Teusem opuścili dom, by wrócić z uzdrowicielką. Dziwną zbieżnością losu brodacz nie wyszedł na dwór normalnie, a wyskoczył przez okno przy okazji wypowiadając nie do końca zrozumiałe słowa.

         - Ja też za bardzo nie wiem. Mówił rudowłosej, że wyjdzie oknem, więc nie ma żadnej tajemnicy… chyba, że chodziło mu o pilnowanie domu… Obawiam się, że to nie pierwsze i nie ostatnie rany na naszych ciałach w ciągu tej przygody – łowca szybko dodał ostatnie zdanie, uświadamiając sobie, że może Falkon wie, że chodzi o jego profesję, a trzydziestolatek nie chciał psuć samopoczucia złodzieja.

         Droga po uzdrowicielkę najwyraźniej musiała być długa, bo minęło sporo czasu od kiedy gospodyni i łucznik opuścili domostwo. Na szczęście niezręczną ciszę i nudę Zenemara przerwał bajarz. Syn Komonasa chciał odpowiedzieć, że naleśniki nie była najgorsze, na targ może on pójść, a na końcu chciał zapytać, czy tylko z tego żyje i powiedzieć, że myśli zbyt stereotypowo. Pojawienie się pięknej blond elfki, jednak nie pozwoliło Alestarowi wypowiedzieć swoich myśli. Nie miał on również czasu, by podziwiać jej urodę, elfia piękność szybko go wygoniła z pomieszczenia.

         Łowca nagród chciał wypytać Teusa o drogę do domu uzdrowicielki, jednak ten zaproponował Juliet wyjście na rynek, tak więc mężczyzna znów został sam, nie chcąc wpraszać się w spacer ani w uzdrawianie rannego kompana. Trzydziestolatek przechadzał się w kąta w kąt, licząc powoli przemijające minuty. Nie minęło pół godziny, a z pokoju ze złodziejaszkiem wyszła elfka, która swoim słodkim głosem powiedziała:
- Niech teraz mu nikt nie przeszkadza, jak się obudzi niech coś wypije, może być nieco odwodniony. Jedzenie podawane do czasu kolacji niech będzie lekkie.
- Dobrze. – Zenemar ledwie odpowiedział, a uzdrowicielki już nie było w domu.

         I znów nie było do kogo się odezwać, należało czekać na powrót rudowłosej i Tousenda. Wiadomo było, tylko że słowa kobiety utkną w pamięci każdego, również dzięki jej szmaragdowym oczom, a od czasu wyjścia pary mijało półtorej godziny, a od uśnięcia Falkona godzina. I w końcu po tym czasie wszystko wracało do normy, były pirat się obudził, a gospodyni domu i towarzysz wrócili ze spaceru.
         - Liois, jak ją nazwałeś najwyraźniej cię uleczyła, kazała ci coś wypić, jeść dziś lekkie posiłki i poszła. A ty spałeś godzinkę. I wygląda na to, że jest bardzo zdolna albo użyła ziół znanych tylko elfom i być może trochę ich magii. Co do wyprawy, to wyruszymy kiedy będzie trzeba. – Syn Komonasa nie chciał deklarować konkretnej godziny opuszczenia miasta, ponieważ nie była to tylko jego decyzja, a mina Teusa jasno wskazywała, że wydarzenia na targowisku popsuły jego humor. Teraz, więc pozostało czekać na wypowiedź Tousenda.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Targowisko znów kipiało od masy ludzi, krzykaczy oraz straganów zapełnionych barwnymi towarami. W takich warunkach zdecydowanie należało uważać na czających się kieszonkowców, a Teus wolał nie ryzykować stratą otrzymanego w prezencie mieszka.
        - Tak w ogóle to nie pracujesz dzisiaj? – spytał.
        - Na twoje szczęście dzisiaj mam wolne – odparła uśmiechnięta. – W końcu mogę odetchnąć od nadmiaru wrażeń.
        - Ze mną? Nie ma szans na odpoczynek – wyszczerzył się do niej.

        Starał się nie sprawiać wrażenia zaniepokojonego, lecz nerwowa nuta w jego głosie mogła popsuć cały efekt. W rzeczywistości cały czas bacznie obserwował ludzi będących na targu. Spodziewał się tu kogoś zobaczyć. Nie pomylił się.
        - Wybacz, ale znowu będziemy musieli się rozdzielić – szepnął do dziewczyny. – Zaraz Cię dogonię.
W odpowiedzi Juliet jedynie kiwnęła potakująco głową i skręciła w jedną z uliczek targowiska.

        Po wyglądzie od razu można było odróżnić go od reszty. Żaden normalny obywatel miasta nie miałby na sobie stroju będącego połączeniem różnego rodzaju skór. Jedynym elementem uznawanym tutaj za normalność była lniana koszula, najwyraźniej pozyskana z handlu. Ewentualnie trupa. Choć na trawiastych równinach i w okalających ich lasach umieli kryć się znakomicie, to w mieście koczownicy nie mieli zielonego pojęcia na temat kamuflowania się.

        Nomad zauważył też jego. Powoli odwrócił się i wszedł w jedną z bocznych alejek. Teus doskonale wiedział, że czeka na niego zasadzka, jednak teraz to on zamierzał zaskoczyć ich. Nie mieli pojęcia do czego jest zdolny. Powolnym krokiem ruszył za widzianym już wcześniej obserwatorem. Uliczka okazała się całkiem opustoszała i kończyła się ślepym zaułkiem. Wchodząc tutaj Tousend zauważył jednego z nich. Krył się na dachu i najwyraźniej zamierzał rzucić się z trzymanym nożem na strzelca w odpowiednim momencie. Udał, że nic nie spostrzegł. Dalej widać było zakręt. Teus mógł się założyć o własne życie, że tam kryje się kolejny napastnik. Z tyłu coś zaskrzypiało. Ktoś najwyraźniej zamierzał wyjrzeć przez drzwi, jednak nie udało mu się zrobić tego po cichu.

        Teraz żałował jedynie, że nie wziął ze sobą żadnej broni. Z widzianego zakrętu wyłonił się ścigany wcześniej człowiek. Za nim wyskoczył następny. Nad sobą Teus usłyszał kroki, które w zamierzeniu koczownika miały być niesłyszalne.
        - Zabić go. – Obserwator wskazał na niego palcem.

        Tousend miał już dosyć tych podchodów. Napastnik kryjacy się na dachu postanowił skorzystać z sytuacji i skoczył na niego próbując trafić go w szyje. Teus złapał go za nadgarstek ręki, w której trzymał nóż, drugą ręką chwycił go za koszulę i z całej siły rzucił nim o ścianę. Wyrwał mu nóż i sparował od dołu sztych nomada, który chciał zaskoczyć go z tyłu. Korzystając z dogodnej sytuacji strzelec z całej siły trzasnął atakującego w lewy policzek, a następnie złapał go za włosy i zatopił broń w jego gardle. Raniony zabulgotał tylko, a z jego ust zaczęła strumieniem lać się krew. Zostali tylko ci dwaj, którzy wyszli zza zakrętu. Pierwszy zaatakował ten wcześniej ścigany. Był lepiej uzbrojony od reszty. Trzymał oburącz dość wyeksploatowany miecz i zamierzał ciąć nim od góry. Teus postanowił to wykorzystać i złapał go za zaciśnięte na rękojeści dłonie, następnie obrócił się i przerzucił natręta przez plecy. Kopną go z całej siły podkutym butem w twarz i zabrał mu miecz. Odbił nadchodzący cios kolejnego uzbrojonego w nóż zbira, wykonał piruet i ciął go przez brzuch. Po chwili napastnik mógł tylko stać i patrzeć jak jego zawartość wylatuje na zewnątrz.

        Teus podszedł do leżącego obserwatora i przebił go jego własnym mieczem. Nie mógł pozwolić sobie aby ten przekazał dalej zdobyte informacje. Następnie zbliżył się do nieudolnego skoczka, który właśnie próbował wstać. Złapał go ręką za gardło i uniósł.
        - Przekaż mu, że po niego też przyjdę – rzucił tylko i puścił trzymanego. Ten po upadku błyskawicznie się podniósł i wybiegł z uliczki niczym goniony przez samego diabła.

        Najwyraźniej nasłali na niego zwykłych koniokradów. Może chcieli go tylko sprawdzić. Jedyne czego był pewny to to, że nie może tu dłużej zostać, a już na pewno spokojnie wyjść stąd na targ. Skręcił więc we wcześniej widziany zakręt. Niestety i ta droga kończyła się ślepym zaułkiem. Teus rozpędził się i z wyskoku chwycił krawędź stojącej przed nim przeszkody. Podciągnął się i przeskoczył na drugą stronę. Wylądował na małym podwórku, które od głównej ulicy oddzielała żelazna furta. Wokół małej przestrzeni ściśnięte były niewielkie domy, a na samym środku placu stała studnia. Tousend postanowił ją wykorzystać i zmyć z siebie ślady krwi.

        Przeskoczył przez furtę i wolnym krokiem udał się w stronę rynku. Przynajmniej mógł teraz liczyć na chwilę spokoju, a do tego wydawało się, że obserwujący go koczownik nie zauważył towarzyszącej mu Juliet. Postanowił skorzystać z okazji i dokonać paru drobnych zakupów. Zajrzał do otrzymanej sakiewki i zaskoczony zobaczył cztery złote gryfy. „Czyżby ktoś wyjął oszczędności na czarną godzinę?”. Rozpoczął od znalezienia odpowiedniej saksy. Natknął się parę razy na ciekawe egzemplarze, jednak nauka przekazana mu przez ojca nie poszła na marne i od razu rozpoznał marne podróbki prawdziwego oręża. W końcu jednak znalazł to czego szukał, a kosztowało go to po targowaniu się dziewięćset ruenów. Inwestycja jednak okazała się trafna. Taką saksom mógł spokojnie obedrzeć zwierzynę ze skóry jak i uczynić to samo z natrętnymi ludźmi. Miał już rozejrzeć się za nowym płaszczem, gdy inna rzecz przykuła jego spojrzenie. Jeden z kupców usiłował sprzedać pas z siedmioma nożami w komplecie. Noże te natomiast nie wyglądały tak jak te zwyczajne. Były przeznaczone do rzucania. Choć Teus nigdy nie poświęcił wiele czasu na naukę posługiwania się taką bronią, to teraz uznał, że mógłby to nadrobić. Miał nadzieje, że tysiąc czterysta ruenów nie pójdzie na marne. Niezadowolony zorientował się, że zostało mu zaledwie dwadzieścia monet, a do tego w szale zakupów zapomniał o płaszczu.

        Po zakupach udał się do stajni. Po drodze ściął kilka róż, które miały usprawiedliwić jego spóźnienie. Gdy dotarł na miejsce z zadowoleniem uznał, że chłopiec stajenny dobrze zaopiekował się wierzchowcami. W nagrodę rzucił mu jeszcze pięć ruenów, schował zakupione przedmioty do sakwy przyczepionej do siodła i ruszył w drogę powrotną na targ.

        Szybko znalazł rudowłosą. Zakradł się do niej od tyłu i podstawił jej pod nos bukiet kwiatów. Zaskoczona dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła kwiaty w swoje dłonie. Powąchała je i z błogim uśmiechem spytała:
        - Skąd je wziąłeś? Nie widziałam tu nikogo, kto by je tu sprzedawał.
        - Znalazłem pewną kwiaciarnię mieszczącą się na obrzeżach targu.
        - Jeszcze trochę, a nie będę miała gdzie chować tych twoich prezentów – uśmiechnęła się do niego widocznie wiedząc, że zmyśla.

        Mógł tylko cieszyć się, że do tej pory jego ubrania zdążyły wyschnąć. Nie wyglądałby za ciekawie gdyby wpadł tu cały zakrwawiony. Mogłoby to trochę odbić się na relacjach z tutejszą strażą.
        - Gdzie tak właściwie byłeś?
        - Zauważyłem dawnego znajomego – uśmiechnął się próbując ukryć kłamstwo.
        - I to pewnie jest tak samo prawdziwe jak ta kwiaciarnia. Widziałam tego obszarpańca, za którym poszedłeś.
        - Ehh, wybacz – odparł niezadowolony z nieudanego fortelu. – Po prostu nie chcę sprowadzać na Ciebie kłopotów.

        Postanowili udać się w stronę domu rudowłosej. „Do tej pory Falkon albo poczuł się lepiej, albo już nie żyje” – pomyślał. Opuścili targ i ruszyli główną ulicą.
        - Wiesz, zawsze chciałam podróżować. Tyle tylko, że moja podróż skończyła się w tym mieście. Tak w ogóle to pochodzę z Valladonu.
        - Hymm, jadłem chyba kiedyś ser stamtąd – odparł z zamyśloną miną.
        - Naprawdę świetny komentarz – odpowiedziała ze śmiechem.
        - Wiesz, zawsze jeszcze możesz gdzieś wyruszyć – powiedział, gdy już oboje przestali się śmiać.
        - Zastanawiałam się nad opuszczeniem tego miasta. Nic, mniejsza z tym. Chodź zobaczymy co z twoim przyjacielem – stanęli właśnie przed jej mieszkaniem.

        Po wejściu okazało się, że wizyta uzdrowicielki dobiegła końca, a Falkon aktualnie spał. Tesu wypytał Alestara o szczegóły jej działań, jednak nie dowiedział się za wiele od łowcy. Po krótkiej rozmowie usłyszeli głos budzącego się bajarza. Po streszczeniu aktualnych wydarzeń przez kusznika padło kluczowe pytanie „Kiedy wyruszamy?”.
        - Jak najszybciej. – Teus odparł zasmucony. – Przynajmniej ja. Muszę opuścić to miasto. Przebywając tu ściągam za wiele kłopotów.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości