Nowa Aeria[Karczma "Pod Złotym Kielichem"]

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Garricold
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Karczma "Pod Złotym Kielichem"]

Post autor: Garricold »

        Ciężkie, mahoniowe drzwi gospody otwierają się ze skrzypieniem nienaoliwionych zawiasów. Wszystkie drzwi w całej Aleranii tak się otwierają; nikomu nie chce się marnować tłuszczu, bo przecież i tak w końcu znów zaczną skrzypieć. Próg przestąpił Garricold - brunet średniego wzrostu, noszący broń przytroczoną do ramienia. Piękną broń, Czarną Amandę. Cztery stopy krasnoludzkiej czarnej stali, wirtuozerskie dzieło metalurgii.
         Przelotnie rozejrzał się po izbie, jak to zwykle się robi, gdy wchodzi się do karczm, po czym powoli zaczął zmierzać w stronę szynkarza. Nie chciał, żeby wszyscy widzieli, że jest zmęczony. Chciał, żeby padali na kolana widząc dumnie kroczącego błędnego rycerza, który zdecydował się zaszczycić ten marny lokal swoją egzystencją. Nie wyszło. Z klientów nie patrzył nikt, a szynkarz wycierający kufle łypał co jakiś czas na lumpa, ledwie poruszającego nogami, uginający się pod ciężarem klingi, którą nosi w idiotyczny sposób.

- Daj jakąś strawę, karczmarzu - Garricold oparł się łokciami o ladę ucieszony, że nie musi już napinać każdego możliwego mięśnia.
- Najpierw pokaż sakwę, łachudro - odrzekł gburowato otyły szynkarz.

Garricold uniósł się po raz kolejny, tym razem demonstracja wyższości wyszła mu bardziej niż poprzednio, a nawet bardziej niż zamierzał, bo karczmarz odchylił się lekko i delikatnie uniósł ręce na znak zgody.

- Dobra, dobra... Dam ci trochę chleba ze smalcem, ale tylko dlatego, że cię lubię - bąknął niezadowolony - Skąd jesteś?
- Znikąd - odpowiedź przyszła bez zastanowienia.
- Co cię tu sprowadza z tak daleka?
- Nic. - odrzekł przełykając ostatni kęs sporej pajdy chleba.
- No pięknie, nakarmiłem gołodupca, który przyszedł się szlajać. Wiesz co, gdyby nie to - wskazał na rękojeść miecza nad ramieniem Garricolda - wywaliłbym cię na bruk, żebyś sobie pobrudził ten twój krzywy ryj. Masz szczęście, że w tej chwili nie ma moich wykidajłów... A teraz najlepiej będzie, jeśli sobie pójdziesz.
- O tym kiedy wyjdę zadecyduję osobiście jeśli pozwolisz. Ewentualnie, pomoże mi moja koleżanka - przesunął delikatnie dłonią po jelcu bastarda.
- A siedź sobie siedź... Bylebyś tylko mi nie przychodził naskarżyć, że ktoś mniej miły i większy ode mnie skopał ci rzyć.

Garricold odszedł w najbardziej oddalony kąt karczmy i znalazł sobie miejsce siedzące. Wcale nie miał ochoty tu zostawać. Najchętniej - razem ze swoją koleżanką - wyszedłby od razu, ale to wyglądałoby jak gdyby posłuchał karczmarza. A Garricold nie słucha karczmarzy. Od teraz.
Awatar użytkownika
Samuel
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Samuel »

Przed karczmą dało się słyszeć krzyk mężczyzny, który był jednak tłumiony jakby zatykano mu czymś usta i tylko karczmarz mógł dostrzec, że faktycznie obdartus przed jego gospodą przesłania twarz rękami z pomiędzy, których maleńkimi strużkami ścieka krew. Więcej, jednak nie dostrzegł bo drzwi znowu się zamknęły odcinając wnętrze karczmy od świata zewnętrznego, a tym kto przez nie przeszedł był krzepki krasnolud o długiej brązowej brodzie. Był wyraźnie naburmuszony, a prawica była pokryta czerwoną posoką, od razu można było się domyślić kto dołożył tamtemu człowiekowi, ale jeszcze nie wiadomo za co.

Samuel stanął przed ladą i jednym susem wskoczył na stołek, który sobie podstawił.
- Kufel najlepszego piwa jaki posiadasz. - Mężczyzna nie spojrzał na człowieka czyszczącego kolejny kufel, zawiesił młot przez plecy i sypnął na stół kilkoma drobnymi jakie posiadał - Do tego podaj mi jeszcze dziczyznę byle ciepłą. - Chwilę później brodacz zeskoczył ze stołka i udał się w stronę stołu gdzie zamierzał zaczekać na szynkarza.
Minęło może kilkanaście minut gdy przed jego oczami pojawił się potężny półmisek z jedzeniem i wielki kufel pieniącego się piwa, wszystko wyglądało idealnie, karczmarz znał zapewne plotki o tym, że krasnoludy to bardzo bogate istoty i liczył pewnie na sowite wynagrodzenie ale do tego czasu przyjdzie mu jeszcze trochę popracować.
- Czy mógłbym wiedzieć czym zawinił panu ten obdartus na dworze? - Chciał się przymilić do krasnoluda licząc na jego szczodrość ale nie z nim takie gierki.
- To nie twój interes ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć to powiem ci. Był zbyt wysoki... - Nic więcej nie miał ochoty mówić był głodny i chciał odpocząć - A teraz odejdź jeśli będę czegoś potrzebował to cię zawołam, a wiec, że jeśli dobrze się spiszesz nie stracisz na tym.
Samuel odczekał aż oberżysta się oddali i zabrał się do posiłku od czasu do czasu z ciekawością zerkając na pozostałych klientów karczmy, nie chciał tego okazać ale przydałaby mu się rozrywka, ale taka z prawdziwego zdarzenia na przykład jakaś bitka...
Awatar użytkownika
Kiruki
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:

Post autor: Kiruki »

Mizerny człek, porównując do budowy większości mężczyzn, siedział w takim miejscu ,iż każdy wchodzący widział go jak żłopie powoli kubeł piwa, a on widział jego. Wśród gości, wyróżniał się schludnością, Jednak. Kto by się przejmował jakimś statystą, jednym z wielu, który przybył by się napić. Siedział w karczmie od dłuższego czasu, nie zawracając nikomu głowy, z karczmarzem zamienił dwa zdania, nim zrobił się tłok.

Estrych obserwował całą sytuację w karczmie. Włączając to rozmowę karczmarza z Człowiekiem Znikąd ,a później z krasnoludem. Nagle, wstał i ruszył w kierunku Samuela, który siedząc, był plecami do kroczącego. Zaszedł z kuflem od prawicy i usiadł naprzeciw krasnoluda nie dając z siebie żadnego słowa. Kufel spoczną lekko nie zakłócając poziomu piwa. Łokcie ułożył na stole, splótł palce u dłoni i zasadził na nich swą głowę, wlepiając swe oczy w kawałki mięsa w gębie krasnala. Na twarzy malował się wyraz, jednego z tych ludzi ,których mowa zasługuje na uderzenie z młota. Nikt nie lubi jak się z niego drwi. Nadchodziła chwila gdy „ludz” miał obrazić „nieludzia”.. Cisza. Morda nadal była wpatrzona, jak by chciała coś powiedzieć ,a nic nie mówi!

Atmosfera w karczmie nie ulegała zmianie. Karczmarz obsługiwał kolejnego nietrzeźwego klienta naciągając go na pieniądze, skrzypaczka zaczęła żałośnie przygrywać na skrzypcach, drzwi otworzyły się ponownie kilka razy, robiło się coraz ciaśniej. Córka w końcu wzięła się do roboty. Do Garricolda przysiad się człek, który wymamrotał coś w pijackim skrzywieniu i omdlały uderzył twarzą w blat i do końca dnia się nieobudził. Zwyczajny szary dzień w karczmie.
Awatar użytkownika
Garricold
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Garricold »

         Karczma to nie najlepsze miejsce do spędzania czasu. Obserwowanie ludzi i nieludzi chybotliwie siedzących przy drewnianych stołach, co jakiś czas podnoszącymi ręce - albo okrzyki - żądając większej ilości trunków, nie należało do najciekawszych czynności, jakie Garricold kiedykolwiek miał okazję wykonywać. Zwłaszcza z pustym brzuchem, który nie zadowolił się kawałkiem pieczywa. Ciemny kąt karczmy, w którym nikt cię nie obserwuje, wręcz przesycony pustką to raj dla samotnika. Ale nie dla samotnika z eremofobią. Nie zaspokoiło go nawet wymienienie paru bezsensownych słów z mężczyzną, który na chwilę się do niego przysiadł. Garricold liczył na to, że gość tylko sprawiał wrażenie pijanego i razem zaczną ciekawą rozmowę, aż do białego rana. Najlepiej o mieczach. Niestety, zapytał tylko, czy Garricold nie widział jego fryzjera, bo żona się skarżyła, że ktoś ostatnio podbiera im kiełbasę, po czym wyrżnął głową w blat.
         Gdyby pijaczyna opuścił się sekundę później, Garricold nie zobaczyłby, jak mały, ciemnowłosy chłopak - i to w dodatku trzeźwy - zmienił miejsce i dosiadł się do krasnoluda. Garricold przyjrzał się dokładnie, czy nie jest to jeden z przeciwnych jemu krasnoludów, który zapuściłby się za nim w pogoń zachęcony możliwością zdobycia Czarnej Amandy. W sumie nie był pewien, czy to nie był ktoś, kogo jeden z nich mógł wynająć. W każdym razie takie wydarzenie - już samo przebywanie tu jakiejś trzeźwej osoby - było nie lada sensacją. Przynajmniej dla Garricolda, który był jedyną osobą, która na takie czekała.
         Na szczęście nie musiał ryzykować, bo po mężczyzna siedział wpatrując się w krasnoluda tak długo, aż ten zaczął się denerwować i próbował uderzyć go pięścią w twarz, ale chybił. Gdy spróbował ponownie i doczekał się jednakich rezultatów, zaczął rzucać przekleństwami, następnie zerwał się z miejsca, położył kilka srebrnych monet na ladzie i opuścił lokal.
        "Strasznie nerwowy krasnolud. W sumie, jakby ktoś zaczął się na mnie tak gapić i nie odpowiadał, kiedy do niego mówię, bardzo możliwe, że zrobiłbym to samo. Ważne, że zostawił sporo żarcia. Dosiądę się do tego typka.".

- Widzę, że masz niezrównany talent do zjednywania sobie sympatii krasnoludów - zaczął, siadając naprzeciw małego bruneta.
Awatar użytkownika
Kiruki
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:

Post autor: Kiruki »

        Cały syf i hałas w karczmie stał się nieistotny. Kiruki znalazł sobie rozmówcę, potencjalną ofiarę lub zagrożenie. Mimo długości obcowania z ludźmi niezdawał sobie sprawy, że ktoś zwróci uwagę na trzeźwego wśród pijaczków. Odsuną miskę z jadłem, wyprostował plecy, dłonie położył na stół, by łokcie zwisały. Westchną głęboko w zamyśle, po czym nabrał powietrza.
        - Masz zdolność zdobywania sympatii karczmarza. Ale, to nie istotne! - przybliżył twarz do rozmówcy kładąc całe ręce na stole i rozpoczną nerwowo – Masz ciało zabójcy, a nie wyglądasz na inkwizycję. Hm.. Jestem Kiruki i jestem zjawą w ciele Estrycha. Moje istnienie rozciąga się przez dwadzieścia dwa wieki. Nie jestem z natury zły i zabijam z przymusu, a nie z przyjemności. chciałbym sobie spokojnie egzystować, ale po piętach depczą mi sługusy mego stworzyciela, czy ich potomkowie. Lazzar Dretch i jego spec-dwunastka przyjdą po mnie wcześniej czy później. Sam sobie z spirytystą nie poradzę. W dodatku jest on i jego stadko są na mnie uodpornieni, nie dadzą się omamić. Nie umiem walczyć w zwarciu, a Ty tak! Jak mi pomożesz to się odwdzięczę.
        W jego słowach nie było krzty kłamstwa, a pamiętając o zasadzie, że swój swego pozna, wynikało że ów ma problem i nie kłamie. Usłyszał tą wypowiedź stary i w dodatku pijany wilk morski, który zataczającym krokiem przechodził między stolikami i darł się, że „zły duch jest tu”. Oczywiście, spotkało to się ogólnym brakiem zainteresowania, pomijając kilka obraźliwych sugestii. W karczmie zrobił się tłok. Zapach rozlanego alkoholu wydobywał się z desek, smród gości, aromat jedzenia, czyniły powietrze ciężkie i duszne. Zaczynały się podnosić, coraz częstsze prowodyry zwady, pierwsze osoby wyciągnęły do siebie ręce. Zbliżał się czas zastanawiania się nad kupnem nowych mebli.
Awatar użytkownika
Garricold
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Garricold »

- Ty to dopiero wiesz, jak należy się przedstawiać - Garricold złapał kawał mięsa zostawionego przez krasnoluda i błyskawicznie spałaszował. - Jeśli ktoś zaczyna przedstawiać się opowiadając o swoich powódkach do zabijania, na pewno można mu uwierzyć i zaufać - dodał nie bez sarkazmu.
- Ja mam problem, a od Ciebie zależy jak on się skończy, dla mnie. - twarz Estrycha straciła emocjonalną stronę, przybrał stoicką postawę. - Nie musisz mi ufać, tylko pomóż. Potrafię się odwdzięczyć! Powiedz, co chcesz w zamian?
- Skąd mam wiedzieć - oblizał tłuste palce szykując się do kolejnego kawałka - czy oprócz tego, co sobie zażyczę, nie dostanę również żelaznego dodatku w okolicy serca?
– Takie pytanie jak byś życia nie znał! Nic nie jest pewne, sam bym sobie nie zaufał. Ale! Po co miałbym zabijać Ciebie? Marny zysk z twego truchła dla mego pożytku. Jak już wiesz, polują na mnie. - Zjawa burknęła, czując się nie doceniony przez swego rozmówce, który je gdy do niego przemawia. Po czym przybliżył kufel do swych ust.
namieszałem..
- Ty? Zabić? Mnie? Nie pochlebiaj sobie - odparł człowiek, udając brak zainteresowania rozmową, patrząc w pustą misę i z desperacją próbując ujrzeć tam jeszcze trochę strawy. - Ale wracając... Co chcę w zamian? Po pierwsze kup mi antałek piwa...
        Było słychać, zgrzyt zaciskanych zębów. Tak jak chciał, potencjalny wyzwoliciel, Estrych gwałtownie stał od stołu, przeciskając się przez tłum, podszedł do karczmarza, wysypał zawartość małej sakiewki i wskazał na beczkę, z napisem RUM. Karczmarz najpierw łapczywie zabrał należność, a dopiero podał beczkę. Trzymając beczkę jak ciężki pakunek, postawił z hukiem na stole i perfidnie, przez zęby kłamiąc
– Piwo, się, skończyło!
- Dobra, to było proste. - przysuwając do siebie beczułkę odrzekł Garricold - Niezły... Teraz idziemy kupić mi konia, zjawo. Mam nadzieję, że konie się nie skończą, zanim dojdziemy do handlarza. Chyba, że zamiast tego kupisz mi smoka. - Garricold złapał beczkę pod pachę, gotowy wyjść z lokalu.
- Co ty myślisz!? - po stoicyzmie nie było śladu - Myślisz, że mam bezdenną sakwę? W mordę... – Kufel został na stole, Estrych włożył łapska w kieszenie i wyszedł niczym sługa za panem.
- Myślisz, że będę chronił kogoś podającego się za zjawę - ale którego bez problemu mogę zobaczyć - bez żadnej zaliczki? Mówiłeś, że potrzebujesz wsparcia. Powiedziałeś to tak prostu, jakbyś prosił dziwkę o rozkraczenie się - żachnął się Garricold. - Tak więc ja potrzebuję konia. Też mówię tak po prostu, żebyśmy się dobrze zrozumieli.
Wyszli z karczmy kierując się ku stajni, Kiruki jako cień Garricolda. Zatrzymując się przed stajnią, której wejście zagradzało dwóch osiłków.
- Twój język dostatecznie jasno.. określa nasze stosunki. - zjawa oklepawszy się od pasa w górę, zebrała cały majątek pieniężny w jedną sakwę i podała ją Garricoldowi. – Trzymaj, ja na koniach nie znam się wcale!
- W sumie, skoro tu jesteśmy, to sakwa nie będzie ci potrzebna. To są, bowiem konie darmowe - w kąciku ust człowieka pojawił się lekki uśmiech - Darmowe do momentu, aż nie zobaczy ich pod tobą ich... sprzedawca. Wtedy prawdopodobnie złotem nie zdążysz zapłacić, ale możliwe, że jeśli wystarczająco dobrze się postarasz, to sprzedawca przyjmie zapłatę w stali.
- To jaki masz plan!? - odpowiedziała zjawa krótko.
- Ty tu jesteś szefem. Ja tylko kandydatem na twojego goryla. To zadanie wymaga myślenia. A goryle, nawet potencjalne nie zajmują się myśleniem - uciął Garricold.
        Estrych założył ręce w rozmyślaniu. Nie chciało mu się konfliktu w południe, w środku miasta, o zabijaniu nie było mowy.
- Mam! - Oświadczył, po czym, dwie niemałe iskierki wspomnień powędrowały w stronę wykidajłów, snąc się bliżej umysłu. Rok wspomnień z sodomy na głowę... Są wystarczająco tępi, a Kiruki nie żałował takiej straty. Pierwszy staną otępiały i ślepo wpatrzony przed siebie, mając przed oczyma roczne wspomnienia Kirukiego z diabelskiej sodomy. Jednak, drugi człek nie poczuł nic, jego wola była zbyt silna, by wkraść się w jego umysł w sposób mało inwazyjny. Jedna iskierka powróciła do zjawy.
- O jednego mniej! Teraz ty coś zrób, najemniku.
        Garricold, rzecz jasna, nie zrozumiał co znaczyło ostatnie zdanie zjawy, więc - myśląc iż Estrych po prostu skapitulował - kopnął tego nieotumanionego w brzuch i twardą pięścią uderzył w szczękę pochylonego przeciwnika, a następnie półobrotem przeszedł do drugiego uderzając go w nos zamocowaną do ramienia pochwą Czarnej Amandy, co w zupełności wystarczyło do osiągnięcia podobnego efektu w obu przypadkach.
- Dwóch mniej! - rzucił, wskakując w siodło pierwszego konia, jakiego miał w zasięgu ręki - Bierz jakiegoś i spadamy!
- Jakich dwóch? - spytał lekko zdziwiony, wyjeżdżając konno zza swego najemnika - Ty na prawdę nic nie poczułeś? Nie wyobrażam sobie, jak to jest nie czuć magii. Magia jest czymś naturalnym. Nie przeszkadza Ci takie kalectwo!?
- Nie wyobrażam sobie jak to jest nie mieć głowy. - zaczął nerwowo brunet - Posiadanie głowy jest czymś naturalnym. Jak dłużej będziesz gadał głupoty, zamiast stąd wiać, zaraz ci dwa są gotowi się ocknąć i wtedy ocenisz, czy nie będzie ci przeszkadzać TAKIE kalectwo...
- Dobra, dobra, jedziemy.
- Rzeczywiście nie wiesz nic o koniach.
- Czemu to mówisz?
- Bo na siodle nie siada się siadem skrzyżnym.

Ciąg Dalszy w innym temacie (zedytuję, kiedy zadecyduję dokąd)
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość