Nowa Aeria ⇒ [W pobliżu miasta] Kupiecka karawana
[W pobliżu miasta] Kupiecka karawana
Jak... nudno... - myślała elfka, jadąc stępa między wozami. Wodze nieznacznie smyrały jej dłonie, gdy koń poruszał głową. Maeve westchnęła. Od pewnego czasu miała wrażenie, że wszystkie dni były takie same. Pobudka, jazda, skrzypienia uprzęży, stukot kopyt, pokrzykiwania ludzi, parskanie koni, ryk wołów... Odkąd podróżowali kamienistym górskim wąwozem, nie słyszała już znajomego szumu drzew. Maeve kochała zapach puszczy, zawsze przypominał jej królestwo driad. Ale cóż, czego się nie robi dla pieniędzy... Przewodnik karawany był człowiekiem majętnym i przezornym, a szlaki handlowe wiodące wzdłuż Gór Dasso nie należały do najbezpieczniejszych. Maeve znalazła się tu jako eskorta, jak się później okazało - zupełnie zbędna. Raz tylko podczas popasu w lesie wyło coś w pobliżu, ale nie odważyło się zbliżyć do ognia.
Skaliste szczyty zamieszkiwały dość duże populacje jakichś mniejszych ptaków, które ludzie określali skalnymi gołębiami, toteż Virtus rzadko się pokazywał. Po części dlatego, że zdążył już nabawić córki handlarza poważnej ornitofobii. Brakowało jej towarzysza, a z ludźmi trudno jej było znaleźć wspólny temat. Nie znała się na handlu, więc zazwyczaj tylko słuchała, co mówili o napotkanych miastach.
Kupcom początkowo nie bardzo podobało się towarzystwo niezwykłej elfki. Ale przynajmniej byli bezpieczni, a skoro przewodnik jej ufał, nie było się czego obawiać z jej strony. Ubrana w czerń gdzieniegdzie ozdobiony szkarłatem, z krwistoczerwoną, szeroką opaską zakrywającą oczy i dosiadająca imponującego, karego ogiera. Kiedy ją zapytano, dlaczego tak się nosi, odpowiedziała tylko zagadkowym uśmiechem. I jeszcze to ptaszysko. Żaden z nich nie chciał wierzyć, że ktoś całkowicie ślepy jest w stanie walczyć mieczem. Uwierzyli dopiero, gdy pewien młodzik wyzwał ją na pojedynek.
Elfka wyrwała się z zamyślenia, gdy koń potknął się o jakiś luźny kamień. Poklepała go po szyi i pogładziła jedwabistą sierść. O tym, że jest kary dowiedziała się dopiero od kupców. Niezbyt był zadowolony ze zmiany właściciela, ale cóż mogła począć? Trupy (martwe trupy, gwoli ścisłości) kiepsko opiekują się końmi, nie miała serca zostawić zwierzęcia samego...
Z rozmów zasłyszanych tu i tam wywnioskowała, że niebawem dotrą do Nowej Aerii. Przewodnik wcześniej poinformował ją, że znajdą się tam "przed wieczorem", po czym urwał w pół zdania, widząc jej minę.
Nagle usłyszała znajomy krzyk i coś pierzastego usadowiło jej się na ramieniu. Virtus, a jakże.
~ Znudziły się już polowania? - zapytała elfka, głaszcząc go delikatnie po grzbiecie. Ptak nastroszył się.
~ Chyba mam coś, co sprawi, że nie będziesz się snuć za karawaną jak cień - odparł zagadkowo - Przed tobą, nieco po prawej jedzie wóz zaprzężony w dwa woły. Na koźle siedzi gruby mężczyzna, który gwiżdże. Słyszysz?
~ Słyszę - przekrzywiła nieco głowę.
~ Wóz jest przykryty plandeką, ale można swobodnie do niego wejść. W środku są drewniane skrzynie przykryte płachtą.
~ I co w tym takiego ciekawego?
~ Jedna ze skrzyń kilka minut temu nie była przykryta tkaniną. Teraz jest, choć nikt nie zbliżał się do wozów.
~ Ojeej... Po prostu w środku siedzi jakiś pachołek i pilnuje towaru.
~ W środku nikogo nie ma. Natomiast z tego co usłyszałem, jedna ze skrzyń umie kaszleć. Skrzynie zwykle nie kaszlą, nieprawdaż?
~ Skrzynia kaszlała?
~ Chrobotało coś w środku. To zabrzmiało prawie jak kaszel.
Maeve przejechała ręką po twarzy.
~ Sugerujesz, bym złapała ci szczura?
~ Sprawdź to. Za to ci płacą, byś coś robiła. - Sfrunął jej z ramienia i poszybował gdzieś przed siebie.
Elfka wzruszyła ramionami. Sokół rzadko się mylił, jeśli chodziło o różne ciekawostki, ale w tym przypadku była niemal pewna, że usłyszał zwykłego szczura. Strażnicy bardzo dokładnie przepatrzyli dobra, nikomu nie udałoby się tam ukryć. Zeskoczyła jednak z konia i poprosiła najbliższego człowieka, by przywiązał go razem z innymi "luzakami". Szybko dogoniła wóz o którym mówił Virtus i cicho wpełzła do środka. Było tam dużo miejsca, ale było też duszno. Usadowiła się w środku, opierając się o jedną ze skrzynek.
Żadnego chrobotania nie było.
Po kilku minutach, tknęło ją jednak przeczucie, a na karku poczuła znajome dreszcze. Ktoś na nią patrzył. Poczuła bardzo delikatny zapach lasu, jednak nie była pewna, czy to tylko jej własna aura. Otworzyła na świat dostępne jej zmysły. Dużo samokontroli kosztowało ją by nie okazać nawet cienia reakcji na to, co poczuła. W wozie był elf, który najwyraźniej się ukrywał.
- No dobrze... - powiedziała cicho po jakiejś minucie. - Może już przestałbyś tu siedzieć i udawać, że cię nie ma?
Skaliste szczyty zamieszkiwały dość duże populacje jakichś mniejszych ptaków, które ludzie określali skalnymi gołębiami, toteż Virtus rzadko się pokazywał. Po części dlatego, że zdążył już nabawić córki handlarza poważnej ornitofobii. Brakowało jej towarzysza, a z ludźmi trudno jej było znaleźć wspólny temat. Nie znała się na handlu, więc zazwyczaj tylko słuchała, co mówili o napotkanych miastach.
Kupcom początkowo nie bardzo podobało się towarzystwo niezwykłej elfki. Ale przynajmniej byli bezpieczni, a skoro przewodnik jej ufał, nie było się czego obawiać z jej strony. Ubrana w czerń gdzieniegdzie ozdobiony szkarłatem, z krwistoczerwoną, szeroką opaską zakrywającą oczy i dosiadająca imponującego, karego ogiera. Kiedy ją zapytano, dlaczego tak się nosi, odpowiedziała tylko zagadkowym uśmiechem. I jeszcze to ptaszysko. Żaden z nich nie chciał wierzyć, że ktoś całkowicie ślepy jest w stanie walczyć mieczem. Uwierzyli dopiero, gdy pewien młodzik wyzwał ją na pojedynek.
Elfka wyrwała się z zamyślenia, gdy koń potknął się o jakiś luźny kamień. Poklepała go po szyi i pogładziła jedwabistą sierść. O tym, że jest kary dowiedziała się dopiero od kupców. Niezbyt był zadowolony ze zmiany właściciela, ale cóż mogła począć? Trupy (martwe trupy, gwoli ścisłości) kiepsko opiekują się końmi, nie miała serca zostawić zwierzęcia samego...
Z rozmów zasłyszanych tu i tam wywnioskowała, że niebawem dotrą do Nowej Aerii. Przewodnik wcześniej poinformował ją, że znajdą się tam "przed wieczorem", po czym urwał w pół zdania, widząc jej minę.
Nagle usłyszała znajomy krzyk i coś pierzastego usadowiło jej się na ramieniu. Virtus, a jakże.
~ Znudziły się już polowania? - zapytała elfka, głaszcząc go delikatnie po grzbiecie. Ptak nastroszył się.
~ Chyba mam coś, co sprawi, że nie będziesz się snuć za karawaną jak cień - odparł zagadkowo - Przed tobą, nieco po prawej jedzie wóz zaprzężony w dwa woły. Na koźle siedzi gruby mężczyzna, który gwiżdże. Słyszysz?
~ Słyszę - przekrzywiła nieco głowę.
~ Wóz jest przykryty plandeką, ale można swobodnie do niego wejść. W środku są drewniane skrzynie przykryte płachtą.
~ I co w tym takiego ciekawego?
~ Jedna ze skrzyń kilka minut temu nie była przykryta tkaniną. Teraz jest, choć nikt nie zbliżał się do wozów.
~ Ojeej... Po prostu w środku siedzi jakiś pachołek i pilnuje towaru.
~ W środku nikogo nie ma. Natomiast z tego co usłyszałem, jedna ze skrzyń umie kaszleć. Skrzynie zwykle nie kaszlą, nieprawdaż?
~ Skrzynia kaszlała?
~ Chrobotało coś w środku. To zabrzmiało prawie jak kaszel.
Maeve przejechała ręką po twarzy.
~ Sugerujesz, bym złapała ci szczura?
~ Sprawdź to. Za to ci płacą, byś coś robiła. - Sfrunął jej z ramienia i poszybował gdzieś przed siebie.
Elfka wzruszyła ramionami. Sokół rzadko się mylił, jeśli chodziło o różne ciekawostki, ale w tym przypadku była niemal pewna, że usłyszał zwykłego szczura. Strażnicy bardzo dokładnie przepatrzyli dobra, nikomu nie udałoby się tam ukryć. Zeskoczyła jednak z konia i poprosiła najbliższego człowieka, by przywiązał go razem z innymi "luzakami". Szybko dogoniła wóz o którym mówił Virtus i cicho wpełzła do środka. Było tam dużo miejsca, ale było też duszno. Usadowiła się w środku, opierając się o jedną ze skrzynek.
Żadnego chrobotania nie było.
Po kilku minutach, tknęło ją jednak przeczucie, a na karku poczuła znajome dreszcze. Ktoś na nią patrzył. Poczuła bardzo delikatny zapach lasu, jednak nie była pewna, czy to tylko jej własna aura. Otworzyła na świat dostępne jej zmysły. Dużo samokontroli kosztowało ją by nie okazać nawet cienia reakcji na to, co poczuła. W wozie był elf, który najwyraźniej się ukrywał.
- No dobrze... - powiedziała cicho po jakiejś minucie. - Może już przestałbyś tu siedzieć i udawać, że cię nie ma?
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Od momentu opuszczenia Valladonu, Nymia cały czas uciekała. Bowiem nie dość, że w ów mieście napadła na kilka osób, wykorzystując niewinne młode istnienie (Które za kradzież skazane zostało na ucięcie ręki), to na domiar złego była poszukiwana przez grupę żądnych jej krwi rycerzy. Co się dziwić? W końcu zabiła człowieka pełniącego funkcję strażnika więziennego...
Wspomniani wyżej rycerze po całym zajściu z napadem, w końcu ją znaleźli. Aby wydostać się z ich opresji, musiała walczyć. Ponieważ wrogowie mieli na sobie elementy stalowej zbroi, Elfka nie miała żadnych szans zranienia ich za pomocą swego wakizashi i tanto. Zdołała uciec jedynie dzięki swej wprawnej akrobatyce. Zwinnie wspinając się po poszczególnych elementach wystających z jednej ze ścian domu, dostała się na dach, połączony z wieloma innymi zabudowaniami, po czym uciekła. Narobiła przy tym nie lada przedstawienia, ponieważ zwróciła na siebie uwagę większości przechodniów, którzy z zainteresowaniem wpatrywali się w zaistniałą sytuację. Za Nymią poleciał grad strzał. Pechowy los chciał, iż dwie z nich trafiły ją w ramię. Mimo tego udało jej się uciec od prześladowców, choć nie oznacza to, że całkiem ich opuściła.
Następne dwa dni spędziła ukrywając się w pustej pieczarze, która znajdowała się niedaleko miasta z którego uciekła. Jedynym plusem z pobytu w Valladonie był zdobyty mieszek wypełniony złotem z którego nie miała aktualnie pożytku. Gdy udało jej się w mniejszym stopniu opatrzyć rany, udała się Błękitnym szlakiem handlowym do Ekradonu do którego zawitała po upływie kolejnych dwóch dni. Niestety także i tam nie spotkało jej ciepłe powitanie. Tamtejsi strażnicy byli poinformowani o jej występkach, ponieważ we wszystkich częściach miasta widniał list gończy z jej podobizną. Gdy rozpoznano w niej morderczynię, zmuszona była znowu uciekać. Co prawda miała szczęście, ponieważ udało jej się zakupić żywność i opatrunki. Dała radę zbiec, ale znowu nie miała się gdzie podziać...
I w ten sposób żyła przez następne dwa miesiące. Podróżowała z wioski do wioski, próbując omijać wielkie miasta, noce spędzała śpiąc pod gołym niebem, lub też polując na wilki, aby za ich skóry zdobyć nieco środków do życia. Nowe okoliczności sprawiły, że musiała zaprzestać koczowniczego stylu żywota. Dotarły do niej bowiem wieści, że w Nowej Aerii ma się odbyć jakaś uroczystość, żeby uczcić ważne dla miasta wydarzenie. Elfka nie wiedziała, o co konkretnie chodziło, ale była pewna, że do takich przedsięwzięć potrzebna była duża liczba stróżów prawa pilnujących porządku, przez co osłabione były warty i patrole. Nymia widziała już w wyobraźni zachwycające łupy. Szczęście chciało, że znajdowała się nieopodal tegoż miasta. Był jednak jeden problem. Z powodu swej złej sławy nie mogła ot tak pojawić się u bram miasta - Musiała jakoś się wślizgnąć...
Wkrótce pojawiło się rozwiązanie. Do miasta zmierzała kupiecka karawana, będąca pod okiem kilku ochroniarzy. Fakt, że byli uzbrojeni, lecz odległość między nimi była wystarczająca, aby wślizgnąć się do jednego z wozów, co też Nymia zrobiła. Zaczaiła się za dużym drzewem, rosnącym dosłownie obok błękitnego szlaku, po czym kiedy wszystkie wozy spokojnie przejechały, zwinnie wślizgnęła się do jednego z nich, okrywając resztę skrzyń tkaniną, która na nich leżała, w celu ochrony przed ewentualnym deszczem. Dzięki temu sposobowi, teoretycznie nie było przeszkód, aby dostać się niezauważonym, lecz niestety praktyka nie teoretyzuje...
Po pewnym czasie do do wozu w którym się ukrywała wskoczyła jakaś osoba, po czym na kilka chwil znieruchomiała. Elfka obwiała się o odkrycie, zaprzestała więc uderzania w skrzynie palcami, co wcześniej robiła. Nudziło jej się, toteż wymyślała różne pomniejsze zajęcia, aby zabić czas. Wymyślenie tej zabawy okazało się błędem, ponieważ po około minucie, istota dała poznać, że wie o jej istnieniu:
- No dobrze... Może już przestałbyś siedzieć tu i udawać, że cię nie ma? - powiedział kobiecy głos.
Nymia zareagowała od razu. W wozie rozległ się cichy dźwięk wyjmowanej broni z pochwy. Elfka z błyskawicznie skoczyła z bronią w stronę nieznajomej, robiąc przy tym nieznaczny hałas. Opłaciło się. Wolną ręką zakrywając jej usta, a drugą przykładając ostrze do szyi, nachyliła się nad jej głową, po czym cicho warknęła:
- Wydaj z siebie choć jeden dźwięk a pozbawię cię żywota, krucha egzystencjo.
Wspomniani wyżej rycerze po całym zajściu z napadem, w końcu ją znaleźli. Aby wydostać się z ich opresji, musiała walczyć. Ponieważ wrogowie mieli na sobie elementy stalowej zbroi, Elfka nie miała żadnych szans zranienia ich za pomocą swego wakizashi i tanto. Zdołała uciec jedynie dzięki swej wprawnej akrobatyce. Zwinnie wspinając się po poszczególnych elementach wystających z jednej ze ścian domu, dostała się na dach, połączony z wieloma innymi zabudowaniami, po czym uciekła. Narobiła przy tym nie lada przedstawienia, ponieważ zwróciła na siebie uwagę większości przechodniów, którzy z zainteresowaniem wpatrywali się w zaistniałą sytuację. Za Nymią poleciał grad strzał. Pechowy los chciał, iż dwie z nich trafiły ją w ramię. Mimo tego udało jej się uciec od prześladowców, choć nie oznacza to, że całkiem ich opuściła.
Następne dwa dni spędziła ukrywając się w pustej pieczarze, która znajdowała się niedaleko miasta z którego uciekła. Jedynym plusem z pobytu w Valladonie był zdobyty mieszek wypełniony złotem z którego nie miała aktualnie pożytku. Gdy udało jej się w mniejszym stopniu opatrzyć rany, udała się Błękitnym szlakiem handlowym do Ekradonu do którego zawitała po upływie kolejnych dwóch dni. Niestety także i tam nie spotkało jej ciepłe powitanie. Tamtejsi strażnicy byli poinformowani o jej występkach, ponieważ we wszystkich częściach miasta widniał list gończy z jej podobizną. Gdy rozpoznano w niej morderczynię, zmuszona była znowu uciekać. Co prawda miała szczęście, ponieważ udało jej się zakupić żywność i opatrunki. Dała radę zbiec, ale znowu nie miała się gdzie podziać...
I w ten sposób żyła przez następne dwa miesiące. Podróżowała z wioski do wioski, próbując omijać wielkie miasta, noce spędzała śpiąc pod gołym niebem, lub też polując na wilki, aby za ich skóry zdobyć nieco środków do życia. Nowe okoliczności sprawiły, że musiała zaprzestać koczowniczego stylu żywota. Dotarły do niej bowiem wieści, że w Nowej Aerii ma się odbyć jakaś uroczystość, żeby uczcić ważne dla miasta wydarzenie. Elfka nie wiedziała, o co konkretnie chodziło, ale była pewna, że do takich przedsięwzięć potrzebna była duża liczba stróżów prawa pilnujących porządku, przez co osłabione były warty i patrole. Nymia widziała już w wyobraźni zachwycające łupy. Szczęście chciało, że znajdowała się nieopodal tegoż miasta. Był jednak jeden problem. Z powodu swej złej sławy nie mogła ot tak pojawić się u bram miasta - Musiała jakoś się wślizgnąć...
Wkrótce pojawiło się rozwiązanie. Do miasta zmierzała kupiecka karawana, będąca pod okiem kilku ochroniarzy. Fakt, że byli uzbrojeni, lecz odległość między nimi była wystarczająca, aby wślizgnąć się do jednego z wozów, co też Nymia zrobiła. Zaczaiła się za dużym drzewem, rosnącym dosłownie obok błękitnego szlaku, po czym kiedy wszystkie wozy spokojnie przejechały, zwinnie wślizgnęła się do jednego z nich, okrywając resztę skrzyń tkaniną, która na nich leżała, w celu ochrony przed ewentualnym deszczem. Dzięki temu sposobowi, teoretycznie nie było przeszkód, aby dostać się niezauważonym, lecz niestety praktyka nie teoretyzuje...
Po pewnym czasie do do wozu w którym się ukrywała wskoczyła jakaś osoba, po czym na kilka chwil znieruchomiała. Elfka obwiała się o odkrycie, zaprzestała więc uderzania w skrzynie palcami, co wcześniej robiła. Nudziło jej się, toteż wymyślała różne pomniejsze zajęcia, aby zabić czas. Wymyślenie tej zabawy okazało się błędem, ponieważ po około minucie, istota dała poznać, że wie o jej istnieniu:
- No dobrze... Może już przestałbyś siedzieć tu i udawać, że cię nie ma? - powiedział kobiecy głos.
Nymia zareagowała od razu. W wozie rozległ się cichy dźwięk wyjmowanej broni z pochwy. Elfka z błyskawicznie skoczyła z bronią w stronę nieznajomej, robiąc przy tym nieznaczny hałas. Opłaciło się. Wolną ręką zakrywając jej usta, a drugą przykładając ostrze do szyi, nachyliła się nad jej głową, po czym cicho warknęła:
- Wydaj z siebie choć jeden dźwięk a pozbawię cię żywota, krucha egzystencjo.
Elfka zupełnie nie spodziewała się, że ów elf (a własciwie, elfka) skoczy na nią z nożem. W dodatku ograniczona przestrzeń spowodowała, że ledwie musnęła palcami rękojeść własnego miecza, gdy poczuła ostrze na swej szyi. Ręka elfki stłumiła głośne przekleństwo.
- Wydaj z siebie choć jeden dźwięk a pozbawię cię żywota, krucha egzystencjo. - warknęła. "Krucha egzystencja" posłusznie siedziała cicho... do czasu. Korzystając z faktu, że elfka nie ważyła więcej od niej, z całej siły kopnęła w miejsce, gdzie teoretycznie powinien być brzuch. Udało jej się uwolnić i sama błyskawicznie wyciągnęła miecz. Rozległ się szczęk metalu, gdy klingi natrafiły na siebie.
Coś ciepłego ściekało Maeve po szyi. Widać zdążyła ją zranić. Bolało jak diabli, ale elfka zacisnęła zęby. Łotrzyca zaatakowała powtórnie, lecz tym razem Maeve bezbłędnie uniknęła ciosu. No, prawie. Dwie skrzynie zwaliły się z hukiem ze stojącego obok stosu. Znowu szczęk metalu.
- Co się tam do cholery wyprawia?! - krzyknął facet siedzący na koźle. Wyglądało na to, że zamierzał sprawdzić osobiście, usłyszała jak wstawał. Maeve skrzywiła się w parodii uśmiechu i położyła palec na ustach, zwracając twarz w kierunku oponentki.
- Wybacz, przewróciłam skrzynię. Nie kłopocz się zaraz uprzątnę ten... bałagan - odkrzyknęła. Facet zamruczał, zaklął i wrócił na swoje miejsce.
Dziwnie wyglądały dwie elfki ze skrzyżowanymi mieczami, skulone pośród rozrzuconego towaru.
Kap! - kropelka ciemnoczerwonej krwi spadła na podłogę. Druga elfka zaatakowała, zręcznie unikając przeszkód "terenu". Maeve, miast blokować cios, uniknęła go, by ułamek sekundy potem ciąć. Ostrze musnęło ramię elfki. Syknęła jak rozzłoszczona kobra.
Maeve ponownie przyłożyła palec do ust, tym razem bez cienia uśmiechu.
- Toś sobie znalazła piękne miejsce do bitki - szepnęła. - Jesteś zbiegiem, czy też ktoś wyznaczył cenę za moją głowę? Odpowiadaj, bo jeśli chodzi o to drugie, to zabiję jak psa, choć jesteś elfem...
Dotknęła drugą ręką rany na szyi. Naprawdę miała dużo szczęścia.
- Wydaj z siebie choć jeden dźwięk a pozbawię cię żywota, krucha egzystencjo. - warknęła. "Krucha egzystencja" posłusznie siedziała cicho... do czasu. Korzystając z faktu, że elfka nie ważyła więcej od niej, z całej siły kopnęła w miejsce, gdzie teoretycznie powinien być brzuch. Udało jej się uwolnić i sama błyskawicznie wyciągnęła miecz. Rozległ się szczęk metalu, gdy klingi natrafiły na siebie.
Coś ciepłego ściekało Maeve po szyi. Widać zdążyła ją zranić. Bolało jak diabli, ale elfka zacisnęła zęby. Łotrzyca zaatakowała powtórnie, lecz tym razem Maeve bezbłędnie uniknęła ciosu. No, prawie. Dwie skrzynie zwaliły się z hukiem ze stojącego obok stosu. Znowu szczęk metalu.
- Co się tam do cholery wyprawia?! - krzyknął facet siedzący na koźle. Wyglądało na to, że zamierzał sprawdzić osobiście, usłyszała jak wstawał. Maeve skrzywiła się w parodii uśmiechu i położyła palec na ustach, zwracając twarz w kierunku oponentki.
- Wybacz, przewróciłam skrzynię. Nie kłopocz się zaraz uprzątnę ten... bałagan - odkrzyknęła. Facet zamruczał, zaklął i wrócił na swoje miejsce.
Dziwnie wyglądały dwie elfki ze skrzyżowanymi mieczami, skulone pośród rozrzuconego towaru.
Kap! - kropelka ciemnoczerwonej krwi spadła na podłogę. Druga elfka zaatakowała, zręcznie unikając przeszkód "terenu". Maeve, miast blokować cios, uniknęła go, by ułamek sekundy potem ciąć. Ostrze musnęło ramię elfki. Syknęła jak rozzłoszczona kobra.
Maeve ponownie przyłożyła palec do ust, tym razem bez cienia uśmiechu.
- Toś sobie znalazła piękne miejsce do bitki - szepnęła. - Jesteś zbiegiem, czy też ktoś wyznaczył cenę za moją głowę? Odpowiadaj, bo jeśli chodzi o to drugie, to zabiję jak psa, choć jesteś elfem...
Dotknęła drugą ręką rany na szyi. Naprawdę miała dużo szczęścia.
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Kopnięta Nymia za wszelka cenę nie mogła pozwolić sobie na odkrycie, dlatego póki jeszcze miała jej szyję w zasięgu swojego ostrza, starała się ją jak najszybciej przeciąć. Niestety jej zamiar nie powiódł się tak jak chciała. Co prawda zdążyła zranić w pewnym stopniu jej szyję, ale narobiła strasznie dużo hałasu przewracając się na pozostały towar. Niemal od razu powróciła do pozycji półsiedzącej, zadając pierwszy wymach, który kobieta dała radę zablokować. Kiedy się tak we dwie kotłowały w wirze walki, przewróciły kolejne skrzynie. Widocznie musiało to zaniepokoić człowieka prowadzącego konie, ponieważ krzyknął w ich stronę: - Co się tam do cholery wyprawia?!
Elfka nie przewidziała następnej reakcji strażniczki. Zamiast wszcząć alarm, ta pokazała jej gest, aby siedziała cicho. Coś tu nie grało... Jaki więc miała cel ów kobieta? Nymia zamyśliła się przez chwilę, nadal czujnie ją obserwując. Kiedy tamta uspokoiła mężczyznę, potwierdzając swoją kontrolę nad sytuacją, Nymia ponownie zrobiła wymach w jej stronę Wakizashi. Tym razem nie był to rozsądny cios, ponieważ, jak się okazało, kobietę było stać na wiele więcej niż by się mogło wydawać. Ta nie dość że dała radę uniknąć ciosu, to jeszcze zraniła ją dotkliwie w ramię. Ból był potworny, mimo to ledwie syknęła. Teraz była wściekła. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, ta znowu przyłożyła palec do ust, każąc jej nic nie mówić...
- Toś sobie znalazła piękne miejsce do bitki - Po chwili szepnęła - Jesteś zbiegiem, czy też ktoś wyznaczył cenę za moją głowę? Odpowiadaj, bo jeśli chodzi o to drugie, to zabiję jak psa, choć jesteś elfem...
Cóż... sytuacja, w jakiej teraz znajdowała się Nymia nie była zbyt przyjemna. Nakryta, zraniona, ale nadal uparta. Gdyby nie jej wada może spróbowała by chociaż przystąpić do współpracy z Maeve, lecz niestety... Właśnie przez takie decyzje jak ta, miała ciężko w życiu.
- Tak powsinogo, chodzi mi tylko o twój zakuty łeb - warknęła, po czym rzuciła się do wyjścia. Chciała już opuścić to miejsce, ponieważ cały jej plan zaczynał być coraz bardziej niebezpieczny. Co prawda, miała niewielką szansę żeby uciec. Dziewczyna bowiem stała jej na drodze, ale zawsze warto spróbować...
Elfka nie przewidziała następnej reakcji strażniczki. Zamiast wszcząć alarm, ta pokazała jej gest, aby siedziała cicho. Coś tu nie grało... Jaki więc miała cel ów kobieta? Nymia zamyśliła się przez chwilę, nadal czujnie ją obserwując. Kiedy tamta uspokoiła mężczyznę, potwierdzając swoją kontrolę nad sytuacją, Nymia ponownie zrobiła wymach w jej stronę Wakizashi. Tym razem nie był to rozsądny cios, ponieważ, jak się okazało, kobietę było stać na wiele więcej niż by się mogło wydawać. Ta nie dość że dała radę uniknąć ciosu, to jeszcze zraniła ją dotkliwie w ramię. Ból był potworny, mimo to ledwie syknęła. Teraz była wściekła. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, ta znowu przyłożyła palec do ust, każąc jej nic nie mówić...
- Toś sobie znalazła piękne miejsce do bitki - Po chwili szepnęła - Jesteś zbiegiem, czy też ktoś wyznaczył cenę za moją głowę? Odpowiadaj, bo jeśli chodzi o to drugie, to zabiję jak psa, choć jesteś elfem...
Cóż... sytuacja, w jakiej teraz znajdowała się Nymia nie była zbyt przyjemna. Nakryta, zraniona, ale nadal uparta. Gdyby nie jej wada może spróbowała by chociaż przystąpić do współpracy z Maeve, lecz niestety... Właśnie przez takie decyzje jak ta, miała ciężko w życiu.
- Tak powsinogo, chodzi mi tylko o twój zakuty łeb - warknęła, po czym rzuciła się do wyjścia. Chciała już opuścić to miejsce, ponieważ cały jej plan zaczynał być coraz bardziej niebezpieczny. Co prawda, miała niewielką szansę żeby uciec. Dziewczyna bowiem stała jej na drodze, ale zawsze warto spróbować...
Usta Maeve wykrzywiły się w nienawistnym grymasie. Jednocześnie, zdziwiło ją to, że nasłali na nią elfa. To nie było w ich stylu, a nawet jeśli - przecież rozsądniej było starać się zdobyć jej zaufanie, a nie podkradać się do karawany, którą eskortowała.
Nie było jednak czasu na rozmyślania, elfka posłyszała ruch. Zabójczyni rzuciła się w jej kierunku, jakby chciała jednym ciosem odrąbać jej głowę. Maeve nie słyszała świstu klingi przecinającej powietrze, ale mimo tego zareagowała instynktownie, blokując cios.
Klingi zgrzytnęły o siebie, a Maeve mało nie wyleciała z wozu razem z tą elfką. Nie straciła jednak głowy, odepchnęła ją od siebie z całej siły i uderzyła płazem miecza, odrzucając ją na skrzynie. Usłyszała łomot i jęk gdy tamta zderzyła się z towarem.
Nymia zobaczyła przed sobą wszystkie gwiazdy. Najpierw oberwała po głowie mieczem a potem upadła na skrzynie, boleśnie obijając sobie kości. Wakizashi wypadło jej z ręki, rzuciła się by je podnieść, ale...
Maeve nie traciła czasu wykorzystując sprzyjające okoliczności. Ostrze jej miecza dotknęło szyi leżącej przy skrzyniach kobiety. Elfka nachyliła się nad nią, przezornie ustawiając się tak, by tamta nie mogła w podobny sposób ją kopnąć. Krew z rany na szyi kapnęła na twarz poturbowanej elfki.
- Ostatnie słowa, krucha egzystencjo? Chociaż nie, chwileczkę. Powiesz mi teraz który z nich wpadł na ten genialny pomysł, by nasłać na mnie elfa i skąd wiedział, że tu jestem. A wtedy ja wspaniałomyślnie daruję ci życie, żegnając się z tobą tak, jak oni pożegnali się ze mną - wyszeptała z upiornym uśmiechem.
Nie było jednak czasu na rozmyślania, elfka posłyszała ruch. Zabójczyni rzuciła się w jej kierunku, jakby chciała jednym ciosem odrąbać jej głowę. Maeve nie słyszała świstu klingi przecinającej powietrze, ale mimo tego zareagowała instynktownie, blokując cios.
Klingi zgrzytnęły o siebie, a Maeve mało nie wyleciała z wozu razem z tą elfką. Nie straciła jednak głowy, odepchnęła ją od siebie z całej siły i uderzyła płazem miecza, odrzucając ją na skrzynie. Usłyszała łomot i jęk gdy tamta zderzyła się z towarem.
Nymia zobaczyła przed sobą wszystkie gwiazdy. Najpierw oberwała po głowie mieczem a potem upadła na skrzynie, boleśnie obijając sobie kości. Wakizashi wypadło jej z ręki, rzuciła się by je podnieść, ale...
Maeve nie traciła czasu wykorzystując sprzyjające okoliczności. Ostrze jej miecza dotknęło szyi leżącej przy skrzyniach kobiety. Elfka nachyliła się nad nią, przezornie ustawiając się tak, by tamta nie mogła w podobny sposób ją kopnąć. Krew z rany na szyi kapnęła na twarz poturbowanej elfki.
- Ostatnie słowa, krucha egzystencjo? Chociaż nie, chwileczkę. Powiesz mi teraz który z nich wpadł na ten genialny pomysł, by nasłać na mnie elfa i skąd wiedział, że tu jestem. A wtedy ja wspaniałomyślnie daruję ci życie, żegnając się z tobą tak, jak oni pożegnali się ze mną - wyszeptała z upiornym uśmiechem.
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Wydawało się, że wszystko pójdzie szybko i zgodnie z jej planem. Miała ukryć się w wozie, wyjść w odpowiedniej chwili i po kłopocie. Ale oczywiście zawsze coś musiało pójść nie tak. Na szczęście do tej pory udawało jej się wykaraskać z opresji. Generalnie zawsze miała szczęście w takich sytuacjach, ale dziś najwyraźniej ją opuściło. Czemu? Ponieważ nawet nie udało jej się porządnie uciec. Nie dła rady wydostać się z wozu, ponieważ zatrzymała ją ów kobieta. Szybkim ciosem została odepchnięta, po czym uderzona klingą miecza. Na domiar złego całym ciałem przewróciła się na skrzynię robiąc łomot i obijając sobie całe ciało o twarde kanty skrzyń. Poczuła ostry i silny ból w prawym boku, którym trafiła prosto w kant. Ból był nie do zniesienia, a w dodatku w impecie uderzenia wypuściła broń z ręki, musiała więc czym prędzej wstać, aby ją z powrotem dobyć...
Niestety - to była jej ostatnia czynność. Ostrze nieznanej jej elfki właśnie spoczęło na jej gardle. Wystarczył tylko jeden mniejszy ruch, aby jej broń zaczęła ciąć skórę. Poniekąd w tym miejscu pojawiły się już małe rany, z tego powodu, iż Nymia ciężko oddychała. Bardzo bolał ją bok, najprawdopodobniej mogła mieć złamane żebro. Nie pozostało jej nic innego, jak leżeć i obserwować, jeżeli chciała mieć choć małą szansę, aby zachować życie...
Po chwili kobieta odezwała się:
- Ostatnie słowa, krucha egzystencjo? Chociaż nie, chwileczkę... - Cały czas leżąc w bezruchu słuchała jej, szukając choć najmniejszego szczegółu mogącego uratować ją jeszcze z tej potwornej opresji. Tym razem nie miała możliwości, by ją kopnąć. Praktycznie, to miała tylko jedną możliwość. Poddać się, ponieważ każdy głupi, nierozważny ruch zakończy się dla niej śmiercią. Broń zaczynała powoli wpijać się w jej szyję, toteż czuła ból w tym miejscu. A podskakujący na nierównej drodze powóz wcale nie poprawiał sytuacji... Elfka zrezygnowała z jakiejkolwiek czynności...
Kiedy została zapytana o jej domniemanego zleceniodawcę, zaczęła mówić półszeptem z powodu bólu, jaki niósł się po jej całym ciele.
-To... kłamstwo... ni... nie znam... cię... nie... b... było...- Elfka zaczęła mocno kaszleć. Po chwili zaczęła pluć krwią. Jednak poszło żebro. Zatem przeliczyła się. Jej cały plan okazał się totalnym fiaskiem. Równie dobrze mogła tu nigdy nie przybywać. W najmniejszym stopniu się czegoś takiego nie spodziewała...
Niestety - to była jej ostatnia czynność. Ostrze nieznanej jej elfki właśnie spoczęło na jej gardle. Wystarczył tylko jeden mniejszy ruch, aby jej broń zaczęła ciąć skórę. Poniekąd w tym miejscu pojawiły się już małe rany, z tego powodu, iż Nymia ciężko oddychała. Bardzo bolał ją bok, najprawdopodobniej mogła mieć złamane żebro. Nie pozostało jej nic innego, jak leżeć i obserwować, jeżeli chciała mieć choć małą szansę, aby zachować życie...
Po chwili kobieta odezwała się:
- Ostatnie słowa, krucha egzystencjo? Chociaż nie, chwileczkę... - Cały czas leżąc w bezruchu słuchała jej, szukając choć najmniejszego szczegółu mogącego uratować ją jeszcze z tej potwornej opresji. Tym razem nie miała możliwości, by ją kopnąć. Praktycznie, to miała tylko jedną możliwość. Poddać się, ponieważ każdy głupi, nierozważny ruch zakończy się dla niej śmiercią. Broń zaczynała powoli wpijać się w jej szyję, toteż czuła ból w tym miejscu. A podskakujący na nierównej drodze powóz wcale nie poprawiał sytuacji... Elfka zrezygnowała z jakiejkolwiek czynności...
Kiedy została zapytana o jej domniemanego zleceniodawcę, zaczęła mówić półszeptem z powodu bólu, jaki niósł się po jej całym ciele.
-To... kłamstwo... ni... nie znam... cię... nie... b... było...- Elfka zaczęła mocno kaszleć. Po chwili zaczęła pluć krwią. Jednak poszło żebro. Zatem przeliczyła się. Jej cały plan okazał się totalnym fiaskiem. Równie dobrze mogła tu nigdy nie przybywać. W najmniejszym stopniu się czegoś takiego nie spodziewała...
- Kiepskie tłumaczenie - powiedziała. Elfka zaczęła kaszleć i pluć, prawdopodobnie krwią. Albo dobrze symulowała, albo tak mocno się potłukła albo też... Maeve dotknęła ręką szyi, brudząc rękę swoją krwią.
To się handlarz zdziwi... - przemknęło jej przez głowę. Teraz, gdy mogła zadecydować o końcu tej elfki, zaczęły się wkradać wątpliwości.
Dziwna to była sytuacja, wyjątkowo niepasująca do jakichkolwiek zamachów na życie. Zdecydowanie bardziej pasowała do ukrywającego się zbiega, bo przecież znalazła ją przypadkiem. A może to wszystko tylko przykrywka? Najrozsądniej byłoby zakończyć żywot tej elfki - wszystko wskazywało, że naprawdę jest morderczynią. Bo po co uciekinier kłamałby w takim momencie?
Elfka chyba zauważyła wahanie Maeve, zwłaszcza, że nacisk ostrza odrobinę zelżał.
Dlaczego nie mogę jej po prostu zabić? - biła się z myślami. - Przecież jej nie uwierzę...
- Najpierw przyznaje się sama, że ma mnie zabić, a teraz twierdzi, że kłamała i mnie nie zna. Ta cała sytuacja nie ma najmniejszego sensu...
Zabrała ostrze z jej gardła, nadal jednak celując w nią mieczem. Drugą ręką starała się zatrzymać krwawienie.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie powinnam cię zabijać - powiedziała - Płatni mordercy się tak nie zachowują, chyba że jesteś wyjątkowo głupim płatnym mordercą.
- No, dalej - syknęła, a koniuszek miecza zatańczył kilka centymetrów przed jej nosem. - Opowiadaj co tu robisz.
To się handlarz zdziwi... - przemknęło jej przez głowę. Teraz, gdy mogła zadecydować o końcu tej elfki, zaczęły się wkradać wątpliwości.
Dziwna to była sytuacja, wyjątkowo niepasująca do jakichkolwiek zamachów na życie. Zdecydowanie bardziej pasowała do ukrywającego się zbiega, bo przecież znalazła ją przypadkiem. A może to wszystko tylko przykrywka? Najrozsądniej byłoby zakończyć żywot tej elfki - wszystko wskazywało, że naprawdę jest morderczynią. Bo po co uciekinier kłamałby w takim momencie?
Elfka chyba zauważyła wahanie Maeve, zwłaszcza, że nacisk ostrza odrobinę zelżał.
Dlaczego nie mogę jej po prostu zabić? - biła się z myślami. - Przecież jej nie uwierzę...
- Najpierw przyznaje się sama, że ma mnie zabić, a teraz twierdzi, że kłamała i mnie nie zna. Ta cała sytuacja nie ma najmniejszego sensu...
Zabrała ostrze z jej gardła, nadal jednak celując w nią mieczem. Drugą ręką starała się zatrzymać krwawienie.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie powinnam cię zabijać - powiedziała - Płatni mordercy się tak nie zachowują, chyba że jesteś wyjątkowo głupim płatnym mordercą.
- No, dalej - syknęła, a koniuszek miecza zatańczył kilka centymetrów przed jej nosem. - Opowiadaj co tu robisz.
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Nymia nie mogła wykrztusić z siebie żadnego konkretnego słowa. Bolący bok uniemożliwiał złapanie powietrza, dlatego też nie mogła się płynnie wysłowić. Oprócz tego co jakiś czas pluła krwią, przez co ból się nasilał. Mimo usilnych starań, klęcząca nad nią elfka zdawała się nie zrozumieć żadnego słowa, ponieważ odpowiedziała: - Kiepskie tłumaczenie - Po czym nastała chwila ciszy, przerywanej chrapliwym oddechem Nymii. Czyżby był to dla niej koniec życiowej podróży? Czy miała zakończyć swój żywot tu i teraz, w tym wozie? Swoją drogą, nie miała nawet siły się bać. Tylko jedna łza powoli spłynęła po jej poliku...
Po chwili poczuła, że ostrze miecza zaczyna coraz mniej ciążyć na jej szyi, aż w końcu zostało całkowicie od niej zabrane. Teraz mogła o wiele łatwiej oddychać, mimo iż nadal wszystko ją bolało i kaszlała krwią. Pomimo to dalej tkwiła w bezruchu, aby nie dać najmniejszego powodu strażniczce, do zrobienia gwałtownego ruchu - wszystko dlatego, że czubek miecza, nadal znajdował się naprzeciw twarzy Nymii, najwyraźniej w gotowości do jej szybkiego przebicia. Tak więc leżała w bezruchu na tyle, na ile było to dla niej w tej chwili możliwe. W końcu usłyszała:
- Podaj mi choć jeden powód dla którego nie powinnam cię zabijać - Po chwili nastąpiła reszta jej wypowiedzi. Elfka wyraźnie walcząc ze swoim przemęczonym organizmem, wydusiła:
- Święto w... Arii... mało... straży... dużo łupów... do zdobycia... Straż pilnuje wtedy... cer... ceremonii... Moż...na łatwo... zarobić... i... mieć... środ... środki na... życie. - Wypowiedzenie tego zajęło elfce dobre kilka chwil, mimo to kontynuowała: - Jestem... zbiegiem... i... spotkhh... kałaś mnie... przypad... kiem... Gonią mnie... cały... czas. - Wydukanie tego było ponad jej siły. Z każdym słowem czuła silny ból w okolicy żeber, zatem nawet pomimo wytrzymałości elfki, nic nie mogło uchronić jej przed utratą przytomności. Umysł Nymii właśnie zaczął odgrodzać się od wszelkich bodźców zewnętrznych...
Po chwili poczuła, że ostrze miecza zaczyna coraz mniej ciążyć na jej szyi, aż w końcu zostało całkowicie od niej zabrane. Teraz mogła o wiele łatwiej oddychać, mimo iż nadal wszystko ją bolało i kaszlała krwią. Pomimo to dalej tkwiła w bezruchu, aby nie dać najmniejszego powodu strażniczce, do zrobienia gwałtownego ruchu - wszystko dlatego, że czubek miecza, nadal znajdował się naprzeciw twarzy Nymii, najwyraźniej w gotowości do jej szybkiego przebicia. Tak więc leżała w bezruchu na tyle, na ile było to dla niej w tej chwili możliwe. W końcu usłyszała:
- Podaj mi choć jeden powód dla którego nie powinnam cię zabijać - Po chwili nastąpiła reszta jej wypowiedzi. Elfka wyraźnie walcząc ze swoim przemęczonym organizmem, wydusiła:
- Święto w... Arii... mało... straży... dużo łupów... do zdobycia... Straż pilnuje wtedy... cer... ceremonii... Moż...na łatwo... zarobić... i... mieć... środ... środki na... życie. - Wypowiedzenie tego zajęło elfce dobre kilka chwil, mimo to kontynuowała: - Jestem... zbiegiem... i... spotkhh... kałaś mnie... przypad... kiem... Gonią mnie... cały... czas. - Wydukanie tego było ponad jej siły. Z każdym słowem czuła silny ból w okolicy żeber, zatem nawet pomimo wytrzymałości elfki, nic nie mogło uchronić jej przed utratą przytomności. Umysł Nymii właśnie zaczął odgrodzać się od wszelkich bodźców zewnętrznych...
Maeve ze zdumieniem wsłuchiwała się w nieskładną mowę elfki, próbując wszystko poskładać do kupy. Nie miała pojęcia, jak bardzo uszkodziła się padając na skrzynie, więc nawet jej przez głowę nie przeszło, że tamta ledwo dycha z bólu.
Elfka umilkła, Maeve usłyszała szelest, gdy jej ciało osunęło się bezwładnie na podłogę. Słyszała jej urywany oddech. Schowała miecz do pochwy, nie zadając sobie trudu oczyszczenia ostrza i zbliżyła się do leżącej. Jej palce natrafiły na mokrą od krwi twarz, odnalazły ranę na ramieniu, ale nic poza tym. Domyśliła się jednak, że mogła sobie uszkodzić żebra padając na skrzynie.
- Długo jeszcze będziesz je tam przestawiać? - dobiegł ją zniecierpliwiony głos handlarza. Maeve szybko wymacała płachtę do niedawna okrywającą towar i zarzuciła ją na elfkę i pobliskie skrzynie. Sekundę później usłyszała, jak facet wszedł do wozu.
- Co tu do diab... Co ci się stało?! - wymamrotał zdziwiony. Maeve nie miała pojęcia, że cała jest upaprana własną krwią, a także z tego, że rana na szyi wygląda wyjątkowo paskudnie.
- Co? A, tak, o to ci chodzi - powiedziała niewinnie. - Skaleczyłam się, z jakiejś skrzyni wystawał gwóźdź, czy coś...
Mężczyzna rozejrzał się po wozie, po którym walały się w bezładzie skrzynie.
- Daj sobie spokój, tam jest zwykła pasza dla zwierząt. Nie układaj tego, niech leży. Twoja rana wygląda paskudnie, mam nadzieje że...
- Tak, tak, mam opatrunki. Są w jukach, w takim skórzanym pudle z metalowymi wstawkami. Bardzo bym prosiła, żebyś mi je przyniósł.
- Oczywiście, oczywiście. Zaraz kogoś zawołam, przyniesie ci. Siedź tu na razie i odpocznij. - powiedział, a w jego głosie zabrzmiała autentyczna troska. Całkiem miły człowiek - pomyślała.
Kilka minut później jakiś młodzik przyniósł jej apteczkę i natychmiast zniknął. Wraz za nim do wozu wpełzł sokół, wskoczył na jedną ze skrzyń i zaczął się przyglądać.
Maeve najpierw zajęła się sobą, oczyszczając ranę i obmywając z krwi ręce. Całe szczęście, że nie żałowałam pieniędzy na opatrunki - pomyślała, smarując rozcięcie maścią o ostrym, ziołowym zapachu. Zabandażowała dokładnie szyję, jeszcze raz zmyła z rąk krew i podeszła do miejsca gdzie leżała wciąż nieprzytomna elfka. Odrzuciła na bok materiał.
~ Chodź tu i mi pomóż - powiedziała cicho do sokoła. Ptak skoczył na najbliższą skrzynię.
~ A widzisz? Mówiłem, że coś tu jest nie tak. - zaskrzeczał - Coś ty jej zrobiła?
~ Byłabym wdzięczna, gdybyś powiedział mi co mam robić - mruknęła - Nie zostawię jej tak żeby wyzionęła ducha, nawet jeśli to jakiś zbieg czy złodziej. Mam czyste ręce? - zapytała
~ Czyste, ani śladu krwi.
Elfka zajęła się doprowadzaniem drugiej elfki do stanu używalności. Virtus co chwilę ją instruował, pokazując gdzie dokładnie i jak to opatrzyć. Z połamanymi żebrami było kiepsko, Maeve w ogóle nie wiedziała jak się do tego zabrać. Ułożyła tylko elfkę tak, by wstrząsy spowodowane jadącym wozem jej nie raniły i podłożyła jej pod głowę ów materiał którym przykrywano skrzynie. Wydostała się z wozu i podpytała się woźnicy, jak długo jeszcze będzie trwała podróż. Uzyskawszy zadowalającą odpowiedź wróciła do środka pojazdu i usadowiła się w miarę wygodnie między skrzyniami.
~ Co będzie, gdy ją znajdą? A znajdą na pewno, przy samym wjeździe do miasta spędzimy z godzinę, kontrolowani od stóp do głów przez straże. Jeśli naprawdę jest zbiegiem, to niechybnie skończy w lochu lub gorzej.
~ Jakoś się wyłgam, zobaczysz. Ci kupcy to wyjątkowo tolerancyjni ludzie, a to po prostu ranna elfka. Po nieszczęsnym zderzeniu z płazem miecza trochę mniej przypomina samą siebie, nieprawdaż?
Virtus zakrzyknął cicho w odpowiedzi i schował łebek pod skrzydło.
Elfka umilkła, Maeve usłyszała szelest, gdy jej ciało osunęło się bezwładnie na podłogę. Słyszała jej urywany oddech. Schowała miecz do pochwy, nie zadając sobie trudu oczyszczenia ostrza i zbliżyła się do leżącej. Jej palce natrafiły na mokrą od krwi twarz, odnalazły ranę na ramieniu, ale nic poza tym. Domyśliła się jednak, że mogła sobie uszkodzić żebra padając na skrzynie.
- Długo jeszcze będziesz je tam przestawiać? - dobiegł ją zniecierpliwiony głos handlarza. Maeve szybko wymacała płachtę do niedawna okrywającą towar i zarzuciła ją na elfkę i pobliskie skrzynie. Sekundę później usłyszała, jak facet wszedł do wozu.
- Co tu do diab... Co ci się stało?! - wymamrotał zdziwiony. Maeve nie miała pojęcia, że cała jest upaprana własną krwią, a także z tego, że rana na szyi wygląda wyjątkowo paskudnie.
- Co? A, tak, o to ci chodzi - powiedziała niewinnie. - Skaleczyłam się, z jakiejś skrzyni wystawał gwóźdź, czy coś...
Mężczyzna rozejrzał się po wozie, po którym walały się w bezładzie skrzynie.
- Daj sobie spokój, tam jest zwykła pasza dla zwierząt. Nie układaj tego, niech leży. Twoja rana wygląda paskudnie, mam nadzieje że...
- Tak, tak, mam opatrunki. Są w jukach, w takim skórzanym pudle z metalowymi wstawkami. Bardzo bym prosiła, żebyś mi je przyniósł.
- Oczywiście, oczywiście. Zaraz kogoś zawołam, przyniesie ci. Siedź tu na razie i odpocznij. - powiedział, a w jego głosie zabrzmiała autentyczna troska. Całkiem miły człowiek - pomyślała.
Kilka minut później jakiś młodzik przyniósł jej apteczkę i natychmiast zniknął. Wraz za nim do wozu wpełzł sokół, wskoczył na jedną ze skrzyń i zaczął się przyglądać.
Maeve najpierw zajęła się sobą, oczyszczając ranę i obmywając z krwi ręce. Całe szczęście, że nie żałowałam pieniędzy na opatrunki - pomyślała, smarując rozcięcie maścią o ostrym, ziołowym zapachu. Zabandażowała dokładnie szyję, jeszcze raz zmyła z rąk krew i podeszła do miejsca gdzie leżała wciąż nieprzytomna elfka. Odrzuciła na bok materiał.
~ Chodź tu i mi pomóż - powiedziała cicho do sokoła. Ptak skoczył na najbliższą skrzynię.
~ A widzisz? Mówiłem, że coś tu jest nie tak. - zaskrzeczał - Coś ty jej zrobiła?
~ Byłabym wdzięczna, gdybyś powiedział mi co mam robić - mruknęła - Nie zostawię jej tak żeby wyzionęła ducha, nawet jeśli to jakiś zbieg czy złodziej. Mam czyste ręce? - zapytała
~ Czyste, ani śladu krwi.
Elfka zajęła się doprowadzaniem drugiej elfki do stanu używalności. Virtus co chwilę ją instruował, pokazując gdzie dokładnie i jak to opatrzyć. Z połamanymi żebrami było kiepsko, Maeve w ogóle nie wiedziała jak się do tego zabrać. Ułożyła tylko elfkę tak, by wstrząsy spowodowane jadącym wozem jej nie raniły i podłożyła jej pod głowę ów materiał którym przykrywano skrzynie. Wydostała się z wozu i podpytała się woźnicy, jak długo jeszcze będzie trwała podróż. Uzyskawszy zadowalającą odpowiedź wróciła do środka pojazdu i usadowiła się w miarę wygodnie między skrzyniami.
~ Co będzie, gdy ją znajdą? A znajdą na pewno, przy samym wjeździe do miasta spędzimy z godzinę, kontrolowani od stóp do głów przez straże. Jeśli naprawdę jest zbiegiem, to niechybnie skończy w lochu lub gorzej.
~ Jakoś się wyłgam, zobaczysz. Ci kupcy to wyjątkowo tolerancyjni ludzie, a to po prostu ranna elfka. Po nieszczęsnym zderzeniu z płazem miecza trochę mniej przypomina samą siebie, nieprawdaż?
Virtus zakrzyknął cicho w odpowiedzi i schował łebek pod skrzydło.
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Nie było wiadome ile minęło czasu, zanim Nymia zdołała odzyskać świadomość na tyle, by jej umysł zaczął z powrotem rejestrować to, co się wokół niej działo. W każdym bądź razie, pierwszą oznaką jej powrotu do przytomności było mocniejsze oddychanie, spowodowane na nowo pulsującym bólem prawego boku, oraz wykasłanie zebranej krwi. Kiedy otworzyła zmęczone oczy, spostrzegła że leży na chorym boku. Po chwili wyczuła na swoim ciele materiał, który zdawał się być obwiązany wokół niej całej. Czyżby była teraz więźniem? Kiedy podniosła lekko rękę, spoglądając na nią zamroczonym wzrokiem, utwierdziła się w przekonaniu, że nie jest tak, jak z góry zakładała. Najwyraźniej musiał być to jakiś rodzaj opatrunku, ponieważ zdawał się on łagodzić nieco ból złamanych kości.
Kiedy spoglądała się na swą dłoń, która w końcu z braku sił opadła z nieznacznym puknięciem na drewnianą podłogę, kątem oka spostrzegła siedzącą obok elfkę, która przyczyniła się do tego stanu, w jakim się teraz znajdowała. Nie wiedziała, ile już czasu się tu znajdowała. Mimo oczywistego kaszlu i wypluwaniu krwi, Nymia słabym głosem rzuciła:
- Wody... wody...
Była spragniona, choć nie wiedziała czemu. Może to przez ten silny ziołowy zapach, roznoszący się w powietrzu? W każdym bądź razie nieważne. Jako poszkodowana miało prawo się o coś takiego zapytać, zwłaszcza, jeśli sama ledwo kontaktowała. Po kilku momentach zebrała swoje siły na tyle, aby wypowiedzieć zdanie.
- Daj mm... mi odejść... Już nie... nie mam pow... powodu... do przy... przyjazdu... Aeria... - Padła z powrotem na miękki materiał. Nie miała siły konstruować konkretnych zdań, ponieważ ból jej to uniemożliwiał.
Kiedy spoglądała się na swą dłoń, która w końcu z braku sił opadła z nieznacznym puknięciem na drewnianą podłogę, kątem oka spostrzegła siedzącą obok elfkę, która przyczyniła się do tego stanu, w jakim się teraz znajdowała. Nie wiedziała, ile już czasu się tu znajdowała. Mimo oczywistego kaszlu i wypluwaniu krwi, Nymia słabym głosem rzuciła:
- Wody... wody...
Była spragniona, choć nie wiedziała czemu. Może to przez ten silny ziołowy zapach, roznoszący się w powietrzu? W każdym bądź razie nieważne. Jako poszkodowana miało prawo się o coś takiego zapytać, zwłaszcza, jeśli sama ledwo kontaktowała. Po kilku momentach zebrała swoje siły na tyle, aby wypowiedzieć zdanie.
- Daj mm... mi odejść... Już nie... nie mam pow... powodu... do przy... przyjazdu... Aeria... - Padła z powrotem na miękki materiał. Nie miała siły konstruować konkretnych zdań, ponieważ ból jej to uniemożliwiał.
Z zamyślenia wyrwały ją odgłosy kasłania i ciężki oddech elfki, która odzyskiwała przytomność. Maeve czekała na jej reakcje, czy może czuła się już lepiej, albo czy czegoś jej potrzeba.
- Wody... - usłyszała.
Maeve wygrzebała spomiędzy różnych przedmiotów manierkę. Woda także była zaprawiona ziołami, głównie po to, by lepiej gasiła pragnienie. Podpełzła powoli do miejsca gdzie leżała elfka i, z pewnym trudem, pomogła jej się napić. Uzdrawianie magią to jednak przydatna umiejętność. - przemknęło jej przez głowę, gdy elfka syknęła z bólu. O prawdziwym opatrywaniu czegoś, czego nie wyczuwała pod palcami nie było mowy.
- Daj mm... mi odejść... Już nie... nie mam pow... powodu... do przy... przyjazdu... Aeria... - wyrzuciła z siebie z trudem i opadła na ziemię.
- Czy ja cię tu trzymam siłą? - odparła Maeve po krótkiej chwili - Możesz odejść w każdym momencie, jak tylko zbierzesz w sobie dość sił, by wstać. Ja jednak na twoim miejscu korzystałabym z faktu, że jesteś tu w miarę bezpieczna. Jedź do tej Aerii. Oficjalnie tylko po to, by obejrzał cie uzdrowiciel - uśmiechnęła się lekko.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę moją paplaninę. Uprzedzając pytania - nic mi do tego, po co zamierzałaś odwiedzać miasto. Póki nie szkodzisz bezpośrednio mnie, lub członkom tej karawany, jesteś dla mnie po prostu zwykłą elfką. A że elfy darzę szacunkiem, możesz być pewna że cię nie wydam. Nie byłabym też w stanie zostawić cię własnemu losowi, dlatego się tobą zajęłam. Tak, wiem, to jest dziwne i ja też zdaję sobie z tego sprawę. Pomagam złodziejce, potencjalnej morderczyni, która rzuciła się na mnie z nożem.
-Ja wcale nie jestem lepsza, prawdę mówiąc... - roześmiała się cicho
- Wody... - usłyszała.
Maeve wygrzebała spomiędzy różnych przedmiotów manierkę. Woda także była zaprawiona ziołami, głównie po to, by lepiej gasiła pragnienie. Podpełzła powoli do miejsca gdzie leżała elfka i, z pewnym trudem, pomogła jej się napić. Uzdrawianie magią to jednak przydatna umiejętność. - przemknęło jej przez głowę, gdy elfka syknęła z bólu. O prawdziwym opatrywaniu czegoś, czego nie wyczuwała pod palcami nie było mowy.
- Daj mm... mi odejść... Już nie... nie mam pow... powodu... do przy... przyjazdu... Aeria... - wyrzuciła z siebie z trudem i opadła na ziemię.
- Czy ja cię tu trzymam siłą? - odparła Maeve po krótkiej chwili - Możesz odejść w każdym momencie, jak tylko zbierzesz w sobie dość sił, by wstać. Ja jednak na twoim miejscu korzystałabym z faktu, że jesteś tu w miarę bezpieczna. Jedź do tej Aerii. Oficjalnie tylko po to, by obejrzał cie uzdrowiciel - uśmiechnęła się lekko.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę moją paplaninę. Uprzedzając pytania - nic mi do tego, po co zamierzałaś odwiedzać miasto. Póki nie szkodzisz bezpośrednio mnie, lub członkom tej karawany, jesteś dla mnie po prostu zwykłą elfką. A że elfy darzę szacunkiem, możesz być pewna że cię nie wydam. Nie byłabym też w stanie zostawić cię własnemu losowi, dlatego się tobą zajęłam. Tak, wiem, to jest dziwne i ja też zdaję sobie z tego sprawę. Pomagam złodziejce, potencjalnej morderczyni, która rzuciła się na mnie z nożem.
-Ja wcale nie jestem lepsza, prawdę mówiąc... - roześmiała się cicho
- Nymia
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje: Artysta , Żebrak
Po kilku chwilach oczekiwania, usłyszała cichy hałas spowodowany przybliżeniem się Maeve, która przyłożyła do jej ust manierkę. Kiedy Nymia poczuła dotyk zimnego przedmiotu, zaczęła pić. Nie wiedziała, czy jest zatruta, czy nie.. Po prostu piła. Woda miała lekko ziołowy posmak, który wywołał w elfce jeszcze większe pragnienie, ale na szczęście szybko ono zgasło. Gdy po pewnym czasie złapała na tyle tchu, aby poprosić Mae o wypuszczenie, ta powiedziała że wcale nie jest więziona, i może w każdej chwili odejść. Lecz zaraz dodała, że na jej miejscu pojechała by dalej do miasta, aby przebadał ją uzdrowiciel. Z ogólnego punktu widzenia był to racjonalny pomysł, lecz niestety ona nie mogła sobie na to pozwolić ze względu na swoją złą sławę. Było bardzo możliwe, że wiedzą już o jej występkach w Nowej Aerii, toteż musiała się szybko wydostać z wozu. No, chyba że...
Nymia mimo intensywnego bólu, podniosła się powoli i płynnie z miękkiego materiału. Po pewnym czasie znajdowała się niemal w pozycji siedzącej, skąd mogła przyjrzeć się otoczeniu bardziej szczegółowo. Mimo iż była nadal zamroczona, i czasem musiała ciężko odetchnąć, zauważyła dziwne stworzenie znajdujące się na jednej z drewnianych skrzynek. Jakiś rodzaj ptactwa, pomyślała w duchu... Z tym że to było nienaturalnie wielkie, i zawało się teraz spać.
Uwaga elfki za chwilę znowu skierowana była w stronę Maeve, która kontynuowała swą wypowiedź. Poinformowała ją, że dopóki nie jest zagrożeniem dla karawany i jej członków to nie wyda Nymii. Dodała, że darzy elfy szacunkiem, oraz że nie mogła odmówić pomocy poszkodowanej. - Cóż... - Zaczęła mówić - Widzę... że są... jeszcze osoby... które pomogą... bezi... intersownie... - Gdy udało się wypowiedzieć jakoś to zdanie uśmiechnęła się lekko, mimo iż grymas bólu nadal nie schodził z jej oblicza. Kiedy usłyszała od Maeve o tym, że dla niej było to dziwne zachowanie, iż pomogła morderczyni, oraz że sama nie była lepsza, ona znów zaczęła układać słowa - Pomogłaś mi... a nieza... nie zabiłaś... mnie... - Po chwili zamilkła. Czy mogła tej elfce zaufać? Czy nie okażę się ona zdrajczynią? Zobaczymy... - Za to... zyskasz.... u mn... mnie... zaufanie. - Kaszlnęła lekko, wypluwając nieco krwi. Powodem kaszlnięcia było nieco większe zachwianie całego wozu, którego koło prawdopodobnie przetoczyło się przez wystający kamień, lub wyjeżdżony przez inne pojazdy dół. W każdym bądź razie opatrzony bok elfki szybko wyłapał tę wibrację, dając jej umysłowi do zrozumienia, że nie lubi takich wstrząsów, i ma natychmiast przestać. Nymia się posłuchała, i poprawiwszy lekko swą pozycję, aby nie odczuwać więcej bólu, kontynuowała - O uzdrowi... cielu... muszę zapomnieć. Mogą... mnie zła... pać. Ale muszę... się gdzz.... gdzieś ukryć... Pomóż mi... znaleźć... sch... schronienie... a... wtedy... ci zaufam. - Po wielu mękach zdołała jakoś skonstruować to zdanie. Do tej pory tylko jednej osobie zaufała, która niestety nie doceniła tego daru. Szkoda... może nie wąchała by teraz kwiatków od spodu.
- Czy ty... też... znasz smak... wygnania? - spytała. Maeve coś wspominała o swoich dawnych dziejach. Czyżby spotkała osobę z podobną sytuacją jak ona?
Nymia mimo intensywnego bólu, podniosła się powoli i płynnie z miękkiego materiału. Po pewnym czasie znajdowała się niemal w pozycji siedzącej, skąd mogła przyjrzeć się otoczeniu bardziej szczegółowo. Mimo iż była nadal zamroczona, i czasem musiała ciężko odetchnąć, zauważyła dziwne stworzenie znajdujące się na jednej z drewnianych skrzynek. Jakiś rodzaj ptactwa, pomyślała w duchu... Z tym że to było nienaturalnie wielkie, i zawało się teraz spać.
Uwaga elfki za chwilę znowu skierowana była w stronę Maeve, która kontynuowała swą wypowiedź. Poinformowała ją, że dopóki nie jest zagrożeniem dla karawany i jej członków to nie wyda Nymii. Dodała, że darzy elfy szacunkiem, oraz że nie mogła odmówić pomocy poszkodowanej. - Cóż... - Zaczęła mówić - Widzę... że są... jeszcze osoby... które pomogą... bezi... intersownie... - Gdy udało się wypowiedzieć jakoś to zdanie uśmiechnęła się lekko, mimo iż grymas bólu nadal nie schodził z jej oblicza. Kiedy usłyszała od Maeve o tym, że dla niej było to dziwne zachowanie, iż pomogła morderczyni, oraz że sama nie była lepsza, ona znów zaczęła układać słowa - Pomogłaś mi... a nieza... nie zabiłaś... mnie... - Po chwili zamilkła. Czy mogła tej elfce zaufać? Czy nie okażę się ona zdrajczynią? Zobaczymy... - Za to... zyskasz.... u mn... mnie... zaufanie. - Kaszlnęła lekko, wypluwając nieco krwi. Powodem kaszlnięcia było nieco większe zachwianie całego wozu, którego koło prawdopodobnie przetoczyło się przez wystający kamień, lub wyjeżdżony przez inne pojazdy dół. W każdym bądź razie opatrzony bok elfki szybko wyłapał tę wibrację, dając jej umysłowi do zrozumienia, że nie lubi takich wstrząsów, i ma natychmiast przestać. Nymia się posłuchała, i poprawiwszy lekko swą pozycję, aby nie odczuwać więcej bólu, kontynuowała - O uzdrowi... cielu... muszę zapomnieć. Mogą... mnie zła... pać. Ale muszę... się gdzz.... gdzieś ukryć... Pomóż mi... znaleźć... sch... schronienie... a... wtedy... ci zaufam. - Po wielu mękach zdołała jakoś skonstruować to zdanie. Do tej pory tylko jednej osobie zaufała, która niestety nie doceniła tego daru. Szkoda... może nie wąchała by teraz kwiatków od spodu.
- Czy ty... też... znasz smak... wygnania? - spytała. Maeve coś wspominała o swoich dawnych dziejach. Czyżby spotkała osobę z podobną sytuacją jak ona?
Słuchała bardzo uważnie, nie odzywając się ani słowem. Elfka i tak mówiła niewyraźnie, w dodatku nie chciała jej przerywać.
- Pomóż mi... znaleźć... sch... schronienie... a... wtedy... ci zaufam. - wystękała ranna elfka. Maeve westchnęła, opierając głowę o drewniane skrzynie za sobą.
- Co mi po twoim zaufaniu - mruknęła w stronę płóciennego dachu - Mogę cię wprowadzić do miasta, ale na więcej nie licz. Jeśli chcesz, możesz potem wyruszyć ze mną, w Aerii nie zatrzymam się długo. Poza miastami zawsze lepiej, gdy podróżuje się w grupie. Oczywiście, dopóki nie zaczniesz bezpośrednio wpływać na moje bezpieczeństwo. Nie jestem błędnym rycerzem który gotów jest ryzykować życie w czyjejś obronie, za bardzo zależy mi na własnym życiu. Wystarcza mi to - wskazała ręką obandażowaną szyję.
- Mimo wszystko, świetny z ciebie szermierz. Miałam duże szczęście, żeś tylko mnie drasnęła. - dodała po chwili
- Czy ty... też... znasz smak... wygnania? - zapytała po chwili elfka. Maeve prychnęła. Nigdy nie wyrażała się w ten sposób o swym stylu życia. Właściwie, był to jej własny wybór - mogła wszak zostać z driadami. Kilkadziesiąt lat i prawie nikt nie poznałby w niej elfa.
- Nie umiem pozostać w jakimś miejscu na dłużej. Nie miałabym wtedy nic do roboty, a monotonia mnie zabija. Z drugiej strony, narobiłam sobie wrogów, których już raczej nikt nie powstrzyma przed ściganiem mnie po całej Alaranii. Sprawiłam, że moich oprawców dosięgła sprawiedliwość... i teraz za to płacę. - powiedziała i wzruszyła ramionami. Syknęła z bólu, rana na szyi dała o sobie znać. Virtus wysunął łebek spod skrzydła i skierował żółte oczy na swoją panią.
- Jeśli masz jakieś pytania czy inne sprawy, powiedz mi to teraz. Muszę jakoś wytłumaczyć woźnicy fakt, że do karawany dołączyła ledwo żywa elfka uzbrojona jak na wojnę. - rzekła Maeve, ostrożnie podnosząc się z ziemi. Sokół zaskrzeczał.
~ Zostań przy niej - poleciła mu - Nie zrobi ci krzywdy.
Ptak krzyknął cicho w odpowiedzi i przeskoczył na sąsiednie skrzynie, usadawiając się bliżej rannej elfki.
- Pomóż mi... znaleźć... sch... schronienie... a... wtedy... ci zaufam. - wystękała ranna elfka. Maeve westchnęła, opierając głowę o drewniane skrzynie za sobą.
- Co mi po twoim zaufaniu - mruknęła w stronę płóciennego dachu - Mogę cię wprowadzić do miasta, ale na więcej nie licz. Jeśli chcesz, możesz potem wyruszyć ze mną, w Aerii nie zatrzymam się długo. Poza miastami zawsze lepiej, gdy podróżuje się w grupie. Oczywiście, dopóki nie zaczniesz bezpośrednio wpływać na moje bezpieczeństwo. Nie jestem błędnym rycerzem który gotów jest ryzykować życie w czyjejś obronie, za bardzo zależy mi na własnym życiu. Wystarcza mi to - wskazała ręką obandażowaną szyję.
- Mimo wszystko, świetny z ciebie szermierz. Miałam duże szczęście, żeś tylko mnie drasnęła. - dodała po chwili
- Czy ty... też... znasz smak... wygnania? - zapytała po chwili elfka. Maeve prychnęła. Nigdy nie wyrażała się w ten sposób o swym stylu życia. Właściwie, był to jej własny wybór - mogła wszak zostać z driadami. Kilkadziesiąt lat i prawie nikt nie poznałby w niej elfa.
- Nie umiem pozostać w jakimś miejscu na dłużej. Nie miałabym wtedy nic do roboty, a monotonia mnie zabija. Z drugiej strony, narobiłam sobie wrogów, których już raczej nikt nie powstrzyma przed ściganiem mnie po całej Alaranii. Sprawiłam, że moich oprawców dosięgła sprawiedliwość... i teraz za to płacę. - powiedziała i wzruszyła ramionami. Syknęła z bólu, rana na szyi dała o sobie znać. Virtus wysunął łebek spod skrzydła i skierował żółte oczy na swoją panią.
- Jeśli masz jakieś pytania czy inne sprawy, powiedz mi to teraz. Muszę jakoś wytłumaczyć woźnicy fakt, że do karawany dołączyła ledwo żywa elfka uzbrojona jak na wojnę. - rzekła Maeve, ostrożnie podnosząc się z ziemi. Sokół zaskrzeczał.
~ Zostań przy niej - poleciła mu - Nie zrobi ci krzywdy.
Ptak krzyknął cicho w odpowiedzi i przeskoczył na sąsiednie skrzynie, usadawiając się bliżej rannej elfki.
Odczekała stosowne kilka sekund, ale gdy nie doczekała się odpowiedzi, wymacała wyjście i wychyliła się na zewnątrz. Zaklęła, gdy nie mogła "wysłuchać" bezpiecznej drogi, by nie wpaść pod koła innych wozów. Wszystkie odgłosy mieszały się w jedno. Zaryzykowała i po prostu zeskoczyła z wozu, pobiegła zwinnie tuż obok i wskoczyła na przód wehikułu, obok woźnicy. Jakiś jeździec wyraził w prostych słowach co sądzi o tych, którzy wbiegają mu pod konia, co elfka po prostu zignorowała.
- Coś się stało? - spytał woźnica. Elfka przybrała minę niewiniątka
- Mam pewien problem...
Nymia drgnęła, gdy materiał zasłaniający wejście do wozu rozsunął się. Do środka wgramolił się niezgrabnie kupiec a za nim wskoczyła niewidoma elfka.
- Ojojoj... - skwitował kupiec i podrapał się po głowie.
- Nie mogłam jej tak zostawić... - powiedziała elfka smutnym głosem - Przepraszam, że wcześniej nie powiedziałam, ale kiedy spadły na nas skrzynie...
- Dobrze już, dobrze. Zajmiemy się nią jak tylko dojedziemy do miasta. - mruknął. Maeve miała wrażenie że niezbyt mu to przypadło do gustu. Wyszedł z wozu, zostawiając je same.
- Zaopiekują się tobą i opatrzą ci złamane żebra. Na twoim miejscu spróbowałabym się potem jakoś odwdzięczyć. - powiedziała Maeve - Nie wiedzą kim jesteś i zadbaj, żeby się nie dowiedzieli. Bo wtedy znów skrzyżujemy miecze.
Elfka wyskoczyła z wozu i zabrała się za szukanie swego wierzchowca. Virtus został w środku, od czasu do czasu obdarzając ranną przenikliwym spojrzeniem żółtych oczu. Maeve po chwili wróciła i przysiadła tam gdzie wcześniej, opierając się o skrzynie. Karego ogiera przywiązała do wozu. Nie odzywała się już więcej, zajęta własnymi myślami.
Nowa Aeria powitała karawanę tradycyjnym miejskim zgiełkiem. Przed główną bramą zebrał się całkiem spory tłumek. Straż pobieżnie skontrolowała towary, a kiedy dotarli do wozu, w którym siedziały elfki, nie zadawali nawet pytań. Rozkazali jedynie, by Maeve zdjęła z twarzy opaskę, po czym zajęli się resztą kupców. Najwyraźniej mieli dziś za dużo pracy, by dokładnie oglądać każdego przybysza. Gdy tylko wjechali do miasta, Maeve pożegnała się z elfką. Wykrzesała nawet z siebie coś na kształt uśmiechu. Zebrała swoje rzeczy, wsiadła na konia i odjechała odebrać zapłatę. Po tradycyjnych targach z przywódcą karawany, odjechała z wynagrodzeniem uszczuplonym o wartość opieki nad Nymią, co skutecznie zepsuło jej humor.
Ciąg dalszy: Maeve
- Coś się stało? - spytał woźnica. Elfka przybrała minę niewiniątka
- Mam pewien problem...
Nymia drgnęła, gdy materiał zasłaniający wejście do wozu rozsunął się. Do środka wgramolił się niezgrabnie kupiec a za nim wskoczyła niewidoma elfka.
- Ojojoj... - skwitował kupiec i podrapał się po głowie.
- Nie mogłam jej tak zostawić... - powiedziała elfka smutnym głosem - Przepraszam, że wcześniej nie powiedziałam, ale kiedy spadły na nas skrzynie...
- Dobrze już, dobrze. Zajmiemy się nią jak tylko dojedziemy do miasta. - mruknął. Maeve miała wrażenie że niezbyt mu to przypadło do gustu. Wyszedł z wozu, zostawiając je same.
- Zaopiekują się tobą i opatrzą ci złamane żebra. Na twoim miejscu spróbowałabym się potem jakoś odwdzięczyć. - powiedziała Maeve - Nie wiedzą kim jesteś i zadbaj, żeby się nie dowiedzieli. Bo wtedy znów skrzyżujemy miecze.
Elfka wyskoczyła z wozu i zabrała się za szukanie swego wierzchowca. Virtus został w środku, od czasu do czasu obdarzając ranną przenikliwym spojrzeniem żółtych oczu. Maeve po chwili wróciła i przysiadła tam gdzie wcześniej, opierając się o skrzynie. Karego ogiera przywiązała do wozu. Nie odzywała się już więcej, zajęta własnymi myślami.
Nowa Aeria powitała karawanę tradycyjnym miejskim zgiełkiem. Przed główną bramą zebrał się całkiem spory tłumek. Straż pobieżnie skontrolowała towary, a kiedy dotarli do wozu, w którym siedziały elfki, nie zadawali nawet pytań. Rozkazali jedynie, by Maeve zdjęła z twarzy opaskę, po czym zajęli się resztą kupców. Najwyraźniej mieli dziś za dużo pracy, by dokładnie oglądać każdego przybysza. Gdy tylko wjechali do miasta, Maeve pożegnała się z elfką. Wykrzesała nawet z siebie coś na kształt uśmiechu. Zebrała swoje rzeczy, wsiadła na konia i odjechała odebrać zapłatę. Po tradycyjnych targach z przywódcą karawany, odjechała z wynagrodzeniem uszczuplonym o wartość opieki nad Nymią, co skutecznie zepsuło jej humor.
Ciąg dalszy: Maeve
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości