Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Stan pantery był nie do ukrycia. Szczególnie kiedy dreszcze przeszywały dziewczęce ciało, bardziej intensywnie niż w najgorszy mróz. Walące głośno serce i wstrzymywany oddech niwelowały wszelkie wątpliwości co do możliwej przyczyny, ewentualny chłód zamieniając na ewidentny strach. Ciężko jednoznacznie stwierdzić czy czart robił wiele czy też zupełnie nic, by uspokoić brunetkę. Głaskał ją pieszczotliwie po karku, szepcząc kojącym głosem, co podejrzanie przypominało troskę, chociaż nie czynił nic ponad to. Nie tulił, nie starał się zwalczyć strachu. Rozparł się komfortowo na kanapie jak miewał w zwyczaju, chociaż z kołdrą na głowie i z panterą wtuloną w jego ciało pozwalając jej szukać u siebie kryjówki jakby od tego zależało jej życie, i z wolna popijał przygotowaną whisky. Biorąc jednak pod uwagę w czyjej szyi skryła się Kimiko, było to znacznie więcej niż Laufey zrobiłby dla kogokolwiek.
Równie łatwo jak lęk dziewczyny, można było dostrzec jak się powoli uspokajała, mimo początkowego buntu jakby bliskość Dagona była wystarczająco skuteczną pomocą. Dobrym znakiem było choćby uszko, które uniosło się, nastawiając na mruczenie piekielnika, wcześniej nawet nie myśląc drgnąć, stulone na głowie. Tak samo drżenie, które ustąpiło miejsca wyglądającemu znacznie mniej dramatycznie spinaniu mięśni. Burza też powoli przemijała.
        Kimiko poruszyła się jakby obudzona z głębokiego snu, wywołując rozbawienie biesa. Czując opierającą się o niego panterołaczkę, Dagon otarł policzek o jej wilgotne włosy, jeszcze bardziej rozpierając się na kanapie. Na oparciu ułożył łokieć i ze skronią podpartą na pięści przyglądał się złodziejce dochodzącej ze sobą do porządku i wracającą do rzeczywistości, podczas gdy wolną ręką bawił się resztką alkoholu na dnie szklanki.
Przed pocałunkiem się nie bronił, by go odwzajemnił nie można było powiedzieć. Bardziej pozwolił się pocałować, a w trakcie gdy Kimiko wyrażała swoje uczucia, na diablich ustach wykwitał bezczelny uśmieszek. Zupełnie jakby złodziejka właśnie podpisała umowę nie czytając wszystkich jej punktów.
W ciemności nie widział zbyt wiele, ale przeciwnie do nikłego nocnego światła, mruczący zadowolony głos dziewczyny docierał do niego bez przeszkód. Poczuł dotyk ust na skórze, wraz z szeptanymi słowami i z niezmiennie arogancką miną odwrócił twarz w ich kierunku, odnajdując bez problemów, odpowiadając na podziękowanie. Szklanka nawet nie została odstawiona na blat ławy. Porzucono ją na siedzisku, gdy porządki wymagały zbyt wiele zachodu z wydostania się spod kołdry, a ręce Dagona już miały ciekawsze zajęcie. Jedna plątała się we włosach dziewczyny, zmuszając ją do odchylenia głowy, gdy czart przedłużał pocałunek. Druga ciasno objęła ją w talii, przytrzymując brunetkę w tej samej pozycji podczas gdy Bajer wstawał. Kołdra swoim ciężarem, bez większych przeszkód zsunęła się z obu postaci, w nieładzie opadając częściowo na ziemię, w części pozostając na opuszczonej kanapie, gdy diabeł kierował się w stronę sypialni.
Opadł z dziewczyną na łoże, wiedząc już jak spędzi wieczór. Igranie z uczuciami Kimiko było pociągające, ale doprowadzenie tej znajomości do właściwej formy również okazałoby się satysfakcjonujące. Przez jakiś czas Dagon sam nie był pewien co bawiłoby go bardziej. Sprawa rozwiązała się samoistnie i czart popłynął z prądem wydarzeń. Aktualnie przede wszystkim też, chciał pozbyć się mokrych ubrań, a jeśli mógł uczynić to w przyjemny sposób, dlaczego miałby się wzbraniać.

        Poranne promienie odbijały się w kałużach rozlanych po brukowanych ulicach. Promienie iskrzyły w kroplach zgromadzonych na szybach. Ciepłe barwy późnego ranka wpadały przez okna, ścieląc wnętrze smugami jasności i cieni.
Dagon leżał na boku, rogatą głowę opierając na złożonym na poduszce ramieniu, czarnymi jak piekielne czeluści ślepiami przyglądając się zgrabnej sylwetce złodziejki. W zasadzie na tym ich znajomość powinna się zakończyć. Kradzież obrazu była głównym celem, ale noc z panterołaczką idealnie domykała interesy. Potem udział w sprzedaży można by przekazać w jakiś wygodny sposób, idąc wcześniej w swoją stronę. Tylko, że zniknąć nie miał jak, z prostej przyczyny: złodziejka spała w jego własnym mieszkaniu. Niby mógł przestać wracać do apartamentu, w którym i tak więcej go nie było niż bywał, ale prawdziwy problem leżał w tym, że wcale nie dostrzegał podobnej potrzeby. W zamian polegiwał sobie rozkosznie, zupełnie nie paląc się do porzucenia kociaka, pieszczotliwie muskając czarne, rozrzucone po pościeli włosy Kimiko. Jedno po drugim, przeciągał pasemka na opalone ramię, odsłaniając kark z rzemieniem talizmanu i znajdujący się niżej, miedzy łopatkami, tatuaż. Gdy skończył, musnął złocistą skórę dziewczyny, delikatnie i powoli głaszcząc ją najpierw po szyi, później po plecach, zsuwając się coraz niżej, w kierunku ogona. Na koniec zaczął gładzić smoliste futro, pieszczotami układają ogon bliżej siebie.
        Helen kierowana swoją poranną rutyną, zajrzała po cichutku do apartamentu by upewnić się, że może rozpocząć sprzątanie. Spostrzegła kołdrę rozrzuconą po salonie, a potem wciąż zajęte łóżko. Momentalnie zarumieniła się i znikła zamykając drzwi jak najciszej, co wcale nie było łatwe, po tym co zobaczyła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Okazało się, że Laufey, świadomie lub nie, miał rękę do zwierząt. Panterołaczce zaś chwilowo bliżej było do jej kociej postaci niż ludzkiej i chociaż początkowo buntowała się przeciwko zabieraniu jej z bezpiecznej kryjówki i wynoszeniu do salonu, teraz cieszyła się ze zmiany miejsca. Wtedy nie chodziło tylko o zbliżanie się do źródła niepokojów, ale przede wszystkim o ingerowanie w jej i tak już wzburzone środowisko. Dopiero teraz, skryta przed światem pod kołdrą, uspokajała się powoli i w dużej mierze była to zasługa Dagona. Właśnie na tym polegała opieka nad spanikowaną istotą, by nie wymuszać w niej na siłę powrotu do normalności i uspokojenia się, ale zwyczajnie zapewnić bezpieczne otoczenie i pozwolić jej dość do siebie we własnym tempie. Więc chociaż diabeł pozornie nie robił więcej niż za wygodne siedzisko, Kimiko wystarczało to aż z nawiązką.
        Gdy zaś burza przeszła, przyjemnie bezpieczna atmosfera stała się kusząca i zachęcająca do bliskości, czemu dziewczyna uległa bez większego wahania. Początkowo zwyczajnie poddała się chwili, więc nie zdziwił jej bezczelny uśmiech piekielnika, który nie tylko poczuła, ale i dostrzegła bez problemu, nawet w zupełnych ciemnościach ich kryjówki. Jak zawsze – jak gdyby wiedział coś więcej niż ona. Nie speszył jej jednak, gdyż złodziejka nie widziała powodu, dla którego miałaby się kryć z własnymi wrażeniami, i przechylając psotnie głowę, otarła jeszcze kątem ust o polik mężczyzny. Jej podziękowania były szczere, ale zakładała, że odpowiedź na nie będzie raczej kpiąca. Przyjemnie rozminęła się z oczekiwaniami, gdy zamiast cynicznego komentarza napotkała diable usta, z łatwością odnajdujące jej własne. Kimiko nie tylko nie protestowała przed takim obrotem znajomości, lecz chętnie wspomogła jego urzeczywistnienie, zatapiając się w mocnym objęciu i pocałunku. Jakiekolwiek słowa były już zbędne, za to cisza wymowna i trzymająca ich jeszcze przez chwilę w tajemnicy. Dopiero opadający ciężko materiał pościeli, odkrył przed światem postępujące lawinowo zdarzenia, ale wtedy już nikt się tym nie przejmował.

        Obudził ją delikatny dotyk na szyi i uniosła lekko kącik ust, nie otwierając jeszcze oczu. Palce Dagona niespiesznie odgarniały jej rozrzucone w nieładzie włosy na jedną stronę i dopiero gdy dostały się do odsłoniętego karku, złodziejka przekręciła lekko głowę, otwierając zaspane ślepia. Zielona tęczówka błysnęła spod rozchylających się powiek i poszerzając się stopniowo spychała do środka czarne źrenice, które na końcu były ledwie pionową kreską przecinającą szmaragdową tarczę. Dla kontrastu spojrzenie Kimiko padło na bezkresną czerń wypełniającą diable oczy i tylko lekki połysk zdradzał czasem, gdzie spoglądał mężczyzna. Jedynie cichym błogim westchnieniem przerwała ciszę poranka, z uśmiechem obserwując, jak Bajer po raz kolejny bada dotykiem jej sylwetkę. Dawno nie miała takiej przyjemnej pobudki, ale też działania czarta, świadomie czy też nie, nie sprzyjały leniwemu wypoczynkowi. Gdy jego dłoń sięgnęła krzyża, panterołaczka przeciągnęła się, mrucząc z zadowoleniem, mięśnie poruszyły się widocznie pod opaloną skórą, a ogon przemykał pod dłonią Dagona nadstawiając się na głaskanie. Złodziejka płynnym ruchem przytuliła się do czarta i przewróciła go na plecy. Jeśli był gdzieś umówiony to się spóźni…
        …albo spóźniłby się, gdyby nie niespodziewane towarzystwo.
        Helen umykała cichutko, ale nie mogła nic poradzić na ciche skrzypnięcie deski pod jej nogami i Kimiko podniosła gwałtownie głowę akurat by zobaczyć znikający za rogiem mysi warkocz. Drzwi zamknęły się cicho za małą gosposią, a złodziejka opadła czołem na pierś Dagona. Pięknie. Równie zgrabnie Kimiko zsunęła się z powrotem z czarta, siadając na łóżku i odgarniając włosy na bok.
        - Prawie wygrałeś ze śniadaniem – zamruczała rozbawiona, chociaż zastanawiała się też, czy będzie jej dane cokolwiek przełknąć, jeśli Helen wpadnie zaraz do kuchni z nowinami, jak uczyniła ostatnio. Chwilowo jednak nie mogła nic na to poradzić, więc wymknęła się z łóżka i przemknęła na palcach do łazienki.
        Planowała wziąć szybką kąpiel, ubrać się i pędzić do dziewczyn do kuchni, bo żarty żartami, diabeł diabłem, ale naprawdę robiła się już głodna. Spowolniło ją jednak pojawienie się wróżki, która w akompaniamencie radosnych dzwoneczków wpadła do łazienki i swoim zwyczajem wylądowała na kociej głowie, przytulając się do niej.
        - Cześć Zefir. – Uśmiechnęła się lekko, odruchowo zezując w górę, aż naturianka nie odleciała, siadając na krawędzi wanny i przyglądając jej się czujnie. Pokazała rączką na kocie ucho, którego wciąż nie zdobiła żadna biżuteria, a małe oczka zaczęły zwężać się niebezpiecznie.
        - Nie zdążyłam wczoraj, pozwiedzałam trochę, a później się… hm, zagapiłam. A wieczorem już uderzyła burza – zakończyła niechętnie, zanurzając się nieco w wannie, a spojrzenie wróżki złagodniało i drobiazg znów podleciał do jej głowy by tulić ucho. Biedny kotek, tak się bał! Ale już wszystko dobrze, tak? Pies pomógł?
        Słysząc to świergotanie Kimiko uśmiechnęła się mimowolnie, zarówno na nazwanie diabła psem, jak i przez to, do czego ta cała pomoc doprowadziła. Ostatecznie nie odpowiedziała wystarczająco szybko i wróżka zawisła do góry nogami przed jej oczami, zerkając podejrzliwie.
        - Tak, tak, pomógł – odpowiedziała zaraz i uspokojona Zefir wróciła do normalnej pozycji na jej głowie.
        - Gdzie się zagapił kot? – zadzwoniła cichutko, a złodziejka zmarszczyła lekko brwi, zamyślona.
        - Byłam w takim kramie. Nie wiem, czy kojarzysz. Na Błękitnej, niedaleko banku, pomiędzy jakimś krawcem, a takim fikuśnym sklepem z ceramiką. U Madlene, Marlene, czy jakoś tak.
        U Madeline. Wróżka znów przeniosła się na krawędź wanny, kiwając głową, po czym nagle zamyśliła się i pokręciła przecząco, aż załopotały błyszczące błękitem włosy. To niemożliwe, bo tam nic nie ma obok. Pusta kamienica. To było kiedyś takie miejsce… Zefir podrapała się po nosie jakby zmartwiona, ale zaraz machnęła rączką. Nieważne. Niech kot tam nie chodzi. Tam nic nie ma. Pożar był i wszystko spłonęło. Nic tam nie ma.
        Kimiko w pierwszej chwili otworzyła usta, by zaprotestować, ale zaraz umilkła, z jakiegoś powodu decydując się tylko na potulne skinięcie.
        - Musiałam się pomylić, to musiało być gdzieś indziej – powiedziała, by uspokoić naturiankę. Doskonale jednak wiedziała, gdzie była, tak samo jak czuła, że w tym miejscu było coś dziwnego, ale nie chciała denerwować wróżki, która spięła się wyraźnie i w końcu odleciała, zostawiając panterołaczkę samą. No i oczywiście złodziejka miała zamiar dzisiaj znowu tam pójść, przekonać się o co tam chodziło, tak naprawdę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        W ciemnych oczach Dagona próżno było szukać emocji. Jedynie połysk nieśmiało przemykający po piekielnej czerni ujawniał kryjące się w ślepiach życie i sugerował gdzie czart spoglądał. Pierwszą oznaką uczuć był dopiero kącik ust unoszący się bezczelnie razem z kocim mruczeniem dziewczyny. Bies posłusznie opadł na poduszki z zadowolonym pomrukiem. Ciemne, lśniące loki pantery osunęły się na smoliste pasma tatuażu i przez chwilę wyglądały zupełnie, jakby splątały się ze sobą, wtedy jednak skrzypnęła deska. Czartowi widownia nie przeszkadzała w najmniejszym stopniu, wiedział, że zaraz sobie pójdzie. Niestety koci nastrój prysł, gdy dziewczyna zbystrzała wypatrując obcego. Potem niby oparła się z powrotem o tors piekielnika, ale było po zabawie. Zdążył jeszcze nawinąć pasma rozpuszczonych włosów na palce, a dziewczyna już umknęła na brzeg łóżka wymykając się z rąk.
Drwinie Kimiko odpowiedział diabli rechot. To był dopiero kot, śniadanie wygrało, znowu… Jako pociechę powinien chyba potraktować zapewnienie, że tym razem prawie udało mu się zwyciężyć nad posiłkiem, prawie.
        - Muszę zwolnić pokojówkę - zamruczał gardłowo i ułożył się arogancko, krzyżując ręce za głową. Światło z pobliskiego okna opływało napiętą na ciele piekielnika skórę, jakby ginąc w czerni magicznych run, zupełnie niby ciemność tatuażu pochłaniała każdy jasny promień.
Takie same ślepia śledziły lekkie kroki Kimiko. Polowanie na myśliwego, to były pierwsze nasuwające się słowa podsumowujące obrazek czarta przeglądającego się czarnej panterze. Przeciągnął się leniwie, dopiero gdy dziewczyna znikła w łazience, samemu zmierzając do garderoby. Ledwie zdążył wciągnąć spodnie, a wyszczerzył się rozbawiony, widząc przemeblowania poczynione przez wróżkę. Część wieszaków poświęcona była już tylko panterze, a obok zapasowych ubrań Kimiko wisiały suknie z Demary. Nie dało się nie dostrzec lśnienia zielonego jedwabiu pomiędzy bardziej skromnymi materiałami. Świat stawał na głowie, ale nie mógł powiedzieć by nieprzyjemnie… Zamiast spokojnie skończyć ubieranie i ruszyć do swoich spraw, z bezczelnym uśmieszkiem opuścił garderobę, odsunął drzwi z cichym szelestem i nonszalanckim krokiem wszedł do łazienki. Zefir zerknęła na biesa, z niechęcią podrywając się z kociej głowy, zatoczyła kółko w powietrzu i machając do Kimiko zniknęła z dźwiękiem dzwoneczków.
W tym czasie Dagon przysiadł na rancie wanny, dla równowagi podpierając się o krawędź przylegającą do ściany, chwycił dziewczynę za kark i przyciągnął do siebie by ją pocałować.
        - Kolacja też będzie musiała ci wystarczyć, nie wiem kiedy wrócę - wyszeptał w wargi pantery, nim wstał. Dopiero po takim pożegnaniu, z nieodłącznym uśmieszkiem, opuścił łazienkę, wracając do przerwanych rutynowych, codziennych czynności.
Wyszykowany złapał jeszcze spinki, zapinając je idąc i zniknął, zjawiając się w jednym ze znanych sobie zaułków.

        Helen zamknęła drzwi najciszej jak potrafiła. Pierwsze stopnie schodów również pokonywała ostrożnie, ale z każdym następnym nabierała tempa. Dosłownie mignęła tylko przy ochroniarzu i pognała wprost do kuchni. Wpadła do pomieszczenia rumiana niczym dojrzałe jabłko, złapała kubek herbaty i skryła się za szkłem. Starała się skupić wzrok na ciemnym napoju i uspokoić oddech, ale zaraz opadły ją spojrzenia kilku obecnych już dziewczyn.
        - Szef jeszcze w domu? - zapytała Solan, zupełnie nieświadoma szoku dziewczynki.
Helen skinęła głową, próbując wyglądać normalnie. Niestety zdradził ją rumieniec, który ledwie zaczął blednąć, a ponownie oblał całe policzki dziewczyny sięgając aż uszu.
        - Oho, był... pewnie razem z nową - zadrwiła Minie, wybuchając perlistym śmiechem gdy dziewczynka skryła się jeszcze głębiej za szklanką.
        - Daj spokój Helen, mieszkasz w burdelu, przecież wiesz co i jak - wcale nie pomagała Rohanna, śmiejąc się do rozpuku razem z blondynką.
        - Ale nie muszę na to patrzeć - pisnęła dziewczynka, czerwieniąc się razem z uszami, gdy reszta dziewczyn nie mogła przestać się śmiać. Śmiechy ustały jak odcięte nożem gdy otworzyły się drzwi do kuchni.

        Faktycznie nie zapowiadało się by miał szybko wracać. Nowa Aeria - miasto spokojne, dzięki czemu idealne do prowadzenia legalnej działalności i jako sekretna baza wypadowa. Teraz zaczęło borykać się z kilkoma problemami i niepokój ogarnął jego ulice. Laufey wysłuchał wszystkich nowin już wcześniej, teraz tylko uzupełniał informacje, które ani odrobinę nie stawały się lepsze. Jakby tego było nie dość, ktoś nowy zaczął udzielać się w półświatku wcale nie pomagając miastu w powrocie do równowagi. Niby zupełnie zwyczajna kolej rzeczy. Gangi powstawały i rozsypywały się, a ich miejsce zajmowały następne. Przestępcy rotowali się w odwiecznej walce o wpływy w ulicznym łańcuchu pokarmowym. Normalnie z boku obserwowałby bieg zdarzeń. Tylko, że tym razem ktoś wszedł bezpośrednio w interesy Bajera i teraz czart starał się dowiedzieć z kim miał przyjemność.
Informator bez informacji pobladł, jakoś dziwnie kurcząc się pod niezadowolonym wzrokiem piekielnika. Dopiero gdy Dagon zniknął, mężczyzna odetchnął głębiej, szybko wracając do pracy. Raz mu się upiekło. Ale każdy dobrze wiedział jaki był pożytek z gaduły, który nie gadał… Czart zjawił się prosto w biurze Chrysa.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zapowiadała się całkiem dobra zabawa, dopóki złodziejka nie wyczuła obecności intruza, a wówczas codzienność bezczelnie zaczęła się wkradać między nią a piekielnika. O ile Dagon zdawał się w ogóle nie przejmować towarzystwem, Kimiko przyjęła to stosunkowo spokojnie, jedynie rezygnując z dalszych czułości i zbierając się do wstawania. Nie była zachwycona tym, że błysnęła nagością przed kimś obcym, ale też, póki była to tylko dziewczynka, nie robiła z tego powodu szumu. Co innego, gdyby do mieszkania wszedł mężczyzna. Wówczas prawdopodobnie umykałaby w takim popłochu, że jeśli diabeł nie udostępniłby pościeli, na której leżał, to albo skryłaby się za nim, albo zwyczajnie (i zupełnie niechcący!), zrzuciła go z łóżka, szukając okrycia. Zamiast tego przetoczyła się po łóżku, by wstać i tylko chichotem odpowiadając na komentarz Laufeya zniknęła w łazience.
        Rozmowa z wróżką dała jej do myślenia i mniej więcej ukształtowała dzisiejszy plan dnia pantery, która przypomniawszy sobie o wczorajszym nietypowym zdarzeniu postanowiła koniecznie ponownie wetknąć nos w nieswoje sprawy. Gdzieś tam w głowie kołatała się myśl, że to może nie być najlepszy pomysł, ale kocia ciekawość rozpychała się wystarczająco zawzięcie, by usunąć obawy poza margines.
        Z zamyślenia wyrwało ją pojawienie się Bajera, którego powitała przymrużonymi z przyjemnością ślepiami, w przeciwieństwie do ostatniego razu, gdy wparował jej do łazienki, a ona z piskiem zanurzyła się w wodzie. Kimiko wychodziła z prostego założenia, że co miał widzieć to zobaczył, więc nie ma co robić scen. Zaraz też wzrok ponownie uciekł jej na tatuaż, o który jeszcze wypyta, gdyż plączące się po ciele czarne smugi do złudzenia przypominały psią sylwetkę i zbieg okoliczności był mało prawdopodobny.
        Teraz jednak w milczeniu obserwowała jak Dagon siada na brzegu wanny i usta brunetki rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, gdy niecny dowcip przeszedł jej przez myśl, a dokładniej jego skutki w postaci nie na żarty wkurzonego biesa. Tego przynajmniej spodziewała się, gdyby udało jej się wciągnąć Laufeya do wanny w ciuchach (części przynajmniej). Nie zdążyła jednak nawet sięgnąć do czarta dłonią, gdy to on złapał ją za kark przyciągając do siebie, a woda zachlupotała w wannie, prawie skutecznie zagłuszając kocie westchnienie. Szeptane słowa diabła Kimiko skomentowała tylko twierdzącym skinieniem, przymykając oczy i leniwym wzrokiem odprowadzając Laufeya. Dopiero gdy zniknął, zanurzyła się w wodzie po uszy, by ochłonąć.

        Tym razem nie szukała długo ubrań, od razu kierując się do garderoby, chociaż w niemałą konsternację wprawiła ją wygospodarowana tam dla niej przestrzeń. Przez chwilę stała w samym ręczniku, przyglądając się swoim ubraniom, w których prawie zaraz obok nieco wytartych spodni wisiała zielona jedwabna suknia. Kontrast wręcz bił po oczach. Kimiko przesunęła dłonią po materiale w tęsknym geście, pełna podziwu dla wróżki, że pozbyła się plam krwi, które pokrywały niemal całą szatę. Korzystając jednak z chwilowej nieobecności Zefir, otrząsnęła się szybko i przebrała w spodnie, buty i koszulę, której guziki dopinała już w drodze, nie zważając nawet na wilgotne jeszcze włosy. Umierała z głodu!
        Szybko zbiegła po schodach na dół, witając się z Carlem i przeszła przez bar, napotykając za nim nieznanego jej jeszcze mężczyznę – zapewne tego Filipa, o którym mówił Dagon. Przywitała się uprzejmie i czmychnęła na zaplecze, podążając wskazaną wcześniej drogą na zewnątrz i przez bramę na podwórze, a stamtąd po schodach na drugie piętro drugiej strony kamienicy. Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc odgłosy radości dobiegające z kuchni, chociaż grymas zawahał się na jej ustach, gdy otworzyła drzwi i dziewczyny ucichły, jak na zawołanie.
        - Cześć, nie przeszkadzam? – zapytała uprzejmie, ale weszła do środka, obejmując wzrokiem obecne kurtyzany, Rikę i Helen. Ta ostatnia na widok złodziejki już porzucając pozory zupełnie zakryła się kubkiem, spoza którego widać było jednak twarz w kolorze dojrzałych pomidorów, a w pomieszczeniu ponownie wybrzmiały nieśmiałe chichoty.
        - Cześć! Skąd, zapraszamy. Przeszkodziła to chyba Helen… – powoli odpowiedziała Rohanna, jakby badając grunt, na co Kimiko rzuciła jej żartobliwie karcące spojrzenie.
        - Przepraszam! – pisnęła w końcu dziewczynka, opuszczając gwałtownie kubek i wlepiając wielkie oczy w złodziejkę, która jeszcze jakoś trzymała fason, jednak wolałaby do tematu nie wracać. Zwłaszcza chciała uniknąć sformułowania, że „nic się nie stało”, więc tylko uśmiechnęła się przyjaźnie do młodej gosposi i wyciągnęła szybko ręce w stronę Riki, która podawała jej właśnie wielki talerz.
        - Jejku, dziękuję, umieram z głodu! – westchnęła nad jajecznicą i kiełbaskami, a po drodze do stołu capnęła jeszcze bułkę z koszyka, odprowadzana zaskoczonymi spojrzeniami dziewczyn i radosnym uśmiechem kucharki.
        - Zjesz to wszystko? – zdziwiła się Minnie.
        Robiąc wielkie oczy blondynka zaglądała jej przez ramię w talerz z miną, która chyba każdemu odebrałaby apetyt. Prawie każdemu, bo Kimiko już wiosłowała widelcem, więc tylko potaknęła w milczeniu. Przez moment zdolność pantery do pochłonięcia jajecznicy z czterech jaj, a do tego dwóch kiełbasek i bułki przysłoniła sensacyjną wiadomość, z jaką przybyła Helen i dziewczęta przyglądały się jedzącej złodziejce z zupełnym brakiem zrozumienia w oczach, nim powoli wracały do zwyczajnych porannych pogaduszek. Myszatej dziewczynce też wracała odwaga i tupet, więc przysiadała się do dziewczyny szefa, zerkając na nią z zainteresowaniem. Co prawda widziała dzisiaj więcej niż powinna, ale i tak zżerała ją ciekawość.
        - Masz ładny ogon – powiedziała w końcu, a Kimiko najpierw zawahała się na moment, ale po chwili zerknęła na nią z uśmiechem.
        - Dziękuję.
        - Mogę go pogłaskać? – wypaliła nagle.
        - Helen! – Rohanna parsknęła śmiechem, ale próbowała przybrać poważny ton głosu. Skarcona skuliła się nieco, ale i tak zerknęła na brunetkę, jakby u niej szukała potwierdzenia.
        - Hm, wolałabym nie – dopowiedziała Kimiko, możliwie uprzejmie, ale wciąż nie pozwalała się każdemu po ogonie głaskać i nie wiedziała skąd ludziom do głowy takie pomysły wpadają. Nie chciała jednak urazić dziewczyny więc uśmiechnęła się jeszcze, wracając do jedzenia. Zaraz jednak podniosła wzrok na wlepiające się w nią zielone oczy rudzielca, gdy kurtyzana oparła się na łokciach o blat i spoglądała na nią wyczekująco.
        - Zapomnij – mruknęła złodziejka, a gdy Rohanna wydęła usteczka w niezadowoleniu, panterołaczka uniosła znacząco brwi, sugerując że te sztuczki na nią nie zadziałają.
        - Uparciuch z ciebie – zamarudziła rudowłosa, a Kimiko szybko zmieniła temat, postanawiając upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
        – Może powiedz mi lepiej coś o tym pożarze kamienicy obok sklepu u Madeline? – zapytała, a kurtyzana najpierw zmarszczyła lekko brwi, jakby coś przywoływała z pamięci, a później wzruszyła lekko ramionami.
        - Wiem, że było coś takiego. Głośna sprawa w mieście, bo spłonęło kilka osób, ale nie wiem wiele więcej. Nie wychodzimy często – powiedziała spokojnie, ale chociaż ton jej głosu się nie zmienił, w twarzy zaszła subtelna zmiana, która zniechęciła Kimiko do dalszych pytań. Skinęła więc tylko głową i wróciła do jedzenia.

        Po śniadaniu nie wracała już do mieszkania, tylko wyszła przez bramę na główną ulicę i bez problemu odtworzyła wczorajszą trasę, znajdując tajemniczy kram. Znów stanęła przed nim na moment, niepewnie przyglądając się ciemnym kotarom w wykuszu, nim pociągnęła spojrzeniem wyżej. Wcześniej w ogóle nie zwróciła uwagi na pozostałą część kamienicy. Teraz przyglądała się jej uważnie, a ogon bujał się za nią niespokojnie, gdy zielone ślepia przemykały po zamurowanych oknach na wszystkich piętrach. Budynek wyglądał paskudnie, ale zdecydowanie nie na spalony. Opuściła głowę, rozglądając się po ulicy i przechodniach, którzy znów mijali wejście do kramu, jakby nie istniało, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Miała ochotę szarpnąć kogoś i zapytać, czy widzi w ogóle wejście. Panterołaczka przestąpiła z nogi na nogę, ale po chwili wahania objęła torbę dłonią i weszła do sklepu w akompaniamencie dzwoneczka.
        - Witaj ponownie Kimiko – sprzedawca przywitał ją z uśmiechem obejmującym nawet gadzie ślepia, a po chwili wyszedł zza lady, ciągnąc za sobą po ziemi smoczy ogon.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Chrysant aż podskoczył, gdy w biurze, w którym nie spodziewał się nikogo, zjawiła się wysoka sylwetka diabła.
        - Nie umiesz pukać? - z jawnym wyrzutem zapytał krasnolud, czekając aż serce wróci do dawnego rytmu. Balboette nie był strachliwym stworzeniem i zazwyczaj czuł się u siebie bezpiecznie, ale to nie był zwykły czas. Aeria stała się niespokojna, a i bezpieczeństwo ostatnio odbiegało od jego dawnego poziomu. Wszystko przez zamieszki, które rozgorzały w mieście. Podobnie niespokojny czas wykorzystała zupełnie nowa persona nieznana wcześniej ich światu, najprawdopodobniej. A może ten nowy kreatywny i przedsiębiorczy typ maczał palce w zawieruchach, jedynie na nich korzystając. To wciąż były jedynie przypuszczenia Norda.
        - Od kiedy jesteś taki strachliwy? - odparł czart z drwiącym uśmieszkiem rozsiadając się po przeciwnej stronie biurka.
        - Zaraz strachliwy… - napuszył się Chrysant. - Zaskoczyłeś mnie i tyle - marudził pod nosem unikając ciemnego spojrzenia. Domyślał się do czego doprowadzi ta dyskusja, tylko że nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.
        - I nie ma to nic wspólnego z opłatą za ochronę, jaką kazano ci uiścić? - drążył bies, niskim głosem, którego raczej nikt nie lubił. Mógłby mówić o tym jak słoneczny dzień dzisiaj był, a i tak każde słowo zabrzmiałoby jak groźba. Chrys nie obawiał się diabła, ale gdy Dagon wchodził z takim nastawieniem budził respekt czy się go znało czy nie, nawet tym bardziej jeśli się go znało.
        - Zamierzałeś podzielić się podobną nowiną? - kontynuował Laufey. Nigdy nikt nie miał dość odwagi nawet pomyśleć, by zmuszać pasera trzymającego z Bajerem do płacenia haraczu. Irytujące było, że podobnej rzeczy dowiedział się z drugiej ręki. Nord wyłapał zarzut ukryty w pytaniu i uniósł butnie głowę.
        - Wiesz, że tak - warknął. - Kiedy miałem gadać? - Piekielnik popatrzył na przyjaciela spode łba, ale nie skomentował. Faktycznie nie mieli wiele czasu do swobodnych dyskusji, a Chrys słusznie zachował dystans i powściągliwość.
        - Poza tym nie nawykłem biegać na skargę z byle powodu - mruknął krasnolud, wcale nie mniej niezadowolony niż bies. - Z błahostkami zawsze sam sobie radzę - burczał oburzony zmuszeniem go do tłumaczenia się.
        - I dlatego zapłaciłeś? - wyszczerzył się czart, sprawiając, że Chrys zacisnął usta w wąską kreskę.
        - A co miałem zrobić? Co niby ty mógłbyś zrobić? Znasz ludzi, ale ich nie masz, a ja lubię swój dom - przyciśnięty do ściany krasnolud wreszcie się zbuntował i odpyskował wpatrującemu się w niego Dagonowi.
        - Jeszcze nie wiem - mruknął bies, mrużąc oczy, rozmyślając nad tym co właśnie usłyszał. W tym jednym właściciel Chryzantemy miał rację. Bies dogadywał się z królami półświatka, a nie z nimi walczył. Wynikały z tego obopólne korzyści. Laufey potrafił uprzykrzyć życie, ale do tego potrzebował czasu i informacji by pociągnąć za odpowiednie sznurki. W bezpośrednim starciu z przestępczą grupką miał szanse takie same jak każdy inny, czyli raczej marne.
        - To zawracaj mi dupę jak się już dowiesz - skomentował niezadowolony krasnolud, serwując rogatemu wściekłe spojrzenie.
        - Kto to? - Dagon zadał pytanie, na które od wczoraj próbował zyskać odpowiedź.
        - Próbowałem wywiedzieć się coś korzystając z bezpośredniego kontaktu. - Na moment szelmowski uśmieszek wykwitł na pulchnej twarzy, oznajmiając, że chociaż Chrys oficjalnie wywiesił białą flagę, tak naprawdę nie opuścił broni. Jednak grymas szybko na powrót stał się skwaśniały. - Ale on jest jak duch. Jakby nie istniał zanim tu nie przybył. Nikt nie wie o nim nic ponad to, że przyciągnął z sobą sporą, zgraną grupę ludzi, z którymi jednej nocy opanowali wszystkie tereny podległe grupom rządzącym wcześniej. - Dagon skinął oszczędnie głową. Czyli cały czas był w punkcie wyjścia. Nie dowiedział się nic ponad to i wciąż nie miał punktu zaczepienia. Wstał z fotela szykując się do wyjścia.
        - Uważaj na siebie - mruknął Nord, wywołując szczery śmiech czarta.
        - Bo jeszcze pomyślę, że ci zależy - odparł rozbawiony, zanim zniknął. Chrys został sam, ale znowu przyspieszono mu bicie serca. Czy ten pieprzony diabeł nie mógł korzystać z drzwi?

        Wszystko skumulowało się na raz, zupełnie nie w porę, zresztą jak zawsze. Czy już przecież nie zdążył się przekonać, że jak coś się pieprzyło to na całego. Czekał aż będzie mógł pozbyć się wilczka, a do tego niezbędny był Casjus, który na dniach powinien się odezwać. Miał do domknięcia biznes w Trytonii, którego musiał dopilnować osobiście. Była to zbyt złożona i delikatna sprawa by wszystko mógł pozostawić w rękach prawie przypadkowych ludzi. Teraz jeszcze ten typek. Do tej pory zadarł z nim jedynie czepiając się Chrysantemy. Kto jednak mógł mu zagwarantować czy ten nowy ambitny nieznajomy nie wejdzie mu bardziej w paradę? Kto wie, może nawet planował mieszać się w jego interesy.
        Pogrążony w takich myślach Lufey zjawił się u krawca, zupełnie nie mając nastroju na załatwianie równie trywialnych sprawunków. To jednak, że nie miał na coś ochoty, nie znaczyło, że rezygnował. Wcześniej uznał, że był winien podobny prezent i należało wywiązać się ze zobowiązań.
Wszedł z cichym brzękiem dzwoneczka. Gdy obsługa tylko rozpoznała klienta, popędziła na zaplecze by przynieść zamówiony towar.
Dagon wziął do ręki delikatny zielony materiał, dużo cieńszy niż jedwab w sukni Kimiko. Ocenił misterne dzieło i z zadowoleniem kiwnął głową, po czym przeszedł do formalnej części, czyli zapłaty.
Do mieszkania teleportował się dopiero kryjąc się wcześniej w jednym z zaułków. Apartament był pusty, co znaczyło, że kotek był na bardzo długim śniadaniu albo już na zwiedzaniu. Prawie bezgłośnie przeszedł przez salon i rozsunął drzwi garderoby. Tam na jednej z dobrze widocznych półek, położył maleńką sukieneczkę zrobioną na wzór szmaragdowej kreacji pantery, dostosowując ją do technicznych możliwości stworzenia czegoś tak małego. Za obróżkę robiły drobniutkie koraliki, a odsłonięte plecy były idealne pod skrzydełka małej istotki. Potem znów zatopił się w zaułkach Nowej Aerii.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko zawahała się na progu, zerkając jeszcze przez ramię na tętniącą życiem ulicę. Smokołak nie poganiał jej, stojąc ze splecionymi przed sobą dłońmi, aż dziewczyna nie zamknęła w końcu drzwi, postępując w głąb pomieszczenia.
        Sklep zdawał się być mniejszy, niż wyglądał z zewnątrz, a to dlatego, że w przeciwieństwie do wielu kramów był cały zawalony… wszystkim właściwie. Ciężko było powiedzieć, co dokładnie się tutaj sprzedawało. Regały uginały się pod ciężarem słojów ze słodkościami i ziołami, książkami, przedmiotami codziennego użytku, tymi typowo dekoracyjnymi, a nawet instrumentami muzycznymi i bronią. Obok sztyletów siedział wygodnie pluszowy miś, a zaraz za nim ustawiły się w rządku fikuśne, szklane buteleczki z kolorowymi zawartościami. Gdzieś leżały okulary w drucianej oprawce, kawałek dalej ramka ze zdjęciem jakichś zwykłych ludzi, a niżej jakaś kamienna figurka w kształcie łzy przeczyła wszelkim prawom fizyki, stojąc spokojnie na węższym czubku. Właśnie to stanowiło też wczoraj źródło zdziwienia Kimiko, która po opuszczeniu kramu zorientowała się, że wzbogaciła się o pęk bełtów do kuszy, uzupełniła zapas ziół i nabyła kilka innych drobiazgów, a to wszystko w jednym miejscu.
        Sprzedawca nazywał się Reed Villain. W pierwszej chwili prezentował się w swojej hybrydziej formie, odziany, ale widać było, że od stóp do głów pokryty był łuskami. Z lekko rozpiętej koszuli wyłaniała się smukła smocza szyja i pysk o szerokim uśmiechu, który zdawałoby się, że sięga wokół smoczego pyska. Dopiero po chwili mężczyzna otrząsnął się lekko, przybierając powoli swoją ludzką postać.
        Wyglądał jak brzydki elf. Jednocześnie nieciekawie i na tyle osobliwie, by przyciągać zainteresowane spojrzenia, nim odwracały się szybko, speszone napotkaniem gadziego wzroku. Oczy miał bowiem lekko przymrużone, a spod półprzymkniętych powiek łypały złotawe tęczówki przecięte zwężoną źrenicą. Nawet w jego ludzkiej postaci wrażenie było na tyle nietypowe, że Kimiko przyłapała się na czekaniu, aż błona migawkowa obliże gałkę oczną, niczym u najprawdziwszego jaszczura. Oczekiwanie natomiast brało się stąd, że mężczyzna nie mrugał. Długie, brązowe włosy zwisały w strąkach i opadały na plecy, ramiona i część twarzy smokołaka. Ubrany był prosto, w ciemną lnianą koszulę, skórzane spodnie i otaczający wąskie biodra pas, przy którym pewnie zazwyczaj bujała się pochwa z mieczem. Nic z jego aparycji jednak nie wyglądało biednie, a wszelka niedbałość zdawała się celowa. Był wysoki i szczupły, a niedopięta o kilka guzików koszula ukazywała teraz fragment bladej skóry, która przy podobnej kolorytem cerze wyglądała niezdrowo. Najgorszy był jednak uśmiech zmiennokształtnego. Szrama pyska przecinająca łeb w jego smoczej postaci zdawała się wcale nie zmaleć i nawet ludzki grymas rozciągał się dosłownie od ucha do ucha. Mimika i specyficzne rysy twarzy niemal uniemożliwiały rozróżnienie, gdzie kończą się rozciągnięte w uśmiechu usta, a gdzie powstają już tylko zmarszczki mimiczne.
        Poruszał się powoli, ale nietypowo płynnie, chociaż może było to tylko wrażenie, gdyż Kimiko wciąż w pamięci miała pełznący cicho po deskach smoczy ogon. Gesty powolne i oszczędne, by nie powiedzieć, że dokładnie zaplanowane. Głos cichy i, jak można się było tego spodziewać, nieco syczący, jakby wbrew woli właściciela jego język zaczepiał się o każde wypowiadane litery s i sz, nie mogąc wypuścić ich z objęć. Mimo tego jednak panterołaczka odnosiła wrażenie, że temu człowiekowi nikt nie przerywał, a jeśli tak - był głupcem.
        Czy ona również, siadając na wskazanym fotelu, znajdującym się w głębi wykuszu, zamiast brać nogi za pas, wypadając z kramu z trzaśnięciem drzwi i upiornym dźwiękiem dzwoneczka nad nimi? Ale nie czuła się zagrożona. Czuła niepokój wynikający z nieznanego, czuła magię unoszącą się wszędzie w powietrzu, a jednak jej medalion był wciąż chłodny, spoczywając bezpiecznie pod koszulą. Czuła znajomy zapach ziół i, ku szerszemu uśmiechowi sprzedawcy, powąchała podejrzliwie podany jej w barwnej filiżance napar. Wyczuła jednak tylko zwyczajną zieloną herbatę, jaśmin i...
        - Kwiat słonecznika. Dosłownie kilka płatków - uśmiechnął się Reed, zasiadając naprzeciwko niej ze swoją filiżanką. Kimiko odsunęła naczynie od nosa.
        - Nie chciałam cię urazić.
        - Nie czuję się urażony. Po ostatnim otumanieniu sprawdzasz czy znów nie próbuję cię czymś.... naszprycować - kontynuował spokojnie, a złodziejka zesztywniała pod bezpośredniością rozmówcy, wyrażoną jeszcze w niewybrednych słowach. Przy niej jednak nie trzeba było trzymać się większych grzeczności, a wyrażone wprost myśli tylko ułatwiły rozmowę.
        - Co to było?
        - Przypadek. Pomyślałem o tym dopiero, gdy już wyszłaś. Wybacz mi, zupełnie niechcący wpadłaś w trakcie moich małych ziołowych eksperymentów i pewnie się trochę nawdychałaś? - Czujne gadzie ślepia złowiły kocie oczy, które Kimiko zmrużyła z niezadowoleniem, nim ostrożnie skinęła głową.
        - Nic nie pamiętałam. Do teraz. Dziwne - zamruczała sama do siebie, ale zmiennokształtny pospieszył z wyjaśnieniami.
        - Zobaczyłaś ponownie to, co umknęło pamięci ostatnio i wspomnienia wróciły - stwierdził, odstawiając filiżankę na stolik i rozpierając się w fotelu założył nogę na nogę, złączając palce we wspartych na kolanie dłoniach. - To ciekawe. Pracowałem akurat nad środkiem znieczulającym, niestety najwyraźniej udało mi się tylko znieczulić pamięć klientki i niepotrzebnie ją przestraszyć.
        - Nie wystraszyłam się - prychnęła złodziejka. - Jestem ostrożna i ma to związek nie tylko z lukami w pamięci.
        - A z czym jeszcze, jeśli można wiedzieć? Może uda mi się rozwiać wątpliwości.
        Uśmiech nie schodził z ust smokołaka i Kimiko powoli przyzwyczajała się, że tak po prostu wygląda jego twarz. Upiła kilka łyków herbaty, wybornej swoją drogą, zastanawiając się, jak bardzo w otwarte karty powinna zagrać. Intuicja mówiła jej, że najlepiej walić wprost, jak zawsze. Mistrzem knowań nigdy nie była, a tylko ta ciekawość trzymała ją na miejscu, bo gdyby kierowała się wyłącznie rozsądkiem to już dawno opuściłaby podejrzany lokal.
        - Dlaczego tylko ja widzę ten kram? - zapytała, popijając herbatę i nad brzegiem szkła obserwując uśmiech rozmówcy.
        - Skąd ten pomysł? - odbił pytanie, a dziewczyna w tym momencie zdołała nazwać ten dziwny sposób jego wysławiania się. Mówił jak profesor. Nie żeby się na tym znała, wyższe i niższe uczelnie widywała tylko z daleka, były ledwie budynkami, częścią miasta. Ale umiała sobie wyobrazić, by ktoś takim właśnie tonem wykładał trudniejsze zagadnienia. Chcąc nie chcąc musiała się poddać i prowadzić rozmowę w ten sposób. Odpowiadać na pytania, chociaż sama je zadawała.
        - Gdy przechodziłam obok, odniosłam wrażenie, że tylko ja go widzę, a swoim raczej niezachęcającym wyglądem wyróżnia się spośród barwnych wystaw kramów obok i jasnego kamienia sąsiadujących kamienic.
        - Mówisz, że powinienem zainwestować w nową elewację?
        - Mówię, że inni go nie widzą - syknęła na drwinę, a uśmiech smokołaka nieco zelżał. - Przepływają po nim wzrokiem, jakby go nie było. Nie mówię, że jestem zdziwiona brakiem zainteresowania tylko, że to wygląda jakby dla nich ta kamienica nie istniała.
        - Ludzie widzą to, co chcą zobaczyć - mruknął w końcu, stukając o siebie złączonymi opuszkami palców. - W tym wypadku spalony, opuszczony budynek, nie mający nic do zaoferowania.
        - Dlaczego ja go widzę? - zapytała powoli, czując ciężar kłębiących się w głowie pytań, a uśmiech Villaina znów się poszerzył. Kimiko lekkim uniesieniem brwi dała sygnał, by mężczyzna kontynuował, bo nie miała zamiaru wydzierać z niego każdej informacji. Była ciekawska, ale też uparta. W końcu smokołak westchnął i zmienił lekko pozycję na fotelu, zmieniając zakładaną nogę i przekładając splecione dłonie na drugie kolano.
        - Drobna iluzja. Budynek takim, jakim jest, może zobaczyć ktoś, kto był na granicy śmierci.
        Na krótką chwilę zapadła między nimi cisza, której smok nie przerywał, a Kimiko nie miała nic do powiedzenia, spuszczając wzrok i przesuwając kciukiem po bliźnie na przedramieniu.
        - Dlaczego?
        - Taka fanaberia.
        - Kim jesteś? – mruknęła, podnosząc znów wzrok na rozmówcę.
        - Podróżnym. Sprzedawcą. Biznesmenem. Smokołakiem. Zależy o co pytasz. – Przechylił głowę, a złodziejka wzruszyła ramionami, prychając cicho na jedno z określeń. – A zadajesz dużo pytań.
        - Chcę wiedzieć, czy nie powinnam wyjść i nie wracać.
        - Możesz oczywiście, ale byłoby szkoda. Wszak nic ci nie grozi.
        - Co ja tu robię?
        - Jeszcze nie wiem.
        Kimiko znów tylko prychnęła. Pytanie było może głupie, ale w panującej tu atmosferze zupełnie zasadne. Wstała powoli, zostawiając filiżankę na stoliku i kierując się w stronę wyjścia.
        - Kimiko?
        Odwróciła się z ręką na klamce, spoglądając na Reeda, który wstał, podchodząc do niej. Czekała, aż powie jej, że ma nikomu nie mówić o tym spotkaniu i rozmowie. Smokołak tylko się uśmiechnął.
        - Do jutra.


        Zmarszczyła lekko brwi nad książką, zdając sobie sprawę, że już czytała tą stronę i z westchnieniem opadła twarzą na stronice. Na moment przymknęła oczy, z przyjemnością wdychając zapach papieru i tuszu, a palce bezwiednie, choć z czułością, muskały szorstki pergamin.
        Do mieszkania wróciła godzinę temu, wyjątkowo wcześnie, bo niebo dopiero malowało się czerwienią, ale była wyjątkowo zmęczona. Po opuszczeniu kramu Villaina nawet nie poszła na żaden obiad, samej dziwiąc się własnemu brakowi apetytu, a zamiast tego ruszyła w końcu załatwić tę rzecz, do której zbierała się od jakiegoś czasu. Spoczywała ona teraz bezpiecznie w torbie, czekając na odpowiedni moment, razem z resztą zakupionych drobiazgów, które coraz bardziej wypychały skórzaną klapę bagażu.
        Teraz złodziejka z przyjemnością wypoczywała na swoim łóżku, robiąc sobie krótką przerwę w lekturze. Zgodnie z instrukcjami Dagona, by czuła się jak u siebie, poczęstowała się jedną książką z biblioteczki. Początkowo obiecała sobie dorwać się w pierwszej kolejności do tego opasłego tomiszcza traktującego o zielarstwie, ale ostatnie wydarzenia nieco zmodyfikowały jej plany. Dlatego teraz zasnęła właśnie nad bestiariuszem, chwalącym się na wstępie, iż posiada najbardziej dokładne opisy niemal wszystkich znanych w Alaranii ras.
        Kimiko przekręciła się przez sen na plecy, wciąż obejmując czule księgę. Gęsty las czarnych rzęs kładł się cieniem na opaloną skórę. Po lekko rozchylonych ustach przepływał spokojny oddech śniącej dziewczyny, a pierś unosiła się w jego rytmie, unosząc spoczywającą na niej książkę, którą Kimi obejmowała jedną dłonią. Otwarta była na rozdziale poświęconym diabłom i innym istotom piekielnym, podczas gdy szczupłe palce drugiej dłoni zaznaczały sobie inny fragment w dalszej części księgi. Ten o smokołakach.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        W każdym z miast świata zawsze były miejsca, w których niezależnie od pory dnia czy nocy nie uświadczyło się tłumów. Niektóre alejki, choć wcale nie obskurne czy mroczne, nie ściągały przykładnych obywateli gdy wieczorami wracali do domów po udanych zabawach w okolicznych barach. Były skróty, które pozostawały nieuczęszczane nawet w najtłoczniejsze dni jarmarku, mimo iż objuczeni zakupami ludzie chcieli jak najprędzej wrócić do swoich mieszkań i domów. Miejsca, w które chodzili stali bywalcy wiedzący czego szukali i gdzie powinni się po to zgłosić lub zupełnie nieświadomi turyści głodni wrażeń. Ci pierwsi umieli poruszać się miejskim tajemnymi traktami jak wprawny góral po swoich graniach i halach. Ci drudzy w najlepszym wypadku mogli stracić sakiewkę. W gorszym, gdy zapuścili się zbyt głęboko w krainy, w które nie powinni, mogli zniknąć bez śladu na dnie jakiejś rzeczki lub przepastnego kramu wiozącego diabli wiedzieli co, kogo i gdzie.
        Czart lubił znajome uczucie towarzyszące podobnym spacerom. Spojrzenie wielu par oczu, których właścicieli nie sposób było wypatrzyć nawet wiedząc gdzie powinno się szukać. Spokój i ciszę, które w urwanym tchnieniu potrafiły przerodzić się w najsroższą kipiel. Lubił świadomość, że idąc pewnym siebie krokiem z rękoma w kieszeniach drogiego garnituru, to on był tu jednym z groźniejszych stworzeń i wszyscy o tym wiedzieli.
        W jednym z zakrętów dopiero w ostatniej chwili usłyszał kilka lekkich kroków. Cień doskoczył do jego boku podając mu niewielki liścik. Zaraz równie szybko znikł. Zazwyczaj podobna sytuacja obudziłaby podejrzenia. Bajer był jednak u siebie. Już dawno ustalił swoją pozycję i nie musiał się niczego obawiać. Aktualne zawieruchy nieustannie zaprzątające diable myśli, nie mogły tego zmienić.
Poza oczywistą potrzebą znalezienia informacji i odpowiedzi na pytania odbijające się echem w myślach, podobny spacer był demonstracją. Laufey się nie bał i otwarcie poszukiwał plotek o tym kto się pojawił.
Szukać mógł do woli. Gaduła pracująca na komisariacie miejskiej straży nie wiedziała zupełnie nic, zresztą jak cała straż. Przemykające zaułkami cienie niczym się nie różniły w swojej niespotykanej i nienaturalnej wręcz niewiedzy. Mimo całego dnia spacerów i załatwienia kilku drobniejszych interesów, wiedza Dagona nie została uzupełniona o zupełnie nic, ponad konkluzję jak nietypowa była owa sytuacja.
Nawet liścik nie zawierał ni strzępka ciekawostki. Zwykła informacja, że Casjus pojawi się jutro by odebrać prezenty dla Ell. Używając krzesiwa, nawykowo spalił notkę i wznowił spacer, w końcu dzień był jeszcze młody.

        Pantera spała w najlepsze nie wyczuwając niczyjej obecności. Podglądacz był z siebie niezmiernie zadowolony. W końcu jednak nie wytrzymał i dotknął futerka na uchu, gładząc je z czułością by kotka obudzić. Przecież miał, a dokładniej miała, coś bardzo ważnego do pokazania. Szczęśliwa ze sprytnego stłumienia brzęczenia skrzydełek i magicznych dzwoneczków, wróżka zaczekała aż otworzą się zielone oczy i podfrunęła wesoło w górę dając złodziejce więcej przestrzeni.
        Gdy wreszcie szmaragdowe ślepia wyglądały na wybudzone sfrunęła na poduszkę i zaprezentowała nową sukienkę jak najprawdziwsza modelka. Wyciągnęła w rozcięciu szczupłą nóżkę, gładząc jednocześnie zielony jedwab załamujący się na udzie. Potem z wesołym piskiem podskoczyła w górę, obracając plecami do złodziejki, by zamachać wolnymi skrzydełkami. Wachlowała nimi chwilę, zupełnie jakby chciała podkreślić wagę demonstracji. Wytrzymała aż kilka uderzeń małego serduszka, co przekładało się na może dwa mrugnięcia kociej powieki. Zaraz potem odwróciła się z brzękiem, radosnym szczebiotem tłumacząc znaczenie prezentu, bo kotek chyba nie rozumiał jak ciężko było o wygodę dla skrzydeł. Każda sukienka czy bluzka, zawsze musiała kombinować by nie uciskały ich delikatnej nasady i nie ocierały podczas latania. A ubieranie się! To już w ogóle zawsze była katorga. Otwory były ciasne i musiała uważnie i powoli przeciskać przez nie skrzydełka, bo chociaż były mocne i niezawodne, to łatwo było załamać delikatne naczynka przebiegające w cienkiej chitynowej błonce, a wtedy leczenie nie było już tak proste. Co to zaś była za wróżka, która nie mogła latać na swoich skrzydełkach. Trajkotała w najlepsze, wreszcie dostrzegając książkę. Dźwięcznym głosikiem padło pytanie co kotek czytał, że aż zasnął. Zefir jednak nie byłaby sobą, gdyby grzecznie poczekała na odpowiedź. Wróżka w zasadzie wszystko o co pytała, musiała sprawdzić namacalnie, tak więc nie minęło drugie uderzenie serca od zadanego pytania, a już wędrowała po stronnicy, oglądając ryciny. “Brzydkie te rysunki” - padł szybki komentarz.

        Przez lata, mając ugruntowaną pozycję, może odwykł od ciągłej walki o najwyższy szczebel w drabinie i poczuł się zbyt pewnie… Był świadom, że żaden król nigdy nie był bezpieczny gdy zawsze mógł znaleźć się uzurpator, szczególnie w przypadku tak barwnej monarchii, której nie obowiązywała żadne dynastia. Tylko że nawet nie brał pod rozwagę by ktoś był dość głupi by równie szybko, bez utrwalonej pozycji dobierać się do niego. A że dawni bossowie Aerii zapewne uważali podobnie… Ego czarta nigdy nie stawiało go na równi z nimi.
        Wątpliwe by była to zaplanowana akcja, prędzej zwyczajna pomyłka bandytów nowych w tym mieście. Zwyczajnie dostrzegli faceta na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasującego do ciemnego zaułka w slumsach na myśl przywodzącego najgroźniejsze doki Trytonii.
Początkowo Dagon zupełnie nie przejął się krokami dublującymi stukot jego własnych butów. Zignorował dwie postaci, które wypłynęły z ciemności i ustawiły się w wyjściu z ulicy, ledwie widoczne w skąpym świetle gwiazd słabiutko docierającym do miejskich zakamarków. Dopiero gdy stanął twarzą w twarz z samozwańczymi bramkarzami ani myślącymi się przesunąć, a w typowo miejskiej, nocnej ciszy echo obcasów nie starających się ukrywać swoich kroków, nonszalancko uderzających o bruk, wymalowało obraz odciętego wyjścia. Czart zmrużył groźnie ślepia - co za bezczelność. Nieznane twarze wykrzywiły uśmieszki.
        Uliczkę opuścił tym samym krokiem jakim wędrował. Nie udało mu się nie zabrudzić mankietów, ale przekaz powinien być czysty. Trzy trupy w kałużach krwi upuszczonej własnymi nożami i jeden względnie żywy, chociaż wątpliwe by kiedykolwiek wrócił do dawnej formy. To jednak nie należało do zmartwień Bajera. Jednego pozostawił przy życiu tylko by przekazał innym, gdzie była granica ich możliwości. W dupie miał kto rządził Nową Aerią, nigdy nie chciało mu się budować syndykatu. Za bardzo musiałby się skupić na ciągłym pilnowaniu interesów i własnego wówczas miasta. To nie leżało w pragnieniach diabła. Czart lubił urozmaicenie. Uwielbiał motać i mącić w wielu różnych miejscach, bawiąc się wynikłymi sytuacjami, prowokowanymi zazwyczaj na czyjeś zlecenie lub w jakimś konkretnym, biznesowym celu. Tak zaś powinien siedzieć grzecznie na swoim tronie i pilnować każdej uliczki i każdego bandyty. Wtedy naprawdę musiałby obawiać się detronizacji. Upierdliwe a mało zabawne. Wiadomość do przekazania, była więc prosta. Nie wchodźcie mi w drogę, to i ja zostawię was w spokoju.
        Pozostała może godzina do świtu, gdy diabeł zjawił się nie w apartamencie, a w barze. Przybytek już dawno był zamknięty i posprzątany. Czart zapalił sobie jedną z oliwnych lampek, wątłym ciepłym światełkiem rozświetlając wszechpanujący mrok. Wyjął cygaro z ukrytej pod ladą kasetki, przygotowanej właśnie na odwiedziny szefa. Już popalając zastanowił się chwilę nim wybrał burbona zza morza. Z cygarem w zębach, butelką i dwiema szklankami w ręce udał się do fortepianu. Po czym w wyrazie czystej profanacji dla każdego muzyka, potraktował biedny instrument jako stolik. Miał jednak dość przyzwoitości by nie sypać popiołem, przypalając wszystko wokół. Jedna szklanka posłużyła za popielniczkę. Drugą napełnił alkoholem i rozsiadł się na stołku bokiem do fortepianu. Ramię w lekko wyświechtanym rękawie nieco sponiewieranego garnituru, ułożył na zamkniętej klawiaturze. Plecy oparł o ścianę i zmrużył oczy rozkoszując się dymem i cierpkim smakiem drinka.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zamruczała cicho przez sen, słysząc zbliżającą się istotkę, jak bardzo by ta nie starała się zachować ciszy. Dzwoneczków nie było, ale cichy trzepot skrzydełek dla śpiącego drapieżnika był równie wymowny co szept prosto w kocie ucho. Nie ruszała się jednak, ani nawet nie otwierała oczu, z jednej strony po prostu dając się Zefir podejść, a z drugiej wciąż walcząc z obezwładniającym zmęczeniem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak bez sił, ale należało coś z tym zrobić.
        Jedna powieka uchyliła się leniwie, ukazując zaspane zielone ślepie, gdy Kimiko poczuła głaskanie po uchu. Po chwili ukazały się oboje oczu, wodząc za ulatującą w górę wróżką, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, gdy tylko zielona tkanina mignęła złodziejce przed oczami. Podniosła się ciężko na łokciach, a książka zsunęła jej się z piersi, spadając na pościel obok, wciąż otwarta na opisach piekielników. Panterołaczka obserwowała pokaz z przyjemnością, chichocząc cicho, gdy Zefir zarzuciła jasnymi włoskami, spoglądając filuternie przez ramię i teatralnie kontynuując w powietrzu przemarsz po nieistniejącym wybiegu.
        Później naturianka latała w tę i z powrotem, trajkocząc o modowych utrudnieniach, a Kimiko podniosła się powoli do siadu, krzyżując nogi i z uwagą wysłuchując wszystkich żali. Sama miała podobny problem z ogonem, gdy kiedyś za wszelką cenę próbowała go ukryć w spodniach, co było albo niemożliwe, albo niemożliwe i bolesne. Teraz pogodziła się z faktem, że buja się za nią swobodnie i ewentualnie jest przykryty płaszczem, bo inna opcja dla niej nie wchodziła w grę. Dlatego rozumiała wróżkowe rozterki i nie wyśmiewała ich, zapewniając zamiast tego, że w zielonej sukience wygląda absolutnie oszałamiająco i wreszcie w pełni widać jej piękne skrzydełka. Zefir poróżowiała z zadowolenia i chyba dla ukrycia własnego speszenia wskazała na otwartą wciąż książkę.
        - Czytam o diabłach. – Kimiko przeciągnęła się mocno i przysiadła na boku, odgarniając włosy na jedno ramię i obserwując spacerującą po książce Zefir. Wróżka przechylała głowę na jedną i drugą stronę, pochylała się i pukała palcem w nos w zamyśleniu, by ostatecznie wydać niepochlebny komentarz, na który złodziejka zaśmiała się wesoło. – Najwyraźniej Dagon to wyjątek – rzuciła lekko, a skrzydlata pokiwała głową z pełną powagą. Bo ten diabeł to zupełnie wszystko na opak zawsze robi, więc i diabłem na opak pewnie jest. Tak, to bardzo prawdopodobne.

        Rozbudzona Kimiko wstała w końcu i wciąż się przeciągając wyszła z sypialni, zerkając za wysokie okna, doskonale ukazujące upstrzone gwiazdami niebo i wiszącą na niebie prawie połówkę księżyca. Przez uderzenie serca zastanawiała się nad czymś, a zaraz uśmiechnęła i odwróciła na pięcie, już po drodze związując włosy w wysoką kitę. Tylko na moment wpadła do garderoby zmienić koszulę na koszulkę bez rękawów i wypadła z powrotem, już truchtem zbiegając ze schodów. Z baru dobiegał przyjemny szum rozmów, śmiechów i muzyki, przez moment kusząc złodziejkę, ale nie biegała od tak dawna, że zawahała się tylko na chwilę. Później tylko machnęła ochroniarzowi i wypadła na ulicę, ruszając od razu wolnym truchtem.
        Był środek nocy i miasto nie tętniło już życiem, ale ulic opustoszałymi nie można było nazwać. Po brukowanych alejach kręcili się ci wracający i dopiero udający się na nocne popijawy, mniej lub bardziej wstawieni, oraz jak zawsze szemrane typki. Podróżnych o tej porze nie uświadczyło się poza bezpiecznymi murami karczm, barów i zajazdów, ale Kimiko nie bała się samej przemierzać kolejnych uliczek. Nie chodziło nawet o to, że gdy biegła już swoim tempem mało kto mógł ją dogonić, jeśli zapragnęłaby uciekać zamiast walczyć, ale też nigdy nie lękała się chodzenia samej po zmroku. Może i była samotną, młodą dziewczyną, samą swoją obecnością po nocy prowokując do głupich zaczepek, ale była też drapieżnikiem, dla którego noc była równie dobrą porą dla łowów, jak środek dnia. Dlatego zaczepiając złodziejkę, za którą pomykał długi czarny ogon, lepiej było zastanowić się dwa razy, niż później dziwić się, gdy napastnik i jego ofiara nagle zamienią się miejscami.
        Poza tym po chwili pędziła już ile sił w nogach, ciągnąc za sobą zdziwione spojrzenia mijanych ludzi, którzy nie byli przyzwyczajeni do tego, że ktoś może biegać dla rozrywki. Prawdopodobnie gdyby był środek dnia już miałaby ogon (drugi) w postaci jakiegoś miejskiego strażnika, który w profesjonalnym odruchu zacząłby gonić uciekiniera, bezwzględnie wiążąc takie pędzenie przez miasto z ucieczką z miejsca jakiegoś zdarzenia, niecnego zapewne i niezgodnego z prawem. Teraz Kimiko nie niepokojona przez nikogo przemknęła przez miasto jak burza, mijając centrum, przyboczne dzielnice, slumsy i wypadając poza bramy w pełnym pędzie. Dopiero skryta za granicą drzew przeskoczyła na cztery łapy, z radosnym rykiem gnając dalej przed siebie.
        Biegała i polowała niemal do samego rana. Mimo palącej chęci porzucenia wszelkiego człowieczeństwa i zapadnięcia się w swojej zwierzęcej formie, przytomnie obserwowała niebo, by wrócić do miasta przed świtaniem, nie zwracając na siebie uwagi. Droga powrotna też przebiegała podobnie – na czterech łapach do granicy lasu, szybko oblizując pysk z resztek krwi, później dalej sprintem przez miasto, ignorując zaskoczone spojrzenia strażników przy murach. Mimo wielogodzinnego biegu na jej skroniach nie było nawet kropli potu, chociaż napięta skóra błyszczała lekko od wysiłku, a przyspieszony oddech zdradzał przyjemne zmęczenie. Ulice wciąż spokojne, lecz budzące się już do życia, jeszcze bardziej przyspieszyły kroki pantery i z powrotem do kamienicy Kimiko wpadła nawet nie zwalniając, zatrzymując się zdyszana dopiero w środku na progu.
        - Dzień dobry – jak gdyby nigdy nic powitała Carla, na którego twarzy po raz pierwszy dostrzegła minimalny wyraz emocji, gdy w zdziwieniu uniósł nieznacznie brwi, spoglądając na lekko rozczochraną po biegu, ale wciąż szeroko uśmiechniętą dziewczynę. Zerknął czujnie nad jej ramieniem na drzwi, jakby spodziewał się, że zaraz wpadnie tutaj ktoś, kto brunetkę gonił, ale nic takiego się nie stało i oblicze ochroniarza na powrót wróciło do swojego beznamiętnego wyrazu.
        Kimiko zaś skierowała się w stronę schodów, gdy nagle zatrzymała się w pół kroku. Uniosła lekko głowę i odwróciła nią w stronę wejścia do baru, a płatki jej nosa poruszyły się mimowolnie, gdy poczuła znajomy zapach Dagona. Jego i cygara. Wszędzie panowała zupełna cisza, lokal był zamknięty, więc niezupełnie wiedziała, co robi tam mężczyzna. Wahała się przez moment, samej nie wiedząc gdzie chce, a gdzie powinna iść, ale obecność ochroniarza w przejściu przyspieszyła proces decyzyjny i złodziejka pobiegła na górę. Musi się koniecznie wykąpać, a później pójdzie na śniadanie. Jeśli spotka jeszcze diabła to dobrze, a jeśli nie to trudno. Skoro siedział sam w barze najwyraźniej nie szukał towarzystwa, więc nie narzucała mu go na siłę. Poza tym wiedząc, że czart znajduje się poza mieszkaniem miała okazję do wykorzystania.
        Wbiegła na piętro i najpierw zniknęła w sypialni. Wyjęła zakupiony prezent i na moment przysiadła na kanapie, skrobiąc pochyłym pismem kilka słów na znalezionej na stoliczku karteczce. Puzderko z liścikiem w środku zostawiła na łóżku Laufeya, po czym skierowała się już do łazienki i napuściła wody do wanny, zrzucając brudne ubrania. Nie musiała nawet iść na śniadanie, wciąż przyjemnie najedzona po nocnym polowaniu (i nieświadoma resztek krwi na kocim uchu, które dopiero zmyje), więc wykąpie się szybko i wróci tam, gdzie wracała od dwóch dni...
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Udał się do baru dla panującej w nim ciszy. Potrzebował chwili spokoju do złapania oddechu i zebrania myśli, gdy nikt nie wytykał mu kolejnego zniszczonego garnituru, który najwyraźniej co jakiś czas musiał ucierpieć. Zachlapane mankiety były równoznacznym problemem jak i reszta marynarki, która nie ostała się bez krwawych kleksów czy mniejszych lub większych rozbryzgów. Nie obyło się również i bez kilku rozcięć, o które przecież nie było trudno gdy napotkać czwórkę uzbrojonych bandytów żądnych zwady. Nic groźnego, nic czym by się przejmował, ale nie był w nastroju do nasłuchiwania wróżkowego brzęczenia, póki nie wypalił cygara i chociaż częściowo nie zmył alkoholem irytującego i nie opuszczającego go smaku czających się kłopotów.
        Swojski półmrok był prawie jak balsam dla ciemnej czarciej duszy. Aksamitna cisza pustego baru pomagała zebrać myśli i uporządkować plan na budzący się powoli dzień. Obecność fortepianu dodatkowo działała kojąco. Bies lubił ten instrument. Czarne wypolerowane drewno idealnie komponowało się z resztą nastroju budowanego przez bar, razem z nimi przyjemnie uspokajając i ułatwiając myślenie. Szklanki odbijały się w zadbanym lakierze, zupełnie niby w tafli spokojnego, mrocznego jeziora. Podobnie tlące się rubinowo cygaro, które niczym piekielny świetlik regularnie połyskiwało w odbiciu nieruchomej, smolistej toni, gdy wędrowało wraz z ręką czarta do szklanki by pozbyć się popiołu.
        Najpierw powinien się oporządzić i odpocząć chociaż chwilę, może nawet przymknąć na moment oko, czekając na przybycie Casjusa. O tym zostanie niezwłocznie powiadomiony, a sił będzie potrzebował na wieczór.
Wieczorem zaś musiał zaopiekować się interesem w Trytonii. Mizerykordia miała przybyć w późnych godzinach popołudniowych. Szybko, czyli jedynie formalnie miała odbyć się kontrola celna. A nocą wyładunek i pakowanie wozów karawany, które niby już czekały, ale do tego czasu klient powinien zorganizować własną obstawę, przewodnika i inne zabezpieczenia transportu, które wykraczały poza umowę o obowiązkach piekielnika.
Dagon nie mógł pozwolić sobie na wpadki ze swojej strony, szczególnie w tych mniej spokojnych czasach. Biznes był delikatny. On zaś nie miał pewności czy wszystko przebiegnie bezproblemowo, dlatego należało dopilnować wszystkiego osobiście, a w tym celu powinien być w formie. Resztę pojawiających się powoli problemów postanowił obserwować i reagować na bieżąco, w tym momencie nie mając podwalin do snucia większych planów.
Wstał razem z kończącym się cygarem, które zgasił w szklance, dopił burbon i zniknął, bałagan zostawiając kelnerowi, który jak co dzień przyjdzie trochę wcześniej, by otworzyć knajpę.
        Pojawił się w centrum mieszkania, które wydawało się nie mniej puste od baru. Zamierzał najpierw sprawdzić czy pantera spała u siebie, ale wtedy coś innego przykuło jego spojrzenie. Na ciemnej pościeli połyskiwał srebrny kształt. Zaciekawiony Dagon zbliżył się do łóżka, a kąt diablich ust uniósł się gdy oczy rozpoznały przedmiot. Bies podniósł niewielkie pudełko oglądając je rozbawiony. Kocia łapka, niczym manifestacja kociej własności wesoło wcinała się w nieskazitelną połać metalu, lśniącą nowością. Karteczkę znalazł zaraz po chwili, gdy skończył zewnętrzne oględziny i zajrzał do środka.
Z prezentem w ręce ruszył tam, gdzie zamierzał na początku. Zajrzał do pokoju, ale Kimiko nie było ani w saloniku, ani w części sypialnianej. Był za to otwarty bestiariusz. Zerknął na rozpostarte stronice, co tylko mocniej rozbawiło czarta.
Kimiko w domu nie było albo była w łazience, a tak czy inaczej się tam wybierał, więc z podarowaną papierośnicą przewędrował właśnie tam. Odsunął drzwi, od razu znajdując brunetkę w wannie, wizytą powoli pretendując bardziej do bezczelnego nawyku niż jednorazowego wybryku. Z szelmowskim uśmiechem oparł się o futrynę krzyżując ręce na piersi.
        - Kocia papierośnica w prezencie? - drocząc się, nawiązał do wymownego graweru, jednocześnie przyglądając się dziewczynie z rozbawieniem w oczach. Długo jednak w miejscu nie wytrzymał. Moment później odepchnął się od ściany by zaraz potem przysiąść na krawędzi wanny. Domykał wiele interesów. Sam nie raz dawał prezenty, chociaż rzadko kiedy bezinteresownie, nietrudno się jednak domyślić, że osobiście zbyt często podarków nie otrzymywał. Ten był zabawny i chociaż żartobliwy, był całkiem miłą niespodzianką.
Przychylił się w kierunku Kimiko, jak zawsze łapiąc kontakt wzrokowy ze szmaragdowymi tęczówkami. Ręką najpierw odgarnął mokre włosy, głaszcząc uszko, które jeszcze uchowało się przed dokładniejszym czyszczeniem i zakrzepły szkarłat prawie niedostrzegalnie wtapiał się w ciemną sierść. Potem palcami podniósł podbródek dziewczyny.
        - Dziękuję za prezent - szepnął mrucząco, króciutko i zaczepnie całując dziewczynę w czubek nosa. Jak się okazywało, taką sama miłą odmianą był kot mieszkający u niego w domu. Wręcz mógł się do tego przyzwyczaić. Pytanie czy przyzwyczajenie wiązałoby się z nudą.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pora musiała być wyjątkowo barbarzyńska, bo nawet rozbrzmiewająca dzwoneczkami obecność Zefir nie zakłócała panterzej kąpieli. Wróżka spała smacznie w swoim królestwie, ukrytym przed wszelkimi intruzami, a jedynymi dźwiękami towarzyszącymi Kimiko były ciche pluski wody i jej własny oddech. Chyba tylko dlatego usłyszała kroki w mieszkaniu. W porannej ciszy nawet cicho stąpający diabeł postawił kocie uszka na sztorc, zdradzając swoją obecność delikatnymi skrzypnięciami drewnianych desek i szelestem ocierających się o siebie materiałów garnituru. Złodziejka uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc trzask papierośnicy, jednocześnie zadowolona, że Dagon znalazł prezent, jak i nieco niepewna jego reakcji. Ani razu nie zwątpiła w doskonałość swojego planu, ale słysząc zbliżające się kroki zawahała się nagle, czy na pewno wszystko pójdzie po jej myśli, czy jak zwykle stanie się coś, przez co pożałuje decyzji podejmowanych pod wpływem emocji, nawet jeśli później przemyślanych.
        Drzwi od łazienki rozsunęły się powoli, a Kimiko zanurzyła się głębiej w wodzie, śmiejącymi się oczami witając gościa znad krawędzi wanny. Bezczelna pozycja i uśmiech piekielnika były już częścią jego osoby, teraz skłaniając bardziej do odwzajemnienia szelmowskiego grymasu lub zaczepek, niż spłoszonego uciekania spojrzeniem. Prawdą było bowiem, że diabeł już jakiś czas temu oswoił sobie kota, oczywiście na tyle, na ile można poskromić dziką panterę, a dziewczyna, czując się coraz swobodniej w jego towarzystwie, zaczynała nieznacznie i nieco nieświadomie, ingerować w jego życie.
        Teraz z przyjemnością przyglądała się rozbawionemu Dagonowi, któremu podarek najwyraźniej przypadł do gustu. Gdy się o tym przekonała mogła butnie uznać, że jakże by miało być inaczej, przecież swojej własnej został pozbawiony, a ileż można wytrzymać prosząc ciągle kogoś o cygaro, zwłaszcza gdy jest się Laufeyem? Poza tym, chociaż poprzednia papierośnica była najcudowniejsza, albowiem była już jej (i też dlatego właśnie), ta również cudnie połyskiwała nowością, kusząc palce, by przespacerowały się po idealnie gładkiej powierzchni. Prawie nienaruszonej, nie licząc drobnego grawera w rogu w postaci odcisku panterzej łapy. Panterzej, nie kociej.

        Słońce zdążyło się na niebie przesunąć, gdy Kimiko pilnowała rzemieślnika, precyzyjnie dłubiącego w metalu. Nieborak wcześniej palnął nieopatrznie, że co to za różnica, czy kocia czy panterza łapa, przecież tak samo odcisk wygląda. Nie zrozumiał swojego błędu nawet gdy dziewczyna mrużąc niebezpiecznie oczy poprosiła o kawał miękkiej gliny. Dopiero gdy na jego oczach oblekła się w czarną sierść, opadając na cztery łapy i jedną z nich zostawiając potężny odcisk w przyszykowanym materiale, pokiwał gorączkowo głową. Momentalnie zapewnił przemienioną na powrót brunetkę, że zwyczajnie nie miał nigdy zaszczytu zobaczyć na własne oczy pantery (i prawdę mówiąc wolał, by tak pozostało), po czym pilnie zabrał się do pracy. W miarę możliwości starał się ignorować przewieszoną przez ladę dziewczynę, która opierając się na łokciach zaglądała mu przez ramię, oraz bujający się za nią czarny ogon. W końcu jednak skończył, klientka okazała się usatysfakcjonowana wynikami, zapłaciła i opuściła kram, ku uldze mężczyzny. Odciśniętą w glinie panterzą łapę zostawił zaś sobie pod ladą, może kiedyś się przyda.

        - Żebyś tak szybko o mnie nie zapomniał. – Uśmiechnęła się zaczepnie do zbliżającego się do niej Laufeya. Zamruczała z zadowoleniem, widząc jak mężczyzna przysiada na krawędzi wanny, chociaż spojrzenie miała utkwione w jego oczach, by nie zdradzić się ze swym niecnym planem. Przymknęła na moment leniwie ślepia, gdy czarcie palce odgarniały jej włosy z twarzy i muskały ucho, które po chwili zatrzepotało w odruchowym tiku, rozchlapując wokół ledwie dostrzegalną mgiełkę wody. Otworzyła je dopiero, gdy Dagon uniósł jej podbródek.
        - Proszę – zaśmiała się krótko, czując cmoknięcie w nos i wyciągnęła dłonie w stronę Laufeya. Delikatnym i niespiesznym ruchem zabrała mu papierośnicę z dłoni, na omacku odkładając ją na stojący obok taboret, po czym złapała mężczyznę za klapy marynarki i przyciągnęła do siebie, całując go w usta – dla własnej przyjemności i dla odwrócenia uwagi.
        Wszystko i tak potoczyło się wyjątkowo szybko, bo tylko w ten sposób mogło się udać. Tym razem mężczyzna nie zapierał się ręką o drugą krawędź wanny i należało wciągnąć go do środka na tyle szybko, by nie zdążył tego zrobić. I chociaż Kimiko miała większe doświadczenie z wyciąganiem niewspółpracujących przy polowaniu wodnych istot na brzeg, technika była mniej więcej podobna.
        Ledwie oderwała usta od piekielnika, pociągnęła go mocniej w swoją stronę. Wpadnięcie do wanny wcale nie jest takie trudne, wystarczy się nie podpierać i stracić równowagę, a w tym przypadku zostać jej pozbawionym przez panterołaczkę w psotnym humorze. Dziewczyna zwinnie odwinęła się lekko w bok, wpuszczając spadającego do wanny mężczyznę, samej przekręcając się tak, by ułożyć na nim, a nie zostać przygniecioną. Woda dosłownie wystąpiła z brzegów, rozlewając się głośną falą na posadzce łazienki, wyparta z wanny przez dwie postacie. Jedną stanowił prawdopodobnie nieźle wkurzony diabeł w nasiąkniętym już wodą garniturze, a drugą lokująca się na nim wygodnie pantera, przez której chichot przebijały się ciche powarkiwania. Niemal w odruchu wyciągnęła głowę w stronę Dagona, chwytając go zębami za szczękę, nim cofnęła ją szybko, jakby dopiero przypominając sobie, że jest pod swoją ludzką, nie zwierzęcą postacią.
        - Mam cię! - stwierdziła z zadowoleniem.
        Leżała na diable wsparta na przedramionach, machając wesoło ogonem i uśmiechając się z pewnością siebie w niczym nie przypominającą zadufania czy arogancji, ale charakterystyczną dla drapieżnika w obecności potencjalnej zdobyczy. W zielonych ślepiach błyszczało rozbawienie i wyzwanie w takich ilościach, że nie było już tam miejsca na jakąkolwiek niepewność czy wahanie. Kimiko za nic miała sobie ewentualne mierzenie się z niezadowoleniem diabła, dysproporcję sił, swój negliż czy bałagan w łazience.
        Bawiła się, na swój koci sposób po prostu.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        - Tak szybko zamierzasz uciec? - wyszeptał przebijając się przez kocie mruczenie, płynnie zmniejszając niewielką odległość dzielącą go od wanny.
Diabeł nawet już przestał się zastanawiać jak bardzo osobliwa i trudna do nazwania była relacja łącząca go ze złodziejką, która przypominała zażyłość zwykłych istot, opartą nie na korzyściach a (o zgrozo!) na uczuciach. Co prawda do emocji zwykłych w podobnych sytuacjach, piekielnikowi wciąż było daleko. Kierowały nim czysto czarcie pobudki jak szeroko pojęta przyjemność i zabawa, a najbliższe zwyczajnemu i ludzkiemu przywiązaniu była sympatia jaką obdarowywał Kimiko i traktowanie dziewczyny jako pewnego rodzaju swojej własności, o czym na diable szczęście ona nie wiedziała. Mogłoby się wtedy okazać, że rogatą głowę wcale nie tak trudno było oddzielić od korpusu.
        Z kolei na kocie nieszczęście, wątpliwe by Dagon w ogóle zdolny był do głębszych emocji. Potrafił jednak wykazywać się swoistą lojalnością, co samo w sobie było wyjątkowo pozytywną cechą jak na piekielny pomiot. Potrafił też zachowywać się z czułością, która może nie była do końca szczera, ale nie była też całkowitym oszustwem i grą, a razem z prawie bezgraniczną arogancją składała się na osobę “diabła na opak” jak idealnie określiła wróżka.
Jednym słowem sam Laufey miałby problem zdefiniować co tak naprawdę kotłowało się w jego głowie, bo przecież nie w sercu... prawda…? Ciężko więc wymagać wytłumaczenia jego poczynań, gdy głaskał dziewczynę po włosach, czy po uszach, teraz czy też wcześniej. Nie bawił się jednak Kimiko i jej uczuciami, co wcześniej mu zarzucała, a przynajmniej już nie tak do końca.
        - Już zabierasz mi nową papierośnicę, jesteś niepoprawna - zadrwił ochrypłym głosem, który uciszył pocałunek. Nie oczekiwał podstępu. Nie bronił się przed przyciągnięciem za klapy marynarki, a współpracując pochylił się w kierunku Kimiko dotykając jej policzka. Jak się okazało nawet Bajer czasami przestawał knuć. Był zmęczony i zwyczajnie na chwilę opuścił gardę. Uświadomił sobie swój błąd dopiero gdy poczuł drugie, tym razem gwałtowne szarpnięcie. W ostatniej próbie ratunku wydostał się z mokrych włosów brunetki i wyciągnął rękę w kierunku rantu wanny. Dłoń z dramatycznym skrzypnięciem charakterystycznym dla nieplanowanych poślizgów zjechała z mokrego metalu, a czart ze stęknięciem wymieszanym z warkotem wpadł do balii.
Głośny plusk wypełnił łazienkę, gdy woda wylewała się na podłogę. Posadzka zamieniła się w jedno wielkie jezioro, czarci garnitur przemókł do ostatniej niteczki, podczas gdy raptem ostatnia resztka wody pozostała na dnie wanny.
        Laufey popatrzył na kota zmrużonymi ślepiami spoglądającymi między kosmykami mokrych włosów. W jego oczach złość mieszała się z wyrzutem tak wymownym, że piekielnik nawet nie musiał ubierać go w słowa. Czy naprawdę musiał się pilnować przy każdej kałuży, która nie była rzeką, bo nigdy nie wiadomo, kiedy kotu wpadnie głupi pomysł do głowy, a kto jak kto, ale rogaty wiedział sporo o łapaniu za słówka i precyzowaniu umów czy obietnic. Kimiko ratował tylko jej urok, jak przy poprzedniej kąpieli, i jej aktualny status, bo w tym momencie Bajer był w mało wspaniałomyślnym nastroju. Nawet jeśli dzisiejsze zlekceważenie go przez rzezimieszków wynikało z niewiedzy, to właśnie ta niewiedza była ostatnim gwoździem do ich trumny. Podobny afront nie uszedłby płazem w każdej innej okoliczności.
        Dziewczęcemu chichotowi i zaczepnemu ugryzieniu odpowiedział gardłowy warkot piekielnika, który spokojnie mógłby ujść za psi. Ugryzienia nie poczytał za atak, dziewczyna nie była uzbrojona, przynajmniej nie w konwencjonalny sposób i może z głupoty, ale ufał jej na tyle by nie oczekiwać z jej strony zagrożenia, inaczej przecież nie zaprosiłby jej do mieszkania. Poza tym może nie był specjalistą w dziedzinie czworonogów i ich zachowań, ale znał i rozumiał mowę ciała zwierząt na tyle ile przydawały się do przetrwania podczas podróżowania pod okryciem z sierści. Tak samo podstawy zwierzęcego savoir-vivre'u bywały przydatne podczas interesów, które niejednokrotnie obejmowały kontakty ze zmiennokształtnymi w działaniach o najróżniejszych formach. To Kimiko się uczył i tego ile tak naprawdę miała w sobie ze zwierzaka. Jak przekonał się po raz kolejny, sporo. Nie wiedzieć jednak czemu, chociaż nie poczuł się zaatakowany, Dagon raczej nie wyglądał na skłonnego do proponowanej zabawy.
Dziewczyna butnie umościła się na czarcie, podczas gdy on trzymał rękę na jej plecach od momentu gdy w odruchu, po nieudanym ratunku, chwycił niezagrożenie próbujące go utopić.
        - Złapałaś diabła i co teraz? - zapytał ochryple. - Nie mówili ci byś nie gryzła więcej niż możesz przełknąć? - kontynuował niskim głosem, a spojrzenie Dagona wcale nie łagodniało. Dłoń powierzchownie niewinnym gestem przesunęła się na kark dziewczyny, pod przykrywką pieszczoty zamykając jej szyję w garści a kciuk wymownie zaczął głaskać gardło. Nie trzeba było długo myśleć, że do uduszenie drobnej brunetki nie potrzebowałby drugiej ręki, gdy ta już znajdowałaby się w uścisku.
        - Kota się za ogon nie ciągnie, nie doczytałaś, że diabłów nie wrzuca się do wody? - wymruczał, palcami wracając na łopatki Kimiko.
        - I powiedz mi, czemu do jasnej cholery ta kąpiel jest zimna? - prychnął już bardziej spokojnie. Korzystając z faktu, że już siedział w wannie, wypiął spinki i zsuwając nieco panterę, która swoim ciężarem słabo unieruchamiała biesa, usiadł by odłożyć je na taboret obok papierośnicy. Zrzucił marynarkę, która z plaśnięciem wylądowała w kałuży jaką była w tej chwili podłoga w łazience. Odkręcił wodę, a ta raźnym, chociaż wciąż zimnym strumieniem zaczęła wypełniać balię. Potem sięgnął po niepozorny kamyczek ułożony na półeczce razem ze świeczkami. Kryształ zaczął diabelnie syczeć gdy tylko dotknęły go mokre palce, ale zaznajomiony z podobnym zjawiskiem diabeł, zgniótł minerał w garści, pozwalając by jego mniejsze kawałki wpadły do wody rozpuszczając się, szybko ją ogrzewając. Następnie wziął się za guziki koszuli, nie przejmując się obecnością psotnego kota.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Umyślnie nie odpowiedziała na zadane pytanie wiedząc, że padło tylko dla zaczepki i nie miała zamiaru pakować się w tą pułapkę. Uśmiechnęła się tajemniczo, obserwując podchodzącego mężczyznę i jedynie w myślach dopowiadając sobie, że żadne z nich nie zna dnia ani godziny, kiedy pantera zostanie wyproszona lub sama zniknie. Nigdy nie zagrzała nigdzie na dłużej miejsca i nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić, dlaczego tym razem miałoby być inaczej. Póki co po prostu cieszyła się chwilowym azylem i miłym towarzystwem, nie zastanawiając nad tym, kiedy Dagonowi znudzi się dziki lokator albo kiedy kocia natura da o sobie znać i dziewczyna któregoś dnia lub nocy zawinie nagle manatki.
        Nawet podczas całowania Laufeya usta złodziejki rozciągały się w szerokim uśmiechu. Nie domyślał się, jak bardzo była niepoprawna, ale szybko się dowiedział, gdy kolejne szarpnięcie zaowocowało okropnym dla uszu skrzypnięciem dłoni po metalu wanny, ale satysfakcjonującym dla łobuziary donośnym pluskiem. Przekręciła się z chichotem, zupełnie nie dbając o wylewającą się z impetem wodę, z którą Dagon zamienił się miejscami. Lądując na nim prezentowała się wciąż wyjątkowo z siebie zadowolona, wszak znów udało jej się skąpać diabła! Nawet odruchowe dziabnięcie uszło jej płazem, chociaż właściwie bardziej pasowałoby rzec, że mężczyzna nie podjął zaczepki.
        Spoglądała na niego, przechylając lekko głowę i z uwagą obserwując diablą twarz, która niestety zamarła w wyrazie skrajnego niezadowolenia. Warkotem wcale się nie przejęła, wręcz kwitując go wtedy tylko szerszym uśmiechem, gdy jeszcze sądziła, że uda jej się wciągnąć Bajera do zabawy, ale ten kij, na który diabeł się kiedyś nadział był chyba sztywniejszy niż myślała. Westchnęła cicho, opierając brodę na dłoni (a łokcie na czarciej piersi), gdy spomiędzy mokrych włosów łypały na nią pełne wyrzutu ślepia, a palce Bajera zaczęły posuwać się powoli po jej plecach. Na zadane ochrypłym głosem pytania tylko prychnęła po kociemu.
        - Cel osiągnięty – odparła bezczelnie. – Nie, pierwsze słyszę. Zresztą nie mam tego w zwyczaju – mruknęła.
        Widząc marsowe wciąż oblicze Laufeya darowała sobie dodatkową dyskusję na temat, co dla kogo to zbyt wiele, bo chyba się nieco mijają w ocenie. Daleka była od niedoceniania diabła, ale zaczynało drażnić jej ambicje, że ten traktował ją czasem jak byle kociaka. Nie dosyć, że wcale nie było tak zabawnie, jak miało być, to nie miała zamiaru jeszcze teraz zaogniać sytuacji, bo znowu się o coś pogryzą. Dyskusję ucięła też mimowolnie dłoń Dagona, która powoli znalazła drogę do szyi złodziejki, obejmując ją z niepokojącą łatwością. Jakby tego było mało, diabeł gładził jej krtań kciukiem, co mogłoby być nawet przyjemne, gdyby nie okoliczności i niezadowolone spojrzenie, które odwzajemniła. Taak, zrozumiała aluzję. Sztywniak.
        - Nie wrzuciłam do święconej, żebyś tak dramatyzował – odfuknęła, gdy uwolniono jej szyję, przypominając sobie to, co dzisiaj przeczytała o rasie i co niegdyś usłyszała od samego Dagona. Nigdzie w bestiariuszu nie było mowy o żadnej awersji do wody, poza tą poświęconą, a nie przypominała sobie by składała modły nad wanną.
        – Nie wiedziałam, że "aż tak" nie cierpisz wody, po prostu fajnie się wkurzasz – wytknęła mu z powracającym uśmiechem i wciąż bez najmniejszego śladu lęku. Jedyne co wcześniej można jej było zarzucić to wyraźne rozczarowanie z błędu w ocenie i żal z utraconej zabawy. Szybko się jednak otrząsnęła. Na kolejne pytanie tylko zmarszczyła lekko brwi, przechylając głowę.
        - Nie jest zimna – stwierdziła zupełnie szczerze. Przyzwyczajona była do jeszcze zimniejszych rzek, wiec nawet gdy rzadko miała ku temu możliwości, nigdy nie chciało jej się grzać wody na kąpiel, która dla niej była względnie ciepła.
        Cofnęła się, schodząc z diabła i siadając po drugiej stronie wanny, między jego nogami. Własne przerzuciła przez krawędź balii, przyglądając się pojawiającym się w falującym powietrzu rogom, gdy Laufey ściągnął spinki. Zdusiła chichot, gdy mokra jak ściera marynarka wylądowała z plaśnięciem na zalanej posadzce i usta złodziejki tylko drgnęły w tłumionym rozbawieniu. Igranie z rozdrażnionym piekielnikiem chyba nie było najlepszym pomysłem, ale w takim razie dlaczego było takie satysfakcjonujące?
        Ze spokojem wznowiła mycie, zupełnie nie przejmując się towarzystwem i teraz dłonie sprawnie przejeżdżały po głowie, gdy w nieco kocim geście domywała uszka. Jej uwagę zwróciło dopiero ciche syczenie, które postawiło na sztorc kocie uszy, gdy Dagon wziął kamień do ręki.
        - Co to jest? – zapytała zaciekawiona, chętna wyjaśnić w końcu tajemnicę zagadkowego, hałasującego przedmiotu. Jednak nim zdążyła uzyskać odpowiedź, mężczyzna zgniótł kruszec w dłoni, a jego resztki wpadły do wody, rozpuszczając się z jeszcze głośniejszym sykiem i w formie lekko barwnej piany zbliżając się w jej stronę.
        Kimiko nie zdążyła odczuć zmiany temperatury. Z niekontrolowanym piskiem wyskoczyła z wanny, przecząc wszelkim prawom fizyki, gdy niemal uniosła się cała w powietrze, wylatując poza balię. Wylądowała na kuckach i łapiąc dłońmi krawędź wanny, zajrzała do środka, sięgając zaraz tam ręką i zanurzając ją w wodzie, a zielone oczy otworzyły się szerzej. Dłoń strzepnęła szybko nadmiar wody i wróciła na rant zbiornika.
        - Och… - wyrwało jej się tylko, gdy zrozumiała, do czego służy syczące diabelstwo. Odchrząknęła i wstała, orientując się we własnym zachowaniu. Rzuciła ostatnim spojrzeniem na niknące w tafli wody okruszki kamienia i stąpając ostrożnie po zalanej łazience poszła po ręcznik, wycierając się uważnie, by na uszach ani ogonie nie pozostała kropla wody.
        W tym samym momencie na horyzoncie pojawiło się widmo kolejnej nadchodzącej katastrofy. Brzęczenie dzwoneczków rozbrzmiało w korytarzu, obwieszczając przebudzenie małej skrzydlatej istotki, która zaraz wpadła do łazienki. Zielona sukienka zawisła w powietrzu, gdy drobiazg wytrzeszczył oczy na widok zalanego pomieszczenia. Kimiko zamarła w bezruchu, czekając na burę, ale Zefir otworzyła na moment małe usteczka, zerknęła na chwilę na panterołaczkę i na diabła, po czym machnęła rączką i z pełnym pędem ruszyła na Dagona, lądując na jego rogatej głowie, jak to miała w zwyczaju czynić ze złodziejką. Zaraz też puściła go i zawisła przed czarcimi oczami, nieco mniej pewnie niż w przypadku Kimiko prezentując nową kreację, ale z równym zadowoleniem. Brunetka zaś widząc ten napad czułości uśmiechnęła się tylko pod nosem i owinęła w ręcznik.
        - Uciekam, do zobaczenia później. – Uśmiechnęła się do otoczonego dzwoneczkami Laufeya i Zefir, po czym opuściła łazienkę, kierując się do garderoby, a później, gdy już się ubierze, znów na miasto.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Lodowata woda znacznie utrudniała ochłonięcie, chociaż przecież powinno być odwrotnie. To co jednak najbardziej złościło czarta to nawet nie nagła kąpiel, ona odpowiadała za intensywne, ale początkowe emocje. O ich utrzymanie troszczyło się poczucie krzywdy i zdrady. Kot go podszedł, wykorzystał chwilę bezbronności. Za zaufanie Kimiko odpowiedziała sztyletem wbitym w najmniej spodziewanym momencie. Obruszony diabeł pewnie jeszcze długo by się wściekał, gdyby nie fakt, że jakimś paradoksem lubił uśmiech pantery i zadziorne iskierki błyskające w szmaragdowych oczach. Teraz zaś dziewczyna wyglądała jak mieszanka naburmuszenia (a przecież to on miał powody do złości) i zawodu (chociaż to jego zaufanie zawiedziono). I nawet nie przejął się kolejnym przytykiem rodem z serii “byle czego się nie boi”, bardziej skupiając się na ogóle przewin, które przecież powinien ukarać. Należało krnąbrne stworzenie nauczyć moresu. On jednak w cichej groźbie, doskonale rozumianej przez obie strony, gładząc delikatną skórę, zastanawiał się jak można tak bardzo chcieć kogoś udusić, jednocześnie mając satysfakcję z jego zadowolenia.
        Powoli mu przechodziło. Ostatecznie złagodniał, gdy dziewczyna wznowiła fukanie dopiero, jak zabrał rękę w bardziej bezpieczne miejsce. Pogłaskał złodziejkę palcami, spoglądając w ślepia, ponownie lśniące rozbawieniem.
        - To nie tak, że zwyczajnie nie lubię wody, jak ty na przykład deserów - odezwał się znacznie łagodniej, za przykład używając spostrzeżonej prawidłowości.
        - To bardziej podświadoma reakcja. W pewnym sensie nie wiem jaka ta woda jest, póki nie wpadnę. Niby wyczuwam różnicę, ale gdy ktoś mnie wrzuca do wody, reaguję odruchowo, nie racjonalizuję co i dlaczego się dzieje. To naprawdę przypomina szarpnięcie za ogon, z tą różnicą, że szarpnięcie za ogon nie zabija, a święcona woda owszem - wytłumaczył zupełnie nierozsądnie odsłaniając się przed dziewczyną, wykazując się wobec zielonookiej bestii wyrozumiałością, o której inni nawet nie śmieliby marzyć.
Cholera, sam sobie coraz bardziej komplikował życie. Gdy złodziejka zechce odejść na poważnie trzeba będzie rozważyć czy zamiast ufać w jej zdolność do trzymania języka za zębami, nie lepiej będzie profilaktycznie uciszyć ją na zawsze. Uśmiechnął się kącikiem ust do własnych myśli i do komentarza Kimiko. “Fajnie się wkurza” - tylko ona tak uważała. Kogo by nie spytał czy to żywych, czy już martwych, ostatnim co by powiedzieli, to, że się fajnie wkurzał. Co za pokręcony kot.

        Oczywiście, że woda była zimna, nawet bardzo, tak jak to zimna jest woda z wodociągów. Nie miała przecież gdzie się nagrzać. Biedota musiała biegać z wiaderkami, nie mając takich luksusów jak ujęcia bieżącej wody, trochę lepiej sytuowani również zasuwali z wiadrami, ale po drodze je nagrzewali. Ci zamożni mieli akwedukty i alchemię, a przecież nie siedzieli teraz w jakiejś biednej lepiance.
Spojrzał uważniej na Kimiko, ale nim w pełni pojął pytanie, pantera wystrzeliła z balii jak oparzona. Dopiero wtedy zrozumiał. Jeszcze przez moment patrzył na brunetkę kryjącą się za metalowym rantem i to nawet nie z rozbawieniem, a z bezbrzeżnym zdziwieniem. Zamiast się śmiać, po chwili uśmiechnął się delikatnie.
        - To nic groźnego, zwykły kamień kąpielowy. Sprytny, alchemiczny wynalazek, by nie trzeba było latać z wiadrami grzanej wody - wytłumaczył łagodnym i kojąco mruczącym głosem, wznawiając pozbywanie się odzienia.
        Wróżka wleciała do łazienki akurat w momencie, gdy na podłodze leżała już kompletna, chociaż smętna kupka mokrej odzieży, której Laufey pozbył się w międzyczasie. Uszczęśliwiona podarkiem skrzydlata istotka, po raptem krótkim zastanowieniu, darowała sobie wszelkie wymówki i podleciała by pokazać się w nowej kreacji. Odpuściła defilowanie przed biesem, jak wcześniej czyniła przy samej zmiennokształtnej, ale nie kryła swojej radości. Diabeł uśmiechnął się wesoło, gdy wrózia przytuliła się do kręconych, mokrych kosmków, wpasowując się między rogi, by po chwili zawisnąć na przeciwko czarnych oczu.
        - Cieszę się, że ci się podoba - odezwał się, nadstawiając dłoń by Zefir mogła wylądować. Wróżka bardzo ostrożnie stanęła na podstawionej ręce, starając się nie wejść w kropelki wody spływające powoli po skórze.
        - Wyglądasz ślicznie - skomplementował czart, kciukiem ostrożnie gładząc drobne ramionko i wzrokiem odprowadzając brunetkę wychodzącą w ręczniku. Wróżka zakryła buźkę rękoma, niby wbijając wzrok w podłoże, ale jednocześnie filuternie spoglądając na piekielnika, na pochwałę reagując jak przystało na kobietkę, tylko trochę mniejszych rozmiarów. Zaraz się jednak pozbierała, jakby mobilizując samą siebie by otrząsnąć się z "psiego uroku". Szybko podfrunęła na stołek, złapała papierośnicę oraz spinki i zniknęła. Artefakt odłożyła na jego zwykłe miejsce, ale puzderko zabrała by uzupełnić cygara, cały czas ciesząc się z prezentu.
        Bez dalszych opóźnień dokończył własne mycie. Rzadko kiedy moczył się dłużej niż potrzebował. Wypłukał włosy i dokładnie zmył krew. Dwa niewielkie zadrapania zasklepiły się na tyle, że nie powinny już krwawić i brudzić. Dagon był jednak zmęczony jak rzadko, a do tego piekielnie senny. Na to zaś było tylko jedno lekarstwo - odpoczynek. Jak zawsze zostawił w łazience bałagan i udał się w kierunku łóżka. Prawie dotarł na miejsce, ale przerwał mu widok Kimiko wyszykowanej do wyjścia. Zamiast w kierunku leża, zakradł się od tyłu do pantery, która zdecydowanie za szybko umknęła z łazienki. Objął barki i talię dziewczyny, w ciasnym uścisku przyciągając ją do siebie.
        - Najprawdziwszy dziki kot. Przychodzisz na jedzenie, ewentualnie pobawić się, ale nawet porządnie się nie pożegnasz. Gdzie buziak na dobranoc i do widzenia? - wyszeptał między szyję a bark dziewczyny, skronią opierając się o jej policzek, wargami muskając opaloną skórę. Miałby przepuścić okazję do choćby drobnego droczenia się ze złodziejką? Nie w tym życiu.

        Pozwalając wyplątać się z objęć, jeszcze uśmiechnął się szelmowsko.
        - Jak wrócisz wcześnie, to może załapiesz się na obiad w Chryzantemie - dodał drażniąc się jeszcze trochę, ale powoli zmierzając w stronę nieprzeciętnie kuszącego materaca.
W tej chwili, gdy diable oczy zamykały się prawie samoistnie, łóżko, nawet puste, było opcją nie do odrzucenia. Osunął się ciężko na pościel i z westchnięciem pozwolił opaść powiekom. Na wszystko była pora. Następnymi zmartwieniami i zadaniami zamierzał zająć się jak już wypocznie.
        Helen minęła się z Kimiko na schodach. Dziewczynka dygnęła krótko i cichutko podreptała dalej, na górę. Skoro dziewczyna szefa wyszła, to pewnie i szefa już nie było, a to znaczyło, że mogła zająć się swoimi codziennymi obowiązkami, a tych pewnie znowu jej przysporzono. Cicho weszła do pokoju i już miała się wziąć za sprzątanie, ale wtem blondyneczkę zmroziło w połowie drogi. Mieszkanie miało być puste, a szefa miało nie być, ale apartament wcale pusty nie był, a szef leżał rozciągnięty w najlepsze pośród ciemnej pościeli. Pokojówka spaliła buraka, próbując zebrać myśli. Wreszcie przypomniała sobie, że należy oddychać oraz, że myśleć będzie łatwiej patrząc w podłogę. Szybko spuściła wzrok. Dobrze, że szef spał. Jak dobrze, że spał! Chyłkiem wycofała się z pokoju i pognała mało nie spadając ze schodów. Wróci później. Nie! Wyśle Rikę. Dość tego, ona widziała już dość, nie potrzebowała więcej!
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Złodziejka nawet działając pozornie nierozsądnie, zazwyczaj była tego doskonale świadoma i po prostu niewiele sobie z tego faktu robiła. W kontaktach z Laufeyem tym bardziej miała się na baczności, a w świetle tego, co wywinęła mu tym razem, z uwagą obserwowała jego reakcje, w razie gdyby musiała szybko brać nogi za pas. Nie licząc jednak niezmiennie niezadowolonej miny diabła, która wywoływała tylko zaczepny uśmiech Kimiko zamiast jakiejkolwiek skruchy, oraz niemego ostrzeżenia, gdy czarcia dłoń z łatwością zamknęła się na jej szyi, chyba jej się znów upiekło.
        Podniosła czujne spojrzenie na piekielnika, gdy ten zupełnym mimochodem porównał swoją niechęć do wody, do jej stosunku do deserów. Zaczepny uśmiech złagodniał, ale panterołaczka słowem nie skomentowała diablej spostrzegawczości. Nie było sensu, widziała przecież jakim jest mataczem, oczywiście że był przenikliwy, ale to i tak było dość… ciekawe uczucie. Puściła to jednak mimo uszu i układając się wygodniej słuchała wyjaśnień Dagona. Te zaś jeszcze bardziej odwróciły jej humor do góry nogami i musiała powstrzymać odruch sięgnięcia dłonią do jego twarzy w czułym geście.
        - Naprawdę nie lubisz wody – stwierdziła tylko ze zrozumieniem. Nie obiecywała już nic więcej, ale westchnęła cicho, wycofując się i nie byłoby nadinterpretacją uznanie, że podobne zabawy z jej strony mogą już nie mieć miejsca.

        Chwilę później była już poza balią, z wyrzutem spoglądając na syczące diabelstwo, ale mając wszelki zamiar używania go w przyszłości. Kąpiel może i nie była zimna, ale dzięki niemu mogła stać się gorąca, a i na to czasem miała chęć. Szybko opatuliła się ręcznikiem i opuściła łazienkę, uśmiechając się pod nosem i niespiesznie kierując do garderoby. Dopiero tam zrzuciła ręcznik, by maksymalnie dosuszyć nim włosy, nim wyjdzie na zewnątrz. Choroby się jej nie imały i Kimiko nawet nie wiedziała czym jest przeziębienie, ale zwykła wygoda nakazywała doprowadzić się do względnego porządku przed wyjściem. W międzyczasie przyglądała się sukniom, wciąż jedynie ciesząc nimi oczy, zamiast je na siebie zakładać, mimo że oprócz zabójczej zielonej kreacji i eleganckiej czarnej sukni znalazło się tam kilka codziennych strojów. Lepiej i bezpieczniej czuła się w spodniach, dlatego po chwili odrzuciła ręcznik na stojące pod ścianą krzesło i ubrała się normalnie.
        Zapinała akurat guziki koszuli, gdy usłyszała jak Dagon wychodzi z łazienki i po chwili wahania kieruje się w jej stronę. Z uśmiechem przymknęła oczy, zapadając w ciasnym objęciu i mruczeniem odpowiadając na pieszczotę. Dopiero na wyszeptany w szyję wyrzut zaśmiała się krótko i oparła skronią o czarcią głowę, odpychając od siebie diabła, a właściwie starając się tego dokonać. Nieustępliwa bariera w postaci męskich ramion sprawiała, że wszelkie próby spalały na panewce, wywołując chichot dziewczyny.
        - Czyżbyś tęsknił, jak mnie nie ma?
        O dziwo pojawiające się wciąż w zasięgu wzroku diable rogi wcale nie psuły jej nastroju, a też początkowa przekora i protesty okazały się typowo żartobliwe, bo gdy w końcu w przepychankach odwróciła się przodem do Laufeya, zarzuciła mu ramiona na szyję i pożegnała się ładnie, zgodnie z diablim życzeniem.
        - W takim razie wrócę wcześnie. – Uśmiechnęła się, odprowadzając mężczyznę spojrzeniem i poważnie zastanawiając, czy na pewno w ogóle musi wychodzić. Nie musi. Ale zdecydowanie powinna, więc szybko skierowała się już w stronę drzwi. Co do obiadu w Chryzantemie zaś… prawdę mówiąc była najedzona i dzisiejszy leśny posiłek, choć mniejszy niż zwykle, chyba starczy jej spokojnie do jutra, ale wolała takie uzasadnienie, niż przyznawać się, że chętnie przejdzie się gdzieś z Dagonem i zobaczy znów z Chrysem.
        Zamyślona nie zareagowała odpowiednio szybko, gdy mijała się z Helen na schodach i w odpowiedzi na urocze dygnięcie tylko uśmiechnęła się przyjaźnie. Dopiero będąc już na dole dotarło do niej, że powinna chyba dziewczynę ostrzec i zatrzymała się gwałtownie na stopniach, ale tylko zerknęła za gosposią. Bo właściwie co jej miała powiedzieć, „uwaga, nagi diabeł”? Poza tym i tak już było za późno, wiec czym prędzej umknęła z kamienicy, przed sobą usprawiedliwiając tym, że młoda chyba nie pracuje tu od wczoraj, więc co ona się będzie wtrącać.

        Pierwszy przystanek - … w sumie nie wiedziała jak nazywa się to miejsce, ani gdzie takie jest w Nowej Aerii, ale znała sposoby, by je znaleźć. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w stronę przeciwną do centrum, zagłębiając się w coraz bardziej różnorodne uliczki. Siłą rzeczy musiała nieco zwolnić kroku, oczami wodząc po barwnych kramach, nieraz wychodzących poza kamienice i rozsypujących się na ulicy pod prowizorycznymi zadaszeniami z materiałów. Równie oryginalni kupcy szybko wyłapywali zainteresowaną wszystkim panterołaczkę, gestami i okrzykami zachęcając do chociaż zapoznania się z asortymentem, a Kimi musiała spleść grzecznie dłonie na pasku od torby, by nie sięgać nimi do co drugiej ładnej rzeczy. Było bowiem bardzo wątpliwe, by chciało jej się za nią płacić, a miała teraz inne rzeczy na głowie niż gubienie pościgu w wąskich uliczkach.
        W końcu zatrzymała się przed opryskanym farbami domostwem, które zarówno napisami, jak i malunkami ukazywało swój charakter. Weszła do środka i rozejrzała się, z zadowoleniem stwierdzając, że poza nią jest tu tylko jeden klient, otrzymujący właśnie tatuaż na plecach, więc nie będzie musiała czekać. Zaraz też podeszła do niej blondynka z włosami spiętymi w koński ogon wysoko na czubku głowy, gdyż jej boki były zupełnie wygolone, odsłaniając długie elfie uszy.
        - Kłujemy, czy malujemy? – zapytała, zaciągając głoski w śmiesznym akcencie i złodziejka uśmiechnęła się odruchowo.
        - Kłujemy – odparła i podała jej dwa kolczyki. Artystka gestem zaprosiła ją na jedno z wyściełanych krzeseł, instruując, by usiadła przodem do oparcia i wsparła tam brodę, dla stabilności. Sama przystawiła sobie blisko drugie krzesło i dopiero teraz zerknęła na kocie uszy dziewczyny. Zamyśliła się na moment, szykując sobie czyste narzędzia.
        - Panterołaczka? – zapytała w końcu, a Kimiko skinęła głową. – Uhm, to załatwimy to szybko, żeby ci się ranka nie zasklepiła – mruczała do siebie i pogłaskała palcem rant czarnego uszka. Chciała jeszcze dziewczynę odruchowo uprzedzić, że to będzie nieprzyjemne, ale nie umknęła jej blizna na przedramieniu brunetki, ani jej ogólna aparycja, która skłaniała do wniosków, że brunetka nie należy do wrażliwych na ból istot. Dziabnęła więc bez ostrzeżenia.

        Niedługo później panterołaczka przemierzała miasto w drodze powrotnej, a na prawym uchu połyskiwały dwa kółeczka z białego złota, jedno obok drugiego, ale w odpowiednim odstępie, by nie hałasowały przy trzepaniu uchem. Zdarzało jej się to teraz często, gdyż musiała przyzwyczaić się do nowego ciężaru, ale cieszyła się z podjętej decyzji, nie tylko dlatego, że Zefir będzie miło. Wyłącznie dla wróżki nie dałaby się kłuć po uszach, jej samej jednak również podobała się taka ozdoba i była chyba częścią nowego bawienia się życiem, zamiast ciągłego unikania go.
        W kramie smokołaka pojawiła się więc w doskonałym humorze, zastając zmiennokształtnego w jego hybrydziej formie, którą zrzucił, gdy weszła, tłumacząc, że będzie im łatwiej rozmawiać, a na pewno jemu. Po skomplementowaniu nowego elementu biżuterii, za co dziewczyna wdzięcznie podziękowała, kolejnej nieudanej próbie sprzedania dziewczynie czegokolwiek z jego zasobów i wypytywania, czy aby czegoś specjalnego nie potrzebuje, co mógłby jej pomóc załatwić, usiedli do stolika z dwiema herbatami.
        Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Wciąż zachowawcza panterołaczka nie zdradzała nic o sobie, a Reed z czasem przestał pytać. Sam opowiedział jej za to trochę o mieście. Mówił, że to w nim się wychował i mieszkał wiele lat, nim ruszył w podróż po świecie, zbierając z każdego jego zakątka przepełnione magią fanty – mniejsze i większe, te zupełnie błahe i te śmiertelnie groźne. Wszystkie na sprzedaż dla ludzi, którzy potrzebowali ich i szukali, sami często nawet o tym nie wiedząc. Wtedy zastanowiła się, czy nie wspomnieć mu o aukcji, która ma się odbyć – być może byłby zainteresowany wystawionym tam magicznym portretem. Ostatecznie znów trzymała buzię na kłódkę, chwilowo uznając, że jeśli jest tematem zainteresowany, to o aukcji będzie wiedział, a ona nie chciała w tym momencie ujawniać swojego udziału w tym przedsięwzięciu.
        - Każdy czegoś potrzebuje, Kimiko – powiedział w pewnym momencie, spoglądając na dziewczynę, która zawahała się na moment, nim odpowiedziała.
        - Ale nie wszystko można mieć. – Uśmiechnęła się nieznacznie. Smokołak przechylił głowę.
        - Skąd ta pewność?

        Urwała się z pogaduszek znów dość nagle, mając dziwną tendencję do utraty poczucia czasu w tym miejscu, ale idąc ulicą z zadowoleniem stwierdziła, że jest dopiero wczesne popołudnie i zdąży… zdąży…
        - Hej, wszystko w porządku? Łoooł! Mam cię, dobra. North! Weź no pomóż. Uważaj, ogon! Nie wiem, zachwiała się nagle, to złapałem, się głupio pytasz… Halo? Halo dziewczyno, słyszysz mnie? Co… a jak mam niby wołać? Kici kici!? Zamknij się już lepiej i mi pomóż.
        Wirujący świat zatrzymał się nagle, odsłaniając błękitne niebo, palące słońce i dwie głowy, w tym jedną o wielkich przestraszonych oczach. Zmrużyła ślepia i potrząsnęła lekko głową.
        - Co się stało?
        - Em... chyba zasłabłaś.
        Kimiko podniosła się na rękach, spoglądając na klęczących przy niej na ziemi mężczyzn. Przez uderzenie serca wszyscy bez ruchu wpatrywali się w siebie zaskoczeni, gdy dziewczyna nagle zerwała się, jak oparzona, odskakując w tył.
        - Hej! Hej, spokojnie dziewczyno. My tylko pomogliśmy.
        Wyciągane przed siebie ręce nie pomogły i panterołaczka warknęła ostrzegawczo, w pierwszym odruchu rozglądając się znów i sprawdzając, czy ma przy sobie torbę. Wszystko było na swoim miejscu i do dziewczyny powoli zaczęło docierać, że faktycznie zrobiło się słabo w pewnym momencie, a ci dwaj ją złapali. Odgarnęła włosy i poprawiła ubranie, rzucając znów spojrzeniem na boki, ale nie przyciągali spojrzeń.
        - Dziękuję – odezwała się, w końcu przyglądając mężczyznom. Zwykli ludzie, przypadkowi przechodnie i jeden wciąż spoglądał na nią z troską, a drugi gapił się ostentacyjnie na bujający się za nią niespokojnie ogon.
        - Odprowadzić cię gdzieś?
        - Nie, dziękuję za pomoc. Nic mi nie jest.
        - Wątpię, jesteś blada jak ściana.
        - Nie zjadłam śniadania. Jeszcze raz dzięki – mruknęła i przeszła między mężczyznami, kierując się dalej ulicą w stronę kamienicy i ciągnąc za sobą ich zaskoczone spojrzenia. Jedno wciąż zatroskane, drugie nadal zawieszone na jej ogonie, dopóki nie przeszło znacząco na znajomego, a ręka nie powędrowała do skroni, kręcąc przy niej kółka w geście powszechnie oznaczającym ludzi zdrowo stukniętych.

        Po drodze wytłumaczyła sobie ten incydent przemęczeniem i nieprzespaną nocą, do tego zbyt szybkim wstaniem i wypadnięciem z chłodnego kramu na palące popołudniowe słońce, czyli w skrócie - nie przywiązując do niego większej wagi. Nawet nie spojrzała na siedzącego w przedsionku ochroniarza, wchodząc powoli po schodach, a później do mieszkania. Potrzebowała drinka.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Złodziejka nie protestowała przed schwytaniem i bynajmniej nie umykała przed prześladowcą, który ledwie wylazł z wanny a najwyraźniej już zdążył zatęsknić za kocicą. Wręcz przeciwnie, dopasowała się do objęć witając je mruczeniem. Dopiero gdy zamknięta w uścisku została podrażniona czarcim szeptem, rozpoczęła bunty, które rogaty witał cichym gardłowym śmiechem. Wierciła się chwilę w objęciach chyba bardziej dla zasady, bo szybko też pojawił się jej chichot i drwina.
        - Zawsze - wciąż w szyję Kimiko, wymruczał piekielnik, nie odsuwając się nawet w momencie gdy brunetka obracała się w jego ramionach. Wręcz przeciwnie, uniósł głowę z premedytacją ocierając się policzkiem o szyję i włosy dziewczyny. Pieszczotę dopełniła sama złodziejka, przeciągając czarnymi uszkami i kosmykami włosów po twarzy mężczyzny, później żegnając się wyjątkowo ładnie. Diabeł prawie jak celnik, uznał opłatę za satysfakcjonującą, dopiero wtedy uwalniając Kimiko z uścisku.
        - Zawsze przegrywam z jedzeniem - zażartował powoli odsuwając się od dziewczyny. Wystarczyło powiedzieć “wróć na obiad”, a kocica bez protestów zapowiedziała, że wróci wcześniej. Idąc w stronę wyjątkowo kuszącego łóżka, gdybał w myślach, czy zachowałaby się równie entuzjastycznie, gdyby poprosił “wróć do mnie”? Ostatecznie uznał, że może kiedyś sprawdzi. Z takim rozbawionym nastawieniem przyłożył głowę do poduszki, mrużąc czarne, śpiące ślepia.

        Nie spał. Z natury piekielnik sypiał płytko, bardziej drzemał, niż zapadał w sen właściwy innym stworzeniom wymagającym wypoczynku. W szczególności, gdy mu nie mruczano. Obecność kota jakimś sposobem sprawiała, że spał lepiej. Nie śnił, to nigdy nie miało miejsca, ale zapadał w znacznie głębszy bardziej relaksujący odpoczynek. Sam czart tłumaczył to sobie poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawała obecność stworzenia z czujniejszymi zmysłami. Gdy więc Helen zjawiła się w pokoju, nie spał jak dziewczynka próbowała się uspokajać. Udawał, że śpi. Po częstości kroków, ich ciężarze, domyślał się co za nieproszony gość zjawił się w apartamencie. Słysząc odwrót, uchylił jedno ślepie, upewniając się. Tak to była pokojówka. Złośliwie uśmiechnął się półgębkiem, ponownie opuszczając powiekę. Jak już weszła, to mogła chociaż posprzątać w łazience, oczywiście byle cicho, by nie przeszkadzała. Nie niepokojony, znów przysnął.
        Dagon obudził się po kilku godzinach. Kota jeszcze nie było, ale nie czekając na powrót zmiennokształtnej zaczął doprowadzać się do porządku.
Grzecznie się ubrał, akurat by powitać barmana, który przybiegł z dołu informując o zjawieniu się oczekiwanego gościa. Z tym samym barmanem Kimiko rozminęła się u szczytu schodów, gdy bies wołał Zefir. Rozmawiał chwilę z wróżką, wydając krótkie i precyzyjne rozporządzenia, a pantera wchodziła do apartamentu. Laufey poprawił mankiety i sięgnął po kapelusz czarująco uśmiechając się do złodziejki.
        - W samą porę - wymruczał, spoglądając uważniej na dziewczynę. Dwa niewielkie, lśniące kółeczka rozjaśniały czerń panterzej sierści. Podszedł do brunetki, wyciągając rękę, by pogładzić ozdobione uszko.
        - Pięknie ci - skomplementował ochrypłym głosem, wciąż szykując się do wyjścia.
        - Mam do załatwienia jeden biznesik i możemy iść do Chrysa. - Otworzył drzwi, puszczając dziewczynę przodem.

        O dziwo nie znikał, a zszedł schodami jak zwykły człowiek, równie normalnie zjawiając się w barze. Wnętrze wciąż było pustawe, goście dopiero mieli zacząć przychodzić. Poza kilkoma niedobitkami, przy ulokowanym w zacisznym kącie stoliku z kanapami, siedział rosły brunet. Mężczyzna posturą niewiele ustępował diabłu, tylko minę miał mniej zawadiacką, a znacznie bardziej niezadowoloną.
        - Cześć Cas, promienny jak zawsze - wyszczerzył się bies, kierując kroki w stronę markotnego gościa.
        - Nie pieprz udając mojego znajomego, tylko dawaj co masz, spieszy mi się - odburknął nieznajomy.
        - Chociaż dla pozorów grzeczności, mógłbyś się przywitać - zadrwił piekielnik, rozsiadając się po przeciwnej stronie stolika. Zaraz obok znalazł się barman podając diabłu whisky i pytając Kimiko czy może i jej coś podać.
        - Wiesz gdzie mam pozory. Wszystko robię tylko i wyłącznie dla Ell - warknął gość, co wywołało czarci uśmiech.
        - Kimiko. - Dagon grzecznie wskazał dziewczynę, co wilkołak powitał mrukliwym skinięciem głową, bardziej z wymuszonej grzeczności niż chęci. - Casjus, naczelny przydupas i pies ogrodnika tej znajomej, dla której się poświęcałem na aukcji. - Bies wyraźnie zaczynał się dobrze bawić, podczas gdy wilk zmrużył oczy, tłumiąc warkot.
        - Nie przeginaj Bajer. - Na upomnienie, rogaty tylko się uśmiechnął. Casjus był alfą sporego stadka wilkołaków, pracujących dla znajomej wampirzycy. Nerwy miał ze stali i pewnie podobne pięści, gdy te pierwsze puściły. Nie było też żadną tajemnicą, że zwyczajnie nie znosił diabła, który był mu solą w oku od początku znajomości z szefową. Nie pojmował jakim cudem rogacz przyjaźnił się z Elleanore i gdyby nie ona, już dawno bez zastanowienia nawet nie ustawiłby się w kolejce tych chcących diabła wypatroszyć, ale zwyczajnie by to zrobił lub zginął próbując. Dagon traktował wilkołaka z większą pobłażliwością, ale mimo to między nimi iskrzyło za każdym razem, gdy tylko mieli nieszczęście zobaczyć się ponownie, głównie z powodu piekielnika z przyjemnością drażniącego zmiennokształtnego.
        Laufey nie bał się wilka, ale miał dość przyzwoitości i litości, by teraz już nie wkurzać Casa bardziej, niż wezwaniem do Aerii i powitaniem. Zadzwonił złotym dzwoneczkiem, którego brak brzmienia zastąpiło pojawienie się szarej kobiety. Obok niej stał warczący Arthur, podczas gdy w jej rękach znajdował się zawinięty w płótno posążek.
        - Mam nadzieję, że to figurka, której szukała Ell - Dagon odezwał się profesjonalnym tonem, co chyba zostało docenione, gdyż wyjątkowo Casjus nie warczał. Przynajmniej nie, gdy odbierał posążek z czarnego dębu, do czasu aż jego żółte ślepia spoczęły na drugim wilkołaku.
        - A to niby co? - mruknął marudnie.
        - A to w gratisie - odparł bies, wzruszajac ramionami i biorąc łyk whisky.
        - Co niby mam z nim zrobić? - burczał alfa, przyglądając się szatynowi, na co tamten odpowiedział odsłonięciem zębów.
        - Skąd niby mam wiedzieć? To już nie moja broszka - odpowiedział bezczelny piekielnik. Casjus poczuł się postawiony pod murem. Nie mógł nie zabrać młodego, dupek nie mając co z nim zrobić, pewnie by go sprzedał.
        - To jak, bierzesz czy nie? - Jakby zupełnie świadom niekomfortowej sytuacji, diabeł postanowił naciskać. Wilk warknął, co chyba było jego ulubionym sposobem rozmawiania. Wyglądało to jednak na potwierdzenie, więc Bajer popchnął Arthura, który chcąc czy nie wykonał kilka kroków w kierunku Casa i a jakże, również zawarczał.
        - Jaj sobie nie rób. - Na upomnienie, bies znowu wyszczerzył się bezczelnie, dopiero teraz wstając by ściągnąć magiczną obrożę, której alfa nie mógł dotknąć.
Uwolniony młody wodził zwierzęcymi ślepiami po zgromadzonych, jakby przez chwile rozważał swoje opcje, ale trafiając na Casjusa spuścił z tonu i wyraźnie się uspokoił. W tym czasie diabeł wymienił z alfą, krótkie prawie-pożegnanie. Arthur rzucił jeszcze - "Trzymaj się kocie" - po czym obaj mężczyźni wyszli z baru.
        - Teraz jeśli chcesz, możemy iść na obiad - odezwał się czart.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko obdarzyła mijającego ją na schodach barmana przelotnym spojrzeniem, wciąż mając zajęte myśli dziwnym incydentem, więc dopiero gdy ten pozdrowił ją uprzejmie, oprzytomniała nieco, odwzajemniając uśmiech i po kilku krokach pojawiła się w apartamencie. Zatrzymała się w salonie, widząc, że Dagon się już gdzieś wybiera. Wciąż nieco rozkojarzona, wodziła za nim chwilę spojrzeniem, odprowadzając też Zefir wzrokiem (nie widziała kolczyków!) i dopiero wracając do Laufeya, który zakładał już kapelusz na głowę, podchodząc do niej bliżej z czujnym spojrzeniem. Na moment poczuła się niekomfortowo, gdy rozumując jak drapieżnik nie chciała dopuścić do okazania słabości, którą się popisała jeszcze nie dawno, ale rozluźniła się widocznie, gdy diabeł skupił się na błyskotce. Komplement jednak znów wytrącił ją z rytmu i zamknęła otwarte już do zaczepki usta, zamiast tego tylko uśmiechając się i uciekając wzrokiem.
        - Dziękuję – powiedziała, odruchowo strzygąc uchem i skinąwszy głową, powoli odwróciła się w stronę wyjścia, schodząc znów na dół.
        Dopiero na parterze zawahała się, zerkając na Dagona, niepewna gdzie powinna się skierować i puściła go przodem, idąc za mężczyzną do baru. Ledwo przekroczyła jego próg, a poczuła jak jeżą jej się włoski na karku. Łypnęła podejrzliwie na zmiennokształtnego, poruszając odruchowo płatkami nosa. Kolejny wilkołak! Zaraza! Laufey je hoduje, czy jak!? Postąpiła jeszcze kilka kroków za najwyraźniej wielce z siebie zadowolonym diabłem, którego dobry humor był najwyraźniej wprost proporcjonalny do poziomu rozdrażnienia rozmówcy.
        Przedstawiona panterołaczka skinęła oszczędnie Casjusowi, który i tak nie przywiązał większej uwagi do jej obecności, całą swoją niechęć skupiając na Laufeyu. Kimiko z ulgą zaś powitała barmana, zamawiając tequilę (gestem pokazując, że prosi o dwie) i zajęła miejsce na kanapie obok diabła. Nie skupiała się specjalnie na ich rozmowie, dopóki nie pojawiła się wróżka w swojej ludzkiej postaci, prowadząc Arthura. To z kolei wywołało mieszane uczucia dziewczyny, która nagle skupiła się na rozmowie, chcąc dowiedzieć się w końcu po co czart kupił wilkołaka. Do Zefir uśmiechnęła się więc tylko krótko, gdy ta strzeliła radosnym spojrzeniem, widząc zakolczykowane ucho, ale zaraz zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.
        Złodziejka wypiła swojego drinka, czujnie obserwując wymianę. Ani Arthur, ani sam Casjus, zdawali się nie wiedzieć, co tu w ogóle jest grane i po raz kolejny jedyną osobą w towarzystwie, która wiedziała o co chodzi diabłu, był sam diabeł. Później tylko uśmiechnęła się słabo i pomachała na pożegnanie szatynowi, który okazał się wcale nie taki zły, jak na początku albo zwyczajnie oswoili się ze swoim istnieniem podczas obiadu u Chrysa. Później zaś oba wilki zniknęły i Kimiko została znów sama z Laufeyem, nie licząc subtelnej i nieodczuwalnej obecności barmana nieopodal. Przez moment przyglądała się Dagonowi w milczeniu, widocznie zastanawiając się, czy zadać kołaczące się po głowie pytanie, ale ostatecznie tylko mrugnęła leniwie po kociemu, obróciła się w jego stronę, przerzucając nogi przez jego kolana i poufale wplotła dłoń w czarcie włosy, głaszcząc go po karku.
        - Właściwie nie jestem głodna – odpowiedziała powoli, odpływając lekko spojrzeniem, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę nie ma apetytu. – Polowałam rano – dodała, jakby gwoli wyjaśnienia i może uspokojenia samej siebie. – Ale jeśli ty masz na coś ochotę to możemy się przejść, Chrys zdaje się sympatyczny, chętnie się z nim zobaczę. – Uśmiechnęła się i zabrała rękę, gdy Derek podszedł z kolejnym drinkiem. – Dziękuję.
        Kolejny kieliszek został wychylony za jednym zamachem i Kimiko w końcu zaczęła dochodzić do siebie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Alkoholiczką nigdy nie była, ale teraz zwyczajnie wymusiła u siebie zwykły rytm serca i krążenie krwi, odzyskując kolory na twarzy. Tak to jest jak się noce zarywa.
        - Nowa Aeria rzeczywiście jest ciekawa, wyjątkowo różnorodna, podoba mi się. – Uśmiechnęła się znów. – Chociaż nie zwiedziłam jeszcze zbyt wiele, chyba tylko twoją dzielnicę. Znalazłam za to ciekawy kram na Błękitnej, można tam dostać praktycznie wszystko – zagaiła z wolna.
        Wypytanie Zefir czy Rohanny nie było trudne, ale z Dagonem chyba musiała bardziej uważać, był bardziej przenikliwy niż zwykli ludzie. Nie to by robiła z tego jakąś wielką tajemnicę, a wręcz przeciwnie – nie chciała wyolbrzymić czegoś, co pewnie tylko jej wydawało się intrygujące. Obie dziewczyny bowiem zbagatelizowały temat, w ogóle niechętnie do niego podchodząc, a cóż, panterołaczka już chyba słynęła z ciekawości, którą takie odpowiedzi tylko podsycały.
        - Wydaje mi się, że właściciel mógłby nawet być zainteresowany portretem. Nic nie mówiłam oczywiście, ale może spotkamy go na aukcji. Jest dość… specyficzny. Pierwszy raz widziałam smokołaka – opowiadała spokojnie, korzystając z tego, że ma w ogóle z kim porozmawiać. To było wyjątkowo przyjemne uczucie.

        Wspomniany smokołak, w swojej ludzkiej postaci, przechadzał się zaś spokojnie ulicami Nowej Aerii, kierując na umówione spotkanie. Nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu skorzystać z przysługi, którą chcąc nie chcąc musiał zaciągnąć u niego pewien nietypowy krasnolud, ale nawet dobrze się składało. Potrzebował spokojnego, ale eleganckiego miejsca, w którym będzie mógł porozmawiać ze swoim kontrahentem, a musiał przyznać, że niewiele takich miejsc zostało w Aerii, które by go satysfakcjonowały. Dodatkowo czuł się dzisiaj wyjątkowo dobrze, więc był to dobry moment na kontrolę rozrastających się włości.
        Nim dotarł do Chrysantemy było już tam jego dwóch pracowników, uprzejmie informujących właściciela lokalu, że za ochronę przyjdzie mu się rozliczyć wcześniej niż myślał, tak więc gdy smokołak przestępował próg, lokal zionął już pustkami, nie licząc wspomnianych mężczyzn oraz kelnera i, a jakże, właściciela przybytku.
        - Miło mi wreszcie poznać osobiście, panie Balboette, i oczywiście przepraszam najmocniej za niezapowiedzianą wizytę, mam nadzieję, że to nie kłopot – zarzucił norda na wejściu potokiem słów, jednak nawet jego nienaganne maniery nie były w stanie zamaskować jawnego kłamstwa. Chociaż właściwie bardziej pasuje stwierdzenie, że zupełnie nie dbał o to, jak zostaną odebrane jego słowa, ani jaka będzie na nie odpowiedź, ze stoickim spokojem rozglądając się po restauracji.
        - Cudowne wnętrze, klasyczne, podoba mi się – stwierdził, nawet nie wiadomo do kogo, gdyż wciąż toczył spojrzeniem gadzich oczu po suficie, po czym ruszył niespiesznie przez salę, kierując się do uszykowanego stołu. – Proszę podać obiad, mój towarzysz już idzie.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości