Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nie bronił się, gdy Kimiko poderwała się gwałtownie z materaca. Po pierwsze dziewczyna była zbyt szybka by zdążył zareagować. Po drugie nie czuł się zagrożony, nawet nie dlatego, że nie mogłaby go skrzywdzić, co nie sądził by chciała. Zwyczajnie wyglądała na zaskoczoną i wystraszoną. Tym rozsądniej było zaczekać aż złodziejka się dobudzi.
Uśmiechnął się łagodnie słysząc swoje imię, ale w żaden inny sposób nie uspokajał dziewczyny. Wczorajsza mowa ciała pantery i trochę myślenia, a diabeł nie musiał być geniuszem, by domyślić się jak nowe miejsce miało prawo wpłynąć na dziewczynę. Życiorys też z pewnością dał jej powody do podobnej ostrożności. Zaniechał też żartobliwych zapewnień, że jest bezpieczna, jako że on jest najgroźniejszym stworzeniem jakie może tu napotkać, a przecież jego wbrew rozsądkowi się nie boi, bo rozsądek jest nudny.
Prawie-przeprosiny zbył już normalniejszym dla siebie uśmieszkiem, zaczepką odwracając uwagę złodziejki niespodziewanej obrony.
Oczy diabła powędrowały za ręką dziewczyny i z powrotem do zielonych oczu, które zaraz skryły się przed jego wzrokiem.
        - Nie mam czego wybaczać, mówiłem byś czuła się jak u siebie - odpowiedział mrucząc nisko, spoglądając w łypiące na niego kocie ślepie.
        - A poza tym... dobrze ci w niej - dodał zadziornie, zaraz poważniejąc trochę, ale w łagodny sposób, pozwalając złodziejce trochę odetchnąć. - Wróżka zawsze robi co chce - wytłumaczył, ostatecznie odsuwając się od dziewczyny.
Wolnym krokiem podszedł do barku i napełnił szklankę. Czy po pracowitym wieczorze mogło być coś milszego niż ulubiona whisky sączona podziwiając piękne widoki… W opinii piekielnika był to jeden z lepszych sposobów spędzenia poranka, może nie najlepszy, ale zawsze całkiem przyjemny. Tak więc ledwie Kimiko zdążyła wyjść z łóżka, a bies oparł się o jedna z kolumn wodząc wzrokiem za panterołaczką w białej koszuli.
Od razu domyślił się czego szukała wędrując po wnętrzu. Zamierzał pokazać dziewczynie garderobę, w której tajemniczym sposobem zawsze znajdowały się ubrania, ale dopiero za chwilę. Teraz chciał jeszcze trochę pocieszyć oczy obrazkiem, który z jakichś powodów był bardziej nęcący niż najpiękniejsze suknie. Po prawdzie domyślał się powodów, tylko wolał się nad nimi dłużej nie skupiać, gdyż prowadziły do alarmujących wniosków. Wystarczyło by zaświtała mu krótka myśl, że koszula koszuli nierówna… Bo czy Kimiko podobałaby mu się równie mocno w bluzce Jarvisa na przykład, który jakimś psim swędem ocalił żywocik… Zapewne obrazek budziłby emocje, pewnie nawet dość intensywne, ale wątpliwe by go cieszył, to zaś było wielce niepokojące. Dlatego lepiej było patrzeć, nie myśleć.
        Wróżka niestety jak zawsze zjawiła się nie w porę, a rozczarowany bies prychnął pod nosem. Mogła przecież wstrzymać się jeszcze trochę zamiast już prowadzić panterę do garderoby. Słysząc dochodzące z pomieszczenia pytanie, uśmiechnął się pod nosem, odepchnął od cegieł i dołączył do Kimiko.
        - Wróżkolandia… - wymruczał stojąc w drzwiach. - Tak, garderoba bywa przydatna, szczególnie przy takim stworzonku - dokończył rozbawiony, gdy Zefir podfruwała wesoło, słowa odbierając jako komplement.
        - Ubierz się, to pokażę ci resztę kamienicy... - niby skończył, ale zdanie wyglądało jakby zostało urwane. Czart uśmiechnął się szerzej i kontynuował. - Chociaż jak dla mnie możesz iść tak - zakończył z bezczelną miną.

        Kręcone schody znajdujące się w rogu salonu poprowadziły ich w dół, do niewielkiego przedsionka, w którym siedział schludnie wyglądający mężczyzna o srogim obliczu. Skinął Dagonowi głową, zerknął krótko na Kimiko, wprawnymi oczyma i umysłem zapamiętując jej wygląd, ale z miejsca się nie ruszył. Stamtąd przeszli do tonącego w cieniu baru. Było zbyt wcześnie by otwierać i palić ogarki. Jedynie barman snuł się po cichu szykując miejsce do pracy. Przeszli przez całe pomieszczenie, by zniknąć na zapleczu. Stamtąd trafili na wewnętrzne brukowane podwórko kamienicy i skierowali się do schodów prowadzących na drugie piętro. Całą drogę bies sam z siebie nic nie opowiadał, czekając ewentualnych pytań dziewczyny.
Będąc już na górze, otwierając drzwi zachęcił Kimiko by weszła do środka i poprowadził ją do kuchni i jadalni w jednym. Powitała ich krzątająca się pokojówka i rozchodzący się smakowity zapach jajecznicy i bekonu.
        - To jest Rika. Tutaj zawsze cię nakarmią. - Uśmiechnął się do pokojówki, która skwapliwie pokiwała głową, z promiennym uśmiechem na twarzy. Nie miała więcej jak czternaście lat.
        - A jak nie, to pół ulicy dalej jest Chrysantema. Tam też nie wypuszczą cię głodną - dodał żartobliwie, gdy dziewczyna wytarła ręce w fartuch i podeszła się przywitać, jednocześnie kręcąc głową jakby chciała zaprzeczyć konieczności chodzenia na miasto.
        - Helen? - zapytał bies, a dziewczyna ręką wskazała właściwy kierunek. Piekielnik skinął głową w potwierdzeniu, odsuwając dla Kimiko krzesło.
        - Baw się grzecznie - szepnął do pantery zostawiając ją ze służącą, która szybko wróciła do gotowania.
Mgnienie oka później przed Kimiko wylądował pełen talerz. Wtedy też z głośnym ziewnięciem do kuchni weszła rudowłosa piękność w skąpej koszulce nocnej.
        - Zrób mi kochana ka...wy… - kobieta zająknęła się, z ciekawością spoglądając na obcą twarz.
        - Nowa dziewczyna? - zapytała. Pokojówka pokiwała głową w odpowiedzi.
        - Śliczna - odezwał się rudzielec. - Kiedy zaczynasz pracę? - Tym razem pytanie skierowała do Kimiko, jednocześnie odbierając kubek z parującym napojem.
        - Kto? - Weszła czarnowłosa kobieta o ciemnej skórze i w bardziej klasycznych piżamach. - O! Nowa? - dodała siadając naprzeciw panterołaczki. Dwie kobiety były jedynie początkiem. Niczym spadające krople, na śniadanie powoli zaczynały schodzić się kolejne dziewczyny, szczerze zaintrygowane nieznaną im brunetką.

        W tym czasie znaleziona przez diabła Helen pobiegła do apartamentu przyszykować pokój gościnny. Była może ze dwa lata starsza od pierwszej z pokojówek. Miała buro blond włosy związane w ciasny długi warkocz i wiecznie roześmianą, często niewyparzoną i piegowatą buźkę. Pokój od zawsze stał pusty, dlatego większość rzeczy musiała przynieść. Zorganizowała poduszki i kołdrę, założyła na nie świeżą pościel. Leżącą na kanapie torbę podróżną zabrała do dziennej części pokoju. Na koniec zgodnie z zaleceniem, złożyła na kołdrze białą koszulę. Potem pędem wróciła na śniadanie, w samą porę na ożywioną dyskusję.
        - A więc to jest dziewczyna szefa? - zawołała radośnie, łapiąc oddech, a o jego wstrzymanie przyprawiając wszystkich obecnych. Szeroko otwarte oczy padły najpierw na Helen, która zamilkła gwałtownie, potem na Kimiko. W mgnieniu oka zapadła całkowita cisza, którą przerwał jedynie dźwięk herbaty rozlewającej się po stole gdy Rika nie trafiła do filiżanki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Z zupełnie niechcącego ataku na gospodarza domu przeszła szybko do tłumaczenia się z noszenia części jego garderoby i już wtedy wiedziała, że ten dzień nie będzie najlepszy. Jakże by mógł być, z takim porankiem? Nawet nie uciekała od nadmiernej bliskości czarta, gdy wciąż jeszcze nawet dobrze nie doszła do siebie, nie zauważając niektórych spojrzeń i jedynie lekkim uśmiechem odpowiadając na przyjemnie niski ton piekielnika. Dopóki się do końca nie wybudzi planowała trzymać buzię w ciup, zanim znowu coś palnie.
        Później chciała wykorzystać zajętą uwagę Laufeya, capnąć ubrania i umknąć do łazienki, by się przebrać, ale nadal nic nie szło tak, jak powinno. Diabeł ledwie nalał sobie drinka, a już odwrócił się, opierając o kolumnę i śledząc ciemnymi oczami każdy jej krok. Kimiko zerknęła na niego ukradkiem, później korzystając już z kurtyny czarnych włosów, które nieodgarnięte na plecy zasłaniały nieco jej twarz. Okazało się jednak, że i sama wycieczka do salonu była daremna, bo ubrań jak nie było, tak nie ma. I znów śledzona męskim wzrokiem szukała szczęścia, w postaci własnej odzieży, w łazience, tam również ponosząc porażkę.
        Wróżka pojawiła się w samą porę, by natrafić jeszcze na cieszącą się na jej widok panterołaczkę, a nie już mocno poirytowaną, do czego brakowało jej dosłownie kilku chwil. Względnie posłusznie dała się pociągnąć do garderoby i dopiero tam na dobre odebrało jej mowę, bo miała wrażenie, że weszła do krawca. Skrzydlata była wyraźnie zadowolona z kociej reakcji i latała wesoło po pomieszczeniu, a zapatrzona na nią panterołaczka prawie podskoczyła, słysząc za sobą mruczący głos.
        - Garderoba – powtórzyła zszokowana, a wróżka wywinęła radośnie orła w powietrzu, podlatując do rzędu śnieżnobiałych diablich koszul i przeleciała koło nich, trącając rękawy drobną rączką, a później tuląc się do ostatniego i zawijając w bawełniany materiał, jak w rulonik.
        - Rozumiem… - powiedziała Kimiko, uśmiechając się powoli, chociaż pojęcie, że jedna osoba może mieć tyle ubrań jeszcze zajmie jej trochę czasu. Pokiwała głową na przypomnienie, że wciąż stoi w samej koszuli, a bardzo chciała zobaczyć resztę budynku. Zabrała z pokoju spodnie i bluzkę, a wracając natknęła się jeszcze na czarcią zaczepkę.
        - No już, jasne – mruknęła ze śmiechem i żartobliwie przepchnęła Bajera w drzwiach, uciekając do łazienki. Tam umyła szybko twarz, rozczesała włosy i ubrała się wreszcie do końca, pomykając jeszcze później na boso do garderoby, gdzie zostawiła buty. Zasznurowała je luźno i ruszyła za Dagonem na dół.
        Jak się okazało, schody prowadziły do przedsionka, pilnowanego przez bardzo poważnego jegomościa, który o dziwo wywarł na Kimiko dobre wrażenie, wyglądając jak ktoś, obok kogo nie można tak po prostu sobie przejść, jeśli on nie będzie chciał danej osoby przepuścić. Zerknęła ukradkiem na grube drzwi, prawdopodobnie wejściowe, ale czart poprowadził ją dalej przez bar, korytarzem, który biegł jeszcze dalej, kończąc się czerwoną kotarą. Kimiko przechyliła głowę z zaciekawieniem, ale mężczyzna poprowadził ją w bok i wyszli na jakąś boczną brukowaną alejkę, a nią skierowali się na podwórze. Sytuacja przez moment była jak wyjęta z powieści kryminalnej, ale nie dzieliła się z Dagonem tą refleksją, podążając za nim wyjątkowo cicho i nie wypowiadając na głos kłębiących się pytań. Żadne nie było ważne, a ona już zorientowała się, że jest pewna pula, na którą Laufey odpowiada wprost, a później z każdym kolejnym pytaniem zaczyna motać. Wolała więc sobie zostawić jego chęć współpracy na nieco istotniejsze kwestie niż specyficzny sposób wychodzenia z domu.
        Podążała więc grzecznie za diabłem, a nie uszli daleko, właściwie tylko obchodząc budynek z drugiej strony i od podwórza wspinając się na zewnętrzne schody, prowadzące bezpośrednio na drugie piętro. Tam wyglądało już bardziej jak w standardowej kamienicy, chociaż pozamykane drzwi nie zdradzały co kryje się poza korytarzem, którym szli. Po chwili jednak Kimiko straciła wszelkie zainteresowanie pozostałą częścią piętra, gdy wyczuła unoszący się w powietrzu zapach jedzenia. Śniadanie!
        Weszła do kuchni, rozglądając się z zainteresowaniem. Na kuchence smażyła się jajecznica, blaty i szafki miały już chyba swoje lata, ale były czyste i uporządkowane, a centralne miejsce pomieszczenia zajmował wielki drewniany stół z mnóstwem krzeseł wokoło.
        - Kimiko – przedstawiła się złodziejka z uprzejmym uśmiechem, podając dziewczynce dłoń i usiadła na miejscu, odsuwanym dla niej przez Bajera. Spojrzała na niego przez ramię, gdy odchodził, zastanawiając się czy w ogóle wróci, ale za chwilę myśli zajął jej zapach bekonu i złodziejka podziękowała młodziutkiej kucharce. Szybko doszła też do wniosku, że dziewczynka jest chyba niema, bo nie odezwała się słowem, ale w sposób dość charakterystyczny, który raczej wykluczał nieśmiałość, jako że na nie otwierających się do nawet jednego słowa ustach wciąż rozciągał się szeroki uśmiech. Za chwilę koło talerza wylądował kubek z ciepłą herbatą i panterołaczka zabrała się do jedzenia.
        Kimiko długo nie jadła sama, gdy po chwili w wejściu pojawiła się piękna rudowłosa dziewczyna w koszulce tak kusej, że złodziejka jeszcze bardziej polubiła diablą koszulę, gdy pomyślała, że wróżka mogła wrócić z czymś takim. Zaskoczenie wymalowało się na obu twarzach, ale dziewczyny szybko przeszły do porządku dziennego nad swoją obecnością, chociaż rudowłosa wykazywała dziwny rodzaj zaciekawienia osobą złodziejki. Panterołaczka nie wtrącała się w specyficzną rozmowę, upewniając się tylko, co do niemej Riki, aż nagle ruda zwróciła się do niej wprost. Konsternacja malująca się na twarzy Kimiko powoli zaczęła wywoływać podobny wyraz u rudej, ale w tym samym momencie w kuchni pojawiła się kolejna dziewczyna z tym samym pytaniem na ustach, gdy tylko jej wzrok padł na brunetkę. Oczywiście złodziejka już doskonale wiedziała, gdzie się znajduje i teraz zastanawiała się tylko, czy Laufeyowi naprawdę nie przeszło przez myśl, żeby ją chociaż uprzedzić, gdzie idzie na to śniadanie, czy facet uznał to po prostu za niebywale zabawne, by zrobić jej niespodziankę. Odpowiedź nasuwała się raczej sama.
        - Kimiko – przedstawiła się znów, zbywając na razie niezręczne pytanie, a niepodejrzewająca omyłki ruda uśmiechnęła się do niej szeroko.
        - Ja jestem Rohanna, ta cudowna dziewczyna, która ratuje nam życie kawą to Rika. – Rudzielec beztrosko wskazywał kolejne osoby, podczas gdy kuchareczka dygnęła po raz kolejny. – Kędziorki to Solan. – Szczupły palec wylądował na kręconych włosach ciemnoskórej dziewczyny. – A blondi to Minie. – Wskazała na wchodzącą do kuchni kolejną dziewczynę.
        - Nowa? – padło wtedy kolejne pytanie i panterołaczka schowała się za swoim kubkiem, pochylając głowę i tłumiąc westchnięcie. „Zabiję tego diabła, no po prostu go zabiję”, pomyślała ze stoickim spokojem. – O rany, kociak! – Blondynka wypatrzyła czarne uszka pomiędzy włosami złodziejki i bezceremonialnie odgarnęła sobie loki dziewczyny, wywołując radosne piski przy stoliku.
        - Ojejku, ale fajnie! To szef poszalał! Nie miałyśmy jeszcze kotki! – Rohanna i Solan prawie położyły się na stole, kukając na głowę Kimiko, która siedziała spięta jak struna, strzelając po dziewczynach lekko spłoszonym spojrzeniem.
        Na moment uratowała ją Rika, która żartobliwie dała dziewczynom po rękach, by zabrały je ze stołu i mogła postawić przed nimi talerze. Minie wzięła w palce bekon, machając nim niechętnie, niby zdechłą rybką, i krzywiąc pełne usta.
        - Och! Ja nie mogę, Krwawa Mary kupiła mi nowy gorset, ledwo w niego wchodzę. Brzuch mi urośnie! – Blondynka oparła się w krześle zadzierając cienką koszulkę i demonstrując wklęsły niemal brzuch.
        - Co ty mówisz, masz talię jak osa – wyrwało się Kimiko. Minie spojrzała na nią czujnie spod rzęs, a widząc że dziewczyna mówi zupełnie poważnie rozciągnęła usta w kokieteryjnym uśmiechu.
        - Już cię lubię – zamruczała, przykrywając z powrotem brzuch i z apetytem sięgając po bekon.
        I można byłoby powiedzieć, że lody zostały przełamane i panterołaczka wciągnęłaby się w rozmowę z kurtyzanami, gdyby nie płowowłosa dziewczyna, która wpadła do kuchni z morderczym komentarzem na ustach. Kimiko zakrztusiła się herbatą, której właśnie chciała się napić i chwilę straciła teraz na złapanie oddechu. Wrzątek z dzbanka w dłoni Riki wciąż lał się na blat, przez nikogo nie niepokojony, jako że wszystkie dziewczęta wlepiały otwarte szeroko oczy w panterołaczkę. Do kuchni zaś weszła beztrosko kolejna blondynka, obrzucając zaskoczonym spojrzeniem zamarłe w niemym szoku koleżanki, rozlewającą wodę Rikę i nieznajomą brunetkę.
        - O! Nowa? – zapytała beztrosko, rozpętując piekło, gdy wszystkie dziewczyny ruszyły się nagle, jakby je ktoś odmroził.
        - Nie!
        - Cicho, głupia!
        - Oszalałaś!
        - No o co wam chodzi?!
        - To dziewczyna szefa – szepnęła któraś konspiracyjnie na całą kuchnię, a Kimiko, która złapała już oddech, właśnie dochodziła do wniosku, że od tego śniadania zdecydowanie bardziej woli jeszcze raz przetestować siły w starciu z Sethem.
        - Mam na imię Kimiko – odezwała się w końcu spoglądając na zszokowaną nowo przybyłą blondynkę. – I nie jestem jego dziewczyną – mruknęła ciszej, a dziewczyny zaraz przeniosły spojrzenie na Helen, która wzruszyła ramionami.
        - No tak myślałam, bo szef kazał sypialnię uszykować – powiedziała na swoją obronę, a pięć par oczu znów przeniosło się na Kimiko. Trochę przerażające.
        - Śpisz u szefa w mieszkaniu? – zapytała w końcu Rohanna, a złodziejka ostrożnie skinęła głową, na co ruda wyprostowała się, drapiąc w zamyśleniu po nosie i spoglądając na koleżanki, które wzruszyły ramionami.
        - No to chyba jesteś – zawyrokowała w końcu nowo przybyła, siadając koło panterołaczki i spoglądając nagle w bok. – Rika? Kochanie? Rika! Woda…
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rika aż podskoczyła zaskoczona głośnym upomnieniem, rozlewając resztę wrzątku po stole i podłodze. Dwie siedzące obok dziewczyny zerwały się na nogi z piskiem, unikając zalania, a dziewczynka aż się zarumieniła, w pędzie odstawiając imbryk na znajdujący się obok zlew i łapiąc za ścierkę. Nie zdarzały jej się podobne wpadki. Zawsze była uważna i staranna, ale to co usłyszała całkowicie ją zamurowało. Zupełną niegadatliwość dziewczynka nadrabiała dobrym słuchem i uważnym rejestrowaniem wszystkich rozmów. A tym więcej mogła się dowiedzieć, gdy rozmówca sam nawijał, tak więc mimo młodego wieku w sprawach burdelu, pracownic i szefostwa, wiedziała więcej niż można by przypuszczać. Rika zwinnie sprzątała, w myślach rugając samą siebie, że dała się tak sprowokować, gdy dziewczyny wracały do swoich talerzy.
        - Ale kto by pomyślał, że szef ma słabość do kotów - zaśmiała się Rohanna, zamiast jajecznicy skubiąc jakiś owoc i wpatrując się zielonymi oczami w szmaragdowe kocie tęczówki.
        - A od kiedy w ogóle szef zaprasza kogokolwiek do mieszkania? Przecież jak się stęskni, to woła nas, ale nikt nigdy na noc nie zostawał… - ze spóźnionym zapłonem odezwała się Solan, która od samego rana niezbyt uczestniczyła w dyskusji. Dopiero po zażytych kilku łykach kawy jakby bodźce zewnętrzne zaczęły docierać do brunetki, która z większym ożywieniem ale bez specjalnego zrozumienia zaczęła spoglądać na obecne dziewczyny.
        - Właśnie o to się rozchodzi - pobłażliwym tonem odezwała się blondynka przybyła jako ostatnia. - Trish. - Z zagadkowym uśmieszkiem, przedstawiła się panterołaczce.
        - Dobrze dziewczyny, ja spadam, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - wesoło zaszczebiotała Minie.
        - Już uciekasz? - znowu odezwała się Solan.
        - Doskonałość wymaga czasu - odpowiedziała blondyneczka.
        - Znowu przychodzi ten twój ulubieniec…? - zaśmiała się druga ze złotowłosych.
        - Wiesz, że między bajki możesz włożyć, że się zakocha i zabierze cię ze sobą - zaraz zawtórowała jej Solan, która chociaż budziła się wolno wyglądała na najrozsądniejszą z barwnej grupki.
        - Niektórym się udaje - wesoło prychnęła Minie, wymownie patrząc na Kimiko i machając kokieteryjnie na pożegnanie.
        - No dobrze Kimi… - zamruczała Rohanna. - My nigdzie nie idziemy, więc możesz opowiadać. - Głodne plotek spojrzenia pozostałych dziewczyn, w tym Helen, która narobiła całego ambarasu i była jak na siebie zupełnie nienaturalnie milcząca, powędrowały wprost na brunetkę. Sielankę przerwał czy może przyniósł ratunek, ostry stukot obcasów, a w drzwiach ukazała się smukła postać eleganckiej, choć niemłodej już kobiety.
        - Co to za poruszenie z samego rana? - odezwała się niewiasta, wzbudzając nagłe poruszenie. Wszystkie dziewczyny w pośpiechu orientowały się, że przecież skończyły już posiłek i miały mnóstwo rzeczy na głowie. Tylko pokojówka wykazała się niedostatecznym refleksem.
        - Helen, a ty nie masz co robić? - zapytała chłodno, przybyła kobieta.
        - Już mnie nie ma, psze pani - ocknęła się dziewczyna, wybiegając z kuchni w podskokach.
        - Zaraz wracam - bezgłośnie wyszeptał rudzielec, usta układając w sylaby, gdy burdelmama patrzyła na służącą.
        - Dzień dobry, kochanie. - Zmierzyła Kimiko uważnym wzrokiem, wzięła swoją kawę i bez kolejnego słowa zniknęła w drzwiach. Przez moment panterołaczka została sama z najmłodszą dziewczynką. Rika od razu wzięła się za sprzątanie, przy okazji ciekawsko zerkając na brunetkę.
Przez cały ten czas, diabeł nieświadom kocich dramatów zajmował się sprawami biznesowymi. Z nową szklaneczką whisky, oparty o ladę rozmawiał z barmanem, omawiając wszystkie ewentualne zaległości nawarstwione przez wyjazd. Ustalenia zajęły trochę czasu, a kot mimo wszystko nie schodził, więc bies znał, że chyba powinna zdążyć się już najeść i należało dziewczynę odebrać. Dopił drinka i wyszedł z baru.

        - Krwawa Mary już poszła? - szepcząc Rohanna wychyliła się zza drzwi, rozglądając się po prawie sprzątniętej kuchni.
        - Nie licz, że wywiniesz się tak łatwo... - zaćwierkała z wesołym uśmieszkiem.
Normalnie diabeł nie bywał w tej części kamienicy. Określenie, że był jedynie inwestorem faktycznie najlepiej pasowało. Udostępniał część budynku, zapewniał bezpieczeństwo i zajmował się wszystkimi kwestiami formalnymi i logistycznymi. Czasem znalazł jakąś dziewczynę. W sprawy wewnętrzne jednak nie wnikał. To Mary trzymała pieczę nad dziewczynami i ich pracą. Tym razem to wejście Dagona uratowało Kimiko przed dalszymi pytaniami. Ledwie Rohanna chciała rozpocząć przesłuchanie, a jej oczy powędrowały wyżej a usta rozciągnęły się w uśmiechu.
        - Kiedy szef wrócił? - zapytała niby niewinnie.
        - Wczoraj - odparł piekielnik.
        - Yhm… - zamruczał rudzielec wstając od stołu i kręcąc biodrami zniknął w drzwiach, wcześniej jeszcze spoglądając na Kimiko tak, by pantera nie miała wątpliwości, że jeszcze się będzie tłumaczyć. Podobne pikantne szczegóły nie mogły zostać nieujawnione.
        - Nie narobił kociak zamieszania? - Dagon zapytał z uśmiechem, czochrając sprzątającą dziewczynkę po włosach. Rika szybko pokręciła głową i popędziła po kolejne talerze.
        - Najedzona? - zażartował, zerkając bezczelnie na panterę, która wyglądała jakby śniadanie ją trochę… przerosło.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko była wręcz podejrzanie milcząca, po raz kolejny przybierając podejrzliwą i zachowawczą postawę, gdy nie czuła się pewnie, a znajdowała się w sytuacji, w której podstawowa reakcja organizmu „walcz lub uciekaj” nie mogła znaleźć zastosowania. Oczywiście, mogła odpyskować nachalnym dziewczynom i powiedzieć, że mają iść się gonić ze swoimi insynuacjami, ale przecież nie chciała. Wydawały się sympatyczne i nie widziała powodu, dla którego miałaby robić szum o nic właściwie, ot zwykłe nieporozumienie, chociaż jedno mniejsze a drugie większe – tym jednak zaraz się zajmie. I teoretycznie też mogła się zerwać i uciec, nikt by jej nie zatrzymywał, ale to z kolei wydawało jej się niedojrzałe i niekonieczne, wszak można było to wszystko rozwiązać normalnie, musiała się tylko uspokoić i opanować.
        I tak szło jej lepiej niż Rice, która przeszła z podtapiania blatu do zalewania podłogi, wywołując popłoch przy stoliku i ostatecznie wprowadzając normalny ruch w pomieszczeniu. Kimiko wstała zaraz ze swojego krzesła i przykucnęła przy dziewczynie, pomagając jej wycierać podłogę, na co Rika zareagowała niestety jeszcze większym speszeniem, próbując ostrożnie odepchnąć pomocne dłonie, gdy słowami nie mogła wyrazić, że to jej zadanie i dziewczyna szefa z pewnością nie powinna wycierać podłogi w kuchni. Panterołaczka ostatecznie dała za wygraną i wróciła na swoje miejsce nie chcąc wyświadczać kucharce niedźwiedziej przysługi, a wówczas przyłapały ją rozbawione zielone oczy Rohanny, która chociaż sympatyczna, trącała czułą strunę złodziejki. Kimiko co prawda większość życia świadomie nie wyprowadzała z błędu tych, którzy brali ją za kotołaczkę, dla własnego bezpieczeństwa, ale to nie oznaczało, że takie przyrównania były jej obojętne. Ze swojej rasy była dumna i nie ukrywała jej za wszelką cenę (zwłaszcza gdy trafiała na bardziej bezpośrednie sprowadzanie jej do byle dachowca) i najwyżej z ciekawością obserwowała, jak bardzo ktoś jest zapoznany ze zmiennokształtnymi. Ciężko było jej jednak zrewidować wiedzę rudzielca, bo nazywanie jej „kotem” brzmiało typowo pieszczotliwie i nie zdradzało rasowych znajomości kurtyzany.
        Później zaś temat wrócił na normalne, czyli krępujące tory, jednak złodziejka nadstawiła ucha. To był drugi powód, dla którego milczała – trajkoczące panienki okazywały się całkiem niezłym źródłem wiedzy o jej piekielnym towarzyszu. Kimiko skończyła już swoje śniadanie i obejmując kubek obiema dłońmi spoglądała z zaciekawieniem po dziewczynach, które swoją drogą dość beztrosko rozprawiały między sobą, biorąc pod uwagę fakt, w jak mylnym przeświadczeniu, co do osoby brunetki trwały. Gdyby bowiem miały rację, rzucane lekko słowa mogłyby nie zostać przez nią pozytywnie odebrane. Złodziejce były jednak raczej obojętne relacje Dagona z kurtyzanami i do rozmowy włączyła się dopiero bezpośrednio zapytana.
        - Nie ma o czym opowiadać – stwierdziła wprost i zupełnie szczerze, uśmiechając się tylko przepraszająco na pełne rozczarowania pomruki.
        - Och, daj spokój, między nami dziewczynami – mruczała Rohanna, najwyraźniej zupełnie nie rozumiejąc prostych słów, które wzięła za tajemniczość, i oparła się na łokciach o blat, puszczając do nowej oczko.
        Kimiko jednak nie żartowała, chcąc ostatecznie wyjaśnić nieporozumienie, gdy za jej plecami rozległ się stukot obcasów, podrywający dziewczęta na równe nogi. Wszystkie oprócz Helen, która z rozdziawioną buzią, wspartą na jednej dłoni wpatrywała się w panterołaczkę, zaraz jednak pogoniona surowym tonem przybyłej damy niemal przeskoczyła krzesło umykając do swoich obowiązków.
        - Dzień dobry – odpowiedziała uprzejmie Kimiko, nieco zaskoczona poufałym dodatkiem do powitania.
        Obrzuciła elegancką kobietę szybkim spojrzeniem, na które Mary odpowiedziała uważnym wzrokiem, nie dostrzegając pantomimy rudowłosej kurtyzany, która z kolei wywołała u brunetki rozbawiony uśmiech, szybko skryty za kubkiem z herbatą, nim surowa zarządczyni nie zniknęła z pomieszczenia. Dopiero wtedy Kimiko westchnęła z ulgą i potrząsnęła głową, usiłując odnaleźć się w tej sytuacji, która jeszcze przed momentem wyglądała, jak wyjęta z przedstawienia komediowego, a teraz wywoływała uczucie, jakby się właśnie zsiadło z karuzeli. Czyste szaleństwo.
        - Dziękuję za śniadanie, Rika, było naprawdę pyszne – powiedziała do kucharki, wstając i podchodząc do niej ze swoim talerzem, który dziewczynka szybko zabrała. Panterołaczka zaraz wróciła po następne naczynia, chcąc szatynce pomóc w sprzątaniu, ale ta znów zabrała jej wszystko z dłoni, delikatnie wskazując, by dziewczyna usiadła.
        - Daj spokój, pomogę ci trochę, masz mnóstwo roboty pewnie z taką ilością ludzi – próbowała ją przekonać, ale niemowa tylko znów złapała ją za ręce i poprowadziła do stołka, z szerokim uśmiechem nakazując jej gestem, by tam została, aż brunetka nie uniosła dłoni w geście poddania. Dopiero wtedy Rika skinęła jej głową z wdzięcznością i wróciła do sprzątania, a w kuchni znów pojawiła się ognista czupryna.
        - Jeśli masz na myśli tą elegancką babkę, to tak – Kimiko uśmiechnęła się wesoło na wyraz ulgi na twarzy Rohanny, a ta zaraz klapnęła koło niej.
        - To Mary. Kiedyś Maria, ale stwierdziła, że to za mało kontynentalne imię – przewróciła oczami. - A teraz jest Krwawą Mary, oczywiście gdy nie słyszy – zachichotała dziewczyna i obrzuciła Kimiko czujnym spojrzeniem nieustępliwego śledczego, po chwili znów złowróżbnie ćwierkając, na co złodziejka już jawnie przewróciła oczami.
        - Rohanna, to naprawdę nie tak jak myślisz, my wcale nie… - urwała niechętnie, gdy uwaga kurtyzany rozproszyła się zupełnie.
        Kimiko uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową, pewna że i tym razem nie dotarła do rudzielca. Zerknęła przez ramię na Dagona. I o diable mowa. Z rozbawieniem pomachała palcami oddalającej się kurtyzanie, której spojrzenie wróżyło dalszy ciąg przesłuchania i wstała, podchodząc do Bajera. Na końcu języka miała stwierdzenie, że to śniadanie uszami jej wyszło, ale nie chciała sprawić przykrości Riki, która mogłaby nie zrozumieć, co dziewczyna miała na myśli.
        - Tak, Rika świetnie gotuje – powiedziała więc zamiast tego, wywołując rumieńce na zaokrąglonych od uśmiechu policzkach niemej szatynki, ale gdy ta nie patrzyła złodziejka przysunęła się bliżej do Laufeya i walnęła go lekko piąstką w brzuch. Żartobliwie i niegroźnie, ale niech sobie elegant nie myśli, że mu żarty ujdą płazem. Odsunęła się akurat na wejście kolejnej dziewczyny, tym razem o krótkich miedzianych włosach, która zatrzymała się w progu, spoglądając orzechowymi oczami na obecnych.
        - Dzień dobry szefie. – Uśmiechnęła się nieco zaskoczona i przeniosła wzrok na Kimiko. – O, mamy nową dziewczynę? Cześć, jestem Mikeila – powiedziała przyjaźnie, nie dostrzegając kręcącej przecząco w popłochu głową Riki, która wielkimi oczami próbowała ostrzec koleżankę, niestety nadaremne.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon stanął w drzwiach, początkowo wcale się nie odzywając. Zaczął słuchać zaprzeczeń brunetki, ale dziewczyna niestety nie dokończyła zdania. Jego obecność zdradził wzrok Rohanny, jednocześnie niwecząc plany podsłuchania chyba całkiem zabawnej dyskusji. Możliwość rozrywki wnioskował po specyficznym zrezygnowanym tonie Kimiko. Biorąc też pod uwagę zadziorne spojrzenia rudzielca dziewczyny musiały dyskutować o czymś ciekawym.
        Zamiast odprowadzać wzrokiem znikającą kurtyzanę, która kusiła powabnymi ruchami, patrzył na podchodzącą do niego brunetkę. Dziewczyna stanęła chwaląc śniadanie, ale gdy tylko mała kucharka się odwróciła, sprzedała mu niespodziewanego kuksańca. Tłumiąc śmiech, gdyż domyślał się, ze coś przeskrobał, tylko jeszcze do końca nie wiedział co, a kara była komiczna, spojrzał na dziewczynę z zupełnie niewinnym i pytającym wyrazem twarzy.
        Próby wykoncypowania przyczyny przerwało wejście kolejnej dziewczyny. Powitanie odwzajemnił skinięciem głowy, a potem przyglądał się pantomimie Riki po pytaniu jakie padło. Chociaż jednak dziewczynka dawała z siebie co mogła, zupełnie nie zrozumiał przekazu. Adresatka w osobie kurtyzany chyba również nie pojęła informacji mimo starań Riki. Na koniec zaś dziewuszka przyłapała rozbawione oczy czarta, spłonęła rumieńcem opuszczając główkę i tym intensywniej wróciła do pracy, jakby chciała zniknąć.
Na twarzy Bajera zagościł bezczelny uśmieszek, gdy on powoli zaczynał domyślać się za co prawdopodobnie dostał. Faktycznie nie uprzedził dziewczyny gdzie idą na to śniadanie. Nie mówił też, że zostawi ją samą. Ale przecież nie zamierzał kota niańczyć. W hotelu bez stresu “polowała” sama, a dziewczynki nie stanowiły przecież zagrożenia. Potrafił nawet zaryzykować stwierdzenie, że były sympatyczne więc Kimiko powinna miło spędzić czas z innymi dziewczynami. Poza tym pantera sama również nie pytała gdzie idą mimo iż snuli się po korytarzach i weszli do nieznanego mieszkania.
Zaraz też padło trochę bardziej zrozumiałe zdanie, wcale nie mniej zabawne niż złość Kimiko i pokaz Riki. Diabeł nie palił się do sprostowania komicznego nieporozumienia. Wręcz przeciwnie. Zachowując niewzruszoną twarz spojrzał najpierw na rudzielca i zapytał z ładnie odegranym zdziwieniem:
        - Naprawdę?
        - Podjęłaś nową pracę? - Spojrzał na Kimiko wstrzymując śmiech, strojąc sobie żarty z panterołaczki. - Co za przedsiębiorcze stworzenie - drwił bies. Potem już tylko parsknął śmiechem, nic sobie nie robiąc z potencjalnej bury i wywołując pytające spojrzenie Mikeili oraz całkowite zagubienie Riki.
        - Już, już, wybacz - zarechotał na koniec, obejmując ramiona Kimiko, zachęcając ją do wyjścia z kuchni.
        - Na razie dziewczyny - pożegnał się krótko. A Mikeila poszukała wzrokiem Riki. O co tu na bogów chodziło?

        Wyprowadził brunetkę na korytarz i tą samą drogą, przez podwórko, wrócili na zaplecze baru.
        - Uprzedzam, za kotarą jest zamtuz. - Ze śmiechem wskazał czerwoną zasłonę ignorując możliwe konsekwencje ciągnięcia tematu. Pomyłka - chociaż jak się zastanowić, faktycznie mógł ją przewidzieć gdyby się chociaż chwilę zastanowił - była zupełnie nieszkodliwa i w opinii Laufeya całkiem zabawna.
        - W dół masz piwnicę baru - kontynuując wycieczkę krajoznawczą, wskazał ukryte w rogu schody, wciąż podśmiewając się pod nosem. Potem zniknęli wśród cieni baru, gdzie ten sam barman krzątał się między stolikami.
        - Bar otwierają po południu. Dzisiaj zmianę ma Derek - opowiadał czart, przechodząc obok fortepianu. Blondwłosy barman słysząc swoje imię, zasalutował zawadiackim gestem na powitanie nie odrywając się od pracy, chociaż poza wzrokiem wędrujących gości, odprowadził ich ciekawskim spojrzeniem.
        - Jest jeszcze Filip - dodał piekielnik, wprowadzając Kimiko do wejścia.
        - Carl - przedstawił ochroniarza, który tym razem skinął w stronę brunetki.
        - Wyjść na zewnątrz możesz tędy lub przez podwórko i bramę zewnętrzną - wyjaśniał czart, prowadząc dziewczynę schodami na powrót do mieszkania.
Przesuwne drzwi do jedynego pokoju w całym pomieszczeniu, teraz były otwarte. Wnętrze było raczej oszczędne i bezosobowe. Jedynym osobistym elementem była torba Kimiko, leżąca na kanapie w dziennej części. Łóżko znajdujące się w drugiej części, było już zasłane było świeżą pościelą, na niej złożona leżała piżama w postaci pożyczonej koszuli.
        - Twój pokój - gestem zachęcił dziewczynę do wejścia do pokoju.
Z tą częścią mieszkania była całkiem śmieszna sprawa. Dlaczego jej nie wyburzył, nigdy się nad tym nie zastanawiał. Zostawił dwa pokoje, przebudowane na otwartą modłę pasującą do reszty apartamentu, ale z jakiegoś powodu nie włączył ich do reszty wnętrza. Nigdy nie planował miewać gości i ich nie zapraszał. Co więc skłoniło czarta do pozostawienia zamkniętej wysepki pośród otwartego morza, to właśnie był cały dowcip. Nie wiedział, a teraz okazało się być jak znalazł.
        Od rana wypił już dwie whisky, ale podszedł do barku po kolejną. Napełnił szklankę i usadowił się na jednej z kanap. Rozparł ramiona na oparciu i popijając alkohol, z zaciekawieniem przyglądając się panterołaczce.
        - Ale całe mieszkanie jest do twojej dyspozycji. - Uśmiechnął się wesoło, przypominając wcześniejszą deklarację.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko już nawet nie spodziewała się po Dagonie, że sytuację sprostuje. Podejmowanie jednak szopki, jeszcze z taką pełną powagą ostatecznie wprowadzającą Mikeilę w konsternację, wywołało już mordercze spojrzenie panterołaczki, którym przyłapała diable oczy. Dowcipniś się znalazł. Ale oczywiście nie odpuścił.
        - Bajer… - zamruczała powoli i ostrzegawczo, widząc czający się w kątach diablich ust uśmiech, a na drwinę już fuknęła butnie, sprzedając mu kolejnego kuksańca, nieco mocniejszego.
        - Ty mi najpierw za jedną robotę zapłać – prychnęła.
        Było jednak widać, że boczy się bardziej dla zasady albo by się poprzepychać z czartem, niż mając faktycznie jakieś pretensje. Zwłaszcza, że kącik ust drgał jej lekko w powstrzymywanym uśmiechu, gdy widziała nieznacznie rozchylone w wyrazie zdziwienia i zupełnego braku zrozumienia usta Mikeili, która skakała spojrzeniem od swojego szefa do obcej dziewczyny i z powrotem, później szukając wyjaśnień u Riki. Ta jednak tylko wzruszyła ramionami. Nawet gdyby całą sytuację rozumiała (a nie rozumiała do końca i nawet nie wiedziała, czy chce rozumieć), to i tak by nie udzieliła wyjaśnień. Wszystkie dziewczyny migały trochę, by móc się z kucharką minimalnie komunikować, ale ograniczało się to tylko do prostych pytań, które dziewczynka słyszała, i tylko nie mogła na nie odpowiedzieć. Wtedy kilka prostych gestów załatwiało sprawę, ale to co się tutaj działo zdecydowanie przerastało jej możliwości, jak również migowe zdolności kurtyzan.
        Kimiko zaś uśmiechnęła się już jawnie, gdy bies parsknął powstrzymywanym długo śmiechem, kręcąc się jednak w jego objęciu i trącając czarta biodrem, gdy szli.
        - Oj no przecież się nie gniewam, fajne masz dziewczyny. Dziękuję za śniadanie Rika, do zobaczenia!
        Mikeila nadal nie zamknęła buzi, spoglądając na Rikę, która tylko uniosła dłonie, kręcąc przeczącą głową i wróciła do swoich obowiązków. Ona nic nie wie, ona tu tylko sprząta.

        - Dowcip ci się wyostrzył ostatnio – zauważyła niewinnym tonem, gdy wracali do poprzedniej części kamienicy. Wtedy zwracała dużą uwagę na drogę i budynki, teraz skupiając się na tym, co wcześniej przeoczyła. Radosne śmiechy dobiegające zza drzwi, które mijali idąc korytarzem. Czujne spojrzenie pozornie niezainteresowanego nimi przechodnia w bramie, którego widziała też wcześniej, gdy dopiero szli na śniadanie. Sugestywność czerwonej kotary w korytarzu, gdy weszli z powrotem na zaplecze baru.
        - Teraz uprzedzasz. Teraz to wiesz… – mruczała, zaglądając ciekawsko w każdym wskazywanym jej po drodze kierunku.
        Skinęła do jasnowłosego barmana z miłym uśmiechem, przenosząc zaraz spojrzenie na fortepian. Widywała już te instrumenty w karczmach, ale tamte były stare i zniszczone, nie tak piękne i lśniące czernią jak ten. Pociągnęła jeszcze spojrzeniem za nietypowym przedmiotem, odchodząc później dalej z czartem. Kolejnym skinieniem przywitała się z Carlem i przytaknęła Dagonowi, zerkając na drzwi wejściowe, a później wspinając się po schodach na górę.
        Od razu zauważyła różnicę we wnętrzu, gdy otwarte do jedynego zamkniętego pomieszczenia w mieszkaniu drzwi uchyliły rąbka tajemnicy. Kimiko spojrzała niepewnie na czarta, ale zachęcona weszła do środka, rozglądając się z ciekawością. Dzienne wnętrze było skromne, zawierając w sobie tylko krótką kanapę i stoliczek, a otwarte przejście prowadziło do sypialni, w której stało dwuosobowe łóżko, a obok niego niewielka szafeczka ze stojącą na niej oliwną lampką. Nie było nawet szafy ani komody, gdy założono przechowywanie ubrań w garderobie. To było tyle. Aż tyle. Jej pokój? Nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości.
        Dziewczyna stała jak wryta pośrodku pomieszczenia, z trudnym do odczytania wyrazem twarzy spoglądając na swoją torbę na kanapie i złożoną na wielkim łóżku męską koszulę. Zerknęła przez ramię na Dagona, który poszedł zrobić sobie drinka i wróciła niepewnym spojrzeniem do wnętrza, nie mając pojęcia, co zrobić z mętlikiem w swojej głowie. Póki co wyszła więc do głównej części piętra i podczas gdy Laufey odchodził na kanapy, ona nalała sobie trochę whisky, wypijając ją duszkiem. W dupie miała, że nie było południa. Odetchnęła głębiej i dolała sobie alkoholu, tym razem już odchodząc ze szkłem od barku i ruszając wolnym krokiem przez salon, trzymając się bliżej ścian. Czujne ślepia spoczęły na mężczyźnie, gdy powtórzył szumną deklarację, której panterołaczka wciąż się podświadomie opierała.
        - Jak długo mogę zostać? – zapytała, zachodząc aż do kąta z biblioteczką i z uwagą śledząc tytuły wyryte na grzbietach książek. Dopiero po chwili spojrzała znów na Dagona i podeszła do niego, siadając obok na kanapie i wspierając się bokiem o oparcie pod jego ramieniem. Obejmujące szklankę dłonie złożyła na łydce zgiętej na siedzisku nogi i zerknęła na diabła. – Nie chciałabym nadużyć twojej gościnności. Może w zamian znów coś dla ciebie ukradnę? – Uśmiechnęła się wesoło, a chociaż jej słowa brzmiały żartobliwie, złodziejka mówiła zupełnie poważnie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Chociaż oględnie i raczej powierzchownie, czart oprowadzał Kimiko po kamienicy niczym przewodnik wycieczki. Wcześniej nic nie mówił licząc zarówno na pytania panterołaczki jak i jej zainteresowanie oraz inicjatywę. Zakładał, że chętnie dowie się wszystkiego na własną rękę, ukazywała się w końcu jako dość ciekawskie stworzenie. Dziewczyna jednak zachowywała swoisty dystans i powściągliwość, prawie do niej niepasujące lub zwyczajnie ujawniające się gdy była zestresowana. Tak więc trochę z przyzwoitości zapoznawał brunetkę z wnętrzami, a trochę dla żartu, często mówiąc rzeczy oczywiste.
        Podobnie złodziejka zachowywała się w mieszkaniu. Niby nie wyglądała na zestresowaną, z drugiej strony była spięta zupełnie jak w chwili gdy zobaczyła jego rogi. Może na mniejszą skalę, ale poruszała się równie ostrożnie. Zupełnie, jakby podłoga miała zapłonąć, lub gdyby na otwartej przestrzeni jej coś groziło.
Dagon przyglądał się Kimiko mniej natarczywie niż rankiem. Powierzchownie zajęty sobą, spoglądał na dziewczynę znad szklanki, dając jej więcej przestrzeni na aklimatyzację. Złodziejka na balu nie wyglądała na tak ostrożną jak teraz w mieszkaniu. Podwójny chlupot nalewanego alkoholu tylko utwierdził diabła w słuszności opinii co do spięcia dziewczyny.
Brunetka przez chwilę jeszcze przemieszczała się po wnętrzu, na najdłuższy moment w całym zwiedzaniu, zatrzymując się przed biblioteczką.
        - Dopóki się nie znudzisz - odparł, przyglądając się zainteresowanej złodziejce. Regały nie kryły porywających pozycji. Większość książek opowiadała o krajach Alaranii, o ich ustrojach czy nawet dynastiach z kompletnymi herbarzami rodów szlacheckich, swoje miejsce miało kilka ksiąg o ziołach i roślinach mających szczególne właściwości. Można było odnaleźć kilka pozycji o ekonomii czy mitologii niektórych ras, ale co było ciekawe na jednej z półek siedział cichutko tomik poezji elfickiej, oczywiście w oryginale. Mogłoby się zdawać śmieszy wybór, miał jednak swój głębszy cel jak wszystkie działania Dagona. Laufey był w trakcie nauki elfickiego, a książkę sprezentował mu najbardziej podręczny nauczyciel wszystkiego co długouche czyli oczywiście nikt inny jak Chrysant Balboette. Zapewne podobny podarek był częściowo żartem, ale miał szeroki wachlarz używanych słów i rozmaitą składnię, zależnie od autorów, więc sprawdzał się doskonale. Gdyby było inaczej, tomik nie zagrzałby ani chwili w czarcich rękach, o miejscu w biblioteczce nie wypominając. Zaraz potem brunetka skierowała się do części wypoczynkowej.
        Chociaż po apartamencie krążyła jak uwięziona dzika pantera, a całą drogę po kamienicy wędrowała z nim grzecznie i cichutko niczym mała dziewczynka, to peszyła ją najwidoczniej nowa sytuacja nie sama osoba diabła. Na niego spoglądała niezmiennie pogodnie a nawet mając do dyspozycji mnóstwo miejsca, dziewczyna usiadła tuż pod jego ramieniem.
Spojrzał w wesołe kocie oczy, przechylając nieco głowę, by lepiej widzieć lśniące szmaragdy o pionowych źrenicach i odpowiedział na propozycję.
        - Chwilowo nie mam etatu dla złodzieja, chociaż pomysł jest kuszący - odezwał się swobodnie, cały czas spoglądając na urocze stworzenie.
        - Ale wystarczy, że nie będziesz drapać mebli ani spraszać gości, a możesz zostać tak długo jak będziesz chciała i nie musisz się odwdzięczać - wymruczał nisko, przesuwając rękę bliżej siedzącej pod nią złodziejki. Z sympatią pogłaskał czarne włosy i kocie uszka. Gest nie był podstępny ani zadziorny, a niespotykanie jak na diabła ciepły i jakby troskliwy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Odkąd wczoraj pojawili się w jego mieszkaniu, Dagon zdawał się nie spuszczać jej z oczu, nie licząc zostawienia jej samej na noc. W rozbawieniu przyszło jej na myśl, że wygląda, jakby pilnował, czy dziewczyna niczego mu nie ukradnie, ale widziała, że obserwuje ją z ciekawości. Albo coś kombinował. W każdym razie nie przeszkadzało jej to specjalnie, sama długo się go uczyła, a i tak po tym tygodniu była pewna tylko tego, że niczego nie może być z nim pewna. Darowała więc sobie dalsze analizy Dagona Laufeya i dopóki nie zachowywał się, jakby knuł bardziej niż zwykle, dawała mu minimalny kredyt zaufania. Etap, w którym bała się, że gdy odwróci się do niego plecami, on założy jej worek na głowę i panterołaczka ocknie się w jakiejś klatce, mieli już raczej za sobą. Teraz pozostawała jej zwykła podejrzliwość, z której chyba nigdy się nie wyleczy, ale która była też raczej niegroźna i zazwyczaj ratowała życie. Okazjonalnie też sprawiając przykrość komuś, kto liczył, że dziewczyna duszę przed nim otworzy, a przynajmniej tą połówkę, którą ponoć posiadała, ale mówi się trudno.
        Dlatego teraz po raz drugi zwiedzała niespiesznie mieszkanie czarta, ucząc się go na swój sposób, przyzwyczajając do struktury podłogi, rozmieszczenia ścian i mebli, a nawet panującej tu temperatury. Podświadomie zapamiętywała odległości między naturalnymi przeszkodami, skrzypienie niektórych desek, po których stąpała i przyzwyczajała się do nietypowej, otwartej przestrzeni piętra. Gdyby nie meble i ogólny porządek, mieszkanie można by wziąć za pustostan. W świetle dnia nie wyglądało ono wcale inaczej niż wczoraj, ani nawet bardziej przytulnie, ale i tak jej się podobało.
        Zwłaszcza biblioteczka, która skradła najwięcej uwagi złodziejki. Kimiko niespiesznie przeglądała tytuły, wypatrując interesujące ją pozycje i to chyba na razie miała być największa swoboda z jej strony, gdy pożyczy sobie książkę, by poczytać ją wieczorem przy świecy. Osobną sprawą było to, że tak jak oceniała szybko ludzi na pierwszy rzut oka, tak lubiła dowiadywać się o nich więcej, a w jej skromnej opinii zasób biblioteczki odzwierciedlał naturę gospodarza bardziej niż można się było spodziewać. Kącik ust uniósł jej się lekko, gdy brunetka dostrzegła książkę o zielarstwie, obierając ją jako swój pierwszy cel, by odkurzyć nieco nieużywaną ostatnimi czasy w praktyce wiedzę. Było wiele rzeczy, za które była wdzięczna Zonie, a nauka zielarstwa znajdowała się na szczycie listy, nawet jeśli, jako dziecko Kimiko nie umiała docenić przekazywanej wiedzy.
        Uśmiechnęła się szerzej do książek, słysząc diablą odpowiedź na jej pytanie i spojrzała na niego z lekką pobłażliwością.
        - A jeśli ty znudzisz się szybciej? – zapytała czepliwie, wyraźnie się drażniąc.
        W końcu też podeszła do mężczyzny, siadając wygodnie zaraz u jego boku i słuchając spoglądała spokojnie w czarcie oczy. Kolejne słowa Dagona odebrała z niejakim rozczarowaniem i opuściła lekko głowę, przyglądając się resztkom bursztynowego trunku w szklance, którym bawiła się, poruszając lekko naczyniem.
        - Szkoda – mruknęła, wzruszając ramionami. Nie dodawała nic więcej, bo nie wydawało jej się to konieczne. Raczej jasne, że wolałaby odpracować jakoś swoje utrzymanie niż tak po prostu kogoś obarczać swoją obecnością. Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie do bezinteresownej gościnności nie była nawykła, a i Laufey na specjalnie charytatywną osobę nie wyglądał.
        Prychnęła pod nosem cichym śmiechem, słysząc nawiązanie do niedrapania mebli i niespraszania gości, ale ledwo zdążyła podnieść na Dagona karcące spojrzenie, a złagodniało ono pod czułym dotykiem. No co za diabeł no! Uśmiechnęła się wesoło, czując głaskanie po włosach, a spod leniwie półprzymkniętych powiek zerkały tylko na czarta wciąż czujne ślepia. Przez chwilę nic nie mówiła, walcząc z własnymi odruchami, myślami i pytaniem, które już od dawna miała na końcu języka, w który zawsze jednak zdążyła się ugryźć, nim je palnęła bez zastanowienia. Było głupie, a odpowiedź i tak nie będzie prawdziwa, więc po raz kolejny dała sobie spokój i tylko westchnęła cicho, opierając w końcu głowę o ramię Dagona i przymykając oczy.
        - Dzięki – zamruczała. – Postaram się nie przeszkadzać. I nic tobie nie kraść – zaśmiała się cicho gdzieś przy jego szyi. – Dzisiaj chcę pozwiedzać miasto, chociaż i tak pewnie zejdzie mi trochę czasu, nim je poznam. Dobrze się domyślam, że ta cała kamienica jest twoja? To piętro, i bar, i zamtuz… i to mieszkanie nad nim pewnie też?
        To, że panterołaczka była milcząca nie oznaczało, że nie miała pytań. Po prostu wcześniej nie chciała Laufeya co krok ciągnąć za rękaw i wskazywać na coś palcem, szepcząc pytania do ucha. Wolała obserwować. Teraz zaś chyba mieli chwilę, by porozmawiać, więc uznała to za dobrą okazję do wyjaśnienia wątpliwości, które nagromadziły się od wczorajszego wieczoru. Poza tym i szok swoje zrobił. Przez myśl jej nie przeszło, że Laufey ją zaprowadzi na śniadanie do mieszkania kurtyzan, a już na pewno, że zostanie pomylona z nową pracownicą. Nie obraziła się, bo i niby czemu, dziewczęta nawet w nocnych koszulach były bardziej strojne niż ona, to po pierwsze, a po drugie i tak nie miała w zwyczaju oceniać innych. Sama by sobie takiego losu na pewno nie wybrała, ale potrafiła przyjąć do wiadomości, że inni mają odmienne zdanie, a także wyobrazić sobie, że niektórzy nie mają po prostu wyboru. Jej się poszczęściło i nawet gdy wylądowała na ulicy to okazało się, że może spokojnie wyżyć ze złodziejskiego fachu, wiedziała jednak, że bywa różnie.
        W końcu jednak najwyraźniej doszła do siebie, a na pewno lepiej czuła się w znajomym towarzystwie, które właśnie zarzucała pytaniami. Chciała dowiedzieć się, co jej się uda, nim Laufey zacznie mącić, a później zrobi jak zapowiedziała, czyli ruszy zwiedzać Nową Aerię.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Podłapał kocie spojrzenie traktujące go z żartobliwym dystansem. Zaprzeczać ani składać długoterminowych obietnic nie chciał, w tej chwili kłamstwo by go zupełnie nie bawiło. Kącik diablich ust powędrował w górę. Pierwszy raz odczuwał podobne zainteresowanie, skąd więc mógł wiedzieć jak długo ono potrwa? Polubił kota wystarczająco, by po wszystkim nie wystawić dziewczyny na licytacji, zaraz po obrazie. Wyrzucić jej na bruk raczej też nie zamierzał, w końcu współpraca miała trwać do nowego roku, wraz z nim ich drogi miały się rozejść. Każde znów wróci do swojego życia. Jeżeli wcześniej kotek przestanie być zajmującym zjawiskiem, to przecież zwyczajnie nie musiał wracać do mieszkania. Standardowo rzadko w nim bywał. Zazwyczaj wędrował z miejsca na miejsce, załatwiając swoje interesy, do mieszkania wpadał odpocząć i znów ruszał w drogę. Kot na chacie nie musiał nic zmieniać.
Chociaż chwilowo wpadanie do mieszkania by poobserwować reakcje panterki, zdawało się zabawnym pomysłem. Miał wiele znajomości, ale raptem maleńka garstka z nich była bezinteresowna. Zawsze jednak były to luźno towarzyskie kontakty, czasem przy okazji podparte wspólnymi interesami, ale nie zależeli od siebie w żaden sposób. Zwykle byli równymi sobie na szczebelkach drabin miejskich, społecznych czy biznesowych. Teraz zaś wszystko było zgoła inaczej. Trochę tak jakby właśnie sobie sprawił domowe zwierzątko.
        Przyglądał się właśnie jak zawiedziona złodziejka mieszała whisky spoglądając w szklankę. Nie robił typowo w kradzieżach i nie dlatego pozwolił Kimiko zostać. Ale znajomość zręcznego złodzieja zawsze mogła się przydać, jak było w przypadku obrazu, czy jakby potrzebował go ktoś inny.
        Bury za porównanie do prawdziwego kota nie otrzymał, wcześniej wykpiwszy się pieszczotami, co tylko dodatkowo bawiło. Przymrużone, zadowolone oczy przyglądały mu się chwilę, nie ujawniając kocich myśli, nim dziewczyna odetchnęła układając się na jego ramieniu. Uśmiechnął się, prychając cicho zarówno na deklarację, jak i zupełne oswojenie się złodziejki, chociaż sam wciąż nie wiedział co do końca myśleć o podobnym wyrazie zaufania. Nawet jeśli już przeszedł do porządku dziennego ze świadomością sympatii do dziewczyny o nieczęstej u niego skali, to wciąż nie bardzo wiedział co z tym dalej czynić. Ani czego tak naprawdę chciał, ani czy podobne wtulanie się w jego objęcia podobało mu się, czy budziło drwinę. Czart oparł policzek o włosy Kimiko, gdy oddechem łaskotała skórę.
        - Dobrze, od razu czuję się bezpieczniej - wyszeptał w czarne pasma, za moment przytakując. - Cała kamienica należy do mnie. - Dopiero teraz uwolnioną rękę zsunął z oparcia by oprzeć ją na plecach dziewczyny. Przeszkadzać nie będzie, to oczywiste. Zupełnie nieświadomie Kimiko nawiązała do jego poprzednich przemyśleń. By mu utrudniać życie, musiałby tu często bywać, a czart w zasadzie potrafił obyć się bez mieszkania. Chwilowo to kot mógł być większą motywacją do powrotów niż samo posiadanie apartamentu.
        - Zdecydowanie zabraknie ci jednego wieczoru - dodał. - To miasto jest jedyne w swoim rodzaju, ostoja rozmaitych kultur i niekończących się możliwości. Nie będziesz się nudzić - pogłaskał ramię panterołaczki i dopił whisky.
        - A teraz baw się dobrze, ja uciekam pozałatwiać parę spraw - wymruczał wymykając się z objęć.
Zabawa zabawą, chwilę odsapnął, ale kociak w domu nie zmieniał faktu, że miał do dogrania ostatnie i kluczowe elementy zobowiązania. Pora również była odpowiednia by złożyć wizytę jednemu urzędnikowi. Nie zamierzał ścigać go nocami po ulicach, zaułkach czy domostwach. Nikt z jego pozycją nie chodził bez ochrony, to zaś wiązałoby się ze wścibskimi uszami nastawionymi na ewidentnie nieoficjalne rozmowy, które bardzo szybko mogły naprowadzić na oczywiste wnioski. Nie, Laufey zamierzał wejść i wyjść drzwiami, legalnie i za dnia, nie budząc najmniejszych podejrzeń.
        Szklankę zostawił na barku i pewnym krokiem ruszył oczywiście do łazienki. Wróżka wcale nie wyolbrzymiała, narzekając na czarta, który faktycznie potrafił przebierać się kilka razy dziennie. Cóż się dziwić, garnitur po nocy spędzonej w zaułkach i mrocznych zakamarkach miasta, nawet jeśli bies nie tylko nie zwykł brudzić sobie rąk ale i mankietów, niekoniecznie nadawał się na oficjalne wizyty. Gdy zaś już zabrudził mankiety, tym bardziej należało się przebrać.
        Zmył z siebie miasto i z rozpuszczonymi włosami przeszedł do garderoby. Normalnie we własnym mieszkaniu nie zadawał sobie trudu okrywania się czymkolwiek. Jeśli nocował w zajazdach zwykle z odrobiny odruchowego taktu, korzystał z jakiegoś przejściowego przyodziewku lub chociaż ręcznika. Teraz to właśnie niedbale zawiązany na biodrach ręcznik chronił oczy ewentualnych gości.
Sprawnie skompletował garnitur i poszedł po wiszący przy wejściu kapelusz. Potem nie kłopocząc się schodzeniem po schodach, zniknął.
Wróżce zostało sprzątanie zdjętych ubrań, które leżały na podłodze, gdy bies nawet nie pofatygował się ich względnym zebraniem, oraz ręcznika, który rzucony na podłogę w garderobie, tam już pozostał. Pokojówka zaś miała do pozmywania zużyte szklanki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dziewczynie bardzo łatwo udało się wpasować w diable ramiona, wręcz naturalnie znajdując tam dla siebie miejsce. Przekręciła się tylko lekko, opierając kolanem o diable uda i zapadła w objęciu, uśmiechem przyjmując zarówno głaskanie, jak i kpiące słowa mężczyzny. Nadstawiła ucha, gdy mówił o Nowej Aerii i zaskoczył ją pewnością siebie, z którą zachwalał miasto. Nie by sam brak wątpliwości ją dziwił, bo to akurat cechowało praktycznie każdą wypowiedź czarta, ale nie spodziewała się aż tak interesującej odpowiedzi. Oczywiście rzeczywistość zweryfikuje sama, ale miło było mieć pozytywne nastawienie podczas zwiedzania, nawet jeśli ona sama umiała znaleźć coś interesującego w każdym miejscu, w którym się znalazła.
        - To dobrze, że mam na to prawie dwa miesiące. – Uśmiechnęła się lekko i podniosła nieznacznie, wypuszczając Dagona i opierając się ponownie w kanapie, gdy ten odchodził. Dopiła whisky i dopiero gdy mężczyzna zniknął w łazience, ona wstała, kierując się do swojego pokoju.
        Zabrała z kanapy torbę i przeszła do części sypialnej, zgrabnie wskakując na łóżko i tam wysypując zawartość bagażu na białą pościel. Wtedy też rozległy się dzwoneczki i do kociego azylu zawitała wróżka, przez chwilę latając po pomieszczeniu, śledzona przez zielone ślepia, a później przysiadła na jednym z pudełeczek z biżuterią, machając wesoło do kotka.
        - Cześć maluchu – zamruczała Kimi i na kolanach zaczęła przeglądać zawartość pudełeczek. Wróżka porwała jeden z naszyjników i podleciała z nim do szyi dziewczyny, przymierzając na niej ozdobę. – Nie Zefir, nie będę ich nosić. – Uśmiechnęła się przepraszająco do rozczarowanej naturianki, która nie rozumiała o co chodzi i podleciała zaraz do innego drobiazgu, lądując z bransoletką na nadgarstku brunetki. - Tego też nie, chcę je sprzedać – powiedziała, a Zefir wyleciała w powietrze piszcząc rozpaczliwie.
        Zaczęła otwierać kolejne pudełeczka i pokazywać na szlachetne kamienie, srebrne i złote łańcuszki, kolczyki, bransoletki i broszki, a ten uparty i dziwny kot wciąż kręcił przecząco głową. Wróżka złapała się za włosy z rozpaczą i wywinęła orła w powietrzu, wracając zaraz do wirowania wokół Kimiko, dzwoniąc nieustępliwie.
        - Zefir nie gniewaj się, ale to moja zapłata. Ja i tak nie noszę biżuterii – mruknęła panterołaczka, a dzwoneczek podleciał do jej piersi i z wyrzutem uderzył rączką o skryty za materiałem bluzki medalion. Tak, widziała go! Nawet do kąpania i spania kot nie ściągał tego brzydkiego metalu, a gardził diamentowymi kolczykami?!
        - To co innego. – Kimiko pokręciła głową i wróciła do przeglądu ozdób. – Ale dziękuję, że spakowałaś je w pudełeczka.
        Zefir splotła ramiona na piersi i odwróciła się do złodziejki plecami, unosząc na wysokości jej wzroku by dokładnie widziała, jak bardzo jest obrażona! Takie ładne rzeczy sprzedawać! Panterołaczka westchnęła cicho i spojrzała po ozdobach, przesuwając palcami po szlachetnych kamieniach. W końcu spomiędzy bogatych drobiazgów wybrała niewielkie okrągłe kolczyki z białego złota, bez żadnych dodatkowych urozmaiceń, i wysunęła je przed sobą na dłoni, by wróżka mogła je zobaczyć, nawet odwrócona plecami.
        - Te sobie zostawię, dobrze? – zapytała przymilnym tonem, a naturianka spojrzała podejrzliwie na kolczyki, a później na kotka. Zaraz też podleciała do jej głowy i obejrzała uważnie uszy, by ponownie tupnąć nogą w powietrzu. Niech kot jej nie oszukuje, nie ma przecież nawet uszu przekłutych! Chyba, że…
        - Tu kolczyki? – zadzwoniła cichutko, gładząc czarne uszko, a Kimiko pokiwała głową.
        - Przekłuję jedno ucho i zostawię sobie te kolczyki. Myślisz, że będzie ładnie? – zapytała, a wróżce zaraz wrócił humor i rozdzwoniła się na dobre, przymierzając podane ozdoby do kociego ucha i kiwając główką z podekscytowaniem. Będzie tak ślicznie! Może jeszcze te? I te? Wrózia zaczęła podnosić kolejne kolczyki ku rozbawieniu dziewczyny, której jakimś cudem udało się w końcu spakować.
        Wszystko to, co zawsze musiała ze sobą nosić, nie mając jednego miejsca, do którego wracała, postanowiła zostawić w pokoju. Zgarnęła więc na stosik wszystkie swoje drobiazgi i skradzione fanty, a do torby wrzuciła tylko spakowaną ładnie biżuterię, papierośnicę, z którą się już nie rozstawała i sakiewkę z monetami. Czuła się trochę dziwnie, zostawiając za sobą część dobytku, jakby podświadomie bała się, że nie będzie ich tutaj gdy wróci albo co gorsza – ona nie wróci, jednak nie było sensu targać się ze wszystkim po mieście. Kuszę zostawiła opartą o nogę łóżka, jeden nóż schowała w cholewie buta, sznurując go nieco mocniej, drugi zaczepiła o pasek od spodni i przytroczyła do opaski otulającej udo.
        W międzyczasie Zefir trajkotała wesoło, które miejsca Kimiko koniecznie powinna zobaczyć, co brzmiało już, jakby miało wystarczyć na tydzień zwiedzania, ale dziewczyna uśmiechała się, potakując uprzejmie. Na koniec zaś wrózia zniknęła na moment po czym wróciła z jakimś świstkiem. Złodziejka spojrzała na nią pytająco, a naturianka tylko wcisnęła jej zwitek pergaminu w dłoń, pokazała rączką na jej torbę i przytuliła kocią głowę, po czym uciekła szybciutko. Kimiko zaś spojrzała na pergamin i uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie dostała dowód zakupu biżuterii, na podstawie którego będzie mogła ją zwrócić.
        Gdy wychodziła z pokoju drzwi od łazienki były już otwarte, ale nie widziała nigdzie diabła, więc bez słowa opuściła mieszkanie, zbiegając po kręconych schodach. Na dole Carl obrzucił dziewczynę czujnym spojrzeniem, a ona tylko uśmiechnęła się do niego miło i wyszła na ulicę przez główne wejście.

        Ulice zwiedzała z wrodzoną kocią ciekawością, a jednocześnie pełną swobodą kogoś, kto w miejskich zaułkach się wychował. Dzień zapowiadał się wyjątkowo ciepły i duszny, więc nie zabierała nawet ze sobą płaszcza i teraz słońce przyjemnie grzało odsłonięte ramiona, a ogon bujał się beztrosko za wędrującą dziewczyną. O dziwo wiedziała dokładnie, gdzie się kieruje, bo gdy tylko oddaliła się dwie przecznice od kamienicy Laufeya, weszła do najciemniejszej uliczki jaką znalazła i przemieniła się tam w panterę. Przy pomocny licznych gratów składowanych w takich miejscach oraz wystających gzymsów, parapetów i zewnętrznych schodów, wspięła się na dach budynku, a z niego krótkimi susami przemieszczała się w stronę najwyższej kamienicy w okolicy. Dopiero tam zatrzymała się i usiadła nieruchomo na skraju dachu, niczym ociosany z czarnego kamienia posąg, a czujne zielone ślepia powoli ślizgały się po okolicznej zabudowie.
        Każde miasto było w jakiś sposób podzielone na dzielnice, jednak zazwyczaj służyło to jedynie orientacji w terenie i co najwyżej określone kręgi oddalające się od centrum wskazywały poziom zamożności mieszkańców. Tutaj jednak widziała różnice w architekturze tak wyraźne, jak gdyby Nowa Aeria powstała z połączenia się kilku różnych miast, które sklejono razem, nakazując im współistnienie od tego momentu. I wtedy zrozumiała, co miał na myśli Dagon, mówiąc o różnorodności. Ludzie, elfy, zmiennokształtni. Czarna pantera śledziła ich spojrzeniem z góry, zapamiętując zabudowę i przecinające je ulice, po czym obniżyła lekko łeb, ruszając niespiesznie krawędzią budynku. Wiedziała już mniej więcej gdzie iść, a zwiedzanie rozłożyła sobie na poszczególne dzielnice. Dzisiaj zacznie tam, gdzie zgodnie ze wskazówkami wróżki miała znaleźć jubilera.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nie wnikał w kocie plany na spędzenie wolnego czasu. Poświęcał Kimiko i tak znacznie więcej wolnego czasu niż komu- i czemukolwiek. Nawet jeżeli diabeł wolał, by życie opierało się jedynie na przyjemnościach, niestety wpierw trzeba było na nie zapracować. Co prawda nic nie stało na przeszkodzie by w trakcie pracy znaleźć sobie jakąś rozrywkę, ale jednak podstawą był zarobek a zabawa jedynie na dokładkę i przy okazji, jeśli podobna okazja się trafiła. Wątpliwe by tak było tym razem. Dzisiejszy dzień zapowiadał się nudnym jak samo piekło. Wpierw odwiedzić urzędasa i przedstawić mu odpowiednie argumenty, potem dograć kilka drobiazgów i przekazać wiadomość klientowi.
        Kimiko zniknęła, nim czart wyszedł z łazienki, więc wszelkie typowo grzecznościowe zabiegi okazały się zbędne. Zaraz potem i Dagon opuścił mieszkanie, zostawiając po sobie zajęcie dla istot zobowiązanych do dbania o porządek w apartamencie.
Dobry humor wróżki prysł równie szybko jak się pojawił po tym jak pantera obiecała przekuć ucho. Skrzydlata istotka od razu wzięła się za zbieranie i porządkowanie ubrań, zostawiając jednak na ziemi ręcznik i otwartą garderobę oraz łazienkę, w której również należało posprzątać, a one nie należały już do jej obowiązków.

        Helen cichutko weszła po schodach i bardzo ostrożnie uchyliła drzwi zaglądając do pokoju. Żadna z dziewczyn nie gościła w tym momencie u szefa, więc teoretycznie jej oczy były bezpieczne, ale odkąd szef posiadał typowo własną dziewczynę, sprawa znacznie się skomplikowała. Długi warkocz spadł z ramienia, bujając się powoli, gdy mysio-włosa główka wsunęła się po cichu w przestrzeń między futryną a skrzydłem drzwi wejściowych. Było zupełnie pusto…
        Dziewczynka wyprostowała się i już bardziej pewnym krokiem wzięła się za swoje obowiązki. Wysprzątała łazienkę, zabrała do prania ręczniki, a szklanki po whisky do mycia. Uwijała się prawie jak w ukropie, by zdążyć póki mieszkanie było wolne i oczywiście by podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Powycierała kurze, zmieniła pościel, tak profilaktycznie, szybko zerknęła jeszcze czy wszystko było względnie na swoim miejscu i popędziła do mieszkania kurtyzan zdradzić kolejne nowinki.
Helen była straszna gadułą chętnie urozmaicającą sobie monotonię dni wszelkimi ploteczkami. Całe szczęście dla siebie i otoczenia, były one niegroźne, a gadatliwa dziewczynka wiedziała kiedy powinna trzymać język za zębami. W bystrych podskokach i z wesołym uśmiechem wpadła do kuchni.
        - Jeszcze nie ma wieczora, ba nawet południa, a szef z dziewczyną już wyszli - zakomunikowała jakby była to najważniejsza wiadomość dnia, a wszystkich tylko to interesowało.
        - A czy szef ogólnie przesiaduje w mieszkaniu? - zupełnie sceptycznie zapytała jedna z dziewczyn akurat obecnych w pomieszczeniu.
        - No nie… - odparła dziewczynka, tracąc trochę animuszu i rozpędu.
        - To co głupoty gadasz? - sceptyczka dobiła kolejny gwóźdź.
        - No bo czy to nie ciekawe, że zniknęli tak wcześnie? No i szef ją na śniadanie przyprowadził… - broniła się Helen.
        - Plotkara. Nie masz co robić? - temat zakończyła inna z kobiet. Blondyneczka spuściła głowę i ruszyła do obowiązków. Ale rozmyślać ani myślała przestać. Postać tajemniczego szefa, którego częściej nie było niż był, była wyjątkowo korzystnym obiektem do snucia dziewczęcych konfabulacji i marzeń umilających dzienne obowiązki. Znacznie bardziej niż Krwawa Mary, która w praktyce tutaj rządziła, ale nie była ani trochę interesująca. Poza tymi dwoma osobami, Helen znała tylko pracujące tutaj dziewczyny, więc siłą rzeczy najciekawszą personą wydawał się właśnie diabeł. Biorąc jeszcze pod uwagę, że wiele z nich pracę dostało w mniej lub bardziej ciekawych by nie powiedzieć dramatycznych okolicznościach, a sam czart pozostawał jedną wielką niewiadomą, budził zainteresowanie dziewczynki. Pewnie nie tylko jej, ale tylko ona wyrażała swoje fascynacje.

        W tym czasie Laufey znajdował się już w Trytonii. Urząd celny znalazł bez większych kłopotów. Tak samo jak gabinet kapitana celników. Co prawda w dostaniu się do niego musiał posłużyć się kilkoma sugestiami i zachętami, ale wszystko było wliczone w koszty i doliczone do rachunku klienta.
Skorumpowanie pana Lomaksa było wręcz legendarne, zupełnie jak sama Trytonia. Miasta bardziej brudnego, pełnego szumowin i przekupnych oficjeli ze świecą by szukać. Niby za bezczelną propozycję łapówki można było trafić do lochów. Znaleźć się tam można było również bez powodów, gdy komuś było to na rękę, ale podobnych utrudnień Dagon akurat się nie obawiał. Poza wynagrodzeniem za współpracę, miał też inne argumenty. Już mniej znanym faktem był między innymi sposób w jaki pan Lomaks awansował. Patronat innych urzędników, starszych rangą nie był niczym wymyślnym, chociaż lepiej było gdy oficjalna wersja głosiła “Zatrudniono mnie za moje zasługi i umiejętności” a nie “Mój wujek zna…”, ale już romans z żoną przełożonego mógłby zostać nie najlepiej odebrany. Szczególnie przez przełożonego, który stawał wtedy na pozycji wykorzystanego rogacza.
        Tak więc po ustaleniu wspólnego stanowiska dotyczącego konieczności przeprowadzenia bardzo szybkiej (i jedynie pobieżnej) kontroli dokumentów, z uwagi na delikatny towar, który szybko mógł ulec zepsuciu, Laufey pożegnał celnika.
Skoro tylko kwestię niewłażenia kontrolerów pod pokład mieli zamkniętą, należało sprawdzić czy chłopcy w dokach byli gotowi na przypłynięcie Mizerykordii i przetransportowanie cennego i delikatnego towaru do Demary.
        Dagon nie mógł wyczuć smrodu unoszącego się w nadbrzeżnych ciasnych uliczkach. Odczuwał za to wszechobecną wilgoć, co było znacznie gorsze niż swąd. Mógł do pewnego stopnia opanować swoje odruchy. W końcu to umysł rządził ciałem, nie odwrotnie. Więcej: kąpiele przez lata w Alarani nawet polubił, ale całkowicie nigdy nie pozbył się awersji do wody. Bliskość tak dużego akwenu wcale nie działała na diabła pozytywnie, sprawiając, że był delikatnie rozdrażniony. Wcale też nie pomógł fakt, że ktoś w międzyczasie dał dupy. Statek miał przypłynąć za dwa dni, a konieczny transport jeszcze nie był gotów chociaż uprzedzał.
Następna rozmowa jaką przeprowadził przebiegła nie mniej owocnie jak z Lomaksem, chociaż dla winnego znacznie mniej przyjemnie niż dla celnika. Zanim Laufey uporał się ze wszystkim i wrócił do Aerii, był wieczór.

        Zdawało się, że jesień łagodnie już dawno objęła rządy. Lato jednak wyraźnie chciało odejść z hukiem. Duszne i ciężkie powietrze wręcz stało w ulicach. Gdy więc zerwał się porywisty wiatr, to chociaż podobna chwiejna pogoda nie pasowała do jesiennej pory, łatwo można było przewidzieć co będzie następne. Podmuchy stały się lodowate, niebo zasnuły czarne chmury spod których niedługo później rozległ się pierwszy donośny grzmot. Zaraz potem burza rozpętała się na dobre. Wichura szybko zaganiała wszystkich przechodniów do domów lub chociaż karczm, w poszukiwaniu schronienia, gdy grad zaczął zasypywać ulice. Zanim znalazł swojego gońca, zanim zorientował się w jeszcze kilku tematach, musiał pokręcić się trochę po swoich uliczkach, a tnące świat kawałki lodu ustąpiły miejsca ulewie. Nim skończył, zdążył przemoknąć na dobre.
Zjawił się przy wejściu, z rozmachem zdejmując mokry kapelusz. Rzucił go na wieszak, równie gwałtownie zrzucając przemoczoną marynarkę.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko, już pod swoją ludzką postacią, bez problemu znalazła zakład, do którego kierowała ją Zefir. Gdy tylko weszła do środka, otrzymała podejrzliwe spojrzenie stojącego za lada jegomościa, który chyba miał dość jednoznaczne skojarzenia z osobami jej prezencji. Dziewczyna tylko przywitała się z uśmiechem i trochę dla zabawy (może ciut złośliwie) zaczęła kręcić po pomieszczeniu, przyglądając mrugającym do niej zewsząd błyskotkom. Szła niespiesznie wzdłuż solidnych szklanych gablot, które chyba były równie cenne, jak ich zawartość, i czuła się jak lis w kurniku, zwłaszcza, gdy brwi obserwującego ją jegomościa zjeżdżały się coraz bardziej, uwidaczniając rosnący niepokój i irytację nieproszonym gościem. Bo przecież nie klientem! Dziewczyna wyglądała, jakby mogła go co najwyżej okraść albo odwrócić jego uwagę! Starszy sprzedawca zaraz zaczął wyglądać przez okna, by dostrzec ewentualne zagrożenie, gdy brunetka w końcu do niego podeszła.
        Jego nastawienie nie zmieniło się ani o jotę, gdy dziewczyna zaczęła wyciągać z torby pudełka z biżuterią, wręcz tylko wzmogła się czujność jubilera na widok własnych wyrobów. Był o krok od wzywania straży miejskiej, gdy dziewczyna podała mu dowód zakupu. Zszokowany wpatrywał się we własne, staranne pismo, po czym przeniósł znów spojrzenie na młodą brunetkę przed nim. Kocie uszka wystawały wesoło spomiędzy jej włosów, a ogon bujał się z jej plecami, gdy młódka ze spokojem czekała, aż wypłaci jej należną sumę. A była to suma niemała! Wszak panienka (bo już nie uliczna złodziejka, absolutnie, klientka szacowna, a nasz klient - nasz pan!) nie chciała biżuterii sprzedać, na czym by z pewnością straciła, niewiele co prawda, ze względu na doskonały stan wyrobów, ale zawsze. Ona zakup zwracała i po chwili na jej dłoni wylądowała ciężka sakiewka z bajeczną sumą monet w środku. Zwrócił tylko uwagę na brak jednej pary kolczyków wykazanej na dowodzie zakupu, stąd odpowiednio pomniejszona kwota wypłaty, ale przemiła dziewczyna wyjaśniła, że te sobie zostawiła. Jubiler nie dał po sobie poznać, by wybór tych drobiazgów spomiędzy naręcza kosztowności go zdziwił i z uprzejmym uśmiechem odprowadził klientkę do wyjścia, żegnając ją w ukłonach.
        Kusiło ją do dalszego błąkania się, ale najpierw ruszyła jeszcze w stronę banku. Aż tak spłukana nie była, by zatrzymywać sobie cały łup, a chodzenie z pękatą sakiewką było proszeniem się o kłopoty, nikt nie wiedział tego lepiej od złodzieja. Wypytała więc kilku przechodniów i ostatecznie trafiła do potężnej kamienicy, której fasada górowała nad sąsiednimi budynkami, jasno wskazując na renomę miejsca. Kimiko specjalnie znalazła ten bank, o którym usłyszała, że posiada filie we wszystkich większych miastach, a i w tych mniejszych dość często można go spotkać. Nie uśmiechało jej się krążenie po Alaranii by odzyskać wpłacone pieniądze, a tak będzie je miała względnie pod ręką, w razie potrzeby, a wciąż bezpieczne.
        Z banku wyszła jednak tak skrajnie poirytowana, że aż musiała zjeść precla. Była tam chyba godzinę, jak nic! Jakieś papierki, formalności, cholera nazwisko musiała sobie szybko wymyślić. Ostatecznie przyjęła to wymyślone w Demarze, którym teraz miała się posługiwać, założyła rachunek i wpłaciła znaczną część monet uzyskanych ze sprzedaży biżuterii. Sobie pozostawiła tylko trochę więcej niż to, co miała do tej pory i podgryzając kupiony na ulicznym straganie, specyficzny, ale wyjątkowo smaczny wypiek wróciła do beztroskiego zwiedzania.
        Miasto dosłownie tętniło życiem, a Kimiko chłonęła atmosferę, włócząc się po uliczkach według ustalonego sobie wcześniej planu. Zapamiętywała rozkłady ulic jedynie mimochodem, uwagę skupiając na obserwowaniu zabudowy i ludzi, oswajając się z miejscem. Szukała jeszcze jednej rzeczy, więc z ciekawością zaglądała do różnych kramów, a nawet bardziej eleganckich sklepów, zewsząd wychodząc jednak nieusatysfakcjonowana. W końcu jednak jej uwagę przykuła ciemna witryna i złodziejka zatrzymała się, przyglądając nietypowemu miejscu. Dziwnym trafem wszyscy zdawali się omijać kamienicę, jakby w ogóle jej nie widzieli, a ich spojrzenie przesuwało się od jednego sąsiedniego kramu do drugiego, zupełnie pomijając wypełniony ciemnymi zasłonami wykusz. Panterę jednak coś pociągnęło do środka i weszła ostrożnie z cichym dźwiękiem dzwoneczka. Nim zamknęły się za nią drzwi można było dostrzec podnoszące się znad lady błyszcze w ciemnościach ślepia sprzedawcy.

        Gdy panterołaczka wyszła z powrotem na ulicę był już wieczór. Zaskoczona zatrzymała się za zamkniętymi już drzwiami i spojrzała w ciemniejące niebo. Lejące na ziemię żarem słońce już dawno zniknęło i teraz wiał silny wiatr, zwiastując nagłe pogorszenie pogody. Jak to się stało? Ile ona tam była? Kimiko stała bez ruchu, jak zwykle, gdy nie mogła odnaleźć się w sytuacji i szybko próbowała ogarnąć, co się dzieje. Musiało minąć co najmniej kilka godzin, jest późny wieczór i zaraz ulewa runie jej na łeb, bo czuła wilgoć nosem. Pękata torba kazała jej sprawdzić zawartość, co robiła z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Miała wszystko, czego potrzebowała, a nawet to o czym nie wiedziała, że potrzebuje, a jednak potrzebowała! Momentalnie też sięgnęła do sakiewki, ale brakowało raptem kilku monet, których wartość mogłaby rekompensować pozostałą zawartość torby i to wyjątkowo korzystnie. Panterołaczka spojrzała za siebie na kram, przygryzając w zamyśleniu wnętrze polika, ale wtedy pierwsza kropla deszczu spadła jej na ucho, które zatrzepotało w proteście. Chwilę później niebo rozdarł grzmot, który sprawił że kocie oczy rozszerzyły się w strachu i Kimiko ruszyła biegiem przez miasto, jakby goniło ją samo piekło.
        Do przedsionku baru wpadła zdyszana i przemoczona do suchej nitki. Przez chwilę zawahała się, stojąc w otwartych drzwiach, zza których widać było ścianę deszczu, co tłumaczyło jej wygląd, gdy zamiast Carla zobaczyła w fotelu innego mężczyznę. Wtedy jednak rozległ się kolejny grzmot i Kimiko podskoczyła w miejscu, szybko zamknęła za sobą drzwi, po czym wystrzeliła jak z procy po schodach, przeskakując sprawnie po kilka stopni i wpadając do mieszkania. Nawet nie rozejrzała się czy jest sama, tylko tak jak wpadła, pobiegła do swojego pokoju i sypialni. Szybko zrzuciła torbę na ziemię, w locie złapała z łóżka kołdrę i zarzucając ją sobie na głowę, zawinęła się w sposób zupełnie niekontrolowany, kuląc się na podłodze w rogu pokoju.
        Przez chwilę było cicho. Oddychała ciężko, przełykając z trudem ślinę i błądząc rozszerzonymi w strachu oczami po fakturze pościeli, jakby upewniała się, że spoza swojej kryjówki świata nie widać. Przemoczone doszczętnie ubranie kleiło się nieprzyjemnie do ciała, ale nawet tego nie zauważała. Obejmowała podciągnięte do piersi kolana ramionami i stawiając uszy na sztorc nasłuchiwała. Kolejny trzask rozdzierający niebo sprawił że zagryzła zęby i zacisnęła oczy, tuląc czoło do kolan. Bezpieczniej czuła się zawsze pod zwierzęcą postacią, ale w przypadku burzy nie mogła z tego korzystać. Już teraz wyczulone zmysły wyłapywały pełznące po niebie błyskawice, a jako pantera by chyba zwariowała. Siedziała więc skulona pod kołdrą i skutecznie udawała, że jej nie ma, czekając, aż burza ucichnie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wróżka wyczuła powrót panterołaczki, jak tylko Kimiko postawiła pierwszy krok w kamienicy. To był jeden z darów naturianki. Poza aktualnym zamiłowaniem do ubrań i dbania o nie, wróżka z przyrodzenia była opiekunką zwierząt. To, że obiekt początkowo wybrała sobie mało trafnie, nie znaczyło, że magiczne zmysły nie działały jak powinny. Dlatego wróżka wiedziała gdzie przebywał jej podopieczny, potrafiła go znaleźć kierując się jedynie przeczuciem i wiedziała gdy działa mu się krzywda. Teraz gdy złodziejka została zaliczona do wróżkowej menażerii, te same prawa tyczył się też jej osoby. Nim więc Zefir doleciała do salonu by radośnie przywitać powracającego kotka, wiedziała, że wydarzyło się coś strasznego. Kimiko minęła ją w pędzie i skryła się w swoim pokoju, sprawiając, że wróżka musiała łapać w powietrzu równowagę. Skrzydlata nie zwlekała dłużej i popędziła w ślad za przerażoną dziewczyną na ratunek.
Chęci były, gorzej z realizacją. Najpierw latała szukając jakiejkolwiek szczeliny w kokonie z pościeli. Gdy już jedną znalazła, zmuszona była się wycofać, przekonana, że udusiłaby się w zwałach pieleszy. Jeszcze przez moment latała nad pościelową górą, a nawet spacerowała po niej dumając intensywnie, gdy poczuła kogoś jeszcze. Pies też wrócił.

        Mokry materiał z ciężkim plaśnięciem wylądował na posadzce, zaraz na kupie znalazła się też kamizelka i krawat a diabeł zaczął się zastanawiać, po jaką cholerę w zasadzie nosił tyle warstw łachów. Jakby sama marynarka nie była dość elegancka. O ile mniej kłopotu i zachodu by miał. Chociażby teraz, ściągając ubrania mokre i zimne jak zużyta ściera, lepiące się uporczywie do skóry. Wypiął spinki i położył je na ławie obok kanapy, co było najostrożniejszym i najdelikatniejszym działaniem jakie zastosował na odzieniu. Koszula już miała nie mieć tego szczęścia i niechybnie poszybowałaby dotrzymać towarzystwa pozostałym częściom porzucanej garderoby, gdyby nie wróżka, która wystrzeliła z kociego pokoju ćwierkając i dzwoniąc, aż uszy bolały.
        - Daj mi spokój - burknął bies odpędzając latające stworzenie. Początkowo był przekonany, że istotka chce mu zrobić wykład na temat traktowania ubrań. Ale Zefir latała i brzęczała jakby co najmniej cała garderoba płonęła więc Dagon zamiast rozpinać guziki zerknął na małą kobietkę z marudnym pytaniem w ślepiach. Skrzydlata zaś odstawiała pantomimę. Machała rączkami, wskazywała pokój, zawijała się w niematerialny koc, z czego bies rozumiał tyle co nic.
        - Do rzeczy - mruknął ochryple, tracąc cierpliwość do akrobatycznych wyczynów. Cierpliwość straciła również Zefir i nie mając innej koncepcji złapała czarta za kołnierzyk i zaczęła ciągnąć za sobą.
Wszędzie było ciemno, więc dopiero kolejny błysk na niebie rozjaśniając pokój pokazał kałdun pościeli zwinięty w kącie. Przysiadł obok na łóżku i spojrzał z niedowierzaniem na sporadycznie poruszający się pagórek.
        - Łóżko niewygodne? - zapytał złośliwie, za co Zefir szarpnęła go za róg i wznowiła swoją gestykulację. Tylko tym razem zrozumiał o co chodziło, przynajmniej względnie. Spojrzał na wróżkę, potem na kołdrę raz jeszcze podświetloną przez błyskawicę.
        - A co ja mogę? - prychnął. Był mokry i chciał jak najszybciej zmienić ubrania, które przylgnęły do ciała niczym druga niechciana skóra, ziębiąc i ocierając się nieprzyjemnie przy każdym ruchu. Wróżka wzruszyła ramionkami jakby jednocześnie odpowiadała, że nie wie i, że ona również nic nie może, po czym zniknęła zostawiając swoje zwierzaki samymi sobie.
        - Ty wcale nie żartujesz... - czart bardziej stwierdził niż zapytał, po czym westchnął ciężko, jakby co najmniej zmuszono go do klęczenia przed kościołem. Wstał z materaca i po krótkim namyśle podniósł zwitek z kołdry i Kimiko z ziemi. Co jak co, ale na podłodze siedzieć nie zamierzał. Po drodze zahaczył jeszcze o barek, by nie cierpieć mokrym o suchym pysku. Podpierając targany zwitek jedną ręką, tą uwolnioną zgarnął butelkę whisky z dwiema szklankami i dopiero wtedy siadł na sofie razem z kokonem, który chcąc nie chcąc w większej części został ulokowany na diablich kolanach opierając się o jego tors, a jedynie trochę leżał na siedzisku kanapy. Bajer nalał alkoholu do szklanki, jedną od razu zabierając i pogłaskał kołdrę.
        - Myślisz, że to faktycznie bogowie złoszczą się za ziemskie grzechy? - zadrwił z zabobonu, upijając łyk. Na zainteresowanie bogów ziemią miał swój pogląd. Ciężko było w nich nie wierzyć wywodzą się z piekła. Ale według czarta troszczyli się oni o mieszkańców niższych planów tak samo jak jeden czcigodny dupek, czyli dokładnie tyle ile ich potrzebowali do swoich odwiecznych przepychanek między niebem a piekłem. Gdyby nie walka o wpływy, nikt nawet nie myślałby zaprzątać swojej szlachetnej głowy czymś tak marnym i krótkotrwałym. Chociaż jednak słowa były złośliwe, głos Dagona brzmiał tak jak zawsze gdy próbował odwracać uwagę od czegoś, zazwyczaj istotnego.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wpadając do mieszkania nawet nie zauważyła wróżki i dopiero siedząc względnie bezpiecznie pod kołdrą usłyszała nieodłączne jej dzwoneczki. Nie odezwała się jednak, ignorując latający wokół niej drobiazg, ani nie pomagając, ani nie przeszkadzając w dostaniu się do jej kryjówki pod pierzyną. Kimiko podczas burzy nie była do końca sobą i nie była też w pełni obecna, więc nawet pałając ogromną sympatią do naturianki, nie mogła się teraz zdobyć na cokolwiek poza cichym westchnieniem, gdy ta wylądowała na jej głowie i spacerowała po pościeli. Nie przeszkadzało jej to, a nawet w pewien sposób uspokajało, bo wiedziała, że nie jest sama, a przed Zefir też się tak nie wstydziła swojej słabości. Tak jak wróżka podświadomie próbowała się panterołaczką opiekować, tak ta jej mimowolnie na to pozwalała. Zaraz kolejne burzowe warknięcie rozległo się nad kamienicą i Kimiko znów się zatrzęsła, wracając do myślenia w czysto pierwotnych kategoriach. Byle przetrwać.
        Słyszała odgłos kroków, rozlegających się nagle w korytarzu i dźwięk spadających na ziemię mokrych ubrań, sugerujący, że nie tylko ona dziś zmokła. Jednak nawet nie drgnęła, a gdyby mogła jeszcze bardziej zniknąć, z pewnością by to zrobiła. Jeszcze tylko szyderczego diabła jej tutaj brakowało do pełni szczęścia. Siedziała więc cichutko w swoim zwitku, kontynuując swoje nieistnienie i ignorując zarówno szczebiotanie Zefir, jak i czarcie burknięcia. Dopiero, gdy dzwoneczki i odgłos kroków zaczęły się zbliżać skuliła się mocniej pod kołdrą, bo w tym samym momencie kolejna błyskawica rozdarła niebo.
        Wiedziała, że nie ma już pięciu lat, tak jak wiedziała, że jest zupełnie bezpieczna i burza zupełnie nic nie może jej zrobić, ale nic nie mogła poradzić na własne reakcje i po prostu trzęsła się ze strachu. Chwilowo nie ruszały jej nawet drwiny Dagona, które niby słyszała i rozumiała, ale chyba niewiele docierało do zamroczonego lękiem umysłu. Nie odzywała się więc, zwyczajnie przyjmując marudny ton do wiadomości i spodziewając się, że Laufey zaraz wyjdzie i wróci do swoich zajęć.
        Pech chciał, że diabła ogarnęła chyba jakaś dziwna forma litości i zamiast zostawić kota w świętym spokoju, żeby sobie zupełnie samodzielnie umarł ze strachu, to zaczął podnosić zawiniątko, które oczywiście momentalnie zaczęło protestować. Kimiko już i tak miała nerwy w strzępach, a teraz jeszcze jej zupełnie ciepła i bezpieczna kryjówka straciła całą stabilizację i zaczęła się poruszać, razem z nią w środku. Tylko tego brakowało kotu podczas burzy - latania. Oczywiście tobołek pisnął ze strachu i zaszamotał się w objęciu.
        - Nie, nie, zostaw mnie, Dagon, ja tu sobie posiedzę! – wymamrotała panterołaczka stłumionym przez warstwy pościeli głosem, ale w najlepszym razie mogła zamajtać wiszącymi teraz poza kołdrą nogami w proteście i nawet ona zdawała sobie sprawę, że nie byłoby to zbyt przekonywujące.
        Pisnęła znów, w akompaniamencie kolejnego grzmotu, i oplotła diabła nogami w pasie, darując sobie bunty i tylko trzęsąc się nieco bardziej, gdy próbowała rozeznać się w otoczeniu bez wyglądania spoza kołdry. Już po krokach zorientowała się, że wychodzą z jej pokoju, co bardzo jej nie pasowało. Później barek – brzdęk butelki i szklanek, czyli salon. Okna! Tobołek zwinął się jeszcze bardziej na podtrzymującym go ramieniu, a panterołaczka jęknęła w duchu. W końcu poczuła, jak mężczyzna siada, na kanapie najpewniej, układając ją sobie na kolanach, gdzie zwinęła się zaraz, próbując odzyskać grunt pod nogami. Słyszała chlupot alkoholu, poczuła głaskanie po głowie i gdzieś poza kołdrą znów rozległ się niski głos Dagona, tym razem rozbrzmiewający w pytaniu.
        Nauczyła się już mniej więcej częstotliwości zabójczych rozbłysków, więc wstrzymała na moment oddech, gdy kolejny trzasnął gdzieś nad ich głowami, a gdy ucichł, postanowiła w końcu nieco dopasować sytuację do swojego aktualnego stanu. Tobołek z kołdry poruszył się więc o wiele gwałtowniej i rozwinął nagle, dosłownie na uderzenie serca. Na zewnątrz błysnęły tylko skanujące niebo za oknem, przestraszone kocie ślepia, w których przez rozszerzone źrenice ledwo było widać zieloną tęczówkę, po czym Kimiko zarzuciła sprawnie wielką kołdrą, skrywając pod nią z powrotem siebie, Dagona, na którym siedziała okrakiem, szklankę, którą miał w ręce, i kawałek kanapy. Dopiero gdy świat znów zniknął w ciemności, upewniła się czy kryjówka jest szczelnie zamknięta i spojrzała na diabła, blada ze strachu i z położonymi płasko po głowie uszami. Oczy podjechały jej kawałek wyżej, a na widok kołdry zahaczonej na szpicu dwóch rogów, kącik ust dziewczyny drgnął lekko, w czymś co mogłoby być uśmiechem, gdyby nie kolejny grzmot, ryczący wściekle za oknem.
        - Aj! – pisnęła znów i schowała się pod brodą mężczyzny, wtulając w niego bezkrytycznie i drżąc na całym ciele ze strachu.
        Była cała przemoczona, ale on w sumie też, więc nie powinien mieć jej za złe. Za nic nie przepraszała, bo nie miała do tego głowy, podobnie jak nie czepiała się, że mógł ją po prostu zostawić tam, gdzie była i doszłaby sama do siebie… jakby się skończyła burza. Na pytanie też nie odpowiadała, bo przeleciało przez jej głowę bez najmniejszej kociej uwagi, która skupiła się bardziej na głosie, niż przekazywanej treści. Tak samo nawet nie peszyła się (jeszcze) własnym, godnym pożałowania, stanem i wtulaniem się w diabła, jakby jej się należało, bo jak wspomniano - kot podczas burzy zupełnie nie był sobą.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Po tym jak wróżka ściągnęła go do sypialni Kimiko, czart niezupełnie wiedział co chciał zrobić. Z jednej strony mógł zostawić trzęsącą się kołdrę w spokoju, ignorując wróżkę wzywającą go na koci ratunek. Tym bardziej, że panterze zupełnie nic nie groziło, co najwyżej trochę stresu. Z drugiej strony widok był tak żałosny i niegodny, gdy jego śliczna kocica telepała się jak w febrze skryta pod pościelą, że nie zastanawiając się zbyt długo podniósł Kimiko razem z jej prowizoryczną kryjówką. Dagon już jakiś czas temu domyślał się, że wzbudził sympatię złodziejki. Jakby jednak domysłów nie wystarczało, brunetka sama dobitnie potwierdzała podobne przypuszczenia. To jak reagowała na jego bliskość. Jak ucieszyła się na jego widok, w gabinecie Whitakera. Diabeł sam jeszcze nie wiedział co zamierzał z podobnym fantem zrobić, ale uznał, że pantera lepiej zniesie burzę w towarzystwie.
        Nawet kocie protesty były marne. Kołdra zaszamotała się słabiutko. Piski i mamrotania prawie zupełnie stłumił materiał jakim nakryta była postać złodziejki. Laufey poczuł się trochę tak, jakby właśnie próbował pozbyć się niewygodnego świadka. Worek na głowę, pod pachę i wynieść jegomościa gdzieś w ciemną noc. Tylko, że właśnie nie czynił nikomu krzywdy, a wręcz przeciwnie, próbował pomóc. Słabe bunty zignorował, a te okazały się jeszcze wątlejsze gdy rozległ się kolejny huk i nogi złodziejki dyndające poza nakryciem zaplotły się ciasno na czarciej talii.
        Zebrał wszystko co potrzebne do przetrwania ciężkiego wieczora w wilgotnych ubraniach, a jako że diabeł w wielu kwestiach był minimalistą, wystarczyła whisky. Potem rozsiadł się na kanapie razem z zawiniętym kotem i na tym skończyły się czarcie pomysły. Sam nie widział w burzy nic przerażającego. Zresztą diabeł bardzo rzadko się lękał. Zazwyczaj wszelkie przeciwności czy utrudnienia spotykały się z jego złością na świat albo własną niemoc, a do zestresowania Laufeya potrzeba było czegoś więcej niż kilku rozbłysków. Nawet burze na rozgrzanych piekielnych pustkowiach nie były mu straszne, wystarczyło znaleźć bezpieczne schronienie by przeczekać szaleństwo pogody. Chociaż gdy wichura z piorunami po raz pierwszy zastała go pod psią postacią, Dagona faktycznie ogarnęło coś na kształt przestrachu. Przez zbyt czułe zmysły, których działania wtedy wciąż się uczył, wrażenie było obezwładniające. Nie wiedział czy to niebo i piekło walą mu się na łeb, czy świat zaraz rozstąpi się w swych fundamentach. Dopiero po kilku minutach zrozumiał co tak naprawdę się działo. To chyba właśnie na czterech łapach po raz pierwszy w życiu i jednocześnie najczęściej zdarzało mu się bać. I nie chodziło jedynie o obawy przed jednym dupkiem, któremu zalazł za skórę przez co niewiele brakowało straciłby własną. Na początku w zupełności wystarczała grupka wieśniaków z widłami. Dopiero z czasem Bajer odzyskał pewność siebie, którą aktualnie reprezentował.
A Kimiko… ona była nieprzewidywalnym konglomeratem cech, gdzie obok zdolności aktorskich swoje miejsce miała dziewczęca niewinność, a obok odwagi i arogancji najwyraźniej siedział też strach przed burzą.
        Pomysł najwyraźniej miała Kimiko, ratując sytuację przed monotonią. W krótkiej przerwie między błyskawicami, na niecałe uderzenie serca czart dostrzegł błysk kocich źrenic, potem kołdra rozwinęła się i nakryła diabła razem z kanapą. Dopiero teraz w pełni zobaczył śmiertelnie przerażoną panterę. Diable ślepia napotkały kocie oczy, które były prawie tak czarne jak jego własne. Prychnął lekko czując zawieszaną na sobie pościel, ale nie protestował w żaden sposób, ze spokojem akceptując osobliwą formę ochrony.
Nie zdążył się nawet odezwać ani poruszyć, a kolejny błysk rozerwał niebo i dziewczyna z piskiem, rozpaczliwie się do niego przytuliła. Kimiko przylgnęła do diabła tak ciasno, że nie tylko czuł jak cała drżała, ale i wyczuwał, a w ciszy też i słyszał jak waliło jej serce. W tej chwili brunetka wydawała się jeszcze drobniejsza niż zwykle.
Mokra koszulka była średnio przyjemna do głaskania, wystarczało, że lepiła się do niego niemiłosiernie jak i jego własna. Tak samo mokre włosy. Odgarnął czarne loki na bok i położył rękę na karku Kimiko. Zgrabna, szczupła szyja prawie całkowicie ginęła w garści mężczyzny, gdy Dagon gładził palcami delikatną, opaloną skórę.
        - Już jesteś bezpieczna, kołdra ochroni cię przed straszną burzą - mruczał do panterzego uszka znajdującego się tuż obok jego ust, od kiedy tylko brunetka schowała twarz w jego szyi.
        Gwałtowne humory pogody miały to do siebie, że choć przychodziły błyskawicznie i uderzały z całą złością natury, szybko się wypalały. Grzmoty wybrzmiały jeszcze kilka razy, z każdym kolejnym błyskiem coraz ciszej i słabiej. Niedługo później pozostał już jedynie zacinający deszcz, który rozbijał się o szyby i ściany oraz wiatr gwiżdżący wśród miejskiej zabudowy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wróżka krążyła niespokojnie po swoim mieszkanku, wyczuwając koci strach. Zupełnie nie umiała go zignorować i wcale też nie chciała, ale kot był uparty, jak sam diabeł i zawinęła się w tą kołdrę, że nijak nie było jak się do niej dostać! A przynajmniej ona nie miała takiej możliwości, nie to co pies. Zaciągnięcie czarta na pomoc okazało się strzałem w dziesiątkę, bo chociaż marudził jak zawsze, to ostatecznie dotarł do koteczka, nawet jeśli trochę na siłę. Ale tak czasem trzeba. Bo to wszystko dla jej dobra przecież!
        Zefir wyleciała ze swojego azylu, powoli zbliżając się przez garderobę do progu i starając ograniczyć zawsze towarzyszące jej dzwoneczki. Złapała małymi rączkami futrynę drzwi i przysiadła na fragmencie ściany, wykukując na salon, ale nic nie było widać. Cichutko unosiła się w powietrzu wzdłuż ścian, by odnaleźć swoje zwierzaki, ale gdy w końcu je dostrzegła pokręciła głową z niedowierzającym uśmiechem. Siedzieli we dwójkę na kanapie, zakutani w wielką kołdrę, jak dzieciaki budujące forty z poduszek. Wciąż wyczuwała bijący od swojego kotka strach, ale nic więcej już nie mogła dla niej zrobić, więc ze spokojnym wróżkowym serduszkiem zostawiła ją pod opieką psa.

        Nie ma co udawać, że panterołaczka w ogóle przejmowała się tym, jaką stworzyła sytuację. Może i była w swojej ludzkiej postaci, ale umysł w tej chwili miała typowo zwierzęcy i jej jedynym zainteresowaniem i celem na tą chwilę, było przeżycie do końca burzy, nawet jeśli obiektywnie nie wisiało nad nią żadne zagrożenie. Wtulała się więc bezkrytycznie w diabła, byle tylko zwiększyć własne poczucie bezpieczeństwa. Może i był nieprzyjemnie mokry, ale i tak cieplejszy niż kanapa, a na dodatek wygodny. Poza tym pierwszy raz od dawna mogła przeczekać paskudną burzę w czyimś towarzystwie i korzystała z tego chętnie, skoro i tak wywleczono ją z poprzedniej kryjówki.
        Mimo, że całkowicie skryła twarz w szyi Dagona, a świat wokół i tak zasłaniała kołdra, oczy wciąż trzymała kurczowo zaciśnięte, a uszy położone płasko po głowie, by ograniczyć ilość bodźców docierających do skołatanego strachem umysłu. Przez lata nauczyła już względnie radzić sobie z własnym lękiem (tak, właśnie tak wyglądało, gdy sobie radziła) i gdy znalazła bezpieczne schronienie potrafiła tam przeczekać całą noc, a dzisiaj było jeszcze łatwiej. Przytulona i głaskana po karku uspokajała się wyraźnie i tylko kolejne grzmoty spinały znów ciało, przypominając o trzęsącym się w posadach świecie. Jedno uszko podniosło się nieśmiało, gdy Laufey mruczał uspokajająco, i chociaż normalnie wzięłaby te słowa za czystą drwinę, teraz nie była w stanie dopatrywać się czegokolwiek. Przeżycie burzy jest ciężkie, ale przeżycie burzy bez koca lub kołdry prawie niewykonalne, więc nawet słowa złośliwe w zamierzeniu, były w stosunku do niej całkiem prawdziwe.
        Wiele razy słyszała, że to przepiękny widok, gdy ciemne chmury przecinają świetliste pręgi, a głębia dźwięków obserwowanej z bliska burzy aż przenika człowieka na wskroś, ale tego ostatniego akurat doświadczała regularnie i nie widziała w tym nic pięknego. Serce waliło jej jak oszalałe, by po chwili niemal stanąć na całe tchnienie, gdy panterołaczka wyczuwała zbliżający się huk. Dopiero teraz powoli wracało do swojego normalnego rytmu i nie próbowało wyrwać się z piersi dziewczyny. Nawałnica powoli ustępowała i w miarę jak huk gromów cichł coraz bardziej w oddali, złodziejka zaczęła poruszać się powoli, okazując oznaki życia. Kilka uderzeń serca po ostatniej błyskawicy podniosła uszka i uniosła nieco głowę, wyraźnie nasłuchując. Gwałtowna ulewa wciąż hałasowała za oknami, a ciężkie krople nieustannie waliły w szyby, ale kolejny grzmot już się nie rozległ i Kimiko wyczuwała tylko delikatne napięcie, gdy ostatnie ślady wyładowań przecinały niebo. Po chwili Nową Aerię zalewały już tylko czyste strugi deszczu, a niebo znów skąpało się w czerni.
        Kimiko uniosła lekko głowę, opierając skroń o policzek Dagona, po chwili prostując się nieco bardziej i spoglądając o wiele przytomniej niż poprzednio. Burza przeszła, a wraz z nią powoli odpływały kocie lęki i brunetka zaczęła rejestrować, co się wokół niej, a właściwie przez nią dzieje. Ubrania wciąż miała wilgotne, ale w zamkniętej przez kołdrę przestrzeni było ciepło i nie marzła, więc też nie ruszała się zbyt szybko z wygodnego miejsca. Nie raz musiała przemęczyć się w takim stanie i chwilowo roztargniona nawet nie zwracała na to większej uwagi, uznając swoją kryjówkę za wyjątkowo komfortową, głównie dzięki towarzystwu. Poddając się przyjemnemu uczuciu bliskości, nie czekając też aż dotrze do niej, co robi, w pewnym momencie powoli oplotła ramionami diablą szyję i pocałowała Dagona. Wydawało jej się to tak naturalne, że nawet się nie zawahała i nie zastanawiała nad własnymi pobudkami, niespiesznie zawłaszczając sobie beztroski moment.
        - Hej – zamruczała po chwili, ocierając się jeszcze kącikiem ust o czarci polik. – Dziękuję, że dotrzymałeś mi towarzystwa.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości