Wschodnie Pustkowia[Wschodnie Pustkowia] "Miłe" złego początki...

Rozległa równina rozciągająca się we wschodniej części Opuszczonego Królestwa. Nie ma tutaj miast, a wsie, które kiedyś tu istniały stoją opuszczone. Roi się tutaj od potworów wszelkiej maści. Idealne miejsce do polowań na bestie większe i mniejsze. Jednak mało kto zapuszcza się w te rejony, nawet wprawni wojownicy rzadko wychodzą bez szwanku po podróżach w te dzikie ostępy.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Mam tylko nadzieję, że za szybko nie opuścimy miasta. Chciałbym się porządnie nacieszyć zgrabnymi dupeczkami tamtejszych dziewek. - Wyszczerzył się paskudnie dając jasno do zrozumienia w jakim celu zamierzał przybyć do Fargoth. Nie miał powodów by ukrywać swoje zamiary przed drugim piekielnym, skoro ten najwidoczniej nie był tu po to, aby zabić jednoskrzydłego. Poza tym wypadałoby zawiązać jakieś pozytywne stosunki, jeśli mieliby razem podróżować, a przy innym upadłym nie mógł pozwalać sobie na takie swawole i pomiatanie nim jak w przypadku panterołaczki, która była odeń słabsza. Choć nie czuł zbytniego zagrożenia od młodszego mężczyzny, wiedział, że piekielnych nie należy lekceważyć, nawet żałosnego i beznadziejnie słabego potępieńca.

        Będąc już w obozie posłał dziewczynie pełne zainteresowania spojrzenie, wyobrażając sobie jak wiele jego posoka nadałaby charakteru jej twarzy, a może bardziej podobała mu się wizja jej pazurów rozszarpujących jego ciało, na co by oczywiście nie pozwolił bez zapewnienia sobie równej rozrywki, w końcu dlaczego tylko ona miałaby się dobrze bawić, aż ostatecznie wyciekająca z nich obojga krew, zmieszana ze sobą wsiąkałaby stopniowo w ziemię. Z tą myślą uśmiechnął się tylko lekko do niej, ale nie podzielił się ani swoimi wizjami, ani żadnym komentarzem. Ważniejsze, niż odpowiedź na tą nędzną imitację zaczepki, było dla niego w tym momencie jedzenie, które pochłaniał w zastraszającym tempie, nawet jeśli jego postura nie wskazywała na to, że jest takim żarłokiem. W tym też momencie zbyt zajęty napełnianiem swojego żołądka dał Vyrhinowi moment na znaczne zbliżenie się do kocicy i szepnięcie jej na ucho swoich kilku słów.

        Kiedy partnerka zdecydowała się w końcu uraczyć jednoskrzydłego niezobowiązującym i niewinnym buziakiem, odchylił się lekko do tyłu bardzo rozluźniony, opierając się dłońmi o ziemię i z drapieżnym, ale i również usatysfakcjonowanym uśmiechem z racji, że była taka chętna wykonać jego polecenie, wydarł się z jego gardła cichy pomruk pełen rozkoszy i pożądania. Niestety przygotował się na coś innego niż zostało mu zaserwowane przez zwierzołaczkę, co spowodowało niemałe zaskoczenie na jego twarzy. Z odrazą wytarł sobie twarz w skrawek swojej postrzępionej peleryny i spojrzał na dziewczynę z niemałą wściekłością. Zacisnął zęby w złowrogim grymasie i zaczął sięgać szponiastą dłonią w jej stronę, aby ukarać ją za tę zniewagę i przypomnieć, że on stoi ponad nią i nie powinna mu podskakiwać. Użył resztek swojej energii do uspokojenia się, zaciśnięcia mocno pięści i po odsunięciu się od niej, zajął się pieczonym mięsem. W głowie planował już co zrobić, żeby nie pozostać jej dłużnym, ale wszystko co przeszło mu przez myśl nie wydawało się tak interesujące jak przywiązanie jej do ogona podpalonego patyka z ogniska kiedy będzie spała, albo przypadkowe zgaszenie paleniska za pomocą jej kociej mordy!

        Po najedzeniu się, założył z powrotem na głowę swój kaptur, który podczas "buziaczka" kocicy zsunął mu się z tyłu na kark i wpatrywał się wnerwiony w ognisko. Spożywanie upieczonych plastrów mięsa, ani trochę go nie uspokoiło, dlatego w obecnej sytuacji był jak wybuchowa beczka czekająca jedynie aż ktoś ją podpali.
        - W takim razie dobranoc - warknął takim tonem jakby życzył im obojgu powolnej śmieci w męczarniach. Dorzucił do paleniska resztę drewna jaki zostało zniesione do podtrzymania ognia i jednym kijkiem podziabał w nim dumając nad czymś. Zaraz go olśniło i porzucając swoją zabawkę, dopadł do Kelishy, którą chwycił za kark, wcale nie starając się być przy tym delikatnym i rzucił nią pod stopy drugiego upadłego. Ten widać miał już swój plan na zakończenie tego "wieczoru", gdyż pochwycił ją za dłoń i podnosząc przyparł do swojej piersi.

        - Wychędoż ją tak by do końca życia miała problemy z siadaniem. - Rzucił w stronę parki, widząc że pantera musiała zawrócić młodemu w głowie, dlatego Dantalian miał nadzieję, że Vyrhin bez szemrania i z przyjemnością na ustach wykona jego polecenie. Jego spojrzenie za to było utkwione w kocicę i obiecywało jej powolną i rychłą śmierć, poprzedzoną niewyobrażalnymi męczarniami kiedy tylko się zbliży do jednoskrzydłego.

        Nie musiał się teraz wcale z niczym powstrzymywać w obejściu z dziewczyną, która po spotkaniu drugiego upadłego, zmierzającego w tą samą stronę co czerwonooki, nie była mu już do niczego potrzebna.

        - Jeśli będziesz miał z nią problemy, wystarczy, że poprosić, a z przyjemnością ją dla ciebie zwiążę. - Dodał jeszcze na odchodnym uderzając w ziemię, jak biczem, łańcuchem, który się w mgnieniu oka rozwinął. Chwilę po tym srebrna i śmiercionośna broń z powrotem zniknęła w ręce Dantaliana, a ten odwrócił się zamaszyście do nich plecami i ułożył na ziemi poza ciepłym zasięgiem ogniska. Podłożył sobie pod głowę lewą rękę i przykrył się własnym skrzydłem, pamiętając o tym co mówił mu Silumgar, że w tym świecie upadły musiał pilnować, aby się zbytnio nie przegrzać, ani nie zmarznąć, zwłaszcza, że jednoskrzydły nie czuł tego tak samo jak bólu.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

        Kelisha z pewnym rozbawieniem obserwowała obu jedzących Upadłych. Sama zaspokoiła wcześniej pierwszy głód i posilała się znacznie spokojniej. Dziewczyna wyszczerzyła się nawet radośnie, w myślach postanowiwszy w nocy dopiec powoli resztę mięsa, na następny dzień. Vyrhin jadł niewiele, dla niej taka porcja nie byłaby nawet przekąską. Za to Testament sprawiał wrażenie, jakby nadrabiał zaległości w jedzeniu za połowę populacji piekieł po tygodniowym poście. Jej zapasy skończyły się wcześniej tego wieczoru, więc musiała je uzupełnić choćby tak łatwo psującym się jedzeniem, jak pieczone mięso.
        Chyba tylko skupienie jednoskrzydłego na jedzeniu pozwoliło zwierzołaczce zrealizować swój plan. Po prawdzie zadowolony pomruk piekielnika wywołał w jej kudłatej głowie pewne wątpliwości, czy postępowała słusznie, ale było już za późno na myślenie. Potraktowała go "buziaczkiem" w iście kocim stylu, a na widok jego pełnego odrazy wycierania się, posłała mu w powietrzu pełnego niewinności całusa. Groźby w postaci wyciągniętej ku niej dłoni już nie zauważyła. Jej uwaga była skupiona na drugim skrzydlatym, który nagle dosiadł się do nich. Z obu boków miała Upadłych i, choć jeden się odsunął, panterołaczka nie czuła się z tym nadmiernie komfortowo. Poczuwszy podmuch ciepłego powietrza przy uchu, który pojawił się wraz z szeptem, zareagowała odruchowo, zanim zdążyła pomyśleć. Zastrzygła gwałtownie uchem, uderzając nim chudzinkę w nos. Ale jego słowa i tak usłyszała. Ba, nawet skinęła lekko dostrzegalnie głową na znak, że przyjęła przeprosiny do wiadomości. Ale co o nich pomyślała zostało już jej prywatną, drobną tajemnicą.
        - Też ci się takie kocie buziaczki marzą? - Prawie warknęła, ale rozbawienie w jej głosie było aż nadto wyraźne. Zbliżający się wielkimi krokami nów sprawiał, że kocica była znacznie mniej poważna, niż przez resztę miesiąca. Daleko jeszcze jej było do euforii, ale zwykle nie pozwoliłaby sobie na takie prowokacje. Oczywiście, nie zamierzała robić za fragment posłania żadnemu ze skrzydlatych. Coraz chłodniejsze noce zachęcały podróżnych do ogrzewania się wzajemnie, ale jeszcze nie oszalała wystarczająco. Z drugiej strony, w zwierzęcej postaci byłaby skłonna wtulić się w bok jednego z nich w poszukiwaniu dodatkowego źródła ciepła. Cały czas nie przerywała skubania kuroliszka, pozbawiwszy piór niemal całą pierś i brzuch. Zostało obrobić, grzbiet, uciąć ogon oraz skrzydła, opalić lekko i można było porcjować.

        Zanim zdążyła zabrać się za drugą stronę tuszki, obaj Upadli postanowili ułożyć się powoli do snu. Właściwie była to bardzo rozsądna decyzja, zaczynało robić się późno, a następnego dnia czekał ich kolejny dzień forsownego marszu. Już miała oznajmić, że weźmie pierwszą wartę i dokończy obrabianie mięsa, gdy poczuła palce zaciskające się na jej karku i okrutną siłą. Odruchowo wypuściła truchło z rąk, a zaraz potem wylądowała na ziemi, u stóp chudszego skrzydlatego. Pomógł jej wstać, czy też bardziej przyciągnął do siebie w sposób niepozwalający na sprzeciw. Zdezorientowana kocica nawet się nie szarpała. Wysłuchała jakby niepewnego pytania elegancika, po czym cała zesztywniała, słysząc polecenie Tesa. Miała ogromną nadzieję, że Vyrhin nie odczuwał potrzeby wykonywania jego rozkazów i miała jeszcze szansę jakoś z tego wszystkiego wybrnąć.
        - Jeśli tego sobie życzysz, będę dziś spała obok ciebie. - Jej głos był cichy i pozornie spokojny, choć w rzeczywistości bała się. Zwykle ze zbyt upartymi adoratorami radziła sobie bez większych problemów. Najczęściej wystarczyło ryknąć, by zyskać na czasie, rzadziej musiała się przemieniać. A w ostateczności w ciele pantery bez problemu mogła zgubić słabo zorganizowany pościg. Ale też zwykle nie miała do czynienia z Upadłymi. Zwłaszcza w liczbie mnogiej.
        Ogon Łapy nastroszył się wyraźnie, gdy spojrzała kątem oka na jednoskrzydłego i dostrzegła jego wzrok. Tym razem wpakowała się w nieliche tarapaty. Aż podskoczyła w miejscu i odruchowo przysunęła się bliżej młodszego piekielnika, gdy usłyszała uderzenie łańcucha o ziemię. Ten dźwięk i propozycja związania sprawiła, że dziewczyna zgarbiła się wyraźnie, kładąc po sobie uszy. Strzelała oczami od jednego mężczyzny do drugiego, próbując obmyślić, jak zachować zarówno skórę jak i odrobinę godności. Bezpośrednio przy niej był tylko jeden, więc może zdołałaby czmychnąć w las, zanim skorzystaliby z przewagi liczebnej. Obaj byli zmęczeni lotem, może Testament nie zdążyłby osadzić jej w miejscu swoją cholerną zabaweczką z ostro zakończonymi ogniwami. Miała jedną próbę.

        Spojrzała na Vyrhina źrenicami rozszerzonymi z nerwów tak bardzo, że ledwie widać było cieniutką złota obwódkę. Ale za to błyszczały w półmroku jak dwie świeczki za szkłem, odbijając każdą odrobinę światła. Stanęła na palcach i położyła mu jedną rękę na policzku, po czym pocałowała lekko. Właściwie tylko przycisnęła swoje usta do jego, powstrzymując się od warczenia. Chwilkę później oderwała się i odsunęła odrobinę, zsuwając dłoń najpierw na ramię, potem pierś elegancika, by zatrzymać ją na jego brzuchu.
        - Aniele? - Rzuciła, pochyliwszy lekko głowę i zerkając kątem oka na jednoskrzydłego, starając się nadać głosowi pewność siebie. Nie chciała, aby zdradziło ją jakiekolwiek drżenie. - Przepraszam za moje nieposłuszeństwo. To się nie powtórzy.
"Bo nie będziesz miał okazji mi rozkazywać", pomyślała, po czym spojrzała na mężczyznę bliżej niej.
        - Ciebie też przepraszam. Konieczność. - Dziwaczna wypowiedź była ledwie szeptem i rozjaśniła się niemal dokładnie w momencie, gdy najemniczka przestała mówić. Zacisnęła palce dłoni opartej o brzuch Upadłego w pięść, po czym wzięła krótki zamach, by uderzyć. Musiała wyeliminować bliższe zagrożenie i rzucić się do ucieczki, by jak najbardziej oddalić się od Tesa. W jej oczach to ten sadysta był głównym zagrożeniem. Po prawdzie boso mogła pokaleczyć stopy, ale nie musiałaby tracić później czasu na zdejmowanie butów, gdyby chciała się przemienić. Byle zyskać tyle przewagi, by mogła to zrobić, a potem mogli sobie szukać wiatru w polu. Zmiennokształtna nie miała oporów przed schowaniem się w jakiejś norze i odczekaniem dnia czy nawet dwóch, zanim wróciłaby po swoje rzeczy.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Noc głęboka jak rany od cierni, które powoli jączą się w rytm bijącego serca. To był błyskawiczny ruch, Testament istnie rzucił lekkie ciało pantery pod nogi elegancika. Uśmiech na twarzy obydwu panów był jednoznaczny, każdy z innego powodu, lecz wszystko obracało się wokół jednej osoby. Ta sytuacja prosiła się o wymalowanie obrazu, który pokazuję perspektywę z dołu, uciemiężona kobieta pod stopami dwóch piekielników, którzy w szyderczym uśmiechu mają wobec niej piekielny plan.
„Wszystko mogłoby być tak piękne” pomyślał Vyrh ciągnąc panterkę w swoją stronę.
        - Na Twoim miejscu wychędożyłbym ją na samym początku poznania. - rzucił z lekkim uśmiechem w stronę Teta. Tym samym Keli przyciągnęła się do elegancika oraz jego napiętego torsu, po którym spływały niewidoczne strużki potu, jaki wytworzył się podczas nagłych ruchów piekielnika. Drzewa delikatnie szumiały zaznaczając swoją obecność, a w głowie upadłego rodził się zabójczy plan nocnej przygody z Kelishą. Wzrok powędrował w stronę starszego towarzysza, Vyrh chciał zaobserwować reakcję, nie chciał przecież zbędnych kłótni o jakąś głupią panterołaczke, która szuka zapewne kogoś do wychędożenia. Początkowa pomoc upadłego względem kobiety była jak najbardziej szczera, lecz jak to zawsze bywa, okazała się nie warta. Zawsze pomagał osobom, które miały ciężko lub nie mogły wydostać się z trudnej sytuacji, ale w tym przypadku wyraźnie widać dziwne zapędy kocicy. To wszystko co obecnie się dzieje to jej gra, wkurwiająca gra, która jeszcze bardziej wkurwia elegancika. Z ogółu jest on spokojnym człowiekiem, ale są pewne cechy i sytuacje, które doprowadzają go do szewskiej pasji, a właśnie to jedna z nich.

        Jej usta pełne wyrazu, pełne wdzięku wpinały się w jego lekko sine wargi, muskając i podniecając młodego piekielnika. Dłoń figlowała od policzka, aż po brzuch, Vyrhin chciał wypowiedzieć tylko parę słów, tym samym łapiąc kocice za talię i delikatnie muskając jej ciało chudymi palcami.
        - Kelisha... Wybaczam ci twoje nieposłuszeństwo, chodźmy spać. - Chciał tylko przyspieszyć proces, na którego końcu było ostre wychędożenie Łapy zgodnie z poleceniem Teta, na pewno po tym nie usiądzie. Oczy małej były zeszklone, czy to ze strachu, czy z pożądania? Nie wiadomo, ale na pewno były piękne. Osoba taka jak Vyrhin docenia elegancje, piękno i urok, który znajduję się w najprostszych rzeczach lub w życiu codziennym. W tej chwili liczyła się jedynie przyjemność jaką musi wziąć od kobiety czy to siłą czy prawdziwym pożądaniem.

        Dłoń Kelishy zatrzymała się na brzuchu, lecz minimalnie lekko drżała, wręcz niezauważalnie. Dźwięki te rozchodziły się dzięki czemu elegancik był w stanie je zobaczyć, od zawsze starał się być ostrożny, napiął więc mięśnie brzucha, nie spodziewając się tego co ma za chwilę nastąpić. Przeprosiny z jej ust poleciały też wprost do Teta, w tej samej chwili Vyrhin poczuł ciężkie uderzenie w brzuch. Potok myśli zwalił się na upadłego, miał ochotę ją zabić, zniszczyć, storturować, bo co ona miała na myśli i co chciała? Jakim głupim trzeba być, by uderzyć jego? Jego?! Krzyk jaki wydał z powodu furii rozchodził się po okolicy, wewnątrz czarnookiego zaczęło wrzeć. Krew, tętno, oczy, wszystko szybko, więcej, lepiej. Chwila zaćmienia po uderzeniu nie przeszkodziła, by kątem oka ujrzeć uciekającą panterkę, jej nóżki paliły się w biegu, chciała uciec stąd jak najprędzej, zapewne nigdy nie wracając. Po bardzo szybkim odzyskaniu świadomości, w końcu sam cios nie był, aż tak mocny, nie było miejsca na taki rozmach ręki, atoli jeszcze lekkiej dezorientacji Vyrhin wykorzystał w pełni świadomie swoją magię, która wzmocniona emocjami miała prawo wystrzelić z niego jak wulkan. Wykorzystując las chciał sprawić, by magia iluzji była w stanie zapętlić obraz jaki widzi Kelisha tym samym sprawiając, że krążyłaby wokół jednego punktu. Prosta magia, ale i jak skuteczna, przez chwilę myślał też o użyciu łuku, ale nie chciał tak szybko reagować na negatywne emocje.

        - Testament... Jeśli możesz, zwiąż ją dla mnie, gdy ją przyprowadzę. - Ruszył w jej stronę, tym razem będąc w stu procentach ostrożnym, po tym jak magia zadziała chciał złapać ją za rękę i mocnym oraz szybkim ruchem ją wykręcić, a nawet sprawić by się złamała. Dopomógłby sobie magią zła, którą opanował najlepiej, pomogłaby mu zadawać znaczący ból głupiej istocie, dodatkowo dokładnie wiedział gdzie i w co uderzyć, by bolało najbardziej. Na duży plus wychodzi tu jego znajomość anatomii i to nie tylko zwykłego człowieka czy piekielnika, bo gdyby kobieta stawiała opór przywaliłby jej w żebra w taki sposób, aby jeszcze drasnąć jakiś narząd wewnętrzny, zarazem obojętne mu było który to będzie, po prostu miało i musiało to boleć. Był coraz bliżej, a głupie zwierzątko krążyło w jak kotek wokół właściciela, w końcu to tylko kot.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Mam swoją godność. Nie wkładam byle gdzie - mruknął ze znudzeniem w odpowiedzi mężczyźnie, wciąż śląc w stronę dziewczyny śmiercionośne spojrzenie. Po chwili prychnął z pogardą i wzruszył ramionami zdecydowany się położyć i sobie w końcu porządnie odpocząć. Nie musiał się przejmować kocicą, skoro obecnie trwała w ramionach drugiego piekielnego.

        Nie miał mu za złe jego śmiałego pragnienia, aby posiąść ciało buntowniczej zwierzołaczki. W jakiejś części rozumiał młodego, w którym hormony mogły buzować, a on podczas pobytu w Czeluściach mógł nie mieć zbyt wielu okazji do zabawienia się z pokusami. W tym przypadku osiągnięcie jego celu było dużo łatwiejsze, ponieważ o ile pokusy niekiedy mają równą moc co diabliska, przez co mogły poważnie zagrozić zdrowiu i życiu swoich piekielnych kochanków, tak obecna tu pantera była niemalże zerowym zagrożeniem, nawet dla takiego chudego młokosa jak Vyrhin. Zdołał dostrzec kilka razy jak właśnie czarnooki zerka na niego momentami z czymś w rodzaju obawy, kiedy odnosił się do Kelishy z chęcią nawiązania bliższych, albo bardziej fizycznych stosunków z nią. Wyglądało to tak jakby Vyr w niemy sposób pytał starszego o zgodę, albo odwrotnie - niepokoił się czy jednoskrzydły czasem nie wybuchnie gniewem i nie postanowi zaatakować drugiego pierzastego za naruszenie jego własności. Świadomość tego była dla czerwonookiego jak mód lany na jego serce. Bardzo mu się podobały te obawy względem swojej osoby, bo były dowodem chociaż małego uznania i szacunku do zakapturzonego upadłego. Jednakże nic oprócz tego. Dantalian nie miał prawa zabraniać młodemu spółkowania z kim mu się tam podobało... No, może zdzieliłby mu w pysk tak, że złamałby mu szczękę w co najmniej trzech miejscach i uraczył go nie małym oburzeniem oraz złością, gdyby ten postanowił się do niego przystawiać zamiast do kocicy, ale tak, miał głębokim poważaniu to z kim Vyrhin zamierzał się kochać, ani też co się stanie z kobietą. Przynajmniej do momentu, aż starszy piekielnik nie postanowi mieć jakiejś dupeczki tylko dla siebie, ale wtedy nie omieszka poinformować o tym kompana.

        Ledwo zdążył zamknąć oczy, a usłyszał słowa panterołaczki skierowane w jego stronę i następującą po tym jej ucieczkę. Krew się w nim zagotowała bo właśnie rzuciła bezczelnym kłamstwem skoro po obietnicy, że już więcej się mu nie sprzeciwi, ta po prostu dała dyla w las i gdyby nie ten drobny szkopuł, w ogóle by się nie przejął tym, że zwiała, skoro to Vyrhin pragnął nacieszyć się tej nocy nie tylko jej towarzystwem. Mimo to nie ruszył się z miejsca i jedynie poruszył skrzydłem, którego pióra lekko zaszeleściły kiedy upadły obrócił się na plecy. Przez moment wpatrywał się w nocne niebo nasłuchując krzyku zmiennokształtnej, która wołałaby go na pomoc, albo głosu pierzastego młodziana proszącego go o pomoc w pościgu. Pierwszego się nie doczekał, ale wciąż intuicja mu podpowiadała, że jest to możliwe. W obecnej sytuacji najbardziej zaciekawiło go, a nawet miło zaskoczyło to drugie - inna prośba o pomoc ze strony Vyrhina.

        Piekielny z umęczonym sapnięciem i wyrazem niezadowolenia na twarzy dźwignął swoje ciało, aby podnieść się do siadu i przeciągnął mocno, równocześnie rozprostowując skrzydło aż rozległ się dźwięk strzelających w kilku miejscach, kości. Oparł się na wysuniętej w tył lewej ręce, lekko odchylony i spojrzał na migoczący w blasku gwiazd i świetle ogniska, metal na wpół wbity w jego prawą kończynę, wpatrując się weń w głębokiej zadumie.
        - Jeśli mogę usłyszeć proszę, to się zastanowię - odparł bez emocji, jednakże jego oczy zdradzały, że tylko na to czeka, by owinąć tą śmiercionośną bronią ciała nieposłusznej pantery. - Jednakże pierwszy chciałbym sobie z nią "zamienić słówko", kiedy z powrotem tu wrócicie. - Dodał na odchodnym. Nie miał zamiaru tym razem odpuszczać kocicy jej wybryki i karygodne zachowanie. Wolał wykorzystać fakt, że Vyr był również wnerwiony, więc pomógłby mu przytrzymując Kelishę, by Dante nie musiał się zbyt z nią męczyć podczas "zamieniania słówka". Mógłby nie mieć drugiej takiej okazji.

        Przed zniknięciem młodego w gąszczu, skierował w jego stronę ciche "Powodzenia" i spojrzał w ognisko postanawiając grzecznie i cierpliwie na nich zaczekać, gdyż nie bardzo chciało mu się ruszać z miejsca. Niestety Dantalian nie należał do osób wykazujących się chociaż minimalną cierpliwością w takich sytuacjach, dlatego szybko zaczął się nudzić i rozglądać po obozowisku w poszukiwaniu dla siebie jakiegoś twórczego zajęcia. Kiedy jego spojrzenie padło na rzeczy pozostawione przez uciekinierkę i do niej należące, od razu na jego twarzy wykwitł parszywy uśmiech, a oko błysnęło psotnie jak u małego dziecka. Wiedział już, co zrobi podczas ich nieobecności i pomysł ten był na tyle motywujący, że jednoskrzydły zapomniał o swoim zmęczeniu i lenistwie.

        Przysiadł się bliżej ogniska i jednocześnie plecaka kocicy, który następnie rozpiął i znów wysypał całą zawartość przed siebie, pustą torbę wrzucając prosto do ogniska bez poświęcenia mu chwili uwagi, tak jakby wyrzucał po prostu jakiegoś śmiecia. Przegrzebał w rzeczach dziewczyny, to co było wartościowe sobie przywłaszczył (znikając je za pomocą swojej magii do cudownego miejsca, z którego przywoływał swoją zbroję i inne rzeczy, taka przydatna niewidzialna kieszeń) z zamiarem sprzedania u kupca z przestępczego światka, a resztę potraktował jak plecak, podtrzymując nimi ogień. Suchary zostawione na czarną godzinę przez dziewczynę od razu zjadł. Butelkę z resztką, zaledwie kilkoma kropelkami krasnoludzkiego trunku także postanowił oszczędzić przed spaleniem tak samo jak kilka przypraw, a w szczególności sól. Gdyby Vyrhinowi nie udało się złapać najemniczki, gęsty i śmierdzący dym z paleniska powinien skutecznie ją przywołać z powrotem do miejsca, w którym się zatrzymali. Nóż zostawiony na zakrwawionej skórze sarny włożył ostrzem do ognia, aby jedynie rękojeść wystawała poza gorąco. Po tym już tylko czekał na towarzyszy przechadzając się po obozowisku pogwizdując sobie pod nosem jakąś piosenkę, która pobrzmiewała mu w głowie. Nie wiedział tylko czy była to kołysanka śpiewana w Niebiosach przez jego matkę, czy może jakiś skoczny oberek z piekielnego domu rozpusty i pijaństwa.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Krótkie rozważania obu aniołów na temat tego, który chciałby ją wykorzystać, panterołaczka puściła mimo uszu. Miała zdecydowanie większe problemy niż przejmowanie się obelgami, czy komplementami wątpliwej jakości. Sam fakt, że którykolwiek chciał i raczej nieszczególnie mieli w plenach pytać ją o zdanie, niwelowało większość jej co mniejszych dylematów. Strzelała tylko oczami od jednego do drugiego skrzydlatego.
        Chyba Tes nie wmówił mu, że jestem jego własnością?!
        Kelisha wyciągnęła chyba najbardziej logiczne wnioski, jakie była w stanie, biorąc pod uwagę zachowanie mężczyzn i ich spojrzenia. Vyrhin spoglądał na starszego piekielnika, jakby pytał o zgodę, albo upewniał się, że nie dostanie reprymendy. Mimo, było nie było, wyraźnego polecenia. Testament, z drugiej strony, patrzył na nią tak, że aż ciarki przechodziły ze strachu. Był wyraźnie wściekły. A potem jeszcze obrócił się tyłem do nich. Najprostszym wyjaśnieniem, jakie przychodziło dziewczynie do głowy było: jednoskrzydły podczas ich prywatnej rozmowy wmówił kompanowi, że zwierzołaczka była jego prywatną własnością. Pewnie upierdliwym zwierzątkiem, które trzyma się tylko dlatego, że czasem zabawnie wykona jakąś sztuczkę. Elegancik musiał wcześniej zasygnalizować, że chciał się do niej dobrać, ale Pan Sukinsyn mu zabronił. Teraz niby podał ją jawnie na srebrnej tacy, w końcu w przeciwieństwie do Upadłych była tylko durną zmiennokształtną, całkowicie nieszkodliwą, ale mimo to, szczuplejszy mężczyzna chciał się upewnić, że mógł zabawić się z nieswoją zabaweczką. A te wszystkie implikacje zdołała zamknąć na własnej potrzeby w jednym zdaniu, dla niej całkowicie jasnym.

        A potem wydarzenia nabrały trochę większego tempa.
        Łapa nakłamała obu Aniołom, aby uśpić ich czujność i pocałowała delikatnie Vyrhina, po czym przywaliła mu pięścią w brzuch i zaczęła uciekać. Nie usłyszała brzęku ogniw, co było dobrym znakiem. A jeszcze lepszym był wściekły wrzask młodszego upadlaka. Bez wątpienia czuł ból, w przeciwieństwie do nieco mniej wyjściowego "kuzynka". Czyli z tym można było w razie potrzeby próbować się tłuc, zwłaszcza w postaci pantery.
        Najemniczka nie zabiegła daleko, gdy nieoczekiwanie ścieżka tuż przed nią zakręciła gwałtownie w lewo. Zakręt był trochę za ostry, wydawał się przybliżać ją znów do obozu, ale zarośla były zdecydowanie zbyt gęste i kolczaste, by zaryzykowała przeskakiwanie nad nimi boso. Tyle dobrze, że zarośla były tak gęste, że Anioł z pewnością też musiał korzystać ze ścieżki. Z resztą zaraz później zakręcała znów w prawo. Kelisha pokonała dobrych kilka ostrych skrętów w obie strony, zanim zorientowała się, że zaczęło kręcić jej się w głowie. Przy kolejnym fragmencie prostej drogi zrozumiała, dlaczego. Widziany przez nią świat dość mocno różnił się od tego, co odczuwała. Teoretycznie biegła prosto, nawet po lekkim łuku w prawo, ale przechylenie ciała, ustawienie stóp, na które z początku nie zwróciła świadomie uwagi, sugerowały co innego.

        Jak ta kretynka biegła w lewo i to po okręgu o średnicy ledwie paru metrów. Zatrzymała się bez większego namysłu, próbując zrozumieć, co się właściwie działo. Rozejrzała się szeroko otwartymi oczami, węsząc i nasłuchując. Bała się skoczyć na ślepo przez rzekome, ale zapewne nieistniejące chaszcze. Jej nozdrzy dosięgnął ciężki odór spalenizny, tak różny od przyjemnej woni czystego ogniska. Jakby ktoś palił wszystko, co wpadło mu w ręce. To też musiał być efekt oszukania jej zmysłów. Ale silna woń pierza i szelest liści pod czyimiś stopami był już jak najbardziej rzeczywisty.
        Zdążyła tylko obrócić głowę ku źródłu dźwięków, gdy poczuła chwyt charakterystycznie chudych palców. I gdyby ktoś spytał ją godzinę wcześniej, założyłaby się o ogon, że szczuplutki piekielnik nie złamałby jej kości ramieniowej, ani nie wybił barku, wykręcając rękę. Wyszłaby na takim zakładzie wybitnie źle. Nie dość, że miałaby wykręconą lewą rękę, wybity bark, złamaną kość, to jeszcze straciłaby ogon. A tak, chociaż ten ostatni został.
        Z gardła Łapy wyrwał się ni to ludzki krzyk, czy zwierzęcy ryk bólu. Cała jej sylwetka wygięła się przy tym w pozornie niemożliwy łuk, gdy stanęła na palcach, próbując ulżyć uszkodzonej kończynie. Ogon chlasnął nieszkodliwie pierzastego po łydkach, gdy dziewczyna spróbowała dosięgnąć go z wściekłym warczeniem pazurami wolnej ręki. Nie zdołała, nawet nie była w stanie w pełni na niego spojrzeć. Raptem kątem oka, w którym widać było zarówno ból, przerażenie, jak i zwierzęcy szał. Agresywne zapędy kocicy skończyły się tak samo szybko, jak się zaczęły. Wystarczyło jedno celne uderzenie w klatkę piersiową, które nie musiało być nawet szczególnie mocne. Wcześniej Testament postarał się, sprzedając jej kopniaki i teraz niewiele było potrzeba, aby zarówno ona jak i młody Anioł usłyszeli trzask pękającego żebra. Ogon dziewczyny gwałtownie wsunął się między jej nogi, a uszy skuliły strachliwie, gdy znów krzyknęła z bólu.

        Tym razem wszystko wskazywało na to, że nawet Kelisha uczyła się na błędach. Nie próbowała się więcej szarpać. Ale też nie zamierzała po prostu wypiąć się i zacisnąć zęby, w końcu tonący brzytwy się chwyta. A panterołaczka w tym momencie była gotowa na nawet bardziej desperackie kroki. Zawołała, tak głośno, jak się odważyła, biorąc pod uwagę uszkodzone żebro. Ale też nie wołała tak po prostu, licząc na dobrą duszę przechodzącą przypadkiem w pobliżu i specjalizującą się w mordowaniu upadlaków. Postanowiła zaryzykować w bardzo konkretny sposób. Głównie dlatego, że nie wiedziała o prośbie elegancika, by jednoskrzydły ją związał.
        - Aniele?! Aniele, nie pozwól mu! - Krzyknęła w sposób, jakim zaczęła zwracać się do Tesa, gdy chciała dla bezpieczeństwa podlizać mu się w pewien sposób. Przypadkiem szarpnęła się przy tym ciut za mocno, więc kolejne słowo nabrało rzeczywiście błagalnego, przesyconego bólem tonu. - Proszę!
        Dziewczyna spieszyła się z realizacją tego szalonego planu. Niby nie sądziła, aby Vyrhin był takim idiotą, by pakować palce pod zęby panterołaka, ale wolała nie ryzykować, czy odruchowo nie zasłoni jej ust dłonią. A trzeba przyznać, że było to podobnie bezpieczne, jak podanie ślepcowi dwuręcznego miecza i poproszenie, aby przyciął komuś paznokcie. Nawet obolała i wystraszona, Kelisha mogła boleśnie ugryźć, czy wydrapać oczy zdrową ręką.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Dźwięki dochodziły zewsząd, czuły wzrok Vyrhina wyłapywał fale, które krążyły wokół niego. Przysiadł spokojnie, tylko na chwilę na pniu ściętego drzewa, jako jedyne w okolicy było ścięte. „Ciekawe kto mu przeszkodził tak tu stać i rosnąć.” Posunął dłonią po swoim płaszczu, by delikatnie go zarzucić do tyłu, tak by nie usiąść na nim. Spoglądał litościwie w stronę błąkającej się Kelishy, wiedział, że to co teraz przeżywa wewnątrz siebie to doskonała kara za to jaka była wobec niego, wobec swojego zbawiciela. Trudno pogodzić się z faktem, że niestety może być to jej ostatnia noc po tej stronie rzeczywistości, trudno komukolwiek się na ten temat wyżalić, w końcu w okolicy jest tylko sam Vyrh i potężny Testament, którego najwyraźniej Łapa boi się najbardziej. Teta jest urodzonym wojownikiem, widać to po nim, elegancik dostrzega tą potęgę w oczach, czuję moc, która biję od niego mrocznym światłem. Wspólne planowanie nie było by złym pomysłem, wspólne knucie... również.

        Myśli powędrowały w tematy bliższe sercu i uczuciom Vyrha, myślał nad tym co chciał zrobić na końcu tej farsy z Kelishą, kłóci się to z jego wewnętrznym Ja, ale czymże jest to wewnętrzne Ja jak niczym innym, niż potrzebą, którą trzeba zaspokoić. Wszystko zostało postawione pod znakami zapytania, ale może właśnie te znaki dadzą odpowiedź, bo kimże on jest by decydować o losie młodej panterołaczki, niech ucieknie, niech się nie pojawia w ich okolicy, ale niechaj żyję zdrowo. Kelisha to zdrowa i piękna panterka, z tym co potrzeba do reprodukcji, żal nie skorzystać, ale co się tym uzyska, po co to robić i po co sprawiać ból każdej napotkanej osobie? Znów do głowy czarnookiego wkradła się iskra typowego niebańskiego myślenia.

        Przykuł wzrok na błądzącej. „Heh, jeśli przeżyję, to od teraz będę ją tak nazywał.” Pomyślał o tym, pomyślał również o wielu innych rzeczach, które nie przeszłyby przez gardło ani przez głowę żadnej niebańskiej istocie. „Do cholery, kim ja jestem? Raz tak, a raz inaczej, gwiazdy jedno, filozofia życie to trzecie, czym jest drugie?” Zaduma i pełne skupienie, wzrok dalej wkuty w okociałą postać. Skóra lśniła, tak samo jak jej ogon, w końcu wstał z miejsca spoczynku, zauważył dziwne zachowanie kocicy, zapewne odkryła tą manipulację jaką zafundował jej upadły anioł. Powoli podchodził do jej zmysłowego ciała, pełnego aromatów, zapachu dymu, cierpienia, mięsa i strachu. Zmysł węchu, który niestety nie jest zbyt czuły u Vyrhina musiał się delektować stępionym zapachem wymienionych aromatów, ale sprawiało mu to nieziemską rozkosz. W pełni świadom swoich dalszych czynów zaskoczył panterkę, wykręcając jej rękę. Usłyszał zgrzyt, magia zadziałała, wszystko poszło zgodnie z planem. Nieludzki, a zwierzęcy krzyk wydarł się z jej gardła z potężnym impetem. Szedł o zakład, że pewnie usłyszeli to nawet w Fargoth, do którego wspólnie mają zamiar zmierzać. Wspólnie – to słowo stawia pod znakiem zapytania i w nawiasach, bo sam nie jest pewny, czy nadaję się ono, jeśli z całej akcji wyłączy się Keli. Łapa wyrywała się jak osoba, z której skóra jest zdzierana żywcem, krzyki, wierzganie, a nawet ogon, który chlasnął delikatnie po udach młodego piekielnika. Wszystko było znakiem, spoglądał na uszka panterki, delikatnie je podgryzł i polizał. Pazury ofiary chciały zranić elegancika, lecz on nie dał się im, nawet go nie dosięgły, odpowiednia odległość sprawiała, że nie mogła mu nic zrobić, poczciwa magia dalej działała na jego korzyść, już wiedział, że po całej farsie będzie niesamowicie głodny.

        Wybryki kocicy nie trwały długo, udało jej się jednym z zamachów ręką lekko zranić piekielnika, pazur przejechał po jego udzie, przecinając spodnie i lekko raniąc. Stróżka krwi spływała wprost do buta, jednak to jeszcze bardziej rozjuszyło młodego anioła. Pociągnął mocniej swoje ulubione zwierzątko, a jej pokraczne ruchy dodatkowo wzmocniły końcowy efekt pękającego żebra.
- Coś słabe masz te kosteczki... - ostatnie sylaby wypowiadał coraz ciszej, coraz bardziej szyderczo, coraz bliżej jej opadającego ucha. Ogon wsunęła między nogi, a ona sama opadała z sił, ostatni nieludzki ryk wyleciał z jej gardła. Teraz wszystko w losach losu, loteria loterii.

        Podświadomie Vyrh wiedział, że może być to tylko jawna podpucha i kobieta planuje uśpić jego ostrożność, lecz po chwili z jej ust wyleciały niesamowicie głupie słowa. Spodziewał się dosłownie wszystkiego po takiej istocie, lecz nie tego. Wołała, wręcz krzyczała ile sił w jej malutkich płucach, by Testament jej pomógł. Nawet najgłupszy domyśliłby się, że jest to bezsensu, bez racji bytu, ale ona cierpliwie czekała na wyimaginowaną pomoc. Była zmęczona, co czuć było po tym, jak robiła się coraz cięższa, jej mięśnie przestawały ją podtrzymywać. Z pewnej strony pragnął, by krzyczała, chciał czekać na niego, by ujrzeć na własne oczy komu pomoże i czy w ogóle usłyszał wcześniejsze słowa piekielnika.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Świat zdawał się zatrzymać w miejscu, głucha cisza dokoła przerywana jedynie trzaskiem iskier spod trawionych przez rzeczy Kelishy trawione przez ogień, i tenże właśnie rozświetlający skrawek obozowiska w promieniu około jednego łokcia od ogniska, wznoszący swoje energicznie falujące ramiona, niczym macki ośmiornicy, ku górze. Dantalianowi zbrzydło czekanie na towarzyszy już w chwili, gdy Vyrhin postanowił rzucić się w pogoń za panterką, ale teraz to bezczynne "bycie" zaczynało go mocno wnerwiać. W końcu... ile można łapać kota z ranną nogą? Czas niemiłosiernie mu się dłużył, a najgorsze w tym wszystkim było to, że po wrzuceniu wszystkich rzeczy dziewczyny do paleniska, zaczął się szybko nudzić, a to jeszcze bardziej doprowadzało go do szału. Z rozdrażnionym warknięciem podniósł się gwałtownie z ziemi, klnąc na czym świat swoi i przeszedł kilka kroków, aby dosiąść się do reszty jaka została z kolacji. Niestety jedzenie nie przyniosło mu ukojenia na długo, gdyż mógł zająć czymś kreatywnym tylko przez moment jak nie skończyły się zapasy. Po tym znów wychodził z siebie i dostawał "wścieklizny", nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jakiegoś zabawnego i strasznie wnerwiającego powodu dopiero teraz zaczęło do niego docierać, że nie nadawał się do prowadzenia samotniczego trybu życia. On niemal chorobliwie potrzebował mieć kogoś przy sobie, by móc normalnie, jak na jego standardy i przyzwyczajenia, funkcjonować. To, że po pięciu sekundach, potrafił się pozbyć swojego towarzystwa i przy okazji zabrudzić sobie rączki gorącą, czerwoną cieczą, było inną kwestią, ale z drugiej strony na tym to wszystko przecież polegało. Takie... zboczenie zawodowe.

        Wściekły, jak kocica z cieczką, w końcu się poddał i nie mogąc już dłużej czekać, postanowił wrócić do przerwanej wcześniej próby uśnięcia. W tym też celu przywłaszczył sobie derkę kocicy, którą z pedantyczną starannością złożył kilka razy, tworząc sobie w ten sposób mięciutką poduszeczkę. Wiadomo, mógł z pomocą magii stworzyć sobie poduszkę z mchu, kuroliszkowych piórek, albo nawet ich tuszek, ale o wiele przyjemniej jest przywłaszczyć sobie rzeczy innych, zawsze się tak cudnie wściekali po czymś takim, a to mu sprawiało jeszcze więcej radości, nie mówiąc już o ogromnej dawce rozrywki, gdy po czymś takim wszczęta została jakaś burda. Z dzikim zadowoleniem na twarzy, jakby właśnie zaopiekowało się nim odpowiednio gromadka niezwykle napalonych ślicznotek i spełniło się największe marzenie, umościł się w końcu wygodnie kilka kroków od ogniska i przykrył mięciutką pierzynką, którą było jego własne skrzydło. Ziewnął sennie, mlasnął kilka razy i zamknął swoje prześliczne oczęta.

        - Co do diabła?! - warknął z żądzą mordu podnosząc się do pół siadu i rozejrzał się po najbliższej okolicy.

        Jak na złość, akurat kiedy zaczął usypiać ktoś postanowił, że będzie radośnie darł japę na cały regulator w pobliskim lasku. Zastanawiał się, kto byłby na tyle głupi i skory do pożegnania się z życiem, aby zakłócać upadłemu spokój. Chwilę mu zajęło połączenie wątków i zrozumienie, że tym kimś była Kelisha i nie darła japy tylko wołała go na pomoc. Dantalian uśmiechnął się pod nosem po tym jak zachichotał z rozbawieniem. "Doprawdy, naiwne dziewczę. Ona naprawdę myśli, że będzie mogła robić co jej się żywnie podoba, a ja przybędę jej na pomoc na białym koniu, kiedy tylko dopadną ją konsekwencje podjętych przez nią działań?" Parsknął pogardliwym śmiechem. "Niedoczekanie." Nie zamierzał się podnosić, choćby i sam Władca Piekieł obiecał oddanie mu swojej władzy w zamian za pomoc kocicy, jednakże poważnie się zastanowił nad swoją postawą, kiedy do jego uszu dotarło to jedno piękne, poddańcze, a przez niektórych uważane za magiczne, słowo. Z tym ostatnim dla niego najbardziej logiczne było czary-mary, albo abra-ka-dabra, ale przecież nie będzie się kłócił z ciemnym społeczeństwem tego świata.

        Przybył z odsieczą, choć z ociąganiem - nie miał powodu by się śpieszyć, obawiając się, że mógłby się potknąć i zrobić sobie krzywdę, albo duzi, źli ludzie z lasu by go napadli; wyrazem znudzenia na twarzy i, co najważniejsze, nie na białym, majestatycznym rumaku. Nim wszedł do lasu, szramy z prawej strony klatki piersiowej i na ramieniu otworzyły się ukazując światu głęboko niebieskie oczy, których szeroka i okrągła źrenica szybko się zwężyła. Dzięki nim udało mu się bez trudu przebić przez iluzję młokosa i dotrzeć najkrótszą drogą do towarzyszy. Kiedy ukazali się jego oczom (wszystkim), nie zatrzymał się tylko zbliżał się dalej wodząc wzrokiem od Vyrhina do Kelishy i z powrotem. Na jego ściągniętej w wyrazie surowego ojczulka twarzy, widniało zmęczenie, którego nawet nie starał się ukryć. Chyba jeszcze nigdy tak, jak w tej chwili, nie pragnął pójść spać, ale niestety, warunki i dobór kompanów mu na to nie pozwalał.

        - Vythinie, bądź człowiekiem. - Zaczął spokojnym tonem kładąc mu dłoń na ramieniu, ściskając coraz mocniej zmuszając go do puszczenia kocicy, po czym stanął między nimi z mocno przyciśniętym skrzydłem do pleców, aby nie przeszkadzało w podtrzymaniu dziewczyny, aby nie runęła na ziemię i się, nie daj boże, nie potłukła. - Czymże ta biedna niewiasta ci zawiniła, że ją tak bestialsko traktujesz? - Mówił iście anielskim tonem pełnym wyrafinowania, dobroci i łagodności, przez co w tej chwili mógłby uchodzić za prawdziwego niebianina... Gdyby nie łańcuch wbity w rękę, czarne, pojedyncze skrzydło, potworne ślepia w miejscu gdzie ich nie powinno być, i czerwone oczy, gdzie jedno było widoczne, nawet w cieniu rzucanym przez kaptur. Z niepodobną sobie delikatnością wziął dziewczynę na ręce, a konkretnie na lewą rękę i skrzydło (bo ostre ogniwa wystające z prawej mogłyby ją poranić), w taki sposób by złamania, jakie widziały jego piekielne patrzydła, nie sprawiły jej bólu, a jak już to taki mały i chwilowy.
        - Oboje jesteście cywilizowanymi ludźmi, przynajmniej tak zakładam, więc błagam nie uciekajcie się do prymitywnego chędożenia w krzakach, kiedy niedaleko jest ciepłe ognisko i można zrobić wygodne posłanie. - Cały czar prysł w tym momencie, a upadły posłał drugiemu tylko parszywy uśmiech, dając tym do zrozumienia, że od samego początku planował tę małą szopkę, dla własnej przyjemności.

        Nie mówiąc po tym już nic więcej, gdyż uważał, że wyraził się jasno, a przekaz był bardzo klarowny, powrócił do obozowiska. Przez cały czas trzymał kocicę stanowczo, coby się nie wyrwała i nie uciekła od kary, na którą powinna sama wiedzieć, że zasłużyła, i jednocześnie był w niesieniu jej niebywale delikatny, aby nie sprawić jej bólu, w końcu tego będzie miała pod dostatkiem w niedalekiej przyszłości, a konkretnie już za moment.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Ciężko było patrzeć na to jak mężczyźni traktują panterołaczkę. Bawili się nią bez oporów, pozwalając sobie na działania i komentarze, które nie każdemu (całe szczęście!) mieściły się w głowie. Okrutnicy. Od razu widać było po nich, że są upadłymi; istotami piekielnymi i budzącymi odrazę w każdym aniele i większości rozumnych istot.
Natu żałował, że przybył na miejsce tak późno, a jeszcze bardziej, że tak długo ociągał się z podjęciem odpowiedniego działania. Problem w tym, że aby jego interwencja faktycznie była ‘odpowiednia’ musiał się przygotować. Jego magia, choć całkiem silna była zwyczajnie wolna. Rzucenie najprostszego zaklęcia było rytuałem zabierającym całe sekundy, minuty i masę nerwów, bo młody skrzydlaty do najcierpliwszych wcale nie należał, a na polu bitwy każde uderzenie serca zdawało się brutalnie rozciągać w trwającą wieki godzinę. O ile coś takiego było w ogóle możliwe. On jednak właśnie tak za każdym razem opisywał swoje odczucia i nie zamierzał zmieniać zeznań. Nawet jeżeli teraz od jakichkolwiek pól byli daleko, a upadli nie wyciągnęli broni. Z tym, że przy dziewczynie oni sami byli bronią…
Młody anioł zadrżał z pogardy i oburzenia. Ukryty za magiczną barierą swojej dziwacznej wspólniczki teoretycznie powinien móc w spokoju kombinować z portalami i wszystkimi innymi dziwactwami, które zamierzał włączyć do swojego planu, ale to czego był świadkiem tak go sfrustrowało, że trzęsły mu się ręce. Tak postępować z kobietą! Ze słabszą od siebie, będącą kobietą kobietą! Nawet z mężczyzną nie wypadało, a co dopiero, gdy ten mężczyzna był… kobietą, no tak, kobietą!
Brutalne uszkodzenie ręki i nieoszczędzenie żebra wyrwało z gardła Kelishy krzyk, przez który aniołowi (prawdziwemu aniołowi, a nie tej jednoskrzydłej gadzinie bez krzty przyzwoitości) rozproszyły się myśli, a mała różdżka, którą się posługiwał trzasnęła w jego drobnych rękach.
- Doooorwać draaaniiii… - Wysyczał przez zaciśnięte zęby, na zmianę to blednąc to nabierając wściekłych rumieńców i jeszcze bardziej opóźniając akcję ratunkową. Mieli rację ci, którzy mówili, że mimo najlepszych chęci, gość w działaniu był nieudolny jak ryba chcąca rozpalić ognisko.
Jego towarzyszka rzuciła mu w związku z tym przeciągłe spojrzenie wyrażające rozbawienie zmieszane z politowaniem i wyszczerzyła się łobuzersko. Nie zamierzała jednak droczyć się ze skrzydlatym, kiedy na dole, tuż pod nimi, chciano wyżyć się na biednej dziewczynie, z którą, ze względu na rasę, sympatyzowała. Sama nie była panterołaczką, ale lubiła alarańskie zwierzołaki - nawet jeżeli uważała, że jej niewielkie, humanoidalne ciało pokryte fioletową sierścią i wielkie, stojące uszy są wizualnie ciekawsze niż to co mają do zaoferowania oni. Nie można jednak skreślać kogoś, bo jest od ciebie odrobinę brzydszy, prawda? A już na pewno nie należało dopuścić do tego, by ci dwaj stuknięci mężczyźni otrzymali tego wieczoru choć odrobinę więcej satysfakcji. W sumie głównie to motywowało Fioletową do działania. Niech anioł ratuje dziewczynę dla wyższej sprawy, a ona… ona zrobi to, bo chce by tamci latali na głodzie.
Zatarła ręce i sprawdziła, czy młody odzyskał spokój ducha i odrobinę rozumu. Najwyraźniej tak, bo nerwowo zaczął szukać nowej różdżki w fałdach śnieżnobiałej szaty, kręcąc się przy tym jak owsik po rozdrożach.
,,Panie… gdyby i on kiedyś Upadł, piekło byłoby skończone!” westchnęła kręcąc powoli głową.
Jednym uchem wysłuchała przedstawienia starszego z piekielnych i niemal zagwizdała w myślach. Za to i za spalenie rzeczy należał mu się gratisowy psikus!

W końcu młody pozbierał się, znalazł potrzebny przedmiot i jakoś-tam wyciszony zaczął szykować zaklęcie mające uwolnić Kelishę z rąk tych… tych! Tych tam dwóch!
Tych tam dwóch, którzy nie zdążyli dojść do ogniska, kiedy niesioną przez jednego z nich dziewczynę otoczyła kłująca w oczy, niebieskawa poświata. Zaraz potem nie było po zjawisku śladu, tak jak i po omdlałej z bólu kobiecie oraz jej rzeczach. Przynajmniej tych częściowo ocalonych.
Dla odmiany dziewczyna wylądowała w ramionach kogoś mającego wobec niej zdecydowanie bardziej łaskawe plany.
Tutaj rola anioła się nie kończyła, ale był gotowy opuścić to miejsce i zabrać panterołaczkę gdzie indziej, aby się nią należycie zaopiekować. Jednak Fioletowa miała jeszcze coś do załatwienia. Gestem nakazała mu chwilę poczekać, po czym, nadal pod osłoną magii, podleciała tuż za plecy Dantaliania. Nie minęła chwila, a maźnęła go różową, kleistą cieczą po plecach i odskoczyła, by zaraz sprzedać kopa drugiemu dżentelmenowi.
Anioł pobladł i o mało nie upuścił trzymanej kobiety.
- C-co… COŚ TY ZROBIŁA!? - Krzyknął przerażony. Nie miał kwalifikacji do walki z dwoma piekielnymi!
- Spokooojnie - Zanuciła zostawiając ich i podleciała do kompana, by poklepać go uspokajająco po ramieniu. - Nie widzieli mnie, tak jak nie słyszą ciebie. Znaj potęgę moich możliwości! - Zaśmiała się, dumna z siebie i pozwoliła zabrać się do kryjówki anioła, gdzie wspólnie mieli doprowadzić nieprzytomną Kelishę do stanu używalności.
Awatar użytkownika
Vyrhin
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vyrhin »

        Lekki wiatr roztrzepywał włosy piekielnika na wszystkie strony świata, głębia ciemności, a w niej blady blask, prawdopodobnie ognisko. Testament niósł zmaltretowaną dziewczyną na swych własnych ramionach, Vyrh niósł cierpienia kobiety na własnych barkach. Wszystko przeciągnęło się w czasie, to nie miało tak wyglądać, a noc powinna być dużo spokojniejsza. Noc to wrażenie odpoczynku, spokoju, harmonii, dla niektórych impuls do rozpoczęcia łowów, dla drugich do rozpoczęcia snu. Piekielnik należał raczej do tej drugiej grupy, choć pamięta wyprawy, gdzie nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, a zewsząd czaiło się niebezpieczeństwo. Te czasy już dawno za nim, stał się silniejszy, potężniejszy umysłem, bardziej podstępny. W powietrzu unosił się zapach palonej skóry i tkanin. ”Co ten cholernik do jasnej cholery wyprawiał.” Przeleciało to przez myśl skrzydlatego. Wyczuł wszak, że w powietrzu unosi się jeszcze jeden zapach, ten który zwiastuję coś niedobrego, a może wręcz przeciwnie? Idący ścieżką aniołowie, ci którzy upadli, spoglądali przed siebie widząc czerń okalaną blaskiem gwiazd i dalekiego ogniska.

        Co sprawia, że wszyscy czegoś pragną? Dążą i chcą być, istnieć. To co zachodzi w tej chwili, również ma swoje początki jak i będzie miało skutki, ale jakie? Pytania rodzone w głowach, w których nie ma miejsca na odpowiedzi. Kolejny podmuch wiatru sprawił, że Vyrh musiał przysłonić i otrzeć swoje oczy, by wyrzucić z nich drobiny piasku, które przywędrowały jak zaklęte. Upadłego ciekawiło ile bólu sprawił niewinnej panterołaczce. Przypomniał sobie te a'la ludzkie słowa Teta, które przemówiły do rozsądku i zapowiadały świetną zabawę przy dogasającym ognisku. Mało nie posikał się ze śmiechu, słysząc ton i formę wypowiedzi starszego upadlaka, chciał roześmiać się na całe gardło, na cały teren, który ich okalał, ale chciał również zachować powagę, tego wymagała sytuacja. W głowie powoli i skrupulatnie układał plan działania na dzisiejszą noc, jedna z nich może być w końcu nie przespana, nikt mu tego nie zabroni i nie będzie rozliczał. Podzieli się ze swoim towarzyszem, razem będą bawić, śpiewać, dźgać. Wszystko będzie piękne do ostatniej chwili.

        Powietrze stało się gęstsze, Vyrh miał wrażenie, że ktoś na niego spogląda, zbliżali się do obozowiska, może ktoś jeszcze tam przybył kierowany światłem i szarym dymem. Podejrzenia snuły się w głowie elegancika, lecz czuł że jest to jednak coś innego, wyczuwa to coś, coś strasznego. Zebrał się wiatr, wokół szumiały liście, nagle w jednym momencie na rękach Testamenta pojawiła się niebieska poświata, ni to kula ni sfera, która okalała Kelishe.
- Co Ty robisz?! - krzyknął zmartwiony upadlak, lecz po wyrazie twarzy Rycerza stwierdził, że nie ma z tym nic wspólnego i dokładnie jeszcze nie wie co się dzieje. W jednym momencie rozpłynęła się, jak gdyby nigdy nie istniała, została wymazana, kobieta widmo. Wzrok Vyrha kierował się na oczy starszego anioła, to był wzrok z zapytaniem, lecz w odpowiedzi dostał to samo. Zdziwienie mieszało się z zaszokowaniem, lecz nie minęła nawet chwila, gdy na plecach Teta pojawiła się dziwna maź, różowa, wyglądająca na kleistą, a Vyrhin nawet nie skończył układać myśli, gdy poczuł ostrego kopniaka w tyłek, aż lekko przygryzł wargę. ”Co to kurwa ma być?" Cicho pomyślał, tak by jego wewnętrzne Ja nie rozjuszyło ognia, który w nim tkwi. Nie rozumiał całej sytuacji i po raz pierwszy od dawna czuł się, niczym dziecko we mgle.

        Nie wiedział czy chce wiedzieć co to było, ale postanowił zapytać.
- Testament... Co to do jasnej było? Co się właśnie stało? - dalej błądził wzrokiem szaleńca, spodziewając się jeszcze jakiejś chorej sytuacji, przybrał pozę obronną. Nic nie widział, nic nie słyszał, a wszystko stało się tak nagle. Nie wiedział co ma robić.
- Co teraz? - zapytał w końcu, gdy emocje opadły, a on sam upadł na wilgotną trawę.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Noc zapowiadała się iście ciekawa i pełna przyjemności. Czemu on miałby sobie odmówić skorzystania z okazji, kiedy Vyrhin sam będzie się zabawiał z panterołaczką. Mogłoby się nawet wydawać, że myśl ta całkowicie wypełniła umysł jednoskrzydłego, który wyraźnie się już uspokoił. Widział reakcję młodszego w odpowiedni na słowa Dantaliana i sam się uśmiechnął pod nosem. Czarnooki mężczyzna był bystrzejszy od dziecka, za które z początku go brał. Nie miał żadnych wątpliwości, że towarzystwo i podróż, mając u boku tego młokosa niezwykle zaowocuje, może nawet z takim kompanem, z którym rozumieją się niemal bez słów, w końcu osiągnie swój cel i nie tylko ten świat padnie u jego stóp, ale także same Czeluście.

        Łagodne podmuchy muskały jego skrzydło, wypełniając przestrzeń dodatkowo spokojnym szelestem anielskich piór. Czerwonooki się przeciągnął nieupuszczając kocicy i rozpostarł pierzasty atrybut swojej rasy, odróżniający go od innych piekielnych. Był zrelaksowany, a zapowiedź miłego spędzenia czasu tak na niego oddziaływała, że poprawił mu się nawet humor. Ten ostatni nie mógł jednak się zbyt długo utrzymywać ku uciesze złośliwemu losowi, gdyż zaraz wokół Kelishy w jego objęciach, zabłysła niebieska poświata. Upadły otworzył szeroko swoje czerwone oczy, a do tego rozdziawił usta w niemym zdumieniu wpatrując się w to co się dzieje z jego... ich zabawką i ofiarą. To było niesprawiedliwe! Przecież miał...eli takie piękne plany! A po ich wykonaniu i ulżeniu własnym żądzom, zamierzał się pozbyć zbędnej gęby do wykarmienia, z której już nie miał pożytku skoro Vyrhin zmierzał w stronę miasta. Wszak towarzystwo pobratymca jest mniej uwłaczające, niż jakiegoś pyskatego zwierzęcia, które głupkowato myśli, że mogłoby się mierzyć z potęgą tak najwspanialszego, najsilniejszego, najmądrzejszego i oczywiście najskromniejszego Upadłego we wszystkich znanych i nieznanych światach.

        Jednoskrzydły spojrzał na równie zdziwionego co on, młokosa w poszukiwaniu chociażby zalążka odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie, które mimo to unosiło się nad głowami ich obojga wrzeszcząc im do uchu. Wiedząc, że z jego strony nie znajduje się rozwiązanie tej zagadki, postanowił mocniej trzymać w ramionach kocią zabaweczkę, a nawet osłonić ją skrzydłem, w obawie, ze mogli by stracić rozrywkę i... jak na złość stracili, gdyż w tej chwili dziewczyna wyparowała.
        - Psia jucha! - warknął z ponownie rysującym się na twarzy niezadowoleniem.

        Łypnął w pierwszej chwili wściekły na młodzika, ale szybko się opanował nim rzucił mu się do gardła. "On również nie wiedział co się dzieje, szkoda byłoby tracić podwładnego na samym początku znajomości" przeszło mu przez myśl, ale dzięki temu racjonalnemu myśleniu zdołał się uspokoić i przelać swoją złość na otoczenie, po którym zaczął się rozglądać, ze spuszczonym łańcuchem i postawą bojową, w poszukiwaniu kociego wybawiciela. Nie znalazł jednak nic, za to poczuł jak coś mu cieknie po plecach. Odwrócił się na pięcie i trzasnął przed siebie łańcuchem, który niczego nie przeciął i opadł bezwładnie przyciągany przez ziemię. Upadły zaklął parszywie w piekielnym narzeczu, nawet dodatkowe pary oczu na jego klatce piersiowej się otworzyły, ale nie dostrzegł nic prócz krwiobiegu i serca, pulsu oraz zaskoczenia, a także frustracji wypełniających pobratymca. To dolało jedynie oliwy do ognia, ale zmęczony i zawiedziony Dantalian nic nie mógł poradzić na to co się stało. Chwilę też tylko starał się zobaczyć co ma na plecach, ale bez lustra, albo tafli wody nie będzie w stanie dostrzec co się stało z jego tyłem.

        Westchnął ciężko godząc się z tym co się stało. Jednocześnie jego łańcuch znów oplatał jedynie ciasno jego prawą rękę z kruczą dłonią, a niebieskie ślepia się zamknęły.
        - Nie mam pojęcia młody. - Mruknął nie mając nawet siły na wymuszone sytuowanie czarnookiego na równi z sobą samym. A może ten luz i przedstawienie rzeczywistości taką jaka jest wyjdzie im obu bardziej na dobre? Skoro na samym początku wyraźnie podkreśli granice i to, że jest silniejszy od młodszego, nie będzie miał w przyszłości problemu z temperowaniem go i przypominaniu mu o różniących ich elementach w sile, gdyby Vyrhinowi nagle przyszło do głowy się wysługiwać jednoskrzydłym, albo porównywać do niego. Nie ma tak dobrze!
        - Cokolwiek to było zniszczyło nam plany na wieczór - prychnął z pogardą zwalając się na ziemię obok ogniska, a po przytknięciu swoich pleców do trawy, wsunął sobie lewą rękę pod głowę. - A już miałem nadzieję, że nie będę musiał czekać, aż dotrzemy do miasta. - Znów westchnął ciężko i zamknął oczy. - Nie wiem jak ty, ale ja teraz idę spać. Może się dobrze stało, że jej już nie ma, przynajmniej szybciej dotrzemy do miasta. Dobranoc. - Odparł i przewrócił się na bok okrywając swoim skrzydłem, musiał być naprawdę zmęczony gdyż sen dopadł go niemal natychmiast.

        Z rana, okuty już od stóp po głowę czarnym pancerzem, rozdzielił porcje jakie zostały z poprzedniego wieczoru, a po śniadaniu ruszyli dalej w stronę Fargoth. Szczerze mówiąc Rycerz już nawet zapomniał o czymś takim jak wnerwiająca kocica.

Ciąg dalszy: Vyrhin i Dantalian
Zablokowany

Wróć do „Wschodnie Pustkowia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości