Re: Kompanio, w stronę skarbu: Konsekwencje ignorancji
: Śro Wrz 13, 2017 8:44 pm
- Jak dla mnie, Laven na posiłek zasłużył. - Elf zwrócił się do krasnoluda, ukracając pierwszą oznakę nienawiści do nowego, można by już powiedzieć, towarzysza. - Walczył dobrze, jest przydatny. Znajdziemy mu coś na ząb. Chyba nie masz z tym dużego problemu, prawda? Nie mówię, żeby go ciągać przez całą drogę, jednakże coś mu się należy. - Bezsilny Yorgen w końcu przystał na to, opuszczając bezsilnie ręce i poprowadził drużynę do obozowiska niegdysiejszych bandytów, którzy stanowili już teraz wyłącznie karmę dla kruków. W międzyczasie, Verden nie omieszkał wyłożyć nowemu towarzyszowi drogi zasad. - Słuchaj Laven, zgodziliśmy się na to, żebyś z nami poszedł. Nakarmimy cię jakoś, ale potem decydujesz sam. Możesz lecieć w długą, lub podążać naszym szlakiem, choć uprzedzam że do cywilizacji długo nie dojdziemy. Jeśli się zdecydujesz na nasze towarzystwo, kilka zasad. Yorgen jest doświadczonym topornikiem, ja wojownikiem i nie tylko. Idąc z nami, nie oddalasz się bez naszej zgody. Nie wyrywasz się do walki, dopóki nie będzie trzeba. Nadążasz za nami bez jęczenia. Zrozumiałeś?
Obozowisko faktycznie nie było wcale tak daleko. I nie wyglądało też zbyt imponująco. Ot jakieś namioty, zresztą w niezbyt dobrym stanie, szałasy, nadal tlące się palenisko na środku. Wszystko wyglądało jak skręcone naprędce, w parę sekund wolnego czasu. Raczej nie chcieli zawitać tu na długo. Nad ogniem podwieszony był garnek, cały osmolony od zewnątrz, ale w środku było coś, co ucieszyło zarówno elfa, jak i na pewno ucieszy Lavena. Jedzenie, a konkretniej potrawka z królika. Świeża, cieplutka, dopiero co zrobiona. Bandyci musieli robić sobie właśnie posiłek. Garnek starczy spokojnie na całą trójkę podróżników. Szybki rzut okiem na namioty, dał do zrozumienia że dookoła panuje wszechobecny syf i burdel. Nie wyglądało, jakby cokolwiek poza jedzeniem miałoby przyciągnąć uwagę... A jednak! Po chwili rozległo się wołanie Yorgena. Elf podszedł, spojrzał na kartkę, i momentalnie mina mu zrzedła. Wydusił z siebie tylko jedno słowo.
- Sukinsyny...
Obozowisko faktycznie nie było wcale tak daleko. I nie wyglądało też zbyt imponująco. Ot jakieś namioty, zresztą w niezbyt dobrym stanie, szałasy, nadal tlące się palenisko na środku. Wszystko wyglądało jak skręcone naprędce, w parę sekund wolnego czasu. Raczej nie chcieli zawitać tu na długo. Nad ogniem podwieszony był garnek, cały osmolony od zewnątrz, ale w środku było coś, co ucieszyło zarówno elfa, jak i na pewno ucieszy Lavena. Jedzenie, a konkretniej potrawka z królika. Świeża, cieplutka, dopiero co zrobiona. Bandyci musieli robić sobie właśnie posiłek. Garnek starczy spokojnie na całą trójkę podróżników. Szybki rzut okiem na namioty, dał do zrozumienia że dookoła panuje wszechobecny syf i burdel. Nie wyglądało, jakby cokolwiek poza jedzeniem miałoby przyciągnąć uwagę... A jednak! Po chwili rozległo się wołanie Yorgena. Elf podszedł, spojrzał na kartkę, i momentalnie mina mu zrzedła. Wydusił z siebie tylko jedno słowo.
- Sukinsyny...