Opuszczone KrólestwoKompanio w stronę skarbu! (ciąg dalszy)

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie zaniepokojonego przyjaciela, które i tak zapewne było retorycznym skoro parę kroków od nich znajdował się ogromny niedźwiedź. Niby wiedziała, że to charakterystyczny mieszkaniec górskich lasów, a do Szczytów nie było przecież daleko, ale kompletnie się nie spodziewała, że kiedykolwiek w swoim życiu natknie się na tą kudłatą bestyję w jej naturalnym środowisku. Przez to tylko jeszcze bardziej znienawidziła dziewicze, nieskalane ręką człowieka puszcze i chciała jak najszybciej opuścić tą okolicę i znaleźć się w końcu w jakimś mieście z zamiarem unikania w przyszłości dłuższego, niż to konieczne, przebywania w dzikiej puszczy. Trzymając w drżących dłoniach sztylety, zamknęła mocno oczy, gdy zwierz stanął na tylnych łapach i zaryczał w ich stronę. Kiedyś przeczytała, że może oznaczać to ostrzeżenie. Nie chciała się upewniać ile jest w tym prawdy tym bardziej, że książkę napisał jakiś facet jedynie na podstawie opowieści myśliwych.

        Kiedy odezwał się ludzkim głosem jej mózg uległ chwilowemu przegrzaniu, a ona wybałuszyła oczy na gadające monstrum. O czymś takim nigdy nawet nie słyszała, choć zdarzyło jej się natknąć na ludzi wydających z siebie zwierzęce dźwięki. W pierwszej chwili też się zastanowiła czy czasem nie zrozumiała go przez swoją umiejętność porozumiewania z dzikimi mieszkańcami gęstwin, ale ten osobnik mówiąc do nich nie wydawał z siebie pomruków i nie porykiwał podczas konwersacji. Naprawdę odezwał się znajomym tonem. Po krótkiej chwili wszystko stało się jasne jak słońce, a lisica upuściła broń tak jak prosił...

        Zrobiła to tylko po to, by w ułamku sekundy zmniejszyć odległość między nimi i z impetem skoczyć na zmiennokształtnego, co zaowocowało przewróceniem go do wody i wylądowaniem okrakiem na jego brzuchu. Nie zamierzając kontrolować swojego wybuchu złości zmieniła się w pokrytą rudą sierścią lisołaczkę, obnażając swoje kły i patrząc na niego z furią, a przy ty, wymachiwała na boki energicznie swoim ogonem w gniewie. Chwyciła go za ramiona i potrząsnęła nim, odpuszczając sobie złapanie go za szyję i zanurzenie głowy w wodzie tak jak to zrobiła z Rubinem przed przybyciem do Rapsodii. Wiedziała wtedy, że trytonowi nic nie będzie skoro urodził się w oceanie i dlatego mogła sobie pozwolić na coś takiego. Z obecnym tu mężczyzną musiała się wstrzymać przed takim działaniem, by mieć stu procentową pewność, że przez przypadek go nie zabije, ponieważ wtedy poświęcony mu czas i zaoferowana przez nią pomoc poszyły na marne.

        - Patrz co zrobiłeś barani łbie, wystraszyłeś Rubina! Wygląda jakby miał się zaraz zlać w gacie! - warknęła potrząsając cały czas wielkoludem, nie zamierzała się przyznawać do tego, że przecież pierwsza się wystraszyła i przywołała tym do siebie czarnowłosego. W sumie w zaistniałej sytuacji mnożna jedynie domniemywać co ją bardziej wkurzyło to, że ją wystraszono, czy to, iż upadając boleśnie potłukła sobie swoje szanowne i jędrne pośladki, odziane w skórzane, obcisłe spodnie nawet w obecnej, hybrydalnej postaci.

        - A ty powinieneś się wstydzić! - zwróciła się do przyjaciela zostawiając już w spokoju niedźwiedziołaka i wstając z niego jakby nigdy nic, jakby siedziała jedynie na kłodzie. - Przyłazisz tu nie wiadomo po co i wrzeszczysz jak mała dziewczynka! Jesteś facetem, czy piszczysz bo ktoś ci kiedyś zarąbał klejnoty rodowe?! Dorośnij i zmężniej w końcu, a nie zachowujesz się jak jakaś ciepła klucha!

        Wnerwiona jeszcze prychnęła gniewnie i kopnęła wodę zdając sobie sprawę z tego, że jest cała przemoczona. Zamaszystym krokiem zabrała upuszczony bukłak i z niemal namacalną złością wróciła do obozu zostawiając ich za sobą. Było jej mokro i zimno, i miała wielką ochotę kogoś rozszarpać, aby dać upust swoim emocjom, a po tym zaszyłaby się gdzieś z dala od wszystkich i się wykrzyczeć.

        Naburmuszona słowem się nie odezwała do konia zasypującego ją gradem pytań na temat tego co się stało, i wzięła zakupiony przed wyjazdem kociołek, do którego wlała wodę z bukłaka i wrzuciła pokrojone drobno kawałki dziczyzny, upieczonej poprzedniego wieczora, oraz aromatyczne zioła do smaku. Przez moment zastanawiała się, czy nie zrobić czasem zabójczego śniadania dla Zil'vaha i Rubina, dodając sok z bluszczu, nasiona rącznika i dla pewności garść nasion tojadu mocnego. Z taką ilością toksycznych substancji niedźwiedź z pewnością by wykorkował, a co dopiero wątły naturianin. Nie zrobiła jednak tego, ponieważ nie mogła stracić jedynego przyjaciela jakiego miała, a zmiennokształtnego nie mogła wykończyć, gdyż zaoferowana mu pomoc byłaby jedynie stratą jej cennego czasu.

        Uspokajając się stopniowo, wróciła do ludzkiej postaci i grzała się przy ognisku okryta kocykiem, drżąc i mieszając co jakiś czas wywar ziołowo-mięsny w kociołku.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Naturianin zastanawiał się po co w ogóle tu przyszedł. Przecież krzyk oznacza kłopoty. Niedźwiedź porządnie ryknął. Tryton cofnął się nieznacznie, a po chwili wystąpił krok do przodu ze zdecydowaną miną. Potem ten niedźwiedź przemówił po ludzku. Rubinowi wydawało się, że się przesłyszał. Po chwili zwierzę przyjęło, tak dobrze mu znaną formę góry mięsa. "To... To coś, jest pół niedźwiedziem?!", wykrzykiwał jego oszalały umysł. Morski mężczyzna odrzucił broń i patrzył na bardzo niespodziewaną scenę. Yve skoczyła na zmiennokształtnego. Przewrócił się, a ona na nim siedziała. Rubin wiedział, że zwierzętom czasem odbija, ale to chyba nie była jeszcze pora godowa. Szczególnie, że ta parka znała się zaledwie dobę. Lisica skrzyczała go, a tryton przypomniał sobie, co powiedział kiedyś jakiś starzec z jego wioski, denerwując przy tym pewną dziewczynę. "Kto się czubi ten się lubi". Sytuacja jednak natychmiast się zmieniła. Do Rubina dotarło co wykrzyczała lisołaczka do olbrzyma i co właśnie krzyczała do niego.
- Nie możesz jej pokazać, że to cię rani, bo zdobędzie nad tobą przewagę... - odezwał się głos w jego głowie. Tak miał zamiar zrobić. Uśmiechnął się więc do niej i łagodnym, beztroskim głosem powiedział :
- Dzięki za radę, ale nie nadszedł jeszcze czas na zmianę... - drugie zdanie zabrzmiało tajemniczo.

Kiedy Yve odeszła, zniknęła również ta aura niepokoju i gniewu.
- Spokojnie, ona tak ma. - Powiedział do niedźwiedziołaka, ale nie odważył się zbliżyć. - Powiedz, czy ty też tak sądzisz? Ja... Dziwnie się czuje...
Morski mężczyzna poczuł, że może w tej chwili opowiedzieć o swoich problemach wielkoludowi i wnet przyszło mu do głowy, że może go nudzić. Rozważył rzucenie tego co miał i odpłynięcia gdzieś daleko. Yve zraniła jego serduszko, które dopiero co odzyskało nadzieję na normalne życie. Odpłynąłby od problemów, od osób, kłótni, ale czy na pewno ma zamiar odchodzić od przyjaźni? Tak wiele trzeba było sobie wyjaśnić, a czasu było tak niewiele... Wiedział jedno... Nie powinien jeść tego co dziś zrobi. Jest zdenerwowana i mimo tego, że nigdy nie uciekła się do otruwania klientów, to Rubin wiedział, że pokątnie handlowała słabszymi truciznami i rzeczami na osłabienie. Wyciągnął jedną małą rybkę z wody i zjadł ją na surowo. Postanowił złapać ich jeszcze trochę, na wszelki wypadek...
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Nagły atak na jego osobę sprawił, że Zil'vah cofnął się mimowolnie, wyraźnie zaskoczony, zasłaniając twarz i górną część torsu gardą. Podczas walki dzikie zwierzęta zawsze rzucały się do oczu i gardła, by jak najszybciej obezwładnić i zdezorientować ofiarę, a w tym wypadku za takie zwierzę w oczach niedźwiedziołaka uchodziła Yve. Jej drapieżny wygląd, wysunięte kły, nastroszona sierść i ogniki w oczach dodatkowo utwierdziły go w przekonaniu, że ma do czynienia z kobietą zmiennokształtną, czyli prościej mówiąc pół zwierzęciem, którym sam był, a co za tym idzie prędzej czy później musiało dojść między nimi do jakiejś poważniejszej sprzeczki, by udowodnić drugiemu jego miejsce w stadzie. Fakt, iż znali się niecałą dobę nie robił tu dużej różnicy, a to iż podróżowała z jednym towarzyszem, nie zaliczało się pod stado, a raczej grupę, w której każdy miał swoje miejsce. Lisica, co do tej pory zauważył, była gotowa zabić za ruszanie jej rzeczy lub naruszenie prywatności, co Zil'vah bądź co bądź wczoraj zrobił, łapiąc ją za rękę bez ostrzeżenia. Od razu przypomniały mu się kobiety z wioski, które potrafiły zareagować jeszcze gwałtowniej niż Yve. W końcu prawo silniejszego dotyczyło wszystkich, nawet płci pięknej.

Upadek do wody był również sporym zaskoczeniem. Choć stał zaparty o dno, a swoją posturą mógł dorównywać prawdziwym niedźwiedziom, to rozpędzonej lisołaczce i tak udało się go wytrącić z równowagi i posłać w piętrzącą się pod ich nogami wodę. Ciało mężczyzny uderzyło płasko o taflę, na moment pozbawiając go tchu, o czym przypomniały złamane żebra, a następnie zaległo na drobnych falach, utrzymując okładającą go pięściami kobietę. Sytuacja przez osoby trzecie mogłaby być wzięta za co najmniej śmieszną, ale w najbliższej okolicy była tylko ich trójka i nikomu nie zbierało się na głupie żarty. Kiedy jednak Yve złapała go za bark i potrząsnęła nim mocno, Zil'vah uniósł głowę ponad fale i sapnął z wysiłku, próbując ją z siebie zrzucić. Dotyk miękkich dłoni kobiety mógł przynosić ukojenie, ale nie wtedy, gdy przywarły one do świeżych i otwartych od upadku ran po pazurach, zdobiących jego mięśnie. Rwący i pulsujący ból ponownie rozpłynął się po nim i zmusił do przyśpieszonych oddechów, a ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Lepiej ci? - mruknął jedynie, gdy poczuł jak jego "przeciwniczka" słabnie i zostawia go w spokoju, przenosząc złość na towarzyszącego jej Rubina, który całą scenę obserwował z brzegu, gdyż bardziej niż ona, wystraszył się czarnego niedźwiedzia.

- Nie ma o czym mówić - powiedział po chwili, gdy płomienny ogon zniknął za ścianą gęstych zarośli, zostawiając u brzegu strumyka kompana zmiennokształtnej i siedzącego w wodzie Zil'vaha. Ten ostatni szybko doprowadził się do porządku, mocząc głowę i zaczesując mokre włosy do tyłu, by przez jakiś czas nie opadały mu na oczy.
- Wiesz, nie mnie to oceniać, ale w moich stronach za ten krzyk zostałbyś wyśmiany, pobity i okradziony, jeśli nie nawet zabity. Choćby dla samego przykładu czy tych szabelek. Mężczyzna nie może pokazywać, że się boi, gdyż ciężko mu potem odzyskać kontrolę nad emocjami. Tak przynajmniej tłumaczył mi ojciec. Spójrz też na mnie, widziałeś żebym się bał? Dobrze ci radzę, zmężniej - dodał, cytując Yve, a następnie poderwał z ziemi grubszy kij, ponadziewał na niego wszystkie złapane ryby i wrócił po własnych śladach do obozowiska.

Tam, unikając wzroku lisołaczki, rozłożył ryby jedna pod drugą blisko ognia i biorąc w rękę miecz, jednym uderzeniem odrąbał im głowy, jakby właśnie wylądowały na katowskim pieńku. Odrzucając na bok łby, niedokładnie odcięte ze względu na ich rozmiar, następnie nadział je ponownie i wystawił nad ogniem, by się osuszyły, uwędziły lub spiekły w ogniu, zależnie od tego kto jak będzie jadł.

- Pomyślałem, że tak podziękuję - wyjaśnił, zerkając kątem oka na Yve. - Za te opatrunki.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Musiała jakoś wyładować swój strach, choć się do tego nie przyznawała, który udało jej się szybko zastąpić falą gniewu. Nie mogłaby później patrzeć na przyjaciela gdyby, czy na nowo poznanego mężczyznę, gdyby dowiedzieli się, że jest ona w rzeczywistości zwykłą, słabą kobietą, która nadrabia swój brak tężyzny fizycznej gwałtownością, przebiegłością i szybkością. Zawsze ukrywała swój niepokój pod grubą warstwą obojętności, albo udawała, że nic się nie stało, aby nie pokazywać swoich słabości, dlatego pokątne paranie się skrytobójstwem było dla niej najlepsza, wysoko dochodową profesją o jakiej mogłaby kiedykolwiek pomarzyć, a jej niecodzienne umiejętności znajomości na roślinach i sporządzania trucizn, tylko ułatwiała wykonywanie zleconych likwidacji.

        Nie odpowiedziała Zil'vahowi, po co przyznawać się do swojego wybuchu, skoro i tak widać było, że jej już trochę przeszło. Na słowa Rubina też nie zareagowała, jedynie zmrużyła oczy przyglądając mu się przez moment, starając się zrozumieć co miał na myśli, ale zrezygnowała szybko i odeszła do obozowiska, nie chcąc przez przypadek zacząć gmerać mu w głowie. Ładnie by to o niej świadczyło i na pewno straciłaby jedynego przyjaciela po czymś takim.

        Przy ognisku szczelniej okryła się zmarznięta kocykiem, a nawet owinęła się własnym ogonem i wpatrywała bez emocji w płomienie oraz powoli gotującą się zupę. Wiedziała, że przez swoje zachowanie może stracić bliską jej osobę, ale jakoś nie mogła zareagować inaczej, tym bardziej, że nie będzie przy trytonie dopóki któreś z nich nie umrze. On był dorosły i musiał zrozumieć kilka rzeczy, ale skoro to nie pomagało, najlepiej jeśli ktoś mu uświadomi, nawet tak jak ona, tych parę kwestii nim dojdzie co do czego i będzie za późno czy to dla niego, czy też dla jego najbliższego otoczenia. Siedząc tak samej sama zdała sobie sprawę z niektórych spraw jej dotyczących. Jedną z nich było to, że bez względu na to do czego dąży swoim trudnym charakterem i nieobliczalnością, najbardziej boi się samotności.

        Kątem oka, grzejąc się i susząc przy ognisku, obserwowała nadejście niedźwiedziołaka, a później jego poczynania z rybą. Zrobiło jej się głupio w jednej chwili, za to jak go potraktowała, tym bardziej, że zapomniała w przypływie złości o jego ranach, czego zaczęła żałować, jednakże dumna nie pozwalała jej na przyznanie się do błędu i przeproszenie go za to.
        - Nie ma sprawy. Trzeba by być potworem, żeby przejść obok krzywdy drugiego człowieka - odparła dla usprawiedliwienia przede wszystkim samej siebie, gdyż nie raz się zdarzało, iż przechodziła obojętnie obok konającej na ulicy sieroty, czy bezdomnego bitego przez pijanych młokosów. Miała ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się "pierdołami", na przykład musiała szybko kupić sobie jakąś śliczną suknię na bal u jakiegoś hrabiego, na który była zaproszona przez jego przyjaciela czy syna.

        - Gdzie zamierzasz się udać? Bo z tego co się domyślam przegoniono cię z twojego domu, na co wskazują nie takie stare rany po pazurach i to, że cały czas tylko wspominasz o swoich okolicach, ale nie śpieszno ci do powrotu. - Wydedukowała próbując swoją zupę, po czym się skrzywiła z niesmakiem. Z czymś przesadziła, albo czegoś brakowało, poza tym nigdy nie musiała gotować, więc zrozumiałe było, że pierwsza podjęta przez nią próba skończyła się fiaskiem. Cieszyła się jedynie, że przez przypadek nie uwarzyła jakiejś trucizny.
        - Dziękuję - powiedziała w końcu w odpowiedzi na podarowane i grzejące się nad ogniem ryby, po czym wzięła jedną na pół upieczoną i zaczęła jeść. Kilka odłożyła na bok wiedząc, że jej morski przyjaciel woli jeść surowe. - Gdzie jest Rubin? Powinien już chyba wrócić. - Spojrzała na zmiennokształtnego z cieniem troski w oczach.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Rubin po jedzonku, wszedł w las. Nie sądził, że się zgubi, a ma okazję pobyć sam ze sobą i poukładać myśli. Nie zapuszczał się daleko i zaznaczał każde drzewo, nacinając lekko pień, żeby łatwo wrócić. W oddali usłyszał muzykę. Na początku myślał o natychmiastowym powrocie i opowiedzeniu Yve o tym, że nie są sami w tym miejscu i całkiem możliwe, że nie jest tu tak bezpiecznie. Pomyślał jednak o niej, o tym co powiedziała, ona i jej mężczyzna. W mniemaniu trytona, oni tylko czekali na to, żeby pobyć trochę sami ze sobą. Nie chciał im przeszkadzać, a muzyka bardzo go intrygowała. Miał nadzieję, że nie będzie to demon, na którego się kiedyś rzucił. On też wyglądał całkiem sympatycznie, przynajmniej na początku. Naturianin zbliżał się do źródła dźwięku. Kiedy stwierdził, że cel wędrówki jest bardzo blisko, zaczął ostrożnie stawiać każdy krok. Wychylił się zza drzewa. Zobaczył na ziemi narysowany duży krąg z różnymi symbolami. W środku kręgu stał bardzo stary mężczyzna w zielonej szacie. Był skupiony na czymś co znajdowało się chyba nie w tym świecie. Wokół niego tańczyły cztery, młode kobiety, które również miały zielone stroje. Każda z nich posiadała instrument podobny do bębna. Na obrzeżach kręgu stało kilkunastu mężczyzn. Część z nich miała instrumenty, a kilku z nich stanowiło chór. Morski mężczyzna nie wiedział skąd zna symbole i elementy ceremonii, którą odprawiali. To był właśnie rytuał natury. Słyszał kiedyś, że istnieją duchy natury, ale nie sądził, że jest ich tak dużo. Nagle cały krąg zajaśniał. Rozbłysło zielone światło. Otoczyło naturian, ale skoncentrowało się w jednym miejscu. Energia tego czegoś była wszędzie, ale przy starcu była najsilniejsza. Liście leżące na ziemi, uniosły się. Poleciały w jego stronę, w ciele buzowała czysta moc. Otoczył go wir, czuł pęd powietrza. Nie zorientował się, kiedy jakoś przemknął między wszystkimi istotami i wylądował w samym środku tego zgromadzenia. Starzec otworzył w tym momencie oczy i popatrzył na trytona tak, jakby się go spodziewał od dłuższego czasu.
- Wreszcie jesteś, Wybrańcu Księżyca.
- Że kto? - starzec westchnął i zmarszczył brwi.
- Nie ważne... Odkryjesz to w swoim czasie, ale... Wydaje mi się, że to ci się przyda - podał trytonowi kilka liści jakiegoś ziela i kamyczek w kolorze bursztynu. Wyjął rubin z medalionu po matce i włożył nowy kamień. - To pomoże... Ataki będą zdarzały się rzadziej, ale radzę zaprzestać używania tego ostrza. Zioła ciężko znaleźć... Rosną tylko wysoko w górach. Kiedy będziecie w Górach Druidów, zbierz dla mnie trochę.
- Skąd? - Rubina wprawiło w osłupienie to, że ktoś obcy wiedział gdzie się udają.
- Przed Matką nic nigdy nie ukryjesz. Zapamiętaj to - starzec uśmiechnął się tajemniczo. Po chwili przypomniał sobie o stojących wokół osobach. - A wy możecie już iść. Lekcja skończona. Pamiętaj, że masz mi przynieść te zioła. A na tym co, jak i z czym to pewnie wiesz. Idź już. Czekają na ciebie... I jeszcze jedno. Pamiętaj. Wielkie zmiany, zaczynają się we wnętrzu i często wymagają wysiłku i poświęceń. Czas przemian nadszedł.
- Jak cię później znajdę?
- Myślę, że... Jakoś dasz radę.

Wracając do obozu, naturianin myślał o słowach mężczyzny. Pewnym siebie krokiem wyszedł spomiędzy drzew. Dostrzegł przy ognisku Yve i pomachał do niej. Uśmiechnął się i szedł w jej stronę. Jego postawa wyrażała coś w rodzaju dumy i pewności, czyli raczej nieczęsto spotykanych u niego cech.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

- Jeszcze nad tym nie myślałem - przyznał gladiator, kiedy lisołaczka poruszyła temat objęcia przez niego kierunku podróży. Zil'vah nic nie wiedział o tutejszych krainach, swoją znał jedynie z miejsc, gdzie obozowali lub polowali, a przez ostatnie wydarzenia nie miał czasu się zastanawiać. Uciekając, człowiek nie myśli o tym, gdzie uciec, a o tym, by w ogóle mu się to udało. Dlatego niedźwiedziołak nie wiedział co dalej ze sobą zrobić.
- Dobrze myślisz - powiedział obojętnie, unosząc głowę, by spojrzeć na Yve. Nie wiedział czy powinien się jej zwierzać, nie znał jej dobrze, a na dodatek wydawała się gotowa go zabić, gdyby zrobił coś nie tak, jakby tego oczekiwała. Mimo to mężczyzna westchnął i ponownie otworzył usta. - Nie mam już do czego wracać. Mój dom spalono, a krewnych usunięto, by nie wadzili. Nawet nie wiem czy leżą przykryci śniegiem, rozciągnięci na kolczastym dnie urwiska czy pogrzebani wśród kości innych... niewolników - zawahał się przez moment, a potem popatrzył na zaorane bliznami dłonie. - Bo tym właśnie byłem. Zwykłym gladiatorem na arenie, który machał mieczem, by przeżyć, a teraz? Jestem wolny i co? Pozostało mi tylko brnąć na południe jak ślepy albo wrócić i dać się zagryźć wilkołakom. Z dwojga złego, druga opcja zapewnia mi chociaż dach nad głową, ponieważ tak łatwo zagryźć się nie dam...

Wojownik zamilkł i utkwił wzrok w płomieniu ogniska, obserwując jak pomarańczowe jęzory trawią konar, a siwy dym opływa złapane przez niego ryby, wędząc je. Nawet nie zwrócił uwagi kiedy towarzysząca mu lisica poczęstowała się oraz zgarnęła kilka sztuk dla Rubina, który gdzieś tajemniczo zniknął. Na tę chwilę może i tak było lepiej. Nie wiedział czemu, ale towarzystwo Yve bardzo mu odpowiadało. Szczególnie z powodu jej charakteru, który przypominał mu surowość kobiet z jego plemienia. Tam żadna nie pozwalała wejść sobie na głowę, mężczyzn trzymały równie krótko, co oni je i we wszystkim starały się im dorównać, choćby były to nawet walki i polowania. Lisołaczka zdawała się bardzo zawziętą osóbką, o wybuchowym temperamencie, co zdążyła już zaprezentować nad rzeką, kiedy go atakowała. Cała ta sytuacja była wtedy trochę niezręczna. Zil'vah nie poczuwał się do roli winnego, w końcu to on był tam pierwszy i liczył na chwilę samotności. Mógł jednak lepiej nadstawić uszu i mniej myśleć lub w ogóle się wyłączyć, jak postępował w niewoli, ale szkoda było już płakać nad rozlanym mlekiem.

- Chyba nie może być taka zła - skomentował, patrząc badawczo na kociołek, z którego pachniało ziołami. Zaraz potem jego wzrok padł na wykrzywione usta kobiety, która odsuwała od nich łyżkę. Sam jednak nie kwapił się jakoś do próbowania, łapiąc za jedną z pół surowych ryb, którą następnie otworzył, by pozbyć się ości i niejadalnych organów, a także łusek, które ściągał ostrzem swojego miecza.
- W każdym razie nic nie pcha mnie z powrotem na północ - powtórzył i przeżuł spory kęs, starając się powstrzymać wszystkie zwierzęce nawyki. Mięśnie na jego ramionach drgały, ociekając krwią z otwartych ran i wodą, ale były gladiator nie zwracał na to specjalnej uwagi. Ból i tępe rwanie ustało po dziwnych lekarstwach, jakie podała mu kobieta, więc z resztą jest w stanie poradzić sobie sam, po prostu ignorując ten stan i pozwalając zasklepić się nowym blizną.
- Ja umiem tylko walczyć - podsumował swoją wypowiedź i odwrócił głowę w stronę nadchodzącego Rubina.

- A dokąd wy zmierzacie? - zapytał, drapiąc się po karku. - I kim jesteście? Nie wyglądacie mi na myśliwych lub rzemieślników. Przynajmniej nie on - wskazał ruchem głowy na czarnowłosego, nim ten dosiadł się do ogniska. - Swoją drogą nawet do wojownika mu daleko. Za bardzo strachliwy.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Zajęta przygotowywaniem posiłku zdawała się w ogóle nie słuchać tego co wielki mężczyzna do niej mówił, ale było to jedynie błędną oceną. Lisica mimo swojego skupienia na bulgoczącym powoli kociołku, uważnie słuchała i analizowała w głowie każde wypowiedziane przez niedźwiedzia słowo, dzięki czemu mogła wychwycić jego zwątpienie, a następnie coś co wydawało jej się mieszaniną gniewu i wstydu przez to kim był i co musiał robić ku uciesze jego panów oraz pamięć o tym co spotkało jego bliskich. Choć mogło to się wydawać głupie i dziecinne, Zil'vah zyskał w jej oczach, właśnie tym wyznaniem na temat swojej przeszłości, ponieważ ona cały czas uciekała od swojej i udawała, że była zupełnie inna.

        Zerknęła na zmiennokształtnego lekko odwróconą w jego stronę głową i się delikatnie uśmiechnęła z ciepłym błyskiem w swoich fioletowych oczach, kładąc mu dłoń na jego, w momencie kiedy przypatrywał się swoim bruzdom na rękach. To co zrobiła było z jednej strony spowodowane tym, że nie wiedziała jak ma się tak naprawdę zachować, gdyż nie miała doświadczenia w relacjach z osobami których nie zamierzała zabić, albo wykorzystać wedle własnego widzimisię. Z drugiej strony jakaś jej cząstka chciała pocieszyć wielkoluda i pokrzepić, wydawał jej się być zagubiony i zdezorientowany, a może też nieco przygnębiony tym co go może spotkać w świecie nieograniczonym żadnymi rozkazami i kratami (w końcu prawo jest po to by je łamać). Nigdy sobie nie wyobrażała spotkania wojownika w takim stanie, który u niej samej wywoływał swego rodzaju smutek, dlatego musiała coś wymyślić, aby ten tu osobnik się nie załamywał, nie rozpamiętywał tego co było przykre w jego życiu tylko żył pełną piersią i brał ze swojej egzystencji garściami. Tak jak ona... Chociaż może nie koniecznie. Zachichotała cichutko z rozbawieniem kiedy wyobraziła sobie (choć było to i tak trudne), Zila jako miłego i posłusznego kelnera, który oferuje klientom karczmy więcej niż podstawowe usługi - przynieś, podaj, pozamiataj. Komicznie wyglądał w jej wyobraźni niedźwiedź z osobowością towarzyszącego jej trytona.

        - Ale co to za ton głosu? - zapytała, a jej wzrok w mgnieniu oka zmienił się na surowy. - To kim byłeś i tak nie ma znaczenia, każdy ma jakąś przeszłość, która nie jest ważna. Dla ciebie powinno się liczyć to, że BYŁEŚ niewolnikiem, a "byłeś" obecnie oznacza, że jesteś wolnym człowiekiem i cały świat stoi przed tobą otworem. - Znów jej mimika twarzy się błyskawicznie zmieniła i teraz dziewczyna była niemal uśmiechnięta od ucha do ucha eksponując swojej białe, zadbane ząbki z jedynie odznaczającymi się lisimi kiełkami. Nawet jej kita współgrała w tej chwili z dobrym samopoczuciem kobiety, falując radośnie w powietrzu jak ogon szczęśliwego szczeniaka.

        - Zła to mało powiedziane - zrobiła zniesmaczoną minę, z rozbawieniem wystawiając język dla podkreślenia paskudnego smaku jej potrawy. - Wiem o czym zapomniałam, ale na to już niestety za późno. Za to następnym razem na pewno mi się uda! - oświadczyła hardo z płomieniem pewności siebie i zawziętości w oczach i wróciła do jedzenia rybki, zerkając co jakiś czas na siedzącego obok zmiennokształtnego, który wydawał jej się niezwykle interesujący. Polubiła go i smuciła ją wizja tego, że zaraz mieliby się rozdzielić, ale nic nie mogła na to poradzić, musiała szybko dojechać do Gór Druidów. Widząc jednak czerwone stróżki wypływające z jego ran, które przez nią się znów otworzyły, nie mogła na spokojnie zjeść, dlatego odłożyła śniadanie na trawę i nic nie mówiąc przetarła Zila z cieknącej krwi i posmarowała rany resztką maści. Najlepszy sposób na zatrzymanie krwawienia przy jednoczesnym zapewnieniu szybszego gojenia i bezpieczeństwa przed zakażeniem.

        Kiedy skończyła zrobiła to samo co jej "pacjent" i podniosła wzrok na nadchodzącego trytona. W pierwszej chwili chciała go ochrzanić za to, że pałęta się sam po lesie, mógłby się zgubić, albo wpaść w jakieś kłopoty, podczas gdy ona siedziała i się zastanawiała, gdzie ten się znów włóczy. Zaraz jednak zrezygnowała z tego widząc zmianę w jego nastawieniu i osobowości. Przyjemną zmianę, na której widok sama się lekko uśmiechnęła.
        - Ładny bursztyn - odezwała się do przyjaciela, dzięki swojej spostrzegawczości nie było dla niej wyzwaniem dostrzeżenia różnicy między czerwonym, a kamieniem w kolorze żywicy w cennym dla trytona naszyjniku.

        - Zmierzamy na południe kontynentu... - powiedziała i się na moment zacięła. Zrobiła minę pełną skupienia i zamyślenia, a po tym się rozpromieniła. - Idziemy w tę samą stronę, więc może zechciałbyś nam towarzyszyć? - wypaliła znów przecinając rudym ogonem, energicznie powietrze. "Jeśli będzie chciał iść z nami do samych gór długouchy przerazi się na sam widok Zila, nie mówiąc już o tym, że dzięki niemu będzie spokój od bandytów na trakcie. Jestem genialna!" Choć tak myślała, były to jedynie usprawiedliwienia jej decyzji, którą podjęła bez dłuższej chwili namysłu. Prawda była taka, że liczyła na to, iż dzięki niedźwiedziowi, Rubin nauczy się czegoś przydatnego z zakresu wojaczki, albo chociaż męstwa, a przede wszystkim chciała mieć pewność, że obrażenia wielkoluda odpowiednio się zagoją.

        - Wierz mi, że jak przychodzi co do czego Rubin potrafi się wnerwić, a wtedy ja się wnerwiam, bo zawsze po tym jestem cała mokra. - Zaśmiała się i dała przyjacielowi odłożone dla niego ryby kiedy się do nich dosiadł.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Kiedy szedł zobaczył, że te dwa zwierzołaki się na niego gapią.
- Co? Fryzura mi się zepsuła, czy coś?
Przysiadł się do rozmawiających. Komentarz na temat kamienia zaskoczyła trytona, gdyż nie spodziewał się u Yve takiej spostrzegawczości i uwagi poświęconej jego osobie. Sądził, że była całkowicie zaabsorbowana niedźwiedziołakiem. Nie wnikał w to, co robili kiedy dał im odrobinę prywatności.
- Dzięki... I za rybki też - uśmiechnął się i wrócił do swoich domniemań na temat ich ukrytego związku. W międzyczasie, nieświadomie bawił się wodą, formując z niej kulkę i obracając na wszystkie strony. Z wyobrażania sobie dzieci tych dwojga wyrwało go pytanie niedźwiedzia o profesję i cel podróży. Na to drugie odpowiedziała lisica, no i uprzedziła, że naturianin może wpaść w szał i staje się wtedy całkiem użytecznym narzędziem masowej zagłady.
- Na szczęście nie zdarza się to często, bo szkody są zazwyczaj duże w takich momentach... - przypominał sobie jeden z licznych wybuchów złości... Jeśli dobrze pamiętał, to zniszczył wtedy chyba całą rafę koralową, zabił kilkaset żyjących w niej ryb... No i... Chyba jakiegoś ludziopodobnego stwora. Albo wtedy kiedy kelpie myślał, że jest zwykłym człowiekiem i usiłował go utopić... I... Stop! Co?! Yve właśnie proponowała tej bestii wspólną wyprawę. Morski mężczyzna odruchowo odwrócił głowę w jej stronę, a w głowie rozbrzmiewało mu tylko zdziwienie i zaskoczenie. Ponadto każda jego część krzyczała "Co?!". Żeby przypadkiem nie wykazać się nieuprzejmością i nie krzyknąć głośno tego, co myśli, wgryzł się w rybkę.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Po słowach, które usłyszał od lisołaczki, Zil'vah spojrzał na jarzące się drewno i sięgnął myślami wstecz, do czasów sprzed zniewolenia przez wilkołaki. Pamiętał surową dyscyplinę ojca i jego twardy charakter, nieuległy wobec nikogo, kogo znał, a także spokojną naturę matki, po której odziedziczył ośli upór. Widział także inne niedźwiedziołaki, z którymi polował i zapuszczał się daleko w las, wracając najczęściej o zmroku ze zdartymi kolanami i szerokim uśmiechem na ustach. Tych wspomnień nikt nie mógł mu zabrać, tworzyły one niezniszczalną barierę, dzięki której arena nie zrobiła z niego dzikiego zwierzęcia. Choć prawie jej się udało. W dniu ataku większość wojowników, w tym także ojciec Zil'vaha, przebywali poza wioską, starając się upolować jak najwięcej zwierząt na nadchodzącą zimę. Właśnie ten moment wykorzystały wilkołaki, atakując bez żadnego ostrzeżenia. W walce poległo wielu młodych niedźwiedzi oraz samic, przez co plemię chyliło się ku zagładzie. Tylko Zil i nieliczna grupa zdołała obronić się przed liczniejszym wrogiem. Za to spłynęła na nich nagroda w postaci zaspokajania żądnego krwi tłumu na skutej lodem arenie. Z głowy Zil'vaha nigdy nie ucieknie jej wygląd: wielki, pokryty piachem okrąg otoczony kamiennym murem, nad którym unosiły się drewniane rusztowania trybun. Jedno wejście i zero wyjść, o co dbali najlepsi wojownicy wrogiego plemienia wraz z dzikimi bestiami i innymi gladiatorami. Tylko dzięki sile i wytrzymałości niedźwiedziołak zdołał ocalić skórę, popadając często w czysty amok i szalejąc jak prawdziwy niedźwiedź. Od zdziczenia ratowały go jedynie wspomnienia.

- Więc jestem wolnym człowiekiem, który szuka punktu zaczepienia, by odbudować swoje życie - podsumował jej wypowiedź niedźwiedziołak, uśmiechając się pod nosem na widok dziewczęcych dłoni na jego własnych. Ręce Yve były niemal trzykrotnie mniejsze i delikatniejsze od jego, lecz pewnie nie tak słabe, jakby się wydawało. W pewnej chwili jej obecność bardzo uspokoiła byłego niewolnika, że ten naprawdę przestał na chwilę myśleć o przeszłości, po której zostały mu blizny i szramy, i które nie opuszczą go aż do śmierci. - To brzmi nawet lepiej, niż bycie niewolnikiem, ale nie sprawi, że od razu poczuję się lepiej. Ty zapewne nie wiesz i nigdy się nie dowiesz, jak to jest, ale ja znam tylko takie życie, które zawsze grzmotnie mnie brutalną rzeczywistością i nie pozwoli się podnieść.

- Nie oceniaj się tak surowo - dodał, chwytając za sterczącą z kociołka łyżkę, którą następnie zanurzył w zupie lisicy i przytknął ją do ust. Smak potrawy wielce daleki był od złego, ale też nie był najlepszy dla zagłodzonego żołądka niedźwiedziołaka. Zwłaszcza, że smak zupy zmieszał się z aromatem ziół, które Yve kazała mu wcześniej trzymać pod językiem. - Na gotowaniu się nie znam, ale to nawet nie jest takie złe - ocenił, zagryzając rybą i wykrzywiając usta w lekki uśmiech. Nie chciał sprawić przykrości towarzyszce, ale kłamać też nie zamierzał. Wybrał więc złoty środek, mówiąc jak jest, bez ogródek.

Później ich rozmowę przerwało pojawienie się Rubina z nową ozdobą na szyi, której Zil'vah wcześniej nie zauważył. Bez trudu zrobiła to jednak Yve, która zdawała się znać mężczyznę dość długo, by wiedzieć czego się po nim spodziewać. Niedźwiedziołaka niezbyt interesował kamień, a nosząca go postać. Rubin, nie dość że chudy i strachliwy to zamiast blizn nosił biżuterię, która wojownikom jest całkiem zbędna. Z góry zarzucił zatem tezę, że jest on wędrownym kuglarzem lub kimś, kto chce uchodzić za zaradnego i dzielnego osobnika.
- Też czasami wpadam w szał - przyznał bez skrępowania, zerkając ukradkiem na leżący nieopodal miecz. - Ale niesprowokowany staram się trzymać nerwy na wodzy. Takie drzewo na przykład - wskazał na jeden z chudszych pni. - Mógłbym wyrwać wtedy z korzeniami.
Następnie Zil'vah przemyślał w głowie propozycję lisołaczki dotyczącej wspólnego wędrowania na południe. Kierunek i tak bardzo mu odpowiadał, zważywszy, że oddaliłby się od północnych gór, a podróżowanie samemu nie należało do przyjemnych.
- Jeśli wam to odpowiada - przyznał, uśmiechając się szczerze. - To chętnie z wami wyruszę. Kto wie, może się wam do czegoś przydam.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Jego dłonie były dla niej nieprzyjemnie szorstkie i twarde, jakby właśnie dotykała kamień, a nie skórę drugiego człowieka, ale nie przeszkadzało jej to, gdyż były przede wszystkim bardzo cieplutkie. Z drugiej strony czego mogła się domyślić po kimś, kto pewnie każdego dnia przelewał swoją krew ku uciesze tłumu w walce o własne życie. Widziała, że jej gest go wywołał u niego delikatny uśmiech i może nawet przez moment poprawił humor, na co odpowiedziała mu równym, delikatnym grymasem. Po chwili jednak zabrała swoje ręce i skupiła spojrzenie na nieistniejącym obiekcie gdzieś w lesie przed nimi, zdając sobie sprawę z tego, że patrzyła na niedźwiedzia dłużej, niż powinna, a tym bardziej niż wymagała tego sytuacja. Nie wiedziała co jej odbiło, ale czuła się przy nim bezpiecznie i miała nieodpartą ochotę cała się wtulić, aby ukraść od niego ciepło emanujące z jego ciała. Oczywiście nie mogła na to pozwolić, po pierwsze co by o niej pomyślał, a po drugie dopiero się poznali.

        - Podobno przyjaciele, albo bliscy potrafią podnieść znowu na nogi - mruknęła cicho, jakby mówiła to jedynie do siebie i aby tego nie usłyszał. Fakt, nie wiedziała jak to jest być niewolnikiem, w tej kwestii pewnie najlepiej dogadałby się z trytonem, który - odkąd go znała - był pomiatany przez innych i w sumie traktowany jak sługa, ale wątpiła by miało to jakiekolwiek znaczenie. Przecież życie od zawsze było pełne zmian, a dzięki selekcji naturalnej pozbywało się słabych egzemplarzy, które nie potrafiły się do tych zmian dostosować.

        Z tego filozoficznego stanu wyrwał ją gwałtowny ruch siedzącego obok mężczyzny, ale nim uruchomił się w niej jej odruch obronny, patrzyła jak Zil jedynie próbuje ugotowanej przez nią zupy. Była tym nieco zaskoczona, lecz uśmiechnęła się na jego ocenę, aby zaraz po chwili wybuchnąć śmiechem na widok jak zmiennokształtny szybko zabija smak przekombinowanej potrawy jedną ze złapanych przez siebie i upieczonych ryb. Przyjacielsko pacnęła go lekko pięścią w ramię starannie wybierając takie miejsce by nie sprawić mu bólu i na nowo nie otworzyć jego ran.
        - Dziękuję przynajmniej za szczerą ocenę moich umiejętności kulinarnych - zachichotała raz jeszcze szorując swoją kitą po ziemi za sobą i zajęła się konsumpcją przygotowanego przez niego śniadania w postaci pieczonych, wędzonych bądź surowych, w zależności kto co lubi, ryb.

        Miała dobry humor, mimo złego początku dnia i po zaskoczeniu oraz pytaniu nadchodzącego naturianina, muzyka lasu znów zagłuszona została wesołym śmiechem rudowłosej niezwykle rozbawionej tym co powiedział jej przyjaciel. Zaraz jednak gdy się uspokoiła uśmiechnęła się do niego podstępnie szczerząc swoje białe zęby, a oczy błysnęły złowrogo. Wyciągnęła mocno przed siebie swoje jasne dłonie, poruszając paluszkami jakby szybko grała na fortepianie, a po tym podwinęła rękawy swojej ciemnej tuniki, nie odrywając od trytona oczu.

        - Choć naprawię ci ją - mruknęła żartobliwie, kuszącym, uwodzicielskim tonem. Nie ruszyła się jednak z miejsca i wcale nie zamierzała pobawić się we fryzjerkę. Przeciągnęła się jak rozespany kot i całą swoją uwagę skupiła na skrzącym się w słońcu, ślicznym bursztynie osadzonym w wisiorek będący pamiątką po matce Rubina. - A masz jeszcze tamten stary? - zapytała, a oczy zaświeciły jej się jak dwa okrągłe, złote gryfy, które dopiero co wyszły z mennicy.

        Jak zahipnotyzowana podążała wzrokiem za bujającym się na jego szyi świecidełkiem, dopóki nie rozbrzmiały głosy obu mężczyzn złączone w rozmowie.
        - A mi się to nigdy nie zdarza - wtrąciła się pusząc się dumnie jak paw i wypinając przy tym do przodu swoją pierś oraz lekko unosząc ku górze lico z pełnym samouwielbienia uśmiechem. - Jestem zawsze spokojna i opanowana. Moglibyście brać ze mnie przykład, bo nie ma na świecie nikogo lepszego w samokontroli ode mnie. - Może nie było to zgodne z prawdą, ale za pewne i tak tego nie zauważą. Taką przynajmniej miała nadzieję.

        Przymrużyła podejrzliwie oczy na trytona widząc, że odpłynął hen daleko od miejsca, w którym się znajdowali i gwałtownie został sprowadzony na ziemie po zaproponowaniu Zil'vahowi przez nią wspólnej podróży, co było widać po zaskoczeniu morskiego mężczyzny, a później jego nerwowe spożywanie ryby.
        - Coś nie tak Rybciu? - spytała dziwnym tonem, mogącym być wszystkim od groźby, po zwykłą obojętność, lub ciekawość.

        Kiedy niedźwiedź się zgodził stłumiła swoją radość i przenosząc na niego spojrzenie. kiwnęła z uśmiechem główką po czym bez słowa wstała od paleniska i zaczęła przymocowywać zajadającego się leśną trawą Kasztanka do wozu.
        - No to komu w drogę temu fortuna obiecana! - zakrzyknęła wesoło siadając na koźle kiedy już wszyscy (a przede wszystkim ona) byli gotowi do drogi. Miała nadzieję, że w trakcie drogi nie przydarzy im się nic, co zmusiłoby ich, a w szczególności Zila do podjęcia walki, a jednocześnie pragnęła, aby niedźwiedź towarzyszył ich aż do samych Gór Druidów, aby zobaczyć minę Verdena, kiedy ten ujrzy towarzyszącego im olbrzyma. A przynajmniej tak sobie wewnętrznie tłumaczyła powód, dla którego chciała, aby zmiennokształtny został z nimi... z nią, jak najdłużej. Niepokoiło lisicę to, że coś ciągnęło ją do niedźwiedziołaka, ale kiedy myślała o tym jakie ciepło wywołuje u niej jego uśmiech, a tym bardziej sama jego obecność - poczucie bezpieczeństwa, po prostu cichutko chciała, aby chociaż był, nie koniecznie przy niej, gdyż zdawała sobie sprawę ze swojego paskudnego charakteru i tego, że oprócz Rubina nikt jej nigdy nie lubił (oprócz jej rodziców), dlatego z góry wykluczała możliwość bliższych relacji.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Tryton uśmiechnął się słysząc śmiech przyjaciółki. Wiedział też, że nie chodzi jej o zabawę jego włosami. Niedługo też utrzymywała tą niewiedzę, związaną z tym, o co może jej chodzić. Morski mężczyzna sięgnął ręką do małej sakiewki i wyciągnął czerwony kamień. Uniósł go tak, żeby Yve nie mogła go dosięgnąć. Słońce odbijało się w nim i rzucało różowe światło na (i tak już błyszczące) oczy kobiety. Potrzymał go tak chwilkę, a potem schował.

Wyznanie o szale w normalnych warunkach spotęgowałoby tylko jego strach przed zmiennokształtnym. Tak się jednak nie stało i tryton był za to wdzięczny losowi. Kiedy Yve powiedziała, że nigdy nie bywa w takim stanie, Rubin cicho się zaśmiał.
- Rozumiem, że to jak rzuciłaś się na niego w tej rzece było oznaką dużej samokontroli?

Słysząc pytanie lisołaczki, zastanowił się przez chwilę jak je odebrać. Ton wskazywał na to, że pytająca, sama nie wiedziała jakich emocji używa.
- Nie, wszystko dobrze. - Powiedział i uśmiechnął się. W myślach jednak ułożył przypomnienie łańcucha pokarmowego. Małe ryby są jedzone przez większe, a większe przez niedźwiedzie. Skupił się też na wspomnieniu, w którym Yve groziła mu niedźwiedziami. Stwierdził więc, sarkastycznie w duchu, że faktycznie nie ma się czego obawiać. Wisior co prawda dodawał mu odwagi i pewności siebie, ale to było olbrzymie ryzyko. Po chwili przestało go to całkiem obchodzić i postanowił dojrzeć jakieś dobre strony wspólnej podróży z tą kupą mięsa.

Okrzyk lisicy był pełen euforii i takiej determinacji, że aż chciało się jej słuchać. Naturianin bardzo szybko wskoczył na wóz i widząc, że Yve siada przy lejcach, on zajął miejsce w swojej balii. Paznokciem zdrapał zauważoną przez siebie plamkę rdzy i patrzył, czy wóz przypadkiem nie ugnie się pod ciężarem niedźwiedziołaka. Przez chwilę mignęła mu myśl, co też pomyśli Verden, gdy zobaczy takiego stwora w ich ekipie.
Awatar użytkownika
Zilvah
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zilvah »

Słowa Yve utknęły mu w pamięci, a dobry humor zagościł w sercu, ale nie sprawiło to, że Zil'vah przestał martwić się swoją przeszłością. Doskonale pamiętał okoliczności dostania się do Alaranii, włączając w to upadek z górskiego urwiska, kiedy jego ciało porwał rwący potok. W głowie niedźwiedziołaka dalej gościł domagający się krwi tłum wilkołaków, rzucający w niego ochłapami surowego mięsa i szczerzącego białe kły, gotowe w każdej chwili zatopić się w jego płucach. Oczywiście przy odpowiednim zabezpieczeniu. Jako mistrz areny Zil'vah miał ten nieszczęsny zaszczyt, iż wszyscy się go bali, nikt nie chciał stanąć z nim do pojedynku, chyba że zawiązano by mu oczy i potrzymano dwa tygodnie o samej wodzie w ciemnej jaskini. O jego sile zaczęły się tworzyć legendy. Na co dzień pilnowało go zatem pięciu strażników, wyładowujących swój strach w postaci kolejnych ciosów batem. Każdy z nich wiedział, że gdyby łańcuch i obroża puściły, skończyliby połamani i pocięci nim ktokolwiek zareagowałby na ich krzyk, dlatego stosowali wszelkie środki ostrożności, by nie doszło do jego uwolnienia. Zil'vahowi zabrakłoby palców gdyby miał zliczyć ile razy dostał za samo spojrzenie, jakby umiał nim zabijać. Nie mniej z czasem, jak coraz bardziej ulegał, dostawał więcej swobód i wszyscy mogli zauważyć, że to jedynie wykończony psychicznie i fizycznie człowiek, który pragnie swojego końca.

- Jeśli kogoś takiego spotkam, będę o tym pamiętać - powiedział, powracając myślami i ciałem do obecnej sytuacji, kiedy to lisołaczka znowu opatrzyła mu rany i zaśmiała się, uderzając jego ramię, gdy skomentował jej potrawę. Jej uśmiech niedźwiedziołak odczytywał jako szczery i miły dla oka. Przynajmniej dla niego. Siedząc obok Yve zapomniał na moment o całym bożym świecie, przyglądając się jej z równym zaciekawieniem, co ona jemu i dopiero głos Rubina w sprawie wybuchów złości zdołał nim potrząsnąć. Na błyszczący kamień, który wyciągnął z sakiewki nawet nie zareagował.
- To moja wina, mogłem uprzedzić, że potrafię zmienić się w niedźwiedzia i oboje uniknęlibyśmy tej kąpieli. Wiem, jak niektóre hybrydy nienawidzą moczyć futra. Zwłaszcza, że twoje wszędzie się za tobą ciągnie - dodał, uśmiechając się w kącikach ust, po czym dokończył posiłek i obejrzał swoje rany. Maść od Yve wsiąknęła już na dobre, zamykając krwawienia, ale nie znaczyło to, że Zil'vah może już tak od razu wyrywać drzewo z korzeniami. Potrzeba było trochę czasu na zamienieniu bruzd po pazurach w piękne blizny, czyli kolejne odstraszacze przed starciem z nim.

Nim zdążył się zorientować, obozowisko zaczynało znikać, a lisołaczka, która najwyraźniej dowodziła w tym interesie, poganiała towarzysza. Dobytkiem niedźwiedziołaka był jedynie dwuręczny miecz i para spodni, a więc jego nowi kompani długo nie musieli czekać aż się zabierze. Zasypawszy ognisko i resztki ryb piaskiem, Zil'vah odczekał aż Yve przestawi wóz, a następnie położył swoje ostrze na koźle obok niej, ustawiając rękojeść na zewnątrz, by móc za nią chwycić w każdej chwili. Nie wsiadał na tył, gdzie urzędował Rubin, ani też nie pchał się na stołek obok prowadzącej, obawiając się, że jej wierzchowiec nie pociągnie dodatkowych kilogramów. Jemu to i tak było na rękę.
Przeobrażając się ponownie w czarną bestię, wyrównał krok z koniem lisicy i szedł dwa metry na prawo od niego, nie gubiąc rytmu ani nie spowalniając podróży. Gdyby ktoś przyjrzał im się z daleka, musiałby przetrzeć oczy bo to właśnie okryty płachtą wóz poruszał się bok w bok z idącym, czarnym niedźwiedziem.
- Jeśli twój koń się zmęczy, mogę go zastąpić - mruknął z rozbawiem, odwracając łeb w stronę kobiety.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Wstała z miejsca gdy tryton tylko wyjął z sakwy czerwony, błyszczący kamień, ani na moment nie odrywając od niego wzroku. Szybko zareagowała wpadając na twardy tors przyjaciela, ale on za dobrze ją znał od razu unosząc dłoń z rubinem jak najwyżej. Niższa od niego lisica nie chciała dać za wygraną i zaczęła podskakiwać kiedy tylko stanie na palcach nic nie dało. Jedną ręką złapała podniesione do góry ramię mężczyzny, a drugą starała się przy wyskokach wyrwać kamyczek, ale był z od niej silniejszy z racji tego, że był facetem. Niezadowolona w końcu odpuściła mrucząc cicho pod nosem paskudne rzeczy i zajęła się pakowaniem do wyciągniętej ze swojej skrzyni torby podartych rzeczy, w końcu "bandaże" mogły się jeszcze przydać, oraz zebranych ziół.

        - Zazdrościsz? - odgryzła się Rubinowi uśmiechając się przy tym podstępnie i z jednoczesnym rozbawieniem. Wiedziała, że nie o to chodziło przyjacielowi, który wolał mężczyzn od kobiet, ale nie mogła się powstrzymać przed tym aby on pomyślał, że źle zinterpretowała jego docinke. Zaraz jednak przeniosła swój wzrok z naturiana na zmiennokształtnego, który wziął na siebie winę i usprawiedliwił zachowanie dziewczyny. Lisica uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wróciła do zwijania ich obozowiska.

        Po zajęciu swojego miejsca na przedzie wozu, przeciągnęła się i czekała cierpliwie aż towarzysze się zbiorą. Oboje nie potrzebowali specjalnego zaproszenia, jedynie decyzja Zil'vaha ją zaskoczyła. Spojrzała na leżący obok siebie miecz mężczyzny, a po tym na włochatą bestię w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą był. Rozumiała czemu tak postanowił co nie zmieniało faktu, że poczuła się głupio. Ona i Rubin wygodnie mogli się byczyć na wozie nie wysilając się w ogóle podczas podróży, będąc ciągniętymi przez konia do celu, a zmiennokształtny w trosce o zdrowie wierzchowca wolał iść obok na własnych... łapach. Wraz z łuskowatym powinna zejść z wozu, puścić starego wałacha wolno w świat i również pokonywać drogę o własnych siłach jak niedźwiedź, jednakże tu miała jeden wielki dylemat. Nie chciała zostawić swojej skrzyni pełnej ubrań i kosmetyków... No tak jeszcze zostawała ta balia Rubina, ale kto by się tym przejmował. Z drugiej jednak strony może nie tyle chciała być solidarna z innym przedstawicielem swojej rasy choć był innego gatunku, co przede wszystkim kierowała nią w tej sytuacji duma. Nie wiedziała czemu, ale nie chciała, aby Zil widział ją jako śliczną, kruchą i słabą paniusię, która tylko ładnie wygląda i nic nie robi w obawie, że złamie sobie paznokieć. Były gladiator niezwykle ją zainteresował, choć jeszcze nie chciała przyznać przed samą sobą, że jej się spodobał i była nim zauroczona jak nastolatka.

        Nie wiedziała jak postąpić, więc przez jakiś czas nic nie zmieniała w swoim sposobie podróżowania. Nie chciała pokazywać obu mężczyznom, że coś jest na rzeczy. Rubinowi nie dawać powodów do podejrzeń, że coś miedzy zmiennokształtnymi zaiskrzyło, a Zil'vahowi nie chciała się podlizywać żałośnie, było to poniżej jej godności. Wolała być po postu sobą mając nadzieję, że i tym zainteresuje niedźwiedzia do swojej osoby.

        - Jeśli mój koń się zmęczy, będziemy mieli co jeść na najbliższych kilka dni - zaśmiała się z równym co idąca obok bestia, rozbawieniem.
        Fakt, wyobraziła sobie przez moment czarnego miśka ciągnącego wóz z ich tyłkami, ale szybko wykopała jak najdalej tę myśl zła na siebie, że coś takiego przyszło jej do głowy. Nie miało tu żadnego znaczenia, że kiedyś był niewolnikiem i pewnie by mu coś takiego nie przeszkadzało bo mógł być do tego przyzwyczajony. Gdyby ktoś jej kazał zastąpić konia pociągowego poczułaby się bardzo upokorzona, dlatego nie chciała pozwolić, aby nowo poznany mężczyzna robił coś tak uwłaczającego ludzkiej godności. Wiedziała, że jeśli Kasztanek się zmęczy to go po prostu wypuści i zostawi wóz ze swoimi rzeczami, a sama pójdzie dalej na piechotę. I tak też postanowiła zrobić w niedalekiej przyszłości.

        Starała się patrzeć cały czas na drogę, ale nie mogła się powstrzymać od zerkania na niedźwiedzia od czasu do czasu z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Ciekawiło ją czy miał tak mięciutkie futerko co ona na ogonie, ale wstydziła się dotknąć go bez wyraźnego powodu. Dlatego też zarządzała w drodze postoje, aby dokładnie obejrzeć nowego towarzysza i sprawdzić czy jego rany się dobrze goją. Kiedy spoglądał na nią, gdy ona od dłuższego czasu mu się przypatrywała, od razu odwracała wzrok lekko się rumieniąc zakłopotana. Cały czas jednak starała się nie dopuścić do nudy i rozmawiała z nim o wszystkim i o niczym, a w większości sama opowiadała jak to jest w Alaranii, a przynajmniej w tych miastach w których ona była znajdujących się w Szepczącym Lesie, Opuszczonym Królestwie, Wschodnich Pustkowiach aż po Wybrzeże Cienia, przy którym uraczyła wojownika historią o tym jak poznała Rubina i poprzedniego towarzysza Verdena. Przy tej też okazji wyjawiła cel ich podróży ukryty w druidzkich górach. A wieczorem postanowiła o rozbiciu obozowiska.


Ciąg dalszy: Zilvah, Rubinento, Yve
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości