Strona 2 z 4

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Nie Lip 16, 2017 4:27 pm
autor: Villemo
- Dwieście pięćdziesiąt lat temu byłam dzieckiem i biegałam po posiadłości w samej koszuli, a teraz jestem już sędziwa - oczywiście zażartowała - mam za sobą dwa małżeństwa i dwójkę dzieci, zestarzałam się - zaśmiała się perliście. Kiedy Paygen zdejmował napierśnik zdjęła z niego ręce i cofnęła się. Nie sądziła, że mężczyzna weźmie pod uwagę sugestię zdjęcia z siebie zbroi. Ale ucieszyło ją to, nie wiedziała bowiem, że ma na niego jakikolwiek wpływ. A jednak.

- Wiesz, nie kazałam ci tego natychmiast zdejmować, ale to miłe. W końcu jesteś u siebie, jest noc, chcesz wyjść na spacer, nie musisz chyba być cały czas na posterunku.

- Więc jednak miałam dobry obraz sytuacji. Ciebie siedzącego wśród ksiąg i papierów. I tak jak nie wyobrażam sobie ciebie błądzącego po kopalni z krasnoludami, tak już pomiędzy krzakami winorośli owszem. Z resztą sama chętnie przejdę się po winnicy. Może niekoniecznie w środku nocy i nie w szlafroku, ale jednak.

Villemo nie chciała przechadzać się po posiadłości w samej podomce, poprosiła więc Paygena by odprowadził ją do jej komnaty. Nie odmówiła spaceru, chciała tylko włożyć na siebie coś więcej niż nocną koszulę. Vi zniknęła za drzwiami swojego pokoju na dłuższą chwilę. Nie miała czasu na wiązanie na sobie gorsetu i strojenie się. Zdjęła, więc z siebie nocną koszulę i naciągnęła na siebie prostą białą koszulę, a na nią ciemną tunikę, do tego spodnie do jazd wierzchem i krótkie, sięgające kostek wiązane, płaskie buty. Wyszła z komnaty, a Paygen już na nią czekał. Ruszyli korytarzami zamku prosto do tylnych drzwi. Vi miała rozpuszczone włosy, które teraz zakrywały jej plecy. Gęste, kręcone pukle wiły się i opadały kaskadą także na jej ramiona i piersi.

- Otchłań nie jest taka zła, jeśli rządzisz sam sobą - podjęła rozmowę - oczywiście jest tam pełno fałszu i kłamstw, nasi pobratymcy nadal lubują się w kłamstwie i intrygach. Jednak jeśli żyjesz po swojemu i umiesz rozdzielić całe to przedstawienie od prawdy nie jest tak źle jak było kiedyś. Mimo to powrót tam byłby dla mnie trudny. Na razie stadniną i wszystkim co tam mam zajmuje się William. Wiesz nad czym się zastanawiałam... czy nie sprzedać wszystkiego co mam tam i nie urządzić się tutaj. Nie mówię o twoich ziemiach, ale w ogóle o Alaranii. Z majątkiem, który mam mogłabym zacząć budować swój własny zamek może gdzieś na Równinie Maurat. Oczywiście wcześniej musiałabym się dogadać z rządcami ziemi, ale jeśli ma się rueny wszystko idzie sprawniej niż kiedy się ich nie ma. Nie wiem sama, może mi doradzisz?

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pon Lip 17, 2017 7:29 pm
autor: Paygen
- Nie przesadzaj - podsumował Paygen. - Wciąż wyglądasz świetnie, a po za tym kto powiedział, że ślub i dzieci postarzają? Ja co prawda obu tych rzeczy nie posiadam i wyglądam dużo gorzej niż wiek temu, kiedy gnałem na złamanie karku podczas zwycięskich szarż. Czas dla ciebie był o wiele łaskawszy i jeżeli mogę, to wyglądasz znacznie lepiej niż te dzwieście piędziesiąt lat wstecz. Nie żeby wcześniej ci czegoś brakowało - dodał niemal natychmiast, czując że bez tego Vi zareaguje udawaną, a może poważną złością na taki komplement. Jako władca i wojownik umiał rozmawiać w sposób dyplomatyczny ze wszystkimi, nawet z kobietami. Przy Villemo jednak znów odradzał się w nim młody demon, który mógł powiedzieć przyjaciółce dosłownie wszystko, nie bojąc się jej stracić.

- Czy zdejmę to teraz czy przed snem, nie robi mi dużej różnicy - powiedział, wygładzając koszulę, lekko rozpiętą na umięśnionym torsie. - Ale może rzeczywiście lepiej mi będzie bez pancerza. Dość mam gadania, jakim zasupuje mnie mój kapitan o jego nie noszeniu. Zrugałbym go za to, gdyby nie był moim dobrym przyjacielem i kompanem.
- W takim razie zapraszam - dodał, podając jej dłoń i odprowadzając na górę.

Kiedy Villemo się przebierała, Paygen stanął w bocznym korytarzu, podpierając się o marmurową rzeźbę diabła grającego na flecie. Czas minął mu stosunkowo szybko na przypomnieniu sobie powodu, dla którego ją kupił i tutaj postawił, ale nim odpowiedź do niego nadeszła, drzwi komnaty otworzyły się, ukazując postać nemorianki w zupełnie innej kreacji i uczesaniu.
Z uśmiechem i wielką przyjemnością Paygen towarzyszył przyjaciółce w drodze do tylnych drzwi, a następnie żwirową aleją do lasu tyczek i rusztowań, wokół których okręcały się winorośle. Wielkie, zielone liście ocierały się o ich postacie i wydawały cichy szelest, muskane wiatrem. Nie mogło też zabraknąć ogromnych psów, które zaraz po wejściu w winogrona rozbiegły się i zniknęły, informując o swojej obecności szczekaniem gdy znalazły wiewiórkę, szczura lub jakiegoś zbłąkanego królika.

- Czyli nic nowego - odparł Paygen, trącając palcem co większe kiście, które kołysały się jak małe dzwonki. - Co drugi demon potrafi przy pierwszym spotkaniu podać fałszywe nazwisko, by zataić informacje o swoim majątku i reputacji. Co trzeci jest skąpy, a co czwarty dba tylko i wyłącznie o domowe zacisze. Cieszę się zatem, że nie należę do żadnego z tych ugrupowań, mało tego, że wyrwałem się stamtąd na dobre. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wrócę do Otchłani. Tu mam wszystko czego mi trzeba.

- Jeżeli chcesz zamieszkać w Alaranii - podjął Pan Ostii. - To Równina Maurat jest najmniej do tego odpowiednia. Nie wiem, co o niej słyszałaś w Otchłani, ale Fargoth i Elisia cały czas drą koty o terytorium, klany centaurów biją się między sobą, a ziemia jest bardzo tania ze względu na mały urodzaj. Na twoim miejscu wybrałbym północną część kraju, między Trytonią, a Ostatnim Bastionem. Zamek na morskim klifie albo wśród morza traw. Po za tym będzie mi tam bliżej aby cię odwiedzać. Co do samej budowy, trwa ona zwykle rok, zależy kogo wynajmiesz. Krasnoludy postawią ci fortecę w kilka miesięcy, zgodnie z planami, jakie im nakreślisz. Nic nie zmienią i możesz mieć pewność, że postoi to dłużej niż cztery wieki. Takie decyzje warto jednak dokładnie przemyśleć, ale służę ci wszelką radą i pomocą.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pon Lip 17, 2017 9:50 pm
autor: Villemo
Villemo zaśmiała się radośnie.
- Wyglądasz bardzo dobrze, może nie jak młodzik, ale do twarzy ci z wiekiem, i z brodą - wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny i położyła mu ją na policzku, przejechała kilka razy po jego zaroście.
- I drapiesz - uśmiechnęła się - zawsze chciałam to zrobić, ale nie było komu - zaśmiała się. Choć był środek nocy ani trochę nie chciało jej się spać, a towarzystwo Paygena było dla niej bardzo miłe. Odprowadził ją do komnaty, a ona zniknęła za drzwiami na dłuższą chwilę, kiedy wyszła do razu ruszyli do tylnych drzwi. Na zewnątrz było ciepło, choć wiał lekki wiaterek. Paygen poprowadził Villemo w stronę winorośli. Teraz przechadzali się po winnicy, pomiędzy krzakami, których gałązki wiły się i oplatały palik wbite w ziemie. Nawet nocą widok był niesamowity.
- Wiesz jak jest, Otchłań się nie zmienia - podjęła rozmowę.
- Nie ważne czy sto, czy dwieście lat temu, czy teraz wszystko tam jest takie samo, ale da się przyzwyczaić. Tu, w Alaranii piętnaście lat temu nie było dla mnie miejsca. Ani dla mnie, ani dla moich córek. Nic mnie tu nie czekało prócz żałoby po mężu. A w Otchłani... cóż było bezpieczniej niż tu, miałam posiadłość po Vesperze, posiadłość po matce, musiałam w końcu zrobić z tym porządek. Z zamku mojego dzieciństwa sprzedałam wszystko co się dało, a samą budowlę kazałam zrównać z ziemią. Nie chciałam dłużej go oglądać, za dużo złych wspomnień. Cały majątek przeniosłam do Zamku Cieni i tam zaczęłam z hodowlą koni. Poza tym wydawało mi się, że dla Astry będzie lepiej początkowo wychowywać się tam. Oczywiście nie chciałam żeby całe swoje życie przeżyły w Otchłani. Od dawna planowałam, że kiedy Astra skończy piętnaście lat wrócę tutaj, a dziewczynki pójdą do szkół. Chciałam im zrobić niespodziankę na urodziny. No i jak już wiesz tak się stało. Sama miałam wrócić do zamku, ale twoje zaproszenie zmieniło moje plany.

- Nie wiem, czy chcę mieszkać w Opuszczonym Królestwie, może północ nie jest złym pomysłem, może powinnam zamieszkać bliżej Rapsodii. Choć prawdę mówiąc nie wiem jak wyglądają tam sprawy z ziemią. Musiałabym się wszystkiego dowiedzieć. Jak na razie jestem tutaj i to dopiero chwilę, nie zamierzam cię tak od razu opuszczać. Trochę zamierzam być na twojej głowie - uśmiechnęła się.
- Opowiedz mi co robisz jeśli akurat nie zarządzasz Ostią, hm? Czytacie tutaj coś?

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Wto Lip 18, 2017 8:53 pm
autor: Paygen
- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem, gdy przyjaciółka pogładziła go po szczęce, nim wybrali się na spacer. - Ale z tego już nie zrezygnuję. Takiego wpływu na mnie nie masz.
Później, spacerując między winoroślami Paygen cały czas przyglądał się demonicy, starając się zapamiętać takie chwile na dłużej. Nie widział jej cały szmat czasu i chciał znowu odbudować istniejącą między nimi relację. Co jakiś czas przechodzili między wolniejszymi sferami ziemii, z których obserwować można było ścianę zamku, nakrapianą oknami, w których paliły się pojedyńcze świeczki.
- Ten zamek odziedziczyłem po ojcu - powiedział, podając kobiecie kiść winogron do przegryzienia. - Kiedy walczyłem na frontach uległ zniszczeniu w pożarze, więc musiałem go odbudować. Jak pamiętasz, na weselu twoich córek podpisałem akt sprzedaży posiadłości matki, wynosząc z tamtąd dosłownie wszystko, co nie było przybite do podłogi. Złożyłem to w skarbcu. W Otchłani nie trzyma mnie dosłownie nic, więc mogę rozwijać się tutaj. Tutejsi baronowie przynajmniej mają klasę by przyznać się do błędu, choć potrafią być bardziej chciwi niż demony.
- W wolnej chwili czytam o historii świata, traktaty handlowe, eseje i baśnie - odpowiedział, wskazując na trzy pierwsze piętra w północnej baszcie. - To moja biblioteka. Rozmieściłem ją na trzech piętrach, ale planuję rozbudowę. Jeśli miałabyś ochotę tam zajrzeć, klucz znajdziesz na haku obok drzwi.
- Moja kolej na pytanie - uśmiechnął się, podnosząc z ziemi kij, który rzucił psom. - Jak to się stało, że postanowiłaś handlować końmi? Dlaczego właśnie nimi?

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Śro Lip 19, 2017 12:27 am
autor: Villemo
- Ale ja mówiłam poważnie - powiedziała, choć już bez uśmiechu.
- Podoba mi się twoja broda, nie chcę żebyś z niej zrezygnował. Z resztą nie chce żebyś rezygnował z czegokolwiek dla mnie. Widzisz... kiedy byłam bardzo mała, kochałam mojego ojczyma, był dla mnie ważny. Wtedy nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będzie inaczej. Wtedy wydawało mi się, że on też mnie kocha. Wdrapywałam mu się na kolana i drapałam dłońmi o jego brodę. To jedno z nielicznych, dobrych wspomnień dotyczących mojej rodziny. Nie wiedziałam, że jest potworem, tak jak moja matka. Tak, czy inaczej... podoba mi się twoja broda - uśmiechnęła się, żeby jakoś załagodzić tą smutną historię, którą opowiedziała.

- Podobasz mi się taki, jaki jesteś, nie musisz niczego zmieniać - dodała jeszcze, żeby upewnić, go o tym, że jest dokładnie tak jak mówi.
Przechadzali się powoli po ziemistych alejkach winnicy i co raz bardziej oddalali się od zamku. Noc mijała powoli, ale robiło się co raz chłodniej. Mimo długich rękawów Villemo zrobiło się zimno, więc oplotła się ramionami.

- Kocham biblioteki, zapach starych książek i kurzu - uśmiechnęła się - naprawdę. Jeśli tylko znajdę drogę, to na pewno będę siedzieć w twojej bibliotece. Tak dawno nie miałam okazji zamknąć się w czterech ścianach i zatopić w lekturze. Jeśli uda mi się zbudować własną posiadłość, poświęcę książką równie dużo miejsca co ty.

- I wiesz, tak na marginesie, to moje córki nie miały wesela, tylko urodziny - zaśmiała się z pomyłki przyjaciela.
- I oby nie spieszyły mi się z takimi decyzjami jak ślub - dodała jeszcze.

- Kocham konie, zawsze kochałam. To szlachetne zwierzęta, poza tym Vesper zajmował się ich hodowlą, jeszcze kiedy żył i mieszkaliśmy razem. Nie wiedziałam, ale William zajął się stadniną, kiedy mnie nie było. Sam miał z tego dobre pieniądze i dzięki niemu zamek nie upadł. Po tym jak wróciłam oboje stwierdziliśmy, że warto zająć się tym na poważnie i podzielić dochody. Konie z Otchłani są bardzo cenione, głównie dlatego, że nie boją się innych ras. Jak wszyscy, one też odczuwają aury, ale w odróżnieniu od zwykłych koni nie przeszkadzają im ostre aury, czy aury piekielnych. Dają się szkolić i są bardzo wytrzymałe, wytrzymalsze od zwykłych rumaków. No i cóż... tak jakoś wyszło...

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pią Lip 21, 2017 10:53 pm
autor: Paygen
- Dziękuję - powiedział Paygen, uśmiechając się serdecznie do przyjaciółki, a następnie ujął jej dłoń i delikatnie odsunął od twarzy, dając znać, że wystarczy mu już tego naruszania prywatności. - Ale chyba dość już zaspokoiłaś swoją ciekawość. Fakt, że broda dodała mi lat, ale razem z nią zyskałem powagę. To jakaś odmiana. W wojsku za posiadanie brody można było zarobić batem po plecach, a jeśli kapitan na musztrcie zobaczył włosy dłuższe niż trzy cale, kazał golić do zera lub podpalić dla przykładu. Muszę przyznać, że to pierwsze spotkało mnie raz czy dwa, ale trafiałem na tych miłosiernych pułkowników, którzy nie byli zwolennikami bicia za posiadanie zarostu.
Na wspomnienie starych, żołnierskich czasów Paygen uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Villemo, kompletnie nie wyobrażając jej sobie na swoim miejscu.

- W ośmiu - sprostował Paygen z łobuziarskim uśmiechem, kiedy demonica wspomniała o swojej miłości do ksiąg. - Zbudowałem ją w okrągłej baszcie, ale samo pomieszczenie to ośmiokąt. A jeśli chodzi o moje zbiory, to jest tam ponad półtora tysiąca tomów, które tylko czekają aż ktoś je przeczyta. Od bajek po encyklopedie, przez sztuki prowadzenia wojen i plany architektoniczne, na zwykłych sztukach teatralnych kończąc. Wszystko z myślą o budowaniu dziedzictwa tego świata.

- Ja zacząłem od wina. Sprowadziłem winorośle aż z Thenderionu i dołożyłem wszystkich starań, by przyjęły się na tych gruntach. Popyt i podaż. Lokalne miasta skupują spore ilości wina, więc pomyślałem by dać im je na miejscu, samemu na tym zyskując. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że wino, którego receptury strzeże Alberto, stanie się tak dobre i drogie, przynosząc ogromny zysk. Z czasem przerzuciłem się na handel drewnem, kamieniami, rubinami i bronią, co dało mi przyjaciół i wrogów wśród sąsiadów. Nie biorę ich wszystkich jednak na poważnie. Prawda jest taka, że gdy Ostia płonęła nikt nie przyszedł mi z pomocą. Wszyscy patrzyli i czekali na rozwój wydarzeń. Zmieniło się w dniu, kiedy sprowadziłem tu wojsko i zaczęto mnie zauważać. W tym Alarania i Otchłań nie wiele się różnią. Każdy chce trzymać stronę silniejszego.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Śro Lip 26, 2017 7:23 pm
autor: Villemo
- Jednak wiele się zmieniło - skwitowała.
- Daleko ci do tego chłopca, z którym bawiłam się w dzieciństwie. Ale cóż... minęło zbyt wiele lat, najwyraźniej - cóż więcej mogła powiedzieć. Nie byli już dziećmi i najwyraźniej Paygen chciał trzymać dystans, nie zamierzała protestować. To ona było jego gościem, nie na odwrót. Odsunęła się od mężczyzny i teraz szli utrzymując ze sobą spory dystans. Nie chciała się już zbliżać, bo i po co. Najwyraźniej należało z nim zachować sztywną etykietę. Jednak Otchłań nie różniła się tak bardzo od Alaranii. Wszędzie trzeba było zachować pewną twarz. Umiejętności aktorskie miały się przydać także tutaj. Vi nie zamierzała już zbliżać się do przyjaciela z dzieciństwa. Nie byli już dziećmi, nie będą biegać po posiadłości trzymając się za ręce. Byli dorośli, starzy, wiekowi, jak zwał tak zwał. Vi miała nadzieję, że będzie mogła zachowywać się tutaj swobodnie, ale Paygen nabrał dystansu, więc nie zamierzała już przekraczać wyznaczonej przez niego granicy. Demonica słuchała uważnie słów mężczyzny i już wiedziała, że z pewnością najwięcej czasu spędzi w bibliotece, bo cóż innego miałaby robić. Na konne przejażdżki nie miała co liczyć. Paygen był zajętym człowiekiem, więc raczej nie znalazł by dla niej czasu. Chociaż zawsze mogła pojeździć sama. Choć tutejsze konie z pewnością nie umywały się do tych z jej stadniny.
- Jest już późno - przerwała mu.
- Czas wracać.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Czw Sie 03, 2017 12:04 am
autor: Paygen
Kiedy Vi cofnęła rękę, jej przyjaciel poczuł dziwny niepokój, a z każdym jej kolejnym słowem nabierał przekonania, że coś jest nie tak, aż w końcu zatrzymał się na skraju swoich winorośli i spojrzał z uwagą na postać demonicy w promieniach księżyca.
- Nie chciałem, by miało to taki wywdzięk - tłumaczył się, wznawiając spacer po żwirowej dróżce. - Poprostu to dla mnie nowość. Nie widziałem cię tyle czasu, nasza przyjaźń nie osłabła, ale ja nie wiem, czy potrafię znów czuć się jak młodzik. Czuje się jak wtedy, gdy zobaczyłem cię w sukience na przyjęciu z okazji osiemnastych urodzin. Nigdy wcześniej nie widziałem cię w niczym innym jak spodnie i w tej jednej chwili wstydziłem się poprosić cię do tańca, bo myśli kotłowały mi słowa: nie jesteście już dziećmi. Jeśli uraziłem cię tym gestem, to przepraszam i chciałbym móc się jakoś zrewanżować.
Nie był pewien, czy tym nie popsuł całej sytuacji, lecz nie miał też wiele do stracenia. Wciąż miał przed sobą kobietę, z którą był nierozłączny zza młodu, a która, mimo tylu przeżyć wciąż ani trochę się nie zmieniła. No... jak już to na lepsze.
- Odprowadzę cię - dodał jedynie skruszonym głosem, a następnie poprowadził w stronę rezydencji,
Nie uszli jednak zbyt daleko, kiedy Paygen odwrócił się, słysząc tupot końskich kopyt. Dwóch jeźdźców pędziło w ich stronę na karych ogierach. Jednym był Cedric z charakterystyczną chustą wokół ust, a drugim siedemnastoletni posłaniec w zakurzonym kubraku i zwiniętym pergaminem w ręce. Wręczając go Paygenowi dostrzec można było krople potu na jego czole i szyji.
- Baronowa Diana Lumbrov ma zaszczyt zaprosić Pana Ostii na przyjęcie z okazji setnych urodzin jej córki - powiedział lekko zdyszany. - I gorąco przeprasza za formę doręczenia, lecz kilka ważnych spraw uniemożliwiło wysłanie zaproszeń wcześniej. Przyjęcie odbędzie się za trzy dni w posiadłości pani Lumbrov.
- Jak rozumiem zaproszenie jest imienne? - zapytał Cedric, podśmiechując się zza osłony.
- Tak. Baronowa wręcz nalega, by Lord Paygen przybył sam.
- Przekaż więc swojej pani - zaczął nemorianin, oddając posłańcowi list. - Najgłębsze przeprosiny, a jej córce najlepsze życzenia, ale nie pojawię się na Fioletowym Dworze w najbliższym czasie z powodu wizyty osoby dla mnie nadwyraz ważnej.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pon Sie 07, 2017 7:16 pm
autor: Villemo
- Nie, nie uraziłeś mnie – odparła – lecz prawdą jest, że nie jesteśmy już dziećmi. Minęły setki lat... setki. Nie powinnam o tym zapominać. Jesteśmy dorośli, oboje. Dorośli i poważni, nie godzi się myśleć i zachowywać inaczej. Masz rację, to ja przekroczyłam granice, nie ty. Dawno temu zostawiliśmy za sobą dzieciństwo, nie powinnam o tym zapominać. Jesteś panem na włościach, a ja tylko gościem w tym zamku i tak powinnam się czuć. Nie musisz się martwić, już nie przekroczę wyznaczonej przez ciebie granicy - mówiła bardzo spokojnie, ale też niezwykle poważnie. Boleśnie dotarło do niej, że nie zachowała się odpowiednio. Myślała, że nie ma między nimi tej bariery, która tworzyła się automatycznie między nemorianami, w ogóle między ludźmi z wyższych sfer, ale jednak była i to wyraźna. Ale może tak było lepiej, nie warto się pakować w zbyt bliskie relacje.

Był środek nocy, księżyc jaśniał wysoko na niebie, więc widok dwóch jeźdźców był tym bardziej dziwny. Co o tej porze robili tutaj posłańcy? Villemo rozumiała, że nie jest to zwykła posiadłość, że jej panem jest nemorianin, że mogą panować tu nieco inne zwyczaje, ale to chyba przekraczało już jakieś granice. Nawet w Otchłani nie było takich zwyczajów. Demonica zdziwiła się widząc jak jeden z mężczyzn podaje pergamin Paygenowi. O tej porze? Zadawała sobie pytanie. Kilka sekund później, okazało się, że było to zaproszenie na jakiś bal. Ale jeszcze dziwniejszym było, że przywiózł je Cedric, przecież ledwo chwilę temu widziała i rozmawiała z nim w zamku. Czyżby potrafił się teleportować? Wiele pytań brzmiało w głowie Villemo.
- Powinieneś jechać - odezwała się.
- Mną się nie przejmuj, mówię poważnie, powinieneś pojechać. Musisz utrzymywać dobre stosunki z sąsiadami, jak sądzę.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pią Sie 11, 2017 11:44 am
autor: Paygen
Mimo iż kapitan straży nie mógł powstrzymać się od uśmieszków zza chusty, na co wskazywały napięte mięsnie policzków pod oczami, atmosfera przybrała dość poważny wyraz. Posłaniec baronowej, która miała czelność przerwać spokój pana zamku, wysyłając poselstwo w środku nocy, siedzial w siodle z dość zdezorientowanym wyrazem twarzy. Jego oczy błądziły od Paygena do Cedrica, parokrotnie zatrzymując się na Villemo, by ostatecznie skupić się na wręczanym mu liście ze złamaną pieczęcią.
- Odmówisz uczestnictwa w przyjęciu? - zapytał Cedric dość bezpośrednio, po czym wyciągnął dłoń po list i przeczytał go dość skrupulatnie ani na chwilę nie poświęcajac gospodarzowi uwagi. - Baronowej to się nie spodoba.
- Nie masz lepszych zajęć? - odpowiedział mu Paygen, wskazując na galopujących kawalerzystów, wyłaniających się zza rogu posiadłości.
- Że niby warty? Zadania i patrole rozdzieliłem jeszcze przed opuszczenien posiadłości. Teraz tylko nadzoruję, ale kiedy wartownicy z bramy poinformowali mnie o posłańcu, nie mogłem sobie odpuścić.
Z całego zamieszania najmniej rozumiał chłopak. Uczepiony siodła z niedowierzaniem zerkał, jak podwładny dyskutuje z przełożonym, pomijając wszelkie zasady etykiety. Przypomniał sobie wtedy swoją służbę u baronowej, która będąc elfką z wysokiego rodu, kładła na maniery bardzo duży nacisk. Nawet w prywatnych konwersacjach. Tutaj tego nie było.
- Jeśli mam być szczery - zaczął Paygen, odwracając się w stronę Vi. - To nie za bardzo mam ochotę pakować się w gniazdo os. Baronowa od jakiegoś czasu uważa, że przymierzę dam nam, a przynajmniej jej, czego głośno nie mówi, okazję do poprawy stosunków między naszymi sąsiadami. Ma to być pokaz godzenia się stron, aby osoby takie jak Wiliam czy Milton zaprzestali prowadzenia rzezi między sobą. Po za tym, jest ona dość...
- Upierdliwa? - wtrącił Cedric.
- Ty to powiedziałeś. Jeśli więc mam tam pojechać to z kimś, kto mnie wyratuje - zaśmiał się demon, a następnie zerknął na przyjaciółkę, majàc nadzieję że ta przyjmie jego zaproszenie. W końcu mogłaby to być dla niej okazja do obejrzenia jak wyglądają bale na kontynencie.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Sob Sie 19, 2017 8:51 pm
autor: Villemo
Villemo nadal nie pojmowała co tu się wyrabia. Posłańcy w środku nocy. Wielkie oddziały patrolujące okolice. Czy oni wszyscy byli tu w stanie wojny, czy jak? I dlaczego baronowa nie mogła wysłać posłańca rano, jak normalni "ludzie"? Elfy, nemorianie, inne rasy... Nie ważne, w nocy nie wysyła się poselstw, w nocy się śpi, nawet nemorianie śpią. Owszem, jedna osoba, dwie, mogły cierpieć na bezsenność, ale już w innych dworach to było mało prawdopodobne. I jeszcze ten posłaniec. Nadal nie rozumiała co on tutaj robi. Wprawiona w zupełną konsternację patrzyła pytająco na Paygena.

- Zupełnie nie wiem co się tutaj wyrabia. To jest po prostu absurdalne. Poselstwo w środku nocy? W środku nocy? - powtórzyła dwa razy z niedowierzaniem.
- Czy tu u was jest normalnie, że jakaś baronowa wysyła posłańca z zaproszeniem na bal o tej porze? Jak dla mnie to jest delikatnie mówiąc nienaturalne. Czy możesz mi to jakoś racjonalnie wytłumaczyć - spytała. rzecz jasna zwracając się do lorda.
- Nie mogę pójść z tobą na bal, nie jestem zaproszona.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Nie Sie 27, 2017 12:20 pm
autor: Paygen
- Dla mnie też jest to nowość - przyznał Pan Ostii, słysząc głos swojej przyjaciółki. Zaraz jednak spoważniał i spojrzał na nią, ujmując jej dłoń, by się nie zamartwiała. W końcu była tu gościem. - Baronowa chyba za dosłownie wzięła sobie moje słowa o "dostępności" dwadzieścia cztery godziny na dobę. Inni moi sąsiedzi wiedzą, że pisać do mnie można o każdej porze, ale nigdy nie robią tego po zachodzie słońca. Raz, są ludźmi i muszą spać. Dwa, to nie etyczne zakłócać czyjś spokój w środku nocy.
- Chyba, że jest się Dianą Lumbrov i ma się w nosie czyjąś prywatność - dodał Cedric, obracając się w siodle, by machnąć w stronę kawalerii, robiącej któreś z kolei okrążenie wokół rezydencji. - Do stajni i koszar! - zawołał jedynie, a następnie powrócił do obecnego towarzystwa. Jego spojrzenie padło na Villemo. - Ta baronowa to kobieta ekscentryczna i bardzo uparta. Wszystko chce mieć pod swoją pieczą, gdyż uważa, że jest lepiej gdy o wszystkim wie i może w porę zareagować. Nie dziw się zatem, pani, że przysłała gońca. Poprostu następnym razem go nie wpuścimy przed wschodem słońca - dodał elf, kłaniając się Paygenowi i popędzając konia w drogę powrotną. Posłaniec z wyraźną odmową ze strony gospodarza pojechał za nim.

- Czasami nie mam już sił - powiedział szeptem, gdy zostali już sami przed wejściem do posiadłości. - Wiem, że to wygląda jak wygląda, ale staram się zachowywać jak najlepiej, tylko że często wszystko się sypie. Odmówiłem uczestnictwa w tym balu i nie chcę, żebyś myślała, że jest to w stu procentach spowodowane twoją obecnością. Poprostu wolę twoje towarzystwo i jeśli wolność oznacza posiadanie wyboru, to wolę zabrać cię jutro na konną przejażdżkę niż iść na przyjęcie. Co ty na to?

Następnie Paygen podał przyjaciółce ramię i zgodnie z jej życzeniem, odprowadził ją do samych drzwi jej komnaty.
- Dobrej nocy i przepraszam, jeśli coś z tamtej rozmowy cię uraziło lub poczułaś się nieswojo.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Wto Gru 05, 2017 9:34 pm
autor: Villemo
Dla Villemo to co się właśnie wydarzyło było absurdem do kwadratu. W dodatku nadal nie rozumiała jak to się mogło stać, że ktoś wysłał posłańca w środku nocy. Jeśli ta baronowa była tak przywiązana do etykiety i chciała żeby wszystko było po jej myśli, to nie powinna w ciemną noc wysyłać poselstwa, bo było to niegrzeczne, nieuprzejme i nie na miejscu. Vi była raczej osobą pokojową, poza tym często łamała zasady etykiety, ale w granicach zdrowego rozsądku. Tutaj na pewno zdrowy rozsądek nie wchodził w grę, raczej jakieś totalne szaleństwo. Może baronowa upiła się i zwyczajnie po pijaku wysłała gońca do sąsiedniej rezydencji, zapominając o tym, że nie wolno się w ten sposób zachowywać. Tak - w głowie Villemo tylko to mogło być wytłumaczeniem dla takiego zachowania. Zwykłe, ludzkie pijaństwo. Może baronowa lubiła sobie chlapnąć wieczorem i rozsyłać po świecie swoje sługi z różnymi zaproszeniami. Kto ją tam wiedział, tak czy inaczej złamała wszystkie zasady dobrego wychowania.

- Nie powinieneś odrzucać zaproszenia - odparła mimo wszystko.
- Może to i dziwna pora na zaproszenie, może łamie wszelkie zasady etykiety, ale chyba lepiej żebyś utrzymywał dobre stosunki z sąsiadami. Oczywiście nie mnie oceniać tak naprawdę, po prostu sądzę, że jeśli to taka wpływowa osoba, to nie powinieneś się jej sprzeciwiać. Z drugiej strony myślę, że ktoś powinien zwrócić jej uwagę, że zachowuje się niestosownie wysyłając poselstwo w środku nocy. To że ktoś mówi, iż jest dostępny całą dobę, nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości. Owszem, gdyby działo się coś złego, to tak, ale z zaproszeniem nie przyjeżdża się w środku nocy. Mówić szczerze jestem oburzona takim zachowaniem, to łamie wszystkie zasady znanej mi etykiety. Nie mówię, że sama trzymam się jej sztywno i za każdym razem, bo chociażby nasz spacer jest raczej niecodzienny, ale wysyłanie zaproszeń w środku ciemnej nocy jest moim zdaniem zdecydowanie poniżej pewnego poziomu. Za kogo trzeba się uważać, żeby robić coś takiego - Villemo była wyraźnie poruszona całą sytuacją, w głowie się jej nie mieściło, że można zachować się w ten sposób.
- No ale cóż zrobić, co się stało, to się nie odstanie - skwitowała, a potem bez słowa dała się odprowadzić do swojej komnaty. Mówiąc szczerze przez ten nocny spacer stała się zmęczona i zmarzła. Z chęcią wróciła do zamku i swojej komnaty. Przebrała się w ciszy i spokoju, a potem z przyjemnością wsunęła się pod ciepłą pierzynę. Zdmuchnęła świece i przykryła się po czubek nosa, zatapiając głowę w miękkiej poduszce. Pościel pachniała lawendą, co sprawiało, że czuła się tutaj jak w domu. Zasnęła bardzo szybko, zaledwie po kilku minutach odkąd zamknęła oczy.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Śro Sty 31, 2018 9:56 pm
autor: Paygen
Po odprowadzeniu Villemo do jej pokoju, Paygen zabrał oba psy na krótki obchód posiadłości, a następnie udał się na spoczynek do swoich komnat. Miał zamiar zakończyć ten dzień kieliszkiem wina, by zrelaksować mięśnie i umysł przed kolejnymi wyzwaniami w Alaranii. Zarządzanie majątkiem nie było wcale łatwe, o czym demonica zapewne wiedziała. W końcu sama prowadziła stadninę. Setki dokumentów codziennie zalewają biurko, stosami piętrzą się na podłodze i wyłażą spomiędzy półek, ciężkie od naniesionych na nie cyfr i literek. Każdego dnia, gdy je przeglądał, Paygen zastanawiał się, czy nie powinien zatrudnić sobie sekretarza - kogoś, kto uwolni go od papierkowej roboty, by on sam mógł się skupić na doglądaniu winogron, swoich pól i wojska. Niestety to oznaczałoby częściową dezorganizację, ponieważ on sam lubił mieć wszystko pod ręką. Miał wtedy pewność, że kontroluje całą sytuację i nic nie ma prawa się nie udać.
Co nie znaczyło, że nie miał już tego powoli dosyć. Od nabawienia się garbu ratowała go wizyta przyjaciółki, z którą nie widział się od ponad dwóch wieków. Sprawiła ona, że Nemorianin mógł odłożyć na bok wszelkie inne sprawy i zająć się na chwilę samym sobą. Teraz, leżąc zapadnięty w pościeli i niemal zgniatany przez kudłate cielska, demon zastanawiał się nad jutrem. O tym, o czym będzie rozmawiał z Vi, gdzie pojadą, o co ją zapyta i co ona będzie chciała o nim wiedzieć. Naturalnie nie zamierzał jej okłamywać, wciąż była jego najlepszą przyjaciółką, z którą gdyby nie wiek, bardzo chętnie znów pobiegałby po lesie lub górach. To właśnie kogoś takiego brakowało Paygenowi przez te wszystkie lata. Drugiej duszy, która idealnie by go rozumiała.

Co się zaś tyczy snu, to Pan Ostii zaznał go całkiem sporo, samemu nie wiedząc, kiedy dokładnie wpadł w objęcia Morfeusza. Po prostu zamknął oczy, wpatrzony przedtem w duże, oszklone okno i wiszący za nim księżyc, a następnie odpłynął z rękoma na psich pyskach. Beatrice i Fiumo także zasnęły, ich ogony przestały merdać, a oddechy wyrównały się z oddechem pana. Noc była ciepła i niemal bezwietrzna. Gałęzie drzew tkwiły nieruchomo w mroku, oświetlane milionem małych punkcików, które spoglądały z góry, jak widzowie trybun w teatrze. Wszystko dookoła zjadał mrok, choć i on uciekał na boki, kiedy drogami wokół zamku przejeżdżały konne patrole rycerzy z pochodniami z osobistej gwardii demona. W ogarniającym mury spokoju nie było ich słychać, każdy jeździec z nocnej warty obwiązywał kopyta rumaka grubym płótnem, ale w powietrzu czuć było aurę bezpieczeństwa. Nie było mowy, by w tych komnatach wydarzyło się coś złego. No chyba, że za sprawką ich mieszkańców.

Z samego rana obudziło go ciche skrzypienie drzwi, które niemal natychmiast przekształciło się w ujadanie dwóch włochatych bestii. Intruzem, który naruszył ich spokój, jak się okazało, była jedna ze służących na dworku dziewczyn, córka kucharza, która każdego ranka przechodziła obok komnaty gospodarza i z czystej uprzejmości uchylała psom kawałek drzwi, by te nie musiały skamleć o wolność, za potrzebą. Paygen już niejednokrotnie dziękował za to dziewczynie, jednocześnie przepraszając ją za zachowanie pupili. Bowiem za każdym razem, kiedy Fiumo i Beatrice wyczuwały czyjąś obecność, szczekały bez opamiętania i broniły swojego terytorium. Nie robiły jednak nikomu krzywdy, choćby dlatego, że w porę rozpoznawały zapach ręki, która czasem przemyca im kości z obiadu. Tak było i tym razem i gdy Paygen tylko otworzył oczy, ujrzał, jak jego psy przeciskają się radośnie pomiędzy framugą, a smukłą dziewczyną. Dziękując jej uniesieniem ręki i uśmiechem, postanowił wyjść nieco wcześniej z łóżka by zacząć nowy dzień.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Pon Kwi 30, 2018 2:49 pm
autor: Villemo
Śniły jej się córki. Jej piękne, małe córeczki. No może już nie takie małe. Były dorosłe, może jeszcze nie całkiem dojrzałe, ale jednak dorosłe. Były w komnatach Rai, ciemnowłosa czesała siostrze włosy, a Villemo siedziała na wygodnej kanapie obitej kobaltowym aksamitem i oglądał jak jedna córka zajmuje się drugą. Śmiały się, żartowały. Ich oczy lśniły zielonym blaskiem. Były piękne, promienne. Włosy Astry jak kaskady płynnego złota przelewały się przez dłonie Rai. Obie młode kobiety były takie piękne, podobne do matki jak dwie krople wody. Nawet jeśli Astra miała jasne, po ojcu, włosy.

Obudziła się z pierwszymi promieniami słońca, z uśmiechem na ustach. Usiadł na łożu opierając się o jego rzeźbione wezgłowie. Rozejrzała się dookoła i szybko zrozumiała, że nie jest u siebie, a jej córki... jej córki to był tylko sen. Poczuła ukłucie w sercu. Nie było ich przy niej. Ale taka była kolej rzeczy, były w szkołach, uczyły się, a Villemo poniekąd została sama. No... nie do końca sama. Miała przy boku przyjaciela. Choć czuła się w jego towarzystwie dziwnie. Niby wszystko było dobrze, niby rozmawiali, niby dzielili się wspomnieniami, a jednak czuła, że dzieli ich jakiś dystans. Może to kwestia lat rozłąki, a może po prostu oboje się zmienili. Nie wiedziała ani co to dokładnie jest, ani jak to zwalczyć. Nie chciała czuć tego dziwnego dystansu, chciała by było jak dawniej, chciała by więcej ich łączyło niż dzieliło, ale na razie nie wiedziała jak to zmienić. Miała nadzieję, że może wspólnie spędzony czas to zmieni.

Chwilę po tym jak Vi wstała z łóżka w progu jej pokoju stanęły dwie, młode służki. Pomogły się jej odświeżyć, przebrać i ufryzować. Villemo może i była u przyjaciół, ale zamierzała zawsze wyglądać jak dama. Jej czarne jak smoła włosy upięto w fantazyjny kok i ozdobiono czerwonymi różami. Na ten akurat dzień pasowały idealnie, bo wybrała bordową, długą suknię z grubszej satyny, oczywiście z gorsetem, haftowanym czarną nicią i mieniącymi się koralikami. Wyglądała obłędnie. Choć nie wybierała się na bal Villemo praktycznie zawsze była ubrana w zdobne suknie. Życie w Otchłani ją tego nauczyło, tam zawsze była na cenzurowanym i zawsze musiała wyglądać nieskazitelnie. Nie było jej niewygodnie, gorsety, halki, długie suknie, ciasno upięte włosy - nie sprawiały jej na ogół dyskomfortu. Choć prawdę mówiąc wieczorem lubiła zdjąć z siebie ciasne ubranie i wsunąć na siebie jedwabną, delikatną koszulę.

Śniadanie zjadła w samotności, w swojej komnacie, a potem udała się na przechadzkę po ogrodach. Nie chciała szukać Paygena, uznała, że na pewno ma wiele spraw na głowie i jeśli będzie miał czas sam ją odszuka. Wzięła ze sobą książkę, którą przywiozła ze sobą. Usiadła na kamiennej ławce pomiędzy kwitnącymi krzewami i zaczęła czytać.

Re: [Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

: Sob Maj 19, 2018 10:25 pm
autor: Paygen
Po wszystkich czynnościach porannej toalety — zimnej, wojskowej kąpieli, nieznacznym skróceniu brody i wąsów oraz zamaskowaniu kilku siwszych włosów na skroniach — Paygen stanął przed trudnym wyborem. Na szerokim stole w części przedsionka, dzielącego łazienkę i sypialnię, leżały dwa komplety ubrań, ówcześnie przygotowane przez starszą służącą, która starannie i sumiennie wykonała zadanie, podczas gdy demon przeglądał się w lustrze. Pierwszą stertę cechowała wygoda, była w niej szara koszula, brązowa, pikowana kurtka wiązana za pomocą drewnianych kołków, wojskowe spodnie, buty do jazdy konnej i prosty pałasz w ciemnej pochwie, kolorystycznie zlewającej się z paskiem. Druga sterta była gryząca — biała, podszyta złotem tunika, kamizelka na haft, pantofle z płaskim obcasem oraz lekko wytarte spodnie z zamszu, utrzymywane na biodrach czarnym, aksamitnym sznurem. Osobistym dodatkiem był tu również sztylet z białą rączką i cienkim ostrzem, przypominający nóż do filetowania ryb. Oba komplety zostały zaakceptowane przez pana Ostii wiele lat temu, jako idealnie pasujące "na co dzień" i na wizyty specjalnych gości. Najwidoczniej służąca uznała przybycie Villemo za doskonałą okazję do odświeżenia lordowskiej garderoby, ale Paygen był innego zdania. Choćby mieli z niego skórę zdzierać pasami, nie zamierzał męczyć się w gryzących szatach cały dzień, nawet dla przyjaciółki z dawnych lat, która już samym swoim nastawieniem dawała do zrozumienia, by Pan Ostii nie przejmował się nią, skoro formalnie i realnie był u siebie. Po tej kilkuminutowej dyskusji ze samym sobą, Nemorianin zdecydował się w końcu na szarą koszulę z szerokimi rękawami oraz brązowy płaszcz, do którego dobrał wojskowe spodnie i buty z klamerkami. Broni oczywiście nie brał, pamiętając reprymendy przyjaciela i tak gotowy, udał się na śniadanie.

Towarzyszyła mu służba i kilku żołnierzy z nocnej warty, dla których był to ostatni posiłek przed całym dniem zasłużonego lenistwa. Później mężczyzna udał się na obchód posiadłości, nie omieszkując zabrać ze sobą psów, które ochoczo obwąchiwały każdy kąt, a następnie zniknął w ogrodach, którymi przedostał się do stajni, gdzie czekały dwa okazałe rumaki. Pomysł, by tego dnia udać się z przyjaciółką na konną przejażdżkę, był jednym z najlepszych, na jakie wpadł, odkąd go odwiedziła. Choć nie widzieli się tyle lat, to przecież są na świecie lepsze zajęcia niż dzielenie się wspólnymi wspomnieniami w czterech ścianach starego zamku. Paygen chciał na nowo poznać Villemo i porównać ją z obrazem tej, którą zapamiętał przed wyjazdem z Otchłani. A nóż miło się nawzajem rozczarują i wzmocnią dawną relację.

Upewniwszy się, że siodła są dobrze umocowane, a konie nakarmione, Lord poprowadził je alejkami przez sady i "las" winorośli aż dotarł do drewnianych altan, ukrytych w labiryncie kwitnących krzewów róż. Tam, na jednej z kamiennych ław dostrzegł Nemoriankę w pięknej, bordowej sukni i ciemnym gorsecie, czytającą jakąś książkę, po czym zbliżył się do niej, jak najciszej stąpając, by nic go nie zdradziło. Zamiar ten został zaraz udaremniony przez Beatrice i Fiumo, które na widok Villemo zaszczekały i podbiegły, by się przywitać. Dwa kudłate potwory uwielbiały być w centrum zainteresowania, tak więc gdy dłoń kobiety mogła skupić się tylko na jednym psim pysku, wybuchła pomiędzy nimi mała przepychanka.
- Rozpieszczone bestie-zachichotał demon, zdradzając swoją obecność. - Miały bronić posiadłości, a wychodzi na to, że obcemu dałyby się zagłaskać na śmierć.
- Świetnie wyglądasz, choć nie wiem, czy ten strój nie będzie przeszkadzać ci w siodle. Pomyślałem, że może chciałabyś pozwiedzać Ostię w i poza obrębem murów. - mówiąc to, Paygen podprowadził dwa kare wierzchowce, klacz o niebieskich oczach i białej kropce na piersi oraz masywnego ogiera z bokiem umazanym bielszymi wstęgami.