Strona 1 z 1

[Wieś Sztygary na Wschodnich Pustkowiach]

: Pią Wrz 02, 2016 11:56 pm
autor: Thiandel
        Na górze chmury, na dole fiołki, Thiandel zobaczył kocury, przypominały małe aniołki. Wiedział że rym nic a nic się nie klei, ale i tak mu się nawet spodobał. Wiatr szeleścił liśćmi drzew przy drodze. Siedziały na nich ptaszki i ćwierkały wesołe melodie. Pewnie one wywołały u niego złudne uczucie natchnienia. Zatrzymał się i rzucił przed siebie okruchy chleba. Docenił piękno jaskółek, sikorek czy innych ptaszków, nie znał się na nich ni w ząb. Były po prostu kolorowe. Niedaleko znajdowała się już wieś Sztygary. Rozmyślał nad powodem wędrówki tą drogą. Chwilę po wyjściu z domu przybiegł do niego farmer Andrzej. Powiedział mu że jakieś pięć lat temu przyszła do niego jakaś zakapturzona kobieta. Jedyne co zapamiętał to że miała złote włosy. Przekazała mu list zaadresowany do niego, kazała mu go dać dopiero kiedy Thiandel będzie stąd wyjeżdżał. Dał mu trochę ruenów w podzięce i schował się pod dachem w celu przeczytania treści. Papier zachował się idealnie, jak zauważył nawet nie wsiąkała w niego woda. Nie była jednak zaczarowana, co go zdziwiło.
        "Witaj Thiandelu,
                Mam nadzieję że zastaję cię w zdrowiu. Twoim zadaniem jest dotarcie do wsi Sztygary. Będę tam na ciebie czekać w towarzystwie towarzysza. Przybądź jak najszybciej.
- Amelia

"Kim do cholery jest Amelia? I niby zostawiła to 5 lat temu? Co mi szkodzi, pójdę tam! Będę tylko mocno spóźniony..."[/i]

Z zamyślenia wyrwała go przebiegająca dziewczynka. Goniła za kurą, pewnie na rosół. Poprawił torbę i ruszył przed siebie szukając Ameli, kimkolwiek ona była. Podchodził do każdego wieśniaka po kolei wypytując czy widzieli jakąś złotowłosą Amelię. Wszyscy natychmiast odpowiadali przecząco, niektórzy nawet kazali mu natychmiast odejść. "Co jest ze mną nie tak? To przez ten miecz?" Po mizernych poszukiwaniach znalazł się w końcu ktoś, kto nie mówił do niego ze wstrętem.
- Czego potrzebujesz nieznajomy?
- Widział Pan może złotowłosą kobietę o imieniu Amelia?
- Niestety, ale nie. Zgaduję że nikt inny również, skoro dotarłeś do centrum osady! - Thiandel obejrzał się dookoła.
- Faktycznie.. Czemu wszyscy są tak negatywnie do mnie nastawieni?
- Bo jesteś czarodziejem.
- Zaraz, skąd wiecie? Skąd wszyscy wiedzą?
- Wszyscy tu umieją odczytywać aury. To jeden z efektów eksperymentów lokalnego czarodzieja. - Wskazał na wysoką, czarną wieżę w oddali. - Testował na nas często swoje zaklęcia. Poszlibyśmy na niego z widłami, gdyby nie to że zrzucił by na nas asteroidę w ciągu sekundy. Inne skutki to kalectwo, wilkołactwo, lisołactwo, nieśmiertelność, zmiana w kubeł i takie tam...
- Słabo. Niestety, brzmi na potężnego czarodzieja, raczej nie dam rady nic z tym zdziałać.
- Nie szkodzi, przyzwyczailiśmy się. Tak na prawdę to zaczęliśmy się o niego niepokoić.
- Niepokoić? Czemu?
- Tydzień temu w wieżę strzelił piorun i uniósł się ogromny ryk. Od tego czasu czarodziej nie daje znaku życia. Z daleka czujemy że coś wyszło spod kontroli i coraz bardziej się sypie.
- No, w tym to już mogę pomóc! Pójdę tam i zobaczę co tam się dzieje.

Re: [Wieś Sztygary na Wschodnich Pustkowiach]

: Wto Wrz 06, 2016 4:45 pm
autor: Pani Losu
Może i znała się na wielu różnych przydatnych i ważnych sprawach. Ale niestety, teleportacja nigdy się do nich nie zaliczała. Nawet nie chodziło o wybór miejsca, bo ta sztuka wychodziła jej całkiem zgrabnie, problemem zawsze był komfort podróży. Jej teleportacja pozostawiała pod tym względem wiele do życzenia, głównie dlatego iż trwała kilkukrotnie dłużej niż przeciętna, a do tego po jej zakończeniu osoby podróżujące czuły się gorzej niż na bardzo ostrym kacu. Ta podróż niestety również nie należała do wyjątków.

Pojawili się z cichym wizgiem. Amelii udało się całkiem dobrze wymierzyć odległość, dzięki czemu wylądowali na nogach, nawet sobie ich nie łamiąc. Anielica miała jednak poważny problem z rozeznaniem się w terenie. Obraz rozmywał jej się przed oczami, a każdy mięsień jej ciała sprzeciwiał się jakiemukolwiek wysiłkowi. Nie wiedziała gdzie jest, ani czy znaleźli się w umówionym miejscu. Nawet jej umysł był niezwykle mocno przytłoczony przez tamtą teleportację. Anielica zachwiała się, chwytając czegoś w pobliżu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to gałąź. W takim razie chyba nie trafiła, bo musieli znaleźć się w lesie. Amelia wzięła parę głębokich wdechów, dzięki czemu obraz wyostrzył się trochę, a ziemia przestała ją aż tak bardzo przyciągać do siebie.
- Przepraszam cię, że musiałeś przez to przechodzić. - Powiedziała smutnym głosem anielica, spoglądając na gramolącego się z ziemi Riordiana. Czuła się już bardziej pewnie na nogach, więc podała mu dłoń, żeby mógł łatwiej wstać. - Ale chyba nie trafiłam zbyt dobrze, trochę trudno mi jest przenosić się na takie odległości. Chyba będę musiała to powtórzyć... Nic ci się nie stało? - zapytała troskliwie Amelia.

Anielica rozejrzała się wokół, starając się skutecznie złożyć skrzydła, żeby nie zahaczyć nimi o inne gałęzie. Oszołomienie teraz już nie było aż tak silne, ale w pełni władzę we wszystkich mięśniach odzyska pewnie dopiero za paręnaście minut. Podobnie pewnie było z czarodziejem, ale na to niestety nie mogła nic poradzić.
Las nie był gęsty. W zasadzie możnaby go określić co najwyżej mianem zagajnik. I właściwie, duży też nie był, z miejsca w którym się znajdowali, widać było gdzie kończyły się drzewa z każdej strony. Amelia pamiętała, że za budynkami wioski rzeczywiście był taki zagajnik. Czyli jednak dobrze trafiła. I rzeczywiście, kiedy tylko dobrze się przyjrzała, dostrzegła gdzieś całkiem niedaleko jakąś szopę.
- To jednak tutaj, na szczęście nie musimy tego robić po raz kolejny. - powiedziała anielica, po czym uśmiechnęła się promiennie do Riordiana. - Chodźmy. Czeka na nas jeszcze jedna osoba. Nie wiem, czy przeze mnie troszkę się nie spóźniliśmy...

Re: [Wieś Sztygary na Wschodnich Pustkowiach]

: Sob Wrz 10, 2016 11:52 am
autor: Riordian
        Wizyta Anielicy była dla niego ogromnym zaskoczeniem. Chyba dla każdego, kto w życiu nie miał styczności z aniołami i byłoby to dość sporym zaskoczeniem, jednak Rirodian wiedział, że skoro taka persona przybyła właśnie do niego, to musiało znaczyć, że będzie potrzebny przy czymś ważnym. Bo w końcu w jakim innym celu anielica by go tak nagle zabierała od jego nowych towarzyszy? Cóż, mógł tutaj wierzyć tylko w konieczność tego wydarzenia. Innego wytłumaczenia nie miał. Jak Amelia mu nakazała wykorzystał podarowany przez nią rysik i pergamin do napisania listu pożegnalnego i przepraszającego do Merilah i Woodrena, wyjaśniając pokrótce sytuacje i obiecując, że ten drugi wróci do zdrowia. Zamiast podpisał napisał "R." i narysował niezdarny okrąg dookoła tej litery, było to dość oczywiste, że to "R" miało znaczyć po prostu "Riordian", ale cała dwójka była na tyle inteligentna, że by się tego domyślili bez większego zastanowienia.
        Założenie Anielicy, że najpierw pomoże przy Woodrenie było bardzo słuszne, Riordian jako Opiekun nie umiałby tak po prostu zostawić potrzebującego w potrzebie. Taka była natura większości Opiekunów, więc anielica rozumiejąc ich naturę bez większego wniosku mogła dojść do słusznego wniosku.
        - Musimy poważnie porozmawiać.
        Teleportowali się.
        Teleportować w życiu mu się co prawda zdarzyło, ale niewiele razy. Faktycznie, podróż trwała chyba dłużej niż wtedy, kiedy ostatnio mu się zdarzyło to robić. Ale nie miał zamiaru narzekać. Nawet na to, że kiedy już pojawili się w wybranym przez złotowłosą miejscu, to Riordian znalazł się na ziemi. Ale to nic, powoli zaczął się gramolić z ziemi i własnie w trakcie wykonywania tej czynności usłyszał od anielicy przeprosiny. Kiedy już wstał, uśmiechnął się delikatnie do Anielicy.
        - Jestem cały, ale przed kolejną teleportacją potrzebuję odpocznąć chwilę w takim razie i mentalnie się przygotować. - Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że anielica załapie żart. Jednakże, jak po chwili się okazało, trafili w dobre miejsce. Do wsi, w której miała czekać na nich jeszcze jedna osoba, co go akurat zdziwiło. Ale to nic, jego nie jest trudno zaskoczyć.
        - Mówiłaś, że musimy poważnie porozmawiać? - Zapytał teraz, przypominając sobie słowa, które wyrzekła wcześniej jego towarzyszka. Zaraz po zadaniu pytania zaczął się rozglądać. Widać było faktycznie niedaleko jakieś zabudowania za zagajnikiem. Poza tym, jak go anielica poprosiła, ruszyli w stronę wsi, niedługo już wchodząc do niej. Zauważył też ukradkowe spojrzenia mieszkańców, którzy niewiele robili sobie z ich obecności, ale jednak zerkali w ich stronę z pewną dozą nieufności. Zwłaszcza na niego. A Crusty wyglądał nieufnie z kaptura opiekuna...

Re: [Wieś Sztygary na Wschodnich Pustkowiach]

: Wto Mar 07, 2017 9:46 pm
autor: Thiandel
        Jak powiedział, tak zrobił. Żwawym krokiem ruszył w kierunku wieży. Im bardziej zbliżał się do obiektu, tym otoczenie posępniej wyglądało. Rośliny poumierały, słońca mniej dochodziło, a zwierząt ani widu, ani słychu. Ogólnie nieprzyjemna okolica. Thiandel czuł za to jednocześnie coraz bardziej wzmożoną obecność energii magicznej. Akurat, wydaje mu się, że mocniejsze źródło samo się do niego zbliża. Odwrócił się na czas, żeby uniknąć zmiażdżenia przez wielkie monstrum przypominające dziko-byka. Kopyta, łapy i korpus miał dzika, ale pysk ogromnego byka. Widać było, że to nie jest naturalna istota. W miejscu „połączenia” widoczne były dziwne odbarwienia i plamy. Szarża go nie zabiła, ale odrzuciła parę metrów w bok. Obolały zebrał się natychmiast, żeby wstać. Upadł jednak z powrotem pod drzewo. Impetem najwidoczniej skręcił kostkę. Spróbował wstać ponownie, tym razem opierając się mocniej o pień. Dziko-byk już szarżował na niego ponownie. Tym razem został całkowicie nadziany na jeden z rogów, przebijając go na wylot. Potwór przybił go do drzewa przed sobą i opuścił na ziemię. Ten moment Thiandel wykorzystałby rzucić zaklęcie. W tym stanie nie obchodziło go już jakie. Wchłonął energię emanującą z osobnika i natychmiast ją wyzwolił. Nagle pod nogami maszkary zaczął robić się wir z ziemi, który zaczął go błyskawicznie wciągać pod ziemię. Tuż przed zanurzeniem się jednak istota złapała się szczękami na nodze czarodzieja, zabierając go ze sobą do głębin.