OpowiadaniaKrainy Północy - Twierdza Niepokonanych

Opowiadania waszego autorstwa o dowolnej tematyce.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Froksendh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek, Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Krainy Północy - Twierdza Niepokonanych

Post autor: Froksendh »

Krainy Północy – Twierdza Niepokonanych

Krew i pożoga. Strach i gniew. Śmierć i zagłada. W tych paru słowach można opisać trwającą od ponad czterdziestu ośmiu lat straszliwą wojnę Północną. Ów słynny konflikt rozpoczął się w roku 324 s.w.z (sprzed wielkiej zarazy). Dzikie plemię barbarzyńców zwane Kertthagami, zaatakowało twierdzę De’frog, należącą do potężnego cesarstwa Ningruadd. Parę dni po ataku na De’frog, nadeszła odsiecz z miasta Kil’jad i starła się z hordami Kerthagamów w bitwie pod Mi’janh (3 dzień, miesiąca Wilka, 324 s.w.z). Wojska cesarskie poniosły wówczas druzgocącą klęskę i zostały wyrżnięte w pień przez okrutnych barbarzyńców. W ciągu kolejny dziesięciu lat trwania wojny, Kerthagamskie wojska zdobyły znaczącą część północnego terytorium cesarstwa, w tym również miasto Kil’jad. Ówczesny cesarz, Erlko II Tchórzliwy (298 – 345), posłał do walki z barbarzyńcami doborową armię najemników, znaną powszechnie jako „Dzika Pięść”. Dzięki sukcesom przywódcy owego wojska (patrz: Mithmir Kihaden) cesarstwo odzyskało część utraconego terytorium. W roku 354 s.w.z zorganizowany został wiec Arcykapłanów Dziewięciu Patronów. Wiec trwał pięć lat, z roczną przerwą. Na podstawie jego postanowień, arcykapłan Ster’ghana (patrona okrutnej i bezlitosnej wojny), Farghamir Ezechillis, stanął na czele wyprawy zbrojnej (później zwanej Zimną Odsieczą) mającej na celu wygnanie Kertthagamów z ziem cesarstwa Ningruadd. W skład armii „Zimnej Odsieczy” wchodził elitarny oddział kapłanów-wojowników Ster’ghana, zwanych Wilczą Strażą. Oprócz owych wojowników, udział w zbrojnej wyprawie wzięły wojska z miast Merk’hen, Sinargis oraz stolicy cesarstwa, Hear’Khonung. „Święta Armia” zmiotła wojska Kertthagamów w krwawej bitwie pod Morghon (4-7 dzień, miesiąca Hydry, 360 s.w.z). Dwa tygodnie później, miasto Kil’jad zostało odzyskane, po czterogodzinnym oblężeniu. Resztki wojsk Kertthagamów zostały zmuszone do wycofania się. Niestety, w skutek buntu który wybuchł w 361 s.w.z, „Zimna Odsiecz” nie mogła kontynuować swego marszu. Oddział Wilczych Strażników wraz z Arcykapłanem wrócił do stolicy, z rozkazu cesarza. Walki z Kertthagami trwały do roku 372 s.w.z. Owego roku, trzeciego dnia, miesiąca Wydry, przywódcy przeciwnych sobie państw zawarli tymczasowy rozejm. Do stolicy cesarstwa miał przybyć członek rady plemiennej i wynegocjować warunki pokoju z Ningruadczykami. Nie wiedziano jednak że pokój nie wszystkim był na rękę…

- Piwa! Dajcie więcej piwa, psubraty ! – krzyczał główny nadzorca więzienia dla osób szczególnie niebezpiecznych, krasnolud o imieniu Gerhan – No, na co czekacie ? Piwa, mówię ! Nastał pokój ! Trza to oblać, mordy wy moje ! – mówiąc to zdanie, krasnolud wstąpiwszy na drewniany stół, zaczął kuśtykać w kierunku beczki z piwem. Doszedłszy do niej, chwycił swój wyszczerbiony w wielu miejscach kufel i zanurzył w beczce z napitkiem.
- No co się patrzycie !? Pijmy ! Za cesarza ! Za Lorda Frostthrone’a, miłościwie nam panującego ! Heeeej ! Pijmy i radujmy się, bracia ! Pokój już blisko, pokój z dzikusami… - urwał i przystawił do ust kufel z którego obficie ściekała piana. Opróżniwszy naczynie do dna, zanurzył je ponownie w beczce. Podwładni nadzorcy przyglądali mu się z niepokojem. Prawdą było, że Gerhan lubił sobie porządnie wypić, ale nigdy w takim stopniu. Chociaż z drugiej strony, dawno nie było okazji do porządnej popijawy, dlatego po krótkiej chwili, wszyscy znajdujący się w kwaterze głównej strażnicy dołączyli do swojego zwierzchnika.
- Za cesarza ! Za Frostthrone’a ! Za Patronów ! – rozlegały się pijackie okrzyki krasnoludów.
- Na waszym miejscu, jeszcze bym się tak nie cieszył – powiedział złowróżbnie najmłodszy ze strażników, Khael’ab – Pokój jeszcze nie zawarty. Nie wiadomo co nagle może strzelić do głowy tym dzikusom. Z takimi jak oni, nigdy nic nie wiadomo. Poza tym nie powinniście też tyle pić. W końcu jesteśmy na służbie, na dodatek w miejscu, gdzie uwięzione są największe szumowiny i rzezimieszki ! – zakończył ostrym tonem, co było dosyć odważne, biorąc pod uwagę fakt, że był najmłodszy z całego towarzystwa. Gerhan zmierzył go surowym spojrzeniem – A o co ty może wiedzieć o dyplomacji, co ? Szczeniaku ? Lepiej, krótkowąsie, idź po drugą beczkę, a nie profesjonalistom morały prawisz. ! Hewee ! Zmieniając temat…- rzekł nadzorca, zacierając dłonie – To kto pamięta tę przyśpiewkę o tej kobitce która wyszła za nekromantę ? Dalej, bawmy się ! Za cesarza ! – krzyknął Gerhan i w pijackim tańcu, postawił nogę nie tam gdzie trzeba i malowniczo sturlał się ze stołu. Khael’ab pokiwał głową ze zrezygnowaniem. Nie ważne co mówił, to zawsze będzie dla starszych krasnoludów „krótkowąsem”. Nie ma się czemu dziwić, miał dopiero dwadzieścia dwa lata. Aby być w pełni uznanym za dorosłego krasnoluda, jego broda musi sięgać chociażby za pas. Jego ledwie wystawała za podbródek. Spuściwszy głowę młody krasnolud powlókł się w stronę drzwi. Poszedł po następną beczkę piwa, zgodnie z poleceniem Gerhana. Nie wiedział, że nigdy jej nie dostarczy. Reszta krasnoludów tymczasem zawyła pijacką pieśń:

Choć miała cny posag i wdzięków tak wiele,
za Trupa wydana, została w niedziele !
Mag był to straszny i mocą złą władał,
a prezent poślubny z truposza poskładał !
Nie było z czego, jej się weselić !
Bo z nekromantą, nikt łoża nie chciał dzielić !


- Gdzie podziewa się ten krótkowąs ? – zadał sam sobie pytanie, Gerhan – Już dawno winien był wrócić z kolejną beczką piwa. Przysięgam, że jeśli znajdę go w piwiarni, zalanego w trzy deski, to nogi mu z rzyci powyrywam ! A potem wyleje szczawia na zbity pysk ! Pił mi na służbie będzie, też coś ! Już ja się z nim rozprawię ! – tak sobie mówił, kierując się chwiejnym krokiem w kierunku drzwi. W momencie, gdy miał zamiar otworzyć drzwi, rozległ się głośny wybuch, a po nim kolejny, jeszcze głośniejszy. Za drzwiami rozległy się odgłosy uderzeń wielu stóp o kamienną posadzkę. Kolejny wybuch. Jakieś krzyki i niezrozumiałe polecenia. Wybuch. Odgłosy walki. Dźwięki zderzającej się ze sobą stali. Do Gerhana prawie natychmiast dotarło co się dzieje. Atak! – wydarł się nadzorca, po czym malowniczo poślizgnął się na dużej kałuży piwa, szybko jednak się podniósł i podbiegł do ściany na której znajdowała się broń strażników. Na co wy, cholera jasna, czekacie !?- zrugał strażników, patrzących się na niego jak na idiotę – Atakują więzienie ! Do broni i na pohybel sukinsynom ! Reszta strażników również rzuciła się do ściany z bronią. Wyposażywszy się w kusze, krótkie miecze, toporki oraz pałki, krasnoludy runęły ku drzwiom. Co trzeci z nich zaliczył wywrotkę na feralnej kałuży piwa.

Zwłoki Khael’aba znaleźli tuż przy wejściu do piwniczki z winem. Twarz młodego krasnoluda zastygła w wyrazie zaskoczenia i strachu. Wroga nigdzie nie było widać. Wszystkie pochodnie płonęły jasnym światłem, dającym poczucie bezpieczeństwa. Jednak krasnoludzcy strażnicy którzy stanęli nad zwłokami swojego kamrata, nie czuli niczego, oprócz chłodu i grozy. Wroga nigdzie nie było widać. Gerhan pochylił się na ciałem Khaela i delikatnym ruchem ręki, zamknął jego powieki. I wtedy to dojrzał… Czarna rękojeść noża wystawała z boku młodego krasnoluda. Gerhan delikatnie wyszarpnął nóż z ciała poległego strażnika i dokładnie go obejrzał. Komendant strażników poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Cała klinga noża była pokryta czerwonymi runami, a końcówka rękojeści zakończona była czaszką. Drowy. Khael’ab zginął z ręki zabójcy Mrocznych Elfów. Pytanie tylko, gdzie teraz podział się ów zabójca ? Odpowiedź pojawiła się prawie natychmiast. Gerhan zdążył zobaczyć tylko czarną smugą, z pozoru przypominającą cień, odrywającą się od ściany nieoświetlonej przez pochodnię. Drowi zabójca rzucił się na najbliższego strażnika. W dłoni zabójcy błysnął drugi czarny nóż. Krasnolud nie miał szans. Zamachnął się swoim mieczem, chcąc zablokować cios Drowa. Zabójca jednak szybko odskoczył na bok i wbił swój sztylet w pierś pijanego krasnoluda, przebijając skórzany pancerz. Strażnik zaczął charczeć i pluć krwią. Upadł. Gerhan zawył jak raniony wilk. Uniósł kuszę i wycelował w zabójcę. Bełt trafił Drowa w oko. Sztylet wypadł z jego dłoni, odzianej w czarną rękawicę. Krasnoludy otoczyły trupa. Gerhan dokładnie obejrzał truchło.
- To elitarny zabójca. Tacy służą tylko i wyłącznie w specjalnych grupach uderzeniowych Drowów. Szybko ! Musimy natychmiast dostać się do Głównej Bramy. Jeśli Drowy wysłały tutaj zabójcę, oznacza to że musiały już przebić się przez Zabezpieczenia Gnomów i Bramę Obronną. Za mną ! Na pohybel czarnym skurczysynom !


Gerhan miał rację. Grupa uderzeniowa Drowów przebiła się już przez magiczne zabezpieczenia Gnomów i zdobyła Bramę Obronną. Teraz, główne siły mrocznych elfów szykowały się do ataku na Główną Bramę Twierdzy Więziennej. Na szczęście krasnoludy strzegące Więzienia bardzo szybko zareagowały na atak, gdyż od strony więzienia natychmiast nadeszła odsiecz, która starła się z Drowami tuż za Bramą Obronną.
Gurhan i jego strażnicy mieli więc trochę czasu by dotrzeć do Twierdzy i przygotować obronę.

Lezalith nigdy nie przypuszczał, że będzie musiał bronić więzienie. W końcu ludzie raczej starają się z niego uciec, aniżeli się do niego dostać. Lecz teraz, kiedy stał na barykadzie, oczekując wroga, sam już nie był tego pewien. Zastanawiał się tylko, kto mógł odpowiadać za ten atak. Krasnoludzka Twierdza Więzienna słynęła z magicznych zabezpieczeń i nie zdobywanych murów. Kto mógł być na tyle odważny, bądź głupi, żeby atakować tą słynną Twierdzę Więzienną, chronioną przez Nadzorcę Gerhana i jego kompanię ? Jego rozmyślania przerwał odgłos zbliżających się kroków. Ktoś nadchodził. W nozdrza Lezalitha uderzył odór krasnoludzkiego piwa. No tak, o wilku mowa. Gerhan. Nadzorca wyłonił się z ciemności, ciężko sapiąc i co jakiś czas plując. Za nim biegli jego najlepsi ludzie, dzierżąc obnażoną broń. – Gerhan ! – krzyknął Lezalith – Gdzie jest wróg ? Gdzie reszta twoich ludzi ?
Nadzorca spojrzał na kapitana straży z rozgoryczeniem -Drowy, Lezalith, całe komando uderzeniowe Drowów. Musieliśmy przebić się przez dwa zwiady, żeby do was dotrzeć – wskazał na zakrwawioną klingę swego miecza – Nasi zatrzymują ich na razie za Barmą Obronną, ale długo nie wytrzymają. Przygotuj kuszników i ustaw ich na murach. Gdzie jest Tithen i reszta magów ?
- Siedzą w Sali Przesłuchań i starają się skontaktować z twierdzą w Forghe’bagh. Muszą przysłać nam posiłki. Gerhan, potrzebujemy Paladynów z Zakonu. Brodę sobie dam uciąć, że Drowy skorzystały z Czarnej Magii by przełamać Gnomie Zabezpieczenia.
- Obawiam się że masz rację – przytaknął Nadzorca – dlatego czym prędzej muszę porozmawiać z Tithenem.
Lezalith skinął głową i przepuścił Gerhana i jego ludzi. Gdy ostatni z głównych strażników, zniknął za więzienną bramą, kapitan spojrzał w niebo, mierząc ciężkie, ciemne chmury swoim wzrokiem. Zdjął z pleców swój topór bojowy i stanął na szczycie barykady.
- Cholera, ciężkie czasy przyszły – powiedział do siebie, patrząc na krasnoludy ustawiające się obok niego i na kuszników na murach Twierdzy – Kel’Reghanie, miej nas w opiece.


Odgłosy uderzania butów podkutych metalem o kamienną posadzkę, odbijały się echem po głównym Hallu, Twierdzy. Gerhan i jego strażnicy zbliżali się do Sali Przesłuchań. Po głowie Głównego Nadzorcy kołatało się wiele myśli. Czego Drowy mogły szukać w Twierdzy ? Jak udało im się przełamać zabezpieczenia ? Te pytania nie dawały Germanowi spokoju. Zbliżywszy się do drzwi prowadzących do Sali Przesłuchań, Gerhan usłyszał odgłosy walki. „Cholera !” zaklął w myślach, kopiąc w drzwi i wbiegając do środka. Jego oczom ukazał się obraz niemniej straszny od obrazu trolla kąpiącego się na bagnach, znajdujących się na cmentarzu, w jaskini goblinów. Na środku komnaty leżały ciała dwóch magów. Oby dwa miały dziurę w piersi, gdzieś w okolicach serca. Nieco dalej leżało ciało drowiego zabójcy. A raczej to co z niego zostało, po interwencji Tithena i reszty magów. Sam Tithen, więzienny arcymag i gnomi wynalazca, stał w kącie sali i przyciskał do krwawiącej rany kawałek jakiejś szmatki, prawdopodobnie nasączony eliksirem leczniczym. Gerhan zbliżył się do gnoma i nie spuszczając wzroku ze zwłok zabójcy, zapytał:
- Was też napadli ?
- Owszem – przytaknął arcymag, krzywiąc się co chwila z bólu – akurat staraliśmy się skontaktować z naszymi ludźmi w Forge’bagh, gdy to elfie ścierwo nas zaatakowało. Jak widzisz, tylko ja ocalałem. Erghesta zabił z zaskoczenia, a Mithoga omamił trucizną i zadźgał. W porę spaliłem go ognistym piorunem. Mam tylko nadzieję że nasza wiadomość dotrze do Zakonu Kel’Reghana. Te Drowy posługują się amuletami z Litrhium. To silny magiczny kruszec, o właściwościach rozpraszających magiczne efekty w każdej formie.
- Eee… Mógłbyś jaśniej ? – Gerhan podrapał się po brodzie, nie za bardzo rozumiejąc.
- Ehhhh… Drowy mają kamyki którymi robią tak, że magia przestaje działać. Myślę że w taki sposób przedarli się przez nasze zabezpieczenia. Tylko po co ? Aktualnie nie przetrzymujemy w Twierdzy żadnego Drowa. Chyba że… - słowa czarodzieja przerwał nagły wybuch. Odgłos wielu stóp rozległ się po całym głównym Hallu.
- Patroni, ratujcie ! – zaczął panikować Tithen – przedarli się przez główną bramę !
Gerhan już nie słuchał jego histerycznych wrzasków. Naciągnął nowy bełt na kuszę i skierował swe kroki w kierunku wyjścia. Reszta strażników poszła za nim.

Bitwa która rozgrywała się na Hallu z pewnością nie należała do największych, co nie zmieniało faktu że była nie mniej krwawa i okrutna jak choćby ta pod Mi’janh. Drowy nadchodziły od strony zniszczonej Bramy Głównej. Wszystkie były odziane w skórzane zbroje. Uzbrojeni byli w długie rapiery o ząbkowanych ostrzach. Gdzieniegdzie przemykał cień zabójcy, lub powiewała szata maga. Komando mrocznych elfów atakowało ostatnią linię oporu krasnoludzkich obrońców. Wielu z drowskich wojowników już praktycznie biegło, wydając bojowe okrzyki i wymachując rapierami. Gerhan nie mógł jednak pozwolić by którykolwiek z więźniów zdołał zbiec. Stanął na czele obrońców, wyciągając miecz z pokrowca. Z jego prawej strony stanął Lezalith dzierżący topór, a z lewej Tithen mamroczący jakieś inkantacje. Za nimi stała reszta strażników uzbrojona w kusze, włócznie, toporki i krótkie miecze. Wszyscy czekali na ostateczne starcie. Gerhan wywinął młynka swym mieczem i ryknął :
- Za Kel’Reghana ! Bij, kto w Patronów wierzy ! Na pohybel czarnym synom !
Krasnoludki nadzorca rzucił się naprzeciw maszerującym Drowom. Wyprowadził miecz do sztychu i przebił swym ostrzem pierwszego wojownika jaki stanął mu na drodze. Usłyszał krzyk nad swoim lewym uchem i świst ostrza tuż nad swoją głową. Nie czekając, wyszarpnął klingę z zimnego już truchła i odwrócił się za siebie, uderzając znad ramienia. Czarna krew wytrysnęła z rozharatanego gardła drowiego zabójcy. W tym samym czasie reszta krasnoludów zdążyła już dobiec do wroga. Lezalith wymachując swym toporem, roztrzaskał czaszkę jednemu z Drowów, który chciał zajść go od tyłu. Gerhan odbił ostrze noża kolejnego zabójcy i odpowiedział mu sztychem w mostek. W tym samym momencie, jakieś dwadzieścia metrów od nadzorcy rozległ się wybuch. Jeden z drowich magów uderzył kulą ognia w grupę krasnoludów, która starała się do niego dostać, przerąbując się przez zastępy elfich wojowników. Podpalone przez zaklęcie ciała odrzucił na parę dobrych metrów. Gerhan zawył gniewnie i rzucił się w kierunku maga, rąbiąc we wszystko co popadnie. Mroczny czarodziej widząc zbliżającego się nadzorcę, uśmiechnął się okrutnie i wyszeptał pod nosem jakieś inkantacje. W głównym Hallu zapadła nie przenikniona ciemność. Pochodnie pogasły, a mrok owinął całą bitwę z swój ciemny całun. „Chędożony magik” pomyślał Gerhan „Zaklęcie Płaszcza Nocy… Kgrrhhh… Tithen, zróbże coś !” . Jak na zawołanie, w ciemności rozległ się głos gnomiego arcmaga, skandujący inkantacje. Ciemność momentalnie znikła, rozproszona przez kulę światła stworzoną przez Tithena. Gerhan zawył triumfalnie i ponownie rzucił się w kierunku drowiego maga. Czarnoksiężnik tym razem nie miał tyle szczęścia. Miecz Nadzorcy rozciął mu gardło, szybciej niż nóż rozcina kostkę masła. Jednak strata magicznej pomocy wcale nie osłabiła armii mrocznych elfów. Wręcz przeciwnie, niektóre stały się jeszcze bardzie krwiożercze i zażarte w boju. Szala zwycięstwa powoli przechylała się na stronę Drowów. „Nie!” pomyślał Gerhan „Nie możemy się poddać ! Wytłukę każdego czarnego elfa w tej twierdzy, choćby miała być to ostatnia rzecz jaką zrobię w moim chędożonym życiu !” . Z każdym słowem, zarzynał jednego Drowa. Mrocznych elfów było coraz więcej. Na każdego zabitego przez krasnoludy Drowa, przybywało pięciu następnych… Czasami jednak tak bywa, że światło nadziei pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. Tak było i tym razem. Światło nadziei objawiło się krasnoludzkim obrońcom w formie owalu stworzonego z czystego światła. Ów świetlisty owal, dosłownie oślepiał swym blaskiem. Większość Drowów zatrzymała się i zaczynała oddalać się, byle jak najdalej od straszliwego światła. Z światła wyłoniły się postacie w świetlistych zbrojach i hełmach, dzierżące długie włócznie i miecze. Paladyni Kel’Reghana. Święci wojownicy rzucili się w wir walki. Drowy porzuciły wszelkie pozory odwagi i najnormalniej w świecie zaczęły wycofywać się w zorganizowanym pośpiechu. Jednak niewielu z nich zdołało uciec przed świętymi mieczami. Główny Hall wypełnił się wrzaskiem, jękami i zapachem śmierci, która od tak dawna krążyła na Twierdzą Więzienną w górach Herg’Thone. Bitwa o Twierdzę została wygrana. Do czasu…

Cela była pusta. Gerhan nie mógł uwierzyć własnym oczom. Powoli wszedł do celi, niegdyś zajmowanej przez najgroźniejszego człowieka w Cesarstwie. Runiczne łańcuchy zostały przerwane. Krąg Anty-magiczny zniszczony. Nie! To niemożliwe. Gerhan upadł na kolana. Przeklinał wszystko. Swoją głupotę, pijaństwo i nieodpowiedzialność. Przypomniał sobie słowa Khael’aba, najmłodszego z jego strażników. Jednak miał rację… I jak teraz zapamiętają go ludzie ? Będą o nim mówić „Gerhan, pijak i głupiec, który dał zbiec najbardziej niszczycielskiej ludzkiej istocie, jaką kiedykolwiek nosiła Vidhi’Niha.” Bo faktem było że Arthamis Blackwand, mistrz nekromancji i demonolog, zdołał zbiec z Twierdzy, więzienia dla osób szczególnie niebezpiecznych, w górach Hergh’Thone.

Arthamis jeszcze raz rozejrzał się po ciemnym lesie, otaczającym go ze wszystkich stron. Po raz pierwszy od dobrych dwudziestu pięciu lat, oddychał prawdziwym świeżym powietrzem. Jego organizm dochodził do siebie po nagłej teleportacji. Nekromanta wbił wzrok w Drowkę bawiącą się długim sztyletem z czystego Lithrium. „A więc to tak go uwolniła…”
- Żeby było jasne, elfko – rzekł zimnym tonem – nie lubię niejasnych sytuacji. Nie rozumiem dlaczego mnie uwolniłaś. Nie jestem Drowem, ani nigdy im nie służyłem. I nie mam zamiaru. Nie licz też na jakiekolwiek podziękowania z mojej strony. Nagrodą powinno być samo to, że nie staniesz się kolejną bezmyślną kukłą w mojej armii…
Drowka uśmiechnęła się drapieżnie i schowała swój cenny sztylet. Poprawiła długie, białe włosy, spięte w warkocz i rzekła cicho:
- To nie ja oczekuję od ciebie podziękowań, nekromanto. Ja już jestem bezmyślną kukłą. Rozkazano mi uwolnić ciebie z krasnoludzkiej Twierdzy. Zrobiłam to. Poświęciłam wielu swoich ludzi w imię większej sprawy. I nie mnie teraz z tobą o tym rozmawiać…
- Ach tak ? Więc któż taki zaszczyci mnie udzieleniem informacji, z jakiej to okazji stary Arthamis Blackwand został uwolniony ?
- Ja ci udzielę – odezwał się stojący w cieniu, wielki osobnik odziany w gruby futrzany płaszcz – jesteś mi potrzebny. Ty i twoje moce, których, mam nadzieję, udzielisz dobrowolnie…
- Ha ! A czemuż miałbym wam pomagać, szamanie ? – odrzekł Nekromanta, bezbłędnie rozpoznając profesję swojego niespodziewanego rozmówcy.
- Ponieważ – odrzekł człowiek w futrze, unosząc dzierżony przezeń kostur, tak aby demonolog mógł dostrzec umieszczone w nim Lithrium - mogę cię zabić, szybciej aniżeli ty zdołałbyś wezwać któregokolwiek ze swych nieumarłych sług, nekromanto. Ale nie zrobię tego…
- A czemuż to ?
- Bo dzięki tobie, już wkrótce plemię Kerthagammów wygra wojnę toczoną o Krainy Północy!


C.D.N
"Kolejna wojna Bogów!? To musi być jakiś cholerny żart!" - Samuel z Amanoru
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości