OpowiadaniaSen

Opowiadania waszego autorstwa o dowolnej tematyce.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Sen

Post autor: Jen »

        W nozdrza uderza zapach soli. Pod stopami miękki, ciepły piasek. Gdyby nie delikatna bryza, skwar byłby nie do zniesienia. Szumowi oceanu towarzyszy szelest liści oraz dźwięki charakterystyczne dla waleni. A także pewien dziwny, hipnotyzujący śpiew w nieznanym języku, w którym wydaje się nie być żadnych spółgłosek. Gdzieś w oddali słychać pieśń ptaka poszukującego partnerki. To wszystko daje pewien obraz, którego jednak nie da się uchwycić, dopóki nie uniosą się powieki. A wtedy...
        Przed oczami jawi się niesamowity widok, który wydaje się mieć jakby cztery poziomy. Pierwszym jest las pełen tropikalnych roślin, o pnączach zwisających z drzew, jak gdyby ostrzegając nierozważnych podróżników przed wstąpieniem. Co chwila można dostrzec kolorowe ptaki przelatujące pewnie między wielkimi, rozłożystymi liśćmi. Niektóre wylatują z lasu i przez moment można zobaczyć, jak lecą nad drugim poziomem – piękną plażą o jasnym piasku. Nie trzeba go nawet dotykać by wiedzieć, iż jest niezwykle drobny i miękki, zachęcający do tego, by wygodnie się ułożyć i zapomnieć o wszystkim. Co kilka metrów wznoszą się wielkie skały o nieregularnych kształtach, kuszące, by wdrapać się na górę. Obijają się o nie morskie fale, a rozpryskująca się wszędzie piana morska mieni się milionem kolorów, tworząc tęczę. I wtedy zaczyna się poziom trzeci, mianowicie nieprzebyty ocean. Tuż przy plaży woda jest płytka, barwy intensywnego lazuru. Dopiero dalej, dzięki rafom koralowym tworzy się prawdziwa morska zieleń, która na końcu staje się nieprzeniknioną czernią, głęboką, przyciągającą, acz wzbudzającą niepokój, strach, że wystarczy dotknąć jej powierzchni... a ona wciągnie i nikt nie usłyszy krzyków tonącego, nikt nie zobaczy rozpaczliwej szamotaniny. Czerń kontrastuje z jasnym, pokrytym białymi chmurami niebem – ostatnim poziomem. Dopełnieniem tego krajobrazu.
        Ewch.
        Polecenie rozbrzmiewa wszędzie wokół, lecz dociera tylko do jednych uszu. Głos, który je wypowiedział wydaje się znajomy, ale na pewno nigdy się nie odezwał, nie do niej. Ale ufa mu. Dlatego robi to, co każe, a przekaz jest oczywisty. Wcześniej nieruchoma, teraz z wahaniem stawia pierwszy krok. Potem drugi, trzeci i kolejny, każdy następny coraz pewniejszy, aż w końcu idzie, jak zostało jej nakazane.
        Edrychwch.
        Patrzy, wie, w którą stronę. Z głębi, czerni tryska wysoki, silny strumień wody, któremu towarzyszy śpiew waleni. Na brzeg wychodzą brązowe foki, łase na chwilę odpoczynku na plaży. Ponad fale wyskakują delfiny, rozmawiając ze sobą w swym języku. Nagle obok nich wyłaniają się Istoty, których nazwa nie jest jej znana. Smukłe, o cienkiej, przypominającej lód skórze i o długich ogonach, postrzępionych na końcu, przywodzących na myśl rekina. Ogon przemienia się w przypominający ludzki tułów, z dużą płetwą grzbietową między łopatkami. Istota posiada chude ręce o dłoniach z zakończonymi szponami palcami, pomiędzy którymi znajdują się cienkie błony. Z niewielkiej głowy osadzonej na smukłej szyi wyrastają długie, poplątane włosy, wyglądające jak wodorosty. W twarzy o ostrym podbródku osadzone są skośne oczy z kocimi źrenicami, pokryte pionową, przeźroczystą parą powiek. Zamiast nosa Istota ma szparki niczym wąż. Nie posiada warg, nic więc nie zakrywa dwóch rządków ostrych zębów.
        Istoty inkantują przejmujące, wywołujące dreszcze pieśni, wychodząc na brzeg i patrząc na nią. Obserwują, czekają niemalże bez ruchu. Chcą zaatakować...?
        Peidiwch ag ofni eu. Ewch.
        Są niebezpieczne... Ale nie dla niej. Nie obawia się ich. Nie gdy głos jej mówi, że nie musi. Dlatego idzie dalej. Tak jak zostało jej nakazane po raz drugi. Kroczy tak wzdłuż brzegu, z każdą chwilą czując, że jest coraz bliżej celu, czymkolwiek by on nie był. Prowadzona przez coś innego niż rozum, niż intuicja, nie zbacza z drogi. Jest jak marionetka, ktoś inny pociąga za sznurki od chwili gdy otworzyła oczy. Ale nie ma nic przeciwko, nawet mimo tego, iż jest świadoma swej bezwolności. Daje sobą kierować, wiedząc, że tak jest lepiej.
        Eisoes.
        Patrzy prosto przed siebie, na świątynię Wysłanników. Pośrodku prostokątnego basenu, wypełnionego dziwną cieczą, znajduje się wyspa, a na niej dwa stoły ofiarne przykryte czerwonymi płachtami. Ustawione są prostopadle do budynku, który przypomina wyciosany z kamienia bunkier. Przylega on do zbiornika, pozostawiając jedynie trochę miejsca w postaci wgłębienia na drewniany stół ze spoczywającą nań wielką księgą i stojącymi po obu jej stronach złotymi kielichami oraz niski podest dla kapłana.
        Póki co jedynie przygląda się świątyni, stojąc bez ruchu, czekając. W końcu do uszu dociera dźwięk bijących dzwonów. Czas modłów rozpoczyna się. Nie wiadomo skąd przy brzegach basenu pojawiają się inkantujący mantry kapłani, ubrani w brązowe habity z kapturami zasłaniającymi twarze. Dłonie mają złożone do modlitwy, trzymają w nich medaliony na cienkich łańcuszkach. Wszyscy kołyszą się w równym tempie, tworząc istną falę.
- Arglwydd yn rhoi nerth i ni. Dangos i ni ras. Dinistrio ein gormeswyr. Achub y gorthrymedig. Chwalu'r gelynion ei fawredd. Rydym yn dy weision ostyngedig. Rydym yn codi ein geweddïau i ichi. Gadewch y bydd hyn yn cynnig yn ein tystiolaeth o gariad ac ofn. Chi yw'r athro a'r tad. Mae ein bywydau yn perthi i chi. Eich ladd.
        Na podeście pojawia się najwyższy kapłan, odziany identycznie jak cała reszta. Włącza się do inkantacji, a formułka jakby się wzmacnia. Powtarzają ją w kółko i w kółko, aż staje się niczym więcej niż prostą melodią, dźwiękiem będącym jedynie tłem dla tego, co ma się wydarzyć. Kapłan schodzi z podestu, podchodzi do stołu i unosi dwa kielichy, nie przestając inkantować. Powoli zbliża się do krawędzi basenu, nie zatrzymuje się tam jednak, lecz przechodzi po cieczy jak po pewnym gruncie, by stanąć na wysepce, a puchary trzyma nad stołami ofiarnymi. W powietrzu rozchodzą się silne wibracje, mantra, mimo że ciągle mówiona tym samym tonem, wydaje się silniejsza, głośniejsza.
        Gwaed.
        Coś zaczyna się dziać pod czerwonymi płachtami. Pojawiają się pod nimi wybrzuszenia, początkowo o nieokreślonych zarysach, w końcu nabierające znajomych kształtów.
        Gwaed.
        To słowo budzi grozę. Co ono jednak oznacza?
        Gwaed.
        Niebo staje się ciemniejsze, zbierają się burzowe chmury, gdzieś w oddali ukazała się błyskawica. Zrywa się zimny wiatr, habity łopoczą upiornie, nie są jednak w stanie zagłuszyć mantry. Płachty unoszą się, zaraz odkryte zostanie to, co jest pod nimi skrywane.
        Gwaed.
        Najwyższy kapłan już nie inkantuje, on wykrzykuje mantrę.
        Gwaed.
        Silniejszy podmuch zrywa płachty, które znikają gdzieś niezauważone przez nikogo .
        Gwaed.
        Na stołach leżą nagie, poszarzałe ciała, należące do kobiety i mężczyzny. Piersi wciąż unoszą się w płytkim oddechu, rozpaczliwie starając się złapać powietrze.
        Gwaed.
        Wysłannik przechyla kielichy. Ciemna ciecz trafia prosto w rozchylone usta, które zaczynają się ruszać, pić zbawienny napój. Błyskawica rozjaśnia na ułamek sekundy niebo.
        Gwaed.
        Kobieta unosi powieki, ukazując przeszyte szaleństwem, ślepe oczy. Z gardła mężczyzny wydobywa się zwierzęcy ryk. Ciecz, która pozostaje na jego wargach jest czerwona. Oboje patrzą na nią z obłędem.
        Krwi.
        Gwałtownie się odwraca, ucieka. Słowa mantry towarzyszą jej przez cały czas. Strach obezwładnia, nie pozwala na ani jedną racjonalną myśl. Biegnie przed siebie choć wydaje się, iż stoi w miejscu. Odwraca desperacko głowę, obawia się pościgu. Nie gonią jej, zajęci leżącymi na stołach upiorami. Już ma roześmiać się z ulgą, gdy coś się zmienia.
        Stoi w olbrzymim akwenie. Nie ma tu wody... Wypełniony jest dużymi, granatowymi skorupiakami, przypominającymi połączenie krewetek i ślimaków. Są oślizgłe, ocierają się o nogi, brzuch, ręce, łaskoczą swymi odnóżami. Na środku znajduje się wielki tron z czarnego kamienia, siedzi na nim Władca w ciemnej pelerynie o obszernym kapturze. Wystają spod niego jedynie dziwne macki i kleszcze, ruszające się upiornie, czyhające na ofiarę.
        Strach dławi jej gardło, pragnie stąd uciec, zniknąć. Skorupiaki są wszędzie, brnie przez nie z trudem, jak przez smołę. Zza jej pleców rozlega się znajomy, zwierzęcy ryk. Z przerażeniem ogląda się za siebie. Nagie ciała przebijają się przez akwen, niepowstrzymanie ścigając ofiarę. Są coraz bliżej, już za chwilę ją dopadną...
        Coś przeszywa powietrze koło jej ucha. Widzi, jak Władca rozchyla kleszcze, pomiędzy które wpada zaraz, złapane przez jedną z macek, szamoczące się ciało. W jego ślady idzie po chwili drugie. Władca znowu siedzi nieruchomo, jak gdyby nic się nie stało.
        Mae hyn yn eich byd. Yma cewch fod yn eithaf diogel.
        W oddali widzi morze. Teraz jednak panuje nad nim sztorm. Na brzegu leżą olbrzymie wieloryby, umierające, nie mogące dostać się do wody. Ze skał zwisają Istoty, które już nie zaśpiewają swych pięknych pieśni. Drzewa z lasu uginają się pod niszczącą siłą wiatru, ptaki o kolorowych piórach roztrzaskują się na ich pniach, niezdolne do powstrzymania zniszczenia. Śmierć przybywa zbierać swe żniwa.
* * *


        Obudziła się z szybko bijącym sercem. Doskonale pamięta każdy szczegół snu, każdy kolor, każdy dźwięk. I wie, jakie jest znaczenie ostatnich słów, które usłyszała.
        Mae hyn yn eich byd. Yma cewch fod yn eithaf diogel.
        To jest twój świat. Tutaj nic ci nie grozi.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Tuahall
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Demonica - Przemieniona; niegdyś
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tuahall »

Niesamowite. Obrazy, zobaczone przez ciebie we śnie, są tak inspirujące, iż nie dziwię się, że ujęłaś je w opowiadanie. To, co bardzo zwróciło moją uwagę, to rewelacyjne opisy - niesamowicie plastyczne, pozwalają w pełni wyobrazić sobie to, o czym piszesz. Jedynie ten dotyczący świątyni i ołtarzy był nieco chaotyczny i musiałam się bardziej skoncentrować, by zorientować się, o co chodzi. Jednakże sposób, w jaki odtworzyłaś swoje uczucia, no i te opisy... ach :D. Świetne. Czuć ten niepokój, nawet strach. Podsumowując, rewelacyjnie oddałaś sen.
Golden slumbers fill your eyes
Smiles awake you when you rise
Sleep, pretty darling, do not cry
And I will sing a lullaby...

Once there was a way to get back homeward
Once there was a way to get back home...
Awatar użytkownika
Wiatr
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wiatr »

Kazałaś mi ocenić to oceniam ;) . Niestety na wstępie powiem, że nie podobało mi się. Nie zaciekawiło mnie w zasadzie co się stanie z bohaterem. Opisy są ładne, bardzo plastyczne, ale motywy upiorów, kapłanów i mantr mnie nie porywa. Rozegranie akcji zdeczka oklepane, jeśli się głębiej zastanowić. Niestety też się nie przestraszyłam. Morał, czy też przesłanie albo podsumowanie opowiadania również nieszczególnie mnie wzruszyło, bo za bardzo mi się kojarzy z ulubioną przez Ciebie ostatnio relacją Bóg-Anioł, najlepiej Anioł Upadły ;) Chociaż może i fajnie by ono wypadło, gdyby całość opowiadania byłaby inaczej wyrażona.
Wybacz za taką całościową krytykę, ale nie trafiło to w me gusta :*
,,Jedno było pewne: smok zjawił się tu nie bez powodu. ''Jaki on jednak piękny'' pomyślała niespodziewanie demonessa. Srebrny jaszczur z lśniącą w słońcu łuską rzeczywiście wyglądał imponująco.
Ale ryczał, ział ogniem i chciał pożreć innych, co psuło cały efekt."
- K. Pjankowa

http://www.youtube.com/watch?v=ZAZE3nJu40M

15 czerwca - Dzień Wiatru. Czekam na kartki imieninowe!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości