Strona 6 z 10

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pią Mar 26, 2021 8:30 pm
autor: Skowronek
        Gdy Samiel mówił, Skowronek nawet nie myślała o tym, by mu przeszkadzać - skupiała się wtedy na jedzeniu. Nie by była jakaś wygłodniała albo śniadanie byłoby aż tak wybitne, ale było to na pewno połączenie przyjemnego z pożytecznym. No i nadal mogła się uśmiechać i samymi minami reagować na to co mówił. Raz uniosła brwi i skrzywiła lekko usta, jakby nie była do końca zadowolona z odpowiedzi - to było wtedy, gdy przyznał się, że nie bawiłby się z nią dalej w zgadywanki tylko podałby jej prawidłową odpowiedź jeśli chodzi o nadzienie tych naleśników. Szybko jednak o tym zapomniała. Później samym wyrazem twarzy skomentowała informacje na temat tutejszej kucharki - wtedy zamrugała jakby nie dowierzała, a później kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości to co usłyszała. Zaintrygowała ją ta informacja - aż nabrała chęci, by tę Riniyę zobaczyć, ale nawet nie przeszło jej przez myśl, by poprosić Samiela o przedstawienie ich sobie, bo aż tak silne to pragnienie nie było. Kucharka, nawet taka najzdolniejsza, pozostawała kucharką - nikim, kto zasługiwałby na jej zainteresowanie. A wywoływanie jej z kuchni tylko po to, by przekazać jej wyrazy uznania, wydawało się Skowronkowi przesadzone - nie była żadnym lordem, od którego takie słowa uznania miałyby jakąkolwiek wartość. Grała teraz tylko zwykłą dziewczynę z gminu, a taka mogła się nawet nie znać na dobrej kuchni, więc jej komplementy stanowiłyby tylko czczą gadaninę - miłą, ale niewartą nawet zapamiętania.
        - Hm… może i znalazłby się jakiś czarodziej-kucharz. Fetysze są różne - skomentowała. - Jednak to byłby raczej wyjątek potwierdzający regułę. Oni są ponad takie zabawy śmiertelników.
        Czyżby Skowronek miała jakieś złe wspomnienia związane z czarodziejami, że przypisywała im takie zadzieranie nosa? Być może. A może po prostu każdego z początku oceniała gorzej, żeby w razie czego być raczej mile zaskoczoną niż zawiedzioną.
        Rozmowa zeszła na pogodę - aż dziw, że nie od tego zaczęli rozmowę, wszak była tak popularnym tematem do zagajenia. Najwyraźniej jednak oni znali się już tak dobrze, że nie musieli bawić się w grzeczności, a aura na zewnątrz pojawiała się w ich rozmowach tylko wtedy, gdy był ku temu faktyczny powód, a nie po to by zagłuszyć ciszę.
        - No właśnie przez to słońce jest tak zimno - odpowiedziała Samielowi, jakby to była oczywista przyczyna. - Nie zauważyłeś, że gdy jest pochmurnie, na dworze temperatura jest znośniejsza? Jakby te chmury robiły za kołdrę - podzieliła się z nim swoimi obserwacjami, między jednym kęsem śniadania a drugim. Posiłek zresztą bardzo jej smakował - powiedziała to swojemu towarzyszowi i z niemałym zadowoleniem zauważyła, że chyba mu się ta informacja spodobała. Doskonale - jemu akurat lubiła poprawiać humor, nieważne czy chwaliła zamówiony przez niego posiłek, czy jego rysunki. Jego dyskretny uśmiech - pasujący komuś, kto zawodowo ukrywał się w cieniu - sprawiał jej na swój sposób przyjemność.

        Pod koniec śniadania Skowronek zwolniła z jedzeniem - nie po to, by móc się nim dłużej cieszyć, ale przez to, że dostała swoje ciepłe mleko, które powoli sączyła, ogrzewając sobie ręce na kubku. Gdy tak upajała się smakiem i zapachem tego pozornie zwykłego napoju, wyglądała tak, że samemu nabierało się ochotę na mleko - elfka wyglądała, jakby piła prawdziwą ambrozję. Ocknęła się z tego błogostanu, gdy Samiel zapytał ją o zamówienie, które mogliby zabrać ze sobą do pokoju.
        - Może jakieś ciasteczka? - zaproponowała. - Mają tu takie małe ciasteczka? Albo paszteciki? I grzane wino?
        Tak, było wcześnie, ale przecież grzane wino miało to do siebie, że część jego alkoholu była odparowana, więc zdaniem elfki mogli sobie na to pozwolić bez siania zgorszenia w kelnerkach. A jeśli Samiel miałby jakieś obiekcje, to niech je śmiało wypowie. Zawsze mogli zdecydować się na jakiś napar ziołowy albo może kolejny dzbanek tego kompotu śliwkowego - był całkiem niezły.
        Skowronek pozostawała trochę w tyle ze spożywaniem śniadania, ale nie zamierzała się spieszyć, gdy jej towarzysz już odsunął od siebie talerz. Spokojnie zjadła, co zostało jej na talerzu, dopiła napoje. Przez ten moment milczeli, ale to jej nie krępowało - delektowała się posiłkiem w miłym towarzystwie. Nie przedłużała jednak niepotrzebnie - gdy przełknęła ostatni kęs, a Samiel zapytał czy mogą iść, ona potaknęła i dopijając zawartość kubka wstała od stołu. Poszła z nim, a gdy zatrzymał się przy barze, ona powoli postąpiła kilka kroków w stronę schodów, zostawiając go z zamówieniem dla nich przekąsek - przecież, że sobie poradzi, a ona nie musiała go pilnować. Gdy już jednak do niej wrócił, obdarowała go miłym uśmiechem - jakby cieszyła się, że znowu go widzi po tej bardzo krótkiej rozłące. Poszła za nim na górę nawet nie obracając się na siebie - wiedziała, że za barem nie ma Ami, a zresztą: czy cały czas musiała się przed nią popisywać? Teraz wolała się skupić na złotookim zabójcy.

        Była Przyjaciółka z uśmiechem przekroczyła próg pokoju Samiela, gdy ten tak szarmancko zaprosił ją do środka. Od poprzedniego razu w pokoju nie zaszły żadne zmiany, jakby on tu w ogóle nie sypiał, ale elfka wiedziała, że to tylko złudzenie. Gdyby jej zależało i by się przyjrzała, dostrzegłaby, że coś jest przesunięte, że kapa na łóżku jest inaczej pofałdowana, a pewnie i jeszcze kilka innych oznak tego, że pokój był zamieszkały. Ale po co miałaby się doszukiwać? Doceniała, że tymczasowe lokum jej znajomego było schludne, to dobrze o nim świadczyło.
        - O, ja doskonale wiem, gdzie będzie mi najwygodniej - odpowiedziała Samielowi i od razu skierowała się w stronę jego łóżka. Usiadła na nim i poprawiła sobie jedną z poduszek, by mogła oprzeć o nią plecy, po czym umościła się wygodnie, patrząc na Samiela tak, jakby oczekiwała pochwały za to jaka była sprytna i zaradna.
        - Rozumiem, że mam nie patrzeć na akt tworzenia? - zapytała, choć bardzo nie chciałaby usłyszeć stanowczej odmowy. Cierpliwość by ją z pewnością w zjadła. Z drugiej jednak strony mogłaby się powylegiwać na jego jakże wygodnym łóżku i pogapić się na baldachim: oznakę luksusu, bez której musiała się póki co obyć. Tak… Trudno stwierdzić, czy była bardziej wścibska, czy wygodnicka. Chyba to od odpowiedzi Samiela będzie zależało, która część jej natury w tym przypadku zwycięży.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Czw Kwi 01, 2021 10:44 pm
autor: Samiel
Obserwował, jak Skowronek zajmuje łóżko, na którym ułożyła się – i przy okazji poduszkę za plecami – tak, żeby było jej wygodnie. Spodziewał się, że wybierze właśnie ten mebel? Raczej tak, bo w głowie obstawiał, że będzie to albo fotel stojący przy oknie, albo łóżko właśnie. On musiał zająć miejsce przy stole, choć fotel też był dość kuszący, ale Samiel był świadom tego, że rysunek będzie mu się tworzyło lepiej, gdy pod kartkami znajdzie się twardy materiał.
         – Wolałbym, żebyś nie podglądała… Choć możesz to zrobić, jeśli chcesz sobie zepsuć niespodziankę – odpowiedział jej, a spojrzenie jego oczu o nietypowym kolorze – połączenie żółtego, złota i pomarańczu – spoczęło na elfce, tylko na chwilę. Może chciał zobaczyć jej reakcję i też moment, w którym będzie mu odpowiadała. Decyzję pozostawił jej, ale powiedział jej też, co preferowałby on sam. Nie wyglądało też na to, że byłby na nią zły, gdyby chciała przyglądać się procesowi powstawania rysunku.
         – Nie chciałbym też, żebyś zaczęła się nudzić, ale nie mam tu też czegoś, czym mogłabyś się zająć. Mogę zaproponować jedynie rozmowę, nie będzie dla mnie problemem jednoczesne rysowanie i mówienie – odparł po chwili. Przygotował już sobie wszystko, co było mu potrzebne do rysunku, o którym myślał od momentu, w którym padła propozycja tego, żeby coś dla niej wykonał. Kartki papieru, cienkie i grubsze rysiki, specjalne węgle, a także kilka niedużych, drewnianych pojemniczków. Przyjrzał się jeszcze temu, co leży na stole, jakby ostatni raz – zanim zacznie pracę – upewniał się, czy znajduje się tu wszystko, co będzie mu potrzebne.

Najpierw złapał za jeden z cienkich rysików i zaczął kreślić nim linie na kartce. Na początku mogło to wyglądać zupełnie, jakby rysował tam zwyczajne linie w dodatku w losowych miejscach niewielkiego pergaminu, ale im więcej pojawiało się tych linii, tym wyraźniejsze wyłaniały się z tego kształty. Jakie? Głównie dachy budynków, a po ich zagęszczeniu można było stwierdzić, że może to być jakieś miasto. Na pierwszym planie znajdowało się ich kilka, zbliżonych do siebie, jednak tylko jeden wyróżniał się jeszcze bardziej – każdy z nich był szczegółowy i miał nakreślony zarys dachówek, ale tylko na tym jednym znajdowało się coś jeszcze. Coś, co wyglądało na szkielet jakiejś postaci. Poza tym dachy znajdujące się na drugim planie były też połączone z górnymi częściami budynków, niektóre miały nawet coś, co mogło wyglądać na okna lub ich części. W górze pergaminu działo się mniej – naniesione były tam kontury kilku mniejszych i większych chmur, a pod jedną z nich przelatywał ptak. Był ważną częścią tego, co tworzył zabójca, o czym świadczyło to, że został narysowany dość szczegółowo.
Samiel odłożył cienki rysik i zamienił go na grubszy. Tym podkreślił kontury nie tylko dachów na pierwszym planie i dachówek na nich, lecz także zrobił to z chmurami, ptakiem i postacią na pierwszym planie. Teraz widać było – chociażby po kształcie ciała – że jest to kobieta z długimi włosami. Miała na sobie koszulę i rozpięty płaszcz z kapturem, który opadał na jej plecy i niemalże znikał wśród włosów, dolna część ciała ukryta była w spodniach – może skórzanych – a stopy w długich butach, te na pewno wykonane musiały być ze skóry. Gdy przymierzał się do kolejnej zmiany, tym razem odłożył grubszy rysik i ponownie sięgnął po cienki, oboje mogli usłyszeć pukanie do drzwi.
         – Proszę – odparł krótko Samiel i przerwał pracę. Raczej nie spodziewał się nikogo innego, więc nie zdziwił się, gdy do pokoju weszła jedna z pracujących w Dębowej Karczmie dziewczyn.
         – Przyniosłam zamówienie – powiedziała tylko, tuż po tym, jak obdarzyła krótkim spojrzeniem najpierw Skowronka, a później Samiela. Ze sobą faktycznie przyniosła ich zamówienie, a było to grzane wino i duży talerz z ciasteczkami. Ciasteczka te były różne, choć wszystkie okrągłe, to różniły się dodatkami – jedne miały na sobie posypkę z prażonych nasion dyni i orzechów laskowych, a drugie wydawały się grubsze, więc prawdopodobnie były czymś nadziane. Czym? Samiel akurat to wiedział, ale nie był pewien, czy chce od razu powiedzieć o tym swojej towarzyszce. Może poczeka, aż spróbuje jednego z tych ciasteczek i na własnym języku sprawdzi, że nadziewane są one słodkim dżemem dyniowym. Kelnerka postawiła to wszystko na stole, przy którym siedział zabójca, może nawet dostrzegła przy tym częściowo ukończony rysunek.
         – Smacznego – rzuciła jeszcze, gdy kierowała się w stronę drzwi.
         – Dziękujemy – odparł jej Samiel, przy okazji przesunął też talerz z ciastkami, wino i naczynia do jego picia tak, żeby Skowronek nie mogła zerknąć na jego rysunek, jeśli chciałaby poczęstować się przekąskami lub się napić. Później wrócił do tego, nad czym pracował. Od razu złapał za cienki rysik.
Zaczął nim dorysowywać szczegóły, takie jak rysy twarzy siedzącej na dachu kobiety – w tym momencie zerknął też w stronę Skowronka, żeby na kartce zaznaczyć kształt jej nosa, linii twarzy czy też uszu – a także zarys piór na ciele ptaka na niebie, jego dziobu i oczu. Z „jakiegoś ptaka” zmienił się on teraz w skowronka. Poza tym, na kilku dachówkach dorysował też różne pęknięcia, ale to akurat był zabieg losowy, ograniczył go zresztą do tych dachów, które znajdowały się na pierwszym planie. Odłożył rysik i sięgnął po jeden z węgielków. Nim zaznaczył czerń włosów kobiety siedzącej na dachu, również jej płaszcz, spodnie i buty zostały nim potraktowane, to samo spotkało dachy w oddali, te na drugim planie. Odłożył węgielek i podniósł jedno z tych kilku tajemniczych pudełeczek, które stały przed kartką. Otworzył je i wysypał nieco zawartości na kartkę – był to proszek o kolorze jasnego brązu. Starannie pokrył nim narysowanego wcześniej ptaka, a drewnianym patyczkiem roztarł go w tamtym miejscu. Zamknął to z brązowym proszkiem i otworzył kolejne, tym razem wewnątrz znajdowała się podobna substancja, jednak była żółta – patyczkiem nabrał odrobinę i przesypał ją na miejsce, w którym znajdował się dziób skowronka, ją też tam roztarł. Zawsze uważał, żeby nie wyjść poza kontur tego, co akurat w ten sposób zyskiwało kolor. Tego pojemniczka nie zamknął, ale za to otworzył kolejny. Ten wypełniony był niebieskim proszkiem. Samiel znów zanurzył patyczek wewnątrz i nabrał odrobinę niebieskiego proszku, chociaż tą szczyptą obsypał dwa miejsca. Były to oczy skowronka na niebie i kobiety siedzącej na dachu. Ostrożnie rozprowadził proszek w obu tych miejscach i znów nabrał nieco żółtego. Ten także znalazł się w dwóch miejscach i również były to oczu. Przyjrzał się swojemu dziełu i zamknął pojemniczki, a później nabrał powietrza w płuca i dmuchnął w stronę pergaminu. Gdyby Skowronek przyglądała się temu, mogłaby zauważyć, że z kartki podrywa się mgiełka, która chwilę później zaczyna opadać i znika. Na koniec sięgnął jeszcze po cienki węgielek i podkreślił nim pióra na skrzydłach skowronka.
         – Myślę, że skończyłem – odezwał się w końcu. Nie był pewien, ile czasu minęło, ale wydawało mu się, że poszło mu to szybciej, bo miał już wizję tego, jak będzie wyglądał rysunek.

Gdy Skowronek spojrzała na rysunek, jej oczom ukazały się dachy budynków w jakimś mieście, może nawet nie był to Ekradon. Dachy na pierwszym planie wyróżniały się nie tylko większą ilością szczegółów, lecz także tym, że siedziała na nich postać, którą była… ona sama. Na rysunku spoglądała w górę, patrzyła prosto na lecącego po niebie skowronka. Ptak miał kolor jasnego brązu, żółty dziób i oczy, które także miały kolor. Nie były zwykłe. Miały dokładnie taki sam kolor, jak Skowronek z rysunku. Jej oczy natomiast odzwierciedlały aktualny kolor oczu kobiety, która właśnie patrzyła na rysunek. Skowronek i skowronek patrzyli się na siebie i mimo dzielącej ich odległości, można było odnieść wrażenie, że oczy jednego odbijają się w oczach drugiego.
         – I jak? Co o tym sądzisz? - zapytał. Przyglądał jej się, był naprawdę ciekaw odpowiedzi.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Wto Kwi 06, 2021 7:17 pm
autor: Skowronek
        Niby wiedziała, niby się spodziewała, a mimo to I tak czuła się lekko zawiedziona. Po cóż Samiel ją zapraszał, skoro nie mogła patrzeć na dzieło w trakcie tworzenia? Cóż, miała pewne podejrzenia, które z pewnością przyszłyby do głowy każdemu w podobnej sytuacji – chodziło o bycie modelką, nawet jeśli zabójca się do tego nie przyznał. Albo… po prostu lubił jej towarzystwo do tego stopnia, że chciał z nią spędzić czas nawet jeśli nie było w tym żadnego ukrytego celu. A zresztą – po co wnikać.
        Elfka zachowała jednak wszelkie komentarze dla siebie. Niedbale wzruszyła ramionami i rozejrzała się po pokoju, jakby zamierzała sobie sama poradzić z najbliższymi minutami, może godzinami. Co ona, nie była nauczona czekania? To jedna z podstawowych cech w jej fachu – cierpliwość. W końcu czasami trzeba było całą noc siedzieć gdzieś w bramie i czekać aż cel łaskawie wyjdzie z domu i będzie można go zlikwidować albo okraść…
        - Jakoś sobie poradzę – oświadczyła w końcu Samielowi, żeby nie zostawiać go tak zupełnie bez żadnej odpowiedzi i kazać mu się domyślać. Uśmiechnęła się – niby szeroko, ale jakoś tak jakby robiła to tylko dla formalności. A gdy zabójca usiadł, by zacząć rysować, ona wciągnęła nogi na posłanie i ułożyła się w półsiedzącej pozycji. Patrzyła na niego, co jakiś czas leniwie przymykając oczy, ale nie odzywając się słowem. Po prostu obserwowała go przy pracy, choć nie wyciągała z tego jakiś konkretnych wniosków – i tak nie znała się na tworzeniu sztuki, by móc coś tak od razu powiedzieć o jego technice. Zwróciła uwagę przede wszystkim na to, że on chyba miał wszystko bardzo dokładnie zaplanowane, bo gdy usiadł do pracy, postępował z dużym przekonaniem, jakby miał już wszystko zaplanowane i tylko przelewał na papier to, co dawno temu urodziło mu się w głowie. Nie dostrzegła by coś wymazywał – nanosił kolejne warstwy, zmieniał narzędzia i cały czas parł do przodu w równym tempie. Podobało jej się to chłodne skupienie, które w tym czasie widziała na jego twarzy – naprawdę wkładał serce w to co robił. Jeśli pracował z równym zaangażowaniem co malował, mogła być spokojna o przebieg ich misji… Choć i bez tego nie przewidywała komplikacji, przynajmniej z jego strony.
        Jej leniwe rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Skowronek jednak nie ruszyła się ze swojego miejsca na łóżku – trochę jej się nie chciało, a poza tym to był pokój Samiela i to on powinien otwierać drzwi, ona nie była jego służącą. Zabójca jednak szybko dopełnił swoich obowiązków jako gospodarz, a elfka tymczasem poprawił się tylko wygodnie na posłaniu, uśmiechając się z zadowoleniem. Na jej twarzy odmalowała się subtelna ciekawość na widok talerza z ciasteczkami – jakoś wcześniej nie zwróciła uwagi na to co też zabójca zamówił.
        A rysunek, który w tym czasie był zostawiony bez opieki? Wystarczyło wyciągnąć szyję, by na niego zerknąć… Ale Skowronek się na to nie zdecydowała – tyle czasu już wytrzymała, że głupio byłoby poddać się praktycznie na finiszu. Zresztą – skoro Samiel chciał, żeby nie patrzyła, nie zamierzała robić mu na złość, miała wszak 120 lat a nie dwanaście, by zachowywać się tak niedojrzale…
        - Nalać ci też? – zapytała, gdy jej towarzysz odstawił poczęstunek na stół, a ona sama sięgnęła w pierwszej kolejności po wino. Nalała sobie, lecz nim wypiła chociażby łyk, sięgnęła jeszcze po ciasteczko – to, które było z wierzchu posypane orzechami i pestkami. Odgryzła połowę i wydała z siebie pomruk zadowolenia – ciastko było naprawdę dobre, nie za słodkie, trochę jakby karmelowe i cudownie kruche. Zaraz skosztowała wina.
        - Świetnie dobrane – oceniła z prawdziwym zadowoleniem, bo wino było słodkie, ale nie za bardzo, miało przyjemną konsystencję i odpowiednią temperaturę. Zdecydowanie pasowało do wyważonego deseru.
        Zabrawszy sobie mały zapas ciasteczek i pełny kieliszek, Skowronek wróciła na swoje miejsce na łóżku. Przez chwilę patrzyła uważnie na Samiela.
        - Wyglądasz bardzo profesjonalnie gdy rysujesz – oświadczyła, ale nie rozwijała tej myśli. Nie zagajała też dalszej rozmowy, pozwalając mu pracować w spokoju.

        Dopiero gdy zabójca zakomunikował, że skończył, Skowronek przerwała swoje słodkie lenistwo z kieliszkiem wina i ciasteczkami, dojadając to co miała w ręce i otrzepując palce.
        - Idę - zakomunikowała, wstając z łóżka i jeszcze przeżuwając kęs ciastka. Gdy jednak była już przy Samielu, zdołała przełknąć i dyskretnie obetrzeć kąciki ust. Z ciekawością nachyliła się nad jego ramieniem i zamarła.
        - Och… - westchnęła po chwili, wyciągając rękę po rysunek. Bardzo dokładnie zaczęła przyglądać się szczegółom i widać było, że była pod sporym wrażeniem wykonania. Nie pozwoliła sobie jednak na zbyt długie studiowanie tego obrazka w milczeniu.
        - Jest piękny! - zakomunikowała z uśmiechem, spoglądając na Samiela. - Masz talent - pochwaliła go szczerze. - I cwaniak z ciebie, nieźle to sobie wymyśliłeś. Bardzo mi się podoba. Tak, ten z pewnością postaram się, by nie zaginął mi tak jak poprzednie twoje rysunki, a gdy będę mogła, powieszę go sobie nad łóżkiem.
        Trudno było orzec czy elfka poważnie mówiła o tym wieszaniu swojej podobizny, ale nie ulegało wątpliwości, że na pewno jej się ona podobała - wystarczyło spojrzeć na to jak jej się oczy cieszyły, gdy tak oglądała go pod różnymi kątami.
        - Podobają mi się kolory - oceniła. - Są naprawdę sprytnie dobrane, robią wrażenie. Wiesz, gdybyś faktycznie kiedyś zdecydował się na emeryturę to możesz robić jako portrecista: uważam, że nieźle byś na tym zarobił. Narysowałeś mnie nawet ładniejszą niż jestem w rzeczywistości - dodała, podnosząc kartkę do swojej twarzy, jakby chciała ułatwić Samielowi porównanie siebie i swojej rysunkowej podobizny.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Nie Kwi 11, 2021 2:04 pm
autor: Samiel
Praca ta szła mu szybciej, niż przypuszczał na początku. Może same intencje i to, dla kogo wykonuje ten rysunek sprawiały też, że udawało mu się robić to wszystko bez pomyłek i przez to bez wymazywania czegoś, co nie powinno tam się znaleźć. Był na tym skupiony, to prawda, lecz jednocześnie nie tak bardzo, że zacząłby ignorować otoczenie i dlatego też czuł na sobie wzrok Skowronka. Przyglądała mu się, ale nie miał jej tego za złe, bo przecież nie zadbał o to, żeby mogła zająć się czymś w czasie, gdy on będzie rysował.
         – Poproszę – odparł, nadal skupiony na kartce i na tym, co tam powstawało. Poczekał, aż wróci ona z powrotem na łóżko i dopiero wtedy sięgnął najpierw po naczynie z grzanym winem, a później, jakby po krótkim namyśle, wyciągnął rękę w stronę talerza z ciastkami i złapał jedno z orzechami i nasionami dyni, a drugie to nadziewane dżemem dyniowym. Przerwał na chwilę rysowanie, aby zjeść je i napić się wina. W myślach stwierdził, że Skowronek miała rację, gdy stwierdziła, że ciastka i wino są do siebie świetnie dobrane. Grzaniec odstawił po lewej stronie stołu i rzeczy, które wcześniej przygotował sobie na stole. Następnie podniósł rysik i wrócił do pracy, ponownie skupił się na swoim pomyśle i przeniesieniu tego wszystkiego na kartkę papieru.
         – Zdarza mi się, gdy bardzo się na czymś skupię – odpowiedział jej, akurat w momencie, w którym i tak musiał zmienić narzędzie, z którym pracował. On też nie kontynuował tematu, choć, jeśli chciała z nim rozmawiać, to i tak jej odpowiadał, jak wcześniej powiedział, że będzie robił.

W końcu jego praca dobiegła końca i mógł pokazać ją osobie, dla której była przeznaczona. Naprawdę ciekawiła go jej reakcja, choć jednocześnie podejrzewał też, że nie będzie ona negatywna. Nie był pewien, jak miał rozumieć to westchnięcie, które opuściło jej usta, jednak bez słowa podał jej rysunek, gdy wyciągnęła po niego rękę. Cierpliwie czekał na to, aż elfka odezwie się – dlatego spoglądał na nią i dostrzegł, że uważnie przygląda rysunkowi. Była pod wrażeniem? Prawdopodobnie tak, a przynajmniej właśnie to podpowiadało mu to, co widział. Kąciki jego ust uniosły się – lekko i tylko na chwilę – gdy usłyszał jej pierwsze słowa związane z rysunkiem.
         – Cieszę się, że ci się podoba – odezwał się, możliwe, że sam też był zadowolony ze swojej pracy. Gdy chwilę przed zakomunikowaniem jej, że skończył, przyglądał się całości, aby może dostrzec coś, co przydałoby się tam dodać czy coś, stwierdził, że nic takiego nie jest potrzebne. Rysunek zawierał w sobie wszystko to, co chciał, żeby znalazło się na tym papierze.
         – I lepiej, żebyś go pilnowała, bo to jedyny egzemplarz – dodał jeszcze, nawet uśmiechnął się lekko w jej stronę. Może udałoby mu się narysować kopię, ale to już nie byłoby to samo. Rysunek nie był tylko prezentem, lecz także był związany z emocjami, jakie towarzyszyły, gdy zobaczyło się go pierwszy raz – tego nie dało się odtworzyć.
         – Tak sądzisz? Może kiedyś przypomnę sobie naszą rozmowę i twoją propozycję. Wtedy, gdy może nastanie czas, że rzeczywiście postanowię skończyć z tym, co robię teraz – powiedział to raczej bez przekonania związanego z taką wizją swojej dalekiej przyszłości. Wcześniej już rozmawiali na ten temat i, mimo że miał pewne plany związane ze swoim odejściem, to szczerze wątpił w to, żeby udało mu się je kiedykolwiek zrealizować.
Przyjrzał się jej, głównie rysom twarzy i szczegółom – uważnie – a później spojrzał na rysunek, jakby porównywał oba te widoki. Przeniósł tak spojrzenie z rysunku na nią, później z niej na narysowaną Skowronek, a na koniec raz jeszcze z kartki na kobietę. Jego wzrok ostatecznie spoczął na niej, może nawet chciał patrzeć jej w oczy, gdy będzie wypowiadał te słowa, które właśnie chce powiedzieć.
         – W rzeczywistości jesteś ładniejsza, o wiele – odezwał się w końcu.
         – Twoja rysunkowa wersja ma mniej szczegółów na twarzy, chociaż wydaje mi się, że nawet gdybym siedział nad tym jeszcze dłużej, aby nanieść na nią takich szczegółów jak najwięcej… To nawet wtedy i tak nie udałoby mi się ukazać tam wszystkiego, co można zobaczyć na żywo. Na własne oczy – dodał jeszcze. Nie chciał, żeby brzmiało to tak, jakby próbował się głupio tłumaczyć, jakby chciał nie tylko przed nią, lecz także przed sobą odszukać jakieś powody, dla których powiedział to jedno zdanie przed chwilą.

Wydawało mu się, że atmosfera w pokoju zrobiła się jakaś… dziwna. Ciężko było mu lepiej nazwać to, co wyczuwał w związku z nią; te emocje, które może wyczuwał w powietrzu – a „dziwne” akurat znajdowało się prawdopodobnie najbliżej tego, jak chciał to określić. Spojrzał w stronę okna i pomyślał, że może dobrze byłoby sprawdzić, jaką mają porę dnia. Przy okazji może udałoby mu się też uciec od tego, co wyczuwał. Udało mu się wstać z krzesła, to prawda, jednak zatrzymał się przy stole i dopił grzane wino. Zrobił to jednym, szybkim łykiem.
         – Nie jestem pewien, jak długo siedziałem przy rysunku, ale pamiętam, że masz czas do południa – odparł i spojrzał w stronę okna. Było odsłonięte, promienie słońca dostawały się do wnętrza pokoju. Wydawało mu się, że południe miało nastać już niebawem.
         – Chciałem zaproponować powtórzenie tego, czego nauczyłaś mnie wczoraj, ale chyba mamy na to zbyt mało czasu. Przynajmniej teraz – gdy wypowiadał te słowa, jego spojrzenie stopniowo przenosiło się z okna i wędrowało w jej stronę. Zdawał sobie sprawę z tego, że zasugerował jej to, że może kolejny wieczór spędzą w swoim towarzystwie. Nie przeszkadzałoby mu to, a kolejną rzeczą, o której pamiętał było też to, że Skowronek – oprócz poranka – miała też wolny wieczór. Coś podpowiadało mu, że przecież nie potrzebował takiej powtórki, bo poprzedniego wieczora radził sobie bardzo dobrze nie tylko z tańcem, lecz także z zapamiętywaniem wszystkich kroków. Bo… może nie chodziło o samo powtórzenie lekcji, a bardziej po prostu o spędzenie tego czasu w jej towarzystwie? Przecież wcześniej już przed samym sobą przyznał, że te części dnia, które dzielił z nią były dla niego czymś miłym, ciekawym i na pewno spędzonym w dobrym towarzystwie.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Śro Kwi 14, 2021 6:27 pm
autor: Skowronek
        Skowronek zaśmiała się cicho.
        - „Zdarza mi się” – powtórzyła cicho za Samielem, jakby to był powód jej wesołości. Oczywiście, że to zdanie bawiło ją w kontekście tego za kogo był uważany w półświatku. Według wielu był najlepszym indywidualnie pracującym zabójcą na Łusce, więc raczej to nie było tylko „zdarzanie się”. Skowronek domyślała się co prawda, że to chodziło konkretnie o te niezwiązane z pracą czynności, ale i tak zabrzmiało to dla niej zabawnie. Nie umniejszając przy tym Samielowi ma się rozumieć.

        Gdy już jego praca dobiegła końca i przyszedł czas na ocenę efektów, Skowronek czuła na sobie czujne spojrzenie zabójcy – wiedziała, że nawet najmniejszy tik zdradzi jej emocje i on tylko na to czeka. Mogła próbować zachować kamienną twarz i nie dać mu satysfakcji rozpracowania siebie… Ale w sumie po co? Nic by nie zyskała, a tak jak czasami lubiła się droczyć, tak też wiedziała, że nie zawsze jest to zabawne – nawet dla niej samej, nie mówiąc już o osobie, z którą chciała się przekomarzać. Teraz więc odpuściła i była szczera w okazywaniu swojego zadowolenia.
        - O, bardzo mi się podoba i tym razem będę go pilnować jak oka w głowie – zapewniła. Nie wnikała w szczegóły, że to wcale nie była jej wina, że straciła dwa poprzednie rysunki, bo tak szczerze powiedziawszy wcale nie była przekonana, że gdyby wiedziała, że nie wróci już do swojego pokoju w siedzibie Przyjaciół, wzięłaby te obrazki ze sobą. W rzeczywistości bardziej niż prawdopodobne dla niej było, że w takiej sytuacji kazałaby się wszystkim gonić i nie zabrałaby nic, bo nie była do niczego przywiązana… Może żałowałaby po czasie. Może za kilka lat przypomniałaby sobie o tych dwóch tajemniczych rysunkach i o jeszcze paru przedmiotach – jak portret, który namalował jej pewien malarz, gdy w ramach dość dziwnej misji strzegła jego matki albo jak piórko, które znalazła kiedyś na swoim parapecie i je sobie zatrzymała, choć nie miało żadnej wartości. Może wtedy okazałoby się, że była bardziej sentymentalna niż sama chciała przyznać.
        Ten rysunek zamierzała jednak pilnować – takich prezentów tak łatwo się nie wyrzuca ani nie zapomina.

        Oczywiście, że porównując urodę swoją i swojej rysunkowej podobizny elfka oczekiwała, że Samiel jej zaprzeczy – to było niczym hasło i odezwa, tak po prostu miało być. Fakt – uważała swój portret za bardzo udany, ale chciała przy tym usłyszeć z jego ust, że jest najładniejsza. Zabójca jednak kazał jej czekać, dokładnie studiując obie twarze jakby się wahał – bezczelny! Aż wyraz lekkiego niezadowolenia pojawił się na twarzy Skowronka na chwilę przed tym, gdy jednak przyznał, że to ona jest piękniejsza. Wtedy uśmiechnęła się z radością, choć starając się zachować pozory skromności. Cierpliwie wysłuchała jego dalszej wypowiedzi, choć jej uśmiech w międzyczasie nieco stracił na sile.
        - A wiesz, że wystarczyłoby tylko to pierwsze zdanie? – zapytała go zaczepnie. – Nie ma powodu, byś sobie umniejszał na moją korzyść… Choć to miłe, że tak bardzo chciałeś podkreślić ten komplement – dodała z uśmiechem. A że i ona wyczuła pewną zmianę atmosfery w pokoju, która niezbyt jej się spodobała, wróciła do łóżka, gdzie na szafce nocnej zostawiła swój kieliszek. Te kilka kroków tyłem do Samiela pozwoliło jej na uporządkowanie myśli. Doskonale wiedziała co za atmosfera między nimi nastała i wiedziała też, że w wielu innych przypadkach wcale by jej to nie przeszkadzało. Czemu teraz było inaczej? Może przez to, że tym razem nie miała do czynienia ze swoim celem tylko kolegą po fachu, a to komplikowało sprawę… Cholera.
        - Tak, będę musiała już iść – zgodziła się, dobrze imitując westchnienie rezygnacji. – Ale wieczór mam zarezerwowany dla ciebie. Ale co ty na to, byśmy tym razem spotkali się nie tu, a gdzieś po drodze? Pamiętasz, jak szliśmy do tej tancbudy, mijaliśmy plac z figurą łucznika. Może spotkamy się tam? – zaproponowała, bo to był najbardziej charakterystyczny punkt orientacyjny, do którego oboje mieli podobną odległość. Nie chciała przychodzić wieczorem do Dębowej Tarczy: jedzenie tu było co prawda świetne, a drażnienie Ami nadal ją bawiło, lecz powoli zaczynało ją to nudzić.
        - Sama trafię do wyjścia – oświadczyła później zabójcy, gdy już to ustalili. – Miłego dnia, Samielu, do zobaczenia.
        Po tych słowach była Przyjaciółka schowała otrzymany rysunek tak by się nie pogniótł i nie zamoczył przez śnieg, po czym pożegnała się ze swoim kolegą po fachu całusem w policzek i wyszła, nie czekając aż on otworzy przed nią drzwi – nie zamierzała wymuszać na nim dżentelmeńskich gestów.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Czw Kwi 22, 2021 7:00 pm
autor: Samiel
         – Pewnie, możemy spotkać się w tamtym miejscu – zgodził się, nawet nie zastanowił się nad odpowiedzią. Może w głębi duszy też zaczęło nudzić go to, że przeważnie spotykają się w tym miejscu, zamiast gdzieś indziej, gdzie może będzie ciekawiej.
         – Miłego dnia – odpowiedział jej jeszcze. Rzeczywiście chciał otworzyć jej drzwi, ale powiedziała, że nie musiał tego robić, więc właściwie został na swoim miejscu i jedynie podążył za nią wzrokiem, gdy kierowała się do drzwi i później wychodziła przez nie.
Atmosfera wisząca w powietrzu zaczęła powoli znikać, gdy zaczęli rozmawiać, a już kompletnie rozpłynęła się, gdy Skowronek opuściła jego pokój. Może to i dobrze, może gdyby oboje pozwolili na to, żeby wniknęła ona w nich i porwała ze sobą, wtedy mogłoby to jakoś przeszkodzić w misji, do której właściwie zwerbowała go Skowronek… I dzień, w którym rozpocznie się ta misja, był już coraz bliżej. Mogła liczyć na jego umiejętności i profesjonalne podejście do sprawy, choć różniło się to nieco od zleceń, które przeważnie wykonywał, ale też okoliczności były inne, co także można było powiedzieć o „zleceniodawcy”. Na krótką chwilę otworzył okno i usiadł w fotelu, który stał w pobliżu. Poczuł powiew świeżego, choć również zimnego powietrza, gdy wtargnęło do pomieszczenia. Nie trwało to długo, bo wewnątrz zaczęło robić się zimno, co Samiel rozpoznał chociażby po tym, że zaobserwował „gęsią skórkę” na swoich rękach. Wstał i zamknął okno, ale nie usiadł ponownie – zamiast tego ubrał się do wyjścia. Częścią tego stroju oczywiście był też sztylet, choć tym razem nie kłopotał się z ukrywaniem go. Po prostu umieścił pas z pochwą na wysokości niższej części talii, tak, żeby pochwa z bronią znajdowała się na jego lewym udzie. I wyszedł, drzwi do swojego pokoju oczywiście zamknął na klucz, który włożył do malutkiej kieszeni znajdującej się na wewnętrznej części kurtki.

Wyszedł na zewnątrz, ale właściwie bez planu na to, co będzie robił przez te kilka godzin, które miały upłynąć między obecną chwilą i momentem, w którym ponownie spotka się ze Skowronkiem. Wiedział, gdzie powinien udać się już wieczorem, ale teraz… nie był pewien. Miał czas dla siebie, ale to nie on musiał zajmować się przygotowaniami związanymi z misją. Znaczy, przynajmniej większością, bo przecież lekcje tańca również były czymś, co można było nazwać przygotowywaniem się do zadania. Teraz mógł po prostu przejść się po mieście, znowu, a także zjeść obiad w miejscu, które nie jest „Dębową Karczmą”. Może nawet wyjdzie poza mury miejskie, chociaż na chwilę, żeby na ten czas zmienić scenerię i to, co go otacza. Drzewa pokryte śniegiem, zamiast budynków i ludzi. Zapach zimowego lasu i świeższego powietrze, zamiast zapachów miasta. To był dobry pomysł, choć nie chodziło tu też tylko o to, żeby chwilowo odpocząć od miasta. Bo, gdy tak szedł ulicami i zmierzał w stronę bramy miejskiej, cały czas czuł, że między cieniami uliczek przemyka ktoś, czyje oczy spoczywają na nim. Ktoś, kto go śledził i może nie był świadom tego, że Samiel zdał sobie sprawę z tego, że jest śledzony.

Mężczyzna z kapturem na głowie mógł poczuć nagłe pociągnięcie w stronę pobliskiego drzewa. Zderzył się z nim, a przed nim pojawiła się wysoka sylwetka, która teraz przyciskała go do twardego pnia i nie pozwalała mu na to, żeby się wyrwał. Szpieg wyglądał na zaskoczonego, ale w jego oczach nie było strachu. Z drugiej strony, Samiel nie próbował go w nim wzbudzać. Chciał po prostu dowiedzieć się, kto zlecił temu człowiekowi śledzenie jego kroków.
         – Kto cię przysłał? - zapytał. Ciągle spoglądał mu w oczy. Sam może i miał pewne ograniczenia co do okazywania emocji, jednak wiedział, jak czytać je z oczu tych, którzy nie ukrywają ich dostatecznie dobrze.
         – Kasjusz… I przesyła też pozdrowienia. Wie, że jesteś w mieście i niedługo inni też najpewniej się tego dowiedzą – odparł szpieg. Nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Ta padła niemalże od razu po tym, jak Samiel zadał mu to pytanie. Może spodziewał się, że prędzej czy później zostanie zauważony i zabójca będzie chciał się z nim skonfrontować.
         – Przekażesz mu dwie… Nie, trzy rzeczy. Trzy wiadomości prosto ode mnie, żeby może wiedział, na czym stoi – odezwał się przemieniony, choć on przez krótką chwilę myślał nad tym, co chce powiedzieć, może też nad tym, jak będą brzmiały te informacje, które chciałby, żeby szpieg dostarczył Kasjuszowi. Gdy spojrzał na mężczyznę, ten tylko pokiwał głową.
         – Nie planuję wywoływać w mieście żadnego chaosu, po prostu przebywam tu w przerwie między zleceniami i, jeśli jeszcze raz wyślę kogoś na przeszpiegi, to nie będę taki miły i znajdzie ciało swojego szpiega w jakiejś ciemnej alejce. – Po tych słowach Samiel zauważył i nawet wyczuł, że mężczyzna rozluźnia się nieco. Może w końcu dotarło do niego, że ten dzień nie jest tym, w którym pożegna się ze swoim życiem.
         – A… Trzecie? Trzecia wiadomość? - dopytał go tamten. Nie brzmiał, jakby chciał go zdenerwować, czy jakby był ciekaw treści, a bardziej jak ktoś, kto chce mieć pewność, że przekaże wszystko, co miał do przekazania.
         – Niech zainteresuje się tym, jak trenowani są jego szpiedzy. Jeśli wszyscy skradają się tak jak ty, to może lepiej zmieńcie zawód – dopowiedział jeszcze i zrobił krok w tył. Wypuścił szpiega i poszedł w swoją stronę, zagłębił się jeszcze bardziej w las, póki miał jeszcze trochę czasu. Gdy był już odwrócony do niego plecami i zmierzał w swoim kierunku, machnął jeszcze ręką, jakby dał tamtemu pozwolenie na to, żeby też się ruszył.

Leśna wędrówka mogła zająć mu nieco więcej czasu, niż początkowo zakładał, ale zdążył przekroczyć bramy miasta w momencie, w którym dopiero zaczęło robić się ciemno. Musiał poukładać myśli, zastanowić się nad tym, czy powinien powiedzieć Skowronkowi o zdarzeniu ze szpiegiem. Wydawało mu się, że Kasjusz posłucha swojego człowieka i rzeczywiście uwierzy w to, co tamten mu przekaże. Bo przecież nie kłamał, gdy powiedział, że nie zamierza utrudniać im życia – Skowronek zamierzała to zrobić, a on jej tylko trochę w tym pomagał. Poczuł na sobie wzrok strażników, którzy stali przy wejściu do miasta, ale nie przejął się tym. Od razu ruszył w stronę placu z figurą łucznika. Rozejrzał się, gdy tam dotarł i nie zauważył osoby, z którą miał się tu spotkać. Dlatego udał się prosto pod figurę i usiadł pod nią. Zostało mu tylko czekanie.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Sob Kwi 24, 2021 5:39 pm
autor: Skowronek
        Po wyjściu z pokoju Samiela Skowronek zeszła na parter i od razu udała się do wyjścia, nawet nie zerkając w stronę baru. Nigdzie się nie spieszyła, ale po prostu nadal jeszcze chwilę była myślami w pokoju złotookiego zabójcy. Nie by ją to jakoś specjalnie poruszyło, po prostu ta wizyta u niego była miłą odskocznią od tego, co robiła na co dzień od tygodni. A prezent od niego był wyjątkowo miły – taki osobisty. Nigdy nie miała wielu takich przedmiotów, bo i była oduczona sentymentów, ale zdarzył się wyjątki i to był jeden z nich.
        Już na zewnątrz elfka na chwilę przystanęła, by się dokładniej opatulić. Gdy jednak ruszyła wydawało się, że nie szła do siebie – skręciła nie w tę stronę. Szybko jednak wyszło jaki miała w tym cel – chciała przejść się pod oknami Samiela, bo zapamiętała na którą stronę wychodzą. Dostrzegła, że akurat jej znajomy zabójca wietrzył i nie mogła nie wykorzystać tej sposobności – stuliła usta i zagwizdała jak ptak, tak by zwrócić jego uwagę, bo kto to słyszał ptasie trele w środku takiej mroźnej zimy? Nie zamierzała jednak czekać aż jej znajomy wyjrzy, bo może akurat okaże się, że byłoby to daremne czekanie, więc zaraz poszła dalej i tylko raz zerknęła przez ramię, by w razie czego do niego pomachać. I zabawne w tej sytuacji było to, że nikt nie podejrzewał, że to ona gwizdała, a raczej, że to on ją zaczepiał, jak to kawalerowie mieli w zwyczaju. Uznaliby to za całkiem przyjemny obrazek.

        Kilka kwestii związanych ze zbliżającym się balem wymagało jeszcze dopracowania i uwagi elfki. Na przykład powóz, w którego to sprawie teraz się udała. Jak zawsze udając kogoś kim nie była, tym razem podawała się za służącą lady Inez Degoni - jedna nieistniejąca osoba służąca drugiej nieistniejącej, odgrywana przez osobę, która w teorii również od dawna nie istniała… Skowronek uznała to za dość ironiczne zrządzenie losu i niezmiernie ją to bawiło. Nie byłaby jednak profesjonalistką, gdyby dała się ponieść tej wesołości, gdy więc dotarła do stajni, z którą już swego czasu załatwiała interesy, minę miała przejętą i trochę spiętą - przyszła wszak, by niemal na ostatnią chwilę zmienić zamówienie złożone przez lady Degoni. Jak dobrze jednak, że wszyscy wykazali się zrozumieniem i nie metaforycznie nie ścięli posłańcowi głowy. Wręcz przeciwnie, trochę sobie z nią ponarzekali na bogaczy, ich kaprysy i to pyszne przekonanie, że wszystko da się załatwić i wszystko można nagiąć do ich widzimisię. Skowronek przytakiwała im z pewnym skrępowaniem, co oni rozumieli - poniekąd kalała własne gniazdo, ale widzieli też, że czuje ulgę. A gdy w końcu zgodzili się na zmiany w trasie, z którymi przyszła, stali się świadkami najszczerszego wybuchu radości i ulgi. Oj okropną panią musiała być ta Degoni, skoro możliwość uchybienia jej wprawiała w taką trwogę, a uszczęśliwienia - w taką euforię. Nie pozostało im nic innego jak życzyć jej powodzenia w dalszych sprawach - pośpiesznie wychodząc usprawiedliwiła się wszak, że musi zająć się kolejnymi sprawami swojej pani.

        Tymi kolejnymi sprawami była wizyta u Perl - tutaj Skowronek nie musiała nikogo udawać. Co więcej - skorzystała z okazji i przysiadła nawet na ploteczki z przyjaciółką. Kto był obiektem tych ploteczek nietrudno się domyślić. Dość powiedzieć, że w czasie, gdy elfka była u krawcowej, Samiela mogły zacząć piec uszy…

        Później obiad byle gdzie - Skowronek rzadko stołowała się dwa razy w tym samym lokalu, a już na pewno nigdy nie upatrzyła sobie ulubionego miejsca, bo żadna knajpa w Ekradonie nie byłaby w stanie wygrać z “Kochaną Teściową”... Szkoda, że na razie miejsce to było dla niej zakazane. Z tego jednak względu jadała tam, gdzie zastał ją głód i zamawiała to, co w dany dzień było na tablicy najtańsze, dobrze wpasowując się w wizerunek skromnej dziewczyny trudniącej się szyciem albo sprzątaniem. Czasami pozwalała sobie na lepszy posiłek - nie miałaby dość sił, gdyby wiecznie jadła tak ubogo. A i te potrawki z fasoli i dyni zaczynały jej się już nudzić…

        Do wieczora Skowronek odwiedziła jeszcze kilka mniej lub bardziej znaczących dla jej przedsięwzięcia miejsc - niemal cały czas była w ruchu, ale to wcale nie pozbawiło jej energii na wieczór. Gdy już przyszła na plac z figurą łucznika, wygląda rześko i równie ładnie co rano. W międzyczasie dała radę poprawić sobie fryzurę i trochę się ogarnąć, przez co gdy szła w stronę Samiela uśmiechając się do niego z daleka, niejeden pomyślałby, że to para umówiona na randkę - Skowronek wybitnie pasowała na szczęśliwie zakochaną oblubienicę tego mrocznego mężczyzny.
        - Dobry wieczór - przywitała się z nim, jak zawsze całując go w policzek. - Masz zimną skórę, długo czekasz? - upewniła się, bo ten detal nie umknął jej uwadze. Nie, żeby sama miała cieplejsze policzki czy wargi…
        - Chodźmy - zasugerowała, wsuwając mu rękę pod łokieć. - Jak ci minął dzień? Bardzo za mną tęskniłeś? - zapytała żartobliwie, nim przybrała normalny ton i zagaiła kolejny temat.
        - Masz ochotę coś zjeść po drodze czy od razu idziemy na tańce? Ja osobiście złapałabym jakąś przekąskę i szła od razu do tamtej tancbudy. Po drodze jest taki stragan z pieczonymi kasztanami, one są doskonałe - zasugerowała, z wielką emfazą wypowiadając swoją ocenę smaku przekąski.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Czw Kwi 29, 2021 6:36 pm
autor: Samiel
Gdy tak siedział i czekał, przypomniał sobie o tym, co zaszło wcześniej, chwilę po tym, jak pożegnał się ze Skowronkiem i ona sama opuściła jego pokój, a także zapewne karczmę. Dźwięk zwrócił jego uwagę, choć może gdyby nie otwarte okno, to sprawiłby, że chwilę później niemalże połowa jego ciała wystawała z tegoż okna. Dojrzał ją. I nawet pomachał w jej stronę, gdy tylko się odwróciła. Wiedział też wtedy, jak mogło to wyglądać dla postronnych obserwatorów, ale nie czuł, że mu to przeszkadza. Schował się z powrotem po tym, jak odpowiedziała mu podobnym gestem, a następnie zamknął okno, gdy w pokoju zaczęło robić się zimno.
Następnie wyszedł… i teraz znalazł się tutaj – wieczorową porą, na placu z posągiem łucznika. Przysiadł w jego pobliżu, spoglądał na mijających go ludzi. Z racji na to, jaka była pora, na pewno było ich tu mniej niż za dnia, chociaż on i tak nie zwracał uwagi na każdego z nich – szukał jednej i konkretnej osoby. Łatwo udało mu się zauważyć Skowronka, w końcu była jedyną kobietą, która z uśmiechem na ustach szła dokładnie w jego stronę. Te kilka chwil, zanim do niego dotarła, wykorzystał na szybkie przyjrzenie się jej i dlatego zauważył zmianę w jej włosach. Wstał także, nawet zrobił kilka kroków w jej stronę, żeby nie stać tak, jak jakiś kołek i czekać na to, aż to ona do niego podejdzie.

         – Dobry wieczór – przywitał się z nią. Gdy Skowronek całowała go w policzek, mogła poczuć, że porusza się on lekko w górę, jakby Samiel przywołał na swoją twarz taki ledwo widoczny uśmiech. Jednak nie było po nim śladu, gdy znów stanęli naprzeciw siebie i mogła zobaczyć jego twarz.
         – Dużą część dnia spędziłem na zewnątrz, może dlatego. Postanowiłem przejść się po lesie i zawędrowałem dalej niż planowałem, przez co moja wizyta tam się przedłużyła – odpowiedział jej. A jeśli już był przy tym etapie dnia, to wróciły też wspomnienia związane z rozmową z tamtym szpiegiem. Sam Samiel zdecydował się też, co zrobi w związku z tym. Podejrzewał, że nie przeszkodzi to w ich zadaniu, bo Kasjusz uwierzy w słowa swojego człowieka, ale uznał, że dobrze będzie, jeśli poinformuje ją o takim wydarzeniu… Chociaż odezwała się, zanim zdążył zacząć, ale i tak nadal miał zamiar jej o tym powiedzieć, tylko, że za chwilę, może jak już będą w drodze na tańce. Tak, mógł spodziewać się, że lekcja utrwalająca również odbędzie się w jednym z miejsc, w których część sali specjalnie przygotowane jest do tańca. Podejrzewał też, że tym razem nie będą się ukrywali, a będą tańczyć wśród innych par.
         – Pewnie, że się stęskniłem – odparł, tym razem uśmiechnął się tak, żeby to zauważyła i nawet spróbował to też zrobić tak, żeby ten wyraz twarzy sugerował, że mógł mówić prawdę, a nie tylko żartować.
         – I pewnie, możemy coś przy okazji zjeść. Właściwie nie miałem okazji, żeby zjeść kolację – dodał jeszcze. Nie sprzeciwiał się pieczonym kasztanom, które zaproponowała i nie zasugerował też czegoś innego, co mogliby zjeść. Poza tym, nie mógł też sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem jadł coś takiego. Jadł je, owszem, tylko nie pamiętał, jak wiele czasu minęło od ostatniego razu, więc będzie to dobre przypomnienie tego, jak one smakują. Był gotów do drogi, nawet zaproponował jej swoje ramię, choć nie był pewien, czy je przyjmie. Cóż, spróbować nie zaszkodzi, a może miło się zaskoczy.

         – A jeśli chodzi o mój dzień… - zaczął, gdy już byli w drodze.
         – Jak wspomniałem wcześniej, wybrałem się do lasu. I mógłbym skończyć na tym, gdyby nie to, że ktoś mnie śledził. Wykorzystałem otoczenie drzew do tego, żeby dopaść szpiega i wyciągnąć z niego informacje. Był to człowiek Kasjusza Uvaerka… Znasz to nazwisko? - przerwał na chwilę, głównie po to, żeby poczekać na odpowiedź towarzyszki. Wydawało mu się, że Skowronek powinna znać tego krasnoluda. Był on dość ważną personą w tutejszym półświatku przestępczym – przywódcą dość dużej grupy zajmującej się sprowadzaniem różnych rzeczy i handlowaniem nimi. Zbierał zlecenia, a później jego ludzie wyruszali, aby zdobyć towar, najczęściej uciekając się do metod niezgodnych z prawem. Kasjusz, mimo wszystko, cenił sobie spokój na „swoim rejonie” i nie lubił, gdy nagle działo się coś, co mogłoby zakłócić jego pracę.
         – I myślę, że chciał dowiedzieć się, czy zamierzam zrobić tu coś, co będzie miało wpływ na całe miasto… Przekazałem szpiegowi informacje, które miał dostarczyć bezpośrednio do swojego pracodawcy. Powiedziałem mu, że niczego takiego nie planuję. W końcu to ty masz plany, a ja jedynie pomagam. – Znów uśmiechnął się, tylko, że dopiero wtedy, gdy skończył mówić. Wyglądało to tak, jakby powiedział coś zabawnego, co może po chwili przestało mu się takie wydawać, ale jednak tym uśmieszkiem chciał wskazać, że takie powinno być.
         – Chodzi o to, że „oni” już wiedzą, że przebywam w mieście. Póki co, tylko Kasjusz otwarcie się do tego… powiedzmy, że przyznał. Po prostu wolałem ci o tym powiedzieć, choć wydaje mi się, że ich wiedza o mojej obecności tutaj nie powinna sprawić, że będziemy mieli jakieś problemy – dodał na sam koniec. Oboje doskonale wiedzieli, o kogo mu chodziło, gdy mówił, że „oni” wiedzą. Mówił o tych ważniejszych członkach działalności przestępczej w Ekradonie.
         – Wolałem też nie pozbywać się szpiega, choć powiedziałem mu, że następnym razem nie będę się powstrzymywał. Pomyślałem, że tym razem pozwolenie mu na to, żeby przekazał informacje bezpośrednio ode mnie było lepszym rozwiązaniem niż zabicie go i zostawienie jego ciała w lesie – te słowa wypowiedział już ciszej, chociaż przez to musiał nachylić się trochę w stronę Skowronka, a konkretniej w stronę jej ucha. Chciał, żeby słyszała to tylko ona, a nie dodatkowo również osoby, które mijali. I, tak, wiedział, że dla mijanych przez nich mieszkańców może to wyglądać tak, jakby byli parą i szeptali sobie rzeczy, które są przeznaczone wyłącznie dla uszu drugiej osoby, tej idącej obok. Spojrzał też na nią, gdy już się wyprostował. Chciał usłyszeć, co ona ma do powiedzenia na ten temat i, czy również jest zdania, że faktycznie nie przeszkodzi im to w realizacji jej planu.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Sob Maj 01, 2021 7:29 pm
autor: Skowronek
        Dla postronnych na pewno wyglądali jak zakochana para - on wyszedł jej na spotkanie, gdy tylko ją zauważył, jakie to czarujące. Tan naturalnie przywitali się całusem w policzek, a on się przy tym uśmiechnął - jakże romantycznie!
        A Skowronek? Pewnie zdawała sobie z tego sprawę, ale na to nie zważała. A gdyby ktoś ją zapytał o jej relację z Samielem, odpowiedziała albo, że to kolega, albo znajomy z pracy. Na pewno nie partner, no przecież, że nie! Oni byli zbyt profesjonalni, by pakować się w takie związki…
        - Och, rozumiem - przyznała elfka z pewną ulgą, gdy dowiedziała się, że zabójca nie wymarzł tylko przez to, że na nią czekał.
        Skowronek uśmiechnęła się czarująco – oczywiście, że podobała jej się odpowiedź Samiela. Nie kombinował, nie zapierał się, po prostu przyznał, że się stęsknił, nawet jeśli był to tylko komplement. To poprawiło jej humor… Bo i jej było miło, że ponownie go widzi. Przypomniało jej się momentalnie jak spędzili przedpołudnie i zrobiło jej się przez to trochę cieplej wewnętrznie. Uśmiechała się promiennie, a gdy chwilę później ustalili, że po drodze kupią sobie przekąski i ruszyli, a zabójca zaoferował jej ramię, poczuła się… jak na prawdziwej randce. Nie by kiedykolwiek na takowej była – nawet jeśli umawiała się z mężczyznami to robiła to w celach zawodowych, a jeśli zdarzały się te wyjątkowe przypadki, gdy kogoś miała, były to z reguły krótkie i bardzo spontaniczne romanse, które wykluczały wszelkie romantyczne zrywy i takie drobiazgi jak spacery we dwójkę przy świetle księżyca. Skoro więc teraz – po raz pierwszy od ponad stul lat jej życia – nadarzył się okazja, nie mogła z tego nie skorzystać. Przyjęła zaoferowane przez Samiela ramię.
        Z zainteresowaniem słuchała tego jak minął mu dzień, choć zerkała na niego tylko od czasu do czasu, bo jednak musiała pilnować gdzie idzie i by na nikogo nie wpaść. Dowodem jednak na to, że poświęcała mu większość swojej uwagi było to, że praktycznie od razu przytaknęła, gdy zapytał ją o znajome nazwisko.
        - Co prawda tylko ze słyszenia, ale wiem kto zacz - przyznała. Nigdy się z Kasjuszem nie spotkała, bo jego działka nie pokrywała się z tym, w czym pracowali Przyjaciele. A jeśli już, to nie ona była od handlowania wszelakimi przedmiotami. Ona co najwyżej je zdobywała, a kto inny upłynniał je na czarnym rynku. Jednak Samiel na pewno nie zamierzał jej opowiadać o czarnym rynku dzieł sztuki, więc słuchała i nie komentowała.
        - Sprytne - wtrąciła z satysfakcją, gdy zabójca przekazał jej swoją odpowiedź dla szpiega i jej uzasadnienie. Tak się odpowiada, by nie skłamać, ale też nie powiedzieć do końca prawdy, brawo, podobało jej się to.
        Później z każdym kolejnym słowem Samiela na jej twarzy malowało się coraz większe skupienie… Ale też satysfakcja. Nie podobało jej się oczywiście to, że samo zjawienie się zabójcy w mieście tak mocno zwróciło na niego uwagę i przez to być może i do niej dotrą, ale cała reszta działała na jej korzyść. Nikt z ważniaków nie wiedział jeszcze kto im szykuje małą wojnę domową… Albo też bardzo dobrze się z tym kryli? Po co jednak mieliby ściemniać Samielowi?
        - Ale upewniłeś się, że nie masz ogona? - zapytała w chwili, gdy tylko przyszło jej to do głowy, nie zważając czy mu tym przypadkiem nie przerwie.
        Gdy on zaczął mówić ciszej, Skowronek od razu się dostosowała i nachyliła się do niego, robiąc przy tym taką minę, by nikt z zewnątrz nie miał wątpliwości, że właśnie słuchała komplementów, których nie wypada mówić głośno. Albo planów na to co będą robić, gdy zostaną sami… Nikt z przechodniów pewnie nawet nie podejrzewał, że tak naprawdę rozmawiali o mordowaniu i spiskach. Gdzieżby, taka piękna para?

        Wspomniany przez Skowronka stragan był o tej porze otwarty i nie sprawiał wrażenia jakby miał się wkrótce zwinąć. Co jakiś czas ktoś do niego podchodził i kupował torebkę kasztanów, których aromat czuć było na całej ulicy. Przy wózku krzątały się dwie osoby - drobne kobiety w dość cienkich płaszczykach, bo grzały się przez wieczną krzątaninę i oczywiście od piecyka, na którego blasze nieustannie piekły się kolejne partie kasztanów. Świergotały, jakby dopiero co zaczynały zmianę, a gdy akurat nikogo przy ich wózku nie było, nawoływały i zachwalały swoje produkty. Skowronek pociągnęła w ich stronę Samiela i od razu zostali oni dostrzeżeni przez kramiarki.
        - Kasztany dla pięknej pary? - zawołała jedna z nich. - Słodkie kasztany, słodkie jak pocałunki!
        - Na pewno nie aż tak słodkie - odparła rezolutnie była Przyjaciółka. - Macie jeszcze te z karmelem?
        - Pewno, że mamy! - odparła z dumą i radością jedna z dziewczyn. Z tak bliska wyglądały niemal jak siostry, choć mogła to być kwestia identycznego odzienia.
        - To prosimy jedne z karmelem, jedne bez niczego.
        - Z solą?
        - Może być z solą - zgodziła się elfka.
        - Oba z solą - przytaknęła jej kramiarka, a wtedy Skowronek spojrzała na nią z konsternacją, wywołując jej śmiech. - Ja wiem, co piękna pani sobie myśli! Pani spróbuje, nie pożałuje. Z solą smaczniejsze, dużo smaczniejsze…
        A gdy jedna z dziewczyn zachwalała solony karmel, druga już przygotowała dwie tutki, zawartość jednej mieszając ze słodkim sosem i obie posypując grubymi kryształkami soli. W obie porcje wbiła po dwa patyczki, których można było używać, by nie brudzić sobie rąk.
        - Proszę! - zawołała, podając zamówienie.

        - No muszę im przyznać rację, to jest pyszne - powiedziała do Samiela, jeszcze przeżuwając kasztan umoczony w słonym karmelu. - Pewnie tuczące, ale co tam, my możemy sobie na to pozwolić, w naszym zawodzie nie da się przytyć…
        I to mówiąc elfka nabiła na wykałaczkę kolejny kasztan.
        - Niczego nie przyspieszymy - oświadczyła z lekkim westchnieniem, wracając do przerwanej rozmowy o szpiegach i jej planie zemsty. - Bal odbędzie się pojutrze, do tego czasu po prostu nie można rzucać się w oczy… Rób wszystko tak jak do tej pory, raczej nie damy im powodu do niepokoju, aż nie będzie za późno. Zresztą i tak, nie wiem czy ci o tym mówiłam, ale podejrzenia zamierzam skierować bezpośrednio na tych, na których chcę się zemścić, nie zamierzam dopuścić, by twoje imię pojawiło się w jakiejkolwiek plotce… Ale uważaj na siebie. Tak na wszelki wypadek - zastrzegła, bo nie wątpiła, że o Samiela nie musi się martwić, bo on wychodził cało ze znacznie gorszych sytuacji.
        - Byłam dzisiaj u Perl - zmieniła temat. - Jutro będą gotowe nasze kreacje, umówiłam się z nią na popołudnie na ostateczne przymiarki. Mam nadzieję, że nie masz żadnych innych planów?

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pią Maj 07, 2021 2:13 pm
autor: Samiel
Nawet wśród przestępców istniało coś takiego jak honor, zrozumienie i może nawet coś w rodzaju zaufania, które to cechy – niekoniecznie wszystkie – cenili sobie więksi gracze i bardziej znane osobistości. Lubili też, gdy inni zachowują się podobnie i przychylniej patrzyli na tych, którzy to robili… choć często tyczyło się to starszych członków półświatka. Młodsze pokolenie niekoniecznie się tym przejmowało, co nie podobało się tym, którzy kiedyś mieli oddać swoje interesy w ich ręce. Dlatego też Samiel wiedział, że Kasjusz uzna wiadomość od niego za prawdziwą, co oznaczało, że nie wyśle za nim kolejnego szpiega i możliwe też, że pozostali także tego nie zrobią – przynajmniej na to liczył.
         – Wiedziałbym, gdyby mnie śledzili – odparł i nawet uśmiechnął się lekko. Ciężko było go zaskoczyć, to prawda, to samo zresztą tyczyło się podążania za nim. Miał czuły słuch, to fakt, jednak nie był wyostrzony do granic możliwości, więc zdarzały się osoby o umiejętności skradania się rozwiniętej tak, że komuś takiemu udawało się ukryć przed nim swoją obecność. Poczuł też ulgę, niewielką, gdy już powiedział jej o wszystkim. To – i jej reakcja – upewniło go tylko, że dobrym wyborem było to, że nie zdecydował się zataić przed nią dzisiejszego spotkania w lesie.

Wydawało mu się, że najpierw poczuł zapach pieczonych kasztanów, zanim jeszcze ujrzeli stragan, na którym były sprzedawane. Chociaż już po samym wrażeniu zapachowym mógł przypuścić, że w istocie będą one dobrze smakowały. Przyjrzał się też kobietom, które prowadziły stragan, ale robił to tylko przez chwilę, bo im bliżej stoiska byli, tym bardziej przyglądał się jemu i także samym kasztanom. Nawet po ilości klientów można było stwierdzić, że muszą być dobre – w końcu właściwie co chwilę ktoś podchodził do nich i kupował przekąski. Nadeszła też ich kolej, a on nie był pewien, jakie będą najlepsze, więc nie odzywał się i rozmowę ze sprzedawczyniami zostawił swojej towarzyszce. Przyjął jedną z papierowych, zwiniętych w stożek torebek i sięgnął do sakiewki, aby zapłacić za przekąski. Skoro sprawiali wrażenie pary będącej na randce to wiadomo, że to właśnie on powinien płacić. Zresztą, w ogóle nie mógł też narzekać na brak ruenów lub na małą ich ilość w sakiewce, więc całkowicie nie przeszkadzało mu to, że w większości przypadków to właśnie on płacił.
Postanowił też spróbować kasztanów, gdy już z powrotem byli w ruchu. Użył do tego patyczka, specjalnie przygotowanego do tego, żeby wbijać go w kasztany i przy jego pomocy wyciągać je z tutki. Jego porcja na pewno nie był tak słodka, jak te, które wzięła dla siebie Skowronek, jednak rzeczywiście były pyszne. Pokiwał tylko głową, gdy elfka stwierdziła to, o czym on pomyślał chwilę wcześniej – nie chciał odpowiadać jej z pełnymi ustami.
         – Myślę, że jeśli ktoś by się postarał i uparł w tym, żeby udowodnić ci, że się da, to… mielibyśmy grubego zabójcę – odpowiedział jej po chwili. Wyobraził sobie kogoś takiego. Kogoś, kto może mógłby nawet zabijać wyłącznie masą własnego ciała, przygniatając nim swe ofiary. Na pewno byłaby to nieprzyjemna śmierć, zmiażdżenie kości i organów przy jednoczesnym duszeniu się i ciekawe, co kogoś takiego zabiłoby pierwsze. Krwotok wewnętrzny czy może brak powietrza? Potrząsnął skrycie głową i pozbył się tych myśli. I nie chodziło tu tylko o to, że Skowronek zaczęła mówić, a on wolał skupić się na tym. Chodziło też o samo to, kto mu towarzyszył. Spoglądanie na nią było o wiele lepsze niż obrazowanie sobie w myślach, jak ktoś otyły zabija kogoś przez położenie się na tym nieszczęśniku.
         – Nie, żebym planował robić coś spektakularnego w czasie następnych dni. Może znów wybiorę się do lasu. Było tam przyjemnie i cicho – odezwał się do niej i w tym samym momencie wpadł na pewien pomysł.
         – Może chciałabyś mi towarzyszyć, jeśli nie miałabyś niczego ważnego, czym musiałabyś się zająć? - zaproponował, choć zrobił to w sposób, w jaki mógłby sugerować, że nie jest to coś, na co by ją namawiał i jeśli faktycznie będzie miała sprawy związane z jej misją, którymi musi się koniecznie zająć przed balem, to on zrozumie. Ot, po prostu propozycja, na której zgoda oznaczałaby dla niego miłe towarzystwo na takim spacerze, ale też nie zawiedzie się, jeśli Skowronek postanowi się na to nie zgodzić.
         – Zawsze staram się na siebie uważać – powiedział po chwili. Zdawał sobie sprawę, że może nie jest to zawsze widoczne, ale robił to. Świadomość otoczenia, obserwacja i zwracanie uwagi na szczegóły, zachowania mijających go osób i próba odgadnięcia ich zamiarów. Może nie robił tego wszystkiego za każdym razem, ale ciągle analizował otaczający go świat, nawet jeśli tylko pod względem połowy tylko połowy tego, o czym myślał, że powinien wiedzieć.
         – Wcześniej nie miałem, ale teraz już mam – odpowiedział. Znów poczuł wracającą ciekawość związaną ze strojem, który przygotowała dla niego Perl. Z ich trójki tylko on nie wiedział nic o tym, jak kreacja ta wygląda, ale ufał słowom Skowronka, że będzie w niej dobrze wyglądał.

Czas mijał szybciej, gdy tak szli i rozmawiali. Samiel dostrzegł w końcu, że zbliżają się do budynku, który już znał. Budynku, w którym udzielała mu lekcji tańca. Musiał zadać jedno pytanie, zanim zbliżą się bardziej i wejdą do środka.
         – Góra czy dół? - zapytał. Oboje wiedzieli, o jaką górę i dół chodziło. Tym razem znał już podstawy i wiedział, jak poruszać się w tańcu, więc był też bardziej pewien siebie i swych nowych umiejętności. Nie przeszkadzałoby mu, gdyby rzeczywiście zdecydowała się na to, żeby zabrać go na dół, gdzie mogliby tańczyć wśród innych par.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Wto Maj 11, 2021 10:05 pm
autor: Skowronek
        Elfka odpowiedziała uśmiechem na uśmiech – nie miała podstaw, by nie wierzyć w zapewnienia Samiela o tym, że nie dałbym sobie przyczepić ogona. Zresztą, ledwie chwilę temu oświadczył, że rozpoznał szpiega i zastawił na niego pułapkę – jednak ta jego czujność, którą ona tyle razy komentowała, do czegoś się przydawała. Pytanie tylko czy faktycznie okaże się, że będą mieli teraz spokój…

        Na krótki moment jednak ten temat przestał być ważny, a na pierwszy plan wysunęły się pieczone kasztany i żarty wokół nich. Skowronek nawet nie spodziewała się, że Samiel podejmie jej komentarz na temat tycia i jeszcze podejdzie do tematu tak kreatywnie. Parsknęła śmiechem, zasłaniając jednak zaraz rękę dłonią, w której trzymała patyczek do nadziewania kasztanów. Pomyślała o tym samym co on – o człowieku, który zabija po prostu rzucając się na swoje ofiary i miażdżąc je pod sobą. Nie analizowała jednak tego – trochę się pośmiała z groteskowości tej wizji i nie wnikała w to jak taka śmierć mogłaby wyglądać. Swój napad wesołości zakończyła biorąc do ust kolejnego kasztana z karmelem. Zaczęła razem z Samielem planować kolejne dni. W sumie nie zdziwiło ją to, że chciał iść do lasu, ale mimo to gdy zaproponował jej wspólne wyjście, delikatnie uniosła brew.
        - Hm… Jutro mogę mieć czas na taki spacer – przyznała z zadowoleniem, choć wcześniej musiała się chwilę zastanowić. W końcu to był ostatni dzień, by na spokojnie wprowadzić jakieś zmiany w planie, bo w dniu balu będzie już za późno.
        - Pojutrze niestety najprawdopodobniej spotkamy się dopiero pod wieczór, już w drodze na miejsce – wyjaśniła enigmatycznie, bo nie chciała by ktoś przypadkiem usłyszał gdzie się wybierają. – Ale skoro jutro wybieramy się na spacer to wtedy przekażę ci konkrety na temat naszego wyjścia. Wielkiego wyjścia – doprecyzowała, uśmiechając się przy tym drapieżnie. ‘
        - To co, na przechadzkę po lesie wolisz wybrać się przed czy po wizycie u krawcowej? – zapytała, znowu zachowując się jak panna na randce, czarując go uśmiechem i wyraźnie pokazując swoje zadowolenie, choć nie czyniąc tego w zbyt przerysowany sposób. Po chwili przyznała, że ona wolałaby po - miała w tym swój cel, ale nie chciała się z tym ujawniać. Po prostu wyraziła swoje zdanie, a do argumentacji przejdzie gdy on ją o to zapyta. O ile zapyta.


        Skowronkowi oczy zaświeciły jakby Samiel złożył jej propozycję, na którą z jednej strony bardzo czekała, ale też o której bała się nawet śmielej myśleć. Spojrzała na niego z wyraźnym zainteresowaniem.
        - Dół - powiedziała stanowczo. - Zobaczymy jak poradzisz sobie na prawdziwym parkiecie, wśród innych par. Rozerwiemy się przy okazji troszeczkę… A później najwyżej możemy pójść do naszej loży - dodała, mrugając do zabójcy porozumiewawczo. Pociągnęła go natychmiast w stronę wejścia do tancbudy, choć jednocześnie on również skręcił w tamtą stronę, więc dla postronnych wyglądało to po prostu jak doskonale zgrany krok.
        - Panowie dziesięć ruenów - oświadczył jegomość pilnujący wejścia do lokalu. - Panie za darmo - dodał, spoglądając na elfkę uwieszoną ramienia postawnego mężczyzny. Było w tym spojrzeniu coś takiego, co sugerowało, że on wie co tych dwoje robi, gdy nikt nie widzi, choć pewnie nawet się nie spodziewał jak bardzo się mylił.
        Po wejściu do środka trafiało się najpierw do niewielkiego przedsionka, gdzie można było za kolejne kilka ruenów zostawić swoje okrycia w szatni, a dopiero później trafiało się do właściwej tancbudy. Pomieszczenie to było bardzo przestronne i wbrew pozorom całkiem zmyślnie zaprojektowane. Parkiet znajdował się tu na środku, jak w większości tego typu miejsc, stoliki zaś ustawiono nie na poziomie gruntu, a na podestach, na które wchodziło się po trzech stopniach. Miało to tę zaletę, że tancerze nie wpadali - nawet przypadkiem - na tych, który właśnie odpoczywali, jedli i pili. A skoro o jadle i trunkach mowa - w tym lokalu były dwa bary. Pierwszy znajdował się tuż obok wejścia i podawano tam wyłącznie piwo oraz wino z beczek, drugi zaś - na samym końcu - oferował już pełną gamę napojów i potraw, włącznie z ciepłymi daniami. No i jeszcze miejsce dla zespołu - grajkowie mieli swój podest nieopodal głównego kontuaru. Tego dnia do tańca przygrywał cztery osoby: dwóch skrzypków, jeden flecista i - a jakże - chłopak z gitarą, który był jednocześnie wokalistą. Cała czwórka sprawiała wrażenie, jakby bawili się jeszcze lepiej niż tańczące pary.
        - Co ty na to by poczekać na początek nowej piosenki i od razu zatańczyć? - zaproponowała elfka, lekko przekrzykując się przez ogólny gwar i wesołość. - Najwyżej później sobie gdzieś usiądziemy, gdy już nam się nogi zmęczą.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pon Maj 17, 2021 7:01 pm
autor: Samiel
Nie był pewien, czy bardziej liczył na to, że Skowronek będzie miała trochę czasu na zaproponowany przez niego spacer po lesie, czy może na to, że tak nie będzie i że będzie zajęta. W każdym razie, raczej nie zaskoczyło go to, że poczuł uszczypnięcie jakiejś pozytywnej emocji, gdy tylko usłyszał od niej, że do lasu mogliby wybrać się nawet jutro. Kiwał głową, gdy informowała go o tym, o czym będą rozmawiać w czasie jutrzejszego spotkania. Nie przeszkadzało mu też, że w dzień balu zobaczą się dopiero wtedy, gdy będą udawali się na miejsce.
         – Możemy najpierw odwiedzić Perl, a później udać się do lasu – zgodził się z jej propozycją.
         – Jest jakiś powód, dla którego najpierw chcesz odwiedzić ją i dopiero po tym wyjść poza mury miejskie? - zapytał po chwili. Nie miał konkretnego powodu, dla którego zadał jej to pytanie, może jedynie poza zwyczajną ciekawością. Sam zresztą nie był pewien, w jakiej kolejności sam chciałby to zrobić, więc postanowił, że zgodzi się na kolejność, którą wolała Skowronek.

Zauważył jej reakcję na kolejne pytanie, które okazało się dość ważne, choć przewidział jej odpowiedź po takiej reakcji. Chciała tańczyć na dole, bezpośrednio przed grajkami i wśród innych par, które również bawiły się do muzyki. Muzyki, którą słyszeli nawet tutaj, choć odpowiednio stłumioną przez ściany i drzwi budynku.
         – Nie, nie. Jeśli zaczynamy na dole, to zostajemy tam już do końca – odparł dość stanowczo. Wyglądało na to, że czuł się pewny siebie i swych umiejętności, mimo że przecież odbył tylko jedną lekcję pod jej okiem i z nią, jako jednocześnie towarzyszką w tańcu i nauczycielką. Spojrzał też na nią. Co mu odpowie i jak zareaguje na te słowa? Ponownie ucieszy się z tego, co proponował, choć może niekoniecznie? Mogliby też przecież opłacić stolik, przy którym będą mogli odpocząć i ugasić pragnienie… O ile znajdą się jakieś stoliki, które nie będą zajęte. Poczuł, jak ciągnie go w stronę wejścia do budynku i nie stawiał nawet najmniejszego oporu, nawet, jeśli jedynie miałby robić to w ramach krótkotrwałego drażnienia się z nią.
Gdy podeszli bliżej, przywitał ich mężczyzna stojący przy drzwiach. Niespecjalnie przejął się tym, co od niego usłyszał. Widać było, że większa część jego uwagi skupiona jest na dziewczynie, którą przyprowadził w to miejsce ze sobą. Jedynie sięgnął wolną ręką do sakiewki i wyciągnął z niej srebrną monetę, którą rzucił w stronę jegomościa.
         – Reszty nie trzeba – powiedział jedynie, a później wprowadził ich do środka. Tam kolejna srebrna moneta pozwoliła im na zostawienie grubszych, zabezpieczających przed zimnem ubrań w szatni. Dostali też nawet mały kawałek drewna z numerkiem wieszaka, na którym spoczęły ich kurtki. Był to wieszak o numerze dwadzieścia siedem. Dopiero później przeszli do sali, gdzie muzyka i ludzkie głosy stały się głośniejsze. Rozejrzał się po pomieszczeniu, choć nie zrobił tego wyłącznie w celu sprawdzenia, jaka liczba osób się tutaj dziś bawi i czy uda im się znaleźć wolne stoliki. Ogólnie chciał też rozejrzeć się po sali, aby zobaczyć, jak jest zbudowana i jaki ma wystrój, a także kto gra dzisiejszego wieczora, choć przecież nie wiedział, czy mają tu jeden, stały zespół, czy może zatrudniają jeden na jakiś określony czas, a później, gdy umowa się skończy, miejsce poprzedniego zajmuje nowy, który może gra inaczej i ma inny repertuar. Nie liczył też bawiących się ludzi, jedynie oszacował ich liczbę i stwierdził, że jest ich tu sporo – tylko, że, na szczęście, nawet przy takiej ilości i tak udało mu się dostrzec dwa lub trzy stoliki, które wyglądało na to, że nie były przez nikogo zajęte. Świadczyły o tym chociażby niewielkie tabliczki, które na nich stały i wszem i wobec krótkim, zielonym tekstem ogłaszały, że stolik jest „WOLNY”.
         – W tym czasie możemy zająć sobie jakiś stolik. Widzę nawet dwa lub trzy, które czekają na nowych gości – zaproponował. Wieczór był jeszcze młody, a oni na pewno nie byli ostatnią parą, która dziś przekroczyła drzwi wejściowe do tego miejsca. Nie mieli pewności, że gdy, już po tańcach, będą chcieli gdzieś usiąść, odpocząć i napić się czegoś lub nawet zjeść jakąś drobną przekąskę, aby dostarczyć nieco energii organizmowi i jednocześnie nie najadać się pełnym daniem, żeby nie mieć problemów w czasie następnych tańców. Krótko po tym, jak jej o tym powiedział, pociągnął ją za sobą w stronę jednego z miejsc, o których wspomniał. Znaleźli się teraz przy stoliku z dwoma krzesłami stojącymi naprzeciw siebie i może czystym przypadkiem lub poprzez nieświadome działanie ze strony Samiela, ale stał on w miejscu, w którym wystarczyło odwrócić głowę w lewo, aby mieć widok na zdecydowaną większość całej sali. Wszedł na podest, na którym stały, znów poprowadził ją za sobą. Pierwszym, co zrobił, było złożenie tabliczki i położenie jej na niewielkiej półeczce przy ścianie, która widocznie służyła właśnie do czegoś takiego. Usiadł też na chwilę, ale tylko, jeśli Skowronek zrobiła to pierwsze.
         – Od teraz to nasz stolik – powiedział w jej stronę. Wsłuchał się na chwilę w wygrywaną przez grajków muzykę. Czekali na to, aż skończą ten utwór i po chwili zaczną nowy, przy którym oni również mieli zamiar się bawić.

Wyczuł końcowe nuty utworu – muzyka zaczęła zwalniać, aż w końcu ucichła. Przez krótką chwilę panowała muzyczna cisza, ale na sali nie było cicho, bo bawiący się rozmawiali ze sobą, żartowali i się śmiali… a także czekali, większość już na parkiecie zresztą, aż zespół zacznie grać dalej.
         – Zatańczymy? - zapytał, gdy tylko do jego uszu dotarły pierwsze nuty. Przedtem oczywiście wstał i stanął obok niej. Nie ukłonił się, przy stoliku było zbyt mało miejsce, ale zachęcająco wyciągnął w jej stronę dłoń, chociaż przecież nie było to potrzebne, bo wiedział, że Skowronek i tak będzie chciała to zrobić. Tym razem, gdy tylko zgodziła się i wstała, to on pociągnął ją za sobą. Ruszyli prosto w stronę parkietu, gdzie pary zaczynały już taniec, a towarzyszyła im muzyka, która nagle przyspieszyła, gdy tylko ustawili się, gotowy, aby zatańczyć. Zapowiadało się na to, że taniec będzie szybki, skoczny i obfity w obroty, wirowania i inne, podobne ruchy.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pią Maj 21, 2021 8:38 pm
autor: Skowronek
        Skowronek z uśmiechem przyjęła zgodę Samiela na kolejność „najpierw obowiązki, potem przyjemność”. I niespecjalnie zdziwiło ją pytanie o własne pobudki – nie zamierzała unikać odpowiedzi.
        - Wydaje mi się, że po przymiarkach może być dobra okazja by jeszcze coś ustalić w kwestii znajomości naszych postaci – wyjaśniła. – Może coś cię natchnie, gdy założyć na ciebie strój uszyty przez Perl. Umówmy się jednak, to doskonała krawcowa, ale nie posądzałabym jej o wirtuozerię, która wynosi jej klientów na wyższy stopień poznania czy coś tam… Po prostu dostosujesz sobie historyjkę do przebrania – oświadczyła z pewnym rozbawieniem, jakby radował ją jej własny dowcip. Ciekawe co Samiel powie, gdy już dostanie do przymiarki swój kostium… Oby nie uznał, że kategorycznie w tym nie pójdzie, bo wtedy będą w kropce, nikt mu nie uszyje godnego ubrania w ciągu niecałej doby.

        Podobała jej się jego stanowczość i ta pewność, że całą noc spędzą na parterze tancbudy, wśród pozostałych gości. Z drugiej jednak strony chyba trochę żałowała, że nie będą mieli okazji spędzić chwili sam na sam, tak jak poprzedniego wieczoru. Nie robili niby nic, czego nie mogliby robić wśród innych par, ale jednak było cos przyjemnego w takim siedzeniu tylko we dwoje. Dobrze jej było w jego towarzystwie. Skoro jednak on postanowił, ona nie zamierzała dyskutować – niech będzie, niech sprawdzą się w warunkach zbliżonych do tych, które będą panować na balu, gdzie trzeba będzie czasami improwizować na parkiecie, nie mając tego komfortu, że nikt nie będzie cię potrącał ani patrzył.
        Gdy już dotarli, Skowronek nawet nie proponowała, że za cokolwiek zapłaci – to on był tu mężczyzną, więc niech sięga do sakiewki nawet jeśli nie on zapraszał. Kiedyś mu się zrewanżuje, ale w sumie podobało jej się to, że on nie miał wcale problemu by za nią płacić. Mogła sobie udawać, że jest z nim na randce. Nawet subtelnie zasugerowała mu, czy nie mógłby pomóc jej ze zdjęciem płaszcza, gdy oddawali je do szatni i gdy wkraczali na salę, uwiesiła się jego ramienia. Zgodziła się samym skinieniem głowy na jego propozycję, by w międzyczasie jednak zająć jakiś stolik - w tym gwarze nie było sensu nadwyrężać głosu, skoro sam ruch głową wystarczył. Pozwoliła, by to on ją prowadził do miejsca, które mieliby zająć, a gdy już się tam znaleźli, od razu zwróciła uwagę, że nie był to pierwszy lepszy stolik - dawał on całkiem dobre możliwości obserwowania sali i na dodatek chronił plecy. Nie przywiązywałaby do tego wagi, gdyby Samiel nie powiedział jej wcześniej, że jest bardzo ostrożny - ciekawe czy to był właśnie tego przejaw?
        Gdy już dotarli, elfka zdjęła z ramion swoją szydełkowaną chustę i rzuciła ją na blat stoliku takim ruchem, jakim zdobywca wbija flagę w nowy ląd – teraz to było ich miejsce, co potwierdził również Samiel, mówiąc to na głos. Elfka uśmiechnęła się do niego i zajęła miejsce. Nie proponowała, by czegoś się napili, bo wiedziała, że ten utwór nie potrwa już długo i pewnie nawet nie zdążyli dojść do baru i z powrotem, nim nadarzyłaby się okazja do tańca. Nie myliła się – utwór wkrótce dobiegł końca, a w towarzystwie zapanowało innego typu poruszenie. Część osób wracała do stolików by odetchnąć, część rozprawiała o czymś na parkiecie, czekając na kolejny utwór, niektórzy zmieniali partnerów i partnerki, choć jeszcze nie było wiadome co będzie grane w następnej kolejności. Zespół jednak nie kazał im długo czekać – zaraz zagrali dziarską melodię, która wywołała uśmiech na wielu twarzach. Skowronek zaraz spojrzała na Samiela, który stanął przed nią i poprosił ją na parkiet. Z radością ujęła go za dłoń.
        - Prowadź – zachęciła go. Gdy szli między stolikami, skorzystała z okazji, by się rozejrzeć. Oczywiście wokół panowało zamieszanie – ci, którzy wcześniej byli niepewni, teraz szukali sobie partnerek albo wracali do stolików, bo utwór nie wpasował się w ich gusta, choć tych ostatnich było niewielu. Zespół dobrze grał i wyglądało na to, że potrafił wyczuć nastroje gości, bo po raz kolejny parkiet się zapełnił.
        Zajęli miejsce na skraju, nie stali jednak tak jak to czynili na górze i nie czekali na odpowiedni moment, a niemal od razu, płynnie ruszyli do tańca. Skowronek dawała Samielowi swobodę w doborze kroków - była ciekawa jak sobie poradzi. Postanowiła, że nie będzie go poprawiać ani prowadzić tak długo, jak tylko będzie mogła - ot, dopiero gdyby miał zrobić sobie albo jej wstyd. Pilnowała jednak czy nie wpadają na inne pary - niestety takie tancbudy miały to do siebie, że każdy tu poruszał się jak chciał i wykonywał figury w dowolnych momentach, więc ryzyko zderzenia było spore. Na balu nie będą musieli się tym przejmować, bo tam gdy grają walca, to wszyscy tańczą walca - kilka tuzinów par wiruje w tej samej konfiguracji i problemy pojawiają się dopiero wtedy, gdy ktoś pomyli kroki.
        - Jest strasznie dużo ludzi! - skomentowała, trochę przekrzykując gwar. - Byłeś tu kiedyś wcześniej? Albo innym takim lokalu w Ekradonie?

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Sob Maj 29, 2021 5:53 pm
autor: Samiel
Ten konkretny stolik wybrał nieświadomie i dopiero gdy na chwilę usiedli, mógł zobaczyć, jak dobry widok na salę mieli właśnie z tego miejsce. Może był to już odruch, wyuczony przez wiele lat i właściwie stanowiący jedność z jego osobą. Odruch, który powodował, że w zamkniętym pomieszczeniu chciał jak najlepiej widzieć wnętrze i osoby, które się w nim znajdują, a także na ewentualne drogi ucieczki. To, że mógł patrzeć na dużą część sali pozwalało też na wcześniejsze ustalenie ewentualnego planu, który zacząłby realizować, gdyby doszło do walki. Tylko, że… tutaj się jej nie spodziewał, nie dzisiaj przynajmniej. Trudno, przynajmniej dzięki temu będą mogli popatrzeć na innych tancerzy, jeśli zdarzy się, że akurat oni będą siedzieć przy swoim stoliku i odpoczywać, ale pozostali nadal będą bawić się do wygrywanej przez grajków muzyki.
Nie zdążyli też zrobić niczego więcej, nawet krótko ze sobą porozmawiać, bo zespół zaczął grać pierwsze nuty kolejnego utworu, co było sygnałem i jednocześnie zaproszeniem na parkiet. Samiel też potraktował to jako sygnał, dlatego też wstał i zaprosił partnerkę do tańca. Wiedział, że się zgodzi, w końcu właśnie po to tutaj przyszli.

Nie przeszkadzało mu to, że stanęli bardziej w rogu parkietu. Nie chciał przeciskać się przez rozpoczynające taniec pary, żeby znaleźć się bliżej środka lub bliżej muzyków – zamiast tego zrobił to, co pozostali i po prostu zaczął taniec. Szybko wyczuł muzykę, może nawet zaskakująco szybko jak na kogoś, kto nie miał dużo doświadczenia tanecznego.
        – Tutaj nie! Ale zdarzyło mi się tańczyć w jednej karczmie, gdy ostatnio byłem w mieście! - odpowiedział jej, dość głośno, żeby mieć pewność, że go usłyszała. Wydawało mu się, że nawet pamiętał nazwę tamtego budynku, jednak musiałby upewnić się, czy nadal znajduje się on w tamtej okolicy. Może odszukanie tej karczmy nie byłoby złym pomysłem? Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej, gdy niekoniecznie miał jeszcze plany na to, jak spędzi dzień.
Wracając do tańca. Samiel jedną dłonią ujął dłoń towarzyszki, a drugą ułożył na jej talii. Poprowadził ją kilkoma prostymi krokami, jakby próbował jak najlepiej dopasować ich tempo do tego, jak szybka jest sama muzyka. Dopiero po tejże chwili, bardzo krótkiej zresztą, zaczął być bardziej pewny siebie i dzięki temu też kroki, figury i akrobacje również takie były, a on chętniej wplatał je w ich improwizowany układ. Obroty, półobroty, wypady, przyciągnięcia – wszystko to było częścią ich tańca, odpowiednio zgrane z utworem, który grali muzycy i jego tempem. Widać było, że Samiel starał się zrobić użytek z nowo nabytych umiejętności. Czy mu się udawało i rzeczywiście zgrał ich ruchy z muzyką? Wydawało mu się, że tak. Raz czy dwa zdarzyło mu się nawet zakończyć przyciągnięcie lekkim objęciem, po którym od razu nastąpił obrót, zarówno jego, jak i osoby, którą wtedy trzymał w ramionach. Pod sam koniec odważył się nawet oburącz złapać ją w talii i podrzucić lekko, a później złapać – również w talii – gdy jej stopy niemalże dotknęły ziemi i gdy jednocześnie muzyka ucichła. Co mogło być dziwne, przez cały taniec ani razu nie wpadli na żadną z tańczących w pobliżu par. A Samiel, choć nie oglądał się i nie próbował podłapać ruchów innych tancerzy, w jakiś sposób – może przez dobrą orientację w terenie, nawet takim, lub przez przewidywanie ruchów – zawsze ochraniał ich przed nawet najmniejszym zderzeniem z mężczyzną, kobietą lub nawet dwójką jednocześnie, na których mogliby wpaść. Zamiast tego starał się skupić na osobie, z którą tańczył i na tym, jak się ruszali, a tamta znajomość położenia swojego i innych na parkiecie przychodziła jakoś przy okazji. Dopiero teraz zauważył też, że wokół nich właściwie znajdowało się trochę przestrzeni i znaleźli się też tak jakoś trochę bliżej sceny, na której znajdował się zespół. Niektóre pary nawet przyglądały im się, chociaż zabójca nie był pewien, czy ich oczy zwróciły się w stronę jego i Skowronka dopiero przed chwilą, czy już wcześniej mniej lub bardziej ich obserwowali. Spojrzał w stronę swojej partnerki. Czy też zauważyła to, co on? Szukał jakiegoś potwierdzenia i to niekoniecznie słownego, bo jej spojrzenie również mogłoby wystarczyć jako odpowiedź. I nie chodziło też wyłącznie tylko o to, bo oczywiście chciał zobaczyć jej reakcję na ten taniec. Tutaj słowa również nie były potrzebne, wystarczyłaby jedynie mimika twarzy Skowronka.

Rozejrzał się wokół, ale nie po to, żeby zobaczyć, czy ktoś nadal spogląda w ich stronę, a po to, żeby szybko policzyć, ile osób zostaje na parkiecie, w oczekiwaniu na kolejny utwór, a ile schodzi, czy to po to, żeby udać się do stolika, czy może po to, żeby znaleźć nowego partnera lub partnerkę, zanim znów zabrzmią pierwsze nuty.
         – Zostajemy, prawda? - zapytał ją, głównie dla pewności. Zerknął też w stronę miejsca, w którym znajdował się ich stolik, żeby było wiadome, o co dokładnie mu chodzi. Według niego niezbyt opłacało im się wracać, w końcu zatańczyli dopiero jeden taniec, już za chwilę zespół miał zagrać coś nowego, żeby znów porwać ich i pozostałych do tańca, no i nie byli też zmęczeni. Przynajmniej co do tego ostatniego miał całkowitą pewność, jeśli chodziło tylko o niego, ale wystarczyło krótkie spojrzenie w stronę Skowronka, aby domyślić się, że jej również daleko do stanu, w którym stwierdzi, że powinni chwilę odpocząć i przy okazji napić się też czegoś.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pon Maj 31, 2021 6:40 pm
autor: Skowronek
        - O, gdzie to było? - dopytywała elfka, bardzo zaintrygowana tym, że Samiel bawił się w innym lokalu w Ekradonie. Nie by takowych w mieście brakowało albo żeby zabójcy czegoś brakowało, bo wręcz przeciwnie… Ale zdawało jej się, że on nie daje się tak po prostu ponieść zabawie, że zawsze jest w pracy. Oj ciekawe co wtedy sprawiło, że poszedł na tańce! Jakaś dama?
        - Masz mnie tam zabrać, gdy skończymy co mamy do zrobienia! - oświadczyła, mają oczywiście na myśli swój dwuetapowy plan zniszczenia reputacji swoich dawnych braci. Za tydzień… Nie, pewnie nie. Pewnie po tym co narobi zapanuje tak wielki chaos, że przez jakiś czas nie będzie można sobie pozwolić na takie zwykłe pójście na zabawę. W półświatku zawrze, a ona nie będzie mogła pozwolić sobie na swobodę, by przypadkiem czegoś nie przeoczyć nim będzie za późno. Miała tylko jedną szansę, by dokonać swojej zemsty i jak schrzani to nie powtórzy już swojego wyczynu. Może więc okazać się, że następna okazja do tańca będzie… Za rok? Za miesiąc? Może nigdy… Ale po co psuć atmosferę wieczoru takimi dywagacjami.

        Tańczyło się zaś niezwykle przyjemnie. Czego by nie powiedzieć, Samiel miał do tego naturalny talent i bardzo dużo wrodzonego wdzięku popartego na dodatek szkoleniem skrytobójcy. Doskonale orientował się w otoczeniu i panował nad swoim położeniem, nawet jeśli robił to całkowicie podświadomie. Poza tym robił świetny użytek z kroków, które opanował poprzedniego wieczoru i również tych, które znał już wcześniej. Skowronek nawet darowała sobie przez to pilnowanie każdego jego kroku i po prostu zachowywała się jak normalna partnerka na parkiecie - zdała się na niego. Niech się wykaże, niech prowadzi. Nawet gdyby na kogoś wpadli to przecież to się zdarza. Przeproszą i popędzą dalej, nadal dobrze się bawiąc. Towarzystwo nie było jeszcze tak pijane by wszczynać bójki, więc takie zdarzenie nie niosłoby za sobą żadnych konsekwencji… To przypomniało jednak Skowronkowi, że nie ustalili żadnego sposobu działania na wypadek, gdyby pojawiły się kłopoty. Będą dalej grali swoje role zwykłej pary na zabawie czy jednak pokażą co potrafią? Ona zawsze była zwolenniczką jak najdłuższego wytrzymania w roli, bo to pozwalało, by kto inny nadstawił za nią kark - z reguły oczywiście był to jakiś samozwańczy rycerz. Ona w ten sposób pozostawała wiarygodna i nie narobiła się przy okazji. Cóż… Pozostawało wierzyć, że nie dojdzie do żadnej afery. To porządny lokal, więc szanse na burdę były naprawdę niewielkie.
        Skowronek zaśmiała się radośnie, gdy Samiel zdecydował się na ambitny obrót z podnoszeniem - to ściągnęło na nich spojrzenia kilku ciekawskich gości, którzy później cały czas wodzili za nimi oczami. Nie przez to, że szukali okazji do zaczepki, tak po prostu, bo dobrze się patrzyło na dwoje ładnych, młodych ludzi, która tak się dobrze czuje w swoim towarzystwie… Całe szczęście ilość cichych wielbicieli nie przekraczała przy tym granic normy - kilka osób wodziło za nimi oczami, ale nie było tak, by cała sala się zatrzymała. To byłoby wręcz dziwne.
        Gdy już dokończyli taniec, elfka spojrzała na Samiela błyszczącymi z radości oczami. Dostrzegła jego pytające spojrzenie i szybko strzeliła oczami na boki. Wzruszyła lekko ramionami - “a co mi tam, niech się gapią” - i znowu się do niego uśmiechała.
        - Oczywiście, że zostajemy - oświadczyła, spoglądając w stronę zespołu, który już szykował się do grania kolejnej piosenki. Znowu spojrzała na swojego partnera.
        - Zostajemy aż się nie zmęczymy - dodała. - Bez żadnego “bo ta piosenka mi nie odpowiada”, co ty na to?
        Naturalnie elfka nie tylko zamierzała się w ten sposób dobrze bawić z Samielem, ale też chciała, by jak najwięcej mógł potrenować taniec, oswoić się z parkietem i może podpatrzeć jakieś ruchy. I tak bardzo dobrze mu szło, ale jeszcze nie zamierzała mu tego mówić, by nie obrósł w piórka. Gdy zejdą z parkietu by odpocząć to poda mu werdykt.
        Zespół wkrótce zacząć grać - również ten utwór był dość żwawy, choć nie aż tak jak poprzedni. Skowronek miała jednak trochę nietęgą minę.
        - Przydałoby nam się coś wolnego do walca - zauważyła, ale nie zamierzała przez to odpuszczać sobie tańca. Podała Samielowi dłoń, drugą kładąc na jego ramieniu. Zaraz mieli ruszać, bo kończyła się przygrywka.

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

: Pią Cze 04, 2021 4:28 pm
autor: Samiel
Zdążył przypomnieć sobie dość ogólną lokację budynku, w którym kiedyś był i trochę potańczył, a jeśli dobrze pamiętał, to akurat robił to dlatego, że potrzebne mu to było do zlecenia, które wtedy wykonywał.
         – Powinna znajdować się po drugiej stronie miasta. Jeśli się uda, to cię tam zabiorę, powinienem tam dotrzeć bez problemu – powiedział głośno, żeby bez problemu go usłyszała. Wątpił w to, żeby udało się to zrobić po tym, jak już do końca wykonają jej plan. Wtedy może nie być na to czasu, bo najlepiej będzie opuścić miasto i to jak najszybciej. Przynajmniej takie wyjście było najlepsze, jeśli chodziło o Skowronka, bo on, cóż, nie musiał się do tego stosować. Ona raczej zadbała o to, żeby nikt nie połączył go z wydarzeniami na balu, więc – tak dla wzmocnienia wersji wydarzeń, w której owszem znajduje się w mieście, ale nie jest związany z całym chaosem, jaki wybuchnie – może zostanie w Ekradonie dzień lub dwa. Chyba bardziej dzień, a nie dwa, bo to będzie w jego stylu opuścić to miasto, gdy tylko dotrą do niego wieści o tym, co się dzieje. Po prostu będzie wyglądało to tak, jakby nie chciał mieć z tym nic wspólnego i też nie chciałby, żeby ktoś zwrócił się do niego po pomoc w uporządkowaniu tego wszystkiego.

Nie, żeby w czasie tańca skupiał się na tym, aby wyczuwać drobne korekty ze strony partnerki, ale przez cały utwór nie wyczuł nawet najmniejszego pokierowania jego ruchami. Co prawda zdał sobie z tego sprawę dopiero po tym, jak się zatrzymali, jednak oznaczało to, że naprawdę mu to wychodzi – nie tylko stosowanie tych kroków, których nauczyła go Skowronek, lecz także łączenie ich z tymi, które znał już wcześniej. Dobrze się bawił i wyglądało na to, że ona także, a to akurat było równie ważne.
         – Mnie pasuje – odparł krótko. Nie liczyło się dla niego to, co zagrają muzycy, bo powinno udać mu się zatańczyć do wszystkiego, co usłyszą z ich strony. Ważniejsze było to, z kim tańczył i dlatego też liczył na to, że nikomu – bez różnicy czy mężczyźnie, czy kobiecie – nie przyjdzie do głowy, by ich rozdzielić. Nie zaskoczyłoby go to, ale wolałby, żeby do tego nie doszło. Chwilę później zespół znów zaczął grać i był to utwór podobny do poprzedniego, jedynie trochę wolniejszy. Dlatego też Samiel postanowił, że tym razem zrezygnuje z niektórych kroków i figur – tych wykonywanych szybciej, które teraz mogą nie zgrać się z utworem. Od razu zauważył też zmianę w mimice Skowronka. Zanim zapytał, o co chodzi, ona i tak odezwała się pierwsza i – jakby przewidziała jego pytanie – powiedziała mu wprost, co nie pasuje jej w utworze.
         – Coś wolniejszego? Da się to załatwić, ale nie teraz – powiedział do niej i się uśmiechnął. Miał nadzieję, że wyszedł mu ten tajemniczy uśmieszek, który zapowiadał, że miał jakiś plan, ale jednocześnie to, że nie zdradzi tego, co chciał zrobić. I nie udawał, bo owszem, miał już bardzo prosty plan, dzięki któremu grajkowie następny utwór zagrają tak, żeby dało się do niego tańczyć walca. Tylko, że zrobi to po tym tańcu. Teraz byłoby za późno na to, żeby zmienili grę, dlatego też ujął jej dłoń w swoją i zaczął taniec w momencie, w którym przygrywka przeszła we właściwą część utworu.

Taniec ten może i miał części wspólne z tym, który poprowadził wcześniej, jednak dało się wyczuć, że stawiają nieco mniej kroków i robią to też odrobinę wolniej. Przez to także zwolniły wszelakie obroty i wymachy, a nagłych i żwawych wyskoków właściwie zabrakło. Pojawiły się za to półobroty, które zdawały mu się pasować tu bardziej niż pełne obroty. Nie chciał też kończyć tym samym, czym zdecydował się zakończyć poprzednio, ale tu akurat miał już pewien pomysł. Gdy muzyka zaczęła zwalniać i nieuchronnie zmierzała ku końcowi, wprawił swoją partnerkę w kolejny obrót. Jednocześnie zrobił też krok w bok, tak żeby nadal byli połączeni dłońmi, ale dzieliła ich odległość wyprostowanej ręki jego i jej. Później przyciągnął ją do siebie, ale tak, żeby zakręciła się, a jego rękę potraktowała jako oparcie. Na sam koniec, gdy zabrzmiała ostatnia nuta, Skowronek właściwie opierała się o niego plecami, a on zdecydował się nawet na objęcie jej. Nawet się uśmiechnął! Co raczej jasno wskazywało na to, że tym razem też dobrze się bawił.
         – Poczekasz tu chwilę? Obiecuję, że naprawdę zajmie to tylko krótką chwilę – powiedział i szybko wypuścił ją z tych lekkich objęć, gdy tylko zdał sobie sprawę, że – mimo braku muzyki – nadal trzyma ją dość blisko siebie. Następnie przeszedł między osobami stojącymi na parkiecie i podszedł do sceny, na której zespół przygotowywał się do kolejnego utworu. Skinieniem głowy przywołał do siebie wokalistę. Zamienił z nim kilka słów, a zakończeniem krótkiego dialogu było potwierdzające skinienie głową chłopaka z gitarą i kilka srebrnych monet, które powędrowały z dłoni Samiela do dłoni chłopaka. Zabójca odwrócił się następnie i odszedł od sceny. Znów przeszedł między czekającymi na muzykę tancerzami, aż w końcu wrócił do swojej partnerki w tańcu.
         – Wedle życzenia, teraz dostaniemy coś wolniejszego. Coś, do czego uda się zatańczyć walca – poinformował ją tylko. Nie zamierzał tłumaczyć jej tego, co zrobił i ona też raczej nie będzie o to pytała. Przecież wszystko widziała, a jej elfie oczy na pewno dostrzegły też błysk srebrnych monet, gdy zmieniały one właściciela. Minęła chwila, którą zespół musiał poświęcić na przedyskutowanie nagłej zmiany, ale nie wyglądało na to, żeby któryś z członków był z tego powodu zły. Taki… powiedzmy, że napiwek za dobrą grę najpewniej zmienił ich nastawienie do tej sytuacji. Skończyło się tym, że faktycznie z ich strony zabrzmiał wolniejszy wstęp do utworu. On poświęcił ten czas, żeby szybko przypomnieć sobie kroki do tego konkretnego tańca. Nie było to czymś trudnym, w końcu uczył się go niedawno.
Bez słowa wyciągnął w jej stronę dłoń. Powinien być w stanie poprowadzić także ten taniec, choć nie czuł się tego tak pewny, jak wcześniej, gdy tańczyli do muzyki, do której wcześniej rzeczywiście zdarzało mu się tańczyć.