Ekradon[Miasto] Przyjaciele aż po grób

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

[Miasto] Przyjaciele aż po grób

Post autor: Skowronek »

        Jesień minęła nim ktokolwiek się obejrzał. A później zima, wiosna, lato, kolejna jesień... Nadeszła już kolejna zima. O Skowronku - elfiej Przyjaciółce o ciętym języku - już nikt nie pamiętał. Z początku pytano, dociekano. Niektórzy nie wierzyli, że tak po prostu dała się zabić jakiemuś prostakowi w porcie - przecież jej grupa była trenowana by nie z takimi dać sobie radę. Jednak jej morderca był ponoć pod wpływem jakiś środków, które być może przechyliły szalę zwycięstwa na jego stronę. I ponoć ona sama była już w kiepskim stanie - za długo nie brała odtrutki. Tak mówiono. Jej grupa zaś nie należała do tych, którzy w ogóle uznają żałobę - są zbyt pragmatyczni. Można by uznać, że Mistrzowie nie przejęli się jej zniknięciem, ale widać była ona dla nich na tyle cenna, że pozwolili sobie na pewne sentymentalne posunięcie. Jej morderca nie wyszedł z aresztu. Zginął tam, uduszony własnym językiem - ponoć była to reakcja na ugryzienie jakiegoś robala. Robal był jednak bardzo egzotyczny i nie występował normalnie w Trytonii... Ale tam żaden stróż prawa się tym nie przejmował. Oni mieli mniej roboty, a świat był lżejszy o jednego zbira. Wszyscy wygrali.

        Skowronek również uważała się za wygraną, choć z początku było ciężko. Sukces jej przedsięwzięcia zależał od tego czy dogada się z Ralonem, a on wcale nie był taki uległy, jak mogłoby się wydawać zważywszy na jego stan. Długo wodził ją za nos, bo wiedział, że to on ma najlepsze karty w ręce. Przede wszystkim nie mogła go zabić - jego śmierć oznaczała śmierć również dla niej. Również przy torturach musiała być przez to subtelna - przykro by było, jakby przez przypadek przeholowała. Musiała więc znaleźć coś, co skusi go do współpracy i by cena dla obojga była korzystna... W końcu doszli do porozumienia, które było takie samo, jak reszta ich relacji - albo oboje zyskują, albo oboje tracą tyle samo. I jak zawsze to ona odwalała brudną robotę, a on siedział i czekał na wyniki... Jednak myliłby się ten, kto myślałby, że Skowronkowi to nie pasuje. Ona robiła to z prawdziwą radością i dużą satysfakcją. Bardzo dużą.



        Zimowa noc to cudowna pora dla skrytobójców. Bardzo cicho, bo śnieg wygłusza kroki. Bardzo pusto, bo nikomu nie chce się wychodzić na ulice ani nawet siedzieć długo w karczmie. Czasu jest w bród, bo wcześnie zapada zmrok, a ranek wstaje późno. Jedyny problem stanowi śnieg, bo na nim szybko widać skradające się postaci i łatwo zostawić ślady. Za to nigdy nie słychać kroków.
        Z tego względu ten pościg był taki niezwykły. Siedem osób - całkiem sporo. Nie starali się być niewidoczni, nie starali się być subtelni… Poza tym, że nikt nie krzyczał. Ani szóstka z pościgu, ani uciekająca przed nimi drobna postać. Nawet nie oddychali za głośno, bo ich twarze skryte były za szalami i maskami. Biegli ile sił w nogach, a śnieg tłumił ich kroki. Czasami ktoś się poślizgnął na zakręcie - zawsze ktoś z pościgu, nigdy ta samotna postać na przedzie. Ją na pewno motywowała myśl, że pierwsze potknięcie będzie również ostatnim, bo nie była w stanie odsadzić pościgu na bezpieczną odległość - nieustannie dyszeli jej w kark. Zamiast przerażenia prezentowała jednak determinację i skupienie. Niejeden z jej fachu widząc tę pogoń najpierw wzgardziłby, że w ogóle dała się nakryć, a później z uznaniem stwierdził, że radzi sobie naprawdę dobrze. Miała szansę uciec… Gdyby dobrze znała miasto. Bo Ekradon od jej ostatniej wizyty tutaj troszeczkę się zmienił, jak to każde duże, tętniące życiem miasto. Budynki powstawały i były burzone, zakładano nowe skwery, a gdzie indziej na ich miejsce stawiano gmachy. Więc pomyłka prędzej czy później musiała się zdarzyć.
        Drobna postać w czerni znajdowała się już wśród zabudowy niskich, pokracznych domków robotniczych. Ulice wiły się tu niczym żywe organizmy - przypadkowo, wedle własnego widzimisię. Dobre miejsce na zgubienie pościgu, wystarczy odpowiednio sprytnie kluczyć… I nie trafić na ślepy zaułek.
        - Kurwa! - syknęła ścigana postać. Jeszcze pchana siłą rozpędu spróbowała wybić się od zalegających w zaułku skrzyń i złapać rynny, ale ta była za wysoko. Trzy budynki, zwrócone do siebie plecami. Żadnych tylnych wejść do lokali, żadnych okien, a na dachy nie sposób było się wspiąć. Na samym końcu ktoś zmontował sobie zagrodę, za którą rosły jakieś rachityczne krzaczki i stały naczynia z ziarnem i zamarzniętą już wodą - pewnie ktoś tu sobie kury pasł latem. Ale to akurat nikogo w tej chwili nie obchodziło. Dla ściganej to oznaczało jedynie utrudnienie, a dla ścigających miłą niespodziankę - ich ofiara miała mniej miejsca do obrony. Ale wiedzieli też, że tanio skóry nie sprzeda, z jednego prostego powodu: skoro już została zmuszona do walki, na pewno nie będzie chciała zostawiać świadków. Oni zresztą też by nie chcieli na jej miejscu. Cała siódemka wyciągnęła broń. Noże, pałki, kastety - typowe wyposażenie miejskich rzezimieszków. No bo po co zwracać na siebie uwagę łukiem czy mieczem? Ona miała nóż o ostrzu nie dłuższym niż dłoń. Zaraz jednak dokonała zmiany - wykorzystując nieuwagę jednego z przeciwników, który wyszedł przed szereg i nieroztropnie się odsłonił, dopadła go, wbiła nóż w jego oko, a gdy padał bez życia i nawet bez jednego krzyku, wyjęła z jego ręki maczetę. To było znacznie skuteczniejsze narzędzie - tym bardziej, że teraz miała zacząć się właściwa walka, bez zasad, a jedynie z celem, by nikt z przeciwników na koniec nie ustał na nogach.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Po pożegnaniu się z Leilą i Namirem, Samiel wyruszył w dalszą drogę. Na początku planował, że po prostu będzie szedł przed siebie, jednak już przy pierwszym rozwidleniu podjął swego rodzaju decyzję, chociaż przez nią powędrował w przeciwną stronę, niż planował na samym początku. Minęło lato, później jesień, aż w końcu nastała zima. Zabójca przyjął w tym czasie kilka zleceń, które okazały się naprawdę krótkimi… a może to on stał się w tym tak dobry, że wydawały mu się takie. W każdym razie, zrobił to, co planował i w pierwszym mieście, jakie odwiedził – a było to Danae – przyjął pierwsze zadanie. Zabił wyznaczony cel, odebrał nagrodę, a później opuścił miasto, zanim straż zaczęła badać sprawę morderstwa szlachcica, co wiązałoby się także z tym, że sprawdzaliby każdego, kto opuszczałby miasto. Później zawędrował do Nandan-Ther, chociaż tam uzupełnił tylko zapasy, następnie do Efne, skąd wyruszył wzdłuż rzeki Nefari z karawaną handlarza, któremu zwyczajnie zapłacił za to, żeby przez jakiś czas móc podróżować z jego karawaną. Następna była Nowa Aeria i w końcu Ekradon, do którego dotarł zimą. Jeśli spojrzeć na mapę, Samiel właściwie zrobił niemalże pełne okrążenie wokół Szepczącego Lasu i Gór Dasso.

Śnieg skrzypiał lekko pod jego butami, gdy zmierzał drogą w stronę bramy wejściowej do miasta. Nie przepadał za zimą, zwłaszcza taką ze śniegiem i to nie ze względu na to, że było zimno, bo to akurat było zdecydowanie najmniejszym problemem. Zdecydowanie chodziło o to, że bez względu na to, jak dobrym było się w skradaniu i dbaniu o to, żeby nikt nie słyszał twoich kroków, to i tak zostawiły one ślad w śniegu – byłoby trzeba unosić się nad ziemią, żeby ich nie zostawiać, gdy trwa ta pora roku. Co prawda zima owocowała też w ładniejsze widoki, a to z kolei przełożyło się na to, że w szkicowniku Samiela pojawiło się kilka rysunków krajobrazu, a także sam szkarłat krwi pięknie kontrastował ze śnieżną bielą, jednak… skradanie. Tak, to zostawianie śladów było największym powodem, dla którego ta pora roku nie była przez niego lubiana. Przemieniony pogrążony w swoich myślach nie zauważył nawet, gdy zatrzymał go nadgorliwy strażnik. Samiel, owszem, zatrzymał się przed mężczyzną, jednak nie zrobił niczego więcej – nie spojrzał na niego i nie wypowiedział też ani jednego słowa.
         – Jaki interes sprowadza do miasta? - zapytał stróż prawa zabójcę po tym, jak ten na niego spojrzał. Możliwe, że zadawał to pytanie drugi albo nawet trzeci raz, a przemieniony zareagował na to dopiero teraz. To mogło zdenerwować strażnika, to prawda.
         – Chcę uzupełnić zapasy i odpocząć chwilę od szlaku – odpowiedział mu. Cień kaptura, który Samiel miał na głowie, skutecznie zasłaniał też większość jego twarzy. Jego oczy obserwowały rozmówcę, jednak ani w nich, ani w jego głosie nie było żadnych emocji.
         – Możesz przejść – odezwał się tamten i wrócił na swoje stanowisko, tym samym otworzył też drogę prosto do miasta. Wysoka postać przeszła przez bramę. Akurat teraz, z racji tego, że była zima, miał na sobie ciemny płaszcz z kapturem – aktualnie niezapięty – pod którym ubrany był w koszulę i skórzaną kurtkę. Niżej miał na sobie spodnie i wysokie buty, jedno i drugie także wykonane ze skóry. Jego dłonie chronione były przez rękawice, również skórzane. Pod płaszczem natomiast ukrywał kuszę i kołczan z bełtami do niej, a obok nieduży plecak podróżniczy. Przy pasie niósł ze sobą sztylety schowane w pochwach, a także małą torbę skórzaną z rzeczami, które chciał mieć pod ręką. Minęło też sporo czasu, od kiedy ostatni raz przebywał w Ekradonie, więc spodziewał się zobaczyć trochę zmian, jednak i tak pierwszym, co chciał zrobić, byłoby znalezienie jakiejś karczmy. Właściwie, miał już nawet jedną na myśli – oby nie okazało się, że przez ten czas została sprzedana przez jej właścicielkę, bo to równałoby się temu, że straciłby znajomą osobę w tym mieście.

Była noc, a on znalazł się w dzielnicy robotniczej, bo właśnie tutaj zbudowana była też karczma, do której kierował swe kroki. Gdy miał zamiar przejść przez skrzyżowanie jednej ulicy z drugą, mniejszą od niej, zatrzymał się nagle, gdy usłyszał dźwięk kroków, który echem odbijał się od ścian budynków, chociaż i tak był również wygłuszany przez świeży śnieg leżący na ulicach. Tylko, że nie wygłuszał ich na tyle, żeby czułe uszy Samiela ich nie wyłapały. Gdyby nieświadomy wszedł na skrzyżowanie, z zamiarem dostanie się na drugą stronę, na pewno wpadłby na biegnące osoby – przeszkodziłby im w czymś… ale nie był pewien w czym. Dlatego zatrzymał się - chciał poczekać, aż przejdą przed nim. Może przy okazji zobaczy też, co się dzieje.
Najpierw dostrzegł ją. Później jej sześcioosobowy pościg.
Właściwie wystarczył mu rzut oka na niższą postać, żeby wiedzieć, że jest ona kobietą. Zaczęło mu się nawet wydawać, że rozpoznał postać, chociaż jednocześnie nie był też pewien, czy na pewno jest to ta osoba, o której pomyślał. Chciał jej pomóc? Nie był tego pewien, chociaż i tak już odwrócił się w stronę, w którą pobiegli tamci. Westchnął, czemu towarzyszył ledwie widoczny obłoczek pary, który opuścił jego usta, a później zaczął biec za pościgiem.

Poruszał się szybko, więc dogonienie ich nie było dla niego wyzwaniem. Sześciu przeciwko jednej… to mogło być problemem, chociaż teraz było zupełnie inaczej, bo przecież zyskała przewagę w postaci Samiela, mimo że najpewniej jeszcze o tym nie wiedziała. Nie atakował, jeszcze nie. Poczekał do momentu, w którym mężczyźni zapędzili swoją ofiarę tam, gdzie już nie mogła im uciec. Ciekawe, czy zorientowali się, że do pościgu dołączył ktoś jeszcze? Ktoś, kogo w ogóle nie znali i nie wiedzieli też, jakie ma względem tej całej sytuacji zamiary.
Do działania przeszedł krótko po tym, jak nieznajoma zaatakowała jednego z tamtych i zabrała mu broń po zadaniu śmiertelnego ciosu. Zresztą, wszyscy się wtedy ruszyli, nie tylko on i tamta kobieta. Samiel nie spodziewał się dużego oporu z ich strony, dlatego tego dnia tylko jeden z jego noży miła skąpać się w krwi przeciwników.
Pierwszy oberwał ten, który stał na końcu. Samiel dobiegł do niego, a później jednocześnie wbił mu sztylet pod żebra i zakrył mu też usta. W wewnętrznej części dłoni ukrył przerwany krzyk, który tamten mógłby z siebie wydać. Wyrwał ostrze z jego ciała i odrzucił je na bok. Przez oblicze zabójcy przemknął uśmiech, jednak bardzo daleko było mu do miłego – ten był… zły, po prostu. Ostrza zaśpiewały brzękiem metalu o metal, gdy przeciwnik z długim nożem w ręku zauważył go i od razu zaatakował. Przemieniony nie przepadał za blokowaniem, jego broń niespecjalnie nadawała się do czegoś takiego, a on sam przez swoją szybkość i zwinność przyzwyczajony był bardziej do unikania. Skoczył do tyłu, tym samym zapewniając sobie odległość od walczącego z nim mężczyzny. Czekał na to, aż tamten zaatakuje – przyjął zaproszenie i z krótkim okrzykiem ruszył w stronę zabójcy, przygotowując się do zadania mu cięcia. Samiel uchylił się przed ręką z nożem. Przebiegł tak lekko pochylony tuż przy przeciwniku i wyprowadził jedno, precyzyjne cięcie, które zabarwiło czerwienią nie tylko jego sztylet, lecz także ubrania tamtego. Po chwili nawet śnieg skąpał się w szarłacie, gdy tylko nożownik padł na ziemię, a krew z rany na jego klatce piersiowej zaczęła przeciekać.
W ferworze ulicznej walki nie zauważył nawet, że do ostatniego żyjącego przeciwnika doskoczył w tym samym momencie, w którym zrobiła to kobieta. Jednocześnie wbili ostrza swych broni w jego ciało. Ostrza, które skrzyżowały się w klatce piersiowej – teraz już martwego – mężczyzny. Dodatkowo, maczeta, którą walczyła tamta, przeszła też na wylot, a rana wyjściowa i kąt wyjścia sprawił, że ostrze znalazło się tuż obok ramienia Samiela. Wyciągnął swój nóż z ciała w tym samym czasie, w którym swą broń wyciągnęła kobieta. Zwłoki upadły na śnieg, odsłaniając ich przed sobą. Zabójca, w razie czego, zrobił krok w tył, ciągle mierząc nieznajomą wzrokiem. Nie schował też długiego noża, a także napiął lekko mięśnie pod ubraniem. Nie byłoby błędem, gdyby ktoś teraz porównał go do dzikiego zwierzęcia, które było gotowe w każdej chwili zaatakować lub bronić się, jeżeli sytuacja będzie tego wymagała.
         – Chyba nie zaatakujesz kogoś, kto zabił część tych, którzy cię gonili? - zapytał, ciągle mierząc wzrokiem osobę, która miała takie same szanse na to, że stanie się jego przeciwnikiem, jak na to, że jednak nie postanowi rzucić się na niego z maczetą.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie była stworzona do walki, a już szczególnie do walki przeciwko grupie uzbrojonych napastników. Jej zadaniem zawsze była cicha eliminacja celu, a jeśli wdawała się w potyczkę, były to raczej starcia z jedną, góra dwiema osobami - tyle zazwyczaj pilnowało drzwi do tej ostatniej komnaty. Tutaj... Cóż, powinęła jej się noga i miała przez to na karku cały gang. Póki miała szansę im uciec, korzystała. Nie widzieli jej za dobrze, wiedzieli pewnie jedynie, że gonią kobietę. Miała kaptur, chustę na twarzy - na pewno nie wiedzieli, że mają do czynienia z elfką. A już na pewno nie wiedzieli, że siedzą na ogonie Przyjaciółki, która już od roku powinna być martwa. Teraz jednak mieli sposobność, by jej się przyjrzeć, by wszcząć alarm. Nie mogła sobie na to pozwolić i próbować się jeszcze raz wyrwać. Musiała z nimi walczyć i nie mogła dopuścić do tego, by którykolwiek wyszedł stąd żywy. Albo ona, albo oni - tak jak to zwykle w półświatku bywało. Tak postawiona sprawa podnosiła jej determinację, choć gdyby dano jej chwilę na zastanowienie się, naprawdę nie liczyłaby na to, że wyjdzie stąd cała. Byle nie zdołali jej w razie czego pojmać...
        Maczeta dodawała siły jej wątłym ramionom - była nauczona walki krótkimi ostrzami i wiedziała jak je wykorzystać, by zyskać dodatkowy impet. Sama w sobie była szybka, zwinna... i stosunkowo niewielka, przez co nie było jej wcale tak łatwo trafić. Zaułek również działał na jej korzyść, bo trudniej było ją otoczyć. Musiała tylko się pilnować, aby samej nie wyrywać się za daleko i dobrze dysponować siłami, nie tracić ich na bzdurne machanie ostrzem. Dlatego jej walka nie wyglądała specjalnie spektakularnie. Jak to typowy nożownik, przyczajała się, po czym robiła szybki wypad, uderzała i cofała się. To była jednak strategia przeznaczona do walki jeden na jeden - przy takiej przewadze Skowronek musiała uważać, bo chętnych do sięgnięcia jej podczas wypadu było znacznie więcej. Udało jej się mimo to trafić jednego w brzuch, a gdy się cofała, kogoś cięła po ręce, uniemożliwiając mu trzymanie broni. Odskoczyła do tyłu tak daleko, że aż trafiła na to wątłe ogrodzenie dla kurczaków, ale zaraz wróciła z nowym atakiem. Raz, dwa - kolejny wyeliminowany z walki. Ona poczuła ukłucie na ramieniu - niegroźne, ledwo draśnięcie. Nawet nie jęknęła.
        Walka dobiegła końca szybciej niż się zaczęła. Naprzeciw swego ostatniego przeciwnika Skowronek stanęła nie mając zupełnie miejsca, by zrobić zamach - kiepsko, wszak maczeta nadawała się głównie do cięcia. Ona jednak nie rozwodziła się nad tym specjalnie długo - nie należała do purystów jeśli chodzi o styl walki. Ujęła rękojeść swojej broni w obie ręce i wykorzystując do tego ruchu impet całego ciała idący aż od kolan, wbiła maczetę w ciało napastnika. Chwilę później nad własnym ramieniem dojrzała zakrwawione ostrze, które przeszyło jej wroga od drugiej strony. Odskoczyła szybko, wyszarpując maczetę - przeczuwała, że może jej się jeszcze przydać.
        Stanęła naprzeciwko wysokiej postaci w ciemnym podróżnym płaszczu, z osłoniętą twarzą. Szybko zorientowała się, że ktokolwiek to był, na pewno pomógł jej wyjść z tego starcia cało - część ofiar była na pewno jego, umiała do tylu liczyć. Nie od razu go zaatakowała, bo i nie wiedziała kto to i jakie ma względem niej intencje. Przyjaciel czy wróg? Nie wiedziała na kogo patrzy, ale była ciekawa kogo on widzi przed sobą. Drobną postać w ciemnych ubraniach, z kapturem i zasłoniętą twarzą, tak jak on. Może byli znajomymi po fachu? To niestety nie dawało żadnych gwarancji na to, że był po jej stronie - wszystko zależało od tego, kto mu zapłacił.
        On pierwszy przerwał milczenie. Sprytnie odwołał się do jej poczucia przyzwoitości i do żelaznej logiki, którą z pewnością kierowałby się każdy przeciętny obywatel - wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Jego głos był spokojny, wyważony, a brzmienie jakby znajome, lecz Skowronek nie umiała go nigdzie przypasować. Nie była mimo wszystko specjalnie ufna, bo życie nauczyło ją, że zaufanie to luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Zwłaszcza w jej zawodzie.
        - A skąd mam mieć pewność, że nie zrobiłeś tego, aby nie dzielić się nagrodą? - odparła hardo. Nie zamierzała dać się nabrać na znajomy głos i na coś, co mogło być tylko z pozoru pomocą. A już na pewno nie planowała dziękować - to było coś, co poczytywała za oznakę słabości. Nie mogła powiedzieć, że jego interwencja jej nie pomogła, ale zdecydowanie wolała przemilczeć, że jej potrzebowała. To była kwestia dumy. I tego, że wcale nie wierzyła w jego dobre zamiary.
        Skowronek nie zamierzała również czekać aż ten typ zdecyduje co chce z nią zrobić - wolała uprzedzić jego ruchy. Był co prawda wielki i zajmował sporo światła zaułka, ale nie mogła mu się dać tutaj zamknąć. Bez żadnego uprzedzenia, nawet nie sygnalizując wcześniej swoich zamiarów, nagle skoczyła w jego stronę. Poruszyła ręką z maczetą, jakby chciała uderzyć go w bok, lecz jednocześnie pochyliła się. Wypuściła ostrze z ręki, aby jej nie przeszkadzało. Plan był taki, by podczas gdy on spróbuje się osłonić albo kontratakować, ona minie go bokiem, pod wyciągniętym ramieniem, i zwieje. Tak, wcześniej nie zamierzała zostawić nikogo żywego, ale wiedziała też, że tak jak przy tamtych miała minimalne szanse powodzenia, przy tym gościu nie miała już żadnych. On miał styl, technikę, zasięg i nie był na pewno nawet w połowie tak zmęczony jak ona. Nie wygrałaby z nim, nie na tych warunkach. Najważniejsze teraz było, by nie dać mu się złapać.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Czy grupa miejskich bandytów była dla niego wyzwaniem? Nie. Znaczy, na pewno nie byli nim ci, z którymi walczył przed chwilą. Od momentu, w którym za nimi ruszył, nawet przez myśl nie przeszło mu, żeby w jakiś sposób użyć Smoczego Oka, aby sprawić, że szansa na zwycięstwo będzie jeszcze bardziej po jego stronie. W tej krótkiej walce wystarczające okazały się wyłącznie jego umiejętności i ciało ukształtowane przez wieloletnie ćwiczenia. I jeden sztylet. Tak, jedno ostrze w jego ręku było wystarczające do tego, żeby pozbyć się tych, z którymi akurat walczył. Gdy ciała padały, on przesuwał się bliżej osoby, którą postanowili zaatakować, aż w końcu stanął z nią niemalże twarzą w twarz. W dodatku jej broń – możliwe, że tylko tymczasowa – znalazła się bardzo blisko jego ramienia, chociaż o długim ostrzu sztyletu też można było powiedzieć coś podobnego. Samiel poczuł wcześniej, jak ta część jego broni wychodzi z drugiej strony ciała tego ostatniego przeciwnika, który pozostał przy życiu i na którego oboje rzucili się w tym samym czasie.
Gdy w końcu między nimi nie znajdywało się nic, co mogłoby ich sobie zasłaniać, zabójca przyjrzał się osobie, której pomógł. Właściwie mógł dostrzec jedynie tyle, że była od niego niższa, była kobietą – chociaż to wiedział już wcześniej – i także ukrywała swoją tożsamość poprzez ciemne ubrania i zasłanianie twarzy. Może właśnie na tej podstawie stwierdził, że ona także może zajmować się czymś, co on sam obrał za profesję, dzięki której zarabia na własne życie, chociaż wiąże się ona z przynajmniej kilkoma niedogodnościami. Tak, w tej właśnie chwili stwierdził, że przed nim stoi zabójczyni, chociaż nie mógł stwierdzić czy – jak on – działa w pojedynkę, czy może należy do jakiegoś ugrupowania. Tak naprawdę niespecjalnie go to obchodziło do momentu, w którym zaczęłaby próby mające na celu zwerbowanie go. Postanowił też odezwać się pierwszy, gdy tylko myślami wrócił do aktualnej sytuacji. Uznał, że może to właśnie on powinien zacząć rozmowę, jeżeli do takiej w ogóle dojdzie.
         – Nie wiem nawet, o jakiej nagrodzie mówisz – odparł i nawet wzruszył lekko ramionami. Po chwili spojrzał w górę, jakby chciał określić czas na podstawie tego, jakie jest niebo.
         – Dzisiejszej nocy przybyłem do miasta, nie mam pojęcia co się tu dzieje i kto, kogo ściga – dopowiedział. Chmury, z których możliwe, że już za chwilę zacznie padać śnieg, zasłaniały księżyc i gwiazdy, a przez to skutecznie uniemożliwiły mu określenie pory nocy. Poza tym to, że bramę wejściową przekroczył niedawno oznaczało też, że nawet nie zdążył rozejrzeć się za jakimiś zleceniami i także porozmawiać z „odpowiednimi osobami”, od których także mógłby dostać zlecenia, mniej oficjalne, ale jednocześnie lepiej płatne niż te dostępne dla większości zabójców. Może jedno z nich dotyczyłoby właśnie tej dziewczyny, która stała przed nim. Teraz nie widział powodu, żeby pozbawiać jej życia, chyba, że ona sama zdecydowałaby się go zaatakować, wtedy musiałby to zrobić, aby móc zachować swoje.

Poza tym… jej głos. Przez te kilka słów, które wypowiedziała, znów odniósł wrażenie, że może jednak kiedyś ją spotkał. Jeśli tak, to może nawet więcej niż jeden raz i to nie przelotnie, bo przecież musieliby ze sobą rozmawiać… kiedyś, jeżeli miałby znać jej głos. Z drugiej strony, zawsze można spotkać na swojej drodze kogoś, kto ma podobny głos, więc może tak też było w jego przypadku i kojarzy jej głos z kimś innym, a nie z tą zamaskowaną osobą, która stała przed nim.
Zauważył, jak szykuje się ona do „czegoś”. Tym razem zaczął zastanawiać się czy powinien użyć Smoczego Oka, aby z lekkim wyprzedzeniem widzieć to, co dziewczyna chce zrobić. Mimo tego, czuł wahanie, a przez to nie był do końca pewien, czy na pewno chce ją zabić. Normalnie nie czuł czegoś takiego i nie miał z tym problemów. Dlaczego teraz tak było? Czym ta sytuacja różniła się od wielu innych, w których się znalazł? Nie wiedział. Nie miał pojęcia. Ostatecznie nie skorzystał z tego ułatwienia, dlatego że dziewczyna przeszła do akcji szybciej, niż mu się wydawało, że to zrobi. Napiął mięśnie, przygotował się do zareagowania na to, co chciała zrobić. Jego ciało działało jakby samo z siebie. Chciał uderzyć w jej dłoń, a później złapać ją i, może, odrzucić ją w tył. Tyle tylko, że cios maczetą nie nadszedł, a ona przebiegła pod jego ręką i zaczęła uciekać. Jej broń upadła, a tam, gdzie spoczęło ostrze, śnieg zabarwił się lekką czerwienią.
Samiel rzucił się w tył, żeby złapać uciekinierkę za nogę lub nawet kostkę ukrytą w bucie, żeby zatrzymać ją. Chciał spróbować to zrobić, chociaż w dalszym ciągu nie miał pewności nie tylko co do tego, dlaczego chce to zrobić, lecz również do tego, czy aby na pewno jest ona osobą, którą wydawało mu się, że jest. Gdy jego plecy zetknęły się z pokrytym śniegiem podłożem, kaptur zsunął się z jego głowy. Odkrył twarz przemienionego, jednak ważniejsze były konkrety, które się na niej znajdowały i które były dla niego dość charakterystyczne. Chodziło tu o żółto-pomarańczowe oczy, które teraz patrzyły w jej stronę, kilka blizn na całej twarzy, a także krótkie włosy mające kolor ciemnego srebra. Czuł, że udało mu się coś złapać, jednak nie wiedział, czy rzeczywiście jej nogę, czy może tylko but, który został w jego dłoni, gdy ona postanowiła go ściągnąć. Warknął, niby cicho, jednak przez nocną atmosferę nawet to dało się usłyszeć i na pewno odgłos ten dotarł do jej uszu.
         – Nie doszłoby do tego, gdybyś okazała chociaż trochę wdzięczności. Nawet jednym słowem – powiedział, nadal spoglądał w jej stronę, chociaż równie dobrze mógł obserwować oddalającą się postać, jeśli jednak nie udało mu się jej złapać.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Nie spodziewała się, że to się uda. Nie widziała co prawda jak ten gość walczył, ale umiała poznać drapieżnika i on na pewno nim był. Załatwił połowę, a może i większość z tych, którzy ją ścigali, a przy tym nie narobił hałasu ani bałaganu. Czysta, gładka robota. Gdyby główną drogą przechodziła straż miejska, być może nawet by tego nie zauważyli… A już pomijając jego styl, miał nad nią fizyczną przewagę. Był wyższy, miał dłuższe kończyny i przede wszystkim jeśli chciała mu uciec, musiała minąć go bokiem, a nie obrócić się i wiać. Gdyby to było takie łatwe, już wcześniej nie dałaby się wciągnąć w walkę.
        Niby sprawiał wrażenie niegroźnego. Niby mówił tak, że chciało mu się wierzyć… Ale łatwo się mówi - sama doskonale o tym wiedziała. Mogła mu powiedzieć na przykład wcześniej powiedzieć, że jest niewinna, a tamci ją ścigali, bo chcieli ją sprzedać do burdelu. Albo o: że właśnie z takiego burdelu uciekła i dlatego się tak maskowała. Ale kto by jej tam uwierzył. Mogła mu też powiedzieć, że byli po jednej stronie… Lecz skąd mogła to wiedzieć? Jedynym pewnym sojusznikiem była ona sama… No i Ralon. Powiedzmy. Na razie mu zależało, więc mogła z nim współpracować, lecz z nikim więcej. A ten tutaj mógł dobrze blefować. Świat zabójców, złodziei i kanciarzy nie był światem, który rządził się prawdą.
        Nie odpowiedziała na jego argumenty. To było zbędne, a poza tym nie mogła odpuścić tak dogodnej okazji do tego, by zwiać. Mężczyzna podniósł wzrok i dał jej cenny czas na zerwanie się do biegu. Cudownie. Przez moment miała wątpliwości czy nie pomyliła się jego w ocenie, a miałą dwa miejsca, w których mogła popełnić błąd: albo wcale nie był tak dobry w swoim fachu, albo faktycznie na nią nie polował i miał przyjazne zamiary. Jeśli to drugie… Cóż, szkoda, ale ona nie była księżniczką do ratowania i polegała sama na sobie. Więc do widzenia, książę.
        Udało jej się go okiwać. Już znajdowali się plecami do siebie, już widziała przed sobą szeroką, pustą ulicę, bez świadków i bez przeszkód. Za wcześnie jednak ucieszyła się swoim sukcesem. Skurczybyk złapał ją za nogę. Niezły był, bo pomyślał i nie tracił energii na zbędne obroty. Nie dopadłby jej, gdyby nie zareagował natychmiast… Elfka syknęła pod nosem coś, co brzmiało jak przekleństwo. Prawie straciła równowagę na śniegu, ale podparła się i przynajmniej nie wylądowała na bruku jak długa. Obróciła się bokiem i szarpnęła, a później kopnęła. Nie sięgnęła go. Powtórzyła ten sam ruch, lecz teraz trochę inaczej ustawiając stopę. Niczym jaszczurka zrzucająca ogon w trakcie ucieczki, tak ona pozbyła się zbędnego balastu - wyjęła nogę z buta, który został w ręce tamtego, a ona była wolna. Zaraz się zerwała i zaczęła uciekać, choć nie biegła tak efektywnie jak wtedy, gdy miała obute obie nogi. Zimno. Cholera, zimno i mokro! Ale najważniejsze, że on nie miał już szans jej dogonić. Zwiała kilka przecznic, a później trochę kluczyła, by go zgubić. W końcu zatrzymała się w jakiejś bramie. Miała czas by odetchnąć… I się zastanowić. Bo on jednak wcale nie był obcy. Jego głos wydawał jej się znajomy, ale kto w jej wieku zwraca uwagę na takie rzeczy - mógł być kimkolwiek z jej przeszłości. A to wbrew pozorom nie oznaczało niczego dobrego, bo ona nigdy nie miała przyjaciół. To byli z reguły przeciwnicy, zleceniodawcy, cele i narzędzia… Ale nie on. Pamiętała skądś te złote oczy i srebrzyste włosy. On nie był obcy…
        - Noszkurwaniemożliwe - wyrwało jej się nagle, gdy sobie przypomniała skąd znała te oczy. Ona naprawdę go znała, to nie były żadne przywidzenia. Tylko nie widziała go już kilkadziesiąt lat, więc zdążyła go już zapomnieć, a poza tym… Niech to, kto w tym zawodzie dożywa tego wieku? Owszem, słyszała o nim tu i ówdzie przez te lata, ale zawsze zakładała, że to stare plotki. Nie doceniła go.
        Cholera… Elfka aż przysiadła na murku. Jego to się nie spodziewała. Musiała zweryfikować swoją wcześniejszą listę. Znajomi z przeszłości to przeciwnicy, zleceniodawcy, cele, narzędzia i Samiel. On był z innej kategorii. Nigdy nie mieli otwartego zatargu, może wręcz trochę się lubili. A co więcej on nie lubił jej organizacji za to, że nie rozumieli, gdy się im odmawia. Teraz… Mogłaby to wykorzystać. Skoro los podsunął jej takie dogodne rozwiązanie, może jeśli trochę ugnie karku…

        O tej porze dzieciaków już na dworze raczej nie ma, a ci, którzy szukają guza, nie bawią się w subtelności. Zwłaszcza, gdy mają do czynienia z samotnym przechodniem. Trafienie śnieżką w tył głowy mogło więc zaskoczyć. Szczególnie w chwili, gdy adrenalina po niedawnej walce jeszcze z człowieka nie zeszła. A gdy po odwróceniu się do napastnika widziało się osobę, która przed chwilą przed tobą uciekała - ciekawe co wtedy po głowie chodzi?
        - Ile jest przypadku w tym, że znowu się spotykamy, złotko? - zapytała go elfka, podrzucając w dłoni drugą śnieżkę.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Czy spodziewał, że to się uda? Ciężko powiedzieć, ale i tak chciał spróbować. Nie do końca był też pewien, dlaczego zwyczajnie nie pozwolił jej na ucieczkę, tylko jeszcze próbował łapać ją tak długo, jak mógł to zrobić. Miał dziwną chęć na usłyszenie od niej słów wdzięczności, nawet jeśli byłyby wymuszone, to prawda, jednak przecież zachowywał się teraz dokładnie tak, jak mógł robić to ktoś, kto faktycznie chciał ją złapać i zgarnąć nagrodę dla siebie, a konkurencji pozbył się przy okazji. Cóż… trudno.
Na początku wydawało mu się, że udało mu się ją pochwycić, jednak okazało się, że faktycznie złapał za jeden z jej butów, a ona szamotała się chwilę i w końcu ściągnęła go sobie z nogi. I uciekła. A on został z butem w dłoni, który na początku chciał odrzucić, ale po chwili pomyślał, że może go zatrzyma. Może kobieta zmieni zdanie i postanowi wrócić, chociażby tylko po to, żeby spróbować odebrać mu tę część całego ubioru, która o tej porze roku jest czymś naprawdę ważnym. Wstał, otrzepał płaszcz ze śniegu, który zdążył się do niego przyczepić i ponownie nasunął kaptur na głowę. Spadł stamtąd przypadkowo, ale jednocześnie podejrzewał, że jeśli była ona tym, za kogo ją wziął, to może właśnie wtedy rozpoznałaby go. Tak się nie stało, a Samiel zaczynał być coraz bardziej przekonany do tego, że się pomylił i to naprawdę była nieznajoma, której akurat pomógł, a która wzięła go też za kogoś, kim niekoniecznie musiał być. Poza tym, zawsze mógł ją wyśledzić. Co prawda śnieg zaczął już prószyć, jednak opad ten nie był intensywny, więc ślady nieznajomej były widoczne na zasypanych ulicach. Ciemność nocy także mu nie przeszkadzała, bo Smocze Oko pozwalało mu na widzenie w ciemności. Może akurat uciekła gdzieś, gdzie uzna, że będzie bezpieczna czy coś… Znowu nie wiedział, dlaczego chciał to zrobić – teraz wychodziło na to, że ją wytropić – ale skoro już się w to wplątał, to chciał to jakoś doprowadzić do końca, a pozwolenie jej na ucieczkę raczej nie było końcem, który go zadowalał. Dlatego też zaczął iść za śladami, które wiedział, że należą do niej. Zresztą, nie żeby musiał je rozpoznawać wśród innych – od czasu, w którym ruszył za pościgiem, okolicą nie przechodził nikt poza nim, nią i przestępcami, których pozabijali.

Mógł wyglądać trochę dziwnie. Wysoki, w ciemnym płaszczu, z twarzą ukrytą w cieniu kaptura, roztaczający wokół siebie aurę tajemniczości i niebezpieczeństwa, a także… z kobiecym butem w ręku. I także co chwilę patrzący w dół, na ulicę i ślady w śniegu, jakby upewniał się, że idzie w dobrą stronę. Z drugiej strony, mógł też zostawić to w cholerę i wrócić na wcześniejszą ścieżkę – taką, która doprowadziłaby go do karczmy, którą powinna prowadzić jego znajoma, jeżeli budynek ten nadal stoi w miejscu, w którym znajdował się, gdy Samiel przebywał w tym mieście ostatni raz.
Rzekę jego myśli przerwała śnieżka, która trafiła go w głowę – była niczym nagle postawiona tama, która zablokowała bieg rzeki i sprawiła też, że momentalnie wrócił do rzeczywistości i do tego, co go aktualnie otaczało. Od razu rozejrzał się w poszukiwaniu tego, kto miał na tyle odwagi, żeby rzucić w niego zbitym śniegiem, uformowanym w niedużą kulę. Zobaczył tylko jedną postać, którą od razu rozpoznał i jednocześnie wiedział też, że to ona rzucała. Spotkał już ją wcześniej, niemalże przed chwilą, gdy pomógł jej w walce i z nią rozmawiał.
         – Druga już nie trafi – powiedział to w taki sposób, że można było to uznać za zwyczajny fakt i za coś, co stanie się na pewno. Nie było innej możliwości.
         – Przyszłaś odzyskać zgubę? - zapytał i pomachał butem w jej stronę, a później nim rzucił. Prosto w kobietę, jednak tak, żeby wylądował tuż przed nią, a nie, żeby trafić w jakąś część jej ciała. Nie podchodził bliżej, może nie chciał ponownie sprawić, że zacznie uciekać, chociaż wydawało mu się, że teraz jest bardziej pewna siebie.
         – Przypadek nie ma tu nic do rzeczy… Rozpoznałaś mnie, a przeczucie mnie nie okłamało – odparł, a przez jego twarz ukrytą w cieniu kaptura przebiegł uśmieszek.
         – Prawda, Skowronku? - dodał jeszcze. Słowa te brzmiały jak dokończenie tego, co powiedział wcześniej, a ta krótka przerwa między tamtym zdaniem i tym pytaniem miała może wprowadzić napięcie albo coś jeszcze innego. Od razu zauważył, że nie ukrywa twarzy tak, jak wcześniej – teraz jedynie zasłaniał ją cień kaptura, przez który Smocze Oko Samiela przebiło się bez problemu. Wtedy też mógł zobaczyć jej twarz i niektóre szczegóły na niej, dzięki temu miał już pewność, kto stoi przed nim i że jednak ją zna. Zapadła mu w pamięć, mimo że nie wpadali na siebie często. Niektórzy mają to do siebie, że wydają mu się warci zapamiętania i okazało się, że ją także zaliczył do takich osób.
         – Kopę lat, hm? - odparł, tym razem zrobił nawet krok w jej stronę. Teraz wiedział, że nie rzuci się na niego ponownie i nie będzie próbowała od niego uciekać, chyba… Znaczy, jeśli ona rzeczywiście go pamiętała i rozpoznała. Wtedy będzie też wiedziała, że nie jest jednym z tych, którzy by na nią polowali dla nagrody.
         – Jak już spotkaliśmy się po tylu latach, to może porozmawiamy… Ale nie tutaj, nie na zewnątrz. Wcześniej kierowałem się w stronę pewnej karczmy, do której nadal chciałbym wstąpić. Może udasz się tam ze mną? - zaproponował. Karczma, o której wspomniał, mogłaby sprawiać wrażenie takiej, w której Samiel wiedział, że będą – zwłaszcza ona – bezpieczni, więc można było domyślić się, że może znać osobę, która jest jej właścicielem.
         – W czasie drogi też możemy rozmawiać, więc… Czym im podpadłaś? - zapytał. Ruszył przed siebie z zamiarem powrotu na drogę, którą szedł wcześniej i jednocześnie liczył też na to, że elfka rzeczywiście do niego dołączy.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronkowi przyszło do głowy, że jej stary znajomy wygląda jak jakiś zwyrodnialec – zboczeniec, który szuka śladów swojej ofiary w śniegu, bo już-już prawie ją dopadł i wiedział, że daleko nie uciekła. Gdyby chciała mu zaszkodzić na pewno by to wykorzystała – dobiegłaby do miejsca, gdzie albo byłoby dużo ludzi albo straż i płaczliwym głosem zaczęła wzywać pomocy. Na pewno uwierzą prędzej zapłakanej dziewczynie niż takiemu mrocznemu typowi, który ją ewidentnie śledził. Samiel miał jednak szczęście, że szkodzenie mu w żaden sposób jej się nie przysłuży. Nie mogła nawet zrobić sobie z niego zasłony dymnej, by afera związana z jego starciem ze strażami (nie zamknięciem – wiedziała, że on by się nie dał zamknąć) – w końcu sama robiła sobie właśnie zasłonę dymną. Dlatego mogła go potraktować co najmniej neutralnie. A może wręcz przyjaźnie – w końcu miała niewielką szansę coś u niego ugrać.
        - Owszem, bo jej nie rzucę. Miała tylko sugestywnie wyglądać – oświadczyła żartobliwie i upuściła podrzucaną śnieżkę na ulicę. Kulka cicho zagłębiła się w puchaty śnieg i zniknęła.
        Elfka nawet nie musiała przytakiwać w kwestii buta. Gdy Samiel jej go rzucił, ona wychyliła się do przodu - balansując wyciągniętą w tył bosą nogą jakby robiła jaskółkę – i złapała swoją zgubę nim ta wpadła w śnieg. Otrzepała zmarzniętą stopę, w której już prawie nie czuła palców, i z pewną ulgą założyła na nią odzyskane obuwie. Stanęła jednak ostrożnie, bo wiedziała, że skostniała kończyna może ją jeszcze chwilę zawodzić, a ona teraz nie musiała być czujna – bez słowa i ona i złotooki zabójca zgodzili się na chwilowe zawieszenie broni.
        - Dzięki – zwróciła się do niego, bo akurat za takie drobiazgi umiała dziękować. Gorzej za coś poważniejszego, co mogłoby w jakiś sposób podważyć jej kompetencje.
        - Hm… Może – przyznała z zadowoleniem, gdy Samiel zapytał ją o zdanie i nawet zwrócił się do niej po imieniu. Nie zapytała go kiedy ją rozpoznał, bo to nie miało większego znaczenia. Przypuszczała, że być może miał już podejrzenia, gdy mu zwiała, ale na pewno nie wcześniej – to jej wystarczyło.
        - No… Kopę lat – przyznała, gdy on rzucił tym wyświechtanym frazesem. – Myślałam, że może w końcu cię dopadli, dawno nie miałam o tobie żadnych wieści – dodała z rozbrajającą szczerością, uśmiechając się. Nie dodała jednak, że wcale nie szukała informacji o nim. Znali się i nie nienawidzili, ale to tyle, bo w tym środowisku nie było miejsca na przyjaźń. Zwłaszcza w ich przypadku, gdy on był wolnym strzelcem, a towarzysze Skowronka mieli głupi pomysł, by z nim zadrzeć – personalnie nic do siebie nie mieli, lecz Przyjaciele nie przepadali za złotookim zabójcą.
        Gdy Samiel się do niej zbliżył na stanowczo zbyt bliską jej zdaniem odległość, cofnęła się posyłając mu taki uśmiech, jaki posyła dziewczyna na randce, gdy jej wybranek na zbyt wiele sobie pozwala i dostaje pierwsze ostrzeżenie. Zabójca nie zbliżył się jednak na tyle blisko, by czuła jego oddech – raczej gdyby zrobił daleki wypadł, mógłby ją sięgnąć. To wystarczyło. W tym zawodzie trzeba było zachować ostrożność, zwłaszcza gdy miało się do czynienia z takim specjalistą. I tak okazała mu już zaufanie tym, że wróciła. Ten but nie był jej wbrew pozorom wcale potrzebny do życia – miała drugą parę w wynajmowanym przez siebie pokoju. A nawet gdyby nie miała, mogłaby sobie coś ukraść – w tym zawodzie żadna kradzież nie hańbi.
        Propozycja pójścia do karczmy trochę ją zaskoczyła. Przechyliła głowę, ściągając usta, jakby bardzo intensywnie myślała nad odpowiedzią.
        - Dobrze – zdecydowała w końcu. – Prowadź.
        Niewiele ryzykowała. Nie więcej niż rozmawiając z nim wcześniej. W ciasnej przestrzeni karczmy to ona wbrew pozorom miała przewagę, bo była mniejsza i to pozwalało jej na znacznie większy wachlarz ruchów. O ile nie ciągnął jej w przemyślaną pułapkę i w lokalu nie będzie tuzina jego kamratów, była bezpieczna. A wiedziała, że on nie pracował w grupie – dowiedziała się o tym ponad sto lat temu, bardzo dobitnie.
        - Weszłam tam, gdzie nie wolno mi było być – odpowiedziała na jego pytanie niby wymijająco. – Ale nikt nie będzie ich szukał… Nie oficjalnie. Wiesz, to miejsce nie było do końca legalne, więc nikt nie poleci do straży by się poskarżyć. A lokalny półświatek nie jest specjalnie dobrze zorganizowany i nie wystarczy, że jeden tuz krzyknie, aby reszta sięgnęła po broń. Można więc powiedzieć, że to był wypadek przy pracy, ale niewielki, do naprawienia – oświadczyła lekko, jakby to naprawdę nie było nic wielkiego. No bo nie było. Tak naprawdę nie zależało jej na niczym, czego szukała w tamtej posiadłości, to miała być tylko zasłona dymna dla jej następnych działań. Ale Samiel nie musiał tego wiedzieć.
        - A ciebie co sprowadza do tego miasta? – zapytała grzecznościowo. – Praca czy wakacje?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wzruszył tylko ramionami na wzmiankę o śnieżce i o tym, że w dłoni Skowronka znajdowała się praktycznie tylko na pokaz. On natomiast wiedział, że bez problemu zszedłby z drogi lecącej w jego stronę kulki ze śniegu, mógłby też pokusić się o próbę złapania jej albo zbicia tak, że mogłaby wylądować z powrotem w śniegu, jednak tego raczej by nie robił. Wystarczyłby zwykły krok w lewo lub w prawo, a śnieżka przeleciałaby obok niego i albo wylądowała na ulicy, albo w coś uderzyła. Obserwował, jak elfka łapie swojego buta tuż przed tym, jak ten miałby wylądować w śniegu i zakłada go sobie na stopę. Nie spodziewał się zagrożenia z jej strony, nie po tym, jak już okazało się, że oboje się znają, jednak… dla niego czymś normalnym było to, że obserwował otoczenie i zwracał uwagę na to, co dzieje się przed nim lub ogólnie wokół niego.
         – Musieliby starać się o wiele bardziej, żeby mnie „w końcu” dopaść – odparł, a na jego ustach znów zagościł uśmieszek, chociaż ukryty był on w cieniu rzucanym przez jego kaptur. Nie powiedział nic, co mogłoby zaprzeczać temu, że próbowali się go pozbyć – bo robili to, tylko, że nie udawało im się, a on najczęściej wychodził z tego bez szwanku. Do tego można było też dopisać to, że niektóre organizacje po tylu latach nadal próbowały go wciągnąć w swoje szeregi. Czasem były to te same, a czasem jakieś nowe, rzadziej tacy, którzy dopiero stawiali pierwsze kroki w zorganizowanym pozbywaniu się ludzi na zlecenie i chcieli mieć u siebie kogoś, kogo imię było dość znane i o kim krążyło sporo opowieści. Z jego strony odpowiedzią zawsze była odmowa, a oni… rzadko chcieli ją słyszeć i tak samo rzadko zgadzali się na polubowne zakończenie sprawy, dlatego też Samiel musiał przekazywać wiadomości osobom, które przysłały tamtych, co najczęściej robił przez zabicie posłańców, którzy zdecydowali się – albo mieli takie rozkazy od swoich szefów – na to, żeby się go pozbyć. Samiel zdawał sobie sprawę, że wielu zorganizowanym zabójcom, częściej po prostu tym, którzy siedzieli „na górze” danych ugrupowań i przewodzili im, nie podobało się to, że po świecie chodzą samotne wilki, którym dodatkowo powodzi się, jeśli chodzi o zlecenia i zarobki z nich. Na szczęście z czasem uczyli się, że nie warto wysyłać ludzi na pewną śmierć z jego ręki – z drugiej strony byli też tacy, którzy można by powiedzieć, że dość regularnie próbują namówić go, żeby się do nich przyłączył, za każdym razem oferując mu więcej ruenów, przywilejów i korzyści, które byłyby jego, gdyby się do nich przyłączył. Rzecz w tym, że on już przyzwyczaił się do tego, że działa samotnie, tylko czasem przyłączał się do innych, gdy akurat zadanie wyglądało na większe i musiało być wykonane przez grupę zabójców, a nie wyłącznie jednego. Co do samych opowieści, były drakon wiedział o nich i nie robił niczego, co skutkowałoby tym, że te nagle zniknęłyby. Nie przeszkadzały mu one, a często miały też w sobie dużo prawdy, a także w jakiejś części wpływały na jego reputację jako zabójcy.
         – Może nadstawiałaś uszu w nie tych miejscach, w których powinnaś – dopowiedział jeszcze, nawiązał tym samym do tego, co wspomniała na temat wieści z nim związanych i tym, że dawno nie słyszała takowych. Tak, Samiel wiedział również o tym, że w niektórych kręgach społecznych informacje wszelakiej formy o nim samym rozchodzą się trochę szybciej niż w innych kręgach. Oczywiście te, w których obracali się różni przestępcy, należały raczej do tych, w których te wieści na jego temat rozchodziły się trochę szybciej, chociaż tutaj na pewno można było też podzielić je na dwie grupy, z czego osoby jednej mogłyby dowiadywać się czegoś takiego szybciej niż te, które znalazłyby się w tej drugiej.

Może jednak nie powinien robić tego kroku do przodu, o czym pomyślał dopiero po tym, jak zauważył reakcję Skowronka na to, że to zrobił. Dlatego też postanowił, że nie podejdzie jeszcze bliżej, jeżeli ona sama tego nie zrobi. On akurat nie zamierzał cofać się, jeżeli elfka zdecydowałaby się na podejście do niego. Z drugiej strony, może mogłaby to też odebrać jako, może, lekceważenie jej i jej zdolności? Tylko, że on tego nie robił, bo nie uważał, że nie mogłaby być dla niego zagrożeniem, poza tym nie wiedział też, jak bardzo rozwinęły się jej umiejętności od czasu, w którym spotkali się ostatnio.
Poza tym, zgodziła się też na wybranie się z nim do karczmy, w której będą mogli porozmawiać dłużej, zjeść i napić się czegoś, a także odpocząć. Znaczy, on na pewno miał zamiar zatrzymać się tam na dłużej, jednak nie wiedział, czy ona także postanowi zostać w tej karczmie, czy może niekoniecznie. Domyślał się, że w mieście przebywała dłużej niż on, więc może miała już miejsce, w którym mogła się zaszyć i przespać.
         – Nadal się nie zorganizowali chociaż trochę? Wydaje mi się, że już nigdy tego nie zrobią i nadal to będzie wyglądało tak, jak wygląda teraz – odparł. Śnieg trzeszczał lekko pod podeszwami ich butów, jednak dźwięk ten nie był na tyle głośny, żeby chociaż trochę zagłuszał głos jego lub jej. Chciał nawet dopowiedzieć jeszcze, że tak samo wyglądało to wtedy, gdy przebywał w Ekradonie ostatnim razem, jednak ostatecznie powstrzymał się i zostawił to wyłącznie swoim myślom.
         – Ja? Wpadłem zobaczyć, jak mają się sprawy i czy znajdę sobie tu coś do roboty – odpowiedział krótko, jednak zgodnie z tym, jak było naprawdę. Co prawda, z tym, co już udało mu się zarobić i odłożyć, co bezpiecznie znajdowało się chronione w kilku miastach, mógłby już postanowić, że na jakiś czas zrobi sobie wolne od pracy, jednak on nie chciał tego robić.
         – Nie spodziewał się, że wpadnę tu na kogoś znajomego – dodał jeszcze, chociaż początkowo chciał powiedzieć, że nie spodziewał się spotkać w tym mieście Przyjaciela. I nie chodziło tu o osobę, którą mógł tak nazwać, bo zaufał jej w tak dużym stopniu, a o członka organizacji, do której wydawało mu się, że Skowronek nadal należała.

Po kilku minutach dotarli w końcu do budynku, który wyglądał na karczmę. Duży, dwupiętrowy i drewniany, różnił się od pozostałych nie tylko tym, że z jego okien na zewnątrz wydostawało się światło, lecz także swoim rozmiarem. Nad drzwiami, przez które przed chwilą wyszedł jakiś mężczyzna z kobietą, wisiał szyld, na którym znajdowało się okazałe drzewo – był to dąb, jeśli ktoś mógł to rozpoznać – a obok niego wyryta była nazwa, „Dębowa Karczma”. Kwestią domysłu było to, z jakiego drewna została ona zbudowana. Samiel zaprowadził swoją towarzyszkę w stronę właśnie tego budynku, do którego zresztą także weszli.
Dotarły do nich dźwięki rozmów, śmiechu i muzyki – tą ostatnią przygrywał niewielki, trzyosobowy zespół i była ona wesoła, raczej szybka i taka, która nadawała się do tańca, więc niczym dziwnym nie był widok kilku par, które bawiły się w pobliżu sceny, na której grali muzycy. Znajdowali się teraz w czymś, co można było nazwać salą wspólną. Była ona duża i na jej środku znajdował się spory stół, przy którym mogłoby zasiąść kilkanaście osób, chociaż obok znajdowały się też mniejsze, ale nadal mieszczące po kilka osób. Zresztą ten największy zajęty był przez grupę mężczyzn, którzy wyglądali na jakichś robotników, którzy może coś właśnie świętowali, a z tych mniejszych tylko przy jednym siedziała grupa innych mężczyzn, których groźne spojrzenia, umięśnione ramiona i pałki przy pasach sprawiały, że od razu widziało się w nich „strażników porządku” w karczmie. Po lewej stronie sali znajdowało się też przejście bez drzwi, które prowadziło do innego i mniejszego pomieszczenia. Za ladą stał wysoki mężczyzna w średnim wieku, który wyglądał jak… karczmarz. Oprócz tego, że miał na sobie strój karczmarza, to widać było też jego lekki brzuszek, który rysował się pod utrzymywanym w porządku fartuchem. Obok jego stanowiska znajdowały się też drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do kuchni i magazynu. Samiel nie kojarzył go, jednak to niewiele znaczyło, bo mężczyzna ten nie był osobą, która go interesowała, ale i tak musiał do niego podejść i o coś zapytać.
         – Amarillia, nadal jest właścicielką tego budynku? - zapytał, gdy tylko podszedł do drewnianej lady. Karczmarz przyglądał mu się przez chwilę i mruknął coś do siebie. Co miał oznaczać ten dźwięk? To wiedział chyba tylko ten mężczyzna.
         – Tak. Jaki interes do panny Farfir może mieć ktoś taki, jak ty? - zapytał Samiela, ciągle mu się przyglądając. Może w jakiś sposób oceniał go wyłącznie po tym, jak teraz wyglądał i wyciągał jakieś wnioski. Spojrzał też na Skowronka, ją też zresztą oceniał w ten sam sposób, co jego.
         – To już jest moja sprawa, więc… Gdzie ją znajdę? - odparł i od razu zadał kolejne pytanie.
         – W drugiej sali – odpowiedział mężczyzna, chociaż poprzedził to westchnięciem, jakby spodziewał się, że jeśli nie odpowie, to może wpakować się w jakieś kłopoty, a tego widocznie nie chciał. Zabójca kiwnął tylko głową, co było oszczędnym podziękowaniem z jego strony. Później odwrócił się i ruszył w stronę przejścia do drugiego pomieszczenia, bo to właśnie ono było tą „drugą salą”.

Druga pomieszczenie, czy tam druga sala, prezentowało się już trochę inaczej. Od razu w oczy rzucało się to, że była ona mniejsza od sali wspólnej, a także to, że znajdowały się tutaj wyłącznie stoliki przeznaczone dla dwóch osób, z których zresztą kilka było zajętych. Tutaj na scenie znajdowały się dwie osoby – mężczyzna i kobieta – którzy przygrywali spokojniejszą muzykę, dlatego też atmosfera w tym pomieszczeniu wydawała się trochę inna niż w tym, z którego tu przyszli. Co więcej, gdy tylko przekroczyli próg wejścia, szybka muzyka i głośne rozmowy nie docierały już do ich uszu. Teraz słyszeli wolniejsze nuty i ciche dialogi. Znajdowała się tu też drewniana, chociaż również mniejsza, lada i przejście do kuchni. Za ladą stała dość wysoka – na oko mogła mieć jakieś sześć stóp wzrostu – elfka o długich włosach w kolorze ciemnego brązu, które miała rozpuszczone, ale też jednocześnie zaczesane za szpiczaste uszy tak, żeby ich nie zakrywały. Nie widzieli całego jej ciała, jednak raczej dało się zauważyć, że ma na sobie suknię. Samiel zaczął iść w jej stronę, a im bliżej byli, tym lepiej można było dostrzec szczegóły. Na przykład jej bardzo ładną twarz o jasnej cerze, małym nosie, długich rzęsach i ciemnoniebieskich oczach, która dodatkowo była też pozbawiona oznak starzenia, więc ciężko było powiedzieć, ile lat może mieć ta kobieta. Spojrzała w ich stronę, jednak chyba nie rozpoznała Samiela, więc podszedł jeszcze bliżej i ściągnął kaptur z głowy. Oczy Amarillii stały się nagle większe, a jej usta rozchyliły się lekko w wyrazie jawnego zaskoczenia.
         – Samiel! - powiedział głośno i uśmiechnęła się do niego.
         – Co sprowadza ciebie i… twoją towarzyszkę do mojej karczmy? - zapytała i zerknęła w stronę Skowronka, do której zresztą też się uśmiechnęła.
         – Ami… Ciszej. Nie chciałbym, żeby ktoś nieodpowiedni dowiedział się o tym, że przebywam w mieście – powiedział do niej. Oczywiste było to, że się znali i to raczej dobrze, co można było wywnioskować nie tylko po zaskoczeniu Amarillii, gdy go zobaczyła, lecz również po tym, że nie Samiel nie zwracał się do niej jej pełnym imieniem.
         – Na pewno będę potrzebował noclegu, chociaż jeszcze nie wiem, na jak długo. Poza tym, przydałby się nam stolik, przy którym moglibyśmy usiąść i porozmawiać tak, żeby nikt nie podsłuchiwał. Wypatrzyłem już taki – powiedział do niej. Na ostatnie słowa Ami pokiwała tylko głową, a wyraz jej twarzy zdawał się mówić „Tak, tak. Oczywiście, że już go znalazłeś. Nie spodziewałabym się, żeby było inaczej”.
         – Na pewno będę chciał też coś zjeść. Hmm… Myślę, że bitki z wołowiny z dodatkiem cebuli byłyby dobrym wyborem, do tego jakieś dobre, czerwone wino – odparł, a Ami kiwnęła głową.
         – A ty? Będziesz coś jadła? - zapytał i odwrócił się w stronę Skowronka. Amarillia także na nią spojrzała, czekała na jej odpowiedź. Bez różnicy na to, jaka ona była, gdy już elfka odpowiedziała, Samiel zaprowadził ją do stolika, który wypatrzył. Czuł też na sobie wzrok Ami, jednak wydawało mu się, że obserwuje ich po to, żeby wiedzieć, gdzie usiądą, a nie z innej przyczyny. Zabójca wybrał stolik raczej bliżej ściany, który dodatkowo sąsiadował wyłącznie z takimi, które nie były zajęte przez gości.
         – To… Co ty robisz w mieście? Wcześniej o to nie zapytałem, więc pomyślałem, że zrobię to teraz – odezwał się krótko po tym, jak zajęli swoje miejsca na krzesłach.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        - A może to ty jesteś tak dobry, że nie został nikt, kto by o tobie opowiadał – zripostowała uśmiechając się tajemniczo, odrobinę zalotnie. Oczywiście, że to był komplement. Ich branża miała to do siebie, że równie mocno liczył się rozgłos co jego brak. Ważne było jednak, by móc udowodnić swoje osiągnięcia i nie przywłaszczać sobie cudzej chwały – wtedy można sobie ściągnąć na głowę prawdziwego wykonawcę zlecenia, który może zechcieć zademonstrować na delikwencie jak to naprawdę wyglądało… Raz na jakiś czas trzeba było zrobić taką lekcję poglądową dla żółtodziobów, aby wiedzieli, że nie wolno kłamać. Kto by pomyślał, że w tej branży istnieje jakaś etyka?

        Samiel bez dodatkowych wyjaśnień pojął, że chociaż Skowronek go zaczepiała i generalnie raczej miło im się rozmawiało, to nie kumplowali się jeszcze na tyle, by stać zbyt blisko siebie. Dalsze pogawędki prowadzili więc na bezpieczną odległość, niczego nie ustalając tylko po prostu bez słowa dostosowując się do swoistej etykiety półświatka. I również o tym półświatku rozmawiali w drodze do karczmy.
        - Ach, dajże spokój! - Skowronek lekceważąco machnęła ręką. - Od śmierci Dima Landy nikt nie umie ogarnąć tego burdelu, choć wiem, że było ze dwóch takich odważnych, co próbowali. A teraz to już chyba nikt się do tego nie wyrywa.
        Elfka zatrzymała dla siebie to co już wiedziała i co poniekąd ją tu przywiało - chaos panujący w przestępczym półświatku Ekradonu był komuś na rękę. Bardzo specyficznemu “komuś”. To była zresztą również osoba, której na rękę był jej los - oczywiście wersja oficjalna, a nie ta jej, prawdziwa.
        Skowronek zmieniła temat, teraz koncentrując się na Samielu we własnej osobie. Pozwoliła sobie na prywatny komentarz, który nie obszedł się bez riposty.
        - Oj wierz mi, ja również nie spodziewałam się spotkać tu nikogo znajomego. A ZWŁASZCZA ciebie - zapewniła, mocno akcentując, że Samiel znajdował się na bardzo odległej pozycji na liście osób, których by się spodziewała w Ekradonie. Jakoś nie kojarzyła go ze zleceniami w tym rejonie, choć wiedziała, że on jako wolny strzelec mógł pracować tak naprawdę wszędzie - nie ograniczały go rewiry. Zresztą to było to, co wkurzało większość tych, którzy chcieli go zwerbować albo zlikwidować - jego brak przewidywalności przeszkadzał w interesach, bo mógł naruszyć z trudem wypracowaną równowagę między lokalnymi siłami. Ot, polityka, nawet w takiej niby pozbawionej zasad dziedzinie jak przestępczość.

        Już w karczmie Skowronek przybrała postawę pozornie bierną i niezainteresowaną. Szła za Samielem przez pierwszą salę, rozglądając się tak po prostu, jakby niczego nie szukała tylko poznawała nowe, ale wcale nie takie inne od innych tego typu miejsce. Zwróciła jednak uwagę na to czy ktoś dziwnie na nich nie patrzy, gdzie znajdują się drzwi, okna, schody. Nie zostali z miejsca wzięci za intruzów, ochroniarze zajmujący jeden ze stolików obrzucili ich spojrzeniami jak zwykłych gości. Była Przyjaciółka zwróciła jednak uwagę na to, że mimo groźnej postawy i broni na podorędziu, panowie byli rozluźnieni, może nawet za bardzo – dobry ochroniarz nie powinien siedzieć w pracy, zwłaszcza przy stole, bo podniesienie się w razie nagłego ataku kosztowałoby go cenny czas, a w najgorszym wypadku mógłby nawet wyrżnąć łbem o blat. Ale to nie ona była tutaj od uczenia ich fachu - jedynie zarejestrowała ten fakt, by w razie czego móc go wykorzystać. W głębi ducha zakładała, że to bezpieczne miejsce, sprawdzone przez Samiela, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne.
        Podczas rozmowy z barmanem Skowronek pozostawała nieco z tyłu, nie wtrącała się - no bo i po co wciskać się między wódkę a zakąskę? Wymianę zdań śledziła jednak z zainteresowaniem. Łatwo można było wywnioskować, że jej srebrnowłosy znajomy przyjaźni się z właścicielką tego miejsca, a ten brzuchacz zza baru być może był tu nowy, skoro nie wiedział z kim ma do czynienia. Jego podejrzliwość była jednak dość słaba, skoro tak łatwo udzielił Samielowi informacji - nawet jeśli nie była to wiedza specjalnie cenna czy trudna do zdobycia. Elfka podążyła za swoim znajomym do wspomnianej drugiej sali, zerkając jeszcze przelotnie na barmana - to był ten moment, w którym powinien spojrzeć wymownie na wykidajłów, gdyby to był podstęp. Ten jednak wrócił do swojej roboty jakby nigdy nic, więc i elfka dała spokój swojej podejrzliwości.

        Radosna reakcja wspomnianej w rozmowie Amarillii sprawiła, że Skowronek nie powstrzymała się od uniesienia brwi - no proszę, kto by przypuszczał. Choć z drugiej strony kto bronił Samielowi posiadania atrakcyjnych koleżanek, które witałyby go z taką radością? Ba - z pewnością miał kilka wielbicielek w różnych częściach Alaranii. Ileż to kobiet lubowało się w złych chłopcach… Może ta tutaj do nich należała? Ciekawe czy ze sobą spali, czy to zwykła, niewinna sympatia? Aż Skowronka korciło, by to sprawdzić. Podeszła pół kroku bliżej, stając tuż obok zabójcy i spoglądając na Amarillię z niemym ostrzeżeniem - “wara, on jest mój”. Nie był, ale wyzywająca zazdrość powinna spotkać się z reakcją potencjalnej kochanki - tak najłatwiej było sprawdzić co ich łączyło. Po co była jej ta wiedza? Tak naprawdę to po nic - ot, zwykła babska ciekawość.
        O proszę, jak sobie rozmawiali, jakie wymowne spojrzenia między sobą wymieniali. Naprawdę musieli się dobrze znać. Tak, Skowronek była coraz bardziej pewna, że oni ze sobą spali. I co więcej mogłaby postawić pieniądze na to, że dla co najmniej jednej osoby w tej parze był to po prostu dobry interes… Jakiż ten świat bywa brutalny.
        - A zapraszasz? - Elfka sprawnie odbiła piłeczkę, gdy Samiel zapytał ją, czy będzie coś jadła. Zaraz uśmiechnęła się do niego, jakby wygrała właśnie rundkę w jakiejś ich grze. - Wezmę to samo - oświadczyła po chwili, odstawiając żarty i droczenie się na bok. - Zdam się na wybór stałego bywalca.
        A jednak nie mogła sobie odpuścić komentarza. Dobrze, że nie był specjalnie złośliwy - ot, zwykłe trzy grosze, by jej było na wierzchu. Ale później już sobie odpuściła i grzecznie poszła z Samielem do wybranego przez niego stolika. Nie zerknęła nawet za siebie, by przekonać się czy ta cała Ami się na nich nie gapi… No i co miałaby w oczach. Tak, to drugie ciekawiło ją chyba nawet bardziej, ale nie: lepiej nie przeginać.
        Już przy stoliku elfka zajęła miejsce naprzeciwko Samiela i oparła brodę na dłoni, patrząc na niego. Uśmiechnęła się, słysząc jego pytanie. Była ciekawa czy nie dotarły do niego wieści, że rozmawia z kimś, kto powinien nie żyć, czy też dobrze to ukrywał. Założyła, że raczej to pierwsze, bo umówmy się - ona ni była specjalnie ważna ani sławna, była tylko jednym z trybików w strukturach Przyjaciół, a z Samielem nie kumplowali się aż tak bardzo, by szukać o sobie wieści - to już ustalili wcześniej, na ulicy.
        - Och, nic szczególnego - rzuciła lekko. - Mała prywata, można powiedzieć… Gdzie cię nosiło przez ostatni rok? Zdaje mi się, że chyba nasze drogi się nie przecięły. Nie było cię tu ani na Wybrzeżu Cienia, hm?
        Jakie były szanse na to, że odpowie jej prawdę? Spore. Zdawało się, że póki co zachowywał się przy niej dość swobodnie, a takie pytanie nie powinno wydawać się podejrzliwe. Teraz mogła łatwo sprawdzić jego czujność w rozmowie. Czy odpowie jej wprost, czy będzie się rozwodził… no i czy zwróci uwagę na to, że tacy jak ona nie robili żadnej prywaty?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Pewnie, nie do końca podobał mu się ten karczmarz i to głównie dlatego, iż było on kimś nowym – przynajmniej według Samiela, który przecież w mieście tym ostatnio przebywał dobre trzy lata temu, może trochę mniej. Nie przepadał, gdy zmieniali się pracownicy w miejscach, które mógł bez zastanowienia się nazwać bezpiecznymi kryjówkami. Tyle dobrze, że właścicielka tego miejsca nadal była ta sama, co także tyczyło się kelnerek, przynajmniej tych, które zdążył zauważyć. Rozpoznawał je, chociaż z żadną nie zamienił więcej niż kilka słów, głównie związanych tylko z zamówieniem, które akurat składał jednej z nich lub, gdy przyszło mu pytać o to, gdzie aktualnie znajduje się ich szefowa, czyli właścicielka budynku… Po prostu był osobą, która nie lubiła takich zmian i od razu robiła się podejrzliwa co do takiej nowej osoby. Z drugiej strony, w tym konkretnym przypadku, Ami raczej ufała tamtemu brodatemu karczmarzowi i na pewno sprawdziła go, zanim zatrudniła go tutaj. A przynajmniej tak mu się wydawało, że to zrobiła. Mimo że mogła na taką nie wyglądać, to Samiel wiedział, że ma ona głowę na karku. Może później sprawdzi tego człowieka, ewentualnie po prostu zapyta o niego samą Amarillię. Tutaj również wiedział, że kobieta nie będzie go okłamywać, wątpił w to, żeby chciała zniszczyć ich relację, bo właśnie przez takie coś bez problemu mogłaby to zrobić.
Spotkanie z samą Ami i krótka rozmowa z nią przebiegła, mniej więcej, tak, jak się tego spodziewał. Chociaż zareagowała ona zbyt żywo na niego samego, gdy już go rozpoznała oczywiście. Elfka sama powinna wiedzieć, że Samiel nigdy nie przepadał za ściąganiem na siebie niepotrzebnej uwagi, a takie głośne przywitanie go mogłoby skutkować czymś takim. Na to, co zrobiła Skowronek, a zwłaszcza na jej niewypowiedzianą groźbę w oczach, Ami zareagowała podniesieniem jednej brwi, co dość wyraźnie było oznaką zaskoczenia, a także lekkim uśmiechem. Może relacja jej i Samiela była inna niż ta, o którą podejrzewała ich Skowronek? A może Ami spróbowała zamaskować prawdziwą reakcję i jednocześnie przyjęła też „wyzwanie”? Jeśli natomiast ktoś zapytałby o zdanie Samiela, to ten – jeżeli chciałby być szczery – powiedziałby, że kiedyś on i Amarillia dzielili przez jakiś czas jedno łoże, jednak teraz są to już dość dawne czasy. Ten ich… związek, chyba można to było tak nazwać, zakończył się raczej tak samo szybko, jak się zaczął, jednak nadal pozostali w dość dobrej relacji i może nawet byli dla siebie kimś w rodzaju przyjaciół. Nie pałali do siebie wrogością, co zresztą było widać nawet w czasie tej ich krótkiej rozmowy, a nawet ufali sobie. A sprawić, żeby Samiel komuś zaufał, było czymś dość trudnym. Był to długotrwały okres, w czasie którego to on sam chciał i musiał upewniać się, że dana osoba jest warta jego zaufania i niektórych sekretów, które znają tylko ci, których on może nazywać swoimi przyjaciółmi.
         – Pewnie, niech wszystko pójdzie na mój rachunek – odpowiedział, wcześniej wzruszył nawet lekko ramionami, co czasami robił, może nawet czasem zbyt często, więc można byłoby to nazwać jednym z jego niemalże nawyków. Powiedział to głosem, w którym ciężko byłoby szukać jakichś emocji, jednak jednocześnie miało się wrażenie, że w ogóle nie przeszkadzało mu, że zapłaci za czyjeś jedzenie. Znaczy… nie przeszkadzało mu, że zapłaci za jedzenie osoby, którą zna.
         – Nie nazwałbym siebie stałym bywalcem – odparł, co zresztą sprawiło, że Ami spojrzała na niego i to tak, jakby go za coś obwiniała. Może też była świadoma, że kimś takim nie jest i winę za to zrzucała właśnie na jego osobę. Wyłącznie na niego.
         – Chociaż kiedyś właśnie kimś takim byłeś – odezwała się nagle. W jej głosie było słyszalne to, że może nawet trochę żałuje, iż nadal tak nie jest. Samiel dokładnie pamiętał, na jakich warunkach zakończyła się ta ich „więcej niż przyjaźń” i co wtedy postanowili. Cały ten czas wydawało mu się, że oboje zgodzili się na to, co sobie postanowili i dlatego też nie wydawało mu się, żeby źle ją wtedy zrozumiał. Może Ami skrycie liczyła na to, że między nimi znów będzie tak, jak kiedyś było, ale przecież zawsze mogła mu o tym powiedzieć… w tamtym czasie. Myśl ta zasiała w jego umyśle nagłe ziarno niepewności, chociaż nadal wydawało mu się, że jest tak, jak mu się wydaje, że jest. Westchnął w myślach sam do siebie, ale mało brakowało, a zrobiłby to na głos. Wtedy doszedł też do wniosku, że mimo iż żyje już trzysta pięćdziesiąt lat, to nadal nie udało mu się zrozumieć kobiet.

Zostawił to w spokoju – może wróci do tego później, nie był pewien – i poszedł do stolika, który upatrzył już wcześniej. Usiadł przy nim, a Skowronek zajęła miejsce naprzeciwko. To dobrze, lepiej będzie im rozmawiać, a myślał, że mieli sporo do obgadania, jeżeli oboje będą chcieli opowiadać o sobie i tym czasie, który dzielił ich aktualne spotkanie od tamtego, w czasie którego widzieli się ostatni raz. Rozsiadł się nieco wygodniej na krześle, zanim zdecydował się odpowiedzieć cokolwiek na to, co powiedziała Skowronek.
         – Prywata? Przyjaciele pozwalają wam na coś takiego? - zapytał, może nawet nieco zaciekawiony, chociaż na pewno nie było niczego takiego w jego głosie. Samiel przyzwyczaił się, że jego głos, cóż, był bardzo oszczędny w emocje, ale zdecydowana większość jego rozmówców powiedziałaby nawet, że jest on ich pozbawiony. W końcu było trzeba rozmawiać z nim i przebywać w jego towarzystwie trochę dłużej, aby wyłapać to, iż jednak czasem takowe się tam pojawiają… ale nie zmieniało to faktu, że nawet wtedy dość trudno było je w nim wyczuć.
         – Zgadza się, do Ekradonu przybyłem pierwszy raz od dobrych dwóch lub nawet trzech lat nieobecności w mieście. Na terenie Wybrzeża Cienia też nie było mnie dość długo – odpowiedział jej. Może dzięki temu zdał sobie właśnie sprawę, że nawet o tym nie myśląc, zaczął odwiedzać te tereny, na których ostatnimi czasy w ogóle się nie pojawiał. Poza tym, Wybrzeże Cienia może nie byłoby też takim złym pomysłem po tym, jak już opuści Ekradon.
         – Co do tego, gdzie bywałem… Błąkałem się trochę po świecie, chociaż jedno zlecenie sprawiło, że na dłużej zatrzymałem się na terenie Wodospadu Snów i w okolicy. Później, przez większość tego roku prawie okrążyłem Góry Dasso i Szepczący Las, co właściwie zauważyłem po dość długim czasie, a wcześniej po prostu przemieszczałem się od jednego miasta do drugiego, czasem brałem jakieś zlecenia, a czasem po prostu odpoczywałem chwilę i szedłem dalej… Aż w końcu wylądowałem w Ekradonie, przynajmniej tutaj wiedziałem, gdzie chciałem się udać. Resztę historii już raczej znasz – opowiedział jej pokrótce o swoim roku, a przy wypowiadaniu ostatniego zdania uśmiechnął się nawet lekko. Pominął wiele rzeczy, bo niektóre niekoniecznie były warte, żeby o nich mówić, a inne wolał zachować dla siebie. Przynajmniej teraz.
         – Jak już o tym rozmawiamy, to też zapytam. Jak tobie minął ten rok? - odparł, właściwie odbijając pytanie, ale liczył na to, że skoro on odpowiedział jej zgodnie z prawdą, to ona też, raczej, nie będzie go okłamywać. Nie będzie miał za złe tego, że także postanowi zachować część rzeczy dla siebie, bo przecież on też to zrobił, ale wolałby, żeby też obdarzyła go odrobiną zaufania, co on przed chwilą zrobił względem niej. Zrobił to głównie przez to, że nie są sobie nieznajomymi, chociaż minęło już sporo czasu od ich ostatniego spotkania.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        No, szturchaniec zadziałał - Skowronek widziała, że nawet jeśli Samiel zachowywał się spokojnie to jego koleżanka jednak podjęła rękawicę. I zależało jej na zabójcy, to było widać. Elfce zaś… ona po prostu lubiła się drażnić, a gdyby teraz ktoś pomyślał sobie za wiele to przynajmniej nie byłoby wstydu - akurat podejrzenia o bycie kochanką tego konkretnego zabójcy to wręcz komplement. Pewnie połowa kobiet chciałaby ją zabić z zazdrości.
        Elfka mimo wszystko nie spodziewała się, że Samiel tak bez problemu zgodzi się by zapłacić za jej kolację - to nie była taka kwota, by miała go zrujnować, ale to był tylko żart, wydawało jej się, że w miarę wyraźny… Ale narzekać na zamierzała - zawsze to miło, gdy mężczyzna zaprasza na kolację, rzadko jej się coś takiego zdarzało. Czyżby ten białowłosy zabójca miał więcej klasy i sympatii do niej niż się spodziewała?
        Oho, ale siadło! Ale się karczmarka obraziła na zabójcę - cudowne, Skowronek nie musiała nic robić, on sam ukręcił na siebie bat. Czyli jednak nie myliła się, coś ich łączyło i chyba tej paniusi tego brakowało… Oj biedactwo. Ale byłej Przyjaciółce wcale nie było jej żal - jak chce się faceta utrzymać to trzeba się starać a jak się nie da to trzeba przyjąć to z honorem. Uśmiechnęła się więc do niej tajemniczo - z troską czy szyderą, naprawdę nie dało się poznać - po czym już poszła z Samielem do “jego” stolika. Teraz mogli sobie pogadać w cztery oczy.

        Skowronek uśmiechnęła się tajemniczo – jednak zabójca był czujny.
        - Na pewnym poziomie znajomości można wszystko – oświadczyła, jakby była z siebie trochę dumna, że robiła “prywaty”. Nie dodała, że ten jej „poziom znajomości” oznaczał, że została uznana za martwą, więc nikt nie może jej nic kazać, bo tak naprawdę i wcześniej miała odrobinkę wolności. Może powinna bardziej zaufać Samielowi, może powinna mu więcej mówić wprost... Ale była ostrożna. W końcu przygotowywała się do czegoś dużego i jeśli teraz zawali to nie będzie miała drugiej szansy. A szkoda, by taka przygotowana na zimno zemsta miała się... zmarnować.
        O, i jak o marnowaniu mowa - właśnie przyniesiono jedzenie. Przed Skowronkiem i Samielem stanęły dwie identyczne porcje bitek i czerwone wino. Elfka nie powstrzymała się przed zaciągnięciem się upojnym zapachem. Już po samej woni dało się ocenić, że danie było szczodrze przyprawione i pewnie będzie całkiem niezłe w smaku. Chętnie sięgnęła po sztućce. Walczyła ze sobą, by zamienić talerze swój i swojego rozmówcy, ale uznała, że to byłaby tylko zbędna pokazówka - on pewnie wiedział, że była odporna na trucizny, a jej nie zależało na tym, by go w razie czego załatwić przeznaczonym dla niej strzałem. Dlatego była Przyjaciółka zabrała się ta po prostu do jedzenia, kontynuując przy tym rozmowę. Zagaiła o jego niedawną historię i wbrew pozorom słuchała z uwagą – tylko czasami kontrolnie zerkała na talerz, ale poza tym wzrok miała utkwiony w nim, nawet gdy brała jedzenie do ust.
        - Czyli rozumiem, że nic spektakularnego ostatnimi czasy – podsumowała. Cóż, i tak bywało, czasami zlecenia były zbyt rutynowe i za mało ciekawe, aby się nimi przejmować. Prawie jak w pracy zwykłego rzemieślnika, o ironio!
        Tymczasem Samiel odbił piłeczkę i zapytał co się u niej w tym czasie działo, lecz Skowronek była już na to przygotowana. Zwlekała, ale nie przez brak gotowej odpowiedzi: po prostu nie przeszkadzała sobie w jedzeniu i najpierw przeżuł nim się odezwała. Ba, nawet wcześniej upiła łyk wina, by przepłukać sobie usta.
        - Cóż… na ukrywaniu się – oświadczyła z bezczelną szczerością i szerokim uśmiechem. O dziwo teraz nie kłamała, choć i nie zamierzała powiedzieć całej prawdy.
        - Wiesz... Cóż, zawaliłam pewne zlecenie. Nie do końca z mojej winy, po prostu sprawa wymknęła się spod kontroli. Miałam przeciwko sobie innego Przyjaciela, a poza tym coś, co miało być tylko rodzinnym zatargiem, przybrało rozmiarów międzynarodowego skandalu. Tak jakby… zleceniodawca sam nie wiedział w co nas wpakował. Ja starałam się doprowadzić sprawę do końca, bo w końcu z tego słyniemy, ale Mistrzowie kazali się wycofać i zaszyć. Więc większość czasu się obijałam. Miałam niewielką robótkę na Wybrzeżu Cienia właśnie, ale to była taka typowa eksterminacja, jak dla początkujących. Dopiero teraz wyszłam trochę spod kamienia – podsumowała. Znowu wróciła do jedzenia, jasno dając Samielowi do zrozumienia, że nie zależy jej na szybkiej pogawędce. Miała dla niego całą noc, wszystko zależało więc od tego ile czasu on miał dla niej - mógł ją popędzać. Choć ona spodziewała się, że tego raczej nie zrobi.
        - Pamiętasz, gdy Przyjaciele chcieli cię zwerbować? - zapytała, jakby wracała myślami do wspólnych wspomnień, równie prostych i nostalgicznych co chodzenie do tej samej klasy w dzieciństwie. - Pamiętam jak wtedy skończyli - dodała z rozbawieniem, po czym włożyła sobie do ust kęs bitek i zaczęła go przeżuwać, bardzo uważnie przyglądając się Samielowi. Zastanawiała się nad czymś, to było widać w jej oczach. Albo po raz kolejny grała.
        - A gdyby zaproponowali ci jednorazowe zlecenie, poszedłbyś na to? - zapytała. - Tak jak każde inne zlecenie: dostajesz cel, wytyczne, zaliczkę, a resztę płatną po robocie. Czy tak bardzo sobie przerąbaliśmy, że nie chcesz z nami mieć nic do czynienia?
        Samiel pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo podchwytliwe było pytanie Skowronka.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Och, a Ami ich obserwowała! Znaczy, jakby ktoś na nią spojrzał, to wyglądałoby to tak, jakby przyglądała się każdemu z zajętych stolików w drugiej sali, a także osobom, które je zajmują, jednak wystarczyło przyglądać się jej dłużej, żeby ujrzeć, iż w rzeczywistości są to tylko pozory, a ona tak naprawdę stara się jak najdłużej patrzeć w stronę tylko jednego z nich. Oczywiście był to ten, przy którym siedzieli Samiel i Skowronek, którzy teraz cały czas zajęci byli rozmową. Chciałaby być na miejscu tamtej i tak sobie rozmawiać z zabójcą? Wmawiała sobie, że nie, jednak wiedziała też, że prawda jest trochę inna i w rzeczywistości stara się okłamywać samą siebie.
         – Cóż, każda organizacja rządzi się własnymi zasadami – odpowiedział kobiecie. Nie, żeby takimi zasadami szczególnie się interesował, co może zmieniłoby się, gdyby kiedyś planował dołączyć do jednej z takich grup. Był doskonale świadom tego, że gdyby zaczął ogłaszać, że planuje zmienić swoją pozycję samotnika na kogoś, kto znajdzie się w szeregach organizacji zrzeszającej skrytobójców, to szefowie każdego – czy to mniejsze, czy większe – zaczęliby starać się o to, żeby ktoś taki jak on, znalazł się właśnie u nich. Może nawet zaczęliby się wzajemnie wybijać… Nie wątpił w to, że byłoby to dość ciekawe przedstawienie, jednak jednocześnie nie planował też rozsiewać takich plotek, bo zwyczajnie podobało mu się to, że ograniczają go właściwie wyłącznie te zasady, które sam sobie ustali. No i nie chciał też mieć nad sobą kogoś, kto miałby nad nim w pewnym stopniu władzę. Nad nim i nad tym, co robił, a czego nie robił – coś takiego nie miało miejsca, gdy pracował samotnie i sam decydował też o tym, jakie zlecenia chce wziąć, a jakich nie chce. Tak, po prostu po tych wszystkich latach bycia wolnym strzelcem, zdecydowanie wolał kontynuować taki żywot, niż nagle zmieniać go i dołączać do jednej z grup zajmującej się pozbywaniem się innych na zlecenie. Poczuł też w końcu na sobie czyiś wzrok i miał już nawet pewne podejrzenia, jednak gdy tylko spojrzał w stronę Amarilli i ich spojrzenia spotkały się, kobieta tylko uśmiechnęła się do niego i wróciła do tego, czym akurat się wtedy zajmowała. Udawała, że jest zajęta i że bacznie obserwuje całą salę.
Gdy opowiadał Skowronkowi o tym, co działo się u niego ostatnio, jedna z kelnerek przyniosła im jedzenie. Samiel spojrzał na danie, jednak nie przerwał mówienia – miał zamiar dokończyć krótką opowieść, zanim zabierze się za swoją porcję. Gdy skończył, najpierw upił niewielki łyk wina, żeby zwilżyć usta i gardło, dopiero później chwycił sztućce i zabrał się za jedzenie. Potwierdzające kiwnięcie głowy musiało wystarczyć za odpowiedź na jej słowa, chociaż już chwilę później zabójca postanowił zadać jej podobnie pytania do tego, które on sam usłyszał z jej ust.

Spojrzał na nią, gdy odpowiedziała mu tak krótko, zaledwie kilkoma słowami. Spodziewał się, że usłyszy od niej więcej i tak rzeczywiście się stało, bo Skowronek rozwinęła to jedno zdanie.
         – Czasem w życiu każdego zabójcy potrzebne są takie najprostsze zlecenia, od których kiedyś się zaczynało. Nawet mi zdarza się raz na jakiś czas takie przyjąć… żeby może trochę odpocząć od tych trudniejszych i bardziej wymagających – odpowiedział jej. Już w myślach dopowiedział sobie, że z tych łatwych wynosi się też mniejszą nagrodę, jednak akurat jemu to nie przeszkadzało. Miał oszczędności, sporo oszczędności, które trzymał w kilku bankach rozsianych po całej Środkowej Alaranii. Byłby głupcem, gdyby nosił przy sobie wszystko to, co udało mu się zarobić przez te wszystkie lata, w których zajmował się pracą zabójcy. A on taki nie był, dlatego też większa część jego majątku była dobrze zabezpieczona pod postacią kamieni szlachetnych, które może wypłacić właściwie w każdej chwili i często też na miejscu wymienić je na rueny. Nie był też osobą, która chwali się tym, ile to on ma pieniędzy, dlatego tak naprawdę niewiele osób wiedziało o tym, że udało mu się zatrzymać przy sobie znaczną sumę z tych wszystkich – większych i mniejszych – zleceń, których się podjął. Jego ubranie też mogłoby na to nie wskazywać, ale tutaj bardziej chodziło o to, jak dany ubiór się sprawdza. Skórzana kurtka, spodnie i buty do pewnego stopnia chroniły jego ciało, a jednocześnie zapewniały też odpowiednią swobodę ruchów i były też tak często spotykane na ciałach ludzi, elfów i innych, że nie przyciągał niepotrzebnej uwagi wyłącznie tym, w co akurat był ubrany. Co prawda, niespotykany kolor włosów, oczu albo nawet sam wzrost już mógł to zrobić, jednak nawet to nie przeszkadzało w ukryciu się w tłumie, jeżeli akurat znało się odpowiednie techniki i wiedziało się też, jak je wykorzystać.
         – Pamiętam. Te próby werbunku, które przebiegały „ciekawiej” niż inne, jakoś łatwiej zapisują mi się w pamięci i zostają tam też o wiele dłużej – odparł, a nawet uśmiechnął się lekko, chociaż wyglądało to bardziej, jakby uśmiechał się do wspomnień, a nie do osoby, która siedziała przed nim.
         – I wtedy podjąłem też dobrą decyzję, gdy postanowiłem, że cię nie zabiję i, że w moim imieniu przekażesz im wiadomość. Wiem, że przekazałaś im to, co miałaś wtedy przekazać, bo później, przez cały ten czas, już ani razu nie próbowali ponownie – dopowiedział. Innym powodem był też sam fakt tego, że nie przepadał za zabijaniem dzieci, a właśnie kimś takim wtedy była Skowronek. Później wyrosła na piękną i niebezpieczną kobietę, ale wtedy była tylko dzieciakiem. Może ciekawiło go też na kogo wyrośnie i jak tamta akcja z werbunkiem wpłynie na nią? Wtedy na pewno to wiedział, jednak teraz nie miał pewności. Był natomiast pewien tego, że w tamtym czasie podjął – według niego – słuszną decyzję. Spojrzał też na nią, kolejny raz zresztą, dlatego zobaczył, że się nad czymś zastanawia. Wydawało mu się nawet, że wie, o co może chodzić. Może myśleć o tym, czy na pewno chce go zapytać o coś, o czym właśnie myśli.

Zanim jej odpowiedział, dokończył przeżuwać kęs jedzenia, który akurat wylądował w jego jamie ustnej w momencie, w którym Skowronek zdecydowała się odezwać. Ta krótka cisza pozwoliła mu też na to, żeby przemyśleć odpowiedź, bo to właśnie od jego słów może sporo zależeć.
         – Gdyby ta propozycja padła z ust innego Przyjaciela, najpewniej od razu bym ją odrzucił – powiedział jej od razu. Była to szczera prawda, bo pozostali byli dla niego wyłącznie ugrupowaniem zabójców, które w dodatku stosowało specjalne metody, dzięki którym mogli zatrzymać przy sobie tych, którzy raz do nich dołączyli. A poszczególni członkowie byli dla niego po prostu nieznajomymi należącymi do organizacji, za którą zwyczajnie nie przepadał, co zresztą i tak tyczyło się zdecydowanej większości tych, które próbowały go zwerbować, a ich członkowie chcieli go zabić tuż po tym, jak im odmówił.
         – Jednak padła ona z twoich ust, a z tobą… cóż. Z tobą sprawa wygląda trochę inaczej – dopowiedział, ale nie określił jeszcze jednoznacznie tego, czy chciałby pomóc, czy niekoniecznie. Sam w dalszym ciągu nie był tego pewien, ale przecież miał też zamiar poszukać sobie jakiejś roboty – tymczasem potencjalna praca znalazła jego, w dodatku prawdopodobnie współpracowałby z osobą, którą poznał już wcześniej.
         – Hmm… Mogłabyś zdradzić trochę więcej szczegółów? Nie ukrywam, że takie informacje w jakiś sposób na pewno wpłynęłyby na moją decyzję – zaproponował. Mógłby wpakować się w niewiadomą, to akurat nie było dla niego jakimś dużym problemem, jednak robił to chętniej, gdy akurat pracował sam albo z kimś, kto także był wolnym strzelcem.
         – Na pewno pozytywnie na moją decyzję wpłynęłoby też to, że uznamy, że współpracuję tylko z tobą, a nie z całą organizacją Przyjaciół – dodał na koniec, to już musiał skwitować uśmieszkiem, który tym razem na pewno przeznaczony był właśnie dla Skowronka.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek niestety gdy zajmowała miejsce przy stoliku, musiała wybierać - albo będzie wygodnie patrzyła na Samiela, albo na jego znajoma karczmarkę, bo nie dało się postawić krzesła tak, aby widzieć i jedno i drugie. Co oczywiste, wolała mieć lepszy kontakt z nim, bo w końcu mieli trochę do pogadania i bądź co bądź on był bardziej interesujący… Ale chciała, bardzo chciała zobaczyć minę tamtej laluni - była pewna, że nadepnęła jej na odcisk. Nic to, jeszcze będzie okazja. Skowronek czuła, że nawet jeśli teraz nie dogada się z zabójcą to ich drogi nie rozejdą się tak po prostu.
        Jedzenie było przednie, a elfka była głodna - cóż, sporo czasu spędziła tego dnia na robocie, a wtedy nigdy nie było czasu na porządny posiłek. Fakt, że nie mogła być też z pustym brzuchem, by upokarzające burczenie jej nie zdemaskowało, ale kolacja była bardzo mile widziana. Dlatego była Przyjaciółka jadła całkiem chętnie, choć nie łapczywie - w końcu miała jakąś klasę. Prowadzona przez nich pogawędka dawała idealną okazję i na jedzenie i na robienie sobie w trakcie przerw - nie za długich i nie za krótkich.
        - Hm, cóż. - Skowronek wyglądała na rozbawioną tą sugestią, że ona mając te kilkanaście lat mogła cokolwiek wskórać u Mistrzów. - Chyba powinnam ci w takim razie podziękować? Choć może już to kiedyś zrobiłam? - zastanowiła się na głos, teatralnie podnosząc przy tym wzrok ku sufitowi. - Ach, to było tak dawno temu, że już nie pamiętam. Ale popieram, to była dobra decyzja - zgodziła się w końcu z trochę złośliwym uśmiechem. Pewno, że taka smarkula jak ona nie miała żadnego posłuchu u przełożonych i mogła jedynie poświadczyć, że Samiel wykończył jej kumpli podczas nieudanej próby werbunku, przeważała więc siła argumentów nie jej, a białowłosego zabójcy, który przed nią siedział. Ale to detale, zaszłości, teraz już niezbyt ważne. Ważniejsze było to, że mogli teraz ubić jakiś interes, choć elfka dość długo (jak na nią) zastanawiała się czy w ogóle temat podejmować.

        - Z całym szacunkiem - wtrąciła się Samielowi, gdy ten zaczął udzielać jej odpowiedzi. - Wydaje mi się, że z innym Przyjacielem byś nawet nie gadał. Daj mi możliwość myśleć, że jestem wyjątkowa - dodała, jakby sępiła od niego komplementy. Później uśmiechnęła się i już pozwoliła mu mówić, nawet zachęcając go subtelnie gestem. Zabójca zaraz zaczął mówić o niej jakby była specjalne - pewnie z własnej inicjatywy, mając te zdania w głowie już wcześniej, a nie przez jej wtrącenie, ale i tak się liczyło. Elfka lekko zmrużyła oczy, bo wiedziała, że jej szeroko pojęta wyjątkowość wcale nie gwarantowała, że odpowiedź będzie twierdząca. Twierdząca i na dodatek zgodna z jej oczekiwaniami, bo wbrew pozorom wcale nie chciała słyszeć, że on pracowałby dla jej organizacji. Chodziło o coś ciutkę innego… Może nawet większą ulgę poczułaby słysząc “mowy nie ma, nie układam się z Przyjaciółmi”. Mogłaby mu wtedy powiedzieć, że już nie jest jedną z nich. Ale dobrze, niech mówi. Ostrożnie ważył słowa i trochę mu to zajmowało.
        Uśmiechnęła się tajemniczo, unikając póki co odpowiedzi na pytanie o szczegóły. Widziała, że i on zachowuje się z większą rozwagą, a choć chciała się droczyć, to może lepiej pomilczeć. Instynkt mówił jej, że to byłaby słuszna droga i jak zawsze ja nie zawiódł: Samiel powiedział w końcu coś, co sprawiło, że zaufała mu bardziej. Mógł blefować, jasne, ale wyglądało na to, że był do tej pory w stosunku do niej wyjątkowo prawdomówny. To była zresztą póki co czysto hipotetyczna rozmowa.
        - Och, żadnych szczegółów. - Lekceważąco machnęła uzbrojoną w widelec ręką. - To tylko teoria. Ale miło mi słyszeć, że wolisz pracować ze mną niż z Przyjaciółmi. Wiesz jakie komplementy mówić kobiecie - dodała z odrobinę tajemniczym uśmiechem. - Nie sądzisz jednak, że bycie, hm… podwykonawcą roboty może zepsuć twoją reputację?
        Elfka dała Samielowi chwilę na udzielenie odpowiedzi, samej w międzyczasie wracając do jedzenia kolacji.
        - W sumie chyba nigdy nie podejmowałeś decyzji na podstawie tego jak ona wpłynie na opinię innych o tobie, prawda? Byle widzieli w tobie fachowca w twojej branży. W przeciwnym razie nie poszedłbyś z nami na ostre… Choć i tak mogło być znacznie gorzej. Mogłeś mieć z nimi otwartą wojnę zamiast skrywanej niechęci. A to mogłoby się skończyć różnie - zauważyła, jakby za tym zdaniem kryło się coś więcej, znacznie więcej.
        - Swoją drogą - nagle jakby zmieniła temat. - Powiem ci coś, ale to niepotwierdzone informacje. Tylko wiesz, z gatunku tych, że wszyscy się czegoś spodziewają, ale nie mają dowodów i mogą tylko czekać aż szambo wybuchnie. Mistrzowie z tego co wiem planują chyba objąć jakieś terytorium, by przestać się użerać z pozwoleniami od lokalnych tuzów. Nawet nie wiesz ile było cyrków, jak ostatnio miałam do zrobienia zlecenie w Trytonii. Robota była na terenie Mant, może kojarzysz ten gang? Musiałam pracować z ich informatorem… Na Prasmoka, gorszego szajbusa nie spotkałeś w całym swoim życiu, gwarantuję ci to. Chyba to był ten kamyczek, który w końcu przeważył - podsumowała.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Jedzenie było dobre. Naprawdę. Mimo że nie było czymś wyszukanym albo drogim, a raczej bardziej było to danie, które mogłoby kojarzyć się z tym właśnie miastem, regionalne. Odpowiednia mieszkanka przypraw dodana do mięsa sprawiała, że doznania smakowy były o wiele lepsze. Samiel aż przypomniał sobie, jak pierwszy raz spróbował tego dania, co, cóż, stało się również właśnie w tym miejscu, w tym konkretnym budynku. Domyślał się, że szef – albo szefowa – kuchni może być kimś innym niż osoba, która przygotowała to danie dla niego tak wiele lat temu. Tamten mężczyzna był człowiekiem, a ten dzień miał miejsce tak dawno, że zabójca wątpił w to, żeby tamten szef kuchni nadal żył i gotował dla gości „Dębowej Karczmy”. Bardziej prawdopodobne było, że mógł on należeć do rodziny kucharzy, w której ci przekazywali sobie przepisy z pokolenia na pokolenie, więc może teraz bitki wołowe przygotował ktoś, kogo tamten mężczyzna mógł być po prostu przodkiem.
         – Nie jestem pewien… Wydaje mi się, że nie miałaś okazji tego zrobić – odparł, gdy Skowronek wspomniała o podziękowaniach. Co prawda tamto spotkanie, w czasie którego zabił tych Przyjaciół, którym towarzyszyła, nie było ich ostatnim, bo jakiś czas później przypadkowo trafili na siebie raz jeszcze, jednak wydawało mu się, że wtedy – zwłaszcza, gdy mieli okazję trochę porozmawiać – też mu nie podziękowała za to, że postanowił pozostawić kogoś przy życiu, a nie zabijać całą grupę. Wcześniej już przypomniał sobie, że nie przepadał za pozbawianiem życia dzieciaków, więc to najpewniej także miało pewien wpływ na decyzję, którą wtedy podjął… ale chciał też przekazać jakoś wiadomość tym, którzy chcieli go zwerbować.
         – Chyba, że za swego rodzaju podziękowanie za darowanie życia uznamy to, że dostarczyłaś moją wiadomość swoim Mistrzom – dopowiedział i nawet wzruszył lekko ramionami. Jemu nie przeszkadzałoby, gdyby tak zrobili, poza tym nie brzmiał też jak osoba, która oczekiwałaby jakichś podziękowań, bez różnicy, jaka byłaby ich forma. Właściwie, z tym swoim głosem pozbawionym emocji mógł w ogóle nie brzmieć jak osoba, co zresztą i tak rozmówcy wytykali mu dość często, chociaż głównie ci, z którymi rozmawiał pierwszy raz, nie znali go i też zamienił z nimi więcej niż kilka słów. Z drugiej strony, tym znającym go czasami też przeszkadzał ten wytrenowany brak emocji w głosie, nawet jeśli wiedzieli, że taki sposób mówienia jest już od dawna dla niego czymś właściwie naturalnym.

         – …Chyba możesz mieć rację – odpowiedział po chwili. Teraz też zaczął sądzić, że gdyby jakiś inny Przyjaciel podszedł do niego i zaproponował rozmowę, on od razu zbyłby go jakimiś słowami albo w ogóle zignorował i poszedł sobie dalej. Można było uznać, że pod tym względem Skowronek faktycznie była kimś wyjątkowym, ale to również zasługa tego, że dla niego nie była ona losowym i nieznajomym członkiem tego ugrupowania. Znał ją, chociaż tylko trochę, ale i tak znał.
         – Bo jesteś taka, pod pewnymi względami przynajmniej – dopowiedział jeszcze i nawet uśmiechnął się na krótką chwilę. Z daleka mogło to wyglądać jak zwyczajny, bliżej nieokreślony grymas, jednak jego rozmówczyni na pewno zdążyła dostrzec ten cień uśmiechu. Cóż, może Leila zmieniła go trochę, może przebywanie w jej towarzystwie sprawiło, że zaczął inaczej patrzeć na to całe okazywanie emocji i otwartość z tym związaną. Znaczy… nie, żeby miał od razu się zmienić, bo wątpił w to, żeby było to możliwe, jednak może za jakiś czas zamiast być kimś, kto w ogóle nie okazuje emocji, będzie on kimś, kto to robi, ale naprawdę oszczędnie i możliwe, że tylko przy osobach, które zna. Sam właściwie nie wiedział, czy tego chce, więc może kiedyś, gdy będzie miał taką możliwość, na poważnie zastanowi się nad tym i wtedy podejmie też decyzję.
         – No tak, bo niby należysz do organizacji, za którą raczej nie przepadam, ale jednocześnie jesteś też właściwie jedyną osobą stamtąd, którą udało mi się poznać nieco lepiej, więc… hmm… możemy uznać, że dla mnie nie jesteś wyłącznie członkiem Przyjaciół, lecz także znajomą mi osobą. Także, jeśli mówimy o pracowaniu z tobą, to bardziej patrzę na to, że w takiej sytuacji współpracowałbym ze znajomą, a nie z kimś, kto należy do grupy, z którą niekoniecznie się lubię – odparł, może trochę tłumacząc też to, czym kierował się przy wypowiadaniu wcześniejszych słów. Nie był też pewien, czy w ten sposób przekazał jej dokładnie to, co chciał – możliwe, że tak nie było, jednak nie znalazł też lepszych słów. Na jej następną wypowiedź wzruszył tylko ramionami.
         – Zdarzało mi się już niejednokrotnie współpracować z kimś, kto należał do jakiejś grupy zajmującej się zabijaniem na zlecenie i nigdy nie przejmowałem się czymś takim – odparł i wzruszył ramionami ponownie, chociaż tym razem było to lżejsze i przez to mniej zauważalne. Co prawda, on i Skowronek nie znali się zbyt dobrze, ale właśnie teraz odniósł wrażenie, że ta kobieta może wiedzieć o nim więcej, niż on wie na jej temat.
         – Mhm, masz rację. Zawsze po prostu robiłem to, w czym okazało się, że jestem dobry. A reputacja? Nigdy nie pracowałem tak, żeby każde zlecenie przynosiło mi jak najwięcej rozpoznawalności. To przyszło samo i rosło, im więcej zadań brałem na siebie i im lepiej, szybciej i dokładniej je wykonywałem – odpowiedział. Na początku planował, że tylko się z nią zgodzi i nie powie na ten temat nic więcej, jednak chwilę później postanowił, że coś doda. Coś, co było prawdą, bo on rzeczywiście nigdy nie interesował się opiniami innych na swój temat. Znaczy… wiedział o tym, że na temat jego osoby krążą różne plotki, opowieści i inne takie, które nie dość, że przynoszą mu rozpoznawalność, to także budują jego reputację. Wiedział o tym, ale od samego początku niespecjalnie dbał o to, żeby samemu w pełni wpływać na to, jak jest postrzegany jako zabójca. To przyszło samo z siebie i zamierzał to tak zostawić do samego końca.
         – To nie jest tak, że z własnej inicjatywy zabijam tych rekruterów. Jeżeli ci nie mają rozkazu, żeby zabić mnie, gdy im odmówię, to rozstajemy się w pokoju… Ale na palcach obu dłoni mógłbym policzyć te organizacje, w przypadku których odmowa nie kończyła się walką. Z takimi grupami mam też nieco lepsze stosunki niż z tymi, których posłańców musiałem zabijać – odparł i nawet uśmiechnął się lekko, może tym razem do wspomnień. Nie było tak, że nagle obrazy z tych wszystkich zdarzeń zalały jego umysł, a bardziej wyglądało to tak, że pojawiło się tam ich kilka, z czego wszystkie dotyczyły wyłącznie tych spotkań, które nie zakończyły się śmiercią.
         – Przyjaciele, na szczęście dla nich, wybrali drugą możliwość i zrozumieli, że najlepiej będzie, jeśli zostawią mnie w spokoju – dodał jeszcze. Nie przepadał za przechwalaniem się umiejętnościami, jednak był pewien, że gdyby tamci wypowiedzieli mu wojnę – on sam kontra cała organizacja – to i tak skończyłoby się na tym, że to oni zostaliby osłabieni – poważnie lub mniej poważnie, w zależności od tego, jak długo zdecydowaliby się ciągnąć ten konflikt – a on raczej przeżyłby to starcie, które zaowocowałoby też masą nowych wieści, plotek, informacji i opowiastek na temat jego i Przyjaciół. Później nadstawił uszu i słuchał uważnie, gdy dzieliła się z nim nowymi informacjami.

Przymknął na chwilę oczy, gdy Skowronek wspomniała o Mantach. Wyglądał, jakby nagle nawiedziło go jakaś nieprzyjemna retrospekcja i łatwo było domyślić się, że była ona związana właśnie z tym gangiem.
         – Kojarzę ich, niestety – odparł, co tylko potwierdziło to, że nie tylko zdarzyło mu się spotkać kogoś od nich albo nawet współpracować z nimi, ale także nie miał dobrych wspomnień z tymi osobnikami.
         – Wydaje mi się, że każda Manta jest mniej lub bardziej chora psychicznie. Co prawda, minęło sporo czasu od dnia, w którym pracowałem z członkiem tego gangu, jednak wydaje mi się, że akurat ta jedna rzecz jest u nich niezmienna – dopowiedział. Sprawiał też wrażenie osoby, która niekoniecznie chciałaby mówić o przed chwilą wspomnianej współpracy z Mantami i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że właśnie to może sprawić, iż jego rozmówczyni jeszcze bardziej zainteresuje się tym. Ech, oby tak się nie stało.
         – Ale… Właściwie, dlaczego mnie o tym informujesz? Wolni strzelcy niekoniecznie przejmują się tym, na czyim terenie aktualnie wykonują zlecenie, przynajmniej nie wtedy, jeżeli wiedzą, jak o siebie zadbać – odezwał się po tym, jak upił niewielki łyk wina. Mógłby też dodać coś o tym, że on do takowych należy, a dodatkowo gangi i grupy zabójców wiedzą też, że nie powinny z nim zadzierać – chociaż to nie zawsze sprawia, że zostawiają go w spokoju – ale nie zrobił tego. Podchodziłoby to już pod przechwałki, a on nie był osobą, która coś takiego robiła.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek uśmiechnęła się – oczywiście, że wtedy nie podziękowała. I nie zrobiła tego również przy ich kolejnych spotkaniach, a co więcej: teraz również nie zamierzała. Po co się roztkliwiać nad dawnymi czasami? A poza tym… ona i tak nie zwykła dziękować i przepraszać, jej duma na tym cierpiała. Dlatego podobała jej się propozycja Samiela, by za podziękowania uznać jej rozmowę z Mistrzami – to już było dawno, a ona tak po prawdzie zrobiłaby to i bez jego zachęty, bo w końcu jakoś musiała wyjaśnić, że wyszli grupą, a wróciła sama, choć była najsłabsza z grupy.
        - Podoba mi się twoje podejście do sprawy – zapewniła. – Takie… praktyczne.
        Wbrew pozorom nie były to puste słowa. Skowronek może nie piała z zachwytu jak jakaś smarkula, nie był to też komplement na stopie prywatnej – można powiedzieć, że doceniała jego profesjonalizm i zimną krew. Nie dawał się rozproszyć zbędnym emocjom. Ciekawe jak by zareagował, gdyby rzuciła w niego kieliszkiem? Niejednego by trafiła, bo miła rozmowa już by ich rozkojarzyła, ale Samiel chyba by się uchylił. Nie dało się go rozproszyć pięknymi uśmiechami i komplementami. I tak, Skowronek troszkę to miała na celu, bo choć już nie pierwszy raz ze sobą rozmawiali i nawet wykonywani różne zlecenia, taka była jej natura, że lubiła zaczepiać i prowokować mężczyzn. I tylko raz źle na tym wyszła. Choć patrząc na to, że dzięki temu ma nieustraszoną krowią towarzyszkę… Ale nie, to jednak nie rekompensowało tego, co przeżyła w tym mieście poprzednim razem. Ciekawe czy “U kochanej teściowej” nadal stała tamta szafa z kieckami. Korciło ją by sprawdzić, ale wiedziała, że natychmiast zostałaby wtedy rozpoznana - za duże ryzyko, wolała tego uniknąć. Nie mogła sobie pozwolić teraz na robienie głupot.

        - Och, jaki ty miły – westchnęła teatralnie. – Wiesz jak uszczęśliwić kobietę.
        Przyznanie, że była wyjątkowa, nie było tak cenne jak samo to, że zabójca się uśmiechnął – elfce wydawało się, że trudniej go do tego zmusić, w końcu wcześniej próbowała. A nie dość, że okazało się to być w miarę łatwe to jeszcze jego uśmiech wyglądał szczerze. Czyżby ją lubił? Nie, to byłoby naiwne, nieważne jak na to patrzeć – ona wyszłaby na głupiutką gąskę, gdyby tak myślała, a on… Nie, po prostu w tej branży nie ma sympatii. Można się dogadywać, można do kogoś mieć zaufanie na poziomie załatwiania interesów, ale lubienie kogoś na stopie prywatnej mogło przynieść tylko kłopoty – przyjaciele, rodzina, kochankowie to zawsze są słabe punkty, miękkie podbrzusze, które łatwo ugodzić.
        - Nie, nie, nie, nie - przerwała mu pośpiesznie, choć mówiła cicho. To nie powstrzymało go przed dokończeniem zdania, ale też gdyby Skowronek faktycznie nie chciała, by kończył, byłaby skuteczniejsza. Choćby odezwałaby się głośniej a nie tylko tak, aby zaznaczyć swój subtelny sprzeciw.
        - Niech to - westchnęła. - Nie musiałeś tego tłumaczyć. Teraz będę się martwić, że mógłbyś się polubić z jakimś innym Przyjacielem i co by to wtedy było? Straciłabym na swojej wyjątkowości. Będę musiała pilnować, by żaden się za blisko ciebie nie znalazł - zadecydowała szybko, robiąc taką minę, jakby swój pomysł uważała za bardzo chytry. Zastanowiło ją w sumie to jak bardzo Samiel rozdzielał kwestie organizacji i jednostki. Dla większości Przyjaciel to Przyjaciel, a Manta to Manta - w interesach liczyło się to z kim przystajesz, a nie kim jesteś jako osoba. No chyba, że mowa o wolnych strzelcach, takich jak on sam, ale takich było wbrew pozorom niewielu, bo szybko się ich pozbywano. Bruździli w interesach i naruszali pewien ustalony porządek, więc o ile nie byli bardzo dobrzy, najchętniej wykluczano ich z gry w mniej lub bardziej definitywny sposób. Skowronek myślała, że w takim razie wolni strzelcy też muszą być ostrożni, lecz najwyraźniej się myliła - w tym konkretnym przypadku. To działało na jej korzyść.
        - Och, już nie bądź taki skromny - zażartowała, gdy Samiel tak po prostu stwierdził, że robił to w czym był dobry.
        - Wiesz jak to jest - zagaiła trochę później. - Nikt nie chce pokazać, że jest słaby i że można mu tak po prostu odmówić. Wolą by polała się krew niż wyglądać jak ci nawiedzeni, co chodzą od drzwi do drzwi i próbują nawracać na swoją wiarę. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale zasadzie “będzie po mojemu albo wcale” nie hołdują tylko ci, którzy są bardzo sprytni albo już bardzo dobrze ustawieni. Ale większość to oszołomy napędzane adrenaliną. Ale nie powtarzaj tego moim szefom - zastrzegła żartobliwie.

        - Och… Wiesz… Tak po prostu – powiedziała, gdy nagle uwagę zabójcy zwróciła jej wylewność, bardzo skupiając się na krojeniu mięsa na małe kawałki. Zgrywała się, że Samiel przyłapał ją na jakimś kłamstwie albo przejrzał jej plan. Zaraz jednak ponownie się rozluźniła.
        - Tak po prostu ci to mówię, w ramach plotek z podwórka - wyjaśniła. - Od jakiegoś czasu jestem w Ekradonie i mogłabym ci naprawdę wiele opowiedzieć. Ale w sumie tylko ostrzegam, że może się zrobić ciekawie. I może nie będzie się już dało być neutralnym, przynajmniej przez pewien czas w pewnym miejscu.
        Elfka spojrzała na Samiela wyjątkowo czujnie. Chyba od tego jak teraz zareaguje będzie zależało to czy powie mu coś więcej czy może nie. No i czy być może będzie miała dla niego jakąś ofertę. Myślała o tym od chwili gdy tylko go rozpoznała i dowiedziała się, że ten akurat ma wolne terminy na robotę. Nie mogła zignorować takiej okazji, która sama jej się pchała w ręce. Wahała się jedynie czy to nie jest zbyt łatwe rozwiązanie, które przysporzy jej więcej kłopotów niż pożytku. Zamierzała go wszak wciągnąć w coś naprawdę dużego.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

W głowie nadal miał jej wcześniejsze słowa, te związane z potencjalnym i jednorazowym zleceniem, o którym wcześniej wspomniała. Co prawda, powiedziała mu później, że to tylko teoria, ale jemu wydawało się, że może nie do końca jest to prawdą, a ona może sprawdzać go, zanim jeszcze raz podejdzie do tego tematu, tym razem może powie mu też, o co naprawdę może chodzić. Właściwie, nadal nie był do końca pewien, czy na pewno zgodziłby się na taką współpracę, chociaż przecież nie miał wiele do stracenia, co więcej i tak miał szukać sobie tu czegoś do zrobienia i zarobienia ruenów, więc ostatecznie nic nie stało na przeszkodzie… ale nie miał też zamiaru sam do tego nawiązywać i otwarcie to proponować, w końcu nie miał całkowitej pewności, że to jest prawdą, a nie tylko teorią, o czym zapewniła go jego rozmówczyni. Dlatego, jeżeli rzeczywiście chciała jego pomocy w czymś, czym się teraz zajmuje – tą swoją „prywatą” - to będzie musiała zapytać go o to wprost.
         – Zdarza mi się… - odparł i znów wzruszył ramionami. Cóż, nie miał konkretnie na celu komplementowania jej i sprawiania, że jego słowa chociaż trochę sprawią, że podniesie się jej samopoczucie, ale nie przeszkadzało mu to, że mimowolnie doprowadził właśnie do tego. Nie było też tak, że od razu wypowiadał pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl. Po prostu jego usta opuszczały wyłącznie te, które uważał, że powinny być odpowiedzią na to, co powiedziała do niego druga osoba. Usłyszał też jej słowa protestu, jednak te nie mogły już zatrzymać tego, co chciał jej powiedzieć. Nie przejmował się też tym, że może ona nie chciała tego słyszeć – w końcu po to było to „nie” wypowiedziane kilkukrotnie.
         – Myślę, że nie masz się o co martwić, bo wątpię w to, żeby inni Przyjaciele chcieliby znaleźć się w pobliżu mojej osoby. Sam bym do tego nie dopuścił… Chyba, że chodzi o ciebie. Jedyną osobą, która należy do nich i jednocześnie nie musi się też obawiać złych intencji z mojej strony przez to, że do mnie podeszła i się odezwała – odparł, chociaż niektóre słowa padły już drugi raz i może nie musiał też ponownie zapewniać jej, że jest wyjątkową osobą z tej grupy i można nawet powiedzieć, że ma u niego specjalnie względy. Samiel liczył tylko na to, że Przyjaciele nie postanowią tego w jakiś sposób wykorzystać, o ile najpierw dowiedzą się, że Skowronek może z nim rozmawiać bez ryzyka, że skończy martwa z dziurą po ostrzu w klatce piersiowej lub plecach, z podciętym gardłem lub w ogóle bez głowy. Nie chciał, żeby ten scenariusz się spełnił. Znaczy, wiedział, że konsekwencje i tak ponieśliby wtedy sami Przyjaciele, jednak obawiał się, że wtedy nawet Skowronek mogłaby ucierpieć z jego ręki. Tym razem nie miałby oporów przed zabiciem jej, co miało przecież miejsce w czasie tej pamiętnej próby rekrutacji. Niby nie powiedział jej wprost, że zabijanie dzieci nie jest czymś, co robił, robi albo miał zamiar zacząć robić, ale chyba mogła już domyślać się, że może za tym nie przepadać i stara się tego nie robić, zwłaszcza po tym, jak krótko rozmawiali o tym, że tamtego dnia postanowił pozostawić ją przy życiu.
         – Jeśli nie zmieniły się osoby, które przewodzą Przyjaciółmi, to myślę, że nie muszę przejmować się tym, że jakiś Przyjaciel trafi na mnie dlatego, że szukał mnie na ich zlecenie – dopowiedział i spojrzał pytającą w stronę elfki. Wydawałoby się, że szuka u niej potwierdzenia lub zaprzeczenia temu, że ich przywódcy w istocie pozostali tacy sami od dnia, w którym próbowali zwerbować go w swoje szeregi.
         – Mogę się z tym zgodzić – odparł krótko. Chyba mógł stwierdzić, że z własnego doświadczenia i może nawet na własnym przykładzie też, wiedział, że Skowronek może mieć rację. Kiwnął też głową, zapewnił ją, że na pewno nie powtórzy tego jej szefom, zresztą przecież nie było tak, że planował niedługo spotkać się z nimi na pogawędkę czy coś – w końcu wiedzieli oni, że nie powinni go niepokoić. Jakby byli zbyt gorliwi, to najwyżej dopadłby ich, zupełnie jak ostrze z cienia dosięga ofiary, której zabicie zlecono osobie kierującej tym ostrzem.

Wzruszył tylko ramionami, kolejny raz zresztą. Jeśli Skowronek wcześniej tego nie zauważyła, to teraz miała dobrą okazję ku temu, żeby stwierdzić, że coś takiego może być jednym z jego nawyków.
         – No dobrze, dobrze. Może ta wiedza kiedyś mi się przyda, gdy akurat zawędrują w tamte regiony – odpowiedział po chwili, w której zajmował się zjedzeniem niewielkiego kawałka mięsa i popiciem go winem. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czy rzeczywiście zdarzy się to, o czym powiedział, bo zwyczajnie nie wiedział, kiedy postanowi odwiedzić Trytonię i jej okolice, bo prawdopodobnie o to terytorium mogło chodzić. Najwyżej spróbuje wtedy dowiedzieć się, czy zaszły jakieś zmiany i kto aktualnie zajmuje ten obszar. I nie chodziło tu też o to, że zwieje stamtąd, gdy okaże się, że jest rzeczywiście tak, jak powiedziała mu Skowronek i to Przyjaciele je zajmują. Po prostu wiedziałby wtedy, na kogo może trafić i to, kto ewentualnie może próbować utrudnić mu robotę – bo wzięte zlecenia i tak miałby zamiar wykonać i doprowadzić do końca. Nigdy nie porzucał raz przyjętego zlecenia, co zresztą już od dawna było częścią jego reputacji.
         – Opowiadaj – zachęcił ją i rozsiadł się wygodniej w swoim krześle. Na jego talerzu nie pozostało już nic, co można by było zjeść, jednak w kieliszku znajdowało się jeszcze wino, poza tym dzbanek z tym trunkiem, który również stał na ich stoliku, także nie był jeszcze pusty.
         – Lubię, jak robi się ciekawie i jestem też świadom tego, że nie w każdej sytuacji da się pozostać bezstronnym – dopowiedział jeszcze. Nie był pewien, czy będzie to dla niej jakąś dodatkową zachętą i rzeczywiście zacznie mu opowiadać o tym, co już zapowiedziała. Wiedział natomiast, że elfka zaciekawiła go.
         – Poza tym, nie wiem jak ty, ale ja mam dużo czasu wolnego, więc nie mam problemu z wysłuchiwaniem długich opowieści. A to, że może zrobić się, ciekawie tylko sprawia, że chcę ich wysłuchać jeszcze bardziej – powiedział na koniec, a później napił się wina. Właściwie wypił resztki tego, co znajdowało się w jego naczyniu i od razu sięgnął po dzbanek, żeby dolać sobie trunku. Chwilę później spojrzał też w stronę towarzyszki rozmowy, a później na dzbanek, który nadal trzymał w dłoni. Pytanie niezadane na głos było proste zarówno w brzmieniu, jak i w zrozumieniu – pytał ją o to, czy chciałaby, żeby dolał jej wina. Potem znowu zajął swoje miejsce siedzące.

Tymczasem Ami miała sporo czasu na przemyślenia i przyglądanie się rozmawiającej ze sobą dwójce. W „małej sali” nie działo się nic ciekawego, to też Amarillia obserwowała pomieszczenie, chociaż w ogóle nie starała się ukrywać tego, że głównie patrzy w stronę tylko jednego stolika. Chyba była coraz bardziej świadoma tego, że nie tylko chciałaby wiedzieć, o czym tak sobie rozmawiają, ale też chciałaby znaleźć się na miejscu naprzeciw Samiela, które zajmowała „jakaś kobieta, którą ten ze sobą przyprowadził”. W dodatku wyglądała też na taką, która byłaby w typie Samiela, a to sprawiało, że Ami od razu uznała ją za konkurencję. I właśnie w ten sposób miała zamiar ją traktować, chociaż może nie do końca otwarcie, bo nie chciała też, żeby zabójca zauważył, że jest wrogo nastawiona do jego towarzyszki. Zaczęła rytmicznie i cicho bębnić palcami w drewnianą ladę, za którą stała – niby robiła to w rytmie muzyki granej przez grajków, jednak w ten sposób okazywała zdenerwowanie. Wiedziała to ona i wiedziały to też osoby, które dobrze ją znały.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości