Ekradon[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Strażnik był bardzo wytrwały i nie zamierzał odpuścić Skowronkowi po pierwszym subtelnym sygnale - i nie była to kwestia tego, że go nie zauważył, po prostu nie było tak łatwo się go pozbyć. Zresztą, nie tylko jego. Wszak trwało wesele, Ily wygrywał jakieś skoczne melodyjki, a kobiet w towarzystwie był straszliwy wakat i nie było kogo prosić. Parze młodej nikt nie śmiał przeszkadzać, Aroli nikt by do tańca nie poprosił, bo nikt nie był tak głupi, została więc do wyboru Ważka i Skowronek, a wiadomo, że elficcy strażnicy woleli dziewczynę ze swojej rasy. Przyjaciółka więc prawie cały czas była otoczona wianuszkiem mężczyzn, którzy wydawali jej się tacy sami przez zbroje i jednakowe modne fryzury. Tylko ten, który pierwszy do niej zagadał, był trochę inny - miał w oczach coś, co kazało myśleć, że jednak nie uderzył jej tylko przez to, że tak musiał, ale też przez to, że miał ciężką rękę nawet wobec kobiet. To nie było coś, co by zniechęciło Skowronka w normalnych okolicznościach, bo już sobie z takimi radziła (oj byli zdziwieni, że dziewczyna potrafi oddać!), ale teraz nie miała ochoty na spoufalanie się z jakimś nieznajomym - gra nie była warta świeczki, tyle w temacie. W pewnym momencie zrobiło się wokół niej trochę luźniej, gdy strażnicy zgodnie zaczęli kibicować Botanowi i jego trzem oponentom. Skowronek nie stanęła po żadnej ze stron, bo z góry znała wynik starcia - nie istniał taki przeciwnik, który powaliły Niedźwiedzia, on był po prostu za głupi, by przyjąć do siebie porażkę albo odczuwać strach.
        Arola tymczasem dawała się zabawiać księciu Sorenowi jakby faktycznie było to dla niej całkiem przyjemne towarzystwo. Nawet zdarzyło jej się obdarzyć go uśmiechem. Lecz straciła nim zainteresowanie, gdy tylko w zasięgu wzroku zjawił się Sjans ze swoimi rewelacjami. Księżniczka zerwała się na równe nogi jak oparzona i spojrzała w odpowiednim kierunku.
        - Niech to! - syknęła, gdy drwal użerał się z księciem Ekradonu. Ona nie zamierzała na tym etapie dociekać kto i dlaczego to zrobił, bo za dobrze znała las, by przejmować się bzdurami w obliczu szalejącego żywiołu. Zaraz podkasała kieckę i ruszał w stronę swoich ludzi, wydając rozkazy po elficku i machając ręką w kierunkach, w których posyłała żołnierzy. Wybrała trzech - w tym wytrwałego adoratora Przyjaciółki - i przywołała ich.
        - Ruszacie z wieściami - oświadczyła im, nie zważając na to, czy Skowronek słuchała czy też nie. - Szybko! To nie są żarty. Nie dajcie się tylko zabić - zastrzegła z pewną troską. Po minach całej trójki widać było, że byli bardzo pewni swego i nie dadzą się spalić żywcem w lesie. Dwaj od razu założyli hełmy i ruszyli w las, z tyłu został tylko jeden z nich.
        - Może jeszcze się spotkamy - zwrócił się do Skowronka i mrugnął do niej porozumiewawczo nim dołączył do kolegów. Elfka prychnęła i oddaliła się w stronę swojej grupy z Kamiennego Targu.
        - Wysłałam gońców, doniosą o pożarze leśnej straży - dotarło jeszcze do jej uszu zapewnienie księżniczki skierowane zapewne do Sorena. No tak, położone w środku lasu Danae musiało umieć szybko reagować na tego typu zagrożenia, inaczej wystarczyłaby niefortunnie porzucona wśród traw butelka po winie, by unicestwić cały naród…
        Arola bardzo sprawnie zarządziła swoimi ludźmi i już po chwili wszyscy byli zwarci i gotowi, a w razie czego również skłonni pomóc sojuszniczym żołnierzom z Ekradonu. Kilku strażników zostało przydzielonych do ochrony Pustelnika, lecz grupą Sjansa nie interesował się żaden z długouchych uznając, że ci poradzą sobie sami, a jeśli nawet nie, to opieka nad nimi była broszką Sorena - w końcu to jego poddani.
        - Dobra okazja, by zniknąć koronowanym głowom z oczu - zauważyła mimochodem Przyjaciółka orientując się, że faktycznie w tym zamieszaniu nikomu nie przyjdzie do głowy ich szukać. Gorzej, jeśli wyjdą na spotkanie ścianie ognia, lecz tego nie mogli przewidzieć nawet mając doświadczonego przewodnika: w tych warunkach pogodowych pożar był bardzo nieprzewidywalny.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Jak łatwo można się domyślić to drużyna z Mglistych Bagien okazała się tą najgorzej zorganizowaną i nie potrafiącą zmobilizować się nawet w obliczu bezpośredniego zagrożenia. Arola ogarnęła swoich elfów zanim jeszcze Sjans zdołał skończyć zdanie o panującym w lesie pożarze. Ucztujący wojownicy natychmiast doprowadzili się do porządku, działając sprawnie i zdyscyplinowanie. W porównaniu z nimi armia Ekradonu prezentowała się jak zbieranina rekrutów. Ludzie Sorena teoretycznie mieli najłatwiejsze zadanie, ponieważ w ich przypadku wystarczył powrót na tereny gdzie pozostawili gryfy i bezpieczna ucieczka przy pomocy latających wierzchowców, jednak gdy tylko książę wydał rozkaz wycofania się do pierwotnego obozu, ów odwrót przypominał bardziej ucieczkę z pola bitwy, niż przemarsz wojska. Drwal nie zdziwiłby się wcale gdyby w tym chaosie podkomendni pogubili swojego dowódcę. Po części zaistniałą panikę można było tłumaczyć faktem, iż Gryfini nie stanowili oddziału piechurów, nie mieli doświadczenia w walce na ziemi, a co ważniejsze prawdopodobnie do tej pory nie mierzyli się z takim wyzwaniem jak pożar lasu.
        Brakowało im również doświadczonych przywódców. Za to Sjans posiadał takich aż nadto. Jeżeli Kamienny Targ miałby posiadać jakikolwiek towar eksportowy, to prawdopodobnie byliby nim urodzeni generałowie. Każdy tu był przekonany, że wie jak ma się zachować, zgłaszał gotowość do przejęcia dowodzenia, a przede wszystkim czuł, że wszyscy inni są w błędzie, w związku z czym ma pełne prawo ignorować jakiekolwiek autorytety.
        - Zapowiada się długi i forsowny bieg, a ja nie mam zamiaru przez ten cały czas podkasać spódnicy. Masz – tłumaczyła Ważka, chwytając za nóż i rozcinając część swojej garderoby, tak aby ze swobodą móc stawiać większe kroki. Dziewczyna poczuła się w obowiązku zasugerować Eldine, iż ta powinna uczynić to samo, co u panny młodej wywołało grymas oburzenia.
        - No co ty? Przecież to moja ślubna kreacja. Chyba nie muszę ci tłumaczyć jaka jest dla mnie ważna – protestowała córka Styfinga. – Nie pozwolę jej zniszczyć.
        - Ślubna czy zgubna, wierz mi, że wkrótce zapali się jak pochodnia, i raczej wolałabyś wtedy nie być w środku – odcięła się Gyneid.
        - Znajdę jakieś przebranie, a to postaram się uratować – uparła się Eldine wbiegając do chaty pustelnika.
W tym czasie gospodarz niewielkiego domostwa starał się wytłumaczyć Botanowi powagę ran, jakie odniósł Norg.
        - Twój przyjaciel nie będzie w stanie polecieć, a tym bardziej nie zabierze nikogo na swój grzbiet. Właściwie to powątpiewam, aby przy takich obrażeniach w ogóle był zdolny chodzić – z nieukrywanym smutkiem tłumaczył elf, któremu żal było każdego zwierzęcia. – Opatrzyłem mu rany najlepiej jak umiałem. Gdyby dać gryfowi więcej czasu, jestem pewien że wyzdrowieje. Oczywiście pod warunkiem, że najpierw wydostanie się z tej ognistej pułapki. Najlepiej byłoby, aby udał się wraz ze mną i księżniczką, jednak obawiam się, że bez ciebie nie zechce uczynić ani kroku.
        Botan intensywnie rozmyślał, próbując przetrawić tak liczny zasób słów. Teoretycznie zrozumienie tak zawiłej wypowiedzi przekraczało możliwości chłopaka, jednak wśród nielicznych rzeczy, na których młody Blewog dobrze się znał, prym wiodły bójki. A pożary lasów również nie były mu obce.
        - Niedźwiedź go nie lubi. Ale mimo to musi przyznać, że Brzydal dzielnie walczył – oświadczył Botan. – Dlatego też postanowił, że poniesie go do domu.
        - Nie możesz! – stwierdził Pustelnik, uznając iż nie ma sensu tłumaczyć jak bardzo abstrakcyjnie brzmi takie rozwiązanie.
        - Brzydal nie pytał Niedźwiedzia czy ten ma ochotę siedzieć na jego grzbiecie, więc Niedźwiedź też nie będzie przejmował się zadaniem Brzydala. Wsadzi go na plecy i tyle – kategorycznie oświadczył chłopak, przekonany, że wątpliwości elfa w całości dotyczą dobrych obyczajów.
        Szukając wzrokiem swoich towarzyszy Sjans dostrzegł Ily’ego na dachu budynku. Najwyraźniej krawiec uznał, iż słowom drwala nie należy dawać wiary w ciemno, a ewentualne zagrożenie wypadałoby ocenić samodzielnie, jednocześnie głośno wyrażając swoją opinię na temat potencjalnego podpalacza.
        - Amatorszczyzna! Jak można tak pod wiatr? Styfingowe łajzy zapewnię sami przypiekli…
        - Ily! Cholera! Zważaj na język! – uprzedził go młodszy z braci Ulka, czując się w obowiązku stanąć w obronie imienia małżonki.
        - Yyy.. powiedziałem „styfingowe”? To taki skrót od stylu i finezji – natychmiast poprawił się łucznik.
Ulka czuł, że musi przerwać te wywody, w przeciwnym razie nawet nie zauważą jak pierścień ognia zamyka się wokół ich wszystkich.
        - Dosyć tego! – przerwał Sjans. – Jakbyście nie zauważyli, czas nie jest teraz naszym sprzymierzeńcem! Następnego, który zdecyduje się wnieść głupią uwagę tylko po to, żeby gadać, osobiście wrzucę w ogień. Sytuacja wygląda źle, ale myślę, że jeśli…
Oczywiście rzuconego w ten sposób ostrzeżenia nikt nie słuchał.
        - Obawiam się, że nie będę w stanie iść – zauważył Guly. – Ledwo się trzymam na nogach.
        - Rzucając się na armię Sorena jakoś nie myślałeś o swoich ranach – zauważył drwal. – A nie przypuszczam by teraz miały przeszkadzać ci one bardziej.
        - A kto mówił o ranach? Jestem w sztok pijany. Każdy chciał chlapnąć sobie z panem młodym – z uśmiechem na twarzy odpowiedział Guly.
        Sjans pomyślał, że nigdy nie przyzwyczai się do zdolności z jaką ludzie z Mglistych Bagien lekceważyli niebezpieczeństwo. Co więcej bez względu na to jak katastrofalne skutki przynosiło takie postępowanie, absolutnie nikt nie pochylał się nad wyciągnięciem z niego jakichkolwiek wniosków. Cały czas królował tu wrodzony optymizm i przekonanie, że „jakoś to będzie”.
        - Moja poprzednia uwaga dotyczyła również tych, którzy roszczą sobie prawo do zastania lordem Kamiennego Targu – skomentował drwal. – A teraz…
        - Zostawili Fydlona! – przerwała Ważka.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        ”A może by tak pieprznąć tym wszystkim i zwiać z tymi z Danae?”, pomyślała Skowronek, widząc jak jej drużyna pomyleńców prześciga się na czas w komplikowaniu sprawy. ”Tych tutaj strawi ogień, nie moja wina, tego umowa nie obejmowała, a ja może znajdę sobie jakieś kontakty blisko księżniczki. Ten strażnik co mnie walnął wyglądał na takiego, który mógłby grać na dwa fronty…”, przekonywała samą siebie, wiedząc jednak, że to bezcelowe, bo ludzie z Kamiennego Targu mieli jedną wyjątkowo specjalną cechę: nie dawali się zabić. Po prostu nie, nie było takiej możliwości - w razie niebezpieczeństwa po prostu negowali jego istnienie i dalej robili swoje, a potem prawie nic im się nie działo. Tak pewnie będzie i tym razem, dlatego lepiej nie ryzykować, że nie dopełni swojej części umowy. Szlag by to trafił, czemu ona cokolwiek podpisywała?! Może powinna podrzeć swój egzemplarz tamtego cyrografu, a potem szybko udać się do Kamiennego Targu, by zwinąć ich kopię i ją również zniszczyć? Wyprze się, że kiedykolwiek miała z tymi łajzami jakikolwiek kontakt…
        - Eldine, oczadziałaś?! - ryknęła nagle Skowronek, widząc, że dziewczyna wbiega do chatki pustelnika by - uwaga! - przebrać się! Bo szkoda jej sukienki ślubnej! Gorszej bzdury elfka dawno nie słyszała. Przeklinając na wszystko co święte Przyjaciółka pobiegła za świeżo upieczoną Ulką, by wywlec ją na zewnątrz.
        - Eldine! - zawołała, choć w tak małym pomieszczeniu było to zbędne. - Wracaj natychmiast, chcesz się dać tu usmażyć żywcem? W imię sukienki?! Wyłaź stąd natychmiast!
        Ślimakowa panna - pardon, teraz już pani - była jednak uparta i dzielnie szukała czegoś, co będzie mogła założyć zamiast sukni ślubnej. Przeklinając jak rasowy marynarz, głośno żaląc się, że faktycznie miała uciec z tym strażnikiem od Aroli, Skowronek w końcu zdecydowała się pomóc tej wariatce, bo najwyraźniej z pewnymi priorytetami nie dało się dyskutować.
        - Chodź tu! - zarządziła w końcu, odnajdując jakieś w miarę przyzwoite spodnie gospodarza. - Zadzieraj kieckę. Nie, nie zdejmuj jej, nie znalazłam tu ani jednej koszuli!
        Skowronek pomogła Eldine zrolować spódnicę wokół talii i zabezpieczyć ją paskiem od spodni. Same spodnie zaś paska w jej przypadku nie wymagały - wsparły się na jej biodrach i nie było raczej obaw, że spadną. Były co prawda za krótkie, ale nie była to rewia mody.
        - A teraz wypad, bo zaraz będą z nas skwarki! - zirytowała się elfka, wyciągając panią Ulkę na zewnątrz. Dobrze zrobiła pomagając jej, bo dzięki temu minęło ją wiele absurdalnych sytuacji i trafiła dopiero na sam finał kłótni między ludźmi z Kamiennego Targu. Ciekawe tylko co powie na to, że Botan zamierza nieść Norga na plecach…
        - Do jasnej cholery, jeszcze nie gotowi?! - krzyknęła elfa widząc, że wszyscy dyskutowali sobie w najlepsze, pan młody leży rozciągnięty na trawie, a drwal miota się między tym wszystkim próbując zdobyć sobie posłuch.
        - Sjans, dźwigaj brata i spieprzamy stąd, reszta niech robi co chce! - zirytowała się Przyjaciółka. - I żaden Fydlon mnie nie interesuje, cholera, został czy nie, jego sprawa, Ekradończyków, Cryfa, nieważne, ale NIE MOJA! Eldine, chodź tu!
        Skowronkowi pod wpływem stresu włączył się typowy przyjacielski instynkt przetrwania, który mówił, że realizacja misji była najważniejsza. Musieli więc dostać świeżo poślubioną parę do Kamiennego Targu i tylko to się liczyło: Eldine, Guly i ewentualnie Sjans, by niósł swojego brata, reszta mogła robić co chciała, jeśli to obejmowało spłonięcie tu na miejscu żywcem w imię własnych racji, ich sprawa.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Krzyki i ponaglenia ze strony Sjansa nie robiły na ludziach z Mglistych Bagien wielkiego wrażenia. Ily i reszta drużyny w dużej mierze przywykli do tego, iż drwal nieustannie ich mobilizuje, zachęca do działania, wydaje dyspozycje i wymaga efektów podjętych działań, a wszystko to dzieje się w warunkach silnego pobudzenia i ekspresji. Jeśli zatem Ulka zachowywał się standardowo, jego podkomendnym trudno było dać wiarę, że sytuacja jest nadzwyczajna. W dużej części sam pożar lasu również podchodził pod zdarzenie rutynowe, chociaż paradoksalnie, zdecydowanie częściej niż pożoga drzewostanu charakteryzującego się dużym stopniem wilgoci, zdarzały się im podpalenia samego Kamiennego Targu, towarzyszące każdej większej sprzeczce czy hucznej uroczystości. Za to krzycząca na wszystkich elfka, balansująca na granicy załamania nerwowego czy też prawdziwej furii, była zjawiskiem tak niezwykłym, rzadkim i szokującym, że po prostu trzeba było jej posłuchać. Z tego też powodu Skowronkowi udało się skupić uwagę wszystkich, osiągając coś, czego nie zrobiłby tuzin Sjansów. Nawet Eldine poczuła zakłopotanie swoją małostkowością.
        Guly nagle zrozumiał, że jeśli nie zacznie działać trzeźwo, zostanie wdowcem w dniu własnego ślubu. Młodszy z braci Ulka sam podniósł się z ziemi, deklarując gotowość do natychmiastowego działania. Pozostali uczynili podobnie. Ważka przełknęła trzymaną w ustach uwagę, odnośnie tego, że bardziej niż o trwałość swojej sukni, Elidine powinna martwić się o własne stopy, czym prędzej zmieniając buty, na takie które nadawały się do biegania po lesie, Ily błyskawicznie zsunął się z dachu, zajmując należne mu miejsce w formowanym szyku, natomiast Botan przestał droczyć się ze swoim gryfem i po prostu uczynił to co wcześniej zamierzał. Norg opierał się jak tylko mógł. Poczucie własnej godności podpowiadało mu, że powinien być wierzchowcem, a nie jeźdźcem. Niestety wskutek odniesionych przez zwierzę ran, układ sił pomiędzy gryfem a Niedźwiedziem przechylał się na korzyść chłopaka, dzięki czemu młody Blewog mógł robić swoje, ignorując protesty stworzenia. Dla własnego bezpieczeństwa Botan związał przednie i tylne łapy Norga, po czym zarzucił go sobie na barki tak jakby dźwigał owcę.
        Sjans przygryzł się w język powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza. Podobnie zresztą nie zamierzał wyprowadzać z błędu Pustelnika, który mając na myśli Fydlona, zaoferował iż sam zajmie się przyjacielem lorda Ulki.
        - Ruszamy – krótko oświadczył drwal. – Guly, zostań z tyłu i daj mi znać gdyby ktoś nie wytrzymywał tempa. Wyprowadzę nas stąd.
        Ulka ograniczył się do tych kilku zdań. Gdy człowiek walczy o życie niepotrzebna jest mu dodatkowa motywacja, aby dać z siebie wszystko. Nie mieli też czasu na wykład odnośnie pożarów lasu, o których w normalnych warunkach drwal mógłby opowiadać godzinami. Zwróciłby wówczas uwagę jak ważna w takich wypadkach jest siła i kierunek wiatru, rodzaj ściółki czy gatunki drzew jakie przeważają na obszarze objętym katastrofą. Wytłumaczyłby różnicę miedzy ogniem wierzchołkowym a pożarem poszycia, jednocześnie sugerując jak wykorzystać ukształtowanie terenu, by wydostać się w bezpieczne rejony. Obecnie musiał wierzyć w to, iż jego własny autorytet wystarczy, aby inni pobiegli za nim, bez względu na to jak dziwne wydadzą im się niektóre wybory. Jeśli pozostali będą mu ufać, zwiększała się szansa na to, że nikt nie spanikuje i nie zrobi czegoś głupiego. W zasadzie w tym przypadku Ulka obawiał się jedynie o Eldine. Podobnie zresztą jak o możliwości fizyczne dziewczyny, która już wcześniej wykazywała w tej materii spore braki. Na szczęście mając przy swoim boku świeżo poślubionego ukochanego, Ślimakowa Panna powinna być w stanie przenosić góry.
        Prawdziwym problemem, który nieustannie trapił Sjansa był fakt, że wybiegając z płonących zarośli mogli trafić bezpośrednio pod kusze ludzi Styfinga.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie spodziewała się cudów, mentalnie przygotowywała się wręcz do tego, by przemocą zmusić Eldine do tego, by z nią poszła. To właśnie za świeżo upieczoną panią Ulka czuła się najbardziej odpowiedzialna, trochę przez to, że darzyła ją sympatią - do czego nie zamierzała się otwarcie przyznawać - a trochę też przez to, że uważała, że skoro Guly i Sjans to bracia, to powinni dbać o siebie nawzajem, bo tak działało rodzeństwo. Chyba, bo ona osobiście nie miała w tej materii doświadczenia. Skoro jednak miała dobrą wymówkę, chętnie skupiła się na w pełni mobilnej i w miarę posłusznej Eldine, pijanego lorda Kamiennego Targu zostawiając pod opiekę drwalowi. Chwała niech będzie Prasmokowi, że do tego pokiereszowanego durnia w końcu coś dotarło.
        Nagle wszystko działało bardzo sprawnie. “Sprawnie” nie było jednak jednoznaczne z “normalnie”. Skowronek nie wiedziała co powiedzieć, stała w bezruchu z ustami otwartymi w pół słowa i gapiła się na Botana. Zdawało jej się, że już po nich - że gdy oni wygłupiali się z jakimiś sukniami ślubnymi, pijanymi panami młodymi i resztą tego syfu, ogień podszedł za blisko, a wraz z nim ten gaz, który sprawiał, że miało się halucynacje, a potem zapadło się w sen, by już nigdy się nie obudzić. Musiała sama uderzyć się w twarz by nabrać pewności, że nie ma omamów i nie śni - że Botan naprawdę wziął Norga na ramiona jak cielaka.
        - Jak to możliwe? - zapytała nerwowo samą siebie. Przetarła oczy nasadami dłoni, ale to nie zniknęło.
        - O na Prasmoka… Wypiłam albo za dużo albo za mało - uznała, ogarniając swoją sukienkę, by móc w niej wygodnie biegać. Nie pytała o nic, nie próbowała dyskutować, bo sama przed chwilą narzekała, że nie ma czasu.
        - Będę cały czas w pobliżu - zwróciła się do Eldine, gdy już wszyscy byli gotowi. Ruszyli, zaskakująco karnie trzymając się pleców prowadzącego ich drwala. Wokół zaczynało robić się najpierw parno, gdy parowała woda z liści i poszycia, a potem sucho i gorąco: to docierało do nich czoło fali ognia. Wraz z nią szedł trzask pękającego drewna i ryk ognia, jeszcze odległy, ale nie wiadomo jak długo. Chociaż nie: na pewno nie za długo. Pożary lasów były groźne właśnie przez to jak się rozprzestrzeniały.
        Wszyscy jednak przejmowali się pożarem lasu, ludźmi Styfinga, brakiem kondycji Eldine czy tym czy wszyscy utrzymają nerwy na wodzy, a tymczasem kto inny był ich największym wrogiem. Kliri. A konkretniej pułapki, jakie rozstawiła wokół szałasu Pustelnika. Dziewczyny teoretycznie pozbyły się wszystkiego, co znalazły na swojej drodze, ale nie miały czasu by zasypywać wilcze doły i to właśnie jeden z nich sabotował ucieczkę.
        - Kurza twarz! - zaklęła elfka, gdy gałęzie trzasnęły pod nogami pierwszej osoby, która wpadła do zamaskowanego dołu. Promyczkiem szczęścia w tej całej sytuacji był fakt, że Kliri z jakiegoś powodu zrezygnowała z umieszczania zaostrzonych pali na dnie, wpadało się więc w stosunkowo miękką warstwę błota.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Zanim jego ciało zwaliło się na dno wilczego dołu, Sjans zdołał przekląć w myślach wszelkie wyroki losu. Przede wszystkim pomstował na swoją głupotę, w związku z którą nie zauważył zagrożenia i wpakował się prosto w pułapkę. Dostało się także Kliri, za stworzenie idiotycznej fortyfikacji, tylko po to aby zaimponować samej sobie, jak również Skowronkowi, która miała zająć się likwidacją podobnych niebezpieczeństw, i czego drwal był niemal pewien, która zawczasu meldowała wykonanie powierzonego jej zadania. Właściwie to wszyscy byli winni. Gdyby nie wcześniejsza opieszałość całej grupy, Ulka nie musiałby teraz gnać na złamania karku. Na szczęście w tym przypadku nie było to dosłowne powiedzenie, chociaż ból jaki odezwał się w prawej nodze, sprawił iż Sjansowi pociemniało przed oczyma. Fakt, iż wciąż pozostawał przytomny, drwal zawdzięczał uwolnionej potężnej dawce adrenaliny oraz poczuciu odpowiedzialności za drużynę. Ulka nie mógł pozwolić sobie teraz na chwilę słabości. Podobnie zresztą jak nie mógł skupiać uwagi drużyny na ratowaniu swojej osoby, tym samym narażając wszystkich na niepożądaną stratę czasu.
        W całym tym niefortunnym upadku drwal i tak mógł mówić o sporej dawce szczęścia. Przede wszystkim z powodu braku zaostrzonych pali na dnie zamaskowanej pułapki, ale również z racji tego, iż biegnąc na czele grupy, wysforował się na tyle przed podążającą za nim Ważką, że ta widząc co się dzieje, zdążyła wyhamować, nie zwalając mu się obecnie na głowę. Poza tym szybki przegląd sytuacji pozwolił mu zauważyć, iż jego córka nie przyłożyła się specjalnie do pracy, co można było poznać po licznych korzeniach na ścianach wykopu. Owe korzenia dawały nadzieje na wydostanie się z dołu. A potem wystarczy tylko znaleźć jakiś sposób by pokuśtykać poza obręb pożaru.
        - Trzymaj się Sjans! Zaraz cię wyciągniemy! – krzyknął Guly pochylający się nad wykopem. – Daj nam chwilę, a coś wymyślimy.
        - Nie ma czasu! – odpowiedział drwal. – Zabieraj ich stąd! Natychmiast! Poradzę sobie. Tylko tym razem bądźcie ostrożni i patrzcie pod nogi.
        Ulka nie chciał ryzykować. Bez dokładnych oględzin nie mógł stwierdzić w jakim stanie jest jego noga. Być może była złamana. W każdym razie czuł, że kulejąc tylko będzie opóźniał ucieczkę drużyny, a jeśli pozostali będą na niego czekać, ich szanse na wydostanie się z ognistej pułapki drastycznie zmaleją. Zresztą już teraz nie były zbyt duże. Musiał zawierzyć umiejętnościom brata. W końcu wychowywali się razem, więc Guly przynajmniej teoretycznie powinien wiedzieć o lasach tyle co on. Za to z całą pewnością młodszy Ulka miał silną motywację i umiejętności, aby przewodzić grupie. Jeśli zaś chodzi o niego, to działając w pojedynkę będzie mógł obrać inną drogę, która być może zapewni mu przetrwanie.
        - Jesteś pewien? - powątpiewał Guly.
        - Do licha co wy tu jeszcze robicie?! – zirytował się Ulka. – Oczywiście, że jestem. Wyjdę stąd i zanim się obejrzycie jeszcze was dogonię.
        - Dobra, jak chcesz. Chodźmy. Eldine, tędy. Ily, ruchy! – Młodszy z braci wreszcie przejął dowodzenie, a Sjansowi nie pozostało nic innego, jak wsłuchiwać się w oddalające się głosy.
        Przekonany, iż grupa jest już daleko, Sjans ostrożnie podwinął nogawkę spodni chcąc obejrzeć swoją ranę. Charakteryzował się dużą odpornością na ból, a skoro obecnie miał wrażenie jakby w jego nogę ktoś rytmicznie walił młotem kowalskim, przeczuwał, że sprawy mogą mieć się dużo gorzej niż myślał. I rzeczywiście na widok formującego się olbrzymiego krwiaka i nienaturalnie ułożonej kości, drwal aż syknął, z cierpienia zaciskając zęby.
        - W porządku. Bez paniki. Bywało gorzej. Trzeba to usztywnić i nie obciążać w czasie biegu – powiedział sam do siebie, jednocześnie kodując sobie w głowie, że w czasie najbliższego rodzinnego spotkania, będzie miał z córką do omówienia sporo tematów. – A tak w ogóle to jesteś starym głupcem, Ulka. Dumny, zapatrzony w siebie dureń, wolący się usmażyć niż przyjąć pomoc. Mogłeś chociaż poprosić by wrzucili tu ci jakąś grubą gałąź robiąca za kulę.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek przez moment nie była w stanie pojąć, co zaszło. Sjans biegł przez las szybko i pewnie, jakby to było jego własne podwórko, nieświadomie zwiększając dystans między sobą a resztą. A potem nagle runął. Elfka tak jak wszyscy pozostali gwałtownie się zatrzymała, a potem pośpiesznie podeszła do krawędzi dołu. Przez krótki moment pomyślała z przerażeniem, że drwal skręci sobie kark i jednocześnie na dosłownie jedno uderzenie serca wzięła na siebie całą winę za to zdarzenie: w końcu miały razem z Kliri oczyścić teren, a zrobiły to niedokładnie. Tak, nie miały czasu zasypać tego dołu, ale mogły przecież go jakoś oznaczyć… Teraz cenę za ich błędy płacił Sjans, a jej było tak cholernie głupio. Ale tylko przez moment, bo to nie był czas na umartwianie się.
        - Żyjesz? - zapytała jakże elokwentnie, spoglądając na dno wypełnionego błotem rowu. Sjans był trochę blady, bardzo brudny, ale przytomny. I co więcej sprawiał wrażenie, jakby nie wpłynęło to na jego zimną krew - nadal potrafił się opanować i sprawnie wydawać polecenia. Logiczne, ale…
        - Sjans, nie bądź durny! - próbowała z nim dyskutować, gdy kazał im iść i nie zwracać na siebie uwagi. Była świadoma zagrożeń: Sjans mógł tu się usmażyć żywcem, a oni mogli nie znaleźć drogi w lesie, bo to w końcu on znał się na tym najlepiej. Skowronek nie wiedziała wszak, że Guly też co nie co w tej materii wie.
        Ulkowie jednak dogadali się mimo jej słabego protestu. Skowronek liczyła, że obaj wiedzą co robią i pobiegła za panem młodym razem z resztą. Cały czas jednak nie opuszczały jej wątpliwości, co przyjęła z pewnym zaskoczeniem. Normalnie ani przez moment nie zaprzatałaby sobie myśli zostawionym z tyłu towarzyszem: Przyjaciele działali tak, że nie przejmowali się jedni drugimi. Teraz jednak czuła się winna położeniu Sjansa i nie dawało jej to spokoju. Z irytacją doszła do wniosku, że to ich wina, ludzi z Kamiennego Targu - przez nich stała się miękka. Nawet się nie spostrzegła, gdy zwolniła, zostając gdzieś z tyłu kolumny, aż w końcu wręcz przystanęła. Spojrzała za siebie i rozważała, czy nie zawrócić.

        Tymczasem ktoś spokojnym krokiem podszedł do brzegu wilczego dołu i zerknął do środka. Wielkie ciemne oczy w obwódce długich rzęs gapił się na znajdującego się w nieciekawym położeniu drwala, a mięsiste wargi z zapamiętaniem coś przeżuwały.
        - Muu! - odezwała się Betty, krowia koleżanka Skowronka. W jej muczeniu dało się usłyszeć niemy zarzut “a co ty tam robisz?”.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Sjans wiele razy słyszał powiedzenie o tonącym i brzytwie. Co prawda na palcach jednej ręki dało się policzyć tych mieszkańców Kamiennego Targu, którzy kiedykolwiek widzieli morze lub większe jezioro, jednak na bagnach nie brakowało okazji by zakończyć swój żywot właśnie poprzez utoniecie. Wykorzystując to co miał pod ręką, przede wszystkim materiał z koszuli, większe gałęzie i trzonek od topora, drwal zdołał usztywnić nogę w miejsc złamania. Mógł teraz w miarę spokojnie się poruszać, nie mdlejąc przy tym z bólu, jednak samą siłą rąk nie był w stanie wydostać się z pułapki, w jakiej znalazł się w skutek własnej nieuwagi. Ściany wykopu miały co prawda wiele nierówności i korzenie drzew, ale nie było ich aż tyle, aby wspinaczkę w górę nazwać łatwą. Nawet przy pełnej sprawności Ulka miałby z tym problem, teraz natomiast pozostawało mu jedynie liczyć na to, iż któryś z jego towarzyszy się zreflektuje i pospieszy mu z pomocą.
        Niestety takie działanie wymagałoby umiejętności czytania między wierszami, a Sjans raczej nie podejrzewał by była to cecha bardzo popularna wśród jego ludzi. Jeśli wcześniej popędzał ich do natychmiastowego kontynuowania ucieczki, to mówił tak głównie przez wzgląd na Eldine, dla której każda strata czasu mogła okazać się katastrofalna w skutkach. Oczywiście gdyby powiedział wprost, iż jego bratowa jest najsłabsza z kompanii, a pozostali muszą o nią dbać, Ślimakowa Panna najpewniej od razu by się obraziła, upierając się przy udowodnieniu mu iż jest inaczej. A wówczas wszyscy byliby zgubieni. Być może powinien od razu wyraźnie podkreślić „zostawcie mi Botana, a reszta niech bierze tyłek w troki”. Wówczas nikt nie czułby się negatywnie wyróżniony. Jednak wcześniej nie miał pojęcia, że jest z nim aż ta źle. Za to doświadczenie obecnej wyprawy podpowiadało mu, że nigdy nie jest tak tragicznie, aby nie mogło być gorzej. Tak jak mógł siedzieć w dziurze i desperacko nawoływać o pomoc, tak równie dobrze mógł robić to samo, z krową pochyloną nad krawędzią, tępo przyglądającą się jego niedoli.
        Ulka zaklął siarczyście, zastanawiając się jednocześnie co owo bydle tu robi. Od razu przyszedł mu do głowy Pustelnik i fakt, iż żyjący w odosobnieniu elf posiadał swoja trzodę. Nie mógł przecież żywić się tylko i wyłącznie jagodami. Być może jedna z jego krów uciekła spłoszona widokiem ognia. Takie rozwiązanie wydawało się najbardziej logiczne, jednak drwal nie mógł oprzeć się wrażeniu, że skądś kojarzy tą konkretną mordę. Po chwili go olśniło. Bez względu na to jak bardzo wydawało się to nieprawdopodobne, zrozumiał iż ma nad sobą zwierzę należące do Skowronka. Roztrząsanie w tej chwili kwestii w jaki sposób krowa, której imienia Sjans nie potrafił sobie przypomnieć, znalazła się tak blisko granicy Mglistych Bagien, nie miało teraz sensu. Ponieważ obecnie krowa nie stanowiła dla Sjansa żadnego wsparcia, zdaniem drwala zwierzę równie dobrze mogło przebywać w Ekradonie.
        „Chyba, że okaże się tak głupie, iż wpadnie do dołu, a wówczas może uda mi się wyjść po jej grzbiecie”, pomyślał Ulka, jednak na jego nieszczęście Betty wykazała się wyjątkowym instynktem samozachowawczym lub też potrafiła czytać w umyśle człowieka. W każdym razie krowa nie zamierzała dać ani kroku do przodu i żadne nawoływania nie były w stanie zmienić tej decyzji. Próbując zahipnotyzować umysł zwierzęcia i zmusić je do samobójczego skoku, Sjans nagle dostrzegł dla siebie inną alternatywę. Na szyi Betty znajdował się gruby powróz, który w czasie swojej wędrówki krowa ciągnęła za sobą. Obecnie jego koniec leżał gdzieś nad wilczym dołem, jednak gdyby łaciata wykonała kilka ruchów głową, być może mimowolnie przesunęłaby linę prosto w ręce drwala. A wówczas Sjans mógłby się po niej wspiąć lub w ostateczności wciągnąć krowę do pułapki i wrócić do pierwotnego planu ucieczki, bezpośrednio po krowim grzbiecie.
        - No dalej. Ruszaj mordą. Chyba nie powiesz mi, że przyszłaś się tu jedynie gapić? – przemawiał Sjans chcąc skupić na sobie uwagę zwierzęcia, jednocześnie cały czas przesuwał się z jednej krawędzi dołu do drugiej, tak żeby krowa wodziła za nim wzrokiem, a tym samym kręciła głową. – Niech ci będzie. Masz moje słowo, że od dziś rezygnuję z wołowiny. A teraz do roboty, mała.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Nadprzyrodzone moce Betty obejmowały najwyraźniej umiejętność pojawiania się w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie, ale nie było już mowy o tworzeniu bardziej skomplikowanych planów czy chociażby wykonywaniu poleceń. Głupia krowa nie chciała współpracować, a czas uciekał. Stała nad brzegiem wilczego dołu i patrzyła z wielkim zainteresowaniem na drwala, który odstawiał jakieś przedziwne tańce w błocie. Trochę kręciła głową, lecz to nie wystarczyło, by powróz na jej szyi spadł do środka pułapki, w której tkwił Ulka. Sama wpaść również nie chciała, ale akurat o to nie można było mieć do niej pretensji…

        Skowronek była chyba jedną z ostatnich osób, jakie Sjans chciałby zobaczyć w tej chwili i wcale nie chodziło o kwestie sympatii czy zaufania wynikającego z długiej znajomości - chodziło o same walory fizyczne. Elfka nie była najsilniejszą osobą z grupy, plasowała się prawdopodobnie na przedostatnim miejscu, tuż przed Eldine, a daleko w tyle za całą resztą młodzieży z Targu. To jednak jej głowa pojawiła się tuż obok łba Betty. Obie samice spojrzały na siebie nawzajem jakby porozumiewawczo, po czym elfka złapała za powróz przy szyi krasuli i zrzuciła go na dół.
        - Wyciągniemy cię, tylko trzymaj mocno! - oświadczyła drwalowi, razem z krową ciągnąc za drugi koniec sznura. Gdyby Przyjaciółka była sama, pewnie nie dałaby sobie rady, ale jej wierna rogata towarzyszka dysponowała siłą, która umożliwiała realizację całego przedsięwzięcia. Pytanie co elfka zrobiłaby bez niej? Była tu sama, nie towarzyszył jej nikt z Bagien. Po wypiekach, jakie pojawiły się na jej twarzy, można było poznać, że biegła ile sił.
        - Wiedziałam, że jest gorzej niż wyglądało! - zawołała, gdy Sjans był już na górze i zobaczyła to koromysło na jego nodze. Aż nachyliła się, by dokładniej zbadać prowizoryczne usztywnienie. - Dasz radę z tym iść? A co ja głupio pytam, jasne, że nie…
        Elfka dotknęła brzegu dorodnego krwiaka tuż nad brzegiem opatrunku i zaraz cofnęła rękę, jakby Sjans miał ją za to zdzielić w łeb albo na nią nawrzeszczeć. Na ten problem miała gotową receptę.
        - Ładuj się na Betty - oświadczyła, nie zważając na zaskoczone spojrzenia tak drwala, jak i krasuli. - Pomogę ci, właź na nią, nie ma czasu! Betty, kochanie, zrób to dla mnie, bądź grzeczną krówką…
        Czułości, z jaką Przyjaciółka zwracała się do tej krowy, by ta stała spokojnie, mógłby pozazdrościć niejeden mężczyzna, a już w szczególności taki Botan czy ten nachalny elf z Danae. Dzięki temu jednak krasula dała się udobruchać cierpliwie czekała, aż drwal załaduje się na jej grzbiet, choć nie była urodzonym wierzchowcem - to chyba jednak działała ta mityczna więź między elfami a zwierzętami, bo jak inaczej wytłumaczyć tak irracjonalne zachowanie Betty?
        - Dasz radę jak cię podsadzę? - upewniła się, robiąc z dłoni koszyczek i opierając je na swoim kolanie. Silna nie była, a drwal był na dodatek dość ciężki, ale ten jednorazowy zryw miał szansę się udać.
        - A reszta… - zdecydowała się w końcu wyjaśnić tę kwestię. - Spokojnie, twój brat ich prowadzi, przekonałam ich, że jak będę z tobą to nic mi nie grozi i ich dogonimy. Ale nie spodziewałam się, że będziesz w takim stanie… - mruknęła, marszcząc lekko nos.

        Chwilę wcześniej, gdy przystanęła spoglądając za siebie, nie obeszło się to bez echa. Reszta zauważyła jej wahanie, ale Skowronek w porę się odezwała, by w ich głowach nie zdążył zrodzić się żaden pomysł.
        - Guly, biegnijcie dalej, ja wracam po Sjansa! Cholera, to moja wina, że ten dół tam był i stąd ta heca! Biegnijcie, my was dogonimy! Sjans na pewno już stamtąd wylazł, tylko trzeba go pogonić, bo w tym wieku to już ruchy nie te! No, jazda, widzimy się na skraju lasu!
        To powiedziawszy elfka zawróciła i czym prędzej pobiegła do wilczego dołu, by tam spotkać rozebranego do pasa drwala z usztywnieniem na nodze i krowę, która jakimś cudem nadal ich śledziła, a teraz dotrzymywała mu towarzystwa. Nie wiedziała, jak do tego doszło, lecz była jej wdzięczna. Teraz wystarczyło załadować na jej grzbiet rannego i wiać, wiać, bo ogień już im się tlił za ogonem!
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Czy to możliwe, aby w skutek nawdychania się oparów odchodził od zmysłów? Widok zwierzęcia, które zamiast kierować się instynktem i uciekać przed ogniem, gapiło się tępym wzrokiem na jego podskoki, sprawiał, że Sjans nie mógł wykluczyć, iż tracił kontakt z rzeczywistością. Nie potrafił jednak wytłumaczyć dlaczego w takiej sytuacji wydumał sobie akurat krowę? Jego umysł z całą pewnością posiadał dużo więcej tematów godnych analizy, niż los jakiejś zabłąkanej łaciatej i podchody Botana w kierunku elfki. Z drugiej strony halucynacje mają to do siebie, iż z reguły nie trzymają się logiki. Drwal tak był przejęty próbą rozwikłania tej zagadki, że niewiele brakowało, by na widok Skowronka, otwarcie spytał Przyjaciółkę czy ta nie jest przypadkiem wytworem jego wyobraźni.
        Gdyby i nad tym pochylić się głębiej, na liście osób, co do których Ulka mógł liczyć, iż pospieszą mu z pomocą, elfka plasowała się niewiele wyżej przed swoją rogatą koleżanką. Bez dwóch zdań była najbardziej spostrzegawcza, zaradna i przewidująca z całej jego kompani, jednak udzielenie pomocy Sjansowi raczej nie powinno wpisywać się w jej najważniejsze cele. A z tego co sama o sobie deklarowała, Skowronek przede wszystkim stawiała na praktyczność, wykonanie zadania i dbanie o własne interesy. Od jakiegoś czasu drwal podejrzewał, iż elfka może spróbować go zdradzić. Ostatecznie to z jego ojcem, a nie z nim miała podpisaną umowę. Tymczasem Asets parł do rozdmuchania konfliktu ze Styfingami, a nie do jego wygaszenia. Pomaganie Sjansowi tylko częściowo stanowiło warunki kontraktu. Zasadnicza jego część była zupełnie inna niż to co miał w głowie drwal. Oczywiście Skowronek mogła to sobie tłumaczyć na wiele sposobów, jednak cofając się po Ulkę, pozostawiła tych, na których biorąc pod uwagę jej misję, powinna uważać w pierwszej kolejności.
        Powyższe rozważania stanowiły dobry temat do rozmowy na później. W obecnej sytuacji Sjans gotów był przyjąć każdą pomocną dłoń, nie oglądając się na to co jego wybawca trzyma w drugiej ręce. Z tego samego powodu godził się nawet na najbardziej absurdalne plany. Nawet te lokujące go na krowim grzbiecie. Co prawda z początku próbował protestować, twierdząc, że rana nie jest wcale tak groźna i spokojnie będzie mógł iść, jednak elfka nie wyglądała na taką, która zamierzała go słuchać. Była zdeterminowana wsadzić go na krówsko. Betty słabo nadawała się na wierzchowca, a on z kolei był fatalnym jeźdźcem, wiec jak nic stanowili idealny duet by zręcznie pogalopować ku linii horyzontu. Na szczęście Przyjaciółka zdawała się mieć i na to rozwiązanie, ponieważ gdy tylko drwal znalazł się na górze, chwyciła powróz na szyi krowy, z zamiarem pociągnięcia rumaka i jeźdźca w odpowiednim kierunku.
        - W porządku, niech będzie po twojemu – stwierdził Ulka przyglądając się twarzy elfki. Od razu dało się zauważyć, że dla Skowronka nie jest to typowa sytuacja. Dziewczyna zazwyczaj emanowała spokojem i opanowaniem, jednak w lesie stąpała po niepewnym gruncie, stawała się nerwowa i impulsywna, a jej działania wyglądały chaotycznie. A już pożary lasu z całą pewnością nie były jej domeną. Sjans postanowił spróbować rozładować napiętą atmosferę, pozwalając sobie na żart. – Kieruj się w tą stronę i uważaj na to co masz pod nogami. Jakbyś usłyszała, że coś wielkiego wali się na ziemię, to będę to ja. I najważniejsze, pilnuj, aby nikt nas nie zobaczył. Jak by nie patrzeć jestem synem lorda i muszę dbać o reputację.
        Dopiero gdy wreszcie udało im się ruszyć z miejsca w kierunku bezpieczniejszych terenów, drwal mógł przejść do innego nurtującego go tematu.
        - Dlaczego wróciłaś? Tak naprawdę? – Drwal nie rozwijał tematu, na przykład sugerując, że mogła tu przysłać Ily’ego albo kogokolwiek z drużyny. Nie podejrzewał też Skowronka o wyrzuty sumienia, czy o jakąkolwiek psychiczną słabość, ale nie mógł wykluczyć że w rzeczywistości Przyjaciółka była tak twarda za jaka chciała uchodzić. Być może nie był to też najlepszy czas na takie rozmowy, ale możliwość odwrócenia myśli od szalejącej za ich plecami pożogi, powinna działać na korzyść ich obojga.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek dostrzegała niedowierzanie malujące się na obliczu drwala, ale bardzo skrupulatnie je ignorowała: nie było czasu na pogaduszki, musieli się stąd szybko wydostać, a rozmowy o motywacjach w niczym by nie pomogły, tylko wszystko by opóźniały. Dlatego z uporem maniaka forsowała swoje pomysły, jakkolwiek niedorzecznie by nie wyglądały. W jej odczuciu były jednak najlepsze z aktualnie dostępnych. Noga Sjansa wyglądała tak paskudnie, że o chodzeniu nie było mowy, nawet gdyby Przyjaciółka go podpierała. Ten problem znikał, gdy w grę wchodził wierzchowiec, a że teraz w grę wchodziła jedynie krowa - hej, lepiej to niż nic! Skowronek i tak nie mogła wyjść z podziwu, że Betty odnalazła się akurat teraz, gdy była najbardziej potrzebna. Tak daleko od miasta, w zupełnej dziczy… Czy ta krowa będzie ją prześladować do końca życia? O co jej chodziło? ”Może będę musiała pogadać z jakimś druidem, by ją o to zapytał i powiedział mi czego ona ode mnie chce…”, uznała elfka, z cichym sapnięciem kończąc pomaganie Sjansowi przy wsiadaniu. Po wszystkim otrzepała ręce i złapała za powróz Betty, by ją poprowadzić. Krasula jak zawsze grzecznie zgodziła się za nią iść, dostosowując swoje tempo do tempa Przyjaciółki.
        Skowronek uśmiechnęła się lekko pod nosem, gdy Sjans wspomniał o reputacji. Faktycznie, gdyby ktoś go zobaczył w tym stanie, nie byłoby już co ratować - ubłocony, jechał przez płonący las na krowie prowadzonej przez elfkę. Wizja jak z surrealistycznej komedii, ale na tyle zabawna, że Przyjaciółka musiała aż się otrząsnąć, by pozbyć się wesołości. Gdy zresztą znowu zrobiło się między nimi cicho i dotarł do niej odległy odgłos walących się drzew i ryk ognia, zaraz znowu była skupiona i spięta. Przyspieszyła prawie do lekkiego truchtu, pilnując jednak, by rozpędzona Betty nie wytrzęsła Sjansa jak worek ziemniaków.
        Nagle zadane pytanie o motywacje wybiło elfkę zupełnie z rytmu. Zwolniła i przez moment rozważała czy nie udawać, że nie słyszała jego pytania. Spuściła wzrok, nagle bardzo skupiona na pokonywaniu nawet niewielkich przeszkód i można było odnieść wrażenie, że za nic w świecie nie odpowie, ale w końcu się odezwała.
        - Bo bez ciebie to wszystko weźmie w ryj - oświadczyła sucho, nawet nie obracając na niego wzroku. Znowu przyspieszył kroku, ciągnąc za sobą zaskoczoną tymi nagłymi zmianami krasulę. Betty zamuczała, wyrażając swoje lekkie niezadowolenie z traktowania jej jak byle jaki środek transportu, ale nie szła w zaparte.
        - Tylko ty masz tu jakiś pomysł i jesteś w stanie tych ludzi zebrać. Bez ciebie nie dotrzemy do Targu. Wyszlibyśmy z lasu, a potem każde ciągnęłoby w swoją stronę… Tacy jesteście. Wy, ludzie z Targu. Indywidualiści co do jednego, nawet w obliczu zagrożenia. Ty potrafisz ich jakoś podejść. Ja cały czas noszę się z pomysłem, by wsadzić Eldine i Guly’ego do osobnych worków i zawieść ich na miejsce jak plony na sprzedaż.
        Czy Skowronek mówiła całkowicie szczerze, tego nie dało się orzec. Ton głosu miała zacięty, jakby cały czas skupiała się na swoim zadaniu, a głowy nie odwracała, nie można było więc zobaczyć wyrazu jej twarzy. Gdyby jednak ktoś umiał czytać w myślach i porównał obie przedstawione przez nią wersje - tę, którą opowiedziała teraz Sjansowi i tę, którą przedstawiła reszcie drużyny - szybko spostrzegłby, że się różnią. Pytanie brzmiało jedynie, która była tą prawdziwa… A może żadna z nich?
        - Przyspieszę, trzymaj się mocno - zakomunikowała drwalowi Przyjaciółka, po czym dała mu chwilkę, by może faktycznie spróbował lepiej złapać się Betty i zaczęła lekko biec. Oprócz tego, że dzięki temu mieli się szybciej wydostać z ognistej pułapki, liczyła, że dzięki temu Ulka nie będzie zadawał jej już kłopotliwych pytań.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Sjans bardzo boleśnie przekonał się o tym, że temat motywacji kierujących Skowronkiem jest zamknięty i nie powinien nawet próbować go zgłębiać. Gdy elfka szarpnęła za powróz, krowa przyspieszyła, fundując drwalowi niezapomnianą przejażdżkę na swoim kościstym grzbiecie. Ulka raz za razem podskakiwał w powietrze, by chwilę później obić boleśnie swoje zacne siedzenie w kontakcie z kręgosłupem łaciatej. W tych warunkach nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Szybko doszedł do wniosku, że w porównaniu do tej chaotycznej przejażdżki, nawet bieg byłby lepszą alternatywą. Obciążenie nogi podobne, ale przewidywalne i powtarzalne ruchy, przynajmniej pozwoliłyby przygotować się na ból i odpowiedni napinać mięśnie, aby jakoś amortyzować obciążenia. Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, iż Betty wreszcie zaczęła myśleć, chociaż być może właściwszym stwierdzeniem byłoby to, iż krowa przestała myśleć, na powrót kierując się instynktem, który kazał jej uciekać, a nie interesować się zawartością każdego dołu w okolicy. W wielu przypadkach to właśnie intuicja zwierzęcia pomagały elfce zdecydować o wyborze konkretnego kierunku. Osobną kwestią był fakt, iż droga krowy nie miała nic wspólnego z trasą, którą obrała grupa Guly’ego, przez co obie drużyny oddalały się od siebie. Ale tym póki co Sjans postanowił się nie martwić.
        Ulka nie znał się na kobiecej psychice. Mógł jedynie przypuszczać, że został ukarany za poruszenie drażliwego tematu. Odebrał dotkliwą nauczkę, której rezultatem poza licznymi dodatkowymi siniakami, było uświadomienie sobie tego, iż w języku powszechnym istnieje zwrot „czy mógłbym o coś zapytać”. Na szczęście nie była to długa podróż. Gdy tylko Sjans przekonał się, że minęli strefę ogarniętą pożarem, natychmiast zdecydował się przerwać feralny galop, nawet jeśli miał okupić ten manewr kolejnym bolesnym upadkiem. I jeszcze bardziej sponiewieraną dumą.
        - Dość, nie dam rady tak dalej – poskarżył się. – Jeśli w ten sposób ma to wyglądać, to od razu odprowadźcie mnie z powrotem i przysypcie dół ziemią. A przy okazji świetna robota. Myślę, że teraz nic już nam nie grozi. Pozwól, iż dalszą drogę sobie pokuśtykam. Szczęśliwie się składa, że jesteśmy znów na terenach Mglistych Bagien. Natomiast nieco mniej optymistyczny jest fakt, że idąc tędy same, prawdopodobnie rychło zorientujecie się, iż stoicie po kolana w błocie, zapadając się zaskakująco szybko. Dlatego lepiej niech to ja poprowadzę. I nie martw się o pozostałych. Nie jest z nimi aż tak źle. Poradzą sobie. Mają z sobą Botana, a niedźwiedź nie gubi się w lesie. Poza tym co można spaprać gdy jest się tak blisko celu?
        Drwal miał nadzieję, że ostatnie pytanie na zawsze pozostanie retorycznym. Nie chciał poznać na nie odpowiedzi. Ostatnimi czasy dręczyło go zdecydowanie za dużo wątpliwości, a poszukiwanie wyjaśnień wcale nie poprawiało mu humoru. Zwłaszcza gdy okazywało się, że każda kolejna rozwiązana zagadka pociągała za sobą przynajmniej kilka trudniejszych pytań. Jeśli tak miało to wyglądać, to Ulka zdecydowanie wolał, aby do samego kamiennego Targu, on i Skowronek toczyli nudną dyskusję na temat drzew i miejscowego klimatu. Niestety to nie była wyprawa spełniających się życzeń. Elfka, Sjans i Betty nie uszli daleko, gdy natrafili na jedną z ofiar szalejącej pożogi. Ponieważ nie znajdowali się na terenach często odwiedzanych przez obcych, z dużym prawdopodobieństwem można było powiedzieć, iż był to jeden z nieudolnych podpalaczy. Widok strawionej przez ogień skóry dla wielu mógł wydawać makabrycznym, jednak tym co przeraziło Ulkę, była zbroja jaką miał na sobie nieboszczyk. Zbroja jaką nosili ludzie jego brata Cryfa.
        - Cholera. Zdaje się, że mamy kłopoty – krótko podsumował drwal. Do tej pory cały czas podejrzewał Styfinga, jednak co by złego nie powiedzieć o lordzie Ado, nie był on aż tak głupim, aby zaryzykować konflikt z Koroną dla relatywnie niewielkiego skrawka ziemi. Za to Cryf Ulka nigdy nie zawracał sobie głowy takim błahostkami jak rozważanie konsekwencji swoich czynów. A że wrócił w rodzinne strony, to przypomniał sobie, że przecież należą mu się one jak psu micha. Więc czemużby się po nie nie upomnieć? Zwłaszcza gdy ma się przy boku własną armię.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek co jakiś czas kontrolowała, czy Sjans nadal siedzi na Betty czy też zgubiły go gdzieś po drodze, ale nie było to wcale takie proste - w jednej ręce trzymała postrąk, a drugą podwijała kieckę, którą może i wcześniej pocięła, by łatwiej się w niej biegło, ale i tak teraz przeszkadzała. Ulka trzymał się jednak dzielnie, choć na jego obliczu raz czy dwa razy wyraźnie odmalowała się boleść. Przyjaciółka musiała przyznać, że rozwiązanie nie było szczególnie komfortowe, lecz w jej odczuciu było znacznie szybsze, bo Betty truchtała bardzo dzielnie i na pewno szybciej niż drwal ze złamaną nogą. No i - cóż za szczęście - krowa sama potrafiła wytyczyć kierunek. To było im potrzebne, bo elfka nie znała się w ogóle na orientacji w terenie, zaś Sjans na jeździectwie, nie mógł więc kierować swoim nietypowym wierzchowcem.
        Złość zaś szybko wyparowała z głowy Przyjaciółki - miała zbyt wiele innych trosk, by jeszcze roztrząsać aż takie pierdoły, jak głupie pytania zadawane przez drwala. Gdy więc w końcu się zatrzymali, miała już dobry humor. No, powiedzmy, neutralny. Na tyle neutralny, na ile mógł być po ucieczce z płonącego lasu z rannym towarzyszem, rozdzielając przy tym grupę. Czyli… jednak nie było najlepiej. Ale zawsze mogło być gorzej.
        - Dasz radę? - upewniła się, gdy Sjans zarządził, że to koniec jego przejażdżki, dalej nie da rady i woli iść. Jej pytanie dotyczyło zaś zarówno przemieszczania się na własnych nogach, jak i samego aktu zsiadania z krowy. W razie potrzeby, mogła go asukerować, chociaż akurat gdyby runął na nią z grzbietu Betty, nie utrzymałaby go za nic w świecie i razem wpadliby w to błocko.
        Słów o tym jak radzi sobie reszta nie skomentowała - kulturalnie obróciła głowę, udając, że sprawdza czy wszystko w porządku z jej rogatą koleżanką. “Poza tym co można spaprać gdy jest się tak blisko celu”? W przypadku tej grupy wszystko! Co więcej oboje o tym wiedzieli, ale nie było sensu mówić o tym na głos. Lepiej wierzyć, że sobie poradzą…
        - Jak twoja noga? - upewniła się nim ruszyli. - Skręcona, złamana? Wygląda okropnie. Oprzyj się na mnie, nie ma co jej obciążać.
        To powiedziawszy elfka stanęła ramię w ramię z drwalem, by stanowić dla niego mobilną kulę. Nic lepszego nie przyszło jej do głowy - może przez to, że i tak miała w niej już natłok myśli. Poza tym po tym nieszczęsnym weselu bolały ją stopy i czuła suchość w gardle, ale to możliwe, że przez bieg. Nie były to warunki do prowadzenia konwersacji, więc elfka z przyjemnością milczała u boku Ulki. Aż do momentu, gdy jak na komendę obojgu wyrwała się z ust soczysta “cholera”. Przyjaciółka gapiła się na ciało przed nimi. Nie ruszył jej jego stan - widziała już znacznie gorsze zwłoki, niektóre nawet bywały jej dziełem. Rozpoznała jednak te symbole.
        - Sjans… - zwróciła się do drwala ostrożnie, jakby obawiała się, czy powinna ruszać ten temat. - Fydlon nosił podobne symbole. To… Dlaczego oni to zrobili? - parsknęła. - By pozbyć się za jednym zamachem wszystkich problemów? Pretendentów, wrogów, przyjaciół i świadków? To mi nie pasuje - mruknęła, bo faktycznie, zbyt wiele rzeczy w tym nie grało. Po pierwsze, plan był zbyt wyrachowany, po drugiej: ich relacje były jakie były, ale jednak byli braćmi. Skowronkowi wydawało się, że dla nich powinno to mieć jakieś znaczenie i na pewno nie byliby w stanie posunąć się do umyślnego bratobójstwa. Ale przypadkiem, przy okazji: próbując rozwiązać kwestię Styfingów…
        - Chodźmy - mruknęła w końcu. - Mam złe przeczucia.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Stwierdzenie przez Sjansa, że on sam „może chodzić”, było zdecydowanie na wyrost. Drwal co najwyżej mógł ciągnąć nogę za nogą, ślamazarnie przesuwając się przy tym w wyznaczonym kierunku. Jak na ironię Ulka kulał w momencie gdy najbardziej się spieszył. W tej sytuacji niewielkim pocieszeniem okazywał się fakt, że noga nie bolała i że znów dane mu było oglądać Betty i Skowronka z normalnej perspektywy. Recz jasna pomny wcześniejszych doświadczeń, tym razem pilnował się by w rozmowie z elfką poruszać tylko i wyłącznie bezpieczne tematy, co w uproszczeniu sprowadzało się do tego, by nie zmuszać Przyjaciółki do mówienia o sobie. A skoro tak, to drwal uznał, że warto by wyjaśnić obecną sytuację, opowiadając coś więcej o własnym ludzie, chociaż Skowronek była zapewne przekonana, że naturę mieszkańców Kamiennego Targu rozpracowała po zaledwie godzinnym pobycie w tak zwanym centrum lokalnego handlu. I trudno byłoby w tym przypadku się z nią nie zgodzić.
        - Nawet nie będę ukrywał, że sprawa trochę się skomplikowała – zaczął Ulka. - Według reguł jakimi kieruje się Ekradon, Cryf pozostaje prawowitym lordem Kamiennego Targu. Jest tak z racji pierwszeństwa w urodzeniu oraz tego, iż to na jego ręce Asets przekazał swoją władzę. A znasz mojego brata już na tyle, by wiedzieć, że nie jest to osobnik, który często komuś ustępuje. Z drugiej strony, jeśli zostawiasz swój lud na kilka lat, wyruszając zabawić się w wielkim świecie, to w rozumieniu ludzi z Mglistych Bagien sam określasz się jako obcy. Podwójnie obcy, jeśli brać pod uwagę, że w czasie pożegnania, nie zaniechasz kilka razy podkreślić co myślisz o marnowaniu żywota na zadupiu. Guly początkowo miał być kimś w rodzaju namiestnika, ale sprytnie wykorzystał zwolnione miejsce. Sympatia ludzi jest po jego stronie. Zwłaszcza iż Cryfa niewielu pamięta, a jeszcze mniej z nich mogłoby o owych wspomnieniach powiedzieć coś dobrego. Co prawda nasz wielki wojownik dysponuje armią, która pozwoli mu przejąć władzę w mieście w kilka chwil, ale najpierw musi tam dotrzeć. A sam nie da rady nigdy. Gdyby spróbował, byłaby to największa klęska w dziejach. Jeśli ma odnieść sukces, potrzebuje kogoś kto przeprowadzi jego ludzi przez moczary. Oczywiście w tym przypadku nie boję się o to, iż taki zdrajca może się znaleźć. Po pierwsze dlatego iż spiskowanie i myślenie perspektywiczne nie jest tu popularną cechą, a jeśli jakimś cudem miałby się znaleźć w mieście ktoś, kto potrafi planować do przodu, to z pewnością ten sam osobnik zdawałby sobie sprawę, że Cryf i tak dług nie zabawi na siedzeniu lorda, jako że szybko odezwie się w nim duch przygody, a gdy tylko zniknie za pierwszymi drzewami, jego dotychczasowi poplecznicy delikatnie to ujmując będą mieli przesrane.
        Oczyma wyobraźni Sjans widział Thara Blewoga i Bouga Bulwatera zapowiadających miejscowym co stanie się z tymi, którzy chcieliby poprzeć uzurpatora. Nie wspomniał o tym głośno, ponieważ w powyższej przemowie nie było ani słowa, które można by powtórzyć przy damie. Nawet takiej obytej z brudami świata jak Skowronek. W tym przypadku wystarczyło samo zapewnienie, że szanse na znalezienie spiskowca Cryf miał niemalże zerowe. Niemalże, ponieważ w całych Mglistych Bagnach była tylko jedna osoba zafascynowana wojownikiem, a co gorsze właśnie ta osoba zmierzała teraz prosto do jego obozu, z olbrzymim gryfem na barkach. Botan był co prawda ostatnim, który chciałby celowo zdradzić ojca i swój ród, jednak był też na tyle ograniczony, by zrobić to nieświadomie.
        Ulka i Skowronek dotarli wreszcie na wzgórze, z którego doskonale można było zobaczyć niekończące się rzędy namiotów należące do podkomendnych Cryfa. W tym momencie prysła ostatnia nadzieja Sjansa związana z tym, że licznej armii szybko skończy się zaopatrzenie. Nawet jeśli ów moment był już całkiem blisko, w sytuacji gdy najstarszy z braci schwyta niczego niepodejrzewającego Guly’ego, który praktycznie sam wlezie mu w łapy, Cryf zyska dodatkowy argument by nie przerywać prowadzonej kampanii. Najgorsze że w całym tym zamieszaniu jedynym, który zyskiwał, był Styfing. Ado musiał jedynie poczekać aż poszczególni Ulka pozabijają się wzajemnie.
        - Pozwolisz, że raz jeszcze uraczę cię siarczystą „cholerą"? – Drwal krótko skomentował widok, który mieli przed sobą. – Posłuchaj, chciałbym wierzyć że jest inaczej, ale zakładam, że Guly i pozostali po prostu wleźli w to obozowisko, widząc w nim sojusznika. Cryf może i nie jest wybitnie przebiegły, ale byłby głupcem nie wykorzystując takiej okazji. W każdym razie, bez względu na to jak głupie ci się to wydaje, w tej sytuacji przede wszystkim musimy ratować Botana. Wiem, że logika kazałaby się skupić na moim bracie i Eldine, ale to mały Niedźwiedź jest teraz kluczem do wszystkiego. Ponieważ Cryf i jego dokonania mają na niego ogromny wpływ, a znam tylko jedną osobę, która w hierarchii Botana znajduje się wyżej od rycerza. – Sjans nie dodał nic więcej. W końcu rozmawiał ze Skowronkiem, co oznaczało, że nie musi co do joty wykładać wszystkich swoich przypuszczeń i planów. Elfka z całą pewnością domyśli się reszty … a potem zacznie protestować.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Jakoś posuwali się do przodu. Sjans utykał, ale był twardy - nie spodziewała się po nim niczego innego. To, że zdecydował się umilić jej czas rozmową również było do niego podobne. A Skowronek słuchała, bo drwal miał to do siebie, że rzadko gadał głupoty i nawet jeśli brzmiał, jakby uprawiał gawędziarstwo, to miało to jakiś cel. Dlatego Przyjaciółka słuchała go bez irytacji, może nawet zadowolona, że coś się działo, że nie szli w tak zupełnej ciszy i może coś z tego wyniesie.
        - Oj tak - zawtórowała, gdy Sjans w krótkich słowach opisał swojego najstarszego brata. Później potakiwała już jedynie ruchami głowy, bo obserwacje drwala były trafne i nie miała co do nich zastrzeżeń. Zaczynała też lepiej rozumieć sytuację - wcześniej jakoś nie wiedziała jak wygląda układ między Ulkami i (o naiwna!) zakładała, że skoro cały czas mówiono o Gulym jako o przyszłym władcy, to było to jakoś uregulowane, a tymczasem wszystko było na gębę. Lud Kamiennego Targu był naprawdę niesamowity, bo byli wierni po grób, ale niekoniecznie tym, którym by oczekiwano. Prawowitego władcę byli w stanie wywieźć na taczkach, bo woleli jego bardziej “swojskiego” brata.
        Całą tę przemowę Skowronek skwitowała wymownym westchnieniem - rozumiała, ale w głowie jej się to nie mieściło.
        I w końcu stanęli przed obozem Cryfa - prężnie działającym, dobrze zaopatrzonym, gotowym do akcji. Tak to powinno zawsze wyglądać, Skowronek byłaby nawet pełna podziwu i może rzuciła jakiś komplement, gdyby nie to, że wcale nie było im to na rękę. Była w równych częściach wściekła, załamana i sprowokowana.
        - Nie krępuj się nawet gorzej - zachęciła więc Sjansa, gdy ten przeprosił ją za kolejną “cholerę”. Jej samej na usta cisnęły się same nieprzyjemne słowa. Dotarło do niej, że dała się wmanewrować w znacznie gorsze bagno niż podejrzewała i wręcz widać było, jak pod wpływem tej myśli krew odpływa jej z twarzy. A potem zaczął mówić drwal i wtedy było już zupełnie źle. Przyjaciółka słuchała roztaczanej przez drwala wizji w milczeniu, gapiąc się na namioty przed sobą i krzątających się tam ludzi. Powieka jej nie drgnęła, gdy padały kolejne domysły i imiona a bagno tej sprawy wciągało ich coraz głębiej. Gdyby nie to, że nie chciała przerywać, pewnie powiedziałaby na głos to, co myśleli oboje: mieli przesrane.
        I nagle ni z gruszki ni z pietruszki padło imię młodego Blewoga. Przyjaciółce wydawało się, że się przesłyszała. Zmarszczyła brwi i podniosła wzrok na Sjansa, ale ten nie żartował, naprawdę mówił o tym tępym osiłku. Wyjaśnił czemu mają się na nim skupić i już miał powiedzieć jaki jest jego plan, gdy nagle zamilkł, wymownie zawieszając głos i spoglądając na nią. Przyjaciółka tylko przez mgnienie oka nie wiedziała o co chodzi, a potem jej usta otworzyły się na kształt dużego “O”, z gardła jednak nie dobył się żaden dźwięk. Złapała wszystkie wątki. Ten wstęp o tym komu należy się władza w Targu według prawa, według sympatii ludu, wreszcie według kolejnych zainteresowanych. I ten fragment o zdrajcach i przewodnikach. Wszystko do niej dotarło… i to było przerażające.
        - O nie, ty mówisz poważnie - parsknęła. - Sjans, naprawdę… Cholera, w co ty mnie chcesz wpakować.
        Elfka zacisnęła wargi i spojrzała znowu na obozowisko Cryfa. Odsunęła się od Sjansa i obróciła się do niego plecami, zakładając ręce na piersi. Wyglądała na sfrustrowaną i może wręcz obrażoną, choć jeszcze nie wiedziała na kogo miałaby się boczyć. Padło na Sjansa, bo poza nim nie było tu nikogo, a na samą siebie nie mogła się obrazić.
        - Ja z nim nawet nie umiem rozmawiać! - oświadczyła, obracając się ponownie do drwala. - Nie, Sjans, wymyśl coś innego, musi być inny sposób. Ja z Botanem... po prostu nie - urwała z rezygnacją, nim znowu obróciła się do Ulki plecami, łapiąc się za głowę. Patrzyła w ścianę lasu za sobą i drwal na pewno mógł poczuć tę specyficzną aurę wokół jej sylwetki, która mówiła, że Przyjaciółka właśnie rozważa, czy nie rzucić się do ucieczki i zwiać jak najdalej od Kamiennego Targu póki była okazja.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        - Wejście i inwigilacja takiego obozu to rzecz banalna – zauważył Sjans, przechodząc do dalszego etapu swojego planu, bez czekania na oficjalną decyzją Skowronka. Uznał, że skoro elfka wciąż stała obok niego, nie uciekła, nie dała mu w pysk oficjalnie zrywając współpracę, nie zaczęła wrzeszczeć, rzucać obelgami czy kopać go po kostkach, to wystarczający dowód, iż wciąż może na nią liczyć. Musiał tylko dać jej czas do przetrawienia informacji i zaakceptowania swojego pomysłu, nawet mimo wewnętrznego buntu. Przecież tak naprawdę nie musiała silić się na wielki dialog z Botanem. Wystarczyło, że powie ”chodź”, a Niedźwiedź za nią pójdzie. Drwal był co do tego przekonany, jednak gdyby kazano mu wyjaśnić w jaki sposób to działa, nie potrafiłby tego wytłumaczyć.
        - Moglibyśmy wykorzystać w tym celu zbroje znalezionego żołnierza, ale myślę, że nawet ona nie będzie tu potrzebna. Ponieważ za armią taka jak ta, podażą cały tabun cywili. Kucharze, myśliwi, zwiadowcy, kowale, drwale, medycy, praczki a nawet damy do towarzystwa. Nie lubię co prawda hazardu, ale w tym przypadku gotów byłbym założyć się, że żołnierze traktują ową resztę jako gorszą kategorie i pewnie nawet nie zwracają uwagi na ludzi szwendających się po terenie, przynajmniej dopóki kogoś takiego nie potrącą. Myślę, że możemy tam wejść i spenetrować obóz niezauważeni. Tym bardziej, że Cryf nawet nie pofatygował się, aby go ufortyfikować. Niestety w swoim obecnym stanie, obchodziłbym go pewnie z tydzień, dlatego potrzebuje twojej pomocy. Znajdziemy Botana i go stamtąd zabieramy. Nawet jeśli przyjdzie nam go ogłuszyć. Chociaż może na sam początek spróbujemy jedynie podsłuchać kilka lokalnych rozmów, by dowiedzieć się czy przypadkiem nie wyrywamy się przed szereg. Może Guly okazał się na tyle ostrożny, by darować sobie wpadniecie w ramiona brata. Zwłaszcza, że szczególnie nigdy za sobą nie przepadali.
        Sjans miał nadzieję, że udało mu się wyciszyć obawy Skowronka i przedstawić sprawę tak by ta została zaakceptowana przez elfkę, a przy tym potraktowana jako rutynowe zadanie szpiegowskie, do których dziewczyna z całą pewnością miała kwalifikacje. Pozostawało jedynie czekać czy Skowronek kupi takie tłumaczenie.
        W tym czasie drwal uważnie obserwował obóz, próbując znaleźć najbardziej dogodne miejsce dostania się do niego, jak również zorientować się w zwyczajach podkomendnych Cryfa. Uwagę Ulki przykuła liczna grupa konnych zwiadowców wyruszająca w las, zapewne z zamiarem podjęcia kolejnej próby znalezienia drogi do Kamiennego Targu. Przynajmniej będą mieli okazję udowodnić co są warci.
        - Swoją drogą słabo to wygląda. Władca nie potrafiący odnaleźć ścieżki do swojej siedziby – zauważył Sjans, jednocześnie zastanawiając się czy przypadkiem większość monarchów nie cierpi na podobną przypadłość. Wystarczy wywieść takiego poza mury stolicy, zakręcić dwa razy, a bez swoich doradców nie trafi na miejsce.
        Drwal zauważył również, że ludzie Cryfa stanowiliby idealne ofiary gdyby najstarszy z braci próbował siłą wymusić wskazanie sobie przejścia dla armii. Okuci w stalowe zbroje zapadali by się w bagnach znacznie szybciej niż na przykład Skowronek, a do tego maszerując w szyku, sami rozdeptywaliby podmokłe tereny, łatwo wpadając w zasadzkę. Armia generała Ulki rozleciałaby się w pył już na Zdradzieckich Wrzosowiskach, a jej niedobitki przepadłyby bez wieści na Bulgoczącym Gardle. Ci z pierwszych szeregów wiedzieliby przed sobą zwykłą łąkę, środkowa cześć kolumny brnęłaby po kolanach w błocie, a tyły potopiłyby się całkowicie. I to jeszcze zanim wozy z żywnością i rzemieślnikami dotarłby na miejsce, tym samy odcinając główne siły od zaopatrzenia. Niestety o ile Cryf nie był zbyt bystry, to pozostawał na tyle ambitny, by zaryzykować życie wszystkich, byleby tylko przez chwilę pogrzać swój tyłek na siedzisku lorda.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości