Ekradon[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie wybiegała myślami aż tak daleko w przód, by zastanawiać się nad tym jak się później znajdzie z resztą grupy - na razie jej celem było wprowadzić zamęt wśród ludzi Styfinga i nie dać się przy tym złapać, a było to zadanie trudne i wymagające od niej nie lada koncentracji. Gdyby udało jej się jeszcze przy okazji złapać Bo i poderżnąć mu gardło, byłoby już naprawdę idealnie, to byłaby dla niej nagroda za cały podjęty trud. Ale najpierw trzeba było wykonać mokrą robotę.
        - Chuda czarownica, tępy grubasie?! - zawołała, gdy tylko wyszła zza budynków i znalazła się w zasięgu wzroku tamtej grupy. Szybko ogarnęła kto tam jest: jakiś sześciu chłopa i Bo, który gramolił się z ziemi po tym, jak tamci wzięli go w obroty. Wszyscy jak jeden mąż obrócili na nią wzrok, gdy zdradziła swoją pozycję: dokładnie o to jej chodziło. Gdy tylko nabrała pewności, że wszyscy skojarzyli chudą czarownicę o żółtych oczach, obróciła się na pięcie i zaczęła spieprzać ile sił w nogach. Starała się, by cały czas być w zasięgu ich wzroku, lecz przy tym nie dać im szansy na czysty strzał, bo chociaż nie zauważyła przy żadnym łuku ani kuszy, nie mogła wykluczyć, czy coś jej nie umknęło. Dlatego wiała zygzakiem, znikając i pojawiając się, robiąc przy tym dużo hałasu, by ściągnąć sobie na głowę wszystkich ludzi Styfinga. Z każdym kolejnym ścigającym ją żołnierzem była w coraz większych tarapatach, lecz o to chodziło: miała reszcie umożliwić bezpieczne opuszczenie Ekradonu. Nie miała w tym momencie czasu myśleć nad detalami, nad motywacją i nad kontrolowaniem czasu - działała instynktownie, wiedziona doświadczeniem wyniesionym z lat treningu, a potem prawdziwych akcji, gdzie raz była przynętą, a raz to kto inny poświęcał się dla niej.
        Skowronek nie uciekała tylko głównymi uliczkami - gdy tylko zorientowała się, że ma już całkiem pokaźny ogon, zaczęła go sukcesywnie gubić i wprowadzać chaos między ludzi Styfinga. Najgroźniejsi byli dla niej jeźdźcy, więc by nie ryzykować spotkania z nimi, często korzystała z wąskich przejść między budynkami, z podwórek i płotów, których nie dało się sforsować na końskim grzbiecie. Czasami wspinała się na dachy niskich domostw, a raz nawet przebiegła przez jakąś oborę. Ku lekkiemu przerażeniu spostrzegła, że wcale nie ubywa ścigających ją żołdaków, a wręcz jakby zacieśniali wokół niej obławę. Już gdzieś z tyłu głowy planowała jak dać drapaka z aresztu albo co zrobić, by przesłuchanie bolało trochę mniej, lecz jak to z reguły bywało podczas tej misji, i tym razem nastąpił nieoczekiwany zbieg okoliczności. Gdy Skowronek akurat ledwo zdołała wdrapać się po rynnie na jakiś dach i ślizgała się po omszałych dachówkach, na dole ludzie Styfinga zaczęli głośno krzyczeć słowa, które był dla niej niezrozumiałe. A później niesłyszalne, gdyż zagłuszyło je donośne i bojowe “muuu!”. Przyjaciółka nie wierząc we własne szczęście zerknęła przez ramię, by zobaczyć, jak Betty szarżuje na zgromadzonych na dole mężczyzn i roztrąca ich jak puste kanki na mleko.
        - Tak jest, mała, dajesz! - zagrzewała ją do walki elfka, nim podjęła swoją ucieczkę. Krowa okazała się być w całej tej misji jej największym sojusznikiem, kto by pomyślał? Skowronek zaczęła się wręcz martwić, czy na pewno nic się jej nie stanie…
        - Mam cię!
        - Puszczaj ty kozi bobku!
        Jakiś mężczyzna złapał Skowronka za włosy gdy tylko ta zeskoczyła z drugiej strony dachu i mocno uderzył ją pięścią w nerki, śmiejąc się chyba z rzuconego przez nią wyzwiska. Elfka straciła na moment dech, ale nie panikowała - była nauczona jak należy wyrwać się z takiej sytuacji. Ze swoim wzrostem nie była w stanie sięgnąć jego twarzy, chwyt mężczyzny był zbyt mocny, by zmusić go do puszczenia, ale Skowronek miała w końcu nóż i wolne obie ręce, gdyż zbyt pewny siebie napastnik nie próbował jej unieruchomić. Dlatego też niewiele się zastanawiając dźgnęła za siebie, celując w bok mężczyzny, gdyż nie była pewna czy ma on na sobie pancerz, a jednak boki z reguły pozostają nieosłonięte… Niewiele się pomyliła - poczuła opór pod ostrzem na chwilę przed tym, gdy naruszyło ono skórę i zagłębiło się między tkanki. Napastnik wrzasnął i puścił elfkę, a ta niewiele się zastanawiając wyszarpnęła z niego nóż i podjęła ucieczkę, gdyż już widziała ludzi Styfinga, którzy szli na odsiecz swojemu koledze. To bieganie po slumsach zaczynało ją już męczyć i przez moment nosiła się z zamiarem wycofania się i ucieczki w las, miała jednak jeszcze coś do załatwienia: musiała zatłuc Bo.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans i Eldine bez przeszkód dotarli na skraj lasu. Skryci w zaroślach przynajmniej przez chwilę mogli poczuć się bezpiecznie. Dziewczyna wykorzystała okazję by nieco odpocząć i rozmasować obolałe stopy, natomiast drwal obserwował okolicę, usiłując wypatrzeć pozostałych członków drużyny. Zamieszanie jakie wywołała elfka, można było zauważyć nawet z tak dużej odległości. Ludzie biegali we wszystkich kierunkach, sprawiając wrażenie jakby poszukiwali nieistniejącego pożaru. Zewsząd dało się słyszeć podniesione nawoływania, przekleństwa i rzucane rozkazy. Zbrojni Styfinga starali się rozpędzać pospólstwo, jednak nawet groźby czy baty nie były w stanie powstrzymać ciekawości mieszkańców, przez co żołnierze nieustannie wpadali na kogoś z tłumu, taranując nieszczęśników, a tym samym potęgując panujący chaos.
Ulka nie zazdrościł miejscowym. Wiedział, że Ado nie cofnie się przed niczym, nawet jeśli będzie musiał przeszukać podgrodzie chata po chacie. Nie pochwalał pomysłu Skowronka. Wprawdzie dzięki Przyjaciółce udało im się wydostać z miasta, ale jednocześnie upewnili ścigającego ich Styfinga, że wciąż są gdzieś w pobliżu, dzięki czemu Ado, zamiast rozsyłać ludzi w wszystkich kierunkach, mógł skupić się na dokładnym sprawdzeniu okolicy.
Po chwili, Sjansowi udało się wreszcie wypatrzeć swoich młodych pomocników. Ily i Ważka zjawili się w lesie, obładowani pakunkami, jakby właśnie wrócili z tygodniowych zakupów. Milczące spojrzenie Ulki w kierunku rozbawionej twarzy krawca, wyjaśniało wszystko. Im większy zamęt, tym łatwiejsza okazja do kradzieży, a jednocześnie okazja do tego by jeszcze zwiększyć bałagan panujący na ulicach. Wyglądało na to iż wszyscy wokół drwala uparli się na pomysł z dywersją.
- Nawet nie będę próbował pytać co to jest i skąd pochodzi – surowo stwierdził Ulka, spoglądając na łucznika. – Jedyne co chciałbym w tej chwili usłyszeć, to informacja o tym, że wiesz gdzie znajduje się Botan i potrafisz nas tam doprowadzić.
- Pewnie – odpowiedział Ily. – Niedźwiedź mówił mi o swoim odkryciu, a droga tam wydaje mi się być łatwa. Znaczy się nie znam tutejszego lasu, a szczerze mówiąc ostatnimi czasy ja i Gyneid częściej przebywaliśmy w pałacach niż na łonie natury. Liczyłem raczej na ciebie. Bo widzisz taki Botan to potrafi wyczuć lisie odchody zanim rudzielec zabierze się do posiłku, albo zeżre dwie szyszki i od razu wie, że tydzień temu przechodziła tu niedźwiedzica w rui…
- Dobra, starczy tego. Wiem do czego zmierzasz. Ja i Botan jesteśmy dzikusami. Ale do rzeczy. Potrafisz tam trafić?
- Raczej, chyba, nie.
- O w rzyć. To chociaż…
- Sjans patrz! – Ważka przerwała Ulce, wskazując palcem na jedną z chat.
Spoglądając w kierunku sugerowanym przez dziewczynę, drwal ujrzał Skowronka, która płynnym ślizgiem pokonywała zadaszenie budynku. Wokół zabudowania kręciło się mnóstwo zbrojnych Styfinga, a kolejni zdawali się nadciągać ze wszystkich stron.
- Nic wielkiego. Da sobie radę – stwierdził Ulka podziwiając akrobację Przyjaciółki.
- Nie na elfkę. Tam, nasz niedźwiedź!
Dopiero korygując swoją uwagę na miejscu, które rzeczywiście wskazała mu Gyneid, drwal dostrzegł zmierzającego jej z odsieczą młodego Blewoga. Botan biegł z przewieszoną przez ramię olbrzymią halabardą. Nie miał na sobie koszuli, a jego potężny tors i cała twarz umazane były krwią. Jakiś zbrojny próbował zagrodzić mu drogę, jednak równie dobrze mógłby próbować zatrzymać lawinę spadających głazów. Niedźwiedź przebiegł po nim nawet nie zadając sobie trudu by sięgnąć po swoją broń. Tą ostatnią rezerwował dla tych, którzy zagrażali Skowronkowi.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek wcisnęła się w wąską szczelinę między kominami i korzystając z rzadkiej sposobności, że nikt nie mógł jej tam wypatrzeć ani tym bardziej dopaść, nabrała trochę oddechu. Jej kondycja była wystawiona na poważną próbę... Oby jednak jej się to opłaciło. Gdy tak uciekała i myliła pościg, nie miała okazji kontrolować gdzie jest reszta grupy Sjansa – liczyła, że wszyscy byli już za linią drzew i nie będą tacy głupi, by pozostawać zbyt długo w miejscu. Nawet jeśli Botan zdecydował się zrobić z najemników Zaskrońca karmę dla niedźwiedzi, niech ich zostawią i pójdą dalej – przecież tacy silnoręcy na pewno nic nie wiedzieli, nie warto było się nad nimi pochylać. Chociaż pewnie któreś z nich (najpewniej Sjans, bo on posiadał najbardziej ludzkie odruchy i miał najwięcej rozsądku) zdecyduje, by ich rozwiązać... Ale niech będzie po jego myśli, byle nie dali się przez to złapać. W końcu Skowronek kupowała im właśnie cenne minuty i godziny przewagi, których nie powinni zmarnotrawić, o ile nie chcieli, by jej duch po śmierci nawiedzał ich w snach i lżył za bycie nieuleczalnymi idiotami.
        Koniec przerwy nadszedł szybciej, niż powinien – elfka ledwo odzyskała oddech i tak naprawdę potrzebowałaby jeszcze chwili by odzyskać siły, ale nie mogła zniknąć na zbyt długo, bo wtedy ludzie Styfinga straciliby zainteresowanie nią i zaczęli szukać dalej...
        - Tam jest!
        Okrzyk zlał się w jeden odgłos razem z jękiem spuszczanej cięciwy, a zaraz potem Skowronek usłyszała nad uchem zgrzyt grotu uderzającego o gont. Zaklęła głośno i szpetnie, spoglądając w stronę łucznika, który miał nadzieję strącić ją na ziemię. Niedoczekanie! Nim zdołał nałożyć drugą strzałę na cięciwę, ona już się schowała po drugiej stronie dachu i szybko ześlizgnęła się na ziemię, korzystając z okazji, że jeszcze nikt tam na nią nie czekał – bieganie po dachach miało wszak sens tylko wtedy, gdy były one dostępne, a tymczasem trasa jej ucieczki górą kończyła się ślepo. Nim jednak zdołała się rozejrzeć za najdogodniejszą drogą, dostrzegła biegnących w jej stronę najemników - właśnie została pozbawiona komfortu wyboru. Przeszło jej przez myśl, że mogą ją teraz spróbować osaczyć, dlatego nie wybrzydzała i wspięła się na pierwszą lepszą rynnę jaką spostrzegła po drodze - w tym momencie jeden z nich prawie złapał ją za nogę i ściągnął w dół, ale całe szczęście dała radę się utrzymać. Był to jednak znak, że porusza się coraz wolniej. Wspięła się wyżej i przeskoczyła na drugą stronę… Gdy nagle usłyszała znajomy głos. Dokładniej znajomy okrzyk. W myślach zaczęła kląć wszystkimi znanymi językami i chociaż bała się potwierdzić swoje przypuszczenia, spojrzała w tamtym kierunku. ”Botan?!”, zirytowała się momentalnie.
        - Co ty tu do jasne cholery robisz?! - zawołała, stając wyprostowana na dachu i tupiąc ze złości nogą. Nim jednak wybrzmiał ostatni dźwięk jej wypowiedzi, dostała czymś mocno w twarz. Zatoczyła się, złapała za promieniujące bólem miejsce i upadła. Naprawdę cudem utrzymała się na dachu. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, dotarło do niej, że dostała z procy, a pocisk trafił w miejsce, gdzie nos łączy się z policzkiem, przez co prawie od razu poczuła płynącą z nozdrza krew. Zaklęła, wytarła łzy bólu z oczu.
        - Radźcie sobie sami, do jasnej cholery, wypisuję się z tego interesu - warczała pod nosem, gramoląc się na równe nogi. Dopiero teraz zauważyła, że jakiś spryciarz przystawił drabinę do dachu i właśnie się po niej wspinał. Próbowała kopniakiem przewrócić wspinającego się delikwenta razem z jego sprzętem, ale ten był już za wysoko, a fizyka działała na niekorzyść elfki. Musiała odpuścić, więc czym prędzej zaczęła się wycofywać. Nie gonił jej jednak byle żołdak, ten doskonale wiedział co robi i umiał balansować na dachu równie dobrze co ona. Dogonił ją na sąsiednim domostwie, złapał i przydusił do strzechy, której ostre końce wbiły się jej w policzek. Przyjaciółka była jednak zawziętą bestią i nie dała się pojmać. Tak długo wierzgała pod swoim przeciwnikiem, aż ten stracił równowagę i stoczył się z dachu. Razem z nią, bo nie zamierzał wypuścić zdobyczy z rąk, jego problem polegał jednak na tym, iż to on wylądował pierwszy na bruku. Coś chrupnęło, mężczyzna zawył i z bólu rozluźnił uścisk, w którym trzymał Skowronka. Elfka zaraz skorzystała ze sposobności i mu się wyrwała. Była już tak strasznie poobijana i obolała, że wiedziała, iż nie da już zbyt długo rady tak uciekać. Stęknęła gramoląc się z ziemi i szukając ostatecznego sposobu na ucieczkę... Nie przejmowała się przy tym Botanem i Bo - skoro byli idiotami, niech zdychają w męczarniach, a tego, który to przeżyje, zabije osobiście w późniejszym terminie.
        Skowronek nie była mistrzem w jeździe konnej, więcej, była wręcz gorzej niż mierna, ale w tym konkretnym momencie była też bardzo zdesperowana i łudziła się, że fakt iż niedawno kilka razy musiała siedzieć w siodle, zadziała na jej korzyść. Dlatego gdy tylko dojrzała szkapę, która pętała się po okolicy bez jeźdźca, za to z siodłem i wszystkimi tymi potrzebnymi rzeczami (których Przyjaciółka nie umiała nazwać), nie zastanawiała się ani chwili - podbiegła i wsiadła na nią, wyjątkowo niezgrabnie, ale skutecznie. Spięła ją zaraz piętami, lecz koń nie chciał ruszyć tylko drobił w miejscu i dopiero gdy naprawdę wkurzona elfka dźgnęła go piętami z całych sił, udało im się uciec. Wierzchowiec od razu zaczął pędzić przed siebie, a spanikowana Skowronek mocno przywarła do jego szyi modląc się w duchu by nie spaść. Nie było mowy o tym, by wystraszona Przyjaciółka zapanowała nad jeszcze bardziej wystraszonym koniem.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Drwal musiał działać. Nie zamierzał zostawiać nikogo ze swoich na pastwę wroga, uznając za konieczne pomóc zarówno Botanowi jak i elfce. Błyskawicznie ocenił kierunek, w którym galopowała Skowronek oraz ścigający ją napastnicy, a będąc pewnym co do szlaku, na którym mieli pojawić się wszyscy jeźdźcy, zaczął wydawać rozkazy. Na szczęście Ily, Ważka a nawet Eldine, potrafili działać pod presją czasu.
Sjans wybrał potężne drzewo, rosnące w takiej odległości od drogi, że upadając mogło swoją koroną zablokować całe przejście. Gdy trzeba było, potrafił ścinać grube pnie naprawdę szybko. Kilka solidnych pociągnięć toporem sprawiło, iż olbrzymi buk zakołysał się w podstawie. Ulka wstrzymał na chwilę pracę, czekając na znak od Gyneid, że ta również jest gotowa. Teraz wystarczyło tylko wypatrywać pojawiania się Przyjaciółki.
Dystans pomiędzy elfką, a ścigającymi ją ludźmi Styfinga znacznie się zmniejszył, jednak nie na tyle by drwal nie był wstanie „wstrzelić się” z konarem między jeźdźców. Efekt jaki uzyskał Sjans był nawet lepszy niż ten, którego sam się spodziewał. Czołówka kolumny nie zdążyła wyhamować, a część jeźdźców wylądowała pomiędzy gęstymi gałęziami.
Następne zadanie wykonał Ily, obstrzeliwując zbrojnych zanim ci zdążyli się przegrupować. Łucznik niespecjalnie starał się trafiać. Przede wszystkim zależało mu na tym, by salwa była jak najszybsza, a grad strzał uświadomił ścigających, że mają naprzeciw sobie cały oddział przeciwników. Ostatnia rola przypadła Ważce i przygotowanym przez nią fajerwerkom. Ulka nie miał pojęcia co zawierają substancje rozpylone przez dziewczynę. Grunt, że w efekcie przypominały ogień, raziły w oczy i robiły mnóstwo hałasu, na tyle by spłoszyć konie.
Przynajmniej na jakiś czas pościg został zatrzymany. Jedynej rzeczy jakiej Sjans nie był pewien, to sposobu w jaki Eldine poradzi sobie by zatrzymać pędzącą elfkę. Miał nadzieję, że Skowronek jej nie staranuje. Gestem nakazując Ily’emu i Gyneid, by ci ruszyli w stronę obu dziewcząt, sam drwal pobiegł w kierunku miasta, z zamiarem wyciągnięcia stamtąd Botana.
Okazało się, że niedźwiedź zrobił dla drużyny znacznie więcej niż drwal i jego kompania. Ścigając Skowronka, ludzie Styfinga nie liczyli się z niczym, traktując miejscowych niczym kolejne przeszkody na swojej drodze, a im bardziej się panoszyli, tym bardziej narastała wściekłość tłumu. Stragany roztrzaskiwano w drobny mak, jakiś dzieciak został potrącony przez galopującego jeźdźca, kogoś innego zaszlachtowano tylko za to, że zbyt późno zszedł z drogi, a jeszcze innych poddano okrutnym przesłuchaniom. Wskutek tego wystarczyła iskra, by lud wziął sprawy w swoje ręce i przepędził Styfinga z Ekradonu, a szarżujący na żołnierzy Botan, był dla mieszkańców niczym rozpalona pochodnia. Młody Blewog nawet nie zauważył kiedy stał się prowodyrem zamieszek i przywódcą rebelii. Na szczęście szybko zabrakło mu przeciwników, wskutek czego zapał niedźwiedzia nieco już ostygł.
- Botan, przestań się wygłupiać. Musimy pomóc Skowronkowi! – krzyknął Sjans licząc na to, że imię dziewczyny przywróci młodemu rozum.
- Niedźwiedź właśnie to robi.
- Widzę. A za chwilę ujrzy to całe miasto, gdy siły Ekradonu wejdą tu, by zrobić porządek w dzielnicy. Wynośmy się stąd. Twoja elfka czeka na ciebie w lesie. – Sjans przeklął, uświadamiając sobie, że samemu nakręca rzekomy romans Blewoga i Skowronka, jednak w tej chwili gotów był powiedzieć, że elfka wypatruje chłopaka w małżeńskim łożu, byle tylko wyciągnąć niedźwiedzia z miasta.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Stwierdzenie, że elfka panowała nad spłoszonym koniem, byłoby zbyt daleko idącym przejawem optymizmu. Głupia kobyła współpracowała raz na dziesięć przypadków, a przez resztę czasu niosła swojego niedoświadczonego jeźdźca gdzie tylko przyszła jej ochota. Skowronek była przy tym pewna, że nie jest to kwestia złośliwości czy w ogóle jakiegokolwiek świadomego działania, a po prostu zwykłej zwierzęcej głupoty - wierzchowiec był pewnie przestraszony i puściły mu wszystkie hamulce. Elfka przeklinała swój pomysł by uciekać konno, bo już widziała, jak razem z tą głupią chabetą rozbijają się o jakiś mur, bo głupie stworzenie nie pomyśli by skręcić.
        A na dodatek ludzie Styfinga jeździli konno znacznie lepiej od niej. Z jakiegoś powodu przypomniał jej się ten gnojek Fydlon, który popisywał się swoimi umiejętnościami w drodze do Ekradonu - wkurzał ją tak samo jak ci tutaj. Lecz tak jak jego mogła po prostu zignorować albo wręcz trochę nim pomiatać, tak przed tymi musiała mieć respekt i wiać ile tylko miała sił. Czy też raczej ile tylko sił miał jej koń, bo gdyby teraz spadła, zsiadła albo zeskoczyła, nie miałaby najmniejszych szans by wyjść z tego cało. Zresztą w myślach już nastawiała się na to, że i tak ją dopadną i jedyne co może zrobić, to jak najdroższej sprzedać swoją skórę.
        Tym razem zmuszenie głupiej szkapy by pojechała tam, gdzie chciała elfka, okazało się całkiem łatwe. Jakby zwierzę wiedziało, że ma przed sobą las i przyrodę, do których je ciągnęło i z chęcią opuszczało miasto. Skowronek również odczuła ulgę, gdy minęła linię zabudować – choć uważała się za elfa raczej miejskiego niż leśnego, chyba liczyła, że wśród drzew łatwiej będzie jej zgubić pościg, a może część z ludzi Styfinga stwierdzi, że nie warto jechać za nią taki kawał i po prostu zawróci… Tak, to był już chyba zbyt daleko idący optymizm z jej strony. Niemniej jednak warto czasami znajdować drobne pozytywy w zastanej sytuacji.
        Specyficzny jęk obalonego drzewa sprawił, że Skowronkowi podniosły się włosy na karku – był blisko, bardzo blisko, zupełnie jakby konary miały zwalić jej się wprost na głowę. Te spadły jednak kawałek za nią, odcinając ją od pościgu. Elfka pomyślałaby pewnie, że to cud, ale przecież raz, że cuda nie istniały, a już na pewno nie na tej wyprawie, a dwa, przecież podróżowała z drwalem, wnioski więc nasuwały się same… Przyjaciółka lekko się wściekła. Ci głupcy zamiast wykorzystać czas na ucieczkę, zostali na miejscu! Po co?! Chociaż może tylko…
        - Jasna cholera! – wyrwało jej się, gdy dostrzegła stojącą na środku drogi Eldine, która wyciągała do niej ręce w powstrzymującym geście. Skowronek szarpnęła w niekontrolowany sposób za wodze konia, przez co ten lekko zmienił tor, po którym galopował, a nawet trochę przy tym zwolnił. Przyjaciółka nie czekała, aż całkowicie się zatrzyma, tylko w biegu zeskoczyła, chwilę po tym, gdy minęła córkę Styfinga. Nie oszukiwała się nawet, że da radę utrzymać się na nogach, tylko w kontrolowany sposób przeturlała się po trakcie, by na koniec wstać bez odnoszenia kontuzji. Natychmiast obróciła się w stronę dziewczyny.
        - Z drogi, z drogi, z drogi… - ponagliła, ciągnąc ją między drzewa, by nie było ich widać. – Co tu robisz sama, gdzie reszta? Niech to, mieliście wiać, coś się stało?
        Skowronek sama była zaskoczona tym, jak dobrze szło jej zachowanie łagodnego tonu, gdy mówiła do ślimakowej panny. To chyba była ta sama zależność co w przypadku Betty: gdy widziała te wielkie maślane oczy z długimi rzęsami, nie potrafiła wrzeszczeć. ”Czyżbym się starzała?”, przemknęło Przyjaciółce przez myśl.
        Tymczasem niedawny wierzchowiec Skowronka zdawał się być bardzo zaskoczony, gdy nagle stracił jeźdźca. Zatrzymał się i obrócił, a gdy spostrzegł obie kobiety schodzące z drogi, sam udał się na pobocze i zaczął szczypać trawę. Elfka spojrzała na niego, potem na Eldine i uznała, że głupia szkapa może się jeszcze okazać przydatna.
        - Jeśli go złapię, będziesz mogła na nim podróżować i trochę ci się te nogi zagoją - oświadczyła. - Czekaj tu na mnie i się nie wychylaj.
        Skowronek nie liczyła specjalnie na współpracę ze strony tej głupiej szkapy, która pewnie nadal była pod wpływem niedawnych emocji, ale nic nie szkodziło spróbować... Okazało się jednak, że koń bardzo cierpliwie stał i czekał aż Przyjaciółka do niego podejdzie i złapie go za cugle, po czym bez żadnego oporu podreptał za nią do przyczajonej na skraju drogi Eldine. Elfka była pod wielkim wrażeniem tego, jak układała się jej praca ze zwierzętami: o wiele lepiej niż z ludźmi. Szkoda, że wcześniej nigdy tego nie dostrzegła, może mogłaby to wykorzystać w swoich zleceniach, na pewno czasami byłoby jej łatwiej...
        - No, mamy go - uznała na głos, gdy już zbliżyła się do panny Styfing. - Trzeba ruszać. Gdzie Sjans i reszta?
        Część z reszty już widziała: Ważka i Ily właśnie się do nich zbliżali. To wystarczyło Przyjaciółce za odpowiedź, że Sjans pewnie próbuje wyciągnąć z miasta Botana i z jakiegoś powodu ta świadomość zupełnie zepsuła jej humor.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Nie chcąc trafić na oddziały Styfinga uwięzione na skraju lasu, Sjans i Botan musieli nadłożyć drogi, omijając zbrojnych bezpiecznym łukiem. Drwal od razu narzucił wysokie tempo marszu, nie będąc pewnym wydarzeń jakie rozegrały się od chwili gdy zwalił na jeźdźców konary drzewa. Mógł mieć tylko nadzieję, że Skowronek będzie w stanie szybko ogarnąć całą drużynę i odciągnąć Ily’ego, Ważkę i Eldine, od miejsca zagrożenia. Paradoksalnie najbardziej obawiał się rzeczy najbardziej błahej, a mianowicie tego, czy otaczająca elfkę młodzież, uzna za konieczne uświadomić ją w jakim kierunku powinni podążać.
Ulka przeklął w myślach własną głupotę. Nie powinien upierać się, aby wszystko robić samemu. W ten sposób doprowadził do sytuacji, w której dwójka osób najbardziej obeznana w dziczy podróżowała oddzielnie, natomiast „miastowi” najprawdopodobniej błądzili po lesie.
„Do licha, przecież to elfka, w puszczy powinna czuć się jak u siebie” – pomyślał Sjans, - „poza tym Botan jest niczym świnia na trufle, jeśli zajdzie taka potrzeba wytropi każdego”.
Jakby na potwierdzenie tej tezy, gdy tylko przekroczyli linię drzew, niedźwiedź od razu wysunął się na prowadzenie, wskazując kierunek marszu. Wprawdzie drwal znał Blewoga od młodości, ale chłopak cały czas nie przestawał go zaskakiwać. Z jednej strony był niezwykle pobudliwy, gotów odrąbać komuś łeb chociażby za krzywe spojrzenie, a jednocześnie cierpliwie znosił wszelkie przytyki ze strony Gyneid i łucznika. Potrafił błysnąć inteligencją, tylko po to by za chwilę dać przejaw nieskończonej głupoty, a jego uczucie od Skowronka pozostawało dla drwala nierozwikłaną tajemnicą. Podobnie zresztą jak sam fakt, jak niedźwiedź otrząsnął się po rzekomym małżeństwie z Lupirią, na powrót kierując swoje serce w stronę „prawdziwej miłości”. Ulka zastanawiał się przez moment w jaki sposób Skowronek zamierza odpędzić się od takowego zalotnika. Sądząc po tym jak pewnie Botan kroczył miedzy zaroślami, elfka na pewno nie będzie w stanie ukryć się przed nim w lesie.
Sjans przerwał te rozważania, uznając ze ważniejsze niż roztrząsanie przyszłości Belwoga, jest teraz skupienie się na tym co może zrobić ścigający ich Styfing. Mógł być pewnym co do tego, że lord spróbuje zablokować granicę pomiędzy swoimi ziemiami a Mglistym Bagnem. Dodatkowo podejrzewał iż Ado doniesie do władcy o tym, iż jego córka została porwana, znajdując się obecnie w rękach Ulki, wbrew swojej woli. Właśnie dlatego uznał za konieczne odnalezienie księcia Sorena, przedstawienie mu sytuacji i uzyskanie jego aprobaty dla tego co robią.
Nagle Ulka przypominał sobie, że Skowronek zna się na ptakach. Gdy towarzyszył im Fydlon, potrafiła rozpoznać gatunek zwierzęcia po wydawanych przez niego odgłosach. Może dzięki temu będą w stanie ich odnaleźć.
- Botan stój! Zwolnij – krzyknął, a gdy tylko niedźwiedź się zatrzymał, drwal podzielił się z nim swoim pomysłem. – Potrafisz imitować dźwięki wydawane przez ptaki?
- Po co? Niedźwiedzie nie polują na pierzaste? – zdziwił się chłopak.
- Przestań! Pytam poważnie. Przecież nie będziemy nawoływać się wrzeszcząc na cały las.
- Umiem zrobić ”huu, huuu”. Jak sowa.
- Ty na pewno jesteś synem Thara? – zadrwił Sjans. – Wysil się trochę. Wymyśl gatunek którego raczej nie powinno być w tym lesie, a który dla laika brzmiałby normalnie. A potem zacznij robić trochę hałasu.
- A dlaczego ja?
- Dlatego, że to ty chcesz zaimponować pewnej elfce – przekonywał Ulka, rezygnując z bardziej logicznych argumentów, mówiących o donośności głosu.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek była bliska tego, by zostawić Botana i Sjansa na pożarcie ludziom Styfinga, miała z tym jednak jeden poważny problem. Drwal był jej za bardzo potrzebny. Potrafił (w miarę) zapanować nad swoimi towarzyszami i rozumiał ich sposób myślenia, tłumaczył jej różne niuanse i nazwy własne, które dla nich znaczyły wszystko, a dla niej absolutnie nic. Był ostatnią ostoją normalności w tym nienormalnym społeczeństwie i chociaż nie zawsze się z nim zgadzała, współpracowało jej się z nim najlepiej z całej tej bandy z bagien. Na dodatek to on znał cały plan, którym do tej pory prawdopodobnie z nikim się nie podzielił, a już na pewno nie z nią. Dlatego był jej potrzebny i musiała po niego wrócić, czy tego chciała czy nie. Była z tego powodu bardzo poirytowana i przestała to przed kimkolwiek ukrywać.
        - Cholera jasna - gderała półgębkiem. - Nie po to dałam sobie nos rozwalić i stłuc nerki, by teraz tam wracać… Szlag trafił wszystko to, co wypracowałam ganiając po dachach, świetnie, po prostu świetnie… Cholera, niech to się już skończy.
        Po wyrzuceniu z siebie jadu elfka spojrzała na to, czym dysponowała. Złapany dla Eldine koń niestety się spłoszył słysząc gdzieś z daleka okrzyk kogoś od Styfinga, musieli więc iść pieszo. Skowronek od razu wprowadziła całą grupę między drzewa, korzystając z tego, że nie przeszkadzał im już żaden zwierzak. Nie wiedziała niestety co dalej: próbowała wypytać Ily’ego i Ważkę o to, gdzie niby jest ta znaleziona przez Botana gawra albo gdzie się umówili na spotkanie ze Sjansem, ci jednak nie potrafili udzielić jej konkretnych informacji, wyrażali jednak szczere zaskoczenie, że ona nie potrafi poruszać się po lesie, skoro jej rasę nazywano “leśnymi elfami”. Skowronek darowała sobie tłumaczenie tego, że całe swoje życie spędziła w miastach i to właśnie miejska dżungla jest dla niej domem a nie takie chaszcze.
        - Cholera - westchnęła, by oczyścić myśli. Przygryzając wargę rozejrzała się po okolicy, która ku jej nieszczęściu składała się wyłącznie z drzew. Nic jej to nie dawało! Trzeba było znaleźć Sjansa bez nawoływania się po lesie, bo w ten sposób pewnie prędzej ściągnęliby sobie na łeb ludzi Styfinga, a nie Ulkę i Blewoga. Bez jakiegoś schematu działania mogli łazić po okolicy i mijać się w nieskończoność, lecz jak mieliby się inaczej odnaleźć…
        - Włażę na drzewo, może z góry ich wypatrzę - uznała w końcu, nie dostrzegając lepszej opcji. Nie była mistrzem w tego typu wspinaczce, o wiele lepiej radziła sobie na murach i rynnach, ale była zdesperowana. Znalazła sobie drzewo, które było wysokie i rozłożyste, by miała dużo miejsc do chwytania i podciągania się. Po tym jak nakazała reszcie przyczaić się na dole i za nic w świecie się nie odzywać, zaczęła swoją wspinaczkę. Z tych wszystkich emocji zaczęła działać z zaskakującą determinacją i nagle okazało się, że wejście na górę nie jest wcale takie trudne. Szkoda tylko, że praktycznie nic jej to nie dało - mimo dobrego wzroku nigdzie nie dostrzegła pozostałej dwójki, której tak potrzebowała. Znalazła jednak coś lepszego: gawrę. Jak w mordę strzelił widziała ją na granicy pola widzenia. To już było coś, może to akurat to leże, które wybrał sobie Botan i właśnie tam ich odnajdą… Tylko pozostawała jeszcze kwestia niedźwiedzi. Tych prawdziwych ma się rozumieć, nie dwunożnych symulantów. Skowronek chwilę gryzła wargę zastanawiając się co z tym zrobić, ale uznała, że będzie się tym martwić na dole. Z tą myślą zeszła, a droga powrotna okazała się być o dziwo znacznie trudniejsza niż ta na górę. Chyba po prostu wtedy była bardziej zmotywowana.
        - Znalazłam gawrę - oświadczyła. - W tamtym kierunku, jakieś… ja wiem? Półtora sznura? Pewnie tam spotkamy resztę, chodźmy więc. Tylko bądźcie cicho i zachowajcie czujność, bo nie wiem, gdzie są lokatorzy, nie widziałam ich. Pozostaje mieć nadzieję, że właśnie żrą ludzi od Zaskrońca i uciekające mięso ich nie zainteresuje. Idziemy! Nie, wróć - zreflektowała się nagle, widząc zbolałe oblicze Eldine, której stopy nadal nie pozwalały na szybsze chodzenie. Gdyby musieli uciekać przed miśkami, dziewczyna byłaby ich pierwszą zdobyczą, bo nie była zdolna do ucieczki... A tego Skowronek bardzo by nie chciała.
        - Cholera, pożałuję tego, ale wasza trójka niech tu zostanie. Poważnie. W razie gdyby niedźwiedzie - te prawdziwe - faktycznie tam były, odciągnę je. Gdybyśmy się pogubili, znajdziemy się po gwizdaniu... Umiecie gwizdać, prawda? Taki dźwięk jak robi dzięcioł - dodała, prezentując krótkie gwizdy, które brzmiały trochę jak śmiech. - Dobra. To idę do miśków.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Poruszali się teraz znacznie wolniej, ponieważ Botan co jakiś czas musiał robić przerwy, aby imitować wydawane przez siebie ptasie trele, a potem oboje nasłuchiwali czy owe nawoływanie przyniesie jakiś efekt. Sam drwal nawet nie próbował zgadnąć cóż takiego miałoby przypominać skrzeczenie chłopaka. Do tej pory uważał, że zna się na gatunkach ptaków, jednak odgłosy, które naśladował młody Blewog nie kojarzyły mu się z niczym, a jednocześnie dbając o własną reputację nie chciał pytać niedźwiedzia wprost. Zastanawiał się tylko jak w takiej sytuacji poradzi sobie elfka.
Ulkę nurtowała myśl cóż takiego Botan uczynił ze swoimi jeńcami. Dziwaczne przesłuchanie przy udziale niedźwiedzi na Mglistych Bagnach praktykowane było sporadycznie. Praktycznie rzecz ujmując - wcale. Wystarczyła sama świadomość, że taka kara istnieje, by w razie potrzeby ludzie śpiewali jak słowiki. Dla utrzymania dyscypliny, co kilka lat Asets zdecydowany był posłać jakiegoś nieszczęśnika w ręce Thara, ale nawet wówczas rzadko kończyło się to krwawo, ponieważ ów skazaniec przyznawał się do wszystkiego co trzeba, zanim jeszcze jego kat zabrał się do pracy.
Konkluzja z tego wynikająca była taka, iż Botan tak naprawdę nie miał gdzie i kiedy uczyć się tego, na czym naprawdę polega rola jego ojca. Nawet jeśli przyjąć, że Thar zabierał podrostka na swoje „egzekucje”, ich przebieg był czysto teoretyczny, a niuansów owej pracy młody musiał domyśleć się sam. Z kolei znając sposób rozumowania niedźwiedzia, Ulka mógł się spodziewać, że sceny w lesie daleko wymknęły się poza kontrolą.
- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to co zrobiłeś było złe? – spytał Sjans. – Pomijając fakt, iż samo przesłuchanie jest aktem okrucieństwa, nie powinieneś podejmować takich decyzji osobiście. Tylko lord ma prawo by wydać odpowiedni dekret. Rozumiesz.
- Yhm – burknął Botan wyraźnie niezadowolony z tematu forsowanej przez drwala rozmowy.
- No ale jeśli już stało się to co się stało, to może powiesz mi czy przynajmniej udało ci się coś dowiedzieć?
- Nie. Mieszczuchu tu się nie nadają.
- Nie nadają się do czego?
- Zrobieni są miękkim dydkiem. Drą się jak baby, robią w pory na samą myśl, że mogliby zostać w lesie, a do tego pękają niczym suche drzewo na pieńku.
- Ale to chyba dobrze, co? Skoro udało ci się ich wystraszyć, to powinieneś wyciągnąć z nich pożądane informacje – dociekał drwal.
- Kiedy mówię, że pękają. Stukniesz takiego lekko w głowę, a nim się obejrzysz z jednego luda masz dwóch. – Botan przerwał na chwile by ponowić swój skrzekot.
- Drzazga w oku. – Ulka nawet nie próbował wypytywać dlaczego chłopak zdecydował się rozwalić komuś łepetynę. W przypadku Blewogów nadmiar agresji był cechą dziedziczną. – A ten drugi z jeńców? On również skończył szybko?
- Tego niedźwiedź nie wie, ponieważ musiał ratować się ucieczką.
- O! To ci nowina. Cóż się stało?
- Botan się pomylił. Ta gawra to siedlisko samicy z młodymi. A ojciec zawsze powtarzał, że wściekłej babie schodzi się z drogi.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek znowu zaczęła się irytować, chociaż przecież na moment była sama, wolna od towarzystwa, którego widok przyprawiał ją o spazmy i nerwowe tiki. Problem polegał jednak na tym, że właśnie dążyła do tego, by ich wszystkich z powrotem wyłapać, a to zdawało się być zadaniem prawie niemożliwym do wykonania. Sama wręcz nie wierzyła w to, że właśnie zmierza prosto w stronę niedźwiedziej gawry tylko przez to, że miała nadzieję spotkać tam Botana i Sjansa. BOTANA! Naprawdę, gdyby to od niej zależało, to najchętniej nigdy więcej by go nie zobaczyła… Ale w tym układzie nie miała innego wyjścia.
        Skowronek przystanęła i rozejrzała się. Nie była wcale pewna, czy udało jej się utrzymywać cały czas dobry kierunek marszu, bo jednak las był złudny, a ona była małym mieszczuchem. Zamarła i nasłuchiwała, chyba licząc na to, że usłyszy jakieś charakterystyczne głosy - może trójki z Bagien, którą zostawiła za sobą, może skomlenie spętanych jeńców Botana, a może ich agonalne wrzaski. Cokolwiek, co pozwoliłoby jej się rozeznać w tym gdzie jest i w którą stronę należy iść. Nie usłyszała jednak nic poza typowymi odgłosami lasu - szumem gałęzi, jakimiś ptasimi trelami, wśród których nie słyszała jednak niczego dziwnego. By więc odzyskać orientację w terenie zrobiła to co poprzednio - wlazła na drzewo. Zanim je jednak znalazła musiała trochę pokluczyć, bo nie była w stanie wspiąć się na pierwszy lepszy pień - bądź co bądź znacznie częściej miała do czynienia z murami i rynnami. Gdy więc nareszcie znalazła drzewo dla siebie, z jego konarów mogła obejrzeć okolicę. Z ulgą odnotowała, że szła cały czas w dobrym kierunku i tak naprawdę tylko straciła czas na tę wspinaczkę, ale co tam - lepiej się upewnić niż idąc w złym kierunku trafić na rogatki miasta i na ludzi Styfinga, którzy pewnie nadal gdzieś tam ich szukali…
        Po zeskoczeniu na ziemię elfka bardzo dziarskim krokiem podjęła marsz, lecz po jakiś kilkudziesięciu krokach zaczęła zwalniać. Tak… A jeśli na miejscu nie będzie Sjansa i Botana? Nie miała póki co wymyślonego alternatywnego planu - może co najwyżej czekać na nich zaczajona gdzieś w okolicy albo wrócić do młodzieży… ”Kurka wodna, będę najwyżej improwizować. W tej misji naprawdę nie ma co planować na zapas, bo wszystko i tak bierze szlag…”
        Nagle elfka stanęła jak wryta. Akurat zdarzyło się, że trafiła na lekkie wzniesienie terenu i z niego dojrzała najbliższą okolicę gawry… I jej lokatora. Rozmiary prawdziwego niedźwiedzia odebrały jej całą odwagę i chęć do podchodzenia bliżej, nawet gorzej: sprawiły, że nagle ucieczka zdała jej się bardzo kuszącą opcją. Przez moment stała jak skamieniała, po czym głośno przełknęła ślinę i zaczęła się wycofywać… W tym jednak momencie usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby pijana sójka parzyła się z gawronem… ”To pewnie ci idioci!”, doszła do wniosku i już miała ich zawołać, gdy dotarło do niej, że przecież nie bez powodu poniżają się tymi pożal się boże ptasimi trelami. Musiała więc odpowiedzieć im w podobnym stylu… Lecz jeśli dobrze słyszała, ona i oni byli po dwóch różnych stronach gawry, więc jakby szli na siebie, mogłoby to się skończyć naprawdę fatalnie. Dlatego też elfka zaczęła szybko obchodzić dużym łukiem leże niedźwiedzia, cały czas nie spuszczając z niego oka, by w razie wykrycia móc szybko zacząć uciekać. Choć pewnie i tak nic by to nie dało.
        Będąc już wystarczająco daleko od legowiska drapieżnika Skowronek nabrała powietrza i bardzo ostrożnie zaczęła gwizdać. Nie była mistrzem w udawaniu ptaka, od którego wzięło się jej imię, ale starała się jak mogła. Na jej plus działało to, że prawdziwe skowronki śpiewały rankami na polach, więc teraz był to dźwięk zupełnie od czapy dla kogoś, kto się na tym znał. Więc oby oni kojarzyli cokolwiek, bo ona tylko mniej więcej wiedziała, gdzie ich szukać. A misiek mógł się wmieszać do zabawy w każdej chwili…
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans wsłuchiwał się w odgłosy lasu, będąc coraz bardziej sceptycznym czy wymyślona przez niego forma komunikacji coś da. Byłoby zdecydowanie łatwiej gdyby był u siebie. W rodzinnych borach identyfikacja ptasich treli nie sprawiała mu trudności. Drwal mógł nie tylko wskazać gatunek podniebnego muzykanta, ale także konkretnie opisać wygląd i charakter osobnika, który aktualnie śpiewał mu nad głową. Czasem zastanawiał się czy powinien ponadawać ptakom imiona. Jednak tutaj wszystko było obce, a dochodzące zewsząd dźwięki wydawały się niezrozumiałe.
Mimo wszystkich przeciwności, Botan nie dawał za wygraną, dalej ujadając na całą okolicę. Głęboko przekonany o swoich umiejętnościach wokalnych, młody Blewog nie dopuszczał do siebie myśli, że jego starania nie przyniosą zamierzonego efektu i o dziwo, chyba pierwszy raz od początku wspólnej wyprawy, chłopak miał rację.
- Jest! Słyszysz to? – Ulka zdecydował się na chwilę wyciszyć chłopaka, po to by wspólnie spróbować ustalać źródło tajemniczych dźwięków.
- Co to za jęki? Przypominają jastrzębia, który zahaczył jajami o wierzchołek sosny. – Botan wyraził swoją surową ocenę na temat aktorstwa Skowronka.
- Myślę, że to nasza dziewczyna.
- Moja dziewczyna – poprawił niedźwiedź.
- Daj spokój. Mówiłem w przenośni. Wydaje mi się, że to Skowronek.
- Oczywiście, że to Skowronek.
- A skąd ta pewność? – zdziwił się Sjans.
- Tylko elfka schodziłaby do gawry od strony, z której wieje wiatr. Niedźwiedź musiał ją wyczuć już dawno i pewnie teraz pędzi jej na spotkanie. Ale spokojnie, elfka z nim pogada, wyjaśni mu, że to przyjacielska wizyta i w ogóle wszystko to co zaszło.
Drwal powątpiewał, aby w opisanej przez Botana sytuacji, ta konkretna elfka była w stanie wyjaśnić cokolwiek. Natychmiast pogonił młodzieńca by jak najprędzej zatoczyli łuk wokół siedliska niedźwiedzia i nawołując Skowronka, spróbowali odciągnąć elfkę od miejsca niebezpieczeństwa.
-Ale tym razem robię sowę – stanowczo zapowiedział Botan. – Sowa to mój popisowy numer.
- Ten niedźwiedź, o którym wspominałeś wcześniej, że tutaj zamieszkuje. Duża z niego bestia? – Drwal usiłował dowiedzieć się jak trudna mogłaby się okazać ewentualna konfrontacja.
- Przecież to miejski niedźwiedź. Wszystko tu w stolicy wydaje mi się jakieś mniejsze.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek miała stracha. W mieście było inaczej, gdy przychodziło do podchodów i konfrontacji z przeciwnikiem o znacznie większej masie niż ona. Jakiegokolwiek humanoida dało się pokonać celując w miękkie tkanki: w brzuch, podbrzusze, stawy, nawet w oczy. A jeśli to było niemożliwe, można było wleźć po rynnie na dach i zawsze jakoś dało się czmychnąć. Ale co zrobić w lesie, w konfrontacji z niedźwiedziem? Takim prawdziwym? Elfka miała przy sobie tylko śmieszny nóż, który pewnie nawet by się nie przedarł przez grubą warstwę futra, skóry i tłuszczu, by zrobić mu jakąś większą krzywdę. O pięściach nawet nie było co myśleć - misiek pewnie drapał się z większą siłą niż ona byłaby w stanie go uderzyć. No a o ucieczce też nie było co marzyć - elfka była z pewnością wolniejsza niż on, a na dodatek skądś wiedziała, że one ponoć potrafią wspinać się na drzewa, więc nawet jakby miała wiać, to gdzie? Skrzydeł nie miała. Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby jakieś bardzo szybkie samobójstwo - może wbicie sobie noża w ucho? Wtedy misiek chyba nie zdołałby jej dopaść zanim wyzionęłaby ducha…
        Co za głupie myśli. Niezasadne. Zwierzę zdawało się być nią kompletnie niezainteresowane. Chwilę powęszyło w powietrzu, wyłapując nadlatujące zewsząd zapachy, po czym siadło sobie i zaczęło się z namaszczeniem drapać tylną łapą. Później podniosło się jakby był to dla niego niewyobrażalny wysiłek i zaczęło pętać w okolicach gawry, powoli, wlokąc za sobą łapy. Czasami zbliżało się do elfki, a czasami oddalało, jednak za każdym razem, gdy dystans się zmniejszał, Skowronkowi serce stawało i podchodziło do gardła, a ona sama zamierała w idealnym bezruchu, bo zdawało jej się, że to najmądrzejsze co może zrobić. Starała się zresztą skradać od drzewa do drzewa, jak najczęściej pozostawać w ukryciu. Na dłuższą chwilę zapomniała też o imitowaniu ptaka, zreflektowała się jednak momentalnie, gdy usłyszała głośne “uhu, uhu”. Zasłoniła twarz dłonią w wyrazie zażenowania, lecz zaraz odpowiedziała swoimi skowronkowymi trelami.
        Nagle gdzieś ze strony gawry usłyszała pomruk rezydenta. Obróciła się przez ramię i dostrzegła, że niedźwiedź powoli wybiera się na spacer i chociaż nie szedł prosto na nią, przyspieszyła kroku, starając się nadal zachowywać jak najciszej i jak najmniej rzucać się w oczy, chociaż wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Liczyła jedynie w duchu, że nie ściągnie go sobie na głowę… ”Jasna cholera!”, pomyślała nagle, ”Przecież ja nadeszłam z tamtego kierunku…”. Wizja trójki dzieciaków z Bagien rozszarpanych przez głodnego niedźwiedzia sprawiła, że elfce momentalnie zrobiło się niedobrze. W tych okolicznościach Przyjaciółce nie zależało już na zachowaniu dyskrecji - pędem puściła się w stronę Botana i Sjansa, bo bez nich nie miała szans sobie poradzić. Oni mieli siłę i wiedzę na temat dziczy, a ona… miała tylko ich dwóch.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Obecna podróż uświadomiła Sjansowi by nigdy, pod żadnym pozorem, nie pytać, czy jest coś co może pójść źle. Najwyraźniej los dysponował dla niego szerokim wachlarzem możliwości, odnośnie tego, w jaki sposób pogorszyć aktualną sytuację drwala, a jeśli akurat brakowało mu pomysłów, Ily i Botan stawali na wysokości zadania. Niestety pozytywne zaklinanie rzeczywistości w tym przypadku nie działało, a wszelaki optymizm deptany był w zalążku.
Ulka tylko przez moment łudził się, że tym razem będzie inaczej. Sądząc po radosnym ćwierkaniu młodzieży, Skowronek była coraz bliżej miejsca, z którego nawoływał ją Botan, a stałych mieszkańców gawry nigdzie nie było widać. Nagle panującą wokół ciszę przerwał wrzask przerażenia. Wysokie, piskliwe tony, oraz przeciągłe „iiii….” przenikające głowę drwala, jasno sugerowało mu, iż ma do czynienia z dziewczyną. Co gorsza niewiasta musiała pochodzić z arystokracji. Nikt inny w obliczu zagrożenia nie darłby się na kilka staj. Sjans przeklął siarczyście. Zapewne gdyby to nie on był przewodnikiem grupy, niewiasta na widok niedźwiedzia po prostu by omdlała.
Tymczasem Eldine postanowiła dać koncert, przy którym blakły wszelkie popisy elfki i młodego Thara.
Ulka nie mógł zrozumieć jakie licho podkusiło elfkę, aby ciągnąc całą drużynę za sobą. Przecież wyraźnie powiedział im, że mają iść na zachód w stronę gór. Nawet jeśli przyjąć, że istnieje ktoś, kto nie potrafi wyznaczać kierunków świata, to zwykły imbecyl może dostrzec majaczące w oddali nagie szczyty Gór Dasso.
Nie był to jednak czas na takie rozważania. Ignorując zagrożenie, Sjans chwycił topór i ruszył przed siebie. Starał się biec prosto, w kierunku, z którego dochodziło wołanie o pomoc, skupiając się na omijaniu głównych przeszkód w postaci drzew, kamieni i gęstych zarośli. Pędzący za nim Botan udoskonalił metodę drwala, samemu wyznaczając najkrótszą możliwą ścieżkę, a jeśli coś akurat stało mu na drodze, zwyczajnie był ścinane, taranowane, deptane w ziemię lub z olbrzymią siłą wyrzucane w powietrze.
Skowronek mogła mówić o niebywałym szczęści, że to właśnie Ulka był tym, który wpadł na nią z całym impetem. Drwal nawet nie zauważył chwili gdy kruche coś odbiło się od jego sylwetki. Różnica masy była tak duża, że elfka poturlała się bezwiednie na kilka kroków. Ulka kompletnie nie spodziewał się ujrzeć Przyjaciółki w tym miejscu. Nawet jeśli wbrew wszelkiej logice, faktycznie przyprowadziła tu pozostałych, to dlaczego nie była teraz z nimi? Niemożliwością wydawało się, aby uciekała, pozostawiając Eldine na łaskę niedźwiedzia.
- Co ty tu robisz? – spytał Ulka, pomagając Skowronkowi wstać. – Dlaczego wszyscy pchacie się prosto w niedźwiedzią paszczę, zamiast podążać w stronę gór?
Kolejny wrzask młodej Styfing uświadomił Ulce, że ewentualne wyjaśnienia mogą poczekać. Gestem dał chłopakowi znak, iż powinni się pospieszyć. Pozostała część dystansu jaki dzielił go od panny w niebezpieczeństwie, Ulka pokonał w iście botanowym stylu, nie zważając już na nic. Przynajmniej do momentu, w którym ujrzał niedźwiedzia usiłującego strącić z drzewa Eldine i Ważkę. Tak zwany miejski misio okazał się bestią wielką jak stodoła. Zwierzak był zbyt ciężki by samemu wdrapać się na konary dębu, za to swoimi potężnymi łapami mógł złamać pień drzewa, dobierając się do swoich ofiar niczym do dojrzałych jabłek.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek po raz pierwszy pędziła przez las w takim tempie, że nawet gdy się o coś wywracała, nie zważała na to tylko kilka kolejnych łokci pokonywała w podparciu, w biegu odzyskując równowagę. Zdawało jej się przy tym, że nie przesuwa się ani na jotę, bo drzewa wkoło były wiecznie te same, a Sjansa i Botana dalej nie widziała. Przecież nie zawróci i nie zacznie gonić niedźwiedzia! Liczyła, że reszta ludzi z Bagien jest tam, gdzie ich zostawiła i misiek ma jeszcze sporo czasu by do nich dotrzeć, ma więc jeszcze czas, by przywlec ze sobą wsparcie dwóch rosłych mężczyzn.
        I nagle krzyk. Głośny, świdrujący uszy pisk, który wydawały z siebie dwa rodzaje dziewczyn: albo te zwyczajne, gdy udawały strach przed swoimi absztyfikantami, albo te dobrze urodzone, w każdej niebezpiecznej sytuacji. Ciekawe, czy takie dźwięki są przekazywane z matki na córkę razem z pitym mlekiem? Bo innego wytłumaczenia chyba nie było. Skowronek nie miała zresztą czasu na zastanawianie się teraz nad takimi bzdetami, bo właśnie dotarło do niej, że albo bardzo źle oceniła odległość, albo te gnojki znowu zrobiły wszystko po swojemu i są znacznie bliżej niż by sobie tego życzyła. Z tym większym zaangażowaniem podjęła bieg w stronę Botana i Sjansa…
        I nagle oberwała. Coś wielkiego i ciężkiego wpadło na nią z prędkością wypoczętego konia w galopie, odtrącając ją na bok i poniewierajac wśrod leśnej ściółki. Przyjaciółka poczuła ze dwa nowe miejsca, w których będzie miała siniaki, oraz charakterystyczne łaskotanie w nosie, połączone z żelazistym smakiem i zapachem - znowu otwarły jej się rany w rozkwaszonym nosie. Czy ten dzień mógł być gorszy? Owszem, mógł, bo gdy ona gramoliła się z ziemi, misiek właśnie mógł brać się za konsumpcję Eldine.
        Nagle ktoś złapał ją za łokieć i poderwał z ziemi do pozycji stojącej. Otumaniona Skowronek dopiero po głosie poznała, że to Sjans, sens jego słów docierał do niej jednak z małym opóźnieniem. Spojrzała na niego z byka, wycierając wierzchem dłoni krew z nosa. Syknęła, bo zabolało. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ma teraz pięknego czerwonego wąsa na pół twarzy.
        - Co? - parsknęła. Nie pamiętała ani słowa o górach. Przecież mieli w pierwotnym założeniu zmierzać do Cirdonu, kiedy zmieniły się plany?!
        - Biegłam po was! - oświadczyła jeszcze, gdy razem ze Sjansem zaczęła biec w stronę, gdzie dziewczyny darły się jak nieboskie stworzenia. - Na tego miśka tylko wy jesteście mocni!
        Mężczyźni chyba już jej nie słyszeli, bo wyrwali do przodu jakby ich coś w tyłek ubodło, a Skowronek ze swoimi mikroskopijnymi rozmiarami nie była w stanie dotrzymać im kroku. A widok niedźwiedzia - tego prawdziwe - po raz kolejny sprawił, że zwątpiła. A potem dotarło do niej, że kogoś jej tu jeszcze brakuje.
        - Ily? - upewniła się, zerkając wkoło w poszukiwaniu łucznika. I jakoś tak podświadomie rozglądała się raczej za zakrwawionym zewłokiem niż za zdrowym mężczyzną. Nie dostrzegła go nigdzie, a tymczasem niedźwiedź warknął z irytacją i obiema łapami naparł na pień drzewa, powodując jego niebezpieczne kołysanie. Dziewczyny po raz kolejny wrzasnęły.
        - Sjans, zrób coś! - odezwała się elfka z autentycznym strachem w głosie. - Po raz pierwszy widzę na oczy takie bydle, jak to zabić?!
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans czuł się nad wyraz niezręcznie. Biegł na złamanie karku by uratować Eldine i Ważkę, a tak naprawdę nie miał pojęcia w jaki sposób mógłby pomóc obu dziewczynom. Był wprawdzie drwalem, ale jego doświadczenie z niedźwiedziami było dość znikome, raczej ograniczające się do tego by schodzić drapieżnikom z drogi, unikać ich legowisk, nie prowokować, a w razie agresji znaleźć bezpieczne miejsce. Jak dotąd Ulka nigdy nie stanął przed dylematem, co robić gdy wszystkie wymienione wcześniej metody zawiodą.
Truizmy mówiące o tym, by nie okazywać strachu niewiele w tym przypadku pomagały. Drwal spróbował hałasować, by odciągnąć uwagę niedźwiedzia od swoich ofiar i skupić jego wzrok na sobie. Przede wszystkim zależało mu na tym, aby w umyśle drapieżnika odwrócić pojmowanie tego kto tu jest łowcą a kto potencjalnym obiadem. Podświadomie liczył na to, że bestia sama się spłoszy, widząc że ma przed sobą zbyt wielu przeciwników. Niestety wszelkie podskoki, okrzyki, wymachiwanie rękoma czy uderzanie siekierą o pnie drzew, nie robiły na niedźwiedziu żadnego wrażenia. Stwór najwyraźniej miał ciągoty ku arystokracji, ponieważ cały czas nie odrywał swojego wzroku od Eldine, desperacko próbującej utrzymać się na drzewie.
Na szczęście dla Ulki, proces myślowy Botana przebiegał znacznie krócej. Młody Blewog nie kalkulował, nie analizował niebezpieczeństwa i możliwych zagrożeń, jak również nie zastanawiał się wiele nad zwyczajami i naturą swojego przeciwnika. Wyznawał prosta zasadę, że jeśli coś żyło, a domyślnie miało być martwe, to najlepiej jest temu czemuś odrąbać łeb. Chłopak nawet na chwilę nie zwolnił, w pełni wykorzystując element zaskoczenia. Botan skoczył niedźwiedziowi na plecy i biorąc siarczysty zamach, wpakował mu ostrze swojego olbrzymiego topora prosto w czaszkę, z taką siłą, iż cała stal zniknęła w wnętrznościach drapieżnika, a mózg niedźwiedzia rozbryzgał się na kilka metrów wokół drzewa.
Było to szybkie i bezkompromisowe zwycięstwo, chociaż ofiary znalazły się po każdej ze stron. Topór Botana wbił się tak głęboko, iż chłopak miał problemy z jego wyciągnięciem, a że za nic nie chciał rozstawać się z własną bronią, pozostał na grzbiecie zwierzęcia w chwili, gdy ten zaczął się przewracać, wskutek czego Blewog został przygnieciony przez olbrzymie cielsko zwierzęcia.
- Nie stój tak! Pomóż mi. Psia mać, za nic nie chce wyleźć – krzyczał Botan mocując się z niedźwiedzim zadem, a jednocześnie cały czas szarpiąc za swój topór. Sjans natychmiast rzucił się ratować chłopaka, będąc niemal pewnym, że olbrzymia masa pogruchotała Botanowi kości.
Oczywiście przesuniecie niedźwiedzia choćby o palec nie wchodziło w rachubę, a zatem pozostawała desperacka próba wyciągnięcia bohatera leżącego pod zwierzęciem.
- Spokojnie. Zaraz coś zaradzimy. Trzymam cię – oświadczył Ulka, zapaśniczym uchwytem obejmując Botana pod pachami.
- Nie mnie. Topór!
Drwal był przekonany, iż bredzenie młodego jest skutkiem szoku i odniesionych obrażeń. Niestety Sjans nie mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc. Gdy tylko zagrożenie minęło, Gyneid zeskoczyła z drzewa i z głośnym „Ily” na ustach pobiegła w kierunku gdzie spodziewała się odnaleźć swojego chłopaka. Pożytku z Eldine było jeszcze mniej. Szybko okazało się, że córka Styfinga nie ma pojęcia jak samej zejść z drzewa, na które najpewniej została wepchnięta. Co gorsze, przez to iż sama próbowała, groził jej upadek, równie fatalny w skutkach co dostanie się w niedźwiedzie łapy. W ten sposób również Skowronek została wyeliminowana z misji udzielenia pomocy prawdziwemu bohaterowi drużyny.
- Pomóż jej – Ulka zwrócił się do elfki, wskazując na bezradna Eldine. – Ja zajmę się Botanem.
Ulka cały czas miał w pamięci to, że rzekomych niedźwiedzi było w okolicy kilkanaście. Ostatniej rzeczy jakiej by teraz sobie życzył, to widok rozwścieczonej misiowej matki, która zorientowała się jaki los spotkał jej pociechę. Tym bardziej, że ich siły malały w zastraszającym tempie.
- Botan, topór może zaczekać. Musimy cię stad wydostać i obejrzeć w jaki stanie są twoje nogi – usiłował tłumaczyć Sjans.
- Co chcesz od moich nóg? Trzymam je tutaj pod ciepłą kołdrą – z uśmiechem oświadczył Blewog, poklepując futro swojej zdobyczy.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Styl, w jakim Botan spacyfikował olbrzymiego niedźwiedzia, naprawdę robił wrażenie - elfka wyraziła swój zachwyt przeklinając głośno i łapiąc się za głowę. A następnie zasłaniając sobie usta, gdy oba potężne cielska padły na ściółkę - była skłonna przysiąc, że poczuła w tym momencie jak trzęsie się ziemia. Że Blewog nie wrzasnął w tym momencie, to naprawdę zakrawało na cud, Przyjaciółka była wręcz przekonana, że był on w zbyt wielkim szoku i pewnie jeszcze nie poczuł tego wora sadła, które zwaliło mu się na nogi. ”Oby ich sobie nie połamał… Jasna cholera, jeszcze tego by nam brakowało…”, pomyślała ze zgrozą.
        Skowronek nie czekała wcale na polecenie Sjansa, bo sama nie znajdowała lepszego zastosowania dla własnej osoby niż zdjęcie Eldine z drzewa, jakby ta była wystraszonym kociakiem. Już podchodziła do pnia, gdy Ulka zwrócił się do niej słowami "Pomóż jej", więc tym chętniej przystąpiła do wspinaczki, odpowiadając drwalowi tylko pośpiesznym “jasne”. Ślimakowa panna nie siedziała wcale wysoko, więc dotarcie do niej nie nastręczało problemów. Gorzej mogło być jednak z zejściem - Przyjaciółka od razu zauważyła, że dziewczyna kurczowo trzyma się gałęzi i jest wyraźnie przerażona. Elfka jakoś niespecjalnie się jej dziwiła, w sumie może nawet trochę ją podziwiała za to, że nie zemdlała i nie spadła z drzewa jak dojrzała ulęgałka, o co podejrzewała ją przez większość czasu.
        - Hej, Eldine, schodzimy - oświadczyła Skowronek, gdy już była przy okupowanej przez arystokratkę z Bagien gałęzi. Konar był dość gruby, lecz Przyjaciółka i tak wolała nie ryzykować wchodzenia na niego, bo nadal istniał cień szansy, że ich wspólna waga doprowadzi do jego złamania i tak jak Skowronek mogłaby jeszcze się jakoś uratować, tak panna Styfing raczej nie była taka sprawna i pewnie spadłaby jak kłoda. A z tej wysokości już można było zrobić sobie krzywdę.
        - Chodź - zachęciła ją po raz kolejny Przyjaciółka, wyciągając rękę do Eldine. - Spokojnie, będę cię kierować, razem jakoś zejdziemy. Na dole jest już bezpiecznie. Misiek już nie żyje.
        ”Chyba”, dodała w myślach, bo jakoś nie była przekonana, by to miał być koniec ich kłopotów. Jednak nie było sensu roztrząsać tego teraz - jeden problem na raz, jak mówiła stara ludowa mądrość.
        Eldine w końcu stęknęła, jakby chciała nieśmiało zaprotestować, ale jednak się przemogła i puściła jedną ręką gałęzi, w drugiej jednak aż drżały jej mięśnie i bielał knykcie, tak mocno uczepiła się nią drzewa. Elfka westchnęła w duchu, zachowała jednak pokerowe oblicze, bo coś jej mówiło, że krzyczenie na arystokratkę przyniosłoby skutek odwrotny od zamierzonego. Zbierając wszystkie pokłady cierpliwości (aż dziw, że coś jej zostało po tych dniach spędzonych z ludźmi z Bagien) podała córce Styfinga rękę i asekurowała ją podczas mozolnego przesuwania się w stronę pnia, wydając co jakiś czas użyteczne instrukcje.
        - Świetnie - pochwaliła dziewczynę, jakby ta była mądrym psem podczas szkolenia. Później sama przesunęła się niżej i trochę w bok, by asekurować Eldine w dalszej części drogi w dół. A ta szła opornie, wręcz bardzo opornie. Przyjaciółka nie miała całego dnia, zakomunikowała więc jej, że “trochę” nią pokieruje, co polegało na tym, że łapała dziewczynę za kostki i przestawiała jej stopy z jednej podpory na drugą, instruując ją jednocześnie gdzie ma złapać gałąź ręką. Całe szczęście przyszła bratowa Sjansa dość szybko się ośmieliła i nawet wykazała małą inicjatywę, więc ostatecznie dotarcie na dół przebiegło całkiem sprawnie.
        - Stąd już możesz zeskoczyć - uznała Skowronek, szeroko rozkładając ręce aby w razie czego złapać Eldine… Chociaż pewnie i tak nie dałaby rady jej utrzymać, więc upadłyby razem. Czynnik psychologiczny był jednak wystarczająco silny i zachęcający, by arystokratka faktycznie zeskoczyła i to nawet całkiem zgrabnie, nie trzeba było jej zbierać z ziemi.
        - No i jesteśmy - uznała elfka z ulgą w głosie. - Usiądź tu i poczekaj, zaraz skończymy… Ej, Sjans - zwróciła się do drwala, podchodząc do niego jak pies do jeża. - Pomóc ci? Może jakby rozciąć to truchło to flaki by wypadły i byłoby lżejsze?
        Mówiąc elfka oparła się stopą o sztyl wbitego w misiowy łeb topora. Gdy przeniosła większość swego ciężaru na tę nogę, nagle broń się poruszyła i w końcu wyszła z głowy martwego zwierzęcia. Nie była to wcale zasługa nadludzkiej siły elfki, czego pewnie każda obecna tu osoba była świadoma - po prostu Botan już tak rozruszał ostrze utkwione w kości, że dalej poszło łatwo, wystarczyło znaleźć odpowiedni kąt.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Pomimo ogromnego wysiłku wkładanego w to, aby wydobyć młodego Blewoga spod niedźwiedziego cielska, starania Sjansa nie przynosiły żadnego efektu, głównie dlatego, że w czasie gdy drwal pchał zwierzęce truchło, Botan z uporem godnym lepszej sprawy, ciągnął za topór wbity w niedźwiedzi łeb, a tym samym kręcił włochatym cielskiem na swoją stronę. Ulka był bezradny zmagając się jednocześnie z dwoma przeciwnikami, żadnego z „niedźwiedzi” nie mogąc namówić do współpracy.
- Pomagasz czy nie? Aż tak ci dobrze w misiowych objęciach? - wysapał zirytowany drwal.
- Sam miałem o to zapytać – odgryzł się Botan.
Zupełnie nieoczekiwanie tam gdzie dwóch mężczyzn nie było w stanie nic zdziałać, drobna elfka bez wysiłku osiągnęła sukces. Ulka spoglądał z niedowierzaniem, klnąc sobie w brodę iż sam nie wpadł na podobny pomysł. Co bardziej niezwykłe, gdy tylko odzyskał swoja broń, Botan praktycznie sam wygramolił się spod swojej ofiary. Na szczęście okazało się, że grunt w okolicy był dość miękki i skoro zarówno niedźwiedź jak i Blewog nie chcieli ustąpić we wzajemnej konfrontacji, to przesunąć musiała się ziemia pod nimi. W miejscu w które upadł chłopak, wyraźnie pozostawiony został odcisk jego nóg i pośladków.
Ulka mógł odetchnąć z ulgą. Przynajmniej przez chwilę, ponieważ jego drużynie wciąż daleko było od wyruszenia w planowanym kierunku. Dziewczyny, a zwłaszcza Eldine, potrzebowały jeszcze chwile by zebrać się w sobie po ostatnich wydarzeniach. Nie na co dzień szlachcianki mają okazję spojrzeć oko w oko królowi puszczy. Poza tym bohater i obrońca niewiast również zamierzał skorzystać ze swoich pięciu minut chwały. Botan, który najwyraźniej w żaden sposób nie ucierpiał w skutek starcia, od razu zabrał się za oporządzanie swojej zdobyczy.
Skóra niedźwiedzia była cennym łupem, a mięso z jego łap stanowiło przysmak, jednak pierwszą czynnością jaką wykonał Blewog było wycięcie serca bestii i wręczenie takiej zdobyczy zdezorientowanej elfce.
- Proszę, to dla ciebie – powiedział Botan, wyciągając w kierunku Skowronka zakrwawioną dłoń, na której leżał pokaźny płat mięsa, do niedawna będącym sercem niedźwiedzia.
Ów widok zdecydowanie przekroczył granicę wytrzymałości Eldine. Córka Styfinga i tak wykazywała się jak dotąd żelaznymi nerwami. Nie protestowała, gdy kazano jej chodzić przez ściekowe kanały, była cicho, gdy pozdzierała sobie stopy na kamienistym bruku, potrafiła dzielnie znieść fakt, iż polowali na nią zarówno myśliwi jak i leśne drapieżniki, ale widok uśmiechniętego Botana niemal całego obryzganego niedźwiedzią krwią, przebił wszystko. Dziewczyna straciła przytomność, bezwiednie osuwając się na ziemię.
Sjans również nie zamierzał zakłócać tej jakże romantycznej chwili. Postanowił uszanować fakt, iż Botan bardzo dosłownie podchodził do kwestii ofiarowania komuś swojego serca. Ulka zdecydował się pozostawić opiekę nad dziewczyną w rękach Skowronka, dając tym samym elfce szansę w wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji.
- Sprawdzę co z Ilym. Nie ociągajcie się zbytnio. Powinniśmy jak najszybciej wyruszyć – wyjaśnił drwal, udając się w kierunku, w którym wcześniej skierowała się Ważka.
Ulka odnalazł Gyneid opatrującą bark łucznika. Okazało się, że Ily próbował powstrzymać rozpędzonego niedźwiedzia, mniej więcej z takim samym skutkiem, z jakim zrobiłaby to kępa mchu. O dziwo poza utraconą dumą i zdobycznym gigantycznym siniakiem, chłopak wyszedł z tego starcia bez dodatkowego uszczerbku na zdrowiu, chociaż póki co nawet mówienie przychodziło mu z trudem.
- Co wy tu robicie? Przecież wyraźnie poleciłem wam iść w stronę gór – retorycznie zapytał Ulka, chociaż wcale nie chciał usłyszeć odpowiedzi.
- Zgubiliśmy się – bez skrępowania odpowiedziała Ważka, tak jakby stracenie z oczu olbrzymiego pasma górskiego było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości