Ekradon[Przeprawa w okolicy miasta] Co ma wisieć - nie utonie

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        O tym, że drażni bestię, Skowronek doskonale wiedziała, lecz mimo to poruszała się pewnie, w jej gestach nie było wahania. Nie czuła strachu, a już na pewno nie z powodu wielkoluda, wszak zaczepiała go z własnej woli i to w konkretnym celu. Tylko widok Wydry sprawiał, że się denerwowała - Przyjaciel widać miał bardziej rozrywkowy charakter, niż by wypadało, wokół niego cały czas kręcił się wianuszek fanów obojga płci, którzy chętnie słuchali jego przechwałek i stawiali kolejne piwa. ”Jełop. Kopie sobie grób, do którego ja również mogę wpaść…”
        Wielkolud nie przyjął piwa, chociaż nie było ono zatrute - w zamierzeniu Skowronka była to gałązka oliwna, widać jednak mężczyzna był z tych ostrożniejszych. Nie przeszkadzało jej to, no bo między prawdą a bogiem była trucicielką i często zaprawiała cudze drinki, gdy mogła z tego wyciągnąć jakieś korzyści, zresztą - sama też nie przyjęłaby drinka od nieznajomego, nawet ze swoją odpornością na trucizny. Nie uciekła spłoszonym wzrokiem, gdy on patrzył jej w oczy, w jej spojrzeniu nie było strachu ani wyzwania - tak krzyżowało się wzrok ze zwierzętami, zwłaszcza tymi dużymi i groźnymi. Wielkolud patrzył w sposób, który onieśmielał, oceniał i wyceniał, w trakcie przesłuchania zmuszałby do mówienia, a u kobiet szukający przygód na jedną noc wywoływałby mięknięcie kolan, ze strachu czy z podniecenia, to już zależałoby od danej kobiety. Skowronek… Ona miała do niego po prostu interes, dla niej to nie była kwestia lubienia czy podobania się, nie zamierzała też dać się podporządkować, bo może i był to potężny chłop, ale ona nie była zwykłą kobietą, by te argumenty ją przekonywały. O ile wielkolud nie był za bardzo skupiony na wyczytywaniu emocji z jej źrenic bądź też nie rzucał żadnych zaklęć (mało prawdopodobne, ale już niejedno Skowronek w życiu widziała), mógł dostrzec, że jej tęczówki nie są idealnie złote, jak u niego, a w samym środku wyraźnie odznacza się na nich wąski pasek błękitu. Pojawił się on dwa dni wcześniej i powoli rósł, Przyjaciółka była jednak spokojna - miała jakieś piętnaście dni, aby dotrzeć do miejsca spotkania i otrzymać kolejną porcję odtrutki.
        Skowronek uśmiechnęła się jak zadowolony drapieżnik, gdy wielkolud wyraził swoje przypuszczenia - ciekawe, jak na to wpadł, co ją zdradziło? Nie, żeby bardziej lotny umysłowo strażnik też nie doszedł po czasie do podobnych wniosków, niemniej… Elfka zwlekała z odpowiedzią. Odstawiła na blat drugą butelkę piwa, którą trzymała w ręce, po czym napiła się z tej, którą wcześniej zaoferowała mężczyźnie. Nie chodziło o to, by pokazać mu, że piwo nie było zatrute, po prostu to trzymała w dobrej dłoni.
        - Ja - przyznała, nie uciekając wzrokiem. - Brawo za spostrzegawczość.
        Skowronek upiła kolejny łyk z butelki, rozglądając się pobieżnie wśród gości karczmy. Nikt ich nie podsłuchiwał, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Albo Wydrą, który robił wokół siebie zamieszanie. ”Na Łuski Prasmoka, co za osioł! Prosi się, bym go uciszyła!”, pomyślała z irytacją Przyjaciółka. Nie czuła przy tym żalu, że będzie musiała pozbyć się swojego niedawnego towarzysza, ba, podopiecznego wręcz - niestety, za głupotę się płaci, a cena jest adekwatna do przewiny. Na razie jednak był bezpieczny, póki nie poruszał tematu skoku i skupiał się na wydarzeniach z karczmy, mógł kłapać do woli, w razie czego odpowie tylko za zabicie trzech strażników. Nie, żeby czekał go za to lepszy los niż za kradzież.
        - Oni szukali wysokiego bruneta - odpowiedziała na pytanie wielkoluda, znowu skupiając na nim wzrok. - Mogłam gadać, co mi ślina na język przyniesie, przez myśl by im nie przeszło, że to o mnie może im chodzić, żaden z nich już nie główkował trzeźwo przez to całe zamieszanie… A to, że się na ciebie rzucili, było takie głupie, że aż oni sami w to nie wierzyli...
        Przyjaciółka zaśmiała się cicho. Nadal bawiła ją myśl, że tamci tak usilnie próbowali przesłuchać tego wielkoluda. Oczywiście, brała pod uwagę, że nie ma przed sobą świętego i pewnie znalazłoby się kilka powodów, aby posłać go na stryczek, ale na liście na pewno nie było kradzieży, a w końcu to po złodzieja przyjechali do tej karczmy.
        Mężczyzna, który się do nich dosiadł, już wcześniej zwrócił na siebie uwagę Skowronka - widziała, jak brał czynny udział w bójce ze strażnikami. Teraz, gdy był bliżej, elfka śmiało mogła uznać, że pod względem wyglądu stanowi on wypadkową między Wydrą a siedzącym obok niej wielkoludem. Przyjaciółka chwilę rozważała, czy on byłby dla niej przydatny. Fizycznie prezentował się całkiem przyzwoicie, lecz jak na razie nie błysnął elokwencją - takie zagajenie mocno zwracało uwagę i nakazywało drążyć temat. Jednak co do jednej rzeczy Skowronek mogła być pewna - nie chodziło o ofiary Wydry. Jak one wyglądały, tego zdążyła się już dowiedzieć z głośno opowiadanej przez niego historii epickiej bitwy, jaką stoczył na zapleczu.
        - Cokolwiek to było, niech się nie wychyla, jeszcze i to coś spróbują utopić w alkoholu - zaśmiała się. Naprawdę nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, co mogło zabić tamtego dowódcę, póki nie był to Wydra, nie obchodziło ją to, w okolicy mogły szaleć nawet żądne krwi bazyliszki, albo mogłaby go nawet tak urządzić jego własna stara, nie zrobiłoby to na niej wrażenia. I tak czekała ją bezsenna noc.
        - Lena - podała "swoje imię". Spodziewał się, że pozna to prawdziwe? Niedoczekanie. Jeszcze by je wychlapał przy kimś, kto nie powinien go słyszeć, zresztą, sam na to nie zasługiwał. Skowronek nie była jednak tak do końca wstrętną babą. Podała Calvemirowi drugie piwo, które przyniosła, nie zachęcała go jednak do picia ani jednym słowem, jedynie stukając denkiem swojej butelki o szyjkę tego oferowanego w niemym toaście.
        - Rano będzie niewesoło - uznała na głos, po czym upiła łyk ze swojej butelki. Czujnie przyjrzała się oby mężczyznom. - Wszyscy strażnicy z okolicy ściągną tu jak muchy do gnoju i chyba żaden z nich już nie będzie zadawał pytań...
        Mówiła oczywistości? Ależ oczywiście, była tego w pełni świadoma, ciekawe tylko, czy ci dwaj również o tym wiedzieli. I co w związku z tym zamierzali zrobić. Ona na razie nic nie proponowała - jeszcze zastanawiała się, czy złoży jakąkolwiek ofertę. Niestety, potrzebny był jej silnoręki i musiała sobie takiego sprawić prędzej czy później, ale czy musiał to być któryś z tych dwóch, to jeszcze czas pokaże.
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

- Zauważyłem - powiedział do bruneta. - Przecież cały czas byłeś tu i popijałeś miód.
        To było wszystko, co chciał powiedzieć, jego towarzystwo najwyraźniej nie było zbyt rozmowne. Miał nadzieję, że nie zabrzmiało to prowokacyjnie i tamten nie rzuci się na niego, uznając go za potencjalnego przeciwnika. Do takich ludzi trzeba zwykle mówić z dystansem, dając im czas, aby sami zagadnęli cię pierwsi. Inaczej zamiast nowego znajomego można łatwo pozyskać wroga.
        Do posiadanego już przez niego kufla dołączył drugi, dostawiony mu przez elfkę, Lenę. Miał ochotę opróżnić również i jego zawartość, ale latanie po alkoholu nie jest zbyt bezpieczne, więc zostawił go sobie na później. Elfka pokrótce przedstawiła sytuację, która na pewno będzie miała miejsce. Żołnierzyki nie robiły na nim żadnego wrażenia i gdyby pokonanie ich zapewniłoby mu zdjęcie ciążącej na nim klątwy, to bez wahania stanąłby do walki z tysięczną armią. Ale nie, to nigdy nie było takie proste. Nigdy nie dało się tego zrobić w ten sposób. Zorientował się, że elfka spojrzała nań, jakby czegoś oczekując. Nie wyglądała na poszukującą wrażeń na dzisiejszy wieczór, więc propozycja zabrzmiała inaczej:
- Mam dla was zadanie - powiedział do obojga i widząc charakterystyczny wyraz twarzy bruneta dodał. - Sowite wynagrodzenie również.
        Na stole pojawił się niewielki woreczek i stuknąwszy parę małych czerwonych i błyszczących kamyków potoczyło się po blacie.
- Ta kwota to czwarta część tego co proponuję każdemu z osobna za pomoc. Polega na bezpiecznym doprowadzeniu mnie do klasztoru mrocznych sekretów. Szczegóły możemy omówić później.
        Miał nadzieję, że obstawa pomoże mu też wykombinować sposób na ścigających go, ale nadzieje są złudne. Tamci nie mieli wstępu do klasztoru, więc w tylko tam będzie bezpieczny. Silny wojownik i zręczna elfka. Tylko czy się zgodzą?
        "A czemu by nie? Za taką kwotę to chyba każdy by poszedł. No, może prawie." Ognik wrócił, wleciawszy przez szparę w oknie. Jak zawsze wtrącił się do jego spraw, ale to chyba było już codziennością. Mógł negatywnie wpłynąć na ich decyzję. Tak samo jak fakt, że jego dłoń pachniała palona krwią. "A co tym razem jadłeś, że tak pięknie pachniesz?" zapytał Gorf ironicznie, zupełnie jawnie pokazując mu, że przegląda jego myśli.
- A nie mogło cię nie być jeszcze z dzień dłużej? - zapytał go. "Nie." Smok znowu wyobraził sobie, że ognik też jest człowiekiem i jak szelmowsko szczerzy do niego zęby. Zaledwie wrócił i już miał go dość.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Hienołak zauważył niebieską obwódkę oka, ale nie potrafił zrozumieć jej pochodzenia. Ten świat potrafił zaskakiwać na tak wiele sposobów, że mężczyzna fakt wielokolorowości narządu wzroku po prostu zignorował lub nie zamyślał się nad tym tyle, by budziło to jego większą ciekawość. Pochwała spostrzegawczości wywołała na jego obliczu nikły uśmiech, widać Barius nie był ponad komplementami, nawet jeśli nie powinien się im dziwić. Był wnikliwym obserwatorem i znał się na ludziach, niemniej było dla niego miłym, że zauważyła to także elfka.
- Ale w ten sposób mogłaś pogrążyć swego towarzysza – mruknął chłodno, analizując. Czyżby chciała się go pozbyć? Typowa femme fatale gubiąca mężczyzn, kiedy ci przestaną odgrywać znaczenie? Ostrożna natura Bariusa nawoływała do jego rozsądku.

- Słuszna uwaga, sporo psów gończych będzie chciało wetknąć tu swoje nosy… a to oznacza, że nie będą mogli być jednocześnie gdzie indziej. To cię tak raduje? – zapytał enigmatycznie, choć podskórnie czuł, że ma rację. Ciekawiło go tylko, czy zamierzała skorzystać z tego wabika i wybrać się tam, gdzie pewnie w innych okolicznościach pojawić się byłoby trudniej.

Przybysz nagle wyskoczył z jakimś zadaniem prezentując sakiewkę, z której wydobył kilka szlachetnych kamyków. Chodziło zatem o przedostanie się do klasztoru. Hienołak zrobił zdziwioną minę, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. Mimo wszystko brakowało mu szczegółów, toteż pytająco spojrzał na nieznajomego, pocierając swą brodę dużą dłonią zamyślając się. Chyba widocznie czekał na więcej informacji, toteż przełknął kolejny łyk miodu, zerkając to na Lenę - jak przedstawiła się elfka, to na gościa o nietypowym sposobie bycia.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Mina Skowronka jasno mówiła, że hienołak zaimponował jej i trochę też ją zaskoczył swoimi obserwacjami. Była pewna, że w karczmie zachowywali się z Wydrą bardzo dyskretnie, nikt nie mógł ich ze sobą skojarzyć, bo nawet gesty, którymi się porozumiewali, nie były wulgarnym językiem migowym, tylko zestawem ruchów, które mógł przypadkiem wykonać każdy losowo wybrany przechodzień. Musiał być albo naprawdę niesamowitym obserwatorem, albo widzieć ich wcześniej, albo też korzystać z jakiś ciekawych sztuczek. Opcji było zbyt wiele, by teraz o nie pytać, tym bardziej, skoro przy stoliku pojawiła się kolejna osoba do towarzystwa.
        - To duży chłopiec - odpowiedziała jedynie, kończąc w ten sposób temat. Duży… Gabarytowo na pewno, jednak mentalnie dawał właśnie przykład swej niedojrzałości, upijając się w nieprzyzwoitym tempie i mieląc nieustannie ozorem. W jego przypadku sprawdzało się stare porzekadło, że mężczyzna rozwija się do trzeciego roku życia, a później już tylko rośnie.

        - Coś w tym jest - zgodziła się z przypuszczeniami wielkoluda. - Gdy oni będą kręcić się za własnym ogonem, prawi ludzie mogą zajmować się swoimi sprawami.
        ”Prawi ludzie”, cóż za ironiczne słowa w ustach Skowronka. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że lubiła tak mówić - tym terminem określał się półświatek w jednym z miast portowych na północy, co wiązało się z pewną pokrętną filozofią, która ją niespecjalnie obchodziła, chodziło o sam paradoks.
        Gdyby chcieć krótko określić minę, jaką zrobiła elfka po zagajeniu przez Calvemira tematu zlecenia, byłoby to “ostrożne zainteresowanie”, z naciskiem na ostrożność. Mogła go wysłuchać, ba, mogła również przyjąć jego ofertę, jeśli będzie wystarczająco interesująca - jako pełnoprawna Przyjaciółka miała takie prawo. Musiała przy tym przyznać, że argument w postaci drogich kamieni przemawiał na pewno na korzyść zlecenia, a jeszcze na dodatek było jej po drodze, w końcu zmierzała w tamtym kierunku. Cały czas jednak uwierała ją myśl, dlaczego ta praca została zaproponowana właśnie jej, co ją zdradziło. Wielkolud przyglądał jej się od czasu do czasu, miał do dyspozycji kilka przesłanek, aby wysnuć wnioski na jej temat, ale ten tu? Chyba Wydra mu czegoś nie wygadał?
        Skowronek nachyliła się nad stołem do Calvemira, opierając przy tym ręce o blat, przy czym z premedytacją zasłoniła dłonią sakiewkę i rozsypane kamienie. Mrużyła lekko oczy i tak naprawdę ciężko było stwierdzić, co planuje.
        - To dość nieroztropne, rzucać tak sakiewką przy tylu świadkach - zauważyła cicho. - Za proponowaną kwotę nająłbyś w mieście tuzin najemników o pewnej sławie i jeszcze by ci zostało. Czemu więc padło na naszą dwójkę?
        Elfka nie mówiła, jakby była nieprzychylna zasłyszanej propozycji, wręcz przeciwnie, zdawała się być odrobinę zainteresowana. Sama nie szukałaby w ten sposób sojuszników, ale może była to kwestia znajomości branży od drugiej strony - wiedziała, jak wiele osób nie zna swoich możliwości i ma o sobie stanowczo zbyt wysokie mniemanie, nie warto zawracać sobie głowy rozmową z kimś takim. Gdy Skowronek wyraziła swoje wątpliwości, przesunęła dłonie po blacie w kierunku Calvemira, po czym wróciła na swoje miejsce i zabrała ręce. O dziwo, nie brakowało żadnego kamyka, chociaż miała idealną sposobność, by jeden czy dwa sobie przywłaszczyć. Zachłanność jednak z reguły nie popłaca - już niejeden udławił się zbyt dużym kęsem.
        Pojawienie się ognika wywołało rozbawienie na twarzy Skowronka - ciekawy typ z oryginalnym chowańcem, nie ma co. Jeśli faktycznie ma przy tym taki gest, jak to pokazał przed chwilą, może faktycznie warto się z nim zabrać. Nic nie traciła, gdyż i tak zmierzała w tamtym kierunku. Oczywiście, nie podjęła jeszcze decyzji - nadal istniało zbyt wiele niewiadomych, by tak pochopnie się na cokolwiek zgadzać.
        - Za taką kwotę tym bardziej chce się znać szczegóły, tylko głupi zgodziłby się w ciemno - wtrącił, gdy już Calvemir skończył konwersować z ognikiem. - Gdzie tkwi haczyk? No bo przecież nie szukasz tylko uroczego towarzystwa do konwersacji.
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

Oboje okazali po sobie zdziwienie, potem lekkie zainteresowanie. Nie zawsze można zarobić świecące kamyki, więc zainteresowania mógłby w sytuacji takiej jak ta oczekiwać po niemal każdym. Musiał jeszcze wyjawić szczegóły, jeśli chciał, by przyjęli ofertę.
- Tak, nie tylko o to chodzi - powiedział Lenie. - Cóż, nawet jeślibym miał wynająć tych znanych, to co mi po ich sławie, jak na nic się po drodze nie zda? Poza tym mam niewiele czasu na przebywanie tutaj, więc nawet pięciu bym nie najął. A tu proszę, nie trzeba było nawet szukać. Masz dobre umiejętności, co było widać od razu - tu zwrócił się do małomównego, a potem rzekł do elfki - a ciebie głupio byłoby nie nająć, myślałem bowiem, że jesteście razem.
- Co do szczegółów klasztor otacza szczególna bariera, o czym być może wiecie. Od dwóch lat ma też nietypowe straże. Są to uzbrojone cienie, chodzące za dnia i nocy. Większość z nich strzeże przejścia do klasztoru, a paru podąża za mną trop w trop. Nie można z nimi walczyć, nie da się ich zranić, ni zgnębić. Wiedzą, że tylko w klasztorze nie mogą się do mnie dobrać, więc strzegą go jak umieją. Tylko, ma się rozumieć, ja chciałbym się dostać do środka.
Jego obecna sytuacja nie rysowała się najlepiej, co na pewno nie wpływało pozytywnie na ich decyzję.
- Nie martwicę się o transport ani wyżywienie, tym ja się zajmę. Waszą rolą będzie umożliwienie mi dostania się do klasztoru. Zgadzacie się? - zapytał.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        - Och, cudownie - zaśmiała się ironicznie elfka. - Nie masz czasu, więc bierzesz, co ci los daje. No ale trzeba przyznać, że wyjątkowo ci sprzyja...
        Skowronek niby nieświadomie zaczęła bawić się jednym z drogich kamieni, turlając go od niechcenie po blacie. Czerwony blask padający na czarną powierzchnię jej paznokci jednoznacznie kojarzył się z zakrzepłą krwią. W ruchach jej palców było coś hipnotyzującego, poruszały się z gracją i elegancją, niczym u najsłynniejszej alarańskiej pianistki. Pianistki? Cóż za niewinne skojarzenie.
        - Cienie, których nie można zabić - powtórzyła cicho za Calvemirem, po czym czujnie spojrzała mu w oczy. - Czego więc oczekujesz? Mamy przeprowadzić cię bezdrożami i kanałami do tego całego klasztoru czy może w jakiś cudowny sposób je wyeliminować? Sprawię ci może zawód, ale jeśli ich żywotu nie można zakończyć przy pomocy stali, a w grę wchodzi magia, na niewiele zda ci się ktoś taki jak ja.
        Skowronek pstryknęła palcami - kamyk, którym się bawiła, potoczył się po stole i zatrzymał obok dłoni potencjalnego zleceniodawcy. Elfka przez moment milczała, powoli podnosząc butelkę do ust i biorąc łyk piwa. Gdy już się napiła, swoje spojrzenie utkwiła ponownie w Calvemirze. Nachylił się odrobinę do niego. Rękę z butelką trzymała uniesioną, niby przypadkiem zasłaniając nią usta tak, by niewielu gości mogło odczytać ruch jej warg. Taki drobny środek ostrożności.
        - Zakładając, że się zgodzę - zaczęła, akcentując słowa w sposób, który dodatkowo podkreślał ich hipotetyczny wydźwięk. - Mam zobowiązania. Muszę być w konkretnym miejscu w konkretnym czasie. Jest to po drodze do twojego klasztoru, o ile zamierzasz podróżować głównym szlakiem. Także to byłby mój pierwszy warunek: przed upływem dwunastu dni muszę pojawić się w Ostatnim Bastionie. To nie podlega negocjacji. Druga sprawa: zapłata. Mówiłeś o czterech takich mieszkach. Jeden chcę teraz, drugi w Ostatnim Bastionie. Resztę mogę dostać po wykonaniu zlecenia.
        Elfka skinęła lekko głową, dając Calvemirowi do zrozumienia, że to koniec jej warunków. Po raz kolejny podniosła butelkę do ust, gdy usłyszała głos Wydry, który głośno opowiadał o tym, jak to wodził za nos strażników w Ekradonie i jak to żaden stróż prawa nie jest w stanie dać mu rady, bo on każdego załatwi. Co za dużo, to niezdrowo - elfka musiała zareagować, nim ten bęcwał ją wsypie. Uśmiechnęła się więc pięknie do Calvemira i wstała od stołu.
        - Biorąc mnie ze sobą, bierzesz kota w worku. I to takiego z ostrymi pazurkami - zauważyła. - Przemyśl to. Jeśli uznasz, że jednak chcesz ryzykować, będę czekała na zewnątrz.
        Elfka nie wdawała się w żadne dalsze dyskusje. Jak gdyby nigdy nic podeszła do baru i przywołała do siebie karczmarza. Zamówiła u niego czerwone wino, zastrzegła jednak, że to nie dla niej i żeby zanieść zamówienie Wydrze, którego bezczelnie wskazała palcem i nazwała go "przystojniakiem z toporkami". Poprosiła też, by przekazać mu, że to prezent od Przyjaciółki. Karczmarz pewnie pomyślał, że elfka chce się podlizać bohaterowi tego wieczoru, chętnie więc przystał na jej prośbę, nieświadomy, że to wcale nie była łapówka mająca zapewnić jej względy kawalera, a ordynarna groźba - w końcu czerwony to kolor krwi, a Przyjaciele jak nikt inny lubowali się w tego typu symbolice. Skowronek poczekała, aż mężczyzna wypełni jej polecenie, cały czas obserwowała przy tym Wydrę. Z rozbawienie przyjęła strach w jego oczach, który zapalił się w chwili przekazywania jej słów. Przyjaciel spojrzał na kieliszek, po czym odnalazł ją wzrokiem w tłumie. Odstawił trunek na bok - pewnie wolał nie ryzykować, że wypije zatrute wino, w końcu Skowronek była wychowanką Mistrza Trucizn, więc kto ją tam wiedział, kiedy akurat dosypie komuś czegoś do drinka...
        Gdy wiadomość dotarła do Wydry, elfka udała się na zewnątrz. Przez przypadek czy też specjalnie, okap dachu był na tyle wysunięty poza bryłę budynku, by można było pod nim znaleźć schronienie przed deszczem, który aktualnie bardziej siąpił, niż padał. Jeśli jakiś optymista pomyślał w tym momencie, że wkrótce przestanie padać, czarne chmury zasłaniające gwiazdy stanowczo temu przeczyły. Skowronek w tej kwestii była raczej realistką, nie liczyła nawet na rozpogodzenie przed świtem. Obserwując krople tworzące na kałużach liczne kręgi, odeszła kawałek od drzwi i usiadła na jednej z beczek, które tam stały. Z kieszeni wyjęła złodziejski przybornik Wydry i wyrzuciła go gdzieś daleko przed siebie, w wysokie trawy po drugiej stronie drogi. Naciągnęła na głowę kaptur i wsunęła dłonie do kieszeni. Nie zamierzała długo czekać - Calvemir wydawał jej się impulsywny, więc jeśli wkrótce do niej nie dołączy, będzie to oznaczało, że się rozmyślił. Po co w ogóle wyciągała go na zewnątrz? Dla dyskrecji. Zdążyła wyłapać chciwe spojrzenia kilku osób wlepione w leżący na ich stole mieszek z drogimi kamieniami, z pewnością ktoś już nadstawiał ucha. Tutaj nawet gdyby ktoś chciał ich podsłuchiwać, musiałby być chyba mistrzem kamuflażu, by mu się to udało.
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

Elfka wyraziła jasno swoje oczekiwania. Warunki łatwo będzie spełnić, nie zależało mu bowiem na tym, gdzie zapłaci, ani czy będzie musiał polecieć kawałek na zachód. Właściwie i tak trzeba by było się na chwilę zatrzymać w Bastionie, więc nie widział problemu w tym, by załatwiła tam swoje sprawy.
- Wiem, ale takie koty chyba są najciekawsze - rzucił za odchodzącą. Lena chciała się jeszcze spotkać na dworze, co miało oznaczać, że przystał na jej wymagania. Miał ochotę przekonać jeszcze brązowowłosego, został więc na miejscu.
- Idziesz z nami? - zapytał wojownika. - Jak chcesz, zawsze możesz spróbować nas dogonić, stawka pozostaje ta sama.
Jedynym osiągniętym skutkiem było milczenie. Zdecydował zostawić go samego ze swoimi myślami, bo nie wydawał się być chętny do podróży, ani nawet do rozmowy. Nie to nie, może przecież poczekać tutaj na straże i robić z nimi, co mu się żywnie podoba.
Zagarnął z powrotem do mieszka krwistoczerwone kamienie. Na stole pozostało jego drugie piwo, nieruszone zresztą. Nie miał ochoty się upijać, było to nawet niewskazane w jego wypadku.
- Możesz wypić. Nieruszone - powiedział pozostawiając go przy stole samego.
Do głowy uderzył ognik. "Chyba się przesłyszałem, ILE ty jej zaoferowałeś? Cztery sakiewki rubinów?! Co ty sobie myślisz, co?!".
- To akurat chyba wiesz najlepiej. Mógłbyś się pytać, zanim wejdziesz.
"A niby jak? W łeb ci mam postukać? I chcesz zapłacić obcej babie jak za ładny domek tylko po to, by z tobą lazła?
- Domek to zależy gdzie. I tak, tak chcę. Przecież to nie twoje pieniądze, więc chyba nie ty decydujesz, co? - powiedział ognikowi spokojnym tonem. - Poza tym to chyba dla mnie normalne, co?
" Normalne? Co ty nazywasz normalnym? Jeszcze nikogo specjalnie nie wynajmowałeś, a już twierdzisz, że to normalne?"
- A co w moim życiu jest normalne? Ludzką miarą tylko to, że czasami odwiedzam burdele i to by było na tyle. Moją miarą wszystko jest normalne, bo wszystko co niezwykłe już było przeze mnie poznane.
Ognik odburknął coś, ale dał sobie spokój z zawracaniem mu głowy. Skierował się tylko w stronę torby. Calvemir przeszedł odległość dzielącą go od wyjścia. Pchnął drzwi, pożegnał ciepło pomieszczenia i wyszedł na orzeźwiający chłód i mżawkę.
- Może nie będzie aż tak źle? - powiedział do siebie. Już zdążył pomyśleć, że jest po burzy, gdy niebo przecięła błyskawica i uderzyła w drzewo, rozpoławiając je. Jednak lot w tych warunkach był złym pomysłem.
Zauważył Lenę stojącą pod daszkiem i wypatrującą czegoś. Na jego widok lekko drgnęła, ale nic poza tym.
- Przyjmuję warunki – powiedział, podając jej sakiewkę. - Chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Riposta Calvemira dotycząca kotów bardzo spodobała się Skowronkowi - uśmiechnęła się cwaniacko i gdyby nie chodziło o interesy pewnie kontynuowałaby rozwijanie tej metafory, lecz profesjonalizm kazał jej najpierw doprowadzić sprawę do końca, a dopiero później bawić się w gry słowne. W końcu musiała jeszcze komuś przypomnieć, gdzie jego miejsce.
        Wydra po otrzymaniu ostrzeżenia od Przyjaciółki wyraźnie zmarkotniał. Jeszcze chwilę próbował wrócić do niedawnej zabawy, jednak nie wychodziło mu to specjalnie dobrze - nietknięty kieliszek wina co chwilę przypominał mu, że Skowronek zwyczajnie mu zagroziła. Nie dość, że przed chwilą musiał się narażać, by zdjąć im z pleców ogon, to ona po wszystkim najpierw go pogoniła, a później jeszcze posłała to. Cały ten ciąg wydarzeń w jego zaćmionym alkoholem umyśle ułożył się w dość niekorzystną sekwencję, prowadzącą do niekoniecznie poprawnych wniosków, jednak on się nad tym specjalnie nie zastanawiał. Widział, że Przyjaciółka wyszła przed karczmę, postanowił więc również wyjść i się z nią rozmówić.

        Tak jak myślała, nie musiała długo czekać na Calvemira - wyszedł chwilę po niej. Dźwięk otwieranych drzwi brzmiał na tle monotonnego szumu deszczu jak grzmot, przez co elfka drgnęła i od razu spojrzała w tamtym kierunku. Przynajmniej teraz miała pewność, że nie da się ich tak łatwo podejść.
        Przyjaciółka wyciągnęła rękę po oferowaną sakiewkę, a gdy ją otrzymała, zważyła ją w dłoni, po czym rozsupłała sznurki i zerknęła do środka. Nie interesowało ją specjalnie, skąd jej zleceniodawca ma taką ilość drogich kamieni i w jaki sposób je zdobył - zadawanie tego typu pytań przez nią byłoby aktem rasowej hipokryzji. Póki dostawała zapłacone za swoją robotę godnie i w terminie, mogły to być nawet pieniądze z handlu dziećmi, nie ruszyłoby ją to. Gdyby tak się zastanowić, sama została nabyta przez Przyjaciół jako spłata długu, więc nawet byłoby to na swój sposób swojskie. A szlachetne kamienie to zawsze mile widziany sposób zapłaty - zajmują niewiele miejsca, łatwo je przemycić i upłynnić.
        - Może jednak chcesz usłyszeć, do czego twój kociak się nadaje? - odpowiedziała na słowa Calvemira, zawiązując sakiewkę i chowając ją za pazuchę kurtki. - Płacąc mi nająłeś złodziejkę, trucicielkę i skrytobójczynię w jednej osobie. Nie pójdę z tobą w otwarty bój, ale sądzę, że nie będziesz miał przeciwko, że zamiast tego wbiję nóż w plecy twoich przeciwników. Mogę wejść tam, gdzie ty nie dasz rady i nie zostać przy tym złapaną. Jestem dyskretniejsza niż najlepsza dziwka w całej Alaranii.
        Skowronek niby od niechcenia wyjęła z rękawa nóż i zaczęła się nim bawić, obracając jego ostrze w palcach niczym kawałek drewienka. Taka zabawa wymagała nie lada wprawy, jeśli nie chciało się wyjść z niej z obciętymi opuszkami. Na dodatek Przyjaciółka robiła to jakby bezwiednie, znowu spoglądając gdzieś w dal, próbując wzrokiem przebić ścianę deszczu.
        - Śpieszy ci się? - zapytała, jakby jej samej nie zależało na czasie. - Ta burza nie przejdzie do rana...
        Nim Skowronek przedstawiła jakąś konkretniejszą propozycję, do której z pewnością zmierzała, drzwi do karczmy otworzyły się ponownie. Na progu stanął Wydra. Elfka spojrzała na niego nieprzychylnie - widziała, że jej niedawny towarzysz jest nie dość, że pijany, to jeszcze zdawał się być wściekły. Zamknął za sobą drzwi i podszedł dwa kroki w kierunku Calvemira i Przyjaciółki. Bez słowa sięgnął po jeden ze swoich toporków.
        - Ty! - Wydra zwrócił się do smoka ostrym, rozkazującym tonem. - Odejdź stąd, natychmiast. A ty, moja droga... Nie myśl, że dam się tak załatwić. Ty to od początku planowałaś, wystawiłaś mnie, teraz to dopiero zrozumiałem! Nie dam ci się wykiwać, o nie, nie jestem taki głupi...
        - Jesteś - przerwała mu elfka znudzonym, pełnym dezaprobaty tonem. Co też się w tym głupim kadłubie uroiło pod wpływem wódki? Gdyby wiedziała, jak słaby i podatny jest Wydra, nigdy nie wzięłaby go na tę misję. Teraz coś jej mówiło, że nie ma już szans na polubowne zakończenie tej rozmowy, dlatego nie schowała noża, którym do tej pory się bawiła, uchwyciła go jedynie pewniej, za rękojeść, ostrze kierując jednak na razie ku ziemi. Wydra, gdy jego tyrada została przerwana, na moment zaniemówił, po czym postąpił kolejny krok do przodu.
        - Załatwimy to tu i teraz - oświadczył, grożąc Skowronkowi palcem, po czym zwrócił się do Calvemira. - A ty, patałachu, jeszcze tu jesteś? Już cię nie ma, jeśli nie chcesz bym i ciebie się pozbył!
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

"Skrytobójczyni i trucicielka. Naprawdę ładnie trafiłem", pomyślał. "A było to dla ciebie zaskoczeniem? Sam wiesz, że niespecjalnie", usłyszał w głowie znajomy głos, który właśnie powiedział coś mądrzejszego niż zazwyczaj. I uświadomił sobie, że głos ma rację. Musiał się spodziewać, bo inaczej chyba nigdy nie podałby takiej kwoty. Albo po prostu zaczynał świrować...
Z zamyślenia wyrwało go pytanie Leny. Czy jemu się spieszy...
- Tak, nawet bardzo - odpowiedział. - To głównie przez tę burzę...
Nie zdążył dokończyć. Przez drzwi wytoczył się opity topornik, który zaczął nagle twierdzić, że Lena go zdradziła. Jemu samemu kazał się wynosić. Postanowił zachować do elfki pewien dystans - nie chciał skończyć tak jak ten mężczyzna.
- Mam parę powodów, żeby się stąd nie wynosić. Po pierwsze, już zapłaciłem. Po drugie, nie obchodzi mnie twoje zdanie. Po trzecie - jestem od ciebie ważniejszy.
Można było to przewidzieć. Ale prowokowanie go nie było dobrym pomysłem. Miał wściekłość wymalowaną na twarzy. Jedyną rzeczą, której tamten pragnął, była jego śmierć. Ale nie jest tak łatwo zabić smoka. Calvemir uchylił się przed pierwszym ciosem, potem drugim. Ale on był zbyt zręczny, aby dalej unikać. Magia przestrzeni zawirowała i utworzyła pomiędzy nimi barierę. Topornik ciął wściekle i niedługo musiał przebić się przez ścianę. Ale dało mu to czas. Dość czasu, aby obie jego dłonie zapłonęły i po chwili ukazały twarde i ostre szpony. Bariera opadła. Topór spadł na niego jeszcze szybciej niż wcześniej. Zgrzytnął i zatrzymał się na pazurach. Na twarzy jednego z walczących odmalowało się zdumienie, a na drugiego triumf. Calvemir już praktycznie wygrał.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Analizował wszystko w długim, nużącym milczeniu. Pojawiały się kwoty, szczegóły i informacje, które dawały hienołakowi dość spójne informacje. Po pierwsze, nieznajomy miał za dużo pieniędzy. Po drugie, za łatwo chciał się nimi dzielić, po trzecie, posiadał bogate zaplecze adwersarzy, którzy dybali mocno na jego życie. To wszystko układało się wzdłuż pięknego wzoru, którego rozpisany wynik wynosił w przybliżeniu – spierdalaj i nie pytaj o więcej. Tak Barius zrobić powinien… ale wiadomo było, że tak ta historia się nie skończy.
Po pierwsze cienie, o których rozprawiał nieznajomy zdawły się być dla niego nie lada przeszkodą. Skoro nie chciał przeznaczyć większej fortuny na utworzenie odpowiedniego do tego zadania oddziału najemników – oznaczało też, że był zwyczajnie durny. Sposób w jaki przedstawiał sytuację stawiał sprawę jasno – potrzebował łasych na pieniądze typów, którzy za funt perkali i paciorków dadzą się oskórować żywcem nie zadając wielu pytań, brandzlując się w myślach na wieść o sakwach pełnych drogich kamieni. Barius już dawno wiedział, że nie wszystko złoto, co się świeci, a nie wszystko kupić można nawet za góry dukatów… życia na przykład.

Bardziej ciekawił go fakt tak dobitnie postawionych warunków elfki. Czego szukała w Ostatnim Bastionie? Mając w bliskiej perspektywie czasu do zarobienia kupę pieniędzy, ostatnim czym można było się przejmować było stawianie się gdzieś jak na komendę. W grę wchodziło dla hienołaka jedno – ciemnowłosa musiała się tam stawić, ponieważ nie miała wyjścia. Zakładał, że ktoś dybie i na jej żywot, lub wie o czymś, co trzyma spiczastouchą na niewidzialnej smyczy, każąc jej ganiać na zawołanie gdzie tylko się komu podoba. Szantaż… groźby… jeśli 4 sakwy kamieni nie są tego w stanie załatwić, to znaczy, że jej przewiny są na tyle interesujące, by chcieć poznać ich szczegóły. Co też musiała zrobić, by strach był tak wielki iż Bastion był dla niej tak ważny? A może miała chorą matkę… wiele w życiu widział, w zasadzie elfka mogła wygladać na taką lekko zdesperowaną psychopatkę – przykładna córa, zarabiająca na chleb niezbyt… przykładnie. To też miało jakiś sens. Tak czy inaczej, przyjęcie przez nią propozycji obcego odebrał z niemałym zdziwieniem…

Wyszła na zewnątrz, walący gadem również, a na końcu dołączył do nich kompan Leny, gdyby nie burza, a spotkanie odbyłoby się w samo południe, jakiś bard napisałby o tym zgrabną historię… kto wie, być może też napisze, tyle, że nie będzie to historia o początku przygody a kolejnych trupach. Widział ich przez okno, a po chwili wyszedł na pięterko stając przy uchylonej okiennicy obserwując co się wydarzy. Kiedy towarzysz elfki związał się z jaszczurowatym w walce zerknął w jej kierunku lekko się uśmiechając, a zdziwienie zaczęło przeradzać się w wyraz docenienia. Pokiwał dyskretnie głową przyznając dziewczynie prawdziwy kunszt. Myślimy o tym samym, droga femme fatale? Słowa rozbrzmiewały w głowie zwierzoczłeka przyjemnym, leniwym tonem zwiastującym podjęcie przez Bariusa decyzji. Zastanawiał się tylko, czy bardziej przydatnym będzie, kiedy jeszcze trochę pozwleka czy może zejdzie na dół.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie dawała się zastraszyć słowom Wydry - stała w miejscu i czekała, jak się wszystko potoczy. Miała przewagę, nie dała się ponieść nerwom i mimo że wypiła dwa, może trzy piwa, nadal dobrze się trzymała. Gdyby przyszło jej zabić swego niedawnego towarzysza, zrobiłaby to... w dwóch ruchach. Dałaby radę w jednym, ale chciała osiągnąć odpowiedni efekt.
        - Grozisz mi?! - parsknął Wydra, po czym zaniósł się głośnym śmiechem. - No to tylko czekaj...
        Przyjaciel rzucił się na Calvemira, nie kłopocząc się nawet sięganiem po drugą broń - pewnie myślał, że ma przed sobą niegodnego siebie przeciwnika. Smok z łatwością unikał ciosów, chociaż obserwator mógłby zauważyć, że kilkakrotnie ostrze minęło go dosłownie o włos. Zajęci walką mężczyźni w naturalny sposób przesunęli się na otwartą przestrzeń, na pokryte zdradliwym błotem niewielkie podwórze przed karczmą. Wydra z zadziwiającą łatwością dawał odpór alkoholowi, który próbował zachwiać pewnością jego ruchów: w jego żyłach płynęło już zbyt dużo adrenaliny, by zwracał uwagę na drobiazgi. Gdy Calvemir podniósł magiczną barierę między nimi, Przyjaciel sięgnął po drugi toporek i próbował przedrzeć się przez nią siłą, w każdy kolejny cios wkładając jeszcze więcej złości niż w poprzedni, dlatego też po opadnięciu osłony uderzył smoka z ogromną siłą. Bezgraniczne zaskoczenie, jakie odmalowało się na jego twarzy po dostrzeżeniu łap przeciwnika, było wręcz komiczne. Skonfundowany, odskoczył i na chwilę przerwał atak. Nie zamierzał jednak dać się zastraszyć - zaraz ponownie zaatakował.

        A Skowronek? Ona dalej stała w swoim miejscu. Miała szczęście, znowu nie musiała brudzić sobie rąk. Niech się mężczyźni za nią pozabijają, ona nie zamierzała się wtrącać - samo obserwowanie było dużo ciekawsze, mniej męczące i stokroć mniej niebezpieczne. W razie gdyby ktoś wyszedł z karczmy, w każdej chwili mogła zanieść się płaczem i udawać ofiarę, na tę okazję nawet ponownie schowała nóż. Płakanie na zawołanie wychodziło jej mistrzowsko, każdy wierzył, że ma do czynienia z delikatną, wrażliwą dziewczynką. W oczach przypadkowego widza ona ręce miałaby czyste, a co do Calvemira i Wydry - ich los zależałby pewnie od wyniku walki, ewentualnie od niej, gdyby zamierzała się wtrącić. Z tą niewiadomą mogła się bez najmniejszego żalu pogodzić, bo w końcu to nie ona, a oni tracili, na dodatek na swoje własne żądanie.
        Przemiana zleceniodawcy sprawiła, że elfka zamrugała w wyrazie lekkiego zaskoczenia. W tej jednej walce Calvemir odsłonił przed nią karty, które nakazywały jej kwestionować trafność swojej niedawnej decyzji. Ten mężczyzna nie był zwykłym zjadaczem chleba, zamiatał sobie Wydrą jak chciał i wykorzystywał przy tym niezwykle różnorodny wachlarz wszelakich umiejętności. Po co więc była mu ona potrzebna? "Najwyżej zniknę mu z oczu w Ostatnim Bastionie", uznała, nie zakładając się nawet, że w międzyczasie stanie się coś, co uniemożliwi jej wycofanie się z tej misji. Może i miała ptasie imię, ale zaskakująco często zdradzała swoje podobieństwo do kota - dzieliła z tymi zwierzętami charakter, grację i tak samo jak one, chadzała własnymi ścieżkami i zawsze spadała na cztery łapy. Nawet Rosomakowi zdarzało się napomknąć, że gdyby wiedział, co wyrośnie z chuchra, które sobie przywłaszczył, dałby jej na imię Irbis.

        Głośny grzmot odbił się echem od niewidocznych w strugach deszczu gór, nadając walce niepasującego jej dramatyzmu. Wydra niespecjalnie przejmował się scenerią. Rzucił się do ataku na Calvemira, jednak błoto przeprowadziło skuteczną dywersję i sprawiło, że Przyjaciel poślizgnął się. Nie przewrócił się, jednak by utrzymać równowagę musiał zrezygnować z ataku i przejść do defensywy - stanął pewniej na nogach, zasłaniając się wyciągniętymi przed siebie rękami z toporami. Cały czas nerwowo spoglądał w kierunku karczmy, chociaż nie wiadomo, czego tak naprawdę wypatrywał - kogoś do pomocy, czy też może po prostu czekał na cud. Nie wołał, duma nie pozwalała mu prosić o pomoc, czy to Skowronka, czy też kogokolwiek, kto by go usłyszał. Obawiał się zresztą, że jeśli spróbuje zrobić cokolwiek w tym stylu, Przyjaciółka wtrąci się do walki, a przeciwko niej i Calvemirowi nie będzie miał najmniejszych szans. Chyba powoli zaczynał żałować, że tak pochopnie dał się w to wciągnąć.
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

Teraz obezwładnienie przeciwnika było dziecinnie proste. Z łatwością mógł jednym uderzeniem przeszyć przeciwnika lub go rozbroić. Pazury miały nad toporami podstawową przewagę, mianowicie były szybsze. Dużo szybsze i miały więcej okazji do cięcia. Ale nie był pewien, co myśli o tym Lena. Na pewno go znała i może był im potrzebny. Czekał na dogodny moment, przez większość czasu zostając w defensywie.
Chwila, której potrzebował, nadeszła szybko. Topornik uniósł do ciosu obie bronie jednocześnie, po obu stronach, jednocześnie się odsłaniając. Smok wybił się do przodu, najpierw celując w mostek przeciwnika. W ostatniej chwili obie jego dłonie poleciały na boki i cięły w trzonki toporów. Drewno złamało się bez żadnych oporów pozostawiając go zszokowanego i bez broni. Metal nieszkodliwe chlupnął w błoto.
- I jak, skończyłeś już? - zapytał ironicznie i zwrócił się do elfki. - Jest nam potrzebny, czy mogę go zjeść? - Było to tylko żartem, jeśliby jednak życzyła sobie jego śmierci to naprawdę chętnie by go zjadł. W końcu dopiero co zamierzał się na niego z toporem.
W oknie dostrzegł sylwetkę mężczyzny. Niby nic dziwnego, bo do bójek ciekawscy lgną jak muchy do... no właśnie. Jednak doleciał do niego zapach osobnika. Nie wyróżniał się spośród innych, był tak samo zły. Ale każdy zapach był inny i na tej podstawie można nawet odróżnić od siebie dwa źdźbła trawy. Co do tej woni prawie na pewno należała do ich towarzysza od stolika. W sumie nawet wyglądał jak on. Calvemir znowu zauważył, że korzysta z węchu skuteczniej i częściej niż ze wzroku.
Topornik zdążył już wyjść z szoku, jakiemu został poddany jego toporny umysł. Nie próbował już atakować. Zamiast tego z oskarżycielską nutą w głosie zawołał:
- Jesteś demonem!
- Nie, ani trochę nie jestem - powiedział całkiem spokojnie, mimo, że typ go już drażnił. - Ja jestem smokiem, a to mała, ale zasadnicza różnica.
Zastanawiało go jeszcze, czy brunet w oknie dołączy do nich, czy też zamierza zostać. Miał niezwykły charakter i nie dało się powiedzieć na pewno tak, lub nie. Był zagadką. Calvemir lubił zagadki i bardzo chciał poznać na tą konkretną odpowiedź.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

A więc jednak jaszczurowaty postanowił powstrzymać swe zapędy. Nie jemu było przyznawać czy to lepiej lub gorzej, niemniej, cały ten spektakl tylko go bawił. Co za strata czasu… Odsunął się od okiennicy i chwilę póżniej opuścił karczmę wychodząc na ten siarczysty deszcz znów wdzierający się nieprzyjemnie wgłąb szat hienołaka. Odwiązał swego rumaka i spokojnie, stępem podjechał ku związanej dziwacznym splotem wydarzeń kompanii.
- Skończyliście? Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam w końcu coś zarobić. Spojrzał na tego pachnącego łuskami, pasma wody, ciekły po dlugich włosach Bariusa przyklejając się do jego twarzy. Może teraz był odpowiedni moment na zaoferowanie zaliczki? Wydrę kompletnie zignorował, widział jak radzi sobie z toporkami, jednak nie robiło to na nim większego wrażenia. Prawdę mówiąc, zrobić wrażenie na tym wielkoludzie było bardzo trudno, a brwi hienołaka drgały częściej tylko jeśli chodziło o kogoś ważącego przynajmniej 150 kilogramów i nie wyglądającego jak krocząca beczka tłuszczu, co samo w sobie było już ciężkim do spełnienia warunkiem. Dodatkowo trzeba było odznaczać się fachem w posługiwaniu się bronią. Finezyjne wymachiwanie i technika były miłym akcentem, ale prawdziwa siła tkwiła w uderzeniach nie pięknych, a skutecznych. To ich urok walił Bariusa w pysk mocniej niż najcudniejsze dzieła sztuki.

Istniała jeszcze osobna kategoria różniąca się diametralnie podejściem do tematu. Ci, którzy nie mieli postury niedźwiedzia, a mimo tego nadrabiali szybkością i zręcznością. O ile sam prezentował styl – „nie ważne jak, byle by padło”, o tyle bitewne wygibasy były mu miłe dla oka, ponieważ świadczyły zwykle o wielu latach treningów i poświęceń by dojść do perfekcji tam, gdzie natura poskąpiła siły i byczej sylwetki. Wydra prezentował się gdzieś pomiędzy elastycznym rezusem, a nieco tylko bardziej krzepką małpą, toteż w oczach hienołaka plasował się w kategorii upierdliwego mięsa… upierdliwego, bo starającego się odwieść w czasie to co nieuniknione.

Swoją drogą to ciekawe, że Barius oceniał ludzi wpierw nie po ich charakterze, ale ich kondycji. Widać zwierzęca natura postaci rażonej hienią klątwą odcisnęła niemałe piętno w sposobach rozumowania. Napotykane persony były dla niego zwierzyną łowną, lub ewentualnym zagrożeniem, dopiero później stawały się jednostkami obdarzonymi jakąś osobowością. Przed refleksją na temat tego co mają w głowach przychodziło rozpoznawanie zapachów zdradzających ich stan zdrowia, a nierzadko także emocji, co prędko rzutowało na ogólnie wiarygodny obraz psychofizycznej dyspozycji.

Elfka prezentowała sobą siłę adaptacji ponad brutalną siłę, trudno orzec, czy wykorzystywała maksimum swego potencjału, jednak jak widać jej sposób na życie skutkował powodzeniem, dlatego Barius nie zamierzał tego nie zauważać. W swej klasie była całkiem dobra, wystarczająco bystra, by zwrócić uwagę hienołaka. Malika podreptała ku Lenie, Barius zaś wyciągnął nieomal szarmancko ramię po to by wciągnąć ją na grzbiet klaczy. Nie wiedział, czy skorzysta z tej oferty transportu, niemniej był ciekaw jej reakcji. Smokopodobny był inną parą butów – po pierwsze był niebezpieczny, ale i nie sprawiał też wrażenia specjalnie rozgarniętego. Może to jedynie maska, może nie, tak czy inaczej obserwował jego sposób walki wręcz, szybki i dość precyzyjny, ale było w tym za wiele zabawy i popisówki. Mężczyzna rzucił mu spojrzenie marszcząc dziko nos, wcale nie specjalnie, mimo wszystko podświadomie, dając swej naturze wyjść i uznać obecność groźnego drapieżnika w okolicy.

Trudnym byłoby opisać stan myśli hienołaka, starając się odżegnać od koncepcji pierwotnych instynktów. Jakaś jego część, obawiała się ataku ze strony jaszczurowatego, mimo, że nie było ku temu rozsądnych podstaw, druga pewna siebie i władcza ignorowała po trochu siłę krwiożerczej, gadziej bestii, zapewne po to aby nieświadomie dodać sobie animuszu. Trzecia część chciała dominować nad otoczeniem i mieć kontrolę nad przebiegiem wydarzeń, czwarta zaś oczekiwała nieludzkiej, pełnej krwi zabawy, czyhając wprost na przelew krwi. Starając się ubrać to wszystko w jedno słowo wyszłoby coś znaczeniowo sąsiadujące z… czujnością, ale nieco bardziej złożoną.

Zostawał jeszcze kompan elfki, to zabawne, ale posługująca się ludźmi jak lalkami spiczastoucha, nie musiałaby wiele manipulować, by skłonić Bariusa, od wykończenia chłopaka. Wydra po prostu działał mu na nerwy, jego obecność była tu absolutnie zbędna, a nawet niewskazana. Hienołak odwrócił ku niemu głowę, czując napinające się mięśnie wielkich pięści. Brutalnie zacisnął zęby i odruchowo wlepił ślepia w oczy Leny szukając w nich tęsknie tego samego prostego i czystego wołania natury o uwolnienie świata z kolejnego istnienia, by dać zapełnić niszę kimś, kto będzie bardziej godny napełniania piersi drogocennym powietrzem. Być może hieny nie dało się po prostu lubić, czy nawet zrozumieć, ale nikt tego nie wymagał. Barius czuwał po prostu nad równowagą ekosystemu – świadomie lub nie, odsiewał ziarna od plew, trupami nawożąc glebę, dając przestrzeń na rozwój i sprawdzenie się tym, którzy dopiero nadejdą. Oczywiście nigdy nie przyszłoby mu to łatwo do głowy, ale takie były fakty. Niczym awatar ewolucyjnych sił przyrody - bezlitosnej i okrutnej, mimo wszystko w swej destrukcyjnej misji – sprawiedliwej, przemierzał świat wzdłuż i wszerz tłukąc rozumne istoty w centrach miast, zupełnie niby w leśnym gąszczu – zaprowadzając panowanie odwiecznych reguł, tam, gdzie inteligencja i cywilizacja chciała okiełznać przyrodę zestawem ustanowionych praw.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek patrzyła na pojedynek między Wydrą a Calvemirem z lekkim znudzeniem - wynik był już przesądzony. Gdy zniszczona została broń Przyjaciela, a wyraz jego twarzy jasno dał jej do zrozumienia, że chłopak nie ma żadnego planu awaryjnego, elfka tylko kiwnęła głową, zachowując dla siebie pogardliwe “i po co ci to było?”.
        - Lepiej go nie jedz - odpowiedziała Calvemirowi z rozbawieniem, jakby zupełnie nieświadoma, że los jej niedawnego towarzysza leży w jej rękach. Mogła powiedzieć, by go nie zabijać, może Wydra w ramach wdzięczności poszedłby po rozum do głowy i przestał się wychylać, wrócić do najbliższej kryjówki i kontynuował swoją karierę wśród Przyjaciół, jednak, bądźmy szczerzy, szansa na to była naprawdę niewielka. Skowronek mogła też powiedzieć, by go zabić, bo w sumie tego mu życzyła - postronni mogli nazwać ją wiedźmą bez serca, nie obchodziło ją to. Śmierć dopadłaby Wydrę prędzej niż później, z jego nastawieniem, głupotą i brakiem polotu nie mógł liczyć na wiele, po co więc odwlekać nieuniknione, ryzykując, że głupek umierając pociągnie kogoś za sobą? Takie wadliwe ogniwa lepiej szybko eliminować.
        - Jeszcze się nim zatrujesz - dodała jeszcze Przyjaciółka. Calvemir mógł odebrać jej słowa jako przestrogę przed niestrawnością, było to jednak ostrzeżenie dużo bardziej dosłowne. W żyłach Wydry płynęło już Przywiązanie, to samo, które trzymało Skowronka na uwięzi i nie pozwalało jej podnieść za wysoko głowy. Trucizna była co prawda uśpiona, jednak nie od dziś wiadome było, że po przedostaniu się do nowego krwioobiegu działa natychmiast i powoli acz skutecznie wykańcza ofiarę. Skowronkowi bardzo się to podobało, kojarzyło jej się to z zemstą zza grobu - cokolwiek by ją zjadło albo wypiło jej krew, zginęłoby w męczarniach. Calvemir prawdopodobnie nie byłby wyjątkiem, chociaż elfka nie wiedziała, jak wiele Przywiązania potrzeba, by powalić smoka. I jak dużego smoka ma przed sobą - popierdółkę ledwo większą od konia, czy wypasionego samca alfa swojej rasy.
        Apropo samca alfa - wielkolud z karczmy postanowił do nich dołączyć. Jakby nigdy nic podjechał do pozostałej trójki na koniu i porozstawiał wszystkich po kątach, a przynajmniej taki miał zamiar. Na jego widok Wydrę opuściła już wszelka nadzieja - najwyraźniej chłopak pamiętał los, jaki wywieszczyła mu Przyjaciółka i wiedział, że już nie miał szans się wywinąć. Mimo to zaraz przywdział maskę twardziela i udawał, że nie da się go tak łatwo zastraszyć. ”Lepiej by zrobił, gdyby teraz uniósł ręce do góry i próbował się dogadać, wszak każdy ma swoją cenę…”, pomyślała elfka, jednak nie była jego matką, by mu to mówić, sam powinien wpaść na pomysł, jak uratować swoją cenną skórę.
        Skowronek obróciła wzrok na konia, który do niej podszedł, później zaś podniosła oczy na dosiadającego go wielkoluda. Zrobiła to w chwili, gdy ten wyciągnął do niej rękę. Elfka uśmiechnęła się z cieniem aprobaty i przyjęła jego dłoń. Siedząc już na grzbiecie klaczy, objęła jeźdźca, żeby nie spaść podczas jazdy. Naruszyła przy tym jego strefę osobistą w sposób, który wykraczał poza granice przyzwoitości i na twarzy cnotliwego młodzieńca wywołałby rumieniec czerwony jak dojrzałe jabłko. Wielkolud jednak z pewnością nie był tym typem mężczyzny, więc mógł wręcz nie zwrócić uwagi na to, jak elfka się do niego przykleiła - kwestia osobniczych upodobań i uprzedzeń. Ona sama nie widziała problemu w przymilaniu się do mężczyzn, nawet tych zupełnie obcych - z reguły niosło to za sobą wymierne korzyści, gdyż większość samców na widok przystępnej dziewczyny przestawała logicznie myśleć. Ktoś mógłby zauważyć, że była teraz zdana na łaskę jeźdźca - nic bardziej mylnego. Owszem, była blisko niego, ale to działało w obie strony - sama również mogła z tej pozycji pokąsać.
        Skowronek uchwyciła to, jak zmiennokształtny spojrzał na Wydrę z chęcią mordu w oczach, jakby był to niewarty złamanego ruena upierdliwy szkodnik. Później jego spojrzenie przeniosło się na nią… I spotkało z niespotykaną aprobatą. Może nie zawsze i nie wszystkich chciała wysłać na tamten świat, ale Wydrę wykończyłaby nawet własnoręcznie i bez cienia żalu opowiedziałaby o wszystkim jego mentorowi. Jak mu szło? Itan? Co za dziwne imię dla Przyjaciela, pewnie był to ktoś z obrzeży ich struktur, osoba odpowiadająca za kontakt z potencjalnymi zleceniodawcami - ci czasami nazywali się bardziej prozaicznie. W każdym razie tenże Itan dowie się od niej, jakie barachło wziął pod swoje skrzydła, a później wcisnął je Skowronkowi.
        - Wykończ go wedle uznania i bierzmy się do roboty - powiedziała do Calvemira, tym samym głośno przedstawiając osąd, którego od niej oczekiwano. Dwaj nowi towarzysze przyjęli jej słowa pewnie z mniejszą bądź większą aprobatą, w oczach Przyjaciela widać było jednak rozpacz i niedowierzanie.
        - Żartujesz? - zapytał, cofając się i nerwowo przeskakując wzrokiem od jednej osoby do drugiej. - Skowronku, nie rób tego, przecież mogę się wam jeszcze przydać…
        - Nie - odpowiedziała elfka bez cienia żalu w głosie. - Trzeba było wcześniej myśleć.
        Skowronek zwróciła oczywiście uwagę na to, że w rozmowie padło jej prawdziwe imię, ale nie dała po sobie niczego poznać. Jeśli którykolwiek z mężczyzn domyśli się, że tak powinno się do niej zwracać, to niech i tak będzie - teraz zachowanie tej konkretnej informacji w tajemnicy nie było już aż tak istotne, mogła być dla nich zarówno Leną, jak i Skowronkiem. Z drugiej strony, jej prawdziwe imię brzmiało jak oryginalne, pieszczotliwe przezwisko, mogliby więc ten jeden drobny detal przeoczyć.
        - Byłoby miło dowiedzieć się jak się nazywasz - zwróciła się do wielkoluda, zupełnie już ignorując to, co Calvemir robił z Wydrą. Chyba, że była to wyjątkowo widowiskowa egzekucja albo Przyjaciel nagle wyciągnął z rękawa jakiegoś asa.
Awatar użytkownika
Calvemir
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Calvemir »

Lena miała trochę racji. Jedzenie go oznaczałoby dokładnie tyle co wypicie paru kufli więcej. A na więcej alkoholu nie mógł, lub nie chciał sobie pozwolić. Ostatecznie mężczyzna prezentował się żałośnie. Na pewno będzie starać się uciec, lub też prosić o łaskę. Odechciało mu się jeść tego wyniszczonego od środka. Ale mógł go przecież wykorzystać. W ciszy wysłuchał sądu nad nim i w końcu doczekał się błagania o litość. Smok milczał jeszcze przez chwilę a potem orzekł:
- Fakt, możesz się jeszcze przydać. Ale zabierzemy cię że sobą w charakterze niewolnika. Spróbuj tylko coś zepsuć.
Jego twarz przypominała coś pomiędzy szczęściem a rozpaczą. Był zdesperowany, a dla jego pijanego umysłu było to jedyne słuszne wyjście. Calvemir był pewny, że się zgodzi.
- Jak nie pójdę, to mnie zabijecie, prawda? - Smok z uznaniem kiwnął głową. Nie był jednak aż tak pijany na jakiego wyglądał.
- I tak i tak pójdziesz. Powiedziałem, że będziesz niewolnikiem. Więc będziesz. - Zamierzał go wykorzystać w najbardziej brutalny sposób, czyli jako przynętę. Ale facet miał o tym nie wiedzieć dopóki nie będzie dla niego za późno. Odciągnie cienie na bezpieczną odległość, podczas gdy on, smok, przebiegnie przez barierę. Proste jak drut.
Wydra miał bardzo nietęgą minę, zdecydował się jednak na wzięcie dobrowolnie. Nie trzeba mu było kolejnych "zachęt". Tymczasem smok zastanawiał się już nad tym jakim problemem będzie dla nich koń, i jak tego problemu się pozbyć. Nie chciał taszczyć czworonoga przez całą drogę. Niby mógł, ale zwierzę byłoby dla nich balastem, zupełnie niepotrzebnym.
Przymierzał się do przemiany. Już i tak nic by to nie zmieniło, więc odwrócił myśli od ludzi w karczmie którzy będą na niego patrzeć z przerażeniem lub pożądaniem jego skarbów. Skupił się tylko na jednym. Wkrótce całe jego ciało spowijały znajome, płomienie. W bardzo szybkim tempie przeobraziły jego ciało w pokryte złotymi łuskami gadzie cielsko.
Szybkim ruchem ogona uchwycił Wydrę. Wsadził go na swój grzbiet i odwrócił głowę w stronę wynajętych. Oznajmił grubym basem:
- Dopóki pada będziemy iść. Polecimy dopiero gdy przestanie. - powiedział i rozpostarł lewe skrzydło nad koniem z dwójką jeźdźców, które jak dach chroniło ich przed deszczem.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Elfka postanowiła skorzystać z podwiezienia na końskim grzbiecie. Spiczastoucha przylgnęła do jego sylwetki, co nie uszło jego uwadze, jednakże pod pozwoleniem na taki rodzaj intymności, kryła się chęć zamiany paru słów… co okazało się niemożliwe z niezwykle prozaicznego powodu. Nieznajomy, od którego hienołak czuł gadzią woń, był nikim innym jak… smokiem. Wielkim bydlakiem, który skrzydłem osłaniał jeźdźca i pasażerkę niby ruchomym baldachimem. Do stu kurew… jak ja nienawidzę smoków… Przekleństwo nie wyszło jednak poza obręb jego myśli, choć znajomi Bariusa doskonale wiedzieli o jego awersji do tych potężnych stworzeń. Smoki były na jego prywatnej liście nietolerancji na pierwszym miejscu, drugie zajmowali magowie. Obu grup starał się unikać, zleceń dla nich w zasadzie się nie podejmował, ponieważ nawet jak dla niego było to grą niewartą świeczki, a takie zadania były wysoce ryzykowne. Teraz jeszcze wyszło na jaw, iż zleceniodawca był przerośniętym jaszczurem i nawet całkiem miła osłona przed deszczem mało cieszyła dryblasowatego barbarzyńcę.
W jednej chwili musiał też zrewidować swoje plany i nawet ten wymowny wzrok sugerujący treść myśli pannicy o losie jej towarzysza przestał cieszyć jego okrutne serce.
-Skowronek? – mruknął tylko pod nosem na poły zdziwiony, na poły rozbawiony. Przezwisko dziewczyny brzmiało w ustach Wydry nieomal jak wyznanie kochanka. Kotku, misiaczku… skowronku – pełen rozmantyzm.

Malika poruszała się sprawnie rozchlapując pod kopytami nawet te głębsze kałuże, kołysząc w siodle hienołakiem i pasażerką.
- Miło, huh? – rzucił dość cynicznie, nie wiedząc, co też ma odpowiedzieć. Kurtuazje nigdy nie były mocną stroną Bariusa, lepiej przychodziło mu jednak zdobywanie wrogów swym niewyparzonym jęzorem. To zabawne słyszeć takie słowa z ust kobiety, która chwilę temu chciała zobaczyć swego kuma martwego. Wielkolud spauzował na moment, odwracając głowę tylko po to by zerknąć na elfkę.
- Co za różnica… oboje wiemy, że to nie ma znaczenia, mogłaś o mnie słyszeć… tu lub ówdzie, choć wątpliwa to sława. Przyjmijmy, że lepiej dla ciebie jest trzymać się mnie zarówno najbliżej jak się da, jednocześnie starając się być najdalej jak to możliwe. Westchnął i zrezygnowany wyjawił jej swoje imię, nie wiedząc do końca czy czyni dobrze. Ehhh, niech ci będzie - Barius… Barius Hienołak – dopowiedział w swej głowie. Zerknął, czy jego imię zbudziło w niej jakieś skojarzenia, bardziej z ciekawości niż chęci zaspokojenia własnej próżności. Wśród typów spod ciemnej gwiazdy barbarzyńca okrył się niesławą całkiem wybornego łowcy niewolników oraz niezrównanego tropiciela. Jego najemnicze fuchy pozostawały jednak skrzętnie skrywanym sekretem i jakkolwiek wiadomym było o jego profesji, tak szczegóły podejmowanych zleceń pozostawały dla niego tajemnicą zawodową, których nie zdradzał nawet będąc pijanym w sztok. Jeśli słyszała o nim, mogła mieć pewność, że dotykała właśnie mężczyzny nie tylko wyjętego spod prawa, ale też bardzo niebezpiecznego. Na swą reputację pracował latami, często dopuszczając się okrutnych czynów tylko po to, by podtrzymać krążącą dookoła niego aurę istoty bezwzględnej i nieprzejednanej. Jak wszystko na tym świecie, tak i taka sława miała zarówno swe dobre jak i złe strony. Ci, którzy chcieliby mu zagrozić, wiedząc kim jest, często spuszczali z tonu, zanim ten zdołał się odezwać i odstępowali od prób kradzieży czy innych rozbojów, zwyczajnie unikając zwady. Minusem było to, że jeśli uczynił kogoś swym wrogiem, to wrogiem śmiertelnym, bowiem przewiny Bariusa były tak liczne jak złamane życiorysy osób, które miały pecha stać się jego interesem. Innymi słowy, jeśli elfka słyszała o nim, powinna wiedzieć, że wchodzenie mu w paradę to delikatnie mówiąc niezbyt rozsądny pomysł, a jeśli pozostawał dla niej jedynie wielkim gabarytowo gburem – zapewne wkrótce sama się o tym przekona. Mężczyzna odwrócił w końcu spojrzenie od ciemnowłosej, skupiając się na ścieżce. Dopiero po dłuższej chwili poczuł przyjemniejsze ciepło bijące od ciała dziewczyny, grzejące przemoczone plecy.

Zerknął raz jeszcze na Wydrę, a potem smoka. Niby nikt go nie pytał o zdanie, ale ponieważ każda okazja do zarobienia była dobra, postanowił podzielić się swą propozycją.
-Gdybyś chciał go gdzieś korzystnie opchnąć, znam ludzi, którzy byliby tym zainteresowani – powiedział Calvemirowi ledwo odwracając ku niemu spojrzenie. Antypatia, antypatią, ale zawartość mieszka musi się zgadzać.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości