Ekradon[Ulice miasta] Coraz bliżej celu

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

[Ulice miasta] Coraz bliżej celu

Post autor: Falkon »

Alestar, Falkon i Teus przybywają z [Dąb na skalnych rozstajach] Zemsta?

Przez całą drogę Falkon był głęboko zamyślony i nie odzywał się prawie wcale. Znając jego żywy i wesołkowaty sposób bycia mogłoby się to wydawać dziwne, jednak ostatnie wydarzenia niewątpliwie wywarły duży wpływ na jego obecny nastrój, może nawet na stałe zmieniły coś w jego psychice.
"Co raz bliżej domu. Tak dawno tam nie byłem" — rozmyślał. "Co tam się teraz dzieje? Co z gospodarstwem? Z rodzicami? Na pewno powinienem tam wracać?"
Z rozmyśleń wyrwała go Liois, gwałtownie potrząsając go za ramię.
— Śpisz z otwartymi oczami? — zapytała z podejrzliwym uśmiechem. — Zbliżamy się do bram, gdybyś nie zauważył.
— Taak, jasne... przecież widzę. Zamyśliłem się trochę.
Po przesłuchaniu Liois była jakby weselsza, na co Falkon zwrócił uwagę mimo swojego rozkojarzenia. Wcześniej nie miał wiele okazji by porozmawiać z elfką na ten temat, ale teraz nie wytrzymał i zasypał ją lawiną pytań.
— Tak właściwie to o co cię pytali? No wiesz, tamci z Przełęczy. Co im powiedziałaś? Co oni mówili? Czemu cię tak szybko wypuścili? I czemu pozwolili nam odejść tak po prostu? Nie wydaje ci się to dziwne? Musiałaś się dowiedzieć czegoś ciekawego... stąd twój dobry humor, prawda?
Dziewczyna spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy i po chwili wybuchła śmiechem.
— Widzę, że musiałeś nadrobić przejechaną bez słowa drogę, Falkonie — powiedziała radośnie. — Podzieliłam się z nimi wszystkimi informacjami o Kulcie, w zamian oni podzielili się ze mną swoimi informacjami. Tak, bo okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Trzeba sobie pomagać, prawda?
Słowa elfki nie zaspokoiły ciekawości Falkona, jednak nie było już czasu na dalszą rozmowę, gdyż właśnie dojechali do bramy miasta. Po kilku pytaniach i pospiesznym przejrzeniu bagażu przez strażników Liois wzięła jednego na bok, powiedziała mu kilka krótkich zdań i wręczyła jakiś zapieczętowany list. Strażnik pokiwał głową i nakazał kompani wjechać do miasta, życząc przy tym miłego pobytu.
— No co tak patrzycie? — zapytała dziewczyna z uśmiechem. — Nie wpuściliby nas tutaj ze wszystkimi tymi gratami — powiedziała, wskazując na uzbrojenie.
— Ach, co my byśmy bez ciebie zrobili — bąknął ironicznie Falkon rzucając elfce zadziorny uśmiech.
W pierwszej kolejności wszyscy udali się do stajni, by zostawić swoje konie. Później pozostawało jedynie znaleźć porządną oberżę, najeść się, napić, umyć i odpocząć.
— A co z człowiekiem, którego mieliśmy tu znaleźć? — zapytała Liois.
— Jutro go poszukamy. Dzisiaj musimy się trochę odprężyć. — Na słowa Falkona wszyscy ochoczo pokiwali głowami. Jedynie Teus zdawał się nieco poddenerwowany, co jednak nikogo nie zdziwiło. — Nie martw się Teusie, dorwiemy tą karawanę szybciej niż myślisz.
Ostatnio edytowane przez Falkon 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Nareszcie znaleźli się w mieście, a kompania mogła na chwilę odetchnąć od codziennych problemów. Chociaż tak naprawdę problemy były tuż obok. Teus chciał jak najszybciej dopaść karawanę, Liois zadbać o bezpieczeństwo rodziców, a i Falkon miał swoje zmartwienia na głowie. Postój w mieście był jednak konieczny, należało uzupełnić zapasy, wzbogacić się o kolejne informacje i odpocząć choć chwilkę przed dalszą podróżą. Z takim postanowieniem Alestar skierował się w stronę jednej z najbliższych karczm.

        Murowany przybytek nosił wdzięczną nazwę „Pod rozbrykanym jeleniem”. Wnętrze, choć duże było jednocześnie bardzo przytulne. Być może była to zasługa wszechobecnego zapachu pieczonego mięsa, a może gęsto ustawionych dębowych stołów, przy których rozsiadywały się gawędzące grupki podróżnych. Coś dodawało temu przybytkowi takiego rodzinnego i magicznego klimatu. Brunet skierował się w kierunku karczmarza i po chwili zdębiał. Ten blondyn przy kości, z rozciętym prawym uchem i charakterystycznymi dwukolorowymi oczami – jednym niebieskim, drugim zielonym; z całej siły uściskał Zenemara.

        — Olaf, udało ci się. Obiecywałeś, że będziesz miał najlepszą karczmę w mieście gryfów. I widzę, że jest tu wspaniale — łowca przywitał swojego dawno niewidzianego przyjaciela, który w tym momencie rozluźnił uścisk.
        — A ja widzę, że ty też jesteś słowny człowiek i zapewne walczysz z potworami, wciąż będąc całym. Nigdy bym jednak nie przypuszczał, że będziesz to robił z własną kompanią — właściciel karczmy odpowiedział, wskazując pozostałą część grupy.
        — To przyjaciele i cóż potrzebujemy większego stolika i sporo jadła.
        — Przejdźcie do drugiej części, tam będziecie mieli też trochę spokoju — blondyn wskazał przejście za kotarą.
        — Dziękuje… a w sumie to dziękujemy. — Towarzysze skierowali się do zasłoniętej części karczmy, gdzie znajdował się duży stół i kilkanaście krzeseł.

        Na ścianach można było dojrzeć kilka obrazów jeźdźców gryfów, czyli widoku dość powszechnego w tym mieście, a jednak zawsze szokującego wszystkich podróżnych. Olaf musiał chyba bardzo pośpieszyć pracowników, gdyż bardzo szybko na stole wylądowało kilka udek z kurczaka w warzywach oraz butelki z winem i wodą.
        — Zbankrutuje przez ciebie… A jednocześnie, jeszcze raz dziękuje — kusznik kolejny raz wyraził słowa podziękowania dla swojego starego przyjaciela.
        — Prędzej ja, bo z dobroci serca i sakiewki, opuszczę wam trochę z ceny. Przyjdź na zaplecze potem, mamy dużo do pogadania. A teraz smacznego. — Gospodarz tymi słowami pożegnał się i znikł za kotarą, wracając do swoich codziennych obowiązków.

Strzelec nie tłumaczył nic towarzyszom podróży, bo ci od razu zajęli się pałaszowaniem dań. Sam po chwili również zajął się posiłkiem.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Cholerka, niezłe mamy szczęście — wybełkotał Falkon z pełnymi ustami. — Może jednak zostaniemy tu trochę dłużej? — Odpowiedzią były jedynie srogie spojrzenia kompanów.
        Po obfitym posiłku nadszedł czas na odpoczynek. W cieple, przy kominku, na wygodnym siedzisku. Należało się to całej szóstce. Elfy postanowiły jednak nie próżnować i zająć się pozostawionymi przed karczmą końmi i całym dobytkiem kompanii. Resztki prowiantu, uzbrojenie, ubrania i całe wyposażenie wylądowały w jednej z izb, wyznaczonych im przez karczmarza. Reszta tym czasem rozmawiała na ważne i mniej ważne tematy, chcąc choć na moment zapomnieć o wszystkich trudach podróży. Wreszcie byli w bezpiecznym miejscu, mieli zapewniony ciepły posiłek i wygodny nocleg, więc nikt nie miał ochoty psuć sobie nastroju.

        Słońce było już wysoko nad horyzontem, miasto zaczynało tętnić życiem. Wszyscy się gdzieś spieszyli, wszędzie spacerowali uliczni handlarze, głośno reklamując swoje towary, gdzieniegdzie pojawiali się miejscowi pijacy, zataczający się na prawo i lewo i popijający najtańsze dostępne trunki.
        Targ miejski, choć z pewnością nie dorównywał temu z Nowej Aerii, nadal robił duże wrażenie. Masa najróżniejszych towarów, rozwrzeszczanych przekupek i targujących się zawzięcie klientów. O tej porze trudno było się tu poruszać, a jeszcze trudniej kupić coś w przystępnej cenie, dlatego Falkon zrezygnował z jakichkolwiek zakupów i oparłszy się o ścianę jednej z kamienic obserwował z uśmiechem rozwrzeszczany tłum przelewający się między straganami.
        — Amulety, talizmany, afrodyzjaki! Proszki, płyny, kadzidełka! — Jakiś dziwak, obwieszony przeróżnymi błyskotkami, piórkami, wypchanymi gryzoniami i różnej maści talizmanami wyszedł zza rogu, jak wiersz recytując listę sprzedawanych przez siebie artykułów. — Na komary, na trolle, na smoki! Na wampiry i na smród z butów!
        — Miło cię widzieć, Izydorze! — krzyknął Falkon.
        Mężczyzna odwrócił się powoli i uśmiechnął szeroko. Miał długie siwe włosy i siwą brodę, związaną w warkocz sięgający prawie do pasa. W warkocz powtykane były różne spinki, szpilki, pióra i inne ozdoby. Ubrany był w prostą, lnianą szatę, której praktycznie nie było widać spod tabuna przeróżnych świecidełek, którymi był obwieszony. Na głowie nosił podniszczoną szarozieloną tiarę, którą zdjął, podchodząc do opartego o ścianę chłopaka.
        — Witaj Falkonie! — powiedział radośnie, energicznie potrząsając dłoń pirata. — Ciebie też miło widzieć! Dalej się błąkasz po świecie, mam rację?
        — Masz rację, właśnie...
        — Hoho! A cóż to przygnało cię do Ekradonu? — przerwał mu starzec. — Nie spodziewałem się, że jeszcze się spotkamy, a już na pewno w tym mieście!
        — Tak się złożyło, że...
        — Interesy, tak? — wtrącił się czarodziej. — Haha! Ja cię znam, na pewno znalazłeś jakieś dochodowe zlecenie!
        — Nie, Izydorze, nie tym razem. Chodzi o...
        — Ach tak, nie chcesz o tym rozmawiać. Ja cię znam, chłopcze, ja cię znam...
        — Zakwaterowałem się w karczmie z moimi towarzyszami. Chodź ze mną, napijemy się i wszystko ci opowiem — powiedział Falkon, wiedząc, że inaczej trudno mu będzie przegadać znajomego czarodzieja.
        Izydor ruszył za chłopakiem w stronę "Rozbrykanego Jelenia", podzwaniając swoimi błyskotkami i z zapałem opowiadając przeróżne historie, których Falkonowi i tak nie chciało się słuchać. Teraz liczyło się dla niego tylko to, że znalazł kogoś, kto może pomóc rozwiązać problem Teusa i kryształu.

        — Izydorze, to są moi znajomi... — zaczął Falkon, lecz zanim zdążył kogokolwiek przedstawić, czarodziej przejął inicjatywę i sam podbiegł do przyjaciół pirata, z każdym radośnie się witając.
        — Dobrze... a teraz pozwólcie, że pójdziemy spokojnie porozmawiać — powiedział chłopak i chwycił Izydora za ramię, ciągnąc go do głównej izby, zanim ten zdążył się rozgadać na dobre.
        Podeszli do oberżysty, wzięli po butelce jakiegoś alkoholu o dziwnej nazwie, a następnie usiedli przy wolnym stoliku. Chwilę później Falkon zobaczył, jak jego przyjaciele wychodzą z karczmy. On natomiast pochłonięty był rozmową z czarodziejem, która stawała się co raz ciekawsza z każdym kolejnym łykiem mocnego trunku. Po jakimś czasie chłopak całkiem zapomniał o krysztale i na wpół martwym Teusie. Co raz zabawniejsze historyjki Izydora i kuglarskie sztuczki Falkona przyciągały uwagę podpitych gości i w mgnieniu oka pirat z czarodziejem znaleźli się w centrum zainteresowania. Zrobiło się wesoło, czas mijał szybko i beztrosko.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        „Nie mam na to czasu. Kolejna oberża, kolejny odpoczynek, a karawana jest coraz dalej”. Teus wyszedł przed karczmę i żegnając towarzyszy krótkim „Niedługo wrócę” udał się w stronę targu. „Dlaczego każde poszukiwania zaczynam akurat tutaj?”.

        Ze stoickim spokojem zapalił fajkę i rozejrzał się po okolicy. Nie miał pojęcia od czego zacząć, postanowił więc zdać się na łaskę losu i ruszył przed siebie. Rozlegające się wokół krzyki nie pozwalały się skupić na jakimkolwiek aspekcie targowiska, choć w rzeczywistości strzelec starał się przez nie wytłumaczyć jedynie własne rozdrażnienie, spowodowane narastającym uczuciem bezradności. Nie mógł odgonić się od kolejnych krzykaczy i kupców posiadających towary „niespotykane nigdzie indziej”, które swoją drogą zdawały się być nieskazitelnie podobne do tych wystawionych trzy stoiska dalej.

        Jedna z przekupek prawie trafiła Tousenda bukłakiem jakiejś cudownej substancji na pryszcze, a ten próbując się jej odgryźć prawie wpadł na przejeżdżający wózek z owocami. Strzelcowi nie pozostało nic innego jak obrzucić tragarza wrogim spojrzeniem. Nie zdążył się nawet odwrócić, a już został potrącony prze kolejną osobę, którą tym razem okazał się jakiś dzieciak.
        - O, przepraszam pana - młodzieniec ukłonił się grzecznie i ruszył w swoją stronę. Teus błyskawicznie chwycił go za kołnierz i podniósł na wysokość własnej twarzy.
        - Oddawaj - rzekł szorstko i wyciągnął dłoń. Chłopak z naburmuszoną miną oddał skradziony woreczek i zaraz po tym wylądował na ziemi.
        - Myślisz, że urodziłem się wczoraj? - Teus baczniej przyjrzał się skradzionemu przedmiotowi. - Za mały gówniarz z ciebie, żebyś brał się za palenie fajek.
        - A odczep się! Mam już trzynaście wiosen i nic ci do tego staruchu! - Krzyknął chłopak i otrzepał pobrudzone ubranie.

        Teus miał już przegonić młodego natręta, uznał jednak, że mógłby wykorzystać tą sytuację na swoją korzyść. Są w końcu rzeczy ważniejsze od fajkowego ziela.
        - Poczekaj. - Tousend złapał złodziejaszka za ramię, a ten szybko zrzucił z siebie jego rękę.
        - Czego?
        - Może tak grzeczniej, co? Zresztą nieważne. Ważne jest to, czy przypadkiem nie zauważyłeś tutaj ostatnio jakiegoś podejrzanego handlarzyny, zajmującego się być może… hymm, na przykład handlem ludźmi - powiedział Teus ściszając głos, dał też znak chłopakowi, aby ten udał się z nim w trochę bardziej przystępniejsze miejsce do rozmów.
        - A jeśli tak to co, hę? - odparł młodzieniec, gdy już dotarli na krawędź targu.
        - A jeśli tak, to może zostawię wszystkie twoje mleczaki na miejscu. No i może coś ci jeszcze dorzucę - dodał Teus po krótkim zastanowieniu.
        - Może i widziałem, może i nawet ktoś gwizdnął mu… no… może i widziałem - odparł młody węsząc już okazję do interesu. - Ale od razu ostrzegam, że jakoś tak nie jestem tego wszystkiego pewien. Tego dnia dużo wypiłem. - Teus parsknął śmiechem, lecz to jednak wcale nie spowodowało zniknięcia poważnej miny, jaką teraz raczył strzelca chłopiec. - No co się śmiejesz, tobie pewnie też się to zdarza.
        - No pewnie - odparł Teus. - Nigdy jednak przez sok z jabłek. Trzymaj. - Ze znajdującego się w dłoni woreczka wyjął szczyptę ziół i wręczył je chłopakowi. - Jak powiesz to, co chcę wiedzieć, to dostaniesz tego więcej.
        - No… chyba, że tak.

        Tak ja się tego spodziewał, karawana zdążyła już opuścić miasto i udać się w dalszą drogę. Dowodzący tym pochodem kupiec zawarł tutaj kilka transakcji, jednak jego siostra nie była obiektem żadnej z nich. Złodziejaszek ukradł również dokument potwierdzający jedną z takich umów. Zdawało się więc, że nie pozostaje nic innego jak dalej podążać śladem tropionego kupca. Teus nagrodził małego informatora i kazał mu już więcej nie wpadać na ludzi. On grzecznie przytaknął i udał się w swoją stronę, a obaj rozeszli się wiedząc, że młody złodziej i tak nadal będzie robił to, co mu się podoba.

        Tousend miał już dość okolicznego gwaru, choć sam musiał przyznać, że jego humor uległ nagłej poprawie. Teraz przynajmniej wiedział, co robić dalej. Postanowił więc nie tracić więcej czasu i udać się w stronę zajmowanej karczmy, aby podzielić się wiedzą ze swymi towarzyszami.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Po posiłku Falkon i Teus opuścili karczmę i choć złodziejaszek szybko wrócił, to przyprowadzony ekstrawagancki znajomy zajął się gadaniną z bajarzem, więc przy stole siedziały tylko elfy i Alestar.

        — Ja idę odprowadzić rodziców do tych naszych znajomych — Liois szepnęła.
        — Stracimy was z oczu i trzeba będzie was ratować, a po drugie i tak tutaj nie mam co robić — odrzekł stanowczo kusznik.

        Rodzice blondynki mieli skorzystać z gościnności znajomej pary uzdrowicieli działającej w Ekradonie. Nie było jednak pewne, czy uzdrawiacze przyjmą elfy i czy w ogóle są cały czas w mieście. Przecież nikt nie mógł ich wcześniej powiadomić. Czteroosobowa kompania wyszła z karczmy i ruszyła przez miasto w stronę centrum, gdzie rezydowała para znachorów. Droga wśród krętych uliczek i tłumu poruszającego się we wszystkie strony było nieco powolna. Po dłuższej przechadzce znaleźli się pod jednym z domów i był to budynek niezwykły. Cały drewniany z małym ogródkiem zarośniętym przez przeróżne zioła, których zapach brutalnie wdzierał się do nozdrzy. Nie byłby to niezwykły widok na wsi, ale tutaj niedaleko miejskiego rynku, gdzie wszędzie stoją solidne kamienne bądź ceglane domy, chatynka uzdrowicieli mocno się wyróżniała.

        Brunet uderzył trzy razy kołatką w drzwi i zbliżył się nieco do nich, by lepiej słyszeć odgłosy z domostwa. Nie zdążył zrobić kroku, a tuż przy jego nodze pojawili się gospodarze, równie wyjątkowi jak budynek, który zamieszkiwali. Byli to złotowłosa wróżka o wzroście ok. 90 cm i wróż brunet mierzący aż metr wysokości. Oprócz ponadprzeciętnego jak na swoją rasę wzrostu byli to jedyni znani Alestarowi przedstawiciele wróżek mieszkający tak blisko cywilizacji. Gdy do strzelca dotarło kogo spotkał, elfy już gościły się u Naturian. Łowca również wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. W domu było pełno ziół, fiolek podpisanych w dziwnym języku i było czuć magię, a przynajmniej tak odbierał to pozbawiony zmysłu magicznego nos wielkoluda.

Elfka widząc, że rodzice są bezpieczni i szczęśliwi zagadnęła do Zenemara:
        — Idę dalej z wami.
        — Do karczmy i tylko tam. Zostań z rodzicami, zaopiekuj się nimi, załatw teleport do domu. Znasz nas kilka dni, a w tym czasie zdążyłaś stracić rodzinę, odzyskać ich, przeżyć starcie z kultystami i wiele innych. Należy ci się odpoczynek. Teus przyzna mi racje, Falkon przyzna… — mężczyzna na chwilę urwał, przypominając sobie, jak bajarz zachowuję się w stosunku do elfki. — Falkon będzie spokojniejszy jak będziesz tutaj, wrócimy tutaj jak załatwimy swoje sprawy i urządzimy ucztę jakiej nie wydzieli w całej Alaranii. — Alestar wyraził swoje zdanie na temat kontynuowania podróży blondynki z kompanią.
        — Porozmawiamy o tym w karczmie — dodała na koniec Liois.

        Nie minęło nawet kilka sekund od powrotu kusznika i elfki, a do przybytku wszedł Teus i grupa podróżnych była w komplecie.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Co on do jasnej cholery wyprawia?! - Humor Teusa znikł natychmiast po ujrzeniu Falkona zabawiającego gości karczmy. Wraz ze swym towarzyszem zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na prawdziwy cel ich wizyty, co niesamowicie rozsierdziło Tousenda. Butnym krokiem ruszył w stronę imprezowiczów, nie uraczywszy nawet spojrzeniem Alestara i Liois, którzy to przewidując obrót spraw próbowali go zatrzymać. Odsunął ich od siebie i wtargnął między publikę Falkona.
        - Pamiętasz może jeszcze, po co tu jesteśmy?! - Bez pardonu pchnął kompana, a ten wylądowałby na stole, gdyby nie pomoc tajemniczego czarodzieja, który w porę pomógł mu utrzymać równowagę. - A może alkohol i te śpiewy wystarczająco już zakręciły ci w głowie?! Niesamowicie cieszę się, że tak wspaniale się bawisz, gdy ja wypruwam sobie żyły dla zdobycia chociaż strzępek informacji. Wiesz co? Jak dla mnie możesz już tu zostać. Żegnam. - Teus złożył Falkonowi przepełniony ironią ukłon i z głośnym hukiem zamykanych drzwi opuścił karczmę.

        Pewien był, że miał chociaż odrobinę racji, co do zachowania swego kompana. Wiedział też, że jego gniew nie był nieuzasadniony. Nie wiedział jednak, czy wybuchł tak ze względu na Falkona, czy też przez ciągłą irytację towarzyszącą mu od samego poranka, a która teraz najwyraźniej osiągnęła punkt kulminacyjny. Zastanawiał się też, dlaczego nie zachowywał się tak podczas ostatniej wizyty w mieście. „Najwyraźniej jestem już blisko”. Stwierdzeniem tym ukrócił napływ niepotrzebnych myśli i skoncentrował się na swoim aktualnym położeniu. Podświadomie wyjął z kieszeni zdobyty wcześniej zwitek papieru obarczony pieczęcią.

„Siguard Trek,
Obiekt transakcji: czterech robotników.”

        Mimo ciemności, która zdążyła ogarnąć miasto, dom kupca był obiektem, którego nie można było przeoczyć. Jego barwne ściany i bogate kolumny podtrzymujące balkony pełne przepychu, dawały do zrozumienia, że na biznesie, którym zajmował się Siguard można było zbić fortunę.

        Dźwięk dzwonka przytoczonego do furtki natychmiast dał znać lokajowi do sprawdzenia, kto też znowu przypałętał się do wrót domu jego pana. Jak zwykle z ociąganiem i brakiem motywacji udał się on do bramy, lecz nikogo tam nie zauważył. Złorzecząc na lokalną dzieciarnię miał już udać się na swój posterunek, gdy z mroku niedosięgniętego światłem lamp przywołał go do siebie szorstki głos.
        - Zastałem właściciela posesji?
        - Ni… niestety pan Siguard chwilowo tutaj nie gości - odparł zaskoczony lokaj, który wodząc wzrokiem próbował odnaleźć swego rozmówcę. Tym razem w głębi duszy przeklinał robotników, którzy to mieli zawiesić lampy zaraz przy bramie, a jak na razie postawili je jedynie w ogrodzie.
        - Gdzie w takim razie mogę go znaleźć?
        - Przykro mi, ale nie mogę udzielić panu odpowiedzi, mogę przekazać mu póź… - Lokaj zdał sobie sprawę, że za bardzo zbliżył się do bramy i natychmiast poniósł konsekwencję swego błędu. Żelazny uchwyt przybysza przycisnął jego twarz do zimnych prętów ogrodzenia. Zza krat usłyszał chłodny, spokojny głos podchodzący prawie pod szept.
        - Pytałem, gdzie mogę go znaleźć? - Sługa uznał, że nie ma co tracić życia dla krycia jakiegoś grubego sknery i wyjawił nieznajomemu adres rezydencji, w której to aktualnie znajdował się jego pan. Próbował też bliżej przyjrzeć się oprawcy, jednak jego wysiłki spełzły na niczym ze względu na nasunięty kaptur i chustę, którą jego rozmówca zakrył swą twarz.
        - Dziękuje. - Przybysz puścił lokaja, a ten natychmiast odskoczył na bezpieczną odległość. Nie odpowiadając, pędem ruszył do swojej przybudówki. Próbując się pocieszyć tłumaczył sobie, że ta dziwna wizyta spowoduje mnóstwo kłopotów temu staremu piernikowi, który robił mu za pracodawcę. Może nawet kupiec nie wyjdzie z tego cało. Jedno za to wiedział na pewno. Trzeba się pakować. Tę pracę już stracił.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — O co... mu chodziło? — Twarz Izydora wyglądała teraz jak olbrzymi, dojrzały pomidor. Reszta gości wróciła na swoje miejsca, zerkając podejrzliwie na Falkona i pomrukując coś między sobą.
        — Hrrm... — Pirat przetarł nos rękawem i podniósł do ust prawie pusty już kufel cienkiego piwa, które postawił mu jeden z ludzi, jeszcze kilka chwil temu zafascynowanych jego sztuczkami. — No bo widzisz. Chyba o czymś zapomniałem. — Twarz chłopaka również przypominałaby teraz bordowego pomidora, gdyby nie fakt, że była zbyt szczupła i pociągła jak na pomidora.
        — Nie rozumiem. — Starzec podrapał się po nieco łysiejącej, siwej głowie. — Ach, to twoje zlecenie... — Nie zdążył wygłosić do końca swojej jakże błędnej teorii, bo Falkon złapał go za ramię i zataczając się między stolikami pociągnął w stronę osobnej izby, do której umknęli przed momentem Alestar i Liois, prawdopodobnie chcąc w spokoju porozmawiać o tym, co się wydarzyło.
        W pomieszczeniu przywitały ich nieco chłodne spojrzenia kusznika i elfki. Najwyraźniej przerwano im właśnie jakąś dyskretną rozmowę, co dało się wywnioskować po ich na wpół otwartych ustach, które jak gdyby zastygły podczas wypowiadania jakiejś ciekawej zgłoski.
        — Że czo? — burknął z wyrzutem Izydor, próbując samodzielnie ustać na nogach, wyrwawszy się z uścisku Falkona.
        — Liois — Falkon delikatnie, na ile oczywiście potrafił w obecnym stanie, pchnął czarodzieja w kierunku stołu i wskazał mu krzesło naprzeciw elfki. — Ty będziesz potrafiła dokładniej to wyjaśnić.

        Rozmowa pełna "Oooch!" i "Jak to możliwe?" nie trwała może zbyt długo, jednak dla Falkona była na tyle niezrozumiała i nudna, że musiał zająć się zdrapywaniem przyschniętego do stołu kawałka ziemniaka, żeby nie zasnąć. Chociaż prawdopodobnie i tak nikt teraz nie zwracał na niego uwagi.
        — No no, to może być bardzo skomplikowane z metafizycznego punktu widzenia — stwierdził Izydor, obracając w drżących palcach magiczny kryształ. Był już na tyle trzeźwy, że mówienie nie sprawiało mu najmniejszego problemu. — Musiałbym przetrząsnąć moją biblioteczkę i dokładnie się temu przyjrzeć. Nie macie nic przeciwko?
        Odpowiedziały mu potrząśnięcia głowami i sapanie Falkona.
        — Dobrze więc. Przyjdę tu jutro, mam nadzieję, że was zastanę. Tymczasem życzę miłej nocy. — Wstał, odsuwając z hukiem krzesło i budząc tym samym przysypiającego pirata. Ukłonił się z uśmiechem, przykrył swoją siwą czuprynę tiarą i powoli odszedł w stronę wyjścia, chwiejąc się lekko. — Czołem, Falkonie! Liczę, że jutro też pogawędzimy! — rzucił jeszcze przez ramię, chichocząc cicho.
        — Mmhhh — odparł pirat.

        — Może jednak go poszukamy? — Liois postanowiła przerwać kłopotliwą, lecz jakże wymowną ciszę.
        — Może on nie chce, żebyśmy go szukali? — Zmęczone oczy Falkona spróbowały uciec przed wzrokiem Elfki, przez przypadek trafiły jednak na wzrok Alestara. — No o co wam chodzi? Przecież to nie moja wina. — Wiedział jednak, że to była całkowicie jego wina.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Przybycie Teusa było szybkie i gwałtowne, brunet i elfka nie zdążyli powstrzymać wyładowania złości łucznika na Falkonie. Wprawdzie nie doszło do rękoczynów, ale atmosfera wśród kompanii zgęstniała. Na szczęście Tousend szybko wyszedł z karczmy. Kusznik miał nadzieję, że poszedł tylko ochłonąć i za jakiś czas wróci. Nie zastanawiał się jednak długo, bo Liois zaciągnęła go do wydzielonej części tawerny.

        — Chodzi o poszukiwania siostry i o to, że Falkon tutaj się dobrze bawił? — blondynka zaczęła od razu.
        — Mniej więcej, ale coś czuję, że od rana go tak nosi. Jesteśmy coraz bliżej, a Teus akurat wybrał zły moment na powrót i poszło… — strzelec spokojnie rozważał sytuacje.
        — Ale przecież sami do niego dołączyliście i jakby było trzeba, to za jednym machnięciem ręki obaj rzuciliście by wszystko i poszli za nim.
        — Pewnie tak, ale po pro.. — Alestar nie dokończył, bo do pomieszczenia wszedł bajarz i jego towarzysz.

        Rozmowa przeniosła się na ważniejszy grunt, czyli kryształ. Zenemar nawet nie próbował wsłuchiwać się w rozmowę, zbyt dużo trudnych słów i magicznych określeń padło podczas dialogu maga z Liois. Mógł wprawdzie poszerzyć swoją wiedzę, ale nie miał nawet takiego zamiaru. Czary mu się kojarzyły z nekromancją, modyfikowaniem zwierząt bądź przyzywaniem piekielnych istot z czeluści, w każdym bądź razie ze wszystkim z czym potem musiał się mierzyć łowca nagród, taki jak on.

        Rozmowa dobiegła końca, ale rozwiązania na stan „półśmierci” Tousenda jeszcze nie było. Należało czekać do jutra, o ile jutro jeszcze tu będą.

        — Zgadzam się z Falkonem, on raczej potrzebuję spokoju, wyciszenia. Nie zgubi się przecież i nie wpakuje w kłopoty. Mam nadzieję — kusznik odpowiedział Liois, a ostatnie zdanie dodał cicho pod nosem.
        — To co będziemy robić? — zagadnęła elfka.
        — Możemy tylko czekać, jak wpakuję się w kłopoty to o tym zapewne usłyszymy i tutaj. A jak będzie sobie dobrze radził, to za godzinę, może dwie tu wróci. Także czeka nas długa noc — trzydziestolatek przerwał na chwilę, wstał i rzucił do Olafa:
— Przygotuj nam tego naparu z tych czarnych zamorskich ziaren.
        — Nie ma problemu, ale mam nadzieje, że nie przyciągniesz tu jakiejś burdy, nie chcę mieć kłopotu ze strażą — odpowiedział mu karczmarz.
        — Ja też mam taką nadzieję przyjacielu, ja też… — Strzelec zakończył pogawędkę, wrócił do towarzyszy i czekał.
Przecież nic innego nie miał do roboty, a innych propozycji na spędzenie tego czasu nie było. Czekał więc, licząc że Teus szybko wróci.
Ostatnio edytowane przez Alestar 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Budynek widziany tym razem nie robił już takiego wrażenia jak poprzednia rezydencja kupca. W gruncie rzeczy dom ten nie wyróżniał się wcale od reszty okolicznych mieszkań i pewnie o to właśnie chodziło właścicielowi. Teus mógł wtargnąć przez drzwi frontowe, jednak spodziewał się, że tego właśnie oczekuje się tam od nieproszonych gości. Bocznymi uliczkami obszedł budynek starając się znaleźć jakiś słaby punkt budowli. Znalazł uchylone okno, lecz uznał, że to nie może być aż takie proste. Miał rację. Wspiął się na jedną z podstawionych wcześniej skrzynek i kątem oka dojrzał trzech czających się strażników. Nie mieli jednolitego umundurowania, zdawali się więc być najemnikami. Zajęci byli grą w karty, jednak w pokoju panowała zbyt wielka cisza by uwierzyć w ten fortel. Jeden z pilnujących zdawał się co jakiś czas spoglądać w otwarte okno. Tousend nie chcąc być zauważonym cicho zsunął się na ziemię i odłożył na skrzynię na jej miejsce. Musiał znaleźć inną drogę.

        Odpowiedzią okazał się mały stryszek, który zdawał się być niepilnowany. Teus po małej wspinaczce wsunął się przez małą, okrągła okiennicę i znalazł się w środku budynku. Starając się ominąć porozrzucane tu i ówdzie graty dotarł w końcu do drzwiczek prowadzących na niższe piętro.

        Kupca miał jak na dłoni. Znajdował się w pomieszczeniu z częściowo otworzonymi drzwiami, toteż Tousend nie miał problemów ze zbadaniem terenu. Handlarz był tak pochłonięty przeglądaniem swojej sterty papierków, że nie zauważył nawet ostrza podsuniętego pod własne gardło.
        - Gdzie są niewolnicy? - usłyszał zza pleców.
        - C…co?! - Sprzedawca odskoczył jak poparzony, co poskutkowało prawie poderżniętym gardłem. Teus złapał handlarza za włosy i jeszcze mocniej przycisnął mu nóż do gardła.
        -Są w piwnicy! Na dole, za… zaraz cię zaprowadzę - odparł kupiec i powoli podniósł się z krzesła.

        Gospodarz domu w pełni potwierdzał stereotypy dotyczące handlarzy. Spora nadwaga powodowała wrażenie, że jej właściciel raczej się toczy niż normalnie stawia kroki. Odziany był oczywiście w bogatą szatę, a dłonie, które dawno nie zaznały pracy, ozdobione były licznymi sygnetami.
        - Gdzieś tutaj powinien być klucz. Gdzie ja go też podziałem?

        Teus uchylił się w ostatnim momencie, a potężnych zamach dobytym sztyletem spowodował jedynie niewielkie rozcięcie na płaszczu. Jednak strzelec musiał to przyznać, jak na człowieka takiej postury, kupiec poruszał się dość szybko. Na jego nieszczęście nie dość szybko. Tousend zamachnął się i potężnym sierpowym zmiótł sprzedawcę, a ten runął nieprzytomny na podłogę.
        - W piwnicy tak? Może sam trafię.

        Najemnicy zdawali się niczego nie słyszeć, Teus miał więc wolną drogę. Szybko znalazł w piwnicy cztery zabiedzone osoby, które na sam widok człowieka szykowały się na przyjęcie kolejnych batów. Tousend nie miał czasu ich uspakajać, wiedział w końcu, że żołdacy kupca mogą zaraz rozeznać się w całej sytuacji. Udało mu się przekonać więźniów do ucieczki i po chwili cała piątka ruszyła w stronę wyjścia. U drzwi frontowych tak jak przewidywał wcześniej znajdował się strażnik, który to siedząc na krześle z kuszą na kolanach spoglądał cały czas w stronę wejścia. Strzelec bez zastanowienia podkradł się więc pod stróża i z całej siły uderzył go w głowę. Najemnik stracił przytomność a przejście zdawało się być wolne. Wyzwoleni niewolnicy wybiegli przez drzwi, jednak ku zgrozie Teusa okazało się, że mają one zamontowany dzwonek, który to rozszalał się zaraz po otworzeniu wrót.
        W mgnieniu oka na korytarzu pojawiła się reszta zgrai.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Chyba pójdę spać — wybulgotał smętnie Falkon, podpierając rękami opadającą bezsilnie głowę. Siedzieli tu bezczynnie już dłuższy czas. "Pewnie niedługo zacznie się robić jasno", pomyślał chłopak.
        — Jak uważasz. Ty też idź odpocząć, Alestarze, ja posiedzę jeszcze trochę. — Liois popatrzyła na nich z nieco wymuszoną troską.
        Nawet mocny, intensywnie pachnący, ciemnobrunatny napar, który zaserwował im karczmarz, nie zdołał utrzymać w stanie względnej świadomości umysłu zmęczonego złodziejaszka.
        Wstał z trudem, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, na granicy snu i rzeczywistości. Prawdopodobnie dałby radę dowlec się do obojętnie którego pokoju i położyć na obojętnie którym łóżku, jednak zdarzyło się coś, co niespodziewanie skutecznie rozbudziło jego zaspaną świadomość.
        — Też to widzicie? Czy tylko mi się to śni?
        Rozdziawione usta i zdumione spojrzenia Alestara i Liois wyraźnie świadczyły, że zjawisko nie jest wytworem sennej wyobraźni Falkona. Chociaż w sumie mogło być również grupowym wytworem wyobraźni.
        Do izby, w której się znajdowali, wleciało coś, co przypominało małego, lekkiego ptaka, niedbale i pospiesznie machającego szarymi skrzydełkami. Jedna rzecz różniła owy twór od ptaka - był z pergaminu.

        Pergaminowy ptak podleciał do Falkona, trzepocząc cienkimi skrzydłami z widocznym już zmęczeniem. Chłopak wyciągnął dłonie i w ostatniej chwili złapał opadające bezsilnie papierowe stworzonko, które leniwie rozłożyło się w sposób przypominający proces odwrotny do zgniatania pergaminu w kulkę.
        — To magiczny list — stwierdziła oczywisty fakt Liois. — Co tam pisze? — zapytała szybko, jakby z lekkim zakłopotaniem.
        Falkon, osłupiały jeszcze z wrażenia, podniósł kawałek pergaminu do oczu i przeczytał na głos treść wiadomości:

"Falkonie, poszło szypciej nirz myślałem,
pszyjdź szybko ze swoimi kąpanami,
hyba znalazłem rozw..."


        Dalej list się urywał, zakończony niekształtnym kleksem. "Ten wariat nadal nie nauczył się porządnie pisać" — pomyślał chłopak, uśmiechając się głupawo.
        — Co jest dalej? — Liois zmarszczyła brwi.
        — Nic. Tyle.
        — Pokaż...
        Zanim zdążyła wziąć do ręki pergamin, tekst całkowicie z niego zniknął.
        — No tak. — Cofnęła dłoń i spojrzała niepewnie na Falkona. — Ciekawy przedmiot, nieprawdaż? Widziałam już coś takiego. Piszesz wiadomość, a ona leci do adresata nie pytając nawet o adres. A gdy chce ją przeczytać ktoś inny - znika.
        — Całkiem użyteczna rzecz — stwierdził pirat. — Ten stary piernik zawsze mnie zaskakiwał. Ale wracając do listu...
        — Lepiej chodźmy zobaczyć, co się stało. — Elfka złapała Falkona za rękę i pociągnęła za sobą do wyjścia. — Alestarze, zostań tu na wszelki wypadek — rzuciła jeszcze przez ramię.

        Na całe szczęście szybko odnaleźli domek należący do Izydora. Był mały, porośnięty mchem i niebezpiecznie pochylony, sprawiał wrażenie opuszczonego. Falkon wiedział jednak, że jest to intensywnie użytkowana posiadłość czarodzieja, będąca dla niego ukochanym miejscem zamieszkania, pracy i odpoczynku. Poza tym nadawałaby się na porządne magiczne muzeum - mag trzymał w niej masę przeróżnych artefaktów, amuletów, talizmanów i innych czarodziejskich przedmiotów.
        Coś tu jednak nie pasowało. Drzwi były uchylone, w środku tliło się jedynie nikłe światełko dogasającej świecy. Przed wejściem rozrzuconych było kilka pomniejszych magicznych rupieci, jakby ktoś upuścił kilka, wybiegając w pośpiechu ze sporą ich ilością.
        — Mam złe przeczucia — szepnęła elfka.
        — Nie tylko ty. — Falkon odruchowo sięgnął do pasa, lecz nie znalazł tam sztyletu. Zostawił go z resztą wyposażenia w karczmie. Zaklął cicho.
        — Chyba nikogo tam nie ma. — Liois wychyliła się przez połamany, zmurszały płot, co jednak nie pomogło jej wiele dostrzec.
        Przeszli przez otwartą szeroko bramkę, trzymającą się na jednym zawiasie. Skradali się cicho, jak koty, ostrożnie stawiając każdy krok. Jak się jednak okazało nie było to konieczne.
        — Izydorze? — Falkon pchnął drzwi i wszedł ostrożnie do środka.
        Faktycznie nie było tam nikogo. Przynajmniej nikogo żywego.
        — Izydorze! — Chłopak podbiegł do leżącego w kałuży krwi czarodzieja. Elfka skoczyła za nim. — O cholera! Izydorze! — Potrząsanie bezwładnym ciałem w niczym nie pomogło.
        — Niestety... — mruknęła Liois, badając tętno staruszka. Po krótkich oględzinach dała oczywistą na pierwszy rzut oka diagnozę. — Ktoś podciął mu gardło.
        — Kto? Po co? — Roztrzęsiony pirat rozglądał się bezradnie po pomieszczeniu. — Kryształ...
        Zaczęła się nerwowa szamotanina wśród porozrzucanych wszędzie magicznych artefaktów z kolekcji świętej pamięci Izydora. Skrzypiały odsuwane w pośpiechu meble, furkotały rozrzucane stosy pergaminów. Niczego nie znaleźli.
        — To moja wina. — Falkon usiadł na podłodze i zakrył twarz rękami. — Wszystko moja wina... Gdybym nie prosił go o pomoc z kryształem... Oni po niego przyszli, kultyści...
        Chłopak nawet nie wpadł na pomysł, żeby oskarżać o wszystko Teusa, przez którego właściwie cała ta historia się zaczęła. Po prostu nie potrafił. Cała fala poczucia winy spłynęła właśnie na niego, przytłaczającym ciężarem przyciskając go do ziemi i nie pozwalając się podnieść.
        — Wydaje mi się, że to nie byli kultyści — powiedziała w zamyśleniu Liois, starannie wypowiadając każde słowo. — Wręcz jestem pewna.
        — Tak? — Falkon podniósł niechętnie głowę i rozejrzał się od niechcenia po pomieszczeniu.
        Faktycznie, tak wykonana robota świadczyła raczej o mniej lub bardziej zorganizowanej grupie przestępczej, jakich jest wiele w tego typu miastach. Napady, rozboje, kradzieże, czego dusza zapragnie. A tak potężny zbiór cennych magicznych przedmiotów niewątpliwie był łakomym kąskiem dla wielu miejskich bandziorów. Kultyści nie zawracaliby sobie głowy wynoszeniem wszystkiego, co mogło posiadać jakąś większą wartość - skupiliby się na krysztale.
        Niestety bandyci również nie pogardzili błyszczącym klejnotem. Cóż, na ich miejscu Falkon również by nie pogardził...
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Gdy Falkon zasugerował odpoczynek, Alestar zmierzył go krzywym wzrokiem. „Trzeba czekać na Teusa bez względu na wszystko.” Brunet z propozycją Liois się nie zgodził, bo nawet nie mógł by usnąć z powodu rozbudzających właściwości czarnego naparu. Z planów odpoczynku na szczęście nic nie wyszło, bo z powodu magicznego listu, plany musiały się gwałtownie zmienić. Kusznik był zaciekawiony czarodziejską wiadomością, ale ważniejsza była treść. Zgodnie z prośbą Izydora bajarz i elfka poszli do czarodzieja, dowiedzieć się jak rozwiązać problem kryształu. W pomieszczeniu został sam Zenemar.

        Przez karczmę, nawet o tak późnej porze przewijało się dużo ludzi i elfów. Można było też dostrzec kilku strażników miejskich wracających ze swojej zmiany. Do przybytku na chwilę wbiegł również młody chłopak, który podchodząc do strażników błyskawicznie zerwał ich na nogi, a oni pędem ruszyli za nim.

        — Pewnie lecą do „pani kapitan” — powiedział Olaf stojący akurat blisko strzelca.
        — Pani kapitan? Mi się zdawało, że zwykle dowodzi mężczyzna — odrzekł łowca.
        — Bo tak jest, ale Diana jako porucznik działa z zaskakującą skutecznością, a teraz jej oczkiem w głowie są "czaszkowi bandyci". Dowódca jest stary i każdy mówi, że ona go prędzej czy później zastąpi — wyjaśnił karczmarz.
        — Czaszkowi?? — zapytał trzydziestolatek.
        — No tak, czaszkowi, tak nazywają ich ludzie. Od około trzech tygodni zauważyło się wzrost plotek o kolejnej bandzie oprychów. Na początku nikt się tym nie przejmował, ale jak nagle spłonęła jedna wioska, a na niebie pojawił się znak czaszki, to nagle wszystko stanęło na głowie. Straż wysyła patrole szukając bandytów, ostatnio udało się kilku złapać, ale nic nie zdradzili i się powiesili w celach. W ostatnim tygodniu troszkę się uspokoiło, ale najwyraźniej znów coś się stało — właściciel przybytku treściwie powiedział wszystko co wiedział.
        — Gdzie jest ta "kapitan"? — zagadnął szybko Zenemar.
        — Ma biuro trzy ulice za mną, ale pewnie będzie na placu za budynkiem.
        — Dzięki — wielkolud szybko wstał, wyszedł i ruszył pędem w stronę budynku pani porucznik.

        „To nie Jevan zrobił tą czaszkę, bo on jest dzień, góra dwa przed nami. Ale mogli to być ludzie Vivienne, przecież jej banda nie była tylko pod dębem, a przecież po coś w tą stronę ta chora parka uciekała. Pasowało by to do tego spokojniejszego tygodnia, kiedy organizowali się do wyprawy pod dąb. Wrócili do swoich ludzi i już się tym chwalą siejąc terror.”

        Alestar wbiegł na plac tuż po tym, jak „pani kapitan” wysłała ludzi poza miasto na akcje. Już miał zagadać do Diany, gdy strzelca nagle zamurowało. Kobieta była niewiele niższa od kusznika, miała krótko ścięte kruczoczarne włosy, przenikliwe zielone oczy, a usta podkreśliła mocnym czerwonym barwnikiem. Jej pancerz również był wyjątkowy: stalowy napierśnik a na ramionach naramienniki w kształcie skrzydeł orła, od „skrzydeł” wychodziły orle głowy, które zachodziły na klatkę piersiową. Każdy znający choćby kilka plotek o Ekradonie, wiedziałby, tak jak Alestar, że naramienniki nie są symbolem orła, a gryfów i ich jeźdźców, którzy są dumą armii tego miasta.

        — Słucham cię przybyszu — kobieta zaczęła spokojnie rozmowę.
        — Ja w sprawie tych bandytów od czaszki — strzelec niepewnie odpowiedział.
        — Już posłałam ludzi, powinni coś znaleźć.
        — Nie o to mi do końca chodzi, to powiedzmy kwestia bardziej osobista — kontynuował trzydziestolatek.
        — Nie mamy czasu na rozwiązywanie problemów każdego podróżnego, nawet jeśli chodzi o tych bandytów — Diana sucho odpowiedziała.
        — A jak powiem jak wyglądają przywódcy i pod jakim mianem są znani, straż będzie bardziej skora do pomocy?
        — Mów szybko, wszystko co wiesz. – Brunetka się momentalnie rozradowała.

        Łowca nagród powiedział o Jevanie i Vivienne, opisał ich, dał kilka wskazówek co do poszukiwań, a przy okazji sam się wzbogacił o trochę dodatkowej wiedzy.
        — A za co ty… ich gonisz? – Kobieta spytała już nie żołnierskim tonem.
        — Gospodarstwo, dom, rodzina, wszystko w ogniu. A tak przy okazji Alestar.
        — Ech… a myślałam, że nie spotkam podobnych do siebie, u mnie było podobnie. Diana jestem. — Pani porucznik wyraźnie zmiękła, a szmaragdowe oczy się zaszkliły.
        — I po tym wstąpiłaś do straży i tępisz bandytów, którzy robią podobne rzeczy co tamci? — zapytał wielkolud.
        — Tak, ale ja wiem kogo dokładnie mam szukać. Ludzi ze starej bandy Wolfunga znanego jako Czarny Wilk.
        — Niemożliwe… — Zenemar nie skończył, bo na końcu placu dało się dostrzec zbliżających się strażników. Na pożegnanie jeszcze dodał: „Jeszcze się spotkamy” i ruszył szybkim krokiem do karczmy Olafa. Przecież nie mógł zapomnieć o szwendającej się reszcie kompanii.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Strażnicy w mgnieniu oka rzucili się na Teusa. Błyskawicznie przeskoczyli przez dzielące ich od strzelca schody i ruszyli do ataku. Pierwszy najemnik zaatakował trzymaną w rękach włócznią. Jako, że znajdował się jeszcze na schodach miał przewagę w wysokości, którą też skrupulatnie wykorzystał. Oczyma wyobraźni widział już intruza na wylot przebitego wypolerowanym ostrze, którym to tak pieczołowicie opiekował się tego wieczora, jednak błyskawicznie został pozbawiony jakichkolwiek złudzeń. Dzięki zgrabnemu unikowi broń z hukiem wybiła się w drewnianą podłogę budynku, a zaraz po tym Tousend z całej siły kopnął w drzewiec, zaraz przy najdalej wysuniętej lewej dłoni atakującego. Drugi koniec drewnianego drąga z trzasnął w podbródek najemnika. Żołdak pod wpływem uderzenia przegryzł sobie język i z ustami pełnymi krwi padł na ziemię.

        Włócznia po chwili znalazła innego właściciela i ze świstem zaczęła kręcić młynki nad głową Teusa. Wokół zaczęły latać drzazgi z ciętych drewnianych poręczy, części oderwanych paneli naściennych oraz kawałki ramki z amatorskiego obrazu przedstawiającego niejakiego Barothena podczas miłosnych zapasów z nimfami nad Kryształowym Jeziorem. W czasie, gdy jeden z najemników rozcinał drzewiec na dwoje, Tousend zastanawiał się, jak też można wieszać coś takiego w domu, nie mówiąc już o kupnie.

        Niestety strażnik domostwa nie zastanawiając się nad godnym pożałowania gustem właściciela domu ruszył do ataku. Zamachnął się znad lewego ramienia, a jego miecz byłby wylądował na czaszce Teusa, gdyby ten w odpowiednim momencie nie odskoczył przed nadchodzącym ostrzem. Strzelec nie zauważając przeszkód znajdujących się zanim, potknął się o podwinięty dywan spowijający cały korytarz i wylądował w przejściu prowadzących do sąsiedniego pokoju. Sam fakt (oprócz kilku siniaków) przyniósł Teusowi również wybawienie przed kolejnym cięciem, które to z hukiem trafiło we framugę drzwi, w których progu właśnie gościł. Wykonawszy przewrót Tousend znalazł się na samym środku pomieszczenia, a zaraz po udanej akrobacji nadeszło kolejne uderzenie, tym razem trafiające (przynajmniej częściowo) w cel. Ostrze rozpruło płaszcz od piersi po prawie ramie, płytko rozcinając znajdującą się pod nim skórę. Zaraz po tym wylądowało na szybie jednej z małych szafek, które zdawały się służyć do przetrzymywania potężnych stosów makulatury. Przed kolejnym ciosem Teus zdążył się już uchylić, a przed jego oczyma przeleciała książka, która brutalnie wyrwana ze spokojnego letargu wyleciała z szafki wraz z kilkoma innymi egzemplarzami tomiszczy traktujących bodajże o sztuce targowania.

        Tousend przypomniał sobie o trzymanym w ręce kawałku drewna pozostałego z drzewca włóczni i zamachnął się nim celując w twarz napastnika. Ten wyćwiczonym ruchem uniknął uderzenia i sam ciął na odlew w klatkę piersiową. Cios trafił w próżnię, lecz najemnik zdążył jeszcze lewą ręką chwycić za prowizoryczną broń Teusa. Strzelec rzucił się w tył na plecy i nogami przerzucił nad sobą napastnika. Ten z hukiem wylądował na drewnianej półce i tylko cicho stęknął.

        Kolejny, ostatni już w kolejce najemnik rzucił się na Teusa. Tousend uniknął cięcia wymierzonego w głowę i z szelmowskim uśmiechem na ustach miał już skontrować atak, gdy nagle przed oczami mu pociemniało a jego policzek zareagował potężnym tępym bólem po uderzeniu zadanym ćwiekowaną rękawicą. Zaraz po tym najemnik złapał rannego za ramię i z całej siły uderzył go kolanem w brzuch. Teus padł na ziemię i zwinął się w kłębek. Napastnik schował miecz, złapał oburącz za płaszcz intruza i podniósł go na wysokość własnych oczu.
        - A już myślałem, że ta nocka będzie nudna - rzekł z szerokim uśmiechem na ustach, a Teus mógł z bliska poczuć pełną gamę zapachów wydobywających się z ust żołdaka.
        - A myślałeś już nad wymianą szczęki? - odparł Teus i z całej siły uderzył go głową w pomarszczoną twarz.
Najemnik puścił Tousenda i trzymając się za nos padł na jedno kolano. Zaraz po tym łucznik z całej siły huknął go pięścią, a on nieprzytomny rozłożył się na podłodze.
        - Chyba wychodzę z wprawy - rzekł strzelec i rozmasował piekący policzek.

        Dalsza akcja potoczyła się już w błyskawicznym tempie. Okazało się, że nie byli to jedyni ochroniarze kupca, a po jego krzykach, jakie wydał zaraz po przebudzeniu, pod jego domem zaczęła zbierać się sporej wielkości najemna armia. Teus nie tracąc czasu opuścił dom tak, jak się do niego dostał i rozpoczął ucieczkę krętymi ulicami miasta. Żołdacy handlarza byli również wyposażeni w całkiem niezgorsze wierzchowce, jednak Tousend nie zbył podzielał ich szczęście, dopóki nie udało mu się „pożyczyć” jednej z ich klaczy.

        Galopując alejami metropolii nie trudno było natrafić na patrole strażników. Wkrótce również stróże prawa dołączyli do pościgu, zachęceni co prawda przyjacielskim strzałem w szyszak trzymaną przez Teusa pochodnią. Po krótkim czasie już nikt nie wiedział, co się dzieje, kogo goni i właściwie dlaczego to robi. Wcześniej trzymana pochodnia przypadkiem wylądowała wkrótce w stercie słomy na targu siennym, a do całego zamieszania dołączyły dzwony alarmowe i dzielne brygady strażaków. Wkrótce całe dzielnice miasta ogarnął chaos, a Tousend w końcu zgubił pościg.

        Z rozpędu wparował do karczmy, w której cała drużyna wynajmowała izbę. Wypytał szynkarza, czy jego towarzysze nadal znajdują się w gospodzie, jednak jak na złość okazało się, że postanowili akurat zażyć świeżego powietrza. Nie zastanawiając się długo Teus wpadł do zajmowanego pokoju i w pośpiechu zebrał swoje rzeczy. Nie chciał już więcej narażać kompanów, nie miał też czasu na zostawienie jakiejkolwiek pisemnej wiadomości, gdyż słyszał już, że na dole pojawili się szukający go najemnicy. Wyjął jeden ze swoich noży i w nadziei, że Alestar i Falkon rozpoznają go po nim, wbił go w stół znajdujący się na środku izby.
        - Może jeszcze kiedyś się zobaczymy - rzekł w duchu i wyskoczył przez otwarte okno wprost na skąpaną w mroku uliczkę.

Teus wyrusza do [Droga na południe] W poszukiwaniu zguby
Ostatnio edytowane przez Teus 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Alestar oddalając się od Diany zauważył, że strażnicy miejscy biegają w całkowitym chaosie, krzycząc i wzywając do pogoni. Z tego miejsca nie było widać co się dzieje i kim może być sprawca. Nie zastanawiał się nad tym, bo musiał wracać do karczmy, by spotkać się z Falkonem i Teusem, który powinien już wrócić.

        Niestety nie wszystko szło po myśli strzelca. W karczmie nie było nikogo z przyjaciół, a Olaf ze smutną miną obwieścił zaskakującą wiadomość:
        — Ten twój brodaty towarzysz wpadł tutaj, wypytał o was i w pośpiechu opuścił karczmę. Gonią go jakieś kłopoty, ale musiał je zgubić.
        — Ale… to by oznaczało, że to on… jego gonili… to się nie trzyma kupy. Z drugiej strony pasuje do niego… to szaleństwo — trzydziestolatek odpowiedział z niedowierzaniem.
        — Mówię tylko co widziałem — rzekł karczmarz.
        — Dziękuję ci przyjacielu, teraz muszę poczekać na resztę towarzyszy.

        Kusznik usiadł w oddzielnym pomieszczeniu, zauważając że wszystkie rzeczy Tousenda zostały szybko zabrane, bo na podłodze leżało trochę rozsypanego zielska, którym się truł. Nie trzeba było bardzo długo czekać na powrót bajarza i elfki. Ich miny również wyrażały niezadowolenie.
        — Czarodziej nie żyje, kryształu nie ma, wszystko się psuję — zaczęła z wyrzutem złotowłosa.
        — Wszystko? To mało powiedziane, Teus zabrał swoje rzeczy, opuścił karczmę i najpewniej miasto. Wkopał się w kłopoty, postawił część straży w gotowości i uciekł i to wszystko w imię poszukiwania siostry — odrzekł brunet.
        — Rozumiesz go? — zapytała zaskoczona Liois.
        — Trochę tak, sam w ciągu pół roku goniłem za strzępkami informacji na temat zabójców moich rodziców. Ty martwiąc się o swoich, przybliżyłaś się do nas i jednego z nas porwałaś… wybaczyliśmy te niesnaski. Trochę go rozumiem, bo mógł jednak nie stawiać miasta na nogi i zostawić jakąś wiadomość! A on… nic — wytłumaczył Zenemar.
        — To, co teraz? — spytała elfka.
        — Będziemy szukać jakiś poszlak, sprawdzimy okno, pójdziemy do stajni, będziemy pytać ludzi. Musimy go znaleźć, jesteśmy w tym mieście dla niego, dzięki niemu ja też dopełniam swojej wendety. Także musimy szybko ruszać – stwierdził wielkolud.
        — Ja będę musiała zostać, zaopiekuję się rodzicami, poszukam dla nich transportu do domu. Ostatnie kilka dni i emocje dzisiejszej nocy to trochę za dużo. Jak pozwolicie to zostanę — powiedziała Liois.
        — Zostajesz, to mamy ustalone. Także ruszajmy Falkonie w poszukiwanie naszego brodacza — łowca nagród zakończył rozmowę.

        Widząc po minie złodziejaszka, nie był on zadowolony z porzucania Liois i gonienia za Teus, jednak na razie się nie odzywał. Być może zbierał myśli: co dalej, jak znajdziemy Tousenda. Czytać w myślach, Alestar jednak nie potrafił i chciał pośpieszyć na poszukiwania towarzysza.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Upewnijmy się, że Teus nie zostawił jakiejś wskazówki — wymamrotał Falkon, otrząsnąwszy się z zadumy. — Niedługo będzie świtać, porozmawiamy z ludźmi. Potem uzupełnimy zapasy i wyruszymy dalej.
        — A co z kryształem? — zapytała Liois.
        — Jeszcze nie wiem. Skoro tu zostajesz mogłabyś spróbować zająć się tą sprawą.
        — Postaram się — odrzekła cicho. — Falkonie...
        — Na pożegnania jeszcze przyjdzie czas.

        Rozglądając się po izbie Falkon nadal wspominał wizytę w domu czarodzieja. Żal było mu tego starego wariata, czuł się w nieuzasadniony sposób winny tego, co się stało. Jednak nie to było teraz ważne. Alestar i Liois poszli załatwić kilka spraw, a jego zadaniem było znalezienie czegoś ciekawego w wynajętym pomieszczeniu.
        — To chyba miał być jakiś znak — powiedział Falkon pod nosem, wyrywając wbity w stół nóż Teusa. — Że o nas pamięta, czy coś w tym stylu. Chyba ma nadzieję, że jakoś go odnajdziemy... tylko jak?
        Jeszcze jedna rzecz przykuła uwagę chłopaka.
        — Jakiś notatnik — wyszeptał schylając się pod stół. — Przydałoby się więcej światła. Przejrzymy go później, może jest w nim coś ciekawego.
        Wsunął notes do kieszeni. Powoli podszedł do okna, przeczesał włosy dłonią i zaciągnął się rześkim powietrzem.
        — No, Teusie. Same z tobą problemy. Może niepotrzebnie wszyscy wchodziliśmy sobie w drogę?

        Gdy cała trójka wróciła z powrotem do jadalni, zaczynało się już robić jasno. Pozostawało tylko uzupełnić zapasy, wyciągnąć ile się da informacji od ludzi i ruszyć w drogę.
        Falkon podparł głowę pięścią i zaczął bawić się kośćmi do gry. Wróciło uczucie zmęczenia, o którym zdążył już zapomnieć, jednak nie mógł sobie pozwolić na sen. Czas naglił, Teus się oddalał, a oni nie byli nawet pewni gdzie dokładnie wyruszyć.
        — Może to nam w czymś pomoże — wybełkotał Falkon nie podnosząc głowy. Wyjął sfatygowany notatnik z kieszeni i położył go na stole. — Ktoś z was jest chętny, żeby to przeczy...
        Chłopakowi przerwało głośne chrząknięcie dochodzące od strony kotary oddzielającej ich od reszty karczmy. Stał tam Olaf.
        — Alestarze, przyjaciele — zaczął dziwnym, oficjalnym tonem. — Pani porucznik ma do was kilka pytań.
        Mężczyzna zniknął za zasłoną, a po kilku chwilach pojawił się znów, prowadząc wysoką, krótkowłosą kobietę, odzianą w solidny, zadbany pancerz.
        — Szukam pewnego człowieka — zaczęła. Miała mocny, stanowczy głos. — Podobno tu był zakwaterowany, a wy jesteście jego... Alestar?
        Wszystkie oczy zwróciły się na Alestara. Falkon uśmiechnął się dziwacznie do towarzysza.
        — Wy się znacie?
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         — Tak, znamy się, to chyba nie zbrodnia? — Alestar odpowiedział przyjacielowi, choć był wyraźnie zaskoczony obecnością Diany tutaj. Z drugiej jednak strony, Teus mógł przeskrobać więcej niż się wydawało.

        Kobieta szybkim ruchem ręki odesłała dwóch strażników, którzy z nią przybyli. Olaf także się oddalił, więc za kotarą pozostały cztery osoby.
        — Alestarze czy znasz — Diana na chwilę przerwała, by sięgnąć po notatnik — bruneta z gęstą brodą, chodzącego w zielonym płaszczu — opis może był prosty, jednak na pewno dotyczył Teusa.
        — Widzieliśmy go wczoraj, był w karczmie, zaszedł do tej części szukając kogoś podobnego do mnie — odpowiedział kusznik.
        — I ja mam w to uwierzyć? — zapytała pani porucznik.
        — Był tutaj, pogadał z nami dłużej, dlatego ludzie mówią, że go z nami widzieli — odrzekł przepytywany.
        — Tak ten brodacz był tutaj na chwilę, wbiegł jak szalony, posiedział chwilę i wyszedł — kilka słów dorzucił od siebie Olaf, który postanowił zajrzeć za kotarę.
        — Załóżmy, że wam wierzę, jednak mam was na oku… Alestarze pozwól na słówko — Diana zakończyła przesłuchanie i oddaliła się na zaplecze, a trzydziestolatek poszedł za nią.
        — Jeżeli jednak coś wiecie, to tamta rozmowa na placu nie istnieje. Straż musi pilnować porządku, także daj mi jakieś informacje, bym nie musiała was śledzić — kobieta zagadnęła strzelca na ucho.
        — Ci bandyci, których teraz tropisz i grupa Wolfunga to najprawdopodobniej to samo – zszokowana brunetka chciała przerwać wypowiedź, jednak łowca nagród kontynuował. — Pod Dębem na skalnych rozstajach spotkaliśmy Harvika, Jevana i Vivienne z bandy Wilka, ten pierwszy dzięki mnie gryzie ziemie. Pozostała dwójkę udała się w tę stronę chcąc dołączyć do reszty bandy, którą zresztą dowodzą. Można założyć, że to właśnie ta banda to resztki grupy Czarnego Wilka — Zenemar jej odpowiedział.
        — O Harviku i Jevanie słyszałam, tej panny nie kojarzę… Dziękuję ci Alestarze, naprawdę dziękuję. Pamiętaj jednak: wszystko w granicach prawa — uśmiechnięta pani porucznik zostawiła trzyosobową kompanię w spokoju.

Trzydziestolatek chciał wrócić do przyjaciół, drogę jednak zaszedł mu drogę karczmarz:
        — Przyjacielu uratowałem ci tyłek, masz u mnie dług. Nie pojawiaj się więcej z takimi znajomymi, nie chcę mieć kłopotów. Pamiętaj o tym.
        — Dobrze, nie chciałem… przepraszam — kusznik odpowiedział Olafowi, podszedł do towarzyszy i rzekł:
        — No, to Teus nas jeszcze do grobu wpędzi, jednak nie teraz. Falkonie, ruszajmy po tego szaleńca, a ty Liois, zbadaj sprawę kryształu. Nie mamy chwili do stracenia.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Niech go cholera — mruknął Falkon. — Proponowałbym wyruszyć o świcie, tak będzie bezpieczniej. Poza tym muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Przyniósłbyś mi pióro i atrament?
        — Ja pójdę — powiedziała Liois, wstając.
        — W takim razie ty zajmij się przygotowaniami do wyprawy — polecił chłopak kusznikowi. — No co? Mam pewien pomysł, który może pomóc w znalezieniu kryształu, jeśli koniecznie musisz wiedzieć — dodał w odpowiedzi na pytające spojrzenie towarzysza.
        Gdy Alestar wyszedł, Falkon przewertował leżącą na stole książkę. Tylko kilka stron było zapisanych. "Eeh, nic ciekawego..." — pomyślał.

        — Proszę. — Elfka postawiła przed Falkonem kałamarz i dała mu pióro. — Chyba wiem co chcesz zrobić. Do kogo?
        — Mam znajomego w gildii złodziei — powiedział Falkon zniżając głos. — No co? Mam Ci przypomnieć dla kogo ty pracowałaś? — dodał z uśmieszkiem, rozprostowując wyjęty z kieszeni kawałek magicznego pergaminu.
        Liois najwidoczniej nie bawił żart chłopaka.
        — Dobrze wiesz, że...
        — No wiem, przepraszam — uśmiechnął się szczerząc zęby i zabrał się do pisania.

Witaj Jon!
Jestem akurat w Ekradonie. Mam bardzo ważną sprawę i liczę na twoją pomoc. Byłeś mi dłużny przysługę, masz teraz szansę się odwdzięczyć. Spotkajmy się sami o świcie w domu Izydora.
Falkon


        — I co teraz? — zapytał elfkę.
        — Wypuść go.
        Falkon wziął ostrożnie pergamin na dłoń, podszedł do okna i wystawił rękę. W kilka chwil list złożył się na kształt ptaka, zatrzepotał skrzydłami i odleciał.
        — Miejmy nadzieję, że się uda.
        — Jesteś pewny, że wiesz co robisz? I skąd masz pewność, że to nie oni okradli i zabili tego czarodzieja?
        — Współpracował z nimi. On pomagał im, oni jemu. Poza tym do nikogo innego nie mógłbym się zwrócić o pomoc w tej sytuacji.
        — W sumie masz rację. Sama nie wiedziałabym od czego zacząć. Skąd ty masz tylu przyjaciół, co? — Elfka rzuciła Falkonowi zadziorny uśmiech i objęła go ostrożnie.
        — No wiesz... urok osobisty... — zaśmiał się cicho.
        — Sporo się dziś działo. I w ogóle ostatnio... musisz być bardzo zmęczony — powiedziała, z zalotnym uśmieszkiem patrząc mu w oczy.
        — No, może nie aż tak bardzo — odparł, delikatnie gładząc jej złote włosy.

        Olaf, mimo lekkiego zdziwienia, zgodził się pożyczyć im klucz do jednej z izb na górze i gdy Alestar wróci poinformować go, że poszli... odpocząć. W końcu jutro czeka ich kolejny ciężki dzień...
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości