Ekradon[Przystań] Z prądem.

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

[Przystań] Z prądem.

Post autor: Gersen »

Ekradon był miastem, w którym przecinały się jedne z największych szlaków handlowych Alaranii - Błękitny oraz Niebieski. Z tego też powodu okolice były zapełnione wieloma kupcami, którzy Ekradon traktowali jako punkt przeładunkowy oraz skarbnicę wiedzy i plotek ze świata handlu. Pomimo ogromnego napływu obcych, karawana prowadzona przez wampirzego księcia zwróciła uwagę Ekradończyków. Liczne farmy okalające miasto z zewnątrz były pierwszą oznaką cywilizacji. I choć były to tylko domy, lub dworki, otoczone połaciami pól, Gersen poczuł zapach ludzkich osad i wydawało mu się, że także smażonego królika wykąpanego w przyprawach. Oblizał usta i przystanął na moment. Zauważył, że zza okiennic wyglądały ludzkie głowy, bacznie przyglądając się nadciągającym znad bagien przybyszom. Pirat niemal już z przyzwyczajenia zrobił objazd wszystkich wozów, sprawdzając ich stan oraz nastroje ludzi, którzy mimo wszystko szli za nimi dalej. Nietrudno było mu zauważyć, że te znacznie się poprawiły. Usłyszał nawet kilka głosów o osiedleniu się w Ekradonie. "Przeklęty wampir, znowu miał rację" - przebrnęło mu przez myśl, gdy już wracał do księcia. Zatrzymał się, będąc już na czele karawany. Charakterystyczne, czerwone dachy ekradońskich domostw stopniowo pojawiały się na horyzoncie, zajmując coraz więcej miejsca. Teraz powinni udać się na przystań i wynająć barki płynące na południe kontynentu. Wraz z Nefalimami, podróżników było sporo. Będą potrzebowali dwóch lub nawet trzech barek do podróży, a i tak część zapasów z wozów będzie musiała zostać wyprzedana na tutejszym targu, bądź zrzucona do rzeki. Tutaj Gersen wyczuł okazję dla siebie. Medard z pewnością ma odpowiednio głębokie kieszenie na wynajem trzech łodzi, a nawet na ewentualne łapówki. Poza tym, to jego nonszalanckie podejście z pewnością zaowocuje tym, że nie będzie chciał parać się wyprzedażą wiezionych ze sobą dóbr. Pirat będzie musiał się trochę napracować. Pół minuty później Gersen zbliżył się do krwiopijcy i wyrównał z nim konia.
- Jeśli chcemy sprawnie znaleźć się na równinach, powinniśmy przepłynąć wynajmowanymi barkami, ale te tutaj- w tym momencie Gersen skinął głową w stronę włochatych bestii, mamutów, które od dawna podążały za karawaną - z pewnością nie popłyną. Nie mówiąc już o tym, że wystraszą tych biednych ludzi na śmierć.
Medard wydawał się mieć słabość do tych egzotycznych stworzeń, pirat nie spodziewał się, że wampir odpuści je sobie tak łatwo. Co więcej - wypuszczenie teraz tych zwierząt byłoby bardzo ryzykowne i na pewno sprowadziłoby kłopoty.
- Najlepiej będzie je zabić. Skóra jest ciężka, ale twarda i cholernie droga. No i za niektóre ich części ludzie płacą spore sumy. Słyszałem nawet o takiej szlachciance, która sobie kazała sprowadzić mamuciego fallusa, zakonserwować i... ech, nieważne. Co robimy?
Ostatnio edytowane przez Gersen 12 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Cywilizacja - zapach krowieńca wymieszanego ze słomą, którą podściełało się bydłu klepisko obór, by zapewnić mu jako takie legowisko, podrażnił wrażliwe nozdrza wąpierza, zmuszając do potężnego kichnięcia. Woń królika duszonego w ziołach wywołała pozytywne wrażenia. W tym regionie miast przerobić to stworzenie na zwykły pasztet, robiono zeń prawdziwe arcydzieła! To się chwali.
Niestety, sielanka się skończyła, gdy karawana wjechała do miasta - praktycznie wszyscy ludzie rozbiegli się z dobytkiem, szukając miejsca do osiedlenia się i niemal wszyscy takowe znaleźli. Pechowcy musieli przebranżowić się na rolników. Pora pomyśleć o stosownych środkach transportu, a potrzebowali co najmniej trzech barek. Pewnie w tej sprawie pirat przygnał do księcia, a ten odpowiedział:
- Wiem o tym, miejscowi mają barek pod dostatkiem, lecz nie ma mowy o wsadzeniu na nie słonia, wtedy niechybnie pójdą na dno. Pozbędziemy się też zbędnych taborów i bambetli wiezionych z Brezeny. Co się zaś tyczy zwierząt, żadne z nich nie podzieli losu tego królika obsypanego ziołami, którego woń tak wspaniale muskała nasze nosy. Będą musiały odbyć małą przebieżkę...
Wtem wszyscy usłyszeli donośne trąbienie, a potem rozległ się równie głośny huk - jakby coś zwaliło się na pole pszenicy. Zaraz potem przybiegł człowiek, z wyglądu przypominający szaraczkowego szlachciurę, zapewne nadzorca pilnujący pańszczyźnianych chłopów.
- Ludzie, pomóżcie! Wielkie, kudłate zwierzę skonało na naszym polu, a dwudziestu chłopów przymuszonych do usunięcia przeszkody nie zdołało ruszyć tego cielska. Okażcie zrozumienie.
Medard mało nie zdzielił pirata przez zakuty łeb berłem, gdy usłyszał o idiotycznym pomyśle zabicia jakże cennych mamutów. Ludzie są głupi i nie znają się na rzeczy. Jak można pozwolić na pozbawienie życia takiego pięknego kolosa i zarazem użytecznej broni... Rzucił więc do Gersena:
- Ani mi się waż! Jeśli tej szlachciance marzy się sztuczny stymulator, sprzedaj jej resztki starego, który przed momentem padł na polu. Miejscowy szlachcic chyba o tym mówił - z czym niby innym nie możne sobie poradzić dwudziestu chłopa i zimnokrwiste perszerony? W okolicy nie występuje nic równie dużego. Mamuty nie popłyną z nami - te słabe barki ich nie utrzymają. Pewne jest jedno - potrzebujemy ich w Therii, więc ich właściciele dotarabanią się ze spędem osobliwego bydła do Karnsteinu w późniejszym terminie. Część taboru pociągnie za nimi, a my zbierzemy resztę na łodzie - rzucił, oczekując na odpowiedź.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Duże miasta miały to do siebie, że śmierdziały. Jakkolwiek bardowie i poeci by ich nie sławili, rzeczywistość pozostawała nieubłagana. W takich też chwilach Yasmerin bardzo cieszyła się, że jej nos już dawno przestał działać zgodnie ze swoim powołaniem. Obserwowała twarze skrzywionych ludzi, dopóki nie przyzwyczaili się do nowych warunków.
I jak zawsze wjeżdżając do dużego miasta doszła do wniosku, że jej się ono nie podoba. Prawdopodobnie mogłaby tu żyć naprawdę wygodnie, widziała dużo możliwości dla osoby z jej zdolnościami... ale nadal nie trafiało to w jej gusta. Być może winny był jednak fakt, że dziewczyna naprawdę nie była przyzwyczajona do tak niesamowicie długich podróży i powoli stawała się zwyczajnie marudna. Faszerowała się eliksirami na wzmocnienie, ale nie mogła niczego zaradzić na niewygodę spania na ziemi czy psychiczne strudzenie. Jedyne, co jeszcze jako tako zmuszało ją do trzymania fasonu, to postawa jej towarzyszy. Nie wyglądali na zmęczonych. Właściwie to wydawali się tak pełni energii, jakby dopiero co wyruszyli na szlak. Medard to wiadomo, wampir, psiamać. Ale Gersen? Cóż, sama doskonale zdawała sobie sprawę, że życia swego nie spędzał grzejąc nogi przy kominku w jakimś spokojnym dworku. Do niedawna niby też taka była, a ostatnio... cóż, dała się popsuć wraz z nowym stanowiskiem.
- Oj, to tylko kudłate słonie, niechże sobie tuptają choćby i miesiącami - niewiele myśląc wtrąciła się do ich rozmowy. - Długo nam tu w porcie zejdzie?
Spojrzała na długi sznur wozów, jakie z nimi przyjechały, masę zwierząt przestępujących teraz leniwie z nogi na nogę. Ciągła ucieczka była nieznośna, ale nicnierobienie także nie należało do najprzyjemniejszych.
- Nie wiem też, czy trzymanie tu Nefalimów jest najlepszym pomysłem - wtrąciła, niespodziewanie trzeźwo jak na jej obecny stan. - Albo niech przeczekają poza murami miasta, albo wyślijcie ich pierwszym możliwym transportem. Mogę popłynąć z nimi - dodała, uznając że w ten sposób może sobie zapewnić szybszy powrót. - Przyda im się ktoś, kto pomoże się dogadać z załogą. No, a jeśli nie, to ja was opuszczę. Panienka Yasmerin o spuchniętych z braku porządnego snu oczach dostrzegła w okolicy gospodę i choć bardzo nie chcę was opuszczać w tak ważnych dyskusjach jak zastosowanie mamucich... no, w każdym razie, zwyczajnie zaraz stracę resztkę sił.
Potoczyła po nich z nadzieją w oczach w sumie nie wiadomo nawet na co. Liczyła chyba, że sprawy w porcie rzeczywiście się przeciągną i będzie mogła spędzić kilka godzin w ciepłym, w miarę chociaż miękkim łóżku, bez chrapiących robotników dookoła, którzy przerażali ją samą swoją obecnością. Sen miała tak płytki, że budziła się na każdy szmer, serce zaś zamierało w niej za każdym razem, gdy ktoś przechodził obok.
I nawet nie przejęła się losem mamuta, który nie wiedzieć czemu skonał gdzieś na czyimś polu. Pokój jego słoniowej duszy.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Dziwne przywiązanie wampira do mamutów wcale nie zdziwiło Gersena i spodziewał się, iż ten nie pozwoli mu tknąć żadnego zwierzęcia. Propozycję długiej wędrówki włochatych słoni przyjął więc bez problemów, gdyż Medard nawet i to zaplanował dokładnie. Brezeńczycy, którzy rozgrabiając wiezione towary rzucili się czym prędzej do ucieczki od niezbyt im miłych kompanów, rozpłynęli się gdzieś ostatecznie i nawet Gersen nie mógł powiedzieć, który z tych biednych ludzi mieszkał tu od urodzenia, a który jest zbiegiem. Ukłonił się w duchu ludzkiemu kunsztowi asymilacji i z satysfakcją mógł wreszcie zejść z konia, czując trudną do opisania ulgę. Długa droga w siodle z pewnością przyczyniła się do odparzenia gersenowego siedzenia, ale ten nie spieszył się mówić o tym nikomu. Podprowadził konia, który najwidoczniej także był szczęśliwy ze zrzucenia pirata z grzbietu.
- Kiedyś udało mi się nadzorować przepływ kilku barek, także w tych okolicach. Jeśli gwardia nie wymieniła oficerów w kabinach, powinniśmy dostać kilka rezerwowych barek od ręki.
W tym momencie spojrzał wymownym, wyczekującym jakiejś tajemniczej reakcji, wzrokiem na Medarda. Uśmiechnął się nieznacznie, o czym poświadczył delikatny ruch kącików jego ust. Pirat wysunął prawą rękę, wykonując znany wszystkim gest sugerujący opłatę.
- Przydatny będzie także podatek od ryzyka, jeśli rozumiesz. Rezerwowe barki nie są w wiecznym bezruchu przez przypadek, zachowuje się je wyłącznie na potrzeby wojska.
W momencie gdy Gersen to mówił, nie miał w zasadzie żadnej pewności, że jego plan się uda. Wypożyczenie królewskich łodzi było prośbą z gatunku absurdalnych, ale jak zwykle pewny siebie pirat posiadał u wielu osób przysługi do spłacenia. Honor śmieszna rzecz - pomyślał gdzieś głęboko - ludzie potrafią wiele zaryzykować, by dotrzymać spraw honorowych, a odpłacenie przysługi z pewnością do nich należało.
- Byłoby też dobrze, gdyby jedno z was poszło do kapitana razem ze mną. Z moim wyglądem podrzędnego łotra możliwe, że nawet nie zostanę do niego dopuszczony.
Przerzucał wzrok z Yasmerin na Medarda, czekając na jakąkolwiek reakcję jednego z nich. W myślach nawet już zakładał, że w swej wygodzie wampir zleci tę wycieczkę kobiecie. I gdyby miał możliwość obstawiania zakładów, wiele dałby na właśnie taką odpowiedź krwiopijcy.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Naoki dość długo włóczył się po Szepczącym Lesie. Pomijając kilka spotkań z innymi podróżnikami i ataków zwierząt, jego wędrówka była bardzo spokojna i przyjemna. Znalazł to, czego potrzebował po przygodach w kilku miastach. Jednak gdy już mu się odechciało ciszy, spokoju i samotności na łonie natury, ponownie potrzebował hałasu i tłoku, obecności ludzi oraz nieludzi. Planował przeprawić się przez góry koło których właśnie był, bo jakoś nie uśmiechało mu się znów przechodzić przez calutki las. Szukając dobrego miejsca na przeprawę, przypadkiem zaszedł do miasta. Tak oto pojawił się on w Erkadonie. Zanim wszedł do miasta, skrył pod płaszczem i kapturem swe kocie atrybuty. Kotołaków nie było zbyt dużo, wiec gdyby coś ukradł i został przyłapany, to potem po całym kraju krążyłyby plotki o kocim złodzieju i nie miałby spokoju. Tak przynajmniej twierdziła jego wybujała wyobraźnia. No, i nie wszyscy tolerowali zmiennokształtnych, nie było wiec potrzeby machać ogonem przed nosami ludzi.
Początkowo kręcił się po ulicach. Zwiedzał i szukał czegoś fajnego do ukradnięcia. A takich rzeczy było tu sporo. Tak samo jak handlarzy, mieszkańców i innych. Było to zarówno dobrze jak i niedobrze; w takim tłoku łatwo było się schować i nikt nawet nie czuł, gdy mała dłoń wsuwała się w jego kieszeń. Ale była tu masa oczu, tak więc istniało prawdopodobieństwo, że któraś para go wypatrzy. No i ludzie pewnie byli przyzwyczajeni do złodziei. Na razie skradł tylko komuś z torby trochę jedzenia i wdrapał się na jakiś dach. Leżąc na brzuchu pochłaniał kanapki i obserwował spokojnie ulicę, gdy poczuł przenikające przez jego ciało wibracje. Po chwili ludzie zaczęli uciekać i na ulicy pojawiła się karawana. Kociołaka szczególnie zainteresowały olbrzymie zwierzęta. Zmrużył oczka i patrzył na nie chciwie, a w jego umyśle tworzyła się myśl wskoczenia któremuś na grzbiet.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Podczas dłuższego, przymusowego pobytu w porcie nawet Medard zdziwił się nieco ogromną zdolnością śmiertelników do adaptacji ku nowym warunkom. Przybysze z Brezeny w mig zabrali swe klamoty ciągnięte ze sobą taki szmat czasu i tyle staj aż tutaj. Chybcikiem rozpłynęło się toto po okolicznych kramach, dalszych dzielnicach łyków, a co poniektórzy z burżujów i miejscowej arystokracji trafili nawet do lepiej sytuowanych lokacji. Żaden człowiek nie chciał mieć do czynienia z Nefailmami dłużej, niż to musiało być konieczne. Medard wcale się tym nie przejął, wiedział bowiem doskonale, jak Homo sapiens sapiens reaguje na obcego własnego gatunku, a co dopiero inną rasę w takiej liczbie. To groziło konfliktem zbrojnym w każdym momencie. Baba z wozu, koniom lżej!
Tymczasem sprawa mamutów i ich penisów była rozwiązana, ale doszedł kolejny problem, szerzej przytoczony przez Gersena. Doświadczony pirat czuł się w temacie jednostek pływających jak przysłowiowa ryba w wodzie. Medard odpowiedział:
- O finanse się nie martw. Na pewno starczy nam środków do pokrycia kosztów barek, dodatkowego wsparcia i "ryzykanckiego" podatku - wszak żołnierze w czasie pokoju też muszą z czegoś żyć. Myślę, że mamuty mogą wyruszyć w tej chwili. Nie mamy nic do stracenia. Rozesłałem już odpowiednie polecenia w tej sprawie. Co się zaś tyczy pozostałej reszty - jak najszybciej udajmy się do tych kupców, a że jest to ważki temat primo, secundo - wiadomo, jak żeglarze i flisowie traktują kobiety na okrętach i w ich pobliżu, oszczędzimy Yasmerin niepotrzebnego i nadmiarowego trudu. Przysługi twoje i ich egzekwowanie docenimy po powrocie, możesz być tego pewien. To kiedy wyruszamy po środki transporty dla tej hałastry?
Yasmerin stwierdziła, iż trzymanie Nefalimów w murach miasta nie wydawało jej się zbyt udanym pomysłem - to nie Karnstein, a tak wyglądający osobnicy przypominają Ekradończykom najeźdźców rodem z Maurii, w końcu nie tak znowu odległego zakątka. Poza tym nie było czasu na przegrupowania karawany, której część wraz z mamutami i co cięższymi jaszczykami pomału wyruszała równym szykiem do Therii. Mamuty trąbiły donośnie rozglądając się na lewo i prawo ku uciesze młodzieży i rozradowanych dzieciaków. Medard odrzekł:
- Nie widzę powodu do obaw, każdy - Nefalim czy człowiek - kto ośmieli się złamać tutejsze prawo przy uwzględnieniu tzw. "ewidentego zła" i różnic kulturowych czy rasowych zostanie ukarany, a poza tym Nefalimowie to nie barbarzyńcy, nie atakują nieprowokowani. To ludzie wszczynali burdy, inspirowali pogromy na stepach, ale tych nikczemników już z nami nie ma, a uciekinierzy rozpełzli się po mieście niczym zgraja szczurów. Niech się nimi martwią włodarze z Ekradonu. Ciebie, Yas, czeka zasłużony wypoczynek już w trakcie podróży powrotnej.
Czas płynął jak zwykle powoli, dłużył się z każdą chwilą. Znużeni ciągłą wędrówką w promieniach słońca Nefalimowie drzemali w cieniu wozów i nielicznych drzew wokół portu. Cóż się dziwić tym stworzeniom, których królestwem jest noc?
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Ona także spodziewała się raczej, że Medard zechce ją właśnie wysłać z Gersenem w sprawie barek. Już nawet kombinowała, jak najlepiej będzie załatwić tę sprawę, kiedy książę jednak pozwolił jej zostać. Jakie to łaskawe. Mimo wszystko jednak, zrobiło jej się nawet miło. Czasami wydawało jej się, że wampir ma jakąś błonę na oczach i nie dostrzega oczywistych problemów oraz niebezpieczeństw, potem zaś zaskakiwał ją w ten sposób. Chociaż oczywiście, zazwyczaj jednak miała rację. Czego się jednak spodziewać po istocie, która wychowała się w zupełnie innym środowisku i nawet jakby bardzo się starał, nigdy do końca nie zrozumie natury prostych ludzi?
Westchnęła tylko, kiedy Medard wspomniał o pieniądzach. Pirat nie był tak przyzwyczajony jak ona i nie wiedział najwyraźniej, że niektóre rzeczy należy wykładać bardzo jasno i wprost. Bez subtelnych sugestii. Pochyliła się, i dyskretnie wyjęła sporą sakiewkę ze swojej torby. Wypełniona była przyjemnie brzęczącym złotem.
- Gersenie - zawołała do niego, po czym podeszła bardzo blisko, niemal opierając się o niego. - Myślę, że tyle będzie dosyć. Nikt nie powinien czuć się pokrzywdzony.
Przekazała mu sakiewkę z wprawą doświadczonego przemytnika. Nikt poza nią i piratem nie powinien się w ogóle zorientować, że jakiekolwiek wymiany finansowe miały w ogóle miejsce. Żeby dodatkowo zmylić oczy wszystkich ewentualnych obserwujących, położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- A mogę cię teraz ugryźć? - zapytała głośno, przeciągając ostatnie słowo z szerokim uśmiechem.
Mrugnęła do niego jedną powieką i obróciwszy na niemal płaskim obcasie, ruszyła z powrotem do swojego konia, którego do tej pory pilnował dla niej jakiś pracownik portu. Może była przewrażliwiona, ale jeśli jakieś pieniądze mają oficjalnie nie istnieć, to od początku do końca nie powinny być przez nikogo oglądane. Zwłaszcza, że z łapówkami jednak należało zachowywać ostrożność. Ziewnęła szeroko, zbyt zmęczona, by pomyśleć chociaż o zakryciu ręką buzi.
- Nie, nie, nie - powiedziała Medardowi na komentarz o względnej nieszkodliwości Nefalimów. - To tutejsi mogą zacząć. A Nefalimowie będą się bronić. Ale rzeczywiście, dopiero dostrzegłam że większości nie widać, posnęli w cieniach wozów. Fajnie jest być takim Nefalimem - dodała z nieukrywaną zazdrością.
Na obietnicę wypoczynku w podróży jakby przybyło jej jednak nieco sił. W końcu była w stanie się trochę postarać, jeśli w grę wchodziło jej własne dobro. Zwłaszcza wtedy.
- W takim razie idźcie załatwiać rzecz z władzami portowymi - zasugerowała, chcąc zakończyć wszystko jak najszybciej. - Ja będę nadzorować wymarsz tej części karawany, która do Therii dotrze przez ląd. No działamy, panowie!
Wzięła głęboki wdech, po czym wypatrzyła jednego z ważniejszych pracowników portu i ruszyła z nim porozmawiać. Ten skierował ją do kogoś innego, ktoś inny jeszcze dalej, w końcu jednak znalazła odpowiedniego człowieka i powoli, powolutku karawana zaczęła się dzielić na dwie grupy.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

W międzyczasie do Yasmerin wróciła jej podopieczna, która to została wysłana za idącą kohortą rycerzy, spotkanych gdzieś na traktach, niosła ona ze sobą jakiś zawinięty rulonik papieru, najwyraźniej coś wykradła gdy nadarzyła się okazja.

Po rozwinięciu owego papieru można było przeczytać :

Do Lorda Darogan

Czas utworzyć nam nowy obóz, a może coś więcej niż obóz, coś otwartego dla miejscowej ludności.
Jednak potrzebujemy ku temu środków i dodatkowych ludzi.
Z tego co wiem, na wybrzeżu niebawem mają się pojawić dwa nowe okręty z naszymi, dlatego będę prosił, by nowo przybyli byli kierowani do mej osoby pod sztandar.
Jest coś jeszcze, natrafiłem na słaby ślady eteryczny, możliwe że odkryliśmy kolejną istotę, która posiada klucz do więzienia naszej cesarzowej, jeżeli tylko potwierdzimy to, nie zatrzymamy się przed podjęciem wyzwania, cesarzowa musi zostać uwolniona, a nasz dom...
Nasze cesarstwo odbudowane.

Z poważaniem
Lord Auegiusz
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Obserwował jak wielkie słonie z kłami, czy co one tam miały, sobie idą. Instynkt kazał mu na nie skoczyć, ale ludzki rozum niczym diabeł szeptał mu do ucha, by tego nie robił. Gdyby się jakiś Maniek przestraszył, mógłby się przewrócić i zniszczyć jakiś budynek, a nawet kogoś zabić. Mogli go gonić i ukarać za tak śmiały czyn. A jemu niespecjalnie chciało się być kaleką albo chodzić ze śladami bata na plecach.
"Bez ryzyka nie ma zabawy, bez zabawy nie ma po co żyć."
Ta złota myśl zmotywowała go do działania. Idąc śladem mamutów przeskakiwał z dachu na dach. Wyprzedził je i przyczaił się na jednym. Przed nim był duży plac, pusty, więc jak się Maniek przewróci, to nikogo nie zabije. Ustalił trasę ucieczki, pozostawał jeszcze jeden kłopot. Bez ogona mógł mieć kłopot z tak szybkim przemieszczaniem się po mamutach i dachach. Na trudno. Wyciągnął ogonek spod koszuli i zrzucił z głowy kaptur. Poczekał aż pierwszy mamut się zbliży na odpowiednią odległość i wyskoczył. Wskoczył prosto na łeb pierwszego zwierza. Przebiegł mu po grzbiecie i wskoczył na drugiego. Z tego skoczył na jakaś latarnię i z niej miał się dostać na dach ale... trochę się nie udało. Kociak nie doleciał i rozpłaszczył się na ścianie niczym gołąb uderzający w locie o drzewo, czemu dowarzyło bolesne miauknięcie. Lekko oszołomiony poleciał ku ziemi. Gdyby spadł z takiej wysokości na głowę czy plecy, pewnie by zginął. Na szczęście tuż nad ziemią wykonał słynny koci obrót i wylądował na czterech łapach.
Co nie zmieniało faktu, że spadł z wysoka, a katana i plecak dodały ciężaru. Przez całe ciało przeszła błyskawica bólu, ręce i nogi strasznie go piekły. Próbował wstać i uciekać, ale zakręciło mu się w głowie i z kolejnym miauknięciem przewrócił się na ziemię.
A co na ten cały cyrk powiedziały mańki?
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Wampir sam zaoferował swoje towarzystwo w wynajmie kilku "specjalnych" barek. Gersen przypomniał sobie nagle, że przecież nigdy nie posiadał szczęścia ni to w hazardzie, ni to w miłości. Dlatego też zaczął kraść i oszukiwać. Starając się ukryć swoje zakłopotanie głupim uśmiechem i natychmiastowym wycofaniem się. Medard miał iść za nim, lecz na prośbę o pieniądze zareagował dziwnie. Na szczęście jego podkomendna stąpała twardo po ziemi i wiedziała czego pirat oczekiwał. Nieco mu ulżyło, bo ponowne prośby o pieniądze księcia wydawały mu się co najmniej kłopotliwe. Doskonale zorientował się w sytuacji i zręcznie schował podaną mu sakiewkę gdzieś pod szerokim pasem. I wtedy Gersen zrozumiał bardziej niż dotychczas, dlaczego Yasmerin w tak młodym wieku zdobyła stanowisko, na którym zasiada. Nierzadko miewała do czynienia z warstwami społecznymi o wiele niższymi od tych, w których obracał się książę. Zrozumiał także jej zaczepkę i mimo wszystko postanowił ją skontrować. Naturalnie w swoim, pozbawionym klasy, stylu.
- Możemy się w to pobawić nocą - rzucił z uśmiechem odwracającej się kobiecie, pozwalając sobie posunąć za nią przez moment wzrokiem.
Potem wdała się w konwersację z Medardem, do której on nie miał najmniejszej ochoty się wtrącać. Nefalimowie zupełnie mu nie przeszkadzali, lecz przez te kilka głów, których pozbawił ich kompanów, nastało między nimi dziwne napięcie. Mógłby przysiąc, że gdyby tylko mieli okazję, pokazaliby piratowi ich wdzięczność za wyprowadzenie z Brezeny. Spojrzał na Medarda, sugerując mu wyraźnie, że powinni ruszać. Sam też nie miał ochoty pozostawać w okolicy długo, więc zakładając, że wampir ruszy tuż za nim, skierował się do jedynego na przystani budynku, który nie był wykonany z drewna. Wieża wysoka na trzy piętra z przybudówką, zapewne posterunkiem straży, była widoczna nawet z daleka, toteż dotarcie do niej nie było zadaniem wybitnie trudnym. Komplikacje pojawiły się dopiero przy próbie wejścia do wewnątrz, gdyż jak się okazało, kapitan rozkazał nie dopuszczać do siebie absolutnie nikogo. Podobnież na dziś cały ruch został zorganizowany, a on sam zajął się pracą. Gersen wiedząc, iż nie zdziała tutaj wiele, po prostu oddał rozmowę z żołdakami w ręce wampira.
- Czyń honory - rzucił mu kilka niepotrzebnych słów na zachętę, a następne dodał już szeptem - staraj się tylko bez łapówek, z racji zaistniałej sytuacji niewiele zdziałasz, a i pieniądze przepadną.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Szykujące się do drogi mamuty zdawały się w ogóle nie zauważyć niefortunnego skoku kotołaka. Poobijany zmiennokształtny nie zrobił na kudłaczach specjalnego wrażenia, tylko jakieś cielę donośnie zatrąbiło na widok rozpłaszczonego kłębka futra przylepionego do jednego z budynków w pobliżu przystani.
Miejscowi śmiertelnicy przywykli do towarzystwa niecodziennych zwierząt, które o dziwo zachowywały się dość spokojnie, nawet krwiożercze fororaki dreptały wokół obozowiska, grzebały w piachu tudzież drzemały w cieniu wozów i rzadko posadzonych drzew. Szczytowi drapieżcy, do których z pewnością należeli Nefalimowie, wzbudzali jednak pewne obawy u mieszkańców, pamiętali wszakże z bajań i klechd o wąpierzu dybiącym na esencję ludzkiego życia, nienasyconym apetycie i niezaspokojonym libido tegoż. Jednak pochowani przed słońcem przybysze dali się poznać z zupełnie innej strony, toteż do poważniejszych ekscesów nie doszło.
W tym samym czasie Yasmerin zachwycała się spokojem bijącym od przybyszów, którzy tak łatwo poradzili sobie z obrońcami Brezeny. Zmęczona dziewczyna nie marzyła chyba o niczym innym niż porządny odpoczynek od wszystkiego. Medard odpowiedział:
- We wrogim otoczeniu Nefalim nie atakuje niesprowokowany, ta grupa tutaj kolejny raz zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Ot, zdrzemnęli się, mając przechodzących ludzi w głębokim poważaniu. Może tak powinno się załatwiać interesy? - zaśmiał się.
Kątem oka zauważył, jak Yas wręcza Gersenowi sakwę zapewne wypchaną złotem. Postanowił zignorować całą transakcję i nie rozprawiać na ten temat z żadnym z nich, niech myślą, że są panami sytuacji.
Przepęd mamutów właśnie ruszał, gdy Gersen oddalił się od obozowiska. Medard dogonił pirata i obaj po pokonaniu około kilkunastu prętów dystansu znaleźli się u wrót murowanej strażnicy, w której, jak krakały kruki, miał przebywać kapitan de Vithelis, tymczasowo dysponujący armijnymi barkami na wypadek niespodziewanego przerzutu sił tudzież nagłej ewakuacji swoich ludzi. Dowódca był ponoć bardzo zajęty pracą, czegokolwiek by nie robił, a dwóch wyglądających na nieprzekupnych, choć tępych żołdaków pilnowało jego spokoju. Medard odrzekł piratowi:
- Już się waszeć o to nie martw. Knechci nie powinni sprawić nam większego kłopotu, znając miejscowego kapitana i jego pazerność na dobra luksusowe... O, jeden z tych wałkoni miast pilnować strażnicy śpi jak nie przymierzając jakiś suseł. Ciekawe, co by powiedział na to sam zainteresowany...
Medard szybkim krokiem dostojnika podszedł do śpiącego na służbie żołdaka, walnął berełkiem w stolik, o który to ów niefrasobliwy osobnik zwykł się był opierać, po czym wrzasnął wracającemu na jawę:
- Pięknie! Tylko pogratulować dowódcy takich żołnierzy, co miast pilnować okolicy, drzemią niczym kot na zapiecku! Ciekawe, co imć de Vithelis miałby na ten temat do powiedzenia, bo coś mi się wydaje, że nie uszłoby wam to na sucho, a najmiłościwiej nam panujący Jego Wysokość Król Harven słysząc, iż słynący z drylu dowódca wałkoni się jak na karczemnym stołku, hę? Kolonia karna dla śpiocha, pręgierz reszcie, infamia kapitanowi, jednak możemy tę rzecz załatwić inaczej, a de Vithelis słynie także z upodobania do luksusowych dóbr, jakie można czasem spotkać na monarszych dworach... Jeśli nie chce, aby dwa solidne, długie na kilka łokci ciosy mamuta i to, do czego mogłyby ewentualnie posłużyć, przeszły mu koło nosa, powinien się tym zainteresować. Wy uratujecie skórę, a my nie będziemy musieli informować JMci o ewidentnej niesubordynacji, w zamian żądamy tylko spotkania z dowódcą. Rozumiemy się, łyku?
Ostatni mamut opuszczał właśnie tereny uprawne położone w pobliżu granic miasta...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

- Chyba żeś końskim kopytem w ten paskudny łeb dostał, jak tyle sobie liczysz za jad żmiji. - Gdzieś w głębi miasta Sena uprzejmie informowała kupca o nazbyt wygórowanej cenie, pozbawiając maleńką szklaną fiolkę korka i unosząc ją do nosa. - Ile tego jest? Trzy krople, cztery? Od razu widać, że słabej jakości. Rozcieńczałeś, hę? Zarasss... Co to? Zanieczyszszczone! Ty imbecylu!
Cisnęła fiolką o podłogę tuż obok nogi sprzedawcy, wywołując na jego twarzy wyraz skrajnego przerażenia. Potłuczone szkło pokryte jadem, nawet lekko rozcieńczonym i zanieczyszczonym, nie było niczyim marzeniem w temacie sprzątania. A spojrzenie mężczyzny sugerowało, że wręcz bał sie ruszyć ze swojego miejsca, by przypadkiem jakim cudem szklany okruch nie przebił podeszwy jego buta.
Przez całą rozmowę kobieta nie podniosła głosu ani odrobinę, rozdrażniona zaczęła tylko mówić szybciej i zacinać się wyraźnie na syczących głoskach, niektóre pozbawiając dźwięczności.
- Pszszyjdę pojutszsze. Lepiej, szszebyśś miał obiecany jad. Lepszszej jakośści. Albo pokaszszę ci sss blisska, jak go ssdobyć. - Syknęła, zbierając się do odejścia, po czym zostawiła kupca z problemem potłuczonego szkła. Jeden kącik ust kobiety wygiął się w czymś na kształt wrednego uśmieszku. Gdy zatrzymała się na rozwidleniu drogi, kawałek dalej, zmarszczyła brwi i przyklękła na jednym kolanie. Oparła obie dłonie na ziemi, dotkając jej ledwo opuszkami palców. Nie pomyliła się, czuła wibracje, według których wiele dużych cosiów uderzało o ziemię. Zaintrygowana zamknęła oczy, zdając sie na węch. Wyczuła w powietrzu odległy zapach futra czegoś jej obcego. Poruszając przez chwilę dłońmi to w jedną, to w drugą stronę, ustaliła, że zapach i drgania pochodzą z podobnego kierunku. Tak przynajmniej jej się wydawało. Wstała więc i ruszyła uliczkami, zatrzymując sie czasem, by dotknąć podłoża. Kluczyła przez chwilę uliczkami, aż woń zwierząt była dla niej prawie nie do zniesienia. Wszystko wskazywało na to, że obiekt jej poszukiwań powienien być w zasięgu wzroku, jednak nie widziała nic. Mogła tylko stwierdzić, że coś szarego zasłaniało jej widok. Jakby to była jakakolwiek odmiana. Zarówno odór jak i wibracje wskazywały na jakieś ogromne zwierzęta. Z tym, że Sena mogła ich zwyczajnie nie zauważyć, gdyby znieruchomiały. Te rozważania przerwał fakt, że przeszkadzajacy jej przedmiot poruszył się, a ona sama omal nie została zgnieciona, przez jego część, która musiała być... nogą? Zmiennokształtna rzuciła się do tyłu, przewracając przy okazji na plecy. Syknęła wściekle, po czym kilkakrotnie gwałtownie wysunęła i schowała język, co musiało wyglądać dość komicznie. Jednak Sena nie była ani trochę rozbawiona. Była wściekła. Najpierw kupiec z byle jakim jadem, teraz omal nie skończyła stratowana przez... coś, czego nawet nie była w stanie opisać, nie mogąc sie temu przyjrzeć. Zanim się zorientowała, oglądała świat z innej perspektywy, a jej skórę szczelnie pokrywała ciemna łuska. Spora kobra uniosła łeb tak wysoko, jak tylko mogła, rozkładając kaptur i sycząc wściekle. Wszystko wskazywało na to, że zapomniała o obecności ludzi, a potencjalnej reakcji wielkich zwierząt zwyczajnie nie wzięła pod uwagę.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Yasmerin wzięła na siebie to prostsze zadanie, także dość szybko udało jej się wszystko zorganizować. Cóż, szlacheckie tytuły jednak bardzo pomagały w życiu, więc choć Yasmerin wyglądała, jakby za moment miała sie przewrócić, nikt nie odmówił jej pomocy. A może właśnie dlatego? Od zawsze miała w sobie coś, co zapewniało jej wsparcie nawet nieznajomych osób. Taki dar, można powiedzieć.
Karawana ruszała już w swoją drogę, a młoda Havvok zamykała ją na swoim koniku, z zamiarem odprowadzenia ich do granic miasta. Sprawy w porcie i tak nie mogły zakończyć się w przeciągu kwadransa, a ona potrzebowała jakiegokolwiek zajęcia, by nie zasnąć gdzieś po drodze. Głowa pulsowała tępym bólem po nafaszerowaniu organizmu przesadną ilością mikstur, bez tego jednak w ogóle nie mogłaby już ujechać.
W pewnej chwili dostrzegła jednak coś osobliwego. Jakiś dzieciak skakał dziko po dachach, wyraźnie ścigając się z ich pochodem. Zaraz też uniosła brwi, bo dostrzegła ogon i zwierzęce uszy. Ktoś go nasłał, by im zaszkodził? No bzdura, niby kto i po co?
Na wszelki wypadek jednak sięgnęła po swój łuk i założyła strzałę. Zanim jednak wystrzeliła, kotołak już padł na ziemię. Chwilę później prawie stratowana została jakaś kobieta i odturlawszy się na drugą stronę, przemieniła w wężą. Yasmerin zdębiała na moment, wziąż z łukiem przygotowanym do strzału. Wreszcie zdjęła strzałę i przypięła broń do siodła. Żałowała, że nikt z nią nie jedzie, bo chętnie by spytała, czy przypadkiem nie jest jedyną osobą, która widzi to wszystko. Jeden zwierzołak jeszcze na upartego może się zdarzyć, ale dwa, i to tak skrajnie różne...?
- To zdecydowanie nie jest mój dzień... - jęknęła, zbliżając się do miejsca, gdzie spoczęła na ziemi dwójka zwierzoczłeków.
Jednostki, które stały u wyjść z zaułków i uliczek by obserwować niezwykły przemarsz także zdawały się dostrzec dziwnych przybyszów, więc kobieta poczuła się nieco pewniej. Zeskoczyła z konia spłoszonego bliskością węża, ona sama nie bała się go w najmniejszym stopniu. Przynajmniej na to wyglądało. W lewej ręce natomiast zaczęła gromadzić moc magiczną, tak na wszelki wypadek.
- Nie wiem, w co wy się tu próbujecie bawić, ale lepiej zakończcie to w tym miejscu - zaproponowała zmęczonym głosem, nawet nieco rozdrażniona, bo liczyła na spokojne rozwiązanie kwestii mamutów - Nic do was nie mam, chyba nawet lubię zwierzaki, ale my się tutaj nie bawimy, więc nie radzę nam przeszkadzać - dodała, a w zaakcentowanej sylabie zawarła groźbę.
Pragnienie odpoczynku naprawdę sprawiło, że była w stanie dać z siebie więcej. Poza tym, miała nadzieję że zwyczajnie się przestraszą i odejdą. Jednocześnie z którejś uliczki wyskoczyła łasica z karteczką w pyszczku. No zoo, niczym w Karnseinie! Lisiczka oddała papier swojej pani i zaczęła ciekawie zerkać w stronę wężowego cielska.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Małe oczka strażnika ze strachu zapadły się nieco, a on sam przepuścił petentów do wnętrza strażnicy. Łatwość z jaką Medard pozbawił ich problemu było imponująca. Już po chwili obydwaj wdrapywali się po wytartych, kamiennych schodach na trzecie piętro. Korytarze były wąskie, a jedynym źródłem światła były małe, rzadko rozmieszczone okienka. Gdy miasto było mniejsze, prawdopodobnie tutaj kończył się mur, co wyjaśnia budowę wieży. W czasach względnego spokoju, kiedy Ekradon rozrósł się kilkukrotnie, strażnicę sprytnie zaadoptowano na norę celników. Nareszcie natrafili na grube, okute żelazem drzwi, które Gersen pociągnął bez zbędnego pukania. Nawet nie było przy nich strażnika. Pirat zastał kapitana Vithelisa ślęczącego nad stosem kart, próbującego ułatwić sobie ich "przetrawienie" butelką czegoś o ostrym zapachu. Grzane wino przyprawiane papryką i liśćmi chrzanu, Gersen szybko zidentyfikował napój po samym jego zapachu, lecz niejasnym był dla niego powód picia tak ohydnego trunku. Żołnierz uniósł wzrok i choć po raz ostatni widział znajomka połowę młodszego, grymas na jego ustach dał wyraźnie znać, iż poznał go bez trudu.
- Nasz ulubieniec, można powiedzieć- syn marnotrawny. Czas nie był dla ciebie łaskawy.
Przywitał go nadzwyczaj oschle i z nieukrywaną niechęcią. Gersen rzucił okiem na towarzyszącego mu księcia, by tylko odebrać wyraz jego twarzy. Być może Vithelis był winny mu pieniądze, lecz okoliczności, w których zmuszeni byli się rozstać nie były przyjazne. Delikatnie mówiąc. Ruszył w stronę kapitana z beznamiętnym spojrzeniem i kamienną twarzą, choć był szczerze rozbawiony spotkaniem z dawnym pracodawcą. Chwycił najbliższe krzesło i ustawiwszy je przy biurku oficera, usiadł bez słowa. Minęło jeszcze kilka długich sekund nim podzielił się z dowódcą swoim problemem.
- Zapomnijmy o naszych dawnych sprawach, nie przyszedłem tu ubiegać się o pracę. Ten szanowny szlachcic chciałby wypożyczyć łódź. Problem pojawia się gdy tych zabraknie. Tak też niestety się stało.
Vithelis będąc człowiekiem o wiele zbyt inteligentnym na daną mu służbę, celu wizyty dwóch panów domyślił się natychmiastowo. Skrzywił się nawet bardziej niż po zobaczeniu swego dawnego podkomendnego. Pirat pociągnął rozmowę dalej, wyciągając zza pasa otrzymany od Yasmerin woreczek. Twarz kapitana nawet na moment nie zmieniła dawnego wyrazu.
- Ten tutaj człowiek złoży ci teraz propozycję, a ty spróbujesz je rozważyć mając na uwadze sporą... dotację oraz przede wszystkim dług wdzięczności zaciągnięty przed latami u mej skromnej osoby.
Zadowolony z siebie pirat oblizał wargi i oparł się o wygodne krzesło. Ekradończycy dbają jednak o swych oficerów, zapewniając im luksus i komfort pracy. Dlatego też ci słyną z nieprzekupności. Karnsteinczyk także miał swoje sposoby, których Gersen był nieopisanie ciekaw.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Najpierw żołdacy, którzy miast pilnować dobra państwowego i uczciwie zgarniać nałożone przez króla myto, śpią sobie w najlepsze oparci o kamienny murek pozostałości dawnej strażnicy, symbolu czasów, gdy Ekradon był niewielkim i mało liczącym się kraikiem. Tego typu zachowania są zapewne reliktami owych nudnych niczym flaki z olejem wieków. Teraz znowu przyszło się mierzyć z łasym na dobra luksusowe i czysto teoretycznie tylko nieprzekupnym w żaden inny sposób kapitanem de Vithelisem, o którym onegdaj ciekawe wieści przez bardów, trubadurów i skaldów rozchodziły się po całej nieomal Alaranii. Gersen przywitał dawno niewidzianego kompana i chlebodawcę zarazem bez zbędnych poufałości, tak charakterystycznych skądinąd dla elfów i społeczeństw od nich zdobycze kultury nabywających.
Gdy przeszli wreszcie do interesów, kolejne nieszczęścia niczym pchły oblazły podróżników i odczepić się nie dadzą. Spasiony urzędas, po którym jeno uważniejsze oko zdołało wypatrzeć cień dawnego korsarza i postrachu mórz - starość, nie radość, mawiają.
Otóż łodzi mających przewieźć Nefalimów wraz ze zwierzętami i ruchomym dobytkiem wprost do Therii niby to zabrakło, podczas gdy na rei cumuje sobie ładnych kilkanaście sztuk... Co to, to nie! Medard przeczekał moment wręczanie obżartuchowi korzyści majątkowej, po czym treściwie zaintonował:
- Pech chciał, że wojsko postawiło na nich swoje łapska. A może Jego Wysokość Król ma się dowiedzieć o niesubordynacji oddanych mu żołnierzy, o machlojkach i fuszkach na boczku nie wspominając. Od kiedy to dozwolonym jest drzemanie na warcie, co? Ach, ucieszy się kat, a zgromadzona pod pręgierzem gawiedź wielce rozradowana będzie. Słyszałem też, iż tuż przed bramami miasta, na polach miejscowych latyfundystów padł był olbrzymi, włochaty słoń o ciosach tak wielkich, że z pewnością nie zmieściłyby się w tym pomieszczeniu. Lokalna ludność lamentuje, że nie ma komu usunąć ścierwa, więc jeśli się waść pośpieszysz, dostaniesz swój materiał na frymuśne bibeloty i zdobne przedmioty użytkowe. To jak będzie z tymi łodziami? Mamut nie będzie czekał eonów...
Wąpierz rozejrzał się jeszcze po wnętrzach czegoś, co od biedy mogłoby zostać nazwane gabinetem dowódcy straży. Poza kilkoma gobelinami i jakimiś stylizowane na trybalną sztukę dzikich posążkami nosorożców, lwów i hipopotama oraz stosem papierzysk nic ciekawego tam nie odnalazł. Ciekawe, co człek takiej inteligencji, pełen polotu i dystansu do życia robi w tak nużącej placówce? Ciekawe, co człek takiej inteligencji, pełen polotu i dystansu do życia robi w tak nużącej placówce? Temat godzien do zastanowienia się nad nim chwilę...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

Kobra wykręciła łeb, bardziej czując w ziemi, niż słysząc zbliżanie się konia. Gdy dosiadająca zwierzęcia kobieta zeszła i zaczęła coś mówić, wąż zaczął poruszać pyskiem na boki, kiwając się lekko i posykując. Przez ogólny hałas nie do końca słyszała wypowiedź obcej, ale "nie radzę" dotarło. Wraz z postawą, którą mogła jako-tako sobie wyborazić po ostatnim ruchu kobiety, wywnioskowała, że jeździec usiłował się jej pozbyć. Dwa szybkie ruchy językiem potwierdziły przypuszczenia Seny. Przeganiacz pachniał kobietą. Wyczuła też coś o futrze innym niż wielkie zwierzęta. To coś znajdowało się za nią i częściowo pachniało człowiekiem. Albo mieszało się po prostu z ludzką wonią. W każdym razie wąż obrócił łeb i rozejrzał się. Prawdopodobnie to coś leżało na ziemi, ale przy jej wzroku równie dobrze mogła być to kupa kamieni, dała więc sobie spokój z analizą tegoż zjawiska, powracając wzrokiem gdzieś w okolice kobiety. Wtedy też dostrzegła ruch czegoś małego wypadającego z uliczki. Powietrze smakowało obietnicą posiłku, a przybysz spełniał dwa podstawowe kryteria smacznego obiadu: był mniejszy od Seny i żywy. Kobra złożyła kaptur i powoli opuściła łeb prawie na poziom gruntu, zwijając swoje cielsko tak, aby mogła w ułamku sekundy rzucić się na zwierzę. Niemal można było zobaczyć jad kapiący z jej kłów. Już miała się rzucić do ataku, gdy rozsądek postanowił wyjątkowo zabrać głos. Sama przemiana w węża była ryzykowna, ale była wtedy wściekła, co uniemożliwiało myślenie. Ale atak na środku ulicy i to na zwierzę, które najwidoczniej należało do tej kobiety... to nie był dobry pomysł. Co wiecej: to był zły pomysł. Zmiennokształtna oparła na chwilę pysk o ziemię, uspokajając się i zbierając myśli. Zaraz potem zaczęła powrotną przemianę, która do przyjemnych widoków nie należała. Koniec końców różnica miedzy człowiekiem a gadem była dość znaczna. Wreszcie Sena wstała z ziemi, odruchowo obliżując szybkim ruchem usta. Cały czas uparcie wpatrywała się w łasicę, nie przerywając nawet po to, aby mrugnąć.
- Pszszepraszszam sssa to sssajśśście... To cośśś - Tu wskazała ruchem dłoni mamuty. - omal mnie nie sssstratowało i to wku... sssdenerwowało mnie. Śśliczne ssswieszszę... Ssssa sssmukłe na szszura... łassiczka, prawda? Grysssie?
Dopiero w tym momencie przerzuciła wzrok na nieznajomą, gwałtownie wysuwając i chowając jezyk. Zawsze bezpośrednio po przemianie nie była do końca pewna, które odruchy należały do którego ciała, nie pamiętała więc, które powinna powstrzymywać. Część jej wypowiedzi brzmiała niemal jak przerywany syk, nie wszystko można było łatwo zrozumieć. Cóż, wada wynikająca ze zwierzęcej części jej ciała oraz umysłu.
- Pierwszszy razz widzałam coś takiego... Dokąd ssię udają? Czy też... udajecie?- Sena ruchem głowy wskazała mamuty, nie odrywając spojrzenia od kobiety. Powoli coraz mnej głosek wymawiała sycząco, mówiąc niemal normalnie. Zdobyła się też wreszcie na mrugnięcie. Jedno, bo jedno, ale to zawsze jakiś początek.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości