Ekradon[Przystań] Z prądem.

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Książę bez problemów przystał na prośby marynarzy, a podróż została odłożona. Gdy tylko zacznie świtać, wszystkie trzy łodzie posuną się wraz z prądem rzeki, przeciskając się przez kolejne meandry rzeki. Gersen zaczął przechadzać się po pomoście, wzdłuż podstawionych barek, jak powtarzał- pewności nigdy za wiele. Żołnierze oczywiście dawno nie korzystali z tego transportu, mamy przecież czasy pokoju. Mimo to, deski wydawały się być odpowiednio zaimpregnowane i uszczelnione. Kadłub wycięty prawidłowo, a miejscami nawet okuty żelazem. Widać mimo nawet typowej budowy, deski spotkały się już niegdyś z kamieniami w pływie rzeki. Mrucząc coś niewyraźnie, pirat klepnął ostatnią z barek z aprobatą i zeskoczył z pomostu. Będąc już na ziemi, zachwiał się nieco, alkohol szumiący w głowie po spotkaniu z dawnymi kompanami przypomniał o sobie. Kilka głębszych oddechów, chwili zastanowienia i Gersen mógł ruszać dalej. Minęła chwila nim przypomniał sobie, gdzie też zostawił swojego rumaka, jednak ostry zapach mętnej cieczy, zwanej bimbrem, zwabił go idealnie na miejsce. Koń skubał źdźbła trawy, posłusznie nawet nie oddalając się od miejsca, w którym pozostawił go pirat. Było to nie lada wyczynem, gdyż ten nie zadał sobie nawet trudu, by swojego wierzchowca uwiązać. Arhe ściągnął lejce i poprowadził zwierze ku nabrzeżu. Marynarze właśnie kończyli prace na łodzi, a niektórzy z nich zdążyli już usnąć, opierając się wygodnie o burty. Koń pirata został przywiązany do słupa w małej szopie z sianej na pokładzie, a sam mężczyzna zniknął gdzieś w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Barki zwykle nie posiadały zbyt wiele miejsca dla podróżnych. Oprócz marynarzy, podróżowali nimi tylko kupcy, którzy zwykli zważać tylko na ilość wiezionego towaru oraz miejsce dla nich. Tutaj jednak było inaczej. Barki były większe i przystosowane do podróży oficerów i osobistości. Mimo, że warunki były, jak przystało na wojsko, surowe, każdy mógł zmieścić się w osobnej kajucie.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Gdy usłyszał tuż obok siebie Yasowy krzyk, zaprzestał, zgodnie z jej poleceniem, robienia za alarm. Ale nie dlatego że mu kazała, on nawet nie zrozumiał co do niego mówiła. Po prostu sie przestraszył. Normalna reakcja zwierzęcia na które ktoś drze japę. O ile było to możliwe, to kociołak przeraził się jeszcze bardziej i uciekł do kąta, żeby tam skulić i wielkimi jak spodki oczami obserwować Yas. Dobre kilka minut zajęło mu odzyskanie rozumu, dopiero wtedy zaczął docierać do niego sens wypowiadanych słów. Ale i tak się brał. Ostrożnie, okrążając Yas łukiem podkradł się pod okno, które jakimś cudem było otwarte. I najzwyczajniej w świecie wyskoczył. Wysoko nie było, a on umiał skakać bardzo wysoko. Gdy już znalazł się na zewnątrz, wcale nie poczuł się lepiej widząc tłumek obserwatorów. Grrr. Z nadludzką szybkością czmychnął gdzieś w ciemności portu, o Yas zapominając. Ale egoista z niego... ona też była ranna, a on myślał tylko o sobie. Zatrzymał się pod jakimś budynkiem i stamtąd obserwował co się dzieje, żeby dołączyć do Yas jak już będzie sama. W między czasie zajął się wyjmowaniem szkła z ciała.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Z początku nawet nie zrozumiała, że Naoki się jej zwyczajnie przestraszył. A nawet gdy już to wreszcie do niej dotarło, nadal nie bardzo rozumiała jego reakcję. No ale to prawdopodobnie konsekwencja posiadania zwierzecego instynktu i ani myślała poświęcać więcej czasu na myślenie o tym.
Zwłaszcza, że gdy kociak już nawiał, nadal pozostawał problem jej osobistego wydostania się z przewróconego powozu.
- Wszystko z panem w porządku...?
Głos dobiegający z góry wyraźnie nosił w sobie nutkę strachu. Dostrzegła twarz migającą w okienku i rozpoznała woźnicę, który prowadził ich powóz. No nic zatem dziwnego, iż mężczyzna ów drżał o jej zdrowie. Z pewnością odpowie przed Wujaszkiem za każde najmniejsze zadrapanie na jej ciele.
- A czy wyglądam? - syknęła, mimo wszystko nie umiała w sobie odnaleźć odpowiedniego zapasu cierpliwości - Wyciągnijcie mnie stąd!
Przez chwilę coś znowu pokrzykiwali do siebie, po czym ktoś nareszcie pomyślał. Z pewnością był to ów woźnica. Powóz Wujaszka - jak większość powozów ważnych osobistości - na wypadek napadu zaopatrzony był w ukryte drzwiczki w podłodze. Poinstruowano Havvok dokładnie, jak należy je otworzyć i chwilę później dziewczyna na trzęsących się nieco nogach opuściła przewrócony pojazd. Z czoła ściekała jej krew, pokaleczone miała także dłonie i chyba jakieś kawałki wbiły jej się w udo, na które poleciała przy upadku. Ktoś zaczął wołać, iż należy ją jak najszybciej zabrać do medyka.
- Żadnego medyka! - zaprotestowała od razu z siłą - Prowadźcie mnie na statek do Therii. Tam się mną zajmą.
Jeśli odejdzie teraz do medyka, jakiekolwiek szanse na złapanie statku stawały się zerowe. Medyk z pewnością chciałby też obejrzeć jej nogę, a nie zamierzała wymyślać nowej wymówki na męskie odzienie. Chciała już po prostu położyć się nareszcie na kawałku płaskiej przestrzeni i przespać przynajmniej dobę, nie troszcząc się o nic. Yasmerin nigdy nie była typem, który kochałby przygody. To przygody zawsze kochały ją.
Woźnica natychmiast podał jej ramię, najwyraźniej chcąc nieco zapracować na rozgrzeszenie. Nie interesowało jej nawet, dlaczego się rozbili i czy rzeczywiście nie było w tym jego winy. Szła, z czasem nawet już zupełnie sama. Wkrótce znaleźli się pod statkiem, w pełni załadowanym i przygotowanym do drogi. Najwyraźniej czekali na poranek, tylko kilku ludzi pilnowało okrętu, grając w kości na jakiejś skrzyni.
Yasmerin rozejrzała się za Naokim, ale jakoś nigdzie w pobliżu nie była w stanie go dostrzec. Odprawiła woźnicę i usiadła sobie - tak jak stała - na deskach portu. Medard z pewnością wyczuje i rozpozna jej krew, miała nadzieję że wyjdzie i wprowadzi ją na okręt. Nie chciała kłócić się z tymi ludźmi, że jest dyplomatą z Karnsteinu i należy jej się wejście na pokład. Po prostu sobie posiedzi i poczeka, zaingeruje, jeśli rzeczywiście postanowią odpłynąć, a wampir nie pokaże swojej osoby.
W międzyczasie podarła swoją starą koszulę na pasy i wydłubawszy szkło z dłoni, obwiązała je prowizorycznie.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Oczekiwanie do świtu, kiedy to statki zamierzały odpłynąć do Therii zdawało się być zwykłym marnotrawstwem czasu - ot zabicia kilkunastu godzin, gdy jest ciemno niczym w rzyci, a przeciętny śmiertelnik nie widzi dalej niż krok-dwa od czubka własnego nosa. Medard jednak nie należał ani do przeciętniaków, ani tym bardziej za człowieka uchodzić by nie mógł, przynajmniej nie tego z Ekradonu. "Utopce", których podszyci tchórzem majtkowie tak się obawiali, okazały się być zwykłymi salamandrami, jeno nieco nazbyt wyrośniętymi. Podglądanie zwyczajów ich małej kolonii było równie nużące, co flaki z olejem. Książę chybcikiem udał się na rekonesans z trudem zdobytych łodzi, o ile można je było tak nazwać - tyle, że na wodzie się utrzymywały i bele fala ich nie ruszała. Raz - dwa dobiegł do środkowej korabi, której wnętrze od dawna go intrygowało. Nie mylił się, w kajucie pod pokładem musiał zagnieździć się chyba sam jenerał - dowódca lokalnego wojska. Tuż nad wejściem uczepiono wielgachny łeb ubitego drzewiej dużego drapieżnego kota o cętkowanym futrze. Znawca tematu z dużym prawdopodobieństwem widziałby w tym trofeum pozostałości po lamparcie, jednak właściciel owej głowy był ze dwa razy większy od dzisiejszych przedstawicieli gatunku. To dopiero kolos!
~Barbarzyńcy! Nawet kota w spokoju nie mogli zostawić. - fuknął pod nosem Medard, po czym splunął za siebie i wgramolił się z klamotami do środka obszernej kajuty możnowładcy. W dalszym ciągu coś było nie tak... Dziwny, metaliczny zapach unoszący się w powietrzu pomimo specyficznej atmosfery okrętowej nie dawał księciu spokoju. Medard od razu wyczuł, co było powodem tak niezwykłej woni. Nic w Ekradonie nie mogłoby omylić zmysłów wąpierza, który niczym ogar krew wywęszy wszędzie, nawet w miejscach, które dawno już wywietrzały...
Ten trop był świeży. Med zerwał się z koi i wgramolił na pokład. Na portowym bruku, tuż przed nosami żołdactwa, które nawet nie raczyło kiwnąć paluchem, stała pokiereszowana Yasmerin. Medard, nieco zdziwiony takim widokiem, rzucił:
- Czyżby wypadek przy pracy? A może to stado mamutów przewróciło pojazd Wujaszka? Zaiste, wyglądasz nieciekawie, ale coś temu zaradzimy. Zapraszam na pokład.
W mgnieniu oka zeskoczył z łodzi i zgrabnie wylądował obok Havvok. Żołdactwo nadal grało w kości, nie przejmując się niczym. Noc schodziła na czczym leniuchowaniu...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Nawet nie przyszło jej tak długo czekać na swojego władcę. Ledwie co pozbyła sie okruchów z dłoni, dopiero bandażowała drugą dłoń, a już usłyszała znajomy głos z pokładu. Podniosła na niego ponuro głowę, z rany na czole nadal powolutku ściekała jej krew,, przepływając przy oku i w dół policzka, aż do brody. Skapywała potem na śnieżnobiały kołnierzyk męskiej koszuli. Bo Yasmerin - aby Vithelis ani jego ludzie nie rozpoznali jej - oczywiście znowu postanowiła pobawić się w przebieranie.
- Nie śmiej się z człowieka, który ledwie z życiem uszedł - zaproponowała, choć Medard mógł wiedzieć, iż nie jest nawet w połowie tak zła, na jaką się w tym momencie kreowała.
Z cichym stęknięciem podniosła się na nogi i wspierając się bez jakiegokolwiek zażenowania na wampirze, weszła na statek. Lisiczka nie przybiegła do niej, najwyraźniej poważnie traktowała swoje obowiązki przy wężycy. I bardzo dobrze, bo Yasmerin w tej chwili nie miała ochoty na złośliwe komentarze zwierzęcia. Rozejrzała się trochę niepewnie, po czym zdecydowała, że zda się na Medarda. Niech on ją zaprowadzi gdzieś, gdzie będzie mogła spocząć i nie przejmować się niczym przez czas całej podróży. Albo przynajmniej dopóki nie prześpi chociaż jednej nocki.
- Znajdź mi jakąś kajutę czy coś, dobra? Bo ja tego, trochę słabo się czuję.
Kołysanie pod nogami wcale nie ułatwiało zadania. Planowała iść jak gdyby nigdy nic, ale kiedy już znalazła się nareszcie na statku, resztki sił czy woli naprawdę ją opuściły. Chciała po prostu, by ktoś się nią zajął i zadbał o wszystko za nią. Przymknęła oczy.
- Załatwiłam wszystko, czym należało się zająć - wbrew temu czego pragnęła, jakieś poczucie obowiązku jeszcze w niej zostało - Nie powinno być żadnych problemów z opuszczeniem portu. Po wszystkim przyda się jednak jakiś drobny dowód wdzięczności dla króla Ekradonu. Ale o tym można będzie pomyśleć po powrocie do domu... - dodała z westchnieniem.
Dom. To słowo już dawno nie brzmiało tak obiecująco i pięknie.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Yasmerin wyglądała gorzej, niż najśmielsze tudzież najbardziej pesymistyczne przewidywania zakładały. Musiał się zdarzyć jakiś niespodziewany wypadek, o co nietrudno w tak posranym mieście. Medard zignorował niechlujstwo, tumiwisizm czy prostą ignorancję żołdactwa i nie czekając na nikogo z owej hałastry zaprowadził dziewczynę do jednej z kajut, nieprzypadkowo położonej tuż vis-a-vis jego własnego, można by powiedzieć, apartamentu. Tacy to mają przysłowiowego nosa do ułatwiania sobie życia...
- Wcale się nie śmiałem. Wieki władania przedstawicielami waszej rasy wzbudziły w mych przodkach pewne wyższe odruchy, które wcześniej były im całkowicie obce. Załatwione - mówisz - wiedziałem, że nikt lepiej nie pozbędzie się problemu, możesz liczyć na wielkie latyfundium pełne dorodnych strusi. O króla Ekradonu też się nie martw - moi ludzie rozstawieni we dworze już go odpowiednio wynagrodzą, Wierz mi, miejscowy konwent nie rzuca słów na wiatr. Moim skromnym zdaniem ten gbur Vithelis powinien zawisnąć na pręgierzu, mam nadzieję, że kruk dostarczył komu trzeba odpowiednie glejty w tej sprawie. Co się zaś tyczy spopielenia szubrawca, okazał się on wywrotowcem nieuznającym monarszej władzy, ba, wróble ćwierkały, iż zamierza wysadzić ratusz przy użyciu wojskowych bomb, które to żołdaki niedbale upchały w lipnym schowku pod pokładem jednej z barek. Co za tępota! No cóż - jaki kraj, tacy odszczepieńcy... - odrzekł.
Gdy już dotarli na miejsce, Medard ułożył zmęczoną na czymś, co od biedy można było nazwać przerośniętym szezlongiem, po czym zabrał się za opatrywanie większych ran i stłuczeń. Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzki organizm dzięki nawet odrobinie wampirzej krwi zyskuje duży potencjał regeneracyjny. To całe eony przed odrastającymi włosami, naskórkiem czy paznokciami.
Wokół portu panowała błoga cisza - nie licząc oczywiście odgłosów ucztowania rzekomych utopców i wydawanego przez nie tłumionego rechotu.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Dała się spokojnie poprowadzić, nareszcie nie było konieczności ciągłej troski o własną skórę. I choć niby mogła obawiać się, że woń i widok krwi rozbudzi w księciu bestię, specjalnie się tym nie przejmowała. Zbyt długo żyła obok wampirów, by obawiać się ich na każdym kroku. Nawet uśmiechnęła się blado, kiedy odnaleźli się nareszcie w pustej kajucie. Wypuściła spod pachy ściskany wciąż pakunek z odzieżą i opadła z niewysłowioną ulgą na miękkie posłanie. Nie było wcale tak źle, najwyraźniej dostała jakąś oficerską kajutę. Nawet nie przyszło jej do głowy, by narzekać na ten stan rzeczy.
- Aaa, strusie sobie poczekają, aż będę stara i niezdolna ganiać za twoimi sprawami - wymruczała nieco nieprzytomnie, ale w tej chwili uważała, że musi to wyprostować - I Medardzie, władców się nie wynagradza. Proszę cię, nie mów o nich jak o kimś niższego stanu, kto wykonał dla ciebie zlecenie. On wyświadczył ci przysługę, wypada więc po prostu przesłać podziękowania i wyrazy wdzięczności. To będzie zdecydowanie lepiej widziane.
Nie mówiąc już o tym, że król Ekradronu zdecydowanie nie powinien być świadom, że Medard ma u niego jakichś swoich ludzi.
Przez chwilę zastanawiała się, kogo też książę miał na myśli przez "spopielonego szubrawca". Wreszcie przypomniała sobie incydent z portu, który miał miejsce gdy ona sama rozmawiała ze zmiennokształtnymi. Przypomniała sobie Naokiego. Miała nadzieję spotkać go jeszcze w porcie, ale najwyraźniej wypadek za bardzo nim wstrząsnął. Trudno, może jeszcze kiedyś ich drogi się na powrót skrzyżują.
- Jak się ma dziewczyna, która tymczasowo ma nosić moje imię? - zapytała, poddając się zabiegom leczniczym wampira - To oczywiście na wypadek, gdyby Vithelis przesadnie węszył w naszej sprawie. Nie lubię, kiedy jakaś sprawa posiada luki. Nazwij mnie przewrażliwioną, ale to jedna z cech, która wciąż trzyma mnie przy życiu.
Podniosła wreszcie powieki i uśmiechnęła się szeroko.
- Każ potem komuś znaleźć wśród koni mojego wierzchowca i niech mi tu przyniesie moje torby - zwróciła się do niego, podnosząc nieco na szezlongu - Mam tam pewną rzecz wyniesioną z Brezeny, której ciągle jeszcze nie miałam okazji obejrzeć. Chciałabym zająć się tym przed snem.
Wiedziała, że nie powinna teraz marnować sił na takie rzeczy, ale jej wrodzona ciekawość już i tak została zbyt mocno wystawiona na próbę.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

O dziwo kajuta Yasmerin była dość przytulnym miejscem - w sam raz dla kogoś o usposobieniu misia, szykującego się do zimowego snu. Niemniej jednak, ani było jej w głowie wpadać w objęcia Morfeusza, nawet struśki nie zrobiły na niej specjalnego wrażenia. Medard odpowiedział:
- Skoro tak mówisz. To długowieczne ptaki, zawsze możesz zacząć z większym stadem, heh. Wynagradzać władców? Tfu, przez te syki ciągle mi się język plącze. Oczywiście miałem na myśli dyskretne odwzajemnienie przysługi, choć może ujęcie tych darmozjadów doprowadzi kraj do jakiegoś przełomu w zwalczaniu ich chędożonej organizacji. Poza tym konwent nikomu nie będzie się ujawniał - to zaprzecza naturze stworzeń, które doń należą. Otrzymałem nawet informacje, że nieźle krwi napsuły twojemu hrabiemu Janichu, zwanemu Wujaszkiem.
Niestety, nie mam żadnych wieści, jak sprawa się zakończyła. Wiesz coś może na ten temat? Bardzo mnie to ciekawi, ponoć bidulek obraził się na kompanów, którzy sprowadzili mu takie towarzystwo i wcale mu się nie dziwię. Niższego stanu? To, że niezaprzeczalnie jest człowiekiem, nie przesądza o tym, aby traktować go tak samo jak tego kretyna de Vithelisa. Zaczynam współczuć Ekradończykom z powodu kontaktów z tego typu indywiduami. Zastanawia mnie fakt, że tacy osobnicy obrośli w piórka na państwowych posadkach. Tę sprawę zostawimy miejscowym, niech zajmą się eliminacją szumowin ze swego podwórka - nasze mamuty narobiły im za dużo rabanu...
Jak jej było, hmmm....., Sena. Tak, pewnie poluje gdzieś na szczurki albo leży zwinięta w kłębek, chowając się przed chłodem. Naprawdę nie mogłaś znaleźć kogoś bardziej podobnego do człowieka?! Ten numer raczej nie powinien przejść, nawet ten kiep Vithelis posiada tyle oleum we łbie, coby rozeznał, że coś cuchnie szwindlem. No, chyba, że Wujciu pogrozi mu paluszkiem. A może to na wypadek, gdyby jakimś cudem to grube bezmózgie zombie z jamy celników zaczęło używać resztek rozumu? Nie znam się na preferencjach gadzinowatych, ale dwumetrowy spaślak powinien wystarczyć na kilka ładnych lat... - chrząknął, po czym kontynuował:
- Przewrażliwieniem bym tego nie nazwał. Nie tylko ty lubisz mieć wszystko dopięte na ostatni z możliwych guzików. Konik znalazł się już jakiś czas temu. Jeden z żołdaków przyprowadził go i przywiązał nieopodal barek. Artefakt z Brezeny? A cóż to takiego? Czyżby ten tajemniczy flakon z jeszcze bardziej enigmatycznym płynem wewnątrz? - spytał zaciekawiony.
Czas ślimaczył się jak żółw pomału zdążający do wodopoju. Senna atmosfera wrzuciła żołdaków w objęcia brata Śmierci, a i żerujące utopce zmierzały do dziennych legowisk wśród wodorostów w głębszych rejonach portowej zatoczki. Z oddali dało się słyszeć pohukiwania sów oraz krzykilwe odgłosy lelków kozodojów.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Zaiste, dawno nie słyszała by książę mówił aż tyle naraz. Zamilkła więc i spokojnie zaczekała, wysłuchując jego słów. Trzeba przyznać jednak, nawet nie wszystko rozumiała z tego potoku słów. Starała się skupić swoją uwagę na informacjach przekazywanych jej przez Medarda, szło jej jednak wyjątkowo kiepsko.
- Yyy, no właśnie nikogo nie było obok, a ona w sumie podobna taka. Znaczy, do człowieka, nie że do mnie. Do mnie to w ogóle chyba podobnych nie ma, bo ja taka dziwna trochę...
W tej chwili Medard mógł się już nieco zorientować, że jego podwładna zaczyna majaczyć. Intencje do wytrwania wciąż miała, ale zmęczenie robiło swoje. No i nadal była po wypadku.
- Niee, zaraz artefakt. Tylko jakaś substancja, co to nie znam jej właściwości. A ja nie lubię nie znać, sam wiesz... - mruknęła, obracając się na prawy bok, bo lewy miała nieco potłuczony.
- Yyy, zombie? - powtórzyła wyrwane z kontekstu słowo, które usłyszała, i podniosła na Medarda nieco przestraszony wzrok - No nie mów mi, że martwiaki ciągle za nami idą. Chcę spaaaać... - poskarżyła się jak dziecko.
Niespodziewanie jednak poderwała się do pozycji siedzącej, zrównując z Medardem. Wyraz twarzy miała bardzo poważny i skupiony, dużo bardziej niż jeszcze przed momentem.
- A w ogóle to muszę się napić! Mamy jakiś alkohol...?
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Tego jeszcze nie było. Yasmerin bredziła niczym bywalec wyszynku po obaleniu kilkunastu głębszych. Posykująca żmijowata podobna do człowieka? A te gadzie oczy? Badanie ozorem powietrza w celu wykrycia zapachów tudzież ciepłoty ewentualnych ofiar? Na koniec ten drapieżny wzrok, gdy gapiła się na gronostaja - słodziutkie zwierzątko, taaak - to takie bardzo ludzkie. Ktoś potrzebował snu niemal natychmiast. Medard odpowiedział na te majaki:
- Oj, chyba się mylisz - z wyglądu może i przypomina człowieka, ale behawiorem odbiega nawet od tego, co znamy z ulic miast Karnsteinu. Z dziwnością też nie przesadzaj i wyśpij się wreszcie, bo androny pleciesz.
- Dziegieć we flakonie? Ciekawe, co kryje się w tym tajemniczym pojemniku... Nic się przed tobą nie ukryje, Yas... - spytał zaciekawiony. Korciło go poznanie zawartości tej buteleczki i ewentualnych niecodziennych właściwości tego specyfiku.
- Zombiakiem nawzałem tego kpa de Vithelisa, musisz przyznać, że ze swoją inteligencją, a raczej jej brakiem i zwalistym cielskiem bliżej mu do martwiaka - narzędzia niż myślącego człowieka. - sprecyzował.
Gdy zeszło na alkohol, Med podszedł do szafy umiejętnie przymocowanej do ściany, pogrzebał w niej chwilę i wyjął dwie dorodne butle importowanego cydru. Wino niestety zostało wypite do ostatniej sztuki przez rezydujących przed barkami marynarzy. Co za pijacki naród, niech ich dunder świśnie! Chwilę - pięć był już z powrotem, taszcząc trofiejne pucharki, z których Ekradończycy pijali ów cieniutki trunek.
Zaintonował:
- Jest tylko ten jabłecznik, osobiście nie nazwałbym go alkoholem, ale z braku laku...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

Cóż można powiedzieć na temat zdecydowanie zbyt leniwego gada? Przede wszystkim to, że nie zamierzała chodzić krok w krok za wampirem. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko ten ruszył gdzieś, powęszyła za nim chwilę i zaczęła spacerek w swoim własnym tempie. A to i tak tylko do momentu, gdy dowiedziała się, na której barce miała płynąć jako Yasmerin. Wtedy postanowiła zająć strategiczną pozycję, co w przypadku Seny oznaczało znalezienie najbardziej odpowiadającego aktualnie miejsca, którym okazał się być stos skrzyń. Następnie ułożyła się na nim tak, jak w danej chwili miała ochotę. Co w tym momencie oznaczało rozwalenie się na plecach i pozwolenie górnej części tułowia oraz głowie na swobodne zwisanie w powietrzu. Cała aktywność wężowatej ograniczyła się do schwytania za ogon jednego szczura, którego z wyraźnym zainteresowaniem zaczęła drażnić, to poluźniając uchwyt, prawie pozwalając mu uciec, to znów zaciskajac mocniej palce i podnosząc gryzonia. Wszystko wskazywało na to, że zabawa bardzo jej się spodobala. A przynajmniej nie pozwalała zasnąć. Mimo wszystko wątpiła w inteligencję łasicy, zerkała więc na nią co chwilę. W razie najmniejszych podejrzeń próby ucieczki demonstrowała swoje gadzie możliwości. Co prawda nie zmieniała formy, ale gwałtownym ruchem wyrzucała dłoń w bok, by pochwycić futrzaka za kark i zatrzymać w miejscu. W pewnej chwili zmiennokształtna wygięła plecy nieco bardziej niż do tej pory, rozglądając się po okolicy. Dałaby sobie wszystkie nogi, których ilości z resztą nie zawsze była pewna, uciąć, że wyczuła zapach księcia, w pobliżu którego miała się kręcić. Była też prawie pewna, że mignęła jej maskowana dziwnymi środkami woń Yasmerin. Ten trudniej było uchwycić z powodu używania przez kobietę pachnideł, gdyż zbyt wiele zależało od ilości użytego specyfiku. W każdym razie Sena aż przekręciła sie na brzuch, podpierając się na łokciach i wyrzuciwszy uprzednio złapanego szczura gdzieś w bok. Można wręcz powiedzieć, że wykazała sie niezwykłą aktywnością. Która niestety na tym właśnie się skończyła.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

To był ten moment, kiedy dziewczynę lepiej było zostawić samej sobie, aby wreszcie usnęła. Jaśka niespecjalnie już cokolwiek kojarzyła, ale nadal bardzo się starała skupiać swoją uwagę i brać udział w rozmowie. Efekty zaś były, jakie były...
- Nie żaden dziegieć! Uch, ty durny... - westchnęła, po czym chyba się zreflektowała, bo na jej twarz wypełzł szeroki uśmiech - Znaczy, wspaniały książę mi panujący, czy jakoś tak...
Głowa przechyliła się jej na boczek i wiercąc się na szezlongu, cała nieco się obróciła.
- Vithelis nie był głupi - zaprotestowała cicho z przekąsem - Robił, co do niego należało. Jakby jacyś obcy przyszli do ciebie bez przedstawienia się i kazali sobie oddać królewskie okręty, też byś im drzwi pokazał. Vithelis był miły. Znaczy, później, dla mnie. Znaczy...
Urwała, bo doszła do wniosku, że tylko się pogrąża własnymi słowami. Położyła sobie dłoń na twarzy. Tymczasem Medard faktycznie zaczął się rozglądać za jakimś alkoholem. Dość szybko wszystko zorganizował, trzeba mu przyznać.
Tyle tylko, że kiedy powrócił do niej z flaszeczkami i czarkami, Yaśka popadła już w czułe ramiona Orfeusza, oddychając ciężko przez sen. Innym razem, mości książę.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Morfeusz wyciągał po Yasmerin swe niewidzialne łapska, a skutki tegoż były dosyć zabawne. Jeśli coś wygląda i okropnie cuchnie niczym środek konserwujący odzież i skołtunione kudły chłopstwa czy ludzi lasu, przez miejscowych zwany dziegciem, to musi to być dziegieć, do kroćset! Bo co niby innego?! Medard machnął ręką na te farmazony i powiedział:
- Dziegieć, nie dziegieć - w każdym razie śmierdzi tak, jak oryginał. Umarłego na nogi postawi...
Vithelis miły? Jak go postraszyłaś Wujciem to się dopiero taki zrobił. Przeraził się aparatczyk, że z roboty wyleci, ot co!
"Durnia" zignorował, wiadomo było, iż dziewczyna majaczy. Niespotykane było ta długie opieranie się sile Morfeusza - może brat śmierci nie na każdego stosuje takie same sztuczki?
Gdy wąpierz przybył z alkoholem i utensyliami do jego spożycia, Yas odpłynęła w świat sennych mar, zwinięta w kłębek niczym kociak...
No cóż - wobec tego szepnął:
- Kolorowych snów.
i wyszedł na pokład. Żołdakom przy rei jeszcze się nie znudziło i dalej siedzieli przy swoich kościach, karcioszkach i kufelkach piwska, bo wino już dawno zniknęło z kajut oficerów w tajemniczych okolicznościach. Swołocz to swołocz.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

Sena leżała przez jakiś czas, ignorując nawet łasicę. A przynajmniej tak się wydawało. Właściwie wyglądała, jakby przysypiała, leżąc na brzuchu z zamkniętymi oczami. Spokojny wyraz twarzy nie dodawał jej wrażenia czujności. Jednak wbrew pozorom dziewczyna była czujna. Nawet bardzo. Oddychała głęboko, powoli wciągając powietrze przez nos i wypuszczając gwałtownie ustami. Z rozkoszą badała otaczające ją zapachy. Wiedziała, jak blisko trzymała się Lisiczka, gdzie pomknął wyrzucony szczur, w jakiej odległości znajdowali się ludzie. Zaczynała mieć nawet pewne pojęcie, gdzie co trzymano i kto chętniej odwiedzał jaką część barki. W pewnej chwili dotarł do niej lekko słodkawy zapach, który postawił jej włoski na karku. Jakoś nie sądziła, aby miała choćby tolerować księcia, który roztaczał woń niebezpieczeństwa. Zmiennokształtna niechętnie otworzyła oczy, zsuwając się nieco bardziej ze swojego miejsca, by dłońmi dotknąć delikatnie desek pokładu. Lekkie wibracje kroków w połączeniu z aromatem pozwoliły jej domyślać się, która sylwetka należała do Medarda. Z ciężkim westchnieniem zlazła z tymczasowego legowiska, co wyglądało dość specyficznie. Koniec końców nie każda kobieta zsuwa się głową w dół, przeklinając pod nosem cały świat. Mimo stosunkowo komicznej metody wstawania wydawało się, że była przyzwyczajona do takich pomysłów, gdyż nie miała większych problemów z wykonaniem całego manewru z pewną chorą gracją. Zanim jednak wstała z ziemi, opierała przez chwilę dłonie o deski, kręcąc głową to w jedną, to w drugą stronę. Wreszcie wstała i pewnym krokiem podeszła do wampira. A przynajmniej taką miała nadzieję.
- Yassmerin? Czułam ją. Plan bez zmian? - Sena, o dziwo, kontrolowała mniej-więcej sposób mówienia. Nawet zamiast zwyczajowego wyrzucenia języka przez wargi i gwałtownego cofnięcia, powoli oblizała usta. Jednak już obwąchanie ramion księcia odbyło się bez jakiegokolwiek szacunku czy próby maskowania swojego zachowania. - Zdecydowanie ona. Jessst na pokładzie, prawda?
Właściwie gdyby nie wątpliwości co do planu, nie opuściłaby swojego miejsca. Ale wolała mieć pewność. Jeszcze by się okazało, że kręciła się w pobliżu bez sensu, zamiast zajmować się własnymi sprawami.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Chłodny powiew wiatru wpłynął do kajuty, budząc wylegującego się na sienniku Gersena. Mężczyzna potrzebował kilka sekund na przypomnienie sobie ostatnich wydarzeń, jak i powodu, dla którego znów znalazł się na statku. Wypity alkohol ciągle powodował znajomy szum w głowie, przez co powstanie nie było na liście rzeczy, które pirat wykonałby z przyjemnością. Minęło następne kilka chwil nim zmotywował się i wciągnął na siebie spodnie. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu reszty swoich rzeczy. Po kilku chwilach oczywiście poprzestał tych bezowocnych poszukiwań. Bez zastanowienia pchnął drzwi do kajuty i ciągle zaspany posunął w stronę górnego pokładu. W międzyczasie wystający kawał gwoździa wbił mu się w bosą stopę, a załoga na zewnątrz mogła usłyszeć kilka wymyślnych przekleństw kierowanych w stronę lokalnych rzemieślników. Potem jeszcze kilka dodatkowych, na wszystko co żywe. Dalszą drogę pokonał aż zanadto uważnie, lecz ostatecznie pokonał schody i wysunął się na powierzchnię. Wyglądał jak gdyby powstał z grobu, z podkrążonymi oczyma, opadniętymi, zmęczonymi ramionami i ogólną niechęcią wypisaną na twarzy. Jeżeli ktoś szukałby widoku skazańca po dwóch tygodniach spędzonych na bezustannej pracy w kopalni, widok Gersena z pewnością byłby temu wystarczająco bliski. Na pokładzie powitała go jasna smuga czerwonego światła zza horyzontu. Arhe nie był w stanie stwierdzić, czy już świta, czy jest to widok wioski palonej w oddali, do której zawitała grupa najeźdźców. Ba, nie wiedział nawet, czy kierunek, w którym spogląda jest tak naprawdę wschodem. W obecnym momencie nie obchodziło go to nawet trochę. Ciągle miał ochotę krzyczeć, nawet na niewinnych w gruncie rzeczy marynarzy, a przede wszystkim miał ochotę wreszcie ruszać.
- Leniwe kupy nadrzecznego łajna! Zbierać się do roboty! W dwie chwile pełen dzban wina ma trafić do mojej dłoni, a nim go dokończę, łajba ma być gotowa do wypłynięcia!
Gersenowi nagle przypomniały się chwile, które w młodości spędził w akademii wojskowej. Codziennie krzyczano na niego w ten właśnie sposób i choć większość chłopaków bała się tych tak zwanych okrzyków motywacyjnych, on uważał je za całkiem zabawne. Co wcale nie oznacza, iż uchylał się od ich wykonywania. Pirat z pewnością bywał bezczelny, ale nie głupi.
- Znajdźcie mi tutaj natychmiast kapitana i powiedzcie, że za moment ruszamy. Nie płacą mu za sen w kajucie, dawniej to kapitanowie byli odpowiedzialni za łódź, własną rzycią ich chronili.
Zebrani w kręgu marynarze popatrzyli po sobie niepewnie, przez moment byli nieco zdezorientowani. W końcu jeden z nich wstał, zatoczył się widocznie, przez co pirat od razu rozpoznał co stało się z zapasem alkoholu na pokładzie, ruszył wreszcie do pracy. Za nim wstało kilku kolejnych, a potem następni. Po chwili już w kręgu pozostała podwieszona na słupie lampa oraz porozrzucane wszędzie karty. Po statku poniósł się dźwięk biegających dookoła mężczyzn, przekleństw i innych okrzyków. Dostarczenie wina do ręki Gersena trwało nieco dłużej niż dwie chwile, lecz znacznie krócej niż się tego faktycznie spodziewał. Odkorkował je z przyjemnym dźwiękiem korka opuszczającego ciasną szyję butli, a po chwili uniósł się słodki zapach owoców. Na kapitana będzie musiał oczekiwać znacznie, znacznie dłużej...
Ostatnio edytowane przez Gersen 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Błogi spokój chwilowo tylko zakłócany przez nawoływania utopców, które właśnie kończyły żerowanie na odpadkach pozostawionych przez przekupniów, musiał się kiedyś skończyć. Wężowata wylazła zza sterty rupiecia składowanego na pokładzie kij wie w jakim celu, zapewne po nażarciu się do syta szczurami tudzież innym paskudztwem, syknęła coś o Yasmerin. Należy przyznać jej jedno - szybko się skubana uczy, gadzie nawyki stały się mniej widoczne, a modulowane odgłosy jakby zanikły. Ma dziewczyna talent. Medard odpowiedział, nie chcąc tracić czasu:
- A któż niby inny? Nie przeszkadzaj jej teraz, właśnie zasnęła. Nie słyszałem też, by plan uległ zmianie. Powiedzmy, że chwilowo możesz oddać się błogiemu nicnierobieniu albo poganianiu tych leserów przy karcioszkach. Barany opróżniły cały zapas wina zgromadzony na pokładzie, a coś takiego nie może im ujść płazem! Już ja ich nauczę moresu! Pardon.
Med oddalił się od gadołaczki i szybkim krokiem zmierzał wprost ku rozbawionemu żołdactwu przy cumach. Już miał wrzasnąć na nierobów, gdy w niebo wzleciał potworny wrzask, a zaraz potem dało się słyszeć soczyste "kurrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrwa mać!" powtarzane naprzemiennie z wyklinaniem wszystkiego, co się rusza od lokalnych mistrzów szkutnictwa od siedmiu boleści poczynając. Głos ów nie mógł należeć do nikogo innego, jak samego pirata nazwiskiem Arhe. Wściekły jak sto diabłów wilk morski od razu sprowadził miejscowych patałachów do parteru, wskazując obowiązki, których nie dopełnili należycie. Medard spostrzegł kilku z nich bezczelnie chowających się za antałkami z okowitą.
~No to was, gamonie, mam! - pomyślał, szepnął coś pod nosem, a już na łepetynie jednego z owych tchórzy pojawiły się malutkie płomyki i pomału można było wyczuć swąd palonych kudłów plebejusza. Pozostali chybcikiem ulotnili się z tymczasowej kryjówki, lecz dziwnym zrządzeniem losu napatoczyli się na przenikliwy wzrok Gersena z jednej strony i ścigającego ich wąpierza z drugiej.
- Biegiem do roboty, kundle zapchlone, diabelskie sługusy o mikrych umysłach! Wasze móżdżki mogłyby robić za przystawkę dla niewielkiego zombiaka, bo większy pewnikiem skisłby z głodu, taki z was pożytek, zakute łby!Jeszcze raz złapię którego na wymigiwaniu się od pracy, osobiście utnę męderały i do garła wepchnę! Ciekawe, jak wasi kompani powitają w ferajnie eunuchów, hehe! - wrzasnął z typowym dla siebie charknięciem, a na jego twarzy widniał szyderczy uśmieszek cynicznego sukinsyna. Poparzonego zaś na rozpęd solidnie kopnął w rzyć tak, iż tamten wylądował w drugim końcu łodzi. Dodatkowo nabiegłe karminem ślepia zdawały się wzbudzać przerażenie wśród pozostałych wałkoni, którzy jakimś cudem uniknęli spotkania z piratem. Jeszcze będą mieli za swoje, prędzej czy później...

-
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości