Ekradon[Ekradron] Daleka droga do domu

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

[Ekradron] Daleka droga do domu

Post autor: Yasmerin »

Ekradron powitał ich po dniach spędzonych na pospiesznej wędrówce. Z nieumarłymi za plecami nie bardzo mogli pozwolić sobie na solidny wypoczynek, zatrzymując się rzadko, wyłącznie by nie zajeździć koni. Zwierzęta zdawały się nieco odżyć, kiedy wreszcie opuścili bagniste tereny Mrocznych Dolin i znaleźli się na bardziej stabilnych ścieżkach. Wokoło natrafić można było na ślady działalności człowieka, wydobywano tu glinę i przewożono ją dalej. Nigdzie jednak nie było widać żywego ducha.
Yasmerin miała jednak pewność, że są obserwowani. Wiadomość musiała dotrzeć do władz Ekradronu, prawdopodobnie ewakuowano cywilów z zagrożonego odcinka. Nikt jednak nie wyszedł im jeszcze na spotkanie. Młoda alchemiczka i agentka Karsteinu była jednak zbyt zmęczona, by szukać drogi porozumienia. W tej chwili marzyła tylko o tym, by tutejsze wojsko zajęło się ożywionymi trupami, a oni swobodnie udali się do swojego księstwa. Przecież to nie tak wiele, prawda?
Wysłała jednak Lisiczkę, by pobiegała po okolicy i zebrała informacje o tym, jak wygląda ich komitet powitalny oraz jakie mają plany odnośnie przybyszów. Zwierzątko czmychnęło w krzaki, nie oglądając się za siebie. Havvok spojrzała na nią z zazdrością i ruszyła się w siodle. Oczywiście zmiana pozycji już dawno nie przynosiła ulgi obolałym mięśniom, ale przynajmniej próbowała. Obiecywała sobie, że choć nienawidzi szlacheckich luksusów, po powrocie do kraju spędzi przynajmniej tydzień w zamku Medarda, pozwalając się rozpieszczać służbie. Westchnęła ciężko bo uznała, że już od tego wszystkiego w głowie zaczyna jej się przewracać.
- Ty, masz jeszcze tą gorzałkę, co się nią raczyłeś jakiś czas temu? - podjechała do Gersena, nie chcąc zostawać sama ze swoją głową, w której teraz roiły się same głupoty.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Wjazd do Ekradonu dodał Gersenowi nieco nowych sił. Długa podróż w siodle, przerywana wyłącznie krótkimi starciami z sługami licza nie była dokładnie tym, czego mężczyzna oczekiwał podczas podróży z księciem. Wprawne oko pirata zauważyło, że pozostali członkowie tejże karawany nieznacznie się ożywili. Najtrudniejsza część wyprawy za nimi, a podróż z Ekradonu na równiny była bardzo prosta, zgodnie z strzępami informacji, które Gersen odnalazł w swej pamięci. Podróżnicy nie mogli być pewni zachowania ekradońskich władz, które mogą okazać się znacznie mniej podatne na manipulacje niż oszołomieni chłopi z Brezeny. Polityka leży jednak w rękach wampira, choć sam chętnie uczestniczyłby w takich dyplomacjach. Zawsze interesowały go rzeczy nowe, ważne i przydatne, a umiejętność dyplomacji z pewnością do takich należała. Z zastanowienia wyrwał go głos towarzyszki- Yasmerin. Bez słowa wyszukał dzban, który od początku wyprawy był napełniany kilkukrotnie w sposób nie do końca jasny. Niezmiennie jednak była w nim ta sama, błoga w smaku substancja. Wyciągnął w kierunku kobiety rękę, podając spokojnie specyfik, którego recepturę sam opracował.
- Jeśli brać pod uwagę to dzieło mego umysłu i ciężkiej pracy, możesz mnie także nazywać alchemikiem.
Gersen chciał się jeszcze pochwalić, iż jego wyrób jest mocniejszy nawet od słynnych orzechówek z Fargoth, lecz szybko stracił cały zapał i po prostu odpuścił sobie. Przycisnął stopy do końskiego brzucha i ściągnął lejce. Podjechał kawałek dalej, przyglądając się tajemniczo wozom, które karawana ciągle za sobą ciągła. Po niezbyt dokładnych, lecz wciąż oględzinach, pirat wyrównał krok z Yasmerin i z zastanowieniem się jej przyglądał. Ciekawość, której nigdy nie potrafił się pozbyć kusiła go, by zapytał jeszcze raz o to, co wydarzyło się w posiadłości burmistrza Brezeny. Z drugiej jednak strony, domyślał się, że dziewczyna niechętnie będzie chciała o tym rozmawiać. Gdzieś w głowie przewinęła mu się myśl o spiciu Yas własnym wyrobem i podpytaniu wówczas, ale na szczęście szybko zdał sobie sprawę jak idiotyczny był to pomysł. Zamiast tego popatrzył na kobietę i uśmiechnął się nieznacznie, prawie niezauważalnie...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

I wreszcie jakaś, job twoju mat', odmiana od tych chędożonych bagnisk. Wszyscy mieli dosyć wszędobylskiego fetoru butwiejących szczątków roślinnych, zamulonej wody koloru zgniłej zieleni, gadów i pająków, a przede wszystkim moskitów, których ostatnio było jakieś zatrzęsienie. Chmary małych krwiopijców fruwały sobie nad wodami, a gdy tylko przeszło coś większego od zaskrońca, żółwia błotnego czy karłowatego krokodyla, wszystkie rzucały się doń jak sfora zdziczałych psów na ochłap. Brrrrrrrrrrr, makabra!
Natomiast teraz krajobraz zmienił się nie do poznania - mokradła ustąpiły rzadkiemu lasowi, momentami przechodzącemu w tereny półotwarte z niewielkimi zadrzewieniami, wśród których dominujące dotąd namorzyny zastąpiły praktycznie całkowicie mieszane lasy bukowo-dębowe z dodatkiem krzaków charakterystycznych dla terenów otwartych w ciepłym, suchym klimacie. Zapach przeschłych na słońcu liści wawrzynów uderzał we wrażliwe nozdrza istot rozumnych i chrapy ich wierzchowców. Wygłodniałe mamuty rzuciły się na przydrożne drzewa, by oskubać je z liści. Lamy gustowały w liściach dzikich pomidorów, od których aż się roiło na suchych zboczach pagórków.
Ekradon najwidoczniej miał jakieś święto państwowe, bo zamiast orszaku powitalnego, nie spotkali nawet psa z kulawą nogą. Cóż, może to tylko chwilowe bezludzie. Medard popędził wierzchowca co sił w nogach, tak, iż zziajane zwierzę znalazło się przy Yas i piracie Gersenie, którzy ochoczo rozmawiali o bimbrze, delektując się samogonem pędzonym własnoręcznie przez morskiego wilka. Medard zakradł się od tyłu i w najmniej oczekiwanej chwili ryknął:
- Bu!
Wierzchowce spłoszyły się nieco, bo chociaż przywykłe do hałasu, to takie coś przyprawić może o zawał serca. Medard kontynuował, ścigając spłoszone zwierzęta:
- Na bimbrownictwie to trzeba się znać - nie zawsze z tego samego cukru powstaje dobry samogon. Ciekawe, dlaczego nie ma jeszcze komitetu, psia mać, powitalnego od króla Ekradonu? Czyżby ten leniwy naród całkiem położył na wszystko wokół przysłowiową lagę?
W pozostałej jeszcze grupie ludzi z Brezeny, która cudem uszła z życiem przed zdechlakami licza, doszło do kolejnego rozłamu - oto kolejny "towarzysz" intrygant postanowił zostać w tak pięknym kraju, co praktycznie od razu potwierdzili co znaczniejsi obywatele spalonego miasta. Może to i dobrze. Stanowili w większości zbyteczny balast.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Wiatr szumiał melodyjnie w koronach drzew, kiedy powoli wbijali się wgłąb sfery granicznej Ekradronu, porzucając śmierdzące mokradła i niekończące się odludzie. Krajobraz wprawdzie nie zmienił się jeszcze do końca, ale już wszystko wyglądało bardziej przyjaźnie. I mieli pod nogami ubitą drogę, po tak wielu dniach podróży przez błota różnica była wręcz bajeczna. Cała niewygoda siedzenia w siodle zmalała przynajmniej o połowę i Havvok przestała się obawiać, że w końcu nie wytrzyma i zwyczajnie zeskoczy na ziemię.
A bimber Gersena był dodatkowym aspektem osładzającym okoliczności. Nawet jeśli powinni zachować czujność przy Ekradrończykach, nie sądziła by kilka łyków mogło jakoś znacząco wpłynąć na jej możliwości. Do walki i tak by się nie pchała, najwyżej szukałaby najlepszej drogi ucieczki... Upiła sporego łyka i odchrząknęła, kiedy mocny alkohol zapiekł ją w gardle. Dała radę się nie rozkaszlać, przyzwyczajona raczej do takich trunków niż delikatnych win.
- W tej chwili mogłabym się obiema rękami podpisać pod stwierdzeniem, że twoja sztuka stoi znacznie wyżej niż moja - roześmiała się i chciała mu oddać dzban, ale pirat wybrał ten moment na spięcie konia.
Patrzyła z pewnym rozczarowaniem, jak oddala się w stronę wozów. Jak by nie patrzeć, najbardziej jej teraz zależało na jakimś towarzystwie, najwyraźniej jednak należało poszukać go gdzie indziej. Dopiero po czasie przyszło jej do głowy, że po wydarzeniach w Brezenie Gersen miał pełne prawo, by nie czuć się przy niej zbyt pewnie. Nie zdążyła się tym specjalnie przejąć, bo zaczęły do niej przychodzić sygnały od łasicy. Prawie już zapomniała o zwierzątku...
Ledwie zarejestrowała powrót pirata, bo zajęta była mentalnym przekazem od demonicznego futrzaka. Przez chwilę patrzyła jej oczami i słuchała jej uszami, wówczas jej twarz nabierała zupełnie nieobecnego wyrazu. Nie była świadoma, że Gersen akurat teraz zaczął się jej przyglądać. Ten też moment wybrał szlachetny książę, aby wyskoczyć ze swoim nieco dziecinnym żartem. Jego okrzyk przedarł się przez więź telepatyczną i przywrócił Yas do rzeczywistości, wydobywając z niej jednocześnie głuchy okrzyk. Omal nie zleciała z siodła, zaskoczona w chwili, gdzie raczej nie powinno się jej robić takich niespodzianek. Usiadła pewniej, niespecjalnie słuchając, co Medard miał do powiedzenia na temat sztuki bimbrowniczej. Uspokoiła nieco przyspieszony oddech i wzięła się w garść, masując skronie.
- Więc tak. Mamy kilka drużyn usianych po okolicy, są w gotowości ale na razie nic nie robią. Póki co na pewno pięć - referowała ze spokojem sytuację, przymykając oczy - Wzdłuż traktu mamy wielu zwiadowców, mają zadanie obserwować i informować wyższe szarże. Z tego co się połapałam, to póki co po prostu nas przepuszczają. Nie za bardzo nam ufają, bardzo też nie podobają im się Nefalimowie.
Mówiła oczywiście przyciszonym tonem, by nikt prócz dwóch mężczyzn obok nie mógł jej usłyszeć. Tego tylko brakowało, by ktoś się zorientował, jaka była jej rola w tym cyrku. Zdecydowanie wolała pozostać przypadkową niewiastą.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, ktoś wyjdzie nam na spotkanie dopiero jak już wydostaniemy się z zagrożonej strefy granicznej. Chyba są trochę zdenerwowani tą sytuacją - dodała, po czym upiła jeszcze bimbru i spojrzała w oczy piratowi.
Doszła do wniosku, że nie musi mu się tłumaczyć. W końcu wiedział, że jej głównym zajęciem wcale nie było warzenie eliksirów w zaciszu swej pracowni.
- Może chcesz? - zaproponowała, wyciągając w jego stronę dzban.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Zmianę drogi na mniej bagnistą docenił nawet koń Gersena, który teraz prowadził się jakby lżej i przyjemnie. Wilgotne powietrze bagien przesiąkało dosłownie wszystko, a teraz wśród rozłożystych drzew i porastających krzaków dzikich pomidorów, zrobiło się wcale miło. Pirat zapomniał nawet na chwilę o problemach, które mogą przysporzyć Ekradończycy, po prostu oddychał pełną piersią przejeżdżając obok wiekowych buków. Jeszcze wcześniej zrzucił poszarpaną i zawilgoconą kurtkę, z którą męczył się podczas dotychczasowej podróży. Wampir, którego nagle naszłą ochota na żarty spłoszył mu nieco wierzchowca, przez co Gersen był bliski bezpośredniego spotkania z ziemią. Cudem tego uniknął, choć nie bez bólu dla samego konia. Wampir, trzysta lat na karku, a głupoty ciągle w głowie- pomyślał Gersen i zaczął knuć plan strasznego odwetu na karnsteińskim księciu. Medard dorzucił jeszcze kilka uwag na temat bimbrownictwa. Tutaj już mężczyzna poczuł się niemało dotknięty. Własnie miał wejść w poważną dyskusję z krwiopijcą na temat alkoholi, lecz Yasmerin zaczęła zdawać swój raport. Musiał przyznać, że jej metody inwigilacji i przede wszystkim skuteczność były co najmniej imponujące. Gersen nie wtrącał się im do rozmowy, był tylko najemnym łotrem, który w dziwnych okolicznościach przystał do bandy Medarda von Karnsteina. Zamiast tego, przyglądał się okolicy i nieco zestresowanym podróżnikom, wyłapując słowa Yasmerin. Kiedy już skończyła i zwilżyła usta arcydziełem sztuki bimbrownictwa, przejął od niej butlę, popijając kilka łyków. Podniósł dzban i próbował dojrzeć jego zawartość, lecz oplatający szkło wiklinowy kosz znacznie to utrudniał. Gersen szybko poddał próby oszacowania ilości alkoholu w naczyniu i wepchnął je do torby.
- Krwiopijco. Kiedy już dotrzesz z tymi ludźmi do swojego kraju. Co zamierzasz?
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Gdzieś w oddali, lecz już nie tak daleko jak mogło by się zdawać usłyszeć się dało tętent koni, dość spora grupa zbrojnych zbliżała się ku nim, a może to gdzieś na innym trakcie było ? Nie można było jeszcze tego stwierdzić z całą pewnością... Jedyne co było pewne to to ze nic nie jest pewne, nawet to czy owa grupa była by przyjaźnie nastawiona czy by stanowiła nowe zagrożenie, wszak mogli to być zwykli bandyci wykorzystujący okazje i napadający na traktach niczego nieświadomych podróżnych...
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Dziwnym zrządzeniem losu na rubieżach Ekradonu znalazł się tak sielski krajobraz przerzedzonego stepem lasu. Porosłe oleandrami, oliwnikami i wawrzynowatymi pagórki aż przyciągały obserwatora bujnym kwieciem tych pierwszych i dzikich krzaków pomidora. Wokół kwitnących roślin buszowały pszczoły, trzmiele i motyle, by się nasycić zanim natura zabierze ową prawdziwą mannę spadłą im z niebios. Owady miały tam istnie jak w raju. Wyczyn Medarda odniósł skutek nieco oddalony od zamierzonego. Oba wierzchowce - Yasmerin i pirata Gersena odkryły swe prawdziwe oblicza dzikich tarpanów o narowistym charakterze. Wilk morski o mały włos nie zaliczył czołowego zderzenia z darnią. Kiedy konie uspokoiły się trochę, Yasmerin zaczęła zdawanie raportu, zdaje się dotyczącego rozlokowania patroli granicznych wojsk Ekradonu. Sytuacja wyglądała raczej na pomyślną. Medard odpowiedział:
- Tak jak przeczuwałem. Schodzą nam z drogi, wiedząc doskonale, że jeden nieostrożny ruch może doprowadzić do wojny, przy której potyczki ze zdechlakami czy może nawet oblężenie Brezeny zdają się być postrzegane jako mały pikuś. Skoro nasi szpiedzy się nudzą, to znajdź im jakieś zajęcie, nie po to łożymy na nich z podatków, by grzali tłuste rzycie na słoneczku i gapili się na pszczółki. Wszak nie są na wywczasach, do kroćset - chociaż z drugiej strony... tak, należy im się odpoczynek, choćby i tak mizerny jak to przygodne czekanie na Godota. Co zaś się tyczy Nefalimów, będąc na miejscu śmiertelników i ich włodarzy, nie chciałbym, aby coś tak potężnego w liczbie tak wielkiej i z całym dobytkiem tarabaniło się przez mój kraj bez jakiejkolwiek nad tym kontroli. To są tylko ludzie - śmieszne, zabobonne istoty, którymi łatwo manipulować. Nie bierzcie tego do siebie, moi drodzy. Wy nie jesteście i mam nadzieję nigdy nie zostaniecie konikami, które dają się zaprowadzić do rzeźnika, by zrobił z nich salami. No dobrze, dosyć już wywodów, dajcie trochę tego waszego eliksiru dla strapionego wędrowca.
Ostatnią część kwestii wypowiadał już w obecności pirata, wszak to głównie jego samogon był pity podczas tego typu "biesiad". Wilk morski bardzo był ciekaw dalszych losów członków tego cudacznego korowodu, który zdawał się wieść chyba donikąd. Książę odpowiedział i jemu:
- Tych niewdzięczników? Zaufajcie mi, przydadzą się oni komu innemu. Ponoć król Ekradonu ma poważne kłopoty po ostatniej pladze zarazy. Myślę, iż śmiertelni z chęcią zostaną na miejscu - nie przywykną prędko do tygla ras i kultur, jakim stworzyliśmy Karnstein. Co innego Nefilimowie - stepy okalające Anperię będą wymarzonym miejscem dla tej ciekawej społeczności. Tak czy owak, po przyjeździe na miejsce zdecydowani jesteśmy, hekhemm, my, Książę, wyprawić olbrzymi bal w dawno nieużywanym do tego celu zamczysku. Jesteście zainteresowani pomysłem? - oczekiwał na reakcję towarzyszy.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

A zbrojni byli coraz bliżej i bliżej, z dala już było widać tuman kurzu jaki nieśli ze sobą, i dość dziwną chorągiew. Chorągiew owa przedstawiała białą róże na czarnym tle. Podróżni mieli coraz mniej czasu na podjecie decyzji czy zejść z traktu i pozwolić by owa kohorta przejechała, czy wyjść im na spotkanie. Grupa owa była dość liczna, przed nią podążały potężne wilczury... ich skowyt niósł się po okolicy.
Parę metrów przed resztą grupy podążał samotny jeździec, zapewne przywódca , lub zwiadowca...
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Teraz słowa Medarda zabolały Yasmerin, która nieco innej reakcji spodziewała się po zdaniu raportu. Zmarszczyła brwi, przez chwilę jakby przetrawiając to, co usłyszała.
- Szpiedzy się nudzą? Gdzie? - zapytała nieco urażonym tonem, bo swoją pracę traktowała poważnie i solidnie - Nie widzę tutaj żadnych naszych szpiegów. Ci natomiast, którzy powinni gdzieś być, z pewnością tam są.
Nie wchodziła w szczegóły z powodu pirata jadącego tuż obok, widać jednak było, że weszła w bojowy nastrój. Jeśli zaś Gersen uważał wcześniej, że dziewczyna jest wzorową poddaną, z pewnością jego złudzenia właśnie zostały rozwiane. Przez chwilę też jechała wyraźnie naburmuszona, tak zupełnie po dziecinnemu. Kiedy zaś Gersen spytało dalsze plany, łasica poinformowała o zbliżaniu się obcej grupy. Yasmerin niepewnie spojrzała na Medarda.
- Ekradrończycy mówią między sobą, że z przeciwnej strony zbliża się ktoś obcy. Zdaje się, że jacyś rycerze...
Wieść o balu przyjęła z umiarkowanym zainteresowaniem. Z jednej strony marzyła o zrelaksowaniu się i zabawie, nadal jednak pałacowe intrygi trochę ją odrzucały. Zwłaszcza, że choć nie miała praktycznie żadnego znaczenia, niemal wszystkie oczy we dworze śledziły dokładnie jej poczynania i była pewna, że wielkie damy wyśmiewały się później z jej niedoskonałych manier. Wiedziała też, że nieoficjalnie nazywano ją faworytą księcia, co wprawdzie nie było jakieś strasznie przykre, nadal jednak bardzo odległe od rzeczywistości. Cóż, chyba jednak lepiej by tworzyli takie fantastyczne teorie, aniżeli dowiedzieli się, jaki jest prawdziwy sens jej przebywania w okolicy tronu Karnsteinu. Nadal jednak wolałaby sobie bezpiecznie siedzieć za nim, niewidoczna dla innych...
- Nie warto tłuc się z tymi ludźmi przez pół świata, zresztą, z pewnością zechcą osiąść tutaj, bliżej dawnego domu - zgodziła się z Medardem, nie była nigdy dobra w trzymaniu w sobie złości - Bal, baaal... Och, będę musiała założyć sukienkę...!
Wypsnęło jej się spontanicznie, po czym jakby zawstydziła się nieco swojej reakcji. Przywykła do noszenia się raczej po męsku, dużo wygodniej i mniej zamieszania. Doskonałym pretekstem do zmiany tematu okazało się pojawienie na horyzoncie rycerzy, o których wspominała jej łasica. Cóż, z ich strony nie było żadnego dylematu. Olbrzymia karawana z pewnością nie ruszy się w tak krótkim czasie z traktu, zwłaszcza gdy istniało ryzyko, że wozy poutykają im na nierównych, wciąż nieco bagnistych połaciach. Mamuty także dużo lepiej czuły się na drodze, gdzie nie chlastały ich gałęzie niskich drzew. Nikomu też nie przyszło nawet do głowy, by ustępować nieznajomym drogi. Ogromne słoniska wydały z siebie przeciągły ryk w odpowiedzi na zawodzenie wilczurów, jakby przypominając, kto tu kogo może rozdeptać.
- Rycerstwo róży... - Yasmerin szybko zidentyfikowała ich chorągwie i teraz podzieliła się tym z najbliżej stojącymi - Tajemnicze zakony o bardzo niejasnych celach, nie słyszałam by w podróż kiedykolwiek wybierali się bez towarzystwa magów...
Urwała, jak już jeździec z przodu zbliżył się zbyt blisko. Nie chciała być tu wzięta za kogokolwiek istotnego albo lepiej poinformowanego. Ot, zwykła dziewuszka. Uśmiechnęła się do niego tępo i maślany wzrok wlepiła w lśniącą zbroję.
Jak ona nie lubiła takiego żelastwa...
Ostatnio edytowane przez Yasmerin 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Tętent koni zbliżającej się chorągwi szybko zwrócił uwagę Gersena. Zaciekawiony tajemniczymi jeźdźcami rozkojarzył się, utraciwszy cząstki rozmowy wampirzego księcia i Yasmerin. Ominął go też mały bunt jaki Yasmerin zgotowała Medardowi. I gdyby tylko wiedział co go ominęło, z pewnością długo by żałował. Podczas całej podróży, od samej Brezeny nie zauważył, by ktokolwiek choć próbował konfrontacji z wampirem. Nie wiedział co było tego powodem, jego natura, czy wrodzona charyzma. Na szczęście sam był tylko kimś w rodzaju obserwatora. Biorącego czynny udział w akcjach, ale jednak wciąż. Tym większe było jego zdziwienie kiedy zbiegiem okoliczności dołączył do elity brezeńskiej wyprawy. Z drugiej jednak strony... wyróżnienie się w takiej społeczności trudno określić jako sukces. Jeszcze przez kilka chwil Gersen nasłuchiwał dudnienia końskich kopyt, mechanicznie utrzymując się niedaleko karnsteinskich dygnitarzy. Dopiero kolejne wywody wampira nieco przywróciły mężczyznę do rzeczywistości. Mężczyzna wyobraził sobie gadziookich adaptujących się do nowych warunków na równinach. Później była także część o balu. Pirat doskonale zdawał sobie sprawę, że do takiego balu pasowałby niczym pięść do nosa. Wiecznie odizolowany i zamknięty ze swoimi ideami, osobliwy i nawet nieco nieokrzesany wilk morski byłby jednym z głównych tematów oraz naturalnie powszechnym pośmiewiskiem.
- Już czuję się zaproszony, drogi krwiopijco.
Gersen rzucił szybko kilka słów, potwierdzając swoje przybycie na uroczystość. I nieważne było teraz, czy książę przewidywał jego osobę wśród arystokracji, teraz po prostu nie wypadało mu odmówić. Pirat dobrze o tym wiedział. Rzucił okiem na Yasmerin i mrugnął do niej porozumiewawczo. W tym czasie ta zidentyfikowała nadjeżdżającą grupę jako Kryształową Różę. Pierwszy raz w życiu dane mu było usłyszeć nazwę jednostki, lecz od razu doskonale wiedział z kim mają do czynienia. Pompatyczni, przeświadczeni o swej wyższości rycerze, których zbroje miast zbierać rysy i wgniecenia na polach bitew, był czyszczone z taką samą starannością jak talerze w ekradońskim pałacu.
Gersen nie mógł sobie odpuścić i znalazł się jak najbliżej księcia Karnsteinu. Przytomnie, bo to właśnie z nim powinni porozmawiać w pierwszej kolejności. Nim jednak zdołali dotrzeć do karawany, zdążył wypowiedzieć jeszcze kilka słów półgłosem, tak by Medard mógł go usłyszeć.
- Czuję, że to będzie baardzo zabawne. Czyń swoją magię...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Jakby mało było innych zmartwień w księstwie i podczas podróży powrotnej! Jak nie urok to przemarsz wojsk - no właśnie- bliżej niezidentyfikowana grupa rycerzy, jak mniemał Medard członków jakiegoś zgromadzenia, być może zakonu, miarowo dążyła do spotkania się z konwojem. Wszak kilkutysięczny pochód z jaszczykami pełnymi manatków i wszelkiego dobytku, olbrzymimi mamutami, jednym ciosem mogącymi pozbawić życia zbrojnego towarzysza konnicy, jeźdźcami na lamach, koniach i wyrośniętych nielotnych ptaszyskach, dostojnie prezentujących swe fikuśne czuby na łbach oraz masę pieszego narybku, lazaretem i młodymi wierzchowców wyżej wymienionych gatunków nie usunie się w krze ot tak nie robiąc przy tym większego niż zwykle rabanu. Zakonnicy - oni są jak zaraza! Tylko by nieumarłych siekli i ciemiężyli miejscową ludność, psie syny. Oddział nie wyglądał na zasobny w rycerstwo - ot jakieś kilkadziesiąt bądź małe kilkaset chłopa w lśniącej, krępującej ruchy zbroi i być może paru magów na krzyż. Medard wysłał kruka na zwiad, by przekonać się, z czym będzie miał do czynienia. Ptak, sprawiający wrażenie ścierwojada szukającego łatwego łupu pośród konnych, szybko dotarł nad szyk Kryształowej Róży, mijając wcześniej człowieka, który jechał na przedzie - jegomość fizjonomią przypominał bardziej dostojnika, aniżeli zwykłego, zwiadowczego knechta tudzież członka lekkiej jazdy. Parę ładnych chwil okrążał szyk rycerstwa, przyglądając się ważniejszym ludziom poruszających się w owym skupisku.
Yas, wściekła niczym osa, zaatakowała księcia dość ciętą ripostą na temat szpiegów. Medard, nie będąc dłużny, rzucił:
- Teraz to może ich nie ma, ale ptaszysko widziało coś innego. Trzech leserów spało sobie pod wawrzynem i drzemało o niebieskich migdałach! Wyglądali zupełnie jak podwładni twoich ludzi, Yas. No, chyba, że mieli udawać śpiochów, obawiając się wykrycia z powietrza.
Bal, tak, kupa zachodu i jeszcze więcej porządków po jego skończeniu, ale cóż - jubileusz to jubileusz,a poza nim była jeszcze wyprawa, a z niej garść łupów. To powód do świętowania jak znalazł! Zresztą o jakimkolwiek wykręceniu się sianem nie mogło być mowy.
- Zaraz, to ta czereda, do które wysłałem kruka, by im się uważnie przyjrzał? Ciekaw jestem, co ich tu przygnało? Wszak w okolicy nie słyszano o odbywającym się właśnie jakimkolwiek turnieju. Zobaczymy, co za gagatki z tego zgromadzenia Kryształowej Róży, bo zdaje się ten kwiat widnieje na proporcach i końskich rzędach. Jeśli myślą, że im ustąpimy, niech lepiej wsłuchają się w melodie wygrywane przez nasze mamuty na widok tych puszczonych przodem piesków!Też mi coś!- chrząknął, po czym kontynuował wypowiedź.
- Wiem, jaki ubiór preferujesz, nie głowie ci fatałaszki. Zawsze możesz się wcisnąć w galowy mundur Służb, lecz nie pamiętam, kiedy ostatnio ktokolwiek zwykł go zakładać. Wy, szpiedzy, zawsze na takie okazje przyłaziliście w strojach godnych łyków. Czyżby to próba pokazania środkowego palca tak zwanym wyższym klasom społecznym? Jeśli tak, to była ona udana. A, ciebie, admirale Arhe nie może zabraknąć na tak ważnej uroczystości i nie musisz się silić na ukrywanie sarkazmu w wypowiedziach - to się mija z celem. Zachowuj sie tak, jak przystoi prawdziwemu wilkowi morskiemu.
W rzeczy samej - ludziom będzie tutaj dobrze, a w Karnsteinie tylko same z nimi kłopoty. Zaraz zacznie się przysłowiowe: "Jontek, dawaj widły!"... Nie chcemy czegoś takiego.
Nie straszni nam jacyś tam czarodzieje, prawda? Na wszelki wypadek, pozostawać w gotowości do zmiecenia przeciwnika z dystansu.
Ostatnią część wypowiedzi skierował do dowódców Nefilimów, którzy w mig jęli wykonywać rozkazy.
Pirat Gersen może pod wpływem bimbru ożywił się nieco i zabrał choć trochę głosu w dyskusji. Dorzucił swoją część do ogółu w czasie, gdy rycerze zakonni byli dość blisko od czoła karawany. Medard odpowiedział:
- Nie martw się o to na zapas - i bez magii jesteśmy w ewentualnym starciu pewnikiem. Zobaczymy, czego chcą ci templariusze. Stan gotowości.
Zbrojni ukradkiem napinali łuki, kusze i pośpiesznie ładowali fuzje, muszkiety i działa na mamutach. Med wziął do ręki berło z Brezeny i siedząc na lamie oczekiwał nadejścia zwiadowcy...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

W końcu podjechał do nich pierwszy z rycerz, który widząc większą grupę ruszył pędem ku niej by przyjrzeć się wędrowcom i ocenić kim są owi podróżnicy. Był on odziany w czarniawą zbroje, która było widać nie z jednego boju wyszła, był to jednak dziwny metal. Zdolny kowal mógł poznać, albo i nie ze owa ruda jest... nietypowa ? Nieznana mu ? Jednak widząc po wygnieceniach na niej mógł oszacować ze był to niezwykle mocny metal. Może był po prostu chroniony magią ? Wierzchowiec rycerza był potężnym czarnym ogarem ciężko okutym, jednak mimo to wydawało się ze i tak jest dość zwrotny. Sam mężczyzna był w dość podeszłym wieku zdaje się, lecz wciąż widać było w nim wielką krzepę. Miał długą siwą brodę i krótkie włosy o tej samej barwie. Na jego lewym poliku była rana zapewne od ostrza, a jego spojrzenie błękitnych oczu było chłodne i bez żadnych emocji. Jednak było coś co mogło sugerować ze podróżni nie zbyt dobrze ocenili sytuacje, znak na jego tarczy i czarnym płaszczu symbolizował - błękitną róże. Nie spotkali oni na swej drodze rycerstwa kryształowej róży, a rycerstwo róży.
A w nim wiele barw jest i wiele sił. Nawet chłop jednak mógł poznać w człowieku doświadczonego rycerza, który widział nie jedną potyczkę.


W między czasie kruk wrócił do swego pana... mógł go powiadomić o tym ze to co jest na trakcie nie jest jedynym co się zbliża, na boki od głównego przemarszu szli ludzi w długich czarnych płaszczach, zakapturzeni z długimi łukami. Nie wyglądało to wszystko na jakąś zbieraninę templariuszy a na dobrze wyszkoloną i zorganizowaną armię. Któż wie jaka była ich prawdziwa siła.

O dziwo.. rycerze którzy zbliżyli się już na parę kroków rozstąpili się na 2 stron traktu i powoli przejeżdżali obok karawany, jedynie starszy rycerz stał przed jej członkami obserwując ich i jak by pilnując by wszystko przebiegło zgodnie i poprawnie.
Czyżby taka wielka ignorancja ? Czyżby tak wielka pewność siebie ? A może po prostu grupy nie interesowała karawana, nie miała w stosunku do niej żadnych złych planów, i po prostu chciała spokojnie ją minąć.

W końcu do tego jednego rycerza dojechał sam Darogan, spojrzał po zebranych i rzekł spokojnym tonem.
- Bądźcie pozdrowieni podróżni, nie troskajcie się naszym przemarszem, równie szybko nasz ujrzeliście, równie szybko znikniemy za horyzontem jadąc gdzieś w dal - rzekł spokojnym głosem i ciepłym głosem, głosem z którego nie płynęła ani agresja ani wrogość
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Tak, tylko jakiegoś obcego wojska brakowało, kiedy młoda agentka i jedna z nielicznych kobiet w karawanie traciła akurat nerwy. Długa podróż, zagrożenie ze strony nadchodzących nieumarłych, ciągłe niewygody, ataki owadów, brak czasu na porządny odpoczynek, a teraz jeszcze jakieś dziwne oskarżenia. Normalnie nie straciłaby nerwów tak łatwo, teraz jednak była zwyczajnie zmęczona.
- Medardzie, księciuniu mój - westchnęła już z nieco większą cierpliwością, choć użyła zwrotu którego wąpierz tak bardzo nie znosił - Ty zajmujesz się rządzeniem, oni szpiegowaniem. I choć dla twej pozycji właściwe, a nawet pożądane jest, aby z daleka było można ją rozpoznać, w przypadku szpiegów nie byłoby to właściwe rozwiązanie. A skoro uważasz, że powinieneś widzieć działania twych szpiegów... cóż, dlatego masz mnie.
Nadal mówiła chłodnym tonem, jednak Medard znać ją już winien na tyle by wiedzieć, iż wszelki gniew uchodził z niej bardzo szybko. Ostatnie zdanie wypowiedziała już niemal łagodnie, nie bez zadowolenia zresztą. Pooddychała jeszcze kilka razy, chcąc odzyskać spokojną głowę. Rozmową zainteresowała się dopiero, kiedy zeszła na temat balu. Tak, och tak. W tejże chwili brzmiał on tak odlegle, że nie była w stanie się specjalnie w sprawę zaangażować. Nie, żeby normalnie porywały ją bale. Ton głosu pirata także sugerował, że ma dość mieszane uczucia. Uśmiechnęła się mimowolnie, zwłaszcza kiedy mrugnął w jej stronę.
- W takim razie spodziewam się, że ze mną zatańczysz przynajmniej jeden taniec - zwróciła się do niego, świadoma prawdziwych zamiarów Gersena - Inaczej uznam, że wciąż gniewasz się na mnie i obawiasz za próbę wypicia twej krwi wtedy, w Brezenie.
Pomysł Medarda, by na czas przyjęcia przyoblekła się w jakiś mundur, rozbawił ją i ostatecznie porzuciła wszelkie dąsy. Ech, ci władcy... Za bardzo przyzwyczajeni byli do tego, że we wszystkim można się kierować własnym gustem i przekonaniami. No ale gdyby nie to, zapewne nie posiadaliby tak ogromnej charyzmy, jaka promieniała choćby i z wampira jadącego obok młodej alchemiczki.
- To bardzo miłe z twojej strony, że myślisz nad moim samopoczuciem, nie sądzę jednak, by takie zwracanie na siebie uwagi mogło mi w czymkolwiek pomóc - zauważyła z lekkim uśmiechem, przygryzając nieco dolną wargę - Zapewniam cię, że wbrew temu co zawsze mi powtarzasz, na twoim zamku także są szpiedzy obcych wywiadów. Lepszym więc będzie rozwiązaniem, jeśli czasami zacisnę zęby i poudaję kobietę.
Oczywiście mówiła raczej żartobliwym tonem, jednak uśmiech szybko zniknął z jej twarzy. Różowcy byli coraz bliżej Oczywiście, zgodnie ze wszelkimi przewidywaniami, Medard za nic sobie miał zbliżanie się obcych. Yasmerin nie spodziewała się niczego innego, sama zresztą nie widziała prawdziwego powodu, by mieli jakkolwiek zareagować. Pamiętała jedynie o magach... ktoś przecież musiał. Swoje zmysły nastawiła na wyczuwanie, czy ktoś przypadkiem nie eksperymentuje w jakiś czarodziejski sposób przy ich grupie, albo czy obcy nie są obłożeni jakimiś specjalnymi cechami. W końcu ktoś musi być czujnym, aby beztroski mógł pozostać ktoś. Także łasica porzuciła szpiegowanie pośród Ekradrończyków i ruszyła razem z pierwszymi jeźdźcami wzdłuż karawany, jakby kontrolując, czy nie planują niczego.
- Pozwól mi się pomartwić na zapas - zaprotestowała, choć oczywiście nie potrzebowała nijakiego zezwolenia, jak też go i nie oczekiwała - Tak będzie dla nas bezpieczniej.
Beztroski jak zawsze!
Gersen znalazł się po prawej stronie Medarda, ona natomiast po lewej. Koń jej szedł o krok wolniej, jakby spowolniła go w obawie przed nieznajomymi. Jej niesamowicie młody wygląd rzeczywiście nie sugerował wielkiego hartu ducha, którego zresztą w Yasmerin nie było wcale tak wiele.
Kiedy pojawił się Darogan w ciemnej zbroi, skinęła po mu prostu głową, nie widząc celu w odzywaniu się. To nie jej działka, przynajmniej nie kiedy Medard był w pobliżu. Uśmiechnęła się jednak do rycerza, jak przystało na niewinną panienkę. W głowie jej natomiast kołatała się jedna prosta myśl.
Smacznego, Megdarze...
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Smród, hordy dzikich, truposze Megdara, robactwo, krwiopijne moskity atakujące nawet wampiry, cholerne meszki wciskające się w każdy możliwy otwór, bagniska, grzęzawiska i buntownicy - ani chwili spokoju! A teraz, już w cywilizowanym świecie jeszcze tych straceńców tu brakowało. Kruk powrócił z wiadomościami, iż nie jest to zwykła zbieranina templariuszy, a raczej dobrze bitna, silnie zorganizowana armia, zmierzająca ku spełnieniu swych celów lub raczej staniu się w najlepszym razie kupą bezużytecznych popiołów. Na wzmianki o szpiegach Medard rzucił:
- Yas, nie musisz pouczać mnie, jak powinien zachowywać się agent wywiadu. Za młodu, kiedy twoich dziadków nie było jeszcze na świecie, parałem się tym trudnym, ale jakże potrzebnym fachem - przednia była wtedy zabawa. To, co teraz mozemy obserwować w domu, a także i w tym dziwacznym korowodzie cudaków, można by było porównać do niewielkiego pikusia wobec wyczynów niegdysiejszych Służb. Królowie padali jak muchy, przetasowania w armiach, plagi gryzoni, a nawet zabarwienie wody karminem - to wszystko nasza zasługa - szepnął tak, by tylko Yasmerin mogła go usłyszeć.
- Widzisz, te zakute łby aż sie proszą o śmierć. Przecież jadą prosto w łapska licza?! On już by wiedział, co zrobic z podobna im hałastrą, ale lepiej będzie, jak ich ostrzeżemy o zamiarach arcymaga znudzonego życiem, tfu! Egzystencją.
Następnie temat wrócił do szpiegowania i jakichś obcych agentów na zamczysku w Anperii. Taaak, te bubki zostały przy życiu dla niepoznaki - przekazują swym panom informacje całkowicie wyssane z palca - kolejne odcinki z cyklu: jurny książę sąsiedzkiegokraju i jego nowa faworytra... O takich rzeczach można poczytać w niejednym kurierze ulicznym, ech te brukowce!
- Obiło mi się to i owo o usiska. No cóż, muszę przyznać, że te wałkonie trochę się wyćwiczyły, ale Karnsteińczyków nie zagrają nigdy - zbyt łatwo rzucają się w oczy. Masz jednak trochę racji - niech nie mają kolejnego tematu pogaduch przy piwku. Starczą brukowe pisemka i wieśc gminna nawet wśród rodzin Wielkiego Konwentu. Co do martwienia sie na zapas - dobrze robisz, posyłając to sprytne zwierzę. Kruk z powietrza może zobaczy więcej, ale to tylko fizjonomia. Zobaczymy, co przekaże ta twoja łasica - wszak nie raz i nie dwa życia nasze od niej zależały...
Gdy nadjechał czarny rycerz na karoszu, nikt nie wykazywał zdziwienia, które przeszło po ominięciu karawany przez owo zblizające się wojsko. Pokaźna armia zmierzała na zatracenie - nie można było do tego dopuścić. Medard odpowiedział posłańcowi:
- Bądź również pozdrowiony, cny rycerzu róży. Waszym przemarszem się nie troskamy, bo nie ma po temu powodów. Jednak zależy nam na dalszych losach tego, co nadciąga za widocznymi w odddali towarzyszami jazdy. Otóż tam, dokąd zmierzacie, za Mrocznymi Bagnami pełnymi kąsających owadów, smrodu i krokodyli, znajdują sie włości arcylicza Megdara zamieszkane głównie przez jego truposzy. Osobnik ów nie jest przychylny takim eskapadom ludzi na jego teren i radziłbym sie zastanowić, zanim będzie za późno. Chyba nie zamierzacie dołączyć do hordy nieumarłych zalewającej świat bez unicestwienia chociaż jednego szalonego maga z chorymi celami przed oczami?
Odpowiedź rycerza należała do niewiadomych, ze spokojnego, opanowanego tonu głosu nie było sposób wyczytać niemal niczego.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Darogan spojrzał na postać przed sobą, która rzekła mu słowa o zagrożeniu które czyha gdzieś tam w dali, po czym skiną głową i rzekł z tym samym tonem, co pierwsze swe słowa - Zaiste, wielce łaskawe to słowa ostrzegające o niebezpieczeństwie, jedynie wielcy panowie, są zdolni do takowych, więc i Tobie szacunek się należy. Jednakże i tak ruszamy przed siebie, nie straszny nam arcylich, ani inne istoty łaknące naszej śmierci. Przeliśmy pola otchłani, przejdziemy i te ziemie - Po tych słowach rycerz ruszył przed siebie mijając karawanę. Kto jednak miał większą wiedzę o świecie mógł skojarzyć ostatnie słowa rycerza. Mógł skojarzyć pewną dawniejszą historię, opowiadaną przez bardów i niektórych kupców. A brzmiała ona następująco...

Wiele stoczonych bitw za nimi, ich ostrza jarzyły się w cieniu...
Wchodząc coraz głębiej na ziemie nieznanego..
Nikt nie przewidział tak ciężkiej wyprawy i tak silnego oporu jaki był stawiany przez obrońców
Jednak nawet przeznaczenie z ognia zrodzono, kwiaty życia uszły ich..
A rycerstwo róży niepokonane jak fala przez ziemie kroczyło, zostawiając po sobie krwawy ślad.
Nic co dychało, nic co żywe nie miało prawa bytu...
W końcu do ostatniej ich bitwy doszło...
Odkryli siedlisze tego po którego przybyli , i mimo wielu ofiar zgładzili bestie zrodzoną z lawy i krwi


Czy faktycznie jednak tak było, czy owe rycerstwo było aż tak potężne, tego nikt nie udowodnił. Jednak jeżeli okazała by się to prawda, nieumarłe istnienia zapewne nie stanowiły by większego zagrożenia dla owej armii, niżeli demony i inne pomioty ognia i lawy.

Rycerze powoli mijali karawanę, koniec ich grupy był już widoczny, a była ona dość liczna, nad zbyt liczna...
Może trzystu a może czterystu zbrojnych, jakieś postacie w szatach , i łucznicy po bokach których już nie dało się zliczyć.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

W przeciwieństwie do Yasmerin, pirat nie wycofał się, ciągle towarzysząc Medardowi bark w bark. Oglądał jak jazda konna zbliża się do nich po trakcie, który w oddali zaczynał być wykładany białym kamieniem, oszlifowanym już odpowiednio dzięki podkutym kopytom koni i stopom podróżników. Gersen podziękował zrządzeniu losy za drogę i przeklął go jeszcze w tej samej chwili za rycerstwo. Ciężkozbrojni z pewnością wypłoszyli, lub wybili do nogi całą leśną faunę w zasięgu wzroku. Pieczony królik każdego wieczoru stawał się już tylko przykrym widmem. Wówczas to rycerz róży przywitał się z delegacją karawany w charakterystycznym dla wielkich arystokratów stylu, pompatycznie i doniośle. Wampir Medard natychmiast dostroił się do wymagań narzuconych przez zbrojnego i odpowiedział równie miło i melodyjnie starannie dobierając słowa i nawet ton wypowiedzi. A Gersen? Gersen był po prostu sobą. Na przywitanie poczęstował Darogana badawczym spojrzeniem oraz lekko rozbawionym wyrazem twarzy. To było jego powitanie. Gdzieś w międzyczasie pociągnął kilka łyków z odzyskanego od wampira dzbana w wiklinowym koszu, którego to tak strzegł. Dosłyszał wtedy, że wampir ostrzega rycerza przed jazdą w strony, z których oni właśnie uciekali. Gersen zauważył przynajmniej dwa, niezależne od siebie powody, dla których ostrzeganie tego oddziału było błędem. Pierwszy- gdyby tylko zakuci w zbroje rycerze ruszyli do przodu, mógłby spać o wiele spokojniej, wiedząc iż taka mała armia robi spustoszenie na ziemiach Megdara, ubezpieczając tymże ich plecy. Powód drugi był dla pirata niemal oczywistym i przez moment nawet zastanawiał się, czy Medard jednak nie próbuje zabezpieczyć drogi za sobą. Banalne, każdy rycerz jak obecny tu Darogan marzył o pieśniach chwalących ich odwagę i męstwo, każdy niemal ślepo biegł na spotkanie potworom i bestiom. Im większe, tym lepiej. Właśnie dlatego tak zwani błędni rycerze nigdy nie zdobyli szacunku pirata. Historia o przepotężnym i złym arcyliszu z pewnością nie powstrzymałaby podróży rycerza na północ, ku bagnom. Gersen wierzył, że wręcz przeciwnie, a kilku młodych rycerzyków w fantazyjnej zbroi zamówionej przez tatusia, pewnikiem już gotuje się do swojej pierwszej bitwy ze złem. Okwiecone i piękne słowa, z których można układać pieśni, ale z pewnością nie zrozumieć cokolwiek, irytowały i śmieszyły pirata jednocześnie. Nie przejmując się specjalnie etykietą, dalej robił swoje. Zerkał ukradkiem na Medarda i już mniej ukradkiem na Yasmerin, która jakby chciała pozostać w cieniu. Darogan, rycerz, który przebył pola otchłani i planował przebyć bagienne ziemie oddalał się powoli, goniąc swe rycerstwo przeciskające się z wozami karawany, często klucząc pomiędzy drzewami w pobliskich lasach, łamiąc gałęzie i niszcząc krzewy pożywnych, dzikich pomidorów na zboczach pagórków. Obserwował jak masa stali przelewa się płynnie poprzez pobocza, pozostawiając po sobie ziemię przeoraną kopytami rycerskich koni.
- To by było na tyle zadufanych gnoi...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości