Ekradon ⇒ [Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek po rozstaniu z grupą dywersyjną - jeśli można użyć w tym przypadku tak poważnego słowa - poczuła się niezwykle… Wolna. Świadomość tego, że przez co najmniej kilka najbliższych godzin będzie mogła robić wszystko tak jak jej pasuje i po powrocie nie czeka ją konfrontacja z kolejnym genialnym pomysłem któregokolwiek z ludzi z Bagien, naprawdę poprawiała jej humor. Sjans się w tym wszystkim nie liczył - on był rozsądny i jeśli już pakował się w kłopoty, to nie sprawiał wrażenia wariata bijącego śpiącego lwa rózgą po tyłku. Potrafił zresztą z niezwykłą gracją wybrnąć z wielu nieprzyjemnych sytuacji, więc o niego nie musiała się martwić. Teraz stało więc przed Skowronkiem zadanie, w którym czuła się pewnie i nikt nie mógł jej pokrzyżować szyków - kradzież. Albo precyzyjniej rzecz ujmując - uprowadzenie. Zamierzała wszak podebrać Zaskrońcowi Gyneid, której życiem i zdrowiem ten głupiec zamierzał ją szantażować. Żeby to się jednak udało należało ją najpierw znaleźć, a Ekradon do małych miast nie należał…
Kto jednak wiedział gdzie szukać, szedł do celu jak po sznurku. Skowronek bezczelnie obchodziła wszystkie meliny w pobliżu miejsca, gdzie ostatnio widziała Ważkę. Doszła do wniosku, że Zaskroniec będzie zbyt zajęty pogonią za fałszywą Eldine i co więcej będzie zbyt pewny swej przewagi nad elfią koleżanką z branży, by szukać bezpieczniejszej, lepszej kryjówki dla porwanej dziewczyny. Dodatkowo zostawi przy niej jednego, góra dwóch strażników, bo wyjdzie z założenia (słusznego zresztą), że Przyjaciółka nie będzie się narażała dla kogoś, kto nie jest jej celem - już nieraz w przeszłości Skowronek zostawiła na pewną śmierć albo pojmanie towarzysza, który stanowił dla niej balast, jaki więc sentyment miałaby mieć dla jakiejś przypadkowej, niezwiązanej z organizacją kobiety? Im dłużej elfka o tym myślała, tym bardziej nurtowało ją co też Zaskroniec zamierzał w ten sposób osiągnąć, bo gra była zupełnie niewarta świeczki - chyba chodziło tylko o małą złośliwość i pokazanie, że to on dysponuje zasobami, którymi może sobie szastać na lewo i prawo.
Pierwsze miejsce sprawdzone przez Skowronka było absolutnym pudłem - w osiadłym na podłodze kurzu nie było nawet odcisków mysich łap, tak dawno nikt żywy nie gościł w tej melinie. Druga kryjówka była jednak o wiele bardziej obiecująca. Elfka zbliżając się do położonego w suterenie jednopokojowego mieszkanka usłyszała dochodzące z wnętrza odgłosy kroków i rozmowę. Przystanęła, by wyłapać sens słów. Temat nie należał do specjalnie porywających, gdyż była to licytacja kto co by miał ochotę zjeść, ale Skowronek była przynajmniej w stanie dzięki temu stwierdzić, że w środku jest dwóch mężczyzn. Przynajmniej dwóch - istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że jeden jeszcze spał albo nie chciał rozmawiać z resztą. To jednak dało się zweryfikować zerkając przez dziurkę od klucza - nikogo oprócz dwójki głodomorów w środku nie było. Ważki też nie było widać, ale tym Skowronek się nie przejmowała, bo jak już, to zamknięto by ją w niewielkich schowków w kącie pomieszczenia - ona na pewno by tak zrobiła. A skoro szanse były tak wyrównane, Przyjaciółka nie zamierzała wysilać się z wyrafinowanymi metodami podejścia strażników. Wyprostowała się, poprawiła kurtkę i włosy, po czym tak po prostu zapukała do drzwi. Cztery razy, w jednostajnym tempie, bo nie miała pojęcia czy Zaskroniec wymyślił jakieś specjalnie hasło i odezwę. ”Chyba jednak nie”, pomyślała z lekką ulgą, gdy usłyszała w środku szuranie krzeseł i rzucone w przestrzeń “czego?!”. Nie odpowiedziała. Gdy drzwi się ledwo uchyliły, ona skoczyła do przodu, swój mikry ciężar równoważąc elementem zaskoczenia i w ten sposób dostając się do środka. Natychmiast gdy tylko zlokalizowała obu strażników wzrokiem, wykluczyła ich z gry - jednego uderzyła w krtań, a w drugiego rzuciła nożem. Żaden nie zdążył krzyknąć nim było już po wszystkim. Skowronek nie kłopotała się zamykaniem prowadzących na zewnątrz drzwi. Zabrała z jeszcze ciepłych zwłok swój nóż i poszła do komórki, która była jej celem. Do tej pory szło tak gładko, była na swoim terenie, pracowała po swojemu i to chyba właśnie przez to straciła czujność… Kto by się jednak spodziewał, że zaraz po otwarciu drzwi do schowka na szczotki dostanie rudą głową prosto w twarz? Zabolało, przed oczami miała gwiazdy, a po chwili rąbnęła tyłkiem o ziemię i już naprawdę nie wiedziała co bolało ją bardziej - twarz, pośladki czy poczucie zdrady.
- Oczadziałaś?! - wrzasnęła, bo oczywiście zaatakowała ją związana i zakneblowana Gyneid, która sterczała w szafie i czekała na swoją ofiarę. Teraz, gdy zobaczyła przed sobą Skowronka, próbowała coś mówić przez zakneblowane usta, ale elfka nie rozumiała ani jednego słowa. Przeklinając sprawdziła czy nos jest cały - całe szczęście był - po czy podniosła się z podłogi i otrzepała ostentacyjnie ubranie.
- Żałuję, że po ciebie przyszłam, gdybym wiedziała, że tak oberwę, to bym cię zostawiła - warknęła z irytacją, wyciągając z ust rudej zaśliniony gałgan.
- Trzeba było się odezwać, że to ty! - odcięła się natychmiast Gyneid, plując między jednym a drugim słowem nitkami.
- A nawet gdybym to nie była ja, to co byś zrobiła tym gościom, związana jak szynka do wędzenia, co?
- Uprzykrzyłabym im dzień.
Tego elfka już nie skomentowała, chociaż przez jej wargi przewinął się cień uśmiechu. Szkoda, że to nie działałoby w ten sposób - Gyneid była silna i harda, ale nie nietykalna i tamci mogliby jej zrobić krzywdę. Ba, gdyby Zaskroniec miał co do niej podejrzenia, że mogłaby coś wiedzieć, sam by się nią zajął i to już na pewno byłoby bolesne i okropne…
- Chodźmy - zarządziła Skowronek, gdy już pozbyła się krępujących Ważkę więzów. - Sjans pewnie właśnie gada z gościem, który pomagał Eldine.
- Poważnie? A ci goście coś gadali, że kończą robotę, bo jakiś gość na “W” sprzedał ich szefowi jakieś informacje i teraz oni poszli po Eldine, a ten na “W” miał się zająć jakąś przeszkodą.
Z twarzy Przyjaciółki odpłynęły wszelkie kolory. Patrzyła na Ważkę przez dwa krótkie uderzenia serca, po czym złapała ją za rękę i krzycząc “idziemy!” wyciągnęła ją na zewnątrz. Jakoś dziwnie kiepskie tłumaczenie Gyneid ułożyło się w jej głowie w “Verde dogadał się z Zaskrońcem, sprzedał mu Cienia, a gdy Przyjaciel dowiedział się co było mu potrzebne, zostawił przemytnika mafiozie na pożarcie”. Ta informacja nie była dobra bez względu na to, z której strony się na nią patrzyło - czy na wysmykujące się z rąk źródło informacji, czy na to, że Sjans mógł dołączyć do Cienia, bo Verde w kwestii spuszczania łomotu bywał niewybredny.
Ochroniarz pilnujący wejścia do biura swego szefa wyglądał jak rasowy zakapior i ze swoją posturą mógłby się nawet wmieszać w tłum mężczyzn z Mglistych Bagien - nie był typowym miejskim pokurczem, cechował go ponadprzeciętny wzrost i bary tak szerokie, że pewnie przez niektóre drzwi przechodził bokiem. Ogolona na łyso czaszka i prawie całkowity brak szyi stanowiły zwieńczenie tego stereotypowego wykidajły.
- Szef zajęty - warknął ochroniarz kładąc dłoń na torsie Sjansa i odpychając go od drzwi. Na razie lekko acz z wyraźną sugestią, by nie dyskutować.
Kto jednak wiedział gdzie szukać, szedł do celu jak po sznurku. Skowronek bezczelnie obchodziła wszystkie meliny w pobliżu miejsca, gdzie ostatnio widziała Ważkę. Doszła do wniosku, że Zaskroniec będzie zbyt zajęty pogonią za fałszywą Eldine i co więcej będzie zbyt pewny swej przewagi nad elfią koleżanką z branży, by szukać bezpieczniejszej, lepszej kryjówki dla porwanej dziewczyny. Dodatkowo zostawi przy niej jednego, góra dwóch strażników, bo wyjdzie z założenia (słusznego zresztą), że Przyjaciółka nie będzie się narażała dla kogoś, kto nie jest jej celem - już nieraz w przeszłości Skowronek zostawiła na pewną śmierć albo pojmanie towarzysza, który stanowił dla niej balast, jaki więc sentyment miałaby mieć dla jakiejś przypadkowej, niezwiązanej z organizacją kobiety? Im dłużej elfka o tym myślała, tym bardziej nurtowało ją co też Zaskroniec zamierzał w ten sposób osiągnąć, bo gra była zupełnie niewarta świeczki - chyba chodziło tylko o małą złośliwość i pokazanie, że to on dysponuje zasobami, którymi może sobie szastać na lewo i prawo.
Pierwsze miejsce sprawdzone przez Skowronka było absolutnym pudłem - w osiadłym na podłodze kurzu nie było nawet odcisków mysich łap, tak dawno nikt żywy nie gościł w tej melinie. Druga kryjówka była jednak o wiele bardziej obiecująca. Elfka zbliżając się do położonego w suterenie jednopokojowego mieszkanka usłyszała dochodzące z wnętrza odgłosy kroków i rozmowę. Przystanęła, by wyłapać sens słów. Temat nie należał do specjalnie porywających, gdyż była to licytacja kto co by miał ochotę zjeść, ale Skowronek była przynajmniej w stanie dzięki temu stwierdzić, że w środku jest dwóch mężczyzn. Przynajmniej dwóch - istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że jeden jeszcze spał albo nie chciał rozmawiać z resztą. To jednak dało się zweryfikować zerkając przez dziurkę od klucza - nikogo oprócz dwójki głodomorów w środku nie było. Ważki też nie było widać, ale tym Skowronek się nie przejmowała, bo jak już, to zamknięto by ją w niewielkich schowków w kącie pomieszczenia - ona na pewno by tak zrobiła. A skoro szanse były tak wyrównane, Przyjaciółka nie zamierzała wysilać się z wyrafinowanymi metodami podejścia strażników. Wyprostowała się, poprawiła kurtkę i włosy, po czym tak po prostu zapukała do drzwi. Cztery razy, w jednostajnym tempie, bo nie miała pojęcia czy Zaskroniec wymyślił jakieś specjalnie hasło i odezwę. ”Chyba jednak nie”, pomyślała z lekką ulgą, gdy usłyszała w środku szuranie krzeseł i rzucone w przestrzeń “czego?!”. Nie odpowiedziała. Gdy drzwi się ledwo uchyliły, ona skoczyła do przodu, swój mikry ciężar równoważąc elementem zaskoczenia i w ten sposób dostając się do środka. Natychmiast gdy tylko zlokalizowała obu strażników wzrokiem, wykluczyła ich z gry - jednego uderzyła w krtań, a w drugiego rzuciła nożem. Żaden nie zdążył krzyknąć nim było już po wszystkim. Skowronek nie kłopotała się zamykaniem prowadzących na zewnątrz drzwi. Zabrała z jeszcze ciepłych zwłok swój nóż i poszła do komórki, która była jej celem. Do tej pory szło tak gładko, była na swoim terenie, pracowała po swojemu i to chyba właśnie przez to straciła czujność… Kto by się jednak spodziewał, że zaraz po otwarciu drzwi do schowka na szczotki dostanie rudą głową prosto w twarz? Zabolało, przed oczami miała gwiazdy, a po chwili rąbnęła tyłkiem o ziemię i już naprawdę nie wiedziała co bolało ją bardziej - twarz, pośladki czy poczucie zdrady.
- Oczadziałaś?! - wrzasnęła, bo oczywiście zaatakowała ją związana i zakneblowana Gyneid, która sterczała w szafie i czekała na swoją ofiarę. Teraz, gdy zobaczyła przed sobą Skowronka, próbowała coś mówić przez zakneblowane usta, ale elfka nie rozumiała ani jednego słowa. Przeklinając sprawdziła czy nos jest cały - całe szczęście był - po czy podniosła się z podłogi i otrzepała ostentacyjnie ubranie.
- Żałuję, że po ciebie przyszłam, gdybym wiedziała, że tak oberwę, to bym cię zostawiła - warknęła z irytacją, wyciągając z ust rudej zaśliniony gałgan.
- Trzeba było się odezwać, że to ty! - odcięła się natychmiast Gyneid, plując między jednym a drugim słowem nitkami.
- A nawet gdybym to nie była ja, to co byś zrobiła tym gościom, związana jak szynka do wędzenia, co?
- Uprzykrzyłabym im dzień.
Tego elfka już nie skomentowała, chociaż przez jej wargi przewinął się cień uśmiechu. Szkoda, że to nie działałoby w ten sposób - Gyneid była silna i harda, ale nie nietykalna i tamci mogliby jej zrobić krzywdę. Ba, gdyby Zaskroniec miał co do niej podejrzenia, że mogłaby coś wiedzieć, sam by się nią zajął i to już na pewno byłoby bolesne i okropne…
- Chodźmy - zarządziła Skowronek, gdy już pozbyła się krępujących Ważkę więzów. - Sjans pewnie właśnie gada z gościem, który pomagał Eldine.
- Poważnie? A ci goście coś gadali, że kończą robotę, bo jakiś gość na “W” sprzedał ich szefowi jakieś informacje i teraz oni poszli po Eldine, a ten na “W” miał się zająć jakąś przeszkodą.
Z twarzy Przyjaciółki odpłynęły wszelkie kolory. Patrzyła na Ważkę przez dwa krótkie uderzenia serca, po czym złapała ją za rękę i krzycząc “idziemy!” wyciągnęła ją na zewnątrz. Jakoś dziwnie kiepskie tłumaczenie Gyneid ułożyło się w jej głowie w “Verde dogadał się z Zaskrońcem, sprzedał mu Cienia, a gdy Przyjaciel dowiedział się co było mu potrzebne, zostawił przemytnika mafiozie na pożarcie”. Ta informacja nie była dobra bez względu na to, z której strony się na nią patrzyło - czy na wysmykujące się z rąk źródło informacji, czy na to, że Sjans mógł dołączyć do Cienia, bo Verde w kwestii spuszczania łomotu bywał niewybredny.
Ochroniarz pilnujący wejścia do biura swego szefa wyglądał jak rasowy zakapior i ze swoją posturą mógłby się nawet wmieszać w tłum mężczyzn z Mglistych Bagien - nie był typowym miejskim pokurczem, cechował go ponadprzeciętny wzrost i bary tak szerokie, że pewnie przez niektóre drzwi przechodził bokiem. Ogolona na łyso czaszka i prawie całkowity brak szyi stanowiły zwieńczenie tego stereotypowego wykidajły.
- Szef zajęty - warknął ochroniarz kładąc dłoń na torsie Sjansa i odpychając go od drzwi. Na razie lekko acz z wyraźną sugestią, by nie dyskutować.
Sjans maił już serdecznie dość nieustannie piętrzących się kłopotów. W tym rzekomo cywilizowanym miejscu nerwy puszczały mu dużo częściej niż w dziczy, z której rzekomo się wywodził. Drwal zacisnął pięści, gotów siłą usunąć stojącego przed nim ochroniarza, jak również każdą inną przeszkodę, która zdecyduje się stanąć miedzy nim a jego celem.
- Jestem tu z polecenia twojego szefa. Czy w ten sposób mam wytłumaczyć mu swoje spóźnienie? – zaryzykował Ulka. Zrozumienie aluzji i dylemat moralny powinny przysporzyć mięśniakowi większego bólu głowy niż najmocniejszy cios w skroń. Sjans był przekonany, że jeśli tylko minie tego barczystego osiłka, dalej zdoła się jakoś wytłumaczyć.
Nieoczekiwanie zamiast ochroniarza, odpowiedzi udzielił mu kobiecy głos tuz nad uchem Ulki.
- Twoje spóźnienie sięga już ponad godzinę. Poza tym spodziewaliśmy się ujrzeć lorda Ado w całej okazałości, a nie jakiś pośredników. Mam nadzieję, kochanieńki, że przynajmniej jesteś upoważniony do prowadzenia negocjacji. – Kobieta szepcząca do ucha drwala była tyleż samo piękna co niebezpieczna. Ubrana w czarny strój kojarzyła się Sjansowi z drapieżną panterą. Cały czas zaszczycała go swoim promiennym uśmiechem, a jednocześnie wypowiadała w jego kierunku podświadome groźby. I oczywiście kolejny raz brano go za jednego z ludzi Styfinga. Miejscowi przestępcy mogli być doskonale funkcjonującą organizacją, ale ich orientacja ograniczała się w większości do tego co działo się wewnątrz murów Ekradonu. Wystarczyło by ktoś wyglądał inaczej i mówił z akcentem, a już zaczynali się gubić.
- Mój lord jest zbyt zapracowany by osobiście sprawdzać każda pierdołę tylko dlatego, że komuś się wydawało, że coś tam wie – odpowiedział Ulka mając świadomość w jak niebezpieczna zapuścił się grę. Musiał zorientować się czego ci ludzie od niego chcą nie zdradzając przy tym własnej tożsamości.
- Wpuść go, Hug, i tak za dużo straciliśmy tu czasu – rozkazała drapieżna kobieta, a ochroniarz natychmiast posłuchał. – Biorę z sobą braci. Przypilnują by nasz drogi Cień wystawił nam dziewczynę zgodnie ze swoją obietnicą. Jeśli zacznie coś kombinować, pokażemy mu piękno miejskiego rynsztoka. Od środka. A ty panie spóźnialski, jak tylko potwierdzisz tożsamość naszej zguby, wrócisz do swojego Ado, cmokniesz go w dupę i zakomunikujesz mu, że od tej chwili cena wzrosła dwukrotnie i będzie rosła z każdym następnym przysłanym tu pachołkiem, który nie potrafi dotrzeć na miejsce na czas.
Sjans milcząco przytaknął głową. Przynajmniej zrozumiał już o co chodzi. Alexandro musiał wpaść w kłopoty, a ci tu zdecydowali się skorzystać z nadarzającej się okazji na łatwy zysk. Na szczęście Reda nie był na tyle szalony by przyprowadzać Eldine do kasyna. Dzięki temu, że zdołał wcześniej ukryć młoda Styfingównę, póki co udało mu się zachować głowę na karku. Szantażowany przemytnik mógł okazać się cennym sojusznikiem dla Ulki jeśli chodzi o pokrzyżowanie planów czarnej piękności.
- A co z pijawką? – spytał ochroniarz zwany Hugiem.
- Pana Zaskrońca zostawimy sobie na później. Szef nie lubi gdy ktoś sobie z nim pogrywa. Nie tylko proponuje marne dwadzieścia procent, a nadto uważa że jako jedyny wie co się dzieje w mieście. Myślę że będziemy mieli z nim jeszcze sporo uciechy.
.......
Tymczasem Ily prowadził wóz obserwując jadącą za nimi dwójkę najemników. Zaskroniec okazał się przezornym człowiekiem, który nie zamierzał odpuszczać żadnego z potencjalnych tropów. Informację od Vardy to jedno, ale w żaden sposób nie wykluczały one możliwości, że to Skowronek mogła mieć rację. Dwójka podążających za wozem „niby podróżnych” namawiała się gorąco próbując opracować swój plan.
Ily również dysponował własnym pomysłem. Od początku zakładał, że cały ten Zaskroniec musi zapłacić za porwanie Ważki. Póki co nie zdradzał się przed Botanem i Lupirią, jednak uznał, że najwyższy czas by włączyć ich do gry.
- Pojedziecie dalej, a ja tu sobie zaczekam na naszych przyjaciół – zapowiedział służącej.
- Jak chcesz. – Uśmiechnęła się Lupiria, przebiegle spoglądając na dochodzącego do siebie niedźwiedzia. Ona również od początku miała w tej misji swoje cele, które zamierzała precyzyjnie realizować. Bez względu na to jak błahe mogłyby się one wydawać w oczach pozostałych.
Lupiria i Ily we własnym mniemaniu uważali się za doskonałych strategów, a jednocześnie oboje nie brali pod uwagę najbardziej niepewnego elementu swojego planu - tego, który właśnie budził się z pijackiego upojenia.
- Jestem tu z polecenia twojego szefa. Czy w ten sposób mam wytłumaczyć mu swoje spóźnienie? – zaryzykował Ulka. Zrozumienie aluzji i dylemat moralny powinny przysporzyć mięśniakowi większego bólu głowy niż najmocniejszy cios w skroń. Sjans był przekonany, że jeśli tylko minie tego barczystego osiłka, dalej zdoła się jakoś wytłumaczyć.
Nieoczekiwanie zamiast ochroniarza, odpowiedzi udzielił mu kobiecy głos tuz nad uchem Ulki.
- Twoje spóźnienie sięga już ponad godzinę. Poza tym spodziewaliśmy się ujrzeć lorda Ado w całej okazałości, a nie jakiś pośredników. Mam nadzieję, kochanieńki, że przynajmniej jesteś upoważniony do prowadzenia negocjacji. – Kobieta szepcząca do ucha drwala była tyleż samo piękna co niebezpieczna. Ubrana w czarny strój kojarzyła się Sjansowi z drapieżną panterą. Cały czas zaszczycała go swoim promiennym uśmiechem, a jednocześnie wypowiadała w jego kierunku podświadome groźby. I oczywiście kolejny raz brano go za jednego z ludzi Styfinga. Miejscowi przestępcy mogli być doskonale funkcjonującą organizacją, ale ich orientacja ograniczała się w większości do tego co działo się wewnątrz murów Ekradonu. Wystarczyło by ktoś wyglądał inaczej i mówił z akcentem, a już zaczynali się gubić.
- Mój lord jest zbyt zapracowany by osobiście sprawdzać każda pierdołę tylko dlatego, że komuś się wydawało, że coś tam wie – odpowiedział Ulka mając świadomość w jak niebezpieczna zapuścił się grę. Musiał zorientować się czego ci ludzie od niego chcą nie zdradzając przy tym własnej tożsamości.
- Wpuść go, Hug, i tak za dużo straciliśmy tu czasu – rozkazała drapieżna kobieta, a ochroniarz natychmiast posłuchał. – Biorę z sobą braci. Przypilnują by nasz drogi Cień wystawił nam dziewczynę zgodnie ze swoją obietnicą. Jeśli zacznie coś kombinować, pokażemy mu piękno miejskiego rynsztoka. Od środka. A ty panie spóźnialski, jak tylko potwierdzisz tożsamość naszej zguby, wrócisz do swojego Ado, cmokniesz go w dupę i zakomunikujesz mu, że od tej chwili cena wzrosła dwukrotnie i będzie rosła z każdym następnym przysłanym tu pachołkiem, który nie potrafi dotrzeć na miejsce na czas.
Sjans milcząco przytaknął głową. Przynajmniej zrozumiał już o co chodzi. Alexandro musiał wpaść w kłopoty, a ci tu zdecydowali się skorzystać z nadarzającej się okazji na łatwy zysk. Na szczęście Reda nie był na tyle szalony by przyprowadzać Eldine do kasyna. Dzięki temu, że zdołał wcześniej ukryć młoda Styfingównę, póki co udało mu się zachować głowę na karku. Szantażowany przemytnik mógł okazać się cennym sojusznikiem dla Ulki jeśli chodzi o pokrzyżowanie planów czarnej piękności.
- A co z pijawką? – spytał ochroniarz zwany Hugiem.
- Pana Zaskrońca zostawimy sobie na później. Szef nie lubi gdy ktoś sobie z nim pogrywa. Nie tylko proponuje marne dwadzieścia procent, a nadto uważa że jako jedyny wie co się dzieje w mieście. Myślę że będziemy mieli z nim jeszcze sporo uciechy.
.......
Tymczasem Ily prowadził wóz obserwując jadącą za nimi dwójkę najemników. Zaskroniec okazał się przezornym człowiekiem, który nie zamierzał odpuszczać żadnego z potencjalnych tropów. Informację od Vardy to jedno, ale w żaden sposób nie wykluczały one możliwości, że to Skowronek mogła mieć rację. Dwójka podążających za wozem „niby podróżnych” namawiała się gorąco próbując opracować swój plan.
Ily również dysponował własnym pomysłem. Od początku zakładał, że cały ten Zaskroniec musi zapłacić za porwanie Ważki. Póki co nie zdradzał się przed Botanem i Lupirią, jednak uznał, że najwyższy czas by włączyć ich do gry.
- Pojedziecie dalej, a ja tu sobie zaczekam na naszych przyjaciół – zapowiedział służącej.
- Jak chcesz. – Uśmiechnęła się Lupiria, przebiegle spoglądając na dochodzącego do siebie niedźwiedzia. Ona również od początku miała w tej misji swoje cele, które zamierzała precyzyjnie realizować. Bez względu na to jak błahe mogłyby się one wydawać w oczach pozostałych.
Lupiria i Ily we własnym mniemaniu uważali się za doskonałych strategów, a jednocześnie oboje nie brali pod uwagę najbardziej niepewnego elementu swojego planu - tego, który właśnie budził się z pijackiego upojenia.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Bieg nie sprzyjał rozmowie, jednak Gyneid bardzo metodycznie ględziła Skowronkowi, by opowiedziała jej wszystko co się wydarzyło. I to dosłownie WSZYSTKO. Nie zadowoliła się krótkim streszczeniem najważniejszych elementów poszukiwań, gdyż do tego ograniczyła się z początku elfka: znalazła się Lupiria, ona wskazała im Cienia, a teraz faceci robią z nią dywersję, a Sjans i Skowronek zostali w mieście. Ważka jednak drążyła, jątrzyła i nalegała, więc w końcu Przyjaciółka opowiedziała wszystko punkt po punkcie, Tak, nawet ten żenujący moment z oświadczynami, chociaż bardzo chciałaby to pominąć. Tego, jak Gyneid później się cieszyła i jej gratulowała, starała się nie słyszeć i nie pamiętać, aż w końcu ucięła temat przyspieszając tak bardzo, że Ważka musiała skupić się na utrzymaniu tempa, a nie na rozmowie. Z tych negatywnych emocji aż elfce poczerwieniały uszy.
Skowronek skręciła za kolejny róg i gwałtownie się zatrzymała, prawie przewracając się przy tym do przodu. Kurczowo złapała się spódnicy Gyneid, by i ona nie pobiegła ani odrobinę dalej, gdyż tu, u samego wylotu uliczki, nie były aż tak dobrze widoczne. A przed nimi przechadzał się ktoś, kogo elfka akurat nie miała specjalnej ochoty spotkać i wbrew pozorom nie był to wcale Zaskroniec, tylko ktoś w jej mniemaniu znacznie gorszy: Mariedok. A wraz z nim oczywiście mała świta: dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn w zupełnie normalnych ubraniach, lecz pewnie należących do straży pałacowej, oraz jeszcze jeden jegomość, którego Skowronek nie rozpoznawała. Wystarczyło jej jednak zerknięcie na stężałą twarz Gyneid, by domyślić się kogo mają przed oczami.
- Styfing? - zapytała, a dziewczyna z Bagien potaknęła. Elfka zacisnęła wargi i zza rogu łypnęła jeszcze raz na idących z przodu mężczyzn. Żałowała, że nie może usłyszeć, co mówią, sądząc jednak po żwawym kroku, bardzo im się gdzieś spieszyło, sprawa musiała być jednak delikatna i wymagająca dyskrecji, bo nie korzystali z dostępnych straży pałacowej i bogaczom udogodnień chociażby w postaci bogatych szat z herbami, które wołałyby z daleka “z drogi, plebsie, pan idzie!”.
- Chodź - syknęła Skowronek, gdy tamci zniknęli za zakrętem.
- Śledzisz ich? - upewniła się Gyneid.
- Jeszcze nie wiem… - przyznała z pewnymi oporami Przyjaciółka. - Oni jak nic zwiastują kłopoty. Nie wiem tylko czy powinnam wywieść ich w pole już teraz, czy poczekać, by przekonać się gdzie idą. Może akurat zaprowadzą nas w jakieś ciekawe miejsce.
- Przecież mówiłaś, że Sjans wie już gdzie jest Eldine - zauważyła Ważka i to przekonało elfkę, że nie ma co zwlekać i czekać na cud.
- Czy ty trafisz sama do tego kasyna? - upewniła się elfka, już wypychając Gyneid w dalszą drogę. Już wcześniej wspomniała jej o jaki przybytek chodzi i Ważka wyraziła wtedy zrozumienie, a teraz jedynie potwierdziła, że faktycznie wie gdzie ma iść. Skowronek kazała więc jej dotrzeć do Sjansa i nie rzucać się po drodze w oczy, a sama zobowiązała się pokrzyżować szyki bogatym bufonom przed sobą, chociaż czasu i środków na to miała niewiele. Zapewniła też, że dotrze do kasyna niedługo później, do tej części jednak nie była specjalnie przywiązana, bo wiadomo jak to bywa. Nic nigdy nie może pójść gładko.
Założenia były bardzo proste: kilka dzieciaków, którym się nudzi i szukają zaczepki, do tego jakieś zebrane z zaułków skrzynki ze zgniłymi warzywami i po kilka miedziaków na twarz na zachętę, a do tego obietnica nagrody: ten, który trafi Mariedoka w pysk, dostanie złotego orzełka. Skowronkowi tak podobał się zapał swoich małych pomagierów, że aż zdecydowała się sama również wziąć w tym udział, przynajmniej na początku. Co lepsze zdawało się, że te podrostki już nieraz robiły coś podobnego: w bardzo profesjonalny sposób przyczaiły się na swoje ofiary, a gdy te weszły w zasięg rzutu, ruszyły na nich z wrzaskiem i podwórkowymi wyzwiskami na ustach. Elfka wolała trzymać się ukrycia i rzucać w mężczyzn zza solidnej burty zaparkowanego na poboczu wozu, tym bardziej, że jeden z dzieciaków sam wskazał jej to miejsce z rozbrajającą nonszalancją mówiąc “tu nikt cię nie zobaczy, maleńka”.
Skowronek nie czekała by zobaczyć zakończenie tej małej ulicznej wojny: gdy tylko jeden z chłopców faktycznie trafił Mariedoka w twarz, podbiegła do niego, wcisnęła mu do ręki złotą monetę i natychmiast umknęła, dostrzegając jeszcze kątem oka, jak jeden z pałacowych strażników próbując złapać napastników wywija orła na zgniłym warzywie. Jak dobrze, że jej śmiech został zagłuszony przez wykrzykiwane przez dzieci obelgi w stylu “Chromolony fajfus” albo “psia dupa”.
Gdy chwilę później elfka dotarła do kasyna lekko dysząc, nie była świadoma, że przez to jak opóźniła Styfinga, Sjans zdołał podszyć się pod jego posłańca. Tamten numer z dzieciakami był jednak tylko doraźnym rozwiązaniem, trzeba było więc szybko załatwić w tym miejscu co mieli do załatwienia i spływać, bo inaczej atmosfera zrobi się naprawdę gęsta…
Skowronek skręciła za kolejny róg i gwałtownie się zatrzymała, prawie przewracając się przy tym do przodu. Kurczowo złapała się spódnicy Gyneid, by i ona nie pobiegła ani odrobinę dalej, gdyż tu, u samego wylotu uliczki, nie były aż tak dobrze widoczne. A przed nimi przechadzał się ktoś, kogo elfka akurat nie miała specjalnej ochoty spotkać i wbrew pozorom nie był to wcale Zaskroniec, tylko ktoś w jej mniemaniu znacznie gorszy: Mariedok. A wraz z nim oczywiście mała świta: dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn w zupełnie normalnych ubraniach, lecz pewnie należących do straży pałacowej, oraz jeszcze jeden jegomość, którego Skowronek nie rozpoznawała. Wystarczyło jej jednak zerknięcie na stężałą twarz Gyneid, by domyślić się kogo mają przed oczami.
- Styfing? - zapytała, a dziewczyna z Bagien potaknęła. Elfka zacisnęła wargi i zza rogu łypnęła jeszcze raz na idących z przodu mężczyzn. Żałowała, że nie może usłyszeć, co mówią, sądząc jednak po żwawym kroku, bardzo im się gdzieś spieszyło, sprawa musiała być jednak delikatna i wymagająca dyskrecji, bo nie korzystali z dostępnych straży pałacowej i bogaczom udogodnień chociażby w postaci bogatych szat z herbami, które wołałyby z daleka “z drogi, plebsie, pan idzie!”.
- Chodź - syknęła Skowronek, gdy tamci zniknęli za zakrętem.
- Śledzisz ich? - upewniła się Gyneid.
- Jeszcze nie wiem… - przyznała z pewnymi oporami Przyjaciółka. - Oni jak nic zwiastują kłopoty. Nie wiem tylko czy powinnam wywieść ich w pole już teraz, czy poczekać, by przekonać się gdzie idą. Może akurat zaprowadzą nas w jakieś ciekawe miejsce.
- Przecież mówiłaś, że Sjans wie już gdzie jest Eldine - zauważyła Ważka i to przekonało elfkę, że nie ma co zwlekać i czekać na cud.
- Czy ty trafisz sama do tego kasyna? - upewniła się elfka, już wypychając Gyneid w dalszą drogę. Już wcześniej wspomniała jej o jaki przybytek chodzi i Ważka wyraziła wtedy zrozumienie, a teraz jedynie potwierdziła, że faktycznie wie gdzie ma iść. Skowronek kazała więc jej dotrzeć do Sjansa i nie rzucać się po drodze w oczy, a sama zobowiązała się pokrzyżować szyki bogatym bufonom przed sobą, chociaż czasu i środków na to miała niewiele. Zapewniła też, że dotrze do kasyna niedługo później, do tej części jednak nie była specjalnie przywiązana, bo wiadomo jak to bywa. Nic nigdy nie może pójść gładko.
Założenia były bardzo proste: kilka dzieciaków, którym się nudzi i szukają zaczepki, do tego jakieś zebrane z zaułków skrzynki ze zgniłymi warzywami i po kilka miedziaków na twarz na zachętę, a do tego obietnica nagrody: ten, który trafi Mariedoka w pysk, dostanie złotego orzełka. Skowronkowi tak podobał się zapał swoich małych pomagierów, że aż zdecydowała się sama również wziąć w tym udział, przynajmniej na początku. Co lepsze zdawało się, że te podrostki już nieraz robiły coś podobnego: w bardzo profesjonalny sposób przyczaiły się na swoje ofiary, a gdy te weszły w zasięg rzutu, ruszyły na nich z wrzaskiem i podwórkowymi wyzwiskami na ustach. Elfka wolała trzymać się ukrycia i rzucać w mężczyzn zza solidnej burty zaparkowanego na poboczu wozu, tym bardziej, że jeden z dzieciaków sam wskazał jej to miejsce z rozbrajającą nonszalancją mówiąc “tu nikt cię nie zobaczy, maleńka”.
Skowronek nie czekała by zobaczyć zakończenie tej małej ulicznej wojny: gdy tylko jeden z chłopców faktycznie trafił Mariedoka w twarz, podbiegła do niego, wcisnęła mu do ręki złotą monetę i natychmiast umknęła, dostrzegając jeszcze kątem oka, jak jeden z pałacowych strażników próbując złapać napastników wywija orła na zgniłym warzywie. Jak dobrze, że jej śmiech został zagłuszony przez wykrzykiwane przez dzieci obelgi w stylu “Chromolony fajfus” albo “psia dupa”.
Gdy chwilę później elfka dotarła do kasyna lekko dysząc, nie była świadoma, że przez to jak opóźniła Styfinga, Sjans zdołał podszyć się pod jego posłańca. Tamten numer z dzieciakami był jednak tylko doraźnym rozwiązaniem, trzeba było więc szybko załatwić w tym miejscu co mieli do załatwienia i spływać, bo inaczej atmosfera zrobi się naprawdę gęsta…
Mimo wielu wysiłków i analizowania sytuacji z każdej strony, Sjansowi nie przychodziło do głowy żadne możliwe rozwiązanie obecnego problemu. Starał się myśleć pozytywnie. Póki co Ulka pocieszał się faktem, iż z każdym pokonanym metrem zbliżał się do Eldine. Problem w tym, że między nim a córką Styfinga znajdowała się cała rzesza chętnych, mających w stosunku do dziewczyny własne plany. Rolą drwala było ustawienie się w tej kolejce jako pierwszym, a w tym celu Sjans musiał pozbyć się zabójczyni na usługach Vardy wraz z jej parą sługusów, wyglądających tak jakby ich głowy wyrastały bezpośrednio z barków. Przy chudym i drobnym przemytniku, para wielkoludów prezentowała się trochę absurdalnie. Tak zwani „bracia”, stanowili tą odmianę ludzkiej rasy, przy której nawet Thar Niedźwiedź musiał unosić podbródek. Sjan zauważył iż każdy z nich poruszał się powolnym i chwiejnym krokiem, w sposób jakby chodził po pokładzie okrętu unoszącego się na wysokich falach. Miał nadzieję, że w razie konieczności działania, owe dwa ociężałe woły nie dostaną nagle cudownego przyspieszenia.
Ulka szukał wszystkiego co może okazać się pomocne w pozbyciu się niechcianego towarzystwa i wyrwaniu Długiego Cienia z objęć ochroniarzy. Sam Reda również nie był zbyt szczęśliwy z położenia w jakim się znalazł, szukając możliwej okazji do znalezienia się w innym miejscu.
- Pójdę przodem – zaproponował przemytnik. – Jeśli młoda zobaczy mnie w towarzystwie, natychmiast ucieknie i już jej nie zobaczymy. Sam ją poinformowałem, że tak ma się zachować, jednak mógłbym wam ją wystawić.
- Naprawdę myślisz, że ktoś tu da się nabrać na taki banał? – prychnęła kobieta w czerni.
- Daj spokój. Przecież nie mogę wskazać wam swojej kryjówki. To by mi zrujnowało reputację i w ogóle uniemożliwiło prowadzenie działalności – skomlał Reda.
- Chuj mnie to obchodzi. Jeśli za pięć minut damulka nie znajdzie się w naszych rękach, Duży Coghl odrąbie ci stopy i tyle będzie z twoich interesów. Zdaje się, że dla rzeźników w tej plugawej okolicy byłby to nie lada kąsek – zagroziła popleczniczka Vardy.
Dzielnica, w którą prowadził ich Długi Cień rzeczywiście wyglądała jakby stała się miejscem gdzie zamiatano wszelkie brudy Ekradonu. Wszędzie gdzie nie spojrzeć dało się zauważyć skrajną nędzę. Szczury na ulicy nawet nie uciekały na widok przechodniów. Mieszkańcy parali się tu wszystkim, co może im zapewnić posiłek na następny dzień. Niektóre z prowadzonych w tym miejscu interesów zdawały się być unikatowe na skalę całego miasta. Praktycznie nic tu nie wyrzucano, przetwarzając wszystko co było pod ręką, od żywności po ubrania i przedmioty codziennego użytku. Najlepszym zaś odzwierciedleniem panującego ubóstwa była architektura dzielnicy.
Sjans nawet nie musiał się starać by wytypować tu coś co pozwoli mu wywołać zamieszanie. Jego cel prawdopodobnie był kiedyś balkonem, którego właściciel dorabiając się co nieco, wykorzystał sterty gruzu i śmieci by postawić ściany i zadaszenie. Jeśli coś w tej układance nie pasowało to zwyczajnie stawało się oknem. Oczywiście każde takie okno dla bezpieczeństwa musiało być okratowane, a jeszcze lepiej jak z czasem dało się je zasłonić jakąś dyktą lub kawałkiem blachy. Przedsiębiorczy właściciel nowego pomieszczenia szybko musiał dojść do wniosku, że jednak posiadanie balkonu to fajna sprawa, idealnie nadając się do wylewania fekaliów bezpośrednio na ulicę. Dobudował więc kolejny balkon do tego co przerobił wcześniej, a jednocześnie osoba zajmująca górne piętra uznała, że skoro dobudówka ma już dach, to i on może się rozbudowywać.
W ten sposób wisząca konstrukcja nieustannie się powiększała, a żeby całość nie runęła z hukiem na ziemię, zaczęto podpierać ją szeregiem cienkich palików. Podpory same w sobie były krzywe, a że ustawiano je byle jak, aż prosiły się by ktoś je przewrócił doprowadzając do budowlanej katastrofy.
- Tutaj można się ukryć przed całym światem – z dumą wyjaśnił Długi Cień. - Pies z kulawą nogą się tu nie zapędza.
Ulka chwycił przemytnika za kołnierz, szarpiąc chudym mężczyzną na wszystkie strony.
- I to cię bawi, kanalio? Zostawiłeś córkę lorda w tej zgniliźnie tylko po to by samemu zabawić się przy kartach? – Drwal nawet nie musiał udawać wściekłego, a jego wybuch złości sługusy Vardy skwitowali gromkim śmiechem. Ulka cisnął ciałem przemytnika prosto w szereg wzmocnień podtrzymujących szpetną budowlę. Musiał działać szybko nim siła grawitacji zrobi swoje. Tłukąc Alexandro gdzie popadnie, wepchnął przemytnika do budynku na chwile przed tym gdy sterta walącego się gruzu oddzieliła ich od pozostałej trójki.
Ulka szukał wszystkiego co może okazać się pomocne w pozbyciu się niechcianego towarzystwa i wyrwaniu Długiego Cienia z objęć ochroniarzy. Sam Reda również nie był zbyt szczęśliwy z położenia w jakim się znalazł, szukając możliwej okazji do znalezienia się w innym miejscu.
- Pójdę przodem – zaproponował przemytnik. – Jeśli młoda zobaczy mnie w towarzystwie, natychmiast ucieknie i już jej nie zobaczymy. Sam ją poinformowałem, że tak ma się zachować, jednak mógłbym wam ją wystawić.
- Naprawdę myślisz, że ktoś tu da się nabrać na taki banał? – prychnęła kobieta w czerni.
- Daj spokój. Przecież nie mogę wskazać wam swojej kryjówki. To by mi zrujnowało reputację i w ogóle uniemożliwiło prowadzenie działalności – skomlał Reda.
- Chuj mnie to obchodzi. Jeśli za pięć minut damulka nie znajdzie się w naszych rękach, Duży Coghl odrąbie ci stopy i tyle będzie z twoich interesów. Zdaje się, że dla rzeźników w tej plugawej okolicy byłby to nie lada kąsek – zagroziła popleczniczka Vardy.
Dzielnica, w którą prowadził ich Długi Cień rzeczywiście wyglądała jakby stała się miejscem gdzie zamiatano wszelkie brudy Ekradonu. Wszędzie gdzie nie spojrzeć dało się zauważyć skrajną nędzę. Szczury na ulicy nawet nie uciekały na widok przechodniów. Mieszkańcy parali się tu wszystkim, co może im zapewnić posiłek na następny dzień. Niektóre z prowadzonych w tym miejscu interesów zdawały się być unikatowe na skalę całego miasta. Praktycznie nic tu nie wyrzucano, przetwarzając wszystko co było pod ręką, od żywności po ubrania i przedmioty codziennego użytku. Najlepszym zaś odzwierciedleniem panującego ubóstwa była architektura dzielnicy.
Sjans nawet nie musiał się starać by wytypować tu coś co pozwoli mu wywołać zamieszanie. Jego cel prawdopodobnie był kiedyś balkonem, którego właściciel dorabiając się co nieco, wykorzystał sterty gruzu i śmieci by postawić ściany i zadaszenie. Jeśli coś w tej układance nie pasowało to zwyczajnie stawało się oknem. Oczywiście każde takie okno dla bezpieczeństwa musiało być okratowane, a jeszcze lepiej jak z czasem dało się je zasłonić jakąś dyktą lub kawałkiem blachy. Przedsiębiorczy właściciel nowego pomieszczenia szybko musiał dojść do wniosku, że jednak posiadanie balkonu to fajna sprawa, idealnie nadając się do wylewania fekaliów bezpośrednio na ulicę. Dobudował więc kolejny balkon do tego co przerobił wcześniej, a jednocześnie osoba zajmująca górne piętra uznała, że skoro dobudówka ma już dach, to i on może się rozbudowywać.
W ten sposób wisząca konstrukcja nieustannie się powiększała, a żeby całość nie runęła z hukiem na ziemię, zaczęto podpierać ją szeregiem cienkich palików. Podpory same w sobie były krzywe, a że ustawiano je byle jak, aż prosiły się by ktoś je przewrócił doprowadzając do budowlanej katastrofy.
- Tutaj można się ukryć przed całym światem – z dumą wyjaśnił Długi Cień. - Pies z kulawą nogą się tu nie zapędza.
Ulka chwycił przemytnika za kołnierz, szarpiąc chudym mężczyzną na wszystkie strony.
- I to cię bawi, kanalio? Zostawiłeś córkę lorda w tej zgniliźnie tylko po to by samemu zabawić się przy kartach? – Drwal nawet nie musiał udawać wściekłego, a jego wybuch złości sługusy Vardy skwitowali gromkim śmiechem. Ulka cisnął ciałem przemytnika prosto w szereg wzmocnień podtrzymujących szpetną budowlę. Musiał działać szybko nim siła grawitacji zrobi swoje. Tłukąc Alexandro gdzie popadnie, wepchnął przemytnika do budynku na chwile przed tym gdy sterta walącego się gruzu oddzieliła ich od pozostałej trójki.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Wystarczyło jedno spojrzenie wymienione z Ważką przez całą długość sali, by Skowronek zrozumiała, że się spóźniły. Zaklęła sobie szpetnie pod nosem i zaczęła przedzierać się do dziewczyny z Bagien, gorączkowo myślą jak wybrnąć z tej sytuacji. Teoretycznie umówili się ze Sjansem, że mają się tu spotkać… Ale w takim razie gdzie zapodział się drwal? Elfce nie chciało się wierzyć, że wszystko poszło tak gładko i Długi Cień tak po prostu zaprowadził go do kryjówki Eldine albo wskazał kierunek, w którym ją wysłał. Ulka nie był zresztą głupi i gdyby była to jedna z tych kwestii, pewnie zostawiłby dla nich wiadomość. Czyli zdarzyło się coś, co wymusiło na nim szybką reakcję bez możliwości przygotowania sobie niczego w odwodzie. ”Źle”.
- Nie było go już gdy przyszłaś? - upewniła się Skowronek, gdy tylko zeszła się z Ważką. W odpowiedzi uzyskała kiwnięcie głową i dość nietęgi wyraz twarzy dziewczyny, lecz z jakiegoś powodu wcale jej to nie ruszyło.
- A działo się coś podejrzanego? - upewniła się jeszcze Przyjaciółka, choć gdy przemyślała to pytanie, nie uznała go za specjalnie fortunne. W końcu Gyneid z pewnością uważała za podejrzane coś zupełnie innego niż ona.
- Cały czas było tak jak teraz - odpowiedziała Ważka, kiwając głową w stronę sali. To oznaczało, że nie było żadnych kłótni i bójek, nikt też nie przebiegał nerwowo przez całą salę, kasyno działało wedle stałego, nudnego rytmu… Czyli może było to dobry znak. Skowronek odetchnęła lekko, jeszcze rozejrzała się dyskretnie, by mieć pewność, że nie widzi żadnej podejrzanej twarzy, po czym wzruszyła lekko ramionami.
- To czekamy - uznała, od razu łapiąc dziwne spojrzenie Gyneid. - No co? Taki był plan. Nie będę biegała i szukała go po całym Ekradonie, to byłoby jeszcze trudniejsze niż znalezienie naszej laleczki. Siadaj, nie ma co się pchać przed szereg. Sjans nie da się zeżreć byle komu.
Skowronek usiadła przy pierwszym lepszym stoliku i z uporem gapiła się na Ważkę, aż ta nie zdecydowała się w końcu do niej dołączyć. Elfka nie zamierzała zaczynać rozmowy, widziała jednak wzrok Gyneid i tak jak z początku dawała radę go ignorować, tak szybko zaczął on ją irytować. W końcu westchnęła i przewróciła oczami.
- Dobra, złapałam aluzję. Pociągnę kogoś za język - zapewniła. - Ale ty siedź, mogą przy tobie nie chcieć gadać.
Skowronek zaraz wstała i odeszła od stolika. Podeszła do baru, by zamówić sobie piwo i wykorzystać ten moment na rozejrzenie się po pomieszczeniu - liczyła, że dostrzeże jakiegoś informatora, kogoś, kogo będzie mogła pociągnąć za język, wyciągnąć informacje o Sjansie i Długim Cieniu i mieć pewność, że będą one rzetelne. No bo o dyskrecji nie pomyślała ani przez moment, aż tak naiwna nie była. Niestety, żadna twarz nie wydawała się być na tyle znajoma i pewna, by się fatygować. Pozostawało standardowe ciągnięcie za język obsługi… Ale w takim miejscu kelnerki pewnie nie będą miały czasu ani ochoty na rozmowy w godzinach pracy. Skowronek aż westchnęła sobie cicho, żałując, że poddała się temu spojrzeniu Ważki, słowa jednak cofnąć nie mogła… Zamówiła więc sobie piwo i usiadła przy barze, by pomyśleć i może dojść do jakiś wniosków. Obróciła się bokiem do kontuaru, odruchowo ustawiając się w stronę wejścia, jakby…
- Czekasz na kogoś?
Przyjaciółka w pierwszej chwili zamarła, a później, gdy poczuła ukłucie na wysokości nerek, z jej ust wyrwał się nerwowy chichot. Jak… jak mogła aż tak dać się zaskoczyć?
- Ależ… - żachnęła się w pierwszym odruchu. Dałaby sobie rękę uciąć, że ma twarz bladą jak kreda i z całych sił walczyła z odruchem, by się nie obrócić i nie dać mu satysfakcji zobaczenia się w tym stanie…
- Dobra, nie mam czasu. Chodź na zewnątrz. Nic ci nie zrobię.
”A spróbowałbyś…”, pomyślała z przekąsem elfka, ale wstała ze swojego miejsca i skierowała się w stronę drzwi. Nawet nie zerknęła w stronę Gyneid - wolała nie ryzykować, że jednym głupim spojrzeniem ją wkopie. Im bliżej była jednak drzwi, tym bardziej miała ochotę spojrzeć za siebie i przekonać się, że naprawdę dobrze rozpoznała ten głos i że to nie jest głupi żart. Zdawało jej się, że polecenie wypowiedziano trochę bełkotliwie, może więc jej się przesłyszało, ale z drugiej strony nie czuła woni alkoholu, która by to tłumaczyła. Najwyraźniej więc się nie pomyliła i podświadomie to wiedziała, bo w schowanej w kieszeni dłoni już trzymała nóż…
- To jak już jesteśmy na zewnątrz i możesz mi bez skrępowania poderżnąć gardło na osobności, to mów o co chodzi - zażądała elfka, gdy już odeszli kawałeczek od kasyna i schowali się w jakiejś bramie. Dopiero teraz zdołała się obrócić i dojrzeć schowane za postawionym wysokim kołnierzem oblicze Zaskrońca, ozdobione kilkoma paskudnymi siniakami, jakby ledwo uniknął zatłuczenia na śmierć przez profesjonalnego boksera, co doskonale tłumaczyło jego bełkotliwą mowę. Skowronek pozwoliła sobie przez moment gapić się i nie udawać zaskoczenia.
- Widzę ciężki dzień - skomentowała. - To chyba wiem, co chcesz mi powiedzieć.
- Nie było go już gdy przyszłaś? - upewniła się Skowronek, gdy tylko zeszła się z Ważką. W odpowiedzi uzyskała kiwnięcie głową i dość nietęgi wyraz twarzy dziewczyny, lecz z jakiegoś powodu wcale jej to nie ruszyło.
- A działo się coś podejrzanego? - upewniła się jeszcze Przyjaciółka, choć gdy przemyślała to pytanie, nie uznała go za specjalnie fortunne. W końcu Gyneid z pewnością uważała za podejrzane coś zupełnie innego niż ona.
- Cały czas było tak jak teraz - odpowiedziała Ważka, kiwając głową w stronę sali. To oznaczało, że nie było żadnych kłótni i bójek, nikt też nie przebiegał nerwowo przez całą salę, kasyno działało wedle stałego, nudnego rytmu… Czyli może było to dobry znak. Skowronek odetchnęła lekko, jeszcze rozejrzała się dyskretnie, by mieć pewność, że nie widzi żadnej podejrzanej twarzy, po czym wzruszyła lekko ramionami.
- To czekamy - uznała, od razu łapiąc dziwne spojrzenie Gyneid. - No co? Taki był plan. Nie będę biegała i szukała go po całym Ekradonie, to byłoby jeszcze trudniejsze niż znalezienie naszej laleczki. Siadaj, nie ma co się pchać przed szereg. Sjans nie da się zeżreć byle komu.
Skowronek usiadła przy pierwszym lepszym stoliku i z uporem gapiła się na Ważkę, aż ta nie zdecydowała się w końcu do niej dołączyć. Elfka nie zamierzała zaczynać rozmowy, widziała jednak wzrok Gyneid i tak jak z początku dawała radę go ignorować, tak szybko zaczął on ją irytować. W końcu westchnęła i przewróciła oczami.
- Dobra, złapałam aluzję. Pociągnę kogoś za język - zapewniła. - Ale ty siedź, mogą przy tobie nie chcieć gadać.
Skowronek zaraz wstała i odeszła od stolika. Podeszła do baru, by zamówić sobie piwo i wykorzystać ten moment na rozejrzenie się po pomieszczeniu - liczyła, że dostrzeże jakiegoś informatora, kogoś, kogo będzie mogła pociągnąć za język, wyciągnąć informacje o Sjansie i Długim Cieniu i mieć pewność, że będą one rzetelne. No bo o dyskrecji nie pomyślała ani przez moment, aż tak naiwna nie była. Niestety, żadna twarz nie wydawała się być na tyle znajoma i pewna, by się fatygować. Pozostawało standardowe ciągnięcie za język obsługi… Ale w takim miejscu kelnerki pewnie nie będą miały czasu ani ochoty na rozmowy w godzinach pracy. Skowronek aż westchnęła sobie cicho, żałując, że poddała się temu spojrzeniu Ważki, słowa jednak cofnąć nie mogła… Zamówiła więc sobie piwo i usiadła przy barze, by pomyśleć i może dojść do jakiś wniosków. Obróciła się bokiem do kontuaru, odruchowo ustawiając się w stronę wejścia, jakby…
- Czekasz na kogoś?
Przyjaciółka w pierwszej chwili zamarła, a później, gdy poczuła ukłucie na wysokości nerek, z jej ust wyrwał się nerwowy chichot. Jak… jak mogła aż tak dać się zaskoczyć?
- Ależ… - żachnęła się w pierwszym odruchu. Dałaby sobie rękę uciąć, że ma twarz bladą jak kreda i z całych sił walczyła z odruchem, by się nie obrócić i nie dać mu satysfakcji zobaczenia się w tym stanie…
- Dobra, nie mam czasu. Chodź na zewnątrz. Nic ci nie zrobię.
”A spróbowałbyś…”, pomyślała z przekąsem elfka, ale wstała ze swojego miejsca i skierowała się w stronę drzwi. Nawet nie zerknęła w stronę Gyneid - wolała nie ryzykować, że jednym głupim spojrzeniem ją wkopie. Im bliżej była jednak drzwi, tym bardziej miała ochotę spojrzeć za siebie i przekonać się, że naprawdę dobrze rozpoznała ten głos i że to nie jest głupi żart. Zdawało jej się, że polecenie wypowiedziano trochę bełkotliwie, może więc jej się przesłyszało, ale z drugiej strony nie czuła woni alkoholu, która by to tłumaczyła. Najwyraźniej więc się nie pomyliła i podświadomie to wiedziała, bo w schowanej w kieszeni dłoni już trzymała nóż…
- To jak już jesteśmy na zewnątrz i możesz mi bez skrępowania poderżnąć gardło na osobności, to mów o co chodzi - zażądała elfka, gdy już odeszli kawałeczek od kasyna i schowali się w jakiejś bramie. Dopiero teraz zdołała się obrócić i dojrzeć schowane za postawionym wysokim kołnierzem oblicze Zaskrońca, ozdobione kilkoma paskudnymi siniakami, jakby ledwo uniknął zatłuczenia na śmierć przez profesjonalnego boksera, co doskonale tłumaczyło jego bełkotliwą mowę. Skowronek pozwoliła sobie przez moment gapić się i nie udawać zaskoczenia.
- Widzę ciężki dzień - skomentowała. - To chyba wiem, co chcesz mi powiedzieć.
Przez krótką chwilę Sjans napawał się wspaniałością opracowanego przez siebie planu. Niemal wszystko potoczyło się dokładnie po myśli drwala. Udało mu się odciągnąć Długiego Alexandro z dala od trójki sługusów Vardy, a co ważniejsze babsko w czerni i para towarzyszących jej olbrzymów, byli przekonani, że drwal i przemytnik znajdują się gdzieś pod zwała gruzu i kamieni. Przeszukanie rumowiska i zrozumienie tego co zaszło powinno zając im trochę czasu, w którym przy odrobinie szczęścia, Ulka ulotni się z Eldine przy boku.
„Prawie wszystko” miało jednak swoje ciemniejsze strony, przez które Sjans musiał trochę zaczekać z obwieszczeniem światu swojego sukcesu. Ulka był kiepskim aktorem. Nie potrafił udawać. Być może sama sprzeczka z przemytnikiem była improwizowana, ale razy jakie zbierał Długi Cień zadawane były zupełnie poważnie. Fakt, że drwal rzeczywiście był wściekły na chudzielca za sposób w jaki ten traktował córkę Styfinga, w żaden sposób nie pomagał. Podobnie zresztą jak różnica w budowie ciała Sjansa i Alexandro. Wprawdzie jakimś cudem drwal nie znokautował przemytnika pierwszym ciosem, jednak z całą pewnością nie zyskał uznania ze strony pechowego karciarza.
- Gdzie dziewczyna? – spytał Ulka, gdy tylko udało mu się odciągnąć Alexandro wgłąb korytarzy. Chaotyczna architektura upadłej dzielnicy sprawiała, iż Sjans szybko stracił orientację gdzie jest. Liczne dobudówki i prowizoryczne konstrukcje wiszące nad głową drwala tak jakby chciały zaprzeczyć prawu grawitacji, nie pozwalały mu nawet by określić czy wciąż znajduje się w budynku czy na jednej z bocznych uliczek.
- Pierdol się! – krótko odpowiedział Długi Cień, czym zarobił sobie kolejny cios w szczękę. Tym razem nad wyraz skuteczny. Genialny strateg z Mglistych Bagien został sam w towarzystwie nieprzytomnego przemytnika.
- Cudownie. Brawo, mistrzu dialogu – zaklął Sjans. Właśnie stracił całą przewagę czasową jaką wypracował sobie nad zbójami Vardy. Co więcej znalazł się w miejscu, o którym nic nie wiedział, a zwłaszcza nie miał żadnego pojęcia o obowiązujących tutaj zasadach przetrwania.
Ulce nie pozostawało nic innego jak spróbować ocucić przemytnika. Ciągnąc Długiego Cienia w kilka następnych zaułków, starał się uniknąć zatłoczonych miejsc. Uznał, że im mniej ludzi go zobaczy tym lepiej. Niestety ich piątka była dokładnie obserwowana od razu gdy tylko pojawili się w dzielnicy biedy. Drwal i ludzie Vardy stanowili dość niecodzienne towarzystwo by nie zwrócić na siebie uwagi miejscowych.
- Szukasz panienki kraciasty grajku? – zabrzmiał donośny kobiecy głos dochodzący zza pleców Ulki. Jego właścicielką była pulchna kobieta w ubrudzonym fartuchu i z olbrzymim rzeźnickim tasakiem w dłoni. Wokół damulki uczesanej w tłusty kok zebrało się pięcioro łysych zabijaków, sądząc po ubierze i sylwetce w równym stopniu nabytych w porcjowaniu mięsa. Sjans przypatrzył się dokładniej otaczającym go napastnikom. Podobieństwa w rysach twarzy pozwoliły mu stwierdzić że ma przed sobą mamuśkę z pięciorgiem pociech. Owa herszt baba musiała być przywódcą tego stada.
Ulka nie miał pojęcia czy miejscowi dla zasady nie przepadają za gośćmi, natknął się na zwykłych rabusiów, na właścicieli zniszczonego przez siebie budynku, czy też na troskliwych sąsiadów Alexandro, martwiących się o to co spotkała ich ulubieńca? Zresztą żadna z tych perspektyw nie brzmiała zbyt różowo.
- Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale naprawdę jestem tu po to by pomóc panience Eldine. – Drwal zdecydował się na szczerość.
- Pieprzenie! Wszyscy w tym gównianym mieście twierdzą, że chcą jej dobra, a tymczasem każdy kolejny pomagier sadzi jej coraz to solidniejszego kopniaka – oburzyła się matka rzeźniczej bandy. – Na szczęście ta miła dziewczyna trafiła pod moje skrzydła i żadna łachudra jak ty już więcej jej nie tknie!
- Pani nie rozumie. Ona nie może tu zostać. Zbyt wielu ludzie chce zrobić jej krzywdę, a obawiam się, że te zacne chłopiska to za mało by ich wszystkich powstrzymać – wyjaśnił Sjans wskazując na piątkę zuchów szczerzących w jego kierunku swoimi brudnymi zębami.
- I pewnie dodasz, że ty mógłbyś to zrobić? – parsknęła kobieta. Sytuacja wyglądała rzeczywiście źle. Styfing, Varda, Długi Cień, Zaskroniec i licho wie kto jeszcze. Wyprowadzenie Eldine z miasta na pewno nie będzie sprawą prostą.
- Nie jestem sam. Mogę liczyć na pomoc przyjaciółki…
- Starczy tego bełkotu. Zaprowadzimy cię do małej Eldine. Będziesz miał pięć minut by przekonać ją i mnie, że rzeczywiście można ci zaufać. A jeśli uznam, że mnie tu kantujesz kochasiu, to moi chłopcy przerobią cię na mielone i dołączą do jadłospisu – zadecydowała kobieta.
- Trochę mało. Choć z drugiej strony Edine z pewnością ucieszy się na mój widok – próbował pertraktować Sjans. Zdając sobie sprawę co młodej Eldine naopowiadał jej ojciec, dziewczyna miała wszelkie podstawy by obawiać się zemsty ze strony Ulki, a na widok kogoś z Mglistych bagien raczej nie tryśnie optymizmem.
„Prawie wszystko” miało jednak swoje ciemniejsze strony, przez które Sjans musiał trochę zaczekać z obwieszczeniem światu swojego sukcesu. Ulka był kiepskim aktorem. Nie potrafił udawać. Być może sama sprzeczka z przemytnikiem była improwizowana, ale razy jakie zbierał Długi Cień zadawane były zupełnie poważnie. Fakt, że drwal rzeczywiście był wściekły na chudzielca za sposób w jaki ten traktował córkę Styfinga, w żaden sposób nie pomagał. Podobnie zresztą jak różnica w budowie ciała Sjansa i Alexandro. Wprawdzie jakimś cudem drwal nie znokautował przemytnika pierwszym ciosem, jednak z całą pewnością nie zyskał uznania ze strony pechowego karciarza.
- Gdzie dziewczyna? – spytał Ulka, gdy tylko udało mu się odciągnąć Alexandro wgłąb korytarzy. Chaotyczna architektura upadłej dzielnicy sprawiała, iż Sjans szybko stracił orientację gdzie jest. Liczne dobudówki i prowizoryczne konstrukcje wiszące nad głową drwala tak jakby chciały zaprzeczyć prawu grawitacji, nie pozwalały mu nawet by określić czy wciąż znajduje się w budynku czy na jednej z bocznych uliczek.
- Pierdol się! – krótko odpowiedział Długi Cień, czym zarobił sobie kolejny cios w szczękę. Tym razem nad wyraz skuteczny. Genialny strateg z Mglistych Bagien został sam w towarzystwie nieprzytomnego przemytnika.
- Cudownie. Brawo, mistrzu dialogu – zaklął Sjans. Właśnie stracił całą przewagę czasową jaką wypracował sobie nad zbójami Vardy. Co więcej znalazł się w miejscu, o którym nic nie wiedział, a zwłaszcza nie miał żadnego pojęcia o obowiązujących tutaj zasadach przetrwania.
Ulce nie pozostawało nic innego jak spróbować ocucić przemytnika. Ciągnąc Długiego Cienia w kilka następnych zaułków, starał się uniknąć zatłoczonych miejsc. Uznał, że im mniej ludzi go zobaczy tym lepiej. Niestety ich piątka była dokładnie obserwowana od razu gdy tylko pojawili się w dzielnicy biedy. Drwal i ludzie Vardy stanowili dość niecodzienne towarzystwo by nie zwrócić na siebie uwagi miejscowych.
- Szukasz panienki kraciasty grajku? – zabrzmiał donośny kobiecy głos dochodzący zza pleców Ulki. Jego właścicielką była pulchna kobieta w ubrudzonym fartuchu i z olbrzymim rzeźnickim tasakiem w dłoni. Wokół damulki uczesanej w tłusty kok zebrało się pięcioro łysych zabijaków, sądząc po ubierze i sylwetce w równym stopniu nabytych w porcjowaniu mięsa. Sjans przypatrzył się dokładniej otaczającym go napastnikom. Podobieństwa w rysach twarzy pozwoliły mu stwierdzić że ma przed sobą mamuśkę z pięciorgiem pociech. Owa herszt baba musiała być przywódcą tego stada.
Ulka nie miał pojęcia czy miejscowi dla zasady nie przepadają za gośćmi, natknął się na zwykłych rabusiów, na właścicieli zniszczonego przez siebie budynku, czy też na troskliwych sąsiadów Alexandro, martwiących się o to co spotkała ich ulubieńca? Zresztą żadna z tych perspektyw nie brzmiała zbyt różowo.
- Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale naprawdę jestem tu po to by pomóc panience Eldine. – Drwal zdecydował się na szczerość.
- Pieprzenie! Wszyscy w tym gównianym mieście twierdzą, że chcą jej dobra, a tymczasem każdy kolejny pomagier sadzi jej coraz to solidniejszego kopniaka – oburzyła się matka rzeźniczej bandy. – Na szczęście ta miła dziewczyna trafiła pod moje skrzydła i żadna łachudra jak ty już więcej jej nie tknie!
- Pani nie rozumie. Ona nie może tu zostać. Zbyt wielu ludzie chce zrobić jej krzywdę, a obawiam się, że te zacne chłopiska to za mało by ich wszystkich powstrzymać – wyjaśnił Sjans wskazując na piątkę zuchów szczerzących w jego kierunku swoimi brudnymi zębami.
- I pewnie dodasz, że ty mógłbyś to zrobić? – parsknęła kobieta. Sytuacja wyglądała rzeczywiście źle. Styfing, Varda, Długi Cień, Zaskroniec i licho wie kto jeszcze. Wyprowadzenie Eldine z miasta na pewno nie będzie sprawą prostą.
- Nie jestem sam. Mogę liczyć na pomoc przyjaciółki…
- Starczy tego bełkotu. Zaprowadzimy cię do małej Eldine. Będziesz miał pięć minut by przekonać ją i mnie, że rzeczywiście można ci zaufać. A jeśli uznam, że mnie tu kantujesz kochasiu, to moi chłopcy przerobią cię na mielone i dołączą do jadłospisu – zadecydowała kobieta.
- Trochę mało. Choć z drugiej strony Edine z pewnością ucieszy się na mój widok – próbował pertraktować Sjans. Zdając sobie sprawę co młodej Eldine naopowiadał jej ojciec, dziewczyna miała wszelkie podstawy by obawiać się zemsty ze strony Ulki, a na widok kogoś z Mglistych bagien raczej nie tryśnie optymizmem.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Trudno było orzec czy Skowronek i Zaskroniec to faktyczni przyjaciele czy tylko tacy z nazwy - elfka jakoś niespecjalnie przejęła się ranami swego rywala, nawet przez myśl jej nie przyszło, by go opatrzyć albo obdarzyć taryfą ulgową. Głównie przez wzgląd na świadomość, że gdyby on zastał ją w takim stanie, to również by jej nie pomógł. Rozmawiali teraz ze sobą tylko przez to, że mieli do siebie interes - jego dopadło już kilku silnorękich Verdy albo kogoś innego, był ranny i urwały mu się wszystkie tropy, a jej za to potrzebne były narzędzia w postaci siatki szpiegowskiej Zaskrońca. Jednak samo to, że byli skłonni zawrzeć rozejm by wyjść z tego cało, świadczyło o tym, że może jednak mieli w stosunku do siebie jakiś szacunek - w przeciwnym razie on mógłby wbić jej nóż w nerki już u Vardy, a ona jemu teraz, gdy rozmawiali.
- A co potem? - drążył jednak Zaskroniec. - Wiesz, że powinnaś mi ustąpić.
- I tak zrobię - zgodziła się elfka. - A raczej ci nie przeszkodzę. Jak pomożesz mi znaleźć Sjansa, pędź do Styfinga i powiedz mu co wiesz… a ja będę robiła swoje.
- Wiesz, że jesteś na straconej pozycji?
- Nie bardziej niż do tej pory. - Skowronek wzruszyła ramionami, spuszczając przy tym wzrok. Oczywiście, że nie zamierzała tego tak zostawić, przecież nie włoży przeciwnikowi broni do ręki. Ale niech Zaskroniec pomyśli, że chce być po prostu szybsza, a nie, że coś na niego szykuje. Musiała tylko porozmawiać z Gyneid.
- Dobra, idziemy - uznała na głos.
- Chwila, nie w tę stronę!
- Zostawiłam kurtkę w kasynie, pajacu - uspokoiła go elfka.
Zaskroniec faktycznie uruchomił całą swoją siatkę szpiegowską, czego Skowronek bardzo mu zazdrościła - gdyby sama miała tak dobry dostęp do informacji, już dawno znalazłaby Eldine. Na ten moment jednak szła za nim jak zbłąkany kundel i tylko patrzyła jak wypytuje on żebraków, przekupki i strażników, którzy mogli cokolwiek widzieć. Sprawdzała jakich znaków używa, ale zdawało się, że nie kłopotał się używaniem haseł - przyszło jej na myśl, że pod tym względem postępował wyjątkowo niefrasobliwie, ale w sumie czemu miał się zabezpieczać, skoro ci ludzie i tak mówili wszystko tym, którzy tylko zapłacą za informacje?
- Kurna, a to co za zbiegowisko? - zirytował się nagle Zaskroniec, patrząc na zawaloną nadbudówkę jednego z mijanych domów. W tej dzielnicy katastrofy budowlane były oczywiście na porządku dziennym, ale i tak zawsze znaleźli się chętni by popatrzeć jak wyciąga się ofiary spod gruzu. No bo przecież by samemu pomóc to już zbyt wiele zachodu…
- W bok, w bok! - syknął nagle Zaskroniec, popychając Przyjaciółkę za najbliższy budynek. Elfka natychmiast rozejrzała się w poszukiwaniu tego, co mogło tak wystraszyć jej kolegę po fachu i dosłownie w ostatniej chwili dostrzegła górującą nad tłumem sylwetkę zwieńczoną łysym łbem - wiedziała, dla kogo pracują takie dwa pół-trolle.
- Twoi koledzy już są na miejscu, nie idziesz się przywitać? - zauważyła kąśliwie, dostrzegając jak dłoń Zaskrońca napina się do ciosu, którego jednak nie zadał (spróbowałby tylko, to by mu tę rękę ucięła).
- Chodź naokoło - mruknął zamiast tego. Skowronek nie wiedziała jak blisko była w tym momencie Sjansa, ale uznała, że dalej poradzi sobie sama, bo przecież w tej dzielnicy każdy udzieli jej informacji za kilka miedziaków na wino. Dlatego gdy Zaskroniec chciał dyskretnie wrócić na ulicę i jakby nigdy nic się wycofać, ona niby przypadkiem potrąciła jakieś skrzynki, wywołując tym nieziemski łomot. Odskoczyła, a na widoku został tylko Zaskroniec, który co prawda zaraz sam się cofnął, było już jednak za późno. Jego szpakowaty łeb został dostrzeżony przez jednego z dryblasów Vardy.
- Zginiesz za to! - syknął Przyjaciel, nim rzucił się do szaleńczej ucieczki. A elfka pozostała w miejscu, niby w szoku zasłaniając dłońmi twarz, a tak naprawdę uczyniła to tylko po to, by nie zostać rozpoznaną. Zresztą i tak chyba nikt jej nie zauważył, gdy więc ucichły odgłosy pościgu, wyszła na ulicę i podjęła poszukiwania na własną rękę. Ciekawe co pomyśli sobie Zaskroniec gdy dowie się, że przez Gyneid elfka przekazała Vardzie, w którym kierunku ulotnił się jego worek do bicia i pewnie wkrótce natknie się na kolejnych bitnych chłopaków…
Chociaż Skowronek twardo obstawała przy tym, że znała Ekradon jak własną kieszeń, akurat ta dzielnica miasta była jak żywy, a na dodatek bardzo chory organizm, który nieustannie zmieniał się i przebudowywał, więc nigdy nie mogła mieć pewności, że znane jej przejście dalej jest tam, gdzie je zapamiętała. I tak naprawdę powoli zaczynała żałować, że tak szybko sprzedała Zaskrońca jego prześladowcom, bo mógł jej być jeszcze przez moment potrzebny. Obeszła okolice zawalonego domu i nie natrafiła na żaden ślad Sjansa, na nikogo, kto by go widział. Już naprawdę puszczały jej nerwy, gdy poczuła na ramieniu ciężar potężnej łapy, której paznokcie miały rdzawe obwódki z zaschniętej krwi. Gdy spojrzała na tego, który ją zaczepił, śmiało uznała, że ma przed sobą miejską wersję Botana, ten jednak był do niej nastawiony diametralnie inaczej niż ten bagienny.
- Szukasz faceta w kraciastych łachach - zwrócił się do niej ostrym tonem.
- Owszem... - przyznała Przyjaciółka, ostrożnie macając za schowanym w kieszeni nożem.
- Po cholerę? - drążył dryblas w skórzanym fartuchu.
- A co ci do tego? - warknęła w odpowiedzi, próbując strząsnąć z ramienia jego rękę, lecz on tylko zacisnął palce na jej barku. "Kurna, złamie mi obojczyk!", pomyślała z niepokojem elfka.
- Dobra, dobra! - uległa argumentowi siły, no bo co miała innego do stracenia. - To mój kumpel, miałam go tu gdzieś znaleźć, ale się pogubiłam. Ała! Puszczaj, ty ćwoku!
Mięśniak wcale nie przejmował się protestami elfki, tylko bez słowa zarzucił ją sobie na ramię i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Z wrażenia Skowronkowi wypadła broń z ręki i na ten moment nie pozostawało jej nic innego, jak podporządkować się woli porywacza, chociaż aż jej policzki płonęły intensywnym rumieńcem, tak była wściekła. A gdy została bezpardonowo rzucona na bruk, miała już naprawdę ochotę zapaść się pod ziemię na myśl, że jakiś pierwszy lepszy wieśniak śmiał ją tak potraktować.
- Mame, ta dziołcha twierdzi, że zna gościa w kraciakach - oświadczył dryblas herod-babie przed sobą, jednak to nie ta kobieta przykuła uwagę Skowronka.
- Sjans? - wykrztusiła, widząc drwala w tym jakże doborowym towarzystwie.
- A co potem? - drążył jednak Zaskroniec. - Wiesz, że powinnaś mi ustąpić.
- I tak zrobię - zgodziła się elfka. - A raczej ci nie przeszkodzę. Jak pomożesz mi znaleźć Sjansa, pędź do Styfinga i powiedz mu co wiesz… a ja będę robiła swoje.
- Wiesz, że jesteś na straconej pozycji?
- Nie bardziej niż do tej pory. - Skowronek wzruszyła ramionami, spuszczając przy tym wzrok. Oczywiście, że nie zamierzała tego tak zostawić, przecież nie włoży przeciwnikowi broni do ręki. Ale niech Zaskroniec pomyśli, że chce być po prostu szybsza, a nie, że coś na niego szykuje. Musiała tylko porozmawiać z Gyneid.
- Dobra, idziemy - uznała na głos.
- Chwila, nie w tę stronę!
- Zostawiłam kurtkę w kasynie, pajacu - uspokoiła go elfka.
Zaskroniec faktycznie uruchomił całą swoją siatkę szpiegowską, czego Skowronek bardzo mu zazdrościła - gdyby sama miała tak dobry dostęp do informacji, już dawno znalazłaby Eldine. Na ten moment jednak szła za nim jak zbłąkany kundel i tylko patrzyła jak wypytuje on żebraków, przekupki i strażników, którzy mogli cokolwiek widzieć. Sprawdzała jakich znaków używa, ale zdawało się, że nie kłopotał się używaniem haseł - przyszło jej na myśl, że pod tym względem postępował wyjątkowo niefrasobliwie, ale w sumie czemu miał się zabezpieczać, skoro ci ludzie i tak mówili wszystko tym, którzy tylko zapłacą za informacje?
- Kurna, a to co za zbiegowisko? - zirytował się nagle Zaskroniec, patrząc na zawaloną nadbudówkę jednego z mijanych domów. W tej dzielnicy katastrofy budowlane były oczywiście na porządku dziennym, ale i tak zawsze znaleźli się chętni by popatrzeć jak wyciąga się ofiary spod gruzu. No bo przecież by samemu pomóc to już zbyt wiele zachodu…
- W bok, w bok! - syknął nagle Zaskroniec, popychając Przyjaciółkę za najbliższy budynek. Elfka natychmiast rozejrzała się w poszukiwaniu tego, co mogło tak wystraszyć jej kolegę po fachu i dosłownie w ostatniej chwili dostrzegła górującą nad tłumem sylwetkę zwieńczoną łysym łbem - wiedziała, dla kogo pracują takie dwa pół-trolle.
- Twoi koledzy już są na miejscu, nie idziesz się przywitać? - zauważyła kąśliwie, dostrzegając jak dłoń Zaskrońca napina się do ciosu, którego jednak nie zadał (spróbowałby tylko, to by mu tę rękę ucięła).
- Chodź naokoło - mruknął zamiast tego. Skowronek nie wiedziała jak blisko była w tym momencie Sjansa, ale uznała, że dalej poradzi sobie sama, bo przecież w tej dzielnicy każdy udzieli jej informacji za kilka miedziaków na wino. Dlatego gdy Zaskroniec chciał dyskretnie wrócić na ulicę i jakby nigdy nic się wycofać, ona niby przypadkiem potrąciła jakieś skrzynki, wywołując tym nieziemski łomot. Odskoczyła, a na widoku został tylko Zaskroniec, który co prawda zaraz sam się cofnął, było już jednak za późno. Jego szpakowaty łeb został dostrzeżony przez jednego z dryblasów Vardy.
- Zginiesz za to! - syknął Przyjaciel, nim rzucił się do szaleńczej ucieczki. A elfka pozostała w miejscu, niby w szoku zasłaniając dłońmi twarz, a tak naprawdę uczyniła to tylko po to, by nie zostać rozpoznaną. Zresztą i tak chyba nikt jej nie zauważył, gdy więc ucichły odgłosy pościgu, wyszła na ulicę i podjęła poszukiwania na własną rękę. Ciekawe co pomyśli sobie Zaskroniec gdy dowie się, że przez Gyneid elfka przekazała Vardzie, w którym kierunku ulotnił się jego worek do bicia i pewnie wkrótce natknie się na kolejnych bitnych chłopaków…
Chociaż Skowronek twardo obstawała przy tym, że znała Ekradon jak własną kieszeń, akurat ta dzielnica miasta była jak żywy, a na dodatek bardzo chory organizm, który nieustannie zmieniał się i przebudowywał, więc nigdy nie mogła mieć pewności, że znane jej przejście dalej jest tam, gdzie je zapamiętała. I tak naprawdę powoli zaczynała żałować, że tak szybko sprzedała Zaskrońca jego prześladowcom, bo mógł jej być jeszcze przez moment potrzebny. Obeszła okolice zawalonego domu i nie natrafiła na żaden ślad Sjansa, na nikogo, kto by go widział. Już naprawdę puszczały jej nerwy, gdy poczuła na ramieniu ciężar potężnej łapy, której paznokcie miały rdzawe obwódki z zaschniętej krwi. Gdy spojrzała na tego, który ją zaczepił, śmiało uznała, że ma przed sobą miejską wersję Botana, ten jednak był do niej nastawiony diametralnie inaczej niż ten bagienny.
- Szukasz faceta w kraciastych łachach - zwrócił się do niej ostrym tonem.
- Owszem... - przyznała Przyjaciółka, ostrożnie macając za schowanym w kieszeni nożem.
- Po cholerę? - drążył dryblas w skórzanym fartuchu.
- A co ci do tego? - warknęła w odpowiedzi, próbując strząsnąć z ramienia jego rękę, lecz on tylko zacisnął palce na jej barku. "Kurna, złamie mi obojczyk!", pomyślała z niepokojem elfka.
- Dobra, dobra! - uległa argumentowi siły, no bo co miała innego do stracenia. - To mój kumpel, miałam go tu gdzieś znaleźć, ale się pogubiłam. Ała! Puszczaj, ty ćwoku!
Mięśniak wcale nie przejmował się protestami elfki, tylko bez słowa zarzucił ją sobie na ramię i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Z wrażenia Skowronkowi wypadła broń z ręki i na ten moment nie pozostawało jej nic innego, jak podporządkować się woli porywacza, chociaż aż jej policzki płonęły intensywnym rumieńcem, tak była wściekła. A gdy została bezpardonowo rzucona na bruk, miała już naprawdę ochotę zapaść się pod ziemię na myśl, że jakiś pierwszy lepszy wieśniak śmiał ją tak potraktować.
- Mame, ta dziołcha twierdzi, że zna gościa w kraciakach - oświadczył dryblas herod-babie przed sobą, jednak to nie ta kobieta przykuła uwagę Skowronka.
- Sjans? - wykrztusiła, widząc drwala w tym jakże doborowym towarzystwie.
Sjansa dręczyło dziwne przeczucie, że bez względu na to co powie, troskliwa matula i jej banda zabijaków już wydali swój wyrok. Być może ci tutaj byli pierwszymi osobami w Ekradonie, które rzeczywiście życzyły Eldine jak najlepiej, jednak drwalowi w żaden sposób to nie pomagało. Okazało się, że darowane mu pięć minut wcale nie oznaczało rozmowy z córką Styfinga na osobności. Cycata pani rzeźnik i jej wielki tasak nie tylko mieli być przy tym obecni, ale nadto zamierzali wtrącać się w co drugie wypowiedziane słowo. Ulka żałował, że nie ma przy sobie Ily’ego lub Ważki. On sam nigdy wcześniej nie rozmawiał z Eldine, a widok znajomej, przyjaznej twarzy, z całą pewnością mógł okazać się przydatny w przełamaniu niechęci.
„Ostatecznie mogę powołać się na tą dwójkę” – pomyślał Sjans gdy ujrzał Styfingównę schodzącą po schodach. Córka lorda wyglądała na wyczerpaną, zmęczoną i skrajnie wystraszoną przeżyciami ostatnich dni. Na widok drwala od razu zrobiła krok w tył chowając się za plecami olbrzymiej matuli. Zmarszczone czoło rzeźniczki świadczyło o tym, iż jej decyzja właśnie zapadła.
- Witaj Eldine. - Mimo wszystko Ulka nie zamierzał rezygnować z danego mu czasu. – Pozwól, że się przedstawię. Jestem Sjans, brat Guly’ego. Być może wspominał ci o mnie, na przykład mówiąc coś o tym, który nigdy nie wychodzi z swojej dziupli?
- Guly nie żyje – krótko odpowiedziała dziewczyna.
- To nie jest do końca prawda. Fakt, gdy widziałem go po raz ostatni nie czuł się najlepiej, ale wciąż dyszał. Robimy co w naszej mocy by stan ten trwał jak najdłużej jednak bez względu na to jak cudowne leki możemy mu podać, nic nie pomoże mojemu bratu bardziej niż świadomość, że wciąż ma dla kogo walczyć. Dlatego właśnie tutaj jestem. By prosić cię o powrót do domu.
- Nie mogę wrócić, mój ojciec…
- Mówiłem o domu w Kamiennym Targu – przerwał Sjans.
- To niemożliwe. Po tym co się stało… - Drgający podbródek dziewczyny zwiastował rychłe nadejście całej lawiny łez. Jednocześnie rytmiczne stukanie tasaka o bladą dłoń sugerowało, iż dany Ulce czas dobiegał końca.
- Jedna rzecz stała się na pewno. Nie powinienem mówić o tym głośno, gdyż podkopię tym samym pozycję własnego lorda, ale co tam, niech będzie. Gdy mężczyzna z Mglistych Bagien planuje się ustatkować, musi nie tylko uzyskać zgodę przyszłej małżonki, ale nade wszystko stanąć przed Sądem Rodzinnym. Pięć najbardziej nieprzejednanych kobiet z okolicznych wsi magluje go godzinami tylko po to by upewnić się, że będzie z niego właściwy materiał na męża. Sam to przechodziłem więc ze spokojem sumienia mogę stwierdzić, iż nie ma potworniejszej rzeczy niż spojrzeć tym kobietom prosto w oczy. A wyrok owego grona znaczy więcej niż wola lorda. Jeśli babska uznają, że nie jesteś w stanie zaopiekować się swoją połowicą, zapewnić jej byt i wychować dzieci, możesz zapomnieć o małżeństwie przez najbliższe kilka lat. I nawet krzyk Asetsa nic tu nie da.
- Coś mi się wydaje, że to ja powinnam z tobą uciec gołąbeczku – wtrąciła matula, jednak Sjans zignorował tą uwagę.
- W każdym razie w sprawie twojej i mego brata zapadł już wyrok, który praktycznie rzecz ujmując czyni cię jedną z nas. Gwarantuję, że możesz udać się do Kamiennego Targu, wejść do karczmy gdzie trzydzieścioro podpitych chłopa toczy bójkę o byle co, a przejdziesz pani cała salę nawet nie dotknięta, przy czym przynajmniej połowa z nich na chwilę dołoży pałki by uraczyć cię skinieniem głowy – zapewnił Ulka.
- Przestań kadzić i do rzeczy grajku. Niby jak zamierzasz wydostać naszą ptaszynę do swojej bezpiecznej krainki? – urwała przywódczyni gangu. Sjans obawiał się tego pytania, jako że nie miał na nie żadnego argumentu. Na szczęście w tej samej chwili jeden z synów pojawił się w drzwiach niosąc z sobą Skowronka, niczym worek ziemniaków przerzuconą przez plecy.
- Ona to zrobi. – Drwal wskazał na elfkę. – Skowronku, pozwól że przedstawić ci Eldine oraz Panią Wielkie Serce. Byłbym ci niezmiernie zobowiązany gdybyś zechciała poinformować te zacne kobiety, w jaki to sposób wydostaniemy się z miasta.
Po chwili z korytarza dało się słyszeć pełen oburzenia głos Ważki.
- Ręce przy sobie zawszona łysa pało! – krzyczał Gyneid. – Zrób tak jeszcze raz, a odgryzę ci drugie ucho!
Idącą tropem Skowronka Ważkę spotkał podobny los co elfkę. Banda trolopodobnych braci najwyraźniej okazała się nadzwyczaj towarzyska. Co ważniejsze, Eldine na widok znajomej twarzy najwyraźniej zdecydowała się zaufać nowym wybawcom, a na twarzy dziewczyny pierwszy raz od kilku dni zawitał uśmiech.
„Ostatecznie mogę powołać się na tą dwójkę” – pomyślał Sjans gdy ujrzał Styfingównę schodzącą po schodach. Córka lorda wyglądała na wyczerpaną, zmęczoną i skrajnie wystraszoną przeżyciami ostatnich dni. Na widok drwala od razu zrobiła krok w tył chowając się za plecami olbrzymiej matuli. Zmarszczone czoło rzeźniczki świadczyło o tym, iż jej decyzja właśnie zapadła.
- Witaj Eldine. - Mimo wszystko Ulka nie zamierzał rezygnować z danego mu czasu. – Pozwól, że się przedstawię. Jestem Sjans, brat Guly’ego. Być może wspominał ci o mnie, na przykład mówiąc coś o tym, który nigdy nie wychodzi z swojej dziupli?
- Guly nie żyje – krótko odpowiedziała dziewczyna.
- To nie jest do końca prawda. Fakt, gdy widziałem go po raz ostatni nie czuł się najlepiej, ale wciąż dyszał. Robimy co w naszej mocy by stan ten trwał jak najdłużej jednak bez względu na to jak cudowne leki możemy mu podać, nic nie pomoże mojemu bratu bardziej niż świadomość, że wciąż ma dla kogo walczyć. Dlatego właśnie tutaj jestem. By prosić cię o powrót do domu.
- Nie mogę wrócić, mój ojciec…
- Mówiłem o domu w Kamiennym Targu – przerwał Sjans.
- To niemożliwe. Po tym co się stało… - Drgający podbródek dziewczyny zwiastował rychłe nadejście całej lawiny łez. Jednocześnie rytmiczne stukanie tasaka o bladą dłoń sugerowało, iż dany Ulce czas dobiegał końca.
- Jedna rzecz stała się na pewno. Nie powinienem mówić o tym głośno, gdyż podkopię tym samym pozycję własnego lorda, ale co tam, niech będzie. Gdy mężczyzna z Mglistych Bagien planuje się ustatkować, musi nie tylko uzyskać zgodę przyszłej małżonki, ale nade wszystko stanąć przed Sądem Rodzinnym. Pięć najbardziej nieprzejednanych kobiet z okolicznych wsi magluje go godzinami tylko po to by upewnić się, że będzie z niego właściwy materiał na męża. Sam to przechodziłem więc ze spokojem sumienia mogę stwierdzić, iż nie ma potworniejszej rzeczy niż spojrzeć tym kobietom prosto w oczy. A wyrok owego grona znaczy więcej niż wola lorda. Jeśli babska uznają, że nie jesteś w stanie zaopiekować się swoją połowicą, zapewnić jej byt i wychować dzieci, możesz zapomnieć o małżeństwie przez najbliższe kilka lat. I nawet krzyk Asetsa nic tu nie da.
- Coś mi się wydaje, że to ja powinnam z tobą uciec gołąbeczku – wtrąciła matula, jednak Sjans zignorował tą uwagę.
- W każdym razie w sprawie twojej i mego brata zapadł już wyrok, który praktycznie rzecz ujmując czyni cię jedną z nas. Gwarantuję, że możesz udać się do Kamiennego Targu, wejść do karczmy gdzie trzydzieścioro podpitych chłopa toczy bójkę o byle co, a przejdziesz pani cała salę nawet nie dotknięta, przy czym przynajmniej połowa z nich na chwilę dołoży pałki by uraczyć cię skinieniem głowy – zapewnił Ulka.
- Przestań kadzić i do rzeczy grajku. Niby jak zamierzasz wydostać naszą ptaszynę do swojej bezpiecznej krainki? – urwała przywódczyni gangu. Sjans obawiał się tego pytania, jako że nie miał na nie żadnego argumentu. Na szczęście w tej samej chwili jeden z synów pojawił się w drzwiach niosąc z sobą Skowronka, niczym worek ziemniaków przerzuconą przez plecy.
- Ona to zrobi. – Drwal wskazał na elfkę. – Skowronku, pozwól że przedstawić ci Eldine oraz Panią Wielkie Serce. Byłbym ci niezmiernie zobowiązany gdybyś zechciała poinformować te zacne kobiety, w jaki to sposób wydostaniemy się z miasta.
Po chwili z korytarza dało się słyszeć pełen oburzenia głos Ważki.
- Ręce przy sobie zawszona łysa pało! – krzyczał Gyneid. – Zrób tak jeszcze raz, a odgryzę ci drugie ucho!
Idącą tropem Skowronka Ważkę spotkał podobny los co elfkę. Banda trolopodobnych braci najwyraźniej okazała się nadzwyczaj towarzyska. Co ważniejsze, Eldine na widok znajomej twarzy najwyraźniej zdecydowała się zaufać nowym wybawcom, a na twarzy dziewczyny pierwszy raz od kilku dni zawitał uśmiech.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Skowronek usłyszała jedynie marny okrawek z rozmowy między Sjansem a Eldine - tylko jakiś fragment o odkładaniu pałek i całą kwestię o kadzeniu wypowiedzianą przez szefową zgrai miejskich Botanów. Gdyby sytuacja była bardziej sprzyjająca, może elfka skusiłaby się na żart, że "ptaszyną" to tutaj jest ona i ze względu na dziesięciolecia tradycji chce by tak pozostało, gdy jednak sterczy nad tobą banda troglodytów, z których każdy (nawet baba) ma ramię jak ty talię, odechciewa się rzucać takie docinki.
Wywołana do tablicy Przyjaciółka odwlekała moment odpowiedzi. Najpierw wstała z podłogi, otrzepała spodnie, poprawiła kurtkę i przygładziła włosy dłońmi, przekładając je wszystkie na jedno ramię. Później zaś jej uwagę przykuły wrzaski Gyneid, a jej wzmianka o uchu tak zaintrygowała Skowronka, że aż musiała się odwrócić by przekonać się, czy Ważka faktycznie była na tyle zdesperowana, by ugryźć takiego trolla... w cokolwiek. Nie było jednak na to czasu - herszta-baba właśnie wymownym chrząknięcie zasugerowała Przyjaciółce, by ta się streszczała, bo nie mają całego dnia, a na dodatek jej cierpliwość i tak była już na granicy wytrzymałości. Dlatego też elfka od razu przystąpiła do prezentacji. Obróciła się do całej trójki najważniejszych osób w tym pomieszczeniu i skłoniła się z ręką za plecami jak giermek.
- Zaszczyt poznać - zapewniła, skoro już drwal dokonał tak ładnej prezentacji. Szybki rzut oka na pokaźnych rozmiarów gospodynię z tasakiem w garści i drobną, efemeryczną wręcz przy niej Eldine pozwolił elfce ocenić, że chociaż na krótki moment lepiej przywdziać maskę miłej, sympatycznej dziewczyny.
- Jestem Skowronek. Przyjaciółka - dodała spoglądając na Sjansa jakby sugerowała, że to z nim łączą ją tak dobre stosunki. Jednocześnie w bardzo naturalny sposób przetarła palcem kącik prawego oka, by osoby zaznajomione z tajnymi znakami organizacji poznały, że nie jest tylko dobrą znajomą drwala... Lecz nie otrzymała żadnej odezwy, co było jasnym znakiem, że towarzystwo ukochanej Guly'ego nie należało raczej do lokalnego światka przestępczego. "Może to i dobrze", uznała w duchu, "To znaczy, że Długi faktycznie zna się na robocie, polega na swoich ludziach".
- Znam to miasto jak własną kieszeń i już niejedno tu wniosłam i wyniosłam - zapewniła elfka. - I gdybym była w tym kiepska, to nie utrzymałabym się tu tyle lat. Nie jestem taka jak Reda - zastrzegła szybko. - Nie dam się rozproszyć śmieszną talią kart i doprowadzę sprawę do końca, choćby nie wiem co, bo ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Gadanie! - obruszyła się Pani Wielkie Serce. - Nawijanie makaronu na uszy!
- Chwila! - zastrzegła elfka, unosząc ręce w obronnym geście, bo już widziała, jak tasak idzie w górę. - Chwila. Przecież to oczywiste, że nie powiem jak to zrobię, dobry magik nie zdradza swoich sztuczek!
- Dobremu magikowi na nic zdadzą się sekrety, gdy będzie leżał w kałuży własnej krwi i flaków, ptaszynko.
- Zrozumiałam aluzję - spokorniała momentalnie Przyjaciółka, po czym zrobiła krótką pauzę by chociaż w taki sposób zasugerować, jak bardzo jej się to nie podoba. - W przebraniu, oczywiście. Panienka Eldine jest szczupła, więc przebranie jej to drobiazg. A w mieście panuje zamieszanie: postawiłam straże w stan gotowości i ganiają teraz jak kot z pęcherzem sami nie wiedząc za czym, na kilka bardzo wpływowych i zaangażowanych w tę sytuację osób poszczułam lokalnych chuliganów… Lepszej okazji do zwiania z Ekradonu niż w tej chwili nie będzie, więc… moglibyśmy się pośpieszyć? Bo wiecie, jeden gość, którego wynajął ojciec panienki, również jest w okolicy i co prawda zajęłam się nim, ale nie wiem na ile skutecznie. A on na pewno nie jest tak miły jak my, za dobrze go znam.
- To skąd niby mamy mieć pewność, że z nim nie współpracujesz? Skoro niby tak się znacie - sarknęła wielka baba broniąca Styfingówny.
- Bo go nie lubię! - odpowiedziała bez zastanowienia elfka, mająca już trochę dość tego gadania po próżnicy. - A Sjansa i jego ludzi owszem, dlatego im pomagam. Po wydostaniu się z miasta spotkamy się z resztą grupy i razem odprowadzimy panienkę Eldine do Kamiennego Targu. Jest z nami Lupiria, to ona wskazała nam Redę, a teraz czeka poza murami Ekradonu - dodała jeszcze, by uwiarygodnić grupę w oczach ewentualnie wahającej się ślimaczej panny.
Wywołana do tablicy Przyjaciółka odwlekała moment odpowiedzi. Najpierw wstała z podłogi, otrzepała spodnie, poprawiła kurtkę i przygładziła włosy dłońmi, przekładając je wszystkie na jedno ramię. Później zaś jej uwagę przykuły wrzaski Gyneid, a jej wzmianka o uchu tak zaintrygowała Skowronka, że aż musiała się odwrócić by przekonać się, czy Ważka faktycznie była na tyle zdesperowana, by ugryźć takiego trolla... w cokolwiek. Nie było jednak na to czasu - herszta-baba właśnie wymownym chrząknięcie zasugerowała Przyjaciółce, by ta się streszczała, bo nie mają całego dnia, a na dodatek jej cierpliwość i tak była już na granicy wytrzymałości. Dlatego też elfka od razu przystąpiła do prezentacji. Obróciła się do całej trójki najważniejszych osób w tym pomieszczeniu i skłoniła się z ręką za plecami jak giermek.
- Zaszczyt poznać - zapewniła, skoro już drwal dokonał tak ładnej prezentacji. Szybki rzut oka na pokaźnych rozmiarów gospodynię z tasakiem w garści i drobną, efemeryczną wręcz przy niej Eldine pozwolił elfce ocenić, że chociaż na krótki moment lepiej przywdziać maskę miłej, sympatycznej dziewczyny.
- Jestem Skowronek. Przyjaciółka - dodała spoglądając na Sjansa jakby sugerowała, że to z nim łączą ją tak dobre stosunki. Jednocześnie w bardzo naturalny sposób przetarła palcem kącik prawego oka, by osoby zaznajomione z tajnymi znakami organizacji poznały, że nie jest tylko dobrą znajomą drwala... Lecz nie otrzymała żadnej odezwy, co było jasnym znakiem, że towarzystwo ukochanej Guly'ego nie należało raczej do lokalnego światka przestępczego. "Może to i dobrze", uznała w duchu, "To znaczy, że Długi faktycznie zna się na robocie, polega na swoich ludziach".
- Znam to miasto jak własną kieszeń i już niejedno tu wniosłam i wyniosłam - zapewniła elfka. - I gdybym była w tym kiepska, to nie utrzymałabym się tu tyle lat. Nie jestem taka jak Reda - zastrzegła szybko. - Nie dam się rozproszyć śmieszną talią kart i doprowadzę sprawę do końca, choćby nie wiem co, bo ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Gadanie! - obruszyła się Pani Wielkie Serce. - Nawijanie makaronu na uszy!
- Chwila! - zastrzegła elfka, unosząc ręce w obronnym geście, bo już widziała, jak tasak idzie w górę. - Chwila. Przecież to oczywiste, że nie powiem jak to zrobię, dobry magik nie zdradza swoich sztuczek!
- Dobremu magikowi na nic zdadzą się sekrety, gdy będzie leżał w kałuży własnej krwi i flaków, ptaszynko.
- Zrozumiałam aluzję - spokorniała momentalnie Przyjaciółka, po czym zrobiła krótką pauzę by chociaż w taki sposób zasugerować, jak bardzo jej się to nie podoba. - W przebraniu, oczywiście. Panienka Eldine jest szczupła, więc przebranie jej to drobiazg. A w mieście panuje zamieszanie: postawiłam straże w stan gotowości i ganiają teraz jak kot z pęcherzem sami nie wiedząc za czym, na kilka bardzo wpływowych i zaangażowanych w tę sytuację osób poszczułam lokalnych chuliganów… Lepszej okazji do zwiania z Ekradonu niż w tej chwili nie będzie, więc… moglibyśmy się pośpieszyć? Bo wiecie, jeden gość, którego wynajął ojciec panienki, również jest w okolicy i co prawda zajęłam się nim, ale nie wiem na ile skutecznie. A on na pewno nie jest tak miły jak my, za dobrze go znam.
- To skąd niby mamy mieć pewność, że z nim nie współpracujesz? Skoro niby tak się znacie - sarknęła wielka baba broniąca Styfingówny.
- Bo go nie lubię! - odpowiedziała bez zastanowienia elfka, mająca już trochę dość tego gadania po próżnicy. - A Sjansa i jego ludzi owszem, dlatego im pomagam. Po wydostaniu się z miasta spotkamy się z resztą grupy i razem odprowadzimy panienkę Eldine do Kamiennego Targu. Jest z nami Lupiria, to ona wskazała nam Redę, a teraz czeka poza murami Ekradonu - dodała jeszcze, by uwiarygodnić grupę w oczach ewentualnie wahającej się ślimaczej panny.
Postawna kobieta rzeźnik zaliczała się do tych osób, którym myślenie przychodziło niezwykle ciężko, a proces decyzyjny ciągnął się godzinami. Przywódczyni miejscowej bandy najwyraźniej miała problem z interpretacją wyjaśnień Skowronka, tępym wzrokiem wpatrując się w zebranych. Nawet długo po tym jak Eldine oznajmiła, że chce wyruszyć razem z Ważką i jej przyjaciółmi, kobieta wciąż nie mogła się zdecydować czy przerobić miejscowych na pasztet, czy tez zaufać słowom elfki. Bez względu na to jak bardzo stan kobiety wydawał się Sjansowi irytujący, drwal doskonale zdawał sobie sprawę, że popędzając rzeźniczkę nic w ten sposób nie zyska. Nie pozostawało mu nic więcej jak uzbroić się w cierpliwość.
Na szczęście z pomocą Skowronkowi i Ulce przyszedł jeden z trollowych synów władczej matki.
- Idą tu, mame. Śliska dziołcha od V i jej para wielkoludów – wykrzyczał młodzieniec. Ulka zanotował w pamięci, że pociechy ich gospodyni nie tylko wyglądają identycznie, ale wszyscy jak jedno posiadają tą samą wadę wymowy. Wprawdzie Sjansowi wydawało się to niemożliwe, ale twarz kobiety pokryły jeszcze większe bruzdy gniewu, wyraźnie wskazując na to, że istnieje ktoś kto jest w stanie wkurzyć ją bardziej niż drwal–grajek.
- W porządku. Masz szczęście śpiewaczku, że te miłe panie są z tobą. Od początku zamierzałam rozwalcować cię na bitki, bez względu na to co próbowałeś mi tu wcisnąć. Podobnie zresztą jak każdego chojraka, który swój rozum trzyma w spodniach. Jednak im mogłabym zaufać. - Postawna rzeźnik wskazała na Skowronka i Ważkę. Następnie podchodząc do Eldine wręczyła dziewczynie swój olbrzymi tasak.
- Trzymaj skarbeńku. To na wypadek gdyby jednak któreś z nich usiłowała cię wystawić – kontynuowała kobieta. - Teraz gdy te kanalie wiedzą gdzie jesteś, pozostanie w tym miejscu nie ma sensu. Szkoda, że nie wyszło. Mam pięciu synów, a żaden nie nadaje się do prowadzenia interesów. Zakalec na mózgu. Z trudem są w stanie spamiętać własne imiona. Człowiek oddałby pół interesu za chociaż jedną córę.
Całkowicie zbita z tropu Eldine bez słowa sprzeciwu przyjęła ofiarowane jej ostrze.
- Dziękuję pani. To bardzo miłe – odpowiedziała grzecznie córka Styfinga.
Tymczasem rzeźnik podeszła do Skowronka.
- Gruby wyprowadzi was niezauważonych z naszej dzielnicy – zaproponowała herszt –mama, przy czym Sjans w żaden sposób nie był w stanie określić, który z jej podopiecznych był owym „grubym”. – Zatrzymamy ich tak długo jak będziemy w stanie, a resztę zostawiam tobie. I pamiętaj, gdyby dziewczynie stało się coś złego, będę pamiętała jak masz na imię.
- Tedy – wyseplenił jeden z trolli, wskazując kierunek marszu. Gyneid z Eldine pod ręką ruszyły za nim. Ulka przepuścił przodem Skowronka decydując, że najlepiej zdobi zamykając ten dziwny pochód. Z ulgą zostawiał za sobą to miejsce, mając nadzieję więcej do niego nie wracać.
………………………………………………
Plan Ily’ego był prosty. Nie był Sjansem, aby tworzyć jakieś zawiłe nikomu niepotrzebne scenariusze. Łucznik wygodnie rozłożył na ziemi, ukryty w leśnej gęstwinie. Starannie wybrał dwie strzały przeznaczone dla tropiących go sług Zaskrońca. Wóz, w którym przebywali Botan i Lupiria powoli toczył się dalej.
Ily był strasznie zadowolony z siebie, nie mogąc doczekać się chwili, w której wyrówna rachunki z porywaczami Ważki. W tak prostej strategii nie było nic co może pójść źle. Co z tego, że miejska służka nie potrafiła powozić, a wszelkie próby nauczenia jej tej sztuki kończyły się nieszczęściem? „Po prostu trzymaj lejce a konie pójdą same” – tłumaczył Ily. Croes uznał za dobry znak również to, że Batoan w dalszym ciągu nie obudził się z pijackiego amoku, a nawet solidne wychłostanie go po twarzy nie było w stanie przerwać snu niedźwiedzia. „Póki śpi to nie będzie przeszkadzał.” Tymczasem Lupiria nie mogła się doczekać by pozostać z niedźwiedziem sam na sam. Jako służka znała wiele sekretów by postawić mężczyznę „do pionu”, a swoją wiedzę zamierzała wykorzystać gdy tylko pozbędzie się niechcianych spojrzeń.
Oczekiwanie Ily’ego wkrótce dobiegło końca. Dwójka śledczych pojawiła się na trakcie. Łucznik naciągnął strzałę na cięciwę i spokojnie wycelował. Błogą ciszę nagle przerwał okrzyk przerażonej kobiety, a niedoszły zabójca z przerażeniem dostrzegł jak Lupiria wylatuje z wozu, pokonuje dobrych kilkanaście metrów i z hukiem uderza o ubitą ziemię.
Na szczęście z pomocą Skowronkowi i Ulce przyszedł jeden z trollowych synów władczej matki.
- Idą tu, mame. Śliska dziołcha od V i jej para wielkoludów – wykrzyczał młodzieniec. Ulka zanotował w pamięci, że pociechy ich gospodyni nie tylko wyglądają identycznie, ale wszyscy jak jedno posiadają tą samą wadę wymowy. Wprawdzie Sjansowi wydawało się to niemożliwe, ale twarz kobiety pokryły jeszcze większe bruzdy gniewu, wyraźnie wskazując na to, że istnieje ktoś kto jest w stanie wkurzyć ją bardziej niż drwal–grajek.
- W porządku. Masz szczęście śpiewaczku, że te miłe panie są z tobą. Od początku zamierzałam rozwalcować cię na bitki, bez względu na to co próbowałeś mi tu wcisnąć. Podobnie zresztą jak każdego chojraka, który swój rozum trzyma w spodniach. Jednak im mogłabym zaufać. - Postawna rzeźnik wskazała na Skowronka i Ważkę. Następnie podchodząc do Eldine wręczyła dziewczynie swój olbrzymi tasak.
- Trzymaj skarbeńku. To na wypadek gdyby jednak któreś z nich usiłowała cię wystawić – kontynuowała kobieta. - Teraz gdy te kanalie wiedzą gdzie jesteś, pozostanie w tym miejscu nie ma sensu. Szkoda, że nie wyszło. Mam pięciu synów, a żaden nie nadaje się do prowadzenia interesów. Zakalec na mózgu. Z trudem są w stanie spamiętać własne imiona. Człowiek oddałby pół interesu za chociaż jedną córę.
Całkowicie zbita z tropu Eldine bez słowa sprzeciwu przyjęła ofiarowane jej ostrze.
- Dziękuję pani. To bardzo miłe – odpowiedziała grzecznie córka Styfinga.
Tymczasem rzeźnik podeszła do Skowronka.
- Gruby wyprowadzi was niezauważonych z naszej dzielnicy – zaproponowała herszt –mama, przy czym Sjans w żaden sposób nie był w stanie określić, który z jej podopiecznych był owym „grubym”. – Zatrzymamy ich tak długo jak będziemy w stanie, a resztę zostawiam tobie. I pamiętaj, gdyby dziewczynie stało się coś złego, będę pamiętała jak masz na imię.
- Tedy – wyseplenił jeden z trolli, wskazując kierunek marszu. Gyneid z Eldine pod ręką ruszyły za nim. Ulka przepuścił przodem Skowronka decydując, że najlepiej zdobi zamykając ten dziwny pochód. Z ulgą zostawiał za sobą to miejsce, mając nadzieję więcej do niego nie wracać.
………………………………………………
Plan Ily’ego był prosty. Nie był Sjansem, aby tworzyć jakieś zawiłe nikomu niepotrzebne scenariusze. Łucznik wygodnie rozłożył na ziemi, ukryty w leśnej gęstwinie. Starannie wybrał dwie strzały przeznaczone dla tropiących go sług Zaskrońca. Wóz, w którym przebywali Botan i Lupiria powoli toczył się dalej.
Ily był strasznie zadowolony z siebie, nie mogąc doczekać się chwili, w której wyrówna rachunki z porywaczami Ważki. W tak prostej strategii nie było nic co może pójść źle. Co z tego, że miejska służka nie potrafiła powozić, a wszelkie próby nauczenia jej tej sztuki kończyły się nieszczęściem? „Po prostu trzymaj lejce a konie pójdą same” – tłumaczył Ily. Croes uznał za dobry znak również to, że Batoan w dalszym ciągu nie obudził się z pijackiego amoku, a nawet solidne wychłostanie go po twarzy nie było w stanie przerwać snu niedźwiedzia. „Póki śpi to nie będzie przeszkadzał.” Tymczasem Lupiria nie mogła się doczekać by pozostać z niedźwiedziem sam na sam. Jako służka znała wiele sekretów by postawić mężczyznę „do pionu”, a swoją wiedzę zamierzała wykorzystać gdy tylko pozbędzie się niechcianych spojrzeń.
Oczekiwanie Ily’ego wkrótce dobiegło końca. Dwójka śledczych pojawiła się na trakcie. Łucznik naciągnął strzałę na cięciwę i spokojnie wycelował. Błogą ciszę nagle przerwał okrzyk przerażonej kobiety, a niedoszły zabójca z przerażeniem dostrzegł jak Lupiria wylatuje z wozu, pokonuje dobrych kilkanaście metrów i z hukiem uderza o ubitą ziemię.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Elfkę nie obchodziło w najmniejszym stopniu to jak udało im się przekonać matulę-rzeźnika do wypuszczenia Eldine spod spódnicy: najważniejsze, że się udało! A że głównym argumentem przemawiającym na ich korzyść była obecność Ważki, to nieważne, to może nawet i lepiej - jeśli Przyjaciółka albo drwal powiedzieli coś, co mogłoby urazić opiekunkę dziewczyny, to przynajmniej nie zdążyło to do niej dotrzeć. Przy okazji Przyjaciółka miała poczucie, że jednak odbijanie Gyneid nie było tak do końca bezsensowne. Teraz mogli już zabrać córkę Styfinga z miasta i skończyć tę farsę. Z drugiej strony, czekała ich jeszcze przeprawa do Kamiennego Targu, a po drodze mogło wydarzyć się dosłownie wszystko… I znając ich szczęście wydarzy się nie tylko to, co możliwe, ale też to, co zupełnie absurdalne i nie do pomyślenia. Ta misja od początku przyciągała kłopoty… Ale tym będzie martwić się później.
- No chyba kpisz! - wyrwało jej się, gdy usłyszała o trójce ludzi Vardy, którzy już węszyli w okolicy. Była pewna, że Zaskroniec zajmie im więcej czasu! A to znaczyło, że albo bardzo szybko ich zgubił mimo tego, iż był mocno poturbowany… Albo jednak go dopadli i zabili. Co byłoby tak naprawdę dość smutne, gdyż Skowronek po cichu liczyła, że jeszcze trochę będą mogli się bawić w przeciąganie liny. Z drugiej strony takie morderstwo mogło prowadzić do zemsty i małej wojny z Vardą… ”Nie ma co gdybać”, uspokoiła się szybko Przyjaciółka, biorąc głęboki wdech. Gdzieś tam jednym uchem słyszała przemowę wielkiej rzeźniczki skierowanej do Eldine. Rozbawiło ją to - czy ta kobieta myślała, że szlachetnie urodzona kobieta zostanie w takim miejscu i będzie prowadziła rzeźnię razem z tą bandą trollopodobnych braciszków? To chyba gorsze niż spędzenie reszty życia z Botanem. Z drugiej strony, elfka najwyraźniej nie do końca łapała niuanse miłości, więc może nie powinna wątpić ani niczego kwestionować…
I nagle mamuśka-rzeźnik wyrwała Przyjaciółkę z rozmyślań i wyraziła swoją podszytą troską o przysposobioną na krótki czas córeczkę groźbę, która wywołała uśmiech na twarzy elfki.
- Skowronek od Przyjaciół - podsunęła jej usłużnie, bo chociaż kobieta zapewniła, że pamięta to imię, złotooka asasynka chciała w ten sposób pokazać, że się jej nie boi. - Na pewno nie zawiodę.
Po tej niebezpośredniej przechwałce elfka poszła za Gyneid i Eldine. Skoro miał ich prowadzić dobrze znający teren syn rzeźniczki, elfka uznała, że może sobie pozwolić na moment nieuwagi i wychyliła się do Sjansa.
- W okolicy jest ta trójka od Verdy i możliwe, że Zaskroniec - wyjaśniła szeptem. - Oczywiście o ile ci pierwsi nie zdołali go dopaść i zatłuc. Miej oczy szeroko otwarte. Poznasz gościa, jest szpakowaty i tak obity, jakby dopadła go tamta mamuśka z tłuczkiem do mięsa. A poza dzielnicą widziałam straż pałacową, trzeba działać szybko. Zwinę po drodze coś, by przebrać Eldine za kogoś zupełnie pospolitego i nie rzucającego się w oczy i zaraz opuszczamy miasto. Już poza murami ukradnę dla nas konie, chociaż ze dwa, byle jakoś dotrzeć do reszty. W mieście wolę nie szaleć, jest naprawdę gorąco. A strażników na bramie postawiłam w stan gotowości by podpuścić w ten sposób Zaskrońca, więc lepiej się nie narażać. Mogę spróbować odwołać tamte rozkazy albo narobię bydła na bramie, byście w zamieszaniu mogli przejść niepostrzeżenie.
Przyjaciółka podniosła na Sjansa pytający wzrok, a po chwili obróciła się, minęła Gyneid i Eldine i podeszła do Grubego, łapiąc go za ubranie by ten ją zauważył.
- W którym miejscu wyjdzie z tej dzielnicy? - zapytała go.
- Hm? Koło kuźni tych dwóch blodatych - odpowiedział Gruby, lecz jego wada wymowy sprawiła, że elfka musiała chwilę myśleć nad tym, co usłyszała. W końcu z niezadowoleniem kliknęła językiem o zęby. To jej nic nie dawało! Niemniej jeśli mieli wyjść niezauważeni, to nie zamierzała się kłócić. W topografii miasta - nawet tej zakazanej dzielnicy biedoty - orientowała się na tyle by wiedzieć, że najdogodniejsze dla niej miejsce jest spory kawałek dalej i na dodatek droga do niego wiedzie przez dość odsłonięte rejony, jeśli nie chce się nadkładać Prasmok wie ile czasu.
- Potrafisz z tego korzystać? - upewniła się, wskazując na dzierżony przez Eldine tasak. Starała się, by w jej głosie nie było kpiny ani wyzwania, ba, próbowała nawet brzmieć na troskliwą i gotową do pomocy. Czyżby podświadomie obawiała się, że jednak może w przyszłości oberwać od wściekłej herszt-baby, gdy dotrą do niej niepochlebne informacje na temat relacji Przyjaciółki i córki Styfinga i realizacji ich wspólnych celów?
- No chyba kpisz! - wyrwało jej się, gdy usłyszała o trójce ludzi Vardy, którzy już węszyli w okolicy. Była pewna, że Zaskroniec zajmie im więcej czasu! A to znaczyło, że albo bardzo szybko ich zgubił mimo tego, iż był mocno poturbowany… Albo jednak go dopadli i zabili. Co byłoby tak naprawdę dość smutne, gdyż Skowronek po cichu liczyła, że jeszcze trochę będą mogli się bawić w przeciąganie liny. Z drugiej strony takie morderstwo mogło prowadzić do zemsty i małej wojny z Vardą… ”Nie ma co gdybać”, uspokoiła się szybko Przyjaciółka, biorąc głęboki wdech. Gdzieś tam jednym uchem słyszała przemowę wielkiej rzeźniczki skierowanej do Eldine. Rozbawiło ją to - czy ta kobieta myślała, że szlachetnie urodzona kobieta zostanie w takim miejscu i będzie prowadziła rzeźnię razem z tą bandą trollopodobnych braciszków? To chyba gorsze niż spędzenie reszty życia z Botanem. Z drugiej strony, elfka najwyraźniej nie do końca łapała niuanse miłości, więc może nie powinna wątpić ani niczego kwestionować…
I nagle mamuśka-rzeźnik wyrwała Przyjaciółkę z rozmyślań i wyraziła swoją podszytą troską o przysposobioną na krótki czas córeczkę groźbę, która wywołała uśmiech na twarzy elfki.
- Skowronek od Przyjaciół - podsunęła jej usłużnie, bo chociaż kobieta zapewniła, że pamięta to imię, złotooka asasynka chciała w ten sposób pokazać, że się jej nie boi. - Na pewno nie zawiodę.
Po tej niebezpośredniej przechwałce elfka poszła za Gyneid i Eldine. Skoro miał ich prowadzić dobrze znający teren syn rzeźniczki, elfka uznała, że może sobie pozwolić na moment nieuwagi i wychyliła się do Sjansa.
- W okolicy jest ta trójka od Verdy i możliwe, że Zaskroniec - wyjaśniła szeptem. - Oczywiście o ile ci pierwsi nie zdołali go dopaść i zatłuc. Miej oczy szeroko otwarte. Poznasz gościa, jest szpakowaty i tak obity, jakby dopadła go tamta mamuśka z tłuczkiem do mięsa. A poza dzielnicą widziałam straż pałacową, trzeba działać szybko. Zwinę po drodze coś, by przebrać Eldine za kogoś zupełnie pospolitego i nie rzucającego się w oczy i zaraz opuszczamy miasto. Już poza murami ukradnę dla nas konie, chociaż ze dwa, byle jakoś dotrzeć do reszty. W mieście wolę nie szaleć, jest naprawdę gorąco. A strażników na bramie postawiłam w stan gotowości by podpuścić w ten sposób Zaskrońca, więc lepiej się nie narażać. Mogę spróbować odwołać tamte rozkazy albo narobię bydła na bramie, byście w zamieszaniu mogli przejść niepostrzeżenie.
Przyjaciółka podniosła na Sjansa pytający wzrok, a po chwili obróciła się, minęła Gyneid i Eldine i podeszła do Grubego, łapiąc go za ubranie by ten ją zauważył.
- W którym miejscu wyjdzie z tej dzielnicy? - zapytała go.
- Hm? Koło kuźni tych dwóch blodatych - odpowiedział Gruby, lecz jego wada wymowy sprawiła, że elfka musiała chwilę myśleć nad tym, co usłyszała. W końcu z niezadowoleniem kliknęła językiem o zęby. To jej nic nie dawało! Niemniej jeśli mieli wyjść niezauważeni, to nie zamierzała się kłócić. W topografii miasta - nawet tej zakazanej dzielnicy biedoty - orientowała się na tyle by wiedzieć, że najdogodniejsze dla niej miejsce jest spory kawałek dalej i na dodatek droga do niego wiedzie przez dość odsłonięte rejony, jeśli nie chce się nadkładać Prasmok wie ile czasu.
- Potrafisz z tego korzystać? - upewniła się, wskazując na dzierżony przez Eldine tasak. Starała się, by w jej głosie nie było kpiny ani wyzwania, ba, próbowała nawet brzmieć na troskliwą i gotową do pomocy. Czyżby podświadomie obawiała się, że jednak może w przyszłości oberwać od wściekłej herszt-baby, gdy dotrą do niej niepochlebne informacje na temat relacji Przyjaciółki i córki Styfinga i realizacji ich wspólnych celów?
Idący na końcu grupy Sjans cały czas nerwowo oglądał się przez ramię, w każdej chwili spodziewając się ujrzeć za sobą ludzi Vardy. Powątpiewał by wielka pani rzeźnik była w stanie na długo zatrzymać wyszkolonych zabójców. Być może pulchna kobieta miała szczere intencje i mocny język, ale jako handlarka z całą pewnością umiała tez liczyć i rozumiała kiedy co jej się opłaca. Równie niewiele zaufania co w działalność matki, drwal pokładał w jej syna, który obecnie służył im za przewodnika. „Gruby” kluczył na wszystkie strony, wybierając coraz to dziwniejsze kierunki marszu, tak że sam Ulka po chwili stracił orientację, nie wiedząc jak daleko zdołali oddalić się od zniszczonego budynku. Gotów był postawić owoce tygodniowej pracy, na to, że przynajmniej kilka razy pojawili się w tym samym miejscu. Jednak w tej kwestii drwal musiał wierzyć w umiejętności Skowronka. Wielkolud albo był geniuszem, a żadna dotychczasowa przesłanka na to nie wskazywała, albo już dawno pogubił się w labiryncie lichych przecznic i zrujnowanych zabudowań.
Ulka gorąco chciał wierzyć, że robią to wszystko po to by zgubić ewentualny pościg, jednak z drugiej strony wcale by się nie zdziwił gdyby wleźli prosto na tych, przed którymi starali się umknąć. Sjans już wcześniej zabrał Eldine trzymane przez nią ostrze. Wystarczyło krótkie spojrzenie na córkę Styfinga by stwierdzić, że nie ma na świecie broni, którą lokowata mogłaby się posłużyć. Trzęsące się ręce dziewczyny jasno sugerowały iż trzymany przez nią tasak jest tylko i wyłącznie konsekwencją wyuczonej grzeczności. Swoją drogą, ilością „przepraszam” i „dziękuję”, Eldine mogłaby obdzielić całe Mgliste Bagna.
Po kilku minutach, które w umyśle drwala urosły do miana godzin, „Gruby” wreszcie się zatrzymał.
- To tutaj. Tedy wylewa się cały ściek z miasta, a Długi Cien właśnie ta wyprowadza swoich klientów. Cuchnie jakby kto nasrał, a szczury są wielkości psa, ale można wyjść niezauważonym. Klapa otwiera się tylko w jedna stroną wiec nie da się tedy wrócić – wyjaśnił przewodnik, po czym nieoczekiwanie dla wszystkich, sięgnął po ukrytą za kamieniem kuszę i wycelował w swoich towarzyszy. Nie była to zwykła broń. Bardziej niż z typową kuszą, Ulce kojarzyła się z machiną oblężniczą, całość była wielkości grubo ponad metra, a sama strzała grubością nie ustępowała ramieniu Skowronka. „Gruby” wskazał na Eldine.
– Ale ona zostaje z Bo! Śliski Wąż ją potrzebuje. Bo mu ją dostarczy i zostanie jednym z Przyjaciół. Wąż wie, że Bo jest sprytny, mądry i przebiegły, a jego talent tu nie może się zmarnować.
- Wysoko mierzysz – ironicznie podsumował Sjans, jednocześnie przepraszającym wzrokiem spoglądając w kierunku elfki. Drwal od razu chwycił za swój topór, a Ważka naciągnęła procę, celując w stronę wielkoluda jedną z swoich toksycznych kulek. – A nie pomyślałeś, że masz tylko jedną strzałę, a nas jest troje?
Przez chwilę zapadła krępująca cisza. Gruby Bo usilnie mierzył się z trudnymi rachunkami. Fakt iż musiał trzymać ręce na spuście i nie mógł skorzystać z palców, dodatkowo utrudniał mu skomplikowane zadanie.
- Może i Bo nie pomyślał, ale i tak jest większy od was i da radę załatwić wszystkich. Lepiej skorzystać z szansy jak ja daruję wam życie.
- A co na to twoja matula? – Nie ustawał w negocjacjach Ulka.
- Pieprzyć starą. Bo nie zamierza tak dłużej żyć w to szambo. Dzięki Wezowi zostanie Przyjacielem, zamieszka w bogatej dzielnicy i będzie pławić się w luksusie. Jak król.
Ulka gorąco chciał wierzyć, że robią to wszystko po to by zgubić ewentualny pościg, jednak z drugiej strony wcale by się nie zdziwił gdyby wleźli prosto na tych, przed którymi starali się umknąć. Sjans już wcześniej zabrał Eldine trzymane przez nią ostrze. Wystarczyło krótkie spojrzenie na córkę Styfinga by stwierdzić, że nie ma na świecie broni, którą lokowata mogłaby się posłużyć. Trzęsące się ręce dziewczyny jasno sugerowały iż trzymany przez nią tasak jest tylko i wyłącznie konsekwencją wyuczonej grzeczności. Swoją drogą, ilością „przepraszam” i „dziękuję”, Eldine mogłaby obdzielić całe Mgliste Bagna.
Po kilku minutach, które w umyśle drwala urosły do miana godzin, „Gruby” wreszcie się zatrzymał.
- To tutaj. Tedy wylewa się cały ściek z miasta, a Długi Cien właśnie ta wyprowadza swoich klientów. Cuchnie jakby kto nasrał, a szczury są wielkości psa, ale można wyjść niezauważonym. Klapa otwiera się tylko w jedna stroną wiec nie da się tedy wrócić – wyjaśnił przewodnik, po czym nieoczekiwanie dla wszystkich, sięgnął po ukrytą za kamieniem kuszę i wycelował w swoich towarzyszy. Nie była to zwykła broń. Bardziej niż z typową kuszą, Ulce kojarzyła się z machiną oblężniczą, całość była wielkości grubo ponad metra, a sama strzała grubością nie ustępowała ramieniu Skowronka. „Gruby” wskazał na Eldine.
– Ale ona zostaje z Bo! Śliski Wąż ją potrzebuje. Bo mu ją dostarczy i zostanie jednym z Przyjaciół. Wąż wie, że Bo jest sprytny, mądry i przebiegły, a jego talent tu nie może się zmarnować.
- Wysoko mierzysz – ironicznie podsumował Sjans, jednocześnie przepraszającym wzrokiem spoglądając w kierunku elfki. Drwal od razu chwycił za swój topór, a Ważka naciągnęła procę, celując w stronę wielkoluda jedną z swoich toksycznych kulek. – A nie pomyślałeś, że masz tylko jedną strzałę, a nas jest troje?
Przez chwilę zapadła krępująca cisza. Gruby Bo usilnie mierzył się z trudnymi rachunkami. Fakt iż musiał trzymać ręce na spuście i nie mógł skorzystać z palców, dodatkowo utrudniał mu skomplikowane zadanie.
- Może i Bo nie pomyślał, ale i tak jest większy od was i da radę załatwić wszystkich. Lepiej skorzystać z szansy jak ja daruję wam życie.
- A co na to twoja matula? – Nie ustawał w negocjacjach Ulka.
- Pieprzyć starą. Bo nie zamierza tak dłużej żyć w to szambo. Dzięki Wezowi zostanie Przyjacielem, zamieszka w bogatej dzielnicy i będzie pławić się w luksusie. Jak król.
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Dzielnica biedoty była obiektem zbyt żywym i dynamicznym, by Skowronek mogła śmiało stwierdzić, że zna ją tak dobrze jak resztę miasta. Oczywiście nigdy w życiu nie przyznałaby się do tego, że zabłądziła i nie ma pojęcia gdzie jest, ale faktycznie, czasami odnosiła takie wrażenie. Bywało, że Gruby prowadził ich obok miejsca, gdzie elfka była święcie przekonana, że jeszcze miesiąc temu była uliczka, a tymczasem widziała tu mały, drewniany barak, który mógł tu stać od zawsze albo zostać postawiony dopiero poprzedniego dnia. Działało to też w drugą stronę - miejsca, które Przyjaciółce kojarzył się z zamieszkałymi ruderami, nagle okazywały się być placami, gdzie zbierały się okoliczne dzieciaki by rzucać kamykami w potłuczone słoiki i bezpańskie koty. Ogólny zarys jednak pozostawał bez zmian, ulice, które setki czy dziesiątki lat temu wybrukowano, pozostawały w swoim dawnym biegu i tylko te wyłożone deskami czy po prostu udeptane ścieżynki pojawiały się i znikały.
Gruby oczywiście szedł najbardziej pogmatwanym zygzakiem, jaki mógł przyjść elfce do głowy, lecz cały czas parł do przodu. Skowronek zastanawiała się przez moment, czy mieszkaniec tej dzielnicy również może się w niej zgubić, czy to celowe działanie. Z drugiej jednak strony nie podejrzewała go o aż taką inteligencję - to byłby zbyt daleko idący optymizm. W końcu po prostu przestała zawracać tym sobie głowę i większą uwagę poświęciła otoczeniu, by nikt przypadkiem ich nie podszedł.
Pomysł z wyprowadzaniem ludzi i towarów przez ściek wydawał się Przyjaciółce głupi, prymitywny i nieprofesjonalny, jednak z drugiej strony zaskakująco prosty i chyba przez to skuteczny - Reda miał opinię świetnego przemytnika, a to nie może wziąć się z powietrza. Skowronek przełknęła więc kąśliwe uwagi, słowem nie skomentowała przeciwności, które napotkają w tym obrzydliwym przejściu (wszak gorsze rzeczy się już w życiu robiło) i była gotowa zaufać temu przedsięwzięciu… Gdy nagle Gruby, po którym nie spodziewałaby się nawet najmniejszego przebłysku inteligencji, okazał się sprytniejszy niż na to wyglądał i wystrychnął ich wszystkich na dudka. Przyjaciółka odruchowo sięgnęła do kieszeni po nóż, nie wyciągnęła jednak uzbrojonej ręki. Patrzyła i słuchała, gdyż to Sjans pierwszy podjął się negocjacji z Grubym. Jej twarz wykrzywił tik stanowiący pomieszanie nerwowości z rozbawieniem - tego kloca ktokolwiek chciałby przyjąć do Przyjaciół? Za nic w świecie, nie! Nawet jeśli faktycznie Zaskroniec obiecał coś takiego chłopakowi, na pewno nie zamierzał dotrzymać słowa bądź też liczył się z tym, że chłopak może nie przeżyć w ich koszarach nawet dwóch dni, gdy ktoś pokroju Rosomaka zajmie się wymazywaniem jego wspomnień z użyciem narkotyków podkręcacych mrocznymi alchemicznymi rytuałami… Jego obietnica była niewarta funta kłaków i gdy powoływanie się przez Sjansa na przewagę liczebną i podprogowe grożenie matczynym gniewem zawiodły, Skowronek uznała, że musi po prostu wyprowadzić biedaka z błędu.
- Bo - wezwała go, by olbrzym skupił się teraz na niej. Liczyła, że gdyby nie udały jej się pertraktacje, da radę zogniskować jego uwagę na sobie do tego stopnia, by reszta mogła go znienacka wyeliminować bądź po prostu zwiać za jego plecami. Ona jakoś sobie najwyżej poradzi.
- Bo, przykro mi to mówić, ale Zaskroniec cię okłamał - oświadczyła, mówiąc głosem, w którym pobrzmiewało lekkie współczucie. - Nie zamierzał dotrzymać swojej obietnicy.
- A skąd niby ty to możesz wiedzieć, co? - obruszył się wielkolud.
- Bo, ja również jestem Przyjaciółką. Spójrz mi w oczy. Nie bój się, nie umiem czarować, nie zahipnotyzuję cię. No popatrz - zachęcała go i w końcu syn rzeźniczki jej posłuchał, zaraz jednak spojrzał gdziekolwiek indziej, jakby jednak bał się, że zostanie na niego rzucony urok.
- Takie same jak u Zaskrońca, co? - kontynuowała elfka. - My wszyscy takie mamy. Oboje jesteśmy Przyjaciółmi i wiem, że on chce cię wystrychnąć na dudka. Gdyby Zaskroniec chciał cię zwerbować, przekazałby ci nasze tajne pozdrowienie, hasła i symbole, którymi się posługujemy. Dałby ci też pewien skromny upominek na zachętę: pięćset sztuk złota, byś mógł posmakować, jakie życie cię czeka gdy już będziesz jednym z nas. Śliski Wąż pewnie wymyślił sobie, że skorzysta z pomocy takiego zaradnego chłopaka jak ty, po czym zniknie z miasta i nie będzie musiał spełniać swoich obietnic. Jak sam powiedziałeś, jest śliski. Ale wiem, jak możesz się na nim zemścić. On nadal z pewnością przebywa w okolicy tamtego zawalonego budynku: znajdziesz go i przyciśniesz, powiesz czego dowiedziałeś się ode mnie i już nie będzie mógł się wykpić. A Eldine wcale nie musi w tym momencie iść z tobą - skoro Śliski Wąż nie był w stosunku do ciebie do końca uczciwy, ty też nie musisz, prawda? Pokażesz mu w ten sposób, że nie dasz, by taki dziad tobą pomiatał.
Elfka sama była w szoku, że dała radę wcisnąć w jedną wypowiedź tyle bzdur. Przyjaciele nie używali haseł ani symboli, tylko swój język migany, a o złocie na zachętę nigdy nie było mowy - po prostu większość była werbowana za dzieciaka gdzieś z ulicy i nikt nikogo nie pytał o zdanie. Kwota rzucona przez Przyjaciółkę również nie była przypadkowa - chodziło o rzucenie tak dużą sumą, by Bo z miejsca się zezłościł, że mała fortuna przeszła mu koło nosa. Po wszystkim Skowronek pomyślała jeszcze, że mogła mu powiedzieć, iż Zaskroniec zachował te pieniądze dla siebie, ale pomysł ten przyszedł jej zbyt późno do głowy.
Gruby oczywiście szedł najbardziej pogmatwanym zygzakiem, jaki mógł przyjść elfce do głowy, lecz cały czas parł do przodu. Skowronek zastanawiała się przez moment, czy mieszkaniec tej dzielnicy również może się w niej zgubić, czy to celowe działanie. Z drugiej jednak strony nie podejrzewała go o aż taką inteligencję - to byłby zbyt daleko idący optymizm. W końcu po prostu przestała zawracać tym sobie głowę i większą uwagę poświęciła otoczeniu, by nikt przypadkiem ich nie podszedł.
Pomysł z wyprowadzaniem ludzi i towarów przez ściek wydawał się Przyjaciółce głupi, prymitywny i nieprofesjonalny, jednak z drugiej strony zaskakująco prosty i chyba przez to skuteczny - Reda miał opinię świetnego przemytnika, a to nie może wziąć się z powietrza. Skowronek przełknęła więc kąśliwe uwagi, słowem nie skomentowała przeciwności, które napotkają w tym obrzydliwym przejściu (wszak gorsze rzeczy się już w życiu robiło) i była gotowa zaufać temu przedsięwzięciu… Gdy nagle Gruby, po którym nie spodziewałaby się nawet najmniejszego przebłysku inteligencji, okazał się sprytniejszy niż na to wyglądał i wystrychnął ich wszystkich na dudka. Przyjaciółka odruchowo sięgnęła do kieszeni po nóż, nie wyciągnęła jednak uzbrojonej ręki. Patrzyła i słuchała, gdyż to Sjans pierwszy podjął się negocjacji z Grubym. Jej twarz wykrzywił tik stanowiący pomieszanie nerwowości z rozbawieniem - tego kloca ktokolwiek chciałby przyjąć do Przyjaciół? Za nic w świecie, nie! Nawet jeśli faktycznie Zaskroniec obiecał coś takiego chłopakowi, na pewno nie zamierzał dotrzymać słowa bądź też liczył się z tym, że chłopak może nie przeżyć w ich koszarach nawet dwóch dni, gdy ktoś pokroju Rosomaka zajmie się wymazywaniem jego wspomnień z użyciem narkotyków podkręcacych mrocznymi alchemicznymi rytuałami… Jego obietnica była niewarta funta kłaków i gdy powoływanie się przez Sjansa na przewagę liczebną i podprogowe grożenie matczynym gniewem zawiodły, Skowronek uznała, że musi po prostu wyprowadzić biedaka z błędu.
- Bo - wezwała go, by olbrzym skupił się teraz na niej. Liczyła, że gdyby nie udały jej się pertraktacje, da radę zogniskować jego uwagę na sobie do tego stopnia, by reszta mogła go znienacka wyeliminować bądź po prostu zwiać za jego plecami. Ona jakoś sobie najwyżej poradzi.
- Bo, przykro mi to mówić, ale Zaskroniec cię okłamał - oświadczyła, mówiąc głosem, w którym pobrzmiewało lekkie współczucie. - Nie zamierzał dotrzymać swojej obietnicy.
- A skąd niby ty to możesz wiedzieć, co? - obruszył się wielkolud.
- Bo, ja również jestem Przyjaciółką. Spójrz mi w oczy. Nie bój się, nie umiem czarować, nie zahipnotyzuję cię. No popatrz - zachęcała go i w końcu syn rzeźniczki jej posłuchał, zaraz jednak spojrzał gdziekolwiek indziej, jakby jednak bał się, że zostanie na niego rzucony urok.
- Takie same jak u Zaskrońca, co? - kontynuowała elfka. - My wszyscy takie mamy. Oboje jesteśmy Przyjaciółmi i wiem, że on chce cię wystrychnąć na dudka. Gdyby Zaskroniec chciał cię zwerbować, przekazałby ci nasze tajne pozdrowienie, hasła i symbole, którymi się posługujemy. Dałby ci też pewien skromny upominek na zachętę: pięćset sztuk złota, byś mógł posmakować, jakie życie cię czeka gdy już będziesz jednym z nas. Śliski Wąż pewnie wymyślił sobie, że skorzysta z pomocy takiego zaradnego chłopaka jak ty, po czym zniknie z miasta i nie będzie musiał spełniać swoich obietnic. Jak sam powiedziałeś, jest śliski. Ale wiem, jak możesz się na nim zemścić. On nadal z pewnością przebywa w okolicy tamtego zawalonego budynku: znajdziesz go i przyciśniesz, powiesz czego dowiedziałeś się ode mnie i już nie będzie mógł się wykpić. A Eldine wcale nie musi w tym momencie iść z tobą - skoro Śliski Wąż nie był w stosunku do ciebie do końca uczciwy, ty też nie musisz, prawda? Pokażesz mu w ten sposób, że nie dasz, by taki dziad tobą pomiatał.
Elfka sama była w szoku, że dała radę wcisnąć w jedną wypowiedź tyle bzdur. Przyjaciele nie używali haseł ani symboli, tylko swój język migany, a o złocie na zachętę nigdy nie było mowy - po prostu większość była werbowana za dzieciaka gdzieś z ulicy i nikt nikogo nie pytał o zdanie. Kwota rzucona przez Przyjaciółkę również nie była przypadkowa - chodziło o rzucenie tak dużą sumą, by Bo z miejsca się zezłościł, że mała fortuna przeszła mu koło nosa. Po wszystkim Skowronek pomyślała jeszcze, że mogła mu powiedzieć, iż Zaskroniec zachował te pieniądze dla siebie, ale pomysł ten przyszedł jej zbyt późno do głowy.
Bo wyraźnie zdradzał oznaki zdenerwowania. Trzymana przez niego kusza drgała jak chorągiew na wietrze, przez co Sjans coraz bardziej obawiał się czy Gruby nawet wbrew sobie nie naciśnie na spust. Skowronek twardo sprowadziła młodzieńca na ziemię, rozbijając na drobne misterny plan Bo. Niestety jednocześnie elfka nie dała chłopakowi żadnej alternatywy, przez co ich grupa w dalszym ciągu trwała w impasie. Wizja odegrania się na Zaskrońcu, chociażby nie wiem jak piękna i słuszna, raczej nie była dla Grubego nazbyt realna. Ulka uznał, że jeśli Bo tak bardzo chciał dołączyć do Przyjaciół, to najprawdopodobniej darzył ich czymś na kształt respektu i raczej nie odważy się podnieść ręki na jednego z nich. Co gorsze drwal nie mógł wykluczyć, że Bo spalił za sobą kilka mostów i powrót do roli wiernego syna wielkiej pani rzeźnik, również nie wchodził w grę. Podobnie zresztą jak nie zdziwiłby się faktem gdyby Gruby zażył już trochę z ekskluzywnego życia, do którego tak desperacko dążył, a przez które obecnie znajdował się w gigantycznych długach.
- Śliski ostrzegał mnie, że tak powiesz i będziesz starała się mnie omamić. – Bo zdecydował się wreszcie chwycić ostatniej szansy, która wciąż łączyła go z elitami Ekradonu, a która opierała się na prostym stwierdzeniu „elfka kłamie”.
Ulka zdecydował się spróbować czegoś innego.
- Oczywiście istnieje jeszcze druga droga. Tak jak powiedziała Skowronek, ona również należy do Przyjaciół, jednak nasza elfka, przez skromność, nie wspominała że jest w ich hierarchii znacznie wyżej od Śliskiego Węża. Spójrz Bo. Zaskroniec rekrutuje nowych członków organizacji z najbiedniejszych dzielnic miasta. Ma ich zapewne kilkunastu w ciągu miesiąca. Miną tygodnie zanim sprawdzi wszystkich i szepnie swojemu przełożonemu o tym, że jest ktoś taki utalentowany jak Bo, kogo warto mieć w swoim gronie. I pewnie kilka następnych miesięcy przepadnie zanim ów ktoś przekaże ową wiadomość dalej. Naprawdę chcesz tyle czekać? Skowronek natomiast jest tą, która zawiera umowy z ważnymi klientami, działając na samej górze. Wiem co mówię, gdyż obecnie ona pracuje dla mnie, co mogę potwierdzić umową jaką mam spisaną przez … no wiesz kogo. Tych co wszystkim trzęsą.
Ulka żałował, że nie ma przy sobie dokumentu, który Asets zawarł ze Skowronkiem. Improwizując podsunął pod nos Bo swoją listę zakupów jakie miał poczynić w Ekradonie. Musiał założyć, że ktoś kto ma problemy z policzeniem do trzech, najprawdopodobniej również nie umie czytać, a przy tym jako przyszły Przyjaciel będzie na tyle dumny, że się do tego nie przyzna. Gruby musiał zdawać sobie doskonale sprawę z tego iż nikt tam nie rekrutuje idiotów, ale wierząc w swój spryt mógł spróbować ukryć tą cechę swojego charakteru. Przynajmniej w własnym mniemaniu.
- Wystarczy, że ona szepnie komu trzeba i do razu awansujesz tam gdzie przez Zaskrońca znalazłbyś się dopiero za kilka lat. Oczywiście pod warunkiem, że wyświadczysz nam przysługę. Pomóż nam wydostać się z miasta, a w zamian otrzymasz nie tylko słowo, ale również druk potwierdzający twoje umiejętności i oddanie – zakończył Ulka w napięciu wpatrując się w Grubego, który wzrokiem doświadczonego skryby wodził po trzymanym w rękach pergaminie. Bo był tak zaabsorbowany czytaniem, lub udawaniem że czyta, iż w ogóle przestał zwracać uwagę na ludzi wokół siebie.
Był to idealny moment by go załatwić, jednak Ulka nie działał w ten sposób,
- Oczywiście pewne sformułowania w tym tekście mogą być nieco niezrozumiałe. To szyfr – wyszeptał do Bo, na wypadek gdyby jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności tamten liznął trochę edukacji.
Te dwa ostatnie słowa drwala okazały się kluczem do umysłu grubasa.
- Rozumie. – Oblicze Bo promieniało zadowoleniem. Chłopak spojrzał w kierunku elfki, opuścił broń i zadał kluczowe dla siebie pytanie. – A kiedy dostanie te obiecane bardzo dużo monet?
- Śliski ostrzegał mnie, że tak powiesz i będziesz starała się mnie omamić. – Bo zdecydował się wreszcie chwycić ostatniej szansy, która wciąż łączyła go z elitami Ekradonu, a która opierała się na prostym stwierdzeniu „elfka kłamie”.
Ulka zdecydował się spróbować czegoś innego.
- Oczywiście istnieje jeszcze druga droga. Tak jak powiedziała Skowronek, ona również należy do Przyjaciół, jednak nasza elfka, przez skromność, nie wspominała że jest w ich hierarchii znacznie wyżej od Śliskiego Węża. Spójrz Bo. Zaskroniec rekrutuje nowych członków organizacji z najbiedniejszych dzielnic miasta. Ma ich zapewne kilkunastu w ciągu miesiąca. Miną tygodnie zanim sprawdzi wszystkich i szepnie swojemu przełożonemu o tym, że jest ktoś taki utalentowany jak Bo, kogo warto mieć w swoim gronie. I pewnie kilka następnych miesięcy przepadnie zanim ów ktoś przekaże ową wiadomość dalej. Naprawdę chcesz tyle czekać? Skowronek natomiast jest tą, która zawiera umowy z ważnymi klientami, działając na samej górze. Wiem co mówię, gdyż obecnie ona pracuje dla mnie, co mogę potwierdzić umową jaką mam spisaną przez … no wiesz kogo. Tych co wszystkim trzęsą.
Ulka żałował, że nie ma przy sobie dokumentu, który Asets zawarł ze Skowronkiem. Improwizując podsunął pod nos Bo swoją listę zakupów jakie miał poczynić w Ekradonie. Musiał założyć, że ktoś kto ma problemy z policzeniem do trzech, najprawdopodobniej również nie umie czytać, a przy tym jako przyszły Przyjaciel będzie na tyle dumny, że się do tego nie przyzna. Gruby musiał zdawać sobie doskonale sprawę z tego iż nikt tam nie rekrutuje idiotów, ale wierząc w swój spryt mógł spróbować ukryć tą cechę swojego charakteru. Przynajmniej w własnym mniemaniu.
- Wystarczy, że ona szepnie komu trzeba i do razu awansujesz tam gdzie przez Zaskrońca znalazłbyś się dopiero za kilka lat. Oczywiście pod warunkiem, że wyświadczysz nam przysługę. Pomóż nam wydostać się z miasta, a w zamian otrzymasz nie tylko słowo, ale również druk potwierdzający twoje umiejętności i oddanie – zakończył Ulka w napięciu wpatrując się w Grubego, który wzrokiem doświadczonego skryby wodził po trzymanym w rękach pergaminie. Bo był tak zaabsorbowany czytaniem, lub udawaniem że czyta, iż w ogóle przestał zwracać uwagę na ludzi wokół siebie.
Był to idealny moment by go załatwić, jednak Ulka nie działał w ten sposób,
- Oczywiście pewne sformułowania w tym tekście mogą być nieco niezrozumiałe. To szyfr – wyszeptał do Bo, na wypadek gdyby jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności tamten liznął trochę edukacji.
Te dwa ostatnie słowa drwala okazały się kluczem do umysłu grubasa.
- Rozumie. – Oblicze Bo promieniało zadowoleniem. Chłopak spojrzał w kierunku elfki, opuścił broń i zadał kluczowe dla siebie pytanie. – A kiedy dostanie te obiecane bardzo dużo monet?
- Skowronek
- Senna Zjawa
- Posty: 281
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
- Kontakt:
Elfka doszła do wniosku, że jednak ona i Sjans mieli zupełnie inne podejście do likwidowania swoich problemów: ona szła do celu po trupach i nie licząc się z innymi, a drwal tymczasem zdawał się chcieć wszystkich zadowolić. Przez tą różnicę właśnie stali i pertraktowali z jakimś przygłupem, zamiast wsadzić mu kosę pod żebra i wiać z tego miasta póki była ku temu okazja. Jej naprawdę nie zależało na tym, czy ten dzieciak przeżyje czy nie: był przeszkodą, zwykłym pionkiem, którego można było poświęcić dla sprawy. Ba, wręcz należało, bo im dłużej stali tu i rozmawiali, tym bliżej był Zaskroniec (zakładając oczywiście, że żyje), straż pałacowa z ich wściekłym kapitanem na czele, niemniej rozsierdzony ojciec towarzyszącej im dziewczyny i jeszcze na pewno kilka osób, które w tej całej aferze brały udział.
Skowronek gdy jeszcze przemawiała do Grubego, powoli zaczęła zmniejszać dystans między nimi, a palce jej dłoni pewniej złapały chwyt na rękojeści skrywanego w kieszeni noża. Była pewna, że go użyje, w tym przekonaniu utwierdziło ją zwątpienie, jakie ośmielił się wyrazić syn rzeźniczki - naprawdę nie miała czasu na przekonywanie go, kto w tym mieście lepiej kłamie. Sprężyła się do skoku, już miała zaatakować, spojrzała tylko na resztę by upewnić się jak zbić jego broń… I wtedy wtrącił się Sjans. Elfka z trudem ustała w miejscu i bardzo ostrożnie się rozluźniła. ”Jaka druga droga?!”, zirytowała się w myślach, wodząc wzrokiem między przygłupim mięśniakiem a przemawiającym doń drwalem. Szybko pojęła co chodzi Ulce po głowie i próbowała mu wymownymi minami zagrozić, by nie kontynuował tego pomysłu, bo wtedy to jego zabije. Ale na nic to się zdało, musiała więc grać pod jego dyktando. Gdy Bo spojrzał na nią słysząc z jak ważną osobą ma do czynienia, a przy tym jak skromną, elfka faktycznie udawała zażenowaną tym, że jej pozycja się wydała. A tymczasem Sjans zapędzał się dalej w swoich banialukach, od których Przyjaciółce aż uszy więdły. Opisywał oczywiście sposób działania, jakim kierowała się większość organizacji przestępczych, lecz nie oni - im nie było potrzebne mięso armatnie, do nich należeli sami specjaliści, wolne wilki, które organizowały swoje siatki wtedy gdy miały ochotę i wedle własnego widzimisię. Bo nie miałby szans na nic więcej niż stać się jednym z oczek takiej siatki, a tymczasem obiecano mu jakieś lukratywne stanowisko… Może i w tym szaleństwie była jakaś metoda, bo chłopak łykał te wszystkie bajki jak pelikan rybę i był tak zasłuchany, że prawie ślina mu ciekła z kącika otwartych ust… Tylko czemu jej kosztem?! Już, już elfka miała nadzieję, że sprawa się rypnie, bo ze swojego miejsca dostrzegła, iż Sjans pokazał mięśniakowi byle jaki papier, ale on to oczywiście łyknął. W sumie nie powinno ją to dziwić.
- Co? - wykrztusiła, gdy nagle zwrócono się do niej. Wielkimi oczami przez ułamek sekundy wpatrywała się w chłopaka, który totalnie zaskoczył ją swoim pytaniem. Musiała szybko wymyślić jakąś wiarygodną odpowiedź, więc by dać sobie czas, od razu zaczęła mówić.
- Ach, no tak, pierwsza gaża - żachnęła się na sam początek. - Oczywiście tak bystremu chłopakowi jak ty nie muszę mówić, że nie noszę przy sobie takiej dużej kwoty, ale spokojnie, to nic straconego. Gdy pomożesz nam w wydostaniu się stąd, od razu się wszystkim zajmę i jeszcze tego wieczoru będziesz miał obiecaną kwotę. Nasz kurier z pewnością cię odnajdzie, nie opuszczaj tylko tej dzielnicy. Pokażesz mu papier, który od nas dostaniesz i pieniądze będą twoje, a ja zajmę się resztą formalności związanych z twoim przystąpieniem do Przyjaciół.
Swoją wypowiedź elfka zakończyła uśmiechem, jakby cieszyła się na tę współpracę, a w myślach klęła sobie jak szewc. Odchrząknęła w kułak i z zażenowaniem spuściła wzrok.
- Wiesz, wcześniej nie zaczynałam tematu, bo głupio mi było tak przy świadkach, ale może lepiej, że się wydało kim jestem - zauważyła, zerkając na Sjansa jako głównego winowajcę. - Przynajmniej wszystko będzie jak należy. Dostaniesz swoje pieniądze, a jeśli chodzi o pozdrowienie, o którym ci wspominałam, to wygląda to tak.
Skowronek wykonała pierwszy gest, jaki przyszedł jej do głowy - uniosła rękę jak do zwykłego powitania z daleka, rozstawiając szeroko środkowy i serdeczny palec. Oczywiste było, że nie pokaże Bo prawdziwych sygnałów.
- Zastanów się jeszcze, jakie imię chciałbyś dostać - zachęciła go. - Jakąś nazwę zwierzęcia. Byk, to by do ciebie pasowało: duży, silny i waleczny, wykapany ty. Na wyjaśnianie reszty nie mamy teraz czasu, bardzo nam się spieszy, lecz kurier, który przekaże ci pieniądze, opowie ci też o reszcie, już ja tego dopilnuję.
I kolejny cudowny uśmiech, połączony z niewinnym zakładaniem włosów za ucho. Skowronek zastanawiała się, czy przypadkiem nie przegina, ale doświadczenie nauczyło ją, że zgrywanie słodkiej działa na prawie wszystkich mężczyzn, a zwłaszcza na takich, z którymi robiło się interesy.
Skowronek gdy jeszcze przemawiała do Grubego, powoli zaczęła zmniejszać dystans między nimi, a palce jej dłoni pewniej złapały chwyt na rękojeści skrywanego w kieszeni noża. Była pewna, że go użyje, w tym przekonaniu utwierdziło ją zwątpienie, jakie ośmielił się wyrazić syn rzeźniczki - naprawdę nie miała czasu na przekonywanie go, kto w tym mieście lepiej kłamie. Sprężyła się do skoku, już miała zaatakować, spojrzała tylko na resztę by upewnić się jak zbić jego broń… I wtedy wtrącił się Sjans. Elfka z trudem ustała w miejscu i bardzo ostrożnie się rozluźniła. ”Jaka druga droga?!”, zirytowała się w myślach, wodząc wzrokiem między przygłupim mięśniakiem a przemawiającym doń drwalem. Szybko pojęła co chodzi Ulce po głowie i próbowała mu wymownymi minami zagrozić, by nie kontynuował tego pomysłu, bo wtedy to jego zabije. Ale na nic to się zdało, musiała więc grać pod jego dyktando. Gdy Bo spojrzał na nią słysząc z jak ważną osobą ma do czynienia, a przy tym jak skromną, elfka faktycznie udawała zażenowaną tym, że jej pozycja się wydała. A tymczasem Sjans zapędzał się dalej w swoich banialukach, od których Przyjaciółce aż uszy więdły. Opisywał oczywiście sposób działania, jakim kierowała się większość organizacji przestępczych, lecz nie oni - im nie było potrzebne mięso armatnie, do nich należeli sami specjaliści, wolne wilki, które organizowały swoje siatki wtedy gdy miały ochotę i wedle własnego widzimisię. Bo nie miałby szans na nic więcej niż stać się jednym z oczek takiej siatki, a tymczasem obiecano mu jakieś lukratywne stanowisko… Może i w tym szaleństwie była jakaś metoda, bo chłopak łykał te wszystkie bajki jak pelikan rybę i był tak zasłuchany, że prawie ślina mu ciekła z kącika otwartych ust… Tylko czemu jej kosztem?! Już, już elfka miała nadzieję, że sprawa się rypnie, bo ze swojego miejsca dostrzegła, iż Sjans pokazał mięśniakowi byle jaki papier, ale on to oczywiście łyknął. W sumie nie powinno ją to dziwić.
- Co? - wykrztusiła, gdy nagle zwrócono się do niej. Wielkimi oczami przez ułamek sekundy wpatrywała się w chłopaka, który totalnie zaskoczył ją swoim pytaniem. Musiała szybko wymyślić jakąś wiarygodną odpowiedź, więc by dać sobie czas, od razu zaczęła mówić.
- Ach, no tak, pierwsza gaża - żachnęła się na sam początek. - Oczywiście tak bystremu chłopakowi jak ty nie muszę mówić, że nie noszę przy sobie takiej dużej kwoty, ale spokojnie, to nic straconego. Gdy pomożesz nam w wydostaniu się stąd, od razu się wszystkim zajmę i jeszcze tego wieczoru będziesz miał obiecaną kwotę. Nasz kurier z pewnością cię odnajdzie, nie opuszczaj tylko tej dzielnicy. Pokażesz mu papier, który od nas dostaniesz i pieniądze będą twoje, a ja zajmę się resztą formalności związanych z twoim przystąpieniem do Przyjaciół.
Swoją wypowiedź elfka zakończyła uśmiechem, jakby cieszyła się na tę współpracę, a w myślach klęła sobie jak szewc. Odchrząknęła w kułak i z zażenowaniem spuściła wzrok.
- Wiesz, wcześniej nie zaczynałam tematu, bo głupio mi było tak przy świadkach, ale może lepiej, że się wydało kim jestem - zauważyła, zerkając na Sjansa jako głównego winowajcę. - Przynajmniej wszystko będzie jak należy. Dostaniesz swoje pieniądze, a jeśli chodzi o pozdrowienie, o którym ci wspominałam, to wygląda to tak.
Skowronek wykonała pierwszy gest, jaki przyszedł jej do głowy - uniosła rękę jak do zwykłego powitania z daleka, rozstawiając szeroko środkowy i serdeczny palec. Oczywiste było, że nie pokaże Bo prawdziwych sygnałów.
- Zastanów się jeszcze, jakie imię chciałbyś dostać - zachęciła go. - Jakąś nazwę zwierzęcia. Byk, to by do ciebie pasowało: duży, silny i waleczny, wykapany ty. Na wyjaśnianie reszty nie mamy teraz czasu, bardzo nam się spieszy, lecz kurier, który przekaże ci pieniądze, opowie ci też o reszcie, już ja tego dopilnuję.
I kolejny cudowny uśmiech, połączony z niewinnym zakładaniem włosów za ucho. Skowronek zastanawiała się, czy przypadkiem nie przegina, ale doświadczenie nauczyło ją, że zgrywanie słodkiej działa na prawie wszystkich mężczyzn, a zwłaszcza na takich, z którymi robiło się interesy.
Drwala niewiele obchodziło to w jaki sposób miała się ostatecznie zakończyć historia awansu społecznego Grubego Bo. Układał się z rzeźnikiem tylko dlatego, iż nie chciał zapuszczać się do kanałów bez przewodnika. Wizja zgubienia się gdzieś tam w podziemiach była wystarczająco odpychająca by poświęcić trochę czasu na przekonanie do siebie tępego chłopaka. Teraz gdy stracili Długiego Cienia, ta niezdara okazała się ich jedyną szansą. Problem polegał na tym, iż Ulka w żaden sposób nie mógł mieć pewności czy Bo rzeczywiście potrafi zrobić to co gwarantowałby im przemytnik.
Ostatecznie Sjans zdecydował się pozostawić decyzję Skowronkowi. Być może wciąż istniała możliwość, że to elfka ich poprowadzi. Jeśli tylko Przyjaciółka wciąż orientowała się w okolicy i gotowa była przejąć dowodzenie, to drwal uznał, iż nie będzie miał żadnych oporów by osobiście wrzucić grubasa przez klapę od ścieków.
- Dobrze Bo, skoro formalności mamy już za sobą, chciałbym zadać ci jedno ważne pytanie, czy potrafisz wyprowadzić nas z miasta tą drogą? Mówiłeś, że Długi Cień korzysta z niej dla dobra swoich klientów, ale interesuje mnie to czy ty również przeszedłeś ją choćby raz.
Odlatujący myślami gdzieś daleko w sferę luksusu, grubas dopiero po chwili zorientował się że zadano mu pytanie.
- Byk, tak mógłbym nazwać się bykiem. Albo Bawołem – odpowiedział Bo całkowicie ignorując temat dyskusji, gdy tymczasem Sjansowi kończyły się pokłady cierpliwości.
- Na wymyślenie imienia będziesz miał jeszcze czas. Skup się teraz i powiedz jak dobrze znasz drogę przez kanały!
- Ale powinniście dać mi odznakę. Śliski mówił, że wy wszyscy macie przy sobie taki znak rozpoznawczy, po którym zaraz widać kto je kto.
Ulka nie wytrzymał. Chwycił młodzieńca za kaftan i zaczął nim szarpać.
- Do cholery, ocknij się! Jeśli zaraz się stąd nie wyniesiemy to nie zostaniesz niczym więcej jak kupą gnijącego mięsa.
- Nie możesz zwracać się w ten sposób do Przyjaciół. Ani rzucać mi gróźb jakbym był zwykłym siekaczem – dumnie stwierdził Bo.
Kompletnie zaskoczony nagłą przemianą chłopaka, Ulka przez chwile zastosował się do tego pouczenia. Odsuwając się trzy stopy od Bo, drwal dyskretnie chwycił za ostrze swojego topór, trzymając go w taki sposób iż trzonek broni przylegał do ramienia. Sjans potrzebował użyć czegoś twardego. Z całych sił wziął zamach i uderzył grubasa prosto w skroń. Ten niemal natychmiast padł bez przytomności.
- Już się bałem, że nie tylko rozum, ale i czaszkę ma po byku – westchnął Sjans. – Gyneid, otwieraj zsyp. Nasz przyjaciel pójdzie nim jako pierwszy. Być może na dole wróci mu rozsądek. Nie chciałbym tam schodzić bez kogoś obeznanego z dalszą drogą, ale to zależy od ciebie Skowronku. Jeśli mamy jakaś alternatywę to najwyższy czas by z niej skorzystać.
Ostatecznie Sjans zdecydował się pozostawić decyzję Skowronkowi. Być może wciąż istniała możliwość, że to elfka ich poprowadzi. Jeśli tylko Przyjaciółka wciąż orientowała się w okolicy i gotowa była przejąć dowodzenie, to drwal uznał, iż nie będzie miał żadnych oporów by osobiście wrzucić grubasa przez klapę od ścieków.
- Dobrze Bo, skoro formalności mamy już za sobą, chciałbym zadać ci jedno ważne pytanie, czy potrafisz wyprowadzić nas z miasta tą drogą? Mówiłeś, że Długi Cień korzysta z niej dla dobra swoich klientów, ale interesuje mnie to czy ty również przeszedłeś ją choćby raz.
Odlatujący myślami gdzieś daleko w sferę luksusu, grubas dopiero po chwili zorientował się że zadano mu pytanie.
- Byk, tak mógłbym nazwać się bykiem. Albo Bawołem – odpowiedział Bo całkowicie ignorując temat dyskusji, gdy tymczasem Sjansowi kończyły się pokłady cierpliwości.
- Na wymyślenie imienia będziesz miał jeszcze czas. Skup się teraz i powiedz jak dobrze znasz drogę przez kanały!
- Ale powinniście dać mi odznakę. Śliski mówił, że wy wszyscy macie przy sobie taki znak rozpoznawczy, po którym zaraz widać kto je kto.
Ulka nie wytrzymał. Chwycił młodzieńca za kaftan i zaczął nim szarpać.
- Do cholery, ocknij się! Jeśli zaraz się stąd nie wyniesiemy to nie zostaniesz niczym więcej jak kupą gnijącego mięsa.
- Nie możesz zwracać się w ten sposób do Przyjaciół. Ani rzucać mi gróźb jakbym był zwykłym siekaczem – dumnie stwierdził Bo.
Kompletnie zaskoczony nagłą przemianą chłopaka, Ulka przez chwile zastosował się do tego pouczenia. Odsuwając się trzy stopy od Bo, drwal dyskretnie chwycił za ostrze swojego topór, trzymając go w taki sposób iż trzonek broni przylegał do ramienia. Sjans potrzebował użyć czegoś twardego. Z całych sił wziął zamach i uderzył grubasa prosto w skroń. Ten niemal natychmiast padł bez przytomności.
- Już się bałem, że nie tylko rozum, ale i czaszkę ma po byku – westchnął Sjans. – Gyneid, otwieraj zsyp. Nasz przyjaciel pójdzie nim jako pierwszy. Być może na dole wróci mu rozsądek. Nie chciałbym tam schodzić bez kogoś obeznanego z dalszą drogą, ale to zależy od ciebie Skowronku. Jeśli mamy jakaś alternatywę to najwyższy czas by z niej skorzystać.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości