Góry DassoDwie sowy

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Nyllef
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Opiekun , Szaman , Myśliwy
Kontakt:

Post autor: Nyllef »

Przygoda z kotłem i pieniącą się weń zatrutą wodą, uświadomiła Nyllef konieczność zachowania większej ostrożności. Będąc pierwszą poznaną przez dziewczynę ludzką społecznością, mieszkańcy wioski strasznie ją fascynowali, przez co wiedziona ciekawością kapłanka chętnie zaglądałaby w każdy kąt, pod każdy dach, pokrywkę, pościel i inne rzeczy, których nazw dopiero się uczyła, jednak z drugiej strony dociekliwa odkrywczyni miejscowych zwyczajów zdawała sobie sprawę, że ona, Lri i Aki są w tym stadzie obcy, w związku z czym niekoniecznie muszą spotkać się z ciepłym przyjęciem. Nawet jeśli pozory sugerowałyby coś innego. Obserwacja przyrody i zachowania innych stadnych zwierząt, podpowiadały czarodziejce, iż takie spotkania mogą kończyć się dość brutalnie. Dlatego też Nyllef postanowiła od tej pory wzmóc czujność, nie wypuszczać włóczni ze swojej dłoni, a przede wszystkim trzymać Lri blisko siebie.
Dziewczyna miała świadomość, że chcąc chronić siebie i wojownika, będzie potrzebowała pary sprawnych oczu. Niestety, te z których zwykła korzystać, obecnie były zbyt zajęte obserwacją nosidełka i próbą podrapania znajdującego się na nim wizerunku sowy, a bez pomocy pierzastej przyjaciółki, Nyllef nawet nie była w stanie odnaleźć porzuconego odzienia. Na szczęście dla niej, widząc jak kapłanka po omacku próbuje przeszukać otoczenie, starsza kobieta zorientowała się w sytuacji, natychmiast posyłając po pomoc w postaci tej samej dziewczyny, którą chwilę wcześniej czarodziejka usiłowała wrzucić do kotła.
- Tak myślałam. Wielki mi pan bohater. Podglądać niewidomą w kąpieli. Pfff… – burknęła starucha, wyrażając swoją dezaprobatę odnośnie poczynań Akiego, a następnie zwróciła się do swojej pomocnicy. – Naivi, pomóż panience się ubrać, a potem zaprowadź ją na ucztę. Nasz naczelnik i ten pucułowaty hrabia, co to nie umie przypilnować jednego dzieciaka, będą chcieli ją zobaczyć.
- Tak, proszę pani - przytaknęła dziewczyna, robiąc przy tym minę jakby kazano jej siłować się z niedźwiedziem.
- Kto to jest ten „naczelnik” – chciała wiedzieć Nyllef.
- Baran, który tu rządzi i któremu wydaje się, że dba o dobro wioski – utyskiwała kobieta. – Najpierw wysłał część chłopów by towarzyszyli lordowi w polowaniu. Kolejną grupę posłał w zamiecie, po to by odszukać tych, którzy się zgubili, a ostatnich mężczyzn zdolnych do czegokolwiek, chce poświęcić eskortowaniu dzieciaka i jego opiekuna z powrotem do ich pałacu.
- Aki będzie z nim walczył? – Chciała wiedzieć kapłanka, na co starucha zaczęła się śmiać, do tego stopnia, iż po chwili musiała zmagać się z chorobliwym kaszlem.
- A to dobre. Chciałabym to zobaczyć – stwierdziła kobieta, kierując się w stronę wyjścia.
- Rada wioski to sami starcy. Niewielu z nich chodzi o własnych siłach – wyjaśniła Naivi – Proszę.
- Co to jest!? Gdzie moje ubranie? – wzburzyła się czarodziejka, gdy w jej dłonie wepchnięto obcy materiał.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Te twoje łachmany… znaczy się dałam je do prania, a te są nowe. I ciepłe. Powinny pasować. Są spodnie, które zakłada się pod suknie. Tunika i buty. A tu masz wszystkie swoje ozdoby, amulety i naszyjniki. – Pospiesznie wytłumaczyła służąca, wpychając w dłonie Nyllef własność czarodziejki.
Pomimo licznych wątpliwości, podejrzeń i niezrozumienia sensu zmiany ubrań, które wciąż były dobre, kapłanka zdecydowała się tym razem ustąpić. Pamiętała, że Akiego również starano się przystroić według lokalnych zwyczajów, a wojownik specjalnie przy tym nie protestował.
- Czy ty i ten wytatuowany mężczyzna jesteście razem? – zagadnęła Naivi.
- Razem.
- Wiec pewnie niepokoi cię sposób w jaki inne dziewczyny próbują zastawić na niego sidła? – spytała służka, nawet nie zdając sobie sprawy, że słowo „sidła” dla obeznanej z polowaniami Nyllef, ma tylko jedno, dosłowne znaczenie.
- Jak to sidła? Lri, chodź! Musimy pomóc Akiemu. Zostaw nosidełko. I tak nikt go stąd nie zabierze! – domagała się czarodziejka.

Tymczasem w głównej sali narad uczta trwała w najlepsze, a przy jej głównym stole, poza sędziwym nadzorcą, Akim i uratowanym przez niego chłopakiem, siedział również arystokrata przedstawiony wojownikowi jako hrabia Sarco Dantus, brat panującego lorda, któremu powierzono opiekę nad dziedzicem, w czasie gdy władca oddaje się przyjemnościom związanym z łowami. Mężczyzna poza tym, iż sylwetką był sporo przy kości, czym wyraźnie odznaczał się na tle niedożywionych chłopów, to dodatkowo górował nad wszystkimi jak chodzi o jakość swojego ubioru, pełnego złotych haftów i drogocennych klejnotów. Opiekun zachwalał dokonania wojownika, wyraźnie dając zebranym do zrozumienia jak wielką ulgę stanowi dla niego odnalezienie czcigodnego bratanka, jednocześnie cały czas podkreślając straszne męki, które on sam przeżywał zamartwiając się o los chłopca. Jednak gdy tylko zainteresowanie powyższym tematem osłabło, hrabia szybko doszedł do wniosku, że przedstawienie skończone, a on sam powinien wrócić do interesów.
- Oczywiście rozumiesz przyjacielu, że wioska ma swoje zobowiązania i musi zachowywać się uczciwie w stosunku do innych poddanych, ciężko pracujących na rzecz państwa.
- Panie, oddaliśmy już wszystko co mamy – błagał naczelnik.
- Te wasze skóry niewiele są warte – zauważył hrabia – ale ptak to co innego. W życiu nie wiedziałem tak ogromnej sowy. Byłaby ozdobą mojej oranżerii.
- Ptak nie jest nasz, tylko dziewczyny.
- Nie ma problemu, kupię również ją. To znaczy mówiąc kupię, mam na myśli spłatę waszego zadłużenia – oświadczył arystokrata.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

Jak zauważył Aki, podczas swojego dłużącego się pobytu na kontynencie, każdemu kto piastuje jakiś wysoki urząd towarzyszy tusza, cynizm i wyjątkowo paskudny gust. Mężczyzna przedstawiony mu jako hrabia Dantus wyglądał jak faszerowany indyk, miał dodatkowy, lekko zwisający podbródek, małe oczka i krótkie ręce o palcach obciążonych pierścieniami. Na tle biegających dookoła rozbawionych dzieci wydawał się górą, ale nawet one nie dyszały od stania w jednym miejscu.
Próbując przywołać na twarz szczery uśmiech, chłopak wysłuchał podziękowań za pomoc w odnalezieniu syna tutejszego lorda oraz sam podziękował za gościnę. Grabieżcy z jego rodzinnych stron bardzo często dzielili się opowieściami z wypraw, na których poznawali kontynentalne zwyczaje. Jednym z nich było wyrażanie głębokich podziękowań za wszystko osobom możnym, nawet jeśli to prosty lud kiwał za nich palcem. W Kovirze taki stan rzeczy oznaczał obrazę tego, który niósł faktyczną pomoc, a że berserkowie byli ludem prostym, bardzo często wynikały z tego pospolite mordobicia. Nawet z udziałem samego Wielkiego Jarla. Aki wolał tego uniknąć na obcej ziemi, dlatego szybko się dostosowywał, chociaż w głębi serca nie widział powodu dla dziękowania grubszemu jegomościowi za cokolwiek.
Na szczęście i ten etap szybko minął, młody wyspiarz mógł spokojnie zjeść, skosztować wina oraz pochwalić się kilkoma odbytymi przygodami, gdy znów otoczyły go młode kobiety. Dla skromnego wojownika było to niecodzienne doświadczenie, kilka razy odbiło mu się o uszy słowo "ślub", ale nie reagował. Dziewczyny były po prostu miłe i uprzejme, a on na pewno nie zamierzał zostać tu dłużej niż to potrzebne. W końcu musiał odprowadzić Nyllef do jej tajemniczego opiekuna, pustelnika Uro.
Co do samej czarodziejki, Aki nigdzie nie mógł jej dostrzec, co go zaniepokoiło. Starucha i jej służka piętro wyżej na pewno zapanowały już nad sytuacją, dziewczyna powinna więc niebawem do nich zejść, ale taka niecywilizowana osóbka w obcym gnieździe z całą pewnością sprawi dodatkowe kłopoty. No i była jeszcze Lri.
I tępak Kuf. Oraz jego knujący kompan.
Oboje nieobecni, co nie znaczy, że zagrożenie z ich strony zmalało. Wręcz przeciwnie.
- Przepraszam ale muszę znaleźć swoją przyjaciółkę - odpowiedział naczelnikowi, jednak zanim wstał, usłyszał strzępek rozmowy mężczyzn.
Temat futer nie zrobił na Akim wrażenia. Każdy wasal płacił swojemu seniorowi w zamian za ochronę, świat za oceanem nie różnił się jednak tak bardzo od zaściankowej wyspy, jednak użyte w jednym zdaniu słowa "ogromna sowa" i "ozdoba" nie specjalnie do siebie pasowały w ustach hrabiego. To by znaczyło, że Nyllef i jej pierzasta podopieczna mogą mieć kłopoty, a kłopoty niewidomej bardzo szybko staną się i jego zmartwieniem. Należało więc zacząć działać.
- Wybacz panie, że się wtrącę do rozmowy - mruknął berserk, dosiadając się do rozmawiających. - Ale ta duża sowa nie należy do tych chłopów i nie jest na sprzedaż.
Potem Aki odszukał wzrokiem czarodziejkę i ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Nie mądrze było ją opuszczać, na czas brania przez nią kąpieli powinien zostać pod drzwiami i czekać.
Jego słowa mogły urazić tak ważną personę, toteż najlepiej było się usunąć ze sceny już teraz. I tak nadużyli gościnności chłopów.
Zabrawszy swoją tarczę i trochę prowiantu, Aki jeszcze raz podziękował za wszystko i opuścił dom w ciszy, nie patrząc już na Nyllef, która powinna mieć dość oleju w głowie żeby za nim podąrzyć.
Na zewnątrz okazało się, że pogoda znacznie zelżała. Śnieg zalegał teraz hałdami wszędzie gdzie nie rzucić okiem, a nie opadał niczym ściana wodospadu z nieba. To znacznie ułatwiło przeprawę przez góry. Po godzinie marszu zaczęli widzieć pierwsze drzewa i doliny położone w niższych partiach, a po dwóch kontury drogowskazów. To właśnie przy jednym z nich Aki zadecydował postój, kiedy nagle zorientował się, że nie słyszy ptasiego skrzeczenia. Nyllef i Lri gdzieś zniknęły. Że też akurat teraz, westchnął w myślach, rozglądając się gorączkowo. I co on teraz zrobi? Co prawda miał jedzenie, ciepłą kurtkę i tarczę, ale w całym tym zamieszaniu nie poprosił o jakiś nóż lub chociaż siekierę. Sam w nieznanym lesie, od razu byłoby raźniej z siekierą.
Nagle ponad śnieżnym puchem ukazały się sylwetki kilku jeźdźców oraz załadowane beczkami wozy. Na widok samotnego wędrowca ich przodownik wstrzymał kolumnę i z uniesioną dłonią podjechał bliżej.
- Pozdrowienia ze szlaku. Dokąd zmierzacie?
- Gdzieś gdzie jest cieplej - odpowiedział Aki. - Może mnie podrzucicie?
- Rabuś ty lub złodziej?
- Bez broni? - padło od berserka w odpowiedzi, ukazując wnętrze kurtki.
- A niech stracę. Siadaj na wóz.

Ciąg dalszy - Aki
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości